Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na położonej za kołem arktycznym norweskiej wyspie Spitsbergen otwarto właśnie największą i prawdopodobnie najnowocześniejszą na świecie przechowalnię nasion. Już w pierwszych dniach działalności ten ogromny kompleks przyjął ponad 100 milionów nasion pochodzących z ponad 100 krajów świata. W ten sposób powstaje największa i najbardziej różnorodna kolekcja nasion, jaką kiedykolwiek stworzono na Ziemi. W ceremonii otwarcia wzięli udział znakomici goście, m.in. premier Norwegii, Jens Stoltenberg, który oficjalnie otworzył drzwi przechowalni. Następnie, wraz z laureatem Pokojowej Nagrody Nobla Wangari Maathai, wspólnie umieścili w niej pierwsze nasiona. Innym wybitnym uczestnikiem uroczystości był przewodniczący Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barroso. Nie zabrakło także wielu znakomitych ekspertów z dziedziny agrokultury i polityków. Wszyscy znakomici goście wzięli udział w symbolicznym umieszczeniu pierwszych nasion w nowo powstałym budynku. Uroczystość uświetnił także występ orkiestry i chóru. Depozyt umieszczono 130 metrów pod powierzchnią góry, niedaleko wioski Longyearbyen na Spitsbergenie. Obecnie w przechowalni znajduje się 268000 próbek nasion. Każda pochodzi z innej farmy lub pola. Łączna waga nasion zdeponowanych pierwszego dnia wyniosła 10 ton. Zamiarem twórców bezprecedensowego projektu było stworzenie "kopii zapasowej" możliwie wielu gatunków roślin ważnych dla człowieka. Ma to na celu ochronę bioróżnorodności w dobie zmian klimatycznych i zubożenia ekosystemów. Dzięki doborowi kilku optymalnych gatunków roślin można co prawda osiągnąć większe zbiory, lecz ewentualny czynnik szkodliwy dla danego gatunku bądź odmiany może spowodować globalną katastrofę. Z tego powodu niezbędne było stworzenie bezpiecznego i trwałego depozytu, który pozwoliłby odtworzyć zniszczone rośliny w razie jakiejkolwiek nieprzewidzianej sytuacji. Ze względu na położenie wewnątrz góry na lodowcu depozyt ma szansę przetrwać 200 lat w stanie naturalnego zamrożenia, niemal zupełnie niezależnie od zmian klimatu na powierzchni Ziemi. W czasach zagrożenia różnorodności życia zasiedlającego naszą planetę Norwegia jest dumna, że mogła odegrać tak ważną rolę w tworzeniu budynku zdolnego do ochrony nie tylko nasion, ale także zrębu ludzkiej cywilizacji - powiedział premier Norwegii Jens Stoltenberg. Uruchomiony depozyt ma charakter non-profit, a jego obsługą zajmie się organizacja NordGen. W ramach projektu zostanie także uruchomiona internetowa baza danych, obejmująca informacje o wszystkich przechowywanych nasionach. Warto dodać, że wstępny ładunek depozytu to zaledwie 5% jego całkowitej pojemności. Norweska przechowalnia składa się z trzech pilnie strzeżonych pomieszczeń, umieszczonych na końcu 125-metrowego tunelu prowadzącego w głąb lodowca położonego na wyspie w archipelagu Svalbard. Nasiona będą przechowywane w temperaturze -18 stopni Celsjusza w specjalnie zaprojektowanych czterowarstwowych pojemnikach, które następnie umieszcza się w zbiorczych pojemnikach. Każdy taki pojemnik wkłada się do specjalnego termosu, utrzymującego niską temperaturę na wypadek uszkodzenia urządzeń regulujących mikroklimat komory. Sami twórcy przechowalni szacują, że niektóre z nasion mogą w takich warunkach przetrwać od dwóch aż do dwudziestu tysięcy lat, a następnie dać początek nowym roślinom. Również poziom zabezpieczeń przed intruzami robi wrażenie. Aby dostać się do pomieszczeń, w których przechowywane są nasiona, konieczne jest pokonanie aż czterech par drzwi. Każdy materiał wnoszony do budynku jest prześwietlany, a budynek jest wprost najeżony detektorami wykrywającymi obecność niepożądanych osób. Zadbano również o estetykę budynku oraz wymiar symboliczny jego wyglądu. Dzięki pokryciu błyszczącą stalą, lustrami i pryzmatami, budynek jest widoczny z odległości kilku kilometrów. Założeniem jego konstruktorów było, aby symbolizował on ogromną latarnię morską. Z kolei zimą, gdy za kołem arktycznym trwa nieprzerwana noc, budynek świeci na zielono i biało dzięki sieci oplatających go światłowodów. Choć sam fakt skontruowania tak niezwykłego budynku robi wrażenie, miejmy nadzieję, że na powierzchni Ziemi nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której wydobycie zdeponowanych nasion byłoby konieczne. Zainteresowanych przedsięwzięciem zapraszamy na witrynę internetową Svalbard Global Seed Vault.
  2. lt;!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> Niewielu z nas chciałoby wiedzieć, kiedy nastąpi nasz koniec, ani jak on będzie wyglądał. Jednak zahamowania te są obce astronomom – właśnie udało im się sprecyzować... harmonogram końca świata. Dotychczas wiadomo było, że życie na Ziemi wyginie po zmianie charakteru reakcji termojądrowych zachodzących w Słońcu. Nasza gwiazda zwiększy swą objętość, z czasem wchłaniając wewnętrzne planety Układu Słonecznego. Przed konsumpcją zostaną one oczywiście porządnie upieczone. Ziemia miała uniknąć całkowitej zagłady dzięki potężnemu wiatrowi słonecznemu, który powinien wypchnąć ją na wyższą orbitę. Za sprawą wysiłków astronomów z University of Sussex znamy nieco więcej szczegółów procesu, którego końcowa faza ma nastąpić za 7,6 miliarda lat. Najnowsze obliczenia wskazują niestety, że nasza planeta również stanie się częścią Słońca. Zwiększenie promienia orbity nie pozwoli uniknąć pochwycenia przez atmosferę gwiazdy. Wywołane w ten sposób tarcie doprowadzi do zmniejszenia prędkości liniowej Ziemi oraz jej powolnego opadania na Słońce. Finał tej wędrówki jest raczej jasny: nasza planeta wyparuje. Jeszcze posępniejsze prognozy dotyczą życia na Ziemi. Okazuje się, że pozostał nam już tylko miliard lat. Ponieważ organizmy są obecne od około 3,7 mld lat, nasza planeta ma za sobą niemal 80% całkowitego czasu "życia". Później Słońce stanie się wystarczająco duże, by wygotować wszystkie oceany. Podobno scenariusza tego można uniknąć. Kierujący wspomnianymi badaniami Robert Smith twierdzi, że wystarczy co parę tysięcy lat przyspieszać ruch Ziemi za pomocą asteroidy, by utrzymać bezpieczną odległość od Słońca. Zabiegi te mają wystarczyć na co najmniej 5 miliardów lat.
  3. Mimo nieprawdopodobnie szybkiego rozwoju nauki, wciąż jesteśmy bezradni wobec wielu form nowotworów. Na szczęście, naukowcom nie brakuje nowych pomysłów walkę z tą chorobą. Na przykład uważa się, że rozwojowi zmutowanych komórek sprzyja osłabienie układu odpornościowego. Dlatego właśnie naukowcy z Yale University starają się wzmocnić działanie tego układu, wykorzystując sztuczne cząsteczki przypominające komórki. Badania, którymi kieruje profesor Tarek Fahmy dały już bardzo obiecujące rezultaty. Wspomniane sztuczne "komórki" powodują bowiem 45-krotne wzmożenie aktywności limfocytów T, dzięki czemu organizm lepiej sobie radzi nie tylko ze zwalczaniem nowotworów, ale też wszelkich chorób zakaźnych. Co więcej, cząstki te pozwalają uruchomić reakcję na ściśle określone rodzaje infekcji. Dzieje się tak, ponieważ powierzchnia cząstek pokryta jest uniwersalnymi "złączkami", do których można przyczepić wybrane antygeny (nawet kilka rodzajów) oraz związki pomocnicze. Te z kolei wywołują odpowiednią reakcję limfocytów T. Dodatkowo z wnętrza "komórek" powoli uwalniane są cytokiny wzmacniające odpowiedź organizmu. Mechanizm ten symuluje naturalne zjawiska towarzyszące rozprzestrzenianiu się przeciwciał. Twórcy opisywanej metody zwracają uwagę, że jako pierwsza pozwala ona na tak precyzyjne sterowanie reakcją układu odpornościowego za pomocą powszechnie dostępnych środków. Sztuczne "komórki" wyprodukowano bowiem z tego samego materiału, co ulegające biodegradacji nici chirurgiczne. To z kolei daje szansę na szybkie zakończenie testów klinicznych, ponieważ używane przez naukowców substancje są już dopuszczone do użytku i dobrze przetestowane.
  4. Wyniki II fazy badań klinicznych przeciwwirusowego żelu, inaktywującego wirusa HIV, zakończyły się sukcesem - donoszą badacze z Uniwersytetu Alabama w Birmingham i Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Pittsburghu. W czasie testów żel, zawierający składnik aktywny: tenofovir, był aplikowany samodzielnie przez kobiety HIV-negatywne. Wszystko wskazuje na to, że może stać się niedługo skutecznym i rutynowo stosowanym środkiem spowalniającym rozprzestrzenianie "dżumy XXI wieku" - AIDS. Większość kobiet biorących udział w teście przyznało, że chętnie stosowałoby tę substancję codziennie lub przed stosunkiem płciowym, gdyby został on zatwierdzony do powszechnego użytku. Żel jest łatwy w użyciu i dobrze tolerowany przez HIV-negatywne kobiety. To najważniejsze z naszych spostrzeżeń - mówi Craig Hoesley, lekarz z wydziału chorób zakaźnych Uniwersytetu Alabama. Mamy teraz możliwość rozszerzenia badań i dokładniejszego zbadania, czy jest on skutecznym środkiem zapobiegającym rozprzestrzenianiu się infekcji HIV. Należy zaznaczyć, że zakończona właśnie faza badań nie miała na celu stwierdzenia skuteczności leku, a jedynie jego nieszkodliwość. Zgodnie z przepisami, wstępne testy skuteczności leku należy przeprowadzić in vitro, następnie pierwszy etap badań na ludziach ma na celu głównie określenie stopnia szkodliwości i występowania działań niepożądanych w wyniku podawania farmaceutyku. Dopiero kolejna faza badań ma na celu zbadanie, czy substancja spełnia swoje zadanie jako lekarstwo. W oparciu o to, czego już się dowiedzieliśmy, możemy rozpocząć kolejny etap badań z większą niż dotychczas pewnością i odpowiedzieć na pytanie, czy tenofovir i podobne żele inaktywujące HIV mogą okazać się lepsze niż dotychczas testowane, nieskuteczne substancje - tłumaczy dr Sharon L. Hillier, dyrektor zespołu badawczego ds. chorób przenoszonych drogą płciową Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Pittsburgu. Był on także głównym pracownikiem nadzorującym badania II fazy tenofoviru. Celem badań było wykazanie, czy tenofovir jest skuteczny w codziennym użyciu przez sześć miesięcy oraz przy stosowaniu zaraz przed każdym stosunkiem seksualnym. Szczęśliwie okazało się, że w obu sytuacjach lek nie wykazuje niepożądanych reakcji. Należy dodać, że na tym etapie badań pacjentki były proszone o używanie prezerwatyw przy każdym kontakcie. Nie tylko subiektywne odczucia pacjentek wykazują brak niekorzystnego wpływu na organizm. Także badania wątroby, krwi oraz nerek w obu grupach badanych nie wykazywały żadnych odstępstw od grupy kontrolnej, przyjmującej identycznie wyglądający żel placebo, niezawierający tenofoviru. Badania II fazy objęły 200 aktywnych seksualnie kobiet nie wykazujących obecności wirusa HIV w organizmie. Do testów zaproszono panie w wieku od 19 do 50 lat, spośród których 64% było zamężnych. Co istotne, kobiety przyjmowały lek chętnie i nie unikały jego stosowania. Aż 80 procent pań, które proszono o używanie żelu na 2 godziny przed stosunkiem, stosowało się do tych reguł aż do końca całej serii badań. Wśród pań z drugiej grupy badanej odsetek ten był jeszcze wyższy: aż 83% kobiet przyjmowało lek codziennie, czyli tak, jak zalecali im lekarze nadzorujący testy. Dr Hoesley twierdzi, że spośród badanych kobiet aż 90% przyznało, że gdyby lek został zatwierdzony do powszechnego użytku, poważnie rozważyłyby jego stosowanie niezależnie od zalecanej częstotliwości podawania w trosce o własne zdrowie i zabezpieczenie przed HIV i AIDS. Panie nie miały także nic przeciw formie aplikowania leku - uznały ją za wygodną i prostą w stosowaniu. Tenofovir, aktywny składnik badanego żelu, należy do klasy nukleotydowych inhibitorów odwrotnej transkryptazy, które naśladują składniki syntetyzowanego przez wirusa DNA, wiążą się z nim i jednocześnie blokują go. W ten sposób enzym wirusa zostaje zablokowany, a on sam jest niezdolny do namnażania. Choć przed lekiem jeszcze długa droga do jego ewentualnej rejestracji przez administrację, mamy nadzieję, że stanie się on oczekiwanym od dawna przełomem w walce z epidemią HIV i AIDS.
  5. Naukowcy z całego świata nie ustają w poszukiwaniu lekkich, tanich w produkcji, a jednocześnie bardzo wytrzymałych materiałów. W ubiegłym roku akademicy z University of Michigan stworzyli wyjątkowo odporny materiał, jednak był on bardzo kruchy. Bardzo trudno jest go zdeformować, ale gdy już dojdzie do deformacji, materiał zaczyna pękać. Nieco później pracownicy MIT wyprodukowali z gliny i polimeru materiał, który był równie wytrzymały i nie pękał tak szybko. Teraz Szwajcarzy pokazali, co potrafią. Profesor Ludwig Gauckler ze Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologicznego w Zurichu wyprodukował materiał pięciokrotnie bardziej wytrzymały od tego, co osiągnięto w MIT, który jest przy tym elastyczny. Cienka warstwa materiału jest równie wytrzymała jak folia aluminiowa, jednak można rozciągnąć ją o 25%. Tymczasem folia pęka już po 2-procentowym rozciągnięciu. Nowy materiał może posłużyć do produkcji protez kości, implantów dentystycznych, lekkich i wytrzymałych samochodów czy samolotów. Może też zostać użyty do produkcji elastycznych urządzeń elektronicznych. Profesor Gauckler mówi, że świetnie zastąpi on szeroko wykorzystywane włókno szklane. W przemyśle przyda się jeszcze jedna jego właściwość – materiał może być przezroczysty. Materiał uzyskano rozpuszczając płytki z tlenku aluminium w etanolu, a następnie napylając całość na powierzchnię wody. Płytki połączyły się tworząc jednolitą powierzchnię. Naukowcy zanurzyli w roztworze taflę szkła, przenosząc na nią aluminium. Później na wierzchu napylili chitosan – polimer otrzymywany z chityny. Proces ten powtarzano tak długo, aż na tafli nie powstałą polimerowo-aluminiowa warstwa grubości kilkudziesięciu mikrometrów. Następnie zdjęto ją ze szkła za pomocą ostrza. Proces wytwarzania na pierwszy rzut oka wygląda na bardzo skomplikowany, jednak profesor Ilhan Aksay z Princeton University uważa, że łatwo będzie go zmodyfikować na potrzeby masowej produkcji. Podobnie jak w innych badaniach nad materiałami, tak i tym razem za wzór posłużyła natura. Tym razem była to macica perłowa. Naukowców zainteresowały znajdujące się w niej płytki węglanu wapnia. Okazało się, że stosunek ich wielkości do grubości nie jest przypadkowa i ma ogromne znacznie przy zapewnieniu macicy odporności. Profesor Gauckler informuje, że jego materiał wymaga jeszcze szeregu ulepszeń. Chciałby zwiększyć siłę wiązań pomiędzy aluminiowymi płytkami a polimerem oraz zastosować lepszy, bardziej wytrzymały polimer. Na razie jednak, jak twierdzi, „pokazaliśmy, że potrafimy wykonać niemal tak dobrą robotę, jak sama natura”.
  6. Fernando Orellana i Brendan Burns to ojcowie robota, który odtwarza ludzkie sny.Sleep Waking wykorzystuje nagranie fal mózgowych i ruchów gałek ocznychw fazie snu REM. By mu je dostarczyć, Orellana spędził noc w The AlbanyRegional Sleep Disorders Center. Podpięto go do aparatury pomiarowej. W ten sposób uzyskano zapis EKG, EEG i ruchów oczu. Te ostatnie łatwo było przełożyć na zachowanie robota. Gdy człowiek "patrzył" w prawo, maszyna robiła to samo. Zapis aktywności mózgu musiał być najpierw przeanalizowany przez algorytm uczący. W ten sposób w fazach REM i NREM udało się wyodrębnić kilka wzorców. Naukowcy skojarzyli je z preprogramowanymi działaniami robota. Zidentyfikowane wzorce stały się czymś na kształt filtra. Sleep Waking odtwarzał określone zachowania, gdy tylko wyłapał odpowiedni wzorzec w strumieniu sygnałów. Zachowania demonstrowane przez robota były tym, co ja i inne osoby moglibyśmy robić w śnie – tłumaczy Orellana. W projekcie wykorzystano humanoida Kondo KHR-2HV. Jak tłumaczą eksplorujący nieznane rejony artyści, robot miał być metaforą maszyny odtwarzającej lub rozszerzającej ludzkie doświadczenia. Jego rola polegała na byciu przedłużeniem danej osoby oraz pogłębieniu i wyciągnięciu na światło dzienne tajników jej podświadomości. Część funduszy pozyskano z Union College i The Albany Regional Sleep Disorders Center. Film dokumentujący przebieg eksperymentu udostępniono na .
  7. Z badań brytyjskich naukowców wynika, że kryl występuje nawet na głębokości 3000 metrów. Dotychczas sądzono, że nie może on żyć głębiej niż 150 metrów pod powierzchnią wody. Nie oznacza to jednak, że kryla jest znacznie więcej, niż się dotąd wydawało. Jednak odkrycie całkowicie zmienia naszą wiedzę o źródłach pożywienia dla pingwinów, ryb, fok czy wielorybów - czytamy w raporcie National Oceanography Centre. Nie ma zbyt wielu organizmów, które mogą żyć na tak wielkich różnicach głębokości. Kryl jest znacznie bardziej elastyczny fizjologicznie i behawioralnie niż przypuszczaliśmy - mówi Andrew Clarke z British Antarctic Survey. Naukowiec spekuluje, że kryl wędruje ku powierzchni by pożywić się algami, a pod koniec arktycznego lata przemieszcza się na większe głębokości. Jeśli Clarke ma rację, to oznacza, że głębiej pod powierzchnią nie kryją się olbrzymie zasoby kryla. A to ma olbrzymie znacznie dla gospodarki morskiej. Każdego roku ludzie odławiają około 120 000 ton kryla, który jest wykorzystywany zarówno w produkcji lekarstw na serce, jak i w hodowli ryb. British Antarctic Survey ocenia, że w okolicach Antarktydy żyje 50-150 milionów ton kryla. Jego ilość gwałtownie spada od lat 70. ubiegłego wieku. Jest to związane z ocieplaniem się wód oceanicznych i zmniejszaniem się pokrywy lodowej. Kryl mieszka właśnie pod nią, gdyż pod nią występują algi, a ponadto stanowi ona ochronę przed drapieżnikami.
  8. Firma Metaram przygotowała technologię, która pozwala w łatwy sposób dwu- a nawet czterokrotnie zwiększyć ilość pamięci RAM dostępną dla serwera. Pierwszymi klientami MetaRAM zostały Hynix i SmartModular. Układy pamięci od pewnego czasu nie nadążają za rozwojem procesorów. Na rynku mamy już 2-, 4- i 8-rdzeniowe CPU przeznaczone dla serwerów i układy te są w stanie wykonać jednocześnie tak wiele zadań, że muszą oczekiwać, na pamięć, która nie dorównuje im wydajnością. W efekcie spada wydajność całego systemu. Musimy pamiętać też i o tym, że nie możemy bez końca dokładać kolejnych kości pamięci. Twórców serwerów ogranicza tu przede wszystkim konstrukcja płyty głównej, która ma określoną liczbę slotów. Rozwiązaniem problemu jest zastosowanie układu MetaSDRAM, który jest pośrednikiem pomiędzy kośćmi pamięci a kontrolerem. Jego zastosowanie powoduje, że producenci mogą na pojedynczej kości umieścić nawet czterokrotnie więcej układów scalonych, gdyż MetaRAM zajmuje się przetwarzaniem dodatkowych sygnałów elektrycznych. Odbywa się to oczywiście kosztem większych opóźnień i poboru mocy (w przypadku układu FB-DIMM jest to opóźnienie rzędu 40-50 nanosekund), jednak korzyści zdecydowanie przewyższają koszty. Obecnie na serwerowej płycie głównej, która wyposażona została w cztery sloty pamięci, możemy zastosować 128 gigabajtów RAM. Dzięki nowym układom zmieści się tam nawet 512 GB RAM. Co więcej, zastosowanie rozwiązania MetaRAM wiąże się z olbrzymimi oszczędnościami gotówki. Firma SmartModular zwykle sprzedaje 8-gigabajtowy serwerowy układ DIMM za około 5000 USD. Kość o tej samej pojemności, wyposażona w chip MetaRAM wyceniona została na 1500 dolarów. Układy MetaRAM współpracują zarówno z technologią DDR2 jak i DDR3. Powstają one w fabrykach TSMC i zostały wycenione na 200 USD za chip dla 8-gigabajtowych DIMM i na 450 USD dla 16-gigabajtowych układów pamięci.
  9. Naukowcy z Pukyong University w Busan w Korei Południowej twierdzą, że pozyskali od żaby ryczącej (Rana catesbeiana) peptyd o właściwościach antyutleniających, który można wykorzystać u ludzi do spowolnienia procesów starzenia się (Bioresource Technology). Substancja ta stanowi świetną alternatywę dla witaminy E. Ta ostatnia staje się coraz droższa, ponieważ na całym świecie rośnie zapotrzebowanie na nią. Szef zespołu, profesor Kim Se-kwon, wyjaśnia, że żabi peptyd rozpuszcza się w wodzie, a nie w tłuszczu jak alfa-tokoferol, co pozwala urozmaicić sposoby zażywania. Można go "umieszczać" np. w napojach gazowanych. Na korzyść nowego związku przemawia jeszcze jedno zjawisko. Jest on 10-krotnie skuteczniejszy od witaminy E, jeśli chodzi o powstrzymywanie utleniania przez wolne rodniki.
  10. William Hakvaag, dyrektor muzeum wojny z północnej Norwegii, twierdzi, że znalazł rysunki autorstwa Adolfa Hitlera, które powstały w czasie drugiej wojny światowej. Były one ponoć ukryte w obrazie podpisanym A. Hitler, zakupionym przez Skandynawa na aukcji w Niemczech. Znalazły się wśród nich kolorowe szkice postaci z Królewny Śnieżki Disneya z 1937 roku (z sygnaturą A.H.) oraz niepodpisany rysunek Pinokia, narysowany na podstawie bajki tej samej wytwórni z 1940 r. Chociaż nie ma dowodów na to, że muzealnik natrafił na dzieła führera, wiadomo, że przywódca III Rzeszy dysponował własną kopią Królewny Śnieżki i że oglądał ją wielokrotnie w prywatnej sali kinowej. Hakvaag jest całkowicie przekonany, że ma rację. Wykonał kilka testów, które wykazały, że rysunki powstały mniej więcej w rok po wybuchu wojny. Uważa też, że gdyby ktoś przeprowadzał fałszerstwo, nie chowałby szkiców z tyłu obrazu, gdzie z dużym prawdopodobieństwem nikt by ich nigdy nie znalazł. Zależałoby mu za to na uzyskaniu możliwie największego rozgłosu. Dyrektor muzeum podkreśla też, że sygnatury ze wszystkich dzieł pasują do znanych próbek pisma Hitlera. Mało się o tym mówi, ale przed dojściem do władzy w 1933 roku Hitler próbował swych sił jako artysta. Rysunki można obejrzeć na witrynie internetowej Telegraph.
  11. Naukowcy z MIT dokonali kolejnego ważnego odkrycia w dziedzinie biologii molekularnej. Badając jedną z bakteryjnych protein, odkryli oni, dlaczego spełnia ona znacznie więcej funkcji niż inne białka podobnej wielkości. Zespół prof. Grahama Walkera odkrył, że białko zwane UmuD należy do nowo odkrytej kategorii "białek wewnętrznie nieuporządkowanych" (ang. intrinsically disordered proteins). Mimo iż białko UmuD występuje w komórkach bakteryjnych, może mieć istotne znaczenie dla zrozumienia niektórych ludzkich chorób. Dzięki temu odkryciu jesteśmy o krok bliżej od zrozumienia funkcji tzw. translesion DNA polymerases (w wolnym tłumaczeniu: polimeraz DNA kopiujących mimo pęknięć), nietypowego rodzaju polimeraz ludzkiego DNA. Są to białka zdolne do kopiowania ludzkiego DNA, lecz - w przeciwieństwie do "klasycznych" polimeraz - są one w stanie kopiować materiał genetyczny nawet z pękniętego chromosomu. Dzięki temu możliwe jest zachowanie całej informacji genetycznej komórki i zapewnienie jej przeżycia nawet przy rozległym uszkodzeniu DNA. Z drugiej jednak strony, proces ten zawsze prowadzi do powstania nowych mutacji w miejscu "naprawionego" uszkodzenia. Może to prowadzić do sytuacji, w której komórka - zamiast obumrzeć w wyniku uszkodzenia DNA - złośliwieje i staje się zalążkiem nowotworu. Z powodu złożonej funkcji translesion DNA polymerases mogą być istotne dla rozwoju tych chorób. UmuD, tak jak każde inne białko, musi przejść proces tzw. składania, zanim osiągnie zdolność do pełnienia swojej funkcji. O analogicznym procesie w przypadu cząsteczek RNA pisaliśmy niedawno. Co jest jednak ciekawe, białka wewnętrznie nieuporządkowane nie posiadają ściśle zdefiniowanej struktury przestrzennej stąd wzięła się ich nazwa). Dzięki temu, że mają pewną dowolność tworzenia struktur, mogą wiązać znacznie więcej rodzajów cząsteczek w porównaniu do "klasycznych" białek podobnej wielkości. [One] posiadają pewną strukturę, lecz rozumianą inaczej, niż do tej pory nam się wydawało - mówi prof. Walker. W dużych stężeniach, przy których - ze względów technicznych - przeważnie wykonuje się analizy struktury białek, UmuD tworzy zazwyczaj tzw. strukturę harmonijkową. Okazuje się jednak, że dzięki zastosowaniu nowej techniki, możliwe było zbadanie kształtu cząsteczek przy stężeniu występującym naturalnie w komórce bakteryjnej. Zaskakujący jest fakt, że w takich warunkach białko to tworzy przypadkowe zwoje zamiast uporządkowanej struktury. Dalsze badania wskazują, iż białka wewnętrznie nieuporządkowane po połączeniu z innymi proteinami mogą zmienić kształt, co umożliwia im kontakt z innymi molekułami. W ten sposób powstaje chronologiczna sekwencja konfiguracji atomów tego białka. Dodatkowo, pomimo dość "luźnej" struktury, proteina ta występuje przeważnie w parach (dimerach). Sugeruje to, że istnieje pewna preferowana struktura, bardziej prawdpodobna od innych. Nadal nie wiadomo jednak, jakie mechanizmy regulują powstawanie poszczególnych form białka UmuD. Odkrycie dokonane w MIT może rzucić nowe światło na rolę UmuD w tzw. systemie SOS, aktywowanym w komórkach bakteryjnych po rozległych uszkodzeniach DNA. Polega on na działaniu mechanizmów naprawy DNA "za wszelką cenę": aktywowane są wszelkie mechanizmy naprawcze, włącznie z tymi, które odtwarzają ciągłość DNA kosztem rozległych mutacji. Jednym z typów "białek systemu SOS" są właśnie wspomniane wcześniej translesion DNA polymerases. Proces działania tych protein przeżywają bardzo nieliczne komórki, lecz często są one wówczas znacznie silniejsze niż przed zadziałaniem szkodliwego czynnika (można podejrzewać, że w analogicznej sytuacji u człowieka powstaje nowotwór). Z kolei rolą białka UmuD w systemie SOS jest m.in. interakcja właśnie z takim typem polimeraz oraz regulacja ich aktywności i zdolności do wiązania DNA. Oprócz naukowców z MIT, w projekcie brali udział badacze z Uniwersytetu Federalnego w Rio de Janeiro w Brazylii. Szczegółowa publikacja dotycząca tego zagadnienia ukazała się w czasopiśmie Proceedings of the National Academy of Sciences.http://kopalniawiedzy.pl/wiadomosc_6197.html
  12. Cząsteczki zawarte we włosach mogą powiedzieć o nas samych więcej, niż do tej pory sądziliśmy - dowodzą biolodzy z Uniwersytetu Utah. Mogą nawet dostarczyć informacji o miejscach, w których przebywaliśmy. Wszystko to dzięki specyficznemu składowi wody, którą pijemy. Dzięki analizie cząsteczek wchodzących w skład jednej z części włosa zwanej łodygą (jest to fragment włosa wystający ponad powierzchnię skóry), naukowcom z Uniwersytetu Utah udało się ustalić miejsca, w których ich właściciele przebywali w niedalekiej przeszłości. Choć analiza nie jest idealnie dokładna, sami autorzy metody oceniają jej skuteczność na około 85 procent. Wg nich, przyda się ona głównie kryminologom. Dzięki analizie włosów można by ustalić ostatnie miejsca pobytu znalezionych ciał lub potwierdzić albo podważyć prawdziwość alibi osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa. To dla nas teraz główne zadanie: stworzyć narzędzie, które będzie można zastosować w wymiarze sprawiedliwości. Chcielibyśmy stworzyć narzędzie, które pomoże w pracy śledczych - mówi James Ehleringer, profesor biologii z Uniwersytetu Utah, główny autor badań. Sam Ehleringer tłumaczy, że na pomysł badania śladów spożywanej wody wpadł po serii ataków z wykorzystaniem zarodników wąglika w 2001. Opowiada: Zaczęliśmy się zastanawiać, czy mikroorganizmy są w stanie "zapisać" we własnych komórkach skład środowiska wodnego, w którym przebywały. W przypadku człowieka jednak zadanie jest trudniejsze: wodę przyjmujemy nie tylko w postaci napojów, ale także razem z pożywieniem. Ogromnym problemem, utrudniającym osiągnięcie precyzyjnych wyników, jest fakt, że znaczna część spożywanych przez nas pokarmów jest importowana z miejsc innych niż te, w których zamieszkujemy. Opisaną powyżej metodę odkrywcy nazwali "izotopowym odciskiem palca". Aby sprawdzić, czy możliwe jest uzyskanie na jej podstawie wiarygodnych wyników, naukowcy pobrali próbki włosów i wyekstrahowali z nich wodę. Następnie zajęli się rozłożeniem wody na wodór i tlen oraz ustalaniem składu izotopowego tych pierwiastków w próbce. Jak już wcześniej wspomniano, skuteczność tej metody wynosi do 85 procent. Zastosowana metoda nie umożliwia np. wskazania określenia miasta, ale pozwala np. odróżnić rejon nadmorski od terenów położonych w głębi kontynentu. James Ehleringer tłumaczy: [...] Gdybyś dał mi butelkę wody z Sacramento w Kalifornii oraz Denver w Colorado, z łatwością bym je odróżnił. Z drugiej strony, nie potrafiłbym znaleźć różnicy pomiędzy wodą z Sacramento w Kalifornii a Fresno w tym samym stanie. To zbyt blisko położone miejsca. W sposób naturalny rodzi się pytanie: co z ludźmi, którzy piją butelkowaną wodę z innych regionów niż te, w których zamieszkują? Oczywiście zakłóca to w pewien sposób pomiar, lecz wystarczy nawet woda z kranu używana do gotowania ziemniaków albo przygotowywania kawy, by odłożyła się ona we włosach w wystarczających ilościach. Wymiar sprawiedliwości podjął już pierwsze próby zastosowania nowo odkrytej techniki. W stanie Utah detektywi z wydziału zabójstw badali włosy niezidentyfikowanej ofiary morderstwa. Dzięki badaniom izotopowym ustalili, że około dwa lata przed śmiercią osoba ta najprawdpodobniej przemieszczała się po północnym wschodzie USA. Koszt pojedynczego testu "izotopowego odcisku palca" wynosi około 100 dolarów. Choć brakuje na to dowodów, sami odkrywcy wierzą, że technika znajdzie zastosowanie także w medycynie. Pomogłaby bowiem ustalić spożycie wody przez danego pacjenta - przyjmowanie dużej ilości napojów mogłoby np. sugerować cukrzycę. Być może pozwoli także uzyskać pewne dane na temat diety badanej osoby. Naukowców interesuje także możliwość wykonania analogicznego testu wody zawartej w zębach.
  13. Amerykański projektant Joe Harmon opracował – jak twierdzą źródła – pierwszy na świecie drewniany samochód klasy supercar. Dwuosobowa maszyna, nazwana Splinter (ang. drzazga), jest budowana w ramach projektu studenckiego na Uniwersytecie Stanowym Karoliny Północnej. Jej twórcy mają zamiar wykorzystać drewniane kompozyty wszędzie tam, gdzie będzie to tylko możliwe, m.in. w karoserii, podwoziu, zawieszeniu czy kołach. Podczas budowy wykorzystywane są drewno klonowe, sklejka oraz płyty MDF. Mimo mało wyrafinowanych komponentów, "ekologiczny" materiał zapewnia zdecydowanie lepszy stosunek wytrzymałości do masy niż stal czy aluminium. Docelowo pojazd ma ważyć nieco ponad 1100 kilogramów i osiągać prędkość ponad 386 km/h. Jego sercem będzie silnik V8 o pojemności 4,6 litra, którego moc zostanie przekazana na koła za pośrednictwem sześciobiegowej przekładni. Kierowca będzie mógł cieszyć się niespotykanymi w zwykłych autach mocą 600 koni mechanicznych, napędem na tylne koła czy mechanizmem różnicowym o ograniczonym poślizgu. Mimo parametrów maszyny wyczynowej, Splinter ma spalać zaledwie 12 litrów benzyny 100 kilometrów. Więcej informacji o samochodzie, wraz z podglądem warsztatu, można znaleźć na stronie projektu. Prace nad Drzazgą mają skończyć się jeszcze w 2008 roku. Dalsze jej losy, m.in. związane ze sprawdzeniem prędkości maksymalnej czy sprzedażą, nie są jeszcze znane. Firma założona przez Joego Harmona jest bardzo młoda, co może wyjaśniać, dlaczego w informacjach o pierwszym szybkim samochodzie z drewna nie wspomina się o takich markach jak Morgan czy Marcos...
  14. Zwykle podczas tłumaczenia, dlaczego nie da się zobaczyć obiektów świata atomowego, słuchaczom przedstawiana jest zasada nieoznaczoności Heisenberga oraz porównywane są rozmiary niewielkich przedmiotów (włos, ziarno piasku), z długością fali światła, a następnie atomami i elektronami. I wszystko byłoby pięknie objaśnione, gdyby nie powstał film, na którym widać poruszający się elektron. Udostępnione niedawno nagranie pokazuje wspomnianą cząstkę w chwili uderzania w atom. Długość zapisu odpowiada przejściu pojedynczej fali światła. W kadrze widać rozkład energii elektronu. Dotychczas podejmowane próby wykonania takiego filmu dawały zbyt rozmyty obraz – ogromna prędkość "głównego bohatera" uniemożliwiała uzyskanie nieporuszonych zdjęć. Naukowcy ze szwedzkiego Lund University poszli zatem w ślady fotografów i użyli "lampy błyskowej". Za pomocą jednego lasera wyrwali elektron z orbity, aby wywołać filmowane zdarzenie. W roli flesza wykorzystali natomiast laser wytwarzający attosekundowe impulsy światła. Do niedawna fizycy i chemicy mogli o podobnym urządzeniu jedynie pomarzyć. Ponieważ dotychczas uzyskiwane impulsy attosekudowe były zbyt słabe, aby mogły dać wyraźny obraz, szczytem możliwości były eksperymenty z udziałem tysiąckrotnie wolniejszych laserów femtosekudowych (1 fs = 10-15 s, 1 as = 10-18 s, okrążenie jądra atomu przez elektron to około 150 as). Rozwiązaniem problemu okazało się wielokrotne oświetlanie tego samego momentu cyklicznie powtarzanej "sceny", niemal identycznie jak w zdjęciach stroboskopowych. Fizycy mają zamiar wykorzystać stworzoną przez siebie technikę w kolejnych eksperymentach. Uzyskane dzięki niej obrazy pozwolą potwierdzić teorie naukowe przez niemal bezpośrednią obserwację. Ponadto zdjęcia ukażą zachowanie reszty atomu w chwili pozbawiania go elektronu, np. sposobu wypełniania powstałej luki przez inne elektrony. Aby lepiej zrozumieć osiągnięcie Szwedów, warto powtórzyć za jednym z szefów zespołu badawczego, Johanem Mauritssonem: jedna attosekunda tak ma się tak do sekundy, jak sekunda do wieku Wszechświata.
  15. Wikingowie ubierali się zupełnie inaczej niż do tej pory sądzono. Bardzo często przedstawiano ich w ciemnej i "topornej" odzieży, tymczasem okazuje się, że mieli słabość do żywych kolorów, zwiewnych wstążek i błyszczących elementów. Wg Anniki Larsson, archeolog z Uniwersytetu w Uppsali, kobiety ubierały się prowokacyjnie, a mężczyźni byli prawdziwymi strojnisiami. Wszystko się jednak zmieniło z nadejściem chrześcijaństwa. Zanim to się stało, łączyli cechy orientalne ze stylem nordyckim. Badaczka analizowała znaleziska z Lake Mälaren Valley (obszaru obejmującego m.in. Sztokholm i Uppsalę). W dobie wikingów był to jeden z najważniejszych regionów Skandynawii. Już w zeszłym roku, w ramach pracy doktorskiej, Larsson wykazała, że epoka wikingów (750-1050 r. naszej ery) nie była jednorodnym okresem. Wpływy średniowiecznej mody chrześcijańskiej ujawniły się w Szwecji pod koniec X wieku, ponadto strój zmienił się pod wpływem kontaktów handlowych. Cechy orientalne znikły po pojawieniu się chrześcijaństwa i kiedy rozpoczął się handel z chrześcijańskimi Bizancjum i Europą Zachodnią. Badanie tkanin może nam powiedzieć więcej o społeczeństwie niż studiowanie tradycji. Stare rytuały utrzymują się czasem długo po zmianie samego społeczeństwa. Gdy jednak ustaną kontakty handlowe, wywiera to natychmiastowy wpływ na modę. Skąd teza o śmiałym ubiorze kobiet wikingów w dobie przedchrześcijańskiej? Larsson opiera się na znalezisku pod rosyjskim Pskowem i na istnieniu przebiegających na wschód szlaków handlowych ze Szwecji. Pozostałości kobiecego stroju nie pasują bowiem do historycznego wyobrażenia garderoby Szwedek. Wcześniej sądzono, że nosiły one długie, spinane w talii pasem spódnice. Dodatkowo podtrzymywać je miały szelki, połączone z przodu owalnymi sprzączkami. Górę stanowiła lniana koszula i wełniany szal bądź sweter. Annika Larsson wyjaśnia jednak, że w rzeczywistości kobiety wikingów ubierały się w spódnicę z pojedynczego kawałka materiału z rozcięciem z przodu. Z tyłu był przyczepiony tren, utrzymujący się na uprzęży tworzonej przez ramiączka i klamry na piersiach. Strój ten został zmieniony pod wpływem chrześcijaństwa, które mogło być przeciwne takiemu podkreślaniu kobiecości. Być może, jak twierdzi archeolog, ubiór miał też znaczenie rytualne, został więc zakazany przez nową religię. Wnioski wyciągano na podstawie XIX-wiecznych wykopalisk z Birki. W grobach zachowało się sporo ciał kobiet w tak właśnie uszytych strojach.
  16. Na University of Texas w Austin stanął superkomputer Ranger, zbudowany przez Sun Microsystems. Jeśli teraz trafiłby na listę TOP 500 byłby drugą pod względem wydajności maszyną na świecie. Ranger korzysta z 15 744 czterordzeniowych procesorów AMD. Wykorzystuje zatem 62 976 rdzeni. Został ponadto wyposażony w 123 terabajty pamięci RAM i 1,7 petabajta przestrzeni dyskowej. Maksymalna wydajność maszyny wynosi 504 teraflopsy, czyli 504 biliony operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę. Najpotężniejszy superkomputer na świecie, BlueGene/L, charakteryzuje się wydajnością rzędu 596 TFlops. Ranger był współfinansowany przez Narodową Fundację Nauki (NSF), dzięki czemu może z niego korzystać każdy amerykański naukowiec. Już w tej chwili korzysta z niego 400 akademików i zamówiono 100 milionów godzin jego pracy. Ranger jest najpotężniejszą na świecie maszyną udostępnianą dla celów badawczych. Maszyna powstała kosztem 30 milionów dolarów, a NSF wyda kolejne 29 milionów na jej utrzymanie. Do pracy Ranger potrzebuje 3 megawatów mocy: 2 megawaty zużywane są przez sam komputer, a 1 – przez jego system chłodzenia.
  17. Naukowcy znaleźli genetyczną przyczynę dwóch różnych form wypadania włosów. Rodzi to nadzieję na opracowanie w niedalekiej przyszłości skutecznych form leczenia. Po sześciu latach badań członków rodzin z Arabii Saudyjskiej zespół Reginy Betz z Uniwersytetu w Bonn natrafił na ślad genu P2RY5, którego mutacja powoduje rzadką postać wypadania włosów: Hypotrichosis simplex. Koduje on pierwszy znany receptor odgrywający ważną rolę we wzroście włosów (Nature Genetics). Chociaż Hypotrichosis simplex jest bardzo rzadką chorobą, może okazać się krytyczne dla badań nad zrozumieniem mechanizmów wzrostu włosów – twierdzi Betz. Choroba występuje u osób obojga płci i rozpoczyna się w dzieciństwie. Prowadzi do niemal całkowitej utraty włosów na skórze głowy. Jest dziedziczona w sposób autosomalny dominujący i dotyczy chromosomu 6p21.3. Aby mieszek włosowy funkcjonował prawidłowo, substancja "informacyjna" musi się połączyć z receptorem, uruchamiając w ten sposób reakcję łańcuchową we wnętrzu komórki. Przy Hypotrichosis simplex receptory zlokalizowane na powierzchni mieszków włosowych mają nieprawidłowy kształt, co blokuje cały proces jeszcze przed jego rozpoczęciem. Wcześniej naukowcy nie wiedzieli o istnieniu receptorów odgrywających specyficzną rolę we wzroście włosów. Gdy fakt ten wyszedł na jaw, mogą teraz poszukiwać powiązanych z nim substancji, które będzie można następnie wykorzystać w leczeniu różnych typów łysienia. Ekipa Angeli Christiano z Columbia University odkryła inną mutację tego samego genu, która prowadzi do wyrastania tzw. "wełnistych włosów". Są one rzadkie, suche i silnie skręcone (przypominają przerzedzone owcze runo). Badając rodziny z Pakistanu, stwierdzono, że mutacja oddziałuje na wewnętrzną pochewkę włosa, czyli tę część mieszka, która zakotwicza i kształtuje włos.
  18. W Sieci pojawiły się informacje jakoby Intel miał zamiar jeszcze w bieżącym roku przygotować procesor wyposażony w sześć rdzeni. Półprzewodnikowy gigant chce wypuścić układ na rynek wieloprocesorowych serwerów dla przedsiębiorstw, ponieważ z jednej strony AMD ma w ofercie czterordzeniowe Opterony na ten rynek, a z drugiej – Intel nie planuje podobnego układu bazującego na rdzeniu Nehalem. Stąd pomysł na stworzenie sześciordzeniowego Xeona MP. Doniesienie na jego temat są niejednoznaczne. Wiadomo jedynie, że nazwa kodowa nowego układu ma brzmieć „Dunnington”. Według jednych źródeł ma się on składać z trzech dwurdzeniowych procesorów umieszczonych na jednym kawałku krzemu, według innych – ma to być jednolita sześciordzeniowa konstrukcja. Z doniesień serwisu PC Watch wynika, że procesor oparty na architekturze Core będzie korzystał z 9 megabajtów pamięci L2, zorganizowanej w ten sposób, że z 3-megabajtowych segmentów pamięci będą korzystały po dwa rdzenie. Ponadto zostanie on wyposażony w 12 lub 16 megabajtów współdzielonej pamięci L3. Procesor ma być wykonany w technologii 45 nanometrów, wykorzystywać 1066-megahercową magistralę systemową i ukazać się w odmianach, których TDP będzie wynosiło 60, 90 i 130 watów. Układ ma ponoć trafić na rynek w czwartym kwartale bieżącego roku.
  19. Antyutleniacze ani dodatkowe substancje odżywcze nie poprawiają stanu dzieci z zespołem Downa. Niestety, suplementy okazały się nieskuteczne. Naukowcy z Wielkiej Brytanii przez 18 miesięcy badali 156 maluchów poniżej 7. miesiąca życia. Opierali się na wynikach wcześniejszych studiów, które sugerowały, że podawanie chorym dzieciom kwasu folinowego lub/i przeciwutleniaczy może poprawić ich rozwój, zwłaszcza językowy i psychoruchowy. Żadne z tych badań nie wykazało istnienia znaczącego efektu, a podawanie suplementów dzieciom z zespołem Downa w USA i Europie to skutek sprawnie przeprowadzonej kampanii marketingowej. Brytyjczycy przydzielili niemowlęta do jednej z czterech grup. Pierwszej podawano antyutleniacze, drugiej kwas folinowy, trzeciej jedno i drugie, a czwartej placebo. Wszystkie środki miały postać proszku, który można było łatwo zmieszać z jedzeniem bądź napojami. Rozwój monitorowano przez okres 1,5 roku. Nie odnotowano jednak żadnych różnic biochemicznych ani w zakresie rozwoju językowego czy psychoruchowego (British Medical Journal). Skoro nie zaobserwowano poprawy, warto rozważyć skutki uboczne długotrwałego zażywania suplementów. Kwas folinowy to uwodorniona postać kwasu foliowego. Niekiedy nazywa się go witaminą B14. W organizmie kwas foliowy przechodzi szereg przeobrażeń. Najpierw jest przekształcany w kwas tetrahydrofoliowy, a następnie w aktywny kwas folinowy. Zażywanie kwasu foliowego w czasie ciąży zapobiega wadom cewy nerwowej.
  20. Japończycy są pomysłowym narodem, chyba nikogo nie trzeba do tego przekonywać. Uwielbiają nowości i bardzo szybko się nimi nudzą. Teraz jeden z tamtejszych profesorów, Yoji Kimura z Kansai University w Osace, stwierdził, że śmiech jest sposobem na wprowadzenie ogólnoświatowego pokoju. Wynalazł maszynę do jego mierzenia, a nawet sprecyzował jednostkę "chichową": aH. Jak doniosła agencja prasowa AFP, okazało się, i nie jest to bynajmniej żadnym zaskoczeniem, że dzieci śmieją się swobodniej niż dorośli i robią to z częstotliwością ok. 10 aH na sekundę (dwukrotnie większą od swoich rodziców czy innych starszych osób). Dorośli zastanawiają się, czy w określonych okolicznościach wypada się śmiać i niejednokrotnie w ogóle tego nie robią. Śmiech jest jak restartowanie komputera. Nieskrępowane chichotanie to ważny element ludzkiej ewolucji. Kimura bada fenomen śmiechu już od wielu, wielu lat. Jest święcie przekonany, że można i warto dokonać przejścia od stulecia wojen do stulecia humoru i tolerancji. Wg niego, śmiech przechodzi pewien cykl. Najpierw człowiek musi się poczuć wolny, potem przekracza pewne normy, swobodnie się śmieje, aż wreszcie pokłady śmiechu się wyczerpują, a człowiek czuje się "wyśmiany". Profesor teoretyzuje, że w ludzkim mózgu musi istnieć obwód kierujący przechodzeniem przez wymienione etapy. Zrozumienie tego mechanizmu to odkrycie drzwi do jednej z tajemnic człowieczeństwa. By pomierzyć śmiech, zespół Japończyków przymocowywał czujniki do brzucha, a zwłaszcza okolic przepony, ochotników. Wykrywały one ruchy mięśni. Urządzenie dokonywało pomiarów czynności elektrycznej z częstotliwością 3000 razy na sekundę. Znawca śmiechu uważa, że wyczuwając komizm, mózg wysyła sygnał do przepony. Analizując jej ruchy, można więc z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, czy ktoś śmieje naprawdę, czy tylko udaje. Udaje się też określić, z jakim typem śmiechu mamy do czynienia: szyderczym, nieśmiałym, chichotaniem czy takim do rozpuku. Jedna sekunda niepohamowanego śmiechu to 5 aH. Kiedy człowiek śmieje się naprawdę, przez jego przeponę przechodzi od 2 do 5 wibracji na sekundę (wzorzec każdej z nich jest niepowtarzalny). Gdy ktoś udaje, przepona prawie nie drga. Japończyk chciałby, by opracowane przez niego urządzenie było kompaktowe, takie jak telefon komórkowy, i by trafiło na sklepowe półki jako gadżet zdrowotno-rozrywkowy. Naukowcy publicznie zaprezentowali działanie swojej maszyny w zeszłym tygodniu (21 lutego). Ich "ofiarami" były matka z 5-letnią córką, które oglądały występ komediantów. Wiadomo, że Kimura bada wpływ śmiechu na układ odpornościowy. Dane przekazywane przez czujniki, przyczepione nie tylko do brzucha, ale i do policzków oraz klatki piersiowej, są następnie analizowane przez specjalny program. Pomysł jest ciekawy, ale na razie wiele w tym przypuszczeń, a mało podbudowy naukowej. Poza tym śmiech nie zawsze musi stanowić przekroczenie norm społecznych. Bywa też i tak, że nieśmianie się jest większą gafą lub odstępstwem od normy...
  21. Nie tak dawno temu informowaliśmy o dobroczynnym wpływie curry i wchodzącej w jej skład kurkumy na mózg. Kolejnych doniesień o pozytywnym wpływie tych przypraw dostarczają naukowcy z Centrum Kardiologicznego im. Petera Munka w Toronto. Tym razem okazuje się, iż znacznie redukują one także ryzyko przerostu oraz niewydolności serca. Wyniki badań na modelu mysim publikuje prestiżowe czasopismo Journal of Clinical Investigation. Kurkuma jest rośliną znaną od tysiącleci ludom zamieszkującym dzisiejsze Indie i Chiny. Stosowano ją m.in. do leczenia trudno gojących się ran - przyspieszała gojenie, a dodatkowo zmniejszała rozmiar powstających blizn. Najnowsze badania, prowadzone na myszach, dowodzą, że zbawienne działanie kurkuminy (głównego składnika aktywnego kurkumy i jednocześnie jej żółtego barwnika) odnosi się także do serca. Okazuje się bowiem, iż zioło to potrafi zapobiec przerostowi serca, a nawet odwrócić rozwinięte zmiany i przywrócić prawidłową pracę narządu. Naturalny barwnik kurkumy działa na komórki bezpośrednio na poziomie jądra komórkowego. Zapobiega nadmiernemu rozpleceniu chromosomów, typowemu dla procesów uszkodzenia tkanek, i w ten sposób blokuje produkcję części z charakterystycznych dla stanu zapalnego białek. Ich niehamowana nadmierna aktywność może zaszkodzić strukturze mięśnia sercowego. Dr Peter Liu, kardiolog z Centrum Petera Munka, mówi: Zdolność kurkuminy do wyłączania "genetycznego przełącznika" powodującego powstawanie dużych blizn jest niesamowita. Zaznacza jednak, że nie należy zapominać o zdrowym rozsądku - powyżej pewnej ilości spożytego curry lub kurkumy nie obserwuje się już postępu w odbudowie tkanki. Ogromną zaletą kurkumy jako środka leczniczego jest przede wszystkim jej powszechna dostępność i - co za tym idzie - niski koszt. Wieloletnia tradycja stosowania tej przyprawy w kuchni jest także dowodem, iż nawet częste jej stosowanie nie powinno powodować niepożądanych reakcji. Czy jesteś młody, czy stary, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą, pamiętaj: im większe jest twoje serce, tym większe jest ryzyko ataku serca lub jego niewydolności w przyszłości. Pamiętajmy jednak, że wciąż nie przeprowadzono pełnych testów klinicznych na ludziach, więc pacjenci nie powinni stosować kurkuminy jako wyłącznego środka leczniczego. Zamiast tego warto zadbać o obniżenie ciśnienia krwi i poziomu cholesterolu, aktywność fizyczną i zdrową dietę - dodaje dr Liu. Jeśli próby kliniczne potwierdzą wstępne odkrycia naukowców z kanadyjskiej kliniki, zyskamy możliwość stosowania taniej i bezpiecznej terapii zapobiegającej przerostowi serca. Co ciekawe, kurkumina już teraz jest testowana jako potencjalny środek leczniczy. Okazuje się bowiem, że może mieć pozytywny wpływ na przebieg raka trzustki i jelita grubego. Choć jest zbyt wcześnie na ostateczne opinie, na pewno warto spróbować włączyć regularne spożycie curry do nawyków żywieniowych.
  22. Premjit Ramachandran nakręcił film pt. Ostatni kaligrafowie. Dokument traktuje o The Musalman, jedynej ręcznie pisanej gazecie w Azji, która jest stale wydawana od momentu powstania w 1927 roku. Trudni się tym grupa mężczyzn z Madrasu, m.in. syn założyciela. Publikują oni teksty w języku urdu. Żaden z nich nie otrzymuje pensji, ale dniówkę w wysokości 60 rupii. Uważają się za wybrańców losu, których moralnym obowiązkiem jest podtrzymywanie tradycji. Wypłacana kwota jest niewysoka, ale mężczyźni cieszą się, że mogą się uczyć języka. Wszystko robią we własnym zakresie. Przepisują brudnopisy, naświetlają i drukują. Z zewnątrz siedziba gazety niczym się nie wyróżnia. Na skromnej uliczce mieszczą się sklepy, a na ścianach pokrytych liszajami łuszczącego się tynku widnieją napisy z imieniem Allaha. Urdu to język z rodziny indoeuropejskiej. Rozwijał się od początku XIII wieku z języka hindustani. Literaturę zaczęto w nim tworzyć trzy wieki później (XVI). Przez stulecia bycie skrybą oznaczało wyższą pozycję społeczną, dostęp do wiedzy i zamiłowanie do idei tolerancji. Za szczyt osiągnięć uznawano pracę kancelisty w sądzie, ponieważ dawało to szansę na zostanie zausznikiem sułtana. Dokument jest bardzo krótki (trwa nieco ponad 2 minuty), ale naprawdę . Także ze względu na chwytający za serce podkład muzyczny.
  23. Niektóre słowa kojarzone z obiektami łatwo rozpraszają. Pojawiający się wyraz jest na tyle sugestywny, że zaburza postrzeganie innych bodźców. Zachary Estes i zespół z Uniwersytetu w Warwick poprosili studentów o "wyłapywanie" litery, która pojawiała się na chwilę na górze lub na dole ekranu. Części badanych tuż przed literą wyświetlano na środku monitora słowo "kapelusz". Osoby te miały potem problem z uchwyceniem litery: były wolniejsze i mniej dokładne (Psychological Science). Szef ekipy naukowców zaproponował proste wyjaśnienie zaobserwowanego zjawiska. Wg niego, kapelusz kojarzy się z położeniem na górze, dlatego wywołuje tak właśnie umiejscowiony mentalny obraz. Zaburza to identyfikację litery zajmującej w przestrzeni dokładnie to samo miejsce. Wygląda to tak, jakby dwa obrazy siedziały sobie na barana, stąd trudno wyróżnić którykolowiek z nich.
  24. Zespół badaczy z Instytutu Wirusologii i Immunologii Gladstone (GIVI) i Uniersytetu Kalifornijskiego odkrył terapię, która pomaga przywrócić produkcję limfocytów T u dorosłych zakażonych wirusem HIV. Objawy choroby spowodowanej przez HIV, czyli AIDS, są spowodowane głównie przez niszczenie przez tego wirusa tzw. limfocytów T CD4+. Są to tzw. limfocyty pomocnicze (od ang. helper T cells). Umożliwiają one przekazywanie sygnału o obecności obcych antygenów do innych komórek odpornościowych i w ten sposób "zatwierdzają" indukcję odpowiedzi immunologicznej. Bez ich udziału reakcja organizmu jest poważnie upośledzona - stąd u chorych na AIDS pojawia się poważny spadek odporności mimo obecności i prawidłowej funkcji pozostałych komórek odpornościowych. Limfocyty T powstają z prekursorów wytworzonych w szpiku kostnym wyłącznie w grasicy - niewielkim organie, zanikającym stopniowo od początku okresu dojrzewania (proces ten nazywamy inwolucją). W związku z tym u osób dorosłych produkcja limfocytów T jest znacznie obniżona - do końca życia człowiek musi "korzystać" z komórek, które zostały wytworzone na wcześniejszych etapach życia. Jest to poważnym problemem w chorobach takich, jak AIDS - nawet gdyby udało się wyraźnie obniżyć ilość i aktywność wirusa HIV we krwi, nie byłoby możliwe odtworzenie puli limfocytów T. Najnowsze odkrycie daje nadzieję na pokonanie tej trudności poprzez odtworzenie aktywności grasicy. Rezultat naszego eksperymentu pokazuje, że możliwe jest odwrócenie inwolucji grasicy u ludzi, tłumaczy Laura Napolitano, z zawodu lekarz, główny autor publikacji. Podniesienie poziomu produkcji limfocytów T może by pomocne w niektórych schorzeniach, w których pojawia się niedobór tych komórek. (...) Nasze odkrycie dostarcza nowych informacji pomocnych w zrozumieniu produkcji limfocytów T. Może też ustalić nowe metody pomocy osobom, u których z różnych powodów brakuje limfocytów T. W oparciu o wcześniejsze, obiecujące eksperymenty na myszach, naukowcy postanowili sprawdzić na ludziach, czy hormon wzrostu (GH - od ang. growth hormone) jest w stanie odwrócić inwolucję grasicy i przywrócić jej zdolność do produkcji dużej ilości limfocytów T. Wyniki eksperymentów na ludziach są równie dobre: udowodniono, że GH pozwala nie tylko powiększyć masę grasicy, ale też spowodować wzrost poziomu limfocytów T w krwi pacjentów. Badania objęły 22 pacjentów z potwierdzonym zakażeniem HIV. Połowę uczestników eksperymentu leczono wyłącznie stosowaną dotychczas terapią anty-HIV, u drugiej zaś do leczenia dodano podawanie hormonu wzrostu. Po roku odwrócono role: pacjenci leczeni kombinacją leków i GH byli leczeni wyłącznie swoimi wcześniejszymi lekami, natomiast druga grupa zaczęła przyjmować starą i nową terapię łącznie. U wszystkich badanych mierzono regularnie (za pomocą urządzenia zwanego cytometrem przepływowym) ilość limfocytów CD4+ oraz kilka innych parametrów dotyczących tych komórek. Dodatkowo u wszystkich chorych mierzono za pomocą tomografii komputerowej objętość grasicy. Wszyscy uczestnicy eksperymentu byli wcześniej leczeni przez co najmniej rok standardowymi lekami anty-HIV, przy czym średni czas od rozpoczęcia tradycyjnego leczenia wynosił ok. 3 lat. U większości z nich powstrzymano dość skutecznie rozwój infekcji, lecz nie przywrócono prawidłowego poziomu limfocytów CD4+ - w obu grupach pacjentów był on porównywalnie niski. Rezultaty badań są niezwykle obiecujące. Zespół dr Napolitano potwierdził, że GH dodany do standardowego programu leczenia spowodował wzrost grasicy, poprawił także produkcję limfocytów pomocniczych o 30% (standardowe leczenie poprawiało ten parametr zaledwie o kilkanaście procent). Utrzymujący się pozytywny efekt podawania GH był mierzalny nawet po trzech miesiącach od zaprzestania leczenia skojarzonego z użyciem GH. Kolejny autor pracy, Joseph M. McCune, profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim, mówi: Wyniki tych badań są ekscytujące. Udało nam się zaprzeczyć powszechnej dotychczas opinii, że inwolucja grasicy jest nieodwracalna. Jeśli uda się potwierdzić te wyniki na większej grupie pacjentów, być może odkryjemy skuteczną terapię wspomagającą w chorobach takich jak AIDS lub inne, związane z niedoborem limfocytów T. Sami autorzy podkreślają jednak, że GH nie powinien być stosowany rutynowo. Nie ma jeszcze bowiem wystarczających danych, by określić aktywność nowowytworzonych limfocytów - mogą one być niewystarczająco aktywne wobec obcych antygenów bądź atakować własne tkanki organizmu. Należy też pamiętać, że spektrum działania GH jest bardzo szerokie i znacząco wykracza poza wpływ na grasicę. Z tego powodu nie wiadomo dokładnie, czy na dłuższą metę terapia rzeczywiście przynosi korzyści. Należy także pamiętać, że grupa 22 osób jest zbyt wąska, by przenieść nową terapię do klinik w celu rutynowego stosowania. Odkryta przez naukowców z GIVI i Uniwersytetu Kalifornijskiego metoda ma szansę pomagać nie tylko osobom zainfekowanym HIV. Istnieje także duże prawdopodobieństwo, że poprawi stan zdrowia osób po przeszczepie szpiku kostnego. W przypadku tej procedury sam przeszczep nie wystarcza, by odtworzyć wszystkie rodzaje komórek odpornościowych. Do ich powstania niezbędna jest m.in. funkcjonująca grasica. Z tego powodu, nawet pomimo przeprowadzenia udanego przeszczepu szpiku, osoby dorosłe często nie odzyskują pełnej odporności. Stosowanie hormonu wzrostu ma szansę stać się lekiem na miarę długo oczekiwanego przełomu.
  25. Ekspertom z Uniwersytetu Kalifornijskiego udało się zajrzeć jeszcze głębiej do wnętrza komórki bakteryjnej. W najnowszym numerze czasopisma Science donoszą oni, że odpowiedzieli na kilka ważnych pytań na temat tzw. mikrokompartmentów - specyficznych "przedziałów" wewnątrz komórki, pełniących określone funkcje. Naukowcy z Kalifornii wierzą, że zablokowanie procesu tworzenia mikrokompartmentów mogłoby zapobiec infekcjom bakteryjnym. Są także przekonani, że ich odkrycie ułatwi w przyszłości modyfikowanie komórek bakteryjnych, przez co znajdzie zastosowanie w biotechnologii. W badaniach, których wyniki opublikowano 22 lutego, po raz pierwszy udowodniono istniejącą od dawna hipotezę, że mikrokompartmenty są zamkniętymi trójwymiarowymi strukturami otoczonymi szczelną błoną. W środku każdego z tych przedziałów panują specyficzne warunki, odpowiednie dla zachodzących w nim reakcji. Umożliwia to przeprowadzanie wielu procesów, często zachodzących w skrajnie różnych warunkach, równocześnie we wnętrzu jednej komórki. Aby bliżej zbadać ten fenomen, badacze skupili się na karboksysomie - najlepiej poznanym z mikrokompartmentów, przeprowadzającym reakcje wiązania dwutlenku węgla u bakterii samożywnych. Udowodniono, że zbudowany jest jak piłka futbolowa: składa się z sześciokątów i pięciokątów, graniczących ze sobą ścianami i tworzących niemal idealną geometrycznie sferę. Struktura ta jest niezwykle korzystna energetycznie, a do tego zapewnia wydajne przenoszenie obciążeń - nie bez powodu podobną strukturę wykazuje otoczka wielu wirusów, a nawet pojedyncze cząsteczki chemiczne zwane fullerenami. Należy jednak zaznaczyć, że mikrokompartmenty są zbudowane ze znacznie większej liczby cząsteczek - do zamknięcia pełnej sfery potrzeba ponad 3000 molekuł białka. Już ponad dwa lata temu, w sierpniu 2005 roku, ten sam zespół dowiódł, że białko tworzące mikrokompartmenty tworzy sześciokątne struktury. Do niedawna sądzono, że otoczka takiego przedziału jest stworzona wyłącznie z sześciokątów, a miejsca pomiędzy nimi tworzą pory, przez które zachodzi przepływ do środka i na zewnątrz otoczki. Teraz jednak udowodniono, że struktura jest znacznie bardziej szczelna, a otwory w błonie są wypełnione przez białka tworzące symetryczny pięciokąt. Zespół, prowadzony przez prof. Yeatesa, planuje teraz poprowadzić kolejne badania nad innymi typami mikrokompartmentów. Są one istotne z punktu widzenia medycyny, gdyż bakterie wytwarzają największą ich liczbę w czasie infekcji. Może to oznaczać, że zablokowanie powstawania tych struktur może być skuteczną metodą powstrzymania zakażeń bakteryjnych. Inne eksperymenty mają sprawdzić, w jaki sposób enzymy trafiają do mikrokompartmentu, jakie różnice występują w ich budowie oraz jak dokładnie zachodzi proces zamykania się tej struktury w trzech wymiarach. Niektórzy naukowcy od dawna przypuszczali, że dojdzie do odkrycia tak złożonych struktur wewnątrz komórek bakteryjnych, gdyż dla działania wielu enzymów i równoczesnego zachodzenia przeciwstawnych procesów biochemicznych było konieczne rozdzielenie ich w przestrzeni. Z drugiej jednak strony wielu z nich jest zaskoczonych tym, jak bardzo skomplikowana jest budowa komórki bakteryjnej. W pewien sposób zaciera to różnice pomiędzy komórkami eukariotycznymi (charakterystycznymi dla organizmów wyższych) a prokariotycznymi (czyli występującymi u bakterii i archeanów).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...