Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37642
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Ciągłe nawoływanie do aktywności może mieć niezamierzone konsekwencje. Badacze z University of Illinois sądzą, że prowadzi to do niekontrolowanego zachowania. Niewykluczone, że przyczynia się też w pewnym stopniu do rozwoju nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD) oraz zaburzenia maniakalno-depresyjnego (Journal of Personality and Social Psychology). W serii eksperymentów ochotnikom prezentowano na wstępie serię słów wskazujących na działanie (np. iść, motywacja) bądź bezczynność (m.in. zatrzymywać się, odpoczynek). Jak zauważa profesor Dolores Albarracín, w ramach wcześniejszych badań wykazano bezpośredni związek między znaczeniem prezentowanego słowa a obserwowanym zachowaniem. To dlatego osoby zaprogramowane na odczuwanie głodu więcej jadły. W omawianym studium związek między znaczeniem a wyborem konkretnej czynności był raczej słaby, zaobserwowano jednak ogólny wzrost aktywności. Po zetknięciu wolontariuszy z listami wyrazów następowała właściwa część eksperymentu. Badani mieli wykonywać różne zadania, np. pisać lub jeść. Psycholodzy mierzyli intensywność danego zachowania. W dwóch wersjach eksperymentu mogli oni zrezygnować z robienia czegokolwiek i odpoczywać. Okazało się, że osoby zaprogramowane słowami oznaczającymi działanie częściej wybierały zadania związane z aktywnością. Co więcej, ten sam bodziec uruchamiał różne czynności, a wybór konkretnej zależał od okoliczności. Gdy eksperyment powtórzono w laboratorium, w jednym kontekście bodziec wspomagał uczenie, w innych zachęcał do pisania albo jedzenia. Co można promować, zachęcając do działania? Można być aktywnym, ćwicząc czy ucząc się, ale potrzebę tę da się również zrealizować podczas szybkiej jazdy lub przyjmowania narkotyków. To niebezpieczeństwa związane z ogólnikowym nawoływaniem do robienia czegoś. Pani profesor uważa więc, że oprócz zdawkowego przesłania trzeba ludziom podawać konkretne wskazówki, w jaki sposób warto być aktywnym. Przestrzega też przed zagospodarowywaniem dzieciom całego dnia.
  2. Ukazał się pierwszy klip reklamowy stworzony w ramach wartego 300 milionów dolarów programu rozpropagowania systemu Windows Vista. Co ciekawe, nie ma w nim ani słowa o Viście. Widzimy w nim komika Jerry'ego Seinfelda, który w centrum handlowym, w sklepie z tanimi butami, spotyka Billa Gatesa. Panowie zaczynają rozmawiać o najróżniejszych sprawach, w tym o zaletach brania prysznica w ubraniu, ale nie wspominają o Viście. Spostrzegawczy widzowie zauważą też, że w pewnym momencie pojawia się słynne zdjęcie Gatesa z czasów, gdy jako nastolatek został zatrzymany przez policję. Wydaje się, że reklama ma za zadanie nie tyle wypromować Vistę, co poprawić wizerunek Microsoftu. Dlatego też widzimy w nim Billa Gatesa, który opuścił przecież Microsoft, ale jest jego symbolem. Co więcej, multimiliardera spotykamy w zwykłej, codziennej sytuacji, a całości smaczku dodaje wynajęcie Seinfelda.
  3. Wystawienie na oddziaływanie różnych związków chemicznych jeszcze w okresie prenatalnym wpływa na to, czy w przyszłości dana osoba będzie miała kłopoty z nadwagą, a nawet otyłością (Acta Paediatrica). Naukowcy z Magistrackiego Instytutu Badań Naukowych w Barcelonie jako pierwsi powiązali nieprawidłową wagę ze skażeniem chemicznym podczas ciąży, kiedy człowiek jest bardzo podatny na tego typu oddziaływania. Hiszpanie określili stężenie heksachlorobenzenu (ang. hexachlorobenzene, HCB) w pępowinie 403 dzieci urodzonych na Minorce. HCB jest pestycydem. Jego stosowania zakazano na całym świecie, ale nadal wykrywa się go w środowisku, a zatem również w pokarmach. Do 6,5 roku maluchy z najwyższym stężeniem HCB były dwukrotnie częściej otyłe. Naukowcy przestrzegają też przed bisfenolem A z plastikowych opakowań i ftalanami, obecnymi w kosmetykach i szamponach. Bisfenol A stwierdzono u 95% Amerykanów, a 90% odczuło skutki oddziaływania ftalanów w okresie prenatalnym.
  4. Ludzie rodzą się z różnie rozwiniętym naturalnym wyczuciem liczb. Ci z lepszym mają w szkole dobre oceny z matematyki już od najmłodszych lat. Słabsze zdolności w tym zakresie nie oznaczają jednak, że nic się nie da zmienić (Nature). Wyczucie liczb występuje u wielu zwierząt, m.in. szczurów i małp, a także już u 4-miesięcznych niemowląt. Wg badaczy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, zdolność ta wykształciła się w czasie ewolucji i ma naprawdę solidne podstawy. Amerykanie postanowili sprawdzić, jak bardzo ludzie różnią się pod względem naturalnego wyczucia liczb i jaka jest zależność między tym, w co wyposażyła nas natura, a formalną edukacją. Eksperyment profesora Justina Halberdy i jego dwuosobowego zespołu objął 64 czternastolatków. Testowano ich system liczb przybliżonych (ang. approximate number system, ANS), a więc zdolność do oszacowania liczby elementów bez ich przeliczania. Naukowcy dysponowali też wynikami osiąganymi przez te same dzieci w dorocznych sprawdzianach matematycznych, w których brały udział między 5. a 11. rokiem życia. Plan kształcenia był w ich przypadku identyczny. Nastolatkom pokazano serię obrazków przedstawiających od 10 do 32 kropek w dwóch kolorach: niebieskim i żółtym. Wyświetlano je zaledwie przez 1/5 sekundy. Na niektórych planszach było dwa razy więcej kropek jednego koloru. Na większości ich stosunek zbliżał się do jednak wartości 1:1, co oznacza, że umieszczano tam np. 7 kropek żółtych i 8 niebieskich. Zadanie polegało na stwierdzeniu, kropek jakiego koloru było więcej. Okazało się, że 14-latkowie z najwyższym wskaźnikiem ANS zdobywali najwięcej punktów w testach matematycznych już od wieku 5 lat. Zależność pozostawała istotna po uwzględnieniu innych potencjalnie ważnych czynników, takich jak iloraz inteligencji czy zdolności wzrokowo-przestrzenne. Na system liczb przybliżonych można wpływać za pomocą edukacji matematycznej, jednak tylko do pewnego stopnia. Podczas wcześniejszych badań naukowcy wykazali, że wskaźniki ANS członków plemienia amazońskiego, którzy nigdy nie uczyli się matematyki, były podobne do punktacji zdobywanej przez wyedukowanych mieszkańców Francji. Oznacza to, że kształcenie oddziałuje na wrodzone wyczucie liczby słabo. Halberda podkreśla, że sukces lub porażka matematyczna nie zależą całkowicie od genów. ANS to bardzo wpływowa zmienna, ale nie wyjaśnia w 100% zmienności w zakresie zdolności matematycznych. Można być dobrym matematykiem bez wysokiego wskaźnika ANS, a z kolei doskonałe wrodzone wyczucie liczb nie gwarantuje odniesienia sukcesu matematycznego. Zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa pracuje obecnie nad specjalną metodą trenowania wyczucia liczb. Zaskakujące jest to, że nasza zdobywana z dużym wysiłkiem w szkole edukacja matematyczna jest powiązana w jakiś sposób z tym, co robi szczur, poszukując okruchów pożywienia albo tym, co robimy ty czy ja, szukając wolnego miejsca w autobusie. Wg Halberdy, nie można przecenić znaczenia, jakie ma ANS dla wszystkich właściwie zwierząt. Zdolność ta pomaga skutecznie wyszukiwać pokarm, a u pewnego gatunku ptaków rozróżniać nawoływanie do spółkowania od alarmowego (nie są one bowiem identyczne pod względem liczby ćwierknięć).
  5. Priony, zakaźne białka odpowiedzialne za gąbczaste zwyrodnienia mózgu, mogą przetrwać w glebie przez całe lata - informują naukowcy. Oznacza to, że zwierzęta hodowlane mogą z łatwością zakazić się chorobą poprzez zakażoną paszę. Odkrycia dokonali naukowcy z Instytutu Biologii Molekularnej i Ekologii Stosowanej należącego do Instytutu Fraunhofera. Prowadzili oni badania nad prionem powodującym scrapie - chorobę owiec charakteryzującą się, podobnie jak w przypadku innych chorób spowodowanych przez te białka, degeneracją mózgu. Zakażone zwierzęta wykazują objawy utraty orientacji w przestrzeni, a intensywne drapanie skóry, spowodowane najprawdopodobniej przez nieustanne uczucie swędzenia, prowadzi do utraty dużych połaci sierści (stąd nazwa choroby - angielski rzeczownik scrap oznacza strzęp, kawałek). Ostatecznie wszystkie zainfekowane zwierzęta giną. Naukowcy postanowili zbadać, jak duże jest ryzyko przetrwania chorobotwórczych protein w glebie. Precyzyjna odpowiedź na to pytanie może być istotna m.in. z uwagi na zakładanie pastwisk w miejscach, w których stwierdzono wcześniej przypadki scrapie, lub wykorzystywania rosnącej w nich trawy do produkcji pasz. Wielu specjalistów już wcześniej brało takie zagrożenie pod uwagę, gdyż priony są niemal całkowicie oporne na większość stosowanych obecnie form sterylizacji i dezynfekcji. Badania, przeprowadzone wspólnie z przedstawicielami Instytutu Kocha oraz Instytutu Loefflera, zostały zlecone przez niemieckie Ministerstwo Środowiska, Ochrony Przyrody i Bezpieczeństwa Atomowego, a poprowadził je dr Björn Seidel. Eksperyment polegał na wymieszaniu białka odpowiedzialnego za rozwój choroby z glebą oraz wykonywaniu regularnych analiz w poszukiwaniu jego obecności w badanych próbkach. Wyniki są zatrważające: wyizolowanie prionów z gleby było możliwe nawet po dwudziestu dziewięciu miesiącach od rozpoczęcia badania. Kolejnym parametrem, który należało ocenić, była aktywność chorobotwórcza wykrytych protein. Niestety uzyskane informacje nie nastrajają optymistycznie. Z nieznanych przyczyn białka wydobyte z gleby powodowały znacznie szybszy rozwój choroby, niż "świeże" cząsteczki. Co więcej, na scrapie zapadły wszystkie zwierzęta, które karmiono skażoną paszą. Wyniki badań sugerują, że spożywanie przez zwierzęta zanieczyszczonego pokarmu może doprowadzić do infekcji prionowej. Najprawdopodobniej możliwe jest także zakażenie poprzez wody powierzchniowe, lecz nie określono dokładnie prawdopodobieństwa takiej formy transmisji choroby. Na szczęście dla nas, są też dobre wiadomości: nic nie wskazuje na to, by proteiny powodujące scrapie mogły zaatakować człowieka. Badacze z Instytutu Fraunhofera planują na najbliższe miesiące rozpoczęcie badań, których celem będzie zbadanie właściwości prionów powodujących dwie inne choroby: bydlęce gąbczaste zwyrodnienie mózgu (ang. bovine spongiform encephalopathy - BSE) oraz przewlekłą chorobę wyniszczającą (ang. chronic wasting disease - CWD), atakującą głównie zwierzynę leśną. Rezultaty tych eksperymentów będą bez wątpienia istotne dla ochrony przyrody, przemysłu spożywczego, a być może także dla ochrony zdrowia ludzkiego.
  6. Wypełnienia stosowane w stomatologii to materiały znacznie bardziej zaawansowane, niż mogłoby się wydawać. Nawet one nie są jednak pozbawione wad, wśród których jedną z najważniejszych jest kurczenie się podczas utwardzania. Naukowcy z niemieckiego Fraunhofer Institute pracują nad symulacją tego procesu i poszukiwaniem materiałów pozbawionych niekorzystnych właściwości. Jednymi z najczęściej stosowanych obecnie wypełnień są materiały światłoutwardzalne. Są to miękkie i plastyczne substancje, które można z łatwością ułożyć na powierzchni zęba powleczonego uprzednio specjalnym klejem, a następnie uformować do pożądanego kształtu. Po wymodelowaniu wypełnienia jest ono oświetlane lampą UV w celu utwardzenia i usztywnienia. Proces wydaje się prosty, lecz kurczenie się materiału wchodzącego w skład takiej plomby może powodować ponowne odsłonięcie wnętrza zęba i jego ekspozycję na infekcje. Aby podnieść jakość produkowanych materiałów, naukowcy z Instytutu Mechaniki i Materiałów należącego do niemieckiego Instytutu Fraunhofera opracowali specjalny model pozwalający na symulację procesu twardnienia wypełnień. Istotę badań tłumaczy dr inż. Christof Koplin: dotychczas nie było możliwe opracowanie modelu teoretycznego procesu utwardzania. Naprężenia powstające wewnątrz materiału zawsze zależą od kształtu wypełnianego ubytku i mogą się różnić nawet dziesięciokrotnie, szczególnie na brzegach. Celem projektu jest opracowanie materiału o pożądanych właściwościach lub serii tworzyw przeznaczonych do różnego rodzaju ubytków. Aby to osiągnąć, wprowadza się do komputera dane zebrane na podstawie analizy próbek poszczególnych tworzyw oraz "mapę" teoretycznego uszkodzenia szkliwa. Maszyna dzieli wirtualny ubytek na tysiące fragmentów i oblicza, w jaki sposób materiał wypełniający każdą z tych części będzie twardniał pod wpływem światła UV. Można w ten sposób precyzyjnie określić szkodliwe naprężenia powstające wewnątrz wypełnienia oraz jego kurczliwość, która może powodować odklejanie się od powierzchni zęba i zwiększać ryzyko nawrotu próchnicy. Niemieccy specjaliści wierzą, że prowadzone przez nich badania pomogą producentom opracować jeszcze lepsze metody leczenia zębów, zaś używane w tym celu substancje będą bliższe ideału. Czy oznacza to początek końca odklejających się i wypadających wypełnień? Przekonamy się prawdopodobnie za kilka lat.
  7. Przechowywane na stole lub w chlebaku pieczywo może zarosnąć pleśnią już po kilku dniach. Wystarczy jednak proste ulepszenie opakowania, w którym przechowujemy nasz chleb czy bułki, by przedłużyć termin ich przydatności do spożycia nawet do dziesięciu dni. Nowy typ opakowań ma jeszcze jedną zaletę: składnik grzybobójczy jest produktem naturalnym. Jest nim olejek cynamonowy, znany od dawna ze swojej zdolności do zwalczania mikroorganizmów. Autorami pomysłu na wzbogacanie nim papierowych woreczków są naukowcy z Uniwersytetu w Saragossie. Próby przedłużenia trwałości produktów spożywczych były podejmowane już wiele lat temu. Wśród proponowanych metod warto wymienić m.in. stosowanie światła ultrafioletowego, sztuczne dodatki chemiczne czy sterylizację produktów i/lub opakowań. Opracowana przez Hiszpanów technologia ma jednak istotną przewagę nad wieloma stosowanymi poprzednio: polega na użyciu tzw. opakowania aktywnego, czyli takiego, które jest zdolne do czynnego niszczenia mikroorganizmów po opuszczeniu zakładu wytwórczego, a nawet po otwarciu. Aby potwierdzić skuteczość opracowanej technologii badacze zaszczepili bochenki chleba pleśnią, a następnie zamknęli je w opakowaniach nowego oraz starego typu. Dzięki temu prostemu eksperymentowi zaobserwowano, że zwyczajny papier woskowy umożliwiał rozwój grzybów już po trzech dniach, zaś opakowanie zawierające 6% olejku cynamonowego powstrzymywało rozwój pleśni ze skutecznością 96%. Aktywność grzybobójcza "papieru cynamonowego" utrzymywała się nawet przez dziesięć dni. Na razie nie wiadomo, czy nowe tworzywo zostanie przyjęte przez przemysł spożywczy. Trzeba jednak przyznać, że korzyści osiągnięte dzięki zastosowaniu tej prostej metody robią wrażenie.
  8. Niewielka firma biotechnologiczna ze stanu Colorado rozpoczęła prace nad poszukiwaniem nowych leków zapobiegających chorobom serca. Ma w tym pomóc analiza fizjologii pytonów - zwierząt posiadających niezwykłe zdolności regulowania pracy tego niezwykle ważnego mięśnia. Badania prowadzi firma Hiberna Corporation zlokalizowana w mieście Boulder. Jej przedstawiciele podpisali właśnie kontrakt z Biurem Transferu Technologii Uniwersytetu Colorado, na mocy którego uczelnia pomoże finansować badania nad niezwykłymi właściwościami pytonów. Węże te, podobnie jak wiele innych dusicieli, jest w stanie drastycznie "przestawić" swój metabolizm na czas trawienia pokarmu. Naukowcy zaobserwowali, że te niezwykłe gady potrafią po posiłku powiększyć własne serce w ciągu zaledwie kilku dni aż o 60 procent i zwiększyć tempo metabolizmu aż czterdziestokrotnie, a następnie, po zakończeniu procesu trawienia, przywrócić oba te parametry do stanu wyjściowego. Jak tłumaczy badająca pytony prof. Leslie Leinwand z Uniwersytetu Colorado, umiejętne naśladowanie ich fizjologii mogłoby pomóc ludziom walczyć z chorobami układu krążenia. Chodzi tu głównie o zapobieganie przerostowi serca, czyli powiększeniu jego komórek oraz pogrubieniu ścian. Zmiana ta jest naturalną adaptacją do zwiększonego obciążenia układu krwionośnego, lecz jeśli posunie się zbyt daleko (ma to miejsce np. w przypadku nadciśnienia tętniczego), powoduje pomniejszenie objętości komór i przedsionków serca oraz związane z tym upośledzenie jego pracy. W swoich badaniach prof. Leinwand skupiła się na chorobie genetycznej zwanej kardiomiopatią przerostową (ang. hypertrophic cardiomyopathy - HCM). Choroba ta, dotykająca około jednej na pięćset osób dorosłych, objawia się pogrubieniem włókien mięśniowych i wywołaną przez to zmianą kształtu całego serca. Efektem zaburzenia jest osłabienie kurczliwości mięśnia sercowego i w efekcie - upośledzenie krążenia krwi. Warto wspomnieć, że HCM jest najczęstszą przyczyną nagłej śmierci wśród młodych sportowców. W 2006 roku prof. Leinwand otrzymała grant badawczy w wysokości miliona dolarów na prowadzenie swoich badań nad pytonami birmańskimi. Celem analiz było zidentyfikowanie genów odpowiedzialnych za niezwykłe zdolności adaptacyjne gadów. Trzeba przyznać, że opisywane przez badaczkę cechy zwierzęcia robią wrażenie: pytony są w stanie zjeść pokarm ważący tyle samo, co one same, za jednym razem. W związku z tym ich metabolizm musi być zdolny do gwałtownych reakcji. Po posiłku stężenie insuliny we krwi u węża wzrasta czterdziestokrotnie, zaś trójglicerydów - aż stukrotnie. Tak radykalne zmiany z łatwością pozbawiłyby człowieka życia. Co więcej, podczas odpoczynku ich mięśnie (nie licząc mięśnia sercowego, który wraca do pierwotnego rozmiaru w ciągu zaledwie paru dni) niemal nie tracą na masie, co również jest rzadkością w świecie ożywionym. Odkrycie procesów odpowiedzialnych za to zjawisko mogłoby znacznie pomóc w prewencji wyniszczenia związanego z wieloma chorobami, takimi jak AIDS czy nowotwory. Hiberna Corporation otrzymała wsparcie finansowe w wysokości stu tysięcy dolarów na prowadzenie swoich badań. Firma realizuje obecnie projekt sekwencjonowania genomu pytona birmańskiego. Wcześniej przedstawiciele przedsiębiorstwa badali inne zwierzęta, m.in. arktyczne wiewiórki ziemne, również charakteryzujące się niezwykłymi zdolnościami manipulacji pracą własnego serca. W czasie hibernacji ich serce, bijące normalnie z częstotliwością dwustu uderzeń na minutę, spowalnia do zaledwie dwóch uderzeń na minutę. Niestety do dziś nie powstał żaden lek oparty bezpośrednio o wyniki opisywanych badań. Miejmy nadzieję, że tym razem badacze będą mieli więcej szczęścia.
  9. Badacze z Uniwersytetu Teksańskiego wytworzyli, używając bardzo prostych technik, nowe szczepy prionów. Jak twierdzą, wytworzone przez nich patogeny wywołują u zwierząt laboratoryjnych objawy całkowicie inne od tych powodowanych przez jakikolwiek znany szczep tych chorobotwórczych cząsteczek. Priony to niezwykła grupa czynników chorobotwórczych. Są zbudowane w stu procentach z białka, co czyni je jedynymi cząsteczkami chorobotwórczymi niezawierającymi kwasu nukleinowego (RNA lub DNA). Co więcej, powstają z własnych protein organizmu - od swojego prawidłowego wariantu różnią się jedynie ułożeniem przestrzennym atomów wchodzących w ich skład, czyli konformacją przestrzenną. Po transformacji do formy szkodliwej atakują centralny układ nerwowy, powodując choroby zwane zakaźnymi gąbczastymi zwyrodnieniami mózgu (ang. transmissible spongiform encephalopathies - TSEs). Dotychczas uważano, że zaburzenia spowodowane przez określony szczep prionów mogą powstawać niemal wyłącznie u przedstawicieli określonego gatunku, a przypadki ich przeniesienia pomiędzy gatunkami są ogromną rzadkością. Badacze z Uniwersytetu Teksańskiego postanowili sprawdzić, czy wymuszenie ominięcia tej bariery jest możliwe w warunkach laboratoryjnych. Zmieszali w tym celu białka pobrane ze zdrowych komórek chomika i wymieszali je z proteinami chorej myszy. Celem eksperymentu było sprawdzenie, czy cząsteczki powstające w wyniku opisanej reakcji będą w stanie spowodować rozwój choroby u chomika. Innymi słowy, badacze chcieli sprawdzić, czy możliwa jest międzygatunkowa infekcja prionowa. Wymuszamy tutaj pewiem układ, mieszając to wszystko ze sobą, ale to [badanie] sugeruje, że różnorodność możliwych prionów jest naprawdę bardzo duża - tłumaczy najważniejszy wniosek z eksperymentu prof. Claudio Soto, jeden z naukowców biorących udział w eksperymencie. Dodaje: nie powinniśmy być zaskoczeni, jeśli nowe granice zostaną przekroczone i powstaną nowe priony. Istnieje potencjał do rozwoju ogromnej różnorodności nowych prionów zakaźnych, spośród których część może powodować dramatyczne skutki. Ten sam zespół naukowców udowodnił wcześniej, że możliwe jest przeprowadzenie replikacji białek zakaźnych in vitro, a więc poza organizmem. W tym celu wykorzystano technikę zwaną cykliczną amplifikacją wadliwego składania białek (ang. protein misfolding cyclic amplification - PMCA), polegającą na symulowaniu w przyśpieszonym tempie następujących po sobie etapów potrzebnych do wytworzenia prionów. Dzięki badaniu udowodniono postanowioną wcześniej hipotezę, że priony powstają w wyniku wymuszenia zmiany struktury prawidłowego białka przez jego wadliwy odpowiednik. Tym razem wykazano, że proces ten jest możliwy nawet wtedy, kiedy białka pochodzą z różnych organizmów. Zdaniem prof. Soto, dokonane odkrycie może mieć istotne zastosowanie w medycynie. Jego zdaniem przeprowadzony eksperyment dowodzi, jak poważnym zagrożeniem są priony: jednym z najbardziej przerażających problemów medycyny w ostatnich dziesięcioleciach było wyłonienie się nowej, śmiertelnej choroby prionowej człowieka - wariantu choroby Creutzfelda-Jakoba [vCJD - przyp. red.], która powstała w wyniku międzygatunkowego przeniesienia gąbczastego zwyrodnienia mózgu [bSE - przyp. red.] od bydła. Nasze odkrycie sugeruje, że liczba możliwych rodzajów prionów nie jest ograniczona do tych obecnie znanych, lecz jest prawdopodobne, że może powstać wiele unikalnych sposobów składania białek powodujących choroby zakaźne. Możliwe, że niektóre z nich mogą powstawać w wyniku transmisji międzygatunkowej. Wyniki badań zespołu z Teksasu opublikowano w czasopiśme Cell, od lat uznawanym za jedno z najbardziej prestiżowych w świecie nauk biologicznych.
  10. Roboty buntujące się przeciwko ludziom to jeden z popularnych wątków kina i literatury. Lockheed Martin uczynił właśnie duży krok w kierunku realizacji takiego scenariusza w rzeczywistości. Z opublikowanej informacji prasowej dowiadujemy się o zakończonych sukcesem testach systemu ICARUS (Intelligent Control and Autonomous Re-planning of Unmanned Systems - Inteligentna Kontrola i Autonomiczne Zmienianie Planów w Systemach Bezzałogowych). To nic innego jak autonomiczny system kierowania robotami, w tym robotami bojowymi. Nad ICARUSEM od sześciu lat pracują słynne Skunk Works należące do Lockheeda Martina. John Clark, odpowiedzialny z rozwój projektu ICARUS, stwierdził: Przeprowadzone z powodzeniem testy naszego autonomicznego systemu zarządzania misjami ICARUS dowodzą słuszności projektu. Udowodniliśmy, że dzięki ICARUSOWI można zmniejszyć zaangażowanie ludzi, a jednocześnie sprawować kontrolę nad zespołem bezzałogowych urządzeń wykonujących złożone misje w dynamicznie zmieniającym się środowisku. System ICARUS został przetestowany w dniach 12-14 sierpnia podczas tygodniowych ćwiczeń Edge Command and Control/Hybrid Operations prowadzonych przez Marynarkę Wojenną USA. Przypomnijmy, że doszło już do przynajmniej jednego incydentu z nieprzewidzianym zachowaniem robotów bojowych.
  11. W ludzkim mózgu odnaleziono neuron humoru, który żywo reaguje na śmieszne sceny. Komórka uaktywniała się zarówno podczas oglądania fragmentów Simpsonów, jak i podczas późniejszego przypominania ich sobie. Ten sam neuron rozświetlał się, choć w mniejszym stopniu, podczas projekcji Kronik Seinfelda. Dr Hagar Gelbard-Sagiv z Instytutu Nauki Weizmanna, profesor Itzhak Fried z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles i zespół przeprowadzili eksperymenty z udziałem 13 chorych na padaczkę. Do ich mózgów wszczepiono wcześniej elektrody, które miały pomóc w wytropieniu ogniska napadów. Pozwalały też śledzić podczas oglądania komedii aktywność pojedynczych komórek istotnego dla pamięci hipokampa i powiązanych z nim struktur. Kiedy po jakimś czasie chorzy przypominali sobie śmieszne fragmenty, z zegarmistrzowską precyzją uaktywniały się dokładnie te same komórki nerwowe. U jednego z pacjentów w korze śródwęchowej wytypowano neuron, który najbardziej żywiołowo reagował na Simpsonów (w sumie wyświetlono 48 fragmentów różnych komedii). Gdy na ekranie pojawiały się charakterystyczne animowane postaci, wyładowania odnotowywano aż 15 razy na sekundę, a podczas wyświetlania innych humorystycznych urywków lub podczas przerw zaledwie kilka razy na sekundę. Stan większego pobudzenia utrzymywał się przez kilkanaście sekund i to nawet po zakończeniu klipu. Ten sam neuron słabo odpowiadał na Kronik Seinfelda. Ponieważ na co dzień stykamy się z nieskończoną liczbą bodźców, każdy neuron musi reagować na więcej niż jeden fragment. Nie wiadomo jednak, na jakiej zasadzie decyduje się, który będzie reagował na co.
  12. Kanadyjczycy nie polecają korzystania z plastikowych pojemników na żywność. Zawierają one bisfenol A (BPA), który, wg nich, może odpowiadać za gorsze działanie mózgu w zakresie pamięci i uczenia się. Nie wykluczają też, że ma on swój udział w chorobie Alzheimera, schizofrenii czy depresji. BPA wykorzystuje się przy produkcji plastikowych butelek na napoje, butelek do karmienia dzieci, pojemników na żywność, a nawet protez. Naukowcy z Uniwersytetu Guelph odkryli, że bisfenol A przenika do stałych lub płynnych pokarmów przechowywanych w plastiku. Gdy zostają one zjedzone, BPA zaburza komunikację między neuronami, bez czego niemożliwe staje się prawidłowe zapamiętywanie czy rozumienie. Jak wyjaśnia szef zespołu Neil MacLusky, niewielkie dawki bisfenolu, który stale dostaje się do organizmu, zaburzają tworzenie się synaps w rejonach kluczowych dla uczenia. W ramach eksperymentu naukowcy przez miesiąc karmili werwety z wyspy Saint Kitts na Morzu Karaibskim żywnością przechowywaną w pojemnikach z bisfenolem. Zaobserwowano spowolnienie działania synaps. Wg Kanadyjczyków, bisfenol A oddziałuje na estrogen, a ten z kolei [...] wpływa na tempo, w jakim tworzą się synapsy określonego rodzaju, poza tym odpowiada za utrzymywanie normalnego kształtu neuronów w obszarach mózgu kontrolujących uczenie, pamięć oraz nastrój.
  13. W rozmowie z portalem IT news psycholog społeczny Saad Lahlou ostrzega, że rozwój technologii przybliża nas do orwellowskiego społeczeństwa opisanego w "Roku 1984". Lahlou zauważa, że w wielu sondażach ludzie wyrażają obawy o swoją prywatność, a jednocześnie nie podejmują działań, by ją sobie zapewnić. Dzięki coraz doskonalszej technologii otrzymujemy lepszej jakości usługi, jednak, by je dostarczyć, firmy je udostępniające zbierają o nas coraz więcej informacji. Ta z kolei może zostać wykorzystana przeciwko jej użytkownikowi. Jednak oferta jest na tyle atrakcyjna, że nie bronimy swojej prywatności. Lahlou podaje tutaj przykład serwisu Gmail, z którego sam korzysta. Mówi, że z jednej strony wie, iż nierozsądne jest pozostawianie w obcych rękach całej swojej korespondencji elektronicznej, jednak z drugiej strony Gmail oferuje takie udogodnienia i jest tak prosty w użyciu, że kwestie ochrony własnej prywatności odchodzą na dalszy plan. Psycholog zauważa, że otacza nas coraz więcej połączonych ze sobą urządzeń, które rejestrują informacje na nasz temat. Kamery na ulicach, telefony komórkowe czy witryny WWW są źródłem informacji o naszych działaniach. Jego zdaniem coraz łatwiej jest śledzić i analizować poczynania każdego człowieka przez całe jego życie. To z kolei może mieć negatywny wpływ na kulturę społeczeństwa. Ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego, że są ciągle obserwowani będą zachowywali się oportunistycznie, starając się przestrzegać zasad. Jednak, jak zauważa Lahlou, żadne zasady nie są w stanie oddać całej rzeczywistości i złożoności świata. Potrzebna jest pewna wolna przestrzeń na inicjatywę i samodzielne działanie. Jeśli jej zabraknie. ludzie będą zachowywali się sztucznie, gdyż naturalną potrzebą człowieka jest bycie akceptowanym i zachowanie twarzy. Dlatego też czasem kłamiemy, właśnie po to, by przedstawić się w lepszym świetle. Zdaniem Lahlou nadszedł czas, by twórcy oprogramowania i urządzeń myśleli o takim ich konstruowaniu, by pozwalały użytkownikom na zachowanie prywatności tak, byśmy nie musieli polegać na dobrej woli firmy udostępniającej nam jakąś usługę.
  14. Chemicy z University of Liverpool opracowali technikę proszkowania metanu. Może ona w przyszłości zrewolucjonizować sposób transportu tego gazu oraz przyczynić się do rozwoju pojazdów napędzanych metanem. Andrew Cooper i jego zespół pokazali, że można zamknąć metan w suchej wodzie, czyli mieszaninie krzemionki i wody. Metan w stanie stałym jest znany nie od dzisiaj. Wodzian metanu powstaje w rurociągach, przyczyniając się do ich zatykania, a duże złoża tego związku znajdują się np. pod dnem oceanów. Mogą w przyszłości stać się one przyczyną poważnych kłopotów, jeśli wskutek rosnących temperatur metan uwolni się do atmosfery. Wodzian metanu powstaje bowiem z wody i metanu w warunkach wysokiego ciśnienia i niskiej temperatury. Już wcześniej próbowano sztucznie produkować "stały metan". Problem w tym, że potrzebne jest wspomniane już wysokie ciśnienie i niska temperatura, a cały proces zachodzi powoli. Można go przyspieszyć gwałtownie mieszając wodę z metanem, jednak jest to proces kosztowny i skomplikowany. Dlatego wciąż najpopularniejszym środkiem transportu metanu są rurociągi oraz specjalne pojemniki, w których znajduje się on pod ciśnieniem. Cooper i jego koledzy znaleźli jednak rozwiązanie problemu. Najpierw stworzyli suchą wodę poprzez połączenie wody z krzemionką, dzięki czemu powstały miniaturowe kropelki wody, których powierzchnię pokrywała krzemionka, niedopuszczając do ich zlewania się. Jeśli kiedykolwiek widzieliście krople wody na suchym kurzu, to jest to coś podobnego. Formują one kulki pokryte kurzem - mówi Cooper. Sucha woda to specyficzna substancja. Wygląda jak proszek, ale wystarczy rozetrzeć ją na skórze by stała się wodą. Naukowcy zauważyli, że stworzona przez nich sucha woda pochłania w temperaturze 0 stopni Celsjusza, olbrzymie ilości metanu. W 6 gramach suchej wody można zawrzeć aż litr gazu. Co więcej, taka metoda zestalania gazu jest prosta i tania. Ma ona jednak i wady. Tak uzyskany sproszkowany wodzian jest stabilny pod ciśnieniem atmosferycznym tylko wówczas, gdy zostanie schłodzony do temperatury -70 stopni Celsjusza. Temperaturę tę można podnieść, ale wówczas trzeba zwiększyć ciśnienie. Kolejny problem to ponowne łączenie się kropli wody po kilkunastu cyklach uwalniania i zatrzymywania gazu. Powoduje to spadek zdolności suchej wody do wchłaniania gazu. Można mu zapobiec poprzez regularne wstrząsanie. Cooper przyznaje, że jeśli chodzi o przechowywanie gazu, to trudno jest od razu rozwiązać wszystkie problemy. Dlatego też jego technologia przez dłuższy czas nie będzie wykorzystywana w praktyce.
  15. Co za dużo, to niezdrowo. Powiedzenie to odnosi się również do myślenia. Kanadyjscy naukowcy wykazali bowiem, że osoby, które za dużo "główkują", zaczynają się objadać, a to prosta droga do otyłości. Jak zauważyli naukowcy z Universite Laval w Quebecu, stresująca praca intelektualna sprawia, że ludzie więcej jedzą, czyli dostarczają swojemu organizmowi większą liczbę kalorii. Podczas eksperymentów 14 studentów wykonywało najpierw jedno z 3 prostych zadań, potem zachęcano ich do zjedzenia czegoś w bufecie. Ochotnicy mogli po prostu siedzieć i relaksować się, czytać i pisać streszczenie krótkiego tekstu lub rozwiązywać na komputerze test pamięciowy. Wykonanie tych zadań wiązało się z bardzo małymi nakładami energetycznymi. Podczas lekkiej gimnastyki intelektualnej (zadania 2. i 3.) spalano zaledwie o 3 kalorie więcej niż podczas odpoczynku. Okazało się jednak, że zakończywszy czytanie i pisanie podsumowania, studenci pochłaniali 203 dodatkowe kalorie, a po teście pamięciowym aż 253. Gdy przed, podczas i po zakończeniu wysiłku intelektualnego pobrano próbki krwi, zaobserwowano skok stężenia zarówno glukozy, jak i insuliny. Jean-Philippe Chaput, szef zespołu, wyjaśnia, że działo się tak, ponieważ cukier zasila pracujące neurony. Aby sprostać zwiększonemu zapotrzebowaniu energetycznemu i zapewnić równowagę poziomu glukozy, organizm domaga się większych ilości jedzenia. Nadkompensacja kaloryczna po wysiłku intelektualnym, połączona z obniżoną aktywnością fizyczną podczas wykonywania tego typu zadań, może napędzać epidemię otyłości, obserwowaną obecnie w krajach uprzemysłowionych – uważa Chaput. Niewykluczone, że zjawisko będzie się nasilać, ponieważ wrasta liczba pracowników umysłowych. Z drugiej jednak strony na świecie upowszechnia się zjawisko pracy zdalnej, czasowego "wynajmowania" pracowników, którzy codziennie dojeżdżają, przemieszczają się. Naukowcy Microsoftu spekulują, że już wkrótce zmieni się krajobraz dużych brytyjskich miast. Znikną wysokie biurowce, pojawi się zaś więcej tras dla pieszych, a tzw. kwatery główne firm staną się zwyczajnie niepotrzebne.
  16. Coraz więcej osób odczuwa silny dyskomfort lub lęk, gdy nie może się szybko podłączyć do Internetu, by zdobyć informacje. Psycholodzy ukuli nawet termin na określenie tego zjawiska: dyskomguglizm (ang. discomgoogolation), co dość łatwo kojarzy się z dyskomfortem i wyszukiwarką Google. Badania przeprowadzono na 2100 internautach z Wielkiej Brytanii. Aż 76% ankietowanych przyznało, że nie wyobraża sobie życia bez Sieci. Dla 45 procent niepokój i frustracja w sytuacji braku dostępu do Internetu to chleb powszedni. Więcej niż jeden człowiek na czterech wspominał o narastającym wtedy podenerwowaniu. Upowszechnienie łączy szerokopasmowych oznacza, że po raz pierwszy w historii wkroczyliśmy w epokę kultury błyskawicznych odpowiedzi – galaktyka informacji znajduje się w zasięgu kilku zaledwie kliknięć myszką. Nietrudno uzależnić się od Sieci – przekonuje dr David Lewis. Psycholog opowiada, że piorunujące wrażenie zrobiło na naukowcach to, jak silnego stresu doświadczają pozbawieni cyfrowego narkotyku ochotnicy. Po odcięciu od Internetu następował wzrost zarówno aktywności mózgu, jak i ciśnienia krwi. Wielu (1:5) Brytyjczyków poświęca więcej uwagi surfowaniu po stronach WWW niż partnerowi. Szczególnie źle wypadają pod tym względem londyńczycy, wśród których aż 1:5 jest "wyznawcą" tej odwróconej hierarchii ważności. Dla ponad 45% ankietowanych Internet jest istotniejszy od religii, a 17% wyznało, że "po odstawieniu" bardziej tęskniłoby za Siecią niż za przyjaciółmi. Dla więcej niż połowy odłączenie gospodarstwa domowego od Sieci byłoby bardziej stresujące niż pozbawienie gazu, wody lub prądu.
  17. Skrócenie snu nawet o kilka godzin może spowodować rozwój niebezpiecznego zapalenia - twierdzą naukowcy. O swoim odkryciu informują w czasopiśmie Biological Psychiatry. Odkrycia dokonali badacze z Cousins Center należacego do Uniwersytetu Kalifornijskieo w Los Angeles. Jak informują, nawet nieznaczne zmniejszenie ilości snu może uruchomić komórkowe szlaki sygnalizacyjne prowadzące do rozwoju stanu zapalnego. Może to oznaczać, że odpowiednio długi sen może znacznie ograniczać ryzyko chorób takich, jak stwardnienie rozsiane czy reumatoidalne zapalenie stawów. Naukowcy postanowili zbadać poziom białka NF-κ-B w komórkach. Należy ono do tzw. czynników transkrypcyjnych, czyli regulatorów aktywności genów. Odgrywa istotną rolę podczas aktywacji stanu zapalnego, zaś jego zwiększona synteza jest jedną z pierwszych oznak nadchodzącego zapalenia. Do udziału w badaniu zaproszono grupę zdrowych kobiet, u których poziom proteiny był mierzony kilkakrotnie w zależności od ilości godzin przespanych poprzedniej nocy. Ochotniczki badano regularnie ze szczególnym uwzględnieniem analizy zaraz po przebudzeniu. Eksperyment był podzielony na trzy zasadnicze fazy. Na początku pozwolono pacjentkom na dowolnie długi sen, kolejnej nocy pozbawiono je snu w godzinach od 23 do 3, a po upływie doby znów pozwolono im na regenerujący sen "do woli". Badacze zaobserwowali, że poziom NF-κ-B znacznie rósł po skróceniu snu o cztery godziny, a następnie ponownie wracał do normy po wypoczęciu kolejnej nocy. Wykonany eksperyment dostarcza danych, które mogą okazać się istotne przy ocenie ryzyka zapadnięcia na szerokie spektrum chorób związanych z rozwojem niepożądanego stanu zapalnego. Należą do nich m.in.: cukrzyca, choroba wieńcowa, otyłość i niektóre nowotwory. Wydawca czasopisma Biological Psychiatry, dr John H. Krystal, ocenia istotę opublikowanego artykułu: im dokładniej patrzymy na sen, tym więcej dowiadujemy się na temat korzystnego wpływu spania. Na razie nie udowodniono jednak, czy rzeczywiście osoby regularnie niedosypiające częściej zapadają na wspomniane schorzenia. Warto też wspomnieć, że badana grupa składała się wyłącznie z kobiet. Nie wiadomo w związku z tym, czy organizmy meżczyzn reagują na skrócenie snu identycznie. Jak określa główny autor badania, dr Michael R. Irwin, przeprowadzone studium jest istotne z uwagi na niezdrowy tryb życia osób żyjących w jego rodzinnych Stanach Zjednoczonych: stres fizyczny i psychiczny sprowadzany na nas przez morderczą pracę, szkołę i zobowiązania społeczne utrzymuje miliony Amerykanów na nogach w ciągu nocy. Dodaje: Nawyki związane ze snem wykształcone u Amerykanów są po prostu niezdrowe. Nasze odkrycia sugerują, że nawet niewielka utrata czasu snu może odgrywać rolę w powszechnych schorzeniach, które mają duży wpływ na śmiertelność w niektórych segmentach populacji.
  18. Spośród trzech miliardów par zasad budujących nasze DNA zaledwie około dwóch procent wchodzi w skład genów. Reszta, zwana niekiedy "śmieciowym DNA", wciąż stanowi dla naukowców wielką zagadkę. Naukowcy z Uniwersytetu Yale informują, że fragmenty tych pozornie nieuporządkowanych sekwencji mogły umożliwić ludziom opanować dwie ważne umiejętności: używanie narzędzi oraz utrzymanie pionowej postawy ciała. Odkrycie jest efektem analiz porównawczych genomu człowieka oraz dwóch gatunków małp: makaków i szympansów. Odnaleziono dzięki nim fragmenty DNA, które najprawdopodobniej odpowiadają za aktywację genów związanych z wytworzeniem silnego, przeciwstawnego kciuka oraz powiększonego palucha (największego z palców stopy) u ludzi. Przeniesienie tych sekwencji do genomu myszy powodowało, że ich zarodki wykazywały zmienioną ekspresję genów właśnie w obrębie wspomnianych palców. Dr James Noonan, jeden z autorów odkrycia, ocenia: nasze badanie identyfikuje czynnik genetyczny mający potencjalnie wpływ na fundamentalne różnice morfologiczne pomiędzy ludźmi i małpami. Rzeczywiście, analizy dokonane przez badaczy z Uniwersytetu Yale są pierwszymi, które określają tak precyzyjnie sekwencje odpowiedzialne za charakterystyczne kształt naszych dłoni. Jest to kolejny przykład potwierdzający tezę, że nadanie pozagenowym sekwencjom DNA określenia "śmieciowe" nie do końca oddaje ich rzeczywisty charakter. Wiele spośród sekwencji nienależących do genów jest silnie zachowanych w toku ewolucji. Odkrycie to doprowadziło do przypuszczeń, że muszą one być istotne dla organizmu - gdyby było inaczej, powinny (przynajmniej teoretycznie) podlegać istotnym zmianom w kolejnych pokoleniach wskutek mutacji. Okazuje się jednak, że liczne fragmenty "śmieciowego" DNA nie uległy praktycznie żadnym zmianom od momentu rozdzielenia się linii rozwojowej ptaków i ludzi. Postulowano w związku z tym, że odgrywają one istotną rolę w regulacji procesów rozwoju i aktywności licznych genów. Genetycy z Uniwersytetu Yale przeanalizowali szczególnie dokładnie sekwencję opisaną jako HACNS1. Jest ona silnie zachowana u niemal wszystkich kręgowców, lecz uległa aż szesnastu punktowym mutacjom od momentu rozejścia się linii rozwojowych ludzi i szympansów. Badacze przenieśli ludzką wersję HACNS1 do genomu myszy i rozpoczęli analizę rozwoju zarodków. Efekt przerósł oczekiwania naukowców - okazało się, że niewielka zmiana w pozagenowym DNA doprowadziła do istotnych zmian w ekspresji genów. Na podstawie eksperymentu zasugerowano, że analizowana sekwencja odpowiada najprawdopodobniej za charakterystyczną budowę ludzkich stóp, nadgarstków i dłoni. Pomimo sukcesu dr Noonan jest ostrożny. Zaznacza, że nie przeprowadzono pełnych badań i nie sprawdzono, czy zmiana aktywności genów rzeczywiście doprowadziłaby do rozwoju kończyn o "ludzkiej" budowie. Podkreśla przy tym, że długoterminowym celem jest odnalezienie możliwie wielu sekwencji podobnych do tej i zastosowanie myszy do oceny ich wpływu na ewolucję rozwoju człowieka.
  19. Ból psychiczny jest bardziej dotkliwy od bólu fizycznego. Podczas gdy ten drugi blednie z czasem, nieprzyjemne społecznie wydarzenia są ciągle ożywiane przez pamięć (Psychological Science). Psycholodzy z kilku amerykańskich i australijskich uniwersytetów przeprowadzili serię 4 eksperymentów, podczas których porównywali te dwa rodzaje doświadczeń i ich wpływ na funkcjonowanie człowieka. Zadanie ochotników, studentów, polegało na opisaniu wydarzenia bolesnego psychicznie bądź fizycznie z okresu ostatnich 5 lat. Potem proszono o ocenę nasilenia doświadczanego bólu. W kolejnych dwóch eksperymentach początek był taki sam (przywołanie nieprzyjemnych doświadczeń), ale następnie wolontariusze rozwiązywali zadania intelektualne o różnym stopniu trudności. Okazało się, że osoby, którym kazano przypominać sobie wydarzenia przykre społecznie, odczuwały silniejszy ból niż ludzie myślący o dolegliwościach fizycznych. Poza tym ich wspomnienia były intensywniejsze. Co więcej, przy zadaniach o wysokim stopniu trudności "fizyczni" wypadali lepiej od "psychicznych". Naukowcy dowodzą, że zjawisko to można wyjaśnić przebiegiem ewolucji ludzkiego mózgu, a konkretnie kory, co miało m.in. usprawnić życie w kohortach. Ewolucja kory poprawiła zdolność istot ludzkich do tworzenia i przystosowywania się, do funkcjonowania w grupach, społecznościach i kulturze, a także do reagowania bólem na różne aspekty kontaktów społecznych. Rozwój kory ma jeden niezamierzony efekt: pozwala ludziom na ożywianie, a więc ponowne przeżywanie bólu psychicznego – podsumowuje Zhansheng Chen z Purdue University. Chen dodaje, że w przyszłości zespół chciałby powtórzyć eksperymenty z udziałem starszych ludzi, którzy często uskarżają się na chroniczny ból fizyczny. Michael Hughesman, niemiecki psycholog dziecięcy, uważa, że z dużym prawdopodobieństwem ból psychiczny i fizyczny są przetwarzane w innych obszarach mózgu. W krzywdach emocjonalnych jest coś wyjątkowo nieuchwytnego. Doświadczając bólu fizycznego, widzimy siniaki, tutaj pozostają tylko lęk i strach. Jeśli na boisku, ktoś mówi ci, że dopadnie cię po szkole, będziesz zalękniony w większym stopniu niż gdyby uderzył cię tu i teraz.
  20. Broń laserowa może trafić na pola bitwy znacznie szybciej, niż się tego spodziewamy. Firma Northrop Grumman, poinformowała Pentagon, że do końca bieżącego roku przygotuje bojowe lasery elektryczne. Przez dziesiątki lat prowadzono badania nad chemicznymi laserami bojowymi. Potrafią one co prawda emitować potężne impulsy światła, jednak są na tyle skomplikowane, że nie nadają się do praktycznego użycia na polu bitwy. Departament Obrony zdecydował więc, że należy rozwijać elektryczne lasery na ciele stałym, które wówczas, gdy zaczynano prace nad nimi, były uznawane za zbyt słabe, by mogły przydać się w walce. Jednak, w miarę rozwoju programu Joint High-Powered Solid State Laser (JHPSSL), urządzenia zyskiwały na mocy. Teraz Northrop informuje, że może dostarczyć laser, którego moc osiągnęła 100 kilowatów, czyli granicę, która decyduje o przydatności urządzenia do zastosowań bojowych. Taki laser powinien być w stanie zestrzelić lecącą rakietę lub granat moździeżowy. System Northropa składa się z szeregu mniejszych laserów, tworzących większe urządzenie. W marcu firma poinformowała o stworzeniu pierwszego z ośmiu "łańcuchów laserów". Obecnie połączyła dwa takie łańcuchy. Uzyskano w ten sposób wiązkę o mocy 30 kW, którą można emitować bez przerwy przez ponad 5 minut. Stosunek wydajności elektrycznej do optycznej wynosi ponad 19%. Bob Bishop, rzecznik prasowy Northropa Grummana, powiedział w wywiadzie dla pisma Defense Daily: "Jestesmy pewni, że do końca 2008 roku moc lasera osiągnie 100 kW, a jakość promienia oraz wymagania operacyjne będą spełniały wymogi zawarte w dokumentacji Fazy 3 programu JHPSSL".
  21. Mimo że tak się wcześniej wydawało, duże nieloty południowych kontynentów, np. emu, kiwi, kazuary czy strusie, nie mają jednego wspólnego przodka. Każdy gatunek odszczepił się od innego mającego zdolność do lotu poprzednika (Proceedings of the National Academy of Sciences). Edward Braun i zespół z Uniwersytetu Florydzkiego zaczęli badać bezgrzebieniowce (Ratitae), gdy zauważyli podczas analiz genetycznych, że nie tworzą one naturalnej jednolitej grupy. Zamiast tego należą do spokrewnionych, lecz odrębnych grup, obejmujących także ptaki latające, m.in. kusacze. Wcześniej bezgrzebieniowce stanowiły podręcznikowy przykład specjacji allopatrycznej, a więc powstawania nowych gatunków w wyniku odseparowania geograficznego. Bariera utrudnia wtedy fizyczny kontakt między populacjami, które ewoluują niezależnie. Sądzono, że praprzodek nielotów żył na Gondwanie, superkontynencie, z którego wyłoniły się m.in. Afryka, Indie, południowo-wschodnia Azja, Ameryka Południowa, Australia i Nowa Zelandia. Populacje, które trafiły na inne "kawałki" lądu, rozwijały się niezależnie i tak pojawiły się emu, strusie itp. Dysponując nowymi danymi, Braun uważa jednak, że było zgoła inaczej. Przodkowie bezgrzebieniowców sami przenieśli się, a konkretnie przefrunęli na południowe kontynenty już po rozpadzie Gondwany. Trzeba pamiętać, że proces rozchodzenia się płyt był powolny i ptaki nie musiały pokonywać ogromnych odległości. Odkrycie Amerykanów oznacza przeorganizowanie systematyki. Okazuje się, że emu są bliżej spokrewnione z latającymi kusakami niż z innymi nielotami. Poza tym bezgrzebieniowce to efekt ewolucji równoległej. Różne gatunki, które zamieszkiwały odmienne środowiska, zaczęły się zmieniać w bardzo podobny sposób. Czemu tak się stało? Aby to sprawdzić, trzeba zbadać geny leżące u podłoża ścieżek rozwojowych poszczególnych bezgrzebieniowców.
  22. Niedawno informowaliśmy o zniknięciu plam na Słońcu i rekordowo niskiej aktywności magnetycznej naszej gwiazdy. Ostatnie dane z amerykańskiego National Snow and Ice Data Centerd (NSIDC) pokazały, że, wbrew obawom naukowców, pokryta lodem powierzchnia w Arktyce nie uległa zmniejszeniu. Co więcej, lód pokrywa obecnie o 700 000 kilometrów kwadratowych więcej, niż w ubiegłym roku. Jest on jednak cieńszy. Z drugiej strony globu mamy Antarktykę, a tam, jak donieśli naukowcy, średnia temperatura spada. Fragmentaryczne badania mogą uspokajać, jednak w większej skali temperatury niewątpliwie rosną. Naukowcy z Earth System Science Center przy Penn State University przeprowadzili jedne z najbardziej kompleksowych badań dotyczących historycznych temperatur na półkuli północnej. Wynika z nich, że ostatnia dekada była najcieplejszą od 1300 lat. Okres ten można wydłużyć nawet do 1700 lat jeśli weźmie się pod uwagę dane z pierścieni drzew. Jednak uczeni z Penn State, zdając sobie sprawę z tego, iż metoda taka jest przez niektórych krytykowana, wykorzystali inne informacje. Pochodziły one z osadów mórz i jezior, z badania rdzeni lodowych, koralowców i właśnie drzew. Skorzystaliśmy ze znacznie większej liczby danych, a użyte przez nas metody badań są bardziej zaawansowane niż poprzednio - mówi Michael Mann, profesor meteorologii i nauk o ziemi. Naukowcy zauważają, że wyników ich badań nie można bezpośrednio odnieść do półkuli południowej i temperatur na całym globie. W skład zespołu naukowego wchodzili akademicy z University of Massachusetts, University of Arizona, Penn State i Roger Williams University. Wyniki ich badań są jednoznaczne: bez uwzględniania danych z pierścieni wzrostowych drzew możemy stwierdzić, że ostatnia dekada była najcieplejszym okresem nie od 1000 lat, jak wcześniej sądzono, a od 1300 lat. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę dane z drzew, okres ten możemy wydłużyć o kolejne 400 lat. Badania były finansowane przez National Science Foundation, amerykański Departament Energii oraz National Oceanic and Atmospheric Administration.
  23. Duży zasięg Cesarstwa Rzymskiego może, wg badaczy z Uniwersytetu Prowansji, tłumaczyć większą podatność na zakażenie wirusem HIV w byłych koloniach, m.in. Francji, Grecji czy Hiszpanii. Naukowcy twierdzą, że mieszkańcy tych rejonów rzadziej bywają wyposażeni w wariant genu chroniący przed zainfekowaniem, a więc w CCR5-delta32. Nie wszyscy badacze zgadzają się z tą niecodzienną teorią. Część, m.in. akademicy z Liverpoolu, skłania się ku hipotezie, że różnice w podatności na zachorowanie są raczej wynikiem epidemii dżumy lub ospy z równie zamierzchłej przeszłości. Francuzi nie bez powodu wpadli na pomysł, że coś przenoszonego przez okupanta, czyli Rzymian, wywarło przemożny wpływ na geny współczesnych Europejczyków. Zauważyli bowiem, że częstość występowania pewnego wariantu genu ściśle wiąże się ze zmieniającym się położeniem granic Imperium. W krajach, które przez dłuższy czas należały do Cesarstwa Rzymskiego, np. we Włoszech, Grecji i Hiszpanii, gen CCR5-delta32 występuje z częstością wahającą się od 0 do jedynie 6%. Na obrzeżach mocarstwa, np. w Niemczech lub współczesnej Anglii, napotyka się go nieco częściej: od 8 do 11,8%. W państwach, które oparły się siłom wroga i nigdy nie stały się częścią Rzymu, współczynnik ten jest jeszcze wyższy. Francuscy naukowcy sądzą, że obserwowana różnica w częstości występowania genu nie jest skutkiem zapładniania przez żołnierzy i urzędników kobiet z lokalnych społeczności. Rzymianie mogli jednak roznosić chorobę, na którą były bardziej podatne osoby z genem CCR5-delta32. Teoria naukowców z Uniwersytetu w Liverpoolu de facto zazębia się wyjaśnieniem zaproponowanym przez Francuzów. Wg nich, CCR5-delta32 zapewniał ochronę np. przed panoszącą się również w Cesarstwie ospą. Ponieważ ludzie pozbawieni CCR5-delta32 umierali, w Europie Północnej wzrosła (z 1:20000 do 10%) częstość występowania tej konkretnej wersji genu. Czy Imperium Rzymskie zadziałało jak bodziec wyzwalający czy wspomagający pandemie? Tego na razie nie wiadomo...
  24. Astrocyty, największe komórki gleju, który tworzy zrąb dla neuronów, a także chroni je i odżywia, zmieniają po zetknięciu z limfocytami T kształt i podejmują z nimi walkę (PLoS One). W normalnych okolicznościach astrocyty, zaangażowane w tworzenie bariery krew-mózg, przekaźnictwo nerwowe, fagocytozę czy regenerację, przypominają gwiazdę. Kiedy jednak komórki układu odpornościowego atakują zarażone jakimś wirusem astrocyty, ich drobne wypustki wycofują się, by uformować jedną dużą, skierowaną na limfocyt. Badacze z Board of Governors Gene Therapeutics Research Institute w Centrum Medycznym Cedars-Sinai przypuszczają, że komórka gwiaździsta przystępuje do samoobrony, pochłaniając limfocyt T. Dalsze badania procesów komórkowych i molekularnych prowadzących do tych zmian mogą wpłynąć na nasze rozumienie i leczenie infekcji i nowotworów mózgu, a także chorób neurodegeneracyjnych – wyjaśnia dr Pedro Lowenstein, dyrektor Instytutu. Neurolodzy sądzą, że ich doniesienia wpłyną na leczenie, m.in.: AIDS, zakażenia wirusem gorączki zachodniego Nilu czy chorób autoimmunologicznych. Zdobycie jak najszerszej wiedzy na ten temat jest bardzo istotne, ponieważ omawiane zjawiska dotyczą ośrodkowego układu nerwowego, a więc mózgu i rdzenia (astrocyty, czyli glej gwiaździsty, występują bowiem tylko tutaj).
  25. Zmarł Don LaFontaine, posiadacz najbardziej znanego głosu na świecie. To właśnie jego słyszeliśmy podczas oglądania zwiastunów tysięcy filmów. Don LaFontainte urodził się w roku 1940 w Duluth w Minnesocie. W połowie lat 60. ubiegłego wieku rozpoczął karierę aktora użyczającego głosu do filmów. W latach 70. był oficjalnym głosem wytwórni Paramount Pictures. Pracował nad tysiącami filmów i wszystkie traktował jednakowo poważnie, jednak najbardziej dumny był z pracy nad obrazem "The Elephant Man" z roku 1980. Moja filozofia jest następująca - wierzę w to, co czytam, nawet jeśli uważam, że sam film to dno. Nawet najgorszy obraz jest czyimś ulubionym filmem i właśnie do tego fana mówię - powiedział kiedyś w wywiadzie dla magazynu Swindle. LaFontaine pracował w małym studio w swoim domu, gdzie nagrywał nie tylko na potrzeby tysięcy filmów, ale również setek tysięcy klipów reklamowych. Wyjątkowy głos LaFontaine'a możemy usłyszeć na przykład w filmie o nim samym:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...