Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36710
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    204

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Jeden z menedżerów Microsoftu został powołany na stanowisko dyrektora ds. bezpieczeństwa w amerykańskim Departamencie Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Philip Reitinge jest w Microsofcie odpowiedzialny za bezpieczeństwo firmowej infrastruktury. Jego nowe oficjalne stanowisko to zastępca podsekretarza stanu w Dyrekcji Bezpieczeństwa Narodowego i Programów. Reitinge ma już doświadczenie w pracy w administracji publicznej. Był dyrektorem w Centrum ds. Cyberprzestępczości Departamentu Obrony i zastępcą dyrektora wydziału Przestępczości Komputerowej i Własności Intelektualnej w Departamencie Sprawiedliwości.
  2. Z odkrytego właśnie dokumentu wynika niezbicie, że Robin Hood wcale nie był tak uwielbiany przez społeczeństwo, dla którego, zgodnie z legendą, miał ograbiać bogatych. Wpis z kroniki przedstawia go raczej jako złodzieja, który nękał napadami sporą część Anglii. Dr Julian Luxford z Uniwersytetu św. Andrzeja natrafił na bezpośrednie odniesienia do Robin Hooda w inskrypcji z ok. 1460 r. Znajduje się ona w manuskrypcie należącym do Eton College. Nowe znalezisko prezentuje coś niespotykanego, a mianowicie negatywną ocenę działalności wyjętego spod prawa. Pozwala spojrzeć na niego okiem mnichów - wyjaśnia Luxford. Wpis umiejscawia Robin Hooda w królestwie Edwarda I, co potwierdza teorię lokującą korzenie jego legendy w XIII wieku. Łacińska inskrypcja składa się z zaledwie 23 słów. Po przetłumaczeniu brzmi ona mniej więcej tak: W tym czasie, jak wieść gminna niesie, pewien wyjęty spod prawa imieniem Robin Hood i jego ziomkowie nękali Sherwood i inne praworządne okolice Anglii ciągłymi rabunkami. Co prawda autor nie wymienia Małego Johna, ale wspomina o innych wspólnikach rzezimieszka.
  3. Zespół badaczy z University of Virginia odkrył, że początek spadku formy intelektualnej przypada na ok. 27. rok życia. Szczyt możliwości osiągamy zaś w wieku 22 lat. Oznacza to, że wszelkie ćwiczenia mózgu, które mają zapobiec deterioracji lub ją odwrócić, powinno się wdrażać o wiele wcześniej niż dotąd sądzono (Neurobiology of Ageing). Konkluzja jest taka, że pewne aspekty związanego z wiekiem spadku formy umysłowej rozpoczynają się u zdrowych i wykształconych dorosłych, gdy mają oni po dwadzieścia-trzydzieści kilka lat - podsumowuje profesor Timothy Salthouse. Studium objęło 2 tys. kobiet oraz mężczyzn i potrwało 7 lat. Ochotnicy mieli od 18 do 60 lat, i zmierzyli się z 12 zadaniami, w tym wzrokowymi. Poza tym przypominali sobie słowa, szczegóły różnych historii, a także układ kropek w literach. Okazało się, że w 9 zadaniach na 12 średni wiek, w którym osiągano najlepsze rezultaty, wynosił właśnie 22. Pierwsze znacząco gorsze wyniki pojawiały się w wieku 27 lat i dotyczyły 3 rodzajów operacji: wnioskowania, szybkości myślenia oraz wyobraźni przestrzennej. Pamięć zaczynała szwankować u 37-latków. Kolejne spadki przypadały na 42. rok życia. Zdolności związane z wiedzą, np, słownictwo czy wiadomości ogólne, zachowywały się do wieku 60 lat.
  4. Badacze z Uniwersytetu Waszyngtońskiego donoszą o odkryciu genu odpowiedzialnego za rozwój bólu związanego z neuropatią, czyli uszkodzeniem komórek nerwowych. O wydarzeniu poinformowało czasopismo Nature Neuroscience. Zjawisko neuropatii towarzyszy wielu chorobom, m.in. nowotworom (szczególnie podczas chemioterapii), cukrzycy, niewydolności nerek czy niektórym infekcjom. Bezpośrednią przyczyną związanego z nią bólu jest uszkodzenie aksonów - długich wypustek komórek nerwowych, pozwalających na przekazywanie sygnałów pomiędzy neuronami a innymi komórkami: nerwowymi, mięśniowymi lub gruczołowymi. W prawidłowo funkcjonującym organizmie neurony mogą niszczyć własne aksony w reakcji na ich uszkodzenie, dzięki czemu możliwe jest ich wytworzenie na nowo i przywrócenie w ten sposób zdolności do przewodzenia sygnałów. Niestety, w niektórych stanach chorobowych proces ten jest zaburzony, co może prowadzić do powstawania bólu. Jak dowiedli badacze z Waszyngtonu, cząsteczką odpowiedzialną za masowe zanikanie aksonów jest kinaza zawierająca motyw podwójnego zamka leucynowego (ang.dual leucine zipper kinase - DLK) - jedno z białek zdolnych do regulowania aktywności innych protein. Wcześniejsze badania, przeprowadzone na muszkach owocowych, sugerowały istotną rolę DLK w tworzeniu synaps, czyli połączeń sygnałowych pomiędzy dwoma neuronami. Jak się jednak okazuje, rola tej cząsteczki u myszy jest zupełnie inna. Odkrycia dokonało dwoje badaczy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego, doktorant Bradley Miller oraz dr Jeffrey Milbrandt. W swoim doświadczeniu badali reakcję myszy pozbawionych genu kodującego DLK na chirurgiczne rozcięcie aksonów należących do nerwu kulszowego - największego nerwu w organizmach ssaków, zaopatrującego skórę oraz większość mięśni kończyn dolnych. Jak się okazało, usunięcie analizowanej sekwencji DNA z genomu zwierząt pozwalało na zachowanie aksonów pomimo uszkodzenia oraz ich regenerację. Podobnego zjawiska nie zaobserwowano u myszy niemodyfikowanych genetycznie. Do udziału w dalszych testach Miller zaprosił innego doktoranta, Craiga Pressa. Młodzi naukowcy symulowali w warunkach laboratoryjnych stosowanie chemioterapii u pacjentów onkologicznych i badali wpływ stosowanych leków na neurony. Przeprowadzony test potwierdził wcześniejsze przypuszczenia, iż pozbawienie komórek nerwowych genu kodującego DLK znacząco ogranicza degenerację aksonów. Wyniki eksperymentów przeprowadzonych na Uniwersytecie Waszyngtońskim sugerują, że umiejętna modyfikacja aktywności DLK lub kodującego ją genu może znacząco ograniczyć uszkodzenia komórek nerwowych, przez co towarzysząca im neuropatia mogłaby zostać złagodzona. Jak tłumaczy dr Aaron DiAntonio, jeden z badaczy zaangażowanych w projekt, ból związany z neuropatią jest często kluczowym czynnikiem ograniczającym stosowanie chemioterapii nowotworów. Wiemy, na kiedy planowane jest u tych pacjentów leczenie, więc być może pewnego dnia możliwe będzie podawanie leków blokujących DLK przed chemioterapią w celu zapobiegania ich nieprzeciętnemu bólowi.
  5. W Wenezueli dokonano pierwszego w historii zabiegu usunięcia nerki przez... pochwę. Trwająca 220 minut operacja zakończyła się pełnym sukcesem, a pacjentka została wypisana do domu po zaledwie dwóch dniach. Przełomowy zabieg został przeprowadzony przez zespół dr. Rene Sotelo z Instituto Medico La Floresta w Caracas. Wykonano go niemal tydzień temu (7 marca 2009 r.), lecz oficjalne informacje na jego temat opublikowano dopiero po upewnieniu się, że poddana mu pacjentka - 65-letnia kobieta - jest w dobrej formie. Celem operacji było usunięcie lewej nerki, zawierającej guz o średnicy sześciu centymetrów. Wcześniej pacjentkę poddano histerektomii, czyli usunięciu macicy. Do przeprowadzenia procedury wykorzystano dwie techniki. Najważniejszą z nich była metoda zwana NOTES (ang. natural orifice transluminal endoscopic surgery), czyli chirurgia z wykorzystaniem naturalnych otworów ciała jako dróg dotarcia do operowanego organu. W tym przypadku lekarze skorzystali z dostępu przez wnętrze pochwy. Dodatkowe wsparcie dla dr. Sotelo stanowił wynalazek o nazwie TriPort, czyli wprowadzana przez pępek głowica umożliwiająca wprowadzenie do ciała pacjentki trzech narzędzi (np. chwytaków, kamer itp.) jednocześnie. W czasie zabiegu TriPort był jednak wykorzystywany głównie do obserwacji wycinanej nerki - najważniejsze czynności wykonywano dzięki dojściu przez pochwę. Czy nowa metoda wejdzie do powszechnego stosowania? Można się spodziewać, że tak, tym bardziej, że wdrażanie nowych technik chirurgicznych przebiega zwykle znacznie szybciej, niż np. wprowadzanie na rynek nowych leków. Musimy jednak poczekać na wyniki dalszych testów.
  6. Choć farmakoterapia chorób sercowo-naczyniowych jest coraz skuteczniejsza, pacjenci na własne życzenie niwelują jej działanie poprzez niezdrowy tryb życia - wynika ze studium, którego wyniki opublikowało czasopismo Lancet. Niestety, wiele wskazuje na to, że znaczną część winy za zaobserwowane zjawisko ponoszą lekarze. Głównym autorem badania jest dr David Wood, kardiolog pracujący dla londyńskiego Imperial College. Przebadał on losy ponad 8500 osób (średnia wieku w tej grupie wynosiła 60 lat), które przynajmniej raz w życiu przeszły chorobę układu krążenia. Wyniki analizy są przerażające: pomimo stosowania farmakoterapii ponad połowa osób chorych na nadciśnienie nie wyleczyła się z niego, zaś lekarze nadzorujący ich leczenie ograniczali swoje zaangażowanie w ich leczenie do przepisywania kolejnych dawek leków. Jeśli chodzi o styl życia pacjentów z chorobą wieńcową, wszystko idzie w złą stronę, podsumowuje dr Wood. Na poparcie swoich słów zaznacza, że pomiędzy latami 1995-1996 oraz 2006-2007 ilość przyjmowanych leków obniżających poziom cholesterolu wzrosła siedmiokrotnie(!), lecz powszechna niechęć do zmiany trybu życia sprawiła, że efekty terapii są mizerne. Efekt? Aż 43% osób leczonych preparatami obniżającymi poziom cholesterolu utrzymuje zbyt wysoki poziom tego związku w swojej krwi, a liczba osób otyłych oraz cierpiących na cukrzycę typu 2. stale rośnie. Jako najważniejszą przyczynę niepowodzenia terapii badacze z Imperial College wskazują brak kompleksowego programu zmiany stylu życia pacjentów z chorobami układu sercowo-naczyniowego. Efektem zaniedbania jest przepisywanie coraz wyższych dawek leków, których działanie jest niweczone przez niezdrowe nawyki chorych. Pomimo fatalnych danych na temat stylu życia pacjentów z chorobami układu krążenia, autorzy studium zauważają, że śmiertelność z powodu chorób serca spadła o 30% w USA oraz o 45% w Wielkiej Brytanii. Niestety, jest to zasługa wyłącznie postępu medycyny, nie zaś zmiany w postępowaniu chorych. Strach pomyśleć, o ile można by zmniejszyć śmiertelność, gdyby udało się doprowadzić u nich do radykalnej zmiany stylu życia...
  7. Nowy rodzaj testu genetycznego został opracowany przez badaczy z amerykańskich Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH). W przeciwieństwie do typowych technologii, badających sekwencję zasad azotowych w nici DNA, pomysł Amerykanów opiera się na poszukiwaniu różnic w organizacji przestrzennej cząsteczek DNA przenoszących różną informację genetyczną. Opracowana technika wykorzystuje zdolność nici DNA do tworzenia tzw. struktur drugo- i trzeciorzędowych, czyli struktur przestrzennych powstających w wyniku interakcji pomiędzy różnymi, niekiedy odległymi od siebie fragmentami cząsteczek. Jak twierdzą badacze z NIH, wykrywanie różnic w trójwymiarowym układzie różnych nici DNA pozwala na szybkie i wydajne wykrywanie różnic pomiędzy genomami osobników należących do tego samego lub różnych gatunków. Zasada działania nowego testu opiera się na założeniu, iż silnie zwinięte nici DNA są mniej podatne na niszczące działanie wolnych rodników niż cząsteczki wyprostowane. Jeżeli więc nić nie wykazuje złożonej struktury 3D, zostanie pocięta na bardzo drobne fragmenty, zaś cięcie odcinków bardziej skręconych da nieco większe produkty. Analiza wielkości powstających w ten sposób cząsteczek pozwala więc na porównanie stopnia złożoności budowy dwóch nici DNA oraz ich podobieństwa strukturalnego. Powszechnie uważa się, że fragmenty DNA odpowiedzialne za istotne funkcje życiowe nie powinny podlegać większym zmianom w toku ewolucji. Wynika to z faktu, że geny kluczowe dla przeżycia organzmów muszą wykazywać stosunkowo niską zmienność, w przeciwieństwie do sekwencji mniej ważnych, których mutacje nie są zwykle związane z poważnymi konsekwencjami. Na tym jednak nie koniec, bowiem wiele spośród tzw. sekwencji pozagenowych także może odgrywać istotną rolę w regulowaniu wielu procesów wewnątrzkomórkowych. One także mogą zostać zbadane z wykorzystaniem nowego pomysłu badaczy z NIH. Zwykle myślimy o DNA jak o ciągu liter na monitorze komputera, przez co zapominamy, że ten ciąg liter jest w rzeczywistości trójwymiarową cząsteczką. Tymczasem kształt ma ogromne znaczenie, wyjaśnia dr Elliott Margulies, jeden z naukowców zaangażowanych w badania. Białka wpływające na funkcje biologiczne dzięki wiązaniu DNA rozpoznają coś więcej, niż tylko sekwencję zasad azotowych. Proteiny te "widzą" także powierzchnię cząsteczki DNA i wyszukują na niej kształt, który umożliwia dopasowanie w stylu "klucza i zamka". Naukowcy z NIH ocenili prawdziwość swoich przypuszczeń doświadczalnie. Pobrano w tym celu próbki materiału genetycznego od 37 gatunków ssaków, m.n. od człowieka, myszy i szympansa. Analiza struktury przestrzennej DNA wykazała, że aż około 12% tzw. niekodującego DNA, czyli informacji genetycznej niezawierającej informacji o budowie białek lub RNA, może mieć istotne znaczenie biologiczne. Jest to liczba aż dwukrotnie wyższa, niż wynikało z dotychczasowych analiz, opartych wyłącznie na porównywaniu krótkich sekwencji zasad azotowych w nici DNA. Autorzy pomysłu uważają, że opracowana przez nich metoda pozwoli na "namierzenie" wielu istotnych fragmentów materiału genetycznego, które będzie można następnie poddać bardziej szczegółowym analizom. Test będzie miał więc charakter "przesiewowy", lecz jego ograniczona precyzja będzie rekompensowana przez wysoką przepustowość i niski koszt wykonania. Wiele wskazuje na to, że nowa technika może znaleźć zastosowanie także w medycynie. Udało się bowiem zaobserwować, że nawet drobne zmiany w niekodujących odcinkach DNA mogą powodować istotne różnice w funkcjonowaniu genomu. Przeprowadzone analizy wykazały, że nici DNA u osób cierpiących na różnego rodzaju choroby genetyczne mają tendencję do tworzenia wielu form przestrzennych zamiast jednej, ściśle określonej, jak ma to miejsce u ludzi zdrowych. Niestety, minie najprawdopodobniej wiele lat, zanim dokładnie zrozumiemy, jakie są konsekwencje tych zmian.
  8. Czy jesteśmy dobrze przystosowani do wykreowanego przez nas samych świata? Niektórzy uważają, że nie, dlatego m.in. chorujemy na cukrzycę i stajemy się otyli, a do grona zwolenników tej teorii zalicza się profesor antropologii Daniel Lieberman z Uniwersytetu Harvarda. Wg niego, najpierw przez długi czas coraz doskonalej adaptowaliśmy się do myśliwsko-zbieraczego trybu życia, aż 10 tys. lat temu pojawiło się rolnictwo. Wyznaczyło ono początek nowej ery, w ramach której kultura zachęca do podtrzymywania nawyków niezdrowych dla ludzi i ich otoczenia. Wygłaszając swój wykład pt. "Przeżyje najszybszy, najmądrzejszy czy najgrubszy?", Lieberman wymienił 4 najważniejsze, wg niego, wydarzenia w historii naszego gatunku: 1) oddzielenie w toku ewolucji od małp, 2) powstanie rodzaju Homo, do którego, oprócz nas, zalicza się neandertalczyków oraz Homo erectusa, 3) oddzielenie człowieka rozumnego (Homo sapiens) od wspólnego przodka wszystkich przedstawicieli rodzaju Homo i 4) pojawienie się rolnictwa. To ostatnie pozwoliło kobietom rodzić częściej, co napędziło rozrost populacji. Doprowadziło też do rozprzestrzenienia się chorób, ponieważ ludzie wchodzili w bliski kontakt ze zwierzętami (kurami, świniami i krowami) i mogli się od nich zarażać wirusami. Uprawa ziemi zapewniła bezpieczeństwo i ochronę słabym osobnikom, które nie przeżyłyby w społeczeństwie myśliwsko-zbieraczym, wskutek czego rozpowszechniły się choćby krótkowzroczność i cukrzyca. Kultura zablokowała główną zasadę ewolucji – przeżycie najsprawniejszych fizycznie, doprowadzając do swoistej dysewolucji, czyli ewolucji odwróconej. Naukowcy sprzeczają się, czy ewolucja nadal oddziałuje na nasz gatunek, ale Lieberman uważa, że tak. Powołuje się przy tym na stosunkowo nowe zjawisko, a mianowicie na pojawienie się tolerancji laktozy (cukru mlecznego) u dorosłych, a także na bladą skórę mieszkańców północnych rejonów naszej planety. Ludzie odnieśli sukces ewolucyjny dzięki swojej inteligencji i mobilności, które były wspomagane pojawieniem się gotowanego jedzenia i częstymi, w porównaniu z innymi małpami, ciążami. Teraz jednak nie jesteśmy już myśliwymi i zbieraczami. Nasz tryb życia bardzo się zmienił i dawne strategie przetrwania nie sprawdzają się w dobie fast foodów, żywności przesyconej cukrami i tłuszczami oraz przy trybie życia, który nie wymusza aktywności fizycznej. Jako że nie możemy wyewoluować tak, by nie smakowało nam wysokoenergetyczne pożywienie, profesor Lieberman sugeruje powrót do większej aktywności. Można ją wymusić poprzez zwiększenie liczby godzin WF-u w szkołach, zniechęcanie do używania samochodów wskutek podniesienia podatków na paliwo, zdelegalizowanie fast foodów i ograniczenie dostępu do wind czy ruchomych schodów.
  9. Naukowcy wiedzą, że pod wpływem odpowiednio wysokiego ciśnienia, wszystkie pierwiastki nabierają cech metalicznych. Teraz profesorowie Artem Oganov ze Stony Brook University i Yanming Ma z Jilin University udowodnili, że pod wpływem ciśnienia metaliczny sód nabiera niezwykłych właściwości. Okazało się, że ten niezwykle biały metal, gdy zostanie poddany działaniu wysokiego ciśnienia staje się najpierw czarny, następnie (przy ciśnieniu 2,2 milionów atmosfer) jest czerwony i przezroczysty, a w wyższym ciśnieniu traci barwę i jest całkowicie przezroczysty. To pomoże nam zrozumieć właściwości bardzo mocno ściśniętej materii, takiej jak ta w gwiazdach czy w olbrzymich planetach - mówi Oganov. Profesor Ma już wcześniej teoretycznie wyliczył, że ciśnienie spowoduje, iż sód przybierze niezwykłą strukturę krystaliczną i stanie się izolatorem. Z jego kalkulacji wynikało, że zewnętrzne elektrony atomów sodu zostaną wciśnięte w przestrzeń pomiędzy atomami, spowodują, iż materiał utraci właściwości metaliczne i będą zachowywały się jak "fałszywe atomy". Oganov i Ma skontaktowali się z Instytutem Maxa Plancka z prośbą o pomoc w przeprowadzeniu eksperymentu. Tamtejsi naukowcy bardzo sceptycznie podeszli do wyliczeń Ma, jednak zachęciło ich wyzwanie, jakim było osiągnięcie ciśnienia powyżej 2 milionów atmosfer. Udało się nie tylko wykazać, że obliczenia Ma były prawidłowe, ale również, co bardzo wszystkich ucieszyło, dowieść, iż w laboratorium można osiągnąć ciśnienie około 3 Mbar.
  10. Do tej pory sądzono, że barwne kwiaty to metoda na przyciągnięcie zapylających zwierząt. Grupa biologów twierdzi jednak, że dość często bywa dokładnie na odwrót, a czerwony kolor róż ma odstraszać roślinożerców, przestrzegając przed wysokim stężeniem cyjanków. Naukowcy z Uniwersytetów w Plymouth, Portsmouth i Curtin University of Technology przyglądali się roślinom z Australii Zachodniej, dzięki czemu stwierdzili, że to konieczność obrony przed "najeźdźcami" była głównym motorem ewolucji. Duże czerwone kwiaty, np. róże lub maki, zawierały wyższe stężenia cyjanków. Stąd wniosek, że skoro związki te mają odstraszać określoną grupę zwierząt, kwiaty zapylane przez ptaki powstały w reakcji na działania roślinożerców. Czerwień stanowi ostrzeżenie dla dużych roślinożernych kręgowców, takich jak emu, papugi i kangury, że kwiat zawiera niesmaczne i potencjalnie trujące związki cyjanogenne. Wygląda na to, że rośliny z Australii Zachodniej nie tylko wytworzyły niezwykłą metodę obrony przed potencjalnymi drapieżnikami, ale także zaczęły jasno komunikować ten fakt – wyjaśnia szef zespołu dr Mick Hanley.
  11. Profesor Marek Urban z University of Southern Mississippi poinformował o opracowaniu poliuretanu, który sam naprawia zadrapania pojawiające się na jego powierzchni. Wystarczy wystawić materiał na słońce, by rysy zniknęły. W przyszłości może on posłużyć do budowania np. samochodów czy innych urządzeń, w których estetyka odgrywa rolę. W nowym poliuretanie wykorzystano chitozan, obecny w skorupkach krabów i krewetek. Można go dodawać do tradycyjnych polimerów. Gdy zadrapanie narusza strukturę chemiczną materiału, chitozan pod wpływem promieniowania ultrafioletowego zaczyna formować długie łańcuchy niwelujące rysę. Proces "uzdrawiania" trwa mniej niż godzinę. Skuteczność nowej powłoki testowano na bardzo cienkich rysach. Nie wiadomo, jak sprawdzi się ona w przypadku szerszych zadrapań. Nowy polimer nie jest jednak idealny. Zadrapanie może zostać "załatane" tylko raz. Druga rysa w tym samym miejscu pozostanie na stałe. Oczywiście, ryzyko, że porysujemy samochód w identyczny sposób jest minimalne. Badania Urbana pokazują też, że warto poszukać innych tego typu materiałów, gdyż popyt na samonaprawiające się powłoki byłby z pewnością bardzo duży.
  12. Po raz pierwszy w historii Ghana będzie miała przedstawiciela na... zimowej olimpiadzie. Na igrzyska został zaklasyfikowany 33-letni Kwame Nkrumah-Acheampong, który pierwszy raz zobaczył śnieg przed pięciu laty. Kwame urodził się w Glasgow, gdzie jego ojciec studiował na lokalnej uczelni. Większość życia spędził jednak w Ghanie. W 2002 roku mężczyzna przyjechał do Wielkiej Brytanii na studia. Znalazł pracę w kurorcie narciarskim w Milton Keynes. Tam zaczął naukę jazdy na nartach. Wszystko, co wiedziałem o narciarstwie pochodziło z filmu z Jamesem Bondem - mówi reprezentant Ghany. Instruktorzy stwierdzili, że mam naturalny talent, a jazda nigdy nie sprawiała mi kłopotów - dodaje. "Śnieżna Pantera", bo taki przydomek nosi zawodnik, wystartuje w slalomie i slalomie-gigancie. Wie, że jest to jego pierwsza i ostatnia szansa startu w Igrzyskach, dlatego ma nadzieję, że przetrze drogę innym narciarzom z Czarnego Lądu. Fotografię "Śnieżnej Pantery" można obejrzeć w Sieci.
  13. Mary Beard z Uniwersytetu w Cambridge odkryła najstarszą księgę żartów na świecie. Gagi z Cesarstwa Rzymskiego opisano po grecku, a zebrano je w pochodzącej z III wieku antologii pt. Philogelos (dosł. miłujący śmiech). Wg pani profesor, znalezisko rozprawia się ostatecznie z mitem Rzymianina jako pompatycznego osobnika w todze, u którego ze świecą szukać jakichkolwiek przebłysków poczucia humoru. Nie powinien też dziwić użyty język, ponieważ wiele książek z czasów Imperium Rzymskiego pisano po grecku i chociaż mogą nie być powalająco śmieszne, dają fascynujący wgląd [w klimat epoki]. Beard natrafiła na Philogelos, poszukując przykładów starożytnego humoru do swojej książki. Redaktor zestawienia podzielił dowcipy na kategorie i wbrew pozorom, nie różnią się one tak bardzo od spotykanych we współczesnych publikacjach. Pojawia się bowiem dział "Roztargniony profesor" czy "Prorok-szarlatan". Brytyjka sugeruje, że do antologii trafił m.in. dowcip przypominający skecz z martwą papugą Monty Pythona. Mężczyzna kupił niewolnika, który wkrótce zmarł. Kiedy zgłosił się z zażaleniem do człowieka, który mu go sprzedał, ten odpowiedział: "No cóż, nie był martwy, gdy ja byłem jego właścicielem". Inny żart do złudzenia przypomina nasze historie z serii "przychodzi baba/facet do lekarza". - Panie doktorze. Za każdym razem, gdy wstaję po przebudzeniu z łoża, przez pół godziny kręci mi się w głowie. Potem czuję się już dobrze. - Wobec tego proszę odczekać pół godziny, zanim pan wstanie – odpowiedział medyk. A oto jeden z ulubionych dowcipów Beard: Fryzjer, profesor i łysy mężczyzna udali się razem w podróż. Była ona dość długa, musieli się więc zatrzymać na nocleg. Gdy pozostali dwaj spali, balwierz ogolił głowę akademika, a następnie go obudził. Pomacawszy bezwłosą skórę na głowie, naukowiec rzekł: "Ty głupcze, obudziłeś łysego zamiast mnie!". Kto i dlaczego sporządził manuskrypt? Beard, specjalistka z zakresu filologii klasycznej, sugeruje, że był to raczej skrupulatny naukowiec, a nie komik. Uważa ona, że kultura zachodnia odziedziczyła ideę dowcipów po starożytnych Grekach i Rzymianach.
  14. Coraz bardziej wydajne komputery napędzają rozwój Internetu, a z drugiej strony - zagrażają mu. Tim Berners-Lee, jeden z twórców Sieci, zwraca uwagę na technikę głębokiej inspekcji pakietów (DPI - deep packet inspection), która umożliwia śledzenie przesyłanych treści. Jak mówi specjalista ds. bezpieczeństwa profesor Richard Clayton z Cambridge University, DPI jest już wykorzystywana bez wiedzy użytkowników w celach komercyjnych. Zebrane za jej pomocą informacje są sprzedawane agencjom reklamowym, które mogą dzięki temu lepiej ukierunkować swój przekaz. DPI nie gardzi też chiński rząd, kontrolujący swoich obywateli. Berners-Lee podkreśla, że nie ma nic przeciwko samym reklamom, które umożliwiają rozwój Sieci, jednak nie podoba mu się wykorzystywanie DPI. Technologia ma wiele wspólnego z podsłuchem telefonicznym i zapewnia podsłuchującemu dostęp do informacji, które chcielibyśmy zachować dla siebie. Przykładem mogą być np. wysyłane do wyszukiwarek zapytania dotyczące leków. Z nich można wnioskować, na co my lub nasi bliscy chorujemy. Rozwój DPI jest możliwy dzięki rosnącym zdolnościom obliczeniowym komputerów. Serwery, przez które przechodzi ruch, mogą się obecnie zajmować nie tylko jego kierowaniem i dostarczaniem treści, ale również dokładnym odczytywaniem tego, co wysyłamy. Robert Topolski, główny technolog w Open Technology Initiative, podkreśla, że DPI bardzo różni się od tradycyjnego zbierania informacji o witrynach, które odwiedzamy. Oczywiście firmy używające DPI bronią tej technologii. Na przykład przedsiębiorstwo Phorm mówi, że usuwa ze zdobytych danych wszelkie informacje, które pozwalają na zidentyfikowanie konkretnej fizycznej osoby. Topolski twierdzi jednak, że jest to odwracanie kota ogonem, gdyż główny problem tkwi w tym, że firmy przechwytują nasze prywatne dane nie pytając nas o zgodę.
  15. Nintendo poinformowało o sprzedaży stumilionowej konsoli DS. Tym samym jest to najszybciej sprzedająca się konsola do gier. DS zadebiutowała w 2004 roku. Obecnie jest sprzedawana w dwóch odmianach - DS i DS Lite. W Japonii sprzedawane jest od niedawna urządzenie DSi, które w kwietniu zadebiutuje poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Sukcesy Nintendo nie ograniczają się do liczby sprzedanych konsoli. Aż 83 gry na DS sprzedały się w liczbie większej niż milion egzemplarzy, a siedem z nich znalazło ponad 10 milionów nabywców. DS jest niemal dwukrotnie bardziej popularna niż jej najbliższy konkurent, PlayStation Portable.
  16. Skanery tęczówek coraz częściej pojawiają się na lotniskach czy na wyposażeniu straży granicznej. Choć technologię uznaje się za 10-krotnie dokładniejszą od zwykłego badania odcisku palca (fałszywe rozpoznania zdarzają się bowiem raz na milion identyfikacji), pojawia się jedno ważne pytanie: czy jeśli ktoś będzie miał zapalenie którejś z części oka lub zapadnie na inną chorobę narządu wzroku, to zostanie nadal rozpoznany? Na początku skanery wykonują zdjęcie całego oka, a następnie odfiltrowują wszystko oprócz obrazu tęczówki. Na tej podstawie tworzony jest numeryczny kod, czyli rodzaj matrycy. Podczas późniejszego ustalania tożsamości obraz sczytywany z tęczówki jest porównywany z przechowywanym w bazie. Dopóki stwierdzana jest zgodność z ok. 70% pól matrycy, wszystko jest w porządku. Nie można mówić o 100-procentowym dopasowaniu, ponieważ zmieniają się warunki oświetleniowe i stopień rozszerzenia źrenicy. Co jednak, gdy choroba, np. zapalenie spojówek, twardówki (łac. scleritis) lub nadtwardówki (łac. episcleritis), spowoduje, że oko ulegnie zaczerwienieniu? Sytuacja może się pogorszyć jeszcze bardziej w przypadku zapalenia tęczówki, które prowadzi do zmiany jej kształtu. Tariq Aslam i zespół z Princess Alexandra Eye Pavilion zebrali 54 osoby z różnymi schorzeniami narządu wzroku. Skany ich oczu wykonano zarówno przed, jak i po zakończeniu leczenia. Myśleliśmy, że skanery sobie z nimi nie poradzą, tak się jednak nie stało. Tożsamość została potwierdzona w przypadku większości jednostek nozologicznych. Udało się to nawet w przypadku jaskry. Test oblano wyłącznie w przypadku zapalenia tęczówki. Spośród 24 pacjentów, u których je zdiagnozowano, skanery nie rozpoznały po terapii 5. Inni oftalmolodzy podkreślają, że podobne badania należy powtórzyć z większą liczbą ochotników, a zdjęcia warto by wykonywać przed, w trakcie i po leczeniu. Uważają też, że skoro technologia skanowania tęczówki bywa zawodna, zawsze warto mieć na podorędziu inny system identyfikacji.
  17. Czy można udoskonalić urządzenie tak proste jak igła do strzykawki? Ależ oczywiście! Można na przykład uczynić ją bezpieczniejszą, co udowadniają specjaliści z firmy MedPro Safety Products. Opracowany przez nich produkt niemal całkowicie eliminuje ryzyko powtórnego użycia zużytego sprzętu oraz przypadkowych zakłuć. Produkt, nazwany Vacuette, został opisany jako "technologia pasywna". Oznacza to, że zintegrowana z igłą nakrywka zamyka się sama, bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony osoby korzystającej ze sprzętu. Jak ocenia Walter Weller, szef firmy MedPro, unikalne w tym produkcie jest to, że nie wymaga on interakcji ze strony osoby pobierającej krew. Nie prosimy jej o wciskanie przycisków czy uruchamianie zatrzasków. Nowoczesny przyrząd powstał w odpowiedzi na wprowadzony w 2000 roku amerykański Akt o Bezpieczeństwie Igieł i Zapobieganiu Zakłuciom (Needlestick Safety and Prevention Act), zalecający amerykańskim jednostkom służby zdrowia wdrażanie technologii zapobiegających wypadkom podczas korzystania z igieł niezależnie od poniesionych kosztów. Jak oceniają producenci Vacuette, do 35% wypadków podczas korzystania z igieł dochodzi w czasie pomiędzy wyjęciem sprzętu z ciała pacjenta oraz umieszczeniem go w bezpiecznym pojemniku. Wiele wskazuje na to, że produkt firmy MedPro może całkowicie zapobiec tego typu incydentom. Wynalazek będzie najprawdopodobniej rozprowadzany w dwóch wersjach. Pierwsza z nich aktywowana jest w momencie przebicia skóry i automatycznie zamyka się zaraz po opuszczeniu ciała pacjenta. Drugi rodzaj Vacuette jest przystosowany do stosowania w połączeniu z probówkami do pobierania krwi. Ta wersja produktu posiada igłę z jednej strony oraz pusty w środku cylinder z drugiej. Pobieranie krwi będzie w tym przypadku polegało na umieszczaniu wewnątrz cylindra specjalnych probówek, zasysających krew dzięki podciśnieniu wystepującemu w ich wnętrzu (wyrównanie ciśnień nastąpi dzięki miniaturowemu ostrzu przebijającemu membranę na powierzchni probówki). W tym przypadku mechanizm zabezpieczający igłę będzie uruchamiany po przyłożeniu pierwszej probówki, zaś jego zabezpieczenie nastąpi po wyjęciu igły spod skóry. Przedstawiciele MedPro chwalą się, że używanie ich produktów, przechodzących obecnie testy bezpieczeństwa w USA i UE, nie będzie wymagało przeprowadzenia jakichkolwiek szkoleń dla personelu ani zmian w procedurach. Obecnie trwają przygotowania do wprowadzenia produktu do masowej produkcji. Planowane jest wytworzenie co najmniej 275 milionów egzemplarzy w czasie pięciu lat. Ewentualne zwiększenie podaży nowoczesnych igieł będzie zależne od reakcji rynku. Czy będzie ona pozytywna, przekonamy się najprawdopodobniej pod koniec bieżącego roku - wtedy bowiem wynalazek ma wejść do obiegu.
  18. Czy "żyć szybko" znaczy "umierać młodo"? Biolodzy przez długi czas twierdzili, że tak, bowiem zwiększone tempo metabolizmu powinno powodować uszkodzenia wywołane m.in. powstawaniem nadmiaru wolnych rodników. Wyniki prostego doświadczenia obalają jednak (lub przynajmniej stawiają pod znakiem zapytania) prawdziwość tej hipotezy. Główną autorką studium jest dr Lobke Vaanholt, pracująca na uniwersytecie w holenderskim Groningen. Jak wynika z informacji zebranych przez jej zespół, tempo metabolizmu nie ma bezpośredniego wpływu na długość życia. W swoim doświadczeniu zespół dr Vaanholt śledził losy myszy rozdzielonych na dwie grupy. Zwierzęta z pierwszej z nich hodowano przez całe życie w temperaturze pokojowej (22°C), zaś pozostałe gryzonie żyły w środowisku znacznie chłodniejszym - temperatura powietrza w ich klatkach wynosiła 10 stopni. Wydawać by się mogło, że myszy żyjące w niskiej temperaturze powinny żyć krócej, ponieważ ich organizmy musiały przetwarzać więcej energii, by utrzymać ciepłotę ciała. Nic takiego się jednak nie stało. Pomimo 48-procentowego wzrostu w dziennym wydatkowaniu energii oraz 64-procentowego podwyższenia stosunku zużywanej energii do masy ciała u osobników dorosłych, średnia długość życia myszy przebywających w chłodzie była taka sama, jak u myszy żyjących w wyższych temperaturach - podsumowują autorzy. Uzyskane wyniki są spójne z rezultatami innych eksperymentów. Nieco wcześniej podobne wnioski zespół dr Vaanholt wysnuł z doświadczeń, w których rolę "przyśpieszacza" metabolizmu pełniła intensywna aktywność fizyczna. Inne zespoły zaobserwowały z kolei, że ptaki, pomimo znacznie wyższego tempa metabolizmu, żyją zwykle znacznie dłużej od ssaków o podobnych rozmiarach ciała. O odkryciu dr Vaanholt donosi czasopismo Physiological and Biochemical Zoology.
  19. Naukowcy z uniwersytetów w Oviedo i Portsmouth zastosowali metody ekonometrii do zbadania cech socjoekonomicznych osób kupujących oraz pożyczających filmy na DVD. Jak mówi Víctor Fernández Blanco, jeden z akademików z Oviedo, podstawowym celem badań, było zrozumienie kluczowych cech dotyczących konsumpcji formatów wideo i DVD oraz różnic występujących pomiędzy osobami kupującymi a wypożyczającymi. Zauważono, że liczba kupowanych lub pożyczanych filmów rośnie wraz z powiększaniem się rodziny, a z kolei częstotliwość jest zależna od zainteresowania kulturą. Pomiędzy grupą kupującą a wypożyczającą istnieją tak duże różnice, że dla naukowców są to dwa duże różne rynki. Osobom, które głównie wypożyczają filmy zależy przede wszystkim na rozrywce, podczas gdy kupowanie jest motywowane chęcią posiadania dobra kultury. Ponadto kupujący są bardziej wybrednymi konsumentami. Są lepiej wykształceni, bardziej interesują się sztuką filmową jako taką i jej poszczególnymi aspektami, są też zainteresowani innymi przejawami kultury. Bardziej cenią też niezależność i możliwość obejrzenia filmu w dowolnym momencie. Ważnym czynnikiem wpływającym na decyzję o zakupie filmu jest też obecność dzieci w rodzinie. W takim przypadku konsumenci nabywają produkt spełniający funkcje kulturalne, rozrywkowe oraz, niejednokrotnie, edukacyjne. Bazując na wynikach swoich badań, naukowcy stwierdzili, że rynek filmów na sprzedaż powinien w dużej mierze opierać się na filmach, które odniosły sukces kinowy oraz że jest na nim sporo miejsca na produkcje ambitne i niezależne, które z kolei nie cieszą się popularnością wśród wypożyczających. Wykazano także, iż indywidualne preferencje na rynku DVD są podobne jak na rynku kinowym. Większość osób wybiera filmy akcji, komedie i thrillery. Filmy przygodowe to typowe kino rodzinne. Uczeni zauważyli też różnice pomiędzy płciami. Panie częściej oglądają komedie, thrillery, dramaty i filmy z przesłaniem, a panowie bardziej lubią kino akcji. Ponadto kobiety częściej pożyczają filmy dla dzieci, co wskazuje, iż są bardziej zaangażowane w opiekę nad nimi. Akademicy stwierdzili również, że wkrótce, wraz z rozpowszechnianiem się oglądania filmów za pośrednictwem Internetu, możemy spodziewać się zmiany zwyczajów.
  20. Inżynierowie z MIT-u tak zmodyfikowali baterie litowe, że możliwe jest załadowanie ich w kilka sekund. Przy tym, co niezmiernie ważne, użyli tych samych materiałów, które są obecnie wykorzystywane w bateriach. Zmienili tylko sposób jego produkcji. Oznacza to, że nowe urządzenia mogą trafić na rynek w ciągu 2-3 najbliższych lat. Baterie, które będzie można ładować w kilka sekund przydadzą się zarówno w telefonach komórkowych, jak i w samochodach elektrycznych. Chociaż, w tym ostatnim przypadku, większość z nas nie mogłaby ładować ich we własnych garażach, gdyż domowa sieć elektryczna nie będzie w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości energii. Jak wiemy, nowoczesne baterie litowe są w stanie przechowywać duże ilości energii. Ich wadą jest natomiast powolne oddawanie energii i powolne ładowanie. W przypadku np. samochodu elektrycznego oznacza to, że będziemy mogli jeździć nim przez dłuższy czas ze sporą prędkością, jednak będzie miał on słabe przyspieszenie, a gdy bateria się wyczerpie, będzie wymagała wielogodzinnego ładowania. Naukowcy przez długi czas sądzili, iż winnymi tej wady są jony litu, które, niosąc ładunek elektryczny, bardzo wolno przemieszczają się przez materiał, z którego zbudowano baterię. Jednak przed pięciu laty profesor Gerbrand Ceder i jego zespół z MIT-u dokonali zaskakującego odkrycia. Okazało się, że jony potrafią poruszać się bardzo szybko. Uczeni zaczęli więc szukać przeszkody, która je spowalnia. Szczegółowe badania wykazały, że jony rzeczywiście poruszają się błyskawicznie, pod warunkiem, iż wykorzystują do tego celu "tunele" dostępne z powierzchni na której się gromadzą. Jon, który ma pod sobą tunel, przemieści się szybko, ten, który nie ma do dyspozycji tunelu, porusza się powoli. Jony nie potrafią przesunąć się tak, by mieć pod sobą tunel. Ceder i jego student, Byoungwoo Kang, tak zmodernizowali obecnie wykorzystywany materiał, by jony poruszały się po jego powierzchni jak po obwodnicy i by w końcu trafiały do tunelu. Obaj uczeni stworzyli miniaturową baterię, która może zostać rozładowana lub załadowana w czasie 10-20 sekund. Identyczna bateria budowana tradycyjnymi metodami potrzebuje 6 minut na pełne rozładowanie lub załadowanie. Ponadto szczegółowe badania wykazały, że zmodyfikowany materiał, w przeciwieństwie do materiału niezmodyfikowanego, nie ulega degradacji podczas ładowania i rozładowywania. To oznacza, że nowa bateria o tej samej pojemności może być mniejsza i lżejsza od tradycyjnej.
  21. Pierwotniak Toxoplasma gondii to pasożyt wewnątrzkomórkowy. Badacze z Uniwersytetu w Leeds odkryli, w jaki sposób zakażenie może prowadzić do schizofrenii lub afektywnych zaburzeń dwubiegunowych. Brytyjczycy uważają, że pasożyt oddziałuje na produkcję dopaminy. Toksoplazmoza zmienia niektóre wiadomości chemiczne w mózgu, a one z kolei mogą w znaczący sposób wpływać na zachowanie. Badania wykazały, że istnieje bezpośredni związek statystyczny między przypadkami schizofrenii a zakażeniami Toxoplasma gondii. Nasze studium stanowi pierwszą próbę odkrycia, czemu się tak dzieje – wyjaśnia dr Glenn McConkey. Pasożyt tworzy w tkankach mózgu cystę, wytwarzającą enzym zwany hydroksylazą tyroksynową. Jest on potrzebny do uzyskiwania dopaminy. Dopamina, będąca z chemicznego punktu widzenia aminą katecholową, odgrywa ważną rolę w regulacji nastroju, motywacji, snu, a także towarzyskości. Nadmierne przekaźnictwo dopaminergiczne jest uznawane za jedną z przyczyn schizofrenii, dlatego działanie obecnie stosowanych leków opiera się na blokowaniu receptorów dopaminy. McConkey powątpiewa, że jego zespołowi udało się odkryć główną przyczynę schizofrenii, którą zdecydowanie należy uznać za chorobę o złożonej etiologii. Z drugiej jednak strony zakażenie pierwotniakiem jest częste, a wiele osób przechodzi je bezobjawowo. Dodatkowo zdolność pasożyta do wytwarzania dopaminy wskazuje na potencjalny związek z innymi schorzeniami neurologicznymi, takimi jak parkinsonizm, zespół Tourette'a czy zespół zaburzeń koncentracji uwagi bez nadpobudliwości psychoruchowej (ADD). Do zakażenia dochodzi w wyniku zjedzenia surowego lub niedogotowanego mięsa, a także poprzez spożycie pokarmu/wody z oocystami. Wyróżnia się kilka postaci klinicznych toksoplazmozy.
  22. Toyota jest pierwszą firmą, która zaoferuje samochody z poduszką powietrzną oddzielającą pasażerów na tylnych siedzeniach. Poduszka zostanie umieszczona w konsoli w tylnym siedzeniu. W razie wypadku konsola ma się otwierać, a poduszka rozwinie się od góry. Jej zadaniem jest uchronienie pasażerów przed obrażeniami, które mogą ponieść uderzając o siebie nawzajem. Na razie nie wiadomo, kiedy samochody z nowymi poduszkami trafią do sprzedaży. Toyota poinformowała jedynie, że tak wyposażone modele będzie można kupić w Japonii w "niedalekiej przyszłości".
  23. W serwisie InfoWorld pojawiła się informacja, jakoby Microsoft miał zamiar zrezygnować z rozwoju Internet Explorera. Randall Kennedy pisze, że słyszał pogłoski mówiące, iż IE8 będzie ostatnią przeglądarką wykorzystującą silnik IE. Część źródeł twierdzi, że koncern z Redmond ma zamiar pracować nad przeglądarką korzystającą z silnika WebKit. Jest on używany przez Safari i Chrome'a i staje się powoli standardem dla tych, którzy chcą tworzyć przeglądarki różne od rynkowych liderów: Internet Explorera i Firefoksa. Z kolei inne źródła informują, że Microsoft skorzysta z własnego silnika Gazelle, o którym niedawno informowaliśmy. Ma być on bezpieczniejszy od Firefoksa czy Chrome'a. Jeśli nawet pogłoski o porzuceniu IE się sprawdzą, to musimy pamiętać, że olbrzymim źródłem problemów jest technologia ActiveX. A to właśnie ta technologia przysparza wielu problemów z bezpieczeństwem. Technologia ta jest wykorzystywana w bardzo wielu produktach. Tymczasem w ubiegłym roku Secunia poinformowała o znalezieniu aż 366 błędów w ActiveX. Koncern musi też pamiętać, że liczni developerzy korzystają z silnika IE w ich własnych aplikacjach. Porzucenie go nie będzie więc proste. Microsoft po raz kolejny może słono zapłacić za swój rynkowy sukces.
  24. Prokremlowska młodzieżówka "Nasi" przyznała się do przeprowadzenia przed dwoma laty cyberataków na Estonię. Przypomnijmy, że Moskwa zaprzeczała dotychczas, by miała coś wspólnego z atakami na estońską infrastrukturę IT. W wywiadzie dla Financial Times, komisarz młodzieżówki, Konstantin Gołoskokow, stwierdził: Nie nazwałbym tego atakiem, to była cyberobrona. Nauczyliśmy estoński reżim, że jeśli będzie działał nielegalnie, to adekwatnie odpowiemy. Nie zrobiliśmy niczego nielegalnego. Wielokrotnie odwiedzaliśmy różne witryny, aż przestały działać. Nie blokowaliśmy ich. Blokowały się same, gdyż nie były w stanie poradzić sobie z wygenerowanym ruchem. Przed dwoma laty, gdy władze Tallina postanowiły przenieść w inne miejsce pomnik żołnierzy Armii Czerwonej, z terenu Rosji przeprowadzono atak DDoS, który sparaliżował krajową infrastrukturę IT. Rick Howard, jeden z dyrektorów iDefense, mówi, że przyznanie się Naszych pokazuje sposób działania władz Rosji oraz dowodzi, że cyberataki mogą stać się narzędziem w walce politycznej.
  25. Nowa metoda datowania pozwoliła ustalić, że człowiek pekiński (Homo erectus pekinensis), którego szczątki odkryto podczas wykopalisk prowadzonych w latach 1923-1927 w zespole jaskiń Zhoukoudian w pobliżu Pekinu, jest o ok. 230-500 tys. lat starszy niż dotąd sądzono. Zespół Guanjuna Shena z Nanjing Normal University wykorzystał metodę bazującą na rozpadzie radioaktywnym berylu i glinu w ziarnach kwarcu (chodziło o izotopy 26Al i 10Be). Nowa technologia przyda się przy bardziej precyzyjnej ocenie wieku różnych stanowisk. Odnosi się to zwłaszcza do Chin, gdzie brak "datowalnych" popiołów wulkanicznych. Twórcy uważają, że metoda berylowo-glinowa sprawdza się nawet w odniesieniu do próbek sprzed 3 mln lat. Shen wyjaśnia, że już teraz pobierane są próbki ze stanowisk z wczesnego plejstocenu. Wybierano wyłącznie białe kryształy kwarcu, które uległy pogrzebaniu razem z człowiekowatymi. Pomijano szare, ponieważ mogły zostać naniesione później. Przesiewanie było pracą idealną dla kopciuszka. Na wyizolowanie zaledwie dwóch gramów kwarcu jeden student musiał poświęcić aż 8 godzin. To bardzo niewielka ilość, zważywszy, że do pojedynczego testu potrzeba było od 60 do 100 g. W ziarnach znajdujących się na powierzchni ziemi pod wpływem promieniowania kosmicznego powstaje określona proporcja izotopów glinu i berylu. Proces ulega zahamowaniu, gdy kwarc zostaje pokryty osadami. Stosując odpowiednie wyliczenia, łatwo określić stosunek 10Be do 26Al w momencie "pochowania". Amerykańscy i chińscy naukowcy stwierdzili, że skamieliny mają nawet 770.000 lat. To ważne ustalenie, które z pewnością przyda się do odtworzenia migracji hominidów przez Azję. Do tej pory uznawano teorię, że Homo erectus opuścił 2 mln lat temu równikową Afrykę i przemieścił się przez Półwysep Arabski, subkontynent indyjski aż do nadbrzeżnej Azji Południowowschodniej. Stamtąd w czasie zlodowacenia część grupy miała się udać na tereny dzisiejszej Jawy. Pierwsze skamieliny Homo erectusa znaleziono tam w 1892 r. Okazało się, że mają ok. 1,6 mln lat. Inna podgrupa udała się ponoć na północ i osiedliła się w okolicach wysuniętych na północ i zachód od Pekinu. Najnowsze ustalenia częściowo zmieniają, a właściwie uzupełniają opisany scenariusz. Oprócz populacji afrykańskiej, jakieś 1,8 mln lat temu w podróż przez Eurazję wyruszyła inna grupa, która pierwotnie zamieszkiwała rejony dzisiejszej Gruzji. Podczas wykopalisk w zespole jaskiń Zhoukoudian znaleziono 17 tys. kamiennych artefaktów oraz skamieliny 50 osobników Homo erectus, w tym 6 czaszek.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...