Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37697
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    250

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Badania ujawniły równoległy do epidemii otyłości wzrost częstości występowania kamicy nerkowej. Naukowcy tłumaczą, że nie wiadomo dokładnie, dlaczego się tak dzieje, ale mają na ten temat parę teorii. Niektóre wspominają np. o innych poziomach różnych substancji we krwi ludzi z wagą wyższą od prawidłowej (The Journal of Urology). Zespół doktora Briana R. Matlagi z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa analizował zapiski medyczne z lat 2002-2006 ponad 95 tys. osób z ogólnonarodowej bazy danych prywatnego ubezpieczyciela. Amerykanie zidentyfikowali 3257 ludzi z kamieniami nerkowymi. Mężczyźni mieli z nimi problem dwukrotnie częściej od kobiet, a ryzyko kamicy rosło z wiekiem. Wśród pacjentów z normalną wagą (BMI 18,5-24,9) lub z nadwagą (BMI 25-29,9), ale nie otyłością kamicę diagnozowano raz na 40 osób, w porównaniu do 1 przypadku na 20 osób w grupie z BMI powyżej 30 (co oznacza otyłość). Bez względu na wagę, pomiędzy jednostkami otyłymi nie odnotowano istotnych statystycznie różnic w ryzyku tworzenia się kamieni. Otyli częściej niż osoby nieotyłe przechodzili operacje chirurgicznego usuwania kamieni, lecz chorzy z otyłością ogromną nie byli poddawani tym zabiegom częściej niż ludzie z wagą mieszczącą się w granicach normy. Niewykluczone, że ze względu na potencjalne niebezpieczeństwa u najcięższych osób z większym prawdopodobieństwem kamienie usuwa się farmakologicznie, a nie chirurgicznie. Z przytoczonych danych wynika niezbicie, że ludzie otyli powinni wykluczyć z diety pokarmy sprzyjające tworzeniu się kamieni. Zadaniem numer jeden jest jednak zrzucenie zbędnych kilogramów.
  2. Bloomberg donosi, że Apple i Microsoft prowadzą rozmowy, których celem ma być zastąpienie Google'a Bingiem jako domyślną wyszukiwarką w iPhonie. Osoby, które poinformowały redaktorów Bloomberga o takich rozmowach twierdzą, że są one prowadzone od kilku tygodni. Sprawa nie nie jest przesądzona. Firmy mogą dojść do porozumienia, ale równie dobrze negocjacje mogą zostać zerwane. Sam fakt, że są one prowadzone świadczy o rosnącej konkurencji pomiędzy Google'em a Apple'em. Obie firmy były co prawda partnerami, a prezes Google'a pracował w zarządzie Apple'a, jest jednak coraz więcej obszarów, na których przedsiębiorstwa konkurują. Chyba najważniejszym z nich jest obecnie rynek smartfonów. Zdaniem Jamesa McQuiveya, analityka Forrester Research, zastąpienie Google'a Bingiem byłoby niekorzystne dla wyszukiwarkowego giganta, a korzystna dla Apple'a. Tym bardziej, że, jak zdradziło źródło Bloomberga, Apple opracowuje technologię zarządzania reklamami wyświetlanymi na urządzeniach przenośnych, co oznacza, że i na tym polu będzie konkurowało z Google'em. Przedstawiciele Microsoftu i Apple odmówili skomentowania powyższych doniesień.
  3. Naukowcy z Hurel Corporation dokonali ważnego kroku na drodze do wyeliminowania zwierząt z laboratoriów firm kosmetycznych. We współpracy z firmą L'Oreal opracowali technologię tworzenia i umieszczania na chipie układu mikroprzepływowego symulującego układ limfatyczny. Dzięki temu w przyszłości powstaną komercyjnie dostępne układy scalone, które wyeliminują konieczność wykonywania na zwierzętach testów alergicznych. Ma to olbrzymie znaczenie etyczne, prawne i ekonomiczne. Testy na małych zwierzętach mogą kosztować nawet 1000 USD w przeliczeniu na zwierzę. Ponadto w 2013 roku w Europie wejdzie zakaz testowania kosmetyków na zwierzętach. Zdaniem Roberta Freedmana, dyrektora Hurel Corporation, jeden chip uratuje życie 25 zwierzętom. Jeśli okazaliśmy się na tyle mądrzy, by dolecieć na Księżyc, powinniśmy być na tyle mądrzy, by nie testować związków chemicznych, krzywdząc przy tym inne stworzenia - stwierdził Freedman. Opracowywany przez jego firmę układ ma zastąpić wykonywany głównie na myszach test lokalnych węzłów chłonnych (local lymph node assay). Szacuje się, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych każdego roku do testów na alergie skóry wykorzystuje się co najmniej 10 000 zwierząt. Gdy występuje alergia skórna, komórki dendryczne skóry przemieszczają się wraz z płynem limfatycznym do węzłów chłonnych, gdzie stymulują limfocyty T. To z kolei uwidacznia się na skórze np. zaczerwienieniem. Układ opracowany przez firmę Hurel symuluje interakcję pomiędzy skórą a systemem limfatycznym w odpowiedzi na działanie środka chemicznego. Naukowcy Hurela wyhodowali sztuczny węzeł chłonny, który połączony jest ze sztuczną skórą za pomocą systemu mikroprzepływowego wypełnionego specjalnym gradientem chemicznym. Do przetestowania środka chemicznego wystarczy sztuczną skórę poddać jego działaniu. Jeśli wystąpi reakcja alergiczna, komórki dendryczne zaczną migrować w kierunku sztucznego węzła chłonnego i wywołają tam odpowiedź limfocytów T. Firma musi jeszcze opracować system odczytu i pomiaru reakcji. Jej przedstawiciele twierdzą, że działający chip będzie gotowy pod koniec roku 2011. Powinni zatem zdążyć z jego rynkową premierą na rok 2013. Chad Sandusky, dyrektor ds. badań i toksykologii w Physicians Commitee for Responsible Medicine mówi, że tego typu układ ma jeszcze jedną olbrzymią przewagę nad testami wykonywanymi na zwierzętach. Uzyskane za jego pomocą wyniki będzie bardzo łatwo przełożyć na to, co dzieje się w organizmie człowieka.
  4. Bill Gates założył konto na Twitterze i opublikował pierwszy wpis. W ciągu 24 godzin jego konto zyskało 150 000 obserwatorów. Pierwszy wpis założyciela Microsoftu brzmi: Hello World. Hard at work on my foundation letter - publishing on 1/25. Obecnie na konto Gatesa nie można zajrzeć. Twitter informuje, że serwery są przeciążone. Gates dokonał też wpisu na koncie Ryana Seacresta, amerykańskiej gwiazdy telewizyjnej i radiowej, z którym wymienił uwagi dotyczące pomocy humanitarnej dla Haiti, oraz na koncie Ashtona Kutchera. Dziennikarze zauważyli też, że Gates śledzi 40 kont na Twitterze. Wśród nich konto królowej Jordanii Rani, CERNU oraz Binga.
  5. Ludzie, którzy cenią sobie doskonałość i ciężką pracę, wypadają lepiej od innych w realizacji specyficznych zadań, jeśli przypomina im się o cenionych wartościach. Kiedy jednak zadanie jest przedstawiane jako zabawa, te same osoby osiągają o wiele gorsze wyniki od jednostek mniej motywowanych osiągnięciami (Journal of Personality and Social Psychology). Oznacza to, że dwaj uczniowie zareagują zupełnie inaczej na napomnienia nauczyciela odwołujące się do perfekcji – jedni spróbują pracować ciężej, inni się zniechęcą. Sugeruje też, że osoby stale niezainteresowane osiągnięciami wcale nie są pozbawione ambicji czy złośliwe, tylko że mają odmienne cele. Mentalność nastawiona na rywalizację i osiągnięcia stanie się silnym demotywatorem dla tych, którzy niekoniecznie cenią perfekcję tak samo mocno jak dobrostan. Czemu nie dbają o to, czy wypadną dobrze? Może dlatego, że pragną czegoś innego – cieszenia się sobą – co wcale nie jest złym celem – tłumaczy prof. Dolores Albarracín z University of Illinois. W ramach czterech studiów Albarracín i jej współpracownik z Uniwersytetu Florydzkiego William Hart śledzili, jak postawy wobec osiągnięć (zwane chroniczną motywacją osiągnięć) wpływają na wyniki realizacji różnych zadań. Psycholodzy zauważyli, że badani silnie motywowani osiągnięciami wypadali lepiej, gdy stosowano wobec nich priming słowami odwołującymi się do zwyciężania, mistrzostwa czy perfekcji (słowa wyświetlały się na ułamek sekundy na ekranie komputera). W identycznych warunkach ludzie z niską motywacją osiągnięć wypadali z kolei gorzej. W innym eksperymencie wyszło na jaw, że osoby ceniące sobie współzawodnictwo z większym prawdopodobieństwem kończyły przerwane zadanie, np. wykreślankę, jeśli, zgodnie z informacją psychologa, miała ona badać ich zdolność wnioskowania słownego. Dla odmiany ich koledzy z przeciwnego bieguna robili to chętniej, kiedy powiedziano im, że odnajdywanie słów w diagramach jest czystą zabawą. W ostatnim studium osoby z wysoką motywacją osiągnięć radziły sobie gorzej, gdy informowano je, że ćwiczenie ma charakter rozrywkowy i jednocześnie zastosowano wobec nich podprogowy priming słowami przodować, rywalizować bądź dominować. Co ciekawe, wolontariusze "zabawowi" wypadali w takich okolicznościach lepiej. W podsumowaniu Amerykanie stwierdzili, że zastosowanie primingu dotyczącego osiągnięć hamuje pragnienie zabawy u ludzi motywowanych do zdobywania. U osób pozbawionych motywacji osiągnięć te same sygnały wzmacniały potrzebę i zdolność lepszej realizacji zadania postrzeganego jako rozrywka.
  6. Ponad połowa (52%) osób, które wzięły udział w ankiecie firmy Sophos uznała, że należy w ogóle porzucić Internet Explorera, by czuć się bezpiecznym. Jednak 20% nie zgadza się z tą opinią twierdząc, że zmiana przeglądarki nie zwiększa bezpieczeństwa, gdyż wszystkie programy zawierają dziury. Kolejne 15% uznało, że zmiana programu nie uchroni przed niebezpieczeństwem, którego można uniknąć wykorzystując oprogramowanie zabezpieczające i zdrowy rozsądek. Pozostałe 14% stwierdziło, że czasowe porzucenie IE może być dobrym rozwiązaniem. Graham Cluley z Sophosa ostrzega pracowników firm, by samodzielnie nie podejmowali decyzji o zmianie przeglądarki. Jeśli wasz wydział IT nie wspiera oficjalnie innej przeglądarki, a wy nie macie doświadczenia w korzystaniu z alternatyw, możecie spowodować sporo problemów, jeśli zaczniecie używać innego oprogramowania. Wykorzystywane w firmie aplikacje sieciowe mogą nie działać prawidłowo lub w ogóle nie pracować pod innymi przeglądarkami. To źle odbije się na waszej pracy. Poza tym, co zrobicie, gdy inna przeglądarka też będzie zawierała błędy? Znowu ją zmienicie? Radzę, byście rezygnowali z IE tylko wówczas, gdy naprawdę wiecie, co robicie - stwierdził Cluley. Tymczasem Microsoft obiecuje, że wyda poprawkę do IE poza zwyczajowym comiesięcznym cyklem. Dziura, która pozwoliła na zaatakowanie Google'a i innych firm, istnieje w IE 6, 7 oraz 8. Na razie wykorzystywane jest tylko podczas sporadycznych, bardzo precyzyjnych ataków na użytkowników IE 6, chociaż ukazał się już prototypowy szkodliwy kod dla IE 7.
  7. Odruchowo odpowiadamy, że skrzela ryb pojawiły się w toku ewolucji, by umożliwić im oddychanie. Czy jednak na pewno? I czy tylko? Peter Rombough, biolog z Uniwersytetu w Manitobie, twierdzi, że natura stworzyła je, by umożliwić rybom utrzymywanie chemicznej równowagi ze środowiskiem (Proceedings of the Royal Society B). Pierwszą osobą, która zasugerowała w latach 40. XX wieku, że skrzela powstały do oddychania, był noblista August Krogh. Potem jego teorię rozszerzono, dodając, że gdy wiele milionów lat temu ryby stały się większe i bardziej drapieżne, podstawowa wersja skrzeli również musiała się rozrosnąć i skomplikować, dzięki czemu zwierzęta te mogły pobierać z wody więcej tlenu. Później, w zeszłym dziesięcioleciu, pojawiły się jednak inne teorie. By nie ulec odwodnieniu, ryby muszą wymieniać z wodą jony, m.in. kationy potasu czy sodu. Larwy robią to przez powierzchnię skóry, a wczesne ryby wykorzystywały do tego celu koszyczki skrzelowe. Kiedy gwałtownie zmienia się zasolenie wody, np. podczas zasiedlania nowego środowiska, warto posłużyć się czymś skuteczniejszym – złożonymi skrzelami. Jak nadmienia Kanadyjczyk, coraz więcej dowodów zwyczajnie nie pasuje do teorii Krogha. Biolodzy prowadzili badania na pstrągach tęczowych (Oncorhynchus mykiss). Z ich pomocą chcieli rozstrzygnąć, czy pierwsze skrzela miały pozwalać na wymianę jonów czy pobieranie tlenu. Umieszczali larwy ryb w pojemniku z dwoma przedziałami: jednym na głowę, gdzie rozwijały się skrzela, i drugim na ogon. Następnie Clarice Fu mierzyła stężenie jonów oraz tlenu na obydwu końcach ciała zwierząt. Po ok. 2 tygodniach skrzela angażowały się w wymianę jonów o wiele silniej niż ogon. Po kolejnych 10 dniach podobne zjawisko można było zaobserwować w przypadku poboru tlenu, co oznacza, że pierwotnie skrzela wykształciły się do transportu jonów. Inni specjaliści zalecają Kanadyjczykom, by ustalili, które geny uruchamiają się pierwsze: zarządzające wymianą jonów czy gazów. Wg nich, warto też byłoby przyjrzeć się starszym ewolucyjnie gatunkom, np. minogom morskim.
  8. Odchody niedźwiedzi polarnych pomagają zrozumieć naukowcom, jak rozprzestrzeniają się antybiotykooporne superbakterie. Zespół Trine Glad z Uniwersytetu w Tromso nie natrafił bowiem na zbyt wiele ich śladów w kale Ursus maritimus z Arktyki, a konkretnie z archipelagu Svalbard (BMC Microbiology). Norwegowie uważają, że sugeruje to, że przekazywanie genów oporności, które pojawiają się w odchodach innych zwierząt, może być skutkiem oddziaływań człowieka. Lekooporność zidentyfikowano u różnych gatunków bytujących w pobliżu ludzi, m.in. jeleni, kotów, lisów, psów i świń. Pani Glad jest przekonana, że badania jej zespołu wiele wyjaśniają w kwestii, czy antybiotykooporność występuje w naturze, czy też stanowi skutek kontaktu z lekami stosowanymi przez nas.
  9. Specjaliści opracowali okulary 3D dla osób po udarach, które pomagają im odzyskać wzrok. Tacy pacjenci często miewają bowiem problemy związane z utratą części pola widzenia bądź cierpią na przypadłość zwaną zespołem nieuwagi stronnej. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego, którymi kierował prof. Toshiaki Tanaka, mają nadzieje, że gogle, używane przeważnie do celów rozrywkowych, np. w kinach, pomogą chorym odzyskać świadomość obiektów i własnego ciała po stronie przeciwległej do uszkodzonej półkuli. Japończycy zakładają, że ich zmodyfikowane okulary trafią na rynek w ciągu 3 lat. Wcześniejsze urządzenie było wyposażone w kamerę pokazującą dwuwymiarowy obraz. Trening ruchowy, który wymagał postrzegania głębi, np. poruszanie się we wnętrzach czy przebieranie się, nadal jednak sprawiał rehabilitowanym pacjentom trudność. Właśnie dlatego nowe urządzenie w wersji 3D ma 2 kamery: prawą i lewą. Dzięki temu osoba po udarze zdaje sobie sprawę ze zwężenia pola widzenia. Ekipa Tanaki podkreśla, że w porównaniu do gogli zapewniających wyłącznie płaski obraz, te trójwymiarowe pomagają poszerzyć zakres widzenia.
  10. Agoniści hormonu uwalniającego hormon wzrostu, czyli substancje naśladujące działanie wydzielanego przez podwzgórze hormonu stymulującego uwalnianie somatotropiny, mogą już niedługo posłużyć do leczenia niektórych chorób serca - uważają naukowcy z University of Miami. Hormon uwalniający hormon wzrostu (ang. growth hormone releasing hormone - GHRH) jest jednym z najważniejszych regulatorów procesów anabolicznych, czyli m.in. regeneracji uszkodzonych tkanek. Ponieważ jego proanaboliczne działanie jest bardzo wszechstronne, badacze z Florydy postanowili sprawdzić, czy związki naśladujące działanie tego hormonu, zwane także jego agonistami (GHRH-A), mogą stymulować proces odbudowy serca uszkodzonego w wyniku zawału. Zespół piętnastu badaczy testował jeden z GHRH-A, noszący roboczą nazwę JI-38, na szczurach. Po osiągnięciu przez zwierzęta wieku 6 miesięcy wywołano u nich niedokrwienie serca symulujące zawał, a następnie przez cztery tygodnie szczury leczono, w zależności od grupy, trzeba substancjami: placebo, JI-38 albo syntetycznym szczurzym hormonem wzrostu. Po zakończeniu terapii gryzonie podano ocenie czynności układu krążenia. Jak się okazało, oba zastosowane leki wykazały działanie lepsze od placebo, lecz tylko GHRH-A wywołał pożądany i wyraźnie zauważalny efekt w postaci zwiększenia ilości krwi wyrzucanej przez serce w jednostce czasu. Wykazaliśmy, że GHRH-A odgrywa ochronną rolę dla struktury serca po zawale. U zwierząt, które przyjęły GHRH-A, stwierdzono w wyraźną poprawę funkcji i struktury serca w porównaniu do zwierząt, które otrzymywały rekombinowany szczurzy hormon wzrostu, podsumowuje wyniki studium jego główny autor, dr Rosemeire M. Kanashiro-Takeuchi. Inny członek zespołu, laureat Nagrody Nobla dr Andrew V. Schally, dodaje, że jego laboratorium pracuje nad nowymi GHRH-A, które mogłyby działać jeszcze skuteczniej. Najbliższy czas badacze z Miami planują poświęcić na badania nad mechanizmami rządzącymi regeneracją serca w reakcji na aktywację szlaków metabolicznych związanych z hormonem wzrostu. Wiedza ta jest niezwykle istotna z punktu widzenia starań o dopuszczenie nowego rodzaju terapii do zastosowania u ludzi.
  11. Jedną z podstawowych potrzeb ludności obszarów nawiedzanych przez kataklizmy jest szybkie uzyskanie schronienia i dostępu do wody pitnej. Przygotowaniem scenariusza działań pozwalającego na realizację tych założeń zajęli się naukowcy i projektanci z założonego na Uniwersytecie Clemson zespołu o nazwie SEED (ziarno), którzy opracowali koncepcję prowizorycznych osiedli stawianych przy wykorzystaniu standardowych kontenerów przewożonych przez statki. Dlaczego wybór padł akurat na kontenery? Przede wszystkim ze względu na możliwość ich szybkiego transportu. Nie bez znaczenia jest także fakt, że na Karaibach, a więc w rejonie często nawiedzanym przez kataklizmy, często zdarza się, że operatorzy portów skupują więcej kontenerów, niż potrzebują. W efekcie na nabrzeżach stoi często ogromna liczba niepotrzebnych nikomu stalowych konstrukcji łatwo adaptowalnych do postaci domów. W ramach SEED opracowano serię pomysłów na zbudowanie tanich, prostych i funkcjonalnych domostw, a nawet całych osiedli. Jak tłumaczą autorzy projektu, kontenery powinny skutecznie opierać się żywiołom, a możliwość szybkiego budowania osad sprzyjałaby tworzeniu więzi społecznych pomiędzy ofiarami kataklizmów. Kolejnym pomysłem opracowanym na Uniwersytecie Clemson jest wykorzystanie standardowych stalowych beczek o pojemności 55 galonów (ok. 200 l) jako... miniogródków. Zaletą takiego rozwiązania byłoby całkowite odizolowanie uprawy od gleby skażonej w wyniku katastrofy. Kolejne beczki mogłyby zostać wykorzystane jako filtry wody, a przy niewielkim wysiłku możliwe byłoby nawet wybudowanie węzłów sanitarnych złożonych z umywalek, pryszniców czy nawet toalet połączonych z kompostownikami. Zespół z Uniwersytetu Clemson zbudował już pierwsze domy skonstruowane zgodnie z założeniami SEED. Zostały one docenione przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska (EPA), która przyznała autorom pomysłu nagrodę P3: People, Prosperity and the Planet (Ludzie, Dobrobyt i Planeta). Pierwsze prawdziwe osiedla mają zostać wybudowane na Karaibach w przyszłym roku, lecz docelowo budowa osad powinna zająć nie więcej niż 3 tygodnie. Wizualizacje osiedli opracowanych przez członków SEED można obejrzeć na stronie projektu.
  12. Lord Razzall i inni członkowie brytyjskiej Partii Liberalno-Demokratycznej zaproponowali poprawkę do kontrowersyjnej ustawy Digital Economy Bill. Przypomnijmy, że Wielka Brytania chce pójść śladem Francji i wprowadzić prawo zezwalające na odcinanie piratów od sieci. Liberalni demokraci proponują, by odcięcie od internetu następowało po tym, jak "dostawca sieci otrzyma pięćdziesiąt lub więcej raportów o naruszeniu praw autorskich przez danego internautę". Dyskusja nad nową ustawą ciągle trwa, nie wiadomo więc, jak lordowie zareagują na propozycję Razzalla. Niezależnie jednak od tego, czy nowe prawo zostanie uchwalone, ma ono nie być egzekwowane do 2011 roku. Co stanie się później z ustawą, tego nie wiadomo, gdyż w bieżącym roku Wielką Brytanię czekają wybory parlamentarne i wszystko wskazuje na to, że wygrają je będący w opozycji konserwatyści.
  13. Najnowszy raport State of the Internet firmy Akamai pokazuje, że Stany Zjednoczone nadal nie dorównują światowej czołówce pod względem rozwoju internetu. Raport powstał na podstawie danych z 56 000 serwerów Akamai rozsianych po całym świecie. Uwzględniono w nim różne dane, w tym penetrację łączy szerokopasmowych i średnią prędkość połączenia, jaką dysponują obywatele danego kraju. W trzecim kwartale 2009 roku średnia prędkość w USA wynosiła 3,9 Mb/s, co dało Stanom Zjednoczonym dopiero 18. miejsce na świecie. Stawce przewodzi Korea Południowa, której obywatele mają dostęp do łączy o średniej prędkości transferu danych sięgającej 14,6 Mb/s. To dwukrotnie więcej niż druga na liście Japonia z 7,9 Mb/s. Akamai informuje, że większość krajów spośród pierwszej dziesiątki zanotowała wzrost średniej prędkości połączeń w porównaniu z poprzednim kwartałem. Średnia światowa wzrosła o 18% do 1,7 Mb/s, czyli do poziomu z I kwartału 2009. Takie kraje jak Rumunia, Szwecja czy Czechy zanotowały kwartalny spadek, ale osiągnęły wzrost rok do roku. W przypadku USA było odwrotnie. Zauważono kwartalny wzrost, jednak w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego średnia prędkość spadła. W pierwszej dziesiątce krajów o największej średniej prędkości połączenia znalazły się Korea Południowa (14,6 Mb/s), Japonia (7,9 Mb/s), Hongkong (7,6 Mb/s), Rumunia (6,2 Mb/s), Szwecja (5,7 Mb/s), Irlandia (5,3 Mb/s), Holandia (5,2 Mb/s), Szwajcaria (5,0 Mb/s), Dania (4,8 Mb/s) i Czechy (4,8 Mb/s). W raporcie znalazły się też dane dotyczące krajów, z których najczęściej przeprowadzane są cyberataki. Pierwsze miejsce na niechlubnej liście zajmuje Rosja, skąd nadchodzi aż 13% wszystkich cyberataków (wzrost o 1,3% w porównaniu z II kwartałem 2009), kolejna jest Brazylia (8,6% ataków, wzrost o 2,3%), później USA (6,9%, wzrost o 15%), Chiny (6,5%, wzrost o 31%). Następne kraje na liście to Włochy, Niemcy, Argentyna, Indie i Rumunia.
  14. Neurolodzy z Uniwersytetu w Cambridge wykazali we współpracy z amerykańskim Narodowym Instytutem Starzenia, że bieganie stymuluje mózg do wytwarzania istoty szarej, co zwiększa zdolności poznawcze jednostki. Zaledwie parę dni joggingu oznacza pojawienie się setek tysięcy nowych neuronów, nic więc dziwnego, że ludzie potrafią sobie lepiej przypominać fakty z przeszłości, nie myląc ich ze sobą (Proceedings of the National Academy of Sciences). Naukowcy podkreślają, że to umiejętność kluczowa dla uczenia się. Dodają, że neurogeneza zachodzi w zakręcie zębatym - rejonie związanym z tworzeniem i przywoływaniem wspomnień. Wszystko wskazuje więc na to, że nie tylko bieganie, ale i inne ćwiczenia dotleniające pozwalają spowolnić związane z wiekiem pogorszenie funkcjonowania poznawczego lub zwyczajnie utrzymać dotychczasową dobrą formę. Wiemy, że ćwiczenia mogą być dobre dla zdrowego działania mózgu, ale nasze studium wskazuje na konkretny mechanizm tego efektu – cieszy się Timothy Bussey. Neurolodzy nie wiedzą, czemu ćwiczenia wyzwalają przyrost substancji szarej, ale przypuszczają, że ma to związek ze zwiększonym dopływem krwi lub wyższymi stężeniami hormonów, które wydzielają się wskutek aktywności fizycznej. Nie wykluczają też, że ruch redukuje stres, hamujący neurogenezę za pośrednictwem kortyzolu. Brytyjczycy i Amerykanie badali dwie grupy myszy: jedna miała stały dostęp do kołowrotka, a druga (kontrolna) wiodła nieruchawy tryb życia. Podczas krótkiej sesji treningowej gryzoniom wyświetlano umieszczone obok siebie dwa identyczne kwadraty. Jeśli zwierzę dotknęło nosem figury po lewej, otrzymywało cukrową tabletkę. Po dotknięciu kwadratu z prawej nic się nie działo. Po wstępnym treningu myszy brały udział we właściwym teście pamięciowym. Oczywiście, im częściej szturchały nosem lewy kwadrat, tym więcej punktów zdobywały. Na początku figury były od siebie oddalone o 30 cm, potem jednak umieszczano je coraz bliżej, aż prawie stykały się bokami. W ten sposób neurolodzy chcieli sprawdzić, jak dobrze myszy potrafią odróżnić bardzo podobne wspomnienia. Biegające gryzonie przebywały dziennie dystans 24 km. W teście wypadały one niemal 2-krotnie lepiej od zwierząt z grupy kontrolnej. Ich przewaga stawała się szczególnie dobrze widoczna na dalszych etapach eksperymentu, gdy kwadraty się prawie zlewały. Na tym etapie badania dwa formowane przez myszy wspomnienia były bardzo podobne. Kiedy musiały dokonać takiego porównania, dodatkowe neurony naprawdę robiły wielką różnicę – wyjaśnia Bussey. Myszy z grupy kontrolnej wypadały coraz gorzej, ponieważ ich wspomnienia stawały się zbyt podobne, by dało się je odróżnić. Kiedy badacze próbowali zmylić zwierzęta, obracając kwadrat po lewej, biegające myszy szybciej orientowały się w przebiegu zdarzeń. Próbki tkanki mózgowej wykazały, że u aktywnych gryzoni doszło do zwiększenia objętości istoty szarej. W zakręcie zębatym hipokampa w każdym milimetrze sześciennym pojawiło się ok. 6 tys. nowych neuronów.
  15. Wysyłanie zaopatrzenia w przestrzeń kosmiczną jest niezwykle drogie. Wyniesienie każdego kilograma kosztuje około 10 000 dolarów. Zdaniem Johna Huntera, cenę tę można obniżyć do... 500 USD. Hunter w 1992 roku pracował w Lawrence Livermore National Laboratory, gdy wpadł na pomysł stworzenia działa, które wystrzeliwałoby ładunki w przestrzeń kosmiczną. Inspirację czerpał ze zbudowanego przez siebie 130-metrowego działa, które służyło do testowania silników naddżwiękowych. Działo było napędzane metanem, który powodował przesunięcie tłoku i sprężenie wodoru. Jego gwałtowne rozprężenie wystrzeliwało pocisk. Jako, że mechaniczne wystrzeliwanie czasem zawodzi, założona przez Huntera firma Quicklaunch zastąpiła tłok komorą spalania, w której powstaje olbrzymie ciśnienie. Hunter uważa, że możliwe jest skonstruowanie działa zdolnego wystrzelić półtonowy ładunek z prędkością 21 000 km/h. Proponuje on umieszczenie urządzenia w oceanie na równiku. Działo o długości 490 metrów unosiłoby się na wodzie i w dużej mierze byłoby w niej zanurzone. Quicklauncher ma być stabilizowany balastem, a dzięki swobodzie ruchów, jakie daje woda, będzie można ustawiać go tak, by wystrzeliwał ładunki na różne orbity. W przyszłym miesiącu Hunter chce przetestować 3-metrowy prototyp zanurzony w zbiorniku z wodą. Jego zdaniem pełnowymiarowe działo może powstać za 7 lat. Pod warunkiem, że firmie Quicklaunch uda się zebrać 500 milionów dolarów na niezbędne prace. Koszt jest ogromny, jednak naukowiec mówi, że już zdołał zainteresować swoim projektem inwestorów. Jeśli bowiem jego wyliczenia są prawidłowe i koszt wyniesienia kilograma ładunku uda się zmniejszyć aż 20-krotnie, to Quicklauncher może być świetną inwestycją. Niestety, działo z pewnością nie pozwoli na wynoszenie ludzi, gdyż podczas strzału przeciążenia mogą sięgać 5000 G. Zasada działania Quicklaunchera jest dość prosta. Najpierw w komorze spalany jest naturalny gaz. Obok komory w zbiorniku znajduje się wodór, który ogrzewa się do temperatury 1427 stopni Celsjusza, co prowadzi do 5-krotnego wzrostu ciśnienia. Operator otwiera zawory, wodór gwałtownie się rozpręża wystrzeliwując ładunek. Na końcu działa znajdują się zawory, które zamykają się, zatrzymując wodór, dzięki czemu można go ponownie użyć.
  16. Wg naukowców, zwinne dłonie, dzięki którym mogliśmy zacząć wytwarzać i wykorzystywać kamienne narzędzia, są efektem ubocznym zmian w budowie naszych stóp (Evolution). Dowodzą oni, że zdolność do stania i chodzenia na dwóch nogach bezsprzecznie wiąże się z debiutem narzędzi w życiu człowieka. Badacze z Uniwersytetu w Calgary i Uniwersytetu Harvarda stworzyli nawet model matematyczny, który miał zobrazować zachodzące zmiany. Dr Campbell Rolian, szef ekipy, podkreśla, że to Karol Darwin jako pierwszy postulował, że istnieje jakiś związek między dwunożnością a wytwarzaniem kamiennych narzędzi. Sądził on, że były to odrębne wydarzenia, które następowały po sobie. Postawa wyprostowana uwolniła rękę, która mogła wyewoluować do innych celów. My wykazaliśmy, że zmiany w dłoniach i stopach są podobnymi osiągnięciami, a przekształcenia jednych mogły mieć skutki uboczne manifestujące się w drugich. Biolodzy zmierzyli dłonie i stopy ludzi oraz szympansów. W ten sposób stwierdzili, jak mogły one ewoluować u naszych przodków, którzy w większym stopniu niż my przypominali szympansy. Pomiary wykazały silny związek między podobnymi częściami dłoni i stopy. Jeśli ktoś ma np. dużego palucha, z dużym prawdopodobieństwem będzie też miał długie kciuki. Jedną z przyczyn, dla których palce kończyn górnych i dolnych są tak silnie skorelowane, może być uwspólniony plan genetyczno-rozwojowy. Małe zmiany w tej rozpisce oddziałują więc równolegle na dłonie i stopy – tłumaczy Rolian. Uwzględniając dane anatomiczne, model matematyczny pozwolił oddać presje ewolucyjne wpływające na dłonie i stopy. Symulacja wykazała, że zmiany w stopach wywoływały równoległe zmiany w budowie dłoni, zwłaszcza w wielkości palców. Wg doktora Roliana, taki efekt uboczny pozwolił zapewne naszym przodkom zabrać się do produkcji narzędzi. Niektórzy eksperci sądzą, że zamiast dłońmi szympansa lepiej było zainteresować się kończynami goryla nizinnego, które stanowiłyby lepszy model nóg i rąk hominidów.
  17. Osobom interesującym się IT trudno uwierzyć, że ktoś mógłby nie znać takich nazwisk jak Steve Jobs czy Bill Gates. Jednak ankieta przeprowadzona wśród 1000 Brytyjczyków przez firmę Lewis PR dostarczyła wielu nowych informacji o obu panach. Lewis PR postanowiła sprawdzić poziom wiedzy technologicznej poddanych Jej Królewskiej Mości. Ankieta wykazała, że Steve Jobs, prezes Apple'a, to dla 10% Brytyjczyków... przywódca związków zawodowych. Kolejne 20% uznało, że jest on drugoligowym piłkarzem, a następne 20% w ogóle nie kojarzyło takiego nazwiska. Niełatwo było też dowiedzieć się czegoś o Timie Bernersie-Lee, jednym z twórców internetu. Aż 25% pytanych w ogóle go nie kojarzyła, a 9% uznało go za szefa brytyjskiego kontrwywiadu. Sześć procent uznało, że to badacz Arktyki, a 5% odpowiedziało, że Berners-Lee jest pierwszym brytyjskim astronautą. Najbardziej znanym serwisem społecznościowym okazał się Facebook. Aż 72% badanych wymieniło jego nazwę, kolejny był Twitter, znany przez 12% ankietowanych. Jednak aż 11% nie potrafiło wymienić żadnego serwisu. Olbrzymią trudność sprawiły respondentom pytania o konkretne urządzenia czy technologie. VHD, czyli wirtualny dysk twardy, został przez 6% uznany za chorobę weneryczną. Z kolei phishing - wyłudzanie danych przez internet - dla 4% pytanych jest techniką połowu wykorzystywaną przez Eskimosów. Wspomniany na początku Bill Gates jest lepiej rozpoznawany niż Steve Jobs. Aż 88% wiedziało, że jest on założycielem Microsoftu. Jednak 3% uznało go za amerykańskiego komika, a 2% stwierdziło, że to jeden ze sprawców słynnego napadu stulecia na pociąg z pieniędzmi w 1963 roku.
  18. Króliki w żadnym razie nie kojarzą się ze zwierzętami dojnymi, lecz ich mleko jest już pozyskiwane komercyjnie na farmie w Holandii. Trzymane są tam osobniki zmodyfikowane genetycznie, które dają mleko z ludzkim białkiem, zwanym inhibitorem C1. Pomaga ono kontrolować proces zapalny w organizmie (przeciwdziała spontanicznej aktywacji dopełniacza), dlatego nietypowy preparat jest polecany rekonwalescentom po udarze. Na farmie znalazły się specjalne dojarki na 8 "wymion". Uzyskane w ten sposób mleko znajdzie zastosowanie przy zapobieganiu odrzutom przeszczepionych narządów oraz uszkodzeniu tkanek u pacjentów po zawałach i udarach. Naukowcy wspominają też o ofiarach wypadków, które doznały urazów organów wewnętrznych. Inhibitor można pozyskiwać z ludzkiej krwi i innych zwierzęcych surowców, ale jest to kosztowne przedsięwzięcie. Poza tym należy się liczyć z ryzykiem skażenia oraz infekcji wirusami, np. HIV. Jak łatwo się domyślić, problem znika, jeśli wykorzystuje się mleko z króliczej farmy. Oprócz sytuacji wymienionych wcześniej, przyda się ono osobom z obrzękiem naczynioruchowym - dziedziczną chorobą autoimmunologiczną, która jest częściowo wywoływana przez brak inhibitora C1. Jak dotąd w testach klinicznych Rhucinu, preparatu pozyskiwanego z mleka królika, wzięło udział 200 pacjentów. Obecnie czeka on na legalizację przez europejskie urzędy ds. leków. W Wielkiej Brytanii terapeutyk trafi do aptek jeszcze w tym roku. W przyszłości powstaną kolejne farmy z dojnymi królikami. Projekt prowadzi firma biotechnologiczna Pharming. Jej dyrektor wykonawczy, Sijmen de Vries, podsumowuje: Jest duże niezaspokojone zapotrzebowanie na ten produkt. Mamy możliwość wytwarzania tanio jego nieograniczonych ilości. Króliki są bardzo produktywne i płodne. Królik nowozelandzki biały wytwarza np. 140 ml mleka dziennie.
  19. Wszystko wskazuje na to, że włoski zespół, którego pracami kieruje Donato Matassino z Konsorcjum Biotechnologii Eksperymentalnej z Benevento w południowej Szampanii, zamierza wskrzesić tura. Ma do tego dojść dzięki potomkom Bos primigenius, a konkretnie dzięki analizom ich materiału genetycznego i przeprowadzonemu na ich podstawie selektywnemu krzyżowaniu współczesnych ras bydła. Ostatni tur - samica - zmarł w Polsce w 1627 r. Te olbrzymie zwierzęta imponowały ludziom już od czasów prehistorycznych. To one zostały uwiecznione w rysunkach naskalnych z jaskini Lascaux we Francji czy w Altamirze w Hiszpanii. Pisał też o nich Juliusz Cezar w dziele O wojnie galijskiej. Wg niego, były tylko nieco mniejsze od słoni i stanowiły ulubiony łup polujących plemion germańskich. Zwierzę znalazło też poczesne miejsce w folklorze Teutonów – ludu germańskiego zamieszkującego pierwotnie tereny nad Łabą. W starożytności zabicie tura stanowiło akt odwagi, a rogi przerabiano potem w wykładane srebrem pojemniki na napoje. Do dziś kilka europejskich miast ma B. primigenius w swoich herbach. Z dużych ras bydła współcześnie tury przypomina w największym stopniu szkocka rasa wyżynna (ang. Highland cattle) oraz białe bydło z włoskiego regionu Maremma. Zostały one ze sobą skrzyżowane. Naukowcy podkreślają, że po raz pierwszy rozpisano genom tura, dzięki czemu wiedzą, jakie zwierzę zamierzają odtworzyć. Byliśmy w stanie przeanalizować DNA z zachowanego materiału kostnego. Na tej postawie stworzyliśmy pobieżną mapę genetyczną, która pozwoli nam wyhodować zwierzęta niemal identyczne z turami. Zakończyliśmy już pierwszą "kolejkę" krzyżówek między trzema rasami z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Włoch. Teraz musimy poczekać, by zobaczyć, jakie cielęta uzyskaliśmy – wyjaśnia Matassino. Rozpoczęty w 2008 r. projekt jest z pewnością długoterminowy, minie bowiem kilka lat, zanim wszystkie szukane geny wystąpią w danym pokoleniu. Naukowiec nadmienia, że warto na to poczekać, ponieważ ze względu na rozmiary tury powinny dawać więcej mleka i mięsa na akr niż zwykłe krowy. Dr Claire Barber z Rare Breeds Survival Trust dodaje, że ostatnimi czasy odtworzono kilka rzadkich ras, m.in. świnie Cumberland. Wg pani ekspert, zrekonstruowane zwierzęta przypominają stare rasy tylko wyglądem, a genetycznie się od nich różnią. By uzyskać tura, trzeba by skrzyżować rasy o genomie bardzo podobnym do turzego. Najbliżsi krewni, jakich można znaleźć w Zjednoczonym Królestwie, to [...] rasy Chillingham i Vaynol. Pani doktor zwraca też uwagę na jeszcze jedno zagadnienie: jak traktować zwierzęta, jeśli uda się je, oczywiście, odtworzyć, które rozmiarami i temperamentem będą przypominać nosorożca. Już zwykłe dzikie bydło ma trudny charakter, a tury nie wydają się wcale przyjaźniejsze. Poprzednim razem w latach 30.-40. XX wieku próbowano zrekonstruować tura na rozkaz Hitlera. Führer zażądał wtedy od dwóch niemieckich zoologów – braci Lutza i Heinza Hecków, dyrektorów ogrodów zoologicznych w Berlinie i Monachium - odtworzenia gatunku w ramach działań wzmacniających wiarę w wyższość rasową i eugenikę. Rezultat ich starań to bydło Hecka, które przypominało tury fizycznie, ale już nie genetycznie. Herman Goering zamierzał wprowadzić B. primigenius do olbrzymich rezerwatów dla myśliwych, utworzonych na podbitych terenach Europy Wschodniej.
  20. Jak donosi Dziennik, rząd ponownie próbuje blokować treści w internecie. Przy okazji walki z hazardem koalicja chce, by w Polsce obowiązywał Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych. W porównaniu z opisywanym przez nas wcześniej projektem wprowadzono w nim kilka zmian. Najważniejsza jest taka, że to sąd ma decydować, którą witrynę należy blokować. Jednak, jak uważa Marcin Cieślik, prezes Internet Society Polska, meritum się nie zmieniło: internet ma być kontrolowany i blokowany. Podobnego zdania jest Jarosław Sobolewski ze Związku Pracodawców Branży Internetowej. Niestety w imię walki z e-hazardem rząd przygotował niebezpieczny wyłom w wolności słowa - mówi. Nie tylko takie kraje jak Chiny czy Iran cenzurują Sieć. Podobne działania prowadzą rządzący w krajach uznawanych za demokratyczne. Najbardziej znamienny jest przypadek australijskiej "czarnej listy" stron zakazanych, na którą wpisano serwis Wikileaks.org. Został on zablokowany na andypodach, gdyż opublikował... duńską "czarną listę".
  21. Kiedy w 1989 r. u wybrzeży Alaski doszło do katastrofy tankowca Exxon Valdez, badacze spodziewali się, że część paliwa uwolnionego z gigantycznych zbiorników statku, która dotarła do plaż, powinna ulec biodegradacji w ciągu kilku lat. W rzeczywistości okazało się, że ślady po tym zdarzeniu są widoczne na plażach aż do dziś. Dlaczego tempo rozkładu paliwa tak gwałtownie spadło, odkryli naukowcy z Temple University. Pomiary przeprowadzone po pięciu latach od wycieku wykazały, że każdego roku rozkłada się ok. 70% ilości paliwa pozostałego po poprzednim roku. Pomiary przeprowadzone w latach 2002-2003 przyniosły znacznie bardziej pesymistyczne wieści, okazało się bowiem, że tempo rozkładu spadło do ok. 4% rocznie, a na plażach zalega ok. 70 m3 z 11000 m3 paliwa, które wyciekło w 1989 r. Przyczyny tego zjawiska udało się ustalić dopiero w ostatnich miesiącach. Autorami odkrycia są naukowcy z zespołu dr. Michela Boufadela. Z przeprowadzonych przez nich testów wynika, że resztki ropy wyrzucone na brzeg rozdzieliły się z biegiem czasu na dwie wyraźnie odmienne warstwy. Pierwsza z nich, sięgająca od 2,5 do 10 cm w głąb, jest stale przepłukiwana przez wodę, dzięki czemu dostają się do niej subtancje odżywcze oraz tlen konieczny do przeżycia bakterii rozkładających zawarte w paliwie węglowodory. W głębszych warstwach, ściskanych przez lata pod naporem wody, tlenu oraz innych składników niezbędnych dla zajścia biodegradacji zaczęło brakować. Efektem było niemal całkowite zatrzymanie się (a dokładniej: 1000-krotne spowolnienie) rozkładu ropy. Jako główny cel najbliższych badań dr Boufadel wskazuje opracowanie metod dostarczania tlenu do głębokich warstw ropy pozostawionej po wycieku. Podobna technika mogłaby, oczywiście, znaleźć zastosowanie także w innych miejscach skażonych w wyniku wycieków.
  22. Jedną z najbardziej znanych naukowych anegdot jest ta o jabłku, które spadło na głowę Izaaka Newtona. Teraz, po raz pierwszy w dziejach, manuskrypt z opisem tego wydarzenia został udostępniony szerokiej publiczności. Historia spisana przez Williama Stuckeleya, współczesnego Newtonowi, została zaprezentowana w formie cyfrowej i obejrzeć możemy ją w Sieci. Autor usłyszał ją osobiście od Newtona pewnego wiosennego popołudnia 1726 roku. W manuskrypcie Stukeleya czytamy: It was occasion'd by the fall of an apple, as he sat in contemplative mood. Why should that apple always descend perpendicularly to the ground, thought he to himself ... Why should it not go sideways, or upwards? But constantly to the earth's center? Assuredly, the reason is, that the earth draws it. There must be a drawing power in matter. Ten i wiele innych wyjątkowych manuskryptów można oglądać na stronach The Royal Society.
  23. Proste i nieinwazyjne badanie oczu może już niedługo znacząco wspomóc dotychczasowe, kłopotliwe i mało wiarygodne metody wykrywania choroby Alzheimera - zapowiadają naukowcy z University College London (UCL). Dotychczasowe testy na zwierzętach wskazują, że nowa technika znacząco poprawia jakość diagnostyki i pozwala na ocenę tempa rozwoju schorzenia. Diagnozowanie choroby Alzheimera opiera się dziś głównie na wykrywaniu charakterystycznych, postępujące w czasie objawów, takich jak upośledzenie pamięci czy pogorszenie mowy. Bardziej wiarygodnych testów, takich jak ocena stężenia niektórych białek w płynie mózgowo-rdzeniowym, często unika się ze względu na komfort pacjenta. Naukowcy z UCL opracowali jednak prosty test, który może pomóc w wykryciu alzheimeryzmu w oparciu o ocenę liczby obumierających neuronów siatkówki oka. Skuteczność nowej metody oceniano na transgenicznych myszach wykazujących wysokie ryzyko choroby Alzheimera. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku zwierzętom podano fluorescencyjne związki stosowane powszechnie w hodowlach tkankowych do znakowania obumierających komórek. Po pewnym czasie, potrzebnym dla przyłączenia się barwników do komórek, oczy gryzoni oświetlono laserem i przeprowadzono pomiary fluorescencji. Przeprowadzone badanie wykazało, że intensywność fluorescencji neuronów siatkówki była skorelowana ze stadium choroby i była znacznie wyższa niż u zwierząt z grupy kontrolnej, wolnych od choroby Alzheimera. Zaletą nowej metody jest przede wszystkim wygoda stosowania. Jeden z autorów studium, prof. Francesca Cordeiro, zaznacza: aktualnie największą przeszkodą w badaniach nad nowymi lekami [przeciw chorobie Alzheimera - przyp. red.] jest brak techniki umożliwiającej obserwację reakcji mózgu na nowe terapie; ta technika mogłaby pomóc w pokonaniu tego problemu. W swojej publikacji badacze zastrzegają, że opracowana przez nich metoda mogłaby posłużyć także do wykrywania innych chorób neurodegeneracyjnych, takich jak stwardnienie rozsiane czy jaskra. Z jednej strony oznacza to szansę na rozszerzenie spektrum zastosowań nowej techniki, lecz trzeba się liczyć z tym, że nie będzie ona mogła stanowić jedynej metody wykrywania choroby Alzheimera.
  24. Japończycy z Narodowego Insytutu Zaawansowanych Nauk Przemysłowych i Technologii (AIST) opracowali nowy element do magnetorezystancji tunelowej (TMR). Tego typu podzespoły są niezbędne do zwiększenia pojemności pamięci magnetorezystywnych (MRAM). Szczegóły budowy nowego TMR poznamy podczas rozpoczętej właśnie 11th Joint MMM-Intermag Conference. Element pozwoli na zwiększenie pojemności MRAM powyżej 10 gigabitów. Jednym z głównych problemów, z jakim spotykają się naukowcy badający pamięci magnetorezystywne jest fakt,że wraz ze zmniejszaniem TMR prąd zapisujący dane wpływa destabilizująco na ich przechowywanie. Prowadzi on bowiem do zmiany kierunku namagnesowania wolnej warstwy TMR i, często, utraty danych. Można temu zaradzić zwiększając grubość wolnej warstwy, jednak wówczas konieczne jest przyłożenie większego napięcia podczas zapisu. Japończycy rozwiązali problem wykorzystując wolną warstwę pokrytą laminatem. W ich propozycji warstwa niemagnetyczna (ruten) pokryta jest dwoma warstwami ferromagnetyka (CoFeB). Połączenie między warstwami ferromagnetyka można kontrolować zmieniając grubość warstwy rutenu tak, by upewnić się, że pola magnetyczne obu laminatów mają ten sam kierunek. Dzięki temu odporność na zakłócenia zwiększono pięciokrotnie, przy jedynie 80-procentowym wzroście natężenia prądu.
  25. Atak na Google'a i inne koncerny został przeprowadzony za pomocą zmodyfikowanej wersji konia trojańskiego Hydraq. Jednak nie sam kod przesądził o skuteczności ataku, ale fakt, że przestępcy dobrze wiedzieli, których pracowników należy wziąć na cel. Lokalne chińskie media informują, że po 13 stycznia niektórym pracownikom Google China odebrano dostęp do lokalnej sieci firmowej, część wysłano na urlopy, a kolejni zostali przeniesieni do innych biur. Jak donosi Reuter, niewykluczone, że w ataku na Google'a pomagał co najmniej jeden pracownik tej firmy. Przedstawiciele koncernu nie chcą komentować tych doniesień.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...