Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'ofiara' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 31 wyników

  1. W Alpach Berneńskich odkryto rzymskie artefakty, które wg specjalistów, są ofiarami dla bóstw. Skarb odnaleziono dzięki wspinaczowi, który latem 2020 r. zdobywał Ammertenhor poza wyznaczonymi szlakami. Gdy natrafił na monetę, powiadomił Służbę Archeologiczną Kantonu Berno (Archäologische Dienst des Kantons Bern), która przeprowadziła wykopaliska. Podczas wykopalisk na wysokości ok. 2600 m n.p.m. odkryto 100 monet, 27 małych kryształów górskich, 59 rzymskich gwoździ do butów, broszę oraz fragment tabliczki wotywnej w kształcie liścia. Znalezione monety datują się na okres od rządów Tyberiusza (22–30) po rządy Arkadiusza (395–408). Okazjonalnie znajduje się w Alpach pojedyncze rzymskie monety. To stanowisko jest wyjątkowe z dwóch powodów: lokalizacji i liczby monet - powiedziała Newsweekowi Regula Gubler, menedżerka naukowa projektu. Częściej znajduje się artefakty - monety czy brosze - na przełęczach. Nasze stanowisko leży [jednak] daleko od obszarów zamieszkanych (zarówno w czasach rzymskich, jak i obecnie), na wysokości 2590 m n.p.m., i zdecydowanie nie jest przełęczą. Gubler wyjaśniła, że stanowisko jest zlokalizowane na płaskowyżu między dwoma szczytami. W dodatku znajduje się o parę godzin wędrówki od najbliższej drogi i z dala od szlaków wspinaczkowych. Specjalistka podkreśliła, że z tego powodu zaopatrzenie dla mieszkających w obozie archeologów transportowano drogą powietrzną. Naukowcy podejrzewają, że mamy do czynienia ze świętym miejscem, do którego ludzie udawali się, by złożyć ofiarę błagalną bądź dziękczynną. Kryształy górskie występują naturalnie w tej okolicy. Wg Gubler, ich obecność mogła sprawić, że lokalizacja wydawała się odpowiednia do celów rytualnych. Rzymianie cenili kryształy górskie, Pliniusz Starszy poświęcił im dużo miejsca w swojej „Historii naturalnej”. A o tym, że mamy do czynienia z ofiarą, a nie z przypadkowo zgubionym mieszkiem z pieniędzmi, świadczy nie tylko odosobnienie miejsca znalezienia, ale przede wszystkim kompozycja skarbu. Wchodzące w jego skład monety odpowiadają temu, co znajdujemy w świątyniach. Skądinąd wiemy, że Rzymianie oddawali cześć lokalnym bóstwom. W pobliskim mieście Thun, które po rzymskim podboju z 58 roku stało się jednym z głównych centrów administracji w regionie, istniał kompleks świątynny, w którym znaleziono tabliczkę z dedykacją dla żeńskich bóstw Alp. Odkrycie wysoko w górach dowodzi, że Rzymianie nie tylko z daleka oddawali cześć bogom Alp, ale wybierali się na długie wędrówki, by złożyć im ofiarę. « powrót do artykułu
  2. W okręgu Huanchaco w peruwiańskiej prowincji Trujillo znaleziono kolejnych 76 pochówków dzieci, które zostały złożone w ofierze. To już 6. na tym obszarze masowy pochówek dzieci zabitych w ceremonialny sposób. Odkrycia dokonano na stanowisku archeologicznym Pampa La Cruz. Wspomniane masowe pochówki datowane są na lata 1050–1500. Dzieci były poświęcane w ceremoniach związanych z ważnymi momentami tworzenia się, rozwoju i konsolidacji społeczności kultury Chimu. Najnowsze znalezisko składa się z Kopca I, w którym pochowano 25 dzieci i Kopca II, gdzie pochowanych zostało 51 ofiar. W sumie na badanym terenie odkryto szczątki 302 dzieci złożonych w ofierze. W Kopcu I zauważono też, że 5 młodych kobiet zostało pochowanych w pozycji siedzącej i ułożone mniej więcej w kształt okręgu. Archeolodzy próbują rozszyfrować znaczenie takiego ułożenia ciał. Kopiec I to zresztą najwcześniejszy ze znanych pochówków ofiarnych. Jego powstanie związane jest z jakimś wydarzeniem z lat 1050–1100 i składano tam ofiary do roku 1200. Pochowane tutaj dzieci ułożono stopami na zachód, głowami na wschód. Są zwrócone plecami do morza. Taki sposób ułożenia dotyczy wszystkich ciał z tego kopca. W Kopcu II 90% ofiar zostało zabitych podczas jednego wydarzenia. „Na zdjęciu lotniczym z 1942 roku widać, że kopiec otoczony jest polami i kanałami kultury Chimu. Obecnie już tego nie widać. Ofiarę z dzieci złożono, by poświęcić nowo zakładane pola uprawne", mówi dyrektor Programa Arqueológico Huanchaco, Gabriel Prieto Burméster. Zdaniem naukowca ofiary 1. i 2., w ramach których poświęcano dzieci, mają podobne podłoże. Natomiast ofiara 3., która miała miejsce w latach 1200–1300, związana jest z wydarzeniem, podczas którego kultura Chimu dokonała postępu wojskowego i terytorialnego na północ. Tutaj w ramach ofiary poświęcono dzieci, które zostały złożone do grobów przyozdobione piórami. Ponadto, sądząc po deformacjach czaszek, dzieci te mogły przybyć z Lambayeque, doliny Jequetepeque lub Chicama. Możliwe też, że jedna para została przywieziona z Casmy, dodaje uczony. Z kolei uroczystości ofiarne 4. oraz 5., do których doszło w latach 1300–1450, były powiązane z konsolidacją imperium Chimu. Widzimy tutaj dzieci pochowane w czymś, co przypomina mundur. Miały opaski na biodrach, kolorowe kamizelki i nakrycia głowy przypominające turbany. To okres szczytowej potęgi Chimu, przypomina Prieto. Ostatnie z wydarzeń, ofiara 6., miało miejsce już po podporządkowaniu sobie Chimu przez Inków. Ofiary złożono pomiędzy rokiem 1450 a 1500. Dzięki odkryciom w Pampa La Cruz wiemy, że ofiary z ludzi, przede wszystkim z dzieci, były ważnym elementem religii Chimu i służyły do celebrowania i podkreślania wielkości imperium. Dowodem na to jest sześć opisanych przez nas wydarzeń związanych ze składaniem ofiar, dodaje uczony. « powrót do artykułu
  3. Boa dusiciele wyczuwają bicie serca ofiary, dlatego wiedzą, czy można się już zabrać za połykanie, czy należy jeszcze bardziej się zacisnąć. Duszenie jest bardzo kosztowne energetycznie, dlatego nie powinno trwać dłużej niż to konieczne. Szybkość przemiany materii węża wzrasta wtedy nawet 7-krotnie, poza tym zaciskający się na ofierze drapieżnik sam staje się łatwym do upolowania kąskiem. By stwierdzić, skąd boa wie, że duszone zwierzę już nie żyje, naukowcy z Dickinson College posłużyli się martwymi szczurami laboratoryjnymi. Po wyjęciu z zamrażarki ogrzewano je za pomocą koców elektrycznych do temperatury 38 st. Celsjusza. Do gryzoni przymocowywano dwa urządzenia: czujnik zewnętrznego nacisku oraz zdalnie sterowaną replikę serca, która składała się z wypełnianego wodą pojemniczka, połączonego rurką z pompą. Szczury rozmieszono w zasięgu 7 wychowanych w niewoli boa dusicieli, które nigdy nie widziały żywej ofiary oraz 9 schwytanych dzikich węży. Amerykanie przeprowadzili serię 3 eksperymentów. Gdy na 10 minut wyłączyli bicie sztucznego serca, węże utrzymywały uścisk przez kolejne 7 min, a potem rozluźniały się, zakładając, że gryzoń już nie żyje. Kiedy serce biło bez ustanku, boa 2-krotnie zwiększały nacisk i utrzymywały uścisk przez ok. 22 min. Szczury bez tętna były duszone średnio przez 12 min. Węże nie dostosowały skrętu ani nie wdrażały naprzemiennych nacisków i popuszczania, jak miałoby to miejsce w przypadku ofiary z bijącym sercem. Nasze odkrycia sugerują, że zdolność do reagowania na tętno ofiary jest wrodzona, lecz zakres reakcji zależy od doświadczenia [nic więc dziwnego, że dzikie boa radziły sobie lepiej od węży urodzonych w niewoli] - wyjaśniają dr Scott Boback i inni. Wielu z nas sądzi, że węże są zuchwałymi zabójcami, niezdolnymi do złożonych procesów myślowych, które zazwyczaj rezerwujemy dla wyższych kręgowców. Odkryliśmy coś przeciwnego. Wyczulenie zmysłu dotyku boa oznacza, że zwierzęta te są zdolne do rzeczy, o które ich wcześniej nie podejrzewaliśmy.
  4. Izraelscy archeolodzy poinformowali w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia o odnalezieniu w pobliżu Ściany Płaczu certyfikatu czystości sprzed 2 tys. lat. Gliniana pieczęć z napisem w języku aramejskim "czysty dla Boga" oficjalnie potwierdza istnienie praktyk, które dotąd znano tylko z Miszny, jednego z podstawowych tekstów rabinicznych. Wspomina się tam o pieczęciach, które pielgrzymi wykorzystywali jako żetony. Wydaje się, że za pomocą obiektu z inskrypcją oznaczano produkty [np. olej, zwierzęta] czy przedmioty przynoszone do Świątyni Jerozolimskiej. Istniał imperatyw, że muszą być rytualnie czyste - napisano w oświadczeniu Izraelskiej Służby Starożytności. Prof. Ronny Reich z Uniwersytetu w Hajfie, jeden z dyrektorów wykopalisk, dodaje, że datowanie wykazało, że pieczęć powstała między I w. p.n.e. a 70 r. n.e., kiedy po nieudanym powstaniu Żydów Rzymianie zburzyli Drugą Świątynię. Do tej pory znaleziono bardzo mało artefaktów związanych ze Świątyniami. Pieczęć odkryto w miejscu, gdzie przez starożytną Jerozolimę przebiegała główna droga.
  5. Archeolodzy odkryli ofiarę z poświęcenia rozpoczęcia budowy Piramidy Słońca w Teotihuacán: kawałki obsydianu, ceramikę, szczątki zwierząt oraz 3 figurki z zieleńca (uważa się, że maska może stanowić portret). Zespół z meksykańskiego Narodowego Instytutu Antropologii i Historii (INAH Conaculta) odkryli we wnętrzu piramidy serię osadów. Jednym z nich wydaje się ofiara złożona w pierwszym półwieczu naszej ery, która miała poświęcić rozpoczęcie budowy. Uczestnicy z Projektu Piramidy Słońca wykorzystali 116-metrowy tunel wykopany w latach 30. XX wieku przez Eduarda Noguerę. Odkopali m.in. 3 krótkie tunele. Dzięki temu mogli dotrzeć do poziomu skały macierzystej i zweryfikować obecność pochówków i ofiar. Wiemy, że gdyby ludzie z Teotihuacán umieszczali coś wewnątrz budowli, zrobiliby to na poziomie skały [meks. tepetate, czyli krucha skała wulkaniczna]. Ponieważ tunel Noguery wykopano ok. 6 m na zachód od centrum piramidy, na jego końcu wydrążyliśmy otwór sondujący i krótkie obejście - wyjaśnia Enrique Perez Cortes. Podczas badań - w różnych odległościach od wejścia do tunelu- odkryto 3 struktury architektoniczne, które powstały przed Piramidą Słońca, a także 7 pochówków (także niemowląt) oraz dwie ofiary (jedna z nich miała sporą wartość). Cenną ofiarę dzieliło od wejścia aż 85 metrów. Ponieważ wmurowano ją w konstrukcję, wiedzieliśmy, że stanowiła część ceremonii poświęcenia budowli, prawdopodobnie na początku prac ponad 1900 lat temu. Ofiarę zespolono za pomocą rozmaitych materiałów i technik. Pojawiło się sporo obsydianu, np. antropomorficzne figurki ozdobione muszlami i oczami z pirytu. Uwagę zwracała maska z serpentynu. Z 11 cm wysokości, szerokością 11,5 cm i 7,8 cm głębokości była mniejsza od innych masek z Teotihuacán, stąd przypuszczenie, że mogła stanowić portret. Obok niej znaleziono muszlę. Poza tym archeolodzy odkopali ceramikę oraz czaszki kota i psa. Orła pokrywała skała wulkaniczna. Przed złożeniem w ofierze ptaka nakarmiono 2 królikami.
  6. W mózgach dzieci będących świadkami i ofiarami przemocy domowej występują wzorce aktywności, jakie widuje się w mózgach żołnierzy biorących udział w walkach. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) i Centrum Anny Freud posłużyli się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym (fMRI). Zauważyli, że u dzieci żyjących w brutalnych rodzinach podczas oglądania zdjęć zagniewanych twarzy wzrasta aktywność w ciele migdałowatym oraz przedniej części wyspy. Wcześniejsze badania fMRI wykazały, że u żołnierzy biorących udział w potyczkach/walkach po wykryciu potencjalnie zagrażającego bodźca także wzrasta aktywność tych samych obszarów mózgu. Psycholodzy uważają, że zarówno dzieci, jak i żołnierze przystosowują się do swojej sytuacji poprzez hiperświadomość zagrożeń środowiskowych. Autorzy studium opublikowanego na łamach Current Biology podkreślają, że amygdala i przednia część wyspy mają związek z zaburzeniami lękowymi. Adaptacja obejmująca te regiony wyjaśnia zatem, czemu dzieci będące ofiarami przemocy na późniejszych etapach życia częściej zmagają się właśnie z zaburzeniami lękowymi. Wszystkie badane dzieci były zdrowe [...]. Wykazaliśmy więc, że ekspozycja na przemoc domową wiąże się ze zmienionym funkcjonowaniem mózgu, któremu nie towarzyszą objawy psychiatryczne. Zmiany te mogą jednak stanowić nerwowy czynnik ryzyka [są przystosowawcze na krótszą metę, ale w dłuższej perspektywie zwiększają prawdopodobieństwo problemów emocjonalnych] - tłumaczy dr Eamon McCrory z UCL. W eksperymencie wzięło udział 20 dzieci z udokumentowaną historią przemocy. Uwzględniono też 23-osobową grupę kontrolną. Średni wiek maltretowanych dzieci wynosił 12 lat. Podczas badania w skanerze wszystkim pokazywano zdjęcia kobiecych i męskich twarzy wyrażających smutek i złość. Pojawiały się też fizjonomie neutralne. Zadanie polegało jedynie na określeniu, czy wyświetlana twarz należy do kobiety, czy mężczyzny. W kolejnym etapie studium McCrory i inni zamierzają ustalić, jak stabilne są odnotowane zmiany w aktywności wyspy i ciała migdałowatego. Nie każde dziecko doświadczające przemocy ma przecież później problemy psychiczne. Warto sprawdzić, jakie mechanizmy się za tym kryją.
  7. Archeolodzy pracujący na stanowisku Sillustani w Peru poinformowali o znalezieniu ciał 44 dzieci, które prawdopodobnie zostały złożone w ofierze 600-700 lat temu, czyli w czasach przedinkaskich. Były to dzieci w bardzo różnym wieku - od noworodków po 3-latki. Ciała włożono parami do koszy lub ceramicznych urn i umieszczono wokół 10-metrowej wieży pogrzebowej (Chullpa Lagarto). Naukowcy sądzą, że reprezentują one kulturę Kolla. Każdemu dziecku położono na piersi kawałek skały wulkanicznej. Wokół znajdowały rozmaite dobra: zwierzęta, pokarm czy naczynia. Ceramikę zdobiły sceny batalistyczne, co wg archeologów, sugeruje, że dzieci złożono bóstwom w ofierze podczas wojny Kolla z jakimś innym ludem. Stanowisko Sillustani znajduje się 1300 km na południowy wschód od Limy, w pobliżu jeziora Titicaca. Jak ujawnił Eduardo Arisaca, dzieci - zarówno dziewczynki, jak i chłopców - pochowano z twarzami skierowanymi na wschód. Miały one charakterystycznie wydłużoną czaszkę. Ponieważ w ramach różnych kultur wiązało się z przynależnością do wyższych klas społecznych, z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że tutaj było tak samo. W pobliżu Chullpa Lagarto znaleziono jak dotąd szczątki 200 osób.
  8. Gatunki żywiące się mięsem bądź krwią innych zwierząt wykorzystują do namierzenia ofiary doskonale rozwinięte zmysły. Nietoperze bazują np. na echolokacji, a węże na widzeniu w podczerwieni. Co ciekawe, pijawki lekarskie korzystają z aż dwóch zmysłów (dotyku i wzroku), w dodatku preferowana metoda polowania zmienia się z wiekiem. Młode pijawki żywią się krwią ryb i płazów, natomiast starsze osobniki wolą bardziej odżywczą krew ssaków. Wiedząc, że pasożyty zmieniają źródło krwi, biolodzy z California Institute of Technology (Caltech) zastanawiali się, czy zaczynają je także namierzać w inny sposób. Okazało się, że tak. By stwierdzić, do jakiego stopnia pijawki lekarskie polegają na włoskach czuciowych na ciele, które wykrywają ruchy wody wywołane przez ofiarę i na oczach, wychwytujących cienie fali spiętrzonej przez drugie zwierzę, Amerykanie przeprowadzili całą serię eksperymentów. W akwarium znajdowały się młode i dorosłe pijawki. Naukowcy monitorowali reakcje na fale mechaniczne, ich cienie oraz kombinację tych bodźców. Pijawki w różnym wieku reagowały podobnie, gdy działano tylko jednym rodzajem bodźca. Kiedy jednak pojawiały się i fale, i cienie, dorosłe pasożyty odpowiadały wyłącznie na fale. Biolodzy stwierdzili, że poszczególne zmysły nie zmieniły się podczas rozwoju, by pomóc w rozpoznawaniu różnych typów ofiar. Rozwinęła się za to zdolność integrowania wskazówek wzrokowo-dotykowych. W miarę dojrzewania zwierzęta zaczynają zwracać większą uwagę na jeden ze zmysłów [dotyk] - wyjaśnia główna autorka studium Cynthia Harley. W przyszłości zamierza ona zbadać przetwarzanie informacji na poziomie behawioralnym i komórkowym u dorosłych pijawek.
  9. Sama obecność drapieżnika powoduje stres, który może zabić ważkę. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy drapieżnik nie jest w stanie dostać się do ofiary i jej zjeść. Sposób, w jaki ofiara reaguje na strach przed byciem zjedzoną, jest ważnym tematem w ekologii. W miarę jak dowiadujemy się coraz więcej o zwierzęcych reakcjach na stresujące warunki - bez względu na to, czy chodzi o obecność drapieżnika, czy strach spowodowany inną przyczyną naturalną lub działaniem człowieka - coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że stres zwiększa ryzyko zgonu, np. z powodu infekcji, które normalnie nie byłyby śmiertelne - opowiada prof. Locke Rowe z Uniwersytetu w Toronto. Rowe, prof. Marie-Josée Fortin i dr Shannon McCauley hodowali w akwariach larwy ważek Leucorrhinia intacta oraz polujące na nie zwierzęta. Drapieżniki i ofiary były od siebie oddzielone, tak więc larwy widziały i czuły zapach drapieżników, ale drapieżniki nie mogły się do nich dostać. Biolodzy zauważyli, że dzieląc habitat z drapieżnikami (rybami lub wodnymi owadami), większość L. intacta umierała. Wskaźnik przeżywalności larw mających kontakt z potencjalnymi "oprawcami" był 2,5-4,3 razy niższy niż w grupie kontrolnej. W drugim eksperymencie obumarło 11% larw próbujących przeobrazić się w postać dorosłą (imago). Wśród larw żyjących w akwarium bez ryb dotyczyło to tylko 2% populacji.
  10. Nasz mózg reaguje na zwierzęta w nadspodziewanie silny sposób – o wiele silniej niż na jakiekolwiek miejsce, osobę lub rzecz. Naukowcy uważają, że powodów jest co najmniej kilka, przede wszystkim chodzi jednak o utrwaloną w toku ewolucji czujność w stosunku do potencjalnych ofiar i drapieżników (Nature Neuroscience). Zarówno wykrycie drapieżnika, jak i ofiary wymaga detekcji w czasie rzeczywistym kształtów, które często bywają zakamuflowane w złożonym środowisku – podkreśla prof. Ralph Adolphs z California Institute of Technology. Adolphs i szef zespołu naukowców Florian Mormann utrwalali reakcje mózgów 41 pacjentów monitorowanych pod kątem padaczki na zdjęcia ludzi, krajobrazów, zwierząt i przedmiotów. Zorganizowano 111 sesji; w czasie jednej badanym pokazywano średnio 100 fotografii. Zapis był na tyle precyzyjny, że można było zidentyfikować aktywność pojedynczych neuronów. Okazało się, że prawe ciało migdałowate reagowało preferencyjnie na zdjęcia zwierząt, bez względu na to, czy były to niewielkie zwierzątka domowe, czy duże, dzikie bestie. Mormann tłumaczy, że wcześniej wykazano, że prawe ciało migdałowate jest zaangażowane w przetwarzanie bodźców awersyjnych i nagradzających. W przeszłości zwierzęta mogły być albo drapieżnikami (bodziec awersyjny), albo ofiarami (bodziec nagradzający). Tak czy siak, wymagało to wdrożenia odpowiedniego zachowania. Naukowcy podejrzewają, że ciało migdałowate mogłoby zostać pobudzone nie tylko przed widok zwierzęcia, ale także przez wydawane przez nie dźwięki. W końcu w naturalnych okolicznościach spotkanie ze zwierzęciem oddziałuje na wiele zmysłów. Wcześniejsze studia sugerowały, że już na wczesnych etapach ewolucji kręgowców prawa półkula wyspecjalizowała się w radzeniu sobie z niespodziewanymi i wymagającymi reakcji behawioralnej bodźcami. Teraz po raz kolejny potwierdzono, że tak naprawdę jest.
  11. Po udanym polowaniu lwy opuszczają dany teren, na którym ofiary zachowują wysoki stopień czujności. Biolodzy doszli do takich wniosków, śledząc poczynania 8 kotów wyposażonych w obroże GPS. Badaniami objęto obszar 7 tys. kilometrów kwadratowych w Parku Narodowym Hwange w Zimbabwe (American Naturalist). Odkrycia zespołu Marion Valeix z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Centre national de la recherche scientifique (CNRS) pomagają zrozumieć, dlaczego i kiedy duże drapieżniki przemieszczają się od jednego do drugiego terenu łowieckiego. W przypadku lwów jest to szczególnie istotne, gdyż ich populacja skurczyła się w ciągu 30 lat aż o połowę. Valeix podkreśla, że tego typu badania są bardzo trudne i czasochłonne, jako że duże koty niechętnie dzielą się swoimi tajemnicami. Analizując przypadki "ucieczki" lwów z dotychczasowego terenu łowieckiego, naukowcy brali pod uwagę 2 hipotezy: 1) nieudanego polowania – której zwolennicy uznają, że drapieżnik wyłapuje na danym terenie wszystko, co się uda, a potem szuka lepszego rewiru oraz 2) zaburzenia wzorca – kiedy po udanym rajdzie kot zajmuje się zasobami na innym terenie, by obniżyć czujność potencjalnych ofiar. By stwierdzić, która z teorii jest prawdziwa w odniesieniu do lwów, w latach 2005-2007 akademicy połączyli miejsca pobytu kotów z 164 udanymi polowaniami. Stwierdzili, że po 87% zabójstw lwy przemieszczały się o co najmniej 5 km. Wg biologów, udało się więc zdobyć dowody na potwierdzenie 2. hipotezy. Valeix podkreśla, że należy mieć to na uwadze podczas projektowania małych rezerwatów i wyznaczania powierzchni użytkowej zwierząt. W przyszłości ekipa zamierza jednocześnie badać zachowania drapieżników i ofiar.
  12. Posługując się wibryssami, foki pospolite (Phoca vitulina) potrafią wskazać najtłustszą rybę. Nawet z przysłoniętymi oczami i uszami zwierzęta te określają wielkość oraz kształt obiektów, wyczuwając różnice w pozostającym po nich w wodzie śladzie hydrodynamicznym. W zeszłym roku zespół doktora Wolfa Hankego z Marine Science Center Uniwersytetu w Rostocku wykazał, że za pomocą wyłącznie wibryssów wytresowany samiec Henry jest w stanie wyczuć sztuczną rybę z odległości nawet 100 metrów. Wiedząc o imponujących możliwościach związanych z dystansem, niemieccy biolodzy postanowili sprawdzić, czy wibryssy pozwalają też odróżniać wielkość i kształty. Okazało się, że tak. W odkrytym basenie w kolońskim zoo naukowcy ustawili pojemnik z kilkoma obracającymi się łopatkami. Tworzyły one ślady podobne do wytwarzanych przez płynącą rybę. Henry'emu zakładano słuchawki i maskę. Foka miała przepłynąć przez pojemnik w kierunku łopatek, gdzie dostawała rybną nagrodę. Naukowcy porównywali łopatkę kontrolną z łopatką o zróżnicowanej grubości i kształcie. Jeśli ślad był taki sam, jak pozostawiany przez turbinę kontrolną, foka wybierała cel po prawej. Gdy odpowiadał czemuś grubszemu, chudszemu lub o innym kształcie, dotykała celu nad bramką wyjściową. Ślady hydrodynamiczne mają dla fok pospolitych olbrzymie znaczenie, ponieważ widoczność pod wodą jest często ograniczona, a i słuch się nie za bardzo przydaje. Foki mają co prawda świetny słuch, ale poruszające się ryby nie generują, niestety, prawie żadnych dźwięków. Choć Niemcy testowali zaledwie jedno wytrenowane zwierzę, uważają, że wszystkie foki mogą się pochwalić identyczną umiejętnością. Wg nich, superczułe wibryssy pozwalają upolować najbardziej kaloryczną ofiarę. Zdolność odróżnienia pod wodą kształtów i wielkości oznacza oszczędność czasu i energii – nie trzeba ich przecież tracić na bezsensowne pogonie i szarpaninę.
  13. Esowaty kształt koników morskich od dawna zastanawiał biologów i amatorów. Teraz wydaje się, że zagadka uformowania ciała tych ryb została wyjaśniona. Wg akademików z Antwerpii, charakterystyczne wygięcie pozwala lepiej polować na ofiarę z dystansu (Nature Communications). W odróżnieniu od innych igliczniowatych, koniki nie podpływają do ofiary, ale czekają, aż sama przepłynie obok. Pobierają pokarm dzięki ssąco-wciągającym ruchom pyska. Dr Sam Van Wassenbergh posłużył się szybką kamerą i modelami matematycznymi i doszedł do wniosku, że wygięcie umożliwia konikom atakowanie ofiar znajdujących się w większej odległości od nich. Obracają głowę ku górze do przepływającej nad nimi zdobyczy. Jednocześnie częściowo prostują się w pierwszym "przegubie" (wciągają brzuch), przez co ich pysk zbliża się do skorupiaka bardziej, niż gdyby nadal miały proste kształty igliczniowatych, z których się wywodzą. Po tych manewrach można już zacząć wsysać danie. Wassenbergh uważa, że zmiana sposobu polowania na przyczajanie się i atak z ukrycia wymusiła zmianę kształtu ciała. Koniki przytwierdzają się ogonem do trawy morskiej i czekają na jedzenie przepływające w zasięgu uderzenia.
  14. Fernando Wilson i Jim Stimpson z University of North Texas wyliczyli ile osób zginęło w wypadkach spowodowanych przez kierowców używających w czasie jazdy telefonu komórkowego. Naukowcy uzyskali z National Highway Traffic Safety Administration dane dotyczące wypadków, a z Federal Communication Commision otrzymali informacje na temat liczby połączeń i wysyłanych SMS-ów. Z ich obliczeń wynika, że w latach 2001-2007 w USA życie straciło około 16 000 osób, gdyż kierujący pojazdami rozmawiali przez komórki lub wysyłali SMS-y. Badacze zauważyli również, że na każdy milion nowych klientów telefonii komórkowej przypada 19-procentowe zwiększenie się liczby wypadków spowodowanych rozproszeniem się kierowcy. W 2008 roku śmierć poniosło z tego powodu 5870 osób. Już co szósty wypadek z ofiarą śmiertelną jest spowodowany rozproszeniem się kierowcy. Jednocześnie nie opracowano dotychczas sposobu walki z osobami używającymi telefonów komórkowych podczas prowadzenia samochodu. Zakazy niewiele dają. O ile pijanych kierowców można złapać, gdyż ich zidentyfikowanie jest proste, to przyłapanie rozmawiającego kierowcy jest niemal niemożliwe. Policjant musiałby być świadkiem takiego wydarzenia. Dlatego też tam, gdzie wprowadzono zakazy, są one nieskuteczne, o czym świadczy minimalna liczba wystawionych mandatów. Naukowcy nie mają pojęcia, jak walczyć z plagą, która staje się równie niebezpieczna jak plaga pijanych kierowców.
  15. W Bukareszcie otwarto właśnie wystawę poświęconą Władowi III Palownikowi, znanemu lepiej jako Drakula. Wg Margot Rauch, austriackiej kuratorki przedsięwzięcia, hospodar nie zasłużył w pełni na swoją złą sławę, padł jedynie ofiarą ówczesnego czarnego PR-u. Wład pochodził z dynastii Basarabów. Urodził się w listopadzie/grudniu 1431 r. w Sighişoarze w Siedmiogrodzie. Był drugim synem hospodara wołoskiego Włada Diabła. Wład Drakula był bez wątpienia okrutny, ale w nie większym stopniu niż pozostali władcy z tego okresu – argumentuje Rauch. Przypisuje mu się uśmiercenie ok. 50 tysięcy przeciwników politycznych, przestępców oraz wziętych do niewoli tureckich żołnierzy. Ponieważ nabijano ich na zaostrzony pal, Wład, syn Diabła, został okrzyknięty Palownikiem. Na tym jednak nie koniec, władca rządzący Wołoszczyzną w latach 1456-1462 lubował się ponoć także w przypalaniu, ćwiartowaniu i topieniu wrogów. Mimo to organizatorka wystawy "Drakula – wojewoda i wampir" uważa, że w rzeczywistości Wład stał się ofiarą propagandy. Badania historyczne przedstawione w Bukareszcie pokazują bowiem, że legendy związane z Palownikiem miały zaprezentować Europę Wschodnią jako prymitywne ziemie oraz źródło wszelkiego zła. Odwiedzający będą mogli podziwiać portrety Włada III Palownika z Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu oraz zamku Ambras w Innsbrucku, a także manuskrypty, w których władca sprzed 600 lat został opisany jako żądny krwi okrutnik. Na jednym ze sztychów widać np. Drakulę spożywającego posiłek w zasięgu wzroku kilkudziesięciu nabitych na pal mężczyzn oraz tuż obok kotłów z gotującymi się głowami. Jak widać, rzeczywistość (nawet jeżeli sfabularyzowana i zmitologizowana) nie ustępowała wizjom z filmów, ale Margot Rauch podkreśla, że przede wszystkim zależało jej właśnie na ukazaniu Włada Drakuli w świetle innym niż hollywoodzkie.
  16. Pazurnice (Onychophora) to stary typ lądowych bezkręgowców, które wykazują cechy zarówno stawonogów, jak i pierścienic. Pierwsi przedstawiciele tych zwierząt pojawili się na Ziemi już w kambrze. Dr Victoria Haritos z Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation (CSIRO) poszukuje nowych klejów, dlatego zwróciła uwagę na krzepnące nici wytwarzane przez pazurnicę Euperipatoides rowelli. Łatwo odtworzyć ich skład, a zakres potencjalnych zastosowań jest ogromny, włączając w to choćby kleje medyczne. Bazując na podobieństwie wyglądu, można by się doszukiwać analogii między wydzieliną E. rowelli a nicią jedwabników. Okazuje się jednak, że obie substancje mają zgoła odmienną budowę. U jedwabników wydzielina gruczołów przędnych ma uporządkowany charakter, a kształt cząsteczki białka jest określany przez ułożenie aminokwasów. U pazurnic, przynajmniej na początku polowania, próżno szukać jakiejkolwiek strukturyzacji. Gęsty i niezwykle szybko tężejący płyn jest wystrzeliwany z otworów umieszczonych po bokach jamy gębowej. Z biegiem czasu staje się on coraz twardszy i twardszy, kompletnie unieruchamiając ofiarę – tłumaczy Haritos. Głównym składnikiem kleistej substancji jest woda (90%), a białko stanowi jedynie małą jej część, bo od 3 do 5%. Tak długo, jak białka są pokryte wodnym filmem, pozostają nieczynne chemicznie. Otoczka z wody pozwala całości zachować otwartą i przypadkową strukturę. To zapobiega wchodzeniu cząsteczek białka w interakcje. Kiedy jednak wydzielina zetknie się z ciałem zdobyczy, woda szybko odparowuje, umożliwiając zmieszanie białek i utworzenie wiązań chemicznych. Na nieszczęście przyszłego posiłku E. rowelli, proces odparowania jest katalizowany przez woskową wodoodporną powłokę oskórka.
  17. Pająki żywiące się wyłącznie mrówkami nie rzucają się na ofiarę i nie pochłaniają jej od byle jakiej strony. Okazuje się, że wyspecjalizowane drapieżniki wykształciły w toku ewolucji zachowania, które pozwalają im uzupełnić konkretne brakujące składniki odżywcze. Dlatego też nasze stawonogi rozpoczynają zwykle swój posiłek od przednich części zdobyczy. Zespół Stano Pekára, ekologa i zoologa z Uniwersytetu Masaryka, wykazał, że zjadając mrówki, przedstawiciele gatunku Zodarion rubidum stale rozpoczynali posiłek od obfitujących w białka przednich części owada, a dopiero potem przechodzili do konsumpcji tłustego odwłoka. Okazało się też, że pająki karmione tylko przednimi częściami mrówek rosły szybciej, były większe i żyły dłużej od osobników, którym podawano wyłącznie odwłoki, a nawet całe mrówki. Kiedy Z. rubidum dano wybór, nadal jadły odwłoki, zamiast przestawić się na same przody, co sugeruje, że odwłok zawiera substancje niewystępujące nigdzie indziej. Na potrzeby eksperymentu Czesi urządzili polowanie na 60 okazów pająka, który występuje na terenie Europy - także w Polsce - i USA. Podczas polowania zwierzęta te wstrzykują mrówkom paraliżujący w ciągu kilku minut silny jad. Przebijają egzoszkielet owada i wstrzykują rozpuszczające wnętrzności enzymy. Następnie wysysają płynną papkę i przesuwają się do innych rejonów ciała ofiary. Uczta trwa od 2 do 4 godzin. By sprawdzić, jak miewają się pająki żywione poszczególnymi kawałkami mrówek, entomolodzy podzielili 60 drapieżników na 3 grupy: 1) bazującą wyłącznie na częściach przednich, czyli głowie, odnóżach i tułowiu, 2) zjadającą odwłok i 3) żerującą na całych mrówkach. Wszystkie grupy dostawały identyczną wagowo porcję. Z. rubidum, które jadały wyłącznie odwłoki, nie wiodło się dobrze. Wszystkie zmarły w ciągu 6 tyg. od daty rozpoczęcia studium. Do samego końca eksperymentu, a trwał on 3 miesiące, dotrwało osiem pająków z 1. i trzy z 3. grupy. Stawonogi żywiące się odwłokami początkowo rozwijały się dobrze, ale potem dosłownie marniały w oczach. Zwierzęta żerujące na głowach, odnóżach i tułowiach rozkwitały, a niektóre potrajały swą wagę. Pająki zjadające całe mrówki również miały się dobrze, lecz nie rosły tak szybko ani takie duże jak miłośnicy przednich części ofiary. Czesi chcieli sprawdzić, czy pająki wykazują preferencje w stosunku do jakichś części ciała mrówek. W tym celu dali im małe, średnie i duże mrówki. Gdy zapewniliśmy dostęp do całej zdobyczy, reagowały, stale zaczynając posiłek od głowy i tułowia. Nawet w przypadku wielkich mrówek, gdzie sama głowa zawierała więcej niż dostateczną ilość pokarmu, prawie wszystkie pająki spędzały co najmniej godzinę na konsumowaniu tłustego odwłoka. Dla Pekára oznacza, że tu i tylko tu znajdują się jakieś cenne składniki odżywcze, ale białka zawsze odgrywają rolę pierwszoplanową. Czesi podejrzewają, że na dłuższą metę Z. rubidum na "całościowej" diecie radzą sobie lepiej od jedzących tylko głowę. Podczas krótkiego eksperymenty pająki dysponujące całą ofiarą najadały się już samą przednią częścią, ale nie poprzestawały na tym i napychały się jeszcze odwłokiem, co nie wychodziło im, niestety, na dobre. Pekár przekonuje, że podobnie jak opisany gatunek pająka zachowują się też inne drapieżniki, np. gepardy, które celowo zjadają określone mięśnie zdobyczy.
  18. Egipskim bogom 3 razy dziennie składano ofiary z wołowiny, gęsiny, chleba, ciasta, owoców, warzyw oraz piwa i wina. Wygląda na to, że kapłani i ich rodziny żywili się tym, co skapnęło z pańskiego stołu. Zabierając do domu delikatesy, kasta ta narażała się jednak na chorobę wieńcową, wywołaną nadmiernym spożyciem nasyconych kwasów tłuszczowych. Dowody pochodzą z analizy inskrypcji ze ścian świątyni (gdzie wymieniano składniki menu bóstw) oraz badania mumii kapłanów, u których znaleziono symptomy chorób serca oraz uszkodzeń naczyń. Po raz kolejny okazało się więc, że miażdżyca tętnic nie jest wyłącznie współczesną chorobą. Trudno o bardziej sugestywną wiadomość: żyj jak bóg, a zapłacisz za to swoim zdrowiem – twierdzi autorka badań, egiptolog z Uniwersytetu w Manchesterze prof. Rosalie David. Analiza dietetyczna wykazała, że ofiarowywane pokarmy zawierały bardzo dużo tłuszczu. Dla przykładu: w gęsinie występuje aż 63% tłuszczu, a 20% stanowią nasycone kwasy tłuszczowe. Chleb starożytnych Egipcjan różnił się od pieczywa, jakie obecnie znamy. Często wzbogacano go bowiem mlekiem, jajami i, po raz kolejny, tłuszczem. Naukowcy przypuszczają, że dbając o to, by pokarmy ze świątyni się nie zmarnowały, kapłani spożywali dużo soli. W przeszłości wykorzystywano ją przecież do konserwowania żywności. Spożywanie alkoholu prowadziło dodatkowo do podwyższenia poziomu trójglicerydów we krwi. Akademicy zebrali dane dotyczące 60 badanych w ciągu ostatnich 30 lat mumii. Na 16, u których w ramach tomografii komputerowej udało się zidentyfikować tętnice, u 9 znaleziono dowody stwardnienia naczyń. U kapłanów i ich rodzin stwierdzono wyraźnie zwiększoną częstotliwość występowania zaczopowanych tętnic. Brytyjczycy przeprowadzili prawdziwe śledztwo. Połączyli treść świątynnych inskrypcji z danymi z badania mumii. W ten sposób uzyskali wgląd w tryb życia i dietę kapłanów. Tożsamość zmarłych ustalono na podstawie inskrypcji z grobowców. Stan tętnic kapłanów tłumaczy, czemu średnia życia starożytnych elit nie przekraczała 40-50 lat.
  19. Naukowcy z Uniwersytetu w Pittsburghu obalili powtarzany od setek lat mit, jakoby Kartagińczycy regularnie składali niemowlęta w ofierze. Po zbadaniu szczątków dzieci antropolodzy stwierdzili, że większość z nich zmarła jeszcze w łonie matki lub tuż po urodzeniu, a więc zbyt szybko, by można je było poświęcić (PLoS ONE). Specjaliści jako pierwsi przeanalizowali szkielety z 348 kartagińskich urn. Zespół profesora Jeffreya H. Schwartza przekonuje, że małe dzieci były kremowane i chowane w urnach bez względu na przyczynę śmierci. Antropolog podkreśla, że analizując jakieś zachowanie z zamierzchłej przeszłości, trzeba wziąć pod uwagę wszystkie dowody. Pomysł dotyczący regularnego poświęcania niemowląt w Kartaginie nie jest oparty na studium skremowanych szczątków, ale na przypadkach poświęcania ludzi, opisanych przez kilku starożytnych kronikarzy, wnioskach wyciąganych z dwuznacznych kartagińskich inskrypcji oraz odniesieniach ze Starego Testamentu. Nasze wyniki pokazują, że niektóre dzieci rzeczywiście składano w ofierze, ale przeczą twierdzeniu, że Kartagińczycy byli brutalami systematycznie poświęcającymi swoich najmłodszych obywateli. Schwartz współpracował z Frankiem Houghtonem z Veterans Research Foundation of Pittsburgh, Roberto Macchiarellim z Narodowego Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu oraz Luca Bondiolim z Narodowego Muzeum Prehistorii i Etnografii w Rzymie. Razem badali oni pozostałości dzieci pogrzebanych w tofetach położonych na obrzeżach nekropolii przeznaczonych dla dorosłych i starszych dzieci. Nazwa "tofet" pochodzi z hebrajskiego i oznacza poświęcone bogom miejsce palenia. Ponieważ w zgromadzonych tam urnach znajdowały się szczątki małych dzieci i zwierząt, założono, że były zarezerwowane właśnie dla ofiar rytuałów. Członkowie międzynarodowej ekipy zajęli się 348 urnami. Skupili się na markerach rozwojowych, by w ten sposób określić wiek maluchów w chwili śmierci. Schwartz i Houghton przeprowadzili zatem pomiary czaszki, bioder, zębów i kości długich, które wskazywały, że większość dzieci zmarła w pierwszym roku życia, a spora ich liczba nawet między 2. a 5. miesiącem życia. Poza tym co najmniej 20% stanowiły zgony prenatalne. Następnie tandem wytypował 50 osób zmarłych przed narodzeniem albo tuż po nim i wysłał próbki do Macchiarellego i Bondiolego, by ci zbadali linię neonatalną. Tworzy się ona we wszystkich zębach mlecznych w okresie pomiędzy przerwaniem produkcji szkliwa przy urodzeniu a wznowieniem w trakcie pierwszych dwóch tygodni życia. Identyfikacja linii pozwala ustalić wiek niemowlęcia w momencie śmierci. Jako że znaleziono ją tylko u 24 jednostek, oznacza to, że reszta (26) zmarła w okresie prenatalnym albo w ciągu 2 tygodni po urodzeniu. Również zawartość urn nie potwierdza założenia o masowym zabijaniu dzieci. Żadna z urn nie zawierała bowiem materiału kostnego, który sugerowałby obecność więcej niż dwóch całych osób. W niektórych znajdowały się co prawda dodatkowe fragmenty, ale naukowcy sądzą, że to raczej skutek przypadkowego zmieszania kości z kolejnych kremacji. Zespół rozprawił się też z rzekomym zamiłowaniem Kartagińczyków do poświęcania pierworodnych synów. Gdy określono płeć dzieci, okazało się, że większość kości z próby należała do osób płci żeńskiej (38 miednic należało z pewnością do kobiet, których wcięcie kulszowe jest płytkie i szerokie, a 26 do mężczyzn, których wcięcie kulszowe jest głębokie oraz wąskie; przy pozostałych 6 naukowcy mieli wątpliwości).
  20. Zajadkowate (Reduviidae) są drapieżnymi bądź pasożytniczymi pluskwiakami różnoskrzydłymi, zamieszkującymi przede wszystkim tropiki. Okazuje się, że gdy niektóre z nich polują na pająki, wygrywają na sieciach melodie, sygnalizujące pogoń lub zjawienie się ofiary. Koniec końców składają na ich głowie coś w rodzaju "pocałunku" śmierci. Zespół Anne Wignall z Macquarie University umieszczał owady w pajęczynach pięciu gatunków pająków. Australijczycy zauważyli, że okazy Stenolemus bituberus z podrodziny Emesinae w powtarzalnym rytmie albo śledziły, albo wabiły niczego nieświadomego właściciela sieci. Przy trybie pogoni podkradały się w stronę pająka. Przed wykonaniem każdego kroku uderzały do pięciu razy przednimi odnóżami w nić. Poza tym huśtały się w górę i w dół w nieregularnych odstępach. Jak wyjaśniają entomolodzy, zmienny rytm maskował obecność i położenie pluskwiaka. By zwabić pająka wprost na swoją kłujkę, S. bituberus przez 20 minut szarpały nicią w taki sam sposób, jak schwytana w nią ofiara. Kiedy pająk podchodził, przed zadaniem śmiertelnego ciosu drapieżne owady przez dłuższą chwilę – trwającą nawet do 3 min - gładziły go czułkami. Niektórzy specjaliści sądzą, że w ten sposób go hipnotyzowały, zmniejszając szanse, że odpowie atakiem na ich atak.
  21. Nawet prawidłowe założenie kołnierza ortopedycznego na szyję ofiary ciężkiego wypadku może przynieść więcej szkody niż pożytku - uważają naukowcy z Baylor College of Medicine (BCM). Ich kontrowersyjny raport został opublikowany na łamach czasopisma Journal of Trauma. Jest rzeczą znaną, że u osoby z poważnym urazem można z ogromną łatwością wywołać wtórne uszkodzenia, tłumaczy dr John Hipp, autor-senior publikacji. Odkryliśmy, że w przypadku naprawdę poważnego urazu kołnierz ortopedyczny nie tylko nie chroni kręgosłupa, lecz może tak naprawdę znacznie pogorszyć sytuację. Do swoich wniosków badacze z BCM doszli na podstawie eksperymentu na zwłokach 9 osób. W każdym z ciał rozcięto więzadła łączące kręgi szyjne, co miało symulować efekt poważnego wypadku z urazem górnego odcinka kręgosłupa. Następnie na uszkodzony fragment ciała założono kołnierz ortopedyczny. Całą procedurę przeprowadzono, oczywiście, zgodnie z obowiązującymi zaleceniami dla lekarzy i ratowników. Zarówno przed zasymulowaną akcją ratunkową, jak i po niej naukowcy wykonali na badanych zwłokach kilka rodzajów badań obrazowych. Jak się okazało, przeprowadzona procedura wywołała rozsunięcie dwóch najwyższych kręgów kręgosłupa szyjnego aż o 3,3-11,3 mm. W sytuacji ratowania żywego człowieka tak znaczna dyslokacja mogłaby wywołać poważne konsekwencje, włącznie z paraliżem czterokończynowym a nawet zgonem. Odkryliśmy, że kołnierz ortopedyczny odsuwa głowę od torsu, co może powodować powstanie rozdzielenia [rdzenia kręgowego - przyp. red.] i wtórnych obrażeń, podsumowuje zebrane informacje główny autor studium, dr Peleg Ben-Galim. W związku z odkrytym zjawiskiem jego zespół zwraca uwagę na konieczność opracowania nowych metod stabilizacji szyi, które zapobiegną urazom rdzenia kręgowego.
  22. Jedną z podstawowych potrzeb ludności obszarów nawiedzanych przez kataklizmy jest szybkie uzyskanie schronienia i dostępu do wody pitnej. Przygotowaniem scenariusza działań pozwalającego na realizację tych założeń zajęli się naukowcy i projektanci z założonego na Uniwersytecie Clemson zespołu o nazwie SEED (ziarno), którzy opracowali koncepcję prowizorycznych osiedli stawianych przy wykorzystaniu standardowych kontenerów przewożonych przez statki. Dlaczego wybór padł akurat na kontenery? Przede wszystkim ze względu na możliwość ich szybkiego transportu. Nie bez znaczenia jest także fakt, że na Karaibach, a więc w rejonie często nawiedzanym przez kataklizmy, często zdarza się, że operatorzy portów skupują więcej kontenerów, niż potrzebują. W efekcie na nabrzeżach stoi często ogromna liczba niepotrzebnych nikomu stalowych konstrukcji łatwo adaptowalnych do postaci domów. W ramach SEED opracowano serię pomysłów na zbudowanie tanich, prostych i funkcjonalnych domostw, a nawet całych osiedli. Jak tłumaczą autorzy projektu, kontenery powinny skutecznie opierać się żywiołom, a możliwość szybkiego budowania osad sprzyjałaby tworzeniu więzi społecznych pomiędzy ofiarami kataklizmów. Kolejnym pomysłem opracowanym na Uniwersytecie Clemson jest wykorzystanie standardowych stalowych beczek o pojemności 55 galonów (ok. 200 l) jako... miniogródków. Zaletą takiego rozwiązania byłoby całkowite odizolowanie uprawy od gleby skażonej w wyniku katastrofy. Kolejne beczki mogłyby zostać wykorzystane jako filtry wody, a przy niewielkim wysiłku możliwe byłoby nawet wybudowanie węzłów sanitarnych złożonych z umywalek, pryszniców czy nawet toalet połączonych z kompostownikami. Zespół z Uniwersytetu Clemson zbudował już pierwsze domy skonstruowane zgodnie z założeniami SEED. Zostały one docenione przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska (EPA), która przyznała autorom pomysłu nagrodę P3: People, Prosperity and the Planet (Ludzie, Dobrobyt i Planeta). Pierwsze prawdziwe osiedla mają zostać wybudowane na Karaibach w przyszłym roku, lecz docelowo budowa osad powinna zająć nie więcej niż 3 tygodnie. Wizualizacje osiedli opracowanych przez członków SEED można obejrzeć na stronie projektu.
  23. Remedium Inc., niewielka firma z amerykańskiego stanu Maryland, otrzymała pierwszą nagrodę w kategorii "Najbardziej obiecująca idea związana z bezpieczeństwem" w konkursie Global Security Challenge 2009. Wyróżnionym wynalazkiem jest specjalna pianka błyskawicznie hamująca krwawienie. Preparat opracowany przez specjalistów z firmy Remedium oparty jest na chitosanie - polisacharydzie wytwarzanym m.in. przez skorupiaki. Substancję tę umieszczono w specjalnym roztworze i zamknięto pod ciśnieniem tak, by w razie zranienia można ją było rozpylić nad uszkodzonym fragmentem skóry. Bardzo ważny jest fakt, iż do aplikacji środka nie potrzeba stosować miejscowego ucisku, co ma znaczny wpływ m.in. na ograniczenie ryzyka infekcji oraz wywołania bólu u poszkodowanego. Po nałożeniu piankowatego roztworu cząsteczki chitosanu silnie przylegają do powierzchni skóry, a następnie tworzą szczelną powłokę blokującą wypływ krwi i sprzyjającą jej krzepnięciu. Co więcej, pozyskany ze skorupiaków polisacharyd posiada właściwości bakteriobójcze, dzięki czemu możliwe jest ograniczenie ryzyka zakażenia rany oraz związanego z tym spowolnienia procesu gojenia. Nasz nowy produkt (...) nie wymaga specjalnego treningu, więc może być dystrybuowany między żołnierzami, ratownikami czy cywilami z myślą o nagłych wypadkach lub sytuacjach, w których ginie wiele osób. Aktualnie nie są dostępne produkty efektywnie radzące sobie z urazami nienadającymi się do uciskania - podkreśla Matt Dowling, dyrektor generalny firmy Remedium. Opatrunek w piance będzie wymagał jeszcze wielu testów. Nagroda w wysokości 10 tysięcy dolarów, jaką firma Remedium otrzymała za zwycięstwo w Global Security Challenge 2009, z pewnością nie pozwoli na przeprowadzenie wszystkich potrzebnych badań, lecz nawet ta kwota (i odrobina zdrowego rozgłosu) przybliża nas do rynkowego debiutu tego produktu.
  24. Jednym z najważniejszych i najtrudniejszych zadań, z jakimi musi się zmierzyć ekipa ratowników docierających na miejsce katastrofy, jest szybkie odnalezienie poszkodowanych wymagających natychmiastowej pomocy. Problem ten może już niedługo pozostać przykrym wspomnieniem dzięki wynalazkowi rozwijanemu przez badaczy z firmy Boeing oraz Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Problem z odszukaniem najbardziej poszkodowanych wynika z faktu, iż wielu rannych nie jest w stanie wezwać pomocy, a nawet jeżeli osoby te zdają się być w dość dobrym stanie, nie daje to gwarancji, że nie doszło u nich do poważnych uszkodzeń wewnętrznych. Rozwiązaniem tego problemu może być aparat do szybkiej oceny czynności układu krążenia. Prototyp opracowany przez amerykańskich ekspertów działa w oparciu o laserową wibrometrię dopplerowską. Technika ta, stosowana obecnie m.in. w wykrywaczach min oraz niektórych przyrządach lotniczych, polega na ocenie szybkości ciał na podstawie pomiaru ich wibracji. W przypadku układu krążenia źródłem drgań jest, oczywiście, bijące serce, wprawiające krew w ruch o niejednostajnym, pulsującym rytmie. Najlepszą jakość sygnału udaje się uzyskać podczas obserwacji szyi, gdyż przebiegają tam duże, dobrze "widoczne" tętnice szyjne. Odczyty o zadowalającej jakości udaje się jednak uzyskać także podczas obserwacji głowy, podbrzusza, a nawet stóp. Wibrometr radzi sobie także w warunkach dalekich od idealnych, np. wtedy, gdy poszkodowany jest ubrany w wiele warstw ubrań. Pierwszy egzemplarz urządzenia jest w stanie ocenić stan pacjenta w czasie 30 sekund, zaś jego zasięg wynosi około 4 metrów. Niestety, aparat jest dość duży i mierzy ok. 38x21x15 cm, w związku z czym konieczna będzie jego miniaturyzacja. Mimo to, wynalazcy nie tracą optymizmu. Ich zdaniem, komercjalizacja przyrządu powinna nastąpić już w przyszłym roku.
  25. Udawanie śmierci przez znieruchomienie zwiększa szanse na ujście z życiem, lecz dzieje się to, oczywiście, kosztem tych, którzy odważnie zostaną na placu boju. Japońscy badacze z Okayama University przyjrzeli się temu zjawisku u trojszyków gryzących (Tribolium castaneum). Na owady te polują pająki z rodziny skakunowatych (Salticidae). Nie przędą one sieci, ale skaczą na swoje ofiary, stąd ich nazwa. Trojszyki i skakuny dzielą przestrzeń mieszkalną – występują w silosach z otrębami ryżowymi lub mąką kukurydzianą. Zespół składający się ze specjalistów reprezentujących różne dziedziny nauki sformułował 5 hipotez, które miały wyjaśniać, czemu zamieranie w bezruchu jest skuteczne. Oto one: 1) unikanie martwej ofiary jest bezpieczniejsze dla drapieżników, 2) znieruchomienie odgrywa pewną rolę w samoobronie lub 3) umożliwia wtopienie się w tło, 4) drapieżnik traci zainteresowanie nieporuszającym się kąskiem i 5) charakterystyczna postawa przybierana przez udawaczy sygnalizuje zły smak. Piątą hipotezę dość szybko obalono, analizując wydzielinę trojszyków atakowanych przez skakuny. Sprawdzano, czy substancja ta powoduje, że owady stają się nieatrakcyjne lub niesmaczne dla pająków głodujących przez tydzień poprzedzający eksperyment. Sporo uwagi poświęcono koncepcji samolubnej ofiary, która zakłada, że niektóre osobniki udają martwe albo upodobniają się do otoczenia, aby drapieżnik zwrócił uwagę na poruszający się cel. Profesor Takahisa Miyatake i współpracownicy zauważyli, że w porównaniu do samodzielnych "akcji", przeżywalność zastygających w bezruchu owadów wzrastała, gdy obok znajdowały się aktywne osobniki tego samego gatunku lub przypominające trojszyki z wyglądu. Sześćdziesiąt procent zjedzono, gdy w pobliżu samotników nie było żadnych biegających czy spacerujących obiektów. Jeśli jednak obok owada udającego martwego był ruchomy insekt, udawacz tracił życie tylko w 9,6% przypadków. Jak widać, teoria samolubnej ofiary doskonale tu pasuje. Pająki najwyraźniej polegają na ruchu ofiary. Zabijanie inicjują też dodatkowo sygnały dotykowe wskazujące na jej przemieszczanie. Japończycy sądzą, że uzyskane wyniki odnoszą się również do innych zwierząt występujących w magazynach żywności. Metoda na nieżywą/nieżywego jest szeroko stosowana zarówno przez kręgowce, jak i bezkręgowce, w tym owce, żyjące w grupach węże czy ludzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...