Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37033
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    231

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Apple prowadzi zaawansowane rozmowy w celu odkupienia od Intela jego wydziału zajmującego się produkcję układów scalonych do smartfonów, poinformowały anonimowe źródła na łamach The Wall Street Journal. Jeśli transakcja dojdzie do skutku Apple zyska kontrolę nad rozwojem i produkcją krytycznych elementów iPhone'a. Negocjacje, które mogą zakończyć się porozumieniem już w przyszłym tygodniu, obejmują zakup portfolio patentów oraz pracowników. Transakcja może być warta miliard dolarów lub nawet więcej. Oczywiście w przypadku tak wielkich firm jak Apple i Intel prognozy co do kwoty transakcji mogą znacząco odbiegać od rzeczywistości, jednak tak czy inaczej jeśli oba koncerny dojdą do porozumienia – a wszystko na to wskazuje – będzie to wydarzenie ważne i z finansowego, i ze strategicznego punktu widzenia. Apple zyska patenty oraz doświadczonych pracowników, którzy od wielu lat pracują m.in. nad rozwojem technologii 5G. Przejęcie tych ludzi i patentów może zaoszczędzić Apple'owi wiele lat pracy. Apple nie od dzisiaj pracuje nad zwiększeniem smartfonów. Zmiana strategii jest konieczna w obliczu globalnego zmniejszenia wzrostu sprzedaży tych urządzeń. Dlatego też firma od dawna zatrudnia inżynierów i ogłosiła, że w samym San Diego zatrudni kolejnych 1200 osób. Dla Intela pozbycie się wydziału produkcji układów scalonych dla smartfonów również będzie korzystne. Wydział ten to poboczna działalność firmy, która dodatkowo obciąża ją finansowo. Anonimowe źródła twierdzą, że firma traci na nim około 1 miliarda dolarów rocznie i nie chce rozwijać się w tym kierunku. Intel chce wyjść z rynku smartfonów, jednak ma zamiar kontynuować prace nad 5G na rynek innych urządzeń. Wiadomo też, że Intel i Apple prowadzą rozmowy od niemal roku. Toczyły się one ze zmiennym szczęście. Doszło nawet do ich zawieszenia, gdy w kwietniu Apple podpisał wieloletnią umowę z Qualcommem na dostawę modemów do smartfonów. Przypomnijmy, że Intel kupił wydział produkcji modemów od Infineona w 2011 roku. Firma od ponad dekady pracuje nad 5G, jednak nie widzi możliwości zarobienia na tym przedsięwzięciu. Rozmowy Apple–Intel rozpoczęły się po odejściu prezesa Intela Briana Krzanicha, który stawiał na modemy dla smartfonów i uważał, że technologia 5G przyniesie w przyszłości duże zyski. Apple stopniowo przejmuje coraz większą kontrolę nad całością produkcji iPhone'ów. W ubiegłym roku firma za 600 milionów dolarów kupiła 300 inżynierów oraz zakłady produkcyjne od Dialog Semiconductor, producenta chipów zarządzających bateriami w iPhone'ach. Tradycyjnie Apple nie chciało zawierać dużych umów na dostawę podzespołów. Firma wolała przejąć rocznie 15–20 małych przedsiębiorstw, których technologię dało się łatwo zintegrować z jej własną. Jednak spowolnienie na rynku smartfonów spowodowało, że Apple stało się bardziej otwarte na większe umowy. Dotychczas największym przejęciem firmy jest zakup za 3 miliardy dolarów firmy Beats Electrnics, któreg dokonano w 2014 roku. « powrót do artykułu
  2. Struktury społeczne tworzone przez goryle są bardziej złożone niż nam się wydawało i w uderzającym stopniu przypominają struktury społeczne tworzone przez ludzi. Odkrycie to sugeruje, że początków ludzkich systemów społecznych należy szukać u wspólnego przodka ludzi i goryli, zamiast przypisywać całą zasługę wyjątkowości człowieka. Doktor Robin Morrison z University of Cambridge, główna autorka najnowszych badań, wykorzystała dane gromadzone przez sześć lat w dwóch miejscach badawczych w Republice Kongo. Badanie życia społecznego goryli jest trudne. Zwierzęta te spędzają więksość czasu w gęstych lasach i mogą minąć całe lata, zanim przyzwyczają się do obecności ludzi, mówi uczona. Goryle gromadzą się też w miejscach, gdzie las styka się z bezdrzewnymi mokradłami, by żywić się tam wodną roślinnością. Ustawiliśmy w takich miejscach platformy badawcze i przez wiele lat, od świtu do nocy obserwowaliśmy i nagrywaliśmy życie goryli, opowiada Morrison. Większość z wykorzystanych danych pochodzi z Mbeli Bai, gdzie Wildlife Conservation Society od ponad 20 lat prowadzi badania nad gorylami. Goryle żyją w niewielkich grupach rodzinnych składających się z dominującego samca oraz gromady samic i młodych. Morrison wykorzystała algorytmy statystyczne pozwalające odkryć wzorce interakcji pomiędzy poszczególnymi osobnikami w grupach. Odkryła w ten sposób interakcje, o których dotychczas nie mieliśmy pojęcia. Okazało się bowiem, że poza najbliższą rodziną goryle utrzymywały regularne kontakty średnio z 13 innymi zwierzętami, odpowiadającymi rodzinom wielopokoleniowym: swoim ciotkom, dziadkom czy kuzynom. To jednak nie wszystko. Uczeni zauważyli, że kontakty społeczne goryli obejmują średnio 39 osobników, z którymi spędzają czas, ale nie muszą być z nimi spokrewnione. To odpowiada wczesnym ludzkim populacjom, takim jak plemię czy mała osada, mówi Morrison. Gdy mamy grupy, gdzie dominujące samce są ze sobą blisko spokrewnione, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że grupy te utworzą jedno „plemię”, jednak w ponad 80% przypadków takich bliskich związków okazywało się, że dominujące samce są ze sobą słabo spokrewnione lub w ogóle nie występuje pomiędzy nimi pokrewieństwo. Samice spędzają życie w wielu różnych grupach, dzięki czemu urodzone przez nie samce, nawet te niespokrewnione, dorastają razem, na podobieństwo przyrodnich braci. To właśnie związki, które wtedy powstają, mogą owocować więzami, jakie obserwujemy u dorosłych samców, stwierdza uczona. Gdy spojrzymy na te związki z naszej antropocentrycznej perspektywy, możemy mówić tutaj o starych przyjaźniach. Zdarza się też, że wiele młodych samców jednocześnie opuszcza swoje stada, jednak nie są oni jeszcze gotowi, by założyć własne stado. Wówczas, na krótki czas, samce takie tworzą wspólne grupy. Naukowcy przypuszczają, że może być to kolejny element tworzenia się więzi, która pozostaje na całe życie. Uczeni zauważyli jeszcze jedno interesujące zjawisko. Okazuje się, że od czasu do czasu dochodzi do większych zebrań goryli. Przypominają one doroczne zgromadzenia czy festiwale. Jednak zachowania takie miały miejsce zbyt rzadko, by coś pewnego o nich powiedzieć. Morrison i jej zespół spekulują, że to okresowe dojrzewanie ulubionej żywności goryli mogło przyczynić się do tworzenia szerokich więzi społecznych. Goryle każdego dnia przebywają wiele kilometrów w poszukiwaniu różnych roślin, które rzadki i w sposób nieprzewidziany wydają owoce. Łatwiej jest znaleźć żywność, jeśli się współpracuje. Goryle spędzają dużą część życia na nauce poszukiwania żywności. To i inne zachowania społeczne w ramach własnej grupy oraz szerszej sieci osobników wspomagają współpracę i kolektywną pamięć o występowaniu trudnej do znalezienia żywności, stwierdzają uczeni. Obecnie wiemy o niewielu gatunkach ssaków, które tworzą struktury społeczne podobne do ludzkich. Również te gatunki, jak słonie czy delfiny, polegają na równie rozbudowanej co u człowieka pamięci przestrzennej pozwalającej odnaleźć źródła pożywienia. Dotychczas jednak obserwowaliśmy takie zachowania u gatunków, które były ewolucyjnie od nas odległe. Nasi najbliżsi krewni, szympansy, żyją w niewielkich terytorialnych grupach, często zmieniają sojusze i są bardzo agresywni wobec sąsiadów. Stąd też narodziła się teoria mówiąca, że zdolność do tworzenia dużych i skomplikowanych więzi społecznych to unikatowa umiejętność człowieka związana z jego „społecznym mózgiem”. Jednak badania Morrison wskazują, że zdolnościami takimi wykazują się też goryle, a to sugeruje, że nasze zdolności tworzenia więzi społecznych pojawiły się bardzo dawno i mogły po prostu zaniknąć u szympansów. Skala rozszerzania się więzi społecznych wraz z każdą dodatkową grupą goryli wchodzących w interakcje odpowiada temu, co obserwujemy nie tylko u wczesnych ludzi, ale również u pawianów, waleni i słoni, mówi Morrison. Istnieją znaczne różnice w strukturach społecznych u różnych gatunków naczelnych. Jednak to, co widzimy u goryli, i co prawdopodobnie istniało u naszego wspólnego z nimi przodka, może posłużyć jako zadziwiająco dobry model społecznej ewolucji człowieka, dodaje uczona. Nasze odkrycie to kolejny dowód, że te zagrożone zwierzęta są niezwykle inteligentne, mają złożone życie, a my ludzie nie jesteśmy tak wyjątkowi, jak nam się wydaje. « powrót do artykułu
  3. Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) przyznała, że hakerzy uzyskali dostęp do jej specjalnych projektów internetowych. Cyberprzestępcy włamali się do sieci współpracującej z FSB moskiewskiej firmy SyTech i ukradli 7,5 terabajta danych. Jak informują media, hakerzy działający pod pseudonimem 0v1ru$ zastąpili stronę główną SyTechu memem Yoba Face. W rosyjskim internecie mem ten symbolizuje brak szacunku dla FSB. 0v1ru$ przekazali ukradzione dane znanej w Rosji grupie hakerskiej Digital Revolution. Do włamania miało dojść 13 lipca. Hakerzy ujawnili liczne projekty prowadzone przez SyTech wraz z nazwiskami menedżerów je nadzorujących. Na przykład projekty „Nautilus” i „Nautilus-S” "wydają się być próbą wykorzystania mediów społecznościowych do pozyskania danych oraz zidentyfikowaniu Rosjan łączących się z internetem za pośrednictwem Tor". Inny interesujący projekt to „Mentor”, którego celem uzyskanie informacji z rosyjskich firm. Z kolei w ramach projektów „Hope” i „Tax-3” powstają narzędzia pozwalające służbom specjalnym na odłączanie rosyjskiego internetu od światowej sieci. Jak twierdzą dziennikarze BBC Russia, firma SyTech współpracuje z 16. Dyrektoriatem FSB, Jednostką Wojskową 71330. Jesli to prawda, ma ona związki z grupą, która przeprowadziła w 2015 roku cyberatak na ukraiński wywiad. Niedawno prezydent Putin zaakceptował plan, którego celem jest upewnienie się, że rosyjski internet będzie w stanie działać oddzielnie od reszty ogólnoświatowej sieci. Plan zakłada, że Rosja będzie posiadała alternatywny system DNS. Zdaniem Forbesa może on zostać wprowadzony w życie, gdy Kreml uzna, że odłączenie Rosji od reszty świata jest korzystne. W takich sytuacji rosyjscy dostawcy internetu zostaliby przełączeni na wewnętrzny rosyjski DNS. « powrót do artykułu
  4. W wełnie merynosów zidentyfikowano związek, który wabi muchy Lucilia cuprina. To przełom, gdyż muszyce, choroby spowodowane żerowaniem larw, stanowią w Australii duży problem. L. cuprina, australijskie owcze muchy mięsne, składają jaja na skórze zwierząt. Rozwijające się tam larwy sprzyjają zakażeniom, które niekiedy prowadzą nawet do śmierci. Teraz będzie można pomyśleć o hodowli owiec opornych na ataki much. Pracami kierowali naukowcy z Uniwersytetu Australii Zachodniej. Artykuł na temat odkrycia opublikowano na łamach Medical and Veterinary Entomology. Opisywane badanie jest krokiem we właściwym kierunku, ku czystszemu, bardziej ekologicznemu i etycznemu podejściu do walki z muszycą [wcześniej hodowcy posługiwali się np. diazinonem] - opowiada prof. Phil Vercoe. Jeśli przyszłe badania pokażą, że zapach wełny jest dziedziczny, związki, które zidentyfikowaliśmy, mogą wskazać skuteczniejszy sposób hodowli owiec opornych na muszycę. To ważna kwestia dla przemysłu, ponieważ na tej drodze dałoby się poprawić produktywność i dobrostan owiec oraz ograniczyć koszty muszycy, które zgodnie z oszacowaniami sięgają 280 mln dolarów rocznie. Dr Johan Greeff z Departamentu Przemysłu Podstawowego i Rozwoju Regionalnego dodaje, że odkrycie może doprowadzić do opracowania prostego testu bazującego na wykrywaniu pewnych związków lotnych z owczej wełny. Dzięki temu będzie się dało stwierdzić, czy konkretny osobnik przyciąga L. cuprina. Nasze badanie jasno pokazuje, że u merynosów występują indywidualne różnice w chemicznym składzie wełny. Wełna owiec atrakcyjnych dla much zawiera lotne związki, które nie występują w wełnie zwierząt nieatrakcyjnych. « powrót do artykułu
  5. Chińscy naukowcy donoszą, że atrament mątw zawiera nanocząstki, które znacząco hamują rozwój guzów nowotworowych u myszy. Nanocząstki te składają się głównie z melaniny oraz aminokwasów, monosacharydów i metali. Uczeni wykazali, że zmieniają one działanie układu odpornościowego, a w połączeniu z naświetlaniem pozwalają niemal całkowicie zahamować jego wzrost. Artykuł o właściwościach atramentu mątw został opublikowany na łamach ACS Nano przez grupę naukową, na której czele stali Pang-Hu Zhou i Xian-Zheng Zhang z Uniwersytetu Wuhan. Odkryliśmy, że naturalne nanocząstki atramentu mątw charakteryzują się dobrą biokompatybilnością i mogą wspomagać jednocześnie immunoterapię i terapię fototermiczną guzów nowotworowych. Nasze osiągnięcia mogą zainspirować kolejne badań nad zastosowaniem w medycynie naturalnych materiałów, mówi Zhang. Immunoterapia przeciwnowotworowa polega na stymulowaniu układu odpornościowego do walki z nowotworem. Jedna ze strategii polega na zaangażowaniu leukocytów. Makrofagi to główny rodzaj leukocytów występujących w niektórych guzach. Dzielą sę one na dwa fenotypy: M1 i M2. Fenotyp M1 niszczy komórki nowotworowe w procesie fagocytozy oraz aktywowania komórek T. Z kolei fenotyp M2 wycisza działanie układu odpornościowego, pozwalając guzowi na wzrost. W guzach nowotworowych liczba M2 jest niemal zawsze większa niż liczba M1. W ostatnich czasach naukowcy pracują nad molekułami i przeciwciałami, które zamieniałyby makrofagi M2 w M1. Jednocześnie projektują też nanocząstki, które, pod wpływem promieniowania, niszczą komórki nowotworowe w procesie ablacji termicznej. Jednak uzyskanie takich nanocząstek jest kosztowne i skomplikowane. Z tego też względu niektórzy badacze zaczęli poszukiwać odpowiednich nanocząstek w naturze. Zauważono już, że pożądane właściwości wykazują niektóre bakterie i glony. Teraz chińscy naukowcy informują, że do leczenia nowotworów można wykorzystać nanocząstki z atramentu mątw. Po potwierdzeniu ich biokompatybilności naukowcy przeprowadzili serię eksperymentów zarówno in vitro, jak i in vivo. Podczas badan in vitro zauważono, że potraktowanie nanocząstek promieniowaniem w bliskiej podczerwieni zabiło niemal 90% komórek guza. W czasie badań na myszach nanocząstki działały skutecznie zarówno same, jak i w połączeniu z promieniowaniem. Promieniowanie poprawiało skuteczność zwalczania guzów. Badania obrazowe wykazały, że u myszy leczonych nanocząstkami z atramentu dochodziło do znacznie mniejszej liczby przerzutów, a połączenie nanocząstek i promieniowania niemal całkowicie hamowało rozwój guza. Po przeprowadzeniu analizy genetycznej zidentyfikowano 194 geny, które w różny sposób były powiązane z oddziaływaniem nanocząstek na guza. Znaleziono też szlak sygnałowy, odpowiedzialny za zamianę makrofagów M2 w M1. Prowadził on nie tylko do zwiększonej fagocytozy komórek nowotworowych, ale również stymulował układ odpornościowy do innych działań, z których wiele odgrywało rolę w powstrzymaniu wzrostu guza. « powrót do artykułu
  6. W szpitalu Great Ormond Street w Londynie rozdzielono 2-letnie bliźniaczki syjamskie z Pakistanu. Safa i Marwa Ullah były zrośnięte głowami (craniopagus występuje skrajnie rzadko, bo u zaledwie 2-5% zroślaków). Lekarze przeprowadzili 3 duże operacje i szereg mniejszych zabiegów. Operacje trwały łącznie ponad 50 godzin. Pierwsza miała miejsce w październiku 2018 r., a ostatnia 11 lutego br. Wzięło w nich udział 100 specjalistów. Safa i Marwa urodziły się w wyniku cesarskiego cięcia. Ze względu na to, że lekarze z Great Ormond Street mają umiejętności i doświadczenie potrzebne do rozdzielenia dzieci zrośniętych głowami (wcześniej udane operacje takich bliźniąt przeprowadzono w 2006 i 2011 r.), w wieku 19 miesięcy dziewczynki przewieziono na leczenie do Wielkiej Brytanii. By określić najlepszą strategię operowania i zwiększyć szanse na powodzenie, Brytyjczycy zastosowali szereg najnowszych technologii, w tym rzeczywistość wirtualną (VR) i druk 3D. Dzięki stworzonej w VR dokładnej replice anatomii każdej z bliźniaczek chirurdzy mogli się przyjrzeć zarówno czaszkom, jak i relacjom przestrzennym mózgów oraz naczyń krwionośnych. Później do ćwiczeń przedoperacyjnych wydrukowano plastikowe modele. Pracami 100 osób kierowali dwaj światowej sławy lekarze: neurochirurg Noor ul Owase Jeelani i chirurg twarzowo-czaszkowy prof. David Dunaway. W skład zespołu wchodzili przedstawiciele 15 specjalności, w tym chirurdzy plastyczni, anestezjolodzy, a także inżynierowie zajmujący się modelowaniem w 3D, technologiami VR oraz symulacjami. Opieka pooperacyjna i międzyoperacyjna leżała w gestii pediatrów, terapeutów zajęciowych, fizjoterapeutów i dietetyków. Jesteśmy zachwyceni, że mogliśmy pomóc Safie i Marwie oraz ich rodzinie. Dla nas wszystkich to była długa i skomplikowana podróż - podkreśla prof. Dunaway. Dziewczynki wypisano ze szpitala 1 lipca. Nadal przebywają w Londynie z mamą, babcią i wujem. Są poddawane codziennej fizjoterapii. Całe leczenie opłacił hojny darczyńca.   « powrót do artykułu
  7. Francuskie Ministerstwo Rolnictwa poinformowało, że tegoroczna produkcja wina będzie o 6 do 13 procent mniejsza niż przed rokiem, a główną przyczyną są fale upałów. Szczególnie dotkliwa okazała się fala z końca czerwca. Stąd też, w oparciu o dane zebrane do 12 lipca Ministerstwo wylicza, że tegoroczna produkcja wina wyniesie od 42,8 do 46,4 milionów hektolitrów. To najmniej od 5 lat. Niekorzystne warunki pogodowe panowały przede wszystkim w zachodnich regionach winiarskich Francji, takich jak Val de Loire, Charente czy Bordelais. Potężne upały, dochodzące do 46 stopni Celsjusza, panowały też na południu. Niektóre winnice ucierpiały też wskutek opadów gradu, lecz to zjawisko było lokalne i nie poczyniło szkód na skalę całego kraju. Co gorsza, meteorolodzy prognozują, że w najbliższym tygodniu Francja znowu może spodziewać się fali upałów. « powrót do artykułu
  8. Sposób na dobrze przespaną noc? Wg naukowców z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin, kąpiel brana 1-2 godziny przed udaniem się na spoczynek w wodzie o temperaturze 40-42,7°C. Wyniki najnowszej metaanalizy ukazały się w piśmie Sleep Medicine Reviews. Kiedy przyglądaliśmy się wszystkim dostępnym badaniom, zwróciliśmy uwagę na znaczące rozbieżności w zakresie podejścia i wyników. Jedynym sposobem, by stwierdzić, czy można [za pomocą kąpieli w określonych warunkach i porze] poprawić jakość snu, było skompilowanie wcześniejszych danych i spojrzenie na nie w nowy sposób - wyjaśnia Shahab Haghayegh. We współpracy z kolegami z Uniwersytetu Południowej Kalifornii i UTHealth w Houston akademicy z Austin dokonali przeglądu systematycznego aż 5322 badań. Interesował ich wpływ pasywnego ogrzewania ciała za pomocą wody na różne czynniki wiążące się ze snem: 1) czas potrzebny na przejście od pełnej czujności do snu, 2) całkowity czas snu (TST), 3) wydajność snu (oblicza się ją w procentach, dzieląc całkowity czas snu (TST) w minutach przez czas spędzony w łóżku (TIB) w minutach pomnożony przez 100%; SE=TST/TIBx100%) oraz 4) subiektywną jakość snu. Za pomocą narzędzi do metaanalizy ustalono, że optymalna temperatura wody to 40-42,7°C. Korzystnie wpływa ona na ogólną jakość snu. Kiedy bierze się taką kąpiel 1-2 godziny przed snem, może ona przyspieszyć zaśnięcie o średnio 10 min. Temperatura głęboka ciała (ang. core body temperature) zmienia się w ciągu doby wg charakterystycznego sinusoidalnego wzorca. Najwyższe wartości odnotowuje się około godz. 15-17, a minimalne ok. 3-5. Co ciekawe, różnica pomiędzy najwyższą i najniższą temperaturą w ciągu doby może sięgać nawet 1°C. U przeciętnej osoby temperatura lekko spada ok. godziny przed zwykłą porą kładzenia się spać. Cykliczne zmiany temperatury są ściśle powiązane z cyklem snu i mają kluczowe znaczenie dla szybkiego zapoczątkowania snu i wysokiej wydajności snu. Amerykanie ustalili, że optymalne czasowanie kąpieli dla spadku temperatury głębokiej ciała to ok. 90 min przed udaniem się na spoczynek. Gorące kąpiele w wannie i pod prysznicem stymulują układ termoregulacji, powodując znaczny wzrost krążenia od środka w kierunku peryferiów (dłoni i stóp). Skutkuje to usuwaniem ciepła i spadkiem temperatury ciała. Na tej zasadzie kąpiel brana 1-2 godz. przed snem wspomaga naturalny rytm okołodobowy i zwiększa nie tylko szanse na zasypianie, ale i jakość snu. « powrót do artykułu
  9. Gavin Thomas, który w Microsofcie sprawuje funkcję Principal Security Engineering Manager, zasugerował, że ze względów bezpieczeństwa czas porzucić języki C i C++. Thomas argumentuje na blogu Microsoftu, że rezygnacja ze starszych języków na rzecz języków bardziej nowoczesnych pozwoli na wyeliminowanie całej klasy błędów bezpieczeństwa. Od 2004 roku każdy błąd naprawiony w oprogramowaniu Microsoftu jest przez nas przypisywany do jednej z kategorii. Matt Miller podczas konferencji Blue Hat w 2019 roku zauważył, że większość tych dziur powstaje wskutek działań programistów, którzy przypadkowo wprowadzają do kodu C i C++ błędy związane z zarządzeniem pamięcią. Problem narasta w miarę jak Microsoft tworzy coraz więcej kodu i coraz silniej zwraca się w stronę oprogramowania Open Source. A Microsoft nie jest jedyną firmą, która ma problemy z błędami związanymi  z zarządzaniem pamięcią, pisze Thomas. W dalszej części swojego wpisu menedżer wymienia liczne zalety C++, ale zauważa, że język ten ma już swoje lata i pod względem bezpieczeństwa czy metod odstaje od nowszych języków. Zamiast wydawać kolejne zalecenia i tworzyć narzędzia do walki z błędami, powinniśmy skupić się przede wszystkim na tym, by programiści nie wprowadzali błędów do kodu, czytamy. Dlatego też Thomas proponuje porzucenie C++. Jednym z najbardziej obiecujących nowych języków programistycznych zapewniających bezpieczeństwo jest Rust, opracowany oryginalnie przez Mozillę. Jeśli przemysł programistyczny chce dbać o bezpieczeństwo, powinien skupić się na rozwijaniu narzędzi dla developerów, a nie zajmować się tymi wszystkimi pobocznymi sprawami, ideologią czy przestarzałymi metodami i sposobami rozwiązywania problemów. « powrót do artykułu
  10. W 725 roku pewien pobożny pielgrzym wędrując wokół Jeziora Galilejskiego zobaczył i opisał Kościół Apostołów. Teraz archeolodzy twierdzą, że odnaleźli legendarną budowlę. Według tradycji, Kościół Apostołów został wybudowany nad domem apostołów Piotra i Andrzeja. Miejsce opisane w VIII wieku przez podróżnika imieniem Willibald znajduje się obecnie w Rezerwacie Bteikha (Bteikha Nature Reserve) i to właśnie w tym miejscu odnaleziono ruiny. Archeolodzy poinformowali jednocześnie, że biblijne miasto Betsaida, na którym zbudowano rzymskie miasto Julias, było znacznie większe niż dotychczas przypuszczano. To, co można powiedzieć na pewno, że w dzisiejszej miejscowości Beit Habek (el-Araj) znaleziono ślady po wielkim kościele z epoki bizantyjskiej. Najbardziej charakterystyczną cechą budowli są pozostałości mozaiki. To resztki mozaiki ściennej, a takie występowały tylko w kościołach, mówi profesor R. Steven Notley. Dotychczas odkopano południowe pomieszczenia. Zdjęcia wykonane z lotu ptaka również potwierdzają tezę, że mamy do czynienia z kościołem, gdyż budowla jest usytuowana na osi wschód-zachód, widoczna jest centralna nawa i dwie nawy boczne, wyjaśnia profesor Mordechai Aviam z Kinnert Academic College. Odnaleziono też fragmenty marmuru pochodzącego z lektorium, przegrody oddzielającej część z ołtarzem przeznaczoną dla duchownych od części kościoła przeznaczonej dla świeckich. Marmur ozdobiono kwiatowymi dekoracjami. Archeolodzy wydobyli również fragmenty mozaiki podłogowej, dachówki charakterystyczne dla dużych budowli oraz fragment kredy z wyrzeźbionym krzyżem. Oczywiście znalezienie bizantyjskiego kościoła to jedno, jednak powstaje pytanie, skąd wiadomo, że to kościół postawiony nad domem apostołów Piotra i Andrzeja. Takie informacje przekazuje nam historyczna tradycja, a my nie mamy żadnych podstaw, by je kwestionować, mówi profesor Notley. W 725 roku Willibald z Wessex, późniejszy biskup Eichstatt, odwiedzał Ziemię Świętą. Opisał nam swoją podróż z Capernaum do Kursi i zanotował, że odwiedził kościół Piotra i Andrzeja. Pomiędzy tymi dwiema miejscowościami nie odnaleziono żadnego innego kościoła, wyjaśnia profesor Aviam. Na razie nie wykonano jeszcze precyzyjnego datowania ruin. Jednak na podstawie znalezionych tam ponad 100 monet archeolodzy uważają, że kościół powstał w V wieku i został opuszczony pod koniec VII lub w VIII wieku. Profesor Notely mówi, że identyfikacja kościoła będzie zapewne budziła kontrowersje, chyba, że zostanie odnaleziony jakiś dowód, na przykład inskrypcja. W kościołach bizantyjskich inskrypcje, opisujące na przykład w czyjej intencji kościół został wzniesiony, są czymś normalnym, dodaje uczony. Prace wykopaliskowe prowadzone są nie tylko na terenie kościoła. W odległości 100 metrów na północ od niego badane są ruiny domu z okresu rzymskiego. Odkryto tam typowe żydowskie kamienne naczynia i lampy, ciężarki do połowu ryb i ponad 20 monet. Warto tutaj zauważyć, że to już czwarty sezon wykopalisk w tym miejscu i pokazuje on, jak bardzo bogatą historię ono miało. W bieżącym sezonie znaleziono bowiem lampę należącą do krzyżowców, a w 2017 roku odkryto bazaltową rzeźbę przedstawiającą lwicę, która we wczesnym okresie bizantyjskim zdobiła znajdującą się tutaj synagogę. Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra (J 1,44), Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej (J 12,21). Betsaida jest też miejscem, w drodze do którego Chrystus chodził po jeziorze i gdzie uzdrowił niewidomego. Za czasów gubernatora Filipa Heroda (syna Heroda Wielkiego) miasto przemianowano na Julias. Notley i Aviam od dawna uważają, że el-Araj to zaginiona biblijna Betsaida. Istnieje też spór dotyczący położenia Kościoła Apostołów. Jako, że na obszarze odpowiadającym zapiskom historycznym nie odnaleziono – aż do teraz – żadnego innego kościoła, niektórzy badacze identyfikowali kościół w Capernaum jako Kościół Apostołów. Argumentowali, że 8-boczna struktura kościoła z Capernaum musi być kościołem, który zbudowano nad domem Piotra i Andrzeja. Teraz znaleźliśmy kościół tam, gdzie pielgrzymi pisali, iż się znajduje. Pierwsze zapiski dotyczące kościoła nad domem Piotra wspominają o bazylice. Czy w czasach bizantyjskich ośmioboczną strukturę opisywano by jako bazylikę? To pytanie, na które trzeba szczegółowo odpowiedzieć, mówi Notley. Z kolei profesor Ram Arav z Hebrew Union College twierdzi, że Betsaida to współczesne pobliskie stanowisko e-Tell. Jednak Notley odrzuca tę hipotezę. Zwraca uwagę, że e-Tell powstało z VIII wieku i jest niemożliwym, by budowniczowie tego miejsca wiedzieli, że kilka metrów pod ich stopami znajduje się dom Piotra sprzed kilkuset lat. Tymczasem osadnictwo w el-Araj datuje się co najmniej na okres Drugiej Świątyni, kiedy znajdowała się tutaj wioska rybacka. Jednak część archeologów, wskazując na odkryte w 2017 roku rzymskie łaźnie twierdzi, że el-Araj było jedynie rzymskim obozem wojskowym. Ten argument Notley również odpiera. W czasach Drugiej Świątyni (516 p.n.e – 70 n.e.), żydowskie wioski, które z czasem stały się rzymskimi miastami, były bardzo rozległe. Większość ich budynków wciąż pozostaje ukryta pod ziemią. Uczony uważa, że wioska przetrwała do rzymskich czasów, rozrastała się, zyskiwała na znaczeniu i awansowała do rangi miasta, gdyż stanowiła ważną element ekspansji dynastii Machabeuszy w kierunku Galilei. W 37 roku przed Chrystusem państwo Machabeuszy zostało podbite przez klienta Rzymu, króla Judei Heroda Wielkiego. Z czasem jego następca, Filip Herod, zamienił Betsaidę w typowo rzymskie miasto Julias. O Julias wspomina Józef Flawiusz opisując miasto jako miejsce postoju rzymskich oddziałów najemnych tłumiących powstanie żydowskie. Profesor Notley przypomina, że wiemy jeszcze tylko o dwóch żydowskich wsiach, które stały się rzymskimi miastami: Sepphoris i Antipatris. O Julias wspomina też w I wieku Pliniusz. Później dzieje się coś dziwnego. Pod koniec III wieku Betsaida/Julias znika z zapisków historycznych. Biskup Euzebiusz z Cezarei, który w IV wieku napisał m.in. Onomasticon („O nazwach miejsc z Pisma Świętego”), nie wspomina ani o Betsaidzie, ani o kościele, co wskazuje, że nic o nich osobiście nie wiedział. Również żydowscy rabini po III wieku naszej ery nie wspominają o Betsaidzie. Nadchodzi wiek V w miejscu Betsaidy powstaje bizantyjska osada z kościołem oraz klasztorem i miejscowość nagle znowu pojawia się w zapiskach. Profesor Aviam ma hipotezę, która być może stanowi wyjaśnienie tej zagadki. Uczony zwraca uwagę, że poziom Jeziora Galilejskiego ulega znacznym wahaniom. Być może na 150–200 lat jego wody na tyle się podniosły, że podtopiły Betsaidę/Julias i ludzie opuścili miejscowość. W VIII wieku miasto ponownie zostało opuszczone, później przez pewien czas zamieszkiwali je krzyżowcy, a następnie całkowicie o nim zapomniano. Co interesujące, archeolodzy pracujący na terenie Kościoła Apostołów, nie zauważyli dotychczas śladów zniszczeń, jakie mogłyby zostać dokonane przed duże trzęsienie ziemi, które w 749 roku zniszczyło Dolinę Jordanu. Nie wiemy nawet, czy kościół opuszczono przed czy po trzęsieniu. Profesor Aviam nie wyklucza, że okoliczne tereny mogły być stopniowo opuszczane, gdyż osady niesione przez Jordan zrujnowały lokalne rybołówstwo. Do porzucenia samego kościoła mogło dojść wskutek podbojów Umajjadów i pojawienia się na tym terenie islamu na przełomie VII i VIII wieku. To mniej więcej w tym czasie Willibald odbywał swoją pielgrzymkę i opisał Kościół Apostołów. Niestety, późniejszy biskup nie nie wspomniał, czy w tym czasie kościół był używany czy nie. « powrót do artykułu
  11. Czasy się zmieniły. Fale upałów, powodzie i susze odbierają ludziom domy, miejsca pracy i życie. Na naszych oczach południowa Europa staje się czterdziestostopniową suchą sauną, dramatyczne powodzie występują dwa razy częściej niż kilkanaście lat temu, a silne trąby powietrzne pojawiają się tam, gdzie nigdy wcześniej ich nie było. Zbyt długo zachowywaliśmy się tak, jakby o pogodzie decydowali bogowie. Frederike Otto, ceniona niemiecka fizyczka, opierając się na innowacyjnych badaniach, analizuje ekstremalne zjawiska pogodowe. Tłumaczy, co tak naprawdę dzieje się za twoimi oknami. Dzięki tej książce będziesz mógł zmierzyć się z fake newsami i klimatycznymi sceptykami. Zyskasz wiedzę o tym, za które zmiany klimatu odpowiadamy my sami, a do których i tak by doszło. A przede wszystkim dowiesz się, jak zemści się natura, jeśli ją zlekceważymy Wściekła pogoda to znakomite połączenie opowieści popularnonaukowej, kryminału i thrillera politycznego. Pokazuje kryzys klimatyczny z zaskakującej i odkrywczej perspektywy. Edwin Bendyk, Polityka Lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce rozumieć współczesny świat i wiedzieć, dlaczego pogoda coraz częściej trafia na początek, a nie na koniec serwisów informacyjnych. Tomasz Borejza, Smoglab.pl Wciągająca. Łączy literaturę popularno-naukową i reportaż oraz – co odważne – świetnie opisuje podjęcie przez naukowców dyskusji z państwami i korporacjami. Mateusz Wielgosz, Węglowy Szowinista Friederike Otto pracuje na Uniwersytecie w Oxfordzie, gdzie kieruje Instytutem Zmian Środowiskowych. Ma dyplom z fizyki i doktorat z filozofii, jest jedną z inicjatorek i członkiń zespołu badawczego rozwijającego nową dziedzinę nauki – Event Attribution Science. Używając najnowszych technologii i porównując dane z przestrzeni wielu lat, naukowcy dość szybko określają (jeszcze w czasie trwania danego zjawiska), czy jest ono normalne, jakie może mieć przyczyny i jak wpływa na nie ocieplenie klimatu. Otto ma na swoim koncie wiele publikacji naukowych i wystąpień na konferencjach, dość często też bywa obecna w niemieckich i angielskich mediach przy okazji nawracających ekstremalnych zjawisk pogodowych. 
  12. Świadomość, w co mogą zostać przekształcone odpady, zwiększa chęć do oddawania ich do recyklingu. Amerykańscy naukowcy przekonują, że warto zatem tak zmienić myślenie ludzi, by zamiast zastanawiać się, "gdzie to wrzucić" (czy dany produkt nadaje się do powtórnego wykorzystania), automatycznie wyobrażali sobie, "co można z tego wyprodukować". Wskaźnik recyklingu w USA jest zbyt niski. W 2015 r. recyklingowi poddano tylko 25% odpadów. Nasze badania sugerują jednak, że statystyki można poprawić, wystawiając konsumentów na oddziaływanie znaków czy wiadomości pokazujących materiały przekształcane w nowe produkty - podkreśla prof. Karen Winterich z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Winterich dodaje, że choć wiele osób wrzuca materiały do pojemnika na surowce wtórne, nadal traktuje je jak śmiecie. Nie myślimy o nich jak o czymś wartościowym, co może w przyszłości znaleźć jakieś zastosowanie. Naukowcy przeprowadzili serię eksperymentów, w których sprawdzali, jak myślenie o przekształcaniu surowców wtórnych w nowe produkty wpływa na recykling. W 1. z badań ludziom dawano pół kartki i mówiono, by sobie pobazgrali i oczyścili umysł. Następnie ochotnicy obejrzeli różne rodzaje reklam. Niektóre po prostu zachęcały do recyklingu, inne pokazywały produkty przekształcane w ten sam rodzaj produktu, np. plastikowe butelki przekształcane w nowe plastikowe butelki, pozostałe zaś demonstrowały przekształcanie jednego materiału w inny rodzaj produktu, np. produkcję kurtki z plastikowych butelek. Na końcu sesji akademicy odnotowywali, czy przed wyjściem z pokoju badani wrzucali swój arkusz papieru do kosza na surowce wtórne, czy do kubła. Zauważyliśmy, że ludzie, którym pokazano reklamy ze szczegółami przekształcania materiału, ze znacznie większym prawdopodobieństwem wrzucali swój papier do kosza na surowce wtórne [...]. Co ciekawe, nie stwierdzono różnicy wskaźnika recyklingu między grupami, które widziały przekształcanie produktu w ten sam vs. inny rodzaj produktu. W ramach kolejnego eksperymentu nad stanowiskiem z koszami do recyklingu w akademiku zamieszczono informację o tym, jakie materiały można wrzucać. W innym miejscu w tym samym budynku umieszczono zaś tablice, na których informowano nie tylko o typach akceptowanych materiałów, ale i o tym, co można z nich potem wyprodukować. Po pewnym czasie naukowcy posortowali i zważyli materiały z pojemników. Okazało się, że w miejscu z plakatem informującym o produktach możliwych do uzyskania z odpadów w zwykłych koszach znajdowało się ok. 51% materiałów zdatnych do recyklingu, zaś w okolicy kontrolnej prawie 63%. Kiedy plakat informuje nie tylko o tym, co można umieścić w pojemniku do segregacji, ale i co z odpadów da się uzyskać, widzimy spadek ilości surowców wtórnych w śmieciach i wzrost wskaźnika recyklingu - podkreśla Winterich. Ogółem nasze badanie sugeruje, że prostym sposobem na zwiększenie recyklingu jest wystawianie konsumentów na oddziaływanie informacji związanych z transformacją surowców wtórnych w nowe produkty. « powrót do artykułu
  13. Grupa fizyków z australijskiego Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (University of New South Wales, UNSW) opracowała najszybszą bramkę kwantową w historii. Na czele zespołu stoi profesor Michelle Simmons, znana z ważnych osiągnięć na polu informatyki kwantowej. Australijczycy zbudowali dwukubitową bramkę kwantową na krzemie, która przeprowadziła operację logiczną w czasie 0,8 nanosekundy. To 200-krotnie szybciej niż inne istniejące bazujące na spinie bramki dwukubitowe. Zespół profesor Simmons bazował na swoich wcześniejszych przełomowych pracach, kiedy to dzięki niezwykłej precyzji pomiarów jako pierwsi wykazali, że dwa kubity wchodzą w interakcje. Zespół profesor Simmons jest jedynym na świecie, który potrafi dokładnie określić pozycję kubitów w ciele stałym. Australijczycy zbudowali bramkę umieszczając dwa atomy bliżej siebie niż kiedykolwiek wcześniej, a nastepnie, w czasie rzeczywistym, w sposób kontrolowany obserwując i mierząc ich spiny. Ich unikatowe podejście polega na umieszczaniu kubitów oraz całej elektroniki potrzebnej do inicjalizacji, kontroli i pomiarów ich stanów z taką precyzją, jaka do niedawna wydawała się niemożliwa. Teraz naukowcy pracują nad przełożeniem swojej technologii na praktyczne skalowalne zastosowania, które pozwolą na seryjną budowę procesorów. Rekord najdłuższej koherencji na krzemie należy do atomowych kubitów. Dzięki wykorzystaniu naszej unikatowej technologii byliśmy w stanie z wysokim stopniem dokładności odczytać i inicjalizować pojedyncze spiny elektronów w atomowych kubitach na krzemie. Wykazaliśmy tez, że nasz system charakteryzuje się najniższym szumem elektronicznym spośród wszystkich systemów wykorzystujących kubity na półprzewodniku. Teraz zoptymalizowaliśmy wszystkie elementy naszej technologii, dzięki czemu uzyskaliśmy naprawdę szybko, dokładną dwukubitową bramkę, która jest podstawowym budulcem krzemowego komputera kwantowego. Wykazaliśmy, że możliwa jest kontrola w skali atomowej i daje to olbrzymie korzyści, w tym niezwykłą prędkość działania naszego systemu, cieszy się profesor Simmons. Dziekan Wydziału Nauk Ścisłych, profesor Emma Johnston dodaje: To jeden z ostatnich kamieni milowych, jakie zespół Michelle musiał osiągnąć, by wybudować komputer kwantowy na krzemie. Ich kolejnym celem jest stworzenie 10-kubitowego obwodu scalonego. Mamy nadzieję, że osiągną to w ciągu 3–4 lat. Zespół Simmons najpierw wykorzystał skaningowy mikroskop tunelowy do określenia optymalnej odległości pomiędzy dwoma kubitami. Opracowana przez nas technologia produkcji pozwoliła na umieszczenie kubitów dokładnie tam, gdzie chcieliśmy. Dzięki temu kubitowa bramka była tak szybka, jak to tylko możliwe, mówi współautor badań Sam Gorman. Nie tylko umieściliśmy kubity bliżej niż podczas naszych poprzednich przełomowych badań, ale nauczyliśmy się kontrolować z precyzją subnanometrową wszystkie aspekty naszej architektury. Następnie naukowcy byli w stanie w czasie rzeczywistym mierzyć stany kubitów oraz – co chyba najważniejsze – kontrolowali siłę interakcji pomiędzy dwoma elektronami w przedziałach czasowych sięgających nanosekund. Mogliśmy oddalać i przybliżać do siebie elektrony i w ten sposób włączać i wyłączać interakcje pomiędzy nimi, dodaje inny uczestnik badań, Yu He. Zaprezentowana przez nas bramka kwantowa, zwaną bramką SWAP, jest idealnie przystosowana do wymiany informacji kwantowej pomiędzy kubitami, a po połączeniu z bramką z pojedynczego kubity pozwala na wykonanie dowolnego algorytmu kwantowego. Najnowsze osiągnięcie to ukoronowanie 20 lat pracy. To olbrzymi postęp. Możemy kontrolować naturę na najniższym poziomie, możemy więc tworzyć interakcje pomiędzy dwoma atomami, a także wchodzić w interakcje z jednym z nich, nie zaburzając stanu drugiego. To coś niewiarygodnego. Wiele osób sądziło, że jest to niemożliwe. Tym, co zachęcało nas do pracy było przypuszczenie, że jeśli uda się nam kontrolować zjawiska w tej skali, to będą one przebiegały niezwykle szybko. I tak rzeczywiście jest, ekscytuje się Simmons. « powrót do artykułu
  14. W południowo-zachodnich Chinach odkryto trzeci gatunek, reprezentujący bardzo rzadki rodzaj z plemienia polatuch - nocowiórki (Biswamoyopterus). Dotąd opisano tylko 2 przedstawicieli tego rodzaju - nocowiórka latającego (Biswamoyopterus biswasi) z Indii i Biswamoyopterus laoensis z Laosu. Obie polatuchy są znane z pojedynczych egzemplarzy, odkrytych, odpowiednio, w 1981 i 2013 r. Niespodziewanie w 2018 r. w kolekcji Instytutu Zoologii Kunming (KIZ), który należy do Chińskiej Akademii Nauk, Quan Li rozpoznał osobnika również należącego do rodzaju Biswamoyopterus. Natrafiono na niego na górze Gaoligong w prowincji Junnan. Początkowo myślano, że to B. biswasi, gatunek uznawany za krytycznie zagrożony z powodu utraty habitatu. Ponieważ od opisania gatunku w 1981 r. nie odnotowano już żadnego osobnika, nocowiórek latający trafił na listę 25 najbardziej poszukiwanych gatunków świata Global Wildlife Conservation. Kiedy jednak bliżej przyjrzano się nocowiórkowi z KIZ, okazało się, że zwierzę jest inaczej wybarwione i różni się od pozostałych przedstawicieli rodzaju Biswamoyopterus także anatomią czaszki i zębów. Zespół Li nawiązał więc współpracę z kolegami z Chin oraz Stephenem Jacksonem z Australii i naukowcy udali się na badania terenowe. Tam udało im się zdobyć kolejny egzemplarz nocowiórka i zaobserwować dwie inne polatuchy. W ten sposób zidentyfikowano 3. reprezentanta tajemniczego rodzaju: Biswamoyopterus gaoligongensis (nazwa zwyczajowa to nocowiórek z góry Gaoligong). Opis nowego gatunku znalazł się w periodyku ZooKeys. Nowy gatunek odkryto na "pustym obszarze", rozciągającym się na odcinku 1250 km między izolowanymi habitatami pozostałych dwóch gatunków. To sugeruje, że rodzaj jest o wiele bardziej rozpowszechniony niż dotąd sądzono. Nadal jest nadzieja, że pomiędzy lub tuż obok już znanych lokalizacji zostaną odkryte nowe populacje Biswamoyopterus. Wypowiadając się na temat kategorii zagrożenia nowego gatunku, naukowcy wspominają, że zamieszkuje on nisko położone lasy nieopodal ludzkich siedzib. Jest więc podatny na oddziaływania antropogeniczne, w tym na kłusownictwo. « powrót do artykułu
  15. Ludzie bardzo szybko pogodzili się z porzuceniem plastikowych słomek, co z jednej strony pokazuje, jak skuteczna może być odpowiednio przeprowadzona kampania na rzecz środowiska, a z drugiej może budzić obawy, że dla wielu osób porzucenie plastikowych słomek będzie jedynym realnym wysiłkiem, jaki podejmą na rzecz środowiska. Tymczasem zapominamy o najczęściej wyrzucanym plastikowym odpadzie na Ziemi – niedopałkach papierosów. Każdego roku ludzie wypalają około 5,6 biliona papierosów, a 2/3 z niedopałków są wyrzucane byle gdzie. To oznacza, że każdego roku na trawnikach, chodnikach, w przydrożnych rowach czy na drogach ląduje 4,5 biliona niedopałków. Od lat 80. ubiegłego wieku niedopałki stanowią 30–40 procent wszystkich śmieci znajdowanych na plażach i ulicach miast. Wielokrotnie możemy obserwować palaczy wyrzucających niedopałki wprost na chodnik czy pozbywających się ich przez okna samochodów lub mieszkań. Wbrew pozorom niedopałki papierosów nie są tak nieszkodliwe, jak się wydaje, a nowe badania sugerują, że mogą one znacząco uszkadzać rośliny, wśród których niedopałek leży. Filtry papierosowe składają się z tysięcy włókien octanu celulozy. Ich proces biodegradacji trwa wiele lat, a włókna pochodzące z filtrów papierosowych znaleziono nawet na dnie oceanów. Zużyte filtry zawierają tysiące szkodliwych substancji chemicznych, które są toksyczne dla roślin, gryzoni, owadów, grzybów i innych organizmów żywych. Szczególnie szkodliwe mogą być dla ptaków i żółwi morskich. Po połknięciu przez nie powodują wymioty, a czasem konwulsje. Pomimo tego, że niedopałki i filtry papierosowe są tak rozpowszechnionym odpadem, prowadzono niewiele badań dotyczących ich wpływu na środowisko. Autorką najnowszego z takich badań jest Danielle Green z Anglia Ruskin University. Wraz z kolegami przyjrzała się ona trzem największym parkom w Cambridge. Naukowcy stwierdzili, że średnio na każdy metr kwadratowy parku przypada 2,6 niedopałka. Największa ilość tego typu śmieci znajduje się – co można obserwować i w Polsce – w pobliżu ławek. Tam na każdy metr kwadratowy przypada 126 niedopałków. Palacze wyrzucają je na ziemię, mimo że zaraz obok znajdują się kosze na śmieci. Green i jej zespół postanowili sprawdzić, jaki wpływ mają niedopałki na roślinność. Wrzucili niedopałki do donic z nasionami trawy oraz z nasionami koniczyny i sprawdzali, jak wpłynie to na wzrost roślin. Testowano zarówno czyste filtry, które nie były używane, jak i filtry po wypaleniu papierosów. Pod uwagę wzięto zwykłe papierosy oraz papierosy mentolowe. W ramach grupy kontrolnej wykorzystano donice, do których wrzucono kawałki drewna wielkości niedopałka. Uczeni chcieli sprawdzić, czy na wzrost roślin może mieć wpływ neutralny obiekt znajdujący się na powierzchni. Badania wykazały, że niedopałki zmniejszyły poziom zapylenia oraz długość roślin o około 25%, a masa systemu korzeniowego koniczyny była o 60% mniejsza. Naukowcy przypominają, że już w latach 90. w ramach innych badań wykazano, że samo dmuchanie dymem tytoniowym na nasiona roślin opóźnia wzrost i prowadzi do zaburzeń struktury komórek. Niedopałki papierosów są od niemal 40 lat najbardziej rozpowszechnionym odpadem. Niektórzy od dłuższego już czasu zwracają na to uwagę. Pojawiły się różne propozycje rozwiązania problemu, od zakazu stosowania filtrów papierosowych, które niemal nie mają wpływu na zdrowie palaczy, po nałożenie na producentów papierosów obowiązku skupowania niedopałków. « powrót do artykułu
  16. Daliśmy się nabrać wielkim mediom i opublikowaliśmy informację jakoby zmarł Adam Słodowy, legenda polskiej telewizji. Jest on znany przede wszystkim z serii programów „Zrób to sam”, tworzył scenariusze do „Pomysłowego Dobromira”. Jest zapalonym miłośnikiem techniki i majsterkowania. Na szczęście pan Słodowy żyje i ma się dobrze :) Adam Słodowy urodził się 3 grudnia 1923 roku w Czarnkowie w województwie wielkopolskim. Już jako dziecko interesował się techniką i nauką. W czasie niemieckiej okupacji pracował w fabryce, a w 1944 roku na ochotnika zgłosił się do wojska. Został oficerem artylerii. Przez osiem lat wykładał w Oficerskiej Szkole Artylerii Przeciwlotniczej, a następnie w Wojskowej Akademii Technicznej, gdzie dosłużył się stopnia majora. Po odejściu z wojska związał się z telewizją. Początkowo pracował tam jako konstruktor urządzeń scenicznych i technicznych. W latach 1959–1983 prowadził niezwykle popularny program o majsterkowaniu „Zrób to sam”. Jego kariera rozpoczęła się od pokazania w telewizji, jak zrobić karmnik dla ptaków. Po programie do redakcji nadeszło 7500 listów od widzów. Adam Słodowy jest autorem wielu książek (m.in. „Budowa samochodu amatorskiego”, „Budujemy przyczepki campingowe” czy „Majsterkowanie dla każdego”) oraz scenariuszy do „Pomysłowego Dobromira”, „Pomysłowego wnuczka” i filmów „Śrubokręt i spółka” oraz „Dziura w ścianie”. Adam Słodowy jest kawalerem Orderu Uśmiechu, a w 1983 roku otrzymał nagrodę literacką Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich jako autor najpoczytniejszych książek w bibliotekach publicznych. « powrót do artykułu
  17. Naukowcy od dziesięcioleci spierają się o to, czy dochodzi do wymiany materiału pomiędzy jądrem Ziemi, a warstwami położonymi powyżej. Jądro jest niezwykle trudno badać, częściowo dlatego, że rozpoczyna się na głębokości 2900 kilometrów pod powierzchnią planety. Profesor Hanika Rizo z Carleton University, wykładowca na Queensland University of Technology David Murphy oraz profesor Denis Andrault z Universite Clermont Auvergne informują, że znaleźli dowody na wymianę materiału pomiędzy jądrem, a pozostałą częścią planety. Jądro wytwarza pole magnetyczne i chroni Ziemię przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym, umożliwiając istnienie życia. Jest najcieplejszym miejscem Ziemi, w którym temperatury przekraczają 5000 stopni Celsjusza. Prawdopodobnie odpowiada ono za 50% aktywności wulkanicznej naszej planety. Aktywność wulkaniczna to główny mechanizm, za pomocą którego Ziemia sie chłodzi. Zdaniem Rizo, Murphy'ego i Andraulta niektóre procesy wulkaniczne, np. te na Hawajach czy na Islandii, mogą brać swój początek w jądrze i transportować ciepło bezpośrednio z wnętrza planety. Twierdzą oni, że znaleźli dowód na to, iż do płaszcza ziemskiego trafia materiał z jądra. Odkrycia dokonano badając niewielkie zmiany w stosunku izotopów wolframu. Wiadomo, że jądro jest zbudowane głównie z żelaza i aluminium oraz z niewielkich ilości wolframu, platyny i złota rozpuszczonych w żelazno-aluminiowej mieszaninie. Wolfram ma wiele izotopów, w tym wolfram-182 i wolfram-184. Wiadomo też, że stosunek wolframu-182 do wolframu-184 jest w płaszczu znacznie wyższy niż w jądrze. Dzieje się tak dlatego, że hafn, który nie występuje w jądrze, posiada izotop hafn-182. Izotop ten występował w przeszłości w płaszczu, jednak obecnie już go nie ma, gdyż rozpadł się do wolframu-182. Właśnie dlatego stosunek wolframu-182 do wolframu-184 jest w płaszczu wyższy niż w jądrze. Uczeni postanowili więc zbadać stosunek izotopów wolframu, by przekonać się, czy na powierzchni występują skały zawierające taki skład wolframu, jaki odpowiada jądru. Problem w tym, że istnieje mniej niż 5 laboratoriów zdolnych do badania wolframu w ilościach nie przekraczających kilkudziesięciu części na miliard. Badania udało się jednak przeprowadzić. Wykazały one, że z czasem w płaszczu Ziemi doszło do znaczącej zmiany stosunku 182W/184W. W najstarszych skałach płaszcza stosunek ten jest znacznie wyższy niż w skałach młodych. Zespół badaczy uważa, że zmiana ta wskazuje, iż materiał z jądra przez długi czas trafiał do płaszcza ziemskiego. Co interesujące, na przestrzeni około 1,8 miliarda lat nie zauważono zmiany stosunku izotopów. To oznacza, że pomiędzy 4,3 a 2,7 miliarda lat temu do górnych warstw płaszcza materiał z jądra nie trafiał w ogóle lub trafiało go niewiele. Jednak 2,5 miliarda temu doszło do znaczącej zmiany stosunków izotopu wolframu w płaszczu. Uczeni uważają, że ma to związek z tektoniką płyt pod koniec archaiku. Jeśli materiał z jądra trafia do na powierzchnię, to oznacza, że materiał z powierzchni Ziemi musi trafiać głęboko do płaszcza. Proces subdukcji zabiera bogaty w tlen materiał w głąb planety. Eksperymenty zaś wykazały, że zwiększenie koncentracji tlenu na granicy płaszcza i jądra może spowodować, że wolfram oddzieli się od jądra i powędruje do płaszcza. Alternatywnie, proces zestalania wewnętrznej części jądro może prowadzić do zwiększenia koncentracji tlenu w części zewnętrznej. Jeśli uda się rozstrzygnąć, który z procesów zachodzi, będziemy mogli więcej powiedzieć o samym jądrze Ziemi. Jądro było w przeszłości całkowicie płynne. Z czasem stygło i jego wewnętrzna część skrystalizowała, stając się ciałem stałym. To właśnie obrót tej części jądra tworzy pole magnetyczne chroniące Ziemię przed promieniowaniem kosmicznym. Naukowcy chcieliby wiedzieć, jak przebiegał proces krystalizacji o określić jego ramy czasowe. « powrót do artykułu
  18. Satelita obserwacyjny Światowid i satelita-eksperyment KRAKsat, stworzone przez polską spółkę SatRevolution, zostały wypuszczone na orbitę z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Z oboma nanosatelitami udało się już nawiązać dwustronne połączenie. Po półgodzinnej ciszy radiowej systemy Światowida zostały automatycznie uruchomiane, a następnie radioamatorzy z różnych części świata zaczęli odbierać od niego sygnały i przesyłać je do firmy. W środę 17 lipca udało się odebrać pierwsze zdjęcie kalibracyjne, które umożliwiło sprawdzenie działania i dostrojenie systemów satelity. Wszystkie informacje potrzebne do nawiązania połączenia z satelitami oraz oprogramowanie służące do dekodowania danych, zostały publicznie udostępnione przez spółkę. Dzięki poprawionej predykcji położenia satelity jesteśmy coraz skuteczniejsi w nawiązywaniu kontaktu, czyli wysyłaniu i odbieraniu sygnału z urządzenia. Światowid został wypchnięty z ISS 3 lipca i jeszcze tego samego dnia nawiązaliśmy z nim dwustronne połączenie, więc podstawowa część misji zakończyła się sukcesem. Cała akcja silnie zaktywizowała też społeczność radioamatorów, którzy razem z nami przeżywali te fantastyczne emocje i dzielili się sygnałami ze Światowida. By pozyskać zdjęcia w najwyższej jakości, musimy mieć pewność, że systemy są odpowiednio skalibrowane. Udało nam się również nawiązać łączność z KRAKsatem. Możliwe było to dzięki współpracy KRAKsat Space Systems i SatRevolution z Przemysłowym Instytutem Automatyki i Pomiarów PIAP oraz z grupą doświadczonych krótkofalowców radioamatorów – komentuje Grzegorz Zwoliński, Prezes SatRevolution. Przywiezione na statku Cygnus N-11 nanosatelity, trafiły na ISS 19 kwietnia i spędziły tam ponad dwa miesiące, oczekując na przeładunek sprzętu i wypuszczenie z pokładu. Światowid to pierwszy polski satelita obserwacyjny Ziemi i technologia demonstracyjna spółki SatRevolution. Został stworzony na podstawie autorskiej platformy NanoBus – konstrukcji nośnej z zestawem podsystemów niezbędnych do funkcjonowania nanosatelity w kosmosie. Rozwiązanie to stanowi podstawę konstrukcji satelitów w standardzie CubeSat, czyli miniaturowego urządzenia, stosowanego w edukacji czy badaniach kosmosu. To właśnie Światowid ma stanowić podwaliny pod konstelację satelitów, służącą do obserwacji Ziemi w czasie rzeczywistym REC (Real-time Earth Observation Constellation). Na podstawie doświadczenia zebranego podczas jego misji powstanie satelita obserwacyjny ScopeSat, o znacznie lepszych parametrach – będzie w stanie wykonywać zdjęcia Ziemi z rozdzielczością 0,5 m. Razem ze Światowidem na orbitę wyniesiony został satelita KRAKsat, eksperyment naukowy. Jako pierwszy na świecie, do sterowania swoim położeniem będzie wykorzystywał ciecz magnetyczną. Mechanizm, który ma to umożliwiać – ferrofluidowe koło zamachowe – został zaprojektowany i zbudowany przez studentów AGH. Eksperci SatRevolution odpowiadali za projekt i wykonanie całej konstrukcji satelity, włącznie ze wszystkimi niezbędnymi podsystemami. Obecnie spółka współpracuje z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk nad realizacją autorskiego modułu optycznego.- Ukończony mamy już jeden etap, pozostały nam jeszcze dwa. Planujemy wyniesienie na orbitę prototypowego nanosatelity obserwacyjnego ScopeSat, bazowego elementu konstelacji REC w 2021 roku. W kolejnym powstanie pierwsza wersja konstelacji złożona z 16 satelitów. W 2023 r. na orbitę wystrzelonych będzie już 66 satelitów, wyposażonych w rozkładany moduł optyczny DeploScope – dodaje Grzegorz Zwoliński. « powrót do artykułu
  19. Wykonana przez naukowców z Johns Hopkins Medicine metaanaliza 277 badań klinicznych wykazała, że niemal żadne suplementy witamin, minerałów i innych składników odżywczych oraz niemal żadne diety nie mogą być powiązane z przedłużaniem życia czy ochroną przed chorobami serca. Naukowcy zauważyli jednocześnie, że większości z suplementów czy diet nie można też powiązać z wyrządzeniem jakiejkolwiek szkody. Analiza wykazała też, że możliwe jest, iż niektórzy ludzie odnoszą korzyści z diety niskosodowej, suplementów kwasów omega-3 oraz suplementów kwasu foliowego. Natomiast suplementy łączące wapń i witaminę D mogą być powiązane z nieco zwiększonym ryzykiem wystąpienia udaru. Wyniki badań zostały opublikowane na łamach Annals of Internal Medicine. Z danych amerykańskich Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) wynika, że 52% Amerykanów codziennie używa co najmniej jednego suplementu. Na tego typu produkty mieszkańcu USA wydają rocznie 31 miliardów dolarów. Sytuacji nie zmienia fakt, że kolejne badania wykazują, iż suplementacja nie przynosi żadnych korzyści zdrowotnych. Suplementy nie są panaceum czy magicznym środkiem, którego ludzie szukają. Coraz więcej badań naukowych pokazuje, że zdrowy dorosły człowiek nie potrzebuje suplementów. Ludzie powinni skupić się na zdrowej diecie, z której otrzymują wszystkie niezbędne składniki odżywcze, mówi główna autorka badań, doktor Erin D. Michos. Naukowcy z Johns Hopkins przyjrzeli się 277 randomizowanym testom klinicznym, podczas których badano w sumie 16 suplementów i 8 diet pod kątem ich wpływu na śmiertelność oraz choroby serca. W prowadzonych na całym świecie testach wzięło udział 992 129 osób. Podczas wspomnianych testów badano przeciwutleniacze, beta-karoten, witaminę B compleks, multiwitaminy, selen, witaminę A, witaminę B3, witaminę B6, witaminę C, E, samą witaminę D, sam wapń, wapń i witaminę D podawane razem, kwas foliowy, żelazo i kwasy tłuszczowe omega-3. Badanie diety to dieta śródziemnomorska, dieta o obniżonej zawartości tłuszczów nasyconych (mniej tłuszczów z mięsa i przetworów mlecznych), zmodyfikowaną dietę tłuszczową (mniej kwasów nasyconych lub zastępowanie kalorii z tych kwasów kwasami nienasyconymi lub węglowodanami), zredukowaną dietę tłuszczową, dietę o obniżonej zawartości soli (tę badano zarówno u osób zdrowych jak i osób z nadciśnieniem), dietę o podwyższonej zawartości kwasu alfa-linolenowego (dieta oparta na orzechach, ziarnach i olejach roślinnych) oraz dietę o podwyższonej zawartości kwasów tłuszczowych omega-6. W przypadku większości suplementów, w tym multiwitamin, selenu, witaminy A, B6, C, E, samej witaminy D, samego wapnia oraz żelaza nie stwierdzono, by zwiększały bądź zmniejszały one ryzyko śmierci lub chorób serca. Wśród analizowanych badań były trzy, których autorzy skupili się na wpływie diety o obniżonej zawartości soli na zdrowie osób z prawidłowym ciśnieniem krwi. Z grupy 3518 badanych zmarło 79 osób. Stwierdzono, że śmiertelność w tej grupie była o 10% niższa niż normalnie, co naukowcy uznali za umiarkowany dowód na wpływ diety. Przeanalizowano też pięć badań nad osobami z nadciśnieniem stosującymi dietę o obniżonej zawartości soli. Z grupy 3680 na choroby serca zmarły w czasie badań 674 osoby. Stwierdzono, że w grupie tej ryzyko zgonu na choroby serca spadło o 33%, co również uznano z umiarkowany dowód na wpływ diety. Uczeni przyjrzeli się też 41 badaniom nad wpływem suplementów kwasów omega-3. Wzięły w nich udział 134 034 osoby. Wśród nich 10 707 osób doświadczyło ataku serca lub wylewu. Naukowcy wyliczyli, że przyjmowanie suplementów omega-3 można powiązać z 8-procentowym spadkiem ryzyka ataku serca i 7-procentowym spadkiem ryzyka rozwoju choroby niedokrwiennej serca. Wpływ suplementu uznano więc z niski. Kolejnym suplementem, który mógł mieć korzystny wpływ, jest kwas foliowy. Badany był on w 25 próbach klinicznych, w których udział wzięło 25 580 zdrowych osób. U 877 z nich doszło do udaru, co oznacza 20-procentowe zmniejszenie ryzyka. Uczeni uznali związek przyjmowania suplementu z redukcją ryzyka za niski. Zauważyli bowiem, że badania wykazujące większy związek suplementu z redukcją ryzyka były prowadzone w Chinach, których mieszkańcy przyjmują mniej kwasu foliowego w normalnej diecie. Zatem potencjalny korzystny wpływ suplementu będzie znacznie mniejszy tam, gdzie w diecie znajduje się odpowiednia ilość kwasu foliowego. W końcu 20 badań brało pod uwagę suplementację połączeniem wapnia i witaminy D. W badaniach tych wzięły udział 42 072 osoby, z których 3690 doświadczyło udaru. To wskazuje na 17-procentowy wzrost ryzyka udaru w badanej grupie. Związek tego ryzyka z przyjmowanymi suplementami uznano za umiarkowany. Jednocześnie, nie znaleziono dowodów, by przyjmowanie samego wapnia lub samej witaminy D wiązało się z jakimiś korzyściami lub szkodami dla organizmu. Przeprowadzone przez nas analizy jasno pokazują, że, mimo iż mogą istnieć pewne dowody wskazujące na wpływ niektórych suplementów i diet na śmiertelność czy zdrowie układu krążenia, to zdecydowana większość multiwitamin, minerałów czy diet nie ma żadnego mierzalnego wpływu na zmniejszenie ryzyka zgonu czy choroby, mówi profesor Safi U. Khan z West Virginia University. « powrót do artykułu
  20. Największa z trzech złotych trumien w formie postaci faraona przechodzi konserwację po raz pierwszy od odkrycia grobowca Tutanchamona w 1922 r. W tym celu przetransportowano ją do Wielkiego Muzeum Egipskiego (GEM). Trumna jako jedyna pozostała na stanowisku w pobliżu Luksoru. Pozostałe dwie przewieziono w 1922 r. do Muzeum Egipskiego w Kairze. Z biegiem lat widoczne stały się różne rodzaje uszkodzeń. Główny konserwator muzeum Eissa Zidan podkreśla, że w pozłacanych warstwach pojawiły się pęknięcia. Odnowa potrwa co najmniej 8 miesięcy. Przed przewiezieniem do GEM sporządzono szczegółowy raport nt. uszkodzeń. Al-Tayeb Abbas, generalny dyrektor ds. starożytności, dodaje, że po zakończeniu prac trumna trafi na wystawę w GEM. Będzie można na niej podziwiać wyposażenie grobowca Tutanchamona, w tym 2 pozostałe złote trumny z Muzeum Egipskiego. Na otwarciu GEM w 2020 r. trzy trumny Tutanchamona będą razem po raz pierwszy [od odkrycia Cartera i Carnarvona w 1922 r.]. Trumny były w siebie włożone. Najmniejsza jest w całości ze złota, zaś dwie pozostałe wykonano z drewna i pozłocono. Sekretarz generalny Służby Starożytności Mostafa al-Waziri podkreśla, że prace konserwatorskie zostały zatwierdzone przez Komitet Stały Egipskiej Służby Starożytności. Trumnę przewieziono z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa, pod nadzorem archeologów i funkcjonariuszy policji ds. turystyki i zabytków. « powrót do artykułu
  21. Resweratrol, polifenol występujący głównie w skórkach winogron, ale także w orzeszkach ziemnych czy owocach morwy i czarnej porzeczce, pomaga zachować masę i siłę mięśni szczurów wystawionych na oddziaływanie warunków grawitacyjnych przypominających Marsa. Mikrograwitacja osłabia mięśnie i kości. Po zaledwie 3 miesiącach w kosmosie ludzkie mięśnie płaszczkowate zmniejszają się o 1/3. Towarzyszy temu utrata włókien wolnokurczliwych, których potrzebujemy dla wytrzymałości - wyjaśnia dr Marie Mortreux z Harvardzkiej Szkoły Medycznej. By umożliwić astronautom bezpieczne odbywanie długich misji na Marsie, trzeba więc opracować strategie ograniczania negatywnego wpływu na mięśnie. Kluczowe będą strategie dietetyczne, zwłaszcza że astronauci podróżujący na Marsa nie będą mieli dostępu do maszyn do ćwiczeń takich jak na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Świetnym kandydatem wydaje się resweratrol, który poddawano wielu badaniom pod kątem właściwości przeciwzapalnych, antyoksydacyjnych czy przeciwcukrzycowych. Ponieważ u szczurów wykazano, że w warunkach całkowitego odciążenia będącego analogiem mikrograwitacji podczas lotu kosmicznego resweratrol pomaga zachować masę kostną i mięśniową, podejrzewaliśmy, że umiarkowana codzienna dawka polifenolu sprawdzi się również przy zapobieganiu spadkowi kondycji mięśni w warunkach grawitacyjnych Marsa. Oddając warunki grawitacyjne Marsa, naukowcy zastosowali podejście opracowane przez dr Mary Bouxsein dla myszy. Szczury w uprzęży podwieszano na łańcuszku z sufitu klatki. Podczas eksperymentu 24 samce szczurów przez 14 dni wystawiano na oddziaływanie grawitacji ziemskiej lub stanowiącej odpowiednik grawitacji z Marsa (40% grawitacji ziemskiej). W każdej grupie połowa gryzoni dostawała wodę z resweratrolem w dawce 150 mg/kg masy ciała dziennie. Reszta piła zwykłą wodę. Poza tym wszystkie zwierzęta jadły tę samą karmę. Co tydzień mierzono obwód łydki oraz siłę chwytu przedniej i tylnej łapy. Po upływie 2 tygodni przeprowadzono badanie histologiczne mięśni łydki. Tak jak oczekiwano, symulacja warunków z Marsa doprowadziła do osłabienia siły uchwytu, zmniejszenia obwodu łydki, masy mięśniowej i zawartości włókien wolnokurczliwych. Okazało się jednak, że suplementacja polifenolem sprawiła, że siła chwytu łap była niemal taka sama, jak u niesuplementowanych zwierząt z warunków ziemskich. Co ważne, resweratrol w pełni ochronił masę mięśniową (mięsień płaszczkowaty i brzuchaty) szczurów z symulowanych warunków z Marsa, a zwłaszcza ograniczył utratę włókien wolnokurczliwych. Ochrona nie była jednak całkowita; doszło bowiem do pewnego spadku obwodu łydki (spadła średnia powierzchnia przekroju włókien obu wymienionych mięśni). Resweratrol nie wpłynął ani na spożycie pokarmów, ani na całkowitą wagę ciała. Mortreux podkreśla, że wcześniejsze badania nad resweratrolem mogą pomóc w wyjaśnieniu uzyskanych wyników. Ważnym czynnikiem jest tu zapewne insulinowrażliwość. U zwierząt odciążonych bądź z cukrzycą resweratrol sprzyja wzrostowi mięśni, zwiększając insulinowrażliwość i wychwyt glukozy we włóknach mięśniowych. Ma to spore znaczenie dla astronautów, u których podczas lotów dochodzi do spadku insulinowrażliwości. Amerykanka dodaje, że nie bez znaczenia są też właściwości przeciwutleniające resweratrolu. Konieczne są dalsze badania, które pomogą ocenić wchodzące w grę mechanizmy, a także wpływ różnych dawek resweratrolu (do 700 mg/kg masy ciała dziennie) na samce i samice. Dodatkowo trzeba będzie ocenić, czy resweratrol nie wchodzi w niekorzystne interakcje z lekami podawanymi astronautom w czasie misji. « powrót do artykułu
  22. Już wkrótce roboty i protezy mogą zyskać zmysł dotyku podobny do ludzkiego lub nawet od niego doskonalszy. Asynchronous Coded Electronic Skin (ACES) to sztuczny system nerwowy opracowany na National University of Singapore. Nowa elektroniczna skóra charakteryzuje się wysoką czułością,szybkością reakcji i odpornością na uszkodzenia, może być łączona z dowolnymi czujnikami. Jej twórcy to profesor Benjamin Tee i jego zespół z Wydziału Inżynierii i Nauk Materiałowych. Ludzie wykorzystują zmysł dotyku do zrealizowania niemal każdej czynności, od podniesienia filiżanki kawy po wymianę uścisków dłoni. Bez niego tracimy równowagę podczas chodzenia. Podobnie jest z robotami, które potrzebują zmysłu dotyku, by lepiej wchodzić z interakcje z ludźmi. Jednak współczesne roboty wciąż nie czują zbyt dobrze obiektów, mówi profesor Tee, który od  opnad dekaty pracuje nad elektroniczną skórą. System ACES wykrywa sygnały podobnie, jak ludzki układ nerwowy, jednak – w przeciwieństwie do niego – są one przesyłane za pomocą pojedynczego przewodu. To zupełnie inne podejście niż w istniejących elektronicznych skórach, która korzystają ze złożonego systemu przewodów, co powoduje, że całość jest podatna na uszkodzenia i trudna w skalowaniu. ACES wykrywa dotknięcie nawet 1000-krotnie szybciej niż ludzki układ nerwowy. Jest w stanie odróżnić fizyczny kontakt z poszczególnymi czujnikami w czasie krótszym niż 60 nanosekund. Nawet gdy impuls został odebrany jednocześnie przez wiele czujników. To szybciej, niż jakikolwiek wcześniej stworzony system. W ciągu zaledwie 10 milisekund – a więc 10-krotnie szybciej niż mrugnięcie okiem – ACES jest w stanie określić kształt, teksturę i twardość dotykanego obiektu. Platforma ACES pozwala też na stworzenie wytrzymałej elektronicznej skóry. To niezwykle ważna cecha dla urządzenia, które ma często wchodzić w kontakt fizyczny z otoczeniem. Olbrzymimi zaletami ACES są prostota okablowania całego systemu oraz szybka reakcja na impuls, nawet w przypadku wykorzystywania wielu czujników. To znakomicie ułatwia skalowanie ACES i wykorzystanie jej w wielu różnych zastosowaniach. Skalowalność to podstawowa cecha, gdyż potrzebujemy dużych wydajnych połaci elektronicznej skóry, którą możemy pokryć robota czy protezę, wyjaśnia profesor Tee. ACES można łatwo łączyć z dowolnymi czujnikami, np. rejestrującymi temperaturę, dotyk czy wilgotność, dodaje uczony. « powrót do artykułu
  23. Podczas Aspen Security Forum Microsoft zaprezentował swój pierwszy system do elektronicznego głosowania oparty na Microsoft ElectionGuard. Prezentacja miała udowodnić, że system nadaje się dla osób niepełnosprawnych i jest na tyle tani, iż mogą z niego korzystać nawet władze lokalne. Jednocześnie dobrze zabezpiecza wybory. ElectionGuard to jedno z rozwiązań oferowanych w ramach microsoftowego Defending Democracy Program. Wraz z innymi narzędziami proponowanymi przez przemysł technologiczny i uczelnie, jest potrzebny do obrony demokracji, oświadczyli przedstawiciele Microsoftu. W ubiegłym roku Microsoft poinformował niemal 10 000 swoich klientów, że byli przedmiotem ataków ze strony państw. Około 84% takich ataków przeprowadzono przeciwko przedsiębiorstwom, a około 16% – przeciwko osobom prywatnym. Wiele z tych ataków nie miało nic wspólnego z wyborami czy innymi procesami demokratycznymi, jednak ich skala pokazuje, że państwa coraz częściej wykorzystują cyberataki do zdobycia informacji wywiadowczych, wpłynięcia na decyzje polityczne czy w innych celach. Większość ze wspomnianych ataków zostało przeprowadzonych przez Iran, Koreę Północną i Rosję. Irańskie źródła ataków otrzymały kryptonimy Holmium i Mercury, źródła rosyjskie nazwano Yttrium i Strontium, a źródło koreańskie zyskało kryptonim Thallium. W sierpniu ubiegłego roku Microsoft uruchomił też usługę AccountGuard, która zawiera system ostrzegający o atakach i jest skierowana do partii politycznych, organizacji pozarządowych itp.Od tamtego czasu system wysłał 781 ostrzeżeń o atakach przeprowadzonych przez państwa na organizacje uczestniczące w programie AccountGuard. Wracając zaś do Election Guard, należy zauważyć, że podczas pokazu zademonstrowano trzy główne elementy systemu. Pierwszy to możliwość głosowania bezpośrednio z ekranu Microsoft Surfece lub za pomocą Xbox Adaptive Controler, który został stworzony we współpracy z organizacjami pomagającymi osobomniepełnosprawnym. Drugi element, to specjalny kod, który jest generowany po oddaniu głosu. Wyborca może następnie wpisać ten kod na witrynie organizacji przeprowadzającej głosowanie, by upewnić się, że jego głos został policzony i nie został zmieniony. Wykorzystana technika szyfrowania homomorficznego pozwala na upewnienie się co do prawidłowości przebiegu głosowania bez jednoczesnego zdradzania, jak wyborca głosował. Co więcej, w ostatecznej wersji ElectionGuard SDK pojawi się możliwość niezależnej weryfikacji, przez mężów zaufania, członków komisji wyborczych, dziennikarzy czy inną dowolną osobę, czy głosy zostały zliczone i nie zmienione. Trzeci element ElectionGuard to możliwość dodatkowej końcowej weryfikacji przebiegu głosowania. Każdy z wyborców będzie mógł wydrukować swoją kartę do głosowania z zaznaczonym głosem, wrzucić ją do urny, a następnie sprawdzić na specjalnej witrynie, czy jego papierowy głos został zliczony. ElectionGuard to rozwiązanie opensource'owe i w ciągu najbliższych kilku tygodni Microsoft udostępni jego SDK na GitHubie. Koncern już porozumiał się z Columbia University i podczas przyszłorocznych wyborów prezydenckich wspólnie przeprowadzą pilotażowe testy ElectionGuard. « powrót do artykułu
  24. Twócy online'owej gry Apex Legends wpadli na interesujący pomysł walki z oszustami. Zamiast – jak zwykle robią twórcy online'owych gier – blokować konta osób oszukujących w grze, zmodyfikowali algorytm gry tak, by osoby oszukujące... grały przeciwko sobie. Dotychczas walka z oszustami nie przynosiła większych skutków. O ile w płatnych online'owych grach zablokowanie oszusta skutkowało tym, że zakładał on nowe konto i ponownie płacił, to w grach darmowych – jak Apex Legends – oszust nie ponosi nawet tak minimalnej „kary”, jak konieczność ponownego wykupienia dostępu do gry. Oszuści zaś odbierają innym graczom całą przyjemność z gry, gdyż dzięki wykorzystywanym przez siebie nieuczciwym narzędziom, mają nad pozostałymi graczami olbrzymią przewagę. Apex Legends to bezpłatna gra udostępniona w bieżącym roku przez Electronic Arts. Gra nie była szeroko reklamowana, więc jej twórców zaskoczył fakt, że już w pierwszym miesiącu miała 50 milionów użytkowników. Gracze walczą w grupach po około 60 osób. Najpierw tworzone są zespoły po trzech graczy, następnie ich zadaniem jest przeszukanie okolicy, w celu znalezienia broni i innych zasobów, a w końcu dochodzi do walki pomiędzy zespołami. Gra szybko zyskała na popularności i szybko też popularność straciła. Częściowo za sprawą oszustów, którzy instalowali narzędzia pozwalające m.in. na poznanie dokładniej lokalizacji innych uczestników gry czy też narzędzia automatycznie celujące w przeciwnika podczas wymiany ognia. Twórcy Apex Legends postanowili więc, że zamiast bezproduktywnie kasować konta oszustów, lepiej spowodować, by ci dusili się we własnym sosie. « powrót do artykułu
  25. Spod food trucka z sushi na stacji kolejowej Wellington w Nowej Zelandii wydostano parę pingwinów małych. Ptaki wywieziono w bezpieczniejsze do gniazdowania miejsce na wybrzeżu. Wcześniej sprawdzono, czy nie odniosły żadnych urazów. W czasie weekendu policja została powiadomiona o pingwinie przechadzającym się po centrum Wellington. Ptaka schwytano i wywieziono do zatoki. We wtorek okazało się jednak, że wrócił z towarzystwem i zaczął budować gniazdo pod ciężarówką z sushi na stacji kolejowej. Parę wywabiono za pomocą łososia. Jack Mace z Wydziału Ochrony podkreśla, że pingwiny małe właśnie rozpoczynają sezon lęgowy. Ponieważ często gniazdują w tych samych miejscach, możliwe, że w przyszłym roku spróbują wrócić do kiosku sushi. Na wszelki wypadek specjaliści zatkali wszelkie szczeliny i szpary food trucka. Droga pingwinów na stację była usiana niebezpieczeństwami; mogły się tu bowiem dostać albo rurami, albo pokonując 4-pasmową autostradę. Zwykle gniazdem pingwinów małych jest nora. Często znajduje się ona w głębi lądu, np. ukryta w zaroślach czy w lesie. E. minor wyprowadzają 1 lęg (z rzadka 2). Jaja są składane w sierpniu-październiku.   « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...