Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'orbita' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 9 wyników

  1. US Air Force uruchomi w 2017 roku system radarowy o nazwie Space Fence, który pozwoli na obserwację znacznie większej niż dotychczas liczby odpadków, krążących na orbicie okołoziemskiej. Obecnie amerykańskie siły zbrojne skatalogowało ponad 16 000 odpadków wielkości co najmniej 10 centymetrów każdy. Space Fence będzie znacznie bardziej czuły niż obecne metody obserwacyjne. Sądzimy, że w ciągu kilku miesięcy od uruchomienia Space Fence liczba skatalogowanych odpadków zwiększy się dziesięciokrotnie - mówi John Morse odpowiedzialny w projekcie Space Fence za nadzór nad pracami firm Lockheed Martin i Raytheon, z których każda otrzymała po 107 milionów dolarów na przygotowanie wstępnego projektu systemu radarowego. Po ocenie projektów US Air Force wybiorą do realizacji jeden z nich. Na rozwój systemu przeznaczono 6,1 miliarda dolarów. Space Fence ma składać się z dwóch stacji radarowych ulokowanych na półkuli południowej. Zastąpią one 9 obecnie wykorzystywanych stacji, pochodzących jeszcze z lat 60. i rozmieszczonych na terenie USA. Dzisiejsze stacje wykorzystują pasmo VHF (30-300 MHz), Space Force będzie używał pasma S o częstotliwościach od 2 do 4 GHz. Im wyższe częstotliwości, tym większa rozdzielczość i możliwość obserwowania mniejszych odpadków. Zanieczyszczenie orbity okołoziemskiej to coraz bardziej poważny problem. Wokół naszej planety krążą miliony odpadków, które stanowią zagrożenie dla satelitów, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz załogowych i bezzałogowych misji. W czerwcu załoga ISS dostała polecenie ewakuacji do kapsuł ratunkowych, gdy odkryto, że jeden z odpadków znalazł się w odległości kilkuset metrów. Wiadomo, że w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej pięciokrotnie Stacja musiała wykonywać manewry ratunkowe, by uniknąć zderzenia ze śmieciami. Zagrożone są też loty załogowe. Ocenia się, że podczas lotu ryzyko katastrofalnego zderzenia z mikrometeorytami lub, co bardziej prawdopodobne, odpadkami, wynosi 1:250. Przy 100 misjach łączne ryzyko wynosi już 1:3. Lepsze śledzenie odpadków pozwoli uniknąć wielu niebezpieczeństw, ale nie rozwiąże problemu. Zagrożeni są też mieszkańcy planety. W marcu w Kolorado znaleziono 75-centymetrową metalową sferę pochodzącą prawdopodobnie z rosyjskiego satelity wystrzelonego dwa miesiące wcześniej. W tym samym miesiącu w Urugwaju spadł fragment silnika rakiety Delta 2, która przed ośmioma laty wyniosła na orbitę satelitę GPS. Od roku 2001 zanotowano trzy upadki (w Arabii Saudyjskiej, Argentynie i Tajlandii) kilkudziesięciokilogramowych fragmentów rakiet wynoszących satelity GPS. Z kolei w 2009 roku nieczynny rosyjski satelita Cosmos uderzył w działającego satelitę sieci telefonii satelitarnej Iridium. Wskutek zderzenia powstały tysiące odłamków, z czego niemal 2000 wielkości co najmniej 10 centymetrów. Jeden z nich zagroził ISS w kwietniu bieżącego roku. Na orbicie okołoziemskiej panuje już taki bałagan, że do zderzeń dochodzi co 4-5 lat. Nawet jeśli ludzie zaprzestaliby wysyłania w kosmos kolejnych obiektów, to liczba odpadów i tak będzie rosła wskutek zderzeń już istniejących śmieci i obiektów. Utworzenie Space Fence to jedynie próba uniknięcia wypadków, a nie rozwiązanie problemu. Coraz częściej mówi się o konieczności posprzątania tego, co pozostawiliśmy na orbicie. Eksperci z NASA zauważają, że nigdy wcześniej Agencji nie przedstawiano tak wielu pomysłów na systemy aktywnego usuwania odpadów (ADR). Spektrum propozycji jest niezwykle szerokie: od laserów spalających odpady, po pojazdy je zbierające. Jednak obecnie wszystkie one przypominają idee rodem z filmów science-fiction. Nie opracowano dotychczas ekonomicznie i technologicznie realnego sposobu na posprzątanie orbity. Zadanie to będzie najprawdopodobniej wymagało współpracy międzynarodowej o skali porównywalnej do budowy ISS. Na szczęście kosmiczne odpadki nie spowodowały jeszcze niczyjej śmierci. Jednak, prawdopodobnie, takie wydarzenie jest tylko kwestią czasu.
  2. W piśmie Acta Astronautica ukazał się artykuł, którego autorzy proponują wysłanie satelitów oczyszczających orbitę okołoziemską z pozostawionych tam śmieci. Pojazdy miałby zająć się największymi odpadkami, takimi jak np. pozostałości rakiet nośnych. Ich zadaniem byłoby przechwycenie takiego odpadu i skierowanie go w stronę Ziemi, by spłonął w atmosferze. Pomysłodawcy twierdzą, że w ten sposób tanim kosztem jeden satelita mógłby usunąć z orbity 5-10 obiektów rocznie. Obecnie wokół Ziemi krąży ponad 17 000 pozostawionych przez człowieka odpadków o wielkości ponad 10 centymetrów każdy. Gdy duże obiekty zderzą się ze sobą, rozlatują się na setki i tysiące mniejszych. Właśnie takiemu scenariuszowi chcą zapobiec pomysłodawcy oczyszczania orbity. Problem jest bardzo poważny i należy go pilnie rozwiązać. Musimy działać teraz. Im dłużej będziemy zwlekali, tym więcej odpadów będziemy mieli do usunięcia - mówi Marco Castronuovo z Włoskiej Agencji Kosmicznej, jeden z autorów artykułu. Uczeni obawiają się reakcji łańcuchowej, podczas której, w związku z coraz większym zanieczyszczeniem orbity, poszczególne odpadki będą rozbijały się o siebie, a powstałe w ten sposób chmury odpadów, będą rozbijały kolejne śmieci. Z czasem niska orbita Ziemi może okazać się bezużyteczna z powodu olbrzymiej ilości krążących zanieczyszczeń. Już w tej chwili pozostawione przez ludzi śmieci zagrażają satelitom i stanowią niebezpieczeństwo dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej czy astronautów. Sporym problemem są uregulowania prawne, a raczej ich brak. Nie wiadomo bowiem, kto miałby odpowiadać za likwidację odpadów. Część z nich należy do państw, które w ogóle się tym problemem nie przejmują, a jednocześnie nie chcą, by ktokolwiek miał dostęp do ich urządzeń, nawet jeśli już nie są one używane. Jeśli zaczniemy od zużytych części rakiet nośnych, które nie mają na swoim pokładzie żadnych istotnych urządzeń, nie powinno się to spotkać ze sprzeciwem właściciela rakiety - mówi Castronouvo. Uczony wie jednak, że przekonanie polityków do tego pomysłu nie będzie proste. To może być przez nich odbierane jako zagrożenie dla wciąż używanych systemów. Jeśli bowiem masz możliwości przechwycenia obiektu w przestrzeni kosmicznej i zrzucenia go na Ziemię, to nic nie stoi na przeszkodzie, by przechwycić działającego satelitę i go zniszczyć - mówi naukowiec.
  3. Japońska agencja kosmiczna JAXA poinformowała, że sondzie Akatsuki nie udało się wejść na orbitę Wenus. Zadaniem wystrzelonego w maju bieżącego roku urządzenia jest zebranie danych na temat atmosfery tej planety. Japońscy naukowcy chcieliby się dzięki temu dowiedzieć więcej na temat powstania Ziemi oraz zmian klimatycznych. Akatsuki miała zostać umieszczona na eliptycznej orbicie przebiegającej na wysokości od 300 do 80 000 kilometrów nad powierzchnią Wenus. Powołaliśmy już zespół śledczy, który ma zbadać przyczyny niepowodzenia i opracować instrukcje, dzięki którym taka sytuacja się nie powtórzy. Zaktualizujemy także nasze plany wprowadzenia satelity na orbitę tak, by za sześć lat, gdy Akatsuki znajdzie się najbliżej Wenus, dokonać ponownej próby wprowadzenia jej na orbitę - oświadczyła JAXA. Po wejściu na orbitę sonda miała pozostać na niej przez dwa lata.
  4. W USA ruszyła budowa pierwszej w historii fabryki komercyjnych pojazdów kosmicznych. Zakład powstaje na powierzchni 6317 metrów kwadratowych i jest pierwszym z wielu, które mają zostać zbudowane w okolicy w najbliższych latach. Fabryka będzie własnością firmy The Spaceship Co. (TSC), która jest spółką Scaled Composites i Virgin Galactic. Budowa fabryki ma zostać zakończona do września przyszłego roku. Pracę w niej znajdzie około 170 osób. Mają w niej powstać trzy pojazdy White Knight i pięć mniejszych SpaceShipTwo. White Knight to statki-matki, do których będą podczepiane SpaceShipTwo. Najpierw White Knight wyniesie mniejszy pojazd z sześcioma pasażerami na pokładzie na wysokość 15 240 metrów. Tam SpaceShipTwo zostanie odczepiony i dzięki silnikowi rakietowemu wejdzie na orbitę na wysokości około 96,5 kilometra. Za taką wycieczkę trzeba będzie zapłacić 200 000 dolarów. Kwota spora, ale już w tej chwili chęć uczestnictwa wyraziło ponad 380 osób. Pierwszy lot pasażerski wystartuje w przyszłym roku z budowanego w Nowym Meksyku Spaceport America.
  5. Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone - powiedział Mark Twain po przeczytaniu w gazecie swojego nekrologu. Podobnie przesadzone wydają się pogłoski o końcu amerykańskiego programu kosmicznego. Co prawda USA odsyłają swoją obecną flotę wahadłowców do muzeum i przez kilka lat Amerykanie nie będą mieli czym latać w kosmos, jednak władze są zdecydowane kontynuować badania, o czym świadczy najnowsza uchwała Komitetu Handlu, Nauki i Transportu Senatu USA. Po miesiącach sporów jednogłośnie przyjęto proponowaną przez NASA uchwałę, która przewiduje jeden dodatkowy lot wahadłowców oraz wysłanie ludzi na asteroidę i Marsa. NASA znajduje się obecnie w fazie przejściowej. Musimy zdecydować, czego oczekujemy od naszej agencji kosmicznej w nadchodzących latach i dziesięcioleciach. Mój pogląd w tej sprawie jest jasny - zadania NASA nie mogą być statyczne. Muszą ulegać ciągłym zmianom i podążać w nowych kierunkach - stwierdził przewodniczący komitetu John D. Rockefeller, IV. Dodatkowy lot wahadłowca odbędzie się w przyszłym roku. Nastąpi on po lutym 2011. Przypomnijmy, że dotychczas planowano, iż odbędą się jeszcze dwie misje - w listopadzie 2010 i w lutym 2011. Nowa ustawa zobowiązuje też NASA do natychmiastowego rozpoczęcia prac nad nową rakietą nośną o dużej mocy, która miałaby zawieźć astronautów na Marsa i asteroidę. To spora zmiana w stosunku do planów prezydenta Obamy, który chciał rozpoczęcia prac dopiero w roku 2015. Kolejne przyspieszenie przewidziane przez senacką komisję dotyczy budowy nowych pojazdów, które umożliwiłyby podróże w dalsze obszary przestrzeni kosmicznej. Prezydent mówił o rozpoczęciu prac w 2025, senacka komisja chce je rozpocząć w 2016 roku. Ustawa przewiduje również przedłużenie służby Międzynarodowej Stacji Kosmicznej do roku 2020, co jest zgodnie z życzeniem prezydenta Obamy. Przebyliśmy długą drogę, by dotrzeć do tej chwili. Ponad 4 miesiące temu rozpoczęliśmy prace nad nową propozycją prezydenta, która, moim zdaniem, oznaczałaby koniec amerykańskiej dominacji w dziedzinie badań kosmicznych, zagroziłaby istnieniu stacji kosmicznej oraz naraziła na poważne niebezpieczeństwo program lotów załogowych. Zatwierdzone dzisiaj przepisy to kompromis pomiędzy koniecznością inwestowania w nowe technologie, a ciągłą ewolucją rynku, na którym prywatni inwestorzy odgrywają coraz większą rolę i wspierają nasze wysiłki na niskiej orbicie okołoziemskiej - powiedział senator Kay Bailey Hutchinson, jeden z autorów ustawy. Prezydent Obama przed kilkoma miesiącami zaproponował rezygnację z programu Constellation i misji na księżyc. Zamiast tego chciał, by USA do roku 2025 wysłały astronautów na asteroidę, a do połowy lat 30. - na Marsa. Barack Obama zaproponował również, w ciągu kolejnych pięciu lat budżet przeznaczył 6 miliardów USD (w tym 3,3 miliarda w ciągu trzech najbliższych lat) na rozwój komercyjnych statków kosmicznych. Senatorowie zaproponowali 1,6 miliarda USD w ciągu 3 lat, co spotkało się z krytyką zwolenników rozwoju prywatnych lotów w kosmos. Nowa ustawa trafi pod obrady Senatu.
  6. Niemieccy naukowcy dokonali pomiarów najmniejszego odstępu czasowego spotykanego w naturze. Przy okazji obalili założenie, jakoby elektrony były wybijane przez światło z orbit atomów bez żadnego opóźnienia. Fotoemisja to zjawisko opisane i wyjaśnione przez Einsteina ponad 100 lat temu. Polega ono na emisji elektronów przez atom. Dochodzi do niej w momencie, gdy światło padające na atom na tyle wzbudzi elektrony, że wypadają one ze swoich orbit. Dotychczas sądzono, że do emisji elektronów dochodzi natychmiast po uderzeniu fotonów w atom, a zatem, że pomiędzy tymi wydarzeniami nie istnieje żadna przerwa czasowa. Uczeni z Instytutu Maksa Plancka, Uniwersytetu Technicznego w Monachium oraz Uniwersytetu Ludwika Maxymiliana w Monachium wraz z kolegami z Austrii, Grecji i Arabii Saudyjskiej postanowili sprawdzić to, co dotychczas uchodziło za pewnik. Naukowcy wykorzystali laser działający w bliskiej podczerwieni, który wysyłał w kierunku atomów neonu impulsy trwające mniej niż 4 femtosekundy (10-15 sekundy). Jednocześnie atomy były bombardowane impulsami w dalekim ultrafiolecie trwającymi 180 attosekund (10-18 sekundy). Dzięki takiej konfiguracji naukowcy byli w stanie precyzyjnie określić, kiedy poszczególne elektrony opuściły swoje orbity. Okazało się, że elektrony z różnych orbit, mimo że były jednocześnie wzbudzane przez fotony, nie opuszczały ich w tym samym czasie. Opóźnienie jednych względem drugich wynosiło około 20 attosekund. Opóźnieniem tym zajęli się następnie teoretycy z Austrii i Grecji. Skomplikowane wyliczenia matematyczne potwierdziły, że ma ono miejsce, jednak wynikało z nich, że nie powinno przekraczać 5 attosekund. Eksperci wyjaśniają, że różnice pomiędzy obliczeniami a eksperymentami mogą wynikać z natury atomów neonu. W ich skład wchodzi bowiem 10 elektronów, co czyni je na tyle skomplikowanymi, że współczesne superkomputery nie radzą sobie z przeprowadzaniem precyzyjnych obliczeń. Teoretycy spekulują, że względne opóźnienie w opuszczaniu orbit może wynikać z faktu, że elektrony nie oddziałują tylko z jądrem atomu, ale też ze sobą nawzajem. A zatem położenie jednego elektronu w stosunku do innych decyduje o tym, kiedy sąsiedzi go "uwolnią" i umożliwią opuszczenie orbity.
  7. Wysyłanie zaopatrzenia w przestrzeń kosmiczną jest niezwykle drogie. Wyniesienie każdego kilograma kosztuje około 10 000 dolarów. Zdaniem Johna Huntera, cenę tę można obniżyć do... 500 USD. Hunter w 1992 roku pracował w Lawrence Livermore National Laboratory, gdy wpadł na pomysł stworzenia działa, które wystrzeliwałoby ładunki w przestrzeń kosmiczną. Inspirację czerpał ze zbudowanego przez siebie 130-metrowego działa, które służyło do testowania silników naddżwiękowych. Działo było napędzane metanem, który powodował przesunięcie tłoku i sprężenie wodoru. Jego gwałtowne rozprężenie wystrzeliwało pocisk. Jako, że mechaniczne wystrzeliwanie czasem zawodzi, założona przez Huntera firma Quicklaunch zastąpiła tłok komorą spalania, w której powstaje olbrzymie ciśnienie. Hunter uważa, że możliwe jest skonstruowanie działa zdolnego wystrzelić półtonowy ładunek z prędkością 21 000 km/h. Proponuje on umieszczenie urządzenia w oceanie na równiku. Działo o długości 490 metrów unosiłoby się na wodzie i w dużej mierze byłoby w niej zanurzone. Quicklauncher ma być stabilizowany balastem, a dzięki swobodzie ruchów, jakie daje woda, będzie można ustawiać go tak, by wystrzeliwał ładunki na różne orbity. W przyszłym miesiącu Hunter chce przetestować 3-metrowy prototyp zanurzony w zbiorniku z wodą. Jego zdaniem pełnowymiarowe działo może powstać za 7 lat. Pod warunkiem, że firmie Quicklaunch uda się zebrać 500 milionów dolarów na niezbędne prace. Koszt jest ogromny, jednak naukowiec mówi, że już zdołał zainteresować swoim projektem inwestorów. Jeśli bowiem jego wyliczenia są prawidłowe i koszt wyniesienia kilograma ładunku uda się zmniejszyć aż 20-krotnie, to Quicklauncher może być świetną inwestycją. Niestety, działo z pewnością nie pozwoli na wynoszenie ludzi, gdyż podczas strzału przeciążenia mogą sięgać 5000 G. Zasada działania Quicklaunchera jest dość prosta. Najpierw w komorze spalany jest naturalny gaz. Obok komory w zbiorniku znajduje się wodór, który ogrzewa się do temperatury 1427 stopni Celsjusza, co prowadzi do 5-krotnego wzrostu ciśnienia. Operator otwiera zawory, wodór gwałtownie się rozpręża wystrzeliwując ładunek. Na końcu działa znajdują się zawory, które zamykają się, zatrzymując wodór, dzięki czemu można go ponownie użyć.
  8. lt;!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> Niewielu z nas chciałoby wiedzieć, kiedy nastąpi nasz koniec, ani jak on będzie wyglądał. Jednak zahamowania te są obce astronomom – właśnie udało im się sprecyzować... harmonogram końca świata. Dotychczas wiadomo było, że życie na Ziemi wyginie po zmianie charakteru reakcji termojądrowych zachodzących w Słońcu. Nasza gwiazda zwiększy swą objętość, z czasem wchłaniając wewnętrzne planety Układu Słonecznego. Przed konsumpcją zostaną one oczywiście porządnie upieczone. Ziemia miała uniknąć całkowitej zagłady dzięki potężnemu wiatrowi słonecznemu, który powinien wypchnąć ją na wyższą orbitę. Za sprawą wysiłków astronomów z University of Sussex znamy nieco więcej szczegółów procesu, którego końcowa faza ma nastąpić za 7,6 miliarda lat. Najnowsze obliczenia wskazują niestety, że nasza planeta również stanie się częścią Słońca. Zwiększenie promienia orbity nie pozwoli uniknąć pochwycenia przez atmosferę gwiazdy. Wywołane w ten sposób tarcie doprowadzi do zmniejszenia prędkości liniowej Ziemi oraz jej powolnego opadania na Słońce. Finał tej wędrówki jest raczej jasny: nasza planeta wyparuje. Jeszcze posępniejsze prognozy dotyczą życia na Ziemi. Okazuje się, że pozostał nam już tylko miliard lat. Ponieważ organizmy są obecne od około 3,7 mld lat, nasza planeta ma za sobą niemal 80% całkowitego czasu "życia". Później Słońce stanie się wystarczająco duże, by wygotować wszystkie oceany. Podobno scenariusza tego można uniknąć. Kierujący wspomnianymi badaniami Robert Smith twierdzi, że wystarczy co parę tysięcy lat przyspieszać ruch Ziemi za pomocą asteroidy, by utrzymać bezpieczną odległość od Słońca. Zabiegi te mają wystarczyć na co najmniej 5 miliardów lat.
  9. Choć wśród obiektów, jakie spadły na Ziemię z przestrzeni kosmicznej można znaleźć wiele niezwykłych okazów, jeszcze nie ma wśród nich papierowego samolotu. Brak ten postanowili uzupełnić naukowcy z University of Tokyo oraz współpracujący z nimi członkowie Japan Origami Airplane Association. Mają oni zamiar skonstruować z papieru samolot, który dotrze z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej na powierzchnię Ziemi. Pierwszym testom wytrzymałościowym i termicznym jest już poddawany ośmiocentymetrowy prototyp pojazdu, umieszczony w uniwersyteckim tunelu aerodynamicznym. Urządzenie to jest zdolne do uzyskania bardzo wysokich prędkości przepływu gazów. Badany model, kształtem przypominający prom kosmiczny, zostanie wystawiony na strumień powietrza o prędkości 8600 kilometrów na godzinę (Mach 7). Mimo, iż prawdziwy prom osiąga podczas wejścia w atmosferę znacznie większe prędkości (nawet Mach 20), zdaniem naukowców jego papierowa replika będzie poruszała się znacznie wolniej, dzięki czemu powinna przetrwać lądowanie. Japończycy jeszcze nie poinformowali, kiedy spodziewają się umieścić papierowy "prom" na pokładzie stacji orbitalnej. Liczą za to, że załoga napisze na nim pokojowe przesłanie dla tego, kto znajdzie pojazd po pomyślnym lądowaniu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...