Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36710
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    204

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dlaczego z wiekiem wykazujemy coraz silniejszą tendencję do tycia? Wiele wskazuje na to, że jest to efekt niszczenia komórek hamujących łaknienie w wyniku spożywania zbyt dużej ilości cukrów. Odkrycia dokonał dr Zane Andrews, endokrynolog pracujący na Monash University. Badacz zaobserwował, że komórki odpowiedzialne za osłabianie uczucia głodu są atakowane i niszczone przez nadmiar wolnych rodników. Ma to miejsce szczególnie po posiłkach bogatych w węglowodany. Oznacza to, że im więcej cukrów zawierają spożywane przez nas posiłki, tym wyższe jest prawdopodobieństwo uszkodzenia tych komórek. Może to prowadzić do zaburzenia równowagi pomiędzy rzeczywistymi potrzebami energetycznymi komórek oraz sygnałami o głodzie i sytości docierającymi do mózgu. Zdaniem Andrewsa najbardziej zagrozone są osoby w wieku 25-50 lat. Najprawdopodobniej właśnie w tym okresie ginie najwięcej neuronów chroniących nas przed przyjmowaniem nadmiernej ilości pokarmów. Naukowiec wyjaśnia fizjologię zjawisk głodu i sytości: kiedy żołądek jest pusty, uruchamia wydzielanie hormonu greliny, który informuje mózg o tym, że jesteśmy głodni. Kiedy żołądek jest wypełniony, do głosu dochodzi grupa neuronów zwanych POMC. Wspomniane w ostatnim zdaniu komórki nerwowe zawdzięczają swoją nazwę proopiomelanokortynie - białku, które jest prekursorem kilku białkowych hormonów naszego organizmu, m.in. hormonu stymulującego melanocyty (α-MSH) odpowiedzialnego za hamowanie (supresję) łaknienia. Niestety system ten nie jest doskonały. Powstające w organizmie wolne rodniki, będące naturalnym produktem metabolizmu naszego organizmu, z czasem zaczynają uszkadzać neurony POMC. Gdy zaczyna ich brakować, pogarsza się nasza ocena równowagi pomiędzy głodem i sytością. W tym samym czasie komórki odpowiedzialne za wydzielanie greliny są chronione przed uszkodzeniem ze względu na obecność tzw. białka rozprzęgającego 2 (ang. UCP - uncoupling protein 2). Zdaniem dr Andrewsa stopniowa degeneracja neuronów odpowiedzialnych za wywoływanie uczucia sytości może być jedną z najważniejszych przyczyn otyłości rozwijającej się u osób dorosłych. Jako prawdopodobną przyczynę epidemii tej choroby badacz podaje zmianę naszych nawyków żywieniowych: dieta bogata w cukry, która zdobywała na przestrzeni ostatnich 20-30 lat coraz większe uznanie w nowoczesnych społeczeństwach, poddawała nas tak dużemu obciążeniu, że zaczęła powodować przedwczesne obumieranie komórek. Badacz planuje przeprowadzenie dalszych badań. Ich celem będzie ustalenie, czy dieta bogata w cukry wywiera także inny wpływ na mózg, taki jak np. zwiększoną częstotliwość chorób neurologicznych, jak np. choroba Parkinsona.
  2. Silny stres przeżywany przez matkę na początkowych etapach ciąży zwiększa podatność dziecka na schizofrenię. Od dawna podejrzewano istnienie takiego związku, jednak naukowcy nie mieli pojęcia, który z okresów ciąży może być krytyczny (BMC Pstchiatry). Zespół Dolores Malaspiny z New York University School of Medicine wykorzystał dane dotyczące krótkiego, ale gwałtownego konfliktu arabsko-izraelskiego z 1967 roku, zwanego wojną sześciodniową. Badacze przeanalizowali zapiski medyczne 88 tys. osób, które przyszły na świat w Jerozolimie w latach 60. i 70. Zauważyli, że kobiety, których matki były w drugim miesiącu ciąży, kiedy rozpoczęła się wojna, 4,3 razy częściej cierpiały na schizofrenię (mężczyźni 1,2 razy) niż osoby urodzone podczas pokoju. Najwyraźniej więc zakłócenie rozwoju mózgu w drugim miesiącu ciąży może prowadzić do zachorowania na schizofrenię w późniejszym życiu. Skąd rozbieżność w liczbie zachorowań pomiędzy kobietami i mężczyznami? Malaspina uważa, że męskie zarodki częściej umierają wskutek stresu. Wiele studiów wykazało zmianę w proporcji mężczyzn i kobiet w populacjach doświadczających poważnego wstrząsu lub stresu. Zmiana ta polega na utracie płodów męskich. Amerykanie podkreślają, że chodzi o bardzo wysoki poziom stresu, nie o lekkie zdenerwowanie na co dzień. W przypadku kobiet, które znalazły się w czasie wojny 6-dniowej pod bezpośrednim ostrzałem, ryzyko wystąpienia schizofrenii u potomstwa było aż 30-krotnie wyższe niż w populacji generalnej. Prawdopodobieństwo zachorowania zależy więc od nasilenia stresu.
  3. Przywykliśmy do mówienia o fizjologicznej zdolności do odczuwania czterech smaków: słodkiego, słonego, gorzkiego i kwaśnego. Wiele osób przypomina także o smaku "umami" pochodzącym od kwasu glutaminowego. Tymczasem badacze z Monell Chemical Senses Center (MCSC) w Filadelfii donoszą o odkryciu nowego rodzaju kubków smakowych, odpowiedzialnych za wykrywanie wapnia. Autorami odkrycia, o którym poinformowano podczas spotkania Amerykańskiego Stowarzyszenia Chemicznego, jest zespół pod przewodnictwem dr. Michaela G. Tordoffa. Badacze udowodnili, że na języku myszy istnieją receptory odpowiedzialne za wykrywanie wapnia. Ponieważ geny kodujące te receptory istnieją także u człowieka, jest bardzo możliwe, że my także jesteśmy w stanie poczuć ten smak. Jak tłumaczy dr Tordoff, odkrycie może okazać się istotne dla zdrowia ludzi: ludzie nie spożywają takiej ilości wapnia, jaką zalecają dietetycy. Jednym z powodów tego zjawiska jest fakt, że pokarmy bogate w wapń są dla wielu osób niesmaczne. Odpowiednia manipulacja smakiem takich pokarmów może pomóc osobom z niedoborem wapnia spożywać większe ilości tego kluczowego składnika. Dzięki zrozumieniu, w jaki sposób wapń jest wykrywany w jamie ustnej, możemy ułatwić jego spożywanie dzięki osłabieniu tego nieprzyjemnego smaku. Możemy nawet zastosować środki farmaceutyczne, które poprawią smak tego składnika. Eksperyment polegał na badaniu 40 szczepów myszy laboratoryjnych w celu oceny ich zainteresowania pokarmami zawierającymi badany pierwiastek. Jak tłumaczy dr Tordoff, większość myszy nie lubi wapnia, ale znaleźliśmy bardzo nietypowy szczep, który pił jego roztwór bardzo łapczywie. Dzięki porównaniu genów tego szczepu z innymi byliśmy w stanie zidentyfikować dwa geny odpowiedzialne za odczuwanie smaku wapnia. Zespół z MCSC użył metod inżynierii genetycznej, by zidentyfikować dwa receptory związane z wykrywaniem tego pierwiastka zlokalizowane na języku. Jeden z nich to białko CaSR (ang. Calcium Sensing Receptor - receptor wykrywający wapń), znany wcześniej z obecności w przytarczycach, nerkach, mózgu i przewodzie pokarmowym. Dotychczas nie stwierdzono jednak jego obecności w jamie ustnej. Drugie z odkrytych białek to receptor T1R3, będące, ku zaskoczeniu badaczy, fragmentem receptora... dla smaku słodkiego. Na razie nie wiadomo na pewno, czy ludzie także posiadają odkrytą u myszy zdolność. Mogłoby to być jednak istotne odkrycie, gdyż wapń jest pierwiastkiem niezwykle istotnym dla zdrowia człowieka. Jest ważny nie tylko dla kondycji naszych kości, lecz także dla funkcjonowania mięśni, układu sercowo-naczyniowego czy procesów takich, jak krzepnięcie krwi. Najprawdopodobniej ochrania nas także przed rozwojem niektórych nowotworów. Rekomendowana dawka wapnia to około 1200 miligramów dziennie dla młodych dorosłych, lecz około 70% mężczyzn i aż 90% kobiet nie spożywa go w dostatecznej ilości. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: wapń smakuje "wapniowo", komentuje Tordoff. Nie ma lepszego słowa. Jest gorzki, może nieco kwaśny. Ale jest jednocześnie czymś znacznie więcej, bo istnieją receptory wyspecjalizowane w wykrywaniu wyłącznie wapnia. Tordoff zauważa pewne zróżnicowanie w odczuwaniu smaku produktów zawierających wapń: w wodzie pitnej jest całkiem przyjemny, ale na przy wyższych stężeniach zaczyna być coraz bardziej niesmaczny. Produkty mleczne, które zawierają spore ilości tego pierwiastka, nie mają tak wyraźnego smaku, gdyż zawarty w nich wapń jest związany z tłuszczami i białkami, co zapobiega jego wykryciu przez język. Badacz wierzy, że przeprowadzenie dalszych badań nad odkrytym receptorem i uzyskanie wiedzy na temat modyfikacji jego funkcjonowania może być bardzo istotne z punktu widzenia dietetyki. Nie mówię, że ludzie nie mogą przyjmować tabletek, by przyjmować dostateczną ilość wapnia, ale spożywanie prawdziwych pokarmów to wielka przyjemność. W przypadku soli, słodyczy i tłuszczu, potrzebne jest zmniejszenie przyjmowania bez wpływu na smak potraw. Jeśli zaś chodzi o wapń, problemem jest to, że nie jest dostatecznie jadalny.
  4. Microsoft udostępnił swoją technologię Photosynth. Obecnie nie jesteśmy już skazani tylko i wyłącznie na oglądanie gotowych prezentacji. Teraz możemy sami tworzyć trójwymiarowe sceny z własnych fotografii. Firma ostrzega, że usługa nie jest jeszcze w pełni gotowa i czasem może zdarzyć się jakiś błąd. Prosi jednocześnie o informacje o wszelkich usterkach Photosyntha. Program został uruchomiony jako sieciowa usługa, tak więc im bardziej wydajnym łączem dysponujemy, tym łatwiej będzie nam z niego korzystać. Microsoft zapewnia każdemu użytkownikowi 20 gigabajtów przestrzeni dyskowej na jego fotografie. Stworzone sceny mogą być przeglądane przez innych użytkowników. Photosynth to nowa technologia prezentacji obrazu. Program potrafi przeanalizować liczne fotografie pod kątem występujących w nich podobieństw i połączyć je w jedną, wielką trójwymiarową scenę. Pozwala on na obracanie takiej sceny pod dowolnym kątem, przybliżanie i oddalanie poszczególnych jej fragmentów, odnajdywanie zdjęć podobnych do aktualnie oglądanych, nagranie prezentacji i wirtualne poprowadzenie wycieczki przez stworzoną scenę. Praca z Photosynth rozpoczyna się od wskazania mu grupy zdjęć, które ma obrabiać. Co ciekawe, fotografie nie muszą być wykonane przez ten sam aparat i w podobnych warunkach. Program ma poradzić sobie nawet wtedy, gdy fotografowany obiekt był uwieczniany w różnych warunkach pogodowych, przy różnym oświetleniu, czułości filmu, rozdzielczości, czasie otwarcia migawki, różnych ustawieniach przesłony itp. Każda z fotografii jest analizowana przez komputer, który wyłapuje podobieństwa i różnice. Następnie zdjęcia, które mają wiele wspólnych punktów (np. występują w nich te same drzwi, okna, ozdoby itp.) są odpowiednio oznaczane i przypisywane do tej samej grupy. Oprogramowanie dokonuje później niezbędnych obliczeń, które pozwalają na połączenie różnych grafik w jeden trójwymiarowy obraz tego samego obiektu. Po stworzeniu całej trójwymiarowej sceny użytkownik nie "traci" z oczu pojedynczego zdjęcia. W każdej chwili może spojrzeć na obiekt oczami osoby, która go fotografowała i przyjrzeć się całości sceny z wyodrębnionym konkretnym ujęciem. By skorzystać z Photosynth wystarczy zalogować się na stronie www.photosynth.net.
  5. Ile osób, tyle różnych dzwonków telefonów komórkowych. Za plecami można więc usłyszeć odgłosy natury, najnowsze przeboje, a także swojskie dryń-dryń. W Indiach pojawiły się zaś ostatnio dzwonki zachęcające do używania prezerwatyw. Przy próbach nawiązania połączenia aparat wyśpiewuje: kondom, kondom. Akcja ma przekonać Hindusów do tej metody antykoncepcyjnej i ograniczyć liczbę zakażeń wirusem HIV. Organizatorzy chcą przełamać tabu oraz zachęcić do publicznej dyskusji. Sądzą, że oryginalny dzwonek może się stać przebojem wśród młodych obywateli. Środki na realizację projektu pochodzą z fundacji Gatesów. W Indiach żyje 2,5 mln ludzi zakażonych wirusem HIV. Jednocześnie aż 270 mln osób korzysta z usług operatorów telefonii komórkowej.
  6. Fujitsu rozpocznie wkrótce sprzedaż miniaturowego laptopa korzystającego z procesora Atom. Urządzenie LifeBook FMV-Biblo U/B50 wyposażono w wyświetlacz o przekątnej 5,6 cala i rozdzielczości 1280x800 pikseli. Mózgiem maszyny nie będzie układ "Diamondville" obecny zwykle w tanich notebookach, ale 1,6-gigahercowy Atom Z530 o nazwie kodowej "Silverthorne", który jest przeznaczony do urządzeń typu MID (mobile internet devices). Komputerek wyposażono też w łącze 802.11n, Bluetooth i 3G. U/B50 korzysta z 1 gigabajta RAM, a użytkownik będzie mógł wybrać pomiędzy 1,8-calowym HDD o pojemności od 60 do 120 gigabajtów lub też 64-gigabajtowym SSD. ymiary miniaturowego komputera to zaledwie 171x135x33 milimetry, a jego waga wynosi 562 gramy. Najbardziej jednak zaskakujący jest fakt, że maszyna będzie prawdopodobnie sprzedawana z preinstalowanym systemem Windows Vista. Wkrótce powinniśmy się przekonać, jak sprawuje się najnowszy OS Microsoftu na opisanej wyżej konfiguracji sprzętowej.
  7. Dr Richard Harrington, wiceprzewodniczący brytyjskiego Królewskiego Stowarzyszenia Entomologicznego, kupił na eBayu za nieco ponad 80 zł skamielinę nieznanego dotąd gatunku mszycy. Sprzedający pochodził z Litwy i na początku ani on, ani nikt inny nie miał pojęcia, jakiej gratki właśnie się pozbywa. Harrington wysłał okaz do Danii, a tamtejsi eksperci potwierdzili, że to nowy (obecnie wymarły) gatunek mszycy. Na cześć odkrywcy nazwano go Mindarus harringtoni. Razem ze swoim zespołem entomolog potrafił określić rodzaj, do którego należał skamieniały owad, ale nikt już nie potrafił stwierdzić, jaki konkretnie gatunek kryje się wewnątrz bursztynu. Z zadaniem poradził sobie dopiero profesor Ole Heie. Mszyca ma tylko 3-4 mm długości, a sam bursztyn jest niewiele większy – przypomina drobną tabletkę. Początkowo Duńczyk chciał nadać owadowi nazwę Mindarus ebayi, co wyjaśniałoby, w jak niezwykły sposób doszło do odkrycia, ale ostatecznie postanowił posłużyć się bardziej tradycyjnymi regułami taksonomicznymi.
  8. Kosz na śmiecie, który dziękuje za wrzucenie doń ogryzka głosem Beyoncé lub innej znanej osoby? Czemu nie. Prototypowe urządzenia są właśnie testowane w Finlandii. Jeśli się sprawdzą, zostaną zamontowane na ulicach i w parkach innych europejskich krajów. To zabawny sposób na zachęcenie ludzi, by przestali upuszczać śmiecie, gdzie popadnie – uważa Elina Nummi, rzeczniczka helsińskiego Ratusza. Na początku specjaliści zainstalują cztery takie cudeńka, wyposażone w wykrywacz ruchu i nagrywarkę dźwięku. Raz na tydzień będą one przestawiane w inne miejsce. Pierwsza nagrana osobistość to Jussi Pajunen, burmistrz Helsinek. Jego podziękowania są dość długie, ale nie nazbyt: "To świetnie, że dbasz o miasto. Super!".
  9. Czy lepiej mieć jedną, czy wiele żon? Dla niektórych to kwestia małego lub większego zła, ale w rzeczywistości bardzo się mylą, bo mężczyźni z krajów, gdzie praktykuje się poligamię, żyją dłużej niż panowie ze społeczeństw silnie monogamicznych. Dr Virpi Lummaa, ekolog z Uniwersytetu w Sheffield, porównała ze sobą żonatych mężczyzn powyżej 60. roku życia ze 140 krajów poligamicznych i 49 narodów monogamicznych. Okazało się, że po uwzględnieniu różnic socjoekonomicznych, ci pierwsi cieszyli się urokami wspólnego pożycia średnio o 12% dłużej niż przedstawiciele drugiej grupy. Badacze sądzą, że podstawą dla wyjaśnienia tego zjawiska jest uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czemu mężczyźni (i kobiety po menopauzie) żyją tak długo. W przypadku pań w grę wchodzi tzw. efekt babciny. Na każde 10 lat życia kobiety po przekwitaniu przypada pojawienie się 2 wnucząt. Babcia opiekuje się nimi, wspomagając tym samym przetrwanie swoich własnych genów. Mężczyźni mogą się rozmnażać przez całe życie, co stanowi wystarczające uzasadnienie ich długowieczności, ale Lummaa i Andy Russell zastanawiali się, czy można by to równie dobrze wyjaśnić za pomocą innych czynników, np. analogicznego do efektu babcinego efektu dziadka. Posłużyli się fińskimi dokumentami kościelnymi z XVIII i XIX wieku. Ludzie nie migrowali wtedy takim stopniu jak dzisiaj, nie stosowali antykoncepcji, ponadto luteranie byli monogamistami. W ten sposób uzyskano informacje na temat 25 tys. osób. Z oczywistych względów ponownie żenili się wyłącznie wdowcy. Okazało się, że mieli więcej dzieci niż panowie żonaci tylko raz, ale wcale nie mieli więcej wnuków. Być może więc zasoby konieczne do przeżycia (pożywienie, pieniądze itp.) płynęły szerszym strumieniem do potomków drugiej żony. Lummaa porównuje to do efektu kopciuszka. Co więcej, bycie żonatym tylko raz nie dawało wnukom żadnych korzyści. Oznacza to, że efekt dziadka można między bajki włożyć. Jeśli nie o to, to może naturze chodziło o zapewnienie długo żyjącym kobietom równie długowiecznych partnerów? Na podstawie danych z WHO dwuosobowy zespół ulokował 189 krajów na 4-stopniowej skali monogamii (1 – w pełni monogamiczny, 4 – głównie poligamiczny). Brytyjczycy musieli uwzględnić produkt krajowy brutto i przeciętny dochód. W ten sposób zminimalizowano wpływ lepszego odżywienia i opieki zdrowotnej w monogamicznych społeczeństwach Zachodu. Jeśli naprawdę chodziłoby o zapewnienie kobietom opieki mężczyzny na całe życie, panowie osiągaliby podobny wiek w społeczeństwach mono- i poligamicznych. Tymczasem wyszło na jaw, że spłodzenie większej liczby dzieci z większym gronem żon de facto wydłuża życie. Długowieczność jest zatem skutkiem stale obecnej płodności. Panowie zostający ojcami w jesieni życia muszą o siebie lepiej dbać, by ich dzieci nie zostały sierotami. Długowiecznym mężczyznom z kultur poligamicznych mogły też sprzyjać mechanizmy ewolucyjne.
  10. Umiejętne zastosowanie zjawiska rezonansu magnetycznego pozwala na znaczne rozszerzenie możliwości nowoczesnej diagnostyki - udowadnia badacz z Carnegie Mellon University. Dzięki użyciu odpowiednich "znaczników" możliwe jest nawet śledzenie niewielkich grup komórek krążących w organizmie. Obrazowanie z użyciem rezonansu magnetycznego (MRI - ang. Magnetic Resonance Imaging) polega na wytwarzaniu fal elektromagnetycznych o częstotliwości zgodnej z własną częstotliwością atomów określonego pierwiastka, a następnie odczytywaniu ich lokalizacji na podstawie pomiaru pola elektromagnetycznego powstałego w wyniku ich pobudzenia. Przypomina to nieco działanie wahadła: tylko określona częstotliwość popychania zawieszonej na sznurku kuli będzie ją rozpędzała, zaś każda inna będzie zmniejszała jej szybkość. Wystarczy wobec tego sprawdzić, które "wahadła" (atomy) zostały rozpędzone, by wiedzieć, czy należa do określonego pierwiastka. W typowym badaniu MRI wykorzystuje się częstotliwość charakterystyczną dla atomów wodoru, pierwiastka bardzo pospolitego w ludzkim organizmie (wchodzi w skład wody, cukrów, białek itd.). Prowadzący eksperyment dr Eric Ahrens poszukiwał jednak pierwiastka znacznie rzadszego - fluoru. Eksperyment polegał na wyznakowaniu komórek krwi za pomocą perfluoropolieteru (PFPE), związku organicznego wysyconego atomami fluoru. Nasycone tą substancją komórki podano następnie do organizmu myszy. Po pewnym czasie przeprowadzono badanie zwierząt z użyciem rezonansu magnetycznego. Dr Ahrens wykazał, że zastosowanie opisanej techniki pozwala na precyzyjną ocenę liczby i lokalizacji podanych komórek w ciele gryzonia. Jak tłumaczy naukowiec, dzięki naszej technologii możemy obrazować określone komórki w czasie rzeczywistym i w sposób wysoce selektywny. Pozwala to na śledzenie ich położenia i ruchu oraz na ocenę ich liczby. Następnie używamy konwencjonalnego badania MRI, by uzyskać wysokiej jakości obraz pozwalający na zlokalizowanie poszukiwanych komórek w kontekście anatomicznym. Proces ten jest ułatwiony właśnie dzięki zastosowaniu fluoru jako chemicznego "znacznika" - jest on na tyle rzadki, że pozytywny sygnał w badaniu rezonansem magnetycznym oznacza wykrycie poszukiwanych komórek, a nie jakichkolwiek innych struktur. Możliwość śledzenia zmian położenia komórek krwi jest konieczna dla zrozumienia ich roli w procesach chorobowych. Dzięki opracowanej na Carnegie Mellon University metodzie możliwa jest ich obserwacja w czasie rzeczywistym i w sposób nieszkodliwy dla myszy, co także stanowi jej istotną zaletę. Jest to również istotne z punktu widzenia badań klinicznych - coraz więcej terapii eksperymentalnych opiera się na zastosowaniu żywych komórek, lecz stosowane dotychczas metody ich znakowania, oparte na użyciu jonów metali, były niezadowalające z uwagi na niską precyzję analizy. Zdaniem dr. Ahrensa metoda znakowania komórek z użyciem PFPE może być przydatnym narzędziem monitorowania postępu leczenia: moglibyśmy znakować lecznicze komórki z użyciem naszego odczynnika zanim wszczepimy je do organizmu. W ten sposób moglibyśmy używać MRI do wizualizowania ruchu komórek w ciele pacjenta i monitorować, czy migrują do miejsc, gdzie powinny ostatecznie trafić, i czy zatrzymują się tam na dłużej.
  11. Umiejętne "projektowanie" enzymów odpowiedzialnych za smak i zapach mogłoby być dla ludzi bardzo przydatne. Pozwoliłoby na poprawę smaku żywności lub zwalczanie szkodników upraw w bezpieczny dla ludzi sposób. Jest to zadanie bardzo złożone, lecz naukowcy ze szkoły medycznej Uniwersytetu Teksańskiego twierdzą, że uczynili ważny krok naprzód ku jego realizacji. Eksperyment, prowadzony przez dr. C.S. Ramana, polegał na modyfikacji genetycznej rzodkiewnika (Arabidopsis thaliana) - rośliny powszechnie stosowanej w badaniach naukowych. Badacze wprowadzili zmiany w genie kodującym enzym syntazę tlenków alkenów (AOS, ang. allene oxide synthase), odpowiedzialną za produkcję związków zapachowych z grupy jasmonianów. W wyniku modyfikacji uzyskano białko o właściwościach identycznych z innym enzymem, liazą wodoronadtlenkową (HPL, ang. hydroperoxide lyase), zdolną do produkcji związków lotnych odpowiedzialnych za zapach owoców i warzyw. Przeprowadzone przez naukowców badania mają nie tylko wartość czysto poznawczą. Jak tłumaczy dr Raman, substancje wytwarzane po modyfikacji genetycznej mogą być korzystne dla roślin: pamiętajmy, że rośliny nie mogą uciec przed robakami i innymi szkodnikami. Muszą sobie z nimi radzić. Jednym ze sposobów jest wydzielanie lotnych związków wabiących naturalnych wrogów tych szkodników. Oznacza to, że możliwe jest genetyczne modyfikowanie roślin w taki sposób, by zwalczały one robaki w sposób całkowicie bezpieczny dla człowieka. Opanowanie sztuki "projektowania" enzymów pozwoli także m.in. na wydajne wytwarzanie pożądanych związków odpowiedzialnych za smak roślin mających zastosowanie w przemyśle spożywczym. Kluczem do przeprowadzenia udanej modyfikacji genetycznej były precyzyjne dane na temat struktury enzymów. Dzięki zastosowaniu technik komputerowych możliwe było zaplanowanie modyfikacji genetycznej w taki sposób, by wzajemne ułożenie atomów w cząsteczce AOS zmienić tak, by białko to nabrało właściwości enzymu HPL. Obie te proteiny są ze sobą spokrewnione - należą do grupy tzw. cytochromów P450. Enzymy z tej grupy występują także w organizmie człowieka, gdzie odpowiadają m.in. za metabolizm niemal połowy przyjmowanych przez nas leków oraz ogromnej liczby innych wchłanianych przez nasze organizmy związków. Przełożony dr. Ramana, prof. Rodney E. Kellems, podkreśla istotę odkrycia: ważną zaletą tej pracy jest zastosowanie dziedziny biologii strukturalnej i ewolucyjnej w celu pogłębienia wiedzy na temat funkcji enzymów. Wiedza ta umożliwiła nam zademonstrowanie, że zmiana pojedynczego aminokwasu [cząsteczki budulcowej wchodzącej w skład łańcucha białkowego - przyp. red.] powoduje zamianę jednego enzymu w inny. Pokazuje to, że nawet pojedyncza mutacja może wpływać na ewolucję nowych szlaków biosyntezy. Zaczynamy w ten sposób odpowiadać na pytanie, w jaki sposób pojedynczy związek może być przekształcany w zupełnie różne produkty za pomocą uderzająco podobnych do siebie enzymów. Eksperci z Uniwersytetu Teksańskiego dokonali jeszcze jednego odkrycia. Zaobserwowali, że enzymy odpowiedzialne za produkcję bardzo podobnych związków zapachowych są wytwarzane także w organizmach zwierząt morskich. Na razie nie wiadomo jednak, jaką dokładnie pełnią u nich funkcję.
  12. Badania arktycznych lodowców dostarczają interesujących danych na temat skażenia środowiska przez przemysł - informują naukowcy z amerykańskiego Desert Research Institute. O swoich odkryciach donoszą na łamach czasopisma Proceedings of the National Academy of Sciences. Analiza pobranego z lodowców materiału, którego pochodzenie szacuje się na lata 1772-2003, wykazała wysoką zawartość zanieczyszczeń towarzyszących spalania węgla. Chodzi głównie o metale ciężkie, tal oraz ołów, których stężenie w badanych próbkach było znacznie wyższe, niż przewidywano. Co ciekawe, okresy maksymalnego zanieczyszczenia przypadały na inne lata, niż sugerowały zebrane dotychczas informacje. Zwykło się uważać, że toksyczne metale ciężkie wykazywały najwyższe stężenie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dwudziestego wieku, u szczytu aktywności przemysłowej w Europie i w Stanach Zjednoczonych, przed podpisaniem ustawy o czystym powietrzu [ang. Clean Air Act - przyp. red.] we wczesnych latach siedemdziesiątych, mówi dr Joe McConnell, główny autor analizy. Okazuje się jednak, że stopień skażenia południowej Grenlandii był wyższy sto lat temu, gdy gospodarki Ameryki Północnej i Europy korzystały głównie z węgla, przed nadejściem czystszych, wydajniejszych metod spalania węgla oraz przejścia na gospodarkę opartą na ropie naftowej i gazie. Dość często narzekamy na poważne zanieczyszczenie powietrza w dzisiejszych czasach, lecz okazuje się, że na początku XX wieku stopień skażenia środowiska był 2 do 5 razy wyższy, niż obecnie, i 10 razy wyższy, niż przed rozpoczęciem rewolucji przemysłowej w połowie XIX wieku. Badacze zastrzegają jednak, że nawet występujący obecnie poziom zanieczyszczenia jest poważnym powodem do zmartwienia. W swoim raporcie naukowcy ostrzegają szczególnie przed konsekwencjami gwałtownego rozwoju krajów azjatyckich, których przemysł korzysta intensywnie z węgla jako podstawowego źródła energii. Według naukowców toksyczne metale wydzielane podczas spalania węgla zostaną uwolnione do atmosfery, a następnie mogą przenosić się aż do Europy i Stanów Zjednoczonych. Mogą przez to stać się poważnym zagrożeniem dla organizmów żywych, w tym, niestety, także dla ludzi. Wpływ [zanieczyszczenia] na zdrowie ludzi w rejonie Arktyki nie został jeszcze oceniony, mówi McConnell. Zastrzega jednak, że zastosowanie "czystych" technologii spalania węgla lub stopniowa rezygnacja z tego paliwa może zapobiec dalszemu pogarszaniu się sytuacji.
  13. Jak donosi Times Online, Scott Willoughby z University of Adelaide, ostrzega przed spożywaniem Red Bulla. Badania przeprowadzone na 30 studentach w wieku 20-24 lat wykazały, że po wypiciu zaledwie jednej 250-mililitrowej puszki napoju wzrasta lepkość krwi, co zwiększa ryzyko tworzenia się skrzepów. Zdaniem australijskich naukowców badania ciśnienia krwi oraz stanu naczyń krwionośnych wykazały, że po spożyciu puszki Red Bulla pojawiają się objawy podobne do tych, jakie występują w chorobach serca. Uczeni uważają, że osoby, u których już stwierdzono tego typu schorzenia, powinny skonsultować się z lekarzem zanim sięgną po ten znany napój energetyzujący. To kolejne badania, które pokazują, że napoje energetyzujące nie są całkowicie bezpieczne. W ubiegłym roku badacze z Henry Ford Hospital stwierdzili, że takie napoje zwiększają tętno i ciśnienie. Inne, tym razem duże studium amerykańskich studentów pokazało, że osoby pijące na imprezach napoje energetyzujące zmieszane z alkoholem, dwukrotnie częściej doświadczały uszkodzeń ciała niż te, które piły tylko alkohol.
  14. Urządzenia elektroniczne stają się coraz mniejsze i, niestety, delikatniejsze. Naukowcy pracują nad metodami zabezpieczania ich przed uszkodzeniem. Dzięki pomysłowi fizyków z Clemson University i Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego (UCSD) już wkrótce telefon komórkowy, który upadnie na ziemię, nie roztrzaska się, ale odbije od podłoża jak piłeczka kauczukowa. A wszystko za sprawą osłonki z ukształtowanych jak sprężyny nanorurek węglowych. Jak wyjaśnia Apparao Rao, "materac" z nanorurek działa na zasadzie amortyzatora wstrząsów i pochłania energię upadku. Każda ze sprężynek jest tysiące razy mniejsza od ludzkiego włosa. Podobne skręcone nanorurki uzyskiwano już wcześniej, ale członkowie ekipy z Clemson zrobili to dużo szybciej niż zwykle, bo w jednoetapowym procesie. Wykorzystali opatentowaną mieszaninę węglowodorów z katalizatorem. W przyszłości pomysł Amerykanów znajdzie zastosowanie w zbrojach chroniących ciało żołnierzy, samochodowych zderzakach czy jako wypełnienie podeszw butów. Rao zaznacza, że nowa metoda pozwala na uzyskiwanie dużych ilości sprężynek nanowęglowych w krótkim czasie, łatwo więc będzie wytwarzać je na skalę przemysłową. Wcześniej połączone siły naukowców z Clemens i UCSD porównywały efekty wykorzystania osłon z prostych i skręconych nanorurek węglowych. Kiedy na warstwę nanorurek upuszczano kulkę ze stali nierdzewnej, tylko sprężyny powracały do stanu sprzed uderzenia. Proste nanorurki udało się też wygiąć w literę "Y". W takiej formie po przyłożeniu napięcia zachowywały się jak miniaturowe tranzystory.
  15. Serwisy takie jak Google Maps czy Microsoft Live zawierają olbrzymią ilość przydatnych informacji, jednak, jak zauważa Floraine Grabler z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, nie pozwolą dobrze zorientować się w zupełnie obcym mieście. Jeśli mapa pokazuje każdy budynek i każdą ulicę, trudno jest odnaleźć na niej konkretne miejsca - mówi Grabler. Dlatego też jej zespół we współpracy ze Szwajcarskim Federalnym Instututem Technologicznym z Zurychu stworzył specjalne oprogramowanie, które umożliwia każdemu stworzenie indywidualnych map z wyróżnionymi miejscami orientacyjnymi. Podczas prac nad programem wykorzystano badania nad percepcją, przeprowadzone w San Francisco w latach 60. ubiegłego wieku. Okazało się wówczas, że aby zorientować się w obcym mieście ludzie wykorzystują trzy rodzaje informacji o punktach orientacyjnych. Po pierwsze, punkty te muszą mieć znaczenie semantyczne (np. budynek teatru to punk orientacyjny dotyczący kultury), pod drugie korzystamy z informacji wizualnych dotyczących koloru czy kształtu budynku, które wyróżniają go spośród innych. W końcu, po trzecie, używamy wyznaczników dotyczących położenia punktów orientacyjnych (na rogu placu, na skrzyżowaniu ulic). Nowe oprogramowanie korzysta z już istniejących map, jednak nadaje każdemu z budynków odpowiednią punktację, korzystając z trzech opisanych powyżej kategorii. Następnie na mapie pojawiają się tylko te budynki, które zdobyły więcej punktów niż wynosi ustalona przez użytkownika średnia. Oprogramowanie daje też do wyboru dwa rodzaje prezentacji mapy. Jeden z nich to przedstawienie kształtów budynków bez szczegółów ich fasad. Drugi pokazuje budynki pochylone tak, by było widać wszystkie jego ściany widoczne z danej ulicy. Taka prezentacja może powodować zasłonięcie niektórych ulic, dlatego też zostały one powiększone, a budynki pomniejszono. Tworząc własną mapę użytkownik wybiera ten rodzaj informacji semantycznej, która go interesuje. Jeśli zatem wybiera się na zakupy, może zażyczyć sobie pokazania sklepów. Gdy chce spróbować egotycznych potraw, wybierze opcję stworzenia mapy restauracji. Zespół Floraine Grabler ma teraz zamiar przetestować swoje oprogramowanie na turystach odwiedzających San Francisco. Pani Grabler poinformowała też, że Microsoft jest już zainteresowany wykorzystaniem jej technologii w swoim serwisie Microsoft Live.
  16. Specjaliści z amerykańskiego Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych (NIAID) twierdzą, że wirus grypy hiszpanki, która zdziesiątkowała na początku ubiegłego stulecia populację niemal całego świata, nie był bezpośrednią przyczyną śmierci ludności. Ich zdaniem znacznie groźniejsza była towarzysząca grypie infekcja bakteryjna. Hipotezę zaprezentowano na łamach czasopisma The Journal of Infectious Diseases. W swojej pracy badacze prezentują wyniki analizy próbek pobranych z dróg oddechowych amerykańskich żołnierzy, którzy zmarli w latach 1918-1919. W ich opinii, materiał wykazuje liczne oznaki uszkodzeń od zmian charakterystycznych dla pierwotnego wirusowego zapalenia płuc oraz regeneracji tkanki po dowody wskazujące na wtórne ostre zapalenie płuc powodowane przez bakterie. Należący do zespołu patomorfolog dr Jeffery Taubenberger uważa, że w momencie śmierci dominującą chorobą była właśnie infekcja bakteryjna. Obserwacje mikroskopowe wykazały także, że w drogach oddechowych widoczne są liczne oznaki uszkodzenia nabłonka w wyniku działania wirusa. W wyniku tego procesu doszło do zniszczenia wyściełających drogi oddechowe rzęsek, odpowiedzialnych za usuwanie bakterii. Kolejnym źródłem informacji była dla naukowców literatura naukowa. Dr Taugenberger przejrzał wspólnie z dr. Davidem Morensem liczne czasopisma naukowe z lat 1919-1929, w których opisano łącznie wyniki 8398 autopsji wykonanych w piętnastu krajach. W większości przypadków autorzy publikacji twierdzili, że bezpośrednią przyczyną zgonu były bakterie zamieszkujące naturalnie drogi oddechowe. Warto jednak zaznaczyć, że wirus grypy nie był wówczas znany, w związku z czym wnioski z przeprowadzonych sekcji zwłok mogły nie być do końca wiarygodne. Opinię naukowców z NIAID potwierdzają także dane z późniejszych lat XX wieku, dotyczące głównie pandemii grypy z lat 1957 oraz 1968. Zajmujący się tym zagadnieniem badacze twierdzą, że najbardziej prawdopodobną przyczyną niższej śmiertelności była przede wszystkim dostępność antybiotyków zdolnych do zwalczania bakterii powodujących tzw. infekcje oportunistyczne, zachodzące wyłącznie w organizmie osłabionym przez inne niekorzystne czynniki. Obecnie nie istnieją metody pozwalające na przewidzenie kolejnych pandemii grypy ani tego, jak będzie wyglądał wirus, który ją spowoduje. Warto jednak mieć na uwadze ryzyko związane nie z samym wirusem, lecz także z bakteriami mogącymi spowodować zapalenie płuc. Na szczęście, ku radości autorów pracy, coraz więcej osób odpowiedzialnych za planowanie strategii na wypadek masowej zachorowalności dostrzega to zagrożenie i potrzebę stosowania antybiotyków. Miejmy nadzieję, że to wystarczy.
  17. Delfiny balansujące na płetwie ogonowej stanowią w oceanarium nie lada atrakcję. Cóż więc powiedzieć o podobnym zachowaniu obserwowanym u ich dzikich pobratymców? To dopiero gratka... W zwykłych okolicznościach inteligentne ssaki opanowują sztuczki pod czujnym okiem ludzkich trenerów. Tymczasem u południowych wybrzeży Australii w pobliżu Adelajdy napotkano stado delfinów, którego członkowie uczą się nawzajem podobnych cyrkowych numerów. Dwadzieścia lat temu jedna z samic, Billie, spędziła kilka tygodni w delfinarium. Została wtedy uwięziona w porcie i przechodziła rekonwalescencję po okresie poważnego niedożywienia. Nikt jej nie uczył przemieszczania się na ogonie, najprawdopodobniej załapała więc bakcyla, obserwując zachowanie innych delfinów. Sztuczka spodobała jej się do tego stopnia, że po uwolnieniu zaczęła trenować samice ze swojego stada. Według naukowców badających niespotykany dotąd zwyczaj, jest to rodzaj kultury rozwiniętej przez tę konkretną grupę. Dr Mike Bossley z Whale and Dolphin Conservation Society (WDCS) wyjaśnia, że nietypowe dla dzikich delfinów zachowanie stało się czymś definiującym tę grupę, tak jak język czy taniec w przypadku ludzi.
  18. Cevat Yerli, szef firmy Crytek, autora gry Crysis, powiedział, że konsole PlayStation 4 i Xbox 720 trafią na rynek najpóźniej w roku 2012. Opinię taką wygłosił podczas GC Developer Conference w Lipsku. Podkreślił przy tym, że ani Sony, ani Microsoft, nie przekazały mu żadnych informacji, na których opiera swoje spekulacje. Jednak Crytek rozpoczął już przygotowania do pojawienia się kolejnej generacji konsoli. Nie wiadomo, na ile trafne są zapowiedzi Yerli. Dotychczas Microsoft nie wspominał o następcy Xboksa 360. Z kolei Sony mówiło o tym, że w przyszłości pojawią się PS4 i kolejne konsole, nie podawano jednak żadnych konkretnych dat. Trzeba przy tym pamiętać, że Sony już wcześniej szacowało "czas życia" konsoli PS3 na 10 lat. Co oznacza, że jej następca powinien trafić na rynek nie później niż w roku 2016.
  19. Cheryl McCormick i Justin Carre z Brock University zauważyli, że mężczyźni z okrąglejszymi twarzami są bardziej agresywni. Kanadyjczycy przyglądali się stosunkowi szerokości do długości twarzy u 90 hokeistów, a za wskaźnik agresywności posłużyła im liczba minut karnych konkretnego zawodnika (Proceedings of the Royal Society: Biological Sciences). W przypadku męskich twarzy stosunek szerokośćługość jest większy niż u kobiet (głównie za sprawą mocniej zarysowanej linii żuchwy i brody). Naukowcy sądzą, że ma to związek z poziomem testosteronu, który z kolei wpływa na przejawianą agresję. Proporcje twarzy nie są pochodnymi rozmiarów ciała, stanowią więc użyteczną wskazówkę odnośnie do napastliwości danego mężczyzny. Taka a nie inna aparycja stała się w toku ewolucji ważnym sygnałem: nie podchodź do niego, jeśli nie chcesz walczyć. On jest agresywny. U kobiet nie dopatrzono się związku między kształtem twarzy a agresją. Na początku zespół profesor McCormick prowadził eksperymenty ze studentami grającymi w komputerowe gry wideo. Szybko się jednak okazało, że spostrzeżenia psychologów sprawdzają się nie tylko w wirtualnym, ale i w rzeczywistym świecie. Kanadyjka sądzi, że oceniamy parametry twarzy podczas codziennych spotkań: tak wybieramy sobie przyjaciół i unikamy niebezpiecznych spotkań. Z ludzkiej twarzy umiemy wyczytać naprawdę wiele. W ramach studium sprzed dwóch lat Amerykanie wykazali np., że tylko na podstawie zdjęcia twarzy kobiety potrafią stwierdzić, czy dany mężczyzna lubi i chce mieć dzieci.
  20. EGS (Enhaced Geothermal Systems), jedna z alternatywnych metod produkcji energii, jest tak obiecująca, że w badania nad nią postanowił zainwestować Google. Zwykle mówiąc o alternatywnych źródła energii zapomina się o energii geotermalnej. Zapewne dlatego, że przyzwyczailiśmy się, iż można ją pozyskiwać w niewielu miejscach na planecie. Jednak system EGS daje nadzieję, że odpowiednie instalacje będą mogły powstawać w praktycznie dowolnym miejscu globu. Enhaced Geothermal Systems korzysta z faktu, że na głębokości kilku kilometrów pod powierzchnią Ziemi znajdują się gorące skały. Pomysł polega na wykonaniu odwiertów i pompowaniu zimnej wody pod dużym ciśnieniem. Jej temperatura oraz samo ciśnienie doprowadzi do spękania skał i pozwoli wodzie w nie wniknąć. Tam zostaje ona ogrzana i jest wypompowywana. W miarę zbliżania się do powierzchni zmniejsza się ciśnienie, uwalniana jest para wodna, która napędza turbinę produkującą prąd elektryczny. Woda krąży w obiegu zamkniętym, można ją wielokrotnie wykorzystać. Potencjał nowej technologii jest olbrzymi. Naukowcy z MIT obliczają, że 2-3% energii znajdującej się w skałach USA położonych na głębokości 3-10 kilometrów zapewniałoby rocznie o 2500 razy więcej energii niż potrzebują USA. Innymi słowy EGS może zapewnić całemu światu energię na najbliższe tysiąclecia. Bardzo istotny jest fakt, że energia ta dostępna jest przez 24 godziny na dobę w każdym punkcie globu. Nic więc dziwnego, że w Australii, USA, Niemczech czy Francji działają już prototypowe instalacje EGS. Technologia musiała spodobać się menedżerom Google'a, którzy postanowili dofinansować badania nad EGS. Firma AltaRock Energy otrzymała 6,25 miliona dolarów na budowę instalacji EGS, a do przedsiębiorstwa Potter Drilling Inc. trafiły 4 miliony, które będą przeznaczone na rozwój nowych technologii wierceń w głęboko położonych twardych skałach. Ponadto Google przyznało Southern Methodist University Geothermal Lab grant w wysokości niemal pół miliona dolarów na stworzenie geotermalnych map Ameryki. Poniżej można obejrzeć animację przedstawiającą działanie australijskiej instalacji EGS.
  21. Władze Biharu, ubogiego stanu w północno-wschodnich Indiach, zachęcają swoich obywateli do jedzenia szczurów. Ma to zapobiec wzrostowi cen żywności i zniszczeniu upraw zbóż. Najprawdopodobniej dania z tych gryzoni trafią też do restauracyjnego menu. Zgodnie z oficjalnymi statystykami, niemal połowa zboża jest zjadana przez gryzonie. Pochłaniają one ziarno jeszcze na polach albo podczas przechowywania w magazynach. Jitan Ram Manjhi, jeden z lokalnych ministrów, podkreśla, że szczurze mięso jest zdrowe i każdy (bez wyjątku) powinien je jeść. W zaistniałej sytuacji zboża są drogie, ważne więc, by ryż nie był już podstawą diety. Jedzenie szczurów nie jest w Biharze czymś niezwykłym. Do tej pory jednak stanowiły one pokarm niższej kasty.
  22. Ludzkie embrionalne komórki macierzyste mogą wywołać odpowiedź immunologiczną u myszy - donoszą naukowcy z Uniwersytetu Stanforda. Odkrycie obala mit o immunologicznym "uprzywilejowaniu" tego typu komórek i może utrudnić ich zastosowanie w terapii u ludzi. Embrionalne komórki macierzyste (ESC, od ang. Embryonic Stem Cells) to populacja pobranych z zarodka komórek zdolnych do podziału, w wyniku którego jedna z komórek potomnych jest zdolna do różnicowania w komórki należące do dowolnej tkanki, a druga zachowuje właściwości ESC. Od kilku lat są one wyjątkowo intensywnie badane ze względu na możliwość ich wykorzystania np. w celu odtworzenia uszkodzonych organów lub wyhodowania całego narządu od nowa w warunkach laboratoryjnych, np. z myślą o ich użyciu jako materiał do przeszczepu. Choć potencjał komórek macierzystych jest bez wątpienia ogromny, ich badania nigdy nie były proste. Najnowsze odkrycie amerykańskich badaczy dodatkowo utrudnia ich ewentualne użycie w przyszłości. Eksperyment, poprowadzony przez dr. Josepha Wu, polegał na wszczepieniu ludzkich embrionalnych komórek macierzystych do ciała myszy. Część zwierząt poddano wcześniej tzw. immunosupresji, czyli osłabieniu funkcji odpornościowych. Po implantacji komórek były one obserwowane dzięki tzw. bio-imagingowi, technice umożliwiającej śledzenie losów pojedynczych oznakowanych komórek wewnątrz organizmu żywego zwierzęcia. Pozwoliło to na ocenę procesów zachodzących w organizmie w czasie rzeczywistym. Pozwala to na osiągnięcie przewagi w stosunku do stosowanych wcześniej metod, które wymagały pozbawienia zwierzęcia życia w celu pobrania preparatów do badania. Eksperyment pokazał, że ESC wszczepione myszom z prawidłowo funkcjonującym systemem immunologicznym były niszczone po 7-10 dniach. Zwierzęta, które poddano immunosupresji, nie odrzucały przeszczepu, a podane komórki nie tylko przeżywały, ale także dzieliły się. Kolejne dawki komórek były przyjmowane przez organizmy zwierząt z upośledzeniem odporności, zaś te, których nie poddano immunosupresji, odrzucały każdą kolejną porcję ESC coraz silniej. Oznacza to, że organizm tych ostatnich wykazywał tzw. pamięć immunologiczną, pozwalającą na błyskawiczną i efektywną reakcję na kolejny kontakt z ciałem obcym, z którym zetknął się już wcześniej. Dr Wu ocenia wyniki jako przekonujące: opierając się na tych wynikach uważamy, że przeszczep tych komórek do ciała człowieka także wywołałby odpowiedź immunologiczną. Na razie nie wiadomo, jaki dokładnie czynnik powoduje reakcję odpornościową, lecz eksperyment dostarczył także bardziej optymistycznych informacji: wystarczy standardowa terapia immunosupresyjna, taka sama jak te stosowane przed przyjęciem przeszczepu, by zapobiec nadmiernej reakcji ciała biorcy na transplantację. Mimo to wiadomość o tym, że przeszczep ESC może zostać odrzucony jak każdy inny, jest zaprzeczeniem obowiązujących dotychczas teorii. Może to oznaczać powstanie nowych problemów na drodze do powszechnego zastosowania komórek macierzystych w terapii.
  23. Firmy Senyo Kogyo i Senyo Kiko ogłosiły, że we współpracy z laboratorium profesora Yoshihiro Sudy z Uniwersytetu Tokijskiego, rozpoczną w październiku budowę linii testowej Eco Ride - energooszczędnego systemu transportu miejskiego. Nowy system ma działać podobnie jak kolejka górska, gdyż porusza się dzięki różnicy poziomów torowiska. W różnych odstępach będą na nim umieszczone systemy wciągające wagoniki, które następnie będą przemieszczały się swobodnie w dół. Dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe będzie zmniejszenie rozmiarów i wagi samych wagoników. To z kolei pozwoli na zbudowanie mniej masywnego torowiska, stacji dla pasażerów i całej infrastruktury. Z wyliczeń Japończyków wynika, że ten rodzaj transportu może być wyjątkowo tani. Koszt jednego kilometra może bowiem zamknąć się w kwocie 18,2-22,7 milionów dolarów. To 10-krotnie mniej niż koszt wybudowania kilometrowej linii metra i 5 razy mniej niż cena tradycyjnej kolejki jednotorowej. Niższy jest też koszt eksploatacji, gdyż miejska "kolejka górska" wymaga mniej energii. Jeśli bowiem założymy, że w nowej kolejce zajętych będzie połowa dostępnych miejsc, to przewiezienie 1 pasażera na odległość 1 kilometra będzie wymagało zużycia 226,8 kJ energii. To trzykrotnie mniej niż zużywa jej autobus i dwa razy mniej niż tradycyjny pociąg. Eco Ride ma i tę zaletę, że nie wymaga dużych połaci terenu. Na potrzeby kolejki można wykorzystać pasy zieleni pomiędzy drogami czy części chodników. W gęsto zabudowanym terenie rolę stacji mogą pełnić budynki, gdyż system jest lekki i cichy. Sany Kogyo i Sanyo Kiko chcą oczywiście zarabiać na Eco Ride. Kolejka będzie prawdopodobnie spełniała rolę kolejnego segmentu transportu miejskiego, obsługującego osoby, które przemieszczają się na większe odległości niż podróże taksówką czy autobusem, a na mniejsze, niż metrem. Najprawdopodobniej maksymalna długość linii Eco Ride będzie nie większa niż 10 kilometrów. Zdolność przewozowa takiej linii wyniesie 2000-2500 osób na godzinę, średnia prędkość kolejki to 20-30 kilometrów na godzinę (z uwzględnieniem postojów), minimalny promień jej skrętu wynosi 15 metrów, a maksymalne wzniesienie to 13%, czyli 7,4 stopnia.
  24. Frank Evans, jedyny brytyjski matador, który jakiś czas temu wkroczył w siódmą dekadę życia, po 3-letniej przerwie znowu bierze udział w zmaganiach z bykami. El Ingles, jak mówią o nim Hiszpanie, przeszedł w zeszłym roku operację wszczepienia 4 bypassów i tytanowej endoprotezy kolana. Do odpoczynku zmusiła go zadawniona kontuzja kolana. W zeszłą niedzielę (17 sierpnia) pojawił się jednak na imprezie charytatywnej w Villanueva de la Concepcion, małej miejscowości w okolicach Malagi. W ten sposób zrobił prezent nie tylko organizatorom, ale również sobie. Następnego dnia kończył bowiem 66 lat. Był nieco wolniejszy i bardziej usztywniony niż młodsi konkurenci, ale pokonał w walce 420-kg byka, zabijając go pojedynczym pchnięciem szpady. Za występ licznie zgromadzona publiczność przyznała mu najwyższą nagrodę: dwoje uszu zwyciężonego zwierzęcia. Evans jest synem rzeźnika z Manchesteru. Postanowił zostać matadorem, gdy jako nastolatek przeczytał o pierwszym brytyjskim matadorze Vincencie Hitchcocku. Uczył się w specjalnej szkole w Walencji. Po raz pierwszy wygrał korridę w 1966 roku, gdy agent zajmujący się bukowaniem pomylił go z innym zawodnikiem.
  25. Z Wielkiej Brytanii nadchodzą niepomyślne wieści dla piratów. Właśnie zakończył się tam pierwszy proces przeciwko osobie udostępniającej w Sieci grę, w wyniku którego pozwana musi zapłacić za swój czyn. Sąd w Londynie skazał mieszkankę tego miasta na zapłacenie 6085 funtów odszkodowania i zwrot kosztów w wysokości 10 000 funtów firmie Topware Interactive. Jest ona producentem gry Dream Pinball 3D, którą kobieta udostępniła w Sieci. Na wyrok czekają jeszcze trzy inne osoby, które udostępniały tę samą grę. David Gore z firmy prawniczej Davenport Lyons, która reprezentowała Topware mówi, że wyrok będzie miał olbrzymie znacznie, gdyż pokazuje twórcom gier, iż warto walczyć o swoje prawa. Gore uważa, że z jednej strony powstrzyma on część osób przed piractwem, a z drugiej, zachęci producentów gier do bardziej zdecydowanych działań. Prawnik dodał, że Drem Pinball 3D był wymieniany pomiędzy tysiącami osób, które mogą teraz stanąć przed sądem. Topware Interactive już na początku 2007 roku rozpoczęło swoją walkę z piratami. Wówczas wygrało proces, w którym sąd nakazał 18 dostawcom Internetu przekazanie poszkodowanej firmie danych osób wymieniających grę za pomocą sieci P2P. Od tamtej pory firma wysłała do 500 z nich listy z propozycją ugody. Podejrzani mieli zapłacić 300 funtów w zamian za niewystępowanie przez Topware Interactive do sądu. Niektóre osoby stwierdziły, że wolą proces. Pierwszy z nich właśnie się zakończył. Bardzo istotny jest fakt, że proces był prowadzony przez sąd wyspecjalizowany w prawie dotyczącym własności intelektualnej. Oznacza to, że wszelkie aspekty sprawy zostały dokładnie przeanalizowane i wyrok będzie bardzo trudno podważyć.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...