Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' niemowlę' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 10 wyników

  1. Naukowcy powiązali zakażenie syncytialnym wirusem oddechowym (RSV) u niemowląt ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia astmy u 5-latków. Z artykułu Respiratory syncytial virus infection during infancy and asthma during childhood in the U.S. (INSPIRE): a population-based, prospective birth cohort study opublikowanego na łamach The Lancet wynika, że brak infekcji RSV w 1. roku życia związany jest ze znacznym zmniejszeniem rozwoju dziecięcej astmy. W badaniach przeprowadzonych przez Vanderbilt University oraz Emory University wzięło udział 1741 dzieci, z których 54% (944) zostało w pierwszym roku życia zarażonych wirusem RSV. Analiza wykazała, że odsetek 5-latków cierpiących na astmę jest większy wśród dzieci, które padły ofiarą infekcji RSV i wynosi 21%. Wśród 5-latków, które nie zaraziły się RSV na astmę cierpiało 16%. Naukowcy stwierdzili, że infekcja RSV w 1. roku życia jest powiązana z 26-procentowym wzrostem wystąpienia ryzyka astmy w wieku 5 lat w porównaniu z sytuacją, gdy do infekcji doszło po 12. miesiącu życia. Z badań wynika, że gdyby udało się uniknąć zakażeń RSV u niemowląt, to odsetek 5-latków chorujących na astmę zmniejszyłby się o 15%. Autorzy badań postanowili sprawdzić, czy powyższe statystyki wyglądają tak a nie inaczej, gdyż dzieci bardziej podatne na astmę ciężej przechodzą infekcję RSV – z mniejszym prawdopodobieństwem infekcja jest bezobjawowa – dlatego też są bardziej widoczne w statystykach. Dlatego też nie opierali się wyłącznie na dokumentacji medycznej, ale przyjrzeli się próbkom krwi dzieci pobranym, gdy miały one 12 miesięcy. W ten sposób określili, które dzieci rzeczywiście zetknęły się z wirusem. Dzięki takiemu podejściu mogli stwierdzić, że ich badania mogą pokazywać istnienie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy RSV w niemowlęctwie a astmą. Co więcej zauważyli też związek pomiędzy wiekiem, w którym doszło do infekcji RSV, a ryzykiem astmy oraz pomiędzy natężeniem objawów zakażenia RSV a ryzykiem astmy. Oczywiście wciąż mamy tutaj do czynienia z korelacją pomiędzy RSV a astmą, jednak z uprawdopodobnionym związkiem przyczynowo-skutkowym. Dlatego też badania te mogą być dobrym punktem wyjścia do poszukiwań związków pomiędzy RSV a astmą. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego nagrali spontaniczne ruchy noworodków i niemowląt i połączyli je z komputerowym modelem mięśniowo-szkieletowym. W ten sposób przeanalizowali sposób komunikacji między mięśniami oraz odczucia w całym organizmie małego człowieka. Odkryli w tych spontanicznych ruchach wzorce interakcji między mięśniami i stwierdzili, że takie spontaniczne poruszanie się przygotowuje dziecko do wykonywania sekwencyjnych celowych ruchów w przyszłości. Badania te pomogą lepiej nam zrozumieć zarówno rozwój sensomotoryczny człowieka, jego ewolucję, jak i wcześniej diagnozować zaburzenia rozwojowe. Dzieci poruszają się już w łonie matki, wykonując pozornie bezcelowe ruchy, do których dochodzi bez żadnej stymulacji zewnętrznej. Jeśli udałoby się lepiej je rozumieć i opisać rolę, jaką odgrywają w rozwoju człowieka, można by na bardzo wczesnym etapie wychwytywać sygnały takich chorób jak na przykład dziecięce porażenie mózgowe. Dotychczas badania nad rozwojem sensomotorycznym skupiały się na właściwościach kinetycznych, aktywności poszczególnych mięśni i stawów. Japońscy naukowcy przyjrzeli się aktywności całego ciała oraz przesyłanych przez nie sygnałów. Połączenie modelu mięśniowo-szkieletowy z wiedzą z zakresu neurologii pozwoliło zauważyć, że te spontaniczne ruchy, które wydają się być bezcelowe, przyczyniają się do koordynacji rozwoju sensomotorycznego. Naukowcy najpierw nagrywali ruchy stawów u 12 noworodków młodszych niż 10 dni oraz u 10 niemowląt w wieku około 3 miesięcy. Następnie za pomocą modelu komputerowego badali aktywność mięśni i przepływ impulsów nerwowych w skali całego organizmu. Następnie za pomocą algorytmów oszacowali przebieg interakcji pomiędzy impulsami a aktywnością mięśni. Ze zdumieniem zauważyli, że ruchy dzieci były bardziej przypadkowe, niż dotychczas sądzono. Byliśmy zaskoczeni tym, że podczas spontanicznego poruszania się, ruchy niemowląt „błądziły”, a dzieci wchodziły w różne interakcje sensomotoryczne. Nazwaliśmy to nawet „sensomotorycznym błądzeniem”. Obecnie przyjmuje się, że rozwój układu sensomotorycznego zależy od pojawiania się powtarzalnych interakcji, zatem im częściej wykonuje się dany ruch, tym lepiej jest on zapamiętywany. Jednak uzyskane przez nas wyniki wskazują, że niemowlęta rozwijają swój układ sensomotoryczny bazując na własnej ciekawości i eksploatacji świata, więc nie powtarzają po prostu tych samych działań, ale korzystają z szerokiego zestawu akcji. Ponadto nasze badania wskazują na istnienie związku pomiędzy wczesnymi spontanicznymi ruchami a spontaniczną aktywnością neuronów, mówi profesor Hoshinori Kanazawa. Badania wspierają hipotezę mówiącą, że noworodki i niemowlęta uczą się synchronizowania mięśni i impulsów nerwowych poprzez ruchy całego ciała, bez założonego z góry celu czy planu. W niedalekiej przyszłości Kanazawa chce zbadać, jak „błądzenie sensomotoryczne” wpływa na rozwój takich umiejętności jak chodzenie czy sięganie po przedmioty oraz na bardziej złożone zachowania i wyższe funkcje poznawcze. Chce dzięki temu poszerzyć wiedzę dotyczącą jego głównego obszaru zainteresowań, czyli rehabilitacji niemowląt. « powrót do artykułu
  3. W niewielkiej wsi Hellmonsödt znajduje się krypta jednej z najstarszych i najbardziej wpływowych rodzin arystokratycznych Austrii, rodu von Starhemberg. Zmarłych chowano tam w zdobionych metalowych trumnach z inskrypcjami. Jedna z trumien jest jednak drewniana i niepodpisana. Znaleziono w niej naturalnie zmumifikowane szczątki jedynego dziecka w krypcie. Stało się to okazją do przeprowadzenia wyjątkowych badań, gdyż szczątki dzieci bardzo rzadko się zachowują. Szczegółowe analizy wykazały, że mamy do czynienia z chłopcem, który w zmarł w wieku 10–18 miesięcy. Dziecko miało nadwagę, co oznacza, że rodzice dostarczali mu aż za dużo pożywienia. Porównanie z dzieckiem z pewnej bawarskiej arystokratycznej rodziny, które zmarło w podobnym wieku i podobnym okresie historycznym pokazuje, że chłopiec z Austrii miał aż dwukrotnie grubszą tkankę tłuszczową. Cierpiał jednak nie tylko na otyłość, ale na poważną chorobę kości. Tomografia komputerowa wykazała różaniec krzywiczy, czyli zgrubienia połączeń kostno-chrzęstnych żeber, co wskazuje na zaawansowaną krzywicę. W prawym płucu zauważono natomiast zrosty opłucnowe, które mogą być oznaką potencjalnie śmiertelnego zapalenia płuc, choroby rozwijającej się u niemowląt z deficytem witaminy D. Poza tymi dwoma nieprawidłowościami widoczne było też wyraźne spłaszczenie twarzoczaszki. Wszystko jednak wskazuje na to, że doszło do niego po śmierci, wyniku złożenia niemowlęcia do zbyt wąskiej i płaskiej trumny. Obraz kliniczny mumii wskazuje na kilka możliwych przyczyn śmierci. Najmniej prawdopodobna jest hipofosfatemia, rzadka choroba genetyczna. Nie stwierdzono bowiem jej występowania wśród von Starhembergów. Nie można jednak wykluczyć szkorbutu, spowodowanego niedoborem witaminy C. Jednak autorzy badań uważają, że najbardziej prawdopodobną przyczyną deformacji kości i zgonu jest niedobór witaminy D. Witaminę D dostarczamy organizmowi w pożywieniu, jest ona też wytwarzana w wyniku kontaktu z promieniami słonecznymi. Dziecko, jak pamiętamy, było aż za dobrze karmione. Co więc mogło być przyczyną jego śmierci? Żeby to rozstrzygnąć, warto przyjrzeć się tożsamości chłopca. Na trumnie nie było żadnej wzmianki o zmarłym. Najstarsze dane z parafii w Hellmonsödt pochodzą z roku 1659. Tymczasem datowanie radiowęglowe wskazuje, że dziecko zmarło albo pomiędzy rokiem 1456 a 1529 albo pomiędzy 1550 a 1635. Krypta von Starhembergów znajduje się w kościele, który zostało wybudowany w 1441 roku, a w 1499 został zmodyfikowany poprzez dodanie kaplicy i znajdującej się pod nią krypty. Kilkadziesiąt lat później krypta została zrekonstruowana i biorąc pod uwagę daty pierwszych pochówków oraz drzewo genealogiczne rodu naukowcy doszli do wniosku, że pochowany chłopiec to pierworodny syn Erasmusa der Jüngere, Reichard Wilhelm urodzony w 1625 roku. Wiadomo, że chłopiec nie był niedożywiony, zatem musiała istnieć inna niż niedobór żywności przyczyna różańca krzywicznego i prawdopodobnego zgonu na zapalenie płuc spowodowane niedoborem witaminy D. W czasach, gdy dziecko zmarło, po arystokratach oczekiwano, że będą mieli białą, bladą skórę. Opalenizna była bowiem charakterystyczna dla osób pracujących fizycznie. Dlatego też wyższe klasy unikały wystawiania na słońce, by nie pociemniała im skóra. Te same zasady dotyczyły noworodków. Reichard Wilhelm zmarł w 1626 roku, w chwili śmierci miał nadwagę, był dobrze odżywiony, ale cierpiał na różaniec krzywiczy spowodowany niedoborem witaminy D wywołanym brakiem kontaktu te światłem słonecznym. Zmarł w wieku 10–18 miesięcy w wyniku zapalenia płuc na tle niedoboru witaminy D. Jego ciało ubrano w kosztowny jedwabny płaszcz i złożono w zbyt małej trumnie. « powrót do artykułu
  4. Pierwsza formalna analiza „gaworzenia” młodych nietoperzy pokazała, że proces ten jest podobny do gaworzenia ludzkich niemowląt. Zdaniem autorów badań, naukowców z Muzeum Historii Naturalnej w Berlinie, badanie tego zjawiska może rzucić interesujące światło na pochodzenie ludzkiego języka. Niemieccy naukowcy prowadzili badania na kieszenniku dwupręgim (Saccopteryx bilineata). W artykule opublikowanym na łamach Science informują, że „gaworzenie” młodych nietoperzy zawiera osiem tych samych cech charakterystycznych, jakie znajdujemy w gaworzeniu niemowląt, w tym imitację najważniejszych sylab i rytmu. Nie można zatem wykluczyć, że jest to cecha, którą dzieli więcej gatunków ssaków. To fascynujące, że możemy obserwować tak daleko idące podobieństwa w uczeniu się wokalizacji u młodych dwóch różnych gatunków saków. Nasze badania poszerzają wiedzę na interdyscyplinarnym polu biolingwistyki, która bada biologiczne podstawy ludzkiej mowy i jej ewolucję. Prace nad nauką wokalizacji u nietoperzy mogą dostarczyć kolejnych informacji, dzięki którym lepiej zrozumiemy początki pojawienia się języka, mówi doktor Mirjam Knörnschild. Gaworzenie pozwala dzieciom, niezależnie od kultury i języka, nauczyć się kontroli aparatu mowy. Możliwość artykułowania w czasie gaworzenia tak istotnych sylab jak „ma” czy „da” jest niezbędne do nauki języka, a odpowiedni dla wieku rodzaj gaworzenia to wskaźnik rozwoju dziecka, zauważają badacze. Badanie tego zjawiska u innych gatunków jest jednak trudne, a gaworzenie opisano dotychczas niemal wyłącznie u ptaków. To jednak znacznie ogranicza możliwość badania gaworzenia, gdyż ludzie i ptaki znacznie różnią się zarówno pod względem anatomii – ludzie posiadają krtań, ptaki zaś krtań dolną – jak i pod względem organizacji mózgu. Na potrzeby najnowszych badań uczeni przyjrzeli się „gaworzeniu” 20 młodych Saccopteryx bilineata w ich naturalnym środowisku w Panamie i Kostaryce.  Zwierzęta zaczęły „gaworzyć” w ciągu pierwszych trzech tygodni po urodzeniu i gaworzyły do czasu osiągnięcia 10. tygodnia życia. Wydawane przez nie dźwięki składały się z protosylab i sylab podobnych do tych, jakimi posługiwały się dorosłe. Nietoperze starały się naśladować dorosłe osobniki. W laboratorium, podczas szczegółowych analiz nagranych dźwięków, naukowcy zauważyli, że „gaworzenie” małych nietoperzy charakteryzuje te same 8 cech, widocznych również u niemowląt. Na przykład jedną z cech charakterystycznych dźwięków wydawanych przez małe nietoperze było wielokrotne powtarzanie tych samych sylab, co jest podobne do niemowlęcego „da, da, da, stwierdzają naukowcy. Ponadto wśród nietoperzy „gaworzą” zarówno samce jak i samice. Tymczasem u ptaków zjawisko to zaobserwowano wyłącznie u samców. U nietoperzy niezróżnicowane protosylaby mogą być odpowiednikiem prekursorów mowy u ludzkich niemowląt, u których słyszymy dźwięki rzadko występujące w mowie, natomiast sylaby, podobne do dźwięków wydawanych przez dorosłe osobniki, mogą odpowiadać ludzkim w pełni rozwiniętym sylabom, które wymawia niemowlę, a których struktura w oczywisty sposób odpowiada strukturze sylab w rozwiniętej mowie, czytamy w opublikowanym artykule. « powrót do artykułu
  5. Trzydziestego pierwszego marca br. zespół Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Ogólnej Dzieci Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (UCK WUM) przeprowadził u 2-miesięcznego dziecka operację wszczepienia najmniejszej dostępnej na świecie mechanicznej zastawki serca. Dziecko urodziło się z wrodzoną wadą serca w postaci wspólnego kanału przedsionkowo-komorowego oraz z nieprawidłowym aparatem podzastawkowym (postać spadochronowa). Jak podkreślono w komunikacie uczelni, małą pacjentkę poddano złożonej korekcji wewnątrzsercowej, która ze względu na nasilone zaburzenia morfologii zastawek nie przyniosła oczekiwanego efektu funkcjonalnego. W kolejnych dobach pooperacyjnych dziecko rozwinęło ciężką niewydolność serca i zostało zakwalifikowane do operacji wszczepienia mechanicznej zastawki serca ze wskazań życiowych. Głównym operatorem był dr n. med. Michał Buczyński. W procesie diagnostyczno-terapeutycznym wzięli również udział dr Michał Zawadzki, Paulina Kopacz, dr Wojciech Mądry i dr Jacek Kuźma z Kliniki Kardiochirurgii, anestezjolog dr Monika Sobieraj, a także zespół pielęgniarek i perfuzji bloku operacyjnego Dziecięcego Szpitala Klinicznego UCK WUM. Podczas operacji użyto najmniejszej dostępnej na świecie zastawki Abott's Masters (St. Jude) HP 15 mm; warto dodać, że jest ona dostępna od niedawna i została specjalnie sprowadzona na potrzeby operacji. W dniu operacji dziecko ważyło 3,8 kg. Operacje wymiany zastawki mitralnej u pacjentów poniżej 1. roku życia należą do niezwykłej rzadkości, a w przypadku masy pacjenta poniżej 4 kg można śmiało mówić o jednym z najmniejszych na świecie. Operacja przebiegła bez powikłań. Funkcja serca poprawiała się z każdym dniem. Obecnie niemowlę przebywa w Klinice Kardiochirurgii i Chirurgii Ogólnej Dzieci UCK WUM; jego stan ogólny jest dobry (dziecko oddycha samodzielnie). « powrót do artykułu
  6. Naukowcy z Australii odkryli nowy cel terapeutyczny dla agresywnego nowotworu dzieci – nerwiaka zarodkowego. To najczęściej rozpoznawany nowotwór u niemowląt. Odkrycie może mieć znaczenie również dla walki z innymi złośliwymi nowotworami wieku dziecięcego – w tym nowotworami mózgu – oraz takich nowotworów dorosłych, jak nowotwory jajników i prostaty. Uczeni prowadzeni przez specjalistów z Children's Cancer Institute zauważyli, że proteina o nazwie ALYREF odgrywa kluczową rolę w przyspieszeniu działania genu MYCN, który napędza rozwój nerwiaka zarodkowego. Specjaliści od pewnego czasu wiedzą, że dla około 1/3 dzieci, u których występuje wysoki poziom MYCN, prognozy są bardzo złe. Dotychczas jednak nie udało się opracować leczenia, które na cel brałoby MYCN. Dlatego też Australijczycy postanowili znaleźć molekuły, które blisko współpracują z MYSN. Odkryli, że MYCN potrzebuje ALYREF do napędzania rozwoju komórek nowotworowych. Jako pierwsi wykazaliśmy, że ALYREF przyłącza się i kontroluje funkcjonowanie MYCN w komórkach nerwiaka zarodkowego, mówi profesor Glenn Marshall. To oznacza, że istnieje nowa molekuła, którą możemy zaatakować. To nowy sposób na wzięcie na cel MYCN i powstrzymanie go przed zwiększaniem agresywnego wzrostu choroby. Profesor Marshall, doktorzy Zsuzsi Nagy i Belamy Cheung oraz ich zespół stwierdzili, że ALYREF bezpośrednio przyłącza się do MYCN, dzięki czemu uruchamia proteinę USP3. Proteina ta chroni MYCN przed degradacją. W ten sposób w komórkach zostaje utrzymany ekstremalnie wysoki poziom MYC, który jest niezbędny do przyspieszania rozwoju choroby. Uzyskane wyniki sugerują, że powstrzymanie działania ALYREF przerwie cały cykl i będzie stanowiło skuteczną terapię w najbardziej niebezpiecznych przypadkach nerwiaka zarodkowego. Dlatego tez kolejnym krokiem australijskich uczonych będzie próba opracowania inhibitora ALYREF i jego przetestowanie. Posiedliśmy nową wiedzę, którą możemy wykorzystać jako podstawę do opracowania leku. Gdy znajdziemy już odpowiednie substancje, będziemy mogli przetestować je na dzieciach z wysokim poziomem MYCN i ALYREF w komórkach nowotworowych, mówi doktor Cheung. Jednak na tym nie koniec. Wiadomo, że istnieją inne nowotwory, które są napędzane przez MYCN. Należą do nich nowotwory krwi, nowotwór jajnika, rdzeniak zarodkowy, glejak wielopostaciowy, siatkówczak, guz Wilmsa czy neuroendokrynne nowotwory prostaty. O odkryciu poinformowano w artykule An ALYREF-MYCN coactivator complex drives neuroblastoma tumorigenesis through effects on USP3 and MYCN stability. « powrót do artykułu
  7. Największe z przeprowadzonych dotychczas badań wykazało, że u zdecydowanej większości amerykańskich noworodków występuje znaczący niedobór bakterii jelitowych odpowiedzialnych za przyswajanie mleka matki oraz rozwój układu odpornościowego, a także za ochronę przed patogenami wywołującymi kolki i pieluszkowe zapalenie skóry. Problem dotyczy aż 90% maluchów. Autorami metagenomicznego studium są uczeni ze Stanford University, University of Nebraska i Evolve BioSystems. Odkryli oni, że około 90% niemowląt brakuje Bifidobacterium longum subsp. infantis (B. infantis), bakterii odgrywającej ważną rolę w zdrowiu i rozwoju dzieci. Wcześniejsze badania wielokrotnie dowodziły, że jest to najbardziej korzystna bakteria z punktu widzenia wpływu na zdrowie noworodków i to dzięki niej dziecko może w pełni skorzystać z matczynego mleka. Zdecydowana większość dzieci ma niedobory tej kluczowej bakterii od najwcześniejszych tygodni życia. Ani rodzice, ani lekarze nie zdają sobie z tego sprawy. Nasze badania pokazują, jak szeroko zakrojony jest to problem, mówi współautor badań profesor Karl Sylvester z Uniwersytetu Stanforda. Okres wkrótce po narodzeniu to czas, gdy tworzą się podstawy dla przyszłego zdrowego życia, w tym rozwija się układ odpornościowy. Kluczową rolę odgrywa tutaj mikrobiom jelit, w którym powinny znaleźć się tysiące gatunków bakterii spełniających najróżniejsze role, od przeprowadzania procesów biologicznych po rozwój różnych systemów i struktur w organizmie. B. infantis rozkłada oligosacharydy mleka kobiecego (HMO). To grupa około 200 oligosacharydów unikatowych dla ludzkiego mleka. Związki te pomagają w utrzymaniu korzystnego składu flory jelitowej, utrudniają patogenom osadzanie się na błonie śluzowej jelit, biorą udział w odpowiedzi immunologicznej, prawdopodobnie są też źródeł kwasu sjalowego, który jest potrzebny do prawidłowego rozwoju mózgu. Niestety, bez B. infantis organizm dziecka nie może skorzystać z tych związków. B. infantis tym różni się od innych gatunków Bifidobacterii, że jest specjalnie zaadaptowany do ludzkiego mleka i ma szczególne zdolności rozbijania HMO na użyteczne składniki. Coraz więcej badań wskazuje też na istotną rolę tych bakterii w rozwoju układu odpornościowego niemowląt. Co więcej, kolejne badania pokazują też, że dysbioza, czyli zaburzenie mikrobiomu jelit u noworodków może prowadzić do zaburzeń immunologicznych w późniejszym życiu i pojawieniu się ostrych chronicznych stanów zapalnych. Nauka od niemal 100 lat zbiera dowody wskazujące na postępującą utratę Bifidobacteria w jelitach niemowląt. Przczynami takiego stanu rzeczy są m.in. rosnąca popularność cesarskiego cięcia, coraz powszechniejsze używanie antybiotyków oraz sztucznego karmienia. Wskutek takiego postępowania mamy do czynienia z coraz większym ubytkiem B. infantis, co skutkuje m.in. mniejszą przyswajalnością pożytecznych składników z mleka matki, zaburzonym rozwojem układu odpornościowego, zwiększonym pH jelit i związanym z tym wzrostem patogenów jelit oraz negatywnym ich wpływem na wyściółkę jelit. To wszystko ma zaś negatywne długoterminowe skutki zdrowotne. Dotychczas jednak badania nad stanem mikrobiomu jelit noworodków były w USA robione w ograniczonym zakresie. Badano dzieci z jednego obszaru geograficznego czy też dzieci urodzone przedwcześnie, gdzie często występują problemy ze stabilnością mikrobiomu. Autorzy najnowszych badań pobrali próbki kału od 227 dzieci w wieku poniżej 6 miesięcy. Próbki pobierano w pięciu różnych stanach i przeanalizowano pod kątem występujących w nich gatunków bakterii oraz ich liczebności. Szczególną uwagę zwracano na obecność bakterii pomagających przyswajać mleko matki. Przeprowadziliśmy badania metagenomiczne, których celem było scharakteryzowanie bakterii występujących w jelitach zdrowych dzieci w wieku poniżej 6 miesięcy, opisaniu funkcji ekosystemu bakteryjnego w szczególności jego zdolności do metabolizowania oligosacharydów mleka kobiecego oraz obecności genów antybiotykooporności, stwierdzili autorzy badań. Z badań wykluczono dzieci, które przyjmowały antybiotyki, u których zdiagnozowano problemy z przyswajaniem węglowodanów oraz dzieci cierpiących na żółtaczkę. Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Metagenomic insights of the infant microbiome community structure and function across multiple sites in the United States. « powrót do artykułu
  8. Inżynierowie z MIT opracowali „inteligentną pieluchę”, wyposażoną w czujnik wilgoci, który alarmuje rodziców, gdy pielucha jest pełna. Czy czujnik wyczuje w pielusze wilgoć, przesyła sygnał do odbiornika, a ten wysyła informację na smartfon lub komputer. Czujnik składa się z pasywnego taga radiowego RFID, umieszczonego pod warstwą absorbującego wilgoć polimerowego hydrożelu, standardowo stosowanego w pieluchach. Gdy polimer zostanie zmoczony, nieco zwiększa swą objętość i staje się lekko przewodzący. To wystarczy, by tag RFID wysłał sygnał do odbiornika znajdujące się w w odległości do 1 metra. Naukowcy mówią, że ich eksperyment jest pierwszym, który dowodzi, że wspomniany hydrożel może spełniać rolę anteny. Koszt produkcji samego tagu RFID to mniej niż 2 centy, zatem nie podniesie on zbytnio kosztu produkcji samej pieluchy. Wynalazcy „inteligentnej” pieluchy zauważają, że z czasem pieluchy mogą posłużyć do identyfikowania niektórych problemów zdrowotnych. Mogą być one szczególnie użyteczne tam, gdzie pielęgniarki mają pod swoją opieką wiele noworodków jednocześnie. Czujnik można będzie też zintegrować z pieluchami dla dorosłych. To może zapobiec podrażnieniom i różnego typu infekcjom, jak na przykład zapalenia dróg moczowych, zarówno u osób starszych jak i u dzieci, mówi Sai Nithin R. Kantareddy z MIT. Obecnie na rynku istnieją „inteligentne” pieluchy, ale większość z nich posiada wskaźniki wilgotności w postaci pasków naklejonych na samą pieluchę. Wskaźnik pod wpływem wilgoci zmienia kolor. Jednak, by go zobaczyć, trzeba zdjąć ubranie. Inne stosowane rozwiązanie to wykorzystanie technologii Wi-Fi lub Bluetooth z czujnikami podłączonymi na zewnątrz pieluchy. To dość spore, niewygodne w obsłudze wyposażone w baterie urządzenia wielokrotnego użytku, które trzeba czyścić i podłączać do pieluchy przed każdym użyciem. Tagi RFID są tanie, można je wyrzucić po jednokrotnym użyciu, a drukuje się je na rolce, podobnie jak naklejki z kodem paskowym. Standardowy tag RFID składa się z anteny i chipa RFID. Nie wymagają one własnego źródła energii, są zasilane falami radiowymi z odbiornika. Nauowcy z MIT stworzyli tagi RFID, które nie są tylko biernymi odbiornikami, ale też czujnikami. Gdy odkryli, że hydrożel stosowany w pieluchach, który zwykle jest izolatorem, po zmoczeniu staje się słabym przewodnikiem, wykorzystali ten fakt w swoim projekcie. Odkryli też, że dodając do czujnika odrobinę miedzi mogą zwiększyć jego przewodnictwo i wzmocnić sygnał, dzięki czemu tag może komunikować się z odbiornikiem położonym dalej niż 1 metr od niego. « powrót do artykułu
  9. W Salango, w rytualnym kompleksie na środkowym wybrzeżu Ekwadoru, archeolodzy odkryli szczątki niemowląt, na których czaszki nasadzono jak hełm zmodyfikowane czaszki starszych dzieci. Wykopaliska ratunkowe prowadzono w latach 2014-16. Wyniki badań opublikowano w piśmie Latin American Antiquity. Naukowcy podkreślają, że w wielu kulturach południowoamerykańskich ludzka głowa była ważnym symbolem. W Salango odkryto 2 kurhany z ok. 100 r. p.n.e. Zidentyfikowano liczne artefakty, w tym pochodzące z późnej fazy Engoroy figurki przodków, oraz szczątki 11 osób (przedstawicieli kultury Guangala). W zachodnim kurhanie pogrzebano czworo niemowląt, a we wschodnim dwie osoby dorosłe, starsze dziecko i czworo niemowląt. Jedno niemowlę z każdego kurhanu miało "kask" utworzony ze zmodyfikowanych czaszek innych dzieci. Głowy i nasadzone na nie czaszki z pochówków 370. i 339. zostały wyjęte z kurhanów z otaczającą glebą. W czerwcu 2018 r. Sara Juengst i Abigail Bythell z Uniwersytetu Karoliny Północnej w Charlotte oddzieliły warstwy czaszek i oceniły pochówki pod kątem demograficznym i patologicznym. Wiek w momencie zgonu określiły na podstawie wyrzynania zębów i uformowania korzeni. W przypadku dodatkowych czaszek wiek dzieci oceniono w oparciu o stopień rozwinięcia kości. Jedno z niemowląt (z pochówku 370.) zmarło w wieku ok. 18 miesięcy. Klatkę piersiową, ramiona oraz głowę odkryto w pozycji anatomicznej. Hełm przygotowano z czaszki innego dziecka, które w chwili zgonu miało ok. 4-12 lat. Specjalistki stwierdziły występowanie cribra orbitalia (są to zmiany patologiczne na górnej ścianie oczodołu, w wyniku których warstwa zbita przekształca się w przerośniętą substancję gąbczastą) oraz częściowo wygojone odgraniczone porowate zmiany w okolicy ciemieniowej. Nie stwierdziły żadnych urazów. Spomiędzy dwóch warstw czaszkowych wyjęto muszelkę i paliczek starszego dziecka. Do zrobienia kasku wykorzystano obie kości ciemieniowe, skrzydło większe kości klinowej oraz okolicę potyliczną. Tutaj także stwierdzono odgraniczone porowate zmiany w obu kościach ciemieniowych. Wygląd krawędzi fragmentów czaszki wskazywał na okołośmiertne cięcie. Drugie niemowlę (z pochówku 339.) zmarło, gdy miało mniej więcej 6-9 miesięcy. Zachował się cały szkielet. Juengst i Bythell stwierdziły m.in. zapalenie okostnej w obu kościach piszczelowych. Nie zauważyły żadnego urazu. Dodatkowe elementy czaszkowe (22) to fragmenty kości ciemieniowej, łuski kości skroniowej i potylicy 2-12-letniego dziecka w położeniu anatomicznym. Ponownie na 4 fragmentach skroniowych zauważono odgraniczone porowate zmiany. Nie wiadomo, czy zmarłe dzieci były ze sobą spokrewnione. Akademicy z Uniwersytetu Karoliny Północnej w Charlotte i Universidad Técnica de Manabí dodają, że hełmy były ciasno dopasowane, co może sugerować jednoczesny pochówek niemowlęcia i dziecka-dawcy czaszki. Juengst i inni tłumaczą, że zabieg mógł być próbą zapewnienia ochrony w życiu pozagrobowym (wydaje się to tym bardziej prawdopodobne, że głowy otoczono figurkami przodków). Istnieje też jednak alternatywne wyjaśnienie, że niemowlęta i/lub starsze dzieci wzięły udział w rytuale mającym uspokoić pobliski aktywny wulkan. Poza tym wysuwano sugestie, że któreś z nich mogło umrzeć z powodu głodu panującego po erupcji. Występowanie u wszystkich pewnych zmian patologicznych może bowiem wskazywać na stres będący wynikiem opadu popiołów wulkanicznych. « powrót do artykułu
  10. Już przed 7000 lat w Europie Środkowej pojawiły się niewielkie ceramiczne butelki i kubki z dzióbkami. Z czasem pojawiało się ich coraz więcej, niektóre przyjmowały kształt zwierząt. Naczynia takie znaleziono m.in. w grobach dzieci i niemowląt, co przyczyniło się do wysunięcia teorii, że naczynia te wykorzystywano podczas odstawiania dzieci od piersi. Jednak równie dobrze mogły być używane do karmienia chorych czy niedołężnych. Najstarsze takie naczynia pochodzą z neolitu, a coraz powszechniejsze stają się w epoce brązu i żelaza. Dotychczas jednak nie badano ich zawartości. Teraz na łamach Nature naukowcy poinformowali o wynikach badań trzech niewielkich naczyń pochodzących z okresu od 3200 do 2500 lat temu, jakie znaleziono w Bawarii w grobach niemowląt. Analiza wykonana przez Julie Dunne, geochemiczkę z University of Bristol, i jej zespół dowodzi, że w naczyniach przechowywano produkty mleczne, najprawdopodobniej samo mleko. Jak mówi Dunne, obecność molekuł mleka i znalezienie naczyń w grobach dzieci co najlepsze dowody, jakimi możemy dysponować, by wnioskować o przeznaczeniu naczyń. Zdaniem Sian Halcrow, bioarcheolog z nowozelandzkiego University of Otago, to pierwszy bezpośredni dowód, że mleko zwierząt znajdowało się w tych naczyniach i służyło do karmienia dzieci. Podawanie dzieciom mleka było jednym z wyników pojawienia się rolnictwa. Dzięki temu możliwe było szybsze odstawienie dziecka od piersi i wzrost populacji. Doktor Dunne badała w swojej karierze tysiące ceramicznych naczyń pod kątem obecnych tam molekuł po przechowywanej żywności. Zwykle naukowcy biorą fragment ceramiki, mielą ją i przeprowadzają badania. Jednak w przypadku wspomnianych naczyń, które są bardzo rzadki, takie podejście było wykluczone. Naukowcom udało się jednak wykonać niewielkie odwierty w dwóch naczyniach pochodzących z epoki żelaza oraz jednym z epoki brązu. Po zbadaniu próbek jednoznacznie stwierdzono, że obecne tam molekuły pochodzą z mleka. Użyciu zwierzęcego mleka towarzyszy szybki wzrost populacji, mimo tego, że – jak oceniają specjaliści – aż 35% dzieci umierało w pierwszym roku życia, a dorosłości dożywało tylko 50% ludzi. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...