Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36960
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na wyspie Kotielnyj w rosyjskiej Arktyce znaleziono dowody, że 10 tys. lat temu, a może i wcześniej, ludzie odpreparowywali fragmenty ciosów mamutów, by uzyskać narzędzia do cięcia i zabijania. Naukowcy wykopali szkielet mamuta z topniejącej wiecznej zmarzliny. Na fragmentach ciosów wykryliśmy ślady obróbki [...] - opowiada Innokientij Pawłow, ekspert od mamutów z Akademii Nauk Jakucji, który znalazł szczątki. Okrawki ciosów miały ostre krawędzie, przydatne do cięcia, a także zadawania śmiertelnych ran (np. po wykorzystaniu w grotach strzał). Stan szczątków ciosów jasno wskazuje, że ludzie cięli je, by wyprodukować narzędzia i broń. Paleontolodzy nie są pewni, czy mamut został zabity podczas polowania, ale na żebrze widać ślad, który mógłby sugerować, że tak właśnie było. Szczątki mamuta, które ważą 23,6 kg, zostały zabrane na badania do Jakucka. Przeprowadzimy datowanie radiowęglowe, ale już teraz możemy powiedzieć, że wiek ciosów to co najmniej 10 tys. lat - mówi Pawłow. Ekspedycję zorganizowano dzięki wsparciu Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego i Ministerstwa Obrony. W plejstocenie wyspa Kotielnyj była połączona ze stałym lądem. Dziś jest znana jako nekropolia mamutów. Od 2013 r. znajduje się tu baza lotnicza Temp (Темп). « powrót do artykułu
  2. Opracowany w USA nowy ubieralny "e-tatuaż" jest tak elastyczny i lekki, że można go nosić nad sercem przez długi czas, w ogóle tego nie czując. Urządzenie monitoruje akcję serca na 2 sposoby, dzięki czemu lekarze zdobywają wiele cennych informacji nt. stanu zdrowia pacjenta. Nanshu Lu z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin od dawna pracuje nad technologią elektronicznego tatuażu, a więc nad bazującymi na grafenie ubieralnymi urządzeniami, które umieszcza się na skórze, by mierzyć różne reakcje organizmu (od sygnałów elektrycznych po biomechaniczne). Najnowsze osiągnięcia zespołu opisano na łamach Advanced Science. Urządzenie Amerykanów wykonuje jednocześnie elektrokardiografię (EKG) i sejsmokardiografię (SKG). EKG polega na rejestracji czynności elektrycznej mięśnia sercowego z powierzchni klatki piersiowej. SKG to z kolei rejestracja na klatce piersiowej wibracji wytwarzanych przez serce. Zasilany ze smartfona e-tatuaż jest pierwszym ultracienkim rozciągliwym urządzeniem rejestrującym zarówno EKG, jak i SKG. Zbierając synchronicznie dane z obu tych źródeł, uzyskujemy o wiele lepszy wgląd w stan zdrowia czyjegoś serca - podkreśla Lu i dodaje, że można powiedzieć, że sejsmokardiografia spełnia funkcję kontroli jakości i wskazuje na trafność zapisu EKG. O ile miękkie e-tatuaże do EKG były już szeroko opisywane, o tyle czujniki do SKG nadal bazowały albo na sztywnych akcelerometrach (przyspieszeniomierzach), albo na nierozciągliwych membranach piezoelektrycznych. By rozwiązać ten problem, zespół Lu wykonał e-tatuaż z piezoelektrycznego polimeru - poli(fluorku winylidenu) - który tworzy "meandrującą" sieć o grubości 28 mikrometrów. Zintegrowanie w pojedynczej platformie czujnika SKG i dwóch złotych elektrod pozwala uzyskać miękki tatuaż, wykrywający sygnały elektro-mechano-akustyczne. By zmapować wibracje klatki piersiowej (zarejestrować i przeanalizować pola przemieszczeń i odkształceń) i w ten sposób wyznaczyć miejsce, w którym najlepiej umieścić e-tatuaż, naukowcy wykorzystali technikę cyfrowej korelacji obrazu 3D. Obecnie ekipa Lu pracuje nad ulepszeniem zbierania i przechowywania danych, a także nad metodami bezprzewodowego zasilania tatuażu przez dłuższy czas. Stworzona ostatnio aplikacja na smartfony nie tylko bezpiecznie przechowuje dane, ale i pokazuje na ekranie bicie serca w czasie rzeczywistym. « powrót do artykułu
  3. Liczące sobie tysiąclecia tropikalne gleby, które zostały odsłonięte w wyniku wycinki lasu i przeznaczenia terenów na działalność rolniczą mogą być nierozpoznanym dotychczas źródłem dwutlenku węgla. Naukowcy z Florida State University (FSU) prowadzili badania w 19 miejscach we wschodnich regionach Demokratycznej Republiki Kongo i odkryli, że takie pozbawione lasu obszary emitują CO2, który jest znacznie starszy i łatwiej biodegradowalny niż gaz emitowany z gęsto zalesionych obszarów. Ten starszy dwutlenek węgla jest wymywany przez deszcze z głębszych warstw gleby i trafia do wody. Jest chemicznie niestabilny i z czasem zostaje przetworzony przez mikroorgamizmy znajdujące się w wodzie, które uwalniają go do atmosfery. To proces podobny do tego, co wydarzyło się w Basenie Mississippi przed 100 laty i w ostatnich dziesięcioleciach w Amazonii. W Kongo zachodzi obecnie proces zamiany dziewiczych lasów w pola uprawne. Chcemy dowiedzieć się, co to oznacza dla cyklu obiegu węgla, mówi autor badań, profesor Rob Spencer z FSU. Sam wpływ wylesiania na obieg węgla jest dobrze poznany, jednak badania przeprowadzone przez Spencera sugerują, że mamy tutaj do czynienia z nieznanym mechanizmem przedostawania się węgla do rzek. Obecnie trudno jest oszacować wielkość tej emisji, dlatego jest takie ważne, by umieć ją umiejscowić wśród innych źródeł antropogenicznego CO2. Można przypuszczać, że wraz z postępującym wylesianiem i zamianą tych terenów na rolnicze, emisja będzie rosła, stwierdza doktorant Travis Drake. Zespół z FSU przeprowadził bardzo szczegółowe specjalistyczne analizy gleb i CO2, wykorzystując w tym celu najnowocześniejsze techniki spektrometrii mas. Naukowcy odkryli, że ze starszych gleb uwalnia się gaz o większej energii, który ponadto jest bardziej chemicznie zróżnicowany niż gaz uwalniany z terenów zalesionych. Ogólnie rzecz biorąc z terenów zalesionych uwalnia się więcej CO2 niż z obszarów, na których las wycięto. Jednak gaz pochodzący z obszarów pozbawionych lasu jest bardziej biolabilny, co oznacza, że jest łatwiej przyswajalny przez mikroorganizmy. Uczeni uważają, że to właśnie ta biolabilność częściowo wyjaśnia, dlaczego na obszarach z których wycięto las obserwuje się wyższe stężenie CO2. Większa biolabilność to zła informacja. Nie dość, że mówimy tutaj o obszarach, które już zostały zdegradowane poprzez wycinkę lasu, to jeszcze dochodzi tam do szybszej utraty składników odżywczych z gleby, utraty żyzności gleb, a co za tym idzie utraty składników odżywczych, które zasilają strumienie i rzeki. Oznacza to również, że węgiel, który przez tysiące lat był bezpieczne składowany w glebie zostaje teraz uwolniony i wchodzi we współczesny cykl obiegu węgla. Jeśli węgiel ten zostanie przetworzony na dwutlenek węgla i trafi do atmosfery, dodatkowo przyczyni się do efektu cieplarnianego. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem zapobiegającym niekorzystnym zjawiskom byłoby zaprzestanie wycinki lasów. Jednak patrząc na całość realistycznie, naukowcy zwracają uwagę, że można wykorzystywać takie techniki uprawy roli, by ograniczyć utratę składników odżywczych. Gdy już dojdzie do zamiany terenu z leśnego na rolniczy można wykorzystać takie techniki jak stosowanie tarasów czy stref buforowych, które pozwolą na zmniejszenie wycieków węgla, wyjaśnia Drake. « powrót do artykułu
  4. Grecki projektant George Bosnas zaprezentował wytłoczki na jajka Biopack, które produkuje się oczyszczonej pulpy papierowej, mąki, skrobi i nasion. Po zjedzeniu jajek pojemnika się nie wyrzuca, ale wsadza do ziemi i czeka na wykiełkowanie roślin. Bosnas twierdzi, że inspiracją dla Biopacka były problemy związane z recyklingiem. Grek wyjaśnia, że choć kierując się dobrymi chęciami, społeczności na całym świecie próbują zbierać i przetwarzać materiały, które nadają się do ponownego wykorzystania, proces ten jest dość skomplikowany, drogi i często nie tak ekologiczny, jak można by się spodziewać. Stąd pomysł na jednorazowy produkt, który naturalnie przekształca się w coś korzystnego dla środowiska. Po zużyciu 4 jaj zwilżony Biopack umieszcza się w ziemi i lekko podlewa. Po średnio 30 dniach można się cieszyć pełnowymiarowymi roślinami strączkowymi. Dodatkowo składniki opakowania, a później same rośliny jako kompost, użyźniają glebę. « powrót do artykułu
  5. W Polsce są trzydzieści trzy przysiółki lub części wsi, które nazywają się tak samo, jak stolica Polski – Warszawa. O tym, że nazwy geograficzne bywają zaskakujące i wcale nie są takie oczywiste, jak by się wydawało – opowiada w rozmowie z PAP językoznawca dr Wojciech Włoskowicz. Wiadomo, że miejscowości, jeziora, rzeki, góry i pagórki noszą ściśle określone nazwy. Ale jeszcze 100 lat temu nie było to wcale tak oczywiste. Pełna urzędowa standaryzacja nazw miejscowości nastąpiła w XIX wieku, a innych obiektów – na przykład pagórków czy potoków – dopiero po II wojnie światowej – opowiada w rozmowie z PAP dr Wojciech Włoskowicz z Instytutu Języka Polskiego PAN, prezes Polskiego Towarzystwa Onomastycznego. Dodatkową trudnością tuż po zakończeniu wojny było uporządkowanie nazw geograficznych na obszarze zachodniej Polski, czyli tzw. ziemiach odzyskanych, które do 1945 r. leżały w granicach Niemiec. W pierwszych latach po wojnie nazwy na ziemiach odzyskanych nadawało niezależnie od siebie kilka instytucji – m.in. władze kolejowe czy centralne urzędy w Warszawie. Powodowało to chaos – na przykład inną nazwę miała stacja kolejowa, inną wieś, w której ta była położona, a jeszcze inną nazwę spontanicznie nadała ludność tam przesiedlona – wskazuje językoznawca. Zmiana nazw niemieckich na polskie następowała na różne sposoby. Czasem nazwy po prostu (mniej lub bardziej trafnie) tłumaczono. W innych wypadkach silny wpływ na nowe nazwy miały osoby przesiedlone na te obszary – powielały po prostu nazwy używane w rejonie, z którego pochodziły. Przenoszenie nazw przez migrującą ludność jest mechanizmem spotykanym od wieków. Między innymi w Małopolsce i Wielkopolsce śladem takiego procesu są dopasowane do polszczyzny nazwy o niemieckiej etymologii, które przynieśli ze sobą niemieccy osadnicy lub zasadźcy przybyli w XIII i XIV wieku w ramach akcji tworzenia nowych wsi – wskazuje Włoskowicz. Językoznawca przypomina, że wiele obiektów w Polsce nazywa się tak samo. Samych Warszaw jest aż 34 – z czego część to przysiółki lub części wsi, przy czym nie wszystkie te „Warszawy” to nazwy oficjalne, czyli zatwierdzone urzędowo. Starych Wsi jest z kolei prawie... 600! Do popularnych nazw geograficznych należy też Wola. Jej źródła należy szukać w okresie średniowiecza, kiedy kształtowała się sieć osadnicza – dodaje dr Włoskowicz. Wole i Wólki to nic innego jak później powstałe miejscowości w sąsiedztwie starszych osad. Po założeniu bywały one zwolnione przez pewien okres z różnych powinności na rzecz właściciela – była to tzw. wolnizna – wyjaśnia naukowiec. I dodaje, że stąd pochodzą dzisiejsze określenia „Wola” lub „Wólka”, którymi określa się wsie czy dzielnice, np. warszawską Wolę. To samo znaczenie co „Wola” ma też występująca na Śląsku „Ligota”. Językoznawca zwraca uwagę, że zdarzają się zmiany nazw miejscowości, części wsi lub innych nazw geograficznych. Niezbędne jest jednak zgłoszenie takiej inicjatywy do Komisji Nazw Miejscowości i Obiektów Fizjograficznych. To ciało doradcze, które opiniuje wnioski, które z kolei rozpatruje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Takiego zgłoszenia może dokonać gmina, choć często jego inicjatorami bywają działający oddolnie miejscowi mieszkańcy – wskazuje językoznawca. W Państwowym Rejestrze Nazw Geograficznych odnotowywane są również nieoficjalne nazwy, stosowane przez miejscową ludność. Bywa, że w końcu są one zatwierdzane i uznawane za urzędowe – mówi Włoskowicz. Powodów do zmian nazw może być sporo. Bywa, że z czasem zmienia się znaczenie słów i nazwy są współcześnie kojarzone z przedmiotami, z którymi w istocie nie mają nic wspólnego. Biały Kał, Burdele, Cipki – to tylko wybrane nazwy wsi i przysiółków, których nazwy mogą dziś wzbudzać kontrowersje. W przypadku Białego Kału (woj. wielkopolskie) pod sam koniec XX w. nazwę udało się zmienić na... Białykał. Gdy powstawała nazwa wsi, słowo „kał” oznaczało nie ekskrementy, ale po prostu błoto, jakiego na bagnach otaczających miejscowość, także zwanych Biały Kał, było pewnie sporo. Dopiero z czasem nazwa ta nabrała negatywnych skojarzeń – opowiada Włoskowicz. Niektóre miejsca, które do tej pory nie miały nazwy – na skutek oddolnej inicjatywy – nazwę otrzymują. Tak jest na przykład w wypadku placu–niecki przy wejściu do stacji metra Centrum w Warszawie. Od kilku lat określa się ją mianem „Patelni”, zapewne dlatego, że swym kształtem przypomina właśnie takie naczynie – sugeruje naukowiec. Mimo że nie jest to oficjalnie nazwa miejsca, napis „Patelnia” pojawia się już w bardzo popularnych mapach Google. Niewykluczone, że kiedyś w przyszłości władze miasta zdecydują się na oficjalne nadanie takiej nazwy. Ponieważ formalnie nie jest to ani ulica, ani plac, obiekt mógłby zostać zakwalifikowany jako skwer. Byłby to wówczas „skwer Patelnia”. Na urzędowe nadanie nazwy „Mordor” szanse są w Warszawie zapewne dużo mniejsze – dodaje Włoskowicz. « powrót do artykułu
  6. Fascynująca biografia człowieka, którego pasja przerodziła się w obsesję. Na początku XIX wieku John James Audubon wyruszył na niezwykłą ornitologiczną wyprawę. Mając tylko przyrządy malarskie, asystenta, pistolet i wielkie marzenie, postanowił poznać i namalować wszystkie ptaki Ameryki. Nic nie mogło mu stanąć na drodze – ani potworne sztormy, ani dzikie bestie i niebezpieczni ludzie, nawet własna rodzina. Owocem tej szalonej eskapady był album, który został uznany za jedno z arcydzieł historii naturalnej oraz sztuki. Znalazło się w nim 435 akwareli przedstawiających ptaki Północnej Ameryki. Do dziś zachowało się w dobrym stanie jedynie kilka egzemplarzy tej olbrzymiej księgi – wymiary 99 na 65 cm – a jeden z nich osiągnął na aukcji w 2010 roku cenę 11,5 miliona dolarów, co do dziś jest najwyższą kwotą jaką zapłacono za drukowaną książkę.  Audubon. Na skrzydłach świata, powieść graficzna Fabiena Grolleau i Jérémie Royera, oparta na zapiskach samego Audubona, nie tylko oddaje ducha niezbadanej i dzikiej Ameryki, lecz także pokazuje drogę owładniętego pasją człowieka, który stał się jednym z największych badaczy natury w historii. Jego dzieło przetrwało, ale on zapłacił wysoką cenę za jego powstanie.
  7. Naukowcy z Nowojorskiego Instytutu Technologii (NYIT) odkryli w gąbkach kuchennych bakteriofagi, czyli wirusy atakujące bakterie. W dobie narastającej lekooporności fagi mogą nas wspomóc w walce z patogenami. Studenci z NYIT izolowali bakterie z własnych gąbek kuchennych. Później wykorzystali je w roli przynęty, by sprawdzić, jakie fagi mogą je atakować. Dwóm osobom udało się odkryć fagi infekujące bakterie. Nasze badanie ilustruje wartość poszukiwania wszelkich środowisk mikrobiologicznych, w których mogą występować potencjalnie użyteczne bakteriofagi - podkreśla Brianna Weiss. Amerykanie postanowili zamienić wykryte fagi i sprawdzić, czy mogą one infekować bakterie wyizolowane przez drugiego studenta. Okazało się, że tak. Zaczęliśmy się więc zastanawiać, czy mimo pochodzenia z 2 różnych gąbek nie były to przypadkowo te same szczepy bakterii. By to rozstrzygnąć, zespół porównał DNA obu szczepów. Okazało się, że reprezentują one rodzinę Enterobacteriaceae. Warto odnotować, że do rodziny Enterobacteriaceae należy większość bakterii Gram-ujemnych wykrywanych w tlenowych hodowlach stolca. Bywa jednak, że jako drobnoustroje oportunistyczne jej przedstawiciele powodują zakażenia szpitalne. Choć szczepy były blisko spokrewnione, testy biochemiczne wskazały na różnice chemiczne między nimi. Te różnice są istotne dla ustalenia zakresu bakterii zakażanych przez faga [...]. Kontynuując badania, mamy nadzieję wyizolować i opisać więcej fagów z różnych ekosystemów mikrobiologicznych; może niektóre z nich uda się wykorzystać do leczenia lekoopornych infekcji bakteryjnych - podsumowuje Weiss. « powrót do artykułu
  8. Pod największym kraterem uderzeniowym w Układzie Słonecznym, księżycowym basenem Biegun Południowy-Aitken, odkryto tajemniczą masę. Zdaniem naukowców z Baylor University może tam się znajdować metal z asteroidy, która uderzyła w Księżyc i utworzyła wspomniany basen. Wyobraźmy sobie złoże metalu pięciokrotnie większe niż Hawai'i [największa wyspa Hawajów – red.]. To mniej więcej masa, jaką odkryliśmy, mówi profesor Peter B. James. Sam krater ma kształt owalu, w najszerszym miejscu liczy sobie 2000 kilometrów i jest głęboki na kilkanaście kilometrów. Nie widać go z Ziemi, gdy znajduje się po drugiej stronie Srebrnego Globu. Gdy połączyliśmy dane dotyczące księżycowej topografii z danymi z satelity Lunar Reconnaissance Orbiter, odkryliśmy, że setki kilometrów pod basenem Biegun Południowy-Aitken znaujduje się niespodziewanie wielka masa. Jedno z możliwych wyjaśnień brzmi, że jest to metal z aasteroidy, która uderzyła w Księżyc, wyjaśnia James. Niezależnie od tego, co to za materiał i skąd pochodzi, jest to tak dużo, że powoduje obniżenie powierzchni Księżyca o niemal kilometr. Symulacje komputerowe wykazały, że możliwe jest uwięzienie w ten sposób materiału z asteroidy. Inna rozważana możliwość to koncentracja gęstych tlenków związana z ostatnią fazą krystalizacji księżycowego oceanu magmy. Basen Biegun Południowy-Aitken liczy sobie około 4 miliardów lat. Niewykluczone, że w przeszłości w Układzie Słonecznym istniały jeszcze większe kratery uderzeniowe, jednak obecnie  nie ma po nich żadnych śladów. « powrót do artykułu
  9. Im więcej pieniędzy jest w zgubionym portfelu, z tym większym prawdopodobieństwem znalazca odda go właścicielowi – takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetów w Zurichu, Michigan i Utah. Klasyczne modele ekonomiczne przewidują, że przeciętny znalazca portfela zachowa go dla siebie, a im większa kwota pieniędzy, a więc im większa nagroda za nieoddanie portfela, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zguba zostanie zwrócona. Jednak najnowsze badania przeczą temu założeniu. Zostały one przeprowadzone w 355 miastach w 40 krajach. Badacze, którzy chcieli sprawdzić, co powoduje, że ludzie zwracają znaleziony portfel, pozostawili ponad 17 000 portfeli w takich miejscach jak recepcje banków, hoteli, muzeów, urządów pocztowych itp. Gdy znajdujemy zgubiony portfel mamy do rozstrzygnięcia pewien dylemat. Z jednej strony kusi nas perspektywa zatrzymania pieniędzy, z drugiej włącza się altruistyczne myślenie o sytuacji człowieka, który portfel zgubił, z trzeciej zaś musimy rozważyć coś, co specjaliści nazywają "psychologicznym kosztem nieuczciwego zachowania się". Ten ostatni czynnik ma związek z faktem, że zatrzymanie zgubionego portfela jest zwykle postrzegane jako kradzież i znalazca, musi sobie z tym faktem poradzić i włączyć go do swojego własnego obrazu. Naukowcom udało się wykazać, że troska o swój własny obraz powoduje, że ludzie zwracają portfele. Ludzie chcą postrzegać samych siebie jako uczciwych, nie jak złodziei. Zatrzymanie portfela oznacza, że musimy ponieść koszt psychologiczny związany z własnym wizerunkiem, mówi profesor Michel Marechal z Uniwersytetu w Zurichu. Co interesujące, im więce pieniędzy w portfelu, z tym większym prawdopodobieństwem nieoddanie zguby jest postrzegane jako kradzież, zatem zatrzymanie sobie portfela z dużą kwotą wiąże się z większym obciążeniem psychologicznym. Portfele, które wykorzystano podczas eksperymentu, zawierały wizytówkę, listę zakupów, klucz oraz różna suma pieniędzy. Klucz ma wartość jedynie dla właściciela, nie dla znalazcy. Dlatego też, by zbadać wpływ czynnika altruizmu, w części portfeli nie było klucza. Okazało się wówczas, że portfele zawierające pieniądze, ale niezawierające klucza, były rzadziej zwracane, niż portfele zawierające  klucz i taką samą ilość pieniędzy. Na tej podstawie naukowcy stwierdzili, że altruizm jest drugim, chociaż mniej ważnym, czynnikiem, dla którego portfele są zwracane. Pierwszy jest wspomniana już chęć zachowania dobrego mniemania o sobie. Profesor Adam Cohn z University of Michigan, wyjaśniając różnice, pomiędzy przypuszczeniami teorii ekonomicznych, a rzeczywistością stwierdził: "fałszywie zakładaliśmy, że ludzie są samolubni. Jednak w rzeczywistości własny obraz siebie jako osoby uczciwej jest dla ludzi ważniejszy niż krótkoterminowa korzyść ze znalezionych pieniędzy". Badania wykazały również, że Polacy są jednymi z najuczciwszych narodów na świecie, a ponadto – w przeciwieństwie do niemal wszystkich innych badanych społeczeństw – niemal równie często zwracają portfel zawierający pieniądze, jak portfel bez pieniędzy. W pierwszym kwartylu najbardziej uczciwych społeczeństw znaleźli się, w takiej właśnie kolejności, Szwajcarzy, Norwegowie, Holendrzy, Duńczycy, Szwedzi, Polacy, Czesi, Nowozelandczycy, Niemcy i Francuzi. W drugim kwartylu uplasowali się Serbowie, Australijczycy, Chorwaci, Hiszpanie, Rosjanie, Rumuni, Kanadyjczycy, Argentyńczycy, Izraelczycy, Portugalczycy. Trzeci kwartyl to Amerykanie, Brytyjczycy, Grecy, Włosi, Chilijczycy, Brazylijczycy, mieszkańcy RPA, Tajowie, Meksykanie i mieszkańcy Indii. Najgorzej wypadli mieszkańcy Turcji, Ghany, Indonezji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Malezji, Kenii, Kazachstanu, Peru, Maroko i Chin. W każdym z badanych państw umieszczono w „zgubionych portfelach” kwotę  odpowiednią do siły nabywczej lokalnej pensji. W Polsce w eksperymencie z pieniędzmi było to 25 złotych, w eksperymencie z dużą kwotą pieniędzy było to 175 pln. W Polsce eksperyment prowadzono w Białymstoku, Bydgoszczy, Bytomiu, Częstochowie, Gdańsku, Gdyni, Gliwicach, Katowicach, Kielcach, Krakowie, Łodzi, Lublinie, Opolu, Poznaniu, Radomiu, Sosnowcu, Szczecinie, Toruniu, Warszawie i Wrocławiu. W miastach tych „zgubiono” w sumie 800 portfeli. Więcej (odpowiednio 802, 1132 i 1000) „zgubiono” jedynie we Francji, Wielkiej Brytanii i USA. Polski eksperyment był więc zakrojony na bardzo szeroką skalę. « powrót do artykułu
  10. Wyniki badań zespołu dr Montserrat Boady z Dexeus Women's Health w Barcelonie sugerują, że w przestrzeń kosmiczną mogłyby być wysyłane całkowicie żeńskie załogi. Na wyposażeniu musiałyby się tylko znajdować pojemniki z zamrożonymi plemnikami. Dzięki temu dałoby się zaludniać pozaziemskie kolonie. Hiszpanka wspomina też o bankach spermy zlokalizowanych poza Niebieską Planetą. Rezultaty badań zaprezentowano na konferencji Europejskiego Towarzystwa Ludzkiej Reprodukcji w Wiedniu. Niektóre badania sugerowały znaczący spadek ruchliwości próbek świeżych ludzkich plemników. Nic jednak nie wspominano o możliwych oddziaływaniach różnic [warunków] grawitacyjnych na zamrożone ludzkie gamety, a przecież to w takim stanie można by je transportować z Ziemi w przestrzeń kosmiczną. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć się zastanawiać nad możliwością rozmnażania poza naszą planetą - dodaje Boada. Podczas eksperymentów Hiszpanie posłużyli się ejakulatem 10 zdrowych dawców. Niektóre próbki wystawiano na oddziaływanie mikrograwitacji w samolotach do akrobacji powietrznych. Loty paraboliczne z wykorzystaniem samolotu Mudry CAP 10 przeprowadzono w Aeroclub Barcelona-Sabadell of Spain. CAP 10 wykonywał serię 20 manewrów parabolicznych; na każdą parabolę przypadało ok. 8 s mikrograwitacji. Później próbki zbadano pod kątem stężenia plemników, ruchliwości, morfologii i fragmentacji DNA. Nie stwierdzono znaczących różnic między próbkami kontrolnymi i próbkami wystawianymi na działanie mikrograwitacji. Odnotowano 100% zgodność pod względem wskaźnika fragmentacji i żywotności oraz 90% zgodność pod względem stężenia i ruchliwości. Te niewielkie rozbieżności są zapewne związane z heterogenicznością próbek, a nie z ekspozycją na różne warunki grawitacyjne. Brak różnic w cechach zamrożonych plemników [...] pozwala myśleć o bezpiecznym transporcie męskich gamet w kosmos i o możliwości utworzenia ludzkich banków spermy poza Ziemią. Naukowcy dodają, że to na razie wstępne badania; należałoby je więc powtórzyć z większą liczbą próbek i dłuższym czasem ekspozycji. Najlepszą opcją byłoby przeprowadzenie eksperymentu z wykorzystaniem prawdziwego statku, ale coś takiego bardzo trudno zrealizować. « powrót do artykułu
  11. Kannabidiol (CBD), pozbawiony psychoaktywnego działania składnik konopi, wykazuje aktywność w stosunku do bakterii Gram-dodatnich. Oddziałuje także na patogeny odpowiedzialne za poważne zakażenia, np. gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus) czy dwoinkę zapalenia płuc (Streptococcus pneumoniae). Skuteczność działania kannabidiolu można porównać do wankomycyny i daptomycyny. W zeszłym roku amerykańska FDA (Food and Drug Administration) zatwierdziła pierwszy w USA lek na bazie marihuany. Wytwarzany z kannabidiolu (CBD) Epidiolex podawany jest w formie oleju i w testach klinicznych o około 40% zmniejszał napady u pacjentów cierpiących na zespół Dravet i zespół Lennoxa-Gastauta. CBD jest badany również pod kątem innych schorzeń/objawów, w tym lęku czy stanu zapalnego. Danych sugerujących, że kannabidiol działa bakteriobójczo, nie ma zbyt wiele, ale dotąd potencjałem CBD jako antybiotyku nie zajmowano się zbyt skrupulatnie. Naukowcy z Botanix Pharmaceuticals i dr Mark Blaskovich z Uniwersytetu Queensland odkryli, że CBD skutecznie zabija całą gamę bakterii Gram-dodatnich, w tym bakterie, które stały się oporne na inne antybiotyki. Co ważne, CBD zachowuje skuteczność nawet po wydłużonym podawaniu. Biorąc pod uwagę udokumentowane działanie przeciwzapalne, dane nt. bezpieczeństwa u ludzi, a także potencjał w zakresie wielorakich metod dostarczania, CBD jest wartym dalszego badania obiecującym nowym antybiotykiem. Szczególnie atrakcyjne wydaje się połączenie aktywności antydrobnoustrojowej z możliwościami ograniczania uszkodzeń powodowanych przez reakcję zapalną na zakażenie - wyjaśnia dr Blaskovich. Jak podkreślają Australijczycy, podczas testów kannabidiol zachowywał aktywność przeciwko bakteriom, które stały się silnie oporne na inne antybiotyki. W warunkach wydłużonej ekspozycji, która prowadzi do oporności na wankomycynę czy daptomycynę, CBD nadal pozostawał skuteczny. Stwierdzono także, że kannabidiol skutecznie zaburza biofilmy, które wiążą się z trudnymi do leczenia infekcjami. « powrót do artykułu
  12. Łazik Curiosity odkrył na Marsie niezwykle dużo metanu, aż 21 ppb (części na miliard). Takie wyniki dały badania za pomocą laserowego spektrometru. To niezwykle ekscytujące odkrycie, gdyż na Ziemi źródłem metanu są mikroorganizmy, jednak warto pamiętać, że gaz ten może również pochodzić z interakcji pomiędzy wodą a skałami. Metan wykrywano już na Marsie wcześniej, wiemy, że jego ilość dość znacznie się waha, jednak dotychczas maksymalny wykrywany poziom wynosił około 12 ppb. Curiosity nie posiada, niestety, instrumentów, które pozwoliłyby jednoznacznie określić źródło metanu, ani stwierdzić, czy pochodzi on z Krateru Gale, w którym znajduje się łazik, czy też z innego miejsca planety. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy metan ten jest pochodzenia biologicznego, czy geologicznego, ani nawet, czy jest bardzo stary czy też pochodzi ze współczesnych czasów, powiedział Paul Mahaffy, główny naukowiec odpowiedzialny za instrument SAM (Sample Analysis at Mars). Naukowcy pracujący przy Curiosity potrzebują czasu, by móc powiedzieć coś więcej o niedawno odkrytym metanie. Muszą też połączyć swoje dane z danymi z Trace Gas Orbiter. To europejski satelita, który od ponad roku krąży po orbicie Marsa i dotychczas nie odkrył śladów metanu. Dopiero połączenie tych danych może pozwolić na określenie źródła metanu w atmosferze Marsa i być może zostanie rozwiązana zagadka na temat tak znaczących różnic pomiędzy obserwacjami dokonywanymi przez Curiosity a Trace Gas Orbiter. « powrót do artykułu
  13. Niektóre z ptasich geoglifów z pustyni Nazca z pewnością przedstawiają gatunki nierodzime. Wg naukowców, wśród 16 wizerunków ptaków znajdują się, na przykład, mieszkający w lasach pustelnik (Phaethornithinae) czy pelikan. Autorzy publikacji z Journal of Archaeological Science: Reports wspominają też o prawdopodobnym przedstawieniu młodocianej papugi. Ona także nie przynależy do pustynnego otoczenia i tak jak pustelnik pochodzi z tropikalnego lasu deszczowego. Masaki Eda, zooarcheolog z Muzeum Uniwersytetu Hokkaido, podkreśla, że na razie nie wiadomo, czemu twórcy rysunków z Nazca zajmowali się nierodzimymi gatunkami ptaków. Eda zainteresował się badaniem geoglifów z perspektywy biologicznej, gdy pracował nad identyfikacją ptasich kości na pobliskim stanowisku archeologicznym. Akademicy uważają, że powód, dla którego w geoglifach zamiast rodzimych przedstawiono egzotyczne ptaki, ma ścisły związek z celem samego procesu żłobienia. W dalszej identyfikacji ptaków z rysunków mają pomóc m.in. przedstawienia ptaków z ceramiki i pozostałości ptaków złożonych w ofierze. Ludzie z kultury Nazca mogli widzieć pelikany, zbierając pokarm na wybrzeżu - dodają specjaliści. Podczas badań zespół Edy analizował cechy anatomiczne każdego z 16 ptasich geoglifów. Kategoryzowano różne cechy, np. kształt dzioba i ogona oraz relatywną długość ogona i stóp, a następnie porównywano je do współczesnych peruwiańskich ptaków. Dotąd rysunki były identyfikowane w oparciu o ogólne wrażenie albo na podstawie nielicznych cech morfologicznych [...]. Dzięki temu udało się z dużą dozą pewności zidentyfikować 3 ptaki. Jeden uznawany wcześniej po prostu za kolibra (geoglif nr PV68A-CF1) został zidentyfikowany jako przedstawiciel podrodziny Phaethornithinae; warto dodać, że pustelniki żyją na wschodnich stokach Andów i na północy w pobliżu równika, ale nie na południowej pustyni. Japończycy dokonali reklasyfikacji pustelnika w oparciu o długi i cienki dziób, trzy palce zwrócone w tym samym kierunku oraz długi ogon z wydłużoną środkową częścią. Kolejnym zaskoczeniem było stwierdzenie, że niezidentyfikowany wcześniej ptak (geoglif nr PV68-GF1) to pelikan, czyli ptak występujący w rejonie wybrzeża. Geoglif PV68A-GF3 to z kolei tzw. ptak guanowy (Guanay); w grupie ptaków nazywanych dziś tak przez Peruwiańczyków najważniejszym źródłem guana jest kormoran peruwiański. Inne ptaki, które wcześniej uznano za kondory bądź flamingi, nie miały zasadniczych cech potwierdzających taką identyfikację. Jednocześnie nie pasowały one do innych współczesnych peruwiańskich ptaków na tyle, by pozwalało to na nową identyfikację taksonomiczną. « powrót do artykułu
  14. Wskutek masowego otrucia w północno-wschodniej Botswanie zginęło 537 krytycznie zagrożonych sępów. Znaleziono też ciała dwóch orłów sawannowych (Aquila rapax). Władze podejrzewają, że kłusownicy, którzy zabili 3 słonie, naszpikowali ich truchła trucizną. Kłusownicy robią tak, bo krążące nad padliną sępy są widoczne z daleka i mogą pomóc w wyśledzeniu ich przestępczej działalności. Ekolodzy uważają, że incydent jest jednym z największych udokumentowanych mordów zagrożonych gatunków. Obszar ponoć odkażono, a próbki zabrano do zbadania do laboratorium. Większość otrutych ptaków to krytycznie zagrożone sępy afrykańskie (Gyps africanus). Doliczono się także 17 otrutych sępów białogłowych (Trigonoceps occipitalis) oraz 28 sępów brunatnych (Necrosyrtes monachus); te gatunki również są krytycznie zagrożone. Do zgonów doszło w sezonie lęgowym, co oznacza, że młode także mogły ucierpieć. Ponieważ sępy późno dojrzewają i wolno się rozmnażają, skala utraty prawie 600 ptaków w zaledwie tydzień jest niepojęta - podkreśla Kerri Wolter, dyrektor wykonawcza i założycielka organizacji VulPro. « powrót do artykułu
  15. Amerykańscy naukowcy wydrukowali w 3D ceramiczne rusztowanie z fosforanu wapnia. Wprowadzili do niego enkapsulowaną kurkuminę, czyli żółto-pomarańczowy barwnik z bulw ostryżu długiego. Eksperymenty pokazały, że taki system hamuje komórki kostniakomięsaka i sprzyja wzrostowi zdrowych komórek kościotwórczych (osteoblastów). Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Waszyngtonu podkreślają, że często przed i po operacji młodym pacjentom podaje się wysokie dawki chemioterapeutyków. Jak można się domyślić, wiąże się to z poważnymi skutkami ubocznymi. Nic więc dziwnego, że specjalistom zależy na opracowaniu delikatniejszych opcji terapeutycznych, zwłaszcza pooperacyjnych, gdy jednocześnie zachodzi gojenie kości. Kurkumina ma właściwości przeciwutleniające, przeciwzapalne i sprzyja wzrostowi kości. Wykazano także, że pomaga w zapobieganiu różnym nowotworom. Chciałabym, by ludzie znali korzystne działania naturalnych związków. Pozyskane z produktów roślinnych naturalne biocząsteczki są tanimi i bezpieczniejszymi alternatywami dla leków syntetycznych - podkreśla Susmita Bose. Zespół dodaje jednak, że przyjmowana doustnie kurkumina nie jest dobrze wchłaniania, bo ulega szybkiemu metabolizowaniu i wydaleniu. Podczas eksperymentów wykorzystano zatem drukowane w 3D porowate rusztowania z CaP oraz kurkuminę enkapsulowaną w liposomach. Akademicy określali jej wpływ na 2 linie komórkowe: ludzkie płodowe osteoblasty hFOB i komórki kostniakomięsaka (linię MG-63). Okazało się, że liposomalna kurkumina wykazywała znaczącą cytotoksyczność w stosunku do komórek kostniakomięsaka i sprzyjała żywotności i namnażaniu osteoblastów. Autorzy artykułu z pisma ACS Applied Materials and Interfaces stwierdzili, że w porównaniu do próbek kontrolnych, po 11 dniach ich system hamował wzrost komórek kostniakomięsaka aż o 96%. Naukowcy podkreślają, że takie bifunkcyjne rusztowania, które eliminują komórki kostniakomięsaka i sprzyjają namnażaniu osteoblastów, stwarzają nowe możliwości w zakresie leczenia defektów kostnych po resekcji guza. « powrót do artykułu
  16. Uniwersytet Technologiczny w Eindhoven postanowił walczyć z dyskryminacją ze względu na płeć poprzez zatrudnianie wyłącznie przedstawicieli jednej płci. Rektor Frank Baaijens uznał, że postęp na rzecz braku dyskryminacji jest zbyt powolny i stwierdził, że należy zmienić politykę rekrutacyjną. Dlatego też ogłosił, że jego uczelnia będzie zatrudniała tylko kobiety. Panowie nadal będą mogli aplikować i dostać pracę, jednak pod warunkiem, że w ciągu sześciu miesięcy od rozpoczęcia przez nich pracy nie pojawi się odpowiednia kandydatka na ich miejsce. Uczelnia ocenia, że w ciągu najbliższych pięciu lat zwolni się 150 miejsc pracy. Władze Uniwersytetu chcą zrobić wszystko, by te 150 stanowisk objęły kobiety. To jednak nie wszystkie ułatwienia dla pań. Uczelnia postanowiła, że każda z nowo zatrudnionych kobiet otrzyma dodatkowo 100 000 euro na założenie własnego laboratorium, rozpoczęcie własnego programu badawczego oraz będzie wspomagana specjalnym programem doradczym. Nowa polityka zatrudniania ma wejść w życie już od lipca. Co interesujące, władze uczelni przyznają, że w ten sposób będą dyskryminowały mężczyzn. Stwierdziły jednak, że skoro przez lata dyskryminowały kobiety, to teraz czas na dyskryminację mężczyzn. Z danych Eurostatu wynika, że średnio w UE 59% naukowców i inzynierów to mężczyźni. Kobiety stanowią większość na Litwie, Łotwie, w Bułgarii, Portugalii i Danii. W Polsce odsetek kobiet w nauce wynosi 48,4%. Najgorzej statystyki wyglądają na Węgrzech i w Luksemburgu (po 25%), w Niemczech (33%) i właśnie w Holandii (39%). Od wielu lat w krajach UE istnieje program przyciągania kobiet na nauki ścisłe i techniczne. Panie uparcie jednak wybierają nauki społeczne, biologiczne czy humanistyczne. Władze holenderskiej uczelni postanowiły najwyraźniej powiedzieć „dość”. « powrót do artykułu
  17. Mieszkańcy norweskiej wyspy Sommarøya, na której od 18 maja do 26 lipca nie zachodzi słońce, chcą, by oficjalnie uznać ją za pierwszą na świecie strefę bezczasową. Wg nich, byłoby to usankcjonowanie prawne wielowiekowych praktyk; ponieważ słońce świeci całą dobę, wiele czynności, np. sprzątanie czy pracę, wykonuje się tu o nietypowych dla innych ludzi porach, np. o 3 nad ranem. Cały czas jest jasno, a my się do tego dostosowujemy. W środku "nocy" [...] można więc zobaczyć dzieci grające w piłkę, ludzi malujących swoje domy lub koszących trawniki czy grupy nastolatków idące popływać - mówi Kjell Ove Hveding. Ludzie z wyspy Sommarøya chcieliby sformalizować tę tradycję. Po zebraniu podpisów pod petycją 13 czerwca Hveding spotkał się z przedstawicielem parlamentu, by przekazać dokumentację oraz przedyskutować kwestie praktyczne i prawne związane z inicjatywą. Wyspiarze chcieliby się uwolnić od tradycyjnych godzin otwarcia np. sklepów i wprowadzić elastyczne godziny nauki i pracy. Jak można się domyślić, w grę wchodzi (także, a może przede wszystkim) reklama wyspy i lokalnych biznesów. Już teraz można mówić o sporym rozgłosie u progu okresu wakacyjnego. Miejscową ciekawostką jest to, że turyści przechodzący ze stałego lądu na Sommarøyę nie zobaczą na moście symbolizujących wieczną miłość kłódek, ale zegarki. Znajdują się one przy wejściu w strefę, o której czas zapomniał... « powrót do artykułu
  18. Trzy związki fenolowe występujące w łusce kakaowej - kwas protokatechowy, epikatechina i procyjanidyna B2 - wywierają silny wpływ na komórki tłuszczowe i odpornościowe, potencjalnie odwracając chroniczny stan zapalny oraz insulinooporność związaną z otyłością. Prof. Miguel Rebollo-Hernanz i Elvira Gonzalez de Mejia z Uniwersytetu Illinois w Urbana-Champaign odkryli, że łuski kakaowe zawierają duże stężenia 3 bioaktywnych składników, które występują również w kakao, kawie i zielonej herbacie; chodzi o kwas protokatechowy, epikatechinę i procyjanidynę B2. Rebollo-Hernanz sporządził ich wodny ekstrakt i oceniał wpływ na mysie komórki tłuszczowe (adipocyty) oraz makrofagi. Za pomocą modelowania komputerowego i różnych technik bioinformatycznych badał też indywidualny wpływ każdego ze związków na komórki. Celem badania było ustalenie, czy bioaktywne związki łusek kakao działają na makrofagi i eliminują lub zmniejszają biomarkery stanu zapalnego. Chcieliśmy sprawdzić, czy związki fenolowe z ekstraktu blokują lub zmniejszają uszkodzenia mitochondriów komórek tłuszczowych i zapobiegają insulinooporności - opowiada de Mejia. De Mejia wyjaśnia, że gdy w organizmie występuje dużo tłuszczu i glukozy, a także nasilony stan zapalny, mitochondria mogą ulec uszkodzeniu. Gdy podczas eksperymentów naukowcy poddawali adipocyty działaniu ekstraktów wodnych albo poszczególnych związków fenolowych, uszkodzone mitochondria podlegały naprawie, a w adipocytach gromadziło się mniej tłuszczów. Dzięki temu zablokowany zostawał stan zapalny i odtwarzała się insulinowrażliwość. Autorzy artykułu z pisma Molecular Nutrition and Food Research dodają, że gdy adipocyty gromadzą za dużo tłuszczu, sprzyja to wzrostowi makrofagów. Opisywane zjawisko zapoczątkowuje szkodliwy cykl, w ramach którego adipocyty i makrofagi wchodzą ze sobą w interakcje, emitując toksyny wywołujące stan zapalny tkanki tłuszczowej. Z czasem przewlekły stan zapalny upośledza zdolność komórek do wychwytu glukozy, prowadząc do insulinooporności, a nawet cukrzycy typu 2. By odtworzyć proces zapalny, który rozwija się, gdy makrofagi i adipocyty rozpoczynają swoją toksyczną "grę", Rebollo-Hernanz prowadził kohodowlę adipocytów i makrofagów. Okazało się, że przez oksydacyjne uszkodzenia w adipocytach występowało mniej mitochondriów, a te, które się zachowały, były defektywne. Po dodaniu wodnego ekstraktu z kwasem protokatechowym, epikatechiną i procyjanidyną B2 zaszło brunatnienie, czyli przemiana białej tkanki tłuszczowej (ang. white adipose tissue, WAT) w spalający energię tłuszcz brunatny (ang. brown adipose tissue, BAT). Zaobserwowaliśmy, że ekstrakt pomagał zachować mitochondria i ich funkcje, modulując proces zapalny i podtrzymując wrażliwość adipocytów na insulinę. Zakładając, że 3 wymienione związki są głównymi aktorami ekstraktu, możemy powiedzieć, że spożywanie ich może zapobiec dysfunkcji mitochondriów w tkance tłuszczowej. Łuska kakaowa jest produktem ubocznym, który powstaje podczas palenia ziaren kakaowca w czasie wytwarzania czekolady. Rocznie wyrzuca się ich ok. 700 tys. ton. « powrót do artykułu
  19. Jeśli podoba Ci się nasz serwis, doceniasz naszą pracę i chcesz, by KopalniaWiedzy była coraz lepsza, pomóż nam ją rozwijać. Chcemy radykalnie zmienić layout, musimy przepisać przestarzały kod, myślimy o zatrudnieniu dodatkowych redaktorów czy produkcji gadżetów. Założyliśmy profil na Patronite.pl i ogłaszamy wielką zbiórkę rozwój Kopalni. Szczegóły znajdziecie na profilu. Każde wsparcie się liczy i za każdą pomoc serdecznie dziękujemy. Załoga KopalniWiedzy « powrót do artykułu
  20. Po ponad 100 latach do Karkonoskiego Parku Narodowego powrócił niepylak apollo – jeden z największych polskich motyli dziennych. W polskiej części Karkonoszy niepylaki wyginęły wskutek działalności człowieka w XIX wieku, z części czeskiej zniknęły w XX wieku. Gatunek, który niegdyś widywano nawet pod Warszawą przetrwał w Polsce w postaci dwóch skrajnie małych populacji w Tatrach i Pieninach. W 2007 roku Karkonoski Park Narodowy rozpoczął projekt reintrodukcji motyla. Do pracy z niepylakami przygotowywaliśmy się kilka lat rozmnażając rośliny żywicielskie, przygotowując zaplecze hodowli i czekając na pierwsze niepylaki przekazane przez Jerzego Budzika. Przez trzy lata prowadzona była hodowla niepylaka w Jagniątkowie. Wszystkie gąsienice i motyle w naszej hodowli dosłownie przechodzą przez nasze ręce. Spędziliśmy setki godzin z głową w hodowlarkach starając się wszystko obserwować, uczyć się i zapamiętać – tak aby w kolejnym roku było jeszcze lepiej. W ten dzień widzieliśmy, że wolność smakuje niepylakom wybornie. Smutno nam trochę było, bo nie możemy im w tym momencie więcej pomóc, powiedział Dariusz Kuś, szef działu ochrony przyrody w KPN. Pracę w Jagniątkowie rozpoczęto z 6 samicami, które w pierwszym roku złożyły 370 jaj. W 2017 roku wylęgło się z nich 126 gąsienic, z czego 38 przekształciło się w poczwarki i na świat przyszło 35 motyli. Następny lęg dał już 2954 jaja, 1200 gąsienic i 500 motyli w roku 2018. Przed kilkoma dniami pod Chojnikiem pracownicy KPN wypuścili 300 gąsienic. Będą one jeszcze przez kilka dni żerować, następnie przepoczwarzą się. Pierwsze od ponad 100 lat niepylaki apollo powinny pojawić się w Karkonoszach za około 3 tygodnie. To dopiero początek. Minie jeszcze wiele lat, zanim będzie można mówić o udanej reintrodukcji niepylaka w polskich Karkonoszach. « powrót do artykułu
  21. Supermarket w Vancouver postanowił zawstydzić klientów korzystających z plastikowych toreb. W sklepie pojawiły sie jednorazówki z hasłami, które mają spowodować, że klient dobrze się zastanowi, zanim po nie sięgnie. Ci z kupujących w sklepie spożywczym East West Market, którzy mimo wszystko zdecydują się zapakować zakupy w plastikową torbę, będą musieli paradować po mieście z takimi hasłami jak: Centrum handlowe z dziwacznymi filmami porno, Spółdzielnia 'Dbamy o okrężnicę' czy reklamującymi rzekomy krem na kurzajki doktora Taewsa. Sklep ma nadzieję, że w ten sposób skłoni swoich klientów, by ci pamiętali o zabieraniu z domu toreb wielorazowego użytku. Oczywiście torby nie są rozdawane za darmo. Każda z nich kosztuje 5 centów. Vancouver, w przeciwieństwie do innego kanadyjskiego miasta, Victorii, nie wprowadziło całkowitego zakazu używania jednorazowych toreb plastikowych. Miasto przyjęło jednak Singe-Use Item Reduction Stragety, w ramach której domaga się od firmy, by same opracowały metody na zmniejszenie użycia plastikowych toreb. Właściciel East West Market przyznał, że niektórzy klienci specjalnie kupili torby, by pokazać je znajomym. Ma jednak nadzieję, że jego inicjatywa przyczyni się do ożywienia dyskusji na temat jednorazowych reklamówek i spowoduje, że część klientów rzeczywiście zacznie pamiętać o zabieraniu z domu własnych toreb na zakupy. « powrót do artykułu
  22. To nie depresja, lecz antydepresanty zmniejszają empatię związaną z postrzeganiem bólu u innych ludzi. Główny autor studium, Markus Rütgen, podkreśla, że należy zbadać wpływ zmniejszonej empatii na zachowania społeczne pacjentów. Ekipa profesorów Clausa Lamma z Uniwersytetu Wiedeńskiego i Ruperta Lanzenbergera z Wiedeńskiego Uniwersytetu Medycznego zebrała grupę nieprzyjmujących leków chorych z ostrą fazą depresji. Ich reakcje empatyczne na ból innych osób testowano 2-krotnie: podczas ostrej fazy choroby i po 3 miesiącach farmakoterapii, głownie selektywnymi inhibitorami zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI). Na obu sesjach pacjenci przechodzili badanie funkcjonalnym rezonansem magnetycznym. Podczas skanowania oglądali nagrania ludzi przechodzących bolesne procedury medyczne. Aktywność mózgu i oceniany subiektywnie poziom empatii porównywano do zdrowej grupy kontrolnej. Przed leczeniem pacjenci i grupa kontrolna reagowali w podobny sposób. Po 3 miesiącach terapii pojawiły się jednak znaczące różnice. Dotyczyły one zarówno samooceny empatii, jak i aktywności regionów mózgu powiązanych wcześniej z empatią. Wyniki badań interdyscyplinarnego zespołu z Wiednia ukazały się w piśmie Translational Psychiatry. « powrót do artykułu
  23. Facebook ma zamiar wydać kryptowalutę o nazwie Libra. Firma chce dzięki niej rozszerzyć swoją działalność poza serwisy społecznościowe i wejść na rynek handlu i płatności. Firma Zuckerberga podpisała umowę z 28 partnerami tworzącymi Libra Association z siedzibą w Genewie. Będą wspólnie zarządzali nową kryptowalutą. Libra ma ukazać się w pierwszej połowie przyszłego roku. Facebook utworzył jednocześnie spółkę-córkę Calibra, która będzie oferowała cyfrowe portfele do przechowywania, wysyłania i przyjmowania Libr. Calibra zostanie podłączona do platform Messenger i WhatsApp, które już obecnie mają ponad miliard użytkowników. Dzięki temu, jak ma nadzieję Facebook, ułatwi to transakcje na całym świecie, a osoby, które dotychczas nie miały styczności z bankami, po raz pierwszy w życiu skorzystają z usług finansowych. Z ramienia Facebooka projektem zarządza David Marcus, były menedżer PayPala. Wyjaśnił on, że „libra” to nazwa rzymskiej jednostki wagi, astronomicznego symbolu sprawiedliwości oraz francuskiego słowa oznaczającego wolność. "Wolność, sprawiedliwość i pieniądze, to właśnie to, co tutaj mamy", powiedział. Nie wiadomo, jak urzędy antymonopolowe mogą zareagować na inicjatywę Facebooka. To z pewnością ruch, który może wzmocnić i tak już potężny koncern. Z drugiej jednak strony rynek kryptowalut jest słabo regulowany przez państwa. Najbardziej znana kryptowaluta świata, Bitcoin, pojawiła się w 2008 roku. Od tamtej pory stworzono tysiące kryptowalut. Facebook to jeden z wielu gigantów rynku IT, który próbuje wejść na ten rynek. Jego zasięg i potęga dają mu sporą przewagę nad konkurencją. Tym bardziej, że członkami Libra Association i partnerami Faceooka są m.in. eBay, VISA, Mastercard, PayPal, Spotify, Uber czy fundusz venture capital Andreessen Horowitz, którego współzałożycielem jest współtwórca legendarnych przeglądarek Mosaic i Nestcape. « powrót do artykułu
  24. "Kichające" rośliny mogą rozprzestrzeniać patogeny na swoich sąsiadów - twierdzą naukowcy. Okazuje się bowiem, że zlewające się na superhydrofobowej powierzchni liści pszenicy krople rosy podlegają "efektowi katapulty", przez który spory wywołującego rdzę brunatną pszenicy grzyba Puccinia triticina rozprzestrzeniają się na pobliskie rośliny. Autorzy artykułu z Journal of the Royal Society Interface wyjaśniają, że opisywane zjawisko można wyjaśnić dynamiką płynów. Kiedy 2 krople się zlewają, dochodzi do uwolnienia napięcia powierzchniowego i przekształcenia go w energię kinetyczną wyrzucającą ciecz. To katapulta związana z napięciem powierzchniowym - mówi Jonathan Boreyko, inżynier mechanik z Virginia Tech. Efekt ten występuje wyłącznie na superhydrofobowych powierzchniach, takich jak liście pewnych roślin, np. pszenicy. Krople mogą wyskakiwać na 5 milimetrów, a więc na tyle daleko, by uciec poza strefę powietrza tuż przy liściu (laminarną warstwę przyścienną). Delikatny powiew przenosi wtedy wodną zawiesinę uredinospor (zarodników propagacyjnych grzyba) na inne rośliny. Zrozumienie, w jaki sposób rdza brunatna pszenicy się rozprzestrzenia, ma ogromne znaczenie dla kontroli tej choroby. Jeśli "kichanie" okaże się ważną ścieżką transmisji, można by np. stosować natryskiwaną powłokę eliminującą superhydrofobowość.   « powrót do artykułu
  25. Legalizacja marihuany doprowadziła do spadku obrotów na czarnym rynku. Taki wniosek płynie z badań ścieków przeprowadzonych przez naukowców z University of Puget Soung i University of Washington. Chemik Dan Burgard i jego koledzy przeanalizowali próbki ścieków z lat 2013–2016 pochodzące z dwóch oczyszczalni obsługujących 200 000 mieszkańców zachodniej części stanu Waszyngton. W stanie tym legalna sprzedaż marihuany rozpoczęła się w 2014 roku. Badania wykazały, że pomiędzy grudniem 2013 a grudniem 2016 roku średnia zawartość THC-COOH, metabolitu marihuany, rosła w wodzie ściekowej o 9% na kwartał. Jednocześnie pomiędzy sierpniem 2014 a grudniem 2016 średnia sprzedaż marihuany w legalnych sklepach rosła o niemal 70% na kwartał. Biorąc pod uwagę fakt, że woda ściekowa jest reprezentatywna dla całej populacji, musimy stwierdzić, że wielu wcześniejszych użytkowników marihuany bardzo szybko zaczęło kupować w legalnych sklepach i porzuciło czarny rynek. To najsilniejsza wskazówka odnośnie zastąpienia czarnego rynku rynkiem legalnym, mówi Burgard. Nasze badania miały na celu sprawdzenie, w jaki sposób legalna sprzedaż rekreacyjnej marihuany wpływa na ogólną konsumpcję w całym społeczeństwie. Badania takie to wartościowe narzędzie dla władz lokalnych, stanowych, narodowych oraz twórców przepisów międzynarodowych, którzy chcieliby wiedzieć, jaki wpływ ma społeczeństwo ma prawo uchwalone w stanie Waszyngton, mówi Caleb Banta-Green, główny badacz w Alcohol and Drug Abuse Institute na University of Washington. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...