-
Liczba zawartości
37650 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
248
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Kluczem do zadowolenia z długoterminowych związków w późniejszym życiu jest unikanie szaleństw pierwszej nastoletniej miłości. Wg doktora Malcolma Brynina, socjologa z Uniwersytetu w Essex, w innym wypadku w zestawieniu z uniesieniami związanymi z pierwszym partnerem wszystko jawi się jako zbyt blade i wybrakowane. Wydaje się, że sekretem długotrwałego szczęścia w relacji z drugą osobą jest pomijanie pierwszego związku. W idealnym świecie obudzilibyśmy się po prostu u boku "docelowego" kochanka. Jeśli ktoś się bardzo angażuje w pierwszą relację i pozwala, by uczucie to stało się punktem odniesienia przy ocenie dynamiki późniejszych związków, większość zauroczeń dorosłego życia okaże się nudna i rozczarowująca. Tego typu stwierdzenia padają w książce Odmieniające związki (Changing Relationships), w której Brynin zgromadził teksty opisujące wyniki najnowszych badań czołowych brytyjskich socjologów. Akademik z Essex uważa, że najszczęśliwsze są osoby, które podchodzą do miłości z lekkim dystansem, mają realistyczne oczekiwania i nie próbują odtwarzać doświadczeń z najwcześniejszej młodości. Najgorzej, gdy delikwent próbuje uzyskać wszystko, czego potrzebuje do szczęścia, właśnie z relacji z jednym człowiekiem, spodziewając się jednocześnie uczuć o podobnej skali i intensywności, co w wieku np. 16 lat. Nie wszyscy specjaliści zgadzają się jednak z tezami Brynina. Profesor Helen Fisher, antropolog z Rutgers University, od dawna powtarza, że poszukiwanie świeżości nastoletniego podejścia i próby podtrzymywania dawnej namiętności mogą tylko umocnić związek. Stąd dowody na istnienie pierwotnego uczucia po ponad 20 latach małżeństwa. Nieco inaczej też trzeba traktować pary, w przypadku których "obiekt" pierwszego uczucia staje się wybrankiem na całe życie.
- 7 odpowiedzi
-
- pierwsze
- nastoletnie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jednym z powszechnych przekonań dotyczących bezpieczeństwa danych jest liczący sobie wiele lat pogląd, iż do skutecznego usunięcia informacji na dysku twardym konieczne jest ich wielokrotne nadpisanie. Ekspert sądowy Craig Wright twierdzi, że udało mu się obalić to przekonanie. Wraz z grupą specjalistów sprawdził, jaka jest szansa na odzyskanie danych po ich jednokrotnym celowym nadpisaniu za pomocą zer. Podczas eksperymentów wykorzystano zarówno starsze 1-gigabajtowe dyski, jak i współczesne HDD oraz mikroskop sił magnetycznych, którym po nadpisaniu badano powierzchnię dysków. Eksperci dowiedli, że jeśli jednokrotnie nadpiszemy dysk zerami, to praktycznie nie ma szans, by odczytać dane. Z ich badań wynika, że mamy 56-procentową szansę na odzyskanie danych z pojedynczego bitu, którego lokalizację dokładnie znamy. By odczytać bajt musimy ośmiokrotnie bardzo precyzyjnie wypozycjonować głowicę zapisująco-odczytującą HDD. Szansa, że nam się to uda wynosi 0,97%. Odzyskanie czegokolwiek poza pojedynczym bajtem jest jeszcze mniej prawdopodobne. Tymczasem firmy oferujące oprogramowanie do usuwania danych z dysku, proponują software, który nadpisuje HDD aż 35-krotnie. Zdaniem Wrighta to tylko i wyłącznie strata czasu. Wielokrotne nadpisywanie danych było standardem przed laty przy zabezpieczaniu dyskietek. Niezwykle ważne jednak jest, by, jeśli chcemy na trwałe wyczyścić dysk twardy, nadpisać go całego, sektor po sektorze, a nie tylko te fragmenty, na których znajdują się pliki, które chcemy usunąć. Podczas pracy systemy operacyjne tworzą bowiem wiele różnych kopii tego samego pliku i przechowują je niewidoczne w różnych miejscach.
- 13 odpowiedzi
-
- bezpieczeństwo
- nadpisywanie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Po raz pierwszy radiologom z Imperial College London udało się wykonać zdjęcia mięśnia sercowego krwawiącego po przebytym zawale. Wg nich, ilość krwi może wskazywać na stopień uszkodzenia narządu. Lekarze mają nadzieję, że tego typu badania będą stosowane razem z innymi przy ocenie stanu zdrowia i szans na wyzdrowienie pacjentów z chorobami sercowo-naczyniowymi (Radiology). Podczas zawału mięśnia sercowego (łac. infarctus myocardii) dochodzi do martwicy komórek mięśnia, spowodowanej niedotlenieniem na skutek niedokrwienia. Najczęstszą przyczyną upośledzenia przepływu w naczyniach wieńcowych są zmiany w obrębie ściany naczynia związane z procesem miażdżycowym. Świeży zawał serca leczy się za pomocą angioplastyki wieńcowej, podczas której do wnętrza naczynia wprowadza się cewnik zakończony balonikiem. Po napełnieniu poszerza on zwężone miejsce. Często w miejscu zwężenia umiejscawia się stent - czyli metalową siateczkę czy sprężynkę. Podczas prowadzonych niedawno badań zauważono, że gdy serce zaczyna na nowo pracować, czasem wewnątrz mięśnia pojawia się krwawienie. Nie wiadomo było jednak, czy i ewentualnie jakie ma to znaczenie kliniczne. Za pomocą rezonansu magnetycznego (MRI) Brytyjczycy zbadali 15 pacjentów. Było to możliwe dzięki obecności w cząsteczkach hemoglobiny atomów żelaza. Okazało się, że nasilenie krwawienia zależało od stopnia uszkodzenia mięśnia sercowego. U pacjentów, u których doszło do rozległego zawału, do mięśnia dostawało się więcej krwi. [...] Dzięki zastosowaniu nowej metody obrazowania stwierdziliśmy, że pacjenci, u których występuje krwawienie do uszkodzonego mięśnia sercowego, mają dużo mniejsze szanse na wyzdrowienie. Wierzymy, że w ten sposób łatwiej będzie zidentyfikować chorych z grupy podwyższonego ryzyka komplikacji pozawałowych – podsumowuje dr Declan O'Regan. Inni członkowie zespołu przyznają, że na razie nie wiadomo, czy krwawienie samo w sobie powoduje dalsze uszkodzenia.
- 4 odpowiedzi
-
- rezonans magnetyczny
- MRI
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego zidentyfikowali białko, które pomaga wielu bakteriom na uniknięcie szkodliwego działania antybiotyków. Co ciekawe, odkryta proteina przypomina swoją aktywnością cząsteczki spotykane zwykle w komórkach znacznie bardziej złożonych organizmów. Opisywaną molekułę, nazwaną HipA, odkryto w komórkach pospolitej pałeczki okrężnicy (Escherichia coli), lecz jej obecność stwierdzono także u wielu innych gatunków bakterii. Jak donoszą badacze z Teksasu, posiada ona zdolność do tymczasowego zablokowania podziałów komórkowych, co może pomagać mikroorganizmom w niekorzystnych momentach, np. w trakcie antybiotykoterapii. W normalnych warunkach aktywność HipA jest stale blokowana przez drugie białko, nazwane HipB, lecz pojedyncze komórki wymykają się spod jego kontroli i zapadają w stan nazwany "odrętwieniem" (ang. dormancy). Odkrycie tego zjawiska może mieć istotny wpływ na rozwój nowych terapii zwalczających uporczywe, oporne na leczenie infekcje. Aby antybiotyk działał, bakterie muszą rosnąć. Odrętwienie to wszystko zatrzymuje, pozwalając niektórym bakteriom na przetrwanie leczenia, tłumaczy jeden z autorów badania, prof. Richard Brennan. Rzeczywiście, działanie tej grupy leków jest skierowane głównie na blokowanie namnażania bakterii, lecz często nie radzą sobie one z niszczeniem komórek o obniżonej aktywności podziałowej. Na szczęście wiele wskazuje na to, że zablokowanie HipA może być kluczem do pokonania tej niedogodności. Jak donosi zespół prof. Brennana, odkryte białko ma charakter tzw. kinazy treoninowo-serynowej - proteiny zdolnej do przyłączania grup fosforanowych do cząsteczek innych białek i regulowania w ten sposób ich aktywności. Jest to dość zaskakujące, bo molekuły tego typu spotykane są zwykle w komórkach organizmów znacznie bardziej złożonych od bakterii. Amerykańscy naukowcy są przekonani, że zablokowanie HipA powinno być skutecznym sposobem na ominięcie zjawiska oporności na antybiotyki. Jeśli powstrzymasz działanie HipA, zwyczajnie nie będzie odrętwienia, tłumaczy prof. Brennan. Czy mają rację, przekonamy się, jeśli zostaną odkryte leki zdolne do blokowania tej nietypowej proteiny.
- 22 odpowiedzi
-
Lekarze z australijskiej Adelajdy opracowali nową metodę, która radykalnie poprawia rozwój umysłowy wcześniaków. Co ważne, terapia jest niezwykle tania i opiera się na podawaniu... zaledwie jednego składnika pokarmowego. Koncepcja nowej formy leczenia jest efektem sześcioletniego studium prowadzonego wspólnie przez dr Marię Makrides z Instytutu Badań nad Zdrowiem Kobiet i Dzieci oraz prof. Boba Gibsona z Uniwersytetu w Adelajdzie. Zdaniem badaczy, kondycję umysłową wcześniaków urodzonych przed 33. tygodniem ciąży można znacząco poprawić, jeżeli do mleka matki lub podawanych odżywek doda się wysokie dawki nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3. W swoim badaniu Australijczycy skupili się na kwasie dokozaheksaenowym (ang. docosahexaenoic acid - DHA), jednym ze składników istotnych dla prawidłowej budowy i funkcjonowania neuronów. Jak twierdzą australijscy eksperci, jego niedobór jest przyczyną niedorozwoju umysłowego u dzieci, które przyszły na świat zbyt wcześnie. DHA był podawany pod postacią oleju z tuńczyka. Matki karmiące piersią otrzymywały dziennie 3 gramy suplementu. Odpowiada to dawce około 1 grama dobroczynnego kwasu, z łatwością przenikającego do mleka. Jeżeli z jakichś powodów karmienie naturalne nie było możliwe, wcześniaki były karmione odżywkami z dodatkiem ok. 1% DHA. Analiza rozwoju noworodków objętych eksperymentem wykazała, że podawanie wysokich dawek kwasu dokozaheksaenowego zmniejsza aż o 50% ryzyko wystąpienia poważnych opóźnień w rozwoju umysłowym. Jeżeli zaś w momencie narodzin dzieci ważyły poniżej 1250 gramów, prawdopodobieństwo wystąpienia łagodnych deficytów funkcji poznawczych spadało o około 40%. Co ciekawe, korzystny wpływ podawania DHA był znacznie lepiej widoczny u dziewczynek, niż u chłopców. Dla dzieci płci męskiej jest to podwójnie niekorzystne, gdyż są one bardziej podatne na występowanie zaburzeń umysłowych. Wyraźna rozbieżność rezultatów zaskoczyła prof. Gibsona. Może być tak, że chłopcy mają szybszy metabolizm od dziewczynek i potrzebują wyższych dawek DHA, by różnica była zauważalna, spekuluje badacz, zastrzegając jednocześnie, że potrzebne będzie przeprowadzenie dalszych badań nad tym zagadnieniem.
-
- upośledzenie
- umysł
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kiedy dochodzi do zagrożenia życia, mózgi żeńskie wydają się dla natury cenniejsze od mózgów męskich. Amerykańscy naukowcy zauważyli bowiem, że w sytuacji niedoboru składników odżywczych neurony męskie degenerują i obumierają szybciej od neuronów żeńskich. Te ostatnie lepiej oszczędzają energię i przez to dłużej wymykają się śmierci (JBC). O tym, że istnieją międzypłciowe różnice metaboliczne w sytuacji odcięcia od źródeł pożywienia, wiadomo już od jakiegoś czasu (samce zachowują białka, a samice raczej tłuszcze). Tyle tylko, że obserwowano je w tkankach obfitujących w składniki odżywcze, np. w mięśniach czy wątrobie. Bazując na tych spostrzeżeniach, Robert Clark i zespół ze Szpitala Dziecięcego Uniwersytetu w Pittsburghu postanowili sprawdzić, jak w opisanych warunkach zachowają się neurony samców i samic myszy oraz szczurów. Męskie i żeńskie komórki nerwowe hodowano osobno, a następnie poddano 72-godzinnej głodówce. Po upływie doby neurony samców działały znacznie gorzej od neuronów samic - oddychanie komórkowe spadło o ponad 70% (w drugiej z wymienionych grup jedynie o połowę), co doprowadziło do ich obumierania. Poza tym w samczej tkance nerwowej obserwowano większe nasilenie autofagii, czyli trawienia przez komórki części własnych elementów strukturalnych, np. mitochondriów. Komórki żeńskie tworzyły za to więcej kropel tłuszczu, by zapewnić sobie zapasy energii. Badacze zastrzegają, że zachowanie neuronów w żyjącym organizmie nie musi się pokrywać z tym, co obserwowano w warunkach in vitro. Niewykluczone, że zaobserwowane zjawisko ma związek z biologiczną rolą samic. To one mają przeżyć i opiekować się potomstwem, a bez mechanizmów zabezpieczających mózg byłoby to niemożliwe...
-
W The Wall Street Journal ukazał się artykuł, z którego możemy dowiedzieć się o jednym z największych błędów popełnionych przez Microsoft. Gdyby Bill Gates i Steven Ballmer wykazali nieco więcej cierpliwości i wiary, Microsoft mógłby dzisiaj być potęgą na rynku internetowej reklamy. W 1999 roku w koncernie z Redmond narodził się pomysł bardzo podobny do tego, na którym karierę zrobiło Google - połączenie wyników wyszukiwania z reklamami. System o nazwie Keywords został uruchomiony w 2000 roku. Zaczęli zapisywać się do niego pierwsi reklamodawcy. Jednak już po dwóch miesiącach program przerwano i zarzucono. Jednym z powodów była obawa, że Keywords spowoduje, iż na znaczeniu stracą inne źródła dochodów Microsoftu. Kolejna szansa pojawiła się w 2003 roku, gdy część menedżerów zaproponowała kupno odnoszącej sukcesy firmy Overture, pioniera na rynku reklamy w wyszukiwarkach. Ballmer i Gates sprzeciwili się temu pomysłowi. Te błędy zemściły się. Microsoft, który odnosi olbrzymie sukcesy na rynku oprogramowania, wyraźnie nie ma pomysłu na wykorzystanie Internetu do zarabiania pieniędzy. A nie są one małe. Analitycy szacują, że w 2008 roku Google zarobiło 5 miliardów dolarów, z czego zdecydowana większość pochodzi z reklamy internetowej. Co prawda Microsoft zarabia rocznie kilkukrotnie więcej pieniędzy, w 2007 roku zysk netto koncernu przekroczył 14 miliardów USD, jednak już samo porównanie rynkowej kapitalizacji obu firm wskazuje, jak dobre perspektywy ma Google. Koncern Page'a i Brina jest wyceniany obecnie na ponad 94 miliardy USD, a Microsoft na 175 miliardów. Do Google'a należy obecnie 73,5% rynku internetowej reklamy, który w 2009 roku ma być wart ponad 12 miliardów USD. Udziały Microsoftu nie przekraczają 10% tego rynku. W rozmowie z dziennikarzami WSJ Steve Ballmer uznał, że porzucenie Keywords było jego największym błędem i przyznał, że ciągle myśli o tym, by historia się nie powtórzyła. Największe błędy popełniałem tam, gdzie byłem niecierpliwy. A skoro nie mieliśmy doświadczenia w jakimś przedsięwzięciu, to powinniśmy być cierpliwi. Jeśli konsekwentnie realizowalibyśmy pomysły, które mieliśmy w 1999 roku, obecnie prawdopodobnie liczylibyśmy się na rynku reklamy internetowej - stwierdził.
-
Czy estetycznym i cieszącym wzrok balonem można z powodzeniem zastąpić turbinę wiatrową? Wg Iana Edmondsa, konsultanta z Solartran w Brisbane, jak najbardziej tak. W ten sposób uzyskuje się olbrzymi silnik z balonem odgrywającym rolę tłoka (Renewable Energy). Słońce podgrzewa znajdujące się wewnątrz zbiornika powietrze. Balon unosi się ku górze, uruchamiając połączony z nim liną naziemny generator. Gdy balon dociera na wysokość 3 km, część gazu jest wypuszczana. Nie trzeba zatem trwonić energii na ściąganie statku powietrznego w dół. "Urządzenie przypomina silnik dwusuwowy o pojemności 45 mln litrów i 3-kilometrowym skoku tłoka, który wykonuje jeden cykl na godzinę". Decydując się na taki rodzaj zasilania, należy się nastawić na wydatki analogiczne jak przy budowie elektrowni wiatrowej. Przy średnicy zbiornika balonu wynoszącej 44 m uzyskuje się do 50 kilowatów energii, co wystarczy do zasilenia ok. 10 domów. Edmonds udowadnia, że podwojenie rozmiarów czaszy skutkowałoby 10-krotnym wzrostem ilości uzyskiwanej energii. Wygląda też na to, że o ile turbina może być tylko i wyłącznie turbiną, balon dałoby się wykorzystać również do celów rekreacyjnych. Wystarczyłoby doczepić gondolę, by podróż po okolicy stała się rzeczywistością.
- 4 odpowiedzi
-
- silnik dwusuwowy
- energia
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z nieoficjalnych doniesień wynika, że w ubiegłym tygodniu doszło do spotkania prezesa Microsoftu z przewodniczącym zarządu Yahoo!. Nie wiadomo, o czym rozmawiali Steve Ballmer i Roy Bostock. Najprawdopodobniej jednak spotkanie dotyczyło jakiejś formy współpracy pomiędzy reprezentowanymi przez nich koncernami. Po tym, jak Jerry Yang stracił stanowisko prezesa Yahoo! Microsoft oświadczył, że do powołania nowego prezesa nie będzie prowadził żadnych rozmów z internetowym gigantem. Ostatnio poznaliśmy nazwisko nowej pani prezes. Trudno w tej chwili spekulować na temat losów Yahoo! i Microsoftu. Nieoficjalne spotkanie Ballmera i Bostocka wskazuje, że firmy są zainteresowane współpracą. Warto jednak pamiętać, iż Microsoft oficjalnie oświadczył, że nie ma zamiaru kupować całego Yahoo!. Niewykluczone jednak, że kupi samą wyszukiwarkę lub... zmieni zdanie.
-
- Roy Bostock
- Steve Ballmer
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dr Thomas Pollet, psycholog z Newcastle University, odkrył, że częstość przeżywania orgazmów przez kobietę zależy od stopnia zamożności mężczyzny. Im on jest bogatszy, tym ona częściej szczytuje. Brytyjczyk uważa, że jest to przystosowanie ewolucyjne, które pozwala paniom wybierać partnera na podstawie jego postrzeganej "jakości". Dotąd wielu badaczy skupiało się na kobiecym orgazmie, ponieważ pozornie nie wiąże się on z reprodukcją – kobieta może przecież zajść w ciążę, nie szczytując. Pollet i jego współpracownik profesor Daniel Nettle przypuszczali jednak, że to rodzaj adaptacji, umożliwiającej utrzymanie związku z jak najwartościowszym mężczyzną. By to sprawdzić, naukowcy posłużyli się zasobnym źródłem danych nt. stylu życia – Chińskim Sondażem Zdrowia i Życia Rodzinnego – w ramach którego przeprowadzono pogłębione wywiady z 5 tys. osób. Pytano m.in. o życie seksualne i dochody. Wśród ankietowanych znalazły się 1534 pary. Okazało się, że 121 pań zawsze miało orgazm, 408 często, 762 czasami, a 243 rzadko lub nigdy. To wskaźniki podobne do odnotowywanych w społeczeństwach zachodnich. Mimo że mogło na nie wpływać co najmniej kilka czynników, dochód był, wg Polleta, jednym z najważniejszych. Wzrastający dochód partnera wywierał pozytywny wpływ na opisywaną przez kobietę częstość przeżywania orgazmu. Wg Davida Bussa, psychologa ewolucyjnego z Uniwersytetu Teksańskiego i autora głośnej książki Ewolucja pożądania: jak ludzie dobierają się w pary, kobiecy orgazm spełnia kilka funkcji. Sprzyja nawiązaniu i utrzymaniu emocjonalnej więzi z wartościowym mężczyzną oraz stanowi sygnał, że kobieta jest wysoce usatysfakcjonowana seksualnie, dlatego nie będzie go zdradzać z innym. Za pomocą orgazmów komunikuje ona partnerowi: "Jestem taka lojalna, możesz więc inwestować we mnie i moje dzieci".
- 21 odpowiedzi
-
Specjaliści z amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego opracowali interesujące urządzenie do bezpiecznego zatrzymywania pędzących pojazdów. Safe Quick Undercarriage Immobilization Device czyli SQUID (ang. kałamarnica) zostało zainspirowane wyglądem mieszkańca morskich głębin. SQUID jest wielkości koła od samochodu. Wystarczy ułożyć go na drodze i odejść na bezpieczną odległość. Uzbrojenie urządzenia odbywa się przez radio, a więc można je uruchomić z dość dużej, bezpiecznej odległości. Gdy ścigany pojazd jest bardzo blisko urządzenia, na sygnał radiowy jest w nim odpalany pojemnik z gazem, który powoduje wysunięcie się kilku długich ramion z czujnikami. Gdy wykryją one ciepło przejeżdżającego pojazdu, z korpusu SQUIDa wysuwają się liczne, lepkie ramiona, które przyczepiają się najpierw do opon pojazdu, a po chwili oblepiają jego podwozie. Ramiona odrywają się od bazy i ściśle okręcają elementy napędzające koła samochodu. Są one elastyczne, a wywierane przez nie siły są tak duże, że po około 250 metrach pojazd zatrzymuje się. Podczas testów wykazano, że urządzenie jest w stanie zatrzymać furgonetkę jadącą z prędkością ponad 50 kilometrów na godzinę. Zanim SQUID trafi na wyposażenie drogówki, musi udowodnić, że potrafi zatrzymać 2,5-tonowy samochód pędzący 200 km/h. Twórcy urządzenia wierzą, że uda się to osiągnąć.
-
Przy całym bogactwie związków wytwarzanych przez rośliny, odnalezienie pojedynczych, które mogłyby zostać wykorzystane jako leki, to nie lada wyzwanie. Badacze z MIT nie dali jednak za wygraną i poszli nawet o krok dalej - manipulują naturalnymi zdolnościami roślin, by wytwarzać zupełnie nowe substancje, mogące w przyszłości znaleźć zastosowanie w lecznictwie. Rośliny już teraz wytwarzają dla nas wiele związków. Pytanie brzmi jednak, czy potrafimy podjąć próbę delikatnego manipulowania tymi procesami, by wymusić na nich wytwarzanie zmienionych postaci tych samych związków - tłumaczy sens swoich eksperymentów Sarah O'Connor, badaczka zajmująca się tym zagadnieniem. Wspólnie ze swoim kolegą, Weerawatem Runguphanem, specjalistka z MIT zajmuje się analizą barwinków różowych (Catharanthus roseus) - roślin jednorocznych z rodziny toinowatych, żyjących w warunkach naturalnych wyłącznie na Madagaskarze. Wytwarzają one co najmniej 130 różnych alkaloidów, które pomagają tym niepozornym roślinom bronić się przed konsumpcją przez inne organizmy. Dwa związki wytwarzane przez ten gatunek, winblastyna oraz winkrystyna, znalazły już zastosowanie w chemioterapii nowotworów. Naukowcy wierzą, że barwinek skrywa jeszcze wiele interesujących tajemnic... Eksperci z MIT są przekonani, że kluczem do poszukiwania nowych leków jest enzym syntaza striktozydyny (ang. strictosidine synthase), przeprowadzający jedną z reakcji koniecznych do wytwarzania wielu alkaloidów barwinka. Według badaczy wystarczy hodować roślinę na podłożu wzbogaconym o odpowiednie chemiczne "półprodukty" (substraty), nieobecne w jej komórkach podczas wzrastania w warunkach naturalnych, by uzyskać zupełnie nowe substancje. Aby zwiększyć wydajność procesu, naukowcy zmodyfikowali genom barwinków, zmieniając nieco sekwencję genu kodującego syntazę striktozydyny. Powstał dzięki temu enzym, który jest w stanie przetwarzać znacznie szersze spektrum substratów, pozwalając tym samym na wytworzenie znacznie większej liczby produktów. Uzyskano w ten sposób szereg substancji, które różnią się minimalnie od podobnych substancji wytwarzanych przez C. roseus naturalnie, lecz właśnie te drobne różnice mogą być kluczowe dla ich właściwości leczniczych. Zespół pani O'Connor syntetyzował nowe alkaloidy dzięki hodowaniu zawiesiny komórek w płynnej pożywce, lecz zdaniem badaczki powinno być możliwe ich wytwarzanie także dzięki tradycyjnej uprawie barwinków. Problemem może się jednak okazać wydajność procesu, która wciąż pozostawia wiele do życzenia. Skutecznym sposobem na zwiększenie ilości wytwarzanych alkaloidów może być zastosowanie mikroorganizmów. Są one znacznie tańsze w hodowli, lecz nie posiadają naturalnych szlaków metabolicznych odpowiedzialnych za syntezę tej grupy związków. Rozwiązaniem tego problemu mogłoby być przeniesienie do genomu mikroorganizmów (np. drożdży piekarskich) całej grupy genów kodujących enzymy przeprowadzające reakcje konieczne do wytwarzania alkaloidów. Jest to zadanie niezwykle ambitne, lecz jeżeli komukolwiek uda się to osiągnąć, masowa synteza naturalnych leków onkologicznych może stać się codziennością.
- 3 odpowiedzi
-
- leczenie
- chemioterapia
- (i 5 więcej)
-
Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zatrucie jadem kiełbasianym (botuliną) już za kilka lat przestaną być dla nas groźne. Amerykańscy badacze zakończyli testy na zwierzętach, które potwierdziły skuteczność szczepionki chroniącej przed tą trucizną. Botulina, białko wytwarzane przez bakterie Clostridium botulinum, jest jedną z najsilniejszych toksyn znanych medycynie. Co więcej, jej rozpylanie uważane jest za możliwą formę zamachu terrorystycznego, co skłoniło amerykańskie władze do uruchomienia badań nad skuteczną profilaktyką zatruć tą niezwykle groźną proteiną. Nowy lek opracowali badacze z University of Rochester. Zaprojektowali oni specjalnie zmodyfikowanego adenowirusa - cząstki zakaźnej odpowiedzialnej za liczne przypadki przeziębień, której wysoka immunogenność (zdolność do pobudzania odpowiedzi immunologicznej) czyni ją doskonałym nośnikiem dla szczepionek. Został on pozbawiony naturalnej zdolności do namnażania w organizmie człowieka, co eliminuje ryzyko infekcji, i jednocześnie wzbogacony o sekwencję DNA kodującą fragment cząsteczki botuliny. Ponieważ "szczepionkowy" adenowirus wytwarza niekompletne cząsteczki trucizny, nie istnieje ryzyko zatrucia osób zdrowych. Mimo to, w razie kontaktu z botuliną organizm błyskawicznie reaguje na całe białko, ponieważ do uruchomienia odpowiedzi immunologicznej wystarcza identyfikacja zaledwie fragmentu chorobotwórczej molekuły. Opracowany lek podawany jest drogą donosową. Oprócz oczywistych korzyści związanych z wygodą stosowania, pozwala to na znaczną poprawę skuteczności preparatu. Generalnie zakłada się bowiem, że szczepionka powinna być podawana w taki sam sposób, w jaki dociera do organizmu czynnik chorobotwórczy. Jeżeli więc najczęstszą drogą wnikania jadu kiełbasianego są błony śluzowe, podawanie szczepionki do nosa wydaje się być optymalnym sposobem ochrony pacjentów. Preparat przeszedł już pierwszą fazę testów na myszach. Jak donoszą badacze, już po dwóch tygodniach od szczepienia na błonach śluzowych oraz we krwi zwierząt powstała znaczna ilość przeciwciał - wyspecjalizowanych cząsteczek pozwalających na związanie i neutralizację szkodliwej substancji. Naturalne zabezpieczenie utrzymywało się przez co najmniej 7 miesięcy, co w odniesieniu do ludzi oznaczałoby ochronę przez kilkadziesiąt lat. Wyniki eksperymentu zaprezentowano na łamach czasopisma Nature Gene Therapy.
- 1 odpowiedź
-
- adenowirus
- szczepienie
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Choć na temat ewolucji i związanych z nią zmian genetycznych wiemy dość dużo, dotychczas nie byliśmy w stanie uchwycić ich "w akcji". Na szczęście, dzięki omyłkowemu zawleczeniu jednego z gatunków owadów na nowe tereny, zyskaliśmy doskonałą okazję do obserwacji tego zjawiska. Autorami studium są naukowcy z University of Arizona. Badali oni tempo degeneracji genomu gatunku Buchnera aphidicola - bakterii symbiotycznych względem mszyc grochowianek (Acyrthosiphon pisum). Mikroorganizmy te przystosowały się tak doskonale do bytowania w organizmach insektów i wykorzystują tyle produktów ich organizmów, że niektóre geny przestały im być potrzebne. Ponieważ mniejsza liczba aktywnych genów pozwala na zaoszczędzenie energii i zwiększenie prawdopodobieństwa przeżycia, przedstawiciele B. aphidicola dążą do utraty znacznej części swojego DNA. Amerykańscy naukowcy postanowili zbadać, jak szybko zachodzi to zjawisko. Wybór gatunków poddanych obserwacji nie był przypadkowy - ich wzajemna interakcja zachodzi od zaledwie 135 lat, gdyż tyle czasu minęło od przypadkowego zawleczenia mszyc grochowianek na terytorium Stanów Zjednoczonych. Mamy dobry zapis historyczny tego gatunku [owadów] - mówi główna autorka badań, Nancy Moran. Ponieważ ten konkretny gatunek mszyc nie pochodzi z Ameryki Północnej, wiemy, że górny limit genetycznej dywergencji [czyli powstawania różnic genetycznych pomiędzy osobnikami - przyp. red.] symbiotycznych bakterii pochodzących od pojedynczej mszycy wynosi 135 lat lub mniej. Naukowcy z Arizony zsekwencjonowali cały genom siedmiu różnych szczepów B. aphidicola - pięciu żyjących w naturalnych warunkach w Ameryce Północnej oraz dwóch hodowanych w laboratorium. Ku zaskoczeniu badaczy okazało się, że tempo narastania zmian było aż dziesięciokrotnie większe, niż zwykło się przyjmować dla bakterii najbardziej podatnych na dywergencję. Przeprowadzone studium może być bardzo istotne dla zrozumienia procesu ewolucji oraz dopasowania się organizmów do warunków środowiska. Jego wyniki, które opublikowano na łamach czasopisma Science, możemy także, do pewnego stopnia, wykorzystać do badania pochodzenia i rozwoju naszego gatunku.
- 9 odpowiedzi
-
Jeden z potentatów rynku leków, firma Eli Lilly, wpadł w naprawdę poważne tarapaty. Farmaceutyczny gigant musi zapłacić łącznie 1,42 miliarda dolarów kary za świadome wprowadzenie w obieg fałszywych informacji o jednym ze swoich leków. Problemy Eli Lilly wynikają z promowania jednego z jej czołowych produktów, antypsychotycznego preparatu Zyprexa, jako środka zapobiegającego demencji związanej z chorobą Alzheimera. Firma uczyniła to świadomie - jej przedstawiciele wiedzieli doskonale, że lek nie uzyskał nigdy dopuszczenia do użytku w celu profilaktyki tego schorzenia. Świadome fałszowanie informacji o możliwym zastosowaniu leków, zwane po angielsku off-label marketing (można to przetłumaczyć jako "marketing niezgodny z ulotką"), doprowadziło do lawiny pozwów cywilnych oraz dochodzeń prokuratorskich. Część spraw nie została jeszcze rozstrzygnięta, lecz już teraz firma przyznała się do konieczności zapłacenia około 800 milionów dolarów na rzecz oszukanych pacjentów, 438 milionów na rzecz rządu USA oraz 362 milionów na rzecz poszczególnych stanów. Zyprexa, stosowana oficjalnie jako środek przeciw schizofrenii oraz chorobie afektywnej dwubiegunowej (zwanej też psychozą maniakalno-depresyjną), była przez lata źródłem największych zysków Eli Lilly. Preparat wprowadzono do obiegu w roku 1996, zaś fałszywe informacje na jego temat rozpowszechniano od września 1999 roku do marca roku 2001. Mimo, iż władze firmy usunęły nieautoryzowane dane z ulotki leku, od 2004 roku firma została pozwana łącznie około 32 tysięcy razy (!). Sam udział w procesach sądowych kosztował przedsiębiorstwo około 1,2 miliarda dolarów. Ogromna kwota, którą muszą wypłacić władze farmaceutycznego giganta, to zaledwie ułamek zysków osiągniętych dzięki sprzedaży Zypreksy - dziewięciu pierwszych miesiącach 2008 roku firma zarobiła na niej aż 3,5 miliarda dolarów (suma ta obejmuje, oczywiście, także dochody z opakowań wydanych zgodnie z oficjalnymi zaleceniami urzędowymi). Wiadomo jednak, że seria pozwów doprowadziła firmę do poniesienia w ostatnim kwartale zeszłego roku straty. Przez ostatnie trzy lata firma przynosiła bez przerwy zyski. Przy całej gigantycznej kwocie zobowiązań oraz tysiącach orzeczeń sądowych jednoznacznie wskazujących na winę Eli Lilly, dość zabawny może się wydawać fakt, iż przedstawiciele firmy ani razu nie przyznali się do świadomego działania w złej wierze...
- 34 odpowiedzi
-
- off-label marketing
- kara
- (i 6 więcej)
-
Słysząc o zanieczyszczeniach, niemal zawsze kojarzymy je jednoznacznie z uwalnianiem szkodliwych chemikaliów do środowiska. Tymczasem do zanieczyszczeń należą też m.in.: nadmierna emisja ciepła i światła oraz hałas. Tym razem, dzięki badaczom z Uniwersytetu Stanu Michigan, dowiadujemy się, że groźna dla środowiska naturalnego jest nie tylko ilość emitowanego przez nas światła, lecz także jego polaryzacja. Zjawisko polaryzacji promieniowania polega na układaniu się jego fal w jednej płaszczyźnie zamiast w wielu, jak ma to miejsce w przypadku typowej emisji. Dzieje się tak np. w wyniku odbicia od płaskich, ciemnych powierzchni, takich jak nawierzchnia dróg. Okazuje się, że powstające w ten sposób światło znacznie odbiega swoimi właściwościami od światła padającego na daną powierzchnię i może np. wabić niektóre zwierzęta do miast. W środowisku naturalnym najważniejszym źródłem polaryzacji światła jest jego odbicie od wody, lecz nawet ona zmienia charakterystykę fal znacznie słabiej od wytworów przemysłu. Samochody, asfalt, zbiorniki ropy i okna polaryzują światło silniej, niż woda, wyjaśnia Bruce Robertson, jeden z autorów studium. Jak tłumaczy badacz, obiekty te przypominają wodę bardziej, niż sama woda. Efekt? "Uporządkowane" fale świetlne wabią owady i skłaniają je do składania jaj w miejscach, które jedynie wydają się być wodą, choć w rzeczywistości mogą znajdować się daleko od jakiegokolwiek akwenu. Zespół Robertsona zidentyfikował co najmniej 300 gatunków wodnych insektów, których tryb życia może zostać poważnie zakłócony przez światło spolaryzowane pochodzenia ludzkiego. Większość z nich potrzebuje obecności zbiorników wodnych do składania jaj, lecz "zanieczyszczenie światłem" powoduje, że potomstwo traci jakiekolwiek szanse na przyjście na świat z powodu nienaturalnych warunków rozrodu. Problemy nie kończą się na owadach. Badacze z Michigan zaobserwowali, że w ślad za zmylonymi insektami podążają żywiące się nimi ptaki, które coraz częściej obserwuje się w miejscach zwykle przez nie omijanych. Dodatkowym problemem jest fakt, iż wywabienie insektów z wody może spowodować zmniejszenie zasobów pożywienia m.in. dla niektórych gatunków ryb i płazów. Na szczęście, jak tłumaczy Roberts, istnieje prosty sposób na ograniczenie emisji światła spolaryzowanego. Wystarczy na przykład dodawać więcej żwiru do mas bitumicznych, którymi wykłada się ulice, lub zmienić nieco skład chemiczny materiałów używanych do wykładania na elewacjach budynków. Pozostaje jednak jeden, podstawowy problem: czy ludzie zdobędą się na takie zmiany w imię ochrony przyrody?
- 5 odpowiedzi
-
Chyba nie ma na świecie rzeczy wzbudzającej tak powszechną niechęć, jak podatki. Szeroko zakrojona analiza sugeruje jednak, że jeżeli obłożymy nimi napoje alkoholowe, znacznie spadnie nasilenie problemów związanych z ich konsumpcją. O odkryciu informują badacze z College'u Medycyny przy Uniwersytecie Florydzkim. Swoje wnioski naukowcy wyciągneli z metaanalizy, czyli podsumowania innych badań. W tym przypadku było to 112 analiz wykonanych w ciągu ostatnich czterdziestu lat. Czego dokładnie dowiadujemy się ze studium? Wyniki ponad 100 badań dostarczających ponad tysiąca różnych przybliżeń statystycznych są wyraźnie zbieżne i pokazują bez wątpliwości, że podatki na alkohol wpływają na konsumpcję, opisuje dr Alexander C. Wagenaar, specjalista z zakresu epidemiologii i badań nad ubezpieczeniami społecznymi, główny autor badania. Kiedy ceny spadają, ludzie piją więcej, a kiedy idą w górę, ludzie piją mniej. Jak podkreślają autorzy studium, zawyżanie cen napojów wyskokowych poprzez nakładanie na nie podatków zniechęca do ich spożywania znacznie skuteczniej, niż np. angażowanie w proces wymiaru sprawiedliwości czy organizowanie kampanii medialnych oraz programów edukacyjnych dla uczniów. Naukowcy z Florydy wykazali także, że podwyżki wywierają wpływ na ilość konsumowanego alkoholu zarówno wśród osób pijących okazyjnie, jak i tych lubiących zajrzeć do kieliszka znacznie częściej. Co więcej, zjawisko to dotyczy wszystkich grup wiekowych, nawet nastolatków objętych całkowitym zakazem spożywania "procentów". Czy wprowadzanie nowych podatków ma sens? To bardzo kontrowersyjne pytanie, zaś odpowiedź na nie nie jest prosta. Wydaje się jednak, że politycy zyskali właśnie solidny argument na poparcie kolejnych prób sięgania do naszych kieszeni...
- 10 odpowiedzi
-
- metaanaliza
- alkoholizm
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Intel poinformował o olbrzymim spadku zysków netto w ostatnim kwartale ubiegłego roku. Koncern zarobił aż o 90% mniej, niż rok wcześniej. Cały kwartał zamknął zyskiem w wysokości 234 milionów dolarów, podczas gdy przez ostatnie trzy miesiące 2007 roku zarobił 2,27 miliarda USD. Na tak duży spadek miał wpływ m.in. odpis księgowy w wysokości około miliarda dolarów spowodowany 64-procentowym spadkiem firmy Clearwire Corp., w którą Intel zainwestował. Ponadto w związku ze spowolnieniem gospodarczym zmniejszył się popyt na układy scalone, przez co fabryki Intela nie wykorzystywały całej mocy, czyniąc produkcję mniej opłacalną. Marża brutto Intela wyniosła w ostatnim kwartale 53%. Koncern obawia się, że w bieżącym kwartale może ona spaść do mniej niż 40%. Przedstawiciele firmy nie chcieli podać przewidywanych rezultatów za styczeń-marzec 2009. Sytuacja gospodarcza jest na tyle niepewne, że trudno cokolwiek wyrokować. Mówią jednak, że spodziewają się obrotów w wysokości około 7 miliardów dolarów. Mimo spowolnienia firma nie zamierza obcinać wydatków na badania i rozwój. Zapowiada, że na fabryki i wyposażenie wyda mniej więcej tyle samo, co w roku 2008, czyli 5,2 miliarda dolarów. Na prace badawcze zarezerwowano około 5,4 miliarda. Intel to pierwszy technologiczny gigant, który zdradził swoje ubiegłoroczne wyniki. W niedługim czasie dowiemy się, jak sobie radziły IBM, Microsoft i Google.
-
Doktor Hashem Akbari z Lawrence Berkeley National Laboratory dowodzi, że pomalowanie na biało dachów i dróg w 100 największych miastach świata pomogłoby zniwelować efekty zwiększonej emisji gazów cieplarnianych w ciągu najbliższej dekady. Jasne powierzchnie odbijają więcej światła od ciemnych. Gdyby rozświetlić metropolie w zaproponowany przez Amerykanina sposób, ilość odbitego przez Ziemię promieniowania wzrosłaby o 0,03%. Dzięki temu udałoby się zrównoważyć emisję 44 mld ton dwutlenku węgla. Wg Akbariego, wnętrza białych budynków nie nagrzewałyby się, a przynajmniej nie do tego stopnia, co wcześniej. Spadłoby użycie klimatyzatorów, a więc i rachunki za prąd. Przemalowywanie po kolei wszystkich dachów to inicjatywa, którą można z powodzeniem koordynować lokalnie. Nie jest zbyt kosztowna, a zaoszczędzone środki warto przeznaczyć np. na żarówki energooszczędne. Akbari nie przyznaje otwarcie, że powinno się zrobić coś więcej niż ograniczać do likwidowania skutków efektu cieplarnianego. Możemy dać atmosferze ziemskiej czas na odsapnięcie. Nie widzę minusów tego pomysłu. Skorzysta na tym każdy, nie potrzeba też negocjacji, by rozpocząć realizację projektu. Do zdobywającej popularność na całym świecie teorii odbijania dorzucają swoje trzy grosze także badacze z Uniwersytetu Bristolskiego. Uważają oni, że wybierając odpowiednie odmiany roślin uprawnych, można w czasie letniego okresu wegetacyjnego ochłodzić Europę i Amerykę Północną aż o 1°C. W perspektywie globalnej oznacza to spadek temperatury rocznej o ponad 0,1°C, a to 20% wartości, o jaką wskazania termometrów wzrosły od rewolucji przemysłowej. Rośliny uprawne odbijają więcej światła niż dziko rosnące. Poszczególne odmiany hodowlane także różnią się pod względem albedo (stosunku promieniowania odbitego do padającego). W przeszłości padały też propozycje, by zwiększyć areały zajmowane przez rośliny szczególnie uprzywilejowane pod względem białości, np. soję, pszenicę czy jęczmień. Jeszcze inni ekolodzy chcieli, by pokryć pustynie plastikowymi matami, czyszczonymi okresowo przez roboty. Najbardziej kosmiczny, i to dosłownie, był jednak pomysł pomalowania na biało... Księżyca.
-
Eksperci z drezdeńskiego Forschungszentrum Rossendorf, Universidad Autónoma w Barcelonie we współpracy z naukowcami ze Szwecji, Szwajcarii i USA stworzyli niezwykle małe domeny magnetyczne za pomocą silnie skoncentrowanych strumieni jonów. Domeny magnetyczne są wykorzystywane m.in. w dyskach twardych. Są one rodzajem najmniejszej "szuflady" do przechowywania danych. Ich wielkość ma olbrzymie znacznie dla pojemności dysku. Im domeny mniejsze, tym więcej zmieści się ich na danej powierzchni, a więc tym więcej danych będziemy mogli przechować. Naukowcy podczas eksperymentów ze stopem żelaza i aluminium uzyskali domeny wielkości 5-10 nanometrów. To z kolei oznacza, że jeśli ich technologię udałoby się zastosować w dyskach twardych, moglibyśmy liczyć nawet na 10-krotne zwiększenie gęstości zapisu. Obecnie nie wiadomo, czy uda się to osiągnąć. Uczeni chcieli poprzez swój eksperyment udowodnić jedynie, że wygenerowanie domen magnetycznych za pomocą bardzo skoncentrowanego promienia jonów jest w ogóle możliwe. Wiadomo jednak, że nowa technologia jest niezwykle interesująca. Od wielu lat domeny magnetyczne ulegają coraz większej miniaturyzacji. Jednak im są mniejsze, tym mniej korzystny stosunek sygnału do szumu. Przy dalszym ich zmniejszaniu tradycyjnymi metodami dojdziemy wkrótce do granicy, w której zakłócenia będą na tyle duże, iż nie będzie możliwe przechowywanie danych. Akademicy z Niemiec mówią, że ich metoda daje gwarancję, iż do takiej sytuacji nie dojdzie. Na razie uczeni będą musieli odpowiedzieć na dwa pytania: czy podobnie dobre rezultaty uda się osiągnąć też w innych materiałach, które są obecnie wykorzystywane do produkcji talerzy dysków twardych oraz czy ich technologię uda się zmienić tak, by nadawała się do masowej produkcji. Wykorzystana w laboratorium metoda jest bowiem zbyt powolna.
- 2 odpowiedzi
-
Na koreańskim uniwersytecie Sungkyunkwan przy pomocy Samsung Advanced Institute of Technology opracowano sposób produkcji dużych cienkich płacht grafenu o bardzo dobrych właściwościach elektrycznych. Co prawda inne zespoły naukowe przygotowały nawet prostsze sposoby produkcji, ale ich grafen ma 30-krotnie gorsze właściwości przewodzące. Szerokość koreańskich płacht liczona jest w centrymetrach, charakteryzują się one 80-procentową przezroczystością oraz mogą być zginane i rozciągane bez utraty właściwości elektrycznych. Ponadto łatwo jest je umieszczać na różnych podłożach. "Udowodniliśmy, że ten grafen to jeden z najlepszych materiałów do produkcji elastycznej przezroczystej elektroniki" cieszy się Buyng Hee Hong. Koreańczycy wykorzystali technologię chemicznego osadzania z fazy gazowej. Najpierw na krzemowym podłożu umieścili 300-nanometrową warstwę niklu. Później całość w obecności metanu podgrzali do temperatury 1000 stopni Celsjusza, a następnie szybko ochłodzili. Na powierzchni niklu osadzało się dzięki temu sześć do dziesięciu warstwa grafenu. Następnie udało im się przenieść grafen na elastyczne podłoże bez utraty jego właściwości elektrycznych. Można to zrobić albo rozpuszczając nikiel w specjalnym roztworze i uwalniając w ten sposób grafen z krzemowego podłoża, albo za pomocą gumowej "pieczątki" przenieść go na podłoże elastyczne. W tej chwili udaje się uzyskać płachty grafenu o długości około 10 centymetrów, lecz proces ten można łatwo skalować. Największym osiągnięciem Koreańczyków jest zachowanie świetnych właściwości grafenu. Już w tej chwili są one tak dobre, że materiał mógłby posłużyć do produkcji niewielkich paneli LCD i ekranów dotykowych. Jednak, jak mówi profesor Yang Yang z Uniwersytetu Kalifornijskiego, przewodnictwo uzyskanego grafenu musi zostać poprawione jeszcze 10-krotnie, by nadawał się on do produkcji dużych wyświetlaczy OLED czy organicznych paneli słonecznych.
-
Badacze z Walter Reed Army Medical Centre w Waszyngtonie opracowali i wypróbowali nową niefarmakologiczną metodę leczenia zespołu niespokojnych nóg (ang. restless legs syndrome, RLS). Wykorzystali pneumatyczne urządzenie generujące przerywany ucisk. W fazie testowej wzięło udział 35 pacjentów z RLS. Wszyscy stosowali aparat przez co najmniej godzinę dziennie, rozpoczynając sesję na godzinę przed "zwyczajową" porą pojawiania się objawów. Części ochotników dano fałszywe urządzenia. Gdy później porównano efekty ich stosowania, okazało się, że tylko prawdziwe znacznie złagodziło symptomy choroby. Poprawiło się też samopoczucie pacjentów oraz funkcjonowanie w czasie dnia i jakość snu. Zespół niespokojnych nóg, zwany też zespołem Wittmaacka-Ekboma czy chorobą Ekboma, charakteryzuje się uczuciem zmęczenia, drętwienia i niepokoju w nogach. Pojawiają się parestezje (czucie opaczne) w postaci podskórnego mrowienia lub wrażenia pienienia się krwi. Pacjenci wspominają, że objawy umiejscowione są głęboko - w mięśniach albo kościach. Niestety, wiążą się one z odpoczynkiem, dlatego często nasilają się w nocy. Utrapieniem chorych są okresowe ruchy kończyn, np. zgięcia i prostowanie palucha czy stawu skokowego, które skutecznie odstraszają sen.
-
Do tej pory jedwabniki kojarzyły się raczej z hodowlami wypełnionymi liśćmi morwy i pięknymi tkaninami, chińscy naukowcy wymyślili jednak, że można by je zabierać w wieloletnie podróże w przestrzeń kosmiczną. Nie chodzi tu o zapewnienie sobie towarzystwa, lecz źródła wartościowych białek (Advances in Space Research). Badacze uważają, że już wkrótce astronauci będą musieli pamiętać o wyposażeniu statków w miniekosystemy – fabryki tlenu i pożywienia. W przeszłości wypróbowano już pod tym kątem drób, ryby oraz larwy jeżowców. Niestety, kury potrzebowały wiele cennego miejsca, także na paszę, i wytwarzały masę odchodów, a zwierzęta wodne reagowały jak barometr na wszelkie zmiany właściwości H2O, które oddziaływały na czas składania ikry, wylęgu i na dalszy rozwój. Jak podkreśla Hong Liu z Beihang University w Pekinie, owady rozmnażają się bardzo szybko, nie zajmują dużej powierzchni ani nie potrzebują za wiele wody. Na tym jednak nie koniec – wytwarzane w minimalnych ilościach odchody można by wykorzystać jako nawóz, a poczwarki obfitują w niezbędne aminokwasy. Zawierają ich dwa razy więcej niż wieprzowina i 4-krotnie więcej niż jajka czy mleko. Chińczycy udowadniają, że nawet jedwabna nić, w normalnych warunkach niejadalna, może stać się rezerwuarem składników odżywczych. Po przetworzeniu chemicznym nadaje się do zmieszania z sokiem, cukrem i barwnikiem, a w efekcie powstaje dżem. Założywszy, że zazwyczaj zjada się 3-krotnie więcej białka roślinnego niż zwierzęcego, by zaspokoić swoje potrzeby energetyczne, kosmonauci powinni codziennie zjadać 170 poczwarek i kokonów Bombyx mori.
- 9 odpowiedzi
-
- kosmonauta
- Hong Liu
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego odkryli dwa białka, które doprowadzają do przypominającej przeciąganie liny "walki" między półkulami, a w konsekwencji do charakterystycznej dla większości zwierząt asymetrii strukturalnej oraz funkcjonalnej. Badania prowadzono na danio pręgowanych (Danio rerio). Zespół doktorantki Jenny Regan wykazał, że w rozwijającym się mózgu białko Fgf8 przyciąga neurony jak magnes. Ponieważ znajduje się po obu jego stronach, półkule zaczynają konkurować o migrujące grupy komórek nerwowych. Nie jest to czysta walka, gdyż lewa strona ma sprzymierzeńca, pomagającego jej w wygraniu bitwy. Jest nim drugie białko – Nodal – występujące tylko i wyłącznie w lewej półkuli. Sojusz Nodala i Fgf8 uruchamia całą kaskadę zdarzeń, które ostatecznie doprowadzają do asymetrii mózgu. Ich łączne działanie gwarantuje, że zmiany zachodzą w tym samym kierunku, przez co u większości ludzi wykształca się taki sam wzorzec ręczności (dominacji jednej z dłoni). Białko Nodal odgrywa ważną rolę nie tylko w mózgu, ale i w innych rejonach organizmu, gdzie występuje asymetria, m.in. w sercu. Poza tym odpowiada za odpowiednie rozmieszczenie narządów wewnętrznych. Kiedy hamuje się działanie proteiny Nodal, szanse współzawodniczących półkul się wyrównują. Grupy neuronów mogą się przemieścić na każdą ze stron z jednakowym prawdopodobieństwem. W takich warunkach jakiekolwiek odchylenie bywa wynikiem podania którejś z półkul dodatkowej dawki Fgf8. Profesor Stephen Wilson, szef laboratorium, w którym pracuje Regan, wyjaśnia, jak ważna jest asymetria półkulowa. To dzięki niej lewa i prawa część mózgu mogą się wyspecjalizować i skuteczniej realizować swoje działania. W zetknięciu z drapieżnikiem żadne zwierzę nie chciałoby, aby jego półkule zaczęły oddzielnie planować ucieczkę, zwłaszcza że mogłyby rozważać różne kierunki wzięcia nóg za pas. Zamiast tego atakowani mogą obserwować napastnika głównie jednym okiem (a więc jedną z półkul), a każda półkula dominuje podczas wykonywania czynności danego rodzaju. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że kury hodowane w ciemnościach mają mniej asymetryczne mózgi. Nadal są w stanie dziobać pokarm i wystrzegać się drapieżników, ale nie umieją tego robić jednocześnie, a przynajmniej wychodzi im to gorzej niż w pełni asymetrycznym zwierzętom, u których każde oko specjalizuje się w jednym z tych zadań. U ludzi chorych na schizofrenię także obserwuje się zaburzenia asymetrii mózgu, ale nie wiadomo, czy psychoza jest tego wynikiem.
- 7 odpowiedzi
-
- Jenny Regan
- Nodal
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jaka jest najczęstsza przyczyna komplikacji pooperacyjnych? Wydawać by się mogło, że chodzi o błędy dokonywane przez samego chirurga. Nic bardziej mylnego! Okazuje się, że liczbę śmiertelnych powikłań pooperacyjnych można zredukować niemal o połowę dzięki... liście przypominającej personelowi medycznemu o rzeczach, które należy sprawdzić w trakcie zabiegu. W środowisku medycznym od dawna mówi się, że główną przyczyną śmierci pacjentów na oddziałach chirurgii jest brak komunikacji w zespole oraz zwyczajne roztargnienie. Aby temu zapobiec, lekarze z grupy "Bezpieczna Chirurgia Ratuje Życie" (ang. Safe Surgery Saves Lives) wprowadzili listę zawierającą wszystkie czynności, które należy wykonać podczas prawidłowo przeprowadzonej operacji. Jak się okazuje, wyniki stosowania tego prostego dokumentu przynoszą oszałamiające korzyści. Eksperyment przeprowadzono na przełomie lat 2007 i 2008 w szpitalach położonych w różnych miejscach świata, od kanadyjskiego Toronto po Amman w Jordanie. Badacze analizowali funkcjonowanie oddziałów chirurgii i porównywali wpływ wprowadzenia listy na stan zdrowia pacjentów poddawanych zabiegom. Wprowadzona "lista sprawdzająca" zawierała 19 podstawowych elementów, które należy sprawdzić podczas typowego zabiegu. Wiele z nich to proste zalecenia dotyczące wymiany informacji pomiędzy personelem czy też podstawowych zasad bezpieczeństwa. Znajdziemy tam więc np. takie zalecenia, jak wykreślenie na ciele planowanych linii cięcia przed rozpoczęciem zabiegu (a nie zaraz przed wzięciem skalpela do ręki), czy dokładne liczenie przedmiotów używanych podczas operacji w celu zapobiegnięcia ich omyłkowemu zaszyciu. Wyniki testu mogą zrobić niemałe wrażenie. Liczba śmiertelnych komplikacji pooperacyjnych spadła z 15 do 8 osób na tysiąc, zaś odsetek zabiegów kończących się powikłaniami spadł z 11 do 7 procent. Oprócz oczywistej korzyści, jaką jest poprawa stanu zdrowia pacjentów i przyśpieszenie rekonwalescencji, jest to także niemała oszczędność dla administracji szpitala. Biorąc pod uwagę, że na świecie wykonuje się 254 miliony operacji rocznie, możliwe do osiągnięcia oszczędności są wręcz niewyobrażalne. Szczegółowe wyniki analizy opublikowano w New England Journal of Medicine, jednym z najbardziej prestiżowych czasopism medycznych na świecie.
- 4 odpowiedzi
-
- komunikacja
- bezpieczeństwo
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami: