-
Liczba zawartości
37660 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
249
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Choroba Alzheimera wciąż pozostaje niepokonana. Potrafimy tylko opóźniać jej postęp, nie wiemy nawet dokładnie, jakie są jej przyczyny, jaki jest proces tworzenia się blaszek amyloidowych, które upośledzają czynność mózgu. Tym większym zaskoczeniem jest zapowiedź zespołu doktora Rosenberga z UT Southwestern Medical Center, który ogłosił stworzenie szczepionki przeciwko tej chorobie. Prace nad szczepionką trwają już od siedmiu lat. Postęp i pierwszą działającą tzw. „szczepionkę DNA" opracowano już jakiś czas temu. Udawało się „nauczyć" system odpornościowy reakcji i zwalczania beta-ameloidu, ale jego usuwanie łączyło się z obrzękiem mózgu. Dlatego prace trwały nadal i osiągnięto kolejny przełom. Opracowana przez naukowców nietradycyjna szczepionka DNA nie zawiera już samych blaszek amyloidowych, zamiast tego uczy system immunologiczny atakować gen kodujący powstawanie w mózgu tego właśnie białka. W praktyce szczepionka ta to drobiny złota, pokryte DNA beta-amyloidu. U zwierząt, którym wstrzyknięto ten specyfik zaobserwowano poprawną i skuteczną reakcję immunologiczną, dziesięciokrotnie silniejszą niż w poprzedniej wersji szczepionki. W pierwszych próbach nie zaobserwowano skutków ubocznych, ale oczywiście przez zespołem doktora Rogera Rosenberga jeszcze wieloletnie badania nad skutecznością i bezpieczeństwem takiej szczepionki, na początku na zwierzętach. Naukowcy nie podjęli się na razie oszacować, kiedy specyfik mógłby wejść do użytku, ale są pełni optymizmu - jeśli tylko nie okaże się on z jakichś względów szkodliwy, będzie przełomem w leczeniu i zapobieganiu tej chorobie.
-
- UT Southwestern Medical Center
- Roger Rosenberg
- (i 3 więcej)
-
Spalanie jest jednoznaczne z wyzwalaniem ciepła, oraz emisją dwutlenku węgla; tak przynajmniej się wydaje. A gdyby znaleźć materiał opałowy, który zamiast emitować - będzie pochłaniać CO2 z atmosfery? Brzmi absurdalnie, ale jest możliwe. Tym cudem ma być... węgiel drzewny. Węgiel drzewny znany jest od tysiącleci i ma niezliczone zastosowania. Najczęściej widzimy go jako paliwo do grilla, materiał rysunkowy lub w - postaci aktywowanej - jako tabletki na dolegliwości żołądkowe. Stosowany jest w różnego typu filtrach do pochłaniania trucizn i zanieczyszczeń. Niektóre odmiany węgla drzewnego, powstającego w procesie pirolizy potrafią również pochłaniać dwutlenek węgla. Ponieważ taki materiał jest bardzo stabilny i nie ulega rozkładowi przez co najmniej stulecia, możliwe jest wykorzystanie go do usunięcia części CO2 z atmosfery. Tak brzmi koncept profesora Nathana Basiliko z kanadyjskiego University of Toronto at Mississauga. Piroliza, podczas której drzewo (lub inna biomasa) przekształcana jest w węgiel to powolne spalanie w obecności małej ilości tlenu. Podczas tego procesu, poza ciepłem wydzielają się palne gazy, które można użyć jako dalszego paliwa. Powstały tak porowaty węgiel drzewny jest doskonałym adsorbentem substancji chemicznych, w tym dwutlenku węgla. W rezultacie takiego procesu otrzymujemy paliwo, które zamiast emitować dwutlenek węgla, pochłania go. Działanie takie ma sens, ponieważ - jak mówi profesor Basiliko - nawet gdybyśmy zaprzestali używania paliw kopalnych, wyemitowany już dwutlenek węgla pozostanie w atmosferze przez setki lat, ocieplając klimat. Jeśli chcemy zniwelować ten efekt, potrzebna jest sekwestracja (wychwytywanie) CO2. Zamiast (lub oprócz) innych, skomplikowanych technik, można wykorzystać właściwości węgla drzewnego. Węgiel drzewny byłby wykorzystywany jako nawóz, polepszający właściwości gleby. Węgiel drzewny w glebie, poza pochłanianiem CO2, wchłania również wapń i magnez, zapobiegając ich wypłukiwaniu. Nie byłoby to nowe zastosowanie, robili tak już przedkolumbijscy Indianie w dorzeczu Amazonki. Przemysłowym zastosowaniem tego pomysłu zainteresowany jest właściciel lasów Haliburton, Peter Schleifenbaum. Chce on w tej właśnie sposób produkować energię, wykorzystując odpady drzewne ze swojej fabryki, a pozostający węgiel drzewny zużywać jako nawóz dla leśnej gleby. Trwają aktualnie badania, jak węgiel drzewny będzie zachowywać się w leśnej ściółce, jak długo będzie akumulował dwutlenek węgla, jaki będzie jego wpływ na roślinność oraz florę bakteryjną gleby. Na badania zespół Basiliko i Schleifenbauma otrzymał grant od Ontario Centres of Excellence w wysokości 13 i pół tysiąca dolarów.
- 8 odpowiedzi
-
- University of Toronto
- Nathana Basiliko
- (i 4 więcej)
-
Yaniv Altshuler i jego koledzy z Ben Gurion University prognozują, że w przyszłości pojawi się szkodliwe oprogramowanie, które będzie kradło informacje o naszych zachowaniach i powiązaniach społecznych. Obecnie szkodliwy kod kradnie nasze hasła, e-maile, nazwiska, numery kart kredytowych czy kont bankowych. Część z tych informacji służy do ataków na banki czy sklepy online'owe, ale większość trafia do spamerów zalewających skrzynki pocztowe reklamami. Altshuler zauważa, że w serwisach społecznościowych znajdują się dane, po które cyberprzestępcy jeszcze się sięgnęli, ale są one tak cenne, że z pewnością spróbują je zdobyć. To informacje o kręgu naszych znajomych, o zainteresowaniach, pracy czy rodzinie. Dane te są niezwykle cenne dla osób, które chciałyby nam wysłać reklamę. Zamiast celować ślepo w grupę ludzi określonej płci i w określonym wieku, znacznie skuteczniejszą metodą reklamy jest wysłanie jej do osoby, która rzeczywiście jest daną dziedziną zainteresowana. Nie ma najmniejszego powodu, dla którego twórcy szkodliwych aplikacji nie mieliby wykorzystać metod i algorytmów pozwalających na zebranie takich informacji w swoich przyszłych złośliwych programach. O ile już tego nie zaczęli robić - mówią eksperci. Taki program może tworzyć mapy odnośników w serwisach społecznościowych, a jego działanie będzie niezwykle trudne do wykrycia. Taką opinię wyraził Altshuler i jego koledzy, którzy wspólnie przeanalizowali różne strategie mapowania i tworzenia wzorców behawioralnych w sieci komórkowej składającej się z 200 000 telefonów i 800 000 różnego typu połączeń pomiędzy nimi. Badacze nazwali ten typ ataku "kradzieżą rzeczywistości" (stealing reality). Podczas analizowania metod najskuteczniejszych ataków, uczeni doszli do zaskakujących wniosków. O ile podczas standardowych ataków największy sukces odnosi się zarażając jak najszybciej jak największą liczbę komputerów - co czyni atak łatwiejszym do wykrycia - to ataki na powiązania społeczne zapewniają większy sukces gdy liczba infekcji jest nieduża, a atak rozwija się powoli. To z kolei czyni je trudniejszymi do wykrycia. Jeszcze bardziej niepokojącym aspektem stealing reality jest to, że po udanym ataku stajemy się bezbronni. Gdy obecnie ktoś ukradnie nam numer karty kredytowej czy numer konta, możemy zawiadomić bank i ograniczyć straty. W przypadku kradzieży informacji o naszych powiązaniach społecznych nie jesteśmy w stanie zrobić nic, co zminimalizowałoby straty. Jedynym bowiem rozwiązaniem byłoby zmiana zachowania i zerwanie ze znajomymi czy rodziną. Zdaniem Altshulera nie unikniemy takich ataków. Historia pokazała, że jeśli coś ma jakąś wartość, to zawsze znajdzie się ktoś, kto spróbuje nielegalnie to zdobyć - mówi uczony.
- 15 odpowiedzi
-
- Yaniv Altshuler
- stealing reality
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z prywatnością naprawdę musimy się pożegnać. I to z własnej winy. Ostatnie badania wykazały bowiem, że aż 82% dzieci, które nie ukończyły 2. roku życia, jest już obecnych w sieci. Firma AVG prowadziła swoje badania w 10 krajach. Dowiadujemy się z nich, że istnienie znakomitej większość niemowląt i małych dzieci zostaje odnotowane w internecie. Witryny takie jak Facebook czy Flickr są pełne zdjęć pociech, które umieszczają tam dumni krewni. Najczęściej nieletni trafiają do internetu w USA, gdzie rodzice zamieszczają w internecie fotki 92% dzieci, które nie ukończyły jeszcze 2. roku życia. Na drugim miejscu znalazła się Nowa Zelandia (91% dzieci "trafia" do internetu), a następne są Kanad i Australia (po 84%). Badano też Wielką Brytanię, Francję, Niemcy, Hiszpanię i Włochy. A jedynym krajem, w którym wspomniany odsetek wynosił mniej niż 50% była Japonia. Co ciekawe, tylko 33% fotografii umieszczały matki. Większość była publikowana przez innych członków rodziny, co znakomicie utrudnia kontrolę nad tymi fotografiami. Jednocześnie ułatwiono pracę złodziejom tożsamości, gdyż wraz ze zdjęciami ujawniane są istotne dane osobowe, takie jak daty urodzin, imiona i nazwiska dzieci czy nazwiska panieńskie matek. Informacje te przestępcy mogą wykorzystać do założenia konta bankowego czy wzięcia kredytu.
- 8 odpowiedzi
-
- informacje
- dane
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ludzie, którzy myślą o czasie, chcą spędzić więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi, lecz jeśli naprowadzi się ich na skojarzenia związane z pieniędzmi, ich głowa będzie całkowicie zaprzątnięta pracą. Cassie Mogilner z University of Pennsylvania zaplanowała eksperyment przeprowadzany w Internecie. Wzięli nim udział dorośli, których proszono o ułożenie zdań z porozrzucanych słów. Czasem znajdowały się wśród nich wyrazy związane z czasem (np. "zegarek" czy "dzień"), a niekiedy z pieniędzmi (np. "bogactwo" lub "dolar"). Potem badanych pytano o plany na następną dobę. Okazało się, że ludzie, wobec których zastosowano priming dot. czasu, zamierzali spędzić więcej czasu w towarzystwie bliskich osób. Z kolei wśród zaprogramowanych na myślenie o pieniądzach przeważały plany związane z pracą. Kiedy psycholog przeprowadziła analogiczny eksperyment z udziałem obywateli o niskim dochodzie, okazało się, że priming czasowy podziałał na nich tak samo (chcieli się spotykać ze znajomymi), ale skłanianie do myślenia o pieniądzach już nie. Mogilner zastanawia się, czy zaobserwowany efekt nie jest przypadkiem związany z tym, że grupa ta i tak siłą rzeczy bardziej koncentruje się na pieniądzach. Niewykluczone również, że w grę wchodzi zjawisko zwane wyuczoną bezradnością, czyli utrwalone przekonanie o braku związku przyczynowego między własnym działaniem a jego konsekwencjami. Chcąc sprawdzić, jak ludzie naprawdę spędzają czas, członkowie zespołu Mogilner pochodzili do studentów zmierzających do uniwersyteckiej kawiarni. Oni także rozwiązywali zadanie w postaci rozrzucanki słownej. Gdy już się z tym uporali, eksperymentatorzy sprawdzali, co robili później: rozmawiali (także przez telefon) czy pracowali. Po wyjściu z kafejki badani wypełniali kwestionariusz dot. poczucia szczęścia i satysfakcji. Stwierdzono, że studenci, wobec których zastosowano priming czasowy, skoncentrowali się na kontaktach towarzyskich i byli szczęśliwsi, a osoby zaprogramowane za pomocą słów kojarzonych z pieniędzmi przede wszystkim się uczyły i czuły się mniej zadowolone z życia. Tyle się rozmawia i skupia na pieniądzach, optymalnych sposobach ich wydawania i oszczędzania oraz o związkach między pieniędzmi a szczęściem, że często ignorujemy dużo ważniejsze jego źródło, jakim jest czas – podsumowuje Mogilner.
- 2 odpowiedzi
-
- szczęście
- Cassie Mogilner
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak donosi The New York Times, niedawno w siedzibie Adobe odbyło się tajne spotkanie prezesa Microsoftu Steve'a Ballmera z szefem Adobe - Shantanu Narayenem. Spotkanie trwało ponad godzinę, a głównym tematem rozmów było... Apple. Przedstawiciele obu firm rozmawiali o tym, co mogą wspólnie zrobić, by skutecznie konkurować z koncernem Jobsa na rynku telefonów komórkowych. Nie wykluczono nawet przejęcia Adobe przez Microsoft. Informatorami NYT są osoby, które brały udział w rozmowach. Dziennikarze poprosili przedstawicieli Adobe i Microsoftu o komentarz. Obie firmy odmówiły potwierdzenia, czy spotkanie takie miało miejsce. Jednak również temu nie zaprzeczyły. Jeden z informatorów zdradził, że rozmawiano o blokadzie, jakie Apple nałożyło na Adobe Flash w swoich urządzeniach i rozważano, czy partnerstwo Adobe i Microsoftu pozwoli na odebranie Apple'owi rynku. Inny z kolei mówił, iż już przed laty prowadzone były tajne rozmowy na temat przejęcia Adobe przez Microsoft, jednak nigdy ich nie sfinalizowano, gdyż koncern z Redmond obawiał się, że Departament Sprawiedliwości (DoJ) i tak zablokuje transakcję. Jednak wówczas Apple i Google nie były takimi potęgami jak obecnie, więc ryzyko zmonopolizowania rynku było większe. Zdaniem profesora prawa Randala C. Pickera, teraz taka transakcja prawdopodobnie nie budziłaby sprzeciwów DoJ. Rewelacje prasowe doprowadziły do gwałtownego wzrostu cen akcji Adobe. W ciągu godziny przed zamknięciem notowań ich cena wzrosła z 25,79 do 28,69 USD.
-
Ming-Zher Poh, który w ramach studiów podyplomowych bierze udział w pracach Harvard-MIT Health Sciences and Technology wpadł na pomysł wykorzystania lustra do monitorowania pulsu, oddechu i ciśnienia krwi. Student chce wykorzystać fakt, że każdy z nas posiada w domu lustro i przekonuje, że dane dotyczące podstawowych funkcji organizmu można pobrać zdalnie, bez konieczności przyczepiania do ciała jakichkolwiek czujników. Jego pomysł polega na połączeniu lustra ze zwykłą kamerą internetową. Rejestruje ona postać stojącą przed lustrem, a dane przekazywane są do komputera. Tam odpowiednie oprogramowanie rozpoznaje twarz i mierzy niewielkie różnice w jasności wywoływane przepływem krwi. Pomaga w tym rozbicie obrazu na składowe RGB. Poh uważa, że takie nieinwazyjne pomiary przydadzą się zarówno w telemedycynie jak i w badaniach np. noworodków. A lustro w naszym domu mogłoby codziennie przeprowadzać badania i np. wyświetlać w rogu ich wyniki. Wstępne testy wykazały, że pomysł może zadziałać. Puls mierzony za pomocą kamery porównano z pomiarami wykonanymi przez profesjonalne urządzenie przeznaczone do tego celu. Różnica wynosiła zaledwie 3 uderzenie na minutę. Dużym wyzwaniem jest wykonywanie pomiarów u poruszającego się człowieka lub w zmieniającym się oświetleniu. Eksperymenty udowodniły, że niewielkie ruchy nie przeszkadzają w pomiarach. Ponadto okazało się, że możliwe jest jednoczesne rozpoznawanie i wykonywanie pomiarów dla trzech osób stojących przed kamerą. Wykorzystanie fotografii do tego typu pomiarów nie jest nowym pomysłem, jednak Poh zrobił to w wyjątkowo sprytny sposób. Fokko Wieringa, który już w 2005 roku opublikował artykuł na temat wykrywania pulsu za pomocą fotografii stwierdził, że bardzo ekscytujący w nowej metodzie jest fakt, że można skupić się na konkretnym miejscu twarzy i śledzić je (uzyskując w ten sposób tolerancję na ruchy wykonywane przez człowieka) oraz sprytna metoda przetwarzania danych. Uzyskana dzięki niej jakość sygnału pozwala na używanie taniej prostej kamery, nawet do badania umiarkowanie poruszających się osób. Możliwość jednoczesnego badania kilku osób również jest czymś nowym. W bardzo oryginalny sposób połączono tutaj kilka nowych rzeczy. Poh pracuje też nad rozszerzeniem swojej technologii o możliwość zdalnego mierzenia saturacji. http://www.youtube.com/watch?v=LyWnvAWEbWE
- 2 odpowiedzi
-
Ćwicząc, mężczyźni zaczynają się pocić dużo wcześniej od kobiet, a w trakcie sesji gimnastycznej pocą się 2-krotnie bardziej od przedstawicielek płci pięknej. Wg naukowców z Osaka International University i Kobe University, oznacza to, że męski organizm pracuje efektywniej. W studium wzięło udział 20 kobiet i 17 mężczyzn (połowa była sprawna fizycznie). Wszyscy ochotnicy przez godzinę pedałowali z różną intensywnością na rowerze treningowym. W pomieszczeniu panowała temperatura 30 stopni Celsjusza. Pocenie mierzono za pomocą specjalnego urządzenia. W ten sposób Japończycy ustalili, że w dowolnym momencie na calu kwadratowym skóry czoła, klatki piersiowej, pleców, przedramienia i uda mężczyzn wydzielało się 2-krotnie więcej potu niż u cyklistek. Temperatura ciała kobiet musiała osiągnąć znacznie wyższy pułap, nim zaczęły się one w ogóle pocić. Stałe treningi zwiększają potliwość u obu płci, lecz większa poprawa w tym zakresie następuje u mężczyzn. Różnica staje się jeszcze bardziej zaznaczona przy intensywnych ćwiczeniach. U niewytrenowanych kobiet zaobserwowano najgorszą, czyli najsłabszą reakcję – by zaczęły się pocić, wzrost temperatury musiał być u nich największy. Wcześniejsze badania sugerowały, że mężczyźni pocą się bardziej częściowo z powodu wyższego poziomu testosteronu w organizmie. Szef połączonych zespołów z Kobe i Osaki dr Yoshimitsu Inoue uważa, że istnieją przyczyny ewolucyjne, dla których płcie tak różnie reagują na wysiłek i ekstremalne temperatury. Kobiety generalnie mają mniej płynów ustrojowych niż mężczyźni i mogą się łatwiej odwodnić. Stąd mniejsza potliwość stanowi strategię adaptacyjną, pozwalającą przeżyć w gorącym środowisku, podczas gdy wyższy wskaźnik pocenia u mężczyzn zwiększa wydajność pracy.
- 14 odpowiedzi
-
- efektywniej
- płyny ustrojowe
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwa lata temu japońsko-amerykański zespół w składzie Osamu Shimomura oraz Martin Chalfie i Roger Y. Tsien otrzymał Nagrodę Nobla za badania nad zielonym białkiem fluorescencyjnym (ang. green fluorescent protein, GFP) ze stułbiopława Aequorea victoria. Jako znacznik znalazło ono szereg zastosowań w monitorowaniu procesów biologicznych, ostatnio zaś szwedzki zespół stwierdził, że można je wykorzystać w mikroogniwach na biopaliwa. Zackary Chiragwandi z Uniwersytetu Technologicznego Chalmers w Göteborgu i jego zespół sporządzili pulpę z tysięcy stułbiopławów i wyekstrahowali żądane białko. Gdy umieści się jego kroplę na elektrodzie glinowej, a następnie wystawi się ją na oddziaływanie promieniowania ultrafioletowego, zaczyna płynąć prąd, którym można zasilać nanourządzenia. W żywym organizmie nie trzeba sztucznie indukować świecenia za pomocą UV, fluorescencja zachodzi bowiem na drodze dostarczenia energii przez fotoproteinę włączaną kationami wapnia. Naukowiec stworzył też wersję bioogniwa z enzymami ze świetlików oraz jamochłonów morskich Renilla reniformis. W obu przypadkach tzw. chemiluminescencja jest skutkiem reakcji katalizowanej przez lucyferazę. Takie ogniowo jest samowystarczalne i nie trzeba się już przejmować koniecznością zapewnienia zewnętrznego źródła światła. W ramach innego studium opracowano metodę pozyskiwania sztucznego GFP dzięki bakteriom. Oznacza to, że stułbiopławy czeka lepsza przyszłość, ponieważ nie padną już ofiarą naukowców poszukujących źródła cennego białka. W nanokrystalicznym ogniwie słonecznym Grätzla, które naśladuje zachodzącą w roślinach fotosyntezę, wykorzystuje się dwutlenek tytanu. Jest on jednak dość drogim składnikiem i nie da się ukryć, że ogniwo z GFP stanowiłoby atrakcyjniejszą ekonomicznie opcję. Chiragwandi sądzi, że bioogniwa będą zasilać nanourządzenia medyczne, służące np. do obrazowania i leczenia nowotworów. Technologia Szwedów zostanie dopracowana i udostępniona w ciągu 1-2 lat.
-
Mustel gwiaździsty (Mustelus asterias) jest niewielkim rekinem, który każdego lata wpływa na płytkie wody u wschodnich wybrzeży Irlandii. Dotąd niewiele o nim wiedziano, poza tym że osiąga długość ok. 1 m i waży circa 12 kg. Najnowsze 4-letnie badania zespołu z Uniwersyteckiego College'u Dublińskiego pozwoliły dużo lepiej poznać tę tajemniczą rybę. Studium stanowiło część doktoratu Edwarda Farrella z tutejszej Szkoły Nauk Biologicznych i Środowiskowych. To zaskakujące, jak mało wiedziano o wspomnianym gatunku, biorąc pod uwagę rozmiary tych rekinów i ich obfitość na wschodnim wybrzeżu [Zielonej Wyspy]. Do tej pory nie byliśmy nawet pewni, z czym mamy do czynienia, ale opracowaliśmy metodę genetyczną, która pozwala potwierdzić, że w wodach Irlandii występuje mustel gwiaździsty, a nie spokrewniony z nim mustel siwy [Mustelus mustelus]. Wcześniej mustele gwiaździste uważano za szybko rosnące, a zatem i szybko dojrzewające rekiny. Po zakończeniu projektu Farrella okazało się jednak, że w rzeczywistości w wodach koło Irlandii rosną one 2-krotnie wolniej niż pierwotnie zakładano i rozmnażają się nie rokrocznie, ale co drugi rok (czyli tak samo jak M. asterias z Morza Śródziemnego). Ichtiolodzy uważają, że przy tak wolnym wzroście i braku uregulowań odnośnie do rybołówstwa przyszłość gatunku nie rysuje się w różowych barwach. W Irlandii nie ceni się musteli, ale w Europie stanowią poszukiwany kąsek. Francuscy rybacy już teraz odławiają co roku 2640 t tych ryb, a popyt stale rośnie. Dotąd nie opracowano strategii ochrony gatunku, ponieważ nie znano ich eto- i ekologii w wodach północno-wschodniego Atlantyku. Lata nadmiernego odławiania w południowych morzach sprawiły, że mustele gwiaździste stały się tam dużo rzadsze. W wodach Irlandii jest ich coraz więcej, choć na razie nie wiadomo dlaczego. Ze szczegółowymi danymi zebranymi przez zespół Farrella można się zapoznać na łamach pisma Journal of Fish Biology.
- 1 odpowiedź
-
Temperatura na Ziemi jest, najprościej mówiąc, wypadkową trzech czynników: naturalnych procesów w przyrodzie, działalności człowieka oraz procesów astronomicznych, przede wszystkim Słońca. To, jak wiadomo, na przemian zwiększa i zmniejsza swoją aktywność w jedenastoletnim cyklu. Naturalne jest, że po bardziej aktywnym słońcu spodziewamy się silniejszego ogrzewania naszej planety. Okazuje się jednak, że intuicyjna ocena może bardzo mylić. Dowodzą tego badania profesor Joanny Haigh, wykładowczyni i dyrektor wydziału fizyki na Imperial College London oraz członkini tamtejszego Grantham Institute for Climate Change. Dane na temat aktywności Słońca i rozkładu jego promieniowania, zgromadzone przez ostatnie lata, w szczególności z lat 2004-2007, kiedy było ono w minimum swojej aktywności, zostały wykorzystane w symulacji komputerowej z wykorzystaniem najnowszego modelu procesów zachodzących w słońcu oraz modelu ziemskiej atmosfery. Symulacja oddziaływania słońca na ziemską temperaturę i klimat pokazała rzecz z pozoru zaskakującą - nasza gwiazda najbardziej ogrzewa naszą planetę podczas najmniejszej aktywności. Mimo pozornej sprzeczności wynik zgadza się z tym, co nam wiadomo o zachowaniu słońca podczas jego cyklu aktywności. Sekret zaskakującego wyniku kryje się w tym, że efekt ogrzewający zawdzięczamy przede wszystkim promieniowaniu w zakresie widzialnym, zaś najwięcej światła słońce daje, kiedy jest spokojne. Podczas zwiększonej aktywności, mimo ogólnie większego promieniowania, daje ono mniej światła. Odkrycie z pewnością wymusi pewne przemodelowanie różnych modeli klimatycznych i przewartościowanie wyliczeń. Skoro bowiem podczas spokojniejszego okresu słońca obserwowaliśmy przyrost temperatury, to mniejszą „winę" za to muszą ponosić inne czynniki - działalność człowieka i naturalne procesy klimatyczne. Autorzy studium zastrzegają, że nie można jednak wysuwać jeszcze jednoznacznych wniosków. Przede wszystkim odpowiednie badania Słońca (tutaj wykorzystano dane gromadzone przez satelitę SORCE) prowadzone są od niedawna. Nie można być więc pewnym, że zaobserwowany rozkład siły promieniowania o różnych długościach jest zjawiskiem normalnym, a nie anomalią.
-
Przez całe lata Google polegało na jednym źródle finansowania - wyszukiwarce. Co prawda koncern uczynił z niej maszynę przynoszącą wielomiliardowe wpływy, jednak poleganie tylko na jednym źródle i to takim, które użytkownik może z dnia na dzień porzucić, jest ryzykowne. Teraz jednak, zdaniem analityków, firma Page'a i Brina ma kolejne źródło dochodów - system Android. Co prawda koncern nadal będzie zależny od dochodów z wyszukiwarki, jednak dzięki Androidowi zyska ona potężny zastrzyk energii. Czasy, gdy przychody rosły w tempie 40% rocznie Google ma już za sobą. Jednak firma wciąż imponuje wzrostem prognozowanym na 15% rocznie w najbliższej przewidywalnej przyszłości. Google może zarobić na Androidzie kolosalne pieniądze. Co prawda, w przeciwieństwie do Microsoftu, nie pobiera opłat licencyjnych za korzystanie z systemu, ale będzie czerpał zyski z faktu, że firmowa technologia trafi do mainstreamowych urządzeń. Rynek rozwiązań mobilnych zyskuje na znaczeniu, a Android zdobywa w nim coraz większe udziały. Już w roku 2015, jak prognozują analitycy Informa Telecoms & Media, Android ma stać się najpopularniejszym mobilnym systemem operacyjnym na świecie. Ma z niego korzystać 500 milionów osób. Analityk Sandeep Aggarwal z firmy Caris & Co uważa, że od roku 2013 Android zapewni Google'owi wpływy rzędu 4 miliardów USD rocznie. To olbrzymia kwota zważywszy, że w ubiegłym roku wartość sprzedaży Google'a wyniosła 24 miliardy USD. Jednak na tym nie koniec. Eric Schmidt, prezes Google'a, stwierdził, że jego koncern spodziewa się po Androidzie wpływów rzędu 10 miliardów dolarów rocznie.
-
Kobiety przepraszają częściej od mężczyzn. Nie wynika to jednak z niechęci tych drugich do wyrażania skruchy czy unikania brania odpowiedzialności za swoje czyny. Gdy uwzględnić częstotliwość przepraszania po uznaniu danego działania za niewłaściwe, nie ma różnic między płciami, lecz panowie rzadziej po prostu uważają, że zachowali się nieodpowiednio. Zespół Kariny Schumann, doktorantki z University of Waterloo, przeprowadził dwa eksperymenty. W jednym badano 33 studentów w wieku od 18 do 44 lat. Ochotnicy mieli przez 12 dni prowadzić dzienniczki, w których należało zapisywać, czy kogoś przepraszali i czy zrobili coś, co wymagało przeproszenia (nawet jeśli w rzeczywistości nie wyrazili skruchy). Gdy dana osoba uważała, że ktoś ją obraził i powinien za to przeprosić, także trzeba było to zapisać. Okazało się, że kobiety przyznawały się do częstszego obrażania innych, częściej też przepraszały za nieodpowiednie zachowanie, ale zarówno panie, jak i panowie przepraszali w 81% przypadków, kiedy uznali, że postąpili niewłaściwie. Mężczyźni rzadziej wspominali o tym, że ktoś ich skrzywdził/obraził. To ostatnie spostrzeżenie skłoniło psychologów do przeprowadzenia kolejnego eksperymentu. Miał on wykazać, czy mężczyzn nie jest przypadkiem trudniej obrazić niż kobiety i czy sami nie są w związku z tym skłonni uważać, że rzadziej robią coś niestosownego. Tym razem 120 studentów miało ocenić, jak poważne było konkretne wykroczenie. Badanym kazano sobie np. wyobrazić, że obudzili w nocy przyjaciela, przez co ten się nie wyspał i następnego ranka źle wypadł w rozmowie kwalifikacyjnej. Kobiety uznawały występek za bardziej karygodny od mężczyzn i były bardziej skłonne uważać, że znajomemu należały się przeprosiny. Schumann uważa, że kobiety częściej przepraszają, ponieważ są w większym stopniu skoncentrowane na emocjach innych ludzi i zachowaniu harmonii w związku. Wg psycholog, nie można mówić o tym, że któraś z płci myli się w swojej ocenie sytuacji. Po prostu mężczyźni i kobiety mają inny próg tolerancji potencjalnie obraźliwych/krzywdzących zachowań...
- 2 odpowiedzi
-
- próg tolerancji
- Karina Schumann
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na Georgia Institute of Technology powstało oprogramowanie BLADE, które chroni przed infekcjami dokonywanymi za pomocą coraz popularniejszej techniki "drive-by downloads". Technika ta, ogólnie mówiąc, polega na wgraniu na komputer ofiary, bez jej wiedzy i zgody, szkodliwego oprogramowania. W sieci istnieją setki tysięcy witryn, które działają w taki sposób. Bardzo często są to zaufane witryny, które same wcześniej padły ofiarą cyberprzestępców. BLADE (Block All Drive-By Download Exploits) jest oprogramowaniem niezależnym od przeglądarki i zużywającym niewiele zasobów komputera. Jego twórcami są Wenke Lee i Long Lu z Georgia Tech oraz Philip Porras i Vinod Yeneswaran z SRI International. Prace nad BLADE sfinansowały amerykańska Narodowa Fundacja Nauki, Biuro Badań Armii Amerykańskiej oraz Amerykańskie Biuro Badań Morskich, które koordynuje prace naukowe Marynarki Wojennej i Korpusu Marines. BLADE to skuteczny środek zwalczania wszelkich typów ataków drive-by downloads, ponieważ działa niezależnie od wykorzystywanych przez nie luk w oprogramowaniu - mówi jego twórcy. Przetestowali oni BLADE w różnych konfiguracjach programowych i sprzętowych, zarówno na komputerach z zainstalowanym Firefoksem jak i Internet Explorerem. BLADE zablokował wszystkie ataki z ponad 1900 testowanych witryn serwujących szkodliwe oprogramowanie. Nie wywołał przy tym żadnego fałszywego alarmu. Działanie programu porównano ze skutecznością najpopularniejszych programów antywirusowych. Okazało się, że są one w stanie średnio zablokować mniej niż 30% ataków. BLADE monitoruje i analizuje wszystko, co jest pobierane na twardy dysk i sprawdza, czy użytkownik wydał zgodę na otwarcie, uruchomienie bądź przechowywanie pliku. Jeśli test wypadnie negatywnie, BLADE blokuje dany plik i usuwa go z dysku twardego - wyjaśnia Lee. Jako, że ataki drive-by downloads najczęściej pomijają etap wyświetlania przez przeglądarkę alertu i zapytania użytkownika, czy życzy sobie pobrania lub uruchomienia danego pliku, BLADE sprawdza w jaki sposób użytkownik współpracuje z pobieranymi plikami. Oprogramowanie przechwytuje wszystkie okienka dialogowe dotyczące zgody na pobranie lub uruchomienie pliku, analizuje je i sprawdza, jak użytkownik zareagował na ich pojawienie się. Ponadto wszystkie pliki przechowywane są w zabezpieczonej strefie na dysku twardym tak, by BLADE miało do nich łatwy dostęp i mogło zablokować pliki w razie potrzeby. Zastosowano też zabezpieczenia, które uniemożliwiają wgranie pliku poza zabezpieczoną strefę. Użytkownik BLADE ma też możliwość stworzenia "białej listy" zaufanych witryn, z których pliki nie są przez sprawdzane. Testy BLADE wykazały przy okazji, że najczęstszym celem ataków drive-by downloads są Adobe Reader, Adobe Flash oraz Java. Ponadto maszyny z IE6 są częściej infekowane niż komputery z IE7 lub IE8, a Firefox 3 rzadziej pada ofiarą ataków niż wszystkie wersje Internet Explorera. Twórcy BLADE zauważają jednak, że program nie jest odporny na techniki inżynierii społecznej i wciąż człowiek pozostaje najsłabszym elementem systemów bezpieczeństwa. BLADE wymaga, by przeglądarka była skonfigurowana w taki sposób, żeby do pobrania wykonywalnego pliku konieczna była zgoda użytkownika. Jeśli opcja taka zostanie wyłączona, BLADE nie będzie w stanie chronić komputera - mówi Lee.
- 1 odpowiedź
-
- bezpieczeństwo
- oprogramowanie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kiedy w 1965 roku przypadkowo dostrzeżono mikrofalowe promieniowanie tła (inaczej: promieniowanie reliktowe), szybko zdano sobie sprawę z wagi odkrycia. Mimo to pierwszą mapę rozkładu tego promieniowania, będącego śladem Big Bangu, wykonano dopiero w 1992 roku dzięki satelicie COBE. Była ona jednak mało dokładna, dlatego w 2001 roku rozpoczęła się misja WMAP (Wilkinson Microwave Anisotropy Probe) mająca na celu sporządzenie dokładnej mapy nieba w promieniowaniu mikrofalowym. Wykonanie wszystkich pomiarów trwało aż dziewięć lat i dopiero w sierpniu tego roku satelita przesłał ostatnie zgromadzone dane. WMAP ostatecznie potwierdził, mimo pojawiających się wątpliwości, że znana nam materia stanowi mniejszość we wszechświecie. Atomy, jakie opisują nasze teorie to zaledwie 4,6 procenta jej masy (wcześniej szacowano ją nawet na jedynie 4%). Reszta to dwa składniki, których nie rozumiemy. Ciemna materia tworzy 23 procent wszechświata (nieco więcej, niż dotychczas sądzono) i próbuje się ją znaleźć i zidentyfikować w laboratorium. Ciemna energia, która ma dziwne właściwości odpychania grawitacyjnego to 72 procent (nie 74%, jak dotychczas sądzono). WMAP był pierwszym satelitą pracującym w punkcie grawitacyjnej równowagi L2 układu Ziemia - Słońce, półtora miliona kilometrów od Ziemi. Ósmego września satelita uruchomił silniki, opuścił punkt L2 i wszedł na stałą orbitę parkingową wokół Słońca. Analiza zgromadzonych informacji zajmie naukowcom całe lata, a już teraz miejsce amerykańskiego WMAP w punkcie L2 zajmuje teraz europejski satelita misji Planck, wystrzelony w ubiegłym roku, który ma dostarczyć jeszcze bardziej szczegółowych danych.
- 3 odpowiedzi
-
- ciemna energia
- ciemna materia
- (i 6 więcej)
-
Po ubiegłotygodniowej, ostatniej, rundzie negocjacji opublikowano praktycznie ukończony tekst międzynarodowego porozumienia ACTA [PDF]. Anti-Counterfeiting Trade Agreement wzbudzał silne emocje i liczne kontrowersje, które były podsycane przeciekami i domysłami. Negocjacje prowadzone były bowiem w tajemnicy. ACTA jest traktatem handlowym, a te nie są negocjowane publicznie. Upubliczniony dokument to niemal gotowy tekst traktatu. Niemal, gdyż znajdziemy w nim kilkanaście zaznaczonych wyrazów, co do których trwają jeszcze rozmowy. Ujawniony tekst ACTA pokazuje, że umowa będzie znacznie mniej restrykcyjna, niż mówiły o tym spekulacje, przecieki i nieoficjalne doniesienia. Po jego upublicznieniu unijny urzędnicy stwierdzili, że wprowadzenie ACTA w życie nie będzie wymagało żadnych zmian w prawie UE. W końcowym dokumencie nie przewidziano - jak to miało miejsce w jego jedynej ujawnionej wersji roboczej - zakazu produkcji i sprzedaży narzędzi umożliwiających łamanie praw autorskich czy obchodzenie zabezpieczeń DRM. Zakazano tylko takich narzędzi, które powstały z myślą o nielegalnych działaniach. Ponadto nie wprowadzono zasady "trzech ostrzeżeń", która zakłada odcinanie piratów od internetu. ACTA przewiduje, że sygnatariusze paktu mogą, ale nie muszą jej stosować. W postaci takiej, jak obecna, ACTA generalnie nie nakłada na sygnatariuszy obowiązku restrykcyjnych ruchów prawnych. To raczej dokument, który jest wspólnym uzgodnieniem stanowiska dotyczącego ochrony własności intelektualnej na arenie międzynarodowej. W negocjacjach ACTA brały udział USA, Unia Europejska, Japonia, Australia, Nowa Zelandia, Kanada, Singapur, Korea Południowa, Meksyk i Maroko.
-
Psycholodzy ustalili, że stymulacja elektryczna prawej przedniej kory skroniowej aż o 11% usprawnia przypominanie właściwych nazwisk przez młodych dorosłych (Neuropsychologia). Wiemy wiele o tym, jak pogorszyć czyjąś pamięć, ale nie wiemy za dużo o jej poprawianiu – podkreśla Ingrid Olson z Temple University. Odkrycia jej zespołu można wykorzystać, opracowując metody rehabilitacji osób po przebytym udarze itp. Obecnie Amerykanie prowadzą dalsze badania na starszych dorosłych. Jako że pogorszenie pamięci jest naturalnym przejawem starzenia, trudności z przypominaniem właściwych imion i nazwisk stają się z wiekiem coraz poważniejsze. Stąd przypuszczenie Olson, że seniorzy powinni skorzystać na stymulacji bardziej od młodzików, bo zaczynają od gorszego poziomu bazowego. Podczas eksperymentu badanym pokazywano zdjęcia twarzy znanych osób i krajobrazów. W tym czasie stymulowano ich prawą przednią korę skroniową. Po raz kolejny potwierdziło się, że rejon ten odpowiada za zapamiętywanie nazwisk, ponieważ pobudzanie go nie wpłynęło na przypominanie miejsc. Zespół z Temple posłużył się przezczaszkową stymulacją prądem stałym (ang. transcranial direct current stimulation, tDCS). Podczas tego typu zabiegu wykorzystuje się prąd o natężeniu 1–2 mA. Do skóry głowy mocuje się elektrody. W zależności od ich biegunowości, można zwiększyć wzbudzenie korowe (stymulacja anodowa) lub je zmniejszyć (stymulacja katodowa). Olson tłumaczy, że tDCS znacznie się różni od terapii elektrowstrząsowej, którą wykorzystywano m.in. do leczenia chorób psychicznych. Przez mózg pacjentów przepuszczano prąd o napięciu do 450 V i natężeniu do 0,9 A. W przypadku przezczaszkowej stymulacji prądem stałym natężenie jest więc sporo niższe, nie ma efektów ubocznych, a skutki bezbolesnego zabiegu utrzymują się do godziny. Z prowadzonych dotąd badań wynika, że tDCS działa za pośrednictwem zmiany potencjału błon neuronów i modulowania specyficznych receptorów. W miarę starzenia połączenia pomiędzy neuronami w naszym mózgu ulegają osłabieniu. W naszym studium tDCS [...] zwiększa prawdopodobieństwo, że właściwe komórki nerwowe wyładują się w momencie, kiedy ochotnik będzie próbował przypomnieć sobie konkretne nazwisko. W kolejnych badaniach trzeba będzie ustalić, czy powtarzane sesje tDCS mogą prowadzić do utrzymujących się dłużej efektów. Ingrid Olson uważa, że przezczaszkowa stymulacja prądem stałym znajdzie kiedyś zastosowanie w leczeniu depresji, ADHD czy dysleksji.
- 21 odpowiedzi
-
- usprawniać
- tDCS
- (i 5 więcej)
-
Stały hałas w miejscu pracy ponad 2-krotnie zwiększa ryzyko chorób serca. Z badań wynika, że szczególnie zagrożeni są młodzi mężczyźni, którzy palą (Occupational and Environmental Medicine). Naukowcy uwzględnili reprezentatywną dla Stanów Zjednoczonych próbkę ponad 6000 pracujących osób w wieku od 20 lat wzwyż. W latach 1999-2004 wszystkie brały udział w National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES). Przeprowadzano z nimi szczegółowe wywiady, które obejmowały m.in. pytania dotyczące trybu życia, badań medycznych, wyników badań krwi oraz zagadnień związanych z medycyną pracy. Ochotników podzielono na 2 grupy: 1) ludzi stykających się w pracy przez co najmniej 3 miesiące ze stałym hałasem o dużym natężeniu, który znacznie utrudniał normalne prowadzenie rozmowy i 2) osób, które nie pracowały w takich warunkach. Jeden na pięciu pracowników (21%) przyznawał, że przebywał w hałaśliwym otoczeniu przez okres średnio 9 kolejnych miesięcy. Większość z nich stanowili mężczyźni, a średnia wieku wynosiła 40 lat. Osoby te paliły i ważyły więcej od zatrudnionych w cichych zakładach/biurach, a i jedno, i drugie stanowi czynnik ryzyka chorób serca. Ustalono, że pracownicy z ustawicznie zaśmieconych hałasem firm 2-3-krotnie częściej zmagali się poważnymi chorobami serca. Związek ten był szczególnie silny u osób poniżej pięćdziesiątki, które stanowiły gros badanej próby. W ich przypadku ryzyko wystąpienia zawału serca czy choroby niedokrwiennej serca rosło 3-4-krotnie. Wyniki badań krwi tych ludzi nie wykazały szczególnie wysokiego stężenia cholesterolu lub białek zapalnych, np. c-reaktywnego, ale ciśnienie rozkurczowe 2-krotnie częściej było wyższe niż powinno. Stan ten nazywa się izolowanym nadciśnieniem rozkurczowym (ang. isolated diastolic hypertension, IDH). Naukowcy spekulują, że ciągły hałas jest tak silnym stresorem jak prowadzące do ograniczenia przepływu krwi przez naczynia wieńcowe gwałtowne emocje czy wysiłek fizyczny.
-
- zawał
- cholesterol
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas eksperymentów na myszach udało się ograniczyć wzrost guza w terminalnej fazie nowotworu. Wykorzystane przeciwciała wiążą się wyłącznie z receptorami zlokalizowanymi na zdrowych, a nie nowotworowych komórkach. Chodzi o płytkowo-śródbłonkowy czynnik adhezyjny 1 (ang. platelet endothelial cell adhesion molecule 1), który występuje na komórkach śródbłonka narządów wewnętrznych i naczyń krwionośnych. To zarówno nieoczekiwane, jak i antyintuicyjne, że receptor, do którego ekspresji dochodzi w prawidłowych komórkach nabłonka, odgrywa istotną rolę w organizowaniu postępów choroby nowotworowej z przerzutami – uważa Robert Debs z California Pacific Medical Center Research Institute w San Francisco. Co ważne, dzięki opisywanej metodzie niektóre guzy udało się nawet zmniejszyć. Teraz zespół Debsa chce ustalić, w jaki sposób maskowanie receptorów zaburza sygnały kierujące wzrostem nowotworu. Podczas eksperymentów na modelu mysim przeciwciała zahamowały utratę wagi, zanik mięśni i zmniejszyły zmęczenie, ograniczyły zatem objawy kacheksji, czyli wyniszczenia nowotworowego. Okazały się skuteczne w przypadku przerzutów nowotworów piersi, płuc i jelita grubego oraz czerniaka złośliwego. Nie sprawdziły się zaś na wcześniejszych etapach choroby. Oznacza to, że zaburzają proces, który pojawia się wyłącznie w fazie terminalnej.
-
- przeciwciała
- nabłonek
- (i 9 więcej)
-
Osteoporoza, czyli osłabienie kości wraz z wiekiem, to dolegliwość, na którą nie ma lekarstwa. Dostępne medykamenty najwyżej spowalniają ten proces, ponadto pojawiają się kontrowersje, co do ich rzeczywistej, długofalowej skuteczności. Tymczasem złamania kości w podeszłym wieku - powodowane właśnie osteoporozą, czyli zrzeszotnieniem, są bardzo trudne w leczeniu. Bernard P. Halloran, naukowiec z University of California w San Francisco uważa, że poszukiwanym remedium mogą być... suszone śliwki. W eksperymencie laboratoryjnym dr Halloran sprawdził działanie sproszkowanych, suszonych śliwek na myszach. Zwykłe, niemodyfikowane myszy podzielono na dwie grupy, w wieku analogicznym do wieku średniego u ludzi oraz wieku podeszłego. Każdą z nich podzielił na trzy podgrupy, pierwsza otrzymywała śliwkowy suplement w ilości 25% wagi, druga 15% wagi, trzecia grupa, kontrolna, nie dostawała go wcale. Kuracja trwała pół roku, po którym sprawdzono zmiany w układzie kostnym u wszystkich myszy. U myszy pozbawionych suplementu w diecie stwierdzono osłabienie kości, niezależnie od wieku. Reakcja myszy otrzymujących mniejszą dawkę suszonych śliwek zależała od wieku: u młodszych zaobserwowano przyrost masy kostnej, u starszych nie było żadnego efektu. Ale już w przypadku myszy spożywających większą dawkę specyfiku zaobserwowano przyrost masy kostnej (zwiększenie gęstości) niezależnie od wieku. Poza suplementem dieta i warunki wszystkich myszy pozostawały identyczne, więc różnica musi być spowodowana spożywaniem sproszkowanych, suszonych śliwek. Rewelacją jest fakt, że zaobserwowano nie tylko spowolnienie procesu osteoporozy - co dotychczas było największym osiągnięciem - ale jego cofnięcie. Byłoby to więc prawdziwe lekarstwo, a nie jedynie suplement. Przez badaczami pozostają jednak do rozwiązania istotne problemy. Nie wiadomo, czy metoda okaże się skuteczna w przypadku ludzi. Niewykonalne jest jednak, żeby przez dłuższy czas suszone śliwki stanowiły wagowo kilkadziesiąt procent ludzkiej diety; zanim więc przystąpi się do testów na ludziach, trzeba zidentyfikować aktywny składnik i wyizolować go. Dopiero wtedy będzie można ocenić rzeczywistą wartość odkrycia.
- 1 odpowiedź
-
- University of California
- Bernard P. Halloran
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wykształcenie przez nocne gatunki zwierząt zdolności widzenia po ciemku nikogo nie dziwi. Ale spostrzeżenie, że osobniki aktywne nocą, nawet w ramach jednego gatunku, potrafią przystosować ewolucyjnie swój wzrok, jest nowością. A tak właśnie ma się sprawa przypadku australijskich mrówek z rodzaju Myrmecia (po angielsku nazywanych bullgog ant). Doktor Ajay Narendra, specjalista od ewolucji, ekologii i genetyki na Australian National University, badając typowe dla Australii mrówki z rodzaju Myrmecia, odkrył, że w ramach jednego gatunku, a nawet jednego mrowiska i jednej kasty występuje zróżnicowane konstrukcji oczu. Mrówki tworzą społeczeństwo kastowe, w którym (poza królową) znajdują się bezpłodne robotnice oraz skrzydlate osobniki oby płci. Osobniki latające i robotnice pracujące w dzień mają identycznie skonstruowane oczy, natomiast robotnice pracujące nocą wykazują cechy przystosowania do niskiego natężenia światła: mniej liczne ale większe fasetki (ścianki oka) oraz większe rabdomy (światłoczułe pręciki). Dr. Narendra uważa, że to kastowy system społeczności mrówek prowadzi do takiej specjalizacji. Sądzi też, że proces dostosowawczy nie został jeszcze zakończony i mrówki robotnice, pracujące nocą - czyli przy natężeniu światła nawet milion razy mniejszym niż w dzień - będą nadal ewoluować, wykształcając mechanizmy pozwalające na większą czułość i „odszumianie" widoku. Te oczekiwania zamierza zweryfikować podczas następnych badań.
-
- Australian National University
- Ajay Narendra
- (i 3 więcej)
-
Profesor Piotr Kaszyński i jego student Bryan Ringstrand z Vanderbilt University stworzyli nową klasę ciekłych kryształów o wyjątkowych właściwościach elektrycznych. Kryształy mogą posłużyć do udoskonalenia wyświetlaczy LCD. Stworzyliśmy ciekłe kryształy o niezwykłym dipolu, dwukrotnie większym niż mają obecnie istniejące kryształy - poinformował Kaszyński. Ważnym współczynnikiem dla pracy ciekłych kryształów jest minimalne napięcie koniecznym do wymuszenia na nich działania. Im większy dipol, tym mniejsze można przyłożyć napięcie minimalne. Ponadto, przy tym samym napięciu kryształy o większym dipolu przełączają się szybciej. Kryształy wyglądają bardzo obiecująco, jednak profesor Kaszynski studzi przedwczesną radość. Nasze kryształy [...] muszą przejść testy wytrzymałości, żywotności i tym podobne, zanim zostaną użyte w komercyjnych produktach - mówi uczony. Odkrycie Kaszyńskiego i Ringstranda ma znaczenie nie tylko komercyjne ale i naukowe. Od 1888 roku uczeni znaleźli już ponad 100 000 związków chemicznych, które mogą występować w formie ciekłych kryształów. Jednak mimo wieloletnich badań wciąż nie wszystko o nich wiadomo. Uczeni nie wiedzą na przykład, jaki wpływ ma dipol kryształu na temperaturę, w której staje się on zwykłym płynem. Dominująca teoria mówi, że im silniejszy dipol tym wyższa temperatura przejścia w stan płynny. Kaszyński i Ringstrand, dzięki sposobowi, w jaki syntetyzowali swoje kryształy, mogli sprawdzić tę teorię. Utworzyli pary ciekłych kryształów o takiej samej geometrii ale różnych dipolach i mierzyli ich temperatury przejścia w zwykły płyn. Odkryli, że większy wpływ na temperaturę mają subtelne różnice w strukturze kryształów niż siła ich dipoli. Nowe kryształy są wyjątkowe także i pod tym względem, że zawierają amfijony czyli jony obojniacze. Kaszyński samego początku pracy na Vanderbilt University, a więc od 1993 roku, próbował stworzyć amfijonowe ciekłe kryształy. Mógł tego dokonać dopiero teraz, korzystając z odkrytego w 2002 roku przez niemieckich uczonych procesu chemicznego, który to umożliwił.
- 2 odpowiedzi
-
- wyświetlacz
- LCD
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niski poziom testosteronu u starszych mężczyzn jest związany z początkiem choroby Alzheimera (Journal of Alzheimer's Disease). Niskie stężenie testosteronu może zwiększać podatność na alzheimeryzm. [Dla lekarza] oznacza to, że powinien zwrócić baczniejszą uwagę na niski poziom androgenu u ludzi z problemami pamięciowymi oraz innymi objawami upośledzenia funkcjonowania poznawczego – zaznacza dr John E. Morley z Saint Louis University. Pracami zespołu kierował dr Leung-Wing Chu z Queen Mary Hospital na Uniwersytecie Hongkońskim. Naukowcy zbadali 153 Chińczyków w wieku 55 lat i starszych. U 47 stwierdzono łagodne zaburzenia poznawcze (ang. mild cognitive impairment, MCI). Okazało się, że w ciągu roku w podgrupie z zaburzeniami pamięci u 10 pacjentów symptomy na tyle się pogłębiły, że zaczęto podejrzewać chorobę Alzheimera. U tych samych osób wykryto obniżony poziom testosteronu, podwyższone stężenie apolipoproteiny E (wskazywano na jedną z izoform białka, a mianowicie ApoE4) oraz nadciśnienie. To bardzo ekscytujące studium, ponieważ wykazaliśmy, że poziom testosteronu jest jednym z czynników ryzyka choroby Alzheimera – cieszy się Morley. W przyszłości naukowcy zamierzają przeprowadzić zakrojone na szeroką skalę badania nad wykorzystaniem testosteronu w zapobieganiu alzheimeryzmowi (w grę wchodzi więc hormonalna terapia zastępcza u mężczyzn z grupy ryzyka, tj. mających zarówno obniżony poziom androgenów, jak i łagodne zaburzenia poznawcze).
-
- łagodne zaburzenia poznawcze
- czynnik ryzyka
- (i 5 więcej)
-
Podczas berlińskiej konferencji International Security Solutions Europe, wiceprezes Scott Charney z microsoftowej grupy Trustworthy Computing, zaprezentował ideę "certyfikatu bezpieczeństwa", który musiałby przedstawić każdy komputer usiłujący podłączyć się do sieci. Taki certyfikat mógłby zawierać takie informacje jak przypadki infekcji maszyny, dane o stosowanym firewallu czy oprogramowaniu antywirusowym. Innymi słowy, zaproponowano technologię na kształt NAC (Network Access Control), ale zaimplementowanej na olbrzymią skalę. Tak jak niezaszczepiona osoba stanowi ryzyko dla innych, tak niechroniony czy zarażony komputer zagraża bezpieczeństwu innych maszyn w sieci. W świecie fizycznym organizacje ponadnarodowe, narodowe i lokalne identyfikują, śledzą i kontrolują rozprzestrzeniani się chorób i mają prawo, w razie konieczności, do poddania kwarantannie ludzi, którzy mogą zarażać innych - mówił Charney. Proponuje on przyjęcie podobnych rozwiązań w świecie wirtualnym. Warto tutaj zauważyć, że niektóre kraje już wprowadziły pewne przepisy, które np. zakładają ostrzeganie użytkowników zarażonych komputerów o wykrytej infekcji. Propozycja Microsoftu idzie dalej. Zgodnie z nią komputer podłączający się do internetu musiałby przedstawić swojemu serwerowi certyfikat bezpieczeństwa. Dopiero wówczas mógłby uzyskać połączenie. Oczywiście zastosowanie takiego pomysłu nie będzie proste. Trzeba bowiem stworzyć oprogramowanie, które nie tylko będzie w stanie sprawdzić komputer czy smartfon chcący się połączyć, ale również będzie na tyle bezpieczne, by podrobienie lub zmiana certyfikatów były jak najtrudniejsze. Zdaniem Charneya problem ten można rozwiązać łącząc możliwości programowego hyperwizora z takimi sprzętowymi modułami jak TPM (Trusted Platform Modules). Innymi słowy, dopiero wspólnie pracujące oprogramowanie i sprzęt mogłyby wystawić bezpieczny certyfikat, który można zweryfikować. Działanie takie wymagałoby też odpowiedzi z drugiej strony. Serwer naszego dostawcy internetu musiałby bowiem informować nas, czy i jakiego komponentu bezpieczeństwa brakuje w naszym komputerze. Oczywiście propozycja Microsoftu budzi poważne zastrzeżenia dotyczące prywatności. Charney zdaje sobie z tego sprawę i stwierdza, że przed wdrożeniem proponowanych przez niego rozwiązań, należy poważnie zastanowić się nad kwestiami prywatności. Już wcześniej padały różne propozycje dotyczące bezpieczeństwa w internecie. Jednak po raz pierwszy tak wielka firma jak Microsoft proponuje stworzenie globalnego rozwiązania. Charney mówi, że nie jest to gotowy pomysł, ale raczej punkt wyjścia do dyskusji nad ogólnoświatowym sposobem poprawienia bezpieczeństwa w sieci.
- 11 odpowiedzi
-
- Scott Charney
- internet
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Obecnie wykorzystywane wyświetlacze możemy podzielić na dwie kategorie: wolno działające energooszczędne urządzenia takie jak np. w czytnikach książek elektronicznych i szybko działające i zużywające dużo energii ekrany np. smartfonów. Specjaliści z University of Cincinnati i firm Gamma Dynamics, Dupont i Sun Chemicals połączyli zalety obu technologii. Po siedmiu latach pracy opublikowali oni w Applied Physics Letters opis swojego wynalazku, nazwanego e-Design. To przełom, dzięki któremu powstaną jasne szybko działające wyświetlacze, które nie zużywają wiele energii - mówi profesor Jason Heikenfeld z University of Cincinnati. Wyjaśnia, że prace trwały aż siedem lat, gdyż chciano upewnić się, że wynalazek można bez przeszkód wdrożyć do produkcji za pomocą obecnie używanych technologii. Wyświetlacze w czytnikach książek korzystających z technologii E-Ink zużywają niewiele energii dlatego, że do zaprezentowania obrazu wykorzystują światło z otoczenia. Energia używana jest tylko do "zmiany strony", a zatem do wymieszania czarnych i białych kapsułek tak, by ułożyły się one w nowe znaki i obrazy. Proces ten jest powolny, ale pozwala na korzystanie z czytnika przez wiele dni bez konieczności ładowania baterii. Na drugim biegunie mamy jasne, pełnokolorowe wyświetlacze o wysokiej rozdzielczości, które spotykamy np. w smartfonach czy monitorach komputerowych. One pracują bardzo szybko, ale wymagają użycia silnego podświetlenia i kolorowych filtrów. Za szybkość, jakość i jasność obrazu płacimy zużyciem dużej ilości energii. e-Design, nowa metoda produkcji wyświetlaczy, korzysta z zalet obu technologii i eliminuje ich wady. Przede wszystkim zakłada eliminację podświetlenia i wykorzystywanie światła otaczającego urządzenie (tak, jak ma to miejsce w czytnikach książek elektronicznych). Jednak zadbano jednocześnie o to, by możliwe było szybkie wyświetlanie jasnych obrazów. I, jak się okazało, można to zrobić bez podświetlenia. Nowy wyświetlacz składa się z dwóch warstw cieczy, w których rozpuszczony jest olej i pigmenty. Pomiędzy nimi znajduje się warstwa odbijających elektrod, działających jak lustro. Światło z otoczenia dociera do wyświetlacza, przechodzi przez pierwszą warstwę płynów i dociera do elektrod, tam się odbija i biegnie do oka użytkownika, który widzi obrazy. Jest to możliwe dzięki temu, że niewielkie napięcie elektryczne steruje ruchem cieczy z olejami i pigmentami. Ruch ten odbywa się pomiędzy górną a dolną warstwą, które są przedzielone wspomnianymi elektrodami. Gdy ciecz z pigmentami znajdzie się w górnej warstwie (czyli tej, która jest pomiędzy światłem z zewnątrz a elektrodami), użytkownik widzi pełną gamę kolorów. Sposób działania nowego wyświetlacza jest nieco podobny do technologii elektrochromatycznej, jednak daje znacznie jaśniejszy obraz, który tworzony jest znacznie szybciej. Co ważne, nowe wyświetlacze można produkować za pomocą tej samej technologii, która jest obecnie używana do produkcji wyświetlaczy LCD. Dlatego też twórcy e-Design twierdzą, że pierwsze wyświetlacze nowego typu zadebiutują już za trzy lata.
- 8 odpowiedzi
-
- Jason Heikenfeld
- wyświetlacz
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: