Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36960
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Część udziałowców konglomeratu Alphabet – do którego należy m.in. Google – przedstawi dzisiaj propozycję podziału firmy. Zostanie ona zaprezentowana na dorocznym zgromadzeniu akcjonariuszy przez organizację SumOfUs. To amerykańska grupa, której celem jest ograniczenie rosnącej potęgi korporacji. Urzędnicy w USA i Unii Europejskiej są coraz bardziej zaniepokojeni rosnącą potęgą Alphabetu w kontekście działań antymonopolowych. Uważamy, że udziałowcy odniosą więcej korzyści z dobrowolnego strategicznego ograniczenia rozmiarów firmy, niż z jej przymusowego podziału przez urzędy antymonopolowe, czytamy w propozycji. Z góry jednak wiadomo, że inicjatywa nie ma żadnych szans powodzenia, gdyż dwóch najważniejszych menedżerów Alphabetu, Larry Page i Sergey Brin, posiada łącznie 51,3% udziałów. Działania udziałowców pokazują jednak, że biorą pod uwagę rosnący nacisk na podjęcie działań antymonopolowych wobec internetowych gigantów. Opinia publiczna, a za nią i politycy, coraz bardziej martwi się kolejnymi skandalami trapiącymi internetowych gigantów, jak wycieki danych, naruszenia prywatności, praktyki monopolistyczne czy stosowana przez nich cenzura. Na początku bieżącego miesiąca media doniosły, że amerykański Departament Sprawiedliwości i Federalna Komisja Handlu mają zamiar wszcząć śledztwo, którego celem będzie sprawdzenie, czy Google, Amazon, Apple i Facebook nie nadużywają swojej pozycji rynkowej. Podczas dzisiejszego spotkania zostanie przedstawionych 13 propozycji, nad którymi odbędzie się głosowanie. Grupa pracowników Google'a wspiera 5 z nich, które sama pomagała przygotować, ale jest przeciwna podziałowi koncernu. Przed zgromadzeniem akcjonariuszy wystąpią liderzy Ujgurów i Tybetańczyków, których martwi współpraca Google'a z rządem Chin. « powrót do artykułu
  2. W zeszłą sobotę (17 czerwca) w Deerfield Beach na Florydzie przeprowadzono największe podwodne sprzątanie na świecie. W organizowanym po raz 15. wydarzeniu wzięło udział 633 nurków z całego świata. Na miejscu był przedstawiciel Księgi Guinnessa Michael Empric, który potwierdził, że rzeczywiście pobito rekord z 2015 r., kiedy to w sprzątaniu Morza Czerwonego, koordynowanym przez nurka egipskiej armii Ahmeda Gabra, wzięło udział 614 nurków. Florydzkie wydarzenie zrealizowano pod egidą Dixie Divers i Deerfield Beach Women's Club. Jak podkreśla jedna z organizatorek Tyler Bourgoine, to był wspaniały czas. Pracowaliśmy razem. Każdy oczyszczał przypisany fragment rafy bądź molo. Nurkowie wchodzili do wody od 9 do 11 i pozostawali w niej co najmniej kwadrans. Ludzie przyjechali z różnych zakątków USA, a także z Europy i Ameryki Południowej. Na razie nie wiadomo, ile dokładnie odpadów zebrano, ale wg organizacji Project AWARE, ich waga mogła sięgać nawet 1450 kg. Miasto podkreśla, że wszystkie zostaną poddane recyklingowi lub odpowiedniemu składowaniu. Duża część zebranych śmieci wiązała się z rybołówstwem. « powrót do artykułu
  3. Władze jednego z największych afrykańskich rezerwatów przyrody – Niassa – poinformowały, że od roku nie znaleziono w nim słonia zabitego przez kłusowników. Na ostatnie takie znalezisko natrafiono 17 maja 2018 roku. Gwałtowny spadek kłusownictwa w rezerwacie jest przypisywany powołaniu policyjnej jednostki szybkiego reagowania, zwiększonej intensywności patroli nadzorujących rezerwat z pokładów śmigłowców i samolotu Cessna oraz bardziej zdecydowanym działaniom prawnym. Żadna z tych rzeczy z osobna nie pozwoliłaby na osiągnięcie sukcesu. To dlatego tak długo trwało, zanim byliśmy w stanie kontrolować kłusowników, mówi Joe Watson z Wildlife Organization Society, które wspomaga władze Mozambigu w zarządzaniu rezerwatem. Rezerwat Niassa znajduje się odległych regionach północnego Mozambiku. W ostatnich latach kłusownicy zabili tam tysiące zwierząt. Policyjna jednostka szybkiego reagowania jest lepiej uzbrojona niż parkowi strażnicy i ma prawo dokonywania zatrzymań osób podejrzewanych o kłusownictwo. Jak podkreśla Watson, ten stosunkowo nowy przepis pozwala powstrzymać kłusowników przed wkraczaniem na teren rezerwatu. Rezerwat Niassa liczy około 44 000 kilometrów kwadratowych i jest jednym z niewielu miejsc w Afryce zdolnym do podtrzymania dużych stad słoni. W latach 2009 – 2014 na terenie rezerwatu intensywnie działali kłusownicy. Jeszcze w 2009 roku w Niassa żyło 12 000 słoni, a w roku 2016 pozostało ich już tylko 3600. W latach 2015– 2017 podjęto intensywną walkę z kryminalistami zabijającymi zwierzęta i udało się zredukować liczbę zabitych słoni do około 100 rocznie. Gdy mieliśmy kłusownictwo pod kontrolą, spodziewaliśmy się, że populacja słoni szybko się odrodzi, stwierdził Watson. Wcześniejsze doświadczenia pokazywały bowiem, że słonie mają zdolność do szybkiego zwiększania swojej populacji. Specjaliści podkreślają, że władze Mozambiku nie mogą teraz spocząć na laurach. Należy nadal intensywnie walczyć z kłusownikami. A to kosztuje sporo pieniędzy i jest poważnym obciążeniem dla tego drugiego najbiedniejszego kraju świata. Watson ma nadzieję, ze olbrzymi sukces, jakim jest całkowite uchronienie słoni przed kłusownikami przez cały rok pomoże w zbiórce funduszy i przyciągnięciu inwestycji, dzięki którym nadal będzie można chronić Niassa. Słonie podtrzymują cały ekosystem. Są ogrodnikami rezerwatu. Dzięki temu, że słonie żyją, a ich populacja się odradza, możemy uratować cały rezerwat, dodaje Watson. Światowa społeczność ma teraz okazję wspomóc sukces Niassa i nie tylko przywrócić słonie, ale uratować cały ekosystem tego jednego z najważniejszych dzikich obszarów Afryki. « powrót do artykułu
  4. Zmniejszanie zapalenia mózgu może pomóc w leczeniu szumów usznych (tinnitus auris) oraz innych zaburzeń powiązanych z utratą słuchu - przekonuje zespół Shaowena Bao z Uniwersytetu Arizony. Utrata słuchu to problem dotyczący ok. 500 mln ludzi. Co istotne, stanowi ona czynnik ryzyka szumów usznych, czyli przykrych doznań dźwiękowych pochodzenia endogennego (najczęściej ludzie wspominają o dzwonieniu, gwizdaniu czy tykaniu). Ostatnie badania wskazują, że utrata słuchu wywołuje stan zapalny w szlaku słuchowym. Dotąd jednak słabo poznano jego wkład w różne schorzenia powiązane z utratą słuchu. By uzupełnić tę lukę w wiedzy, ekipa Bao prowadziła badania na myszach. Oceniano neurozapalenie w korze słuchowej, występujące po utracie słuchu w wyniku hałasu oraz jego rolę w tinnitusie. Wyniki wskazują, że utrata słuchu wywołana hałasem wiąże się z podwyższonym poziomem cytokin prozapalnych oraz aktywacją mikrogleju (rezydentnych makrofagów biorących udział w odpowiedzi immunologicznej) w pierwotnej korze słuchowej. Dalsze eksperymenty na myszach z utratą słuchu pokazały, że w neurozapaleniu, szumach usznych i nierównowadze synaptycznej pośredniczy czynnik martwicy nowotworów (TNF-α). Amerykanie stwierdzili, że farmakologiczna blokada ekspresji TNF-α lub wyeliminowanie mikrogleju zapobiega szumom usznym u gryzoni. « powrót do artykułu
  5. Joanna Lamparska szuka ukrytych skarbów, pisze o nich książki, podróżuje daleko i blisko. Śledzi tajemnice Dolnego Śląska, zbiera informacje o zaginionych w czasie II wojny światowej zabytkach i dokumentach. Napisała kilkanaście książek, w tym wiele „przewodników innych niż wszystkie”, w których w pełen fantazji sposób prowadzi Czytelników przez niezwykłe historie zamków, pałaców i podziemi. Z wykształcenia jest filologiem klasycznym i archeologiem sądowym, bierze udział w akcjach eksploracyjnych. Od lat współpracuje również m.in. z National Geographic, Travellerem, Focusem. Jest współautorką scenariusza i współprowadzi cykliczny serial dokumentalny „Kup pan zamek” w Canal Plus Discovery, współpracuje z History Channel. Choć ciągle leci gdzieś w świat daleki, życie Joanny kręci się głównie wokół Dolnego Śląska i jego tajemnic. Od 2012 roku jest dyrektorem Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic w zamku Książ, który również wymyśliła. Od czego zaczęła się Pani fascynacja skarbami, tajemnicami i zamkami? To historia ujęta od zdecydowanie nietypowej strony... Jeszcze na studiach zaczęłam pracować jako dziennikarka i od samego początku miałam status autorki zajmującej się różnymi „dziwnymi” sprawami.  Co prawda, pisałam sporo poważnych, interwencyjnych reportaży, ale ciągnęło mnie do pokazywania świata, który jest kolorowy, pełen tajemnic i przygód. Dość wcześnie napisałam pierwszą książkę, razem z Waldkiem Chudziakiem pokazaliśmy w niej, jak wygląda praca polskich uzdrowicieli, wówczas często przyjmujących na głębokiej wsi, nierzadko używających dość podejrzanych metod. Do dziś pamiętam noc spędzoną w Szczecinie w mieszkaniu bioterapeuty, który kazał pacjentom wchodzić z nim razem do wanny, a następnie – jak opisywali to chorzy – „dokonywał zanurzeń”. Początki mojej pracy to był czas, kiedy Polska bardzo się zmieniała, na Dolnym Śląsku zaczęliśmy się zaś głębiej interesować historią naszego regionu. Wówczas redaktor naczelny zlecił mi napisanie tekstu o Wojciechu Stojaku, poszukiwaczu skarbów. W redakcji nikt za bardzo nie odróżniał jednego dziwaka od drugiego: podróżnik, poszukiwacz, znachor – byli wpychani do jednego worka. I ten worek zawsze dostawała do rozplątania Lamparska. Wtedy, w domu Stojaka, zobaczyłam po raz pierwszy tzw. fanty, czyli przedmioty, które Wojtek znalazł chodząc po lasach z wykrywaczem metalu. Stare buteleczki, klamerki, guziki, destrukty broni, pociski, a przede wszystkim słoiki z rolkami starych banknotów, zrobiły na mnie ogromne wrażenie.  Połknęłam bakcyla. Zawsze jednak czułam, że w poszukiwaniach nie są najważniejsze znaleziska, ale ludzie z nimi związani. Dlatego zdecydowałam się resztę życia iść śladem ich historii. Jest Pani współautorką książki pt. "Miasta do góry nogami. Podziemia Europy i ich tajemnice". Które podziemia zrobiły na Pani największe wrażenie? Gdyby miała Pani stworzyć trasę po najważniejszych podziemnych światach/skarbach Polski czy szerzej Europy, jak by ona wyglądała? Co należy zobaczyć w ramach "must see"? Oczywiście kompleks Riese, czyli Olbrzym w Górach Sowich. Wykuty w skałach w czasie II wojny światowej, do dzisiaj rozpala tysiące eksploratorów i miłośników przeszłości. Jego zwiedzanie to naturalne przedłużenie pasji poszukiwawczej. Do dziś nie udało się znaleźć odpowiedzi na wiele pytań związanych z podziemnymi obiektami. W Polsce warto również zajrzeć do krypt Reformatów w Krakowie, gdzie leżą zmumifikowane ciała tamtejszych braci. Takie miejsce uczy pokory.  Do końca XVIII wieku pochówki odbywały się według tego samego rytuału. Bracia używali tylko jednej trumny, którą przenosili zwłoki do klasztornej krypty. Tam, bez butów, odziane jedynie w habit, składane były na ziemi. Każdy z mnichów, który przeczuwał nadchodzącą śmierć, szedł na Srebrną Górę w Krakowie, na szczycie której znajduje się Klasztor Kamedułów, by stamtąd osobiście przynieść kawałek wapiennej skały. To on służył po śmierci za „pokutną poduszkę”. Podobny klimat mają dla mnie paryskie katakumby. Te miliony kości ułożonych we wzory, prawdziwe królestwo śmierci. Paryż ma kilometry podziemi, turyści oglądają zaledwie promil całości. Piotrowi Kałuży (współautorowi książki) i mnie, udało się zejść do podziemnego świata, nielegalnie eksplorowanego przez tzw. katafili. I wie Pani, co zrobiło na mnie największe wrażenie? Te kilometry korytarzy kazał zinwentaryzować Ludwik XVI, dlatego w podziemiach znalazł się znak królewskiej lilijki. Po rewolucji, wspomnienie o królu zostało usunięte, na ścianach zostały jedynie ślady dłuta. Ale każdy eksplorator musi także obejrzeć także podziemny bunkier sztuki w Norymberdze. Idealnie przystosowany do przechowywania dzieł sztuki, w czasie II wojny światowej krył fantastyczne skarby, m.in. skradziony przez Niemców ołtarz Wita Stwosza. « powrót do artykułu
  6. KopalniaWiedzy.pl zagościła na Patronite.pl. Uruchomiliśmy profil, dzięki któremu możecie nas wspomóc i przyczynić się do ulepszania naszego serwisu. Serdecznie zapraszamy na https://patronite.pl/KopalniaWiedzy i z góry dziękujemy za wszelkie wsparcie. Aha... i możecie tam zobaczyć, jak wyglądamy :) « powrót do artykułu
  7. Zdaniem Trybunału ds. Chin, na czele którego stoi Goeffrey Nice, w Państwie Środka organy do przeszczepu wciąż pozyskuje się od zabitych więźniów. Trybunał wszczął w tej sprawie śledztwo na wniosek organizacji International Coalition to End Transplant Abuse in China. Sam Nice to znany londyński adwokat, który w przeszłości był zaangażowany w prace Międzynarodowego Trybunału Karnego ds. Byłej Jugosławii i brał udział w procesie Slobodana Milosevicia. Pobieranie organów od więźniów jest nielegalne w świetle prawa międzynarodowego. Rząd w Pekinie twierdzi, że takich praktyk zaprzestał w 2015 roku. Jednak wspomniana wyżej organizacja poprosiła Trybunał o sprawdzenie, czy niektóre chińskie szpitale nie korzystają z organów pobranych od więźniów. Śledztwo miało też sprawdzić, czy Ujgurowie i członkowie Falung Gong byli i są głównymi źródłami organów. Ujgurowie to muzułmańska mniejszość zamieszkująca Chiny, a Falun Gong to podobny do buddyzmu system wierzeń, którego praktykowanie jest w Chinach zakazane. Trybunał Nice'a dowiedział się m.in., że niektóre szpitale w Chinach oferują transplantacje organów z bardzo krótkim czasem oczekiwania. Jak mówi Nice, tak krótki czas oczekiwania nie jest możliwy do osiągnięcia w normalnych warunkach. Chyba, że z posiadasz duży bank danych ludzi wraz z informacją o ich tkankach i możesz tych ludzi zabić, gdy zajdzie taka potrzeba. Podczas śledztwa wzięto pod uwagę też działania prowadzone wcześniej przez inne grupy obrońców praw człowieka. Na przykład w 2018 roku grupa o nazwie World Organization to Investigate the Persecution of Falun Gong poprosiła grupę specjalistów, by udawali lekarzy zainteresowanych transplantacjami i skontaktowali się z lekarzami w chińskich szpitalach odpowiedzialnymi za przeszczepy. Okazało się, że w niektórych szpitalach na przeszczep trzeba czekać zaledwie 1-2 tygodni. W 9 z 12 szpitali lekarze usłyszeli, że organy zostaną pobrane od członków Falun Gong. Z kolei David Matas, kanadyjski prawnik zajmujący się prawami człowieka, mówi, że istnieją w internecie witryny z reklamami zachęcającymi do odwiedzania chińskich szpitali w celu dokonania przeszczepu. Zgodnie z prawem międzynarodowym sprzedaż organów obcokrajowcom jest zakazana. Wszelkie dowody zebrane w tej sprawie do jedynie dowody poszlakowe. Nikt bowiem nie był świadkiem pobierania organów od więźniów. Na całym świecie organy pobiera się od osób, u których stwierdzono śmierć mózgu. Jednak stwierdza się ją w mniej niż 1% przypadków wszystkich zgonów, co wyjaśnia, dlaczego zawsze i wszędzie brakuje organów do przeszczepów. W Chinach około 2010 roku rozpoczęto szkolenia lekarzy tak, by potrafili rozpoznać śmierć mózgu. W tym samym czasie w Państwie Środka rozpoczęto kampanię, zachęcającą obywateli do rejestrowania się jako dawcy narządów. W 2015 roku rząd Chin poinformował, że zaprzestał pobierania organów od więźniów. Jednak twierdzenia takie są poddawane w wątpliwość, a powodem są anomalie występujące w chińskim programie transplantologicznym. Na przykład w 2016 roku Chiny informowały o przeprowadzeniu 640 przeszczepów. Jednak w tym samym czasie zmarło zaledwie 30 osób zarejestrowanych jako dawcy. To musiałoby oznaczać, że od każdej z tych osób pobrano średnio 21 organów. To medyczna niemożliwość. W Wielkiej Brytanii średnio pobiera się 3 organy od dawcy. Trybunał Nice orzekł, że nie istnieje wystarczająco dużo dowodów, by stwierdzić, że organy są pobierane od Ujgurów przetrzymywanych w „obozach reedukacyjnych”. Uznał jednocześnie, że istnieje wystarczająco dużo dowodów na to, że w Chinach organy pobierane są pod przymusem, a jednym z ich źródeł – prawdopodobnie głównym – są wyznawcy Falun Gong. « powrót do artykułu
  8. Pustynne mrówki żniwiarki Veromessor pergandei z narażeniem życia uwalniają swoje towarzyszki z sieci pająków. Czasem celowo nawet niszczą pajęczyny, poświęcając na to do 2 godzin. Po raz pierwszy zachowanie takie zaobserwowano w 2015 r. na pustyni Mojave i Sonorze. Naukowcy zauważyli wtedy, że mrówki nie tylko uwalniają więźniów z lepkiej sieci, ale i rozbrajają potem pajęczą sieć, tnąc ją żuwaczkami nawet przez 2 godziny. Akcje ratownicze są niebezpieczne - ok. 6% ratowników utyka w sieci albo pada ofiarą czyhającego w pobliżu pająka. Kiedy autorzy publikacji z pisma The American Naturalist zabrali mrówki do laboratorium, odkryli, że owady ignorowały puste pajęczyny. To sugeruje, że reagują one na chemiczne sygnały stresu uwięzionych w sieci V. pergandei. Tym samym mrówki V. pergandei trafiają do wąskiego grona zwierząt, które angażują się w zachowania ratownicze. Typowo postrzegano je jako zarezerwowane dla ssaków, takich jak naczelne i delfiny. Jeszcze rzadsze były przypadki niszczenia pułapek; dotąd wśród kręgowców odnotowano je tylko u 2 grup: dzikich szympansów z Bossou w Gwinei oraz goryli górskich z Rwandy, które rozmontowywały wnyki kłusowników.   « powrót do artykułu
  9. Chcesz ciastko czy brokuła? – jeśli zadasz w ten sposób pytanie dziecku, które nie ukończyło jeszcze 3. roku życia, to w 80% przypadków odpowie ono, że ma ochotę na... brokuła. Jednak odpowiedź taka nie świadczy o sukcesie wychowawczym rodziców. Jak wynika z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine, dzieci, postawione przed pytaniem, w którym występuje alternatywa, najczęściej wybierają tę opcję, która została im przedstawiona jako ostatnia. Dorośli wiedzą, czym jest wybór. Często decydują się na pierwszą z przedstawionych propozycji. Nazywamy to błędem pierwszeństwa. Jednak dzieci, szczególnie te przed 3. rokiem życia, które nie znają dobrze języka, mają skłonność do błędu ostatniego wyboru, co oznacza, że częściej wybierają opcję, którą zaprezentowano im na końcu. Nigdy wcześniej nie badano tego zagadnienia u dzieci, więc to fascynujące spostrzeżenie. Podczas badań naukowcy zadali 24 dzieciom w wieku 21–27 miesięcy po 20 pytań, w których był wybór pomiędzy dwoma opcjami. Później zadali te same pytania, ale odwrócili kolejność opcji do wyboru. Po każdej odpowiedzi dziecko dostawało naklejkę, przedstawiającą to, co wybrały. Jeśli dziecko nie udzielało odpowiedzi, pokazywano mu obie naklejki i proszono, by wskazało, którą chce. Okazało się, że gdy dzieci wybierały mówiąc, co chcą dostać, to na drugą z przedstawionych opcji decydowały się w 85,2% przypadków. Gdy zaś wskazywały, zamiast mówić, na drugą opcję decydowały się w 51,6% przypadków. Główna autorka badań, Emily Sumner mówi, że zaobserwowane zjawisko ma związek ze sposobem rozwoju pamięci roboczej dziecka, która jest nastawiona na natychmiastowe odbieranie i przetwarzanie języka. Gdy zaś dziecko wskazuje, widzi wszystkie opcje i może wybrać to, co rzeczywiście chce. Gdy zaś nie ma odnośników wizualnych i słyszy jedynie „czy”, to polegając na pętli fonologicznej jest w stanie przetwarzać tylko to, co ostatnio usłyszało. Dzieci rozumieją dźwięki, ale niekoniecznie rozumieją znaczenie słów. Więc gdy odpowiadają na tak zadane pytanie, po prostu powtarzają ostatnią opcję, wyjaśnia Sumner. « powrót do artykułu
  10. Z komarami można walczyć na różne sposoby. Firma BatBnB proponuje, by jednak nie sięgać po insektycydy i zamiast tego korzystać z pomocy naturalnych komarzych wrogów - nietoperzy, które w ciągu godziny potrafią schwytać do tysiąca owadów wielkości komara. Christopher Rannefors i Harrison Broadhurst zachęcają, by w pobliżu ludzkich siedzib wieszać specjalnie zaprojektowane domki dla nietoperzy. Architekt Broadhurst zadbał, by znajdowało się w nich bezpieczne lądowisko. Zarówno na nim, jak i na wewnętrznych powierzchniach występują rowki, które pozwalają na pewny uchwyt. Projektant pamiętał też, oczywiście, o właściwej wentylacji. Ssaki mogą wybierać, czy chcą wypoczywać w chłodniejszej, czy cieplejszej przestrzeni (po bokach domku w różnych odstępach są rozmieszczone "wywietrzniki"). Domki są dostępne w 6 wzorach (Meramec, Seneca, Carlsbad, Sonora, Cascade i Arroyo) i różnych rozmiarach, w tym w mamucim, jest więc z czego wybierać. Chętni mogą się zdecydować na zakup modeli 2-komorowych (Two Pack i Triple Crown). Ceny wahają się od 95 do 575 dolarów. Obaj założyciele BatBnB stykali się w dzieciństwie z nietoperzami. Rannefors dorastał w Massachusetts, budując z ojcem domki dla nietoperzy. Matka Broadhursta była zaś nauczycielką biologii. W świadomości społecznej funkcjonują różne mity i nieporozumienia dotyczące nietoperzy, by więc zachęcić ludzi do zakładania domków, najpierw trzeba je jakoś przezwyciężyć. Nietoperze są zdecydowanie niezrozumiane i niedoceniane [...]. Próbujemy więc przeprowadzić rebranding, tak by ludzie zaczęli je szanować - opowiada Rannefors. Amerykanie uważają, że zaprojektowanie dla nietoperzy ładnych, estetycznych domków może się przyczynić do efektu halo (aureoli). Domki dostępne dotąd na rynku były ohydne i niedopasowane do potrzeb tych zwierząt.   « powrót do artykułu
  11. Skład ciała danej osoby wpływa na różnicę w ilości energii wydatkowanej na stanie, w porównaniu do liczby kalorii spalanych w czasie siedzenia. Wyniki badań hiszpańskiego zespołu ukazały się w piśmie PLoS ONE. Siedzący tryb życia wiąże się z podwyższonym ryzykiem wielu chorób, w tym cukrzycy, otyłości czy nowotworów. Różnica w ilości energii, jaką ktoś wydatkuje, stojąc, w porównaniu do siedzenia czy leżenia, może być kluczowym czynnikiem oddziałującym na zagrożenia zdrowotne, ale wcześniejsze badania dawały sprzeczne wyniki w zakresie jej wielkości. Skład czyjegoś ciała (stopień otłuszczenia) może wpływać na tę różnicę, ale jego roli jeszcze dotąd nie określono. By rozstrzygnąć te kwestie, Francisco J. Amaro-Gahete z Uniwersytetu w Grenadzie mierzył różnice w wydatkowaniu energii pomiędzy leżeniem, siedzeniem i staniem u 55 dorosłych w wieku 18-25 lat (69% próby stanowiły kobiety; wydatkowanie energii określano za pomocą kalorymetrii pośredniej). Tak jak wykazano w poprzednich badaniach, ochotnicy spalali więcej kilokalorii na minutę, stojąc niż siedząc czy leżąc. Nie stwierdzono różnic między siedzeniem a leżeniem. W dalszej kolejności naukowcy badali zależności między wydatkowaniem energii w różnych pozycjach i składem ciała młodych dorosłych. Gdy porównywano energię wydatkowaną w czasie 1) leżenia vs. siedzenia i 2) leżenia vs. stania, nie wykryto znaczących związków. Okazało się jednak, że u ludzi z większą beztłuszczową masą ciała (ang. lean body mass, LBM) różnica między energią wydatkowaną podczas stania, w porównaniu do siedzenia, była mniejsza. Jak podkreślają Hiszpanie, zdobyte dane stanowią poparcie dla idei, że prostym sposobem na zwiększenie czyjegoś wydatkowania energii jest wydłużenie czasu spędzanego na staniu. « powrót do artykułu
  12. Testy z udziałem ludzi pokazały, że urolityna A (UroA), metabolit wytwarzany przez bakterie jelitowe z polifenoli granatów i jagód, może spowalniać związany ze starzeniem proces utraty siły i spadku masy mięśniowej. Dzieje się tak, bo UroA wywiera korzystny wpływ na "fabryki" energetyczne komórek - mitochondria. Co istotne, badania zespołu z Politechniki Federalnej w Zurychu, firmy Amazentis i Szwajcarskiego Instytutu Bioinformatyki pokazały również, że spożywanie urolityny A nie stwarza ryzyka dla ludzkiego zdrowia. Szwajcarzy przypominają, że gdy przekraczamy pięćdziesiątkę, nasze mięśnie szkieletowe stają się słabsze. Spada też masa mięśniowa. Występujący w jelicie szczep Bifidobacterium pseudocatenulatum INIA P815 potrafi wytwarzać UroA z kwasu elagowego (EA), który wchodzi w skład np. malin, truskawek, winogron oraz borówek i granatów. Naukowcy podkreślają, że abstrahując od spożycia owoców zawierających EA, zmienność poziomu urolityny A może być skutkiem różnic indywidualnych dotyczących liczebności B. pseudocatenulatum. Niektórzy ludzie mogą w ogóle nie mieć tych bakterii. By jakoś obejść ten problem i upewnić się, że wszyscy otrzymują zbliżoną dawkę, naukowcy zsyntetyzowali UroA. W badaniu wzięła udział grupa ochotników w wieku 60+. Wszyscy prowadzili siedzący tryb życia, ale cieszyli się dobrym zdrowiem. Na początku zażywali oni pojedynczą dawkę 250-2000 mg UroA. W porównaniu do grupy placebo, nie stwierdzono u nich żadnych skutków ubocznych. Później ochotników podzielono na 4 grupy. Przez 28 dni 1. zażywała 250 mg UroA dziennie, druga - 500 mg, a trzecia - 1000 mg. Utworzono też grupę kontrolną przyjmującą placebo. W tym przypadku również nie zauważono skutków ubocznych. W dalszej kolejności ekipa przyglądała się skuteczności UroA. Analizowano biomarkery zdrowia komórkowego i mitochondrialnego z krwi i tkanki mięśniowej. Okazało się, że urolityna A stymuluje biogenezę mitochondriów w taki sam sposób, jak regularne ćwiczenia. UroA to jedyny znany związek, który "rewitalizuje" zdolność komórek do recyklingu wadliwych mitochondriów. U młodych ludzi proces ten zachodzi naturalnie. W miarę starzenia nasz organizm traci jednak zdolność oczyszczania dysfunkcyjnych mitochondriów, co przyczynia się do sarkopenii (utraty masy mięśniowej) i osłabienia innych tkanek. Ponieważ udowodniono, że UroA można bezpiecznie spożywać, Amazentis zamierza wykorzystać uzyskane wyniki, by szybko skomercjalizować produkt. Warto przypomnieć, że wcześniejsze badania z 2016 r. wykazały, że UroA wydłuża życie nicieni z ok. 20 do 30 dni (czyli o 45%). U starych myszy 2-tygodniowa terapia urolityną poprawia zaś wytrzymałość podczas biegu (wzrost jest znaczny, bo 40%). Na początku br. pisaliśmy też o tym, że UroA może niwelować objawy i zapobiegać nieswoistym zapaleniom jelit (ang. inflammatory bowel disease, IBD), np. chorobie Leśniowskiego-Crohna. « powrót do artykułu
  13. The New York Times ujawnił, że US Cyber Command umieściła w rosyjskim systemie energetycznym szkodliwy kod, który miał zostać uruchomiony w razie konfliktu zbrojnego z Rosją. Dzięki niedawnym zmianom w prawie Cyber Command zyskała nowe możliwości działania i zaczęła je wykorzystywać. Nie potrzebuje przy tym akceptacji ze strony Białego Domu. NYT cytuje m.in. anonimowego urzędnika związanego ze służbami wywiadowczymi, który stwierdził: W ciągu ostatniego roku podjęliśmy znacznie bardziej agresywne działania. Robimy takie rzeczy i na taką skalę, o których w ogóle nie myśleliśmy jeszcze kilka lat temu. Oczywiście nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy US Cyber Command byłaby w stanie, np. całkowicie wyłączyć rosyjskie sieci energetyczne. Tak czy inaczej, źródło, na które powołuje się gazeta, twierdzi, że prezydent Trump nie został poinformowany o takich działaniach. Mimo, że rząd amerykański nigdy oficjalnie nie opisał swoich przeszłych działań tego typu, to narodowy doradca ds. bezpieczeństwa, John Bolton, przyznał w ubiegłym tygodniu, że Stany Zjednoczone zmieniają strategię i podejmują agresywną ofensywę przeciwko krajom, które są zaangażowane we wrogie operacje w cyberprzestrzeni. Także dowódca Cyber Command, generał Paul M. Nakasone podkreślał niedawno, że Stany Zjednoczone muszą podjąć bardziej zdecydowane działania w celu obrony swojej cyberprzestrzeni. Ekspert ds. bezpieczeństwa, który od dawna naciska na podjęcie takich działań, mówi, że trzeba było je rozpocząć już dawno temu, gdy tylko Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego i FBI zaczęły ostrzegać, iż Rosja aktywnie działa w amerykańskiej cyberprzestrzeni. Celem  takich działań jest zapewnienie sobie możliwości sparaliżowania amerykańskich systemów energetycznych, wodociągowych i innej krytycznej infrastruktury na wypadek wojny pomiędzy Rosją a USA. Prezydent Trump nazwał rewelacje New York Timesa wirtualnym aktem zdrady. « powrót do artykułu
  14. Najnowsze badanie ujawniło genetyczną różnicę między dzikimi gorzkimi migdałami a słodką udomowioną odmianą. Wyniki badań międzynarodowego zespołu ukazały się w piśmie Nature. Migdały od tysięcy lat wchodzą w skład ludzkiej diety. Wzmianki na ich temat znajdują się np. we wczesnych pismach greckich hodowców, którzy szczepili migdałowce zrazami sosnowymi i uzyskiwali w ten sposób słodsze owoce. Obecnie uważa się, że zabieg ten stresuje drzewka, przez co nie produkują one amigdaliny, toksyny odpowiedzialnej za gorycz. Hiszpańsko-duńsko-szwajcarski zespół sekwencjonował genom migdałów, a następnie analizował różnice między odmianami, by określić, która część genomu odpowiada za produkcję amigdaliny. Jak się okazało, zadanie nie należało do łatwych i zajęło naukowcom aż 2 lata. Ostatecznie natrafili oni na białko, którego szukali: białko bHLH2. Ekipa ustaliła, że w dzikich migdałowcach bHLH2 wiąże się z 2 genami (PdCYP79D16 i PdCYP71AN24), inicjując w ten sposób wytwarzanie amigdaliny. W słodkich odmianach występuje zmutowana wersja bHLH2, która nie jest w stanie związać się z tymi genami, przez co produkcja amigdaliny nie zachodzi. Hodowla i sprzedaż migdałów to prężnie funkcjonujący biznes. Ostatnie statystyki pokazały, że w zeszłym roku sama Kalifornia wyeksportowała nieco ponad 1000 t migdałów. Akademicy mają nadzieję, że ich ustalenia sprawią, że hodowla migdałów stanie się bardziej wydajna. Obecnie w niektórych migdałowcach występuje dzika odmiana bHLH2, ale rolnicy nie mają jak ich zidentyfikować przed pierwszym owocowaniem. Teraz będzie można przeprowadzić wcześniejsze testy. « powrót do artykułu
  15. Cyberprzestępcy wykorzystują krytyczną dziurę w linuksowym serwerze poczty elektronicznej Exim. Błąd pozwala napastnikowi na wykonanie dowolnego kodu, wgranie na komputer ofiary programów kopiących kryptowaluty oraz instalowanie szkodliwego oprogramowania. Cyberprzestępca ma tez możliwość zdalnego wykonywania komend na zaatakowanej maszynie. Zdaniem ekspertów, obecnie na całym świecie znajduje się ponad 3,5 miliona serwerów narażonych na atak. Szczególnie narażone są szeroko oferowane usługi poczy elektronicznej. Serwery pocztowe wykorzystujące Exim stanowią niemal 57% wszystkich obecnych w internecie serwerów pocztowych. Dziura, odkryta przed 2 tygodniami jest już wykorzystywana przez cyberprzestępców. Błąd bierze się z niewłaściwej weryfikacji adresu odbiorcy przez funkcję deliver_message(). Dziurę oceniono na 9,8 w 10-stopniowej skali zagrożeń. Występuje ona w wersjach od 4.87 do 4.91. Edycja 4.92 jest bezpieczna. Twórcy Exim już przygotowali odpowiednie poprawki dla wszystkich wersji. Obecnie są one testowane. Zauważają przy tym, że stopień narażenia serwera zależy w dużym stopniu od jego konfiguracji. Im bliżej standardowej konfiguracji, tym serwer jest bezpieczniejszy. Lukę odkryto 5 czerwca, a 4 dni później zanotowano pierwszą falę ataków. Niedługo później eksperci zauważyli drugą falę ataków, rozpoczętą najprawdopodobniej przez innego napastnika. Ta druga fala była już znacznie bardziej zaawansowana od pierwszej. Napastnik najpierw instalował na serwerze prywatny klucz uwierzytelniający, a następnie skaner portów, który wyszukiwał inne wrażliwe na atak serwery i instalował na nich oprogramowanie do kopania kryptowalut. « powrót do artykułu
  16. Badanie stronic dzieła Johannesa Keplera pt. Hipparchus ujawniło, że niemiecki matematyk i astronom, jedna z czołowych postaci rewolucji naukowej XVII w., mógł się parać również alchemią. Wg naukowców, podczas pobytu w Pradze najprawdopodobniej "załapał bakcyla" od Tychona de Brahe. Dotąd naukowcy nie wiedzieli, czy twórca praw ruchu planet zajmował się także alchemią, której celem było odkrycie metody transmutacji ołowiu w złoto (kamienia filozoficznego), eliksiru nieśmiertelności czy lekarstwa na wszelkie choroby. By nie zniszczyć manuskryptu, autorzy artykułu z pisma Talanta posłużyli się nową techniką wychwytywania metali. Wykorzystali "dyskietki" z EVA, poli(etylenu-co-octanu winylu), które zaimpregnowano różnymi chelatorami, np. kwasem dimerkaptopropanosulfonowym (DMPS) czy kwasem etylenodiaminoczterooctowym (EDTA). Dzięki temu na stronicach dzieła dotyczącego ruchów Księżyca (skatalogowanego w archiwach Rosyjskiej Akademii Nauk w Sankt Petersburgu jako Hipparchus) wykryto duże ilości różnych metali, a dokładnie złota, srebra, rtęci, arsenu i ołowiu. Akademicy sądzą, że Kepler zaraził się pasją do alchemii od Tychona de Brahe. Duński astronom zaprosił Keplera do Pragi, aby w 1600 r. dołączył do niego na dworze Rudolfa II Habsburga (w mieście Benátky nad Jizerou w pobliżu Pragi znajdowało się jego obserwatorium). Gdy Brahe zmarł rok później, Kepler zastąpił go na stanowisku nadwornego matematyka. Biotechnolog Gleb Zilberstein i chemik Pier Giorgio Righetti wskazują, że w XVI i XVII w. alchemia była nadal popularna. Brahe wybudował nawet na wyspie Ven laboratorium alchemiczne z 16 piecami i wyposażeniem do oczyszczania metali. Kiedy w 2010 r. ekshumowano jego ciało, analiza próbek włosów wykazała, że zawierały one ilość złota nawet 100-krotnie wyższą niż u przeciętnej żyjącej współcześnie osoby. Jest bardzo prawdopodobne, że de Brahe przekazał swoją pasję Keplerowi [...]. Wiele wskazuje na to, że Kepler nie bał się pobrudzić, bo "klasyczne metale" pokrywały nie tylko opuszki jego palców, ale i rękawy szaty. Dodatkowo wysokie stężenia metali wykryto na wszystkich stronicach dzieła. Zilberstein, który badając stronice oryginału "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa, ustalił, że pisarz chorował na zespół nerczycowy i w związku z tym przyjmował wysokie dawki morfiny, podkreśla, że to bardzo ważne, by analizować spuściznę takich osób. W ten sposób można się dowiedzieć więcej o naszej historii. Manuskrypty są wypełnione wspaniałymi rysunkami i śladami pozostawionymi przez twórców. Jeśli Kepler był alchemikiem, można lepiej zrozumieć wiele procesów, które doprowadziły do powstania europejskiej kultury, filozofii, nauki i przemysłu. W odróżnieniu od de Brahe, szczątków Keplera nie można zbadać. Astronom zmarł nagle w wieku 53 lat. Został pochowany na cmentarzu w Ratyzbonie. Niestety, rok później został on splądrowany w trakcie wojny trzydziestoletniej. « powrót do artykułu
  17. Firma Igloo opracowała alternatywę dla styropian wykorzystywanego w roli przenośnych lodówek. Styropian jest lekki, tani i skutecznie utrzymuje temperaturę. Jednocześnie zaś jego produkcja jest szkodliwa dla środowiska, sam materiał nie rozkłada się przez setki lat, z zwierzęta mylą go z pożywieniem, co zagraża ich życiu. Alternatywą jest materiał nazwany RECOOL. Wykonano go z parafiny i papieru z recyclingu. Pojemnik o objętości około 16 litrów pozwala na przeniesienie ciężaru do 32 kilogramów. Po zamknięciu przechowuje lód w stanie nienaruszonym przez 12 godzin, a wodą może stać w nim nawet 5 dni zanim pojemnik zacznie przeciekać. Pojemnik RECOOL można wykorzystywać wielokrotnie, a po zużyciu nadaje się do recyclingu czy kompostowania. W przeciwieństwie do styropianu nie kruszy się i nie pęka, gdy zostanie upuszczony. Testy, wykonane przez magazyn CNET wykazały, że RECOOL przez około 15 godzin utrzymuje wewnątrz temperaturę 4 stopni gdy na zewnątrz jest 21 stopni. Dopiero po tym czasie zaczyna się ogrzewać. « powrót do artykułu
  18. Nowy Jork dołączył do grona amerykańskich stanów, w których wprowadzono przepisy zabraniające odmowy szczepień ze względów religijnych. Stan Nowy Jork doświadczył największego w USA wybuchu zachorowań na odrę. Choroba rozprzestrzenia się głównie wśród ultraortodoksyjnych Żydów na Brooklinie i w hrabstwie Rockland. Innymi stanami, które przyjęło podobne rozwiązania prawne, są m.in. Kalifornia, Arizona, Zachodnia Wirginia, Mississippi i Maine. Nowy przepis podzielił mieszkańców i prawodawców. Wokół siedziby stanowego parlamentu zgromadziły się setki ludzi, którzy domagali się odrzucenia ustawy. Poseł Michael Montesano stwierdził, że nowa ustawa to atak na prawa wynikające z Pierwszej Poprawki. Z kolei Kenneth Zebrowski, poseł z Rockland County, powiedział, że tylko w jego hrabstwie potwierdzono 266 przypadków odry, a kilkanaście osób trafiło do szpitali. Naszym zadaniem nie jest reagowanie na epidemię. Naszym zadaniem jako prawodawców jest zapobieganie epidemii, stwierdził Zebrowski. Uchwalenie nowego prawa nie przyszło łatwo. Kilku wpływowych członków Partii Demokratycznej, w tym przewodniczący komitetu ds. zdrowia, zagłosowało przeciwko. Minimalna liczba głosów potrzebna do przyjęcia nowych przepisów wynosiła 76. Głosowanie zakończyło się wynikiem 77:53. Po zakończeniu liczenia głosów z galerii dla widzów podniosły się okrzyki „hańba!”. Wzburzonych ludzi nie udało się uspokoić, ogłoszono więc zakończenie obrad. Następnie przepis był głosowany w stanowym senacie, gdzie przyjęto go stosunkiem głosów 36:26, a gubernator Cuomo natychmiast podpisał ustawę, mówiąc, że szczepionki są bezpieczne, efektywne i są najlepszym sposobem by chronić dzieci. Rozumiem i szanuję wolność religii, ale naszym podstawowym zadaniem jest ochrona zdrowia publicznego, oświadczył Cuomo i wyraził nadzieję, że nowe prawo pomoże zapobiec kolejnym zakażeniom i powstrzyma rozwój epidemii. W roku 2000, po tym, jak przez 12 miesięcy nie zanotowano żadnych przypadków zachorowań, USA zostały ogłoszone krajem wolnym od odry. Obecnie w 28 stanach zanotowano ponad 1000 przypadków. To najwięcej od roku 1992, kiedy to chorowało ponad 2000 osób. « powrót do artykułu
  19. Opracowany na Uniwersytecie w Tampere sztuczny nos pomaga neurochirurgom zidentyfikować w trakcie operacji tkankę nowotworową i precyzyjniej usunąć guzy. Wyniki badań ukazały się właśnie w Journal of Neurosurgery. Resekcja elektrochirurgiczna z wykorzystaniem takich narzędzi, jak nóż elektrochirurgiczny z koagulatorem czy diatermia chirurgiczna, jest obecnie bardzo rozpowszechniona w neurochirurgii. Niszczone tkanki są rozpraszane w postaci dymu operacyjnego. Dzięki metodzie opracowanej na Uniwersytecie w Tampere dym chirurgiczny trafia do systemu pomiarowego, który identyfikuje złośliwą tkankę i odróżnia ją od tkanki zdrowej. W obecnej praktyce klinicznej złotym standardem śródoperacyjnej identyfikacji guza jest badanie histopatologiczne z brzegów resekcji [ang. frozen sections] - opowiada Ilkka Haapala. Patolog ogląda wycinek pod mikroskopem, a później powiadamia o wyniku zespół operacyjny. Nasza metoda zapewnia obiecującą metodę identyfikacji złośliwej tkanki w czasie rzeczywistym. Pozwala też badać kilka próbek z różnych punktów guza. Dodatkowym plusem [sztucznego nosa] jest to, że można go podłączyć do aparatury już obecnej na sali operacyjnej. Fińska technologia bazuje na różnicowej spektrometrii ruchliwości jonów DMS (od ang. differential mobility spectrometry). W ramach studium przeanalizowano 694 próbki tkanek; pobrano je z 28 guzów mózgu i okazów kontrolnych. W skład wykorzystanego do eksperymentów sztucznego nosa wchodzi system uczenia maszynowego, który analizuje związki lotne za pomocą technologii DMS, a także nóż elektrochirurgiczny. Biorąc pod uwagę wszystkie próbki, trafność klasyfikacyjna systemu sięgała 83%. W warunkach zawężonej analizy, kiedy glejaki porównywano do próbek kontrolnych, trafność klasyfikacyjna systemu wzrastała już jednak do 94% (czułość wynosiła 97%, a specyficzność 90%). « powrót do artykułu
  20. W ubiegłą środę (12 czerwca) w Wiedniu ogłoszono listę eksperymentów, które w ramach współpracy Chin i ONZ znajdą się na pokładzie chińskiej stacji kosmicznej. Wśród dziewięciu przyjętych do realizacji projektów znalazł się eksperyment POLAR-2: Gamma-Ray Burst Polarimetry on the China Space Station. Projekt przygotowało konsorcjum z udziałem Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ). Od ponad 50 lat naukowcy poprzez detektory umieszczone na satelitach, obserwują na niebie silne rozbłyski promieniowania gamma. Ich pochodzenie przez lata było tajemnicą, dziś wiąże się je z dwoma najbardziej energetycznymi typami eksplozji we Wszechświecie – zderzeniami gwiazd neutronowych bądź też gwiazdy neutronowej z czarną dziurą oraz z wybuchami hipernowych, kończącymi życie najmasywniejszych gwiazd. Wiemy, że podczas tych zjawisk uwalniana jest ogromna energia, jednak nadal nie całkiem rozumiemy, jakie procesy prowadzą do emisji najbardziej energetycznej części powstającego w ich trakcie promieniowania – wyjaśnia prof. Agnieszka Pollo, kierownik Zakładu Astrofizyki NCBJ. Sądzimy, że dużą rolę odgrywa pole magnetyczne układu będącego źródłem rozbłysku. Aby zbadać tę hipotezę, należy zebrać jak najwięcej informacji na temat polaryzacji docierającego do nas podczas rozbłysku promieniowania gamma. Kosmiczne promienie gamma są absorbowane przez atmosferę i nie docierają do powierzchni Ziemi, dlatego obserwacje rozbłysków gamma i ich polaryzacji trzeba prowadzić na przykład na stacji kosmicznej. Pierwsza współorganizowana przez nas misja POLAR, zrealizowana w 2016 r. na pokładzie chińskiego laboratorium kosmicznego Tiangong-2, zaobserwowała 55 rozbłysków, z których pięciu udało się zmierzyć polaryzację – uzupełnia prof. Pollo. Liczymy na to, że POLAR-2 dostarczy znacznie więcej znacznie bardziej szczegółowych informacji. Naukowcy i inżynierowie z Narodowego Centrum Badań Jądrowych uczestniczyli w pierwszym eksperymencie POLAR m.in. przygotowując elektronikę, prototypując plastikowe detektory scyntylacyjne i analizując zebrane dane. Dla eksperymentu POLAR-2 chcemy zaprojektować i zbudować układy elektroniczne odbierające dane bezpośrednio z detektora – opowiada mgr inż. Dominik Rybka z Zakładu Elektroniki i Systemów detekcyjnych NCBJ, współtwórca elektroniki wykorzystanej w 2016 r. Nasze układy wyposażymy w odpowiednie, stworzone u nas oprogramowanie. Zamierzamy także zaprojektować, zbudować i oprogramować elektronikę, która przygotuje do wysłania na ziemię sygnały odebrane wcześniej z detektorów. Kolejnym naszym zadaniem ma być budowa specjalnego zasilacza niskiego napięcia, zasilającego cały instrument. Polscy naukowcy będą również brać udział w analizie danych zebranych przez detektor. Poza NCBJ w skład konsorcjum POLAR-2 wchodzą: Uniwersytet Genewski, Max Planck Institute For Extraterrestial Physics oraz Instytut Fizyki Wysokich Energii Chińskiej Akademii Nauk. Naukowcy spodziewają się, że nowa aparatura zacznie zbierać dane w 2024 roku. « powrót do artykułu
  21. Prof. Sandra Pascoe Ortiz z Universidad del Valle de Atemajac wymyśliła nowe zastosowanie dla opuncji. Wykorzystuje sok z jej liści (nopalu) jako bazę do produkcji biodegradowalnego "plastiku", który rozkłada się na przestrzeni dni (maksymalnie miesiąca). Próbki uzyskane ostatnio przez Meksykankę są jasnozielone, cienkie jak papier i na tyle wytrzymałe, że mogą być wykorzystywane jako torby. Nowa alternatywa dla plastiku rozkłada się po miesiącu spędzonym w ziemi. W wodzie proces ten jest kwestią dni. To nietoksyczny produkt. Wszystkie stosowane przez nas materiały mogą być spożywane przez ludzi czy zwierzęta i nie wyrządzą żadnej krzywdy. To z kolei oznacza, że jeśli taki plastik dostanie się do morza/oceanu, to albo pożywią się nim np. ryby, albo rozłoży się on, nie szkodząc nikomu... Obecnie proces produkcyjny ogranicza się w dużej mierze do laboratorium Ortiz, która poświęca 10 dni na przygotowanie partii soku z kaktusa z dodatkiem innych odnawialnych składników. Liście opuncji są płaskie, fioletowe lub zielone. Pozbawione kolców są traktowane w kuchni meksykańskiej jak warzywo. Ortiz odcina je, obiera i wyciska z nich sok. Sok jest wstawiany do lodówki. Później trafia do niego parę dodatków. Końcowy etap to prasowanie i suszenie. Ortiz dodaje, że można uzyskiwać różne kolory, kształty i grubość. Można produkować plastik, który jest bardzo gładki, bardzo giętki lub dla odmiany sztywny. Badaczka sprawdza, który z gatunków opuncji ma najlepsze właściwości. Pani profesor jest przekonana, że gdy jej proces zostanie przeskalowany i trafi do fabryk, z pewnością stanie się konkurencją dla tworzyw sztucznych. Plastik z kaktusa miałby je zastąpić w sztućcach, reklamówkach i innych produktach jednorazowego użytku.   « powrót do artykułu
  22. LG zaprezentowało pierwsze monitory ciekłokrystaliczne Nano IPS, których czas reakcji wynosi 1 milisekundę. W przyszłym miesiącu firma rozpocznie sprzedaż dwóch modeli nowatorskich urządzeń. Monitor 27GL850 to 27-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 2560x1440, jasności 350 nitów i częstotliwości odświeżania 144Hz. Urządzenie obsługujące HDR10 i posiadające status NVIDIA G-SYNC Compatible zostało wyposażone w dwa porty HDM, jeden DisplayPort oraz w USB 3.0. Drugi z monitorów oznaczono symbolem 38GL950G. Przekątna wyświetlacza wynosi w tym przypadku 37,5 cala, jego rozdzielczość to 3840x1600, a jasność wynosi 450 nitów. Częstotliwość odświeżania zaś podniesiono do 175 Hz. Wyższy model wyposażono w VESA DisplayHDR 400, obsługuje ono też technologię NVIDIA G-SYNC. Jego zastaw portów to 1xHDMI, 1xDisplayPort, hub USB 3.0 oraz Sphere Lighting 2.0. Monitory powstały przede wszystkim z myślą o graczach. Mieszkańcy USA będą mogli składać zamówienia na niższy model już 1 lipca. Na głównych rynkach europejskich nowe urządzenia zagoszczą w trzecim kwartale bieżącego roku. « powrót do artykułu
  23. Holenderski zespół odkrył nowe genetyczne przyczyny męskiej niepłodności. W sobotę (15 czerwca) wyniki badań będą zaprezentowane na dorocznej konferencji Europejskiego Towarzystwa Ludzkiej Genetyki. Manon Oud z Centrum Medycznego Uniwersytetu im. Radbouda w Nijmegen jako pierwsza przeprowadziła sekwencjonowanie eksomu, by zbadać rolę mutacji de novo (zmian genetycznych, które nie występują w DNA rodziców danej osoby) w męskiej niepłodności. Eksom to całość informacji genetycznej, która ulega translacji do białek. Mutacje de novo prowadzące do niepłodności mogą być skutkiem błędów w DNA występujących podczas produkcji plemników i jajeczek albo podczas wczesnego rozwoju zarodka. Mutacje de novo występują u wszystkich i są częścią normalnej ewolucji genomu. W większości nie wpływają na nasze zdrowie, ale w niektórych przypadkach wywierają silny wpływ na działanie genów i mogą prowadzić do choroby. Do tej pory nie badano ich roli w męskiej niepłodności. Holendrzy badali DNA 108 niepłodnych mężczyzn oraz ich rodziców. Porównanie DNA pozwoliło zidentyfikować mutacje de novo. Wykryliśmy 22 w genach zaangażowanych w spermatogenezę. Na razie jest zbyt wcześnie, by stawiać diagnozę. Trwają dalsze badania. Oud i inni chcą zbadać większą liczbę osób; zamierzają w ten sposób wykryć wzorce lokalizacji nowych mutacji oraz bardziej szczegółowo opisać funkcję zmutowanych genów. Badamy rolę tych genów w materiale z biopsji jąder. Prowadzimy też eksperymenty z muszkami owocowymi, by sprawdzić, czy zaburzenie tych genów wywoła u nich niepłodność. Naukowcy mają nadzieję, że w przyszłości uzyskane wyniki pozwolą opracować nowe narzędzia diagnostyczne (dzięki temu będzie można poznać dokładną przyczynę niepłodności i zapewnić spersonalizowane metody leczenia). Znając molekularną przyczynę niepłodności, będzie można przewidzieć ryzyko transmisji niepłodności na przyszłe pokolenia. Niepłodność nie jest czymś, co normalnie dziedziczy się po rodzicach; oboje są przecież płodni. W związku z wprowadzeniu metod wspomaganego rozrodu w pewnych przypadkach staje się to jednak zaburzeniem dziedzicznym - podsumowuje Oud. « powrót do artykułu
  24. Rozpamiętywanie w myślach swoich problemów - tzw. ruminacje - to mechanizm radzenia sobie z emocjami. Czemu niektóre osoby, np. w depresji czy z zaburzeniami lękowymi, ruminacji nadużywają? Bada to psycholog dr Monika Kornacka, m.in. podążając za wzrokiem osób ruminujących. Jest taki stary kawał o panu, który idzie do sąsiada pożyczyć sekator. Przez całą długą drogę pan zastanawia się, co powie sąsiad i wyobraża sobie coraz czarniejsze scenariusze tej rozmowy. W każdym z tych scenariuszy sąsiad jest agresywny i odmawia mu pożyczenia sekatora. W tym czasie zanurzonemu w tych myślach panu sąsiad otwiera z uśmiechem drzwi, a pan rozwścieczony tym, co sobie wyobraził, wykrzykuje: "a wsadź sobie gdzieś ten swój zasmarkany sekator!". Powtarzające się negatywne myśli dotyczące wydarzeń przyszłych lub przeszłych, mają w psychologii swoją osobną nazwę. To ruminacje. Ruminacje zdarzają się każdemu z nas. A to odtwarzamy sobie w głowie, jak nawrzeszczał na nas w korku jakiś nieokrzesany kierowca, a to zamartwiamy się, jak przebiegnie ważne spotkanie następnego dnia, a to roztrząsamy jakąś gafę, którą popełniliśmy... Można powiedzieć, że myśli te dotyczą rozbieżności między stanem aktualnym, a tym, jacy chcielibyśmy być albo jak chcielibyśmy się zachować w danej sytuacji. Nad tym, dlaczego niektóre osoby nadużywają ruminacji, pracuje w swoich badaniach psycholog dr Monika Kornacka z Uniwersytetu SWPS w Warszawie, finalistka polskiego FameLabu. Psycholog szuka też najskuteczniejszych sposobów terapii osób, dla których ruminacje są problemem. Ruminacje bowiem stanowić mogą częsty kłopot, zwłaszcza dla osób w depresji, z zaburzeniami lękowymi, zaburzeniami odżywiania czy borykającymi się z uzależnieniami. Jedna z hipotez mówi, że takie myśli są jedną ze strategii unikania emocji lub nieprzyjemnych wydarzeń. Bo jeśli myślę o trudnym wydarzeniu, które mam przed sobą, to w tym czasie je odwlekam. Zastanawiam się, jak przebiegnie dana rozmowa, zamiast się na nią umówić i mieć ją za sobą - mówi dr Kornacka i komentuje, że takie rozmyślanie też może przynosić chwilową ulgę. Podobnie jest z unikaniem emocji, np. jeśli pokłóciłam się z partnerem, to odcinam się od tej sytuacji, odtwarzając sobie w głowie tę kłótnię, zamiast zastanowić się, co się ze mną dzieje tu i teraz - opisuje badaczka z Uniwersytetu SWPS. Ruminacje to jeden ze sposobów na radzenie sobie z trudnymi emocjami. Wszyscy z ruminacji korzystamy i oczywiście czasami naprawdę nam one pomagają - mówi badaczka. Według niej problem może się jednak pojawić, kiedy ktoś nadużywa tego sposobu radzenia sobie z emocjami, a pomija inne metody - m.in. dystrakcję (np. obejrzenie filmu) albo dzielenie się trudnymi emocjami w rozmowie z innymi. Kiedy będziemy znali mechanizmy powstawania takich nawracających negatywnych myśli, będziemy mogli stworzyć bardziej efektywne treningi dla osób, które mają trudności z nadużywaniem myśli negatywnych - podsumowuje badaczka. W swoich badaniach - realizowanych w ramach grantu NCN - i działań "Marie Skłodowska-Curie" w ramach Horyzontu 2020 psycholog testuje dwie hipotezy dotyczące przyczyn nadmiernych ruminacji. Pierwsza z nich sugeruje, że u osób z depresją nadmiar ruminacji jest związany z trudnościami w mechanizmie hamowania. Hamowania używamy, kiedy musimy zatrzymać automatyczną odpowiedź, nawyk. Np. kiedy jesteśmy na poważnym spotkaniu, a przypomni się nam coś śmiesznego i powstrzymujemy się, żeby się nie roześmiać - podaje przykład rozmówczyni PAP. Wyjaśnia, że zgodnie z tą hipotezą pacjenci z depresją nie mają wystarczających zasobów samokontroli, hamowania, żeby negatywne myśli zatrzymać. Druga hipoteza badana w projekcie hipoteza zakłada, że osoby, które ruminują, mają trudności z odangażowaniem swojej uwagi od bodźców negatywnych - przede wszystkim związanych z nimi samymi. Psycholog bada ruminacje i mechanizmy z nim związane m.in. śledząc wzrok osób, w których wywołano ruminacje (zadając im pytania o problemy, nad którymi ostatnio rozmyślali). I tak w jednym z eksperymentów na hamowanie proszono, by badani ignorowali pojawiające się na ekranie słowa i zamiast je czytać, odwracali od nich wzrok. Zakładano, że osoby ruminujące będą miały z tym problem. W innym eksperymencie - na odangażowanie uwagi od bodźców negatywnych - na ekranie pojawiało się słowo "jestem" oraz zestaw słów: pozytywnych, negatywnych i niepasujących: np. "dojrzała", "przemądrzała", "kwiatek". Uczestnicy mieli za zadanie układać z tych słów tylko zdania pozytywne. Śledząc ruch oczu takich osób mierzono, ile czasu patrzą na każde słowo. Zakładano, że osoby ze skłonnością do nadmiernych ruminacji, dłużej patrzeć będą na słowa o negatywnym zabarwieniu, które teoretycznie nie powinny ich interesować przy wykonywaniu tego zadania. Na razie trwa jeszcze analiza danych z tych eksperymentów. Jeśli któraś z hipotez psychologów znajdzie potwierdzenie, będzie można zacząć pracę nad wykorzystaniem wiedzy o podłożu ruminacji w terapii. Pytana, czy są już jakieś pomysły, jak można pomóc osobom, dla których ruminacje są dużym problemem, dr Kornacka podsumowuje propozycje psychologa Edwarda Watkinsa. Jednym z pomysłów jest terapia poznawczo-behawioralna i trening konkretności. Pacjentów uczy się więc, by częściej skupiali się na swoich konkretnych emocjach i działaniach, które mogą podjąć w danym momencie, zamiast skupiać się na abstrakcyjnym i uogólnionym roztrząsaniu przyczyn, skutków i znaczenia danych wydarzeń. Druga możliwość to aktywacja behawioralna. Trzeba zastąpić ruminacje inną czynnością. Musi być ona odpowiednio angażująca, konkretna i zgodna z wartościami - mówi psycholog. Jeśli więc negatywne myśli pojawiają się u kogoś, kiedy jedzie tramwajem, to może znaleźć sobie czynność, która te ruminacje zastąpi - np. rozwiązywać sudoku. A jeśli ruminacje pojawiają się po pracy, w chwilach, gdy wreszcie mamy moment na "pomyślenie o nas samych" - można np. zacząć uprawiać sport. Ale na tyle angażujący myśli, żeby na ruminacje nie było już miejsca - zaznacza psycholog. Podkreśla jednak, że aktywności te muszą być indywidualnie dobrane i nie ma jednej recepty dla wszystkich, którzy borykają się z problemem ruminacji. Należy także pamiętać, że nadużywanie ruminacji jest często nawykiem i jak zastąpienie każdego nawyku nowym zachowaniem, wymaga sporo pracy, czasu ale i wyrozumiałości dla samego siebie – podkreśla dr Kornacka. « powrót do artykułu
  25. Hipercholesterolemia, podwyższony ponad normę poziom cholesterolu w osoczu, to ważny czynnik ryzyka chorób układu krążenia. Co ważne, u niektórych pacjentów, mimo terapii statynami, nadal rozwijają się choroby sercowo-naczyniowe. Obecnie wiadomo, że w etiologii miażdżycy istotną rolę odgrywa nie tylko sam cholesterol, ale i układ odpornościowy. Jak jednak wygląda interakcja tych czynników, nadal nie ustalono. Ostatnie badanie z Holandii zapewnia potencjalne wyjaśnienie rezydualnego ryzyka sercowo-naczyniowego (ang. residual cardiovascular risk). Wydaje się, że ma ono związek z utrzymującą się aktywacją układu immunologicznego. Siroon Bekkering z Uniwersytetu im. Radbouda w Nijmegen i jej współpracownicy z Amsterdamu i Rotterdamu przyglądali się odporności wykształconej (ang. trained immunity) u osób z podwyższonym i prawidłowym poziomem cholesterolu. Okazało się, że u tych pierwszych w większym stopniu aktywowane były monocyty. Oprócz tego komórki te wytwarzały więcej związków zapalnych, które odgrywają ważną rolę w rozwoju chorób krążenia. Później pacjentów z hipercholesterolemią leczono statynami i po 3 miesiącach powtarzano te same badania. Stwierdzono, że choć stężenie cholesterolu spadło, hiperaktywność komórek odpornościowych się utrzymała. Stwierdziliśmy, że te komórki odpornościowe wydają się zapamiętywać wysoki poziom cholesterolu, z którym się niegdyś stykały. Fakt, że monocyty mogą zapamiętywać wcześniejsze ekspozycje, odkryto dopiero niedawno; zjawisko to nazwano odpornością wykształconą. Po raz pierwszy zademonstrowano ją w tej grupie pacjentów - opowiada prof. Niels Riksen. Riksen dodaje, że warto by było sprawdzić, jak długo taka pamięć się utrzymuje i czy hiperaktywność monocytów można zmniejszyć za pomocą jakichś leków, np. przeciwzapalnych. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...