Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Mariusz Błoński

Administratorzy
  • Liczba zawartości

    3574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    115

Zawartość dodana przez Mariusz Błoński

  1. Ja jeszcze niedawno czekałem na Win 7, w którym chciałem zainstalować przede wszystkim Operę, potem Firefoksa (gdyby Opera się nie sprawdziła) i, z ciekawości, Chrome'a. Teraz wiem, że zainstaluję pierwszą przeglądarkę z ekranu wyboru. I żadnej innej. Jakoś nie lubię firm, które gdy nie radzą sobie na rynku, lecą do urzędników z prośbą o nakładanie ceł, dopłaty czy niszczenie konkurencji.
  2. Oj, coś Ci się mocno pomyliło. Żadnych praw się nie zrzekłeś. Nadal jesteś autorem tekstu. Prawa autorskiego nie można się zrzec ani go sprzedać. Umowa, którą podpisałeś, przekazuje wydawnictwu autorskie prawa majątkowe. Co oznacza, że za ustaloną opłatą wydawnictwo może czerpać zyski z tego tekstu. Tekst jednak nadal jest chroniony prawem autorskim, które należy do Ciebie. Co to oznacza? Ano np. to, że jeśli wydawnictwo nie opublikuje tekstu w ciągu bodajże 2 lat, to autorskie prawa majątkowe wracają do Ciebie, a więc wydawnictwo nie może go już publikować, Ty nie musisz zwracać kasy i możesz tekst sprzedać gdzie indziej. Ponadto w umowie zaznaczono, na jakich polach wydawnictwo ma prawo tekst wykorzystać, czyli prawo autorskie daje Ci kontrolę nad wykorzystaniem tekstu. I jeszcze jedno... nie powinno być Ci wszystko jedno, czy za 5 lat tekst będzie wykorzystywany. Ustawa o prawie autorskim mówi bowiem, że strony się umawiają na jakąś tam opłatę za przekazanie autorskich praw majątkowych, ale jeśli z czasem okaże się, że wydawnictwo z tego dzieła, które mu sprzedałeś, osiągnęło jakieś dodatkowe super zyski, to ma obowiązek podzielić się nimi z Tobą. I jest też jedna rzecz, o której ciągle w dyskusjach o prawie autorskim się zapomina: - otóż prawo autorskie daje twórcy pełną swobodę dysponowanie swoim dziełem. Nie zabrania mu rozdawania go za darmo, więc niczego nie ogranicza. Twórca, który chce swoje dzieło rozdać każdemu za darmo, który chce pozwolić na jego dowolne zwielokrotnianie - może to zrobić.
  3. Dokładnie o tym mówię. Definicję "monopolu" przycięto tak, by pasowała do MS. A można ją przyciąć tak, by pasowała np. do Linuksa. Bo czym jest monopol? Moim zdaniem to sytuacja, gdy jakiś producent ma 100% rynku lub też, gdy ma mniej, ale przez swoje działanie uniemożliwia konkurencji dostęp do rynku (np. moglibyśmy mówić o monopolu MS gdyby uniemożliwiał instalowanie obcych programów w swoim systemie). MS na rynku przeglądarek ma ponad 60% udziałów, a więc monopolu nie ma. Na rynku OS-ów ma około 90% udziałów, a więc tez monopolu nie ma. Jednak do walki z MS używa się stwierdzenia, że ma monopol "na rynku komputerów domowych z procesorami x86". A taka definicja oznacza: 1) bardzo mocne zawężenie pojęcia rynku, 2) pochodzi sprzed 10 lat i nawet tak zawężona definicja straciła już ważność. Pisałem o dżinie wypuszczonym przez Operę, bo kto wie, czy za jakiś czas ktoś nie zwróci uwagi, że Linux ma "monopol na rynku urządzeń z procesorem ARM", a Opera Mini ma "monopol na rynku przeglądarek dla smartfonów". Jak się raz pozwoli urzędnikom i politykom w czymś grzebać, to już będą grzebali zawsze. Opera dla własnego zysku poprosiła eurourzędników by decydowali, co producent oprogramowania ma prawo sprzedawać. Jestem pewien, że na tym urzędnicze interwencje się nie skończą. Zawsze mnie zastanawia, jak to jest, że MS jest takim strasznym monopolistą w Europie, która rękoma swych przedstawicieli dzielnie walczy z monopolem, a ma dużo słabszą pozycję w USA, gdzie z monopolem tak bardzo się nie walczy.
  4. A ja jestem ciekaw, jakiego to dżina z butelki wypuściła Opera et consortes. Czy nie okaże się, że w imię walki z "monopolem" za kilka lat podobnych problemów doczeka się Linux czy Apple.
  5. Ależ to byłoby sprzeczne z intencjami komisarzy unijnych i prowadziłoby do zmonopolizowania rynku przez największych graczy. MS powinien umieścić na liście wyboru te przeglądarki, które nie mają więcej niż 0,1% rynku. By i one miały szanse zaistnieć. A nie jakieś monopolistyczne molochy, jak finansowane przez Google'a Firefox i Chrome. Opera też ma już silną pozycję. Są przeglądarki, które w ogólne nie mogą się przebić i to one powinny być rozpowszechniane przez MS.
  6. Tylko, że konkurencja nie bierze się ze słabych wyników, a z istnienia konkurenta Obecnie brak kandydata, który mógłby w ogóle myśleć o konkurowaniu z MS. Mógłby nim być Google ze swoim Chrome OS, ale nie będzie.
  7. Mikroos, sprawa jest bardzo prosta: masz prawo chronić swoje życie i mienie. A jeśli ktoś tego nie chce, nie potrafi, nie stać go to już nie Twoje zmartwienie, prawda? Jeśli masz pieniądze i stać Cię na ochronę, a czujesz się zagrożony, to wynajmujesz ochronę. Co jednocześnie oznacza, że ew. bandyci nie napadną na Ciebie, a na sąsiada, który nie ma ochrony. Czy w związku z tym, że on jej nie ma Ty masz obowiązek narażać siebie, żeby tylko mu się nic nie stało?
  8. Przeca tu nie idzie o to, żeby fala się odbiła i poszła w innym kierunku, ale o to, by opłynęła chroniony obszar nie wyrządzając szkody. Nie zmieniasz kierunku fali ani siły jej oddziaływania.
  9. Jeśli technologia wypali, to początkowo zapewne będzie stosowana do ochrony takich obiektów jak elektrownie atomowe, zakłady przemysłowe, a Japończycy pozakładają to sobie wokół miast. Jeśli kogoś będzie na to stać, to sobie swoją willę czymś takim otoczy i fala go ominie. Co nie znaczy, że narazi innych, bo przecież fala do tych innych tak czy inaczej by dotarła. Nie mam nic przeciwko temu, by osoba, która ma pieniądze, budowała porządniejszy dom.
  10. No właśnie o to się też sprzeczają. Czy błąd jest w kompilatorze czy w jądrze. Pytanie jest też, co z nim zrobić, bo z jednej strony jest poważny, z drugiej - trzeba się sporo nagimnastykować, żeby go wykorzystać. No i pojawiły się też zarzuty, że o błędzie wiadomo od baardzo dawna, ale dotychczas nic z nim nie zrobiono. Tak czy inaczej - ciekawy problem.
  11. Tylko, że słowa Piotrka są tutaj bardzo dobrą reprezentacją ogółu. Zobacz komentarze w innych serwisach. Od "a to skur....", po "na szczęście są inne torrenty". Owszem, sporo ludzi pisze: "Jeśli cena będzie rozsądna to będę korzystał". Tylko założę się, że w przypadku większości z tych ludzi cena 10 USD/miesiąc będzie "nierozsądna", bo będą woleli te kilkadziesiąt złotych miesięcznie wydać na piwo czy papierosy, nadal będą korzystali z cudzej pracy nie płacąc twórcom i nadal będzą opowiadali, jakie to koncerny są "złe" i "okradają" artystów Piotrek wyraził się nieprecyzyjnie, co przyznał. Ale błędnie założył, że niemożliwe jest by były tam tylko treści legalne. Skoro jednak koleś już rozmawia z koncernami, to oznacza, że będzie dążył do tego stanu rzeczy. Właściciele praw autorskich nie podpiszą z nim umów, jeśli on nie dopilnuje, by na TBP były legalne treści. Myślę, że może mu się to udać. Model biznesowy się zmienia, koncerny też zmieniają swoje podejście.
  12. Wymienione kraje to oficjalni wrogowie USA i transfery technologii są tam zabronione. Być może także jakakolwiek forma współracy w dziedzinach nowoczesnej technologii. Natomiast Quebec to wielka tajemnica Może MS ma na tyle dobre kontakty w Waszyngtonie, że wie, iż USA wypowiedzą niedługo Quebecowi wojnę? PS. Chyba wiem Znalazłem wskazówkę w zasadach innego konkursu, dotyczącego programowania pod chmurą Azure. Tam jest mowa o tych samych krajach i Quebecu "oraz innych krajach/prowicjach gdzie tego typu promocje są ograniczone/zabronione przez prawo". Wychodzi na to, że po prostu lokalne prawo Quebecu zabrania organizowania takich konkursów
  13. Czyż trzeba mocniejszego dowodu, że, wbrew stwierdzeniom zwolenników tzw. piractwa, cena nie ma nic do rzeczy? Nawet jeśli na TPB będzie można za kilkanaście dolarów miesięcznie pobierać dowolną liczbę plików, a co za tym idzie, cena pojedynczego pliku spadnie do kilku/kilkunastu centów, to i tak piractwo będzie kwitlo. Bo idzie o łatwość kradzieży i niewielkie ryzyko, a nie o cenę.
  14. Pytanie jest następujące: czy przeciętny niewidomy będzie stwarzał na drodze większe zagrożenie niż dwudziestokilkuletni miszczowie kierownicy w beemkach, Zientarscy czy Jędrzejczaki.... Jeśli nie, to nie ma najmniejszych powodów, by nie mogli dostać prawa jazdy.
  15. No przeca Stiv jest specem od marketingu i, o ile dobrze pamiętam, to właśnie dlatego został zatrudniony w MS. Więc wie, co mówi
  16. Ja raczej odczytuję to inaczej. Ballmer nabija się z Google'a, bo ten zapowiada kolejny system operacyjny swojej produkcji i twierdzi, że będzie różny od poprzedniego. A, w podtekście, Ballmer mówi, że Google chce sprzedać to samo pod inną nazwą. Co, patrząc na dzisiejszą wiadomość o Androidzie dla pecetów, może wskazywać, że B. ma rację.
  17. No właśnie. Teraz zobacz jaki odsetek użytkowników Windy posiada legalnego MS Office'a? Ten odsetek pomniejsz jeszcze o taką część użytkowników Linuksa, którzy, nawet gdyby mieli pieniądze, chęci i potrzebę, to z powodów ideologicznych nie kupią oprogramowania MS. Zostaje zapewne kilka milionów potencjalnych klientów. Czyli kilkaset milionów dolarów do ściągnięcia z rynku. Jednak odlicz od tego koszty wytworzenia oprogramowania dla Linuksa (i przystosowanie go do kilku najpopularniejszych dystrybucji z uwzględnieniem faktu, że lista najpopularniejszych co kilka lat się zmienia), koszty utworzenia wielu nowych stanowisk pracy dla linuksowych programistów, którzy właściwie nie przydaliby się do niczego innego, jak tylko do robienia co 2-3 lata nowej wersji pakietu, koszty sprzedaży, dystrybucji, marketingu, supportu, wersji językowych itp. itd. Policz też do tego możliwą stratę klientów na kilkaset tysięcy czy kilka milionów kopii Windows (bo niewykluczone, że istnieją przedsiębiorstwa, które generalnie używają systemów innych niż Windows, ale kupują kilka kopii Windy, bo nie ma dla innych systemów tak dobrego pakietu biurowego). Dalej... dolicz do tego koszty użerania się z urzędnikami antymonopolowymi (pamiętaj, że obecnie przyszłość OO jest dość niepewna)... przypuszczam, że MS wchodząc w tej chwili na rynek linuksowy z pakietem biurowym tylko by stracił. A nawet jeśli mógłby na czysto zarobić kilkanaście milionów dolarów rocznie, to dla tak wielkiego koncernu jest to suma niezauważalna.
  18. Bez szans. Nie będą dokonywali inwestycji w coś, co na pewno nie wypali. Taka wersja byłaby przecież skierowana tylko dla użytkowników domowych. Firmy, które chcą używać MS Office, już teraz go używają. A ilu jest domowych użytkowników Linuksa i ilu z nich byłoby skłonnych kupić Office'a?
  19. Na początku, pamiętaj. Gdyby ogłosili, że robią system od razu dla desktopów, to nie znaleźliby żadnych partnerów - zbyt trudny rynek i zbyt mocny MS. Dlatego spróbują najpierw na netbookach (chociaż też będzie ciężko - dotychczas Linux też się na nich nie przebił), a jak odnisą sukces, to partnerzy OEM mogą zaryzykować i spróbować wprowadzić też Chrome OS na desktopy.
  20. Bardzo dziwne. Tym bardziej, że w przypadku luk tej klasy i do wtorku nie trzeba czekać. Mniej poważne dziury łatali poza Patch Tuesday.
  21. No, działa na zasadzie matrycy w aparatach fotograficznych. Uszkodzenia części włókien (pikseli) dalej zapewnia obraz.
  22. Wpisz sobie w wyszukiwarkę w Kopalni Wiedzy termin: metamateriał.
  23. Wiesz, tak z głupia frant postanowiłem sprawdzić. I wyszło, że chyba nie ja powinienem czytać. Czytaj zatem: "Do obrotu dopuszczone są bez konieczności uzyskania pozwolenia produkty lecznicze, sprowadzane z zagranicy, jeżeli: a) ich zastosowanie jest niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia pacjenta, dany produkt leczniczy jest dopuszczony do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany, c) posiada aktualne pozwolenie dopuszczenia do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany, d) nie może być zarejestrowany w Polsce odpowiednik z tą samą substancją czynną. Podstawą sprowadzenia produktu leczniczego jest: ⇒ zapotrzebowanie szpitala, albo ⇒ zapotrzebowanie lekarza prowadzącego leczenie poza szpitalem, potwierdzone przez konsultanta z danej dziedziny medycyny. Nie dopuszcza się do obrotu bez konieczności uzyskania pozwolenia produktów leczniczych sprowadzanych z zagranicy, w odniesieniu do których: a) Minister Zdrowia wydał decyzję o odmowie wydania pozwolenia, odmowie przedłużenia okresu ważności pozwolenia; Zawierających tę samą lub te same substancje czynne, tę samą dawkę i postać, co produkty lecznicze, które otrzymały pozwolenie." Ponadto: "Sprowadzeniem leku zajmuje się apteka i to ona określa czas oczekiwania. Minister Zdrowia wydaje jedynie zezwolenie na sprowadzenie danego leku z zagranicy w ramach importu docelowego i nie ma wpływu na szybkość jego sprowadzenia. " Czyli, jak jasno widzisz, nie możesz sobie swobodnie sprowadzić leków z zagranicy. Potrzebujesz zezwoleń, pozwoleń, papierków, konsultacji, dobrej woli itp. itd.
  24. Podobnie jak w Europie. Dlaczego więc generyki trafiają do Europy, a do USA nie? Jedyne wyjaśnienie: rząd blokuje. Jeśli masz na myśli "zrzucanie się" w formie finansowania badań przez państwo, to i tak są w lepszej sytuacji niż Europejczycy, którzy płacą na badania, na leki i na dopłaty do leków. Rządowe regulacje w przypadku generyków na które patenty wygasły to blokady celne i prawne - nie patenty. Jeśli przyczyną różnicy pomiędzy USA i Europą byłoby działanie rynku, to różnica ta błyskawicznie by zanikła. Po prostu w USA masowo pojawiłyby się firmy, które zarabiałyby na ściąganiu leków z Europy i sprzedaży ich na tamtejszym rynku. Skoro się nie pojawiają, to mamy do czynienia z jedną z następujących sytuacji: 1. leków nie można transportować lub też tracą one podczas transportu znacznie na wartości, 2. koszy transportu są tak wysokie, że całość jest nieopłacalna, 3. przeszkadzają czynniki pozarynkowe, czyli rząd. Punkty 1 i 2 są nieprawdziwe. Wnioski wyciągniesz sam. Skąd ta pewność? W artykule nie masz żadnych wskazówek. Równie dobrze ja mógłbym stwierdzić, że z pewnością liczono tylko to, co klient płaci bezpośrednio, a więc w rzeczywistości leki są droższe. No to teraz policzmy, ile te leki mogą kosztować w USA i w Europie (może zrozumiesz, o co chodzi z tym państwowym przymusem. Wyobraźmy sobie, że opakowanie każdego z tych leków kosztuje 1000 USD. Amerykanin idąc do apteki płaci za to opakowanie 1000 USD. A ile płaci Europejczyk? Ano w aptece zapłaci np. 200 USD. Problem jednak w tym, że aby on mógł zapłacić 200 USD to inni Europejczycy musieli dodać do tego jeszcze 1000 USD. Bo firma farmaceutyczna wycenia ten lek na 1000 USD i tyle za niego otrzymuje. Jednak Europejczycy nie dają tej kasy bezpośrednio firmie, a urzędnikom, których usługi też kosztują (wynagrodzenia, tworzenie miejsc pracy, tworzenie odpowiednich przepisów, koszty obsługi samego przekazywania pieniędzy, koszty afer korupcyjnych, pomyłek księgowych itp. itd.). Przecież dobrze sobie zdajesz sprawę z tego, że cała obsługa związana z czymkolwiek (a więc też i z rynkiem leków) kosztuje. Pieniądze te muszą zostać wydane. Zanim więc lek trafi do pacjenta należy wydać sporo pieniędzy na to "trafianie". W sumie więc Europejczycy płacą 1000 USD za lek + 200 USD za obsługę związaną z tym, by lek był "tani". Więc ten "tani" lek kosztuje 1200 USD. A to więcej niż 1000 USD, prawda? I rządy nie stosują żadnych innych ograniczeń tak? Żadnych ceł, zezwoleń, licencji, nic? Wystarczy, że firma A udowodni np. na Islandii, że lek działa i jest bezpieczny, a wówczas będzie mogła go bez najmniejszych problemów sprzedawać w Polsce? Serio? Mogę sobie sprowadzić dowolny lek zarejestrowany w dowolnym kraju na świecie? Jak dobrze być Polakiem. Nie wszystkim Europejczykom jest jednak tak dobrze: "Colette Mills has been condemned to death by the NHS. We should pay attention to her story now, because one day it could very well be our own. Mrs Mills, a former nurse who has breast cancer, was told back in September that her local hospital trust would not pay for Avastin, a drug which would double the time her disease was kept under control. Colette, 58, and her husband Eric, said they would buy the Avastin out of their savings. Imagine their shock when they learned that, if they purchased the drug, the mother-of-two would have to pay for all her future NHS care - to the tune of £15,000 a month. Health Secretary Alan Johnson has ruled that patients can no longer combine private and NHS care as this creates a "two-tier" system." Widzisz, do czego prowadzi przymusowa służba zdrowia? Do sytuacji, ze mimo płaconych składek nie pozwolą Ci kupić leku, a jednocześnie uniemożliwią jego kupno na własną rękę. W prasie znajdziesz wiele podobnych historii, gdy przymusowy klient przymusowej służby zdrowia nie mógł kupić lepszych leków, bądź musiał o to prawo walczyć sądownie. Tak sobie sprawdziłem Avastin o którym wspomniałeś. Pewnie źle szukałem, ale gdy wpisałem "buy Avastin" od razu znalazłem witryny z USA i Kanady, gdzie mogę go kupić. Natomiast jakoś nie znalazłem witryny w Wielkiej Brytanii. Gomułka raczej wspierał proponowany przez Ciebie model służby zdrowia. no, ale mogę się mylić
×
×
  • Dodaj nową pozycję...