Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37655
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    249

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. DARPA znana jest najbardziej z typowych badań nad sprzętem wojskowym, takim jak np. latające samochody, jednak wśród projektów agencji znajdziemy też program o nazwie Anomaly Detection at Multiple Scales (Adams). Jego celem jest opracowanie technik identyfikacji żołnierzy, którzy mogliby stać się niebezpieczni dla samych siebie, swoich kolegów lub byliby w stanie zdradzić tajemnice wojskowe. Celem Adams jest znalezienie i zidentyfikowanie sygnałów świadczących o problemach, jakie może sprawić żołnierz. Obecnie, jak zauważa DARPA, Departament Obrony nie dysponuje narzędziami i wiedzą pozwalającymi określić, na ile zdrowy psychicznie żołnierz może stanowić zagrożenie. Specjaliści mówią, że gdy prowadzone jest śledztwo w sprawie jakiegoś incydentu, np. zmasakrowania przez żołnierza kolegów jak miało to miejsce w Fort Hood, zwykle znajdowane są liczne wskazówki - czasami oczywiste - nadciągającego niebezpieczeństwa. Adams miałby znaleźć je zanim wydarzy się tragedia. Nie jest jednak jasne, jakie narzędzia należy wykorzystać do poszukiwania niepokojących objawów ani jakie są to objawy.
  2. Podczas wczorajszej premiery Windows Phone 7 w mediach ponownie pojawiły się spekulacje o możliwej premierze microsoftowego tabletu, który tym razem miałby zostać wyposażony w nowy system giganta z Redmond. Gred Sullivan, jeden z menedżerów produktu w Microsofcie, natychmiast je zdementował. Stwierdził on, że Windows Phone 7 został zaprojektowany do pracy z urządzeniami o niewielkich wyświetlaczach i obecnie koncern nie planuje przygotowanie wersji dla tabletów. Tego typu urządzenia zadebiutują, ale z odpowiednio zaadaptowanym do ich potrzeb systemem Windows 7. Sullivan tłumaczył, że w sposobie użytkowania i pod względem wymagań klientów tablety bardziej przypominają pecety niż smartfony, dlatego też jego firma pracuje nad energooszczędną wersją Windows 7 dla takich urządzeń. Kolejnymi przyczynami, dla których do tabletów bardziej pasuje Windows 7 niż Phone 7 są jego znacznie większe możliwości obsługi połączeń sieciowych i urządzeń drukujących oraz większa baza sterowników do różnych urządzeń. Produkcję tabletów z Windows 7 zapowiadają Dell i HP. Z kolei przedstawiciele Samsunga byli zainteresowani instalowaniem Windows Phone 7 na tabletach, jednak usłyszeli z Redmond, że Microsoft nie przewiduje takiej możliwości. Koncern Ballmera pokazał też system Windows Compact Embedded 7 dla urządzeń wbudowanych, w tym dla tabletów. System jeszcze w bieżącym kwartale wejdzie w fazę RTM (release to manufacturing).
  3. Psy również mogą być pesymistami lub optymistami. Okazuje się, że czworonogi, które pozostawione same odczuwają większy niepokój, w ogóle częściej przejawiają pesymistyczne zachowania – dla nich miska jest w połowie pusta. Naukowcy z Uniwersytetu Bristolskiego przeprowadzili badanie na zlecenie RSPCA (Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals). Jego wyniki ukazały się w piśmie Current Biology. Mamy tendencje, by myśleć, że nasi ulubieńcy i inne zwierzęta doświadczają emocji podobnych do naszych własnych, ale nie mamy możliwości, by to bezpośrednio sprawdzić, ponieważ emocje są czymś prywatnym. Jesteśmy jednak w stanie wykorzystać odkrycia z psychologii ludzi, by opracować nowe metody pomiaru uczuć zwierząt. Wiemy, że ludzkie stany emocjonalne wpływają na oceny i że osoby szczęśliwe z większym prawdopodobieństwem widzą pozytywy w dwuznacznych sytuacjach. Nasze studium wykazało, że w przypadku zwierząt jest podobnie – psy z wizją świata pt. "szklanka jest do połowy pełna" po wyjściu właściciela są rzadziej niespokojne od psów o bardziej pesymistycznej naturze – przekonuje prof. Mike Mendl. Podczas eksperymentu 24 psy z dwóch brytyjskich ośrodków adopcyjnych uczono, że w misce stawianej w jednym miejscu w pomieszczeniu znajduje się pokarm (pozycja pozytywna), ale w naczyniu ustawionym w drugim miejscu już nie (lokalizacja negatywna). Następnie miskę umieszczano w pozycji dwuznacznej między miejscami pozytywnym i negatywnym. Psy, które biegły szybciej do ustawionej niejednoznacznie miski, jak gdyby spodziewając się nagrody w postaci jedzenia, podejmowały, wg naszej klasyfikacji, stosunkowo "optymistyczne" decyzje. Co ciekawe, te same zwierzęta wykazywały mniejszy niepokój po pozostawieniu na krótki czas. Z badań wynika, że negatywne zachowania związane z separacją, np. niszczenie mebli czy ujadanie, częściej zdarzają się psim pesymistom. Właściciele różnią się pod względem interpretacji niespokojnego zachowania psów. Jednych to martwi, drudzy oddają czworonoga do schroniska, a jeszcze inni myślą, że pies jest szczęśliwy lub nawet intencjonalnie złośliwy – ujawnia Mendl. Psy badane przez zespół z Bristolu należały do rozmaitych ras. Znalazły się wśród nich zarówno goldeny, jak i Staffordshire bull terriery. Zwierzęta miały od 9 miesięcy do 9 lat (połowę stanowiły samce). Eksperyment zaczynał się od wprowadzenia każdego psa do pomieszczenia i 20-minutowej zabawy. Następnego dnia psy ponownie przyprowadzano, ale tym razem zostawały same na 5 minut. W tym czasie naukowcy nagrywali ich zachowanie. Na tej podstawie u każdego osobnika ustalano "iloraz lęku". Dzień lub dwa później przeprowadzano trening z lokalizacją pozytywną i negatywną. Gdy pies nauczył się je odróżniać, miska stawała pośrodku pomieszczenia, a nie w żadnym z rogów i akademicy mierzyli czas podchodzenia do naczynia. Najwolniej zbliżały się psy najbardziej zaniepokojone po 5 minutach osamotnienia. Optymiści nie tyle podchodzili, co podbiegali do miski, co w pełni odzwierciedlało ich nastawienie do życia.
  4. Osoby robiące zakupy w internecie z pewnością ucieszy fakt, że brytyjski oddział Amazona, największego sklepu w sieci, wdrożył program, w ramach którego nie pobiera opłat za przesłanie zakupionych towarów. To z pewnością czyni ofertę Amazona jeszcze bardziej atrakcyjną. W ramach Super Saver Delivery także Polacy mają gwarancję, że nie będą musieli płacić za przesyłkę. Warunkiem korzystania z promocji jest złożenie zamówienia na kwotę wyższą niż 25 funtów (obecnie około 110 złotych). Niemal wszystkie towary zamawiane na Amazon.co.uk kwalifikują się do promocji. Nie obejmuje ona tylko prezentów, części elektroniki oraz towarów wystawionych w Amazon.co.uk Marketplace przez firmy trzecie. Towary mogą zostać wysłane na różne adresy, jeśli jednak podzielimy w ten sposób zamówienie, to wartość zamawianych dóbr wysyłanych na każdy z adresów powinna przekraczać 25 funtów. Inaczej konieczne będzie zapłacenie za przesyłkę. Ponadto promocje obejmuje tylko te zamówienia, które są dostarczane jednorazowo. Innymi słowy, zamawiając kilka przedmiotów musimy zaznaczyć opcję wysyłki dopiero po skompletowaniu całego zamówienia.
  5. Salanoia durrelli to nowy mięsożerny ssak z Madagaskaru. Choć dopiero go wyodrębniono i opisano na łamach pisma Systematics and Biodiversity, już trafił do grona najbardziej zagrożonych gatunków ssaków na świecie. Wielkością przypomina kota i występuje wyłącznie na mokradłach wokół jeziora Alaotra. Biolodzy wiedzą tylko o 2 żyjących na wolności osobnikach. Niestety, habitatowi ssaka nazwanego na cześć zmarłego w 1995 r. brytyjskiego zoologa Geralda Durrella zagrażają gatunki inwazyjne i zanieczyszczenia. Zespół z Durrell Wildlife Conservation Trust po raz pierwszy widział zwierzę pływające w jeziorze podczas wyprawy w 2004 r. Podejrzewając, że może to być nowy gatunek, naukowcy zrobili fotografie, by zoolodzy przyjrzeli się "obiektowi". Rok później badacze wrócili na to miejsce i schwytali żywego osobnika. Zmierzono go i pobrano próbki krwi oraz innych tkanek. Znaleziony martwy egzemplarz został wysłany do Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Tam porównano go z najbliższym genetycznie krewnym salano (Salanoia concolor). Członkini ekipy doktor Paula Jenkins podkreśla, że przedstawiciele rodzaju Salanoia różnią się cechami morfologicznymi. Są zupełnie inaczej umaszczeni, dodatkowo odkryliśmy oczywiste odmienności w budowie czaszki i zębów. Rozmiary i kształty poduszek łap S. durrelli bezsprzecznie nie przypominają swoich odpowiedników u żyjącego w lasach wschodniego Madagaskaru salano. Był to rzeczywiście nowy gatunek i okaz przechowywany w muzeum jest obecnie uznawany za holotyp [wskazany przez autora nazwy taksonu okaz wzorcowy], dostępny dla innych naukowców planujących przyszłe badania. Odkrycie nowego ssaka, a tym bardziej nowego ssaka mięsożernego jest czymś "bardzo niezwykłym", podkreśla Jenkins. Ostatnim odnalezionym na Madagaskarze mięsożercą był Galidictis grandidieri. Opisano go w 1986 r. Z oczywistych względów biologia S. durrelli pozostaje w dużej mierze owiana tajemnicą. Naukowcy domyślają się, że zwierzę musiało się przystosować do wodnego lub półwodnego trybu życia. Najprawdopodobniej odżywia się ono rybami i małymi ssakami. Specjaliści z Durrell Wildlife Conservation Trust chcą oznakować schwytane osobniki, by sprawdzić, czy rzeczywiście obszar występowania ogranicza się wyłącznie do jeziora Alaotra.
  6. Jak doprowadzić krótkie nici RNA do określonych komórek? Naukowcy z Georgia Institute of Technology i Emory University opisali właśnie metodę enkapsulacji fragmentów kwasu rybonukleinowego w nanocząstkach tioketonowych. Dzięki temu można było doustnie dostarczyć materiał genetyczny do odpowiednich rejonów przewodu pokarmowego zwierząt z nieswoistymi zapaleniami jelit. Nanocząstki tioketonowe, które zaprojektowaliśmy, są stabilne zarówno w kwasach, jak i zasadach, a ulegają rozkładowi wyłącznie w obecności reaktywnych form tlenu [ang. reactive oxygen species, ROS]. Te ostatnie występują w obrębie objętej stanem zapalnym tkanki układu pokarmowego – tłumaczy prof. Niren Murthy. Nanocząstki tioketonowe osłaniają cząsteczki krótkiego interferującego RNA (ang. short interfering RNA - siRNA) przed trudnymi warunkami panującymi w jelicie i kierują je bezpośrednio w miejsca rozwoju stanu zapalnego. Jak wyjaśniają Amerykanie, takie zlokalizowane podejście jest konieczne, ponieważ wstrzyknięte układowo siRNA mogą powodować poważne skutki uboczne. Jak napisano w artykule zamieszczonym w internetowym wydaniu pisma Nature Materials, nanocząstki uzyskuje się z nowego polimeru PPADT; jego nazwa chemiczna to poli-(1,4-fenylenoaceton dimetyleno tioketon). Dzięki wysiłkom inżynieryjnym mają one średnicę ok. 600 nm. W czasie eksperymentów zespół posłużył się mysim modelem wrzodziejącego zapalenia jelita grubego (łac. colitis ulcerosa). Jest to przewlekły proces zapalny błony śluzowej odbytu lub jelita grubego o nieustalonej etiologii. Do jego głównych objawów należą długotrwałe biegunki i/lub zaparcia oraz bóle brzucha, które niekiedy prowadzą do zagrażających życiu powikłań. W ramach studium akademicy podawali myszom doustnie nanocząstki z siRNA hamującym cytokinę zwaną czynnikiem martwicy nowotworu alfa (TNF-α). Próbki tkanek z okrężnicy leczonej siRNA wykazały obecność nienaruszonego nabłonka jelita i dobrze wyodrębnionych wypukleń oraz fałd półksiężycowatych. Co ważne, zmniejszył się też stan zapalny. Ponieważ wrzodziejące zapalenie jelita grubego ogranicza się do okrężnicy, wyniki potwierdzają, że wypełnione siRNA nanocząstki tioketonowe pozostają stabilne w wolnych od stanu zapalnego okolicach przewodu pokarmowego, obierając na cel zmienione chorobowo tkanki – przekonuje główny autor studium Scott Wilson. Nanocząstki tioketonowe mają odpowiednie właściwości chemiczne i fizyczne, by poradzić sobie z przeszkodami w postaci płynów jelitowych, tutejszej błony śluzowej czy błon komórkowych. Obecnie badacze pracują nad zwiększeniem wskaźnika degradacji nanocząstek oraz ich reaktywności z ROS. W planach jest także analiza biodystrybucji nanocząstek podczas ich podróży przez organizm. Będziemy nadal sprawdzać toksyczność polimeru, ale podczas studium odkryliśmy, że nanocząstki tioketonowe z siRNA mają profil cytotoksyczności podobny do nanocząstek z zaaprobowanego przez Agencję ds. Żywności i Leków kopolimeru kwasu DL-polimlekowego i kwasu glikolowego (PLGA) – dodaje Murthy.
  7. Jak pisaliśmy jakiś czas temu, Stany Zjednoczone przeżywają nieznaną od dekad inwazję pluskiew. Niestety, te uciążliwe owady są trudne do wytępienia, ponieważ szybo uodparniają się na wszelkie środki chemiczne. Inne podejście proponują więc naukowcy z Ohio State University: połączenie środków higroskopijnych z wykorzystaniem broni biologicznej: typowych dla pluskiew feromonów. Środki higroskopijne, takie jak pył silikonowy, od dawna znane są jako środek przeciw pluskwom. Działają one poprzez wysuszanie ochronnej, woskowej warstwy na skórze owadów, przez co stają się one podatne na odwodnienie i giną. Żel silikonowy ponadto, w przeciwieństwie do pestycydów, jest całkowicie nietoksyczny. Jest tylko jeden mały szkopuł: pluskwy muszą wielokrotnie wejść w kontakt ze środkiem wysuszającym, na przykład przechodząc po nim. Joshua Benoit postanowił pobić pluskwiaki ich własną bronią: feromonami. Związki te, służące wielu gatunkom do komunikacji, są dość dobrze poznane. Oprócz zapachowych śladów seksualnych czy znakujących drogę do źródła pożywienia, istnieją feromony alarmowe, ostrzegające o niebezpieczeństwie. Dwa z nich, wykorzystywane przez pluskwy: (E)-2-heksenal i (E)-2-octenal przetestowano. Pluskwy zostały zamknięte w szalkach Petriego wraz ze środkiem wysuszającym (ziemią okrzemkową lub pyłem z żelu silikonowego), część z nich zawierała również jeden z testowanych feromonów. Okazało się, że czas przeżycia owadów niepokojonych alarmowym zapachem skraca się o niemal dwie trzecie (z trzech dni do jednego w przypadku młodych osobników, z 17 dni do 6,5 dnia w przypadku dorosłych samic). Badanie powtórzone w warunkach naturalnych potwierdziło skuteczność takiego kombinowanego ataku: pluskwy, normalnie kryjące się w szparach i dziurach, już w pięć minut po rozpyleniu alarmowego feromonu wychodziły z kryjówek i niespokojnie biegały „po okolicy", wielokrotnie przechodząc po rozsypanych dehydrantach. Sposób ataku wyklucza łatwe uodpornienie się pluskiew, zaś nietoksyczność i niska cena obu elementów składowych sprawiają, że wydaje się to idealne rozwiązanie, nie tylko w domach, ale także w budynkach gospodarczych, jak kurniki, zwierzęta bowiem również są atakowane przez te szkodniki. Zanim jednak metoda zostanie rozpowszechniona, przeprowadzone będą szerzej zakrojone i długofalowe badania, mające wykluczyć jakiekolwiek negatywne skutki uboczne dla ludzi, zwierząt, czy środowiska naturalnego.
  8. Nocne oświetlenie, zakłócające normalny cykl aktywności, uznano już winnym za wiele chorób cywilizacyjnych, wliczając w to nowotwory. Ostatnie badania jednak zaskakują: tzw. „zanieczyszczenie świetlne" prowadzi również do otyłości. Laura Fonken, doktorantka na Ohio State University, przeprowadziła eksperyment na myszach. Standardowe gryzonie podzielono na trzy grupy: pierwsza żyła w warunkach normalnego cyklu dzień-noc: 16 godzin dnia, oświetlenie 150 luksów, 8 godzin nocy, klatki drugiej w nocy oświetlano światłem o natężeniu 5 luksów, trzecia grupa miała maksymalne oświetlenie przez całą dobę. Wszystkie myszy otrzymywały jednakową ilość pożywienia, monitorowano również ich aktywność przy pomocy fotokomórek. Wagę mierzono im co tydzień. Myszy, które miały w nocy oświetlenie - jego intensywność nie miała znaczenia - przybierały na wadze szybciej już po tygodniu. Po ośmiu tygodniach ważyły one o 12 gramów więcej (myszy z normalnym dobowym cyklem o 8 gramów). Przyrost wagi większy o 50% z powodu samego tylko oświetlenia - odkrycie zaskakujące. Oddzielną zagadką pozostał mechanizm tego zjawiska - rozważano wpływ melatoniny i innych hormonów na przemianę materii, ale dzięki monitoringowi zauważono większą aktywność myszy o nietypowych porach, w szczególności jedzenie w porze snu. Dlatego przeprowadzono drugi, uzupełniający eksperyment. Warunki były niemal identyczne, z jednym tylko wyjątkiem - wszystkim myszom limitowano dostęp do pożywienia, mogły się najadać tylko o „prawidłowych" porach doby. I to był strzał w dziesiątkę, okazało się, że różnice w przyroście wagi zniknęły. Warunki z przyćmionym nocnym światłem dość dobrze oddają te, w jakich żyje współczesny człowiek, pracujący do późna w nocy. Ostatecznym potwierdzeniem obecności zjawiska i jego mechanizmu będą doświadczenia z udziałem ludzi, ale już teraz naukowcy śmiało stawiają tezę, że istotnym czynnikiem sprzyjającym otyłości jest jadanie o nieprawidłowych, późnych porach. Sprawdza się niniejszym rada dietetyków, aby nie jeść żadnych posiłków po określonej godzinie. Badanie rzuca nowe światło również na inne, wcześniejsze ustalenia. Otóż wcześniej ustalono, że długa nocna praca przy komputerze, oglądanie telewizji, itp., są również czynnikiem sprzyjającym otyłości. Do tej pory winę zrzucano na karb mniejszej aktywności fizycznej takich osób. Być może jednak część, lub nawet całość rzeczywistej winy ponosi nocne podjadanie, co również trzeba będzie sprawdzić.
  9. Naukowcy z Instituto Superior Tecnico w Lizbonie, Imperial College London, uniwersytetów St. Andrews, Lancaster i Strathclyde we współpracy ze specjalistami z brytyjskiego Central Laser Facility opublikowali teoretyczny dowód, który pozwoli znacząco udoskonalić lasery, opracować tańsze metody wytwarzania energii czy zrewolucjonizować procesy produkcyjne. Po dwóch latach prac nad zjawiskiem wzmocnienia Ramana dowiedli oni, że możliwe 1000-krotne skompresowanie długiego impulsu lasera i uzyskanie w ten sposób 300-krotnego zwiększenia jego intensywności. W praktyce oznacza to, że dzisiejsze bardzo drogie i skomplikowane systemy laserowe mogą zostać bardzo uproszczone, a przez to staną się tańsze i mniejsze. Badania portugalsko-brytyjskiego zespołu trwały dwa lata i wykorzystano podczas nich jedne z najpotężniejszych superkomputerów. Dzięki temu możliwe było sprawdzenie wszelkich aspektów badanego zjawiska. Doktor Raoul Trines mówi, że nigdy wcześniej nie sprawdzono aż tylu aspektów zjawiska. Teraz wiadomo, że w wielu przypadkach wzmocniony impuls nie zda egzaminu, gdyż promień nie skupi się na odpowiednio małym punkcie. Jednak w niektórych szczególnych zastosowaniach będzie on świetnie sprawdzającym się narzędziem. Uczeni chcą teraz zastosować wyniki swoich badań w pracach nad istniejącym laserem wysokiej mocy i przeprowadzić odpowiednie eksperymenty, które w przyszłości pozwolą na pełne wykorzystanie ich obliczeń.
  10. Microsoft kupił licencję na 74 patenty związane ze smartfonami, które należą japońskiej firmy Access. Ta weszła w ich posiadanie w 2005 roku, gdy przejęła PalmSource. Wśród licencjonowanych przez koncern z Redmond patentów znalazły się prawa do użytkownia własności intelektualnej należące w przeszłości do PalmSource, Palma, Bell Communications Research oraz Geoworks. Transakcji dokonano poprzez przedsiębiorstwo należące do firmy Acacia Research, która specjalizuje się w pośredniczeniu pomiędzy właścicielami patentów a korporacjami. Firma ta jest jednak znana głównie z pozwów wytaczanych rynkowym gigantom. Szczegóły dotyczące patentów, na które licencje kupił Microsoft, nie są znane. Najprawdopodobniej są wśród nich patenty, o naruszenie których Acacia oskarżyła w marcu Apple'a, RIM, Samsunga, Motorolę i innych. Dzisiaj debiutuje nowy microsoftowy system dla urządzeń mobilnych - Windows Phone 7 - a zakup licencji może świadczyć albo o tym, że prawnicy Microsoftu uznali, iż patenty są niepodważalne, albo też koncern nie chce, by jego nowy system od początku kojarzył się z kłopotami prawnymi. Microsoft udziela swoim klientom gwarancji, że w razie pozwów o naruszenie patentów zastąpi ich w sądzie, więc licencjonowanie zmniejsza prawdopodobieństwo pozwów.
  11. Pracownicy US Fish and Wildlife Service (FWS) poinformowali o zakończonej powodzeniem akcji ratowania żółwich gniazd, które były zagrożone przez wyciek ropy z platformy BP w Zatoce Meksykańskiej. Pomiędzy 25 lipca a 18 sierpnia z północnych plaż Zatoki zabrano ponad 25 000 jaj i przeniesiono je do Centrum Lotów Kosmicznych na Florydzie. Z jaj tych wykluło się 14 676 młodych, w większości z gatunku Karetta, które wypuszczono już do Atlantyku. Gdyby wykluły się one tam, gdzie żółwie złożyły jaja, większość młodych czekałaby zagłada, gdyż z pewnością natknęłyby się na plamy ropy. Ratowaniem jaj zajęli się przeszkoleni ludzie, którzy zbierali je do setek specjalnych chłodziarek dostarczonych przez charytatywną organizację Sea Turtle Conservancy. Następnie przetransportowano je w specjalnych klimatyzowanych ciężarówkach do Centrum Lotów Kosmicznych, gdzie inkubowały. Samo przeniesienie jaj i wykluwanie było sukcesem, a odsetek udanych lęgów jest taki, jak na wolności. Biolodzy jednak obawiają się, że przenoszenie jaj, przetrzymywanie ich w sztucznych warunkach i w końcu wypuszczanie młodych do wody przez ludzi może mieć niepożądane skutki dla całej generacji żółwi. Nie wiadomo bowiem, jak zwierzęta będą reagowały na taki stres. Wielką zagadką pozostaje też, czy nowo narodzone samice powrócą. Jak wiadomo, żółwie wracają na plażę, na której się wykluły. Nie wiadomo jednak, jak potrafią na nią trafić. Jedni uczeni uważają, że proces wdrukowywania informacji o plaży odbywa się jeszcze w jaju. Inni twierdzą, że dochodzi do niego, gdy młody żółw podąża po piasku w stronę wody. Jeszcze inny sądzą, że znaczenie mają oba okresy jego życia. Przyszłość pokaże, na którą plażę żółwie będą wracały. Jaja o których mowa, zostały zabrane z 277 gniazd. Na zagrożonych plażach zostało około 300 gniazd. Na razie brak danych dotyczących wykluwania się z nich młodych.
  12. Zwolennicy i przeciwnicy zakazu sprzedaży nieletnim gier zawierających sceny przemocy, seksu czy wulgaryzmy, zwierają szeregi przed wyrokiem, jaki ma wydać Sąd Najwyższy USA. Od wielu lat władze stanu Kalifornia próbują zakazać sprzedawania nieletnim wspomnianych gier, a w sprawę bardzo zaangażował się gubernator Arnold Schwarzenegger. W roku 2005 kongres Kalifornii uchwalił nawet odpowiednią ustawę, ale nigdy nie weszła ona w życie, gdyż przeciwnicy zakazu natychmiast wystąpili do sądu. Władze Kalifornii przegrały już dwa procesy. Najpierw w sądzie lokalnym, a w lutym 2009 roku okręgowy sąd apelacyjny stwierdził, że nowa ustawa narusza 1. i 14. Poprawkę. Pierwsza zakazuje Kongresowi USA uchwalania ustawy ograniczającej wolność słowa, a czternasta zabrania poszczególnym stanom wprowadzania przepisów, które ograniczałyby prawa obywateli USA. Oba sądy stwierdziły przy tym, że zwolennicy ograniczeń nie przestawili dowodów, by pełne przemocy i wulgaryzmów gry negatywnie wpływały na najmłodszych. Przeciwnicy nowych rozwiązań prawnych skupieni są wokół Entertainment Software Association i rosną w siłę. Niedawno otrzymali oni wsparcie od 10 stanowych prokuratorów generalnych. Oficjalnie przed sądem poparło tez ich 82 psychologów, psychiatrów i kryminologów z uczelni w USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Australii. Naukowcy piszą, że przedstawione przez zwolenników ograniczeń argumenty nie wykazały ani związku przyczynowo-skutkowego ani korelacji pomiędzy graniem w brutalne gry a brutalnym, agresywnym lub antyspołecznym zachowaniem. Przeciwnicy otrzymali też oficjalne wsparcie od American Booksellers Foundation for Free Expression, Association of American Publishers, Freedom to Read Foundation, RIAA, MPAA, LucasFilm czy Gildii Aktorów. Wszyscy oni podkreślają niekonstytucyjność zakazu - szczególnie naruszanie przezeń 1. Poprawki - i brak dowodów na negatywny wpływ tego typu gier. Zauważają też, że najlepszym rozwiązaniem jest stosowany system rekomendacji, opisujący zawartość gry i grupę wiekową do której jest skierowana oraz pozostawienie w rękach rodziców decyzji o tym, co ich dziecko może oglądać czy z jakich gier korzystać. Argumentują również, że zakaz jest nadmiernie represyjny wobec najmłodszych, a danie władzom możliwości karania sprzedawców uczyni więcej złego niż dobrego. Przeciwnicy skrytykowali też bardzo szybką ścieżkę legislacyjną, jaką przyjmowano ustawę i zauważyli, że zwiększy regulacje i zakres działania organów ścigania na obszary, na których są one niepotrzebne i spowoduje więcej praktycznych i konstytucyjnych problemów niż rozwiąże.
  13. Motyle Danaus plexippus, znane lepiej jako monarchy, wykorzystują rośliny lecznicze, by pomóc swojemu potomstwu. Wykazaliśmy, że niektóre gatunki trojeści, pokarmu larw, mogą zmniejszać częstość występowania zakażeń pasożytniczych. [...] Zainfekowane samice wolą składać jaja na roślinach gwarantujących, że ich dzieci będą mniej chore, co sugeruje, że monarchy wykształciły w toku ewolucji zdolność leczenia przyszłych pokoleń – opowiada Jaap de Roode, autor badania z Emory University. Dotąd prowadzono niewiele studiów nt. samolecznia u zwierząt. Niektórzy specjaliści są jednak przekonani, że jest to zjawisko bardziej rozpowszechnione niż się uważa i że nie ogranicza się ono tylko do naczelnych, np. szympansów. Sądzimy, że nasze eksperymenty są najlepszym dowodem na to, że zwierzęta używają leków – cieszy się de Roode. Wyniki są ekscytujące także z innego powodu – zaobserwowane zachowanie ma bowiem charakter międzypokoleniowy. Choć przejawia je matka, korzysta tylko potomstwo – dodaje dr Thierry Lefevre. W trojeściach, na których żerują larwy monarchów, znajdują się niekiedy bardzo wysokie stężenia kardenolidów – nasercowych glikozydów. Są one kardiotoksyczne. Oczywiście nie dla samych gąsienic, ale na pewno dla drapieżników. Te ostatnie muszą się też przygotować na nieprzyjemne doznania smakowe (opisywane związki są przeważnie gorzkie) i wymioty. Autorzy wcześniejszych badań skupiali się przede wszystkim na tym, czy z myślą o drapieżnikach monarchy wybierają bardziej toksyczne gatunki trojeści. De Roode zastanawiał się zaś, czy wybór miejsca złożenia jaj ma coś wspólnego z zakażeniami pierwotniakiem Ophryocystis elektroscirrha, który występuje w przewodzie pokarmowym larwy, a następnie dorosłego owada. Naukowcy z Emory University udowodnili, że zakażone samice wolały składać jaja na toksycznych trojeściach, a zdrowe wydawały się nie wykazywać żadnych preferencji.
  14. Acer ogłosił, że wszystkie przyszłe dwurdzeniowe netbooki tej firmy będą wyposażone w dual boot, dając użytkownikowi możliwość uruchomienia systemu Windows lub Android. To niezbity dowód na znacznie systemu Google'a, który w ciągu roku zmienił rozkład sił na rynku smartfonów. Teraz, dzięki Acerowi, ma on szansę zaistnieć na rynku komputerów przenośnych. Jeszcze przed ogłoszeniem takich planów Acer rozpoczął sprzedaż urządzeń Aspire One D250 i Aspire One 260,które korzystają z Windows 7 i Androida. Już wcześniej producenci notebooków i netbooków oferowali różne wersje Linuksa obok Windows. Jednak komputery wyposażone w opensource'owy system nigdy nie zdobyły popularności. Acer chce spróbować raz jeszcze i próbuje wykorzystać rosnącą popularność Androida na rynku smartfonów. Niewykluczone, że konsumenci będą traktowali tablety czy netbooki jako inną klasę urządzeń niż notebooki czy pecety i łatwiej dadzą się przekonać do wykorzystywania nań innych systemów niż Windows. Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że popularność netbooków spada, gdyż klienci wolą używać tabletów.
  15. W latach 90. na pustyni w Chiribaya Alta na południu Peru znaleziono 1000-letnią mumię czterdziestokilkuletniej kobiety. Paleopatolodzy potwierdzili, że zmagała się z gruźlicą, dzięki czemu wiadomo było na 100%, że choroba ta występowała w Nowym Świecie przed przybyciem osadników z Europy. Teraz okazało się, że koliste tatuaże na ciele zmarłej, w których znaleziono materiał roślinny, wykonano najprawdopodobniej podczas rytuału leczniczego przypominającego akupunkturę. Na skórze mumii widnieją dwa rodzaje tatuażu: na dłoniach, ramieniu i lewym podudziu wykonano symbole ptaków, małp i gadów, podczas gdy na szyi znalazły się asymetryczne, nakładające się na siebie okręgi. Analizując rysunki, zespół Marii Anny Pabst z Uniwersytetu Medycznego w Grazu posłużył się mikroskopami (świetlnym i elektronowym) oraz spektroskopią Ramana, która polega na pomiarze nieelastycznego rozpraszania fotonów. Większość starożytnych tatuaży wykonywano za pomocą sadzy i ten właśnie typ materiału odnaleziono na kończynach mumii. Kręgi na szyi zawierały jednak materiał roślinny. Jeśli używasz różnych materiałów, pełnią one różne funkcje. Wg Austriaków, tatuaże z sadzą stanowiły zwykłą ozdobę, lecz tatuaż na szyi wchodził w skład rytuału wzmacniającego. Gdy schemat rysunku z szyi pokazano współczesnemu peruwiańskiemu szamanowi, to on zasugerował takie zastosowanie. Wspomniał też o pozycji poddawanej mu osoby. Sądzi on, że kobieta należała do klasy wyższej. Pabst zwraca uwagę na podobieństwo w położeniu kręgów u peruwiańskiej kobiety oraz chińskich punktów akupunkturowych. Nakłuwanie podczas wprowadzania barwnika mogło zatem działać tak samo jak nakłuwanie igłami. Co więcej, wybór roślin do uzyskania tuszu nie był zapewne przypadkowy. Na podstawie umiejscowienia okręgów naukowcy stwierdzili, że kobieta musiała uskarżać się na bóle szyi lub że tatuowanie miało ją odprężyć. Mikroskopia elektronowa wykazała, że materiał tatuaży ozdobnych zawierał skupiska małych okrągłych cząstek o średnicy ok. 10 nanometrów. Spektra utraty energii elektronów wskazywały głównie na węgiel. Cząstki barwnika z szyi były dużo większe. Akademicy zwrócili uwagę na ich nieregularne kształty i rozmiary. Różne metody, w tym spektroskopia ramanowska, ujawniły, że w tatuażu leczniczym użyto prawdopodobnie częściowo spirolizowanego materiału roślinnego.
  16. Dzisiaj będziemy świadkami oficjalnej premiery systemu Windows Phone 7. Wraz z nim Microsoft przystępuje do ofensywy na rynku urządzeń mobilnych. Celem koncernu nie jest po prostu powstrzymanie spadku udziałów w rynku, ale nawiązanie równorzędnej walki z Apple'em i Google'em. Największy światowy producent oprogramowania z pewnością chciałby być numerem 1 na rynku urządzeń mobilnych tak, jak jest nim na rynku komputerów stacjonarnych. Tym bardziej, że rynek mobilny postrzegany jest jako kluczowy dla przyszłego przetwarzania danych. Analitycy Gartnera uważają, że w bieżącym roku na całym świecie zostanie sprzedanych 270 milionów smartfonów, czyli o 56% więcej niż w roku 2009. Jednocześnie sprzedaż pecetów wzrośnie jedynie o 19% do 368 milionów sztuk. Niewykluczone, że Windows Phone 7 to dla Microsoftu ostatnia szansa do nawiązania rywalizacji z Apple'm i Google'em. Walka nie będzie łatwa, jednak koncern z Redmond może wykorzystać fakt, że jego systemy operacyjne już są obecne na smartfonach. Z najnowszych danych Gartnera wynika, że do Windows należy 5% rynku smartfonów. Złą wiadomością dla koncernu jest szybki spadek jego udziałów. Jeszcze przed rokiem należało doń 9% rynku. Najpoważniejszym wyzwaniem będzie walka z Google'em i robiącym błyskawiczną karierę Androidem. Rok temu do systemu Google'a należało 2%. a obecnie należy doń 17% rynku. Jednak nie tylko koncern Page'a i Brina będzie walczył z firmą Ballmera. Inni poważni konkurenci to kanadyski RIM ze swoim BlackBerry oraz Apple'owski iPhone. W tej wojnie analitycy nie dają Microsoftowi wielkich szans. Uważają, że w przyszłości rynek podzielą między siebie Symbian (Nokia) i Android (Google). Już obecnie widać, że te dwie firmy mają największe szanse na sukces. Obecnie rynkowym liderem jest Symbian (41%), daleko za nim plasuje się BlackBerry (18%), któremu po piętach depcze Android (17%). System Google'a coraz bardziej wyprzedza Apple'a (14%), a w ogonku, z 5-procentowym udziałem, wlecze się Microsoft. Nic zatem dziwnego, że koncern pokłada wielkie nadzieje w Windows Phone 7. Jednak analitycy Gartnera są sceptyczni. Ich zdaniem w roku 2014 na świecie nabywców znajdzie około 875 milionów smartfonów. Symbian i Android będą miały wówczas po 30% rynku, Apple ma być w posiadaniu około 15%, do RIM-a będzie należało 12%, a Microsoft będzie musiał zadowolić się zaledwie 4-procentowym udziałem.
  17. Badacze z University of Texas Southwestern Medical Center prowadzą pierwsze na świecie testy kliniczne, podczas których ocenia się skuteczność włączenia leptyny – hormonu wytwarzanego przez komórki tkanki tłuszczowej i odpowiadającego za przekazywanie podwzgórzu informacji nt. stopnia odczuwanego głodu - do terapii cukrzycy typu 1. Podczas eksperymentów Amerykanie wykorzystują metreleptynę. Jest to lekko zmodyfikowana forma hormonu. Autorzy innych badań wykazali, że jest ona lepiej tolerowana przez organizm. Leptyna była bardzo skuteczna w walce z cukrzycą u pacjentów z lipodystrofiami, u których doszło do ekstremalnego zaniku tkanki tłuszczowej. Ostatnio leptyna pomogła polepszyć kontrolę poziomu cukru we krwi w zwierzęcym modelu cukrzycy typu 1. Choć nie mamy żadnej gwarancji, że to zadziała u ludzi, mamy nadzieję, że dodanie leptyny będzie korzystne dla chorych z cukrzycą typu 1. – wyjaśnia dr Abhimanyu Garg. W pierwszej fazie badań naukowcy będą oceniać tolerancję i bezpieczeństwo uzupełnienia schematu leczenia cukrzycy leptyną. Wcześniej laboratorium prof. Ungera z UT Southwestern ustaliło, że korzyści z podawania cukrzykom insuliny wynikają z hamowania glukagonu – hormonu wytwarzanego przez komórki alfa wysp trzustkowych, który zwiększa stężenie glukozy we krwi. W marcu tego roku akademicy opublikowali także artykuł, że na modelu mysim wykazano, iż leptyna podawana zamiast insuliny pozwala lepiej zarządzać zmiennością poziomu cukru we krwi i lipogenezą, czyli przekształcaniem cukrów prostych w kwasy tłuszczowe. Podczas testów klinicznych od 12 do 15 ochotników będzie przez 5 miesięcy dodawać 2 razy dziennie leptynę do standardowych zastrzyków z insuliną. W sumie studium potrwa 7 miesięcy i obejmie 11 wizyt: wstępne badania przesiewowe, 4 wizyty szpitalne i 6 ambulatoryjnych. Pierwszy pobyt w szpitalu potrwa co najmniej 4 dni, pozostałe to kwestia 2 dni. Aby wziąć udział w badaniach przesiewowych, dana osoba musi mieć od 18 do 50 lat, wskaźnik masy ciała poniżej 25 (co oznacza BMI w granicach normy) i zdiagnozowaną cukrzycę typu 1. Dr Gregory Clark, jeden z lekarzy koordynujących testy kliniczne, podkreśla, że zachętą do wzięcia w nich udziału może być perspektywa utraty wagi. Leptyna zmniejsza apetyt, dlatego jest bardzo prawdopodobne, że uczestnicy nie będą aż tak głodni. Mamy nadzieję, że uwzględnienie leptyny obniży też poziom cholesterolu we krwi [ma to znaczenie ze względu na zagrożenie chorobą niedokrwienną serca, jednym z długoterminowych powikłań cukrzycy]. Doktor Unger zaznacza, że celem nie jest znalezienie zastępnika insuliny, ale uzyskanie stabilnego poziomu cukru we krwi.
  18. Ostatnia odsłona naszego konkursu dobiegła końca. Dziękujemy Wam bardzo za udział we wszystkich częściach i prosimy o cierpliwość w oczekiwaniu na książki - czekamy z wysyłką do zebrania wszystkich adresów, stąd tak to długo trwa. Listę zwycięzców i rozwiązanie konkursu publikujemy w dziale Dziwnologia
  19. Rozwijające się chińskie mocarstwo ma również ambicje naukowe i kosmiczne. I, cokolwiek by mówić o ich ustroju, potrafią działać z rozmachem i skutecznie. Chiny mają realną szansę dołączyć do potęg kosmonautycznych, czego mamy kolejny dowód - prowadzoną z powodzeniem misję księżycową. Po sukcesie w wysyłaniu ludzi (tajkonautów - jak nazywają swoich kosmicznych podróżników Chińczycy) na orbitę w 2003 roku, przystąpiono do naukowej eksploracji kosmosu, a dokładniej Księżyca. Pierwszą chińską próbą badania naszego satelity była wystrzelona w 2007 roku bezzałogowa sonda Chang'e 1 (nazwana imieniem chińskiej bogini Księżyca). W najbliższym czasie wokół Księżyca krążyć będzie jej udoskonalona następczyni, Chang'e 2, która właśnie weszła na wokółksiężycową orbitę. Chang'e 2 została wystrzelona 1 października z kosmodromu Xīchāng przy pomocy trójstopniowej rakiety rakiety Długi Marsz 3C. Plan misji to orbitowanie początkowo na wysokości 100 kilometrów i późniejsze zejście na wysokość 15 kilometrów, oraz wykonanie pomiarów i badań naukowych. Sonda będzie prowadzić przygotowania dla przyszłego lądowania na Księżycu - bowiem następna misja, Chang'e 3 będzie obejmować również bezzałogowe lądowanie na powierzchni w 2013 roku. Dalsze plany obejmują przywiezienie próbek księżycowego gruntu w 2017 roku oraz misję załogową w roku 2020. To wyjątkowo ambitny plan, zważywszy, że nawet USA, które jako jedyny kraj wysłały załogowe ekspedycje na Księżyc, wycofują się z planów ponownego postawienia stopy na naszym satelicie. Znając jednak upór i konsekwencję Chińczyków, można spodziewać się sukcesu, jeśli plany nie ulegną zmianie. Do grona państw „kosmicznych" chcą też dołączyć Indie, które mają swój własny program badań księżycowych Chandrayaan, choć opóźniony względem chińskiego Chang'e oraz plan wysłania ludzi na orbitę w 2014 roku. Jeśli im się to powiedzie, także chcą wysłać załogową misję księżycową w 2020, a więc w tym samym czasie, co Chińczycy. W tym samym terminie umieszczenie na Księżycu bezzałogowej bazy planują Japończycy, jeśli powiedzie im się wysłanie zdalnego robota w 2015 roku. Gorzej idzie podbój kosmosu Korei Południowej, która ma kłopoty z zakończeniem budowy własnych rakiet nośnych - próba wystrzelenie w tym roku rakiety Naro-1 zakończyła się niepowodzeniem.
  20. Coraz częściej mówi się, w alarmującym tonie, o bakteriach odpornych na wszelkie antybiotyki. Jak każdy organizm, uodparniają się one na chemiczne trucizny, więc nawet najlepsze leki przestają działać. Tworzenie nowych antybiotyków jest coraz droższe i trudniejsze. Dlatego amerykańscy uczeni planują lekooporne bakterie wysadzać w powietrze, całkiem dosłownie. Co ciekawe, sposób ten dostrzegł już Alexander Fleming, ten sam, który wynalazł penicylinę - pierwszy antybiotyk. Wcześniejsze o pięć lat odkrycie poszło wówczas w odstawkę i nie zajmowano się nim niemal wcale przez te lata. Dziś wraca do łask. W roku 1923, pięć lat przed odkryciem penicyliny, że pewne substancje w wydzielinach organizmu - śluzie, ślinie czy łzach - zabijają bakterie. Są to enzymy lityczne, a wydzielają je w niezliczonych odmianach również inne bakterie czy wirusy. Dlaczego by z nich nie skorzystać? Enzymy lityczne przyczepiają się do zewnętrznej błony komórkowej bakterii i przebijają ją. Wewnętrzne ciśnienie dopełnia działania, powodując rozerwanie i śmierć komórki bakterii. Co istotne, enzymy lityczne działają wybiórczo na określone rodzaje bakterii, w przeciwieństwie do antybiotyków, które są bronią totalną. Enzymy lityczne pozwoliłyby zatem na terapie celowane, bez niszczenia przyjaznej flory bakteryjnej. Nim jednak tak się stanie, potrzebne są dokładne i szeroko zakrojone badania nad działaniem i skutecznością różnych rodzajów enzymów na różne szczepy bakterii. Tymczasem prace takie prowadzone są dopiero od niedawna i nie mamy dość wiedzy, żeby zastosować pomysł w praktyce. Ma to się zmienić dzięki pracom, jakie podjęli Joshua Weitz i Gabriel Mitchell, biolodzy z Georgia Institute of Technology, raz Daniel Nelson, biochemik z University of Maryland. Łączą oni obserwacje mikroskopowe z danymi statystycznymi oraz komputerową obróbką i klasyfikacją danych. Ich celem jest stworzenie możliwie pełnego katalogu oddziaływań enzymów litycznych pochodzących z różnych źródeł na różnorakie szczepy bakterii. Uwzględniane jest przy tym genetyczne pokrewieństwo mikroorganizmów. Do zastosowań praktycznych jeszcze daleka droga - dobranie odpowiednich enzymów do poszczególnych infekcji, opracowanie - jeśli to możliwe - silniej działających wersji, testy, i tak dalej. Autorzy badań wierzą jednak, że pewnego dnia antybiotykooporne bakterie będą mogły być zniszczone precyzyjnym atakiem enzymatycznym.
  21. Choroba Alzheimera wciąż pozostaje niepokonana. Potrafimy tylko opóźniać jej postęp, nie wiemy nawet dokładnie, jakie są jej przyczyny, jaki jest proces tworzenia się blaszek amyloidowych, które upośledzają czynność mózgu. Tym większym zaskoczeniem jest zapowiedź zespołu doktora Rosenberga z UT Southwestern Medical Center, który ogłosił stworzenie szczepionki przeciwko tej chorobie. Prace nad szczepionką trwają już od siedmiu lat. Postęp i pierwszą działającą tzw. „szczepionkę DNA" opracowano już jakiś czas temu. Udawało się „nauczyć" system odpornościowy reakcji i zwalczania beta-ameloidu, ale jego usuwanie łączyło się z obrzękiem mózgu. Dlatego prace trwały nadal i osiągnięto kolejny przełom. Opracowana przez naukowców nietradycyjna szczepionka DNA nie zawiera już samych blaszek amyloidowych, zamiast tego uczy system immunologiczny atakować gen kodujący powstawanie w mózgu tego właśnie białka. W praktyce szczepionka ta to drobiny złota, pokryte DNA beta-amyloidu. U zwierząt, którym wstrzyknięto ten specyfik zaobserwowano poprawną i skuteczną reakcję immunologiczną, dziesięciokrotnie silniejszą niż w poprzedniej wersji szczepionki. W pierwszych próbach nie zaobserwowano skutków ubocznych, ale oczywiście przez zespołem doktora Rogera Rosenberga jeszcze wieloletnie badania nad skutecznością i bezpieczeństwem takiej szczepionki, na początku na zwierzętach. Naukowcy nie podjęli się na razie oszacować, kiedy specyfik mógłby wejść do użytku, ale są pełni optymizmu - jeśli tylko nie okaże się on z jakichś względów szkodliwy, będzie przełomem w leczeniu i zapobieganiu tej chorobie.
  22. Spalanie jest jednoznaczne z wyzwalaniem ciepła, oraz emisją dwutlenku węgla; tak przynajmniej się wydaje. A gdyby znaleźć materiał opałowy, który zamiast emitować - będzie pochłaniać CO2 z atmosfery? Brzmi absurdalnie, ale jest możliwe. Tym cudem ma być... węgiel drzewny. Węgiel drzewny znany jest od tysiącleci i ma niezliczone zastosowania. Najczęściej widzimy go jako paliwo do grilla, materiał rysunkowy lub w - postaci aktywowanej - jako tabletki na dolegliwości żołądkowe. Stosowany jest w różnego typu filtrach do pochłaniania trucizn i zanieczyszczeń. Niektóre odmiany węgla drzewnego, powstającego w procesie pirolizy potrafią również pochłaniać dwutlenek węgla. Ponieważ taki materiał jest bardzo stabilny i nie ulega rozkładowi przez co najmniej stulecia, możliwe jest wykorzystanie go do usunięcia części CO2 z atmosfery. Tak brzmi koncept profesora Nathana Basiliko z kanadyjskiego University of Toronto at Mississauga. Piroliza, podczas której drzewo (lub inna biomasa) przekształcana jest w węgiel to powolne spalanie w obecności małej ilości tlenu. Podczas tego procesu, poza ciepłem wydzielają się palne gazy, które można użyć jako dalszego paliwa. Powstały tak porowaty węgiel drzewny jest doskonałym adsorbentem substancji chemicznych, w tym dwutlenku węgla. W rezultacie takiego procesu otrzymujemy paliwo, które zamiast emitować dwutlenek węgla, pochłania go. Działanie takie ma sens, ponieważ - jak mówi profesor Basiliko - nawet gdybyśmy zaprzestali używania paliw kopalnych, wyemitowany już dwutlenek węgla pozostanie w atmosferze przez setki lat, ocieplając klimat. Jeśli chcemy zniwelować ten efekt, potrzebna jest sekwestracja (wychwytywanie) CO2. Zamiast (lub oprócz) innych, skomplikowanych technik, można wykorzystać właściwości węgla drzewnego. Węgiel drzewny byłby wykorzystywany jako nawóz, polepszający właściwości gleby. Węgiel drzewny w glebie, poza pochłanianiem CO2, wchłania również wapń i magnez, zapobiegając ich wypłukiwaniu. Nie byłoby to nowe zastosowanie, robili tak już przedkolumbijscy Indianie w dorzeczu Amazonki. Przemysłowym zastosowaniem tego pomysłu zainteresowany jest właściciel lasów Haliburton, Peter Schleifenbaum. Chce on w tej właśnie sposób produkować energię, wykorzystując odpady drzewne ze swojej fabryki, a pozostający węgiel drzewny zużywać jako nawóz dla leśnej gleby. Trwają aktualnie badania, jak węgiel drzewny będzie zachowywać się w leśnej ściółce, jak długo będzie akumulował dwutlenek węgla, jaki będzie jego wpływ na roślinność oraz florę bakteryjną gleby. Na badania zespół Basiliko i Schleifenbauma otrzymał grant od Ontario Centres of Excellence w wysokości 13 i pół tysiąca dolarów.
  23. Yaniv Altshuler i jego koledzy z Ben Gurion University prognozują, że w przyszłości pojawi się szkodliwe oprogramowanie, które będzie kradło informacje o naszych zachowaniach i powiązaniach społecznych. Obecnie szkodliwy kod kradnie nasze hasła, e-maile, nazwiska, numery kart kredytowych czy kont bankowych. Część z tych informacji służy do ataków na banki czy sklepy online'owe, ale większość trafia do spamerów zalewających skrzynki pocztowe reklamami. Altshuler zauważa, że w serwisach społecznościowych znajdują się dane, po które cyberprzestępcy jeszcze się sięgnęli, ale są one tak cenne, że z pewnością spróbują je zdobyć. To informacje o kręgu naszych znajomych, o zainteresowaniach, pracy czy rodzinie. Dane te są niezwykle cenne dla osób, które chciałyby nam wysłać reklamę. Zamiast celować ślepo w grupę ludzi określonej płci i w określonym wieku, znacznie skuteczniejszą metodą reklamy jest wysłanie jej do osoby, która rzeczywiście jest daną dziedziną zainteresowana. Nie ma najmniejszego powodu, dla którego twórcy szkodliwych aplikacji nie mieliby wykorzystać metod i algorytmów pozwalających na zebranie takich informacji w swoich przyszłych złośliwych programach. O ile już tego nie zaczęli robić - mówią eksperci. Taki program może tworzyć mapy odnośników w serwisach społecznościowych, a jego działanie będzie niezwykle trudne do wykrycia. Taką opinię wyraził Altshuler i jego koledzy, którzy wspólnie przeanalizowali różne strategie mapowania i tworzenia wzorców behawioralnych w sieci komórkowej składającej się z 200 000 telefonów i 800 000 różnego typu połączeń pomiędzy nimi. Badacze nazwali ten typ ataku "kradzieżą rzeczywistości" (stealing reality). Podczas analizowania metod najskuteczniejszych ataków, uczeni doszli do zaskakujących wniosków. O ile podczas standardowych ataków największy sukces odnosi się zarażając jak najszybciej jak największą liczbę komputerów - co czyni atak łatwiejszym do wykrycia - to ataki na powiązania społeczne zapewniają większy sukces gdy liczba infekcji jest nieduża, a atak rozwija się powoli. To z kolei czyni je trudniejszymi do wykrycia. Jeszcze bardziej niepokojącym aspektem stealing reality jest to, że po udanym ataku stajemy się bezbronni. Gdy obecnie ktoś ukradnie nam numer karty kredytowej czy numer konta, możemy zawiadomić bank i ograniczyć straty. W przypadku kradzieży informacji o naszych powiązaniach społecznych nie jesteśmy w stanie zrobić nic, co zminimalizowałoby straty. Jedynym bowiem rozwiązaniem byłoby zmiana zachowania i zerwanie ze znajomymi czy rodziną. Zdaniem Altshulera nie unikniemy takich ataków. Historia pokazała, że jeśli coś ma jakąś wartość, to zawsze znajdzie się ktoś, kto spróbuje nielegalnie to zdobyć - mówi uczony.
  24. Z prywatnością naprawdę musimy się pożegnać. I to z własnej winy. Ostatnie badania wykazały bowiem, że aż 82% dzieci, które nie ukończyły 2. roku życia, jest już obecnych w sieci. Firma AVG prowadziła swoje badania w 10 krajach. Dowiadujemy się z nich, że istnienie znakomitej większość niemowląt i małych dzieci zostaje odnotowane w internecie. Witryny takie jak Facebook czy Flickr są pełne zdjęć pociech, które umieszczają tam dumni krewni. Najczęściej nieletni trafiają do internetu w USA, gdzie rodzice zamieszczają w internecie fotki 92% dzieci, które nie ukończyły jeszcze 2. roku życia. Na drugim miejscu znalazła się Nowa Zelandia (91% dzieci "trafia" do internetu), a następne są Kanad i Australia (po 84%). Badano też Wielką Brytanię, Francję, Niemcy, Hiszpanię i Włochy. A jedynym krajem, w którym wspomniany odsetek wynosił mniej niż 50% była Japonia. Co ciekawe, tylko 33% fotografii umieszczały matki. Większość była publikowana przez innych członków rodziny, co znakomicie utrudnia kontrolę nad tymi fotografiami. Jednocześnie ułatwiono pracę złodziejom tożsamości, gdyż wraz ze zdjęciami ujawniane są istotne dane osobowe, takie jak daty urodzin, imiona i nazwiska dzieci czy nazwiska panieńskie matek. Informacje te przestępcy mogą wykorzystać do założenia konta bankowego czy wzięcia kredytu.
  25. Ludzie, którzy myślą o czasie, chcą spędzić więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi, lecz jeśli naprowadzi się ich na skojarzenia związane z pieniędzmi, ich głowa będzie całkowicie zaprzątnięta pracą. Cassie Mogilner z University of Pennsylvania zaplanowała eksperyment przeprowadzany w Internecie. Wzięli nim udział dorośli, których proszono o ułożenie zdań z porozrzucanych słów. Czasem znajdowały się wśród nich wyrazy związane z czasem (np. "zegarek" czy "dzień"), a niekiedy z pieniędzmi (np. "bogactwo" lub "dolar"). Potem badanych pytano o plany na następną dobę. Okazało się, że ludzie, wobec których zastosowano priming dot. czasu, zamierzali spędzić więcej czasu w towarzystwie bliskich osób. Z kolei wśród zaprogramowanych na myślenie o pieniądzach przeważały plany związane z pracą. Kiedy psycholog przeprowadziła analogiczny eksperyment z udziałem obywateli o niskim dochodzie, okazało się, że priming czasowy podziałał na nich tak samo (chcieli się spotykać ze znajomymi), ale skłanianie do myślenia o pieniądzach już nie. Mogilner zastanawia się, czy zaobserwowany efekt nie jest przypadkiem związany z tym, że grupa ta i tak siłą rzeczy bardziej koncentruje się na pieniądzach. Niewykluczone również, że w grę wchodzi zjawisko zwane wyuczoną bezradnością, czyli utrwalone przekonanie o braku związku przyczynowego między własnym działaniem a jego konsekwencjami. Chcąc sprawdzić, jak ludzie naprawdę spędzają czas, członkowie zespołu Mogilner pochodzili do studentów zmierzających do uniwersyteckiej kawiarni. Oni także rozwiązywali zadanie w postaci rozrzucanki słownej. Gdy już się z tym uporali, eksperymentatorzy sprawdzali, co robili później: rozmawiali (także przez telefon) czy pracowali. Po wyjściu z kafejki badani wypełniali kwestionariusz dot. poczucia szczęścia i satysfakcji. Stwierdzono, że studenci, wobec których zastosowano priming czasowy, skoncentrowali się na kontaktach towarzyskich i byli szczęśliwsi, a osoby zaprogramowane za pomocą słów kojarzonych z pieniędzmi przede wszystkim się uczyły i czuły się mniej zadowolone z życia. Tyle się rozmawia i skupia na pieniądzach, optymalnych sposobach ich wydawania i oszczędzania oraz o związkach między pieniędzmi a szczęściem, że często ignorujemy dużo ważniejsze jego źródło, jakim jest czas – podsumowuje Mogilner.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...