Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36796
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Mają raczej złą opinię: niektóre powodują bóle głowy, podejrzewa się je o powodowanie ADHD, a nawet nowotworów. A mimo to wśród barwników spożywczych, bo o nich mowa, istnieją chlubne wyjątki - jak donoszą autorzy przeprowadzonego niedawno zaskakującego eksperymentu, niektóre z nich najprawdopodobniej chronią nas przed silnie rakotwórczymi toksynami. Badania przeprowadzono na pstrągach, które z natury są stosunkowo wrażliwe na obecność szkodliwych związków w otaczającym je środowisku. Rybom tym podawano silne kancerogeny (związki rakotwórcze): dibenzopiren (DBP) oraz aflatoksynę, które dodawano do "normalnego" pokarmu lub (w drugiej grupie) do pokarmu wzbogaconego o dwa barwniki spożywcze: Red 40 oraz Blue 2. Tak przygotowaną karmę podawano przez miesiąc. Po ośmiu miesiącach od odstawienia tej szkodliwej diety odkryto, co może się okazać zaskakujące dla wielu osób, że aflatoksyna powodowała aż o 50 procent mniej przypadków guzów wątroby, gdy była podawana razem z barwnikiem spożywczym. Również negatywny wpływ DBP był niwelowany przez dodatki do żywności - ryby karmione pożywieniem z dodatkiem pigmentu oraz DBP chorowały dwukrotnie rzadziej na raka żołądka. W grupie tej stwierdzono także o 40 procent mniej przypadków raka wątroby w porównaniu do ryb karmionych pożywieniem z dodatkiem dibenzobirenu, lecz bez barwników. Poproszona o komentarz tej sprawie dr Gayle Orner, pracująca na Uniwersytecie Stanu Oregon specjalistka z dziedziny żywności, zwraca uwagę na ludzkie uprzedzenia do dodatków do żywności: Powszechnie postrzega się barwniki spożywcze jako złe, lecz niektóre z nich mają także swoje dobre strony. Podkreśliła także, że należy przeprowadzić dalsze badania, które wyjaśnią mechanizm ochrony przed nowotworem indukowanej przez sztuczne barwniki. Wyniki badań opublikowano na zebraniu Amerykańskiego Stowarzyszenia Badań nad Rakiem w San Diego.
  2. Australijscy naukowcy opracowali jabłka, które nie ciemnieją po przekrojeniu, a więc nie ulegają utlenieniu. Przez kilka godzin miąższ nie brązowieje, lecz zachowuje swój bladoróżowy koloryt. Jabłka będą sprzedawane pod nazwą Zaczarowane. Kim Chance, minister rolnictwa w Parlamencie Australii Zachodniej, ma nadzieję, że ich niezwykłe właściwości spodobają się klientom na całym świecie. Według niego, owoce odporne na utlenianie są bardziej użyteczne i atrakcyjne dla przemysłu. Z dużym prawdopodobieństwem staną się też ozdobą półmisków, stałym elementem dziecięcych pudełek z drugim śniadaniem czy produktem do sporządzania świeżych soków. Zachowują bowiem nie tylko swoją piękną barwę, ale także orzeźwiający smak. Jabłka te uzyskano bez modyfikacji genetycznej, co z pewnością przysporzy im popularności.
  3. Szpaki są utrapieniem właścicieli ogrodów i sadowników. Zjadają lub dziobią owoce, które gniją i nie nadają się już do spożycia. Okazuje się, że ptaki te doskonale wiedzą, kiedy ludzie na nie patrzą. Starają się wtedy trzymać z dala od swojej nadrzewnej stołówki. Jeśli jednak człowiek pozostaje w tym samym miejscu, lecz nie spogląda na nie, szybciej powracają do skubania i zjadają w sumie więcej. Takie wnioski wypływają z eksperymentów zespołu Julii Carter z Uniwersytetu w Bristolu. Opublikowano je w magazynie Proceedings of the Royal Society Biological Sciences. Niektórzy zaczęli się cieszyć, że dzięki temu odkryciu uda się skonstruować lepsze strachy na wróble. Wg Carter, są to jednak płonne nadzieje: Szpaki wydają się mieć dość silną awersję do oczu, nawet sztucznych, ale ptaki te również bardzo szybko się uczą. Wcześniejsze badania wykazały, że szpaki uczą się unikać stosunkowo rozbudowanych straszaków w zaledwie parę godzin. Urządzenia te nie robią tego, co prawdziwe drapieżniki: nie gonią ptaków ani nie stwarzają innych pozorów zagrożenia. Szpaki prędko zaczynają je więc ignorować. Ptaki mogą mieć silnie zakodowany strach przed bezpośrednim spoglądaniem na nie. Dzieje się tak, ponieważ podczas ataku drapieżniki wpatrują się w swoją ofiarę. Wgapianie oznacza zatem zbliżające się zagrożenie. Może być też tak, że szpaki są bardziej inteligentne niż do tej pory sądzono i mają świadomość spojrzenia innej istoty, niekoniecznie tego samego gatunku. [...] Są o wiele lepszymi obserwatorami i wykazują o wiele większą wrażliwość na wskazówki malujące się na ludzkiej twarzy, niż mogliśmy to sobie wyobrazić. Zaobserwowaliśmy reakcje na bardzo niewielkie różnice w ludzkim spojrzeniu, mimo że podczas eksperymentu nie zmieniały się o wiele istotniejsze i rzucające się w oczy czynniki, takie jak bliskość człowieka, a także orientacja w przestrzeni ciała oraz twarzy. Zachowanie szpaków da się wyjaśnić na kilka sposobów. Po pierwsze, umieją one odczytać intencje innych gatunków. Nie wiadomo jednak, czy potrafią spojrzeć na sytuację z perspektywy innej istoty, czy reagują instynktownie na okrągłe wzory przypominające oczy. Reakcja jest najsilniejsza, gdy ptaki widzą wzór pod kątem 90 stopni, ponieważ gdy zaczyna on wzrastać, oczy wydają się mniej okrągłe. Po drugie, szpaki mogły się nauczyć unikania bezpośredniego spojrzenia. Schwytanie (w naturze bądź w klatce) jest bowiem zawsze poprzedzone aktem przyglądania się przez polującego. Po trzecie, szpaki są zwierzętami bardzo społecznymi i szybko zaczynają brać udział w stadnych wypadach po jedzenie. Umiejętność szybkiego stwierdzenia, w jakim stopniu (i czy w ogóle) zagrażający jest napotkany właśnie obiekt, pozwala powrócić do żerowania przed innymi osobnikami, które nie reagują tak błyskawicznie.
  4. Naukowcy zakończyli ostrożne rozmrażanie ciała kolosalnej kałamarnicy, którą w lutym ubiegłego roku przypadkiem wyłowiono u wybrzeży Antarktydy. Uczeni chcą zbadać zwierzę, by dowiedzieć się jak najwięcej o tym potężnym i niezwykle tajemniczym gatunku. Już teraz dowiedzieli się, że kolosalne kałamarnice mają największe oczy w świecie zwierząt. Średnica oczu złapanego okazu wynosi... 28 centymetrów. Dotychczas ludzie zetknęli się jedynie z ośmioma kałamarnicami z gatunku Mesonychoteutchis hamiltoni. Badany obecnie okaz ma 8 metrów długości i waży 454 kilogramy. Naukowcy uważają, że zwierzęta z tego gatunku mogą mieć nawet 14 metrów długości. Wiadomo o nich bardzo niewiele. Podobno są agresywnymi myśliwymi i mogą zanurzać się nawet na głębokość 2 kilometrów. Uczeni przypuszczają, że zwykle żyją na głębokości około 1 kilometra. Są świetnie przystosowane do życia w takich warunkach. Mają głęboki różowy kolor, a czerwone widmo światła jest pierwszym, które zanika w głębinach. Zwierzęta są więc całkowicie niewidoczne pod wodą. Eksperci zwracają uwagę, że ostatnio coraz częściej w sieci zaplątują się wielkie oraz gigantyczne kałamarnice. Trawlery pojawiają się bowiem na wodach, na których dotychczas nie łowiono i sięgają głębiej, niż kiedykolwiek. Ludzie zaczynają konkurować z olbrzymami o ich pożywienie.
  5. W należącym do Xeroksa Palo Alto Research Center (PARC) powstał papier do drukarek, który można wielokrotnie używać. Zawiera on specjalne molekuły, które reagują na ultrafioletowe światło emitowane przez listwę drukującą drukarki. W ten sposób powstaje wydruk. Jednak po 24 godzinach molekuły wracają do swojego poprzedniego stanu i litery zanikają. Papier można wykorzystać więc ponownie. Przedstawiciele PARC mówią, że nowy papier przyda się przede wszystkim w biurach, gdzie drukuje się olbrzymie ilości dokumentów używanych jedynie przez kilka minut. W wielu firmach dzieje się tak np. z pocztą elektroniczną, która jest przenoszona na papier, czytana, a później kartka trafia do kosza. Zauważyliśmy, że gwałtownie rośnie liczba dokumentów drukowanych w biurach. Pracownicy używają ich jednak tylko przez godzinę lub dzień, a później wyrzucają kartkę. Czasem bywa nawet tak, że wydruk trafia do kosza i wówczas, gdy przyda się następnego dnia. Później jest ponownie drukowany. Gdy mamy dokument w wersji elektronicznej łatwo jest do niego dotrzeć i ponownie go wydrukować - mówi Paul Smith z Xerox Canada. Konkurent Xeroksa, firma Lexmark, przeprowadziła ostatnio badania, z których wynika, że aż 20% dokumentów drukowanych w biurach nigdy nie zostaje przeczytanych lub też trafiają do śmieci w ciągu pięciu minut po wydrukowaniu. Nowy papier opracowany przez PARC traci swoje właściwości po około 100-krotnym użyciu. Obecnie jego największymi wadami są niemożność jego użycia gdy zostanie podarty lub zmięty oraz możliwość druku tylko w czerni. Nie wiadomo, kiedy papier trafi na rynek.
  6. Urządzenia w naszych domach, nawet gdy z nich nie korzystamy, zużywają sporo energii. Wszystko przez to, że korzystają one z trybu uśpienia, w którym ciągle są gotowe do pracy.Fujitsu Siemens Computers opracowało monitor, który również przechodzi w stan uśpienia, ale nie pobiera w tym czasie energii. Takie rozwiązanie pomoże zaoszczędzić w domu kilkadziesiąt złotych rocznie. W przypadku wielkich korporacji oszczędności mogą sięgać setek tysięcy złotych.Pomysł Fujitsu Siemensa polega na zastosowaniu specjalnego przełącznika. Gdy komputer zostaje wyłączony, przełącznik w monitorze całkowicie odcina dopływ prądu. Gdy wykryje on, że komputer został włączony, ponownie się przełącza i prąd znowu dociera do monitora.Nowy monitor będzie sprzedawany latem bieżącego roku. Początkowo ma on trafić przede wszystkim do firm.
  7. W zeszłą niedzielę (27 kwietnia) w tokijskiej świątyni Sensoji odbyły się doroczne zawody w płaczącym sumo (jap. Nakizumo, ang. crying sumo). Biorą w nich udział pary niemowląt. Wygrywa to, które zapłacze pierwsze albo (gdy uderzą w płacz jednocześnie) to, które zawodzi głośniej. Maluchy są trzymane w kręgu przez zawodników amatorów, a werdykt wydaje doświadczony sędzia. W rozgrywkach wzięło udział 84 dzieci. Wszystkie przyszły na świat w zeszłym roku. Jak można przeczytać w serwisie Mainichi Daily News, zmagania zorganizowano pod pomnikiem Danjuro Ichikawy IX, znanego aktora kabuki, który jako pierwszy zagrał bohatera Kamakurę Gongoro Kagemasę w sztuce pt. Shibaraku. Kagemasa był jako dziecko wyjątkowo silny, a zawody płaczącego sumo są formą modlitwy o zdrowie i prawidłowy rozwój brzdąców. Zwrócone do siebie twarzami dzieci zachęca się do płaczu, ponieważ Japończycy uważają, że płacz jest dla nich dobry. W czasie, gdy młodzi zawodnicy podnoszą je ku górze, by bogowie w niebiosach lepiej słyszeli ich kwilenie, rodzice zanoszą modły o pomyślność. Podobne festiwale odbywają się nie tylko w Tokio, ale i w całym Kraju Kwitnącej Wiśni. Mają one 400-letnią tradycję. W ten sposób odganiane są złe duchy. Nie zawsze przebieg wydarzeń pokrywa się z oczekiwaniami tłumnie przybyłych dorosłych. Czasem dzieci nie chcą płakać pod gołym niebem i trzeba je nakłaniać powtarzanym przez sędziego do mikrofonu jak mantra "nake, nake!" ("płacz, płacz"). W tym czasie zawodnicy wydają gardłowe pomruki i straszą niemowlęta groźnymi minami. Niekiedy nawet i to nie pomaga, bo niektóre dzieci zaczynają się śmiać lub pozostają niewzruszone. Ostateczną "bronią" zapaśników są maski, na widok których maluchy już muszą zapłakać... Zdjęcia z imprezy można zobaczyć na stronach CNN.
  8. Wśród wielu pomysłów na wspomaganie zalesiania lasów tropikalnych (czyli reforestacji) są, co oczywiste, koncepcje lepsze i gorsze. Jedna z najnowszych, opracowana przez niemieckich zoologów, zasługuje z kolei na miano jednej z najprostszych do wprowadzenia. Badacze wpadli bowiem na pomysł, by wykorzystać w tym celu... nietoperze. Zdaniem badaczy, do zachęcenia tych latających ssaków do pracy na rzecz całego lasu wystarczy rozstawić w lesie budki służące jako "gniazda", w których zwierzęta mogłyby odpoczywać. Obserwacja obyczajów tych zwierząt pokazuje, że zastosowanie odpowiednio przygotowanych miejsc pobytu może znacząco zwiększyć zasięg roznoszenia przez nietoperze nasion wielu tropikalnych roślin. Lasy tropikalne mają niebagatelne znaczenie dla całego świata ożywionego. Są niezwykle ważne dla wychwytywania z atmosfery nadmiaru dwutlenku węgla i przetwarzania go w tlen w procesie fotosyntezy. Kolejną istotną cechą tych miejsc jest ich ogromna bioróżnorodność - co prawda zajmują zaledwie kilka procent powierzchni Ziemi, lecz są domem dla co drugiego zamieszkującego ją gatunku. Obecnie jednak ten niezwykły skarb przyrody zanika w zastraszającym tempie. W latach 2000-2005 puszcze tropikalne pomniejszały się (proces ten nazywamy deforestacją) o 0,18%, a miejscami nawet o 1,5% rocznie. W miejscu wyciętego lasu sieje się głównie rośliny uprawne, a część terenów - po całkowitym wykorzystaniu ich zasobów - bywa często zostawiona odłogiem. Z tego powodu naukowcy szukają sposobu na powtórne zalesienie tych opuszczonych terenów, czyli reforestację. Naturalna regeneracja tak złożonego środowiska zachodzi bardzo wolno, a powszechnie dzisiaj stosowane obecnie metody są co prawda skuteczne, lecz jednocześnie drogie - stąd próby opracowania nowych sposobów przyśpieszenia reforestacji. Nietoperze w czasie swoich nocnych eskapad chętnie udają się na żer, a następnie przenoszą się na tereny pozbawione drzew. Wiele z tych zwierząt żywi się owocami i nektarem, przez co roznoszą po okolicy nasiona oraz zapylają kwiaty, na których siadają. Stąd właśnie wziął się pomysł, by na obszarach dotkniętych deforestacją ustawić dodatkowe, sztuczne siedliska, w których nietoperze zatrzymywałyby się w czasie swojego dziennego snu. Dzięki temu przynajmniej część z nich zatrzymałaby się na dłużej na terenie zdegradowanym, a w czasie swoich podróży od miejsca żerowania do miejsca spoczynku rozsiewałyby nasiona tam, gdzie drzewostan jest znacznie zubożony. Jeden z autorów pomysłu, zoolog Detlev Kelm, pokłada w swoim pomyśle wiele nadziei: Za kilka dni lub tygodni pierwsze nietoperze zaczną się tu wprowadzać. Do tej pory znaleźliśmy dziesięć gatunków nietoperzy, które korzystają z podobnych miejsc spoczynku, do tego przedstawiciele kilku z nich wydajnie rozsiewają nasiona. Wykonaliśmy odpowiednie badania i stwierdziliśmy, że nasiona ponad sześćdziesięciu gatunków roślin mogą być roznoszone przez nietoperze. Warto dodać, że sporo z tych gatunków to tzw. rośliny pionierskie, czyli takie, które zasiedlają stosunkowo ubogie tereny i "torują drogę" wyżej zorganizowanym roślinom, np. drzewom. Metoda zapowiada się obiecująco. Jest tania i nie wymaga wielkiego nakładu pracy, natomiast raz rozstawione "gniazda" mogą służyć nietoperzom przez wiele lat. Czy z pomocą tej techniki uda się rzeczywiście przyśpieszyć reforestację? Dowiemy się tego prawdopodobnie za kilka lat.
  9. Co to znaczy być żywym? Zrozumienie tego stanu pojawia się w toku rozwoju dość późno. Szwajcar Jean Piaget wykazał, że dzieci uznają za ożywione obiekty, które samodzielnie się poruszają, np. chmury. O stopniu trudności pojęcia świadczy fakt, że nawet 10-latkowie miewają problemy z ustaleniem odpowiedniego zakresu zjawiska. Naukowcy z Northwestern University zauważyli, że właściwości języka ojczystego dziecka w ciekawy sposób wpływają na nabywanie i rozumienie nie tylko pojęcia bycia ożywionym, ale i innych idei biologicznych (Psychological Science). Psycholodzy Florencia Anggoro, Sandra Waxman i Doug Medin porównali 4-9-latków mówiących po angielsku i indonezyjsku. W angielskim słówko zwierzę jest wieloznaczne. Może obejmować wszystkie obiekty ożywione, czyli członków królestwa zwierząt lub zwierzęta z wyłączeniem ludzi. W indonezyjskim pojęcie zwierzę nie obejmuje ludzi. Podobnie jest w języku polskim. Badacze uważają, że języki, w których mamy do czynienia z zarysowaną wyżej wieloznacznością, utrudniają dzieciom doprecyzowanie zakresu kategorii "ożywiony". By przetestować swoją teorię, psycholodzy poprosili dzieci mówiące po angielsku lub indonezyjsku o rozsegregowanie bytów na ożywione i nieożywione. Maluchy badane w Jakarcie nie miały większych problemów z ukończeniem zadania. Do "ożywionych" zaliczyły i zwierzęta, i rośliny. Brzdącom biorącym udział w eksperymencie przeprowadzonym w Chicago nie poszło już tak dobrze. Nawet 9-latkowie mieli tendencję do eliminowania roślin z kategorii obiektów ożywionych. Uzyskane wyniki potwierdzają więc przypuszczenia naukowców. Anggoro podkreśla, że w ten sposób po raz kolejny udało się wykazać, jak język kształtuje wiedzę.
  10. Pracujący dla Google'a badacze twierdzą, że opracowali precyzyjną technologię wyszukiwania grafik. Pod koniec ubiegłego tygodnia na International World Wide Web Conference w Pekinie przedstawiciele Google'a zaprezentowali dokument opisujący VisualRank - technologię rozpoznawania obrazów oraz nadawania im wagi. VisualRank ma być dla obrazów tym, czym PageRank jest dla tekstu. Obecnie wykorzystywane wyszukiwarki obrazków korzystają tak naprawdę z tekstu umieszczonego obok danej grafiki. Samo rozpoznawanie i klasyfikowanie obrazów jest dla komputerów wciąż zbyt trudnym zadaniem. To, co dla człowieka jest bardzo łatwe, dla maszyny stanowi przeszkodę nie do pokonania. Istnieją techniki wyodrębniania twarzy z grafik, ale już wyszukanie na obrazku np. gór, filiżanek czy drzew przychodzi komputerom z olbrzymią trudnością. Badacze Google'a przyznają, że ich technika nie radzi sobie z każdą grafiką bez wyjątku. Znajduje ona zastosowanie tylko do pewnej części obrazów skatalogowanych przez wyszukiwarkę Google. Mimo, iż jest to niewielka część grafiki dostępna w Sieci, to jednak, jak zapewnia Google, to i tak największa w Sieci wyszukiwarka grafiki. Potrafi ona odnaleźć na zdjęciach 2000 różnych przedmiotów. To najpopularniejsze przedmioty, które pojawiają się w zapytaniach zadawanych Google'owi. Nad stworzeniem tej technologii pracowało 160 osób, które zajmowało się katalogowaniem i nadawaniem wagi poszczególnym grafikom. Google twierdzi, że dzięki ich pracy wyszukiwarka zwraca o 83% mniej błędnych wyników. Część ekspertów pozostaje jednak sceptycznie nastawiona. Twierdzą oni, że system Google'a nie nadaje się do zastosowania na masową skalę. Ponadto nie wiadomo czy i w ogóle wyszukiwarka obrazków wyjdzie poza fazę badań.
  11. Cray, legendarny producent superkomputerów, podpisał z Intelem umowę, na podstawie której będzie wykorzystywał produkty i technologie półprzewodnikowego giganta w produkowanych przez siebie maszynach. Dotychczas Cray używał procesorów AMD i technologii HyperTransport. Od 2011 roku w ofercie producenta superkomputerów pojawią się procesory Intela i technologia QuickPath Interconnect (QPI). Peter Ungaro, szef Craya, stwierdził, że jego firma nie porzuca AMD. "Będziemy używali produktów obu firm i damy konsumentom wybór". Na podstawie podpisanej właśnie umowy Cray i Intel będą pracowały nad połączeniem intelowskiego QPI z własnymi technologiami Craya. Ponadto współpraca będzie dotyczyła też technologii budowy procesorów. Cray stosuje bowiem własne wielowątkowe rozwiązania zoptymalizowane pod kątem wykorzystania ich w superkomputerach.
  12. Dobra wiadomość dla osób, które lubią pomidory. Naukowcy z uniwersytetów w Manchesterze i Newcastle zauważyli, że dodawanie do różnych dań 5 łyżek pasty pomidorowej dziennie zwiększało zdolność skóry do obrony przed szkodliwym oddziaływaniem promieni ultrafioletowych. Związkiem, któremu najprawdopodobniej zawdzięczamy ten efekt, jest likopen. Likopen z pomidorów przetwarzanych przyswaja się lepiej niż z surowych. Dobrze jest je więc ugotować w wodzie z dodatkiem jakiegoś tłuszczu, np. oleju, ponieważ barwnik się w nim rozpuszcza (podobnie jak witaminy A, E, D czy beta-karoten). Zawartość karotenoidu w pomidorze zależy od wybranej odmiany oraz stopnia dojrzałości owocu. Pasty są skoncentrowane, dlatego stężenie likopenu jest w nich wyższe. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że główny barwnik pomidorów zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwór prostaty. Akademicy z Manchesteru i Newcastle zebrali 20 ochotników. Dziesięciu podawali 55 g pasty pomidorowej i 10 g oliwy dziennie, pozostałym dziesięciu tylko oliwę. Po 3 miesiącach od wszystkich pobrano próbki skóry. Okazało się, że w grupie pomidorowej skuteczność obrony przed oparzeniami słonecznymi wzrosła aż o 33% (odpowiada to sytuacji użycia kremu z niskim filtrem), ponadto zwiększyła się zawartość prokolagenu. Jest to prekursor kolagenu, czyli białka tkanki łącznej, które zapewnia skórze elastyczność. Podwyższone stężenie prokolagenu sugeruje możliwość odwrócenia procesów starzenia się skóry – twierdzi Lesley Rhodes, profesor dermatologii z Uniwersytetu w Manchesterze. To ważne spostrzeżenie, ponieważ wolontariuszy nie karmiono olbrzymimi ilościami pomidorów. Eksperci podkreślają, że jedzeniem pomidorów nie można zastąpić kremów z filtrami. Poza tym badania objęły zbyt małą liczbę osób i trwały zbyt krótko, by wyciągać z nich jakieś ostateczne wnioski. Teraz należy je powtórzyć na dużo większej próbie.
  13. Czy jedzenie czekolady może zmniejszyć ryzyko chorób serca u kobiet z cukrzycą typu 2.? Naukowcy z Uniwersytetu Wschodniej Anglii w Norwich postanowili to sprawdzić i poprosili, by ochotniczki, które przeszły już menopauzę, codziennie przez rok jadły tabliczkę specjalnej czekolady. Posłużono się wersją wynalazku Azteków z 3-krotnie zwiększoną zawartością antyutleniających flawonoidów (w porównaniu z tabliczkami o wysokiej zawartości kakao). Recepturę opracował producent czekolady z Belgii. Ziarna Theobroma cacao nie były jedynym źródłem flawonoidów. Wykorzystano także soję. W ten sposób testowano hipotezę, że dieta obfitująca w te związki wspomaga działanie leków chroniących przed chorobami serca. Zwiększona zawartość flawonoidów to efekt zastosowania specjalnej metody ekstrakcji, która pozwala zachować najistotniejsze, wg naukowców, związki chemiczne. Lecznicza czekolada ma smak karmelowy. Liczba zgonów spowodowanych chorobami serca gwałtownie wzrasta w okresie po menopauzie, a cukrzyca typu drugiego zwiększa ryzyko śmierci o kolejne 3,5 raza. Choć ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych u kobiet w wieku postmenopauzalnym przypomina to wyliczone dla mężczyzn, są one niedoreprezentowane w grupach biorących udział w testach klinicznych – przekonuje profesor Aedin Cassidy. Mamy nadzieję pokazać, że dodanie do diety flawonoidów może zapewnić dodatkową ochronę przed chorobą serca i dać kobietom szansę na uzyskanie większej kontroli nad tym, co spotka ich serce w przyszłości. W eksperymencie ma wziąć udział 150 kobiet poniżej 70. roku życia. Postawiono 3 warunki: 1) muszą mieć zdiagnozowaną cukrzycę typu 2., 2) od przynajmniej roku zażywać obniżające poziom cholesterolu statyny oraz 3) nie miesiączkować od co najmniej roku. Konieczne było też uzyskanie pozwolenia od lekarza pierwszego kontaktu. Gdyby badania zakończyły się sukcesem, oznaczałoby to, że będziemy w stanie zaoferować ludziom z grupy ryzyka lepszą ochronę od dostarczanej przez tradycyjnie stosowane leki – cieszy się dr Iain Frame z Diabetes UK, organizacji charytatywnej finansującej badania. Eksperci podkreślają jednocześnie, że ich czekolada ma być produktem paraleczniczym i nie zalecają bynajmniej konsumowania dużych ilości słodkiej i tłustej czekolady. Zamiast tego rekomendują uwzględnianie w menu sporych porcji warzyw i owoców oraz ograniczenie stosowania soli i cukru.
  14. Gakutensoku jest najstarszym współczesnym robotem azjatyckim. Android ma dokładnie 80 lat. W 1928 roku skonstruował go biolog Makoto Nishimura. Wkrótce po premierze pojechał na wystawy w Niemczech, gdzie zresztą zaginął. Jakiś czas temu został odnaleziony i odnowiony. Jego renowacja pochłonęła 200 tysięcy dolarów. Maszyna ma 3,2 m wysokości. wydymać policzki, poruszać głową, wodzić wzrokiem, zamykać i przymykać powieki, a nawet puszczać do widzów oko. Przekonująco się uśmiecha i daje pokazy swoich umiejętności kaligraficznych. Robot jest napędzany sprężonym powietrzem. Dawny układ nadmuchiwanych gumowych przewodów zastąpiono kontrolowanym komputerowo systemem regulacji automatycznej.Złotolicego Gakutensoku zaprezentowano po raz pierwszy w Kioto podczas uroczystości objęcia tronu przez cesarza Hirohito. Od 18 lipca będzie stanowić główną atrakcję świeżo odnowionego Muzeum Nauki w Osace. Gakutensoku dosłownie oznacza "uczący się na podstawie praw naturalnych". Na początku każdego pokazu maszyna powinna dotknąć berłem głowy i dopiero potem zacząć pisać. Pisarz obecny na jednym z pokazów umiejętności androida utrwalił reakcje ludzi obserwujących jego poczynania. Wg niego, robot pisał, płynnie przesuwając rękę. Kiwał głową z lewa na prawą, jakby próbował wyrazić agonię tworzenia. Ruch był tak naturalny, że [Gakutensoku] nie wyglądał na maszynę. Widzowie zaczynali go nieświadomie naśladować, przechylając głowy na boki. To zabawne, ponieważ ludzie wyglądali jak marionetki kontrolowane przez robota.
  15. Czterysta osób zostanie lada dzień włączonych do testów nowej szczepionki, której zadaniem jest zwalczenie nałogu palenia. Nad nowatorską terapią pracują badacze ze szwedzkiego Karolinska Institutet. Wybrani do badań ochotnicy pochodzą z trzech krajów skandynawskich. Lena Wikingson, prezes pracującej nad lekiem firmy Independent Pharmaceutica, zapewniła, że wszyscy badani pacjenci będą mieli zapewniony kontakt z psychologiem, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. To ważne, gdyż do testów klinicznych zgłosili się pacjenci, którzy osiągnęli wysoki stopień uzależnienia od nikotyny i wyrazili chęć zerwania ze swoim nałogiem. Pełen kurs terapii ma objąć cztery szczepienia w jednomiesięcznych odstępach. Zgodnie z powszechnie przyjętymi regułami prowadzenia badań, połowa osób z grupy badanej otrzyma (oczywiście nie wiedząc o tym) niefunkcjonalny odpowiednik szczepionki, czyli placebo. Zapewni to minimalizację wpływu psychiki pacjenta na wynik testu. Ostatecznym wykładnikiem skuteczności terapii będzie liczba osób wyleczonych z nałogu w grupie przyjmującej prawdziwy preparat, w porównaniu do grupy kontrolnej, przyjmującej placebo. Stosowne podsumowanie zostanie wykonane w rok po zakończeniu serii szczepień. Preparat, który nazwano Niccine (od anielskich słów nicotine, nikotyna, i vaccine, oznaczającego szczepionkę), ma za zadanie wytworzyć we krwi przyjmującego ją człowieka przeciwciała skierowane przeciw nikotynie. Oznacza to, że zaraz po zapaleniu papierosa dochodzi do "przechwycenia" nikotyny przez przeciwciała, zanim dotrze ona do mózgu. Dzięki temu palacz pozbawiony jest przyjemności z palenia, przez co - przynajmniej teoretycznie - powinien rzucić swój nałóg. To, co w teorii brzmi banalnie, w praktyce okazało się nie lada wyzwaniem. Głównym problemem, z którym musieli sobie poradzić naukowcy, jest fakt, że cząsteczki nikotyny są stosunkowo nieduże i w związku z tym w normalnych warunkach organizm człowieka nie wytwarza przeciwko nim przeciwciał. Aby rozwiązać ten problem, połączono nikotynę z tzw. cząsteczką nośnikową, której zadaniem jest "zwabienie" komórek systemu immunologicznego. Są one zdolne do wykrycia kompleksu nośnika z nikotyną i wytworzenia przeciwko niemu przeciwciał, z których część będzie reagowała na nośnik, a część - na samą nikotynę. Dzięki temu we wstępnych testach udało się wytworzyć odpowiednio dużą liczbę przeciwciał oraz komórek, które zostaną szybko pobudzone w razie ponownego kontaktu z nikotyną. Prace nad Niccine trwały dotąd 10 lat. Prawdopodobnie potrzeba będzie kolejnych kilku, zanim ukończone zostaną testy kliniczne preparatu. Na razie nie jest znana jego planowana cena rynkowa ani data jego pojawienia się w obrocie.
  16. Róże pokryte kroplami rosy lub deszczu wyglądają przepięknie. Do tej pory naukowcy nie mogli jednak zrozumieć, dlaczego woda z nich nie spływa. Co więcej, czemu krople nie opadają nawet wtedy, gdy kwiat zwisa "do góry nogami". Teraz udało się wreszcie rozwiązać tę zagadkę i badacze uzyskali materiał, który ma dokładnie te same właściwości, co płatki królowej kwiatów. Zaleganie kropli wody na materiałach organicznych nie jest zjawiskiem rzadkim, ale ześlizgują się one przy najlżejszym poruszeniu kwiatów czy liści. Woda zmywa wtedy z powierzchni rośliny owady i kurz. Biolodzy nazywają to zjawisko samooczyszczaniem. Zajmowało się nim wielu badaczy, którym zależało na uzyskaniu wodoodpornych materiałów. Woda ześlizguje się, ponieważ, co doskonale widać pod pewnym powiększeniem, powierzchnia rośliny jest bardzo nierówna. W dodatku czubki wybrzuszeń są pokryte woskiem. Gdy woda spadnie np. na liść, styka się tylko z niewielką jego powierzchnią, na której zalega wodoodporny wosk. Gdy Lin Feng i zespół z Tsinghua University w Pekinie przyjrzeli się budowie płatków róży, zauważyli, że choć znajdują się na nich podobne pokryte wyrostkami pagórki, są one poprzecinane łagodnie opadającymi, szerokimi rowkami. Nie ma też na nich wosku. Krople zachowują swój kulisty kształt, a niewielkie z nich zostają schwytane w pułapkę (Langmuir). Chińczycy postanowili spróbować, czy uda im się uzyskać materiał o podobnych właściwościach. Pokryli powierzchnię płatka cienką warstwą alkoholu poliwinylowego i zostawili do zastygnięcia. W ten sposób uzyskali negatyw wzoru stworzonego przez naturę. Okazało się, że materiał zatrzymuje, nawet po odwróceniu do góry nogami, krople o pojemności 3-5 mikrolitrów. Ronald Fearing, inżynier biomimetyki z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, podkreśla, że po raz kolejny okazuje się, że w przypadku lepkości ukształtowanie powierzchni materiału jest ważniejsze od jego składu chemicznego. Dzieje się tak zarówno w przypadku stóp gekona, jak i płatków róży. W naturalnym środowisku pozwala to kwiatom błyszczeć, by zwabić zapylające je owady, a w warunkach laboratoryjnych umożliwia stworzenie układów utrzymujących w miejscu niewielkie ilości cieczy i ułatwiających jej transport bez ryzyka zanieczyszczenia.
  17. Alergie kojarzone są przede wszystkim z pyłkami roślin, sierścią zwierząt czy odchodami roztoczy. Lekarze coraz częściej mówią jednak o tym, że niebezpieczna może być też współczesna elektronika. Przynajmniej dla osób podatnych na "tradycyjne" alergie. Używamy coraz więcej przenośnych elektronicznych urządzeń. Nosimy ze sobą telefony komórkowe, odtwarzacze MP3, laptopy... Jesteśmy więc ciągle wystawieni na działanie emitowanych przez nie fal radiowych czy mikrofal. U osób z nadmierną reakcją układu odpornościowego długotrwałe codzienne korzystanie z tych urządzeń może powodować zmiany skórne, bóle głowy, uczucie zmęczenia, aż po typowe objawy alergii - łzawiące oczy i cieknący nos. Reakcje uczuleniowe mogą być powodowane nie tylko przez fale emitowane przez urządzenia. Istotne jest również to, z czego używane przez nas gadżety są zrobione. Najpopularniejszym alergenem skórnym wśród metali jest aluminium. Często wchodzi ono w skład obudów telefonów komórkowych czy baterii. Znajdziemy je też w odtwarzaczach MP3. Jeśli więc poza "sezonem alergii" występują u nas jej objawy, warto przyjrzeć się urządzeniom, które ze sobą nosimy.
  18. Kobiety, które rodzą jesienią i w zimie, powinny w ostatnim trymestrze ciąży używać lamp kwarcowych, by zabezpieczyć swoje potomstwo przed osteoporozą. Naukowcy doszli do takich wniosków, gdy zaobserwowali, że dzieci kobiet, u których 3 końcowe miesiące ciąży zawierały chociaż jeden letni, o 40% rzadziej cierpiały w dorosłości na osteoporozę. Przebywając odpowiednio długo na słońcu, matka zapewnia dziecku dawkę witaminy D konieczną do uformowania mocnych kości. Stąd lekarze sugerują, że jeśli ostatni trymestr ciąży nie przypada między majem a wrześniem, warto się wybrać na urlop w basenie Morza Śródziemnego. Loty w tak zaawansowanej ciąży nie są zalecane, więc część przyszłych mam będzie się musiała zadowolić naświetlaniami lampą kwarcową lub zażywaniem preparatów witaminy D. Dr Marwan Bukhari, reumatolog z Royal Lancaster Infirmary, podkreśla, że trzeba wybrać określony rodzaj lamp, by skutecznie przekształcić występującą w skórze prowitaminę (7-dehydrocholesterol) w cholekacyferol (witaminę D3). Specjaliści nie polecają łóżek do opalania, ponieważ emitują one o wiele wyższe dawki promieniowania ultrafioletowego od lamp. W badaniu wzięto pod uwagę 17 tys. pacjentów, z których większość stanowiły białe kobiety. W latach 1992-2004 wszystkie przeszły badania obrazowe w Royal Lancaster Infirmary. Okazało się, że u osób poniżej 50. roku życia prawdopodobieństwo wystąpienia osteoporozy było o 40% mniejsze, gdy w ostatnim trymestrze ciąży, z której się urodziły, znalazł się przynajmniej jeden miesiąc wiosenno-letni. W przypadku starszych pacjentów po spełnieniu podobnych warunków ryzyko spadało o 20-40%.
  19. HotelCalculator.com to pierwsza polska porównywarka cen ofert noclegowych w Europie. Znajdziemy w niej dane z ponad 20 europejskich systemów rezerwacyjnych.Twórcy HotelCalculator twierdzą, że wyszukianie atrakcyjnej oferty zajmie nam nie więcej niż 30 sekund. Uzyskane wyniki można później posortować według wielu różnych kryteriów. Możliwe jest też obejrzenie dostępnych hoteli na mapie.W bazie danych HotelCalculatora znajdują się informacje o hotelach z 6000 europejskich miast. W ciągu najbliższych tygodni baza znacznie się powiększy. Trafią do niej oferty noclegowe z całego świata.Twórcą HotelCalculator jest firma StayPoland.
  20. Najnowsze badania wykazały, że w wielu egipskich zabytkach, m.in. Wielkim Sfinksie czy piramidzie Cheopsa, znajdują się tysiące skamieniałych muszli. Gros z nich doskonale się zachowało, co pozwala specjalistom wnioskować, jak zbudowano monumentalne ściany. Naukowcy sądzą, że zabytki konstruowano z elementów wycinanych z naturalnego kamienia. Szczegółowe analizy wykazały, że głównymi materiałami budowlanymi były różowe, białe i czarne granity, piaskowce oraz wapienie. To właśnie w tych ostatnich znajduje się olbrzymia liczba skamielin. Zdaniem naukowców, rozkład morskich skamielin w kamieniach użytych do wznoszenia monumentalnych budowli, jest taki sam, jak przed ponad 4000 lat w oryginalnej skale. To ma dowodzić, że bloki były wycinane ze skał, a nie formowane przez ludzi. Z takimi wnioskami nie zgadza się część specjalistów. Wcześniej profesor Joseph Davidovits wysnuł teorię, że bloki były odlewane na miejscu budowy. Zgadza się z nim Robert Temple, który przypomina, że nie mamy dowodów na to, by starożytni Egipcjanie używali dźwigów. Nie mieliby więc jak podnieść wyciętych z kamienia bloków.
  21. Fińska firma WaveRoller opracowała nowy sposób na produkcję energii elektrycznej z fal morskich, bez konieczności umieszczania na powierzchni wody żadnych urządzeń. Pomysł Finów polega na umocowaniu na dnie płyt wykonanych z włókna szklanego i stali. Woda przesuwa płyty w przód i w tył. One napędzają tłoki, a te z kolei wytwarzają ciśnienie poruszające turbinę elektryczną. Znajdujące się pod wodą płyty nie psują wyglądu okolicy oraz nie przeszkadzają w żegludze. Płyty mają wysokość 4 metrów i optymalnie powinny być zanurzone na głębokości 10-12 metrów. WaveRoller zainstalowało już dwa prototypowe urządzenia swojego pomysłu, a latem rozpoczną się testy, mające sprawdzić opłacalność technologii. Jeśli wypadną one pomyślnie, to w ciągu 5-7 lat mogą powstać liczne przybrzeżne elektrownie produkujące megawaty mocy. Najnowszy z zainstalowanych prototypów ma wielkość 4x4 metry i będzie produkował od 10 do 13 kilowatów mocy. Podobne urządzenia stosowane na skalę komercyjną będą prawdopodobnie składały się z trzech połączonych płyt i wyprodukują około 45 kilowatów. Do produkcji megawata będą więc potrzebne 22 trzypłytowe zestawy. Największym wyzwaniem będzie konserwacja i naprawa urządzeń.
  22. LIPS (ang. usta) - to akronim nazwy nowoczesnej techniki badawczej, która ma szansę otworzyć nowy rozdział w dziedzinie diagnostyki medycznej. Ze względu na swoją fenomenalną wręcz czułość oraz znikomy odsetek błedów istnieje szansa, że ta nowatorska metoda stanie się w niedalekiej przyszłości standardem stosowanym do wykonania testów, w których wiarygodność wyniku oraz zdolność do wykrycia minimalnych ilości przeciwciał jest kluczowym zadaniem. O szczegółach swojego pomysłu opowiedzieli na łamach czasopisma Biochemical and Biophysical Research Communications jego twórcy, Peter Burbelo i Michael Iadarola. Pełna nazwa techniki to Luciferase Immunoprecipitation Technology czyli "technologia immunoprecypitacji z użyciem lucyferazy". Lucyferaza to enzym wystepujący u niektórych zwierząt (w tym wypadku użyto jego odmiany pochodzącej od meduzy Renilla reniformis, lecz występuje on także np. u świetlika), który po dodaniu związku zwanego lucyferyną oraz źródła energii chemicznej wytwarza błękitne światło. Z kolei immunoprecypitacja jest to proces, w którym przeciwciała łączą się w wybiórczy sposób z określoną substancją chemiczną obecną w roztworze, a następnie tworzą wraz z nią nierozpuszczalny kompleks. O ile sama immunoprecypitacja nie jest techniką nową (stosowana jest rutynowo np. do testowania grup krwi), o tyle połączenie jej specyficzności z czułością osiągalną dzięki zastosowaniu lucyferazy daje ogromną poprawę jakości wyników. Jak dokładnie działa LIPS? W celu wykonania badania pobiera się od pacjenta próbkę krwi lub śliny, w której chcemy wykryć przeciwciała oraz zmierzyć ich stężenie. Następnie dodajemy do roztworu tzw. antygen (czyli substancję, na którą określony typ przeciwciał reaguje wiążąc ją ze sobą), który dzięki technikom inżynierii genetycznej połączony jest z cząsteczką lucyferazy. W tym momencie przeciwciała, o ile są obecne w próbce, zaczynają wiązać antygen i powodować wspomnianą wcześniej immunoprecypitację. Razem z antygenem z roztworu wytrąca się, oczywiście, związana z nim lucyferaza. Następnie całą objętość próbki przepłukuje się tak, aby usunąć wszystkie cząsteczki niezwiązane z przeciwciałami, tzn. wciąż unoszące się w roztworze (wytrącony osad wciąż pozostaje na dnie naczynia). Na samym końcu do pozostałego kompleksu dodaje się lucyferynę oraz źródło energii (pod postacią związku zwanego ATP) i odczytuje się jasność powstającego światła. Oprócz niezwykłej czułości LIPS posiada jeszcze jedną zaletę, zwaną liniowością. Oznacza to, że można precyzyjnie określić wynik w bardzo szerokiej skali, od bardzo niskich do bardzo wysokich stężeń. Przykładowo: stosowane dziś rutynowo techniki potrafią dać wiarygodny wynik w zakresie od 5000 do 15000 jednostek, tymczasem testy oparte o zastosowanie lucyferazy dają wynik w zakresie od zera aż do około miliona, a niejednokrotnie nawet więcej, jednostek. Największą wadą metody jest stosunkowo skomplikowany proces produkcji antygenów powiązanych z lucyferazą - można jednak liczyć, że w przypadku upowszechnienia się nowej techniki powstanie szeroki zakres odczynników niezbędnych do przeprowadzania testów w poszukiwaniu wielu różnych przeciwciał. Potencjalne zastosowania dla techniki, opracowanej na Uniwersytecie Georgetown przez dr. Petera Burbelo we współpracy z amerykańskim Narodowym Instytutem Zdrowia (NIH), są ogromne. Dzięki niezwykłej czułości testu możliwe będzie np. wykrywanie śladów infekcji wirusowej (w odpowiedzi na zakażenie pojawiają się w osoczu krwi przeciwciała), monitorowanie przebiegu chorób związanych z nieprawidłowym funkcjonowaniem układu odpornościowego (np. stwardnienia rozsianego lub reumatoidalnego zapalenia stawów), a dzięki ewentualnej modyfikacji metody - także różnorodne inne testy w poszukiwaniu ściśle określonych substancji w dowolnego rodzaju próbce. Dotychczas badacze skupili się na udoskonaleniu LIPS na potrzeby diagnostyki w tzw. zespole Stiffa-Persona, ciężkim schorzeniu neurologicznym wynikającym z tzw. autoagresji, czyli niepożądanej reakcji układu immunologicznego na własne tkanki. Sami przyznają jednak, że w ramach eksperymentu wytworzyli odczynniki do wykrywania śladów dwudziestu trzech innych chorób. Jak mówi dr Burbelo, Teraz musimy tylko zebrać odpowiednią ilość danych i, miejmy nadzieję, przekształcić je w konkretne wyniki.
  23. Firma Coskata poinformowała o rozpoczęciu budowy eksperymentalnej fabryki etanolu. Ma ona ruszyć na początku przyszłego roku. Coskata opracowała technologię, która umożliwia produkcję etanolu z bardzo wielu materiałów - od odpadów z przemysłu drzewnego po stare opony. Twierdzi przy tym, że proces produkcji jest bezpieczny dla środowiska, a podczas spalania etanolu w silnikach samochodowych do atmosfery przedostaje się o 84% mniej gazów cieplarnianych, niż podczas spalania benzyny. Co więcej, produkcja galona (3,79 litra) etanolu ma kosztować nie więcej niż 1 dolara. Etanol produkuje się obecnie też z roślin, jednak cały proces produkcyjny powoduje emisję takiej samej lub większej ilości zanieczyszczeń co w przypadku paliw kopalnych, a ponadto uprawa roślin na potrzeby przemysłu motoryzacyjnego przyczynia się do wzrostu cen żywności. Początkowo fabryka Coskaty będzie produkowała rocznie 40 000 galonów paliwa. To ilość wystarczająca, by sprawdzić opłacalność przedsięwzięcia. Firma planuje też uruchomienie większego zakładu, który będzie produkował 50-100 milionów galonów etanolu rocznie. Ma on ruszyć przez 2011 roku. W fabrykę Coskaty, która powstaje w Pennsylvanii, zainwestowały General Motors, Khosla Ventures i Advanced Technology Partners. Coraz więcej stanów jest zainteresowanych podobnymi przedsięwzięciami i oferuje inwestorom obniżki podatków.
  24. Jak widać na przykładzie 25-letniego podopiecznego biologów z Kalifornijskiej Akademii Nauk, kombinezon do nurkowania przydaje się nie tylko ludziom, ale również... pingwinom. Sędziwy nielot zaczął łysieć i zupełnie stracił ochotę na baraszkowanie w basenie razem ze swoimi pobratymcami. Kiedy inni zażywali kąpieli, on stał, drżąc, gdzieś na uboczu. Jego opiekunowie postanowili jakoś temu zaradzić i zaprojektowali dla niego specjalny strój. W odróżnieniu od ssaków morskich, pingwiny nie mają, niestety, podskórnej warstwy tłuszczu, dlatego gdy stracą pióra, nic już nie chroni ich przed chłodem. W dodatku Pierre reprezentuje gatunek zamieszkujący Afrykę, jest bowiem pingwinem przylądkowym (Spheniscus demersus). Pam Schaller, biolog z morski z Akademii, próbowała najpierw ogrzać pingwina lampami. Potem wpadła na zupełnie inny pomysł. Skoro kombinezony pozwalają ludziom pływać w zimnych wodach Pacyfiku, może warto by wyprodukować jeden nieco mniejszy dla nielota? Projekt bardzo się spodobał załodze Oceanic Worldwide, firmy produkującej sprzęt do nurkowania. Byliśmy bardzo podekscytowani zadaniem. Słyszeliśmy, że większość pingwinów dożywa zaledwie dwudziestki, a nasz mały podopieczny skończył już 25 lat. Jeśli można cokolwiek zrobić, by mu pomóc, bardzo chętnie się w to włączymy – podkreśla Teo Tertel, specjalista ds. marketingu. Schaller przeprowadziła szereg pomiarów i obserwacji, by dobrze dopasować kombinezon Pierre'a. Strój zapina się z tyłu na rzepy, pokrywa klatkę piersiową ptaka, a po bokach ma niewielkie wycięcia na skrzydła. Pracownicy akwarium obawiali się, że członkowie minikolonii mogą nie zaakceptować Pierre'a w jego nowym wydaniu, tak się jednak nie stało. Staruszek dostał ogrzewający strój ok. 1,5 miesiąca temu. Od tego czasu przybrał na wadze, pod kombinezonem zaczęły mu też odrastać pióra. Odzyskał dawną pewność siebie i spędza więcej czasu u boku partnerki.
  25. Użycie robotów do przeprowadzania operacji wstawiania bypassów przynosi znaczące korzyści z ekonomicznego i medycznego punktu widzenia - wynika z badań wykonanych na Uniwesytecie Maryland. Stwierdzono, że zastosowanie takiej procedury poprawia stan zdrowia chorego, zmniejsza liczbę komplikacji pooperacyjnych oraz skraca czas pobytu w szpitalu. Zabieg z użyciem robota o nazwie DaVinci jest metodą minimalnie inwazyjną dla organizmu. Dodatkowo wykonanie go przez maszynę oznacza niemal idealną dokładność wykonywanych czynności, przez co wzrasta szansa na poprawne zagojenie się i utrzymanie drożności przeszczepionego naczynia. Ze względu na konieczność użycia dodatkowych materiałów oraz sprzętu, zastosowanie nowej technologii podnosi koszt pojedynczej operacji o około 8000 dolarów. Z drugiej jednak strony, jak mówi prowadzący badania dr Robert Poston, koszt ten jest całkowicie zniwelowany przez krótszy pobyt w klinice, obniżenie zapotrzebowania na transfuzje oraz znacznie zmniejszone ryzyko powrotu do szpitala z powodu pojawiających się po zabiegu powikłań. Przekłada się to na średnie obniżenie kosztów hospitalizacji aż o 33%. Korzyść ta jest szczególnie widoczna w przypadku pacjentów, którzy obarczeni są - oprócz choroby wieńcowej, będącej bezpośrednim wskazaniem do wszczepienia bypassów - dodatkowo innymi schorzeniami. DaVinci to złożony zestaw urządzeń. Jego najważniejszym komponentem jest komplet dwóch lub trzech manipulatorów, które naśladują ruchy dłoni obsługującego je chirurga (tak więc robot nie jest w pełni niezależny, jest jedynie "przedłużeniem rąk" lekarza). Dostęp do organów wewnętrznych osiąga się dzięki wykonaniu niewielkich nacięć w powłokach ciała, przez które wprowadza się te urządzenia. Przez kolejny otwór wprowadza się specjalną kamerę, oczywiście wyposażoną w odpowiednie oświetlenie. Dzięki temu chirurg ma do dyspozycji pełny, trójwymiarowy obraz operowanego organu oraz pełną swobodę działania, przy jednoczesnym zachowaniu minimalnej inwazyjności zabiegu. Dotychczas system był używany głównie do przeprowadzania operacji na prostacie. Szpital przy Uniwersytecie Maryland jest jednym z zaledwie kilku na świecie, w których używa się go przy operacjach kardiologicznych. Jednak, jak podkreśla dr Stephen Bartlett, szef Oddziału Chirurgii tej kliniki, istnieją wyraźne korzyści dla pacjenta, wynikające z minimalizacji inwazyjności tego zabiegu. Dotyczy to zarówno szybszej rekonwalescencji, jak i sprawności przeszczepionego naczynia w kilka miesięcy po wykonaniu operacji. Wykonane przez Amerykanów badanie objęło stu kolejnych pacjentów operowanych z użyciem robota. Porównano ich z inną setką osób, które leczono z wykorzystaniem tradycyjnych metod. Do wykonania operacji dotychczasową techniką potrzebne było wykonanie długiego cięcia z rozcięciem mostka, zaś DaVinci do przeprowadzenia zabiegu potrzebuje zaledwie kilku drobnych otworów w klatce piersiowej. Zmniejszenie wielkości otworu nie oznacza, oczywiście, pogorszenia zasięgu maszyny, gdyż jej konstrukcja opracowana została właśnie z myślą o działaniu w takich warunkach. Średni łączny czas pobytu w szpitalu wynosił około 4 dni dla pacjentów operowanych z pomocą DaVinci oraz tydzień dla osób leczonych tradycyjnie. Jeszcze wyraźniej widać tę różnicę, gdy uwzględni się wyłącznie grupę osób szczególnie zagrożonych powikłaniami - wśród nich wartości te wynoszą, odpowiednio, 5 i 12 dni. Wynika to w dużym stopniu z odsetka komplikacji pooperacyjnych. Także wykonana po roku obserwacja z wykorzystaniem tomografii komputerowej potwierdziła, że zastosowanie tego urządzenia w chirurgii ma sens - przeszczepione z użyciem DaVinci tętnice były w znacznie lepszym stanie i wykazywały niższe ryzyko pojawienia się w nich niedrożności. Przedstawione wyniki wyraźnie pokazują, że zastosowanie osiągnięć robotyki w chirurgii poprawia skuteczność operacji oraz jakość życia pacjentów. Największym mankamentem nowej technologii jest, niestety, jej cena - kompletny zestaw kosztuje około miliona dolarów. Czy korzyści wynikające z jego stosowania przeważą i zadecydują wprowadzeniu metody na szeroką skalę? Tego dowiemy się najprawdopodobniej za kilka lat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...