Search the Community
Showing results for tags 'pochówek'.
Found 15 results
-
Archeolodzy z NIKU (Norweski Instytut Badań nad Dziedzictwem Kulturowym) znaleźli w Øyesletta pochówek na statku pochodzący z czasów wikingów. Odkrycia za pomocą georadaru dokonano w ramach badań archeologicznych prowadzonych przed budową nowej drogi. Na obszarze, o którym wiedziano, że jest jednym z największych miejsc pochówku w regionie Sørlandets georadar wykazał obecność pochówku w łodzi oraz kilku kopców pogrzebowych. To niezwykle ekscytujące. Zarówno samo odkrycie, jak i wykazanie, że georadar daje nam nowe możliwości, mówi odkrywca łodzi Jani Causevic. Na sześciomiejscowej łodzi o długości 8–9 metrów znajduje się co najmniej jeden pochówek. Wszystko wskazuje na to, że łódź najpierw wkopano w grunt, a następnie usypano nad nią kopiec. Na razie nie wiadomo, jak wiele zachowało się z samej łodzi i przedmiotów złożonych do grobu. Jeszcze 150 lat temu w gminie Kvinesdal, gdzie znajduje się Øyesletta, znajdowały się jedne z największych kopców grobowych w Sørlandet. Były one ulokowane na przestrzeni setek metrów wzdłuż głównej drogi. Wszystkie zostały jednak zniszczone przez dziesięciolecia prac polowych prowadzonych za pomocą coraz nowocześniejszych maszyn. Obecnie nikt nie wie, ile było kopców, a archeologom udało się udokumentować jedynie szczątki niektórych z nich. Dzięki tym ocalonym przez archeologów resztkom wiemy, że cały obszar pochówków w Øyesletta był wykorzystywany pomiędzy 2000 a 1500 lat temu. Chowano tam osoby należące do wyższych warstw społecznych. Zidentyfikowany właśnie pochówek na łodzi jest pierwszym znalezionym w gminie Kvinesdal. W regionie Sørlandet tego typu pochówki były już znajdowane. Większość z nich była jednak mniejsza, niż znaleziona właśnie łódź. Pochówki na łodzi zawsze stanowią jedynie niewielką część wszystkich pochówków. Były one wykorzystywane przez małą część populacji. Jednak, przynajmniej w Sørlandet, należą one do najwspanialej wyposażonych grobów. « powrót do artykułu
-
W Journal of the Royal Society of Antiquaries of Ireland opublikowano artykuł, którego autorzy twierdzą, że zidentyfikowali prawdopodobne miejsca pochówków nawet 65 królów i innych znaczących członków rodzin królewskich żyjących na Wyspach Brytyjskich w okresie wieków ciemnych. Dotychczas z tego okresu na Wyspach Brytyjskich znane było miejsce spoczynku zaledwie jednego anglosaskiego władcy oraz 9 prawdopodobnych anglosaskich pochówków królewskich. Teraz zespół profesora Kena Darka z University of Reading i Universidad de Navarra informuje,że zidentyfikował 20 prawdopodobnych królewskich kompleksów grobowych, z których każdy zawiera do 5 grobów. Ponadto archeolodzy badają kolejnych 11 kompleksów, które również mogą być miejscami pochówku władców. Wspomniane miejsca pochówku prawdopodobnie pochodzą z V i VI wieku. W tym czasie we wschodniej i południowej Anglii istniały dziesiątki niewielkich królestw, którymi rządzili anglosascy królowie. Z kolei władcy państewek istniejących na północy i zachodzie mieli przeważnie pochodzenie celtyckie i wywodzili się z Brytanii oraz Irlandii. Dark i jego zespół twierdzą, że w Walii, Kornwalii, Dewonie i Somerset zidentyfikowali pochówki władców takich królestw jak Gwynedd (północno-zachodniw Walia), Dyfed (południowo-zachodnia Walia), Powys (Walia centralna i wschodnia), Brycheiniog (obecne Breckonshire) oraz Dumnonia (południowo-zachodnia Anglia). Pochówki te były odkrywane w ciągu ostatnich dekad, jednak dotychczas nie zdawano sobie sprawy z ich znaczenia. Dopiero profesor Dark, po porównaniu ich z królewskimi pochówkami w Irlandii, stwierdził, że brytyjskie pochówki królewskie są przeważnie otoczone rowami wykopanymi na planie kwadratu lub prostokąta, wydaje się, że do wielu z nich prowadziły bramy oraz drogi chronione palisadami. Naukowcy uważają też, że pochówki z Caernarfon i Anglesey w Walii oraz Tintagel w Kornwalii mogą być powiązane z legendą o królu Arturze. Zanim nie przeprowadziliśmy naszych badań porównawczych, nie zdawaliśmy sobie sprawy z dużej liczby prawodopodobnych grobów królewskich w zachodniej Brytanii. Badania tych miejsc pomogą nam lepiej zrozumieć ten kluczowy okres historii Wysp Brytyjskich, mówi Dark. « powrót do artykułu
-
- pochówek
- Wielka Brytania
-
(and 2 more)
Tagged with:
-
Archeolodzy pracujący w powiecie Tybinga (koło Reusten) odkryli jesienią zeszłego roku pochówek kobiety z wczesnej epoki brązu. Jedynym przedmiotem funeralnym była spirala ze złotego drutu. Ma ok. 3800 lat. Specjaliści podkreślają, że to najstarsze jak dotąd złote znalezisko w południowo-zachodnich Niemczech. Naturalny stop złota pochodzi najprawdopodobniej z Kornwalii. Wg archeologów, to dowód na wczesny handel luksusowymi obiektami. Wykopaliskami kierowali prof. Raiko Krauss z Instytutu Prehistorii i Archeologii Średniowiecznej Uniwersytetu w Tybindze oraz dr Jörg Bofinger z Baden-Württemberg State Office for Cultural Heritage Management. Podczas prac naukowcy natrafili na zwrócone na południe szczątki kobiety pochowanej w pozycji płodowej. Jedynym przedmiotem funeralnym była spirala ze złotego drutu, znajdująca się po lewej stronie na wysokości biodra. Mogła to być ozdoba do włosów. Uznano to za wskazówkę wysokiego statusu społecznego zmarłej. Badanie radiowęglowe kości pokazało, że pochówek pochodzi z ok. 1850-1700 r. p.n.e., czyli wczesnej epoki brązu. Naturalny stop zawiera ok. 20% srebra, nieco poniżej 2% miedzi oraz niewielkie ilości platyny i cyny. Wzorzec pierwiastków śladowych wskazuje na pochodzenie z Kornwalii, a konkretnie z rzeki Carnon (wykorzystano naturalnie występujący stop złota, najprawdopodobniej z osadów aluwialnych). Autorzy publikacji z pisma Praehistorische Zeitschrift podkreślają, że pochówek kobiety znajduje się nieopodal grupy innych pochówków z wczesnej epoki brązu i ma związek z prehistoryczną osadą na pobliskiej Kirchberg. « powrót do artykułu
-
- pochówek
- wczesna epoka brązu
- (and 6 more)
-
Dotychczas sądzono, że pochówki ludzi w domach i im podobnych strukturach oraz kremacja narodziły się w neolicie w zamieszkujących Bliski Wschód społecznościach rolniczych. Pogląd ten może być jednak błędny, jak wskazują Lisa Maher z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Danielle Macdonald z University of Tulsa. Dokonane przez nie odkrycie wskazuje, że tego typu zwyczaje grzebalne były stosowane... 10 000 lat wcześniej. Uczone informują o odkryciu pochówku kobiety, która została pogrzebana w szałasie w tymczasowym obozowisku, a szałas podpalono. Pochówek pochodzi sprzed około 20 000 lat, a zmarła była przedstawicielką jednej z żyjących na Bliskim Wschodzie grup łowiecko-zbierackich. Dokonane w Jordanii odkrycie wskazuje, że ludzie zaczęli łączyć zmarłych z konkretnymi strukturami, w których grupa obozowała w danym okresie roku. Badaczki przypuszczają, że tworzenie związku pomiędzy zmarłymi a strukturami mogło odzwierciedlać chęć, by zmarli pozostali blisko żywych. Jak dowiadujemy się z Journal of Anthropological Archeology, na stanowisku Kharaneh IV w Jordanii znaleziono w 2016 roku częściowo spalony szkielet kobiety. Znajdował się on na podłodze szałasu, który został podpalony. Ciało ułożono na boku ze zgiętymi kolanami. Analiza wzorców zwęglenia kości oraz okolicznych osadów wskazuje, że zmarłą umieszczono w szałasie bezpośrednio przed jego podpaleniem. Pozostałości węgla drzewnego i popiołu ograniczały się do zarysu szałasu, a to dowód, iż pożar ograniczył się tylko do niego. Datowanie radiowęglowe wykazało, że pochówek miał miejsce około 19 200 lat temu. Archeolog Peter Akkermans z Uniwersytetu w Leiden przypomina, że znamy przykłady neolitycznych pochówków, gdy zmarli byli grzebani w lub pod palonymi następnie strukturami mieszkalnymi, znamy też przypadki kremacji. Jednak odkrycie z Kharaneh IV pokazuje, że praktyki takie można datować o 10 000 lat wcześniej i pochodzą z otoczenia kulturowego łowców-zbieraczy, zupełnie innego od kultury wsi neolitycznych rolników. W Kharaneh IV znaleziono resztki trzech kolejnych szałasów. Pod podłogą jednego z nich odkryto 2 szkielety. Szałas, którego wiek oszacowano na około 19 400 lat, również został spalony, prawdopodobnie, gdy jego użytkownicy przestali z niego korzystać. Jednak spalenie nie miało związku z pochówkiem. Lisa Maher mówi, że odkrycie w Kharaneh IV pozwala połączyć śmierć człowieka ze zniszczeniem struktury mieszkalnej, którego dokonano w ramach praktyk grzebalnych. Uczona nie wyklucza, że zmarła mieszkała w szałasie, a może nawet w nim zmarła, w związku z czym uznano go za nienadający się do zamieszkania. Tak czy inaczej wiemy, że Kharaneh IV było używane jeszcze długo po śmierci kobiety, mniej więcej do 18 600 lat temu. Zatem ci, którzy ją pochowali, mogli uznać, że zapewnienie jej stałego miejsca spoczynku jest ważne. Nie wiemy, jakie znaczenie dla mieszkańców Kharaneh IV miało podpalenie szałasu ze zwłokami. Nie możemy jednak wykluczyć, że mamy tutaj do czynienia z jakimś rytuałem przejścia, odrodzenia, oczyszczenia czy cyklu życia i śmierci. « powrót do artykułu
-
Pochówek rocznego dziecka sprzed 2000 lat, któremu towarzyszył pogrzebany z nim szczeniak, zwierzęce ofiary oraz zabawki to wyjątkowe znalezisko, donoszą francuscy archeolodzy. Dziecko zmarło w rządzonej przez Rzymian Galii i zostało pochowane w drewnianej 80-centymetrowej trumnie umieszczonej w grobie o wymiarach 2x1 metr. Trumna otoczona była licznymi przedmiotami. Archeolodzy znaleźli m.in. miniaturowe terakotowe wazy i szklane misy, które prawdopodobnie zawierały olejki i leki, pół świni, trzy szynki, inne fragmenty ciała świni oraz dwa kurczaki bez głów. Wśród innych zabytków była też ozdobna miedziana szpila używana do przymocowania całunu oraz 30-centymetrowy metalowy pierścień połączony z zagiętym metalowym prętem. To prawdopodobnie zabawka. Koniec pręta znajdował się między nogami szczeniaka umieszczonego poza trumną u stóp zmarłego. Szczeniak miał na szyi obrożę z dekoracjami z brązu, do której przymocowany był dzwoneczek. Naukowców biorących udział w wykopaliskach szczególnie poruszył mleczny ząb starszego dziecka – być może kogoś z rodzeństwa zmarłego – umieszczony na muszli. W rzymskiej Galii dorośli byli zwykle kremowani. Dzieci jednak chowano na terenie należącym do rodziców. Znaleziony pochówek sugeruje, że w pobliżu mogą znajdować się pozostałości dużego budynku mieszkalnego. "Przedmioty, które towarzysz zmarłemu są wyjątkowe, zarówno jeśli chodzi o ich liczbę, jak i jakość. Tak dużo naczyń i ofiar zwierzęcych oraz przedmioty osobiste wskazują, że rodzina dziecka należała do wyższej klasy społecznej. Wcześniej wielokrotnie znajdowano psy pochowane z małymi dziećmi, jednak tutaj mamy wyjątkową obrożę i dzwonek", mówią przedstawiciele francuskiego Narodowego Instytutu Archeologii Ratunkowej (Inrap). Pochówek znaleziony na lotnisku w Clermont-Ferrand jest najstarszym i najważniejszym pochówkiem dziecka na terenie Francji. Znaleziono już grób wcześniejszy o kilkadziesiąt lat, pochodzący z okresu podboju Galii przez Rzymian, jednak złożona w nim liczna broń sugeruje, że spoczął tam żołnierz. Laurence Lautier, która kieruje wykopaliskami w Clermont-Ferrand podkreśla, że ze względu na liczbę naczyń i innych ofiar mamy tu do czynienia z czymś wyjątkowym. W tego typu grobach zwykle znajdujemy 1-2 naczynia u stóp zmarłego. Tutaj jest ich około 20 oraz dużo żywności. Jej zdaniem rodzice dziecka byli bardzo bogaci, a umieszczone w grobie misy i dzbany mogły być dziecięcą zastawą ze stypy". Obecnie trwają badania naczyń, które mają dać odpowiedź na pytanie, co się w nich znajdowało. « powrót do artykułu
-
Na Wyspie Św. Heleny natrafiono na cmentarzysko z XIX w., na którym, wg szacunków, pochowano co najmniej 5 tys. niewolników. To ofiary transatlantyckiego handlu niewolnikami przez cieszące się złą sławą Przejście Środkowe, pas na Oceanie Atlantyckim, przez który przewożono ludzi z Afryki do Ameryki. Na pochówek natrafili archeolodzy z Uniwersytetu Bristolskiego, prowadzący prace poprzedzające budowę nowego lotniska. Wyspa Św. Heleny była przystanią dla niewolników dostarczanych przez brytyjską marynarkę królewską, która w latach 1840-1872 zwalczała handel niewolnikami (w 1833 r. parlament uchwalił ustawę znoszącą niewolnictwo na terenie Imperium Brytyjskiego, z wyjątkiem terytoriów będących własnością East India Company oraz wyspy Cejlon i Wyspy Świętej Heleny). W tym czasie na wyspę trafiło 26 tys. uwolnionych niewolników, z których większość skierowano do obozu w Dolinie Ruperta. Złe warunki na statkach zbierały swoje krwawe żniwo, w dodatku w dolinie zawsze wiało, prażyło słońce i było sucho. Łatwo sobie wyobrazić, że nie jest to idealne miejsce do ulokowania dużej liczby osób czy założenia szpitala. Część cmentarza badano w latach 2006-2008, ponieważ tamtędy miała przebiegać droga na lotnisko. Odkryto ok. 325 ciał, złożonych w pojedynczych, kilkuosobowych i masowych pochówkach. Tylko 5 osób pogrzebano w trumnach. Groby były płytkie, a szczątki zakopywano pobieżnie, jakby naprędce. Matki leżały z dziećmi, a niektóre osoby umieszczono tak blisko siebie, że można zakładać, że to krewni. Teraz zespół doktora Andrew Pearsona po raz pierwszy opublikował wyniki badania szczątków i zakopanych z nimi przedmiotów. Analiza kości ujawniła, że 83% zmarłych to dzieci, nastolatki i młodzi dorośli (handlarze szukali takich osób, zakładając, że będą długo żyć i służyć panu). W większości przypadków przyczyna zgonu okazała się niejasna. Antropolodzy byli na to przygotowani, bo odwodnienie, czerwonka i ospa, główne bolączki niewolników ze statków, nie pozostawiają "patologicznych śladów". Natrafiono jednak na dowody świadczące o szkorbucie i przemocy. Dwoje starszych dzieci prawdopodobnie zginęło od postrzału. Archeolodzy zauważyli liczne modyfikacje zębów w postaci rzeźbień przedniej powierzchni. Zachowały się też miedziane bransoletki, koraliki, a także tkaniny, np. wstążki. Poza tym znaleziono metalowe tabliczki, które pozwalały zidentyfikować niewolnika po numerze lub imieniu.
-
- Wyspa Świętej Heleny
- cmentarz
- (and 7 more)
-
Naukowcy z meksykańskiego Narodowego Instytutu Antropologii ustalili, że szczątki 167 osób, które rolnicy znaleźli w jaskini na terenie rancza Nuevo Ojo de Agua (stan Chiapas), stanowią część cmentarzyska z VIII w. Nie odkryto na nich bowiem żadnych śladów świadczących o gwałtownej śmierci. Dzięki ceramice uda się być może ustalić, jaką społeczność reprezentowali zmarli. Początkowo sądzono, że ciała należą do ofiar wojny domowej w Gwatemali. Trwała ona w latach 1960-1996 i pochłonęła ok. 200 tysięcy istnień, a ranczo leży ok. 20 km od granicy z tym krajem. Wstępne testy wykazały, że ciała mają co najmniej 50 lat, jednak później patolodzy ustalili, że na czaszkach widnieją ślady deformacji charakterystycznych dla grup zamieszkujących te tereny 1000 i więcej lat temu. Dalsze badania mają pomóc w ustaleniu danych demograficznych zmarłych. Rolnicy powiadomili władze o odkryciu i w piątek (9 marca) zajęto się pochówkiem, który przypomina ponoć cmentarzyska z lat 700-1200. O wynikach "śledztwa" poinformował media Emilio Gallaga.
-
Archeolodzy odkryli ofiarę z poświęcenia rozpoczęcia budowy Piramidy Słońca w Teotihuacán: kawałki obsydianu, ceramikę, szczątki zwierząt oraz 3 figurki z zieleńca (uważa się, że maska może stanowić portret). Zespół z meksykańskiego Narodowego Instytutu Antropologii i Historii (INAH Conaculta) odkryli we wnętrzu piramidy serię osadów. Jednym z nich wydaje się ofiara złożona w pierwszym półwieczu naszej ery, która miała poświęcić rozpoczęcie budowy. Uczestnicy z Projektu Piramidy Słońca wykorzystali 116-metrowy tunel wykopany w latach 30. XX wieku przez Eduarda Noguerę. Odkopali m.in. 3 krótkie tunele. Dzięki temu mogli dotrzeć do poziomu skały macierzystej i zweryfikować obecność pochówków i ofiar. Wiemy, że gdyby ludzie z Teotihuacán umieszczali coś wewnątrz budowli, zrobiliby to na poziomie skały [meks. tepetate, czyli krucha skała wulkaniczna]. Ponieważ tunel Noguery wykopano ok. 6 m na zachód od centrum piramidy, na jego końcu wydrążyliśmy otwór sondujący i krótkie obejście - wyjaśnia Enrique Perez Cortes. Podczas badań - w różnych odległościach od wejścia do tunelu- odkryto 3 struktury architektoniczne, które powstały przed Piramidą Słońca, a także 7 pochówków (także niemowląt) oraz dwie ofiary (jedna z nich miała sporą wartość). Cenną ofiarę dzieliło od wejścia aż 85 metrów. Ponieważ wmurowano ją w konstrukcję, wiedzieliśmy, że stanowiła część ceremonii poświęcenia budowli, prawdopodobnie na początku prac ponad 1900 lat temu. Ofiarę zespolono za pomocą rozmaitych materiałów i technik. Pojawiło się sporo obsydianu, np. antropomorficzne figurki ozdobione muszlami i oczami z pirytu. Uwagę zwracała maska z serpentynu. Z 11 cm wysokości, szerokością 11,5 cm i 7,8 cm głębokości była mniejsza od innych masek z Teotihuacán, stąd przypuszczenie, że mogła stanowić portret. Obok niej znaleziono muszlę. Poza tym archeolodzy odkopali ceramikę oraz czaszki kota i psa. Orła pokrywała skała wulkaniczna. Przed złożeniem w ofierze ptaka nakarmiono 2 królikami.
-
- Piramida Słońca
- ofiara
- (and 7 more)
-
Skamieniałość prehistorycznego psa z kością mamuta w pysku odkryto w Predmosti w Czechach - poinformował serwis Discovery News. Zdaniem naukowców, kość włożono psu do pyska po jego śmierci. Gęstość tkanki kostnej wskazuje, że kość pochodziła z dużego ssaka, takiego jak nosorożec, bizon stepowy czy mamut - opisuje główna autorka artykułu, Mietje Germonpre z Królewskiego Belgijskiego Instytutu Nauk Przyrodniczych. Jak dodaje, w Predmosti mamut występował najczęściej. Na podstawie szczątków naliczono ponad tysiąc osobników. A zatem najprawdopodobniej była to kość mamuta. Ponieważ mięso mamutów było w tym czasie w Predmosti częstym pożywieniem ludzi, zapewne zdarzało się, że psy dostawały resztki. Naukowcy, w tym Martina Laznickova-Galetova i Michail Sablin, ustalili, że czaszka nie należała do wilka. Ich zdaniem była to czaszka psa ze śladami udomowienia. Pies miał krótszy pysk i większą puszkę mózgową w porównaniu z dzikimi psami czy wilkami. Zdaniem badaczy, pies ważył około 35 kg i mierzył około 60 cm wysokości. Jego zęby noszą ślady licznych złamań. Zdechł w wieku pomiędzy 4 a 8 lat. Badania psiej czaszki dowodzą, że po śmierci psa usunięto z niej mózg. Naukowcy wątpią, czy mózg wydobyto w celach kulinarnych, biorąc pod uwagę dostępność innego mięsa. Raczej mógł to być element rytuału grzebalnego. Wiele rdzennych ludów Północy wierzyło, że w głowie mieści się duch czy dusza. Zwyczaj panujący u tych ludów nakazywał robić otwór w czaszkach zabitych zwierząt, żeby duch mógł się uwolnić - wyjaśnia badaczka. Być może pies dostał kość jako "pożywienie" na ostatnią drogę, żeby jego dusza mogła towarzyszyć duszy jego pana. Pełne wyniki badań opublikowano na łamach "Journal of Archaeological Science".
-
Wiele wskazuje na to, że w 2008 r. archeolodzy pracujący pod kierunkiem Johna Tomasika z University of Kansas natrafili na najstarszy majański grób królewski. Dotarcie do niego nie było proste, wymagało bowiem przeciskania się przez wąski tunel o średnicy zaledwie 40 cm. O rewelacjach dotyczących pochówku opowiadał na ostatniej konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Archeologicznego Michael Callaghan z Uniwersytetu Teksańskiego w Arlington, który odpowiadał za zbadanie ceramiki z komory grobowej. Znamy starsze pochówki majańskie, ale nie było w nich artefaktów z symbolami królewskimi - podkreśla Tomasic. Podczas wykopalisk na stanowisku archeologicznym K'o w Gwatemali naukowcy zajęli się domem bogatego obywatela. Znaleźli tam wieko, a pod nim wąskie przejście. Gdy się przez nie przeczołgali, ich oczom ukazała się komora grobowa. Złożono w niej ciało pięćdziesięciokilkuletniego mężczyzny. Był dość zdrowy, ale cierpiał na zapalenie stawów. Obok znajdowało się 7 ceramicznych naczyń, w tym kadzielnica z wizerunkiem boga-błazna (jest on uznawany za symbol królewski). Naczynia wykonano w okresie, gdy ich barwa zaczęła się zmieniać na ciemnoczerwoną, co oznacza, że znalezisko pochodzi z ok. 350 r. p.n.e. Potwierdziło to datowanie radiowęglowe próbek kości. Przed K'o za najstarszy majański pochówek królewski uznawano grobowiec z San Bartolo. Tamten władca zmarł jednak mniej więcej 100 lat p.n.e. Co ciekawe, i jego pochowano pod podłogą domu, a nie w piramidzie, jak to miało miejsce w późniejszych czasach. Naukowcy zamierzają prowadzić wykopaliska pod innymi domostwami i przypuszczają, że natrafią na więcej pochówków królewskich.
- 1 reply
-
- Michael Callaghan
- John Tomasic
- (and 6 more)
-
Amerykański dom pogrzebowy McGuire, Jennings and Miller z Rome w Georgii oferuje darmowy pochówek ludziom, którzy planują pić lub zażywać narkotyki i prowadzić w sylwestra samochód. Kierowcy muszą tylko podpisać oświadczenie, że zamierzają spożywać alkohol bądź zażywać narkotyki, a następnie jeździć samochodem. Jeśli potem zginą w ewentualnym wypadku, zostaną pochowani za darmo. Koszty pogrzebu obejmują przygotowanie ciała, trumnę, miejsce pochówku i karawan. Rzecznik firmy poinformował, że Operacja Zatrzymaj się i Pomyśl (Operation Stop and Think) ma pomóc ocalić czyjeś życie, zachęcając do zastanowienia przed działaniem. Nie da się jednak zaprzeczyć, że nietypowa akcja promocyjna wzbudza zainteresowanie choćby mediów, zapewniając domowi pogrzebowemu reklamę równie darmową jak proponowana usługa.
-
Wbrew temu, co dotąd sądzono, grzebanie zmarłych twarzą w dół było celowe i rozpowszechnione. Po przeanalizowaniu tego typu pochówków z całego świata okazało się, że różne społeczności poniżały w ten sposób nieboszczyka i okazywały mu brak szacunku. Caroline Arcini ze Sweden's National Heritage Board zaznacza, że odwracając kogoś twarzą w dół, piętnowano jego niegodne czyny, czyli pogwałcenie jakichś ważnych norm. Chodziło więc o "zawstydzenie" występnego zmarłego. Arcini przejrzała literaturę przedmiotu i sporządziła pierwszy na świecie katalog hańbiących nieboszczyka pochówków. Odkryła opisy dotyczące ponad 600 osób, które zakopano w 215 miejscach, m.in. w Peru, Meksyku, Szwecji i Korei Południowej. Najwięcej, bo aż 200, znieważonych ciał znaleziono w Wielkiej Brytanii. Zwyczaj chowania twarzą w dół utrzymywał się bardzo długo – najstarsze ciało z Czech miało 26 tys. lat, inne pochodziło z Flandrii z okresu I wojny światowej. W ten sam sposób traktowano mężczyzn (ich najczęściej), kobiety i dzieci. Odwróconych na brzuch znajdowano w mogiłach wszelkiego rodzaju: pojedynczych, podwójnych i zbiorowych. Często groby były płytkie, zlokalizowane na obrzeżach nekropolii, niekiedy ciał nie umieszczano nawet w trumnie. W wielu przypadkach groby "odwrócone" stanowiły izolowane przypadki, da się jednak wyróżnić rejony i okresy, gdy pojawiało się ich znacznie więcej. W Europie działo się tak od czasów rzymskich do końca ery wikingów, czyli od 43 do 1000 r. W niektórych lokalizacjach zjawisko dotyczyło blisko 15% mogił. Ok. 1000 r. p.n.e. w Meksyku i Salwadorze odsetek ten był jeszcze wyższy, sięgając 90%, podobnie jak na Tajwanie w latach 1300-850 p.n.e. Pani antropolog wyjaśnia, że nie wszystkie przypadki można jednakowo wyjaśnić. Niektórzy zmarli mieli związane ręce i nogi, co sugeruje, że byli przestępcami bądź jeńcami wojennymi. Czasem pozycję ciała wyznaczał status społeczny. Na pewnym meksykańskim cmentarzu znaleziono np. ludzi, pogrzebanych w okresie od 1150 do 850 r. p.n.e. Sześciu mężczyzn siedziało, 74 położono zaś twarzą w dół. Arcini sądzi, że siedzący byli ważnymi kapłanami, a leżący spełniali pośledniejsze funkcje. Kolejna przyczyna znieważania zmarłego to konflikt natury religijnej lub kulturowej. Doskonałym przykładem mogą tu być doniesienia ze Szwecji, gdzie najwięcej "odwróconych" pochówków datuje się na czasy wikingów. Wtedy w rejonie tym rozpoczęła się chrystianizacja, lecz rudowłosi wojownicy najprawdopodobniej nie akceptowali neofitów. Później twarzą w dół obracano zbuntowane zakonnice i wyrzucone poza nawias społeczeństwa czarownice. W artykule zamieszczonym w czerwcowym wydaniu pisma Current Archaeology Arcini wyjaśniła, w jakich okolicznościach zainteresowała się takimi pochówkami. W lutym 2005 roku archeolodzy rozpoczęli prace nad otwartymi grobami wikingów w Vannhög w południowej Skanii. Ona miała się zająć badaniami porównawczymi szczątków. W archiwum wcześniejszych wykopalisk z lat 50. znalazła zdjęcie zwróconego twarzą w dół człowieka. Zaczęła się zastanawiać, czy to wyjątek, czy takich przypadków było więcej. Miała nadzieję, że antropologiczne oględziny szkieletu pozwolą stwierdzić, co się właściwie stało. Prowadząc rozmowy z ekspertami z różnych dziedzin zauważyła, że podobnie jak ona, nikt nie potrafił zaakceptować takiego ułożenia ciała, wszyscy uznawali je za niewłaściwe, niestosowne.
-
- Caroline Arcini
- szacunek
- (and 5 more)
-
Na terenie dzisiejszego Izraela znaleziono najstarszy na świecie grób szamana, a właściwie szamanki. W pochówku sprzed 12 tys. lat odkryto 50 skorup żółwia, ludzką stopę i części ciała wielu zwierząt, np. dzika, orła, krowy, lamparta oraz dwóch kun (Proceedings of the National Academy of Sciences). Członkowie zespołu Leore Grosman z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie uważają, że spoczywa tu przedstawicielka kultury natufijskiej z mezolitu. Członkowie tego ludu jako pierwsi zaczęli prowadzić osiadły tryb życia. Rytuały pogrzebowe oraz metody konstrukcji i zapieczętowania grobu sugerują, że mamy do czynienia z pochówkiem starożytnego szamana [...]. Kości odkryto w niewielkiej jaskini w Dolnej Galilei. Na jej terenie pochowano co najmniej 28 osób. Podczas ceremonii na ciele leżącej na boku starej kobiety położono ponad 10 kamieni. Zlokalizowano je na głowie, miednicy i ramionach. Nogi były rozrzucone na boki i zgięte ku górze w kolanach. Wysiłek włożony w określone ułożenie wskazuje na wysoką pozycję zmarłej. Ekipa Grosman jest przekonana o wyjątkowości grobu. Niczego takiego nie znaleziono ani w obrębie kultury natufijskiej, ani wśród pochówków z paleolitu. Wg archeologów, tak właśnie powinien wyglądać grób szamana. Żółwie, orle skrzydła i pokryte futrem zwierzęta do dziś odgrywają ważną symbolicznie rolę w wielu kulturach. Natufijska kobieta była chyba postrzegana jako ktoś, kto pozostawał w ścisłym kontakcie z duchami wymienionych zwierząt. Ludy Amazonii uznają np., że szaman może się wcielać w różne zwierzęta i podziwiać świat z lotu ptaka czy oczami jaguara. Odpowiednio silny (duchem) człowiek może nawet zabrać kogoś drugiego na przejażdżkę.
- 2 replies
-
- Leore Grosman
- kultura natufijska
-
(and 6 more)
Tagged with:
-
Umarli młodo i prawdopodobnie byli w sobie zakochani, bo pochowano ich w czułych objęciach. W pobliżu miejsca, gdzie rozgrywa się akcja Szekspirowskiego dramatu Romeo i Julia, archeolodzy odkryli dwa liczące ok. 5 tys. lat szkielety. Pochodzą z późnego neolitu, a znaleziono je w odległości 40 km na południe od Mantui. Parę zakopano 5-6 tys. lat temu. Ze względu na doskonały stan uzębienia uznaje się, że prehistoryczni kochankowie byli młodzi — tłumaczy szefowa ekipy badawczej Elena Menotti. Z tego, co nam wiadomo, to wyjątkowa sytuacja. Podwójne pochówki w neolicie to rzadkość, a ci się nawet obejmowali — powiedziała archeolog w wywiadzie telefonicznym udzielonym agencji Associated Press. Naukowcy pracujący w pobliżu odkryli jeszcze 30 innych grobów, wszystkie pojedyncze. Razem z bogatymi ludźmi pochowano również przedmioty z krzemienia, rogu oraz ceramikę. Chociaż para z Mantui rozrzewnia niezwykłą pozą, archeolodzy natrafiali już w przeszłości na miejsca prehistorycznego pochówku, gdzie zmarli dotykali się rękoma lub innymi częściami ciała — przypomina Luca Bondioli, antropolog z rzymskiego National Prehistoric and Ethnographic Museum. Uważa on, że znalezisko ma większe znaczenie emocjonalne niż naukowe. Rzuca jednak także pewne światło na stosunki międzyludzkie i postawę wobec śmierci, które nie zmieniły się dużo od czasów, kiedy nasz gatunek osiedlił się po raz pierwszy w wioskach, ucząc się uprawiać rolę i hodować zwierzęta. Neolit to okres kształtowania się podstaw naszego społeczeństwa, także uczuć religijnych. Elena Menotti odparowuje, że pochówek miał charakter rytualny, a my musimy odkryć jego znaczenie. Parę odnaleziono podczas prac poprzedzających budowę fabryki. Obok kobiety i mężczyzny zakopano m.in. krzemienny nóż. Teraz naukowcy zajmą się badaniem artefaktów. Chcą też określić czas pochówku i wiek pary w chwili śmierci. Potem przedmioty i szkielety trafią na wystawę w Muzeum Archeologicznym w Mantui. Ustalenie przyczyny śmierci kobiety i mężczyzny jest niemal niemożliwe, chyba że cierpieli na wyniszczającą chorobę, zostali ugodzeni nożem albo innym pozostawiającym wyraźne ślady na kości narzędziem. Zwrócone twarzami do siebie szkielety zakopano prawdopodobnie w tym samym czasie, co wskazuje na nagłą i tragiczną śmierć — sądzi Bondioli. Badanie DNA pozwoli stwierdzić, czy ludzie ci byli ze sobą spokrewnieni. Nie eliminuje to jednak innych hipotez; przypuszczenie, że to Romeo i Julia, jest jedną z wielu teorii.
-
Naukowcy chcą ulepszyć sposoby poszukiwania ukrytych grobów. Zidentyfikowano 30 związków chemicznych, wydzielanych przez zakopane ciało. Badacze zamierzają wykorzystać swoje odkrycia w treningu psów, a także do skonstruowania sztucznego nosa, używanego przez antropologów i archeologów. W opisywanych działaniach liczy się jedno: szybkość działania. Im prędzej znajdzie się grób, tym więcej dowodów można zgromadzić — wyjaśnia Arpad Vass, antropolog i chemik z Oak Ridge National Laboratory w Tennessee. Na powierzchni blisko 1,2 ha pochowano 30 ciał w różnym stanie rozkładu. Przez 4 lata zespół Vassa zajmował się czymś bardzo niemiłym: identyfikowaniem wydzielanych przez nie zapachów. Ludzkie szczątki były ofiarowywane nauce albo przez najbliższą rodzinę, albo przez samego zmarłego. Umieszczone nad grobem oraz w ziemi pod i nad ciałem perforowane rurki zbierały ulatniające się gazy. Następnie były one analizowane w laboratorium. Rozkładające się tkanki wydzielają 478 różnych związków chemicznych. Kiedy ciało było zakopane na głębokości ok. 45 cm, mijało 17 dni, zanim zapachy stawały się wykrywalne na powierzchni. Według statystyk FBI, przeciętny ukryty grób znajduje się na głębokości mniej więcej 61-76 cm. W opisywanym projekcie udowodniono, że zapach ciała można wykryć nawet w 17 lat po jego ukryciu. Nawet kości mają swoją woń. Co więcej, na podstawie zapachu można rozróżnić poszczególne gatunki zwierząt. Ekipa Vassa wyodrębniła 30 prostych cząsteczek, które wykrywa się zawsze, bez względu na rodzaj gleby i głębokość pochówku. Najbardziej interesujące są związki fluorowane. Myślimy, że picie przez całe życie wody z fluorem powoduje, że pierwiastek ten odkłada się w naszych tkankach oraz kościach. Kiedy ciało się rozkłada, wydzielają się łatwo wykrywalne składniki, a ponieważ są bardzo lekkie, bez problemu przedostają się przez ziemię. Policja korzysta z usług specjalnie wytresowanych psów. Są one jednak żywymi istotami, które po prostu się męczą, a dokładność wyszukiwania nie jest taka sama u wszystkich osobników. Ekipy poszukiwaczy dość często pomijają natomiast niektóre obszary.