Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36709
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    204

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Specjaliści z Uniwersytetu w Edynburgu informują o opracowaniu prostej i skuteczniej technologii, która pozwoli na znacznie obniżenie kosztów produkcji wielu nowoczesnych leków. Metoda ma zastosowanie podczas produkcji leków wytwarzanych w żywych komórkach (chodzi głównie o białka terapeutyczne). Istotnym problemem podczas takiego procesu jest następujący po pewnym czasie spadek wydajności syntezy związany z obecnością martwych komórek w naczyniu hodowlanym. Pracujący na szkockiej uczelni naukowcy opracowali prostą metodę, która pozwala na ich usunięcie. Technologia opiera się na zastosowaniu przeciwciał (immunoglobulin) - białek zdolnych do wiązania się w sposób wybiórczy wyłącznie z określonymi cząsteczkami. W opisywanym eksperymencie użyto przeciwciał skierowanych przeciwko molekułom obecnym na powierzchni martwych i obumierających komórek. Do immunoglobulin przyłączone zostały metalowe grudki pozwalające na ich wydobycie za pomocą magnesu. Usuwanie martwych komórek jest banalnie proste. Do naczynia hodowlanego dodaje się przeciwciał, a następnie, po okresie inkubacji (oczekiwania na związanie przeciwciał z powierzchnią martwych komórek) przykłada się magnes, który pozwala na usunięcie niepożądanych komórek z płytki hodowlanej. Jak tłumaczy prof. Chris Gregory, jeden z badaczy pracujący nad opracowaniem tej metody, właściwie naśladujemy to, co dzieje się w ciele, gdy wyspecjalizowane komórki "zmiatające" usuwają martwe i nieprawidłowo funkcjonujące komórki. Gdy nie zostają one usunięte, wpływa to negatywnie na zachowanie pozostałych. Autorzy technologii informują, że jej zastosowanie pozwala na zwiększenie wydajności produkcji pożądanego białka nawet o ponad sto procent. Pozwala ona także na uniknięcie wielu innych zabiegów, które są znacznie bardziej szkodliwe dla zdrowych komórek. W celu wdrożenia metody do zastosowania w przemyśle założono firmę, nazwaną Immunosolv. Jej działalność została doceniona przez przedstawicieli szkockiej nauki, którzy wsparli ją finansowo nagrodami w ramach dwóch konkursów: Scottish Enterprise's Proof of Concept Programme oraz SMART Award.
  2. Maluchy, które przyszły na świat w wyniku cesarskiego cięcia, częściej zapadają w dzieciństwie na cukrzycę. Nie wiadomo dlaczego, ale lekarze podejrzewają, że chodzi o kontakt ze szpitalnymi bakteriami. Już teraz wiadomo, że choroby wieku dziecięcego plus predyspozycje genetyczne odgrywają istotną rolę w rozwoju cukrzycy typu 1. Zespół prowadzony przez doktora Chrisa Cardwella z Queen's University w Belfaście wpadł na trop nieznanych dotąd skutków cesarskiego cięcia, analizując wyniki 20 studiów dotyczących cukrzycy insulinozależnej. Naukowcy zauważyli, że dzieci, które urodziły się w wyniku cesarskiego cięcia, chorują na cukrzycę typu 1. o 23% częściej niż maluchy urodzone siłami natury. Zwiększonego ryzyka nie da się wytłumaczyć innymi czynnikami, np.: wagą urodzeniową, wiekiem matki, kolejnością urodzeń, cukrzycą ciążową i karmieniem piersią bądź odżywkami. Cardwell podkreśla, że na razie nie wiadomo, czemu się tak dzieje, ale nie można wykluczyć, iż chodzi o samo cesarskie cięcie.
  3. Programy ograniczania palenia papierosów mogą nie tylko zmniejszać liczbę palaczy, lecz także, jeżeli są odpowiednio prowadzone, przynosić ogromne oszczędności dla służby zdrowia - donoszą naukowcy na łamach czasopisma PLoS Medicine. Przeprowadzone badanie obejmowało analizę programu California Tobacco Control Program (CTCP) realizowanego w Kalifornii od roku 1989. Jego zadaniem była kontrola zachowań dorosłych, gdyż jego pomysłodawcy uznali, że wywarcie wpływu na nich zmniejszy ilość papierosów zużywanych nie tylko przez nich samych, ale także przez ich dzieci. O sukcesie ekonomicznym przyjętej strategii mówiono od dawna, lecz analiza przeprowadzona niedawno przez naukowców z University of California w San Francisco jest pierwszym badaniem na tak szeroką skalę. Uwzględniono w niej nie tylko wszystkie zyski i straty związane z prowadzeniem programu, lecz także zmianę licznych parametrów związanych m.in. z ekonomią, gospodarką i demografią oraz z postępem medycyny. W czasie trwania programu udało się obniżyć ilość sprzedanych paczek papierosów o 3,6 miliarda (porównanie dotyczyło sumy za lata 1989-90 i 2003-04), co oznacza dla firm tytoniowych stratę w wysokości 9,2 miliarda dolarów. Po odliczeniu kosztów związanych z prowadzeniem programu (był on finansowany z pieniędzy uzyskanych z zakupu papierosów) ustalono, że służba zdrowia zaoszczędziła aż 86 miliardów dolarów (grupą odniesienia były te stany USA, które nie wprowadziły kompleksowych programów walki z paleniem). Oznacza to ogromny zysk nawet po odliczeniu podatku, który stopniowo wzrastał w badanym okresie od 25 do 87 centów za paczkę. Warto zaznaczyć, że stawka podatku w Kalifornii nie jest, jak można by się spodziewać, najwyższa w Stanach Zjednoczonych. Rekordową wysokość akcyzy ustalono w stanie New Jersey (2,575$ za paczkę), lecz nie wdrożono tam równie wydajnego programu walki z nałogiem. Badacze podkreślają, że wdrażanie podobnych strategii jest korzystną inwestycją z punktu widzenia ekonomii, nawet jeśli uwzględni się utracone zyski związane z obniżeniem wpływów z tytułu podatków. Ich zdaniem finansowanie programów podobnych do CTCP jest w pełni uzasadnione zarówno z punktu ekonomii, jak i ochrony zdrowia.
  4. Dzięki Internetowi i szerokiej rzeszy miłośników kawy z pianką, Oleksiy Pikalo założył swoją własną firmę OnLatte, której celem jest produkcja i sprzedaż urządzeń, tworzących... rysunki na powierzchni filiżanki kawy. Wszystko zaczęło się od zabawy. Oleksiy zobaczył w Sieci słynny już klip pt. "Latte Art" i stwierdził, że przydałaby się maszyna, która potrafiłaby tworzyć podobne cudeńka. Na aukcji eBy kupił więc używany ploter oraz książkę Matta Billilanda "Inkjet Applications". Dzięki nim stworzył urządzenie, które nazwał Latte Art Printing Machine. Klip, który zainspirował Oleksiya. Jako "tuszu" użył karmelu, chociaż może nim być każdy ciemny barwnik spożywczy. Oleksiy umieścił w serwisie YouTube film, na którym widać, jak jego urządzenie drukuje na powierzchni kawy logo firmy Starbucks. Wideo cieszyło się tak olbrzymią popularnością, że pomysłowy miłośnik latte postanowił założyć własną firmę. Jego drukarka spotkała się z uznaniem nie tylko amatorów, ale także i specjalistów, o czym może świadczyć fakt, iż Oleksiy pokazał ją na tegorocznej konferencji SIGGRAPH 2008.
  5. Włoski ksiądz i teolog Antonio Rungi chce we wrześniu zorganizować online'owy konkurs piękności dla zakonnic. Miss Sister 2008 ma obalić stereotyp brzydkich sióstr i sprawić, że staną się one lepiej widoczne w Kościele katolickim. Kapłan zamierza udostępnić zakonnicom miejsce na prywatnym blogu. Będą tam mogły zaprezentować swoje zdjęcia i osiągnięcia. Działacz z Mondragone daje internautom miesiąc na oddawanie głosów na zakonnicę uznawaną za wzór [urody i pełnienia posługi]. Zgłaszające swój "mandat" siostry będą musiały utworzyć profil, tak jak ma to miejsce na serwisach randkowych czy społecznościowych. Zamiast danych dotyczących budowy ciała czy chęci posiadania dzieci przedstawią jednak szczegóły związane z powołaniem. Ksiądz podkreśla, że nie będzie parady zakonnic w strojach kąpielowych, skoro jednak zewnętrzne piękno jest darem od Boga, nie musimy go ukrywać. Inni duchowni uważają, że konkurs na miss zakonnic jest sprzeczny z ich powołaniem. Wg nich, siostry poświęcają swoje życie Bogu i nie należy tego spłycać.
  6. Jeśli dodamy zero do zera czy też pomnożymy 0 razy 0, to zwykle otrzymamy 0. Jednak, jak twierdzą badacze IBM-a, nie zawsze tak jest. Specjaliści z Thomas J. Watson Research Center zaprezentowali teoretyczną pracę dotyczącą przesyłania kwantowych informacji. Gdy wyślemy taką informację, czyli foton, światłowodem, w którym nie występują żadne zakłócenia, będziemy mogli odczytać ją, a więc odczytać stan fotonu, na drugim końcu przewodu. Inżynierowie Błękitnego Giganta proponują jednak inne rozwiązanie. Ich zdaniem można wysłać dwa splątane fotony dwoma oddzielnymi kablami, w których występują duże zakłócenia. Gdy fotony dotrą na miejsce, z żadnego ze światłowodów nie będziemy w stanie odczytać informacji, gdyż zostanie ona zniekształcona przez zakłócenia. Jednak z obu kabli jednocześnie informacja może zostać odczytana. Jeśli te teoretyczne rozważania uda się potwierdzić, to z jednej strony będzie można je wykorzystać w szyfrowaniu kwantowym, a z drugiej - ułatwi to budowę kwantowych komputerów. Jednak, jak przyznaje sam Graeme Smith, jeden z autorów wspomnianego dokumentu, teoria ta stawia więcej pytań, niż przynosi odpowiedzi. Jedna z interpretacji tego zjawiska jest taka, że oba fotony niosą różne rodzaje informacji. Jeśli tak jest w rzeczywistości, to pod znakiem zapytania staje dotychczasowe przekonanie specjalistów o tym, że informacja kwantowa nie jest podzielna na mniejsze składowe. Rozważania są oczywiście czysto teoretyczne, jednak teoria pochodzi z bardzo poważanego źródła, przez co może przewrócić do góry nogami niektóre przekonania. Patrick Hayden, profesor z McGill University, mówi, że badacze IBM-a otworzyli puszkę Pandory. Ich teoria tak mocno uderza w instytucję, w której pracuję, że muszę mieć więcej czasu na zastanowienie się nad nią - mówi Hayden. Dodaje przy tym: najbardziej wstrząsające jest to, że można połączyć dwie bezużyteczne rzeczy i powstanie rzecz użyteczna. Zdaniem profesora z teorii pracowników Błękitnego Giganta może powstać szersza teoria kwantowej synergii oraz nowe technologie rozwiązujące problem zakłóceń w komunikacji kwantowej. Sami autorzy mówią, że o ile ich teoria wygląda bardzo interesująco, to chcieliby zbudować coś praktycznego, co pozwoliłoby ją potwierdzić.
  7. Ludzie częściej używają ponownie tych samych ręczników, jeśli sądzą, że inni goście hotelu tak właśnie postępują (Journal of Consumer Research). Amerykańscy psycholodzy zauważyli, że różne znaczki umieszczane w łazienkach wcale nie wpływają identycznie na działania odbiorców. Odwołujące się do korzyści środowiskowych czy świadomości ekologicznej (np. "Pomóż chronić środowisko") są mniej skuteczne niż odnoszące się do zaangażowania pozostałych gości pensjonatu ("Przyłącz się do innych gości i tak jak oni pomóż chronić środowisko"). W pierwszym przypadku z ręczników korzystało wielokrotnie 35,1% odwiedzających, a w drugim aż 44,1. Jeszcze większy skok zainteresowania programem odnotowano, gdy w ramach drugiego eksperymentu w pokoju umieszczono informację, że 75% gości mieszkających w tym konkretnym numerze korzystało kilka razy z wywieszonego przez obsługę ręcznika. Autorami badań są Noah J. Goldstein z Uniwersytetu w Chicago oraz Robert Cialdini i Vladas Griskevicius z Uniwersytetu Stanowego Arizony, którzy nawiązali współpracę z siecią hoteli.
  8. Regularne wdychanie aromatycznego dymu powstającego podczas palenia kadzidełek zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory dróg oddechowych (Cancer). Przez 12 lat naukowcy z zespołu doktora Jeppe'a Friborga ze Statens Serum Institute w Kopenhadze badali Chińczyków mieszkających w Singapurze, w sumie ponad 61 tys. osób. Byli to kobiety i mężczyźni w wieku od 45 do 74 lat, którzy posługiwali się dialektami kantońskim i hokkien. W momencie rozpoczęcia eksperymentu nikt nie chorował na raka. Na wstępie wypytano ochotników o zwyczaje związane z paleniem kadzidełek. Chodziło głównie o określenie, jak często je podpalają i jak długo się one tlą: tylko w nocy czy przez cały czas (i w dzień, i w nocy). W ciągu 12 lat u 325 osób zdiagnozowano nowotwory górnych dróg oddechowych, m.in. nosa, jamy ustnej oraz gardła. U 821 wykryto nowotwory płuc. Miłośnicy kadzidełek częściej chorowali na nowotwory górnych dróg oddechowych, wyjątkiem były zmiany nowotworowe w obrębie nosogardzieli. Nie stwierdzono istotnej statystycznie różnicy w liczbie zachorowań na nowotwory płuc. Związek między wzrostem zachorowalności a paleniem kadzidełek pozostawał zauważalny po uwzględnieniu innych potencjalnie ważnych czynników, m.in. palenia tytoniu, diety oraz picia alkoholu. Ludzie, którzy używali najwięcej kadzidełek, częściej zapadali na pewien szczególny typ nowotworu: raka kolczystokomórkowego skóry (łac. carcinoma spinocellulare). Dotyczyło to zarówno palaczy, jak i osób niepalących. W porównaniu do osób, które w ogóle nie korzystają z kadzidełek, ryzyko wystąpienia raka kolczystokomórowego skóry wzrastało aż o 80%. Kadzidełka są wytwarzane z pachnących materiałów roślinnych: kory, żywic, kwiatów i olejków eterycznych. W przeszłości wykazano, że w wyniku ich spalania powstają substancje kancerogenne, np. benzen i węglowodory poliaromatyczne. Po raz pierwszy wykazano jednak w praktyce, że intensywne stosowanie kadzidełek wiąże się ze zwiększoną zachorowalnością na nowotwory.
  9. Krowy kojarzą nam się z wieloma rzeczami, m.in. mlekiem, łatami i spokojnym usposobieniem. Nikt jednak do tej pory nie zauważył, że działają jak miniaturowe magnesy. Zawsze ustawiają się w linii północ-południe (Proceedings of the National Academy of Sciences). Hynek Burda, biolog z Universität Duisburg-Essen, skorzystał ze zdjęć satelitarnych Google Earth. Badał 308 stad z 6 kontynentów, liczących w sumie ponad 8 tys. osobników. Niemcy odkryli istnienie podobnego zjawiska wśród jeleniowatych (saren europejskich i jeleni szlachetnych), co oznacza, że wszystkie wymienione gatunki muszą wyczuwać pole magnetyczne Ziemi. Magnetorecepcję opisano dotąd u owadów (np. termitów i pszczół), migrujących ptaków czy żółwi morskich, nikt jednak nie sądził, że tak spektakularny jej przypadek mamy tuż pod nosem, w dodatku od ok. 10 tysięcy lat. Jakie korzyści ewolucyjne zapewnia krowom ta umiejętność? Na razie nie wiadomo. Pasterze zaobserwowali co prawda, że w stadzie krowy ustawiają się w podobnym kierunku, ale naukowcy przypuszczali, że zwierzęta podążają po prostu za słońcem i wygrzewają się w nim lub zbijają się w gromady, by utrzymać ciepło. Nikomu nie przyszło do głowy, że powodem opisywanego zachowania jest określone "zamiłowanie" geomagnetyczne. Po porównaniu ustawienia krów do wskazań kompasu okazało się, że w przypadku pojedynczych osobników odchylenie od geograficznego południa lub północy wynosiło ok. 5 stopni. Obserwacje stad jeleni i saren na żywo oraz analiza śladów pozostawionych przez zwierzęta odpoczywające na śniegu wykazały identyczną tendencję. Badania terenowe prowadzono w Czechach. W 241 lokalizacjach śledzono 2974 osobniki. Do analizy wybrano zdjęcia, na których zwierzęta były wyraźnie widoczne, stały na płaskim terenie i nie znajdowały się w pobliżu wodopoju czy miejsc żerowania, bo mogłoby to wpływać na ich zachowanie. Cały proces był wyjątkowo żmudny i pracochłonny. W miejscach, gdzie położenie południków magnetycznych najsilniej odbiegało od położenia południków geograficznych (np. tam, gdzie pole magnetyczne miało większe natężenie lub na wysokich szerokościach geograficznych), zwierzęta ustawiały się w zgodzie ze wskazaniami pola magnetycznego. Wyklucza to teorię, że wygrzewają się w słońcu, bo wtedy powinny się kierować w stronę północy geograficznej. Obalono też hipotezę, że zwierzęta ustawiają się tak, by minimalizować boczne uderzenia chłodnego wiatru. Sabine Begall podkreśla, że w przypadku jeleniowatych, gdzie naukowcy dysponowali danymi odnośnie do kierunków wiatru, nie stwierdzono żadnej tego typu korelacji. Gdyby wiatr odgrywał jakąkolwiek rolę, powinniśmy obserwować wiele losowych ułożeń, tak jednak nie było. [...] Dominowało ustawienie w linii północ-południe.
  10. Wydarzenia z wczesnego dzieciństwa mogą powodować, że jako dorośli ludzie będziemy chrapali - twierdzą badacze z uniwersytetu w szwedzkim mieście Umea. Wśród istotnych czynników ryzyka wymieniają m.in. przebyte infekcje oraz... posiadanie psa. Badanie objęło 15556 osób w wieku od 25 do 54 lat z pięciu krajów: Szwecji, Norwegii, Islandii, Danii oraz Estonii. Naukowcy przeprowadzili ankietę, w której przepytali respondentów na temat ich dzieciństwa oraz warunków, w jakich dorastali. Nie zabrakło także pytań o to, czy chrapią obecnie - okazało się, że aż 18% badanych robi to co najmniej trzy razy w tygodniu na tyle głośno, że przeszkadza to innym. Zebrane informacje porównano następnie z danymi na temat czynników środowiskowych, na które byli wystawieni na wczesnym etapie życia. Na podstawie analizy kwestionariuszy stwierdzono m.in., że groźna (tzn. wymagająca hospitalizacji) infekcja dróg oddechowych w pierwszych dwóch latach życia zwiększa ryzyko chrapania o 27%, zaś nawracające zakażenia ucha - o 18%. Najciekawsza jednak wydaje się korelacja pomiędzy chrapaniem i posiadaniem psa - osoby, które jako noworodki dorastały w domu, w którym chowany był pies, chrapią aż o... 26% częściej! Na razie nie wiadomo, czy jest to coś więcej, niż jedynie zależność statystyczna, ani jakie zjawisko mogłoby być za to odpowiedzialne. Prowadzący badania dr Karl Franklin spekuluje jedynie: być może te drobne rzeczy, jak psy czy infekcje, mogą powodować powiększenie migdałków. To z kolei, jego zdaniem, może zaburzać przepływ powietrza i powodować powstawanie głośnego dźwięku. Popiera go dr Christopher C. Randolph, specjalista z zakresu alergii, astmy i immunologii pracujący na Uniwersytecie Yale. Część badaczy traktuje wyniki analizy bardzo sceptycznie. Specjalistka z dziedziny medycyny snu, dr Lisa Shives z Northshore Sleep Medicine w amerykańskim Evaston, twiedzi, że potrzebnych jest znacznie więcej danych. Jej zdaniem nie jest jasne, w jaki sposób wymienione czynniki miałyby wpływać na chrapanie, więc ciężko jest powiązać ze sobą tak odległe od siebie zjawiska. Badaczka wyjaśnia, że obecnie znane i potwierdzone są tylko dwie zasadnicze przyczyny hałaśliwego oddechu w czasie snu: otyłość oraz nietypowa budowa gardła. Dokonane odkrycie nie oznacza jednak, że mamy natychmiast pozbyć się psa. Sam dr Franklin zastrzega, że zebrano zbyt mało danych, by sugerować komukolwiek tak radykalne posunięcia. Więcej informacji na temat wykonanych w Szwecji badań dostarcza czasopismo Respiratory Research.
  11. Odkryty niedawno wirus atakujący komary może stać się skuteczną bronią w walce z malarią - donoszą badacze z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health. Trwają intensywne badania nad właściwościami mikroorganizmu. Wirus, nazwany AgDNV, należy do grupy densowirusów. Atakuje liczne insekty, lecz dla ludzi i innych kręgowców jest całkowicie nieszkodliwy. Istotną jego cechą jest zdolność do trwałego wbudowania własnego materiału genetycznego do genomu larw komara Anopheles gambiae, odpowiedzialnego za przenoszenie zarodźców malarii. Zastosowanie odpowiednio zmodyfikowanego wirusa jest interesującym pomysłem na ograniczenie epidemii tej choroby, pochłaniającej rocznie około miliona ofiar. Odkrycia dokonano przypadkiem podczas badań nad bakteriami z rodzaju Wolbachia, także zdolnych do atakowania Anopheles gambiae. Podczas wykonywania testu na obecność bakterii w komórkach komara wykryto dodatkowe cząsteczki DNA nieznanego pochodzenia. Uznano je początkowo za artefakt, lecz dalsze analizy wykazały, że jest to właśnie nieznany wcześniej wirus. Co więcej, odkryto, że przekazuje on swoje geny znacznie skuteczniej od bakterii, która pierwotnie miała posłużyć właśnie do tego celu. Prowadzący badania dr Jason Rasgon komentuje znalezisko: odkrywanie artefaktów takich jak ten nie jest rzadkością podczas eksperymentów, lecz ten jeden postanowiliśmy zbadać dokładniej, gdyż pojawiał się on bez przerwy. Kiedy zbadaliśmy sekwencję tej cząsteczki DNA okazało się, że odkryliśmy nowego wirusa. Naukowiec twierdzi, że odkryty mikroorganizm mógłby zostać użyty w celu przekazywania genów śmiertelnych dla komarów lub likwidujących ich podatność na infekcję przez zarodźce malarii. Druga opcja wydaje się być szczególnie atrakcyjna, gdyż wystarczyłoby wówczas zainfekować tylko niewielką populację insektów, a dalsze przekazywanie genu następowałoby podczas rozmnażania. Obecnie trwają dalsze badania nad właściwościami AgDNV. Jak twierdzi dr Rasgon, w teorii moglibyśmy użyć wirusa do produkcji śmiertelnej toksyny lub wywołać śmierć komara po dziesięciu dniach, zanim będzie w stanie przekazać pasożyta ludziom. Na razie jednak jest to bardzo odległa koncepcja.
  12. Opowiadanie dowcipów to przyjemność, ale i ogromne ryzyko, zwłaszcza gdy są kiepskie. Okazuje się bowiem, że publika reaguje na nietrafione żarty sporą wrogością. Nic dziwnego, że komicy mówią o umieraniu na scenie... Nancy Bell, lingwistka z Washington State University, zaczęła swoje badania w 2007 roku. Sprawdzała, co się stanie, gdy słuchacze nie doczekają się obiecanej dawki dobrego humoru. Najgorzej zachowywała się publika najbliższa opowiadającemu, tzn. przyjaciele i rodzina. Ataki miały na celu społeczne wykluczenie lub poniżenie opowiadającego zły dowcip. Okazjonalnie przerywały je wulgarne uwagi, piorunujące spojrzenia, a czasem nawet solidne uderzenia w ramię. Warto mieć świadomość, jakim żartem posłużyła się w badaniach Bell. Nie miał w sobie nic obraźliwego ani niepoprawnego politycznie. Był dziecinnie naiwny. A oto on: Co powiedział duży komin do małego? Odpowiedź: Nic, bo kominy nie mówią. Głucha cisza to najlepszy wariant zachowania "wdrażanego" po wysłuchaniu głupiego żartu. Niemal połowa badanych osób (44%) zareagowała czymś pomiędzy bezczelnymi uwagami a bezpośrednią agresją słowną. Wg pani profesor, chęć ukarania kiepskiego komika wynika z pogwałcenia kilku zasad, które regulują kontakty międzyludzkie. Po pierwsze, dowcip zakłóca naturalny przebieg rozmowy. Zazwyczaj tolerujemy takie wtręty, ponieważ nagrodą jest porcja dobrej zabawy. Gdy kawał zawodzi, stanowi to odstępstwo od pewnej umowy społecznej. Kara stanowi sposób powiadamiania "przestępcy" o złamaniu zasad. Skutecznie odwodzi go też od ponawiania podobnych prób w przyszłości. Po drugie, zaliczenie do grona osób odpowiednich do wysłuchania głupiego żartu bezpośrednio obraża słuchaczy, a właściwie ich poczucie humoru. Trzeba więc ostro zareagować w obronie swojej dobrej reputacji. Czemu najostrzej reagują najbliższe osoby? Ponieważ są mocno, w dodatku od wielu lat związane z kiepskim kawalarzem i tak najprawdopodobniej pozostanie. Nie zatrudnia się niemądrze żartującej siostry, nie można jej zatem zwolnić. Nagana to komunikat w rodzaju: Słuchaj, nie chcę spędzić kolejnych 10 lat na wysłuchiwaniu twoich nędznych dowcipów. Na siłę i szybkość reakcji wpływa też wiek. "Im młodsi i bliżsi wiekiem jesteśmy pseudokomikowi, tym większe prawdopodobieństwo, że go zaatakujemy po nieudanej próbie rozbawienia audytorium". Wcale nie dziwi też zdecydowane krytykowanie przez dzieci nieśmiesznych "popisów" rodziców. Rozprawa doktorska Bell dotyczyła posługiwania się humorem przez osoby, dla których angielski jest drugim językiem. Potem lingwistka zajęła się zagadnieniem nietrafionego dowcipu. Eksperymentalny kawał wybrała spośród wielu równie złych, rozpowszechnianych za pośrednictwem Internetu. W realizacji zadania pomagali jej studenci, którzy wplatali go do rozmów. W sumie kominowy dowcip pojawił się w 207 pogawędkach.
  13. Niemiecka firma AMO, we współpracy z brytyjskimi naukowcami z University of Manchester, stworzyła grafenowy przełącznik. Grafen, dwuwymiarowa struktura węgla, być może w przyszłości zastąpi w elektronice krzem. Materiał ten pozwala na 100-krotnie szybszy przepływ elektronów, niż ma to miejsce w krzemie. Stąd też grafenowy tranzystor może być, teoretycznie, nawet 100 razy bardziej wydajny od swojego krzemowego odpowiednika. Problem w tym, że w grafenie ładunki elektryczne poruszają się z taką łatwością, iż trudno je zatrzymać. A tranzystor, żeby był użyteczny, musi sterować przepływem ładunków elektrycznych, a więc je zatrzymywać bądź przepuszczać. Niemcy zauważyli, że jeśli do grafenu zostanie przyłożone pole elektryczne, powoduje ono zmianę właściwości chemicznych materiału, a to z kolei prowadzi do zmiany jego przewodnictwa. Stworzyli więc strukturę podobną do tranzystora: dwie elektrody połączyli za pomocą grafenu, a pomiędzy nimi umieścili trzecią, która była od grafenu oddzielona cienką warstwą dwutlenku krzemu. Gdy do środkowej elektrody przyłożyli napięcie -5 wolt, zauważyli, że przewodność grafenu zmniejszyła się o sześć rzędów wielkości, prowadząc do zatrzymania przepływu prądu. Po przyłożeniu napięcia +5 wolt, przewodność wróciła do normy. Niemcy zbadali dziesiątki podobnie działających urządzeń. Jeden z eksperymentów daje nadzieję, że z grafenu będzie można produkować pamięci nieulotne. Max Lemme, jeden z badaczy, stwierdza, że o ile obecnie wykorzystywane materiały do produkcji układów pamięci są ograniczone wielkością komórki pamięci, w przypadku grafenu niewykluczone jest, że komórka ta mogłaby osiągnąć wielkość pojedynczej molekuły. Sądzę, że możemy ją zmniejszyć do rozmiarów 1 nanometr na 1 nanometr - powiedział. Na razie jednak nie mamy co liczyć na pojawienie się grafenowej elektroniki. Przełączanie stanów w "tranzystorach" jest zbyt powolne, a przed zastosowaniem grafenu do produkcji układów pamięci trzeba najpierw sprawdzić, czy materiał ten jest w stanie wytrzymać setki tysięcy cykli zapisu i odczytu. Naukowcy wciąż też nie wiedzą, jaki jest mechanizm wspomnianych powyżej zmian właściwości grafenu. Przypuszczają, że pole elektryczne powoduje, iż do grafenu przyłącza się grupa hydroksylowa (OH), która zmienia go w tlenek grafenu. To całkowicie kontrolowana reakcja. Nie powoduje ona zniszczenia struktury grafenu. Po prostu odłączamy i dołączamy molekułę, zmieniając właściwości elektryczne materiału - mówi Andre Geim z University of Manchester.
  14. Rosyjscy lekarze opracowali urządzenie pomagające w rehabilitacji osób po udarze lub urazie mózgu, które od nowa uczą się chodzić. Jest to podeszwowy symulator obciążenia, który imituje bodźce oddziałujące na stopę podczas samodzielnego przemieszczania się. PION to okrągłe plastry, przymocowywane do stopy pacjenta. Są one komorami powietrznymi, które pulsują i w ten sposób wywierają zmienny nacisk na dwa podstawowe obszary: 1) piętę oraz 2) śródstopie. Mamy więc do czynienia z mechaniczną akupresurą. Cały proces jest nadzorowany za pośrednictwem kontrolera, który dostosowuje tryby "chodzenia" do potrzeb konkretnego pacjenta i zaleceń lekarza. Gimnastykowane mięśnie wysyłają informację do mózgu, a ten z kolei zaczyna nakazywać im, by się skurczyły bądź rozluźniły. Dzięki takiemu sprzężeniu zwrotnemu tworzą się nowe połączenia nerwowe albo odtwarzają te zniszczone podczas udaru czy urazu głowy.
  15. Szkło barwione złotem oczyszcza powietrze, gdy zostanie podgrzane przez słońce. Tym samym, wg profesora Zhu Huai Yonga z Politechniki w Queensland, średniowieczni szklarze, którzy pracowali nad witrażami, byli pierwszymi nanotechnologami. Rzemieślnicy uzyskiwali poszczególne barwy, posługując się nanocząsteczkami złota różnych rozmiarów. Ich dzieła można podziwiać w licznych europejskich kościołach. Przez wieki ludzie podziwiali wyłącznie dzieła sztuki i trwałość kolorów, ale prawie nie zdawano sobie sprawy, że witraże są, by posłużyć się współczesną terminologią, filtrami fotokatalitycznymi z nanocząsteczkami złota. Profesor zaznacza, że naenergetyzowane przez słońce złoto może unieszkodliwić m.in. lotne związki organiczne (LOC, od ang. volatile organic compounds). Są one emitowane przez szereg przedmiotów codziennego użytku, np. nowe samochody, wykładziny, linoleum, środki czyszczące, pokrycia dźwiękoszczelne, tkaniny syntetyczne, farby czy tapicerkę. Pole elektromagnetyczne promieniowania słonecznego sprzęga się z drganiami elektronów w cząsteczkach złota i powstaje rezonans. Pole magnetyczne na powierzchni nanocząsteczek złota może się zwiększyć nawet stukrotnie, czego skutkiem jest rozłożenie zanieczyszczeń powietrza. W wyniku opisanej reakcji powstają niewielkie, a więc nieszkodliwe, ilości dwutlenku węgla. Fizyk jest bardzo podekscytowany odkryciem. Zachwyca się ekologicznością rozwiązania (filtr jest zasilany wyłącznie energią słoneczną) oraz jego energooszczędnością – podgrzaniu ulegają bowiem wyłącznie cząsteczki złota. W przebiegu konwencjonalnych reakcji chemicznych podgrzewa się wszystko, a to marnotrawstwo. Dzięki opisanej technologii można by otrzymywać specyficzne związki w temperaturze pokojowej.
  16. Justin Rattner, wiceprezes Intela ds. technologicznych, stwierdził, że w ciągu najbliższych 40 lat powstaną maszyny, które będą bardziej inteligentne od ludzi. W bieżącym roku Intel obchodzi 40-lecie istnienie i,jak stwierdził Rattner, w ciągu kolejnych 40 lat inteligencja maszyn produkowanych przez Intela przewyższy ludzką inteligencję. Postęp w ciągu następnych 100 lat będzie dzięki technologii większy, niż postęp, który dokonał się w ciągu ostatnich 20 000 lat ludzkiej historii. Oczywiście dokonanie tego postępu nie będzie łatwe. Co prawda obecnie wykorzystywana technologia CMOS wciąż ma sporo do zaoferowania, ale, jak zauważa doktor Mike Garner z Intela, potrzebujemy nowych materiałów by usprawnić działanie tranzystorów oraz nowych technologii, takich jak tranzystory trójbramkowe. Zapowiedzi Intela są o tyle prawdopodobne, że, jak przewiduje wielu specjalistów, w ciągu 20 najbliższych lat powinny powstać komputery kwantowe.
  17. Dopiero teraz ujawniono, że prawie miesiąc temu udało się pobić rekord długości lotu samolotu bezzałogowego. Lekki jak piórko Zephyr unosił się w powietrzu przez 83 godziny i 37 minut. Poprzedni rekord został ustanowiony 7 lat temu przez Global Hawka firmy Northrop Grumman, który leciał jednak niemal o połowę krócej. Zephyr pobił też własny 54-godzinny rekord sprzed roku. Jego producent, QinetiQ Group PLC, wyposażył bezzałogowy aparat latający (ang. unmanned aerial vehicle, UAV) w cienkie jak arkusz papieru panele słoneczne i śmigło. Konstrukcję wykonano z włókien węglowych. Jak zaznacza rzecznik QinetiQ Douglas Millard, ani jeden z rekordów Zephyra (tego- i zeszłoroczny) nie jest jednak oficjalny, gdyż nie spełniono kryteriów Fédération Internationale des Sociétés d'Aviron z Lozanny. Firma skupia się jednak ponoć głównie na lotach, a nie na ustanawianiu rekordów. Trzydziestokilogramowy UAV został 28 lipca wyrzucony w powietrze na terenie pustyni w Arizonie. Dzięki autopilotowi i kierowaniu za pomocą satelity wzniósł się na wysokość 18 tys. metrów. Za dnia wykorzystywał energię słoneczną, a w nocy bazował na doładowanych bateriach litowo-siarkowych. Badania związane z Zephyrem zostały sfinansowane przez brytyjskie i amerykańskie siły zbrojne. W przyszłości będzie on być może wykorzystywany do misji zwiadowczych i komunikacji.
  18. David Hayes i jego 3-letnia wnuczka Alyssa wybrali się razem na ryby. Każde ze swoją wędką: dziadek z "dorosłą" i dużą, dziewczynka z różowym ekwipunkiem lalki Barbie. W pewnym momencie David został poproszony o przytrzymanie sprzętu wnuczki i wtedy właśnie stało się coś zaskakującego. Żyłka naprężyła się, nad wodą pokazał się ogon sporej ryby i po 25 minutach walki Amerykaninowi udało się wyciągnąć na brzeg stawu 81-cm zębacza o wadze 9,5 kg. Łowisko znajduje się w hrabstwie Wilkes, tuż za domem Hayesa. Alyssa bała się, że dziadek złamie jej wędkę, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Ryba była większa od wędki dla lalek, która mierzy zaledwie 76 cm. Biolodzy z North Carolina Wildlife Resources Commission potwierdzili pobicie rekordu wielkości ryby złapanej na zabawkowy sprzęt. Poprzedni został przebity o ok. 3 funty, czyli 1,3 kg.
  19. Amerykańska FDA (Food and Drug Administration), urząd odpowiedzialny za kontrolę rynku żywności i leków, zezwolił na używanie promieniowania jonizującego w celu ochrony sprzedawanego szpinaku i sałaty lodowej przed mikroorganizmami. Metoda, choć kontrowersyjna, może poprawić bezpieczeństwo produktów rolniczych. Dopuszczona do stosowania technologia znacznie zmniejsza ryzyko skażenia mikrobiologicznego warzyw, lecz przedstawiciele urzędu zapowiadają, że nie pozwolą, by ich decyzja wpłynęła negatywnie na higienę procesu przygotowania żywności do sprzedaży. Dr Laura Tarantino, pracowniczka FDA odpowiedzialna za bezpieczeństwo dodatków do żywności, uspokaja konsumentów: [nasza decyzja] nie usprawiedliwia "brudnego" przetwórstwa. Gospodarstwa oraz przedsiębiorstwa przetwórcze wciąż muszą przestrzegać standardowych regulacji mających na celu zachowanie najwyższej możliwej czystości plonów. Konsumenci także powinni myć liście przed ich zjedzeniem. Dodaje: Nasza decyzja oferuje jedynie dodatkowe narzędzie dostępne dla wytwórców i przetwórców, dzięki któremu towary te będą jeszcze bezpieczniejsze. Celem procesu jest głównie eliminacja bakterii Eschericha coli (pałeczek okrężnicy), częstej przyczyny zatruć pokarmowych. Amerykańskie prawo już od kilku lat pozwala na jego stosowanie w celu ochrony mięsa oraz przypraw, zaś Unia Europejska dopuszcza używanie promieniowania wyłącznie w celu ochony przypraw i ziół. Członkowie amerykańskiego Stowarzyszenia Producentów Żywności (ang. Grocery Manufacturers Association - GMA) zaapelowali jakiś czas temu, by FDA zezwoliła także na ochronę warzyw liściastych, które mają trafić na amerykański rynek. Ich zdaniem decyzja taka stała się szczególnie potrzebna po wydarzeniach z 2006 roku, kiedy skażony bakteriami szpinak spowodował w Stanach Zjednoczonych poważne zatrucie u niemal dwustu osób oraz śmierć trzech spośród nich. Według przedstawicieli GMA dostawcy sałaty nie są jeszcze gotowi na wdrożenie technologii jej napromieniania przed dystrybucją do sklepów, lecz wprowadzone właśnie regulacje stworzą atrakcyjną niszę na rynku warzyw. Szczególnie zainteresowane produktami zabezpieczanymi tą metodą mogą być osoby z osłabionym systemem immunologicznym, które nie powinny spożywać żywności nieprzegotowanej. Nie wszyscy podzielają entuzjazm przedstawicieli biznesu. Część badaczy twierdzi, że metoda jest skuteczna jedynie połowicznie, gdyż nie zabija wirusów, które także mogą zostać przeniesione na liściach warzyw i powodować groźne infekcje. Uważają też, że bardziej efektywne byłoby wprowadzenie ostrzejszego rygoru higieny od samego początku procesu przygotowania żywności do spożycia. Mowa tu szczególnie o wprowadzeniu obowiązku dokumentowania użycia nawozów naturalnych oraz kontroli czystości wody używanej do podlewania upraw. Kolejnym zmartwieniem przeciwników używania promieniowania była obawa o smak i właściwości organoleptyczne liści. Eksperci FDA twierdzą jednak, że nowoczesna technologia umożliwia zniszczenie bakterii E. coli, a także (choć mniej skutecznie) tych należących do rodzajów Listeria oraz Salmonella. Wszystko to, zdaniem przedstawicieli urzędu, udaje się osiągnąć bez pogarszania bezpieczeństwa, wartości odżywczych czy jędrności liści. W kolejce czekają kolejne wnioski o dopuszczenie promieniowania jonizującego jako metody ochrony kolejnych rodzajów produktów rolniczych. Stosowne decyzje zostaną najprawdopodobniej podjęte w najbliższych miesiącach. Efekty procedur przeprowadzonych przez FDA mogą być istotne także dla Unii Europejskiej, w której od kilku lat toczy się na ten temat gorąca debata.
  20. Gdy oglądamy coraz bardziej przypominające człowieka roboty i coraz doskonalsze animacje komputerowe i tak wiemy, że nie są to prawdziwe byty. Nawet w wypadku najlepszych z nich czujemy, że coś jest nie w porządku. Wszystko przez tzw. Dolinę niesamowitości. W roku 1970 japoński robotyk Masahiro Mori wysunął pewną interesującą teorię. Stwierdził on, że z czasem sztuczne byty coraz bardziej będą wyglądały jak ludzie i z tego względu będziemy darzyli je coraz większą sympatią. Jednak w pewnym momencie nasz mózg będzie zwracał coraz większą uwagę na jakiś mało istotny szczegół, np. nienaturalny tik w twarzy, który poinformuje nas, że mamy do czynienia ze sztucznym bytem. W tym punkcie dochodzi do gwałtownego załamania krzywej sympatii. To jest właśnie ta Dolina niesamowitości, punkt, od którego sztuczny byt będzie wyglądał obco i przerażająco. Stąd też, jak zapewne niektórzy z nas pamiętają, twórcy gier bardzo szybko porzucili próby tworzenie bohaterów wyglądających identycznie jak ludzie. Teraz wystarczy rzut oka by wiedzieć, że mamy do czynienia z animacją. Firma Image Metrics, która jest m.in. autorem animacji do Grand Theft Auto, prawdopodobnie poradziła sobie z problemem Doliny. Stworzyła tak realistyczną animację, że oglądając ją musimy bez przerwy pamiętać, iż mamy do czynienia tylko i wyłącznie z bytem wirtualnym. Aby stworzyć realistyczną animację, najpierw sfilmowano prawdziwą aktorkę. Następnie komputer przeanalizował ruchy jej twarzy rozbijając je na dziesiątki niewielkich ruchów, z których każdy zyskał swój własny system kontrolny. Mike Starkenburg, szef Image Metrics, mówi, że 90% pracy polegało na stworzeniu realistycznych ruchów oczu. Precyzyjne wyznaczenie czasu, w którym oczy powinny wykonać dany ruch to olbrzymie wyznanie. Ponadto mięśnie ludzkiej twarzy nie poruszają się symetrycznie. Ta cecha nie jest, co prawda, tak ważna jak odpowiedni ruch oczu, ale to właśnie dzięki jej uwzględnieniu animacja wygląda realistycznie. Dotychczasowe metody tworzenia animacji polegały na umieszczeniu na twarzy aktora punktów orientacyjnych i analizowanie ich ruchu. Image Metrics przeanalizowało poszczególne piksele, co pozwoliło na odzwierciedlenie np. ruchów każdego fragmentu skóry. Patrząc na poniższy film przedstawiający Emily możemy zachwycać się postępem, jaki dokonał się w dziedzinie animacji komputerowej. Jednak, jak twierdzi Raja Koduri z AMD, na animacje, których nie będziemy mogli odróżnić od rzeczywistości musimy poczekać do roku 2020.
  21. Nadawanie żywym drzewom kształtów przedmiotów codziennego użytku (ang. pooktre lub arborsculpture) to dość stara sztuka ogrodnicza, ale profesorowie Yoav Waisel i Amram Eshel z Uniwersytetu w Tel Awiwie stworzyli 6 lat temu firmę Plantware, która uczyni z niej zieloną, i to dosłownie, gałąź przemysłu. Wg nich, ekoarchitektura to kwestia najwyżej 10 lat. W ten sposób można by uzyskać przystanki z dachami z prawdziwych liści czy domy zbudowane z elementów z żywych korzeni, które chroniłby przed trzęsieniami ziemi. Pilotażowe projekty Izraelczyków są właśnie realizowane w kilku krajach na całym świecie: USA, Australii i rodzinnym Izraelu. Powstają oryginalne ławki w przyszpitalnych parkach, sprzęty na placach zabaw, uliczne latarnie oraz bramy. Eshel wyjaśnia, że w omawianej wersji drzeworzeźbienia wykorzystuje się korzenie powietrzne, a więc korzenie wyrastające z pędów nadziemnych. Rośliny wybranych gatunków hoduje się metodą aeroponiczną (bez środowiska stałego, czyli ziemi, albo ciekłego, czyli wody). Tkanki są na tyle miękkie, że łatwo nadawać im żądany kształt. Zamiast wykorzystywać gałęzie, nasz patent bazuje na plastycznych korzeniach, z których uzyskuje się przedmioty używane w domach i na dworze. Konieczne badania przeprowadzono w Sarah Racine Root Research Laboratory na Uniwersytecie w Tel Awiwie. Gordon Glazer, szef firmy Plantware, przypuszcza, że pierwszy model roślinnego domu powstanie w ciągu 10 lat. Wyhodowanie sobie willi będzie trwało długo, ale efektami nacieszy się wiele nadchodzących po sobie pokoleń.
  22. Podczas ostatniego IDF-u Intel pokazał technologię przesyłania prądu na odległość. Justin Rattner, prezes ds. technologicznych, zademonstrował zestaw składający się z odbiornika i nadajnika. Urządzenia nie były połączone za pomocą żadnego kabla. gdy znajdowały się w odległości 60 centymetrów od siebie, w odbiorniku zapaliła się żarówka zasilana prądem z nadajnika. Rattner mówi, że już w tej chwili stworzone przez Intela prototypy są w stanie przesyłać prąd o dość wysokim natężeniu na odległość około 1 metra. Ich wydajność wynosi 75%. Jak wyjaśnił badacz Intela, Alanson Sample, w przeciwieństwie do np. Wi-Fi, nadajniki przesyłające prąd nie działają bez przerwy. Rozpoczynają transmisję tylko wówczas, gdy wykryją w swoim zasięgu odbiornik. Możliwe jest też przesłanie prądu, gdy pomiędzy nadajnikiem a odbiornikiem znajduje się przeszkoda. Co bardzo ważne, gdyby pomiędzy nimi znalazł się człowiek, nie będzie mu groziło żadne niebezpieczeństwo. Ponadto, Rattner informuje, że nadajnik nie potrzebuje specjalnej anteny. Dzięki temu można go np. wbudować w biurko. Wtedy wystarczy tylko położyć na nim laptopa, odtwarzacz MP3 czy jakiekolwiek inne urządzenie i będzie się ono ładowało. Intel nie przekazał żadnych informacji dotyczących rynkowego debiutu zaprezentowanej technologii. Można jednak przypuszczać, że miną lata zanim trafi ona do naszych domów.
  23. Olbrzymia 495-kg samica kałamarnicy, schwytana w zeszłym roku przez przypadek w sieć rybacką w wodach Antarktyki, nie była, jak pierwotnie sądzono, agresywnym potworem, ale ospałą maszyną do rozmnażania z poważną nadwagą. Wielkie gatunki mają opinię agresywnych i niebezpiecznych drapieżników, dlatego też w przeszłości obawiano się ich i rozpowszechniano na ich temat nieprawdziwe informacje. Tymczasem moje badania wskazują, że Mesonychoteuthis hamiltoni nie są tyranozaurami mórz, a jako dojrzałe osobniki stają się wyjątkowo uległe. To fenomen, który naprawdę zaskoczył naukowców - opowiada Steve O'Shea, biolog morski z Politechniki w Auckland. Z wiekiem samica stawała się coraz krótsza i szersza. Zmieniała się w kulę z galarety, służącą do przechowywania i przenoszenia tysięcy jajeczek. Jej kształty znacząco wpłynęły na zachowanie i zdolność do polowania. Nie umiem sobie wyobrazić, że mogłaby się z dużą prędkością poruszać na zasadzie odrzutu. Była też zbyt galaretowata, aby stać się maszyną do walki i zabijania. Bardziej prawdopodobny jest za to inny scenariusz. Samica żerowała na dnie, szukając tam odpadków i martwych ryb, a na polowania udawał się w tym czasie jej partner. Kałamarnicę złowiono w zeszłym roku, ale długi czas przebywała w chłodni na statku i dopiero w kwietniu odtajała na tyle, by można ją było badać. Miała oczy wielkości piłek plażowych, największe w świecie zwierząt. Pomagały jej zlokalizować ofiarę na głębokości przekraczającej 1000 metrów. Biolodzy sądzą, że w wodach otaczających Arktykę pływają jeszcze większe kałamarnice. Przypuszczają, iż ich waga może sięgać nawet 750 kg, ale na razie nie zdobyli na to dowodów. Pod koniec roku kałamarnicę będzie można podziwiać w muzeum Te Papa w Wellington.
  24. Szwajcar Yves Rossy, były pilot wojskowy, zamierza przelecieć nad Kanałem La Manche. Co prawda już w roku 1909 Louis Blériot dokonał podobnego wyczynu, jednak Rossy nie ma zamiaru używać samolotu. Pokona on kanał dzięki odrzutowym skrzydłom przyczepionym do pleców. Były pilot pokazał swoje skrzydła po raz pierwszy w maju bieżącego roku, podczas 8-minutowego lotu nad Alpami. Przed dwoma dniami odbył kolejny lot. Trwał on 12 minut i osiągnął prędkość niemal 290 km/h. Wszystko poszło dobrze. To było wspaniałe. To mój najdłuższy lot na skrzydłach. Jeśli nie wystąpią przeszkody natury technicznej, chętnie polecę nad Kanałem La Manche. Nie mogę się doczekać - powiedział Rossy. Podczas swojego ostatniego lotu mężczyzna wyskoczył z samolotu na wysokości 2300 metrów. Sześćset metrów niżej włączył silniki swoich skrzydeł, później je wyłączył i na wysokości 1500 i 1200 metrów otworzył dwa spadochrony. Skrzydła Rossy'ego nie posiadają lotek ani żadnych innych ruchomych części. Jednak pilot może zmieniać kierunek dzięki balansowaniu ciałem i obracaniu głowy.
  25. Dlaczego z wiekiem wykazujemy coraz silniejszą tendencję do tycia? Wiele wskazuje na to, że jest to efekt niszczenia komórek hamujących łaknienie w wyniku spożywania zbyt dużej ilości cukrów. Odkrycia dokonał dr Zane Andrews, endokrynolog pracujący na Monash University. Badacz zaobserwował, że komórki odpowiedzialne za osłabianie uczucia głodu są atakowane i niszczone przez nadmiar wolnych rodników. Ma to miejsce szczególnie po posiłkach bogatych w węglowodany. Oznacza to, że im więcej cukrów zawierają spożywane przez nas posiłki, tym wyższe jest prawdopodobieństwo uszkodzenia tych komórek. Może to prowadzić do zaburzenia równowagi pomiędzy rzeczywistymi potrzebami energetycznymi komórek oraz sygnałami o głodzie i sytości docierającymi do mózgu. Zdaniem Andrewsa najbardziej zagrozone są osoby w wieku 25-50 lat. Najprawdopodobniej właśnie w tym okresie ginie najwięcej neuronów chroniących nas przed przyjmowaniem nadmiernej ilości pokarmów. Naukowiec wyjaśnia fizjologię zjawisk głodu i sytości: kiedy żołądek jest pusty, uruchamia wydzielanie hormonu greliny, który informuje mózg o tym, że jesteśmy głodni. Kiedy żołądek jest wypełniony, do głosu dochodzi grupa neuronów zwanych POMC. Wspomniane w ostatnim zdaniu komórki nerwowe zawdzięczają swoją nazwę proopiomelanokortynie - białku, które jest prekursorem kilku białkowych hormonów naszego organizmu, m.in. hormonu stymulującego melanocyty (α-MSH) odpowiedzialnego za hamowanie (supresję) łaknienia. Niestety system ten nie jest doskonały. Powstające w organizmie wolne rodniki, będące naturalnym produktem metabolizmu naszego organizmu, z czasem zaczynają uszkadzać neurony POMC. Gdy zaczyna ich brakować, pogarsza się nasza ocena równowagi pomiędzy głodem i sytością. W tym samym czasie komórki odpowiedzialne za wydzielanie greliny są chronione przed uszkodzeniem ze względu na obecność tzw. białka rozprzęgającego 2 (ang. UCP - uncoupling protein 2). Zdaniem dr Andrewsa stopniowa degeneracja neuronów odpowiedzialnych za wywoływanie uczucia sytości może być jedną z najważniejszych przyczyn otyłości rozwijającej się u osób dorosłych. Jako prawdopodobną przyczynę epidemii tej choroby badacz podaje zmianę naszych nawyków żywieniowych: dieta bogata w cukry, która zdobywała na przestrzeni ostatnich 20-30 lat coraz większe uznanie w nowoczesnych społeczeństwach, poddawała nas tak dużemu obciążeniu, że zaczęła powodować przedwczesne obumieranie komórek. Badacz planuje przeprowadzenie dalszych badań. Ich celem będzie ustalenie, czy dieta bogata w cukry wywiera także inny wpływ na mózg, taki jak np. zwiększoną częstotliwość chorób neurologicznych, jak np. choroba Parkinsona.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...