Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37649
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    248

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nieco ponad rok temu sensacją było splątanie - czyli teleportacja właściwości - dwóch atomów oddalonych od siebie na odległość metra i połączonych światłowodem. Teraz naukowcy z Joint Quantum Institute (JQI) oraz University of Maryland (UMD) dokonali tego samego, ale bez pośrednictwa światłowodu. Tym samym udowodnili, że możliwe jest bezprzewodowe przekazanie informacji kwantowej na odległość 1 metra. Naukowcy opracowali metodę, która w 90% przypadków umożliwia bezproblemowy przesył informacji. Twierdzą przy tym, iż odsetek ten można zwiększyć. Christopher Monroe z JQI mówi, że pozwala ona nie tylko stworzyć sieć kwantowych układów pamięci, ale, po skojarzeniu z technikami operacji na kwantowych bitach, umożliwi przeprowadzanie kwantowych obliczeń. To właśnie jego zespół dokonał przed kilkunastoma miesiącami przewodowego splątania. Uczeni wykorzystali, podobnie jak i wówczas, iterb. Jego jony zostały zamknięte w specjalnych pułapkach, a akademicy zidentyfikowali dwa odmienne stany energetyczne, które mogły służyć jako bity. Początkowo dwa jony ustawiono w pozycjach wyjściowych. Następnie jon A poddano działaniu mikrofali, które ustawiły go w jednym ze stanów energetycznych. W ten sposób zapisano w nim informację. Później oba jony zostały potraktowane pikosekundowymi impulsami światła laserowego. Trwały one tak krótko, że każdy jon wyemitował tylko jeden foton. Każdy z fotonów przybierał jeden z dwóch kolorów (czerwony lub niebieski), w zależności od stanu kwantowego bitu (qubitu). Fotony były wyłapywane przez soczewki, kierowane do różnych nitek światłowodu, którymi wędrowały do zwierciadła półprzezroczystego. Jest ono skonstruowane w ten sposób, że istnieje 50-procentowa szansa, iż foton przejdzie przez zwierciadło i 50-procentowa - że się od niego odbije. Po każdej ze stron zwierciadła umieszczono detektory, reagujące na fotony. Oba fotony, gdy docierają do zwierciadła, mogą dać cztery różne kombinacje (niebieski-niebieski, czerwony-czerwony, niebieski-czerwony i czerwony-niebieski). Istnieje jedna i tylko jedna kombinacja, która powoduje, że każdy z fotonów wpada do osobnego wykrywacza. W innych przypadkach jeden z fotonów się odbije, a drugi przejdzie przez lustro i oba trafią do tego samego wykrywacza. Sytuacja, w której fotony trafiają do osobnych detektorów, zdarza się rzadko, tak więc konieczne jest wysyłanie tysięcy fotonów w ciągu sekundy. Gdy jednak już trafią one do osobnych detektorów, jest to sygnał, iż pomiędzy jonami iterbu doszło do kwantowego splątania. Wówczas naukowcy mierzą stan jonu A. Sam akt pomiaru zmienia jego stan, ale, ponieważ A jest splątany z B, to zmianie ulega też stan jonu B. W zależności od tego, jaki stan przybrał A, naukowcy dokładnie wiedzą, jakie właściwości powinny mieć mikrofale, by udało się odczytać informację z jonu B. Informację, która została mu przekazana przez jon A. Jak podkreślają uczeni, w rzeczywistości informacja nigdzie nie wędruje. Ona po prostu podczas pomiaru znika z jonu A i pojawia się w jonie B. Szczególną zaletą naszej metody jest połączenie wyjątkowych właściwości fotonów i atomów. Fotony idealnie nadają się do szybkiego przekazywania informacji na duże odległości, a atomy są dobrym medium do długotrwałego przechowywania informacji w pamięci - mówi Monroe.
  2. Nieszczelność to cecha niepożądana zarówno w przypadku butów czy łodzi, jak i błony jądrowej (kariolemmy). Odkryto właśnie, że zwiększająca się z wiekiem jej przepuszczalność może stanowić pierwotną przyczynę chorób neurodegeneracyjnych, np. parkinsonizmu (Cell). Gdy słabnie bariera oddzielająca jądro od reszty komórki, do wnętrza zaczynają wnikać białka cytoplazmy. Jednymi z tych protein są tubuliny, które zaczynają tworzyć długie filamenty. Niestety, mogą one uszkadzać ukryte w jądrze chromosomy. Patolodzy wiedzą o istnieniu tych włókienek już od ponad 100 lat, a częstotliwość ich występowania wzrasta z wiekiem. Nikt nie miał jednak pojęcia, skąd się biorą – wyjaśnia Martin Hetzer z Salk Institute of Biological Sciences w La Jolla. U osób z chorobą Parkinsona szczególnie dużo filamentów występuje w istocie czarnej (łac. substantia nigra). Jest to blaszka z istoty szarej, którą można znaleźć obustronnie tuż za odnogami mózgu. Odpowiada za koordynację ruchów mimowolnych oraz szybkich. Wchodzące w jej skład neurony dopaminergiczne ulegają uszkodzeniu w czasie rozwoju parkinsonizmu. Amerykanie przypuszczają, że odwracanie skutków przecieków jądrowych może się stać świetną metodą leczenia chorób neurodegeneracyjnych. Niewykluczone też, że zwalczając oznaki starzenia, warto się skupić na opisanym zjawisku równie mocno, co na skracaniu telomerów. Wymiana substancji między wnętrzem jądra a cytoplazmą jest regulowana przez pory jądrowe. Są one zbudowane z ponad 30 różnych białek. Zespół Hetzera zastanawiał się, co się dzieje z porami, gdy komórki się starzeją. Czy w niedzielących się komórkach (znajdujących się w fazie spoczynku G0) zostają w jakiś sposób zastąpione nowym zespołem protein, czy pozostają na swoim miejscu przez całe życie komórki. Gdy przeprowadzono eksperymenty z komórkami dorosłych nicieni Caenorhabditis elegans oraz niedzielącymi się neuronami szczurzymi, okazało się, że centralne rusztowanie porów nie było wymieniane. Biolodzy zauważyli, że z wiekiem zaczynało się ono rozkładać pod wpływem stresu oksydacyjnego. Hetzer wyjaśnia, że obecnie jego zespół pracuje nad sposobami "zatykania" zdegenerowanych porów, by w ten sposób utrzymać podział komórki na wyraźnie odgraniczone strefy.
  3. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego w ciekawy sposób zaprezentowali nową metodę uzyskiwania trójwymiarowych struktur biologicznych. Posłużyli się 100 tysiącami miniaturowych kapsuł kolagenowych o przekroju zaledwie 0,1 mm, a każdą pokryli komórkami skóry. Całość hodowano przez jeden dzień w formie o odpowiednim kształcie i po 24 godzinach światło dzienne ujrzał... ludzik. Gdy komórki połączyły się już w całość, zostały przeniesione do pożywki, gdzie przeżyły ponoć więcej niż jeden dzień. Zespół z Instytutu Nauk Przemysłowych pracował pod przewodnictwem profesora Shoji Takeuchiego. Metodę testowano nie tylko na komórkach skóry, lecz także na ludzkich komórkach wątroby. Japończyk uważa, że w ten sposób można by uzyskiwać sprawne narządy do przeszczepów oraz testowania leków, a stosując zróżnicowane typy komórek – nawet całe organizmy. Wydaje się jednak, że to na razie pobożne życzenie pana profesora i na psa czy kota z foremki trzeba będzie poczekać, tym bardziej że opisana technika ma kilku konkurentów, np. tkanki drukowane.
  4. Naukowcy z Northwestern University's Feinberg School of Medicine odkryli istnienie jeszcze jednego szlaku przeniesienia HIV z mężczyzn na kobiety. Długo wierzono, iż wyściółka pochwy jest wystarczającą barierą dla tego wirusa i skutecznie chroni przed jego wtargnięciem podczas kontaktu seksualnego. Jednak to myślenie okazało się błędne. Badacze wykazali, że wirus HIV w rzeczywistości bez problemu penetruje zdrową tkankę pochwy na głębokość wystarczającą, by uzyskać dostęp do komórek odpornościowych, które są jego celem. Naukowcy z Northwestern we współpracy z Tulane University odkryli, że wewnętrzna skóra pochwy jest bardzo podatna na inwazję wirusa HIV tam, gdzie ulega częstemu złuszczeniu i ciągłej regeneracji, w punkcie, w którym komórki ściany nie są ściśle związane ze sobą. Kobiety i nastolatki stanowią około 26% wszystkich nowych przypadków zakażeń HIV w Stanach Zjednoczonych. 31% zakażeń dotyczy relacji heteroseksualnych. Naukowcy mają nadzieję, że ich odkrycie wspomoże poszukiwania skutecznej szczepionki przeciwko temu wirusowi. Istnieje pilna potrzeba nowych strategii obrony przeciw wtargnięciu HIV przez ścianę pochwy. Prezerwatywy, w warunkach laboratoryjnych, stanowią barierę nieprzenikalną dla wirusa. W warunkach rzeczywistych ich skuteczność, o ile są używane zawsze i prawidłowo, jest bardzo wysoka, chociaż nie stuprocentowa. Naukowcy fluoroscencyjnie oznakowali wirusa HIV, aby sprawdzić jak przedstawia się jego szlak transmisji. Okazało się, że wirus przenika przez nabłonek jednowarstowy wyściółki pochwy. Doświadczenie zostało przeprowadzone na ludzkiej tkance uzyskanej po histerktomii (usunięcie macicy) i na modelach zwierzęcych. Wirus HIV spenetrował barierę skórną genitaliów bardzo szybko - po 4 godzinach zidentyfikowano go 50 mikronów wgłąb skóry, na głębokości równej grubości ludzkiego włosa. Jest to także głębokość, na której znajdują się limfocyty. Dotychczas myślano, iż wirus dokonuje inwazji kobiecego systemu odpornościowego przez nabłonek jednowarstwowy kanału szyjki i tu szukano słabego punktu. Jednak już wcześniejsze próby prowadzone w Afryce pokazały, że stosowanie krążka antykoncepcyjnego, by zablokować dostęp do szyjki macicy, nie zredukował transmisji. Podobnie było u kobiet po histerektomii - nie stały się one bardziej odporne na zakażenia drogą płciową. Naukowcy wierzyli także, żd jedynym sposobem zakażenia wirusem HIV jest zraniona tkanka, np. po infekcji wirusem Herpes (opryszczka) , która powinna ułatwić wirusowi wtargnięcie do organizmu. Jednak badania, w których kobietom podano leki przeciw Herpes, bo ograniczyć uszkodzenia tkanek, nie skutkowały spadkiem transmisji wirusa HIV. Nowe badania rzucają światło na sposób infekcji HIV, który, jak się okazuje, nie potrzebuje uszkodzeń ciała, by wtargnąć do jego wnętrza. Dużym błędem było założenie, że istnieje tylko jeden sposób transmisji wirusa. Teraz odkryliśmy nowy szlak, bardziej przerażający, bezpośrednio przez zdrową tkankę.
  5. Kitengela Glass to artystyczny kolektyw, położony w pobliżu Parku Narodowego Nairobi. Choć wiedzie tu wyboista droga, stale przybywają tłumy turystów. Teren usiany jest dziełami sztuki, w tym szklanymi przedmiotami i mozaikami, przy produkcji których wykorzystuje się ludzkie oraz zwierzęce odchody. Nie wrzuca się ich jednak do roztopionej masy. Chodzi o wykorzystanie energii zawartego w nich metanu do rozgrzania pieca hutniczego. Wytworzenie dzieł sztuki z surowców wtórnych - szkła, metalu itp. - wymaga dużych ilości energii. Kiedyś uzyskiwano ją podczas spalania zużytego oleju i butanu lub uciekano się do dobrodziejstw elektryczności. Teraz uczyniono użytek z odchodów świń, krów, ptactwa domowego (kur, kaczek, gęsi), koni i osłów. Na terenie Kitengela Glass powstały też specjalne kolorowe latryny, które z daleka wyglądają jak domek Baby-Jagi z piernika lub odchudzony domek smerfów. Zwierzęce odchody przewozi się taczkami z bardzo długimi uchwytami do miejsca produkcji biogazu. Po wrzuceniu do wielkiego pojemnika są mieszane, a następnie spływają do dołu fermentacyjnego. Ludzkie ekskrementy docierają do pierwszego zbiornika bez niczyjej pomocy: wystarczy odpowiednie umiejscowienie latryny i grawitacja zrobi swoje. Powstający gaz jest doprowadzany rurami do kuchni i warsztatów. Pozostały szlam trafia na grządki, gdzie sprawdza się świetnie w roli nawozu. Nad dziełami sztuki pracują lokalni rzemieślnicy. Stale są też szkoleni nowi ludzie, którzy przyuczają się do różnych zawodów. Przedstawiciele kolektywu wspierają sierociniec, pomagają szkole, zajmują się odbudową dróg oraz sadzeniem drzew. Co ważne, Kitengela Glass to jedyne miejsce w środkowej Afryce, gdzie przetwarza się szkło z recyklingu.
  6. Pierwsza w historii terapia oparta na ludzkich embrionalnych komórkach macierzystych została właśnie dopuszczona do testów klinicznych na ludziach. Leczenie ma za zadanie odbudować komórki rdzenia kręgowego u osób, u których doszło do całkowitego przerwania tego organu. Autorzy nowej techniki, firma Geron Corporation, otrzymali właśnie zezwolenie amerykańskiego urzędu ds. żywności i leków (FDA) na przeprowadzenie testów klinicznych na ludziach. Do udziału w eksperymencie zostaną zakwalifikowani pacjenci, u których doszło do całkowitej utraty kontroli nad ruchem kończyn dolnych oraz zdolności do odbierania wysyłanych przez nie bodźców. Głównym elementem terapii są tzw. komórki progenitorowe, czyli komórki uzyskiwane z embrionalnych komórek macierzystych, lecz "zaprogramowane" na przemianę (różnicowanie) w kierunku tzw. mikrogleju - tkanki wspierającej neurony i wspomagającej ich odbudowę. Lecznicze komórki będą podawane pacjentom w czasie od 7 do 14 dni po urazie. Będą one wszczepiane dokładnie w miejsce uszkodzenia rdzenia kręgowego w celu uzyskania oligodendrocytów - jednego z kluczowych składników mikrogleju. Dr Thomas B. Okarma, prezes producenta leku, nie ukrywa entuzjazmu: oznacza to początek czegoś, co potencjalnie może stać się nowym rozdziałem w metodach leczniczych - wykracza poza pigułki na nowy poziom lecznictwa: odtwarzanie funkcji organów i tkanek osiągnięte dzięki wszczepianiu zdrowych komórek zastępczych. Planowane testy będą należały do tzw. pierwszej fazy badań klinicznych, co oznacza, że głównym kryterium oceny terapii będzie jej bezpieczeństwo. Oprócz tego będą jednak, oczywiście, oceniane także korzyści z wprowadzenia nowej metody. Najważniejsze parametry poddawane kontroli to odzyskanie kontroli nad mięśniami oraz zdolności do odczuwania bodźców w obrębie tułowia i kończyn dolnych. Przedstawiciele firmy Geron już zapowiadają, że jeżeli tylko ich produkt otrzyma po pierwszej fazie testów klinicznych pozytywną ocenę od ekspertów FDA, będą starali się o uzyskanie zezwolenia na przeprowadzenie badań na pacjentach, u których uszkodzenie rdzenia kręgowego było nieco mniej poważne.
  7. Nie tak dawno pisaliśmy o miniaturowym ciśnieniomierzu, który swobodnie mieści się we wnętrzu tętnicy udowej. Tym razem badacze z Uniwersytetu Purdue proponują nanotechnologiczny implant pozwalający na pomiar innego ważnego parametru - poziomu glukozy we krwi. Urządzenie wykorzystuje niezwykle wysokie przewodnictwo elektryczne węglowych nanorurek oraz tzw. biokompatybilność złota, czyli brak zdolności organizmu do jego wykrycia i uruchomienia reakcji immunologicznej. Jak twierdzą autorzy prototypu, pozwala on na osiągnięcie precyzji pomiaru niespotykanej dotąd w urządzeniach o podobnym stopniu miniaturyzacji. Produkcja układu zachodzi w kilku etapach. Wyjściowym materiałem do jego wytwarzania jest bloczek wykonany z glinu posiadający wyjątkową, porowatą strukturę, powstający na warstewce tytanu. Kolejny proces polega na wytworzeniu ultraczystych, cienkościennych węglowych nanorurek (cienkie granatowe linie biegnące w poprzek obrazka), które "wyrastają" z pokrytego tytanem dna porów na powierzchnię kanalików. Do powstającej sieci nanorurek przykłada się napięcie, które umożliwia odkładanie się metalu - palladu, które tworzą miniaturowe kryształy na powierzchni sensora (są to widoczne na zdjęciu żółte struktury o kostkowatym kształcie) oraz wewnątrz kanalików. Na jego powierzchni jest z kolei odkładane złoto, które służy jako biokompatybilna baza dla elementu wykrywającego bezpośrednio poziom glukozy. Ostatnią warstwę, przyłączoną do powierzchni czujnika, stanowi enzym - oksydaza glukozy. Przeprowadza ona rozkład glukozy do kwasu glukonowego i nadtlenku wodoru (wody utlenionej). Ta ostatnia rozpada się błyskawicznie z wytworzeniem tlenu oraz dwóch rodzajów jonów: kationów wodorowych H+ oraz anionu tlenowego O2-. Wytworzone jony posiadają ładunek elektryczny, więc ich wytwarzanie objawia się jako zmiana napięcia elektrycznego mierzonego na elektrodach wchodzących w skład urządzenia. To właśnie ilość powstających jonów służy do oceny stężenia glukozy znajdującej się w badanym roztworze. Jak twierdzą badacze z Uniwersytetu Purdue, ich wynalazek jest w stanie wykryć glukozę o stężeniu aż pięciokrotnie niższym, niż inne miniaturowe detektory. Co więcej, urządzenie jest tak małe (najmniejsza jego wersja ma wymiary 0,5 x 0,5 mm), że możliwe jest instalowanie go we wnętrzu naczyń krwionośnych. Teoretycznie umożliwia to wykonywanie pomiarów stężenia cukru w róznych miejscach ciała i w różnych typach naczyń krwionośnych, dzięki czemu ocena stanu zdrowia cukrzyka mogłaby być znacznie bardziej wnikliwa, niż obecnie. Konstrukcja sensora jest wysoce uniwersalna i pozwala na przyłączenie różnych enzymów, które mogłyby wykrywać wiele rodzajów substancji obecnych w krwi czy dowolnym innym roztworze. Potencjalne zastosowanie dla podobnych platform jest więc niemal nieograniczone. Wcześniej konieczne będzie jednak ich przetestowanie i dopuszczenie do użytku, co może zająć nawet kilka lat.
  8. Niczym rewolwerowiec wyzwany na pojedynek, niektóre kobry mają tylko jedną szansę na wystrzelenie porcji jadu, którym mogą obezwładnić swojego przeciwnika. Jak się okazuje, ewolucja wyposażyła te węże w wyspecjalizowany mechanizm zwiększający prawdopodobieństwo trafienia. Większość węży używa swoich zębów jadowych do kąsania, lecz niektóre z nich, należące do rodzaju Naja, mogą "strzelać" wytwarzaną przez siebie toksyną na odległość sięgającą dwóch metrów. O ile jednak mięśnie odpowiedzialne za samo wysyłanie jadu na odległość zostały już dość dobrze poznane, sposób celowania trującą cieczą pozostawał dotychczas tajemnicą. Aby atak kobry był skuteczny, użyty jad musi trafić w oczy napastnika, przed którym chce się ona obronić (wbrew powszechnemu przekonaniu, trucizna służy tym wężom głównie do samoobrony). Gdy się tam dostanie, zawarte w nim neurotoksyny powodują ogromny ból, a nierzadko nawet utratę wzroku. Jak to się dzieje, że zwierzę trafia w tak nieduży, ruchomy cel? Zagadkę postanowili rozwikłać badacze z Uniwersytetu Massachusetts kierowani przez dr. Bruce'a Younga. Wykorzystali w tym celu "szybkie" aparaty fotograficzne oraz elektromiografy - urządzenia analizujące aktywność elektryczną mięśni. Jak się okazuje, sposób poruszania się zwierzęcia podczas aktu samoobrony jest ściśle określony, a nie przypadkowy, jak dotychczas sądzono. Wykonane pomiary sugerują, że zaraz przed "wystrzeleniem" jadu kobra wykonuje krótki, lecz gwałtowny skurcz mięśni głowy i szyi, powodujący jej obrót oraz pochylenie na bok. Chwilę później następuje napięcie mięśni tłoczących truciznę przez kanały jadowe zlokalizowane w charakterystycznych, wydłużonych zębach zwierzęcia. Od tego momentu dochodzi do cyklicznego kurczenia się różnych partii mięśni, pozwalających na pokrycie znacznej części ciała napastnika, co znacznie zwiększa prawdopodobieństwo trafienia w oko i uniknięcia ataku. Szacunkowe obliczenia wskazują, że węże z rodzaju Naja osiągają niemal stuprocentową celność przy "strzałach" na odległość 60 centymetrów. Co ciekawe, sposób poruszania się głowy zwierząt jest ściśle określony i nie ulega istotnym zmianom podczas kolejnych prób samoobrony. O swoim odkryciu badacze z Massachusetts poinformowali za pośrednictwem czasopisma Physiological and Biochemical Zoology.
  9. Badacze z Instytutu Badawczego Scripps opracowali terapię pozwalającą na ograniczenie nadmiernej reakcji organizmu na obecność wirusa grypy bez osłabiania jego zdolności do zwalczenia infekcji. O ich odkryciu informuje czasopismo Proceedings of the National Academy of Sciences. Leczenie opiera się o eksperymentalny lek, noszący tymczasową nazwę AAL-R. W swoim doświadczeniu badacze z instytutu Scripps podawali go myszom prosto do płuc z nadzieją na złagodzenie tzw. odpowiedzi cytokinowej, polegającej na masowej produkcji kontrolujących przebieg i intensywność reakcji immunologicznej oraz, pośrednio, związanych z nią objawów. Reakcja cytokinowa jest niezwykle istotna dla zwalczenia zakażeń, lecz ogromna immunogenność (zdolność do pobudzania reakcji odpornościowej) wirusa grypy może powodować liczne komplikacje. W skrajnych przypadkach może dojść do migracji ogromnej liczby komórek układu odpornościowego do wnętrza płuc, których nadmierna aktywność może doprowadzić do licznych zaburzeń. Eksperymentalny lek podawano myszom zakażonym uprzednio wirusem grypy. Jak się okazało, był on w stanie znacząco złagodzić niekorzystne objawy podjętej walki z patogenem, lecz nie osłabiał skuteczności reakcji odpornościowej. Zdaniem autorów doświadcznia nowy lek może wspomóc lekarzy nie tylko w walce z wyjątkowo groźnymi szczepami wirusa grypy, lecz także przed szkodliwymi objawami wielu innych schorzeń. Stosunkowo często okazuje się bowiem, że odpowiedź organizmu jest dla płuc znacznie bardziej niszczycielska od samego wirusa lub bakterii, który tę reakcję wywołał. Wiemy, że wielu spośród tych, którzy zmarli w pandemii grypy 1918 [chodzi o słynną grypę hiszpankę - przyp. red.], to młodzi ludzie, których bardzo silne układy odpornościowe podejmowały bardzo intensywną, patologiczną odpowiedź immunologiczną, tłumaczy dr Michael Oldstone, jeden z badaczy prowadzących doświadczenie. Jego zdaniem, zdobyta wiedza może zostać wykorzystana także do leczenia zakażeń innymi patogenami: mamy nadzieję, że bieżące badania przyniosą odpowiedzi na pytania, jak leczyć taki rodzaj odpowiedzi immunologicznej nie tylko w przypadku grypy, lecz także innych infekcji wirusowych, takich jak [zakażenia wywołane przez] hantawirusy oraz SARS, w których infiltracja płuc [przez komórki wywołujące szkodliwy stan zapalny] jest bardzo poważna. Kolejna seria badań ma określić, czy AAL-R pozwala na skuteczne ograniczenie zakażenia w połączeniu z innymi lekami. Niestety, badacze z instytutu Scripps nie podali żadnych informacji na temat ewentualnych starań o uzyskanie pozwolenia na stosowanie AAL-R u ludzi.
  10. Brad Hansen, astronom z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, wysunął nową bardzo radykalną teorię dotyczącą historii Układu Słonecznego. Uważa on, że Mars i Merkury to... produkty uboczne formowania się Ziemi i Wenus. Obecny model zakłada, że planety powstały z pierścienia pyłów i gazów otaczających młode Słońce. Jednak powstaje pytanie: skoro tak rzeczywiście było, to przecież rozkład materii w takim pierścieniu powinien być mniej więcej jednakowy, a zatem powstające planety powinny mieć podobną wielkość i podobne, zbliżone do okręgów orbity. Jednak, jak wiemy, Wenus i Ziemia są większe od Marsa i Merkurego, które mają bardziej wydłużone, eliptyczne orbity. Tradycyjnie wyjaśnia się to "chaosem", w którym rolę odegrało oddziaływanie Jowisza. Hansen zaproponował inny model. Jego zdaniem wokół Słońca utworzył się nie jeden, a wiele pierścieni pyłów i gazów - podobnie jak ma to miejsce wokół Saturna. Uważa on, że Ziemia i Wenus powstały z jednego grubego pierścienia położonego bliżej Słońca. Gdy młode planety zaczęły krążyć wokół gwiazdy, przechodziły przez chmury pyłów zawierające mniejsze i większe fragmenty materiału. Część z nich weszło w skład planet, ale inne zostały przez nie wypchnięte z pierścieni. Niektóre do nich wróciły, ale inne nie. "Weszły na inną orbitę" - mówi Hansen. Przeprowadzona przez niego symulacja komputerowa wykazała, że Mars i Merkury rzeczywiście mogły powstać z kosmicznego gruzu wybitego z pierwotnych pierścieni. Zdaniem naukowca, 90% materiału utworzyło Ziemię i Wenus, reszta weszła w skład pozostałych dwóch planet. Andrew Youdin, specjalista ds. modelowania planetarnego z Kanadyjskiego Centrum Astrofizyki Teoretycznej mówi, że model Hansena jest prosty i elegancki. Ziemia i Wenus są masywne i mają orbity zbliżone do okręgu, gdyż uformowały się z większości pobliskiego materiału. Merkury i Mars są mniejsze, a ich orbity eliptyczne, bo materiał, z którego powstały, został wypchnięty dalej od pierścieni. Z kolei Phil Armitage, astrofizyk z University of Colorado stwierdza: Model Brada jest niezwykle oryginalną próbą rozwiązania problemów, bazującą na hipotezie, która jest albo szalona, albo genialna.
  11. Ponieważ wielu dorosłych cierpiących na zaburzenia lękowe miewa również problemy z zachowaniem fizycznej równowagi, dr Orit Bart z Uniwersytetu w Tel Awiwie postanowiła sprawdzić, czy podobne zjawisko można zaobserwować również u dzieci. Jej podejrzenia szybko się potwierdziły. Pojawiła się też szansa na szybkie poradzenie sobie z problemem, gdyż izraelski zespół zauważył, że proste ćwiczenia gimnastyczne likwidują objawy lęku. Chociaż nie wszystkie dzieci z zaburzeniami lękowymi mają kłopoty z równowagą, to wszystkie maluchy z problemami z równowagą przejawiają symptomy niepokoju. Oznacza to, że są one w jakiś sposób powiązane. To prawdziwy przełom na gruncie terapii zajęciowej – uważa Bart. Naukowcy zajęli się dziećmi w wieku od 5 do 7 lat, u których zdiagnozowano zaburzenia dwojakiego rodzaju. Po 3-miesięcznej interwencji czuciowo-ruchowej nie tylko poprawiła się równowaga, lecz także wskaźniki niepokoju spadły do normalnego poziomu. Uregulowanie tych dwóch kwestii zwiększyło zaś samoocenę maluchów. Nie można leczyć dzieci z zaburzeniami lękowymi za pomocą metod poznawczych, ponieważ są niedojrzałe i brakuje im zdolności myślenia operacyjnego [odwracalnego]. Rozwiązaniem może być praca z ciałem. Oprzyrządowanie pozwalające na badanie otoczenia i położenia ciała w przestrzeni pozwoliło przepracować problemy emocjonalne. W przyszłości doktor Bart chce powtórzyć badania na szerszą skalę.
  12. Wszystko wskazuje na to, że administracja prezydenta Obamy będzie zdecydowanie walczyła z piractwem. Jak wcześniej informowaliśmy, jeszcze przed zaprzysiężeniem ówczesny prezydent-elekt zatrudnił w swej przyszłej administracji Thomasa Perellego i Davida Ogdena. Teraz jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta było powierzenie stanowiska wiceprokuratora generalnego Neilowi MacBride'owi z BSA (Business Software Alliance). MacBride piastuje w BSA stanowisko wiceprezesa ds. walki z piractwem i głównego prawnika. Był on odpowiedzialny za program nagród za informacje o firmach używających nielegalnego oprogramowania. W swoim czasie MacBride był też głównym doradcą obecnego wiceprezydenta, a wówczas senatora Bidena, znanego z walki z piractwem. Faktem jest, że wszyscy nominowani przez Obamę to świetni prawnicy z olbrzymim doświadczeniem. Jednak ich powołanie na wysokie stanowiska w administracji państwowej na pewno rozczarowało wiele osób oraz organizacji, które domagały się złagodzenia przepisów o prawach autorskich i popierały kandydaturę Baracka Obamy. Najważniejszą jednak decyzją prezydenta dotyczącą poruszanych kwestii będzie wybór osoby na stanowisko koordynatora działań na rzecz ochrony własności intelektualnej (Intelectual Property Enforcement Coordinator). Nieoficjalnie mówi się, że może ono zostać powierzone Halowi Ponderowi z American Federation of Musicians, Michele Ballantyne z RIAA lub Alecowi Frenchowi z NBC Universal. W tym przypadku kandydaturę musi zaakceptować Senat.
  13. Na całym świecie rokrocznie zbiera się prawdopodobnie do miliarda żab, które zostają potem zjedzone. Takie wnioski można wyciągnąć na podstawie analizy danych handlowych ONZ. Największymi importerami są Francuzi i Amerykanie, choć sporo tych płazów jada się również w kilku krajach Azji Wschodniej (Conservation Biology). Ok. 1/3 płazów to gatunki zagrożone wyginięciem (specjaliści coraz częściej uznają, że to szczególnie znękana gromada kręgowców). Najbardziej doskwiera im utrata habitatów, ale także rabunkowe polowanie, zmiana klimatu, zanieczyszczenie środowiska oraz choroby, w tym powodowana przez grzyby z gatunku Batrachochytrium dendrobatidis chytridiomikoza, która przetrzebiła zastępy żab w Amerykach Północnej, Środkowej i Południowej oraz w Australii. Profesor Corey Bradshaw z Uniwersytetu w Adelajdzie podkreśla, że żabie udka coraz częściej goszczą na stołach całego świata. Jada się je nie tylko we Francji, choć to z nią przede wszystkim kojarzy się tę potrawę. Istnieją farmy płazów, ale zwierząt tych nie uwzględniono w omawianej analizie. Okazało się, że największym importerem i konsumentem żab (5 tys. ton rocznie) jest Indonezja. W związku z tym w najbliższej przyszłości może tu wystąpić nagły spadek ich liczebności, tak jak to bywało wcześniej w przypadku Francji czy USA. Biolodzy porównują sytuację płazów do skutków nadmiernego odławiania ryb. Po Europie i Ameryce Północnej przyszedł czas na spadek liczebności populacji Indii, Bangladeszu, a teraz być może Indonezji. Bradshaw narzeka na brak ważnych danych, które pozwoliłyby monitorować poczynania firm zbierających i eksportujących żaby. Pewnym wyjściem z sytuacji mogłoby być przydzielanie certyfikatów, tylko jak rozwiązać kwestię nielegalnego handlu...
  14. Uczeni z Uniwersytetu Stanforda przeprowadzą w bieżącym roku testy systemu semantycznego adresowania poczty elektronicznej SEAmail (od semantic e-mail addressing). Jego powodzenie może oznaczać zmianę sposobu, w jaki używamy poczty. Uniwersytecki system nie wymaga od nadawcy znajomości adresu odbiorcy. Za jego pomocą będziemy mogli wysłać e-maila do osób spełniających pewne zadane przez nas kryteria. Pomysł polega na stworzeniu oprogramowania rozumiejącego kontekst. Michael Genesereth, który pracuje nad SEAmail mówi, że poprzednia wersja semantycznego e-maila spotkała się z dobrym przyjęciem wśród ekspertów. Pozwalała ona np. wysłać maila do "wszystkich profesorów, którzy ukończyli Harvard po roku 1960". SEAmail umożliwia wybierania odbiorców na podstawie bardzo prostych kryteriów, jak np. imię, oraz skomplikowanych, jak przykład z profesorami. Taki system znakomicie ułatwiłby komunikację. Chcąc np. wysłać zapytanie do posła na Sejm, wystarczyłoby wpisać w pasku adresu "Jan Kowalski, poseł", a list trafiłby do adresata. Główną trudnością jest utworzenie odpowiednio bogatej bazy danych. Jest to stosunkowo proste na uniwersytecie, gdzie istnieje książka adresowa pracowników oraz wiele szczegółowych informacji na ich temat. Chociaż, jak mówi Genesereth, wysyłanie maili do "wszystkich profesorów, którzy ukończyli Harvard po 1960 roku" wymaga od SEAmail skorzystania z wielu różnych baz danych. Zespół ze Stanforda zastanawia się obecnie, w jaki sposób umożliwić nowej technologii dostęp do wielu baz, bez jednoczesnego zakłócania ich codziennej pracy. Jak widzimy, trudności pojawiają się już w ramach dobrze zorganizowanej i skomputeryzowanej struktury, jaką jest uniwersytecka sieć. Jednak są one niczym, w porównaniu z wyzwaniami, jakie przed SEAmail postawi Internet. Jeśli nawet mechanizmy semantyczne SEAmail będą pracowały bez zarzutu, to pojawi się problem wiarygodności danych. System, próbując odpowiedzieć np. na żądanie wysłania wiadomości do "wszystkich autorów blogów motoryzacyjnych" może trafić w Sieci na olbrzymią liczbę nieaktualnych danych teleadresowych. Dlatego też na SEAmail najszybciej skorzystają przedsiębiorstwa, urzędy i różnego typu instytucje. Wystarczy bowiem, by firma utworzyła np. bazę danych z nazwiskami, adresami e-mail, stanowiskami pracy, wydziałem, przynależnością do danej grupy czy projektu, a pracownik z łatwością mógłby wysłać e-mail do "wszystkich menedżerów w wydziale księgowości". Z kolei utworzenie bazy danych na temat projektów, który firma prowadzi, pozwoliłoby wysłać list do "osoby odpowiedzialnej za projekt budowy nowej fabryki". Wystarczyłoby dbać jedynie o aktualizację bazy danych, by listy zawsze trafiały do adresata. Jeśli więc zmieni się osoba odpowiedzialna za budowę fabryki, to nie trzeba zawiadamiać o tym wszystkich pracowników w firmie. Prosty wpis w bazie danych, a list zawsze dotrze tam, gdzie trzeba. Zainteresowani szczegółami dotyczącymi SEAmail mogą zapoznać się z dokumentem (PDF) dostępnym na stronach Uniwersytetu Stanforda.
  15. Kamienie nerkowe różnią się rozmiarami: niekiedy wyglądają jak piasek, z rzadka mogą też osiągać gabaryty piłeczki golfowej. Lekarze ze szpitala w Debryczynie, drugiego co do wielkości miasta Węgier, przeżyli szok, gdy prześwietlenie ujawniło, że w organizmie Sandora Sarkadiego znajduje się twór o średnicy aż 17 cm. Tuż po badaniu rtg. chory został przewieziony na salę operacyjną szpitala Kenez Gyula. Bez komplikacji usunięto kamień ważący 1,12 kg. Po zabiegu urolog Judit Csorba zaprezentowała giganta pacjentowi i jego żonie.
  16. Ponieważ Księżyc podlega rotacji synchronicznej, czyli okres jego obrotu wokół własnej osi jest równy okresowi obrotu wokół Ziemi, stale widzimy tylko jedną jego stronę. Po przeanalizowaniu wieku i rozmieszczenia 46 kraterów Srebrnego Globu Mark Wieczorek i Matthieu Le Feuvre z Paryskiego Instytutu Fizyki Ziemi stwierdzili jednak, że 3,9 mld lat temu dzisiejsza strona niewidoczna mogła być stroną widoczną, a więc skierowaną w stronę naszej planety. Kratery powstały pod wpływem zderzenia ze skałami odrywającymi się od pasa asteroid. Wcześniejsze symulacje komputerowe sugerowały, że na zachodniej połowie tarczy Księżyca powinno być o ok. 30% więcej kraterów niż na połowie wschodniej. Twierdzono tak, ponieważ zachodnia część jest zawsze zwrócona w kierunku, w którym nasz satelita obiega Ziemię, przez co wzrasta prawdopodobieństwo zderzenia z odłamkami. Kiedy jednak Wieczorek i Le Feuvre porównali relatywny wiek kraterów (posłużyli się danymi na temat kolejności, w jakiej wyrzucony materiał odkładał się na powierzchni), sprawy przyjęły nieoczekiwany obrót. Okazało się, że chociaż większość śladów najmłodszych uderzeń rzeczywiście znajdowała się na zachodniej części tarczy, to starszych należało szukać głównie na wschodniej. Oznacza to, że w przeszłości część wschodnia podlegała silniejszemu bombardowaniu. Fragmenty skały zebrane w miejscach odpowiednio dużych kolizji wskazują, że do wypadku doszło mniej więcej 3,9 mld lat temu. Potem na długi czas Księżyc wypadł najprawdopodobniej z rytmu i obracał się powoli, zanim nie ustaliła się jego współczesna pozycja.
  17. Nietypowego odkrycia dokonali lekarze z Uniwersytetu Kalifornijskiego podczas próby rozprawienia się z nawracającymi infekcjami u jednej ze swoich pacjentek. Oprócz ustalenia przyczyny, dla której organizm kobiety nie radził sobie z zakażeniami, udało im się zaobserwować zjawisko, które może pomóc leczyć choroby autoimmunizacyjne, takie jak np. reumatoidalne zapalenie stawów. Po kilku latach nieudanego leczenia i wielu wykonanych testach, badacze z Kalifornii postanowili sprawdzić, jakie rodzaje przeciwciał są wytwarzane przez komórki odpornościowe ich pacjentki. Wiedząc, że każde z nich wiąże się wybiórczo tylko z określonymi czasteczkami i wpływa na ich funkcjonowanie, byli przekonani, że pomoże to w zrozumieniu istoty tajemniczej choroby. Szczegółowe analizy wykazały, że krew kobiety zawiera przeciwciała skierowane przeciwko 1-fosforanowi sfingozyny (ang. sphingosine 1-phosphate - S1P). Cząsteczka ta, zlokalizowana m.in. na kluczowych dla odporności limfocytach T, odgrywa istotną rolę w "organizowaniu" ich migracji. Zablokowanie funkcji S1P przez przeciwciała sprawiało, że limfocyty T nie były w stanie pełnić prawidłowo swojej roli. Efektem były właśnie uporczywe zakażenia. W prawidłowo funkcjonującym organizmie ogromna część komórek układu odpornościowego spędza większość swojego życia w węzłach chłonnych - "gniazdach", w których przesiadują, czekając na płynące z organizmu sygnały o zagrożeniu. Gdy tak się stanie, opuszczają węzeł i docierają wraz z krwią do miejsca, w którym potrzebna jest ich aktywność. Jedną z cząsteczek istotnych dla uruchomienia tego procesu jest właśnie S1P. Sytuacja ta, choć jest zwykle korzystna dla organizmu, w pewnych okolicznościach może być niepożądana. Dzieje się tak np. podczas rozwoju tzw. chorób autoimmunizacyjnych, w przebiegu których układ odpornościowy atakuje własne, zdrowe tkanki, oraz po przeszczepach, gdy organizm odrzuca organ pochodzący od innego człowieka. Lekarze z Uniwersytetu Kalifornijskiego wierzą, że odkrycie niezwykłych molekuł otwiera drogę ku nowej generacji leków, których zadaniem będzie blokowanie funkcji S1P. Swoje przypuszczenia potwierdzili wstępnie w doświadczeniu na myszach. Zwierzęta te cierpiały wrzodziejące zapalenie jelita grubego - jedną z chorób autoimmunizacyjnych najczęściej spotykanych u ludzi. Okazało się, że przeciwciała wiążące S1P istotnie zmniejszały intensywność objawów schorzenia, poprawiając stan zdrowia zwierzęcia. Niestety, autorzy odkrycia nie wspomnieli w swojej publikacji o tym, czy chorej kobiecie udało się pomóc z jej własnym schorzeniem...
  18. Sok jabłkowy skutecznie ogranicza ryzyko demencji starczej, a nawet być może nawet choroby Alzheimera - informują badacze z Uniwersytetu Massachusetts. O swoim odkryciu informują na łamach czasopisma Journal of Alzheimer's Disease. O dobroczynnym wpływie napoju mówiono już od pewnego czasu, lecz publikacje na ten temat były zwykle mało przekonujące. Aby rozwiać wątpliwości, zespół dr. Thomasa B. Shea z Centrum Neurobiologii Komórkowej Uniwersytetu Massachusetts przeprowadził serię dodatkowych eksperymentów na myszach. Potwierdziły one jednoznacznie, że stosowanie soku jabłkowego poprawia kondycję umysłową gryzoni i ogranicza zasięg zmian związanych ze starością w obrębie ich mózgów. Zwierzęta wybrane do doświadczenia podzielono na dwie grupy. W pierwszej z nich pojono je tak, by codziennie pochłaniały ilość soku jabłkowego odpowiadającą spożyciu dwóch szklanek dziennie u człowieka. W grupie drugiej myszy piły tylko wodę. Po miesiącu stosowania różnych napojów okazało się, że zwierzęta przyjmujące sok znacznie lepiej radziły sobie z zadaniami wymagającymi orientacji w labiryncie. W ich mózgach stwierdzono także znacznie mniejsze stężenie amyloidu β - białkowych złogów odpowiedzialnych za obumieranie neuronów, charakterystycznych dla choroby Alzheimera. To odkrycie dostarcza kolejnego dowodu łączącego genetyczne i żywieniowe czynniki ryzyka wywołujące związaną z wiekiem degenerację układu nerwowego. Sugerują one także, że regularne spożywanie soku jabłkowego pomaga nie tylko utrzymać umysł w dobrej kondycji, lecz także opóźniać kluczowe aspekty choroby Alzheimera oraz wspomagać podejścia terapeutyczne.
  19. W rzymskim szpitalu należącym do Fondazione Santa Lucia, przeprowadzono udany eksperyment podczas którego pacjenci mogli za pomocą myśli otwierać drzwi, włączać i wyłączać światło, korzystać z telefonu i manipulować ramieniem robota. Wszystko dzięki elektrodom przytwierdzonym do głowy. Profesor Fabio Babiloni mówi, że w ciągu trzech lat system może zostać na tyle udoskonalony, iż będzie nadawał się do wykorzystania w praktyce. Niewątpliwie przyda się on osobom z poważnymi zaburzeniami czynności motorycznych. Jak informuje Babiloni, już w tej chwili system prawidłowo interpretuje 85% życzeń użytkownika wyrażanych za pomocą myśli. Ułatwia poruszanie wózkiem inwalidzkim i operowanie domowymi sprzętami elektrycznymi. Co ważne, jego użycie nie wymaga specjalnych zdolności. Wystarczy 10-minutowy instruktaż. Skuteczne interfejsy mózg-komputer przydadzą się nie tylko niepełnosprawnym. Znajdą zastosowanie w grach komputerowych czy w kosmosie, gdzie pomogą astronautom w operowaniu urządzeniami.
  20. Argentyński historyk Jorge Camarasa uważa, że udało mi się wyjaśnić zagadkę wyjątkowo dużej liczby bliźniąt, które przychodziły na świat w brazylijskiej miejscowości Candido Godoi. Wg niego, stał za tym niemiecki lekarz i zbrodniarz wojenny Josef Mengele. W maju 1943 roku Mengele został awansowany i przeniesiony do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Prowadził tam eksperymenty pseudomedyczne. Anioł Śmierci, bo tak go nazywano, pracował nad sposobem genetycznego warunkowania cech aryjskich, chciał też, by kobiety częściej zachodziły w ciąże mnogie, szybciej zwiększając liczbę posłusznych Adolfowi Hitlerowi obywateli Trzeciej Rzeszy. Po wojnie zbrodniarzowi udało się uciec do Argentyny, potem trafił do Paragwaju i Brazylii. Na początku lat 60. wielokrotnie ponoć odwiedził Candido Godoi. Początkowo przedstawiał się jako weterynarz, potem proponował miejscowym kobietom opiekę medyczną. Przez długi czas naukowcy głowili się, czemu 1 na 5 ciąż w mieścinie była ciążą bliźniaczą, w dodatku większość dzieci miała jasne włosy i niebieskie oczy. Autor wydanej niedawno książki Mengele: Anioł Śmierci w Ameryce Południowej specjalizuje się w zagadnieniach związanych z powojennym exodusem nazistów do Ameryki Łacińskiej. Gdy porozmawiał z mieszkańcami Candido Godoi, był już pewien, że lekarz kontynuował swoje eksperymenty poza Europą. W Paragwaju Mengele znalazł schronienie w regionie Colonias Unidas. Stamtąd od 1963 roku regularnie podróżował do położonego w pobliżu granicy brazylijskiej Candido Godoi. Istnieją zeznania, że zajmował się kobietami, prowadząc ciąże oraz lecząc nowymi medykamentami i szczepionkami. Wiadomo też, że kontynuował prace z udziałem zwierząt, ogłaszając, że jest w stanie spowodować, by krowa urodziła bliźnięta płci męskiej. Do dziś obywatele Candido Godoi wspominają nazistę z rozrzewnieniem. Pamiętają go jako kulturalnego i dystyngowanego człowieka, który wypytywał o choroby zwierząt i zapewniał, że sobie z nimi poradzi. Szczepił na gruźlicę i przechwalał się, że może przeprowadzić sztuczne zapłodnienie zarówno u bydła, jak i u ludzi. Ludzie dziwili się, bo w tamtych czasach nikt o tym nie słyszał – podkreśla jeden z brazylijskich rolników Leonardo Boufler. Anencia Flores da Silva, były burmistrz Candido Godoi i lekarz w jednej osobie, przeprowadził na własną rękę śledztwo. Odkrył, że w wielu świadectwach powtarza się jedno nazwisko – wędrownego medyka, który przedstawiał się jako Rudolph Weiss. Jeździł od domu do domu, od wioski do wioski i leczył żylaki, rozdawał tabletki, pobierał krew i czasem realizował się jako dentysta. Przy wjeździe do Candido Godoi widnieje tablica "Witamy w krainie rolników i bliźniąt". Nie mogło też zabraknąć poświęconego im muzeum. Nie wiadomo, kiedy dokładnie Mengele się tu zjawił, ale pierwsze bliźnięta przyszły na świat 46 lat temu.
  21. Microsoft ogłosił oczekiwane z niecierpliwością wyniki finansowe za ostatni kwartał 2008 roku, który dla koncernu jest drugim kwartałem roku podatkowego 2009. Pomiędzy październikiem a grudniem przychody koncernu wyniosły 16,63 miliarda dolarów, czyli o 2% więcej, niż w analogicznym okresie roku 2007. Zysk operacyjny firmy wyniósł 5,94 miliarda USD (spadek o 8%), a zysk netto zmniejszył się do 4,17 miliarda USD (spadek o 11%). Przedsiębiorstwo zanotowało 8-procentowy spadek przychodów na rynku klienta indywidualnego, spowodowany zwiększającym się zainteresowaniem tańszymi notebookami. Z kolei przychody z oprogramowania i narzędzi serwerowych wzrosły o 15%. O 3% zwiększyły się przychody wydziału Entertainment and Devices. Do sukcesu przyczyniła się rekordowo duża sprzedaż konsoli Xbox 360. W ciągu trzech ostatnich miesięcy ubiegłego roku nabywców znalazło 6 milionów tych urządzeń. Już od jakiegoś czasu wiadomo, że w związku ze słabszymi wynikami Microsoft będzie obcinał koszty i na trzy lata odłożył rozbudowę swojego kampusu w Redmond. Ogłoszono również zmniejszenie wydatków na podróże biznesowe. Teraz poinformowano o kolejnych cięciach. Jako część planu obniżenia kosztów przedsiębiorstwo w ciągu najbliższych 18 miesięcy zwolni do 5000 pracowników w działach badawczo-rozwojowym, marketingu, sprzedaży, finansowym, prawnym, IT oraz zarządzania zasobami ludzkimi. Wśród nich 1400 osób straci pracę już teraz. Dzięki temu roczne koszty operacyjne firmy spadną o 1,5 miliarda dolarów. To pierwsze tak duże zwolnienia w Microsofcie, które obejmą pracowników wszystkich działów. Zwykle rocznie pracę w Microsofcie traciło mniej niż 1000 osób. Zwalniano pracowników, których oceniano jako najsłabszych. Microsoft znany jest z tego, że chętnie zatrudnia nowych ludzi. W ciągu ostatnich sześciu lat liczba pracowników koncernu wzrosła dwukrotnie. Rekordowy pod względem liczby nowo zatrudnionych był rok podatkowy 2008. Wówczas to pracę w Microsofcie znalazły 12 694 osoby. W listopadzie koncern zatrudniał niemal 96 000 osób. Od pewnego jednak czasu firma z jednej strony ograniczyła zatrudnianie nowych pracowników - np. w listopadzie 2008 przyjęto do pracy tylko 380 osób, podczas gdy jeszcze w październiku było to 1000 osób - i zaczęła sygnalizować, że szuka oszczędności.
  22. Wczoraj media doniosły, że światowi giganci - Symantec, Kaspersky i AVG Internet Security - udostępnili wersje beta swoich programów antywirusowych dla systemu Windows 7. Rynkowych potentatów wyprzedziła jednak polska firma ArcaBit. Jej laboratorium poinformowało właśnie o pozytywnie zakończonych testach najnowszego produktu antywirusowego - ArcaVir 2009. Oprogramowanie nie tylko skutecznie chroni przed szkodliwym kodem, ale również niezakłócenie pracuje pod kontrolą systemu Windows 7.
  23. Pochwały dla systemu Windows 7 nadchodzą nawet z najbardziej nieoczekiwanej strony. Ostatnio wersję Beta 1 nowego OS-u Microsoftu pochwalił... Mark Shuttleworth, szef firmy Canonical, twórcy Ubuntu. Shuttleworth stwierdził, że po kilku godzinach pracy z Windows 7 musi przyznać, że to bardzo dobry produkt, że Microsoft skupił się na wygodzie użytkownika, oraz wyraził nadzieję, iż Windows 7 szybko trafi na rynek. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co Shuttleworth naprawdę miał do przekazania. Prezes Canonical wyraził bowiem nadzieję, że Windows 7 zakończy bezsensowną wojnę pomiędzy Linuksem a Windows na rynku notebooków, który jest obecnie opanowany przez Windows XP. Shuttleworth naprawdę może być zainteresowany premierą Windows 7 w nadziei, że zastąpi on Windows XP. Ten ostatni system jest bowiem obecny na rynku od lat i dawno już przyniósł Microsoftowi spodziewane zyski. Tym samym koncern z Redmond może oferować go producentom notebooków bardzo tanio, przez co XP stanowi cenową konkurencję dla Linuksa. Jako że Windows Vista niezbyt nadaje się do notebooków, alternatywą dla XP będzie Windows 7. Jednak, jako że system dopiero zadebiutuje, Microsoft będzie musiał na nim zarobić, a tym samym nie będzie mógł oferować go tak tanio jak Windows XP. Cena notebooka z Windows 7 będzie więc mniej korzystna, w porównaniu do notebooka z Linuksem, niż cena notebooka z Windows XP. Innymi słowy, Shuttleworth ma nadzieję, że premiera Windows 7 pozwoli systemom spod znaku pingwina na zdobycie większych udziałów w rynku notebooków.
  24. Wystarczy dotknąć przedmiotu w sklepie, by związać się z nim, a przez to chcieć go kupić, w dodatku nawet za wygórowaną cenę. Badacze z Uniwersytetów Stanowych Ohio i Illinois sprawdzali, jak ludzie reagują na kilkudziesięciosekundowy kontakt z towarem, w tym przypadku z tanim kubkiem na kawę. Okazało się, że wystarczyło zaledwie 30 sekund, by poczuli się z nim osobiście związani. Przez to byli skłonni więcej za niego zapłacić. Osoby, które trzymały kubek dłużej niż kilka sekund, nie tylko starały się przebić oferty innych w warunkach aukcyjnych, lecz także były bardziej skłonne zapłacić za naczynie więcej, niż wynosiła cena detaliczna. James Wolf, autor studium, był zdumiony, jak szybko ludzie związują się z tak pospolitym i mało ważnym przedmiotem jak kubek na kawę. Nie chodziło przecież o nowy samochód czy dom. Wystarczyło, by go dotknęli czy poczuli w dłoniach, a w ich mniemaniu stawał się ich własnością i byli skłonni zrobić wiele, by tak się naprawdę stało. Sprawdzając, jak dotyk wpływa na ocenę obiektu, naukowcy przetestowali 144 studentów. Po pooglądaniu kubka przez 10 lub 30 sekund ochotników proszono o wzięcie udziału w otwartej bądź zamkniętej aukcji. Uczestników aukcji zamkniętej instruowano, by zapisali maksymalną ofertę na kartce i zagięli ją, by podczas licytacji nikt nie wiedział, jaką kwotę wybrali. Walczono o kubek, który w pobliskiej księgarni uniwersyteckiej kosztował 3,95 dol. W warunkach aukcji otwartej kubek wart 4,95 dol. licytowano na stronie podobnej do eBaya, gdzie każdy mógł zobaczyć aktualną najwyższą ofertę i czas, jaki pozostał do końca. By ograniczyć efekt licytacji w ostatnich sekundach, wprowadzono elastyczny czas zakończenia aukcji. Gdy w ostatnich 15 sekundach ktoś złożył ofertę, czas był automatycznie wydłużany. Przed rozpoczęciem aukcji wszystkim ochotnikom podano cenę detaliczną kubka. Powiedziano też, że kilka identycznych można kupić w księgarni sąsiadującej z pomieszczeniem, w którym odbywał się test. Za udział w eksperymencie studenci otrzymali 10 dolarów. Przed przystąpieniem do aukcji informowano ich, że jeśli się zgodzą, wylicytowana kwota zostanie odciągnięta od zapłaty. Okazało się, że ludzie, którzy trzymali kubek przez pół minuty, oferowali więcej pieniędzy niż osoby oglądające towar przez 10 sekund. W aukcji otwartej ci pierwsi dawali 3,91 dol., a drudzy zaledwie 2,44. W warunkach aukcji zamkniętej proponowali oni, odpowiednio, 3,07 oraz 2,24 dol. Ochotnicy z grupy dłużej obcującej z kubkiem przekraczali cenę detaliczną w 4 przypadkach na 7. Dwie osoby zdecydowały się nawet poświęcić całe wynagrodzenie za eksperyment. W "grupie 10-sekundowej" oferta wygrywająca tylko raz przewyższyła cenę sklepową.
  25. Specjaliści z amerykańskiej firmy Polyera we współpracy z ekspertami BASFa opracowali nowy materiał, który umożliwia łatwiejszą produkcję zginalnych wyświetlaczy komputerowych. Tym nowym materiałem jest półprzewodnikowy atrament zdolny do przenoszenia ładunków ujemnych. Obecnie wykorzystuje się dwa typy półprzewodników: P, czyli półprzewodnik współpracujący z ładunkami dodatnimi, i N - z ładunkami ujemnymi. Dotychczas zdecydowana większość półprzewodnikowych atramentów należała do typu P. Opracowany właśnie atrament typu N można z łatwością nanieść na wiele rodzajów materiałów, od sztywnych półprzewodników, poprzez elastyczne plastiki po papier. Nanoszenie przypomina proces druku gazety - jest bardzo szybkie i tanie. Antonio Facchetti, główny technologi Polyery mówi, że prace nad nowym atramentem przypominały prace nad nowymi lekami. Szukaliśmy nowej molekuły - stwierdza. I znaleziono molekułę, której brakuje jednego elektronu. Dzięki temu atrament bardzo efektywnie transportuje ujemne ładunki. Odkrycie Polyery może oznaczać rewolucję w przemyśle IT. Umożliwi ono powstanie nie tylko zginalnych wyświetlaczy, ale pozwoli np. na nadrukowywanie tagów RFID na dowolnych przedmiotach czy na produkcję bardzo tanich czujników.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...