Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'ssaki' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 20 wyników

  1. Amerykańscy naukowcy opracowali nową technikę zespalania przerwanych nerwów. Zabieg trwa ponoć kilka minut, a nerw ma zacząć pracować jak dawniej nie po miesiącach czy latach, a po 2-4 tygodniach. Zespół odwołał się do mechanizmu komórkowego wykorzystywanego do naprawy uszkodzonych aksonów przez bezkręgowce. Spełnienie marzeń rehabilitanta, a przede wszystkim pacjentów... Jak zapewnia prof. George Bittner z Uniwersytetu Teksańskiego, po kilku dniach pacjent, w tym przypadku zwierzę, częściowo odzyskuje funkcje, za które odpowiada dany nerw. Po 2 tygodniach, góra miesiącu nerw działa właściwie jak przed przerwaniem. Naukowcy badali mechanizm wykorzystywany do naprawy błon przez wszystkie komórki zwierzęce, ale szczególnie skoncentrowali się na bezkręgowcach, u których zdolność regenerowania uszkodzonych aksonów jest bardziej rozwinięta niż u ssaków. Bittner odkrył, że u kręgowców akson odcięty od ciała komórki (perikarionu) nie degeneruje się w ciągu kilku dni, jak się to dzieje u ssaków, lecz utrzymuje się przy życiu przez miesiące, a nawet lata. Aksony proksymalnego i dystalnego końca przerwanego nerwu mogą się u bezkręgowców ponownie połączyć w ciągu 7 dni, zapewniając tempo rekonwalescencji nieporównywalnie lepsze niż u ssaków. U ssaków aksony z kikuta dystalnego degenerują się w ciągu 3 dni. Kikut proksymalny musi rosnąć miesiącami lub latami, by przywrócić kontrolę nad mięśniami czy obszarami czuciowymi, często z mniejszą dokładnością i w niepełnym zakresie. Amerykanie zespalali nerw kulszowy przerwany w górnej części uda. Po tygodniu nerw odzyskiwał część swoich funkcji (gryzonie mogły poruszać kończyną), a po 2-4 tygodniach działał prawie normalnie; w kilku przypadkach niemal w 100%. Niestety, w relacji prasowej nie ujawniono żadnych szczegółów dotyczących procedury czy wspomnianego mechanizmu komórkowego. Badania prowadzone nie tylko na Uniwersytecie Teksańskim, ale i przez szkoły medyczne Harvardu oraz Vanderbilt University mają pozwolić na zgromadzenie tylu danych, by udało się uzyskać pozwolenie na testy kliniczne.
  2. W PNAS ukazał się artykuł, który potwierdza najgorsze przypuszczenia naukowców badających Park Narodowy Everglades. Profesor Michael Dorcas i jego zespół powiązali gwałtowny spadek liczebności powszechnych niegdyś ssaków z obecnością inwazyjnego pytona birmańskiego. Z powodu ludzkiej głupoty w Parku mieszkają obecnie trzy inwazyjne gatunki węży - boa dusiciel, bardzo rozpowszechniony i agresywny pyton birmański oraz niedawno zauważony, niezwykle agresywny pyton skalny, który w Afryce atakuje nawet ludzi. Pyton birmański może pożerać nawet jelenie i aligatory. Naukowcy zauważyli, że ostatnio dramatycznie spadła populacja wielu powszechnych niegdyś gatunków ssaków. Skoro rozpowszechnione gatunki znikają, uczeni pytają, co dzieje się z tymi zwierzętami, które już przed sprowadzeniem na Florydę pytona były zagrożone. Największe straty zanotowano w populacjach szopa pracza, królika i rysia rudego. Ponadto do największego spadku populacji doszło w odległych południowych obszarach Parku, gdzie pytony żyją najdłużej. Stwierdzono, że populacja szopa spadła tam o 99,3%, oposa o 98,9%, a rysia rudego o 87,5%. Króliki i lisy najprawdopodobniej całkowicie wyginęły. Naukowcy badali populację zwierząt w latach 2003-2011, przebyli niemal 63 000 kilometrów, liczyli osobniki żywe jak i zabite na drogach. Swoje spostrzeżenia porównali z badaniami z lat 1996-1997, które były robione w tych samych obszarach, w czasie, zanim jeszcze pyton birmański zadomowił się w Everglades. Wyniki badań porównano z danymi z północnych części Parku, gdzie pytona jeszcze nie znaleziono. W tych regionach zwierzęta występują w podobnej ilości, co przed pojawieniem się inwazyjnego węża. Pytony niszczą jeden z najpiękniejszych, najcenniejszych i najbogatszych ekosystemów Ameryki. Obecnie tylko zdecydowane, celowe ludzkie działanie może powstrzymać pytona przed inwazją na nowe tereny - mówi Marcia McNutt z amerykańskiej Służby Geologicznej. Przyczyną sukcesu pytonów i zagłady miejscowych gatunków jest fakt, iż tak wielkie węże nigdy nie występowały na Florydzie. Miejscowe gatunki nie potrafią się przed nimi bronić. Brązowy wąż drzewny potrzebował zaledwie 30 lat by niemal całkowicie wyniszczyć ssaki i ptaki na Guam. Od czasu, gdy zauważono, że pytony zadomowiły się w Everglades, minęło tylko 11 lat, a naukowcy już wiedzą, że mają równie niszczący wpływ na ssaki. Możliwe, że inne gatunki ssaków, w tym zagrożone, zostały zdziesiątkowane przez pytony w równym stopniu, ale obecnie nie mamy na ten temat danych - mówi Robert Reed, współautor badań. Od tygodnia import i przewożenie pomiędzy stanami czterech węży dusicieli, w tym pytona birmańskiego, jest zakazane. Na podstawie przepisów Lacey Act z 1900 roku za złamanie zakazu grożą zarówno sankcje finansowe jak i karne.
  3. U ludzi prospołeczne zachowania napędza przeważnie empatia. Zastanawiając się, czy podobna motywacja występuje u nienaczelnych ssaków, badacze z Uniwersytetu w Chicago postanowili zbadać szczury. Okazało się, że gryzonie te nie tylko uwalniają towarzyszy z pułapki, ale i dzielą się z nimi potem czekoladą. Chyba więc można mówić o współodczuwaniu? Inbal Ben-Ami Bartal i Peggy Mason podzielili 60 szczurów na pary. Po 2 tygodniach wspólnego mieszkania duety umieszczono na specjalnej arenie. Jedno zwierzę trafiało do plastikowej pułapki, którą dało się otworzyć za pomocą pchnięcia pyskiem. Wolne gryzonie wydawały się zaniepokojone sytuacją. Po 12 dniach ćwiczeń 77% nauczyło się uwalniać drugiego szczura. Grupa kontrolna stykała się z pustą pułapką oraz pułapką z pluszową myszą. W tym przypadku zwierzęta nie były tak silnie zainteresowane jej otwieraniem - sztukę tę opanowało zaledwie 12%. Amerykanie ustalili, że motywem działania szczurów nie mogły być korzyści zapewniane przez fizyczny kontakt. Poruszające się swobodnie gryzonie nadal uwalniały swoich kolegów, choć nie mogły się z nimi spotkać po zakończeniu misji. Naukowcy podkreślają, że wyciągając towarzysza z opresji, nie próbowały wyeliminować drażniących czy niepokojących dźwięków, bo uwięziony szczur nie nawoływał zbyt często i głośno. Co jest dla szczura ważniejsze: zdobycie smakołyka w postaci czekolady czy udzielenie pomocy? Eksperymenty Bartala i Mason pokazały, że w przypadku, gdy uwięziony znajdował się obok pojemnika z czekoladą, zwierzęta otwierały obie pułapki i przeważnie dzieliły się słodyczami. Podczas eksperymentu szczury równie szybko otwierały oba pojemniki, podczas gdy w warunkach kontrolnych z czekoladą i pustą pułapką zdecydowanie szybciej dobierały się do czekolady. Wg Bartala, pomaganie z pobudek empatycznych jest głęboko zakorzenionym ssaczym zachowaniem. Oznacza to, że nie trzeba specjalnego planowania, by się pojawiło.
  4. Gatunki żywiące się mięsem bądź krwią innych zwierząt wykorzystują do namierzenia ofiary doskonale rozwinięte zmysły. Nietoperze bazują np. na echolokacji, a węże na widzeniu w podczerwieni. Co ciekawe, pijawki lekarskie korzystają z aż dwóch zmysłów (dotyku i wzroku), w dodatku preferowana metoda polowania zmienia się z wiekiem. Młode pijawki żywią się krwią ryb i płazów, natomiast starsze osobniki wolą bardziej odżywczą krew ssaków. Wiedząc, że pasożyty zmieniają źródło krwi, biolodzy z California Institute of Technology (Caltech) zastanawiali się, czy zaczynają je także namierzać w inny sposób. Okazało się, że tak. By stwierdzić, do jakiego stopnia pijawki lekarskie polegają na włoskach czuciowych na ciele, które wykrywają ruchy wody wywołane przez ofiarę i na oczach, wychwytujących cienie fali spiętrzonej przez drugie zwierzę, Amerykanie przeprowadzili całą serię eksperymentów. W akwarium znajdowały się młode i dorosłe pijawki. Naukowcy monitorowali reakcje na fale mechaniczne, ich cienie oraz kombinację tych bodźców. Pijawki w różnym wieku reagowały podobnie, gdy działano tylko jednym rodzajem bodźca. Kiedy jednak pojawiały się i fale, i cienie, dorosłe pasożyty odpowiadały wyłącznie na fale. Biolodzy stwierdzili, że poszczególne zmysły nie zmieniły się podczas rozwoju, by pomóc w rozpoznawaniu różnych typów ofiar. Rozwinęła się za to zdolność integrowania wskazówek wzrokowo-dotykowych. W miarę dojrzewania zwierzęta zaczynają zwracać większą uwagę na jeden ze zmysłów [dotyk] - wyjaśnia główna autorka studium Cynthia Harley. W przyszłości zamierza ona zbadać przetwarzanie informacji na poziomie behawioralnym i komórkowym u dorosłych pijawek.
  5. Ryby i ssaki inaczej żują. Ryby wykorzystują mięśnie języka do wpychania jedzenia w głąb jamy gębowej, podczas gdy ssaki posługują się nimi, by ustawić pokarm w pozycji idealnej do miażdżenia zębami. Naukowcy z Brown University uważają, że dywergencja ewolucyjna w zakresie budowy i funkcji języka musiała się dokonać u płazów. Dopiero dalsze badania pozwolą jednak ustalić, kiedy się to stało i u jakich gatunków (dywergencja ewolucyjna to różnice w rozwoju filogenetycznym narządu/części ciała spokrewnionych gatunków, wynikające z odmiennych przystosowań). Amerykanie przyglądali się mięśniom kontrolującym ruchy żuchwy/szczęki i języka u ryb oraz ssaków. U ryb mięśnie języka przesuwały pokarm głębiej jak na linii montażowej w fabryce. U ssaków mięśnie języka pozycjonowały kąsek, by mięśnie żuchwy i szczęki mogły jak najlepiej wykorzystać zęby do rozdrobnienia jedzenia. To jasne, że wszystkie te zwierzęta żują, ale rola języka w tym żuciu jest już inna. W tym kontekście rodzi się pytanie, co robią mięśnie związane z językiem - opowiada dr Nicolai Konow. W latach 2008 i 2010 Konow i jego zespół opublikowali artykuły nt. technik żucia amii (mękławki), szczupaka oraz ryb kostnojęzykopodobnych, u których występuje kostny język sczepiający się z zębami na podniebieniu. Biolodzy wykazali, że u niektórych z tych gatunków żucie zaczyna się od języka ustawionego w górnej części jamy gębowej. Potem ryba napina mięsień mostkowo-gnykowy, cofa język, znów go wysuwa, by na końcu przywrócić oryginalną pozycję w górze pyska. Gdyby obserwować rybę od lewej strony, cykl żucia przypomina przekrzywioną elipsę, zataczaną przez język w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Odkrycie akademików z Brown University pokrywa się z wcześniejszymi doniesieniami innego zespołu, który badał m.in. wielopłetwcowate, niszczukokształtne i dwudyszne. Poza rybami Konow i inni studiowali też ssaki: alpaki, kozy i świnie. W mięśniach żuchwy/szczęki i języka zwierząt umieszczono elektrody, dzięki czemu można było śledzić aktywność każdej z tych grup mięśniowych podczas żucia. Okazało się, że gdy ssaki zaczynały żuć, język wysuwał się do przodu i w górę, a następnie był wciągany do pozycji wyjściowej. U zwierzęcia obserwowanego z lewej strony język zatacza elipsę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Różnice w żuciu wynikają z odmiennych funkcji języka. U ryb rola języka polega na szybkim transportowaniu pokarmu przez jamę gębową. W tym czasie często zachodzi rozcieranie jedzenia. Poza tym język przemieszcza przez pysk i dalej do skrzeli natlenioną wodę. To dlatego mamy do czynienia ze stałym wciąganiem języka do pyska - wyjaśnia Konow. Z kolei ssaki używają języka do takiego ustawienia pokarmu w jamie gębowej, by zmaksymalizować żucie. Co ciekawe, nawet pomiędzy blisko spokrewnionymi gatunkami występują zaskakujące różnice. Żucie u zwierząt roślinożernych nie jest tak skoordynowane (rytmiczne) jak u zwierząt wszystkożernych. Sądzimy, że roślinożercy potrzebują, by podczas żucia masa pokarmowa znajdowała się w ściśle określonej pozycji, dlatego język stale porusza się we wszystkich kierunkach, aby pomiędzy ugryzieniami umieścić kęs dokładnie tam, gdzie powinien być. Kiedy doszło do dywergencji ewolucyjnej? Belgijski biolog Anthony Herrel ustalił kiedyś, że u jaszczurek język wysuwa się naprzód i ku górze jak u ssaków, co sugeruje, że zmiana funkcji nastąpiła u płazów. Konow już planuje, by w niedalekiej przyszłości przeprowadzić eksperymenty na płazach.
  6. Najnowsze badania wskazują, że dinozaury były prawdopodobnie wczesnymi, jeśli nie pierwszymi zwierzęcymi żywicielami owadów z rzędu Phthiraptera, do których należą np. wszy. Kevin Johnson, ornitolog z Illinois Natural History Survey, wykorzystał skamieniałości i dane molekularne, by prześledzić ewolucję wszy i ich gospodarzy. Znalazł mocne dowody na to, że przodkowie wszy pasożytujących dziś na ptakach i ssakach zaczęli się różnicować jeszcze przed wymieraniem kredowym, które miało miejsce ok. 65 mln lat temu. Wyniki studium wspierają pomysł [i doniesienia autorów najnowszych badań genetycznych], że główne grupy ptaków i ssaków istniały przed wyginięciem dinozaurów. Jeśli były wszy, gdzieś w pobliżu musieli się kręcić ich żywiciele. Naukowcy stale próbują zrozumieć czynniki, które doprowadziły do powstania dzisiejszej różnorodności ptaków i ssaków. Jedna z teorii głosi, że wyginięcie dinozaurów wspomogło wczesne etapy różnicowania i ekspansji ptaków i ssaków (proces zwany radiacją ewolucyjną), dając im dostęp do nowych terytoriów i habitatów. Bazując na dowodach związanych z wszami, można jednak stwierdzić, że radiacja ssaków i ptaków już trwała, gdy olbrzymie gady wymierały. Czemu naukowcy tak bardzo skupili się na Phthiraptera? Ponieważ ściśle dopasowują się do metod obronnych gospodarza. Trichodectidae, które kiedyś nazywano wszołami, mają np. rowki na szczycie głowy. Pasują one idealnie do pojedynczego pasma włosów. Podchodząc w ten sposób żywiciela, owady unikają co prawda usunięcia, ale i mają niewielkie szanse na zmianę rodzaju żywego lokum. Wskutek tego historia ewolucyjna żywicieli i pasożytów mocno się ze sobą splata. Johnson i Vincent Smith sporządzili częściowe drzewo filogenetyczne Phthiraptera, porównując sekwencje DNA 69 współczesnych linii. Wszy są jak żywe skamieniałości. W tych pasożytach znajduje się zapis naszej przeszłości, dlatego rekonstruując ich historię ewolucyjną [zmiany w sekwencji genów, które się akumulują i pozwalają na określenie przybliżonego czasu wyewoluowania spokrewnionych grup organizmów], da się [...] również odtworzyć historię gospodarzy- przekonuje Smith. Amerykanie wykorzystali skamieniałości wszy, ptaków i ssaków do wytyczenia punktów czasowych na drzewie rodowym. Datowanie skamieniałości przeprowadzano w oparciu o wiek formacji geologicznych, w obrębie których zostały znalezione. Nasze analizy wskazują, że zarówno ptasie, jak i ssacze wszy zaczęły się różnicować przed wymieraniem kredowym. Biorąc pod uwagę, jak bardzo Phthiraptera są rozpowszechnione wśród ptaków, a do pewnego stopnia także wśród ssaków, prawdopodobnie i przed milionami lat występowały u wielu gospodarzy, w tym dinozaurów - podsumowuje Johnson.
  7. Kiedyś biolodzy sądzili, że podczas polowania na ssaki orki unikają wykrycia, ponieważ zaczynają się komunikować za pomocą niesłyszalnych dla ewentualnych ofiar dźwięków o bardzo wysokiej częstotliwości. Okazuje się jednak, że drapieżniki nie wydają wtedy żadnych dźwięków, a mimo to są jakoś w stanie skoordynować grupowe działania. By stwierdzić, jak orki to robią, Volker Deecke z Uniwersytetu św. Andrzeja oraz Rüdiger Riesch z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny posłużyli się hydrofonami. Były one na tyle czułe, że zespół słyszał chrupanie, gdy myśliwi wgryzali się w zdobyte łupy. Naukowcy skoncentrowali się na ekotypie orek wędrownych z Oceanu Spokojnego u wybrzeży Kanady i Alaski. Orki wędrowne (koczownicze) tworzą mniejsze, liczące od 3 do 7 osobników, stada od orek osiadłych, które żyją bliżej brzegów w grupach składających się z 10-25 osobników. Populacje przybrzeżne żywią się głównie rybami oraz w mniejszym stopniu głowonogami, a populacje wędrowne fokami, morświnami czy mniejszymi delfinowatymi. Niektórzy specjaliści sądzą, że mamy do czynienia z dwoma różnymi podgatunkami. Najbardziej uderzającą różnicę stanowi dieta. W ciągu 40 lat badań nad tymi zwierzętami nigdy nie widziano orki osiadłej jedzącej ssaka ani orki wędrownej jedzącej ryby – podkreśla dr Deecke. Orki osiadłe polują na ryby, wykorzystując echolokację. Walenie kląskają, a generowana przez nie fala dźwiękowa odbija się od ofiary. Jednak wszystkie ssaki morskie doskonale słyszą pod wodą. Gdyby waleń pływał w pobliżu, kląskając jak szalony, wszystkie foki i morświny pomyślałyby zapewne – o, zbliża się drapieżnik, trzeba uciekać. Co zatem robią orki wędrowne, by jakoś zdobyć pokarm? Przechodzą w "tryb cichy". Wszystko wskazuje na to, że nie muszą się w ogóle porozumiewać, aby skutecznie zapolować. Chcąc pokryć większy obszar, rozpływają się od czasu do czasu, oddalając się na kilkaset metrów, a nawet kilka kilometrów, a następnie ponownie się do siebie zbliżają. Gdy tylko coś schwytają, zaczynają się ponownie odzywać. Dr Deecke nie sądzi, by orki mogły się widzieć z większych odległości. Przez obecność rozdrobnionego lodu w okolicach Alaski woda ma bowiem konsystencję i barwę mleka. Szkocki biolog przypuszcza, że walenie nieustannie ćwiczą przebieg polowania, dlatego znają swoje pozycje. Naukowcy chcą dokładniej poznać działania orek, nagrywając wydawane przez nie dźwięki i śledząc ich ruchy za pomocą GPS-a.
  8. Ptaki są jedynymi zwierzętami poza ssakami, u których rejony mózgu szczególnie aktywne podczas czuwania śpią później głębiej. Naukowcy z Instytutu Ornitologii Maxa Plancka w Seewiesen nie pozwalali gołębiom na popołudniową drzemkę, wyświetlając im filmy z serii Davida Attenborough Życie ptaków. Podczas 8-godzinnej sesji kinowej jedno oko zwierzęcia zasłaniano, a drugie nakierowywano na ekran. Gdy ptak zasypiał, delikatnie go poszturchiwano. W nocy obserwowano głębszy sen w częściach mózgu związanych ze stymulowanym okiem, w porównaniu do analogicznego regionu drugiej półkuli. Jak można się domyślić, w przypadku obszarów niewzrokowych nie odnotowano podobnej asymetrii snu. Skąd takie zjawisko u ptaków? Poza ssakami, są one jedynymi zwierzętami, których sen jest podzielony na sen wolnofalowy, spokojny (oznaczany jako SWS, od ang. slow wave sleep, lub NREM, od ang. non-REM sleep) oraz sen paradoksalny, aktywny, oznaczany jako PS (od ang. paradoxical sleep) lub REM (od ang. rapid eye movements sleep). W czasie SWS mózg generuje silne sygnały elektryczne, widoczne w zapisie EEG jako fale o wysokiej amplitudzie i niskiej częstotliwości. U ssaków intensywność snu SWS spada lub wzrasta jako funkcja czasu spędzonego wcześniej, odpowiednio, na czuwaniu lub śnie. Teraz po raz pierwszy Niemcy wykazali istnienie analogicznego efektu również u ptaków. W sytuacji pozbawienia snu gołębie spały mocniej. U ptaków obserwowaliśmy ssakopodobny "miejscowy sen". Najprawdopodobniej więc główną funkcją snu wolnofalowego jest regeneracja mózgu – podsumowuje John Lesku, główny autor studium.
  9. Wyginięcie 65 mln lat temu dinozaurów utorowało drogę wzrostowi rozmiarów ssaków – po tym historycznym wydarzeniu stały się one 1000-krotnie większe niż wcześniej. Dinozaury zniknęły i nagle nie było komu zjadać roślin. Ssaki zaczęły bazować na wolnym źródle pożywienia, a gdy jest się dużym, korzystniej być roślinożercą – wyjaśnia dr Jessica Theodor z Uniwersytetu w Calgary. Kanadyjka podkreśla, że studium jej zespołu pokazuje, jak szybko w kategoriach geologicznych ekosystem potrafi się na nowo skalibrować. Dinozaury straciliśmy 65 mln lat temu, a w ciągu 25 mln lat system zresetował się i nastawił na nowe maksimum dla zwierząt, które nadal go zamieszkiwały. [...] To naprawdę szybka ewolucja. Pani biolog zdradziła, że z maksymalnej wagi 10 kg, gdy ssaki dzieliły środowisko z olbrzymimi gadami, ich gabaryty wzrosły do maksimum 17 ton (!) po przejęciu habitatu tylko dla siebie. Theodor ujawnia, że dotąd naukowcy tylko dyskutowali o wzorcach zmiany gabarytów w wyniku "konkurencyjnego uwolnienia" ssaków po wyginięciu dinozaurów, ale nikt nie przeprowadził odpowiednich wyliczeń. Dopiero ona i 19 specjalistów z różnych krajów uczyniło ten ważny krok. Przejrzeliśmy każdy okres geologiczny, zastanawiając się, kto jest największy w danej grupie ssaków. Potem szacowaliśmy masę ciała. Akademicy zbierali dane dotyczące maksymalnych rozmiarów głównych grup ssaków lądowych na każdym kontynencie, w tym nieparzystokopytnych (Perissodactyla), trąbowców (Proboscidea), szczerbaków (Xenarthra) oraz wielu wymarłych taksonów. Wyniki wskazują, że na wielkość wpływają ilość dostępnego miejsca i klimat – im chłodniej, tym ssaki były większe, gdyż większe zwierzęta lepiej utrzymują ciepło. Okazało się również, że żadna pojedyncza grupa ssaków nie zawłaszczyła sobie kategorii największych – w różnym czasie i miejscach najwięksi z największych należeli bowiem do różnych grup. Ze szczegółami studium międzynarodowego zespołu można się zapoznać na łamach Science.
  10. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley oraz Pennsylvania State University nie wykluczają, że znajdujemy się u progu kolejnego masowego wymierania gatunków. Dotychczas na Ziemi miało miejsce pięć takich wydarzeń. Do ostatniego doszło 68 milionów lat temu, gdy wyginęły dinozaury. Trzeba jednak zaznaczyć, że przewidywania uczonych obarczone są sporym marginesem błędu, gdyż nie jesteśmy w stanie dokładnie porównać życia na Ziemi w różnych okresach. Naukowcy porównali bioróżnorodność ssaków na terenie Ameryki Północnej z trzech okresów. Pierwszy to czas pomiędzy 500 a 40 000 lat temu, drugi 40 000 a 5 milionów, a trzeci 5 a 30 milionów lat. Dane uwzględniały wszystkie ssaki lądowe, oprócz nietoperzy. Z uzyskanych w ten sposób informacji wynika, że gdy przed 13 000 lat na kontynent północnoamerykański przybyli ludzie, rozpoczęła się masowa zagłada ssaków. Trwała ona przez 2000 lat. Pocieszający jest fakt, że w ciągu ostatnich 10 000 lat proces ten nie posunął się do przodu. Mieliśmy do czynienia z pewnym zjawiskiem, związanym z pojawieniem się ludzi przed 13 000 lat, ale mniej więcej od 10 000 lat sytuacja jest stabilna - mówi współautor badań, profesor Anthony Barnosky. Uważa on, że podobne zjawisko będzie można zauważyć w odniesieniu do Europy, na terenie której Homo sapiens pojawił się około 40 000 lat temu. Na tym jednak kończą się dobre wiadomości. Od mniej więcej 100 lat obserwujemy szybszą niż można by się spodziewać utratę bioróżnorodności. Obserwujemy znikanie podgatunków, a nawet kilku gatunków. Wygląda na to, że znowu rozpoczęło się wymieranie - stwierdza Barnoski. Jestem jednak optymistą, ponieważ nie straciliśmy wielu gatunków i jeśli zwiększymy nasze wysiłki na rzecz ich ochrony, przetrwają one w przyszłości - dodaje. Naukowcy stwierdzili, że gwałtowne zmiany klimatyczne z przeszłości, które były znacznie większe niż te zachodzące obecnie, nie wpłynęły negatywnie na bioróżnorodność ssaków. Dopiero pojawienie się człowieka prowadzi do ich wymierania, tym szybszego, że akurat kończyło się zlodowacenie i klimat się ocieplał. Obecnie mamy do czynienia z podobnymi zjawiskami. Liczba ludzi szybko rośnie i mamy do czynienia z ociepleniem. Uczeni sądzą, że przeanalizowanie podobnych danych dla innych gromad zwierząt i roślin pozwoli ujawnić więcej danych dotyczących przebiegu wymierania gatunków. Jednak przeprowadzenie takich analiz będzie trudniejsze, gdyż nie pozostawiają one po sobie tak wielu skamieniałości jak ssaki.
  11. W siatkówce oka myszy odkryto komórki, które reagują na zbliżające się obiekty bez udziału mózgu. W toku ewolucji umiejętność ta pojawiła się zapewne, by ułatwić ucieczkę przed drapieżnikami (Nature Neuroscience). Dotąd w siatkówkach ssaków odnaleziono i opisano komórki reagujące na ruchy w pionie i poziomie, ale jedynymi komórkami reagującymi na zbliżające się obiekty były neurony zlokalizowane w mózgu. Podczas badania mysiego oka Botond Roska i zespół z Friedrich Miescher Institute for Biomedical Research w Bazylei zauważyli, że pewien typ komórek zachowuje się niezwykle w odpowiedzi na ruch. Podczas dalszych analiz okazało się, że uaktywniają się one tylko wtedy, gdy obiekt się przybliża. Szwajcarzy przypuszczają, że ludzie również dysponują podobnymi komórkami, reagującymi przed neuronami mózgu. To system alarmowy, który znajduje się tak blisko "końca" organizmu, jak tylko się da. Jeśli zostawi się reakcję mózgowi, może być za późno. W dalszej kolejności Roska i inni zamierzają sprawdzić, w jaki sposób komórki siatkówki uruchamiają odpowiedź mózgu. Badacze z Bazylei podeszli do zadania bardzo poważnie. By wykryć neurony i obwody pośredniczące w detekcji ruchu, wykorzystali wiele nowoczesnych metod, w tym mikroskopię dwufotonową, znakowanie genetyczne, elektrofizjologię i modelowanie teoretyczne. Dzięki temu natrafili na trop komórek zwojowych siatkówki i zidentyfikowali elementy składowe powiązanego z nim układu aferentnego. Okazało się, że mamy do czynienia ze ścieżką szybkiego hamowania, w skład której wchodzą m.in. komórki amakrynowe A2. Łączą się one z komórkami dwubiegunowymi.
  12. Czy jedna czaszka może zmienić podstawy wiedzy o ewolucji kręgowców? Okazuje się, że tak. Znany dzisiaj podział na ryby kostne i chrzęstne jest powszechnie stosowany w celu usystematyzowania wiedzy ichtiologicznej, a naukowcy przypuszczali, że nie zmieniał się on od milionów lat oraz że mimo wymierania gatunków i zajmowania nisz ekologicznych przez nowe, każdy kolejny organizm należał do jasno wytyczonej grupy – albo mającej szkielet zbudowany z kości, albo z chrząstek. Takie wnioski można było wysunąć, gdyż nauce znane są liczne skamieniałości ryb kostnych, ale brak jest zachowanych szkieletów chrzęstnych – delikatna tkanka nie przetrwałaby próby czasu – sądzili eksperci. Jednak najnowsze odkrycia pokazują, że w rękach paleontologów od ponad 150 lat tkwiły okazy przedstawicieli ryb chrzęstnych, chociaż uczeni nie mieli o tym pojęcia. Mieliśmy wiele czaszek, których nie byliśmy w żaden sposób w stanie dopasować do znanych gatunków wymarłych ryb kostnych. Sądziliśmy, że są to fragmenty szkieletów okazów jeszcze nieopisanych – mówi Martin Brazeau z Uniwersytetu Uppsala w Szwecji. Wykopaliska przeprowadzone przez Brazeau oraz jego studentów doprowadziły do odkrycia licznych skamieniałości oraz pozwoliły powiązać znane czaszki kostne z chrzęstnymi szkieletami, które zachowały się dzięki czystemu przypadkowi i bardzo dobrym warunkom. Było to możliwe, gdyż natrafiono na ślad szkieletu chrzęstnego oraz czaszki, która w innych okolicznościach bez wątpienia zostałaby sklasyfikowana jako nieznany gatunek. To odkrycie pokazuje, że wymarłych gatunków ryb nie można wtłaczać w ściśle wytyczone grupy. Takie postępowanie daje skrzywiony obraz ewolucji – mówi Brazeau. Typowy pogląd mówiący, że istnieją dwie grupy ryb – kostne i chrzęstne, związane z rekinami, może i jest prawdziwy teraz, ale jeżeli spojrzymy wstecz na wczesne skamieniałości, sprawa staje się bardziej skomplikowana - komentuje John Maisey, kurator działu paleontologicznego Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej. Michael Coates, profesor Uniwersytetu w Chicago, odnosząc się do wyników badań posuwa się jeszcze dalej: To bardzo ważny element układanki, próbującej pomóc zrozumieć jedno z największych wydarzeń ewolucji – nie tylko naszej, ale także przytłaczającej większości zwierząt mających kręgosłup – kończy.
  13. Z najnowszej edycji Czerwonej Księgi Gatunków Zagrożonych możemy dowiedzieć się, że w najbliższym czasie może wyginąć aż 25% gatunków ssaków. W księdze sklasyfikowano 5487 gatunków tych zwierząt. Z tego co najmniej 1141 jest w niebezpieczeństwie. Ponadto brak wystarczających informacji o 836 kolejnych gatunkach powoduje, że być może zagrożonych jest aż 36% gatunków ssaków. Głównym niebezpieczeństwem wiszącym nad ssakami jest utrata habitatów spowodowana ich niszczeniem na potrzeby rolnictwa. Autorzy obecnej edycji Czerwonej Księgi nie skupili się tylko na ssakach. Zebrano dane o 45 000 gatunków i okazało się, że wyginąć może 17 000 z nich. Znanym przykładem gatunku, który bardzo szybko zyskał status "zagrożonego" jest diabeł tasmański. Jeszcze przed dziesięciu laty zwierzę to było w kategorii "najmniejszej troski". Jednak w jego przypadku człowiek wydaje się niewinny - diabła dziesiątkuje epidemia raka. Z drugiej jednak strony polowania i utrata habitatów spowodowały, że liczebność foki kaspijskiej zmniejszyła się aż o 90% w ciągu ostatnich 100 lat. Czerwona Księga posługuje się siedmiostopniową skalą opisującą stopień zagrożenia gatunku: od "najmniejszej troski" po "wymarłe". Za zagrożone wyginięciem uznaje się gatunki przypisane do kategorii "narażone", "zagrożone" i "krytycznie zagrożone". Obecnie w kategorii "zagrożone" znajduje się 450 gatunków ssaków, czyli o 30% więcej niż w roku 1996. Jako "krytycznie zagrożone" zakwalifikowano 188 gatunków. Sytuacja przyrody na Ziemi gwałtownie się pogarsza. Coraz więcej gatunków jest przypisywanych do kategorii zagrożonych lub mówi się o nich jako o prawdopodobnie wymarłych. Jedynie sytuacja insektów i mięczaków nie jest tak zła jak ssaków. Wszystkie inne grupy - ptaki, gady, płazy, ryby i rośliny doświadczyły w ciągu ostatnich 12 lat jeszcze większych problemów niż ssaki. Specjaliści mówią jasno: z ratowaniem gatunków nie można czekać, każda zwłoka może oznaczać, że dla wielu z nich będzie już zbyt późno. Istnieją dowody na to, że mają rację. W obecnej edycji Czerwonej Księgi znajdziemy 5% gatunków ssaków, których sytuacja uległa poprawie właśnie wskutek podjętych działań ratunkowych. Jeszcze w 1996 roku dziki mongolski koń został sklasyfikowany jako "wymarły na wolności". Z powodzeniem prowadzony program jego reintrodukcji sprawił, że obecnie znajduje się w kategorii "krytycznie zagrożony". Podobnie ma się sytuacja ze słoniem afrykańskim. Poprzednio Czerwona Księga klasyfikowała ten gatunek jako "narażony". Jednak skuteczne programy ochrony spowodowały, że w Afryce południowej i wschodniej pogłowie słoni wzrosło i obecnie jest on uznawany za "bliskiego zagrożenia".
  14. Profesor Robert Dooling z University of Maryland i jego dwuosobowy zespół wydedukowali, co mogły słyszeć dinozaury. Opierając się na wiedzy na temat budowy ptasiego ucha, doszli do wniosku, że wymarłe wiele milionów lat temu gady odbierały dźwięki o niskiej częstotliwości, np. odgłosy kroków innego ciężkiego dinozaura, ale już nie dźwięki o wysokiej częstotliwości. Dinozaury i archozaury (gady naczelne, Archosauria) cechuje podobna budowa ucha. Do archozaurów zaliczamy m.in. ptaki i krokodyle. Porównując strukturę uszu i odnosząc do tego ogólne zasady słyszenia, naukowcy uzyskali zakres dźwięków słyszanych przez zwierzęta sprzed 65 mln lat. Dooling twierdzi, że dinozaury słyszały podobnie jak niektóre współczesne duże ssaki, np. słonie. Ogólna zasada jest taka, że zwierzęta mogą słyszeć dźwięki, które same wydają. Dinozaury prawdopodobnie doskonale odbierały odgłosy kroków innych dinozaurów. Słonie słyszą, nawet z dużych odległości, bardzo niskie infradźwięki, generowane podczas chodzenia przez inne osobniki swojego gatunku. Analizując budowę ucha różnych gromad, naukowcy brali pod uwagę strukturę zwaną błoną podstawną, oddzielającą podstawy komórek nabłonkowych od położonej poniżej tkanki łącznej. U stosunkowo lekkich ptaków jest ona niewielka, a u dinozaurów dużo większa. Mniejsze zwierzęta lepiej słyszą i wydają dźwięki o wyższych częstotliwościach, a olbrzymy dokładnie na odwrót. Niewielkie i lekkie narządy głosowe łatwiej przełączyć na emitowanie dźwięków o wysokiej częstotliwości niż struktury duże i ciężkie. Zużywa się przy tym o wiele mniej energii. Zakres dźwięków słyszanych przez dinozaury kończył się mniej więcej na 3 kHz. Dla porównania, psy i sporo innych ssaków słyszy ultradźwięki o częstotliwości przekraczającej 20 kiloherców. To zakres niedostępny dla archozaurów, ale i dla człowieka. Zakres słyszenia wysokich dźwięków był w przypadku dinozaurów nawet bardziej ograniczony niż charakterystyczny dla nas, ludzi. Dooling stwierdza też, że porównywanie starszych ludzi do dinozaurów przypadkowo jest bardzo prawdziwe. W miarę upływu lat nasze słyszenie zaczyna bowiem coraz bardziej przypominać to charakterystyczne dla pradawnych gadów. "Wypada" cała gama wysokich tonów, pozostają tylko te niższe.
  15. Naukowcy z New York Medical College odkryli, dlaczego ptaki, w przeciwieństwie do ssaków, nie są w stanie wydajnie wytwarzać ciepła w tkance tłuszczowej. Być może odkrycie to nie byłoby tak pasjonujące gdyby nie fakt, że przyczyna tego zjawiska może być zarazem jednym z powodów... wyginięcia dinozaurów. Ludzie, podobnie jak pozostałe ssaki, wytwarzają w swoich organizmach dwa rodzaje tkanki: żółtą i brunatną. Pierwsza z nich jest dobrze znana wszystkim - to w niej odkłada się nadmiar energii zmagazynowanej w postaci cząsteczek tłuszczu. Drugi typ tkanki tłuszczowej ma inną funkcję. Zachodzi w niej produkcja białka zwanego termogeniną, należącego do grupy tzw. rozprzęgaczy. Ich rola polega na blokowaniu powstawania związków wysokoenergetycznych, które mogłyby zostać następnie zużyte jako nośnik energii. Zamiast tego dochodzi do rozproszenia energii w postaci ciepła. Z tego powodu nie powinien dziwić fakt, że najwięcej brunatnej tkanki tłuszczowej wytwarzają organizmy narażone na wychłodzenie, przede wszystkim niedźwiedzie brunatne. U ludzi brunatna tkanka tłuszczowa występuje u noworodków oraz - w znacznie mniejszej ilości - u dorosłych. Gen kodujący termogeninę zwany jest UCP1. Stwierdzono, że choć występuje on u ssaków, u ptaków został w drodze ewolucji wyeliminowany. Podobna sytuacja ma miejsce u jaszczurek. Porównanie tych danych z danymi na temat historii ewolucji kolejnych gatunków wykazało, że do usunięcia wspomnianego genu niemal na pewno doszło u wspólnego przodka jaszczurek i ptaków. Wiadomo także, że ten sam przodek w drodze ewolucji dał początek linii rozwojowej dinozaurów. Oznacza to, że najprawdopodobniej także te wielkie gady były pozbawione zdolności syntezy termogeniny. Gdyby rzeczywiście tak było, oznaczałoby to znacznie wyższą podatność na spadek temperatury otoczenia, np. w wyniku pojawienia się na niebie gęstych chmur po uderzeniu w powierzchnię Ziemi meteorytu. Szczegóły wykonanych badań opisano w najnowszym numerze czasopisma BMC Biology.
  16. Dinozaury były przez długi czas uważane za zmiennocieplne gady. Analiza skamieniałości wykazała jednak, że im większy był dany gatunek, tym cieplejszą miał krew. Ostatnio niektórzy badacze wysunęli teorię, że dinozaury aktywnie regulowały temperaturę swojego ciała, podobnie jak ssaki. Zaprezentowane na łamach magazynu Plos Biology wyniki wskazują jednak, że większe dinozaury po prostu wolniej traciły ciepło i dlatego zawsze pozostawały "gorące". Ryby, płazy i gady są zwierzętami zmiennocieplnymi (inaczej mówiąc ektotermicznymi lub zimnokrwistymi). Temperatura ich ciała jest zmienna i zależy od temperatury otoczenia. Dlatego np. jaszczurki czy węże ogrzewają się na prażonych słońcem skałach. Ptaki i ssaki są stałocieplne (endotermiczne, ciepłokrwiste). Mogą regulować temperaturę swojego ciała niezależnie od wpływów zewnętrznych. Jest ona bardziej stała niż u gadów i wyższa od temperatury otoczenia. James Gillooly z University of Florida w Gainesville i jego koledzy rozpoczęli prace od równania pokazującego związki między rozmiarami ciała, temperaturą i tempem wzrostu zwierzęcia. Odwołali się do równania, którego prawdziwość wykazano w stosunku do innych gatunków. Zespół Gillooly'ego posłużył się pierścieniami rocznego przyrostu w kościach 8 gatunków dinozaurów, by oszacować tempo wzrostu i rozmiary ciała w pełni dorosłego osobnika. Te informacje mogły z kolei posłużyć do obliczenia (po przekształceniu wzoru) temperatury ciała prehistorycznych gadów. Akademicy zauważyli, że temperatura najmniejszych dinozaurów wynosiła ok. 25 stopni. Była więc bliska temperatury otoczenia i podobna do tej obserwowanej u obecnie żyjących gadów. Innymi słowy, nie mogły one aktywnie regulować temperatury swojego ciała, tak jak to czynią ssaki i ptaki. Jednak wraz ze wzrostem rozmiarów dinozaury stawały się mniej wydajne w rozpraszaniu ciepła i to przypadkowo pomogło im w utrzymywaniu stałej temperatury. Zjawisko to znane jest jako inercyjna homeotermia. Z równania naukowców wynikało np., że temperatura ciała ważącego 13 ton ogromnego zauropoda Apatosaurusa wynosiła trochę ponad 40 stopni Celsjusza. Większość zwierząt nie może tolerować temperatury ciała powyżej 45 stopni (grozi to denaturacją białka), dlatego Apatosaurus znajdował się blisko górnej granicy rozmiarów ciała dinozaurów i ogólniejszej granicy dopuszczalnej temperatury zwierzęcego organizmu. To może sugerować, iż potencjalne rozmiary dinozaurów były ograniczane przez temperaturę ciała. Na pytanie, czy dinozaury były stało-, czy zmiennocieplne nie ma prostej odpowiedzi — twierdzi dr Angela Milner z londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej. Istnieje wielka rozmaitość stanów fizjologicznych, poczynając od gatunków znajdujących się bliżej końca ektotermicznego, które nie miały problemów z utrzymaniem ciepłoty ciała ze względu na swoje duże rozmiary, a kończąc na małych mięsożernych dinozaurach, bliskich endotermicznym ptakom. Dr Milner, która nie współpracowała z autorami niniejszego badania, wskazuje, że grupa dinozaurów znana jako hadrozaury prawdopodobnie "przełączała się" z bycia, podobnie jak ssaki i ptaki, zwierzęciem endotermicznym w dzieciństwie na inercyjną homeotermię, gdy stawały się dorosłymi osobnikami.
  17. Na skórze myszy odnaleziono receptory, które reagują na tlen. Takie same białka występują w skórze żab i płucach ssaków (Cell). Randall Johnson, biolog molekularny z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, przyznaje, "że nigdy ich tam nie szukano". Myszy i żaby są dalekimi krewniakami, dzieli je aż 350 mln lat ewolucji. Fakt, że i te, i te zwierzęta mają w skórze te same receptory, sugeruje, iż podobne struktury można znaleźć również w skórze innych ssaków, np. ludzi. Jak wykorzystać to odkrycie? Na wiele sposobów. Naukowcy wspominają, że dzięki niemu udałoby się np. zwiększyć poziom tlenu we krwi sportowców i osób chorych. Receptory nie tylko wykrywają tlen, ale są także w stanie wpływać na zwiększenie liczebności czerwonych krwinek. Kiedy jest za mało tlenu, organizm nasila produkcję erytrocytów, wydzielając hormon o nazwie erytropoetyna (EPO). U normalnych myszy, które oddychają powietrzem o 10-proc. zawartości O2 (warunki przypominające te panujące na szczycie Mount Everest), stężenie erytropoetyny wzrasta 30-krotnie. Kiedy jednak ze skóry gryzoni usunięto receptory HIF-1a, nie były one w stanie wytworzyć hormonu nawet po godzinach niedoboru tlenu. Johnson cieszy się, że choroby płuc czy anemię będzie można leczyć, zajmując się właściwościami skóry, bez konieczności wstrzykiwania leków naśladujących funkcje erytropoetyny. W przyszłości badacze chcą zbadać inne ssaki. Oczywiście, ssaki wodne będą się różnić od lądowych pod względem sposobu, w jaki ich skóra adaptuje się do zawartości tlenu. Podobnie jak w przypadku zwierząt żyjących wyżej i na poziomie morza.
  18. Spośród 4000 gatunków ssaków nasz jest jednym z nielicznych, których zdrowie uzależnione jest od przyjmowania wraz z pożywieniem kwasu askorbinowego, czyli witaminy C. Podobny los dzielą z nami takie gatunki, jak większość naczelnych, świnki morskie oraz niektóre gatunki nietoperzy. Okazuje się jednak, że w toku ewolucji nasze gatunki wypracowały zadziwiająco wydajny mechanizm kompensujący tę niedogodność. W organizmach pozbawionych zdolności syntezy kwasu askorbinowego występuje bardzo wydajny mechanizm wychwytu utlenionej formy witaminy C, czyli kwasu dehydroaskorbinowego (DHA). Związek ten powstaje z witaminy C w wyniku reakcji z utleniaczami - cząsteczki kwasu askorbinowego są "poświęcane" w obronie innych związków, krytycznych dla przeżycia. W efekcie tej reakcji powstaje utleniona forma kwasu askorbinowego, czyli właśnie DHA. W większości świata ożywionego DHA jest traktowany jak związek "zużyty" i przez to niepotrzebny. W organizmie człowieka zostaje on jednak pochłonięty przez czerwone krwinki (erytrocyty), a następnie powrotnie zredukowany do aktywnej formy. Tak przetworzony może zostać wydzielony z powrotem do krwi, skąd trafia do innych tkanek. Dr Naomi Taylor, pracująca na Uniwersytecie we francuskim Montpellier, jest pod wrażeniem skuteczności tego mechanizmu: Ewolucja jest niesamowita. Mówimy o naszej niezdolności do wytwarzania kwasu askorbinowego jak o "wrodzonym defekcie metabolicznym", a tymczasem wypracowaliśmy zadziwiający mechanizm kompensujący tę niedogodność. Co więcej, używamy do tego jednych z najliczniejszych i najbardziej rozsianych po całym ciele komórek. Warto zaznaczyć, że organizmy zdolne do syntezy witaminy C są niemal całkowicie niezdolne do wychwytywania z krwi DHA. Zamiast tego są zmuszone produkować "od zera" ogromne ilości kwasu askorbinowego, jednoczesnie zużywając na to mnóstwo energii. Dla przykładu: człowiekowi wystarcza pobranie wraz z dietą 1 mg witaminy C na kilogram masy ciała, tymczasem kozły są zmuszone wytwarzać we własnym ciele 200 razy większą ilość tego związku! W organizmie człowieka DHA jest pobierany do wnętrza erytrocytów przez białko zwane Glut1, które znane jest przede wszystkim ze zdolności do wchłaniania glukozy (stąd jego nazwa, pochodząca od angielskiego Glucose Transporter, type 1). Ciekawostką jest jednak fakt, że pomimo mylącej nazwy białka wykazuje ono znacznie większą zdolność do przenoszenia DHA niż glukozy. Efekt ten dodatkowo pogłębia się wraz z upływem życia komórki. Badacze twierdzą, że przyczyną tej "preferencji" przenośnika glukozy i DHA jest synteza innego białka zwanego stomatyną. Pojawia się ono w czerwonych krwinkach dopiero po pewnym czasie od powstania tych komórek. Brak tej proteiny powoduje odwrotne zjawisko, tzn. wzrost wydajności wchłaniania glukozy kosztem ilości pobieranego kwasu dehydroaskorbinowego. Kolejna niespodzianka: u myszy, które mają naturalną zdolność syntezy witaminy C, erytrocyty w ogóle nie wykazują obecności Glut1 na powierzchni. Zamiast tego posiadają na swojej powierzchni zupełnie inny przenośnik, zwany Glut4, praktycznie niezdolny do pobierania DHA z krwi. Istnieje bardzo wyraźna zależność pomiędzy obecnością na czerwonych krwinkach określonego transportera a zdolnością organizmu do wytwarzania witaminy C. Jak widać, w naturze samowystarczalność nie zawsze jest potrzebna. Czasem dużo cenniejszą zdolnością jest umiejętne wykorzystanie tego, co inni odrzucili jako niepotrzebne.
  19. Samce gatunków zwierząt praktykujących promiskuityzm (spółkowanie z kilkoma partnerami), które współżyją z samicą jako drugie lub ostatnie, są ojcami największej liczby młodych. Dzieje się tak w przypadku większości owadów. Do gatunków, w których drugi samiec zyskuje najwięcej, należą strąkowcowate, muszki owocowe, pasożytnicze osy oraz motyle, a wśród ssaków naczelne i wiewiórki ziemne. Czemu ostatni jest zwycięzcą? Można to częściowo wyjaśnić współzawodnictwem spermy. Drugi samiec produkuje większe ilości spermy lub jego plemniki zwalczają plemniki poprzednika w drogach rodnych samicy. Wiele zwierząt dysponuje też różnymi metodami usuwania spermy rywala. Niektóre ważki mają na przykład na penisach specjalne wąsy, które jak szczotka wymiatają spermę poprzedniego partnera. Biolodzy ewolucyjni z University of Exter, David Hosken oraz David Hodgson, przedstawili jeszcze jedno wyjaśnienie. Przewertowali literaturę tematu w poszukiwaniu dowodów na to, że ejakulat pierwszych samców może zwiększać szanse następnego samca na zapłodnienie. Drogi rozrodcze samicy są środowiskiem wrogim dla plemników. Znajdują się tu komórki układu odpornościowego, w dodatku pochwa ma kwaśny odczyn. Dlatego wiele gatunków produkuje olbrzymią liczbę plemników, a tylko niewielki ich odsetek dociera w pobliże jaja. U ssaków w ejakulacie występuje kilkaset milionów plemników, a w okolice gamety męskiej dociera ok. 0,0001%. Sperma ma szereg właściwości, które pomagają sforsować wrogie warunki panujące w pochwie. Obrazowo rzecz ujmując, ejakulat pierwszego samca przeciera szlak. Ginie wiele plemników. Sperma drugiego partnera trafia na o wiele lepsze warunki. Samiec ten zużywa mniej energii, a w dodatku wytwarza więcej spermy. To pozwala mu zdeklasować rywala w wyścigu zmierzającym do zapłodnienia jaja. To rodzaj pasożytowania jednego samca na drugim — mówi Hosken. Kilka badań na owadach wykazało, że jeśli zwiększa się czas oddzielający seks uprawiany z każdym z partnerów, zmniejszają się korzyści osiągane przez drugiego z kolei. Fakt ten stanowi wsparcie dla forsowanego przez biologów wyjaśnienia zjawiska "gdzie dwóch spółkuje, tam drugi korzysta". Teraz Hosken chce przetestować swoją hipotezę na świerszczach, które przytwierdzają "pakieciki" ze spermą na odwłoku samicy. Czasem przytwierdzania można zaś z łatwością manipulować. Zainteresowanych eksperymentami odsyłamy do aktualnego wydania Journal of Theoretical Biology.
  20. Wielkie prehistoryczne kangury i przypominające wombata zwierzęta wielkości hipopotamów, które niegdyś zamieszkiwały Australię, nie zostały wybite przez ludzi. Naukowcy doszli do wniosku, że wymarły one z głodu. Badacze którzy prowadzili prace w okolicach jeziora Menindee w Nowej Południowej Walii znaleźli mocne dowody na poparcie tezy, że po ostatniej epoce lodowcowej nastąpiła susza, która zabiła ssaki. Miejsce wykopalisk zostało po raz pierwszy zbadane w latach 50. Wówczas uczeni znaleźli w okolicy narzędzia wykorzystywane do polowania, co skłoniło ich do wysunięciu tezy, iż ludzie doprowadzili do zagłady wspomnianych zwierząt. Wówczas jednak nie dysponowano tak dobrymi narzędziami do datowania, jak obecnie. Matt Cupper i jego zespół z University of Melbourne użyli najnowocześniejszych urządzeń i dowiedzieli się, że ludzie przybyli na te tereny dużo później, niż wyginęły ssaki. Szczątki wymarłych zwierząt datowane są na 60 000 lat. "Ludzi nie było na miejscu zbrodni, najstarsze dowody ich obecności są co najmniej o 10 000 lat młodsze niż moment, w którym wielkie ssaki wyginęły. Zwierzęta zginęły prawdopodobnie w czasie suszy około 55 000 lat temu" – powiedział archeolog Jacqui Duncan.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...