Search the Community
Showing results for tags 'masa ciała'.
Found 7 results
-
Wyginięcie 65 mln lat temu dinozaurów utorowało drogę wzrostowi rozmiarów ssaków – po tym historycznym wydarzeniu stały się one 1000-krotnie większe niż wcześniej. Dinozaury zniknęły i nagle nie było komu zjadać roślin. Ssaki zaczęły bazować na wolnym źródle pożywienia, a gdy jest się dużym, korzystniej być roślinożercą – wyjaśnia dr Jessica Theodor z Uniwersytetu w Calgary. Kanadyjka podkreśla, że studium jej zespołu pokazuje, jak szybko w kategoriach geologicznych ekosystem potrafi się na nowo skalibrować. Dinozaury straciliśmy 65 mln lat temu, a w ciągu 25 mln lat system zresetował się i nastawił na nowe maksimum dla zwierząt, które nadal go zamieszkiwały. [...] To naprawdę szybka ewolucja. Pani biolog zdradziła, że z maksymalnej wagi 10 kg, gdy ssaki dzieliły środowisko z olbrzymimi gadami, ich gabaryty wzrosły do maksimum 17 ton (!) po przejęciu habitatu tylko dla siebie. Theodor ujawnia, że dotąd naukowcy tylko dyskutowali o wzorcach zmiany gabarytów w wyniku "konkurencyjnego uwolnienia" ssaków po wyginięciu dinozaurów, ale nikt nie przeprowadził odpowiednich wyliczeń. Dopiero ona i 19 specjalistów z różnych krajów uczyniło ten ważny krok. Przejrzeliśmy każdy okres geologiczny, zastanawiając się, kto jest największy w danej grupie ssaków. Potem szacowaliśmy masę ciała. Akademicy zbierali dane dotyczące maksymalnych rozmiarów głównych grup ssaków lądowych na każdym kontynencie, w tym nieparzystokopytnych (Perissodactyla), trąbowców (Proboscidea), szczerbaków (Xenarthra) oraz wielu wymarłych taksonów. Wyniki wskazują, że na wielkość wpływają ilość dostępnego miejsca i klimat – im chłodniej, tym ssaki były większe, gdyż większe zwierzęta lepiej utrzymują ciepło. Okazało się również, że żadna pojedyncza grupa ssaków nie zawłaszczyła sobie kategorii największych – w różnym czasie i miejscach najwięksi z największych należeli bowiem do różnych grup. Ze szczegółami studium międzynarodowego zespołu można się zapoznać na łamach Science.
-
- masa ciała
- rozmiary
- (and 6 more)
-
Naukowcy z Uniwersytetów w Derby i Cambridge odkryli przedstawiciela rodziny pasikonikowatych, u którego jądra stanowią 14% masy ciała. To prawdziwy rekordzista, żadne inne zwierzę na świecie nie może się bowiem poszczycić tak dużymi jądrami w stosunku do swojej wagi (Biology Letters). Brytyjczycy ustalili, że podczas spółkowania owady wydzielają niewielką ilość spermy. Oznacza to, że ogromne jądra pozwalają na współżycie z większą liczbą samic, a nie produkowanie w ramach konkurencji z innymi samcami sporych ilości spermy przy każdym stosunku. Na początku zespół Vaheda zmierzył jądra u 21 gatunków pasikonikowatych. Różnice w rozmiarach były spore, ale jeden z gatunków - Platycleis affinis – pokonał poprzedniego rekordzistę w dziedzinie jąder proporcjonalnie największych w stosunku do gabarytów ciała (gatunek muszki owocowej Drosophila bifurca z wynikiem "zaledwie" 10,6%). Gdyby u ludzi stosunki wagowe miały być takie same, jądra osiągałyby masę 5 kg każde. Nie mogliśmy uwierzyć, że są aż tak duże; jądra wydawały się zajmować całą jamę brzuszną. [Nic dziwnego], że byliśmy zainteresowani, czemu się tak dzieje. Zazwyczaj wielkość jąder ma związek z rozrodczym zachowaniem samicy, czyli tym, czy ma wielu partnerów. Taką zależność wykryto u różnych gatunków ryb, ptaków, owadów i ssaków. Ze strony samca w grę mogą wchodzić dwie strategie: kopulowanie z większą liczbą samic lub produkowanie większej ilości spermy. W przypadku P. affinis to pierwsze, a jest o co walczyć, ponieważ w ciągu swojego 2-miesięcznego dorosłego życia samice spółkują nawet z 23 partnerami. Okazało się bowiem, że samce z większymi jądrami produkują de facto mniejsze ilości ejakulatu. [uprawdopodobnia to hipotezę], że chodzi raczej o liczbę różnych samic, które można zapłodnić, a nie o zapewnienie sobie większego sukcesu reprodukcyjnego w przypadku jednej samicy [tak dzieje się np. u ssaków, które wytwarzając dużo spermy z większych jąder, maksymalizują w ten sposób szanse zostania ojcami potomstwa wybranki]. Dr Vahed podkreśla, że tego typu badania przełamują tendencję do myślenia o wszystkich zwierzętach ze ssaczego punktu widzenia. Nie powinniśmy oczekiwać, że te same reguły i sytuacje odnoszą się do wszystkich gatunków; w grę może przecież wchodzić scenariusz albo-albo.
-
- dr Karim Vahed
- Platycleis affinis
- (and 5 more)
-
Trzy lata temu genetycy odkryli wersję genu, która aż o 2/3 zwiększa ryzyko otyłości. Okazuje się jednak, że allel FTO (od ang. fat mass and obesity associated), który najczęściej występuje u osób pochodzenia europejskiego, wiąże się także z utratą tkanki mózgowej. Naukowcy już wcześniej zauważyli, że otyłe starsze osoby częściej niż szczupli rówieśnicy cierpią na demencję, a objętość ich mózgów jest mniejsza. Przypisywano to jednak miażdżycy naczyń, która miała ograniczać dopływ krwi do mózgu. Tymczasem wariant FTO może oddziaływać na ten narząd bezpośrednio. Zespół profesora Paula Thompsona z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles posłużył się rezonansem magnetycznym. Dzięki temu stworzono trójwymiarowe mapy mózgu 206 zdrowych dorosłych w wieku od 70 do 80 lat. Pochodzili oni z 58 okolic USA. Badania przeprowadzono w ramach 5-letniego studium Alzheimer's Disease Neuroimaging Initiative. W mózgach nosicieli allelu FTO stale wykrywano mniej tkanki mózgowej. Osoby z wadliwą wersją genu miały średnio o 8% mniej tkanki w płatach czołowych, które zarządzają naszymi planami oraz działaniami, i aż o 12% mniej w płatach potylicznych, odpowiadających za widzenie. Co więcej, zaobserwowanych różnic nie można było bezpośrednio przypisać innym czynnikom związanym z otyłością, np. stężeniu cholesterolu, cukrzycy czy wysokiemu ciśnieniu krwi. Rezultaty są ciekawe. Jeśli masz złą wersję FTO, twoja waga wpływa na mózg negatywnie, powodując utratę tkanki. Jeśli jednak nie jesteś nosicielem FTO, wyższa masa ciała nie przekłada się na mózgowe deficyty. W rzeczywistości nie ma z tym nic wspólnego. To bardzo tajemniczy i szeroko rozpowszechniony gen – wyjaśnia Thompson. Amerykanin podkreśla, że jakakolwiek utrata tkanki mózgowej zwiększa ryzyko deterioracji funkcjonalnej. Gen dzieli więc świat na dwa obozy: tych, którzy mają allel FTO, i tych, którzy go nie mają. Thompson uważa, że można skutecznie zawalczyć z "przeznaczeniem", prowadząc zdrowy tryb życia. Naukowcy również zyskują na tym odkryciu, ponieważ mogą zaprojektować precyzyjniej działające leki przeciw demencji.
-
Kobiety, które spożywają umiarkowane ilości alkoholu, zwłaszcza czerwonego wina, tyją mniej od abstynentek (Archives of Internal Medicine). Zespół z Brigham and Women's Hospital w Bostonie przez 13 lat śledził losy 19.220 kobiet. W chwili rozpoczęcia studium miały one 39 i więcej lat, a ich waga mieściła się w granicach normy. W okresie objętym badaniem ochotniczki przeważnie stopniowo tyły. Tym, które w ogóle nie piły alkoholu, a stanowiły one 38% próby, przybyło najwięcej kilogramów. Co więcej, istniała odwrotna zależność między wzrostem wagi i spożyciem alkoholu. Nawet po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, takich jak tryb życia, dieta, palenie czy aktywność fizyczna, nadal okazywało się, że panie pijące najmniej tyły najbardziej. Miłośniczki wina przybierały na wadze mniej niż panie decydujące się na wodę mineralną czy napoje dietetyczne. Wiele wskazuje na to, że kalorie z alkoholu są przetwarzane inaczej niż te z pokarmów. Zgodnie z jedną z teorii, w wyniku regularnej konsumpcji "procentów" w wątrobie wykształca się odrębny mechanizm ich rozkładania głównie do ciepła, a nie tłuszczu. Może więc w ten sposób udało się znaleźć odpowiedź na pytanie, czemu Francuzki i Włoszki mają godne pozazdroszczenia figury, choć przy obiedzie raczą się obowiązkowym kieliszkiem wina. Nie wolno przy tym zapominać, że jeśli idzie o linię, alkohol alkoholowi nierówny i czerwone wino lepiej przysłuży się wymiarom kobiet niż piwo czy wódka. Idealne rozwiązanie to umiarkowane picie, za które uznawano wychylanie ok. dwóch 150-ml lampek wina dziennie. Amerykańskie studium nie objęło co prawda mężczyzn, ale naukowcy uważają, że wnioski z najnowszych badań mogą się do nich nie odnosić. Te z obserwowanych kobiet, które sięgały po alkohol, często zastępowały nim pokarmy bogate w węglowodany, co pozwalało zmieścić się w zapotrzebowaniu energetycznym organizmu. Wg specjalistów z Bostonu, panowie wcale nie musieliby się zachować podobnie w analogicznej sytuacji.
- 19 replies
-
- ciepło
- masa ciała
- (and 7 more)
-
Kobiety o figurze jabłka, u których obwód talii jest wyższy niż 88 cm, są bardziej narażone na zachorowanie na astmę. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy ich waga mieści się w normie (Thorax). O tym, że nadwaga zwiększa ryzyko wystąpienia astmy, naukowcy wiedzą już od jakiegoś czasu. Najnowsze badanie wskazuje jednak, że istotnym czynnikiem jest, jaka część ciężaru ciała skupia się wokół brzucha. Naukowcy z Northern California Cancer Center w Berkeley przeanalizowali dane 88304 kobiet – nauczycielek i administratorek szkół. Okazało się, że panie z nadwagą zapadały na astmę o 40% częściej niż te z prawidłową masą ciała. Jeśli dana osoba była otyła, to w porównaniu do koleżanek z normalną wagą, chorowała 2-krotnie częściej, a gdy borykała się ze skrajną otyłością – aż 3-krotnie. Naukowcy doszli też do zaskakującego wniosku. Jeśli obwód talii przekraczał 88 cm, nawet w przypadku kobiet o normalnej wadze ryzyko było podwyższone. W porównaniu do właścicielek smuklejszych kibici, szanse wystąpienia astmy były o 1/3 wyższe. Część specjalistów uznaje wskaźnik masy ciała (BMI) za standardową miarę otyłości, jednak reszta uważa, że obwód w pasie stanowi lepszą miarę ilości tłuszczu otaczającego narządy wewnętrzne. Tłuszcz wisceralny jest metabolicznie bardziej aktywny [od innych rodzajów tkanki tłuszczowej] i może wytwarzać substancje prozapalne. Stan zapalny jest zaś powiązany z astmą – tłumaczy Julie Von Behren. Eksperci, którzy zapoznali się z wynikami analiz zespołu z Berkeley, doceniają ich wysiłek, ale podkreślają, że powinni oni wziąć pod uwagę także inne czynniki ryzyka astmy, takie jak rodzinna historia choroby. Wszyscy zgadzają się jednak co do tego, jak istotne jest prowadzenie zdrowego trybu życia.
-
Zgodnie z danymi opublikowanymi na łamach British Medical Journal, mimo ogólnoświatowej epidemii otyłości, ludzie nie potrafią prawidłowo ocenić swojej masy ciała. Nie od dziś wiadomo, że kobiety przeważnie sądzą, że są za grube, a mężczyźni nie doceniają swojej wagi. Naukowcy z Centrum Badawczego Zachowań Zdrowotnych Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego postanowili jednak sprawdzić, jak wzrost przeciętnej wagi w populacji wpływa na postrzeganie samych siebie. W tym celu porównano dane uzyskane w ramach dwóch sondaży: z 1999 i 2007 roku. Każdego respondenta pytano o wzrost i wagę. Na tej podstawie wyliczano wskaźnik masy ciała. Osoba udzielająca odpowiedzi miała też samodzielnie zaliczyć się do którejś z 5 kategorii: 1) duża niedowaga, 2) niedowaga, 3) waga prawidłowa, 4) lekka nadwaga, 5) duża nadwaga (w 2007 roku dodano 6. kategorię: otyłość). Zespół profesor Jane Wardle wyliczył, że w ciągu 8 lat liczba osób z kliniczną otyłością wzrosła o 8 procent (z 11 do 19%). Sami respondenci zupełnie inaczej postrzegali jednak swoją wagę. W 2007 roku mniej osób z nadwagą zaliczało się do odpowiedniej grupy. Wg akademików, zaobserwowany rozdźwięk między wagą faktyczną a postrzeganą to skutek większego rozpowszechnienia nadwagi i otyłości w społeczeństwie. Z tego powodu lekka nadwaga zaczyna być uznawana za normę. Brytyjczycy sądzą też, że paradoksalnie media wzmacniają to przekonanie, pokazując zdjęcia skrajnie otyłych ludzi. Widzowie i czytelnicy wnioskują, że aby spełniać kryteria diagnostyczne nadwagi, trzeba być bardzo grubym. Niewykluczone, że błędy w percepcji wiążą się z negatywnymi etykietami przyczepianymi ludziom z nieprawidłową wagą. Profesor Sara Bleich z John Hopkins Bloomberg School of Health, komentatorka artykułu, uważa, że ludzie z nadwagą, którzy nie doceniają swojego BMI, ignorują wiadomości dotyczące konieczności zmiany diety i trybu życia. Bleich podkreśla, że sposobem na skorygowanie błędnych przekonań nt. wagi jest potraktowanie otyłości jako wielopoziomowego problemu (zarówno społecznego, jak i jednostkowego). Tylko rozszerzona akcja jest w stanie czemuś zaradzić.
-
Po obejrzeniu telewizyjnej reklamy żywności dzieci zjadają więcej, a porcje maluchów z nadwagą czy otyłych zwiększają się o ponad 100%! Badacze z Uniwersytetu w Liverpoolu zaprezentowali 60 dzieci w wieku od 9 do 11 lat serię spotów reklamowych dotyczących zabawek lub produktów spożywczych, po których emitowano bajkę animowaną. U wszystkich brzdąców, które widziały reklamy jedzenia, zwiększała się ilość pochłanianego pokarmu. Największy wpływ reklamy jedzenia wywierały, niestety, na dzieci otyłe. Po ich obejrzeniu zjadały one porcję pokarmu powiększoną o 134%. Milusińscy z nadwagą dodawali do swojego przeciętnego posiłku drugie tyle (101%). Najbardziej uodpornione na działanie spotów z chipsami, batonikami i nowym bekonem były dzieci o wadze ciała mieszczącej się w granicach normy (wzrost porcji o 84%). Nasze badanie potwierdza, że reklamy produktów spożywczych mają pogłębiony wpływ na zwyczaje jedzeniowe wszystkich dzieci, podwajając wielkość porcji — powiedział dr Jason Halford, dyrektor uniwersyteckiego Kissileff Human Ingestive Behaviour Laboratory. Co szczególnie interesujące, studium zasugerowało istnienie silnego związku między wagą a skłonnością do przejadania się. Masa ciała wpływała również na preferencje pokarmowe. Gdy maluchom dawano do wyboru produkty wysoko- i niskotłuszczowe, te otyłe konsekwentnie wybierały najtłustszą czekoladę, ale już dzieci z nadwagą decydowały się albo na czekoladę, albo na żelki zawierające mniej tłuszczów. Mając powyższe na uwadze, warto chyba zjadać rodzinne posiłki przy stole i wyłączyć telewizor. Znajdziemy wtedy czas na wzajemne kontakty i zyskamy szansę na utrzymanie wagi na stałym poziomie.
- 1 reply
-
- dr Jason Halford
- preferencje
-
(and 6 more)
Tagged with: