Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36710
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    204

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. The Wall Street Journal donosi, że IBM prowadzi z Sun Microsystems rozmowy, których celem jest przejęcie tej firmy przez Błękitnego Giganta. Obie firmy sporo łączy - są one zainteresowane przede wszystkim rynkiem klienta korporacyjnego, mają w ofercie własne procesory i systemy operacyjne, więc nie są uzależnione ani od Intela, ani od Microsoftu. Ponadto obie mocno wspierają środowisko opensource'owe. To również oznacza, że są swoimi konkurentami. Nie wiadomo, czy dojdzie do transakcji. Jeśli jednak tak się stanie, to jeszcze w bieżącym tygodniu możemy spodziewać się oficjalnego komunikatu. IBM jest skłonny zapłacić za Suna 6,5 miliarda dolarów. To niemal o 100% więcej niż wynosi rynkowa kapitalizacja tej firmy. Anonimowe źródła poinformowały WSJ, że w ciągu ostatnich miesięcy Sun Microsystems starał się zainteresować sobą kilka dużych firm. Prowadzono ponoć rozmowy m.in. z HP i Dellem w sprawie przejęcia. Jeśli IBM kupi Suna, będzie to największe przejęcie w historii Błękitnego Giganta, które umocni jego pozycję względem największego rywala - HP. Może też sugerować zmianę jego strategii. IBM skupia się bowiem przede wszystkim na oprogramowaniu oraz usługach i stopniowo pozbywa się działów związanych z produkcją sprzętu. IBM osiąga obecnie lepsze wyniki finansowe od większego HP. Zakup przynoszącego straty Suna oraz koszty połączenia obu firm mogą zmienić tę sytuację. Niewykluczone, jak piszą dziennikarze WSJ, że IBM zdał sobie sprawę z faktu, iż musi zacząć konkurować też na rynku sprzętu. Zakup Suna znacząco wzmocni jego pozycję jako producenta serwerów. Obecnie do IBM-a należy 31,4% tego rynku. HP jest w posiadaniu 29,5%, a Dell - 11,6%. Na czwartej pozycji plasuje się Sun z 10,6%. Połączenie obu firm może nie spodobać się urzędom antymonopolowym. Sun i IBM mają razem dominującą pozycję na rynku serwerów z systemami uniksowymi, obie firmy oferują też podobne produkty na rynku oprogramowania i sprzętu do archiwizacji danych na taśmach magnetycznych. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że administracja prezydenta Obamy nie będzie prowadziła tak liberalnej polityki antymonopolowej, jak administracja George'a Busha.
  2. Uczeni od wielu lat pracują nad sposobami na walkę z malarią. Właśnie powstało jedno z najbardziej oryginalnych urządzeń mających ratować życie ludzi - laser do zabijania komarów. Po raz pierwszy pomysł stworzenia takiego urządzenia padł na początku lat 80. ubiegłego wieku. Jego twórcą był astrofizyk Lowell Wood. Laser nigdy jednak nie powstał. Niedawno Bill Gates, który jest bardzo mocno zaangażowany w działalność charytatywną i szczególnie interesuje go zwalczanie malarii - choroby zabijającej rocznie około miliona osób - poprosił byłego menadżera Microsoftu, Nathana Myhrvolda, o zastanowienie się nad nowymi sposobami walki z malarią. Myhrvold przejrzał dokumenty dotyczące proponowanego przez Wooda lasera. Następnie wraz z astrofizykiem Jordinem Kare z LLNL i innymi specjalistami zbudował ręczny laser, który lokalizuje pojedyncze komary i je zabija. Specjaliści mają nadzieję, że tego typu lasery można by ustawić wokół wiosek, by je chroniły przed komarami. Ewentualnie mogłyby one zostać zamontowane na dronach (bezzałogowych małych samolotach) patrolujących wyznaczone obszary. Laser ma tak dobraną moc, by szkodził tylko komarom, a był nieszkodliwy dla innych owadów i ludzi. Co więcej, na podstawie częstotliwości poruszania skrzydłami jest on w stanie odróżnić samice od samców. Tylko samice przenoszą zarodźca malarii. To jeden z wielu pomysłów na malarię. Inne zakładają szczepienie ludzi, wykorzystanie specjalnych urządzeń do niszczenia narządów zmysłów komarów, trucie owadów, zarażenie ich specjalnie dobranymi bakteriami czy stworzenie komarów-mutantów, które nie będą przenosiły malarii a wyprą inne komary.
  3. Wg Chrisa Johnsona, ekologa z James Cook University, wprowadzenie do Ameryki Południowej słoni, czyli dużych roślinożerców, to dobry sposób na odnowienie miejscowych ekosystemów oraz ocalenie zagrożonych gatunków. Na tym jednak nie koniec rewelacji, ponieważ naukowiec proponuje utworzenie na całym świecie parków plejstoceńskich. Badacz uważa, że ten nietypowy eksperyment pomógłby rozstrzygnąć spór, czy to człowiek, czy zmiana klimatu doprowadziła do wyginięcia megafauny. Na łamach pisma The Proceedings of the Royal Society B ukazał się właśnie artykuł Johnsona, w którym dokonuje on przeglądu literatury dot. wpływu wyginięcia ok. 50 tys. lat temu dużych roślinożerców na ekosystemy. Australijczyk utrzymuje, że duzi roślinożercy odpowiednio przerzedzali roślinność, a na zalesionym obszarze powstawały dzięki nim mozaiki zróżnicowanych fitocenoz o rozszerzonym składzie gatunkowym. Gdy zabrakło olbrzymów, dość szybko zaszła uniformizacja, wszystko uległo też zagęszczeniu. Johnson podkreśla, że to raczej działalność człowieka doprowadziła do wyginięcia mamutów czy olbrzymich kangurów. Zmiany w wegetacji zbyt pochopnie uznaje się za przyczynę zagłady, jakby te giganty [...] były bezwolnymi kukłami, które biernie poddawały się biegowi wydarzeń, a więc nie reagowały na napędzane przez klimat przemiany ich otoczenia. Tymczasem wiemy, że te duże zwierzęta były bardzo elastyczne. Sensowniej jest spojrzeć na afrykańskie sawanny i zapytać samych siebie, jakiej ulegną metamorfozie, kiedy pozbawimy je słoni. Ekolog zwraca uwagę, że na razie dyskusja dotycząca wyginięcia megafauny toczy się głównie wśród paleontologów i archeologów, którzy nie biorą pod uwagę interakcji między zwierzętami i roślinami. Okazuje się zaś, że dowody potwierdzają, iż wegetacja zmieniła się po wyginięciu zwierząt, a nie zanim to nastąpiło. Johnson powołuje się przy tym na badanie skorup jaj prehistorycznego emu. Ujawniło ono, że 50 tys. lat temu ptak żywił się m.in. subtropikalnymi i pustynnym trawami. Po upływie 5 tys. lat jego dieta zubożała i stała się bardziej jednolita. Naukowiec wspomina o roślinach, które mimo nieobecności megazwierząt nadal dysponują przestarzałymi mechanizmami obrony przed nimi oraz nieskutecznymi metodami rozprowadzania nasion. Dlatego też wprowadzenie dużych roślinożerców w rejonach, gdzie rośliny te jeszcze występują, mogłoby pomóc w ich ochronie.
  4. Podczas pierwszego od 1981 roku spotkania przedstawicieli państw graniczących z Arktyką (Rosja, Norwegia, Kanada, USA i Dania), norweski minister ochrony środowiska poinformował, że największym zagrożeniem dla niedźwiedzi polarnych nie są już polowania urządzane przez człowieka. Zwierzętom najbardziej zagraża globalne ocieplenie. Musimy bronić ekosystemu, którego częścią jest niedźwiedź. Jeśli chcemy odnieść sukces, musimy powstrzymać globalne ocieplenie - mówił Erik Solheim. Wymienione państwa już w 1973 roku doszły do porozumienia w sprawie ochrony niedźwiedzi polarnych. Teraz jednak topniejący lód powoduje, że cały gatunek, liczący od 20 do 25 tysięcy osobników, znalazł się w niebezpieczeństwie. Los niedźwiedzi zależy od pokrywy lodowej, gdyż to z lodu właśnie polują na foki. Norweski minister ostrzegł też, że ocieplanie klimatu może doprowadzić do uwolnienia olbrzymich ilości metanu uwięzionych w glebie Arktyki, co spowoduje przyspieszenie ocieplania klimatu.
  5. W górnej stratosferze odkryto trzy nieznane gatunki bakterii, które nie tylko są wyjątkowo odporne na oddziaływanie promieniowania ultrafioletowego, ale najwyraźniej pochodzą spoza Ziemi. Nowym mikrobom nadano już nazwy: Janibacter hoylei (od astrofizyka Freda Hoyle'a), Bacillus isronensis (od Indian Space Research Organization, która wdrożyła eksperymenty z balonami) oraz Bacillus aryabhata (na cześć matematyka i astronoma hinduskiego, który żył na przełomie V i VI wieku; tak samo został też ochrzczony pierwszy satelita ISRO). Balon wystartował z Hyderabad w Indiach. Wyposażono go w 16 cylindrów ze stali nierdzewnej, które zanurzono w ciekłym neonie, by uzyskać efekt kriopompy. Na różnych wysokościach – od 20 do 40 km - pobrano próbki i na spadochronie wysłano je na dół. Po przejrzeniu zawartości znaleziono 12 kolonii bakteryjnych i 6 utworzonych przez grzyby. W przypadku dziewięciu stwierdzono ponad 98-proc. podobieństwo do gatunków zamieszkujących Ziemię. Trzy gatunki bakterii uznano jednak za kompletną nowość, na razie jednak nie wiadomo, skąd przybyły. PVAS-1 (Janibacter hoylei), B3 W22 (Bacillus isronensis) i B8 W22 (Bacillus aryabhata) są w dużo większym stopniu odporne na działanie promieni UV niż ich najbliżsi filogenetycznie krewni. To drugi tego typu eksperyment ISRO, czyli Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych. Pierwszy przeprowadzono w 2001 r. Mimo że przyniósł dobre wyniki, postanowiono go powtórzyć z zachowaniem szczególnej ostrożności, by wyeliminować jakiekolwiek ziemskie zanieczyszczenia.
  6. Gdy czujemy się chorzy, zażywamy lekarstwa. Podobnie zachowują się szympansy, okazuje się jednak, że do takich zachowań są zdolne również bezkręgowce, a mianowicie gąsienice niedźwiedziówkowatych (Arctiidae). Michael Singer, ekolog ewolucyjny z Wesleyan University, i zespół zauważyli, że gąsienice Grammia incorrupta żerują na Plagiobothrys arizonicus i innych roślinach zawierających alkaloidy pirolizydynowe. Na gąsienicach dość często pasożytują larwy rączycowatych, lecz spożyte toksyny zwiększają przeżywalność gospodarzy. Co prawda kosztem zahamowania wzrostu, skłoniło to jednak biologów do wyciągnięcia wniosku, że alkaloidy muszą być czymś w rodzaju lekarstwa na parazytozę. By to potwierdzić, Amerykanie przeprowadzili eksperyment laboratoryjny. Zakażonym i zdrowym gąsienicom Grammia incorrupta zapewniono dostęp do alkaloidów pirolizydynowych i cukru. Okazało się, że chore gąsienice zjadały 2-krotnie więcej toksyny, która zwiększała ich przeżywalność aż o 20%. W ten sposób wykazano, że żerując na Plagiobothrys arizonicus, bezkręgowce uskuteczniają samoleczenie.
  7. Nowa metoda leczenia niedrożności moczowodów została zaprezentowana przez brytyjskich lekarzy. Zastosowane przez nich stenty, czyli niewielkie rurki utrzymujące drożność przewodów, pozwalają na trwałe usunięcie problemu bez konieczności regularnej wymiany implantu, jak to miało miejsce dotychczas. Pierwszą pacjentką poddaną leczeniu nową metodą jest 63-letnia Norma Fenton. Los kobiety, posiadającej tylko jedną nerkę, był od dłuższego czasu zależny od implantu utrzymującego drożność moczowodu (przewodu odprowadzającego mocz z nerki do pęcherza moczowego). Choć stent starej generacji znacząco poprawił jakość życia kobiety i pozwolił jej na uniknięcie dwukrotnego dializowania w ciągu tygodnia, posiadał on także swoje wady. Najważniejszą z nich była konieczność wymiany co sześć miesięcy. Każdy taki zabieg wymagał wykonania znieczulenia ogólnego i oznaczał trzydniową hospitalizację. Teraz, dzięki zastosowaniu implantu nowej generacji, życie Normy będzie znacznie prostsze. Główną różnicą pomiędzy starym i nowym typem stentów jest materiał, z którego zostały one wykonane. Dotychczas do moczowodów wszczepiano rurki wykonane z tworzyw sztucznych. Skutecznie podtrzymywały one ściany moczowodu, lecz ich regularna wymiana oznaczała wiele kłopotów. Każda kolejna była potencjalnie ryzykowna, jeśli weźmie się pod uwagę wiek pacjentów takich jak Norma oraz wyniszczenie spowodowane chorobą. Tym razem, dzięki lekarzom z londyńskiego szpitala Barts, do organizmu pacjentki wszczepiony został metalowy stent, który powinien funkcjonować aż do końca życia kobiety. Metalowy kanalik, podobnie jak jego starsze odpowiedniki, wprowadza się za pomocą endoskopu zakończonego kamerą pozwalającą na manewrowanie wewnątrz moczowodu. Pomimo stosunkowo wysokiej sztywności, charakterystycznej dla wyrobów metalowych, stent można formować za pomocą ciepła, dzięki czemu możliwe jest jego idealne dostosowanie do naturalnych właściwości ciała pacjentki. Powodzenie zabiegu oznacza koniec z wizytami w sali zabiegowej - zamiast tego wystarcza regularne wykonywanie pakietu badań kontrolnych. Przedstawiciele szpitala Barts oceniają, że są w stanie wykonywać rocznie około 150 zabiegów wszczepiania nowoczesnych implantów. A pacjenci? Życzymy każdemu z nich, by mógł ocenić jakość leczenia tak samo wysoko, jak Norma: to niesamowite, że taki malutki kawałek metalu może oszczędzić mi tak wielu wizyt w szpitalu! Trudno o lepszą rekomendację.
  8. Naukowcy z Uniwersytetu Yeshiva zidentyfikowali grupę związków, które blokują aktywność bakterii, lecz, w przeciwieństwie do typowych antybiotyków, nie prowadzą do wytworzenia przez nie oporności na leczenie. Jeżeli właściwości preparatu są tak dobre, jak zapowiadają jego odkrywcy, możemy stać się świadkami przełomu w leczeniu chorób bakteryjnych. Pomysł na nową terapię opiera się na wykorzystaniu zjawiska tzw. wykrywania kworum (ang. quorum sensing). Polega ono na tym, że mikroorganizmy współistniejące na określonym obszarze wysyłają do otoczenia substancje zwane autoinduktorami, pełniącę funkcję chemicznych nośników informacji o obecności innych komórek w otoczeniu. Jeżeli poziom tych związków przekroczy określony poziom, mikroorganizmy uruchamiają serię przemian pozwalających na aktywację tzw. wirulencji, czyli zdolności do ataku na organizm gospodarza. Enzymem odpowiedzialnym za wytwarzanie autoinduktorów jest białko zwane MTAN. Uznano w związku z tym, że zablokowanie aktywności tej proteiny powinno zaburzać wykrywanie kworum. Oznaczałoby to, że bakterie potraktowane lekiem blokującym jej aktywność powinny utracić zdolność do wywołania choroby. Aby ustalić, jaki lek powinien być stosowany w celu zablokowania MTAN, naukowcy użyli komputerów. Dzięki specjalnemu programowi odtworzono strukturę enzymu, a dokładniej: jego stanu przejściowego, czyli kompleksu substratu (chemicznego "surowca") z białkiem. Zidentyfikowano w ten sposób około dwudziestu związków, które mogłyby dopasować się do cząsteczki MTAN w stanie przejściowym i zablokować jej aktywność. Swoje przypuszczenia naukowcy przetestowali na bakteriach Vibrio cholerae, odpowiedzialnych za cholerę, a także na szczepie 0157:H7 bakterii E. coli, odpowiedzialnym za liczne zatrucia pokarmowe. W doświadczeniu wykorzystano trzy związki wytypowane wcześniej jako leki zdolne do blokowania procesu wykrywania kworum. Ku radości badaczy okazało się, że mikroorganizmy utrzymywały stały poziom wrażliwości na nową formę leczenia aż do 26. pokolenia, za życia którego eksperyment zakończono. Ten niezwykle korzystny rezultat skłonił autorów doświadczenia do nazwania przebadanych związków "wiecznymi antybiotykami". Wiele wskazuje na to, że związki blokujące działanie MTAN mogą stać się bardzo skuteczną metodą leczenia zakażeń. Co prawda nie zabijają one bakterii, lecz ich użycie mogłoby pozwolić na powstrzymanie ataku i ułatwić usunięcie intruzów przez układ odpornościowy. Równie optymistycznie brzmi fakt, iż zjawisko wykrywania kworum dotyczy bardzo wielu gatunków bakterii patogennych dla człowieka. Może to oznaczać, że podobną metodę leczenia można by stosować w bardzo wielu przypadkach infekcji.
  9. Bezprzewodowa stymulacja różnych obszarów mózgu bądź uszkodzonych nerwów to marzenie każdego neurologa. Wygląda na to, że się ziściło, ponieważ dwaj badacze z Case Western Reserve University opracowali miniaturowe ogniwa fotoelektryczne z nanocząsteczek półprzewodnika. Pobudzają one neurony po wcześniejszym aktywowaniu za pomocą podczerwieni bądź światła widzialnego. Ben Strowbridge i Clemens Burda wszczepili nanocząsteczki bezpośrednio do tkanki mózgu (nie należała ona do człowieka). Dzięki temu udało im się pobudzić neurony. W przyszłości panowie zamierzają aktywować w tym samym czasie rozproszone grupy komórek nerwowych. Gdyby się to udało, można by w nowy sposób odtwarzać typowe dla zdrowego mózgu złożone wzorce aktywności. W odróżnieniu od głębokiej stymulacji mózgu (ang. deep brain stimulation, DBS), metoda akademików z Case Western Reserve University nie wymaga implantowania metalowych elektrod. To ważne, ponieważ im bardziej DBS zbliża się do odtworzenia naturalnych wzorców aktywności, tym bardziej inwazyjna się staje. Poza tym, jak wyjaśnia Burda, elektrody mogą fizycznie zniszczyć neurony. Równie groźne bywają reakcje chemiczne z ich materiałem "budulcowym". Do tej pory Amerykanie eksperymentowali z przekrojami (skrawkami) mózgu. W kolejnym etapie chcą wypróbować przydatność technologii w stymulowaniu dłuższych szlaków nerwowych w nietkniętym mózgu.
  10. Najnowsze prace międzynarodowego zespołu badawczego pozwalają mieć nadzieję na powstanie w przyszłości superszybkiego Internetu. Ivan Baggio, profesor z Lehigh University opracował nowy materiał organiczny, który charakteryzuje się bardzo dobrymi właściwościami optycznymi oraz zdolnością do łagodzenia interferencji. Wynalazek profesora Baggio to materiał o nazwie DDMEBT, który charakteryzuje się 1000-krotnie silniejszą nieliniowością optyczną od szkła krzemionkowego. Używając czystego krzemu można zbudować falowód, który kontroluje promień światła, jednak nie jest możliwe uzyskanie wystarczająco dużego przepływu danych. Za pomocą krzemu można uzyskać prędkość przełączania rzędu 20-30 gigabitów na sekundę, a to bardzo wolno. Materiały organiczne mają lepsze właściwości, jednak nie nadają się zbytnio do zbudowania falowodu - mówi Baggio. Profesor wraz z zespołem zbudował krzemowo-organiczny falowód, w którym połączył krzem z DDMEBT. Połączyliśmy dwie technologie. Najpierw stworzyliśmy krzemowy falowód, który miał przewodzić światło pomiędzy dwoma krzemowymi krawędziami. Później wypełniliśmy przestrzeń pomiędzy nimi materiałem organicznym DDMEBT. Główne pytanie brzmiało: 'Czy jesteśmy w stanie idealnie wypełnić materiałem organicznym przestrzeń pomiędzy dwoma kawałkami krzemu? Prowadzonych jest wiele badań w tym zakresie, jednak nikomu nie udało się uzyskać organicznego materiału, który tworzyłby homogeniczną strukturę idealnie wypełniającą krzem - dodaje Baggio. Aby uzyskać taki efekt, tak manipulowano strukturą molekularną materiału, by zmniejszyć oddziaływania pomiędzy poszczególnymi molekułami i w ten sposób spowodować powstanie homogenicznego ciała stałego. Następnie molekuły zostały rozgrzane i umieszczone w wyznaczonym miejscu za pomocą technologii osadzania z fazy gazowej. Gdy przestrzeń pomiędzy krzemem zostaje zapełniona, komunikacja odbywa się znacznie szybciej. Testy pokazały, że dzięki nowej technologii możliwe jest demultipleksowanie danych przesyłanych z prędkością 170 Gb/s do czterech kanałów po 42,7 Gb/s. Eksperci mówią, że użycie DDMEBT pozwoli na wykorzystanie pełnego potencjału sieci optycznych.
  11. Naukowcy stale pracują nad coraz doskonalszymi preparatami chroniącymi skórę przed szkodliwym działaniem słońca. Tym razem zwrócili uwagę na hipopotamy, które nigdy nie ulegają poparzeniu. Okazuje się, że w czerwonawej wydzielinie gruczołów tych zwierząt (tzw. hipopotamim pocie) znajdują się niewielkie struktury rozpraszające światło. Profesor Christopher Viney z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Merced chciałby spróbować odtworzyć także inne właściwości potu olbrzymów, w tym bakteriostatyczne i pozwalające odstraszać owady. Byle tylko produkt nie śmierdział hipopotamem – podkreśla Amerykanin. Viney i zespół (Emily Reed, Lisa Klumb i Maxwell Koobatian) wybrali się do Chaffee Zoo w kalifornijskim mieście Fresno. Zamierzali zebrać oleistą wydzielinę z pomieszczenia, w którym odpoczywały hipopotamy nilowe. Zapieczętowano ją w plastikowych pojemnikach. Co ważne, nawet po kilkumiesięcznym przechowywaniu zawartość nie wykazywała cech skażenia drożdżami, bakteriami czy grzybami. Gdy naukowcy przyjrzeli się potowi pod mikroskopem, okazało się, że występują w nim dwa typy ciekłych struktur krystalicznych: skręcone i nieskręcone. W powiększeniu te drugie wyglądają jak ciemne koncentryczne pierścienie. Pierścienie są skutkiem okresowości strukturalnej, zachodzącej w skali porównywalnej do długości fali widzialnego światła. To dlatego pot skutecznie rozprasza światło, zachowując się jak filtr słoneczny. Nieskręcone struktury sprzyjają rozprowadzaniu potu po całej powierzchni skóry, ponieważ zmniejszają jego lepkość. Hipopotamia wydzielina zawiera dwa kwasowe barwniki: czerwony i pomarańczowy. W przeszłości udało się wykazać, że absorbują one promienie UV. Opisywana wydzielina nie jest ani potem, ani krwią. Początkowo jest ona bezbarwna, potem staje się czerwona, a w końcu brązowa.
  12. Organizacje, których celem jest ochrona tygrysów przed wyginięciem, często używają umieszczonych w lesie kamer do obserwacji zwierząt. Wykonane zdjęcia są następnie analizowane przez ekspertów, którzy na podstawie unikalnych wzorów pasków na futrze potrafią przypisać je do konkretnego osobnika. Proces ten jest jednak niezwykle pracochłonny. Z pomocą specjalistom przychodzi jednak najnowsza technologia. Powstało specjalne oprogramowanie, które identyfikuje zwierzęta niezależnie od tego, w jakich warunkach i pod jakim kątem zostało wykonane zdjęcie. Jedyne, co musi zrobić człowiek, to wskazanie obrysu zwierzęcia, jego ogona, pozycji ramion i bioder. Ullas Karanth z nowojorskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody przetestował program używając do tego celu zdjęć tygrysów z rezerwatów Nagarhole i Bandipur. W ciągu ostatnich 20 lat zidentyfikowano tam na podstawie fotografii od 264 do 298 zwierząt. Teraz dano zdjęcia programowi do analizy. Okazało się, że działa on bardzo dobrze. W 95% przypadków prawidłowo zidentyfikował on zwierzęta. Dobrze rozpoznawał je nawet wówczas, gdy fotografia była zrobiona pod kątem 66 stopni. Nawet 7 lat które upłynęły pomiędzy zrobieniem zdjęć temu samemu tygrysowi nie stanowiło problemu. Ponadto, im większa baza danych zdjęć, tym mniej pomyłek popełnia program. Okazało się również, że jest on przydatny przy ściganiu kłusowników. Pozwala bowiem określić pochodzenie skonfiskowanych im skór. Program z pewnością zostanie w przyszłości udoskonalony. Niewykluczone, że będzie sam potrafił określić zarys ciała zwierzęcia, oszczędzając pracy człowiekowi. Z kolei doskonalsze algorytmy pozwolą skrócić czas przeszukiwania bazy danych zdjęć, który obecnie wynosi 35-40 minut.
  13. Naukowcy z Lawrence Livermore National Laboratory opracowali technikę, która w przyszłości umożliwi budowanie doskonalszych układów scalonych, tranzystorów czy diod LED. Po raz pierwszy w historii udało się zmienić fale dźwiękowe w światło. Dokonano tego odwracając proces który zmienia sygnały elektryczne w dźwięk. Michael Armstrong, Evan Reed i Mike Howard we współpracy z Los Alamos National Laboratory i Nitronex Corp. wykorzystali fale dźwiękowe o częstotliwościach miliony razy wyższych niż te, które jest w stanie usłyszeć człowiek. Proces ten umożliwił nam 'zobaczenie' dźwięku poprzez przekształcenie go w światło - stwierdził Armstrong. Uczeni teoretyzowali dotychczas, że możliwe jest 'zobaczenie' fali dźwiękowej dzięki wykryciu radiacji powstającej podczas jej przechodzenia przez materiały piezoelektryczne. Olbrzymią zaletą techniki opracowanej w LLNL jest fakt, iż do 'zobaczenia' fali dźwiękowej nie jest potrzebne żadne zewnętrzne urządzenie. Dotychczas naukowcy używali lasera, którego światło odbijało się od fal dźwiękowych i w ten sposób je obserwowali. Fala dźwiękowa sama emituje światło, które możemy wykryć - stwierdza Armstrong. Najnowsze osiągnięcie posłuży do badań nad materiałami, umożliwi stworzenie terahercowych skanerów dla medycyny czy służ bezpieczeństwa, które z jednej strony pozwolą na wykrycie materiałów wybuchowych, a z drugiej - na zdiagnozowanie nowotworu.
  14. Występując razem na scenie, gitarzyści nie tylko dostrajają do siebie instrumenty, ale również swoje fale mózgowe (BMC Neuroscience). Naukowcy z Instytutu Ludzkiego Rozwoju Maxa Plancka w Berlinie oraz Uniwersytetu w Salzburgu zbadali 8 par gitarzystów. W ramach eksperymentu muzycy grali krótki utwór jazzowy (jazz fusion). Odtwarzali go razem do 60 razy, a elektrody przyczepione do skóry głowy wychwytywały aktywność elektryczną mózgu. Analizując zapis EEG, badacze zauważyli, że zgodność faz fal wewnątrz i pomiędzy mózgami uczestników wzrastała znacząco w dwóch sytuacjach: 1) po uruchomieniu metronomu w czasie przygotowań do eksperymentu oraz 2) po rozpoczęciu wspólnej gry. Najsilniejszą synchronizację zaobserwowano w obszarach czołowych i centralnych. Rejony skroniowe i ciemieniowe również mocno się do siebie dostrajały w co najmniej połowie par. Wyniki nie sugerują, czy sprzężenie jest reakcją na oglądanie czyichś działań/grę, efektem rytmu wybijanego przez metronom i słuchania muzyki, czy też najpierw następuje synchronizacja mózgów, która poprawia jakość wspólnego wykonania. Tym niemniej doniesienie zainteresuje pewnie osoby przygotowujące się do bicia kolejnego rekordu gitarowego na wrocławskim Rynku...
  15. W jakim wieku niepewność zaczyna nas popychać do podążania za tłumem? Troje psychologów z Uniwersytetu Harvarda wykazało, że do strategii tej uciekają się już 3-4-latki, a więc przedszkolaki. W ramach eksperymentu dzieci obserwowały, jak mała grupa osób (zaledwie 3-4-osobowa) nazywa nowy obiekt. Większość posługiwała się tą samą nazwą, a wyłamywał się tylko jeden śmiałek. Potem naukowcy pytali dzieci, jak przedmiot się nazywa. Dzieci konsekwentnie wybierały nazwę podawaną przez większość. Gdy w następującym później drugim eksperymencie pojawiały się tylko dwie osoby – przedstawiciel większości oraz indywidualista – i tylko one nazywały obiekt, przedszkolaki nadal wybierały słowo wypowiadane przez reprezentanta większości. Psycholodzy uważają, że uzyskane wyniki pozwalają stwierdzić, że już 3-4-letnie dzieci potrafią rozpoznać i zareagować na konsensus. Maluchy świetnie też zapamiętują, kto opowiedział się za, a kto przeciw większości.
  16. Spór o wpływ wegetarianizmu na zdrowie jest prawdopodobnie tak samo stary, jak sam wegetarianizm. Do trwającej dyskusji dołączyli badacze z Wielkiej Brytanii, którzy wykazali, że osoby preferujące "zieloną dietę" chorują na większość nowotworów rzadziej od zwolenników mięsa. Badanie, którego wyniki opublikowało czasopismo American Journal of Clinical Nutrition, przeprowadzili badacze z Uniwersytetu w Oksfordzie. Swoje informacje uzyskali na podstawie śledzenia stanu zdrowia 63550 osób, zakwalifikowanych do badania w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku. Jak zawsze w podobnych badaniach, autorzy skorygowali zebrane informacje o dane na temat wieku i stylu życia uczestników. Po "obrobieniu" danych okazało się, że ryzyko zapadnięcia na jakikolwiek nowotwór jest u wegetarian o 11% niższe, niż w grupie "mięsożerców". Niestety, jest też druga strona medalu. Okazuje się bowiem, że wegetarianie częściej (i to aż o 39%) chorują na raka jelita grubego. Czy na podstawie studium można stwierdzić, że spożywanie mięsa chroni przed nowotworami jelita grubego? Z pewnością byłoby to zbyt duże uproszczenie. Co więcej, badacze z Oksfordu zaobserwowali wzrost prawdopodobieństwa zapadnięcia na tę chorobę u miłośników czerwonego mięsa. Niestety, nie udało się ustalić, dlaczego tak się dzieje i dlaczego mięso białe prowadzi do zmniejszenia zagrożenia. Przeprowadzone studium dostarcza wielu interesujących informacji, lecz do wyjaśnienia pozostaje wiele nieścisłości. Podczas analizy stanu zdrowia uczestników studium stwierdzono na przykład, że ryzyko zachorowania na jakikolwiek nowotwór było dla całej grupy zmniejszone aż o 38% w stosunku do populacji ogólnej. Nietypowe wyniki sugerują, że badana grupa była, pomimo swojej wysokiej liczebności, mało reprezentatywna. Mogłoby to oznaczać, że uzyskane wyniki są dalekie od prawdziwego obrazu rzeczywistości, nawet jeśli badania zostały przeprowadzone poprawnie. Wygląda więc na to, że wyjaśnienie zależności pomiędzy dietą a ryzykiem zachorowania na nowotwory będzie wymagało przeprowadzenia dalszych badań.
  17. Ustalenie liczby wirusów koniecznych do zainfekowania komórki od lat stanowiło jedno z ciekawszych wyzwań dla biologów. Wydawało się, że z pokonaniem mechanizmów obronnych gospodarza powinna sobie poradzić pojedyncza cząstka patogenu, lecz nikt nie potrafił tego udowodnić. Przypuszczenia te zostały potwierdzone dopiero przez zespół badaczy z Holandii i Kanady. Do przeprowadzenia eksperymentu wykorzystano gąsienice owadów oraz dwa szczepy wirusa, każdy "oznakowany" innym barwnikiem fluorescencyjnym. Larwy zakażano dwoma dawkami cząstek wirusowych (wirionów), a następnie analizowano efekty takiego postępowania. Gdy owady infekowano niską liczbą wirionów, objawy zakażenia zaobserwowano u około 20% osobników. 86% z nich prezentowało symptomy obecności zaledwie jednego z dwóch szczepów wirusa. Dla odmiany, zwiększenie dawki patogenu powodowało zakażenie aż 99% owadów, z czego zaledwie 14% zostało zainfekowanych tylko jednym z dwóch wariantów wirusa. Aby sprawdzić, czy pojedynczy wirion jest w stanie zakazić komórkę, badacze... przyjęli takie założenie. Mówiąc dokładniej: stworzyli model matematyczny, w którym każda cząstka wirusowa działa niezależnie od innych, przez co jest w stanie samodzielnie pokonać wszelkie mechanizmy obronne i zaatakować gospodarza. Symulacja ataku wirusów na komórki gospodarza wykazała wysoką zbieżność z obserwacjami dokonanymi podczas eksperymentu. Wyraźnie sugeruje to, że do zainfekowania komórek owada wystarcza nawet pojedynczy wirion należący do jednego z dwóch szczepów wykorzystanych podczas doświadczenia. Dokonane odkrycie dostarcza istotnych informacji na temat interakcji pomiędzy wirusem i organizmem gospodarza. Znacząco podważyło ono przypuszczenia niektórych badaczy, że do zakażenia komórki konieczne jest jednoczesne wniknięcie wielu wirionów. Zjawisko takie stwarzałoby idealną sytuację do rekombinacji (wzajemnej wymiany fragmentów materiału genetycznego) wirusów, przez co istniałoby ryzyko wytworzenia nowych, groźnych szczepów. Na nasze szczęście wygląda na to, że "mieszanie się" patogenów zdarza się nieco rzadziej, niż obawiała się część środowiska naukowego. Dotychczas nie ustalono, czy wyniki eksperymentu udałoby się powtórzyć na komórkach ludzkich. Można jednak przypuszczać, że odpowiednie eksperymenty zostaną przeprowadzone w niedalekiej przyszłości.
  18. Naukowcy od dawna szukają przenośnego pojemnego źródła energii, które w razie potrzeby szybko dostarczy dużych jej ilości. Obecnie z jednej strony mamy baterie, zdolne do przechowania dużych ilości energii, którą uwalniają jednak wolno, a z drugiej - mało pojemne kondensatory zapewniające szybkie dostawy energii. Naukowcy University of Maryland pracują nad kondensatorem, który posiada też właściwości baterii. Ich badania znajdują się dopiero w początkowej fazie, jednak już w tej chwili wiadomo, że nowy kondensator jest w stanie przechować 100-krotnie więcej energii niż tradycyjne urządzenia podobnej wielkości. W przyszłości tego typu kondensatory mogłyby trafić do samochodów elektrycznych czy przechowywać energię ze źródeł odnawialnych i uwalniać ją w razie potrzeby. Profesorowie Sang Bok Lee i Gary Rubloff z Maryland NanoCenter stworzyli matrycę kondensatorów elektrostatycznych. To najprostszy typ kondensatora, który przechowuje ładunek na powierzchni dwóch elektrod przedzielonych izolatorem. Jego pojemność jest wprost proporcjonalna do powierzchni elektrod. Amerykańscy naukowcy zwiększyli ją dzięki nanotechnologii. Elektrody zawierają liczne pory. Do ich produkcji akademicy wykorzystali szklaną płytę pokrytą aluminium. Następnie wykonano w nim pory poprzez wytrawianie kwasem i podłączenie prądu. Precyzyjne kontrolowanie warunków, w jakich przebiega cały proces, umożliwiło otrzymanie bardzo regularnej sieci porów o średnicy 50 nanometrów i głębokości 30 mikrometrów każdy. Następnie z tak przygotowanego aluminium tworzy się kondensator. W artykule opublikowanym w Nature Nanotechnology opisano 125-mikrometrowej szerokości matrycę, na której umieszczono milion kondensatorów. Jej powierzchnia jest 250 razy większa, niż powierzchnia klasycznego kondensatora o tych samych rozmiarach. Pojemność wspomnianej matrycy wynosi około 100 mikrofaradów na centymetr kwadratowy. O dużej pojemności decydują nie tylko pory w aluminium, ale również wyjątkowo małe odległości pomiędzy elektrodami. Grubość każdego z nanokondensatorów wynosi zaledwie 25 nanometrów. Bliskie sąsiedztwo kondensatorów powoduje, że można pomiędzy nimi przechować dodatkowe ładunki. Wszystko to razem czyni z matrycy urządzenie o wyjątkowej architekturze. To niesamowite. Mam nadzieję, że będą w stanie skalować swoje urządzenie - mówi Robert Hebner z University of Texas.
  19. George Clooney musiał być ostatnio bardzo zaskoczony, gdy przeczytał list od PETA. Organizacja otrzymała ręcznik, używany przez aktora w jednym z klubów fitness. W związku z tym pojawił się pomysł, by wyprodukować linię tofu o jego zapachu (smaku?). Nosiłoby ono nazwę CloFu i miałoby przyciągnąć nie tylko fanów George'a, lecz także innych ludzi, którzy dotąd obawiali się mdłego smaku bądź braku odpowiednich umiejętności kulinarnych. Jedzenie CloFu sprzyjałoby zachowaniu zdrowia, ocaliłoby także wiele zwierząt. Autorka listu, Ingrid E. Newkirk, powołuje się na wyniki badań kilku naukowców. I tak dr Kevin Keener z Purdue University zwraca uwagę na fakt, że każde zwierzę, a więc i człowiek, ma unikalny profil zapachowy. Harry Lawless z Uniwersytetu Cornella przekonuje zaś, że posłużenie się próbką ludzkiego potu nie różni się od aromatyzowania sosu w proszku wonią kurczaka. Newkirk, szefowa i współzałożycielka PETA, wspomina o wykorzystaniu chromatografii gazowej oraz grupy wyszkolonych "kiperów" zapachu, których zadanie polegałoby na określeniu składu potu Clooneya. Wtedy można by odtworzyć jego woń i dodawać mieszankę aromatyzującą do bloków tofu. Skoro pot mężczyzn pachnie serem, serowe CloFu stanowiłoby wspaniały dodatek do pizzy lub makaronów. Wg członków PETA, to doskonałe rozwiązanie w dobie choroby wściekłych krów. Clooney nie docenił jednak propozycji. Skomentował ją następująco: Jako ssak czuję się urażony. Dla niektórych CloFu jest powtórką sytuacji sprzed 4 lat. Wtedy to firma Hufu zaproponowała tofu o smaku i konsystencji ludzkiego mięsa (stąd nazwa: human tofu). Dyrektor wykonawczy Mark Nuckols przyznawał wtedy, że sam go nie próbował, ale przewertował literaturę przedmiotu, czyli historię i antropologię kanibalizmu, dlatego udało mu się stworzyć niezłą "podróbkę".
  20. Amerykański zespół wykazał, że 40 godzin w komorze hiperbarycznej może poprawić funkcjonowanie dzieci z autyzmem. Gdy porównano je z przedstawicielami grupy kontrolnej, okazało się, że terapia ułatwiła im nawiązywanie kontaktu wzrokowego i społecznego. Na razie nie wiadomo, czy efekt jest długotrwały (BMC Pediatrics). Czemu się tak dzieje? Niektórzy uważają, że zabieg w komorze pozwala zmniejszyć stan zapalny i poprawia dotlenienie tkanek mózgu. Dzieje się tak, ponieważ hiperbaria (czyli nadciśnienie) zwiększa rozpuszczalność tlenu w osoczu krwi. Wcześniej wykazano, że leczenie tlenowo-nadciśnieniowe sprawdza się przy alkoholowym zespole płodowym (ang. foetal alcohol syndrome, FAS) czy porażeniu mózgowym. W studium amerykańskim wzięło udział 62 dzieci z autyzmem w wieku od 2 do 7 lat. Badano je w sześciu ośrodkach na terenie USA. Maluchy zostały losowo przydzielone do jednej z dwóch grup: 1) leczonej 24-procentowym tlenem w ciśnieniu wyższym od atmosferycznego (1,3 atmosfery) lub 2) wdychającej powietrze przy lekko podniesionym ciśnieniu (1,03 atmosfery). I w jednym, i w drugim przypadku terapia trwała 40 godzin. U dzieci z pierwszej grupy odnotowano znaczną poprawę ogólnego funkcjonowania, a także w rozumieniu języka, kontaktach społecznych, kontakcie wzrokowym i tzw. świadomości czuciowej. U 30% dzieci z pierwszej grupy lekarze odnotowali bardzo dużą lub dużą poprawę, podobny zapis pojawił się zaś tylko u 8% członków grupy kontrolnej. Ogółem poprawę zaobserwowano u 80% maluchów z grupy pierwszej i u 38% dzieci z grupy drugiej. Szef zespołu badawczego, dr Dan Rossignol z International Child Development Resource Centre, opowiada, że hiperbaria tlenowa staje się w USA coraz popularniejsza, gdyż można tam kupić przenośną wersję urządzenia. On sam odnosił się do pomysłu sceptycznie, ale postanowił zbadać sprawę, gdy terapia pomogła jego 2 synom, którzy cierpią na autyzm. Podkreśla jednak wyraźnie, że nie można mówić o znalezieniu lekarstwa, lecz o poprawie zachowania i jakości życia. Zaznacza, że trzeba jasno określić, jakie dzieci nie reagują na leczenie. Niewykluczone, że efekty obserwuje się tylko u osób z silniejszym stanem zapalnym. Profesor Philip James, ekspert ds. medycyny hiperbarycznej, dodaje, że przy tego typu terapii tlen nie tylko kontroluje stan zapalny, ale także wpływa na regenerację tkanek i działanie genów. Nie wolno też zapominać, że istnieją przeciwwskazania i nie każdy powinien być leczony w komorze.
  21. W raporcie złożonym przez AMD amerykańskiej Komisji Giełd (SEC) czytamy, że Intel oficjalnie poinformował AMD, iż utworzenie firmy GlobalFoundries, która będzie zajmowała się produkcją układów scalonych stanowi naruszenie umowy o wymianie licencji zawartej pomiędzy Intelem a AMD. Jednocześnie największy producent układów scalonych stwierdził, że jeśli AMD w ciągu 60 dni nie usunie nieprawidłowości, to Intel zerwie umowę licencyjną. Ze swojej strony AMD stwierdziło, że działanie Intela ma odwrócić uwagę od postępowania antymonopolowego toczonego przeciwko tej firmie. Przed dwoma tygodniami, 4 marca, AMD oficjalnie utworzyło firmę GlobalFoundries, do której przekazano aktywa związane z produkcją układów x86. Tymczasem w roku 2001 Intel udzielił AMD licencji na wykorzystanie technologii produkcji x86. Mniejszy z producentów kości zauważa, że w umowie zawarto też procedury rozwiązywania sporów i stwierdza, że będzie postępował zgodnie z nimi. Ponadto Firma poinformowała Intela, że jego próba doprowadzenia do wygaśnięcia licencji udzielonej Firmie stanowi naruszenie umowy przez Intela i daje Firmie prawo do odebrania Intelowi praw i licencji wynikających z umowy o wymianie licencji, przy jednoczesnym zachowaniu przez Firmę praw i licencji nabytych od Intela - czytamy w dokumentach złożonych przez AMD.
  22. Kraje europejskie stopniowo wprowadzają obowiązek używania energooszczędnych żarówek. Tymczasem doktor Robert Sarkany ostrzega, że u osób z uczuleniem na światło tego typu urządzenia wywołują bolesną wysypkę i opuchliznę. Pacjenci w Wielkiej Brytanii tworzą grupy wsparcia, które domagają się, by rząd zezwolił na używanie tradycyjnych żarówek ze względów medycznych. Problem narasta, gdyż sklepy, dostosowując się do wymagań UE, wycofują żarówki zastępując je energooszczędnymi świetlówkami. Już we wrześniu bieżącego roku w Wielkiej Brytanii nie będzie można sprzedawać żarówek o mocy 100 watów, niedługo później ze sklepów znikną 60- i 40-watowe. Unia Europejska wymaga, by w roku 2012 nie sprzedawano w ogóle tradycyjnych żarówek. Specjaliści ostrzegają, że energooszczędne żarówki mogą wywoływać migreny, epilepsje i wysypki. Doktor Sarkany, fotodermatolog z St John's Institute of Dermatology w Londynie mówi, że zetknął się już z pacjentami, u których energooszczędne żarówki wywoływały wysypkę. Niektórzy z nich chorowali na toczeń, a objawy były wzmacniane ekspozycją na światło fluorescencyjne. Również i inni specjaliści przyznają, że forsowane przez UE oświetlenie stanowi problem ze względu na emitowane przez siebie duże porcje światła ultrafioletowego. Ono właśnie powoduje cierpienia u osób z chorobami skóry.
  23. Król Henryk VIII jest postrzegany jako tyran, który miał wyraźną słabość do kobiet. Historyk David Starkey utrzymuje jednak, że był maminsynkiem, a wskazywać ma na to jego pismo. Wg naukowca, pismo Henryka do tego stopnia przypomina pismo jego matki Elżbiety York, że zapewne był on emocjonalnie zależny od kobiet. W przyszłym miesiącu w British Library zostanie otwarta wystawa porównująca pismo Henryka, jego siostry Marii oraz Elżbiety York. We wszystkich 3 przypadkach było ono zamaszyste, kwadratowe i dość pracochłonne, czyli zupełnie inne niż u większości mężczyzn z ówczesnego dworu. Zachowało się zaledwie kilka próbek pisma Elżbiety. To jednak wystarczyło, by dostrzec uderzające podobieństwo. Henryk był wychowywany bardzo, bardzo nietypowo, bo w otoczeniu samych kobiet. Starkey przypuszcza, że czytania i pisania uczyła go matka, a to coś niespotykanego wśród szlachty z tego okresu. W dzieciństwie Henryk mieszkał z rodzicielką, podczas gdy jego starszy o 4 lata brat Artur został zabrany na dwór ojca. W 1501 r. Artur, następca tronu, ożenił się z Katarzyną Aragońską, lecz wkrótce po wyjeździe do Walii zachorował i zmarł. W wieku 13 lat Henryk trafił na dwór. Wtedy okazało się, że pisze inaczej niż jego nauczyciele i człowiek, który miał na niego bardzo duży wpływ - Thomas More.
  24. W sierpniu ubiegłego roku firma Ecotricity, która specjalizuje się w produkcji turbin wiatrowych, zatrudniła grupę doświadczonych inżynierów, by zerwali skarpety Jeremy'emu Clarksonowi i zburzyła krzywdzący stereotyp samochodów elektrycznych. Teraz, po zaledwie siedmiu miesiącach pracy, zbliża się dzień "zrywania skarpet". Wspominani inżynierowie w przeszłości pracowali dla Lotusa, byli zatrudniani przez najlepsze zespoły Formuły 1 do rozwiązywania problemów technicznych, konstruowali takie samochody jak Lotus Elan, Corvette 2R1 czy Jaguar XJR15. Teraz zbudowali samochód elektryczny, który rozpędza się od 0 do 100 km/h w ciągu czterech sekund, jego prędkość maksymalna wynosi ponad 225 km/h, a jego baterie można całkowicie załadować w czasie przerwy obiadowej. Dale Vince, szef Ecotricity mówi, że celem projektu jest "przekonanie angielskiej klasy średniej, że samochody elektryczne mogą być szybko projektowane, wyglądać pięknie, być tanie w użyciu i działać dzięki energii wiatru". Budowa pojazdu, który nie ma jeszcze nazwy, rozpoczęła się od wizyty w serwisie eBay i zakupieniu tam Lotusa Exige. W ciągu siedmiu miesięcy powstał elektryczny samochód dorównujący osiągom sportowym maszynom napędzanym benzyną. W ciągu kilku najbliższych tygodni mają rozpocząć się pełne testy pojazdu. Już teraz jednak warto zauważyć, że opracowanie samochodu trwało wyjątkowo krótko i było bardzo tanie. Prace pochłonęły jedynie 200 000 funtów. Fordowi zajęłoby to lata i wydaliby miliony funtów- mówi Ian Doble, szef zespołu projektowego.
  25. Kleopatra VII była ostatnią królową starożytnego Egiptu i rządziła swoim państwem od 51 roku p.n.e. Zespół Hilke Thuera z Austriackiej Akademii Nauk odnalazł w Efezie grób siostry słynnej władczyni Arsinöe. Została ona zamordowana na jej rozkaz i wszystko wskazuje na to, że matka obu pań była czarnoskóra. Do tej pory sądzono, że korzenie Kleopatry są greckie, a konkretnie macedońskie. Znalezienie grobu i szkieletu członkini dynastii Ptolemeuszów jest czymś niezwykłym dla archeologa. Fakt, że Arsinöe miała afrykańską matkę, daje niezwykły wgląd w sytuację rodziny Kleopatry i w relację sióstr - uważa doktor Thuer. Kiedy stałem w laboratorium, zajmując się kośćmi rodzonej siostry królowej, i myślałem, że ona dotykała kiedyś Kleopatry, Cezara czy Marka Antoniusza, jeżyły mi się włosy na szyi - wyznaje inny członek ekipy, Neil Oliver. Siostry żyły w burzliwych czasach ekspansji Cesarstwa Rzymskiego i ostro ze sobą rywalizowały. To dlatego naukowcy podejrzewają, że Kleopatra kazała Markowi Antoniuszowi wyeliminować młodszą konkurentkę. BBC nakręciło film o życiu Kleopatry i jej morderczych zapędach w stosunku do dwóch braci oraz siostry. Specjaliści ds. medycyny sądowej zbadali odnalezione szczątki, a także zrekonstruowali twarz księżniczki Arsinöe. Dokumentacja naukowa zostanie zaprezentowana 23 marca przez doktora Fabiana Kanza z Wiedeńskiego Uniwersytetu Medycznego na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Antropologów Fizycznych w Chicago. Aktualizacja Autor znanego bloga Archeowieści, Wojciech Pastuszka, opublikował wpis, który każe podać w wątpliwość informacje BBC. W artykule "Kleopatra była Mulatką?" zauważa on, że czaszka, na podstawie której przesądzono o afrykańskim pochodzeniu Arsinöe, zaginęła w czasie II wojny światowej. Pomiary, na których się oparto, zostały wykonane w latach 20. ubieglego wieku. Co jeszcze bardziej istotne, nie ma żadnych dowodów na to, by grobowiec rzeczywiście zawierał szczątki Arsinöe. W końcu, nie ma żadnych dowodów na to, by Kleopatra i Arsinöe miały tę samą matkę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...