Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'ekonomia' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 4 wyniki

  1. Steven Piantadosi, Harry Tily i Edward Gisbon z Wydziału Mózgu i Nauk Poznawczych MIT-u badają, w jaki sposób ludzie myślą i komunikują się ze sobą. Postanowili przetestować liczące sobie 75 lat językowe prawo Zipfa i zauważyli, że wymaga ona udoskonalenia. W roku 1935 lingwista George Kingsley Zipf stwierdził, że „wielkość słów ma tendencję, jako całość, do bycia odwrotnością, niekoniecznie proporcjonalną, częstości ich pojawiania się". Innymi słowy, częściej pojawiające się słowa są zwykle krótsze od tych rzadziej pojawiających się. Jedną z najszerzej znanych i prawdopodobnie uniwersalnych właściwości ludzkiego jest ta, że często używane słowa są zwykle krótkie - napisali badacze z MIT-u. Jak wyjaśniał Zipf, ma to związek z ekonomią wypowiedzi. Angielski wyraz „of" jest tak krótki, gdyż używa się go wyjątkowo często. To czwarte pod względem popularności słowo. Najpopularniejszym słowem pisanym jest „the". Na liście 100 najczęściej używanych angielskich słów znajdziemy „be", „on", „have", „who" czy „some". To już było wiadomo za czasów Zipfa. Teraz naukowcy udoskonalili jego prawo stwierdzając, że wśród 10 badanych języków to, co człowiek mówi jest ważniejszym czynnikiem wpływającym na długość słowa od tego, jak często dane słowo wypowiada. W czasie swoich badań uczeni chcieli porównać teorię Zipfa z własnym pomysłem, zgodnie z którym na długość słowa wpływa średnia ilość informacji, którą wnosi ona do wypowiedzi. Aby to sprawdzić użyli internetu i sprawdzili wszelkie możliwe kombinacje dwóch, trzech i czterech wyrazów występujących obok siebie. Dzięki temu mogli dowiedzieć się, na ile przewidywalne jest pojawienie się danego wyrazu. Na przykład w kontekście „Monday night...." wystąpienie słowa „football" jest bardzo prawdopodobne, a co za tym idzie, niesie ono ze sobą niewiele informacji. Ale na przykład w kontekście „I ate...", słowo, którego brakuje, jest całkowicie nieprzewidywalne, dlatego też niesie ze sobą dużo informacji - mówi Piantadosi. Naukowcy przypuszczali, że średnia ilość informacji zawarta w sekwencji dwu-, trzy- lub czterowyrazowej powinna częściowo wpływać na długość wyrazów, albo pod względem liczby liter albo sylab. Sekwencja wyrazów jest zakodowana w języku tak, by komunikacja była jak najbardziej efektywna. A to oznacza, że sekwencja ta, to efektywny kod związany ze znaczeniem, który można wykazać w badaniach statystycznych. Takie właśnie przypuszczenie wysunęliśmy - dodaje Piantadosi. Jeśli przyjrzymy się słowu miłość, to w różnych językach oznacza ono to samo i ma podobną długość (love, amour, liebe, amor, karlek). Jednak, jak uważają uczeni z MIT-u, na to, jak często konkretne słowo jest używane, decyduje nie jego długość, a słowa występujące po i przed nim. Uczeni zbadali swoją teorię na przykładzie czeskiego, holenderskiego, francuskiego, angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, włoskiego, portugalskiego, rumuńskiego i szwedzkiego. Okazało się, że odstępstwa od ich teorii można zauważyć tylko w niemieckim. Byłem zdumiony, że efekt ten występuje w tak wielu językach. Sądziłem, że różnice w morfologii czy strukturze wyrazów, zaburzy ten efekt w różnych językach, ale tak się nie stało - dodaje Piantadosi. Badania z MIT-u mogą też dostarczać dodatkowych wyjaśnień, dlaczego najczęściej używane słowa są krótkie. Są bowiem przewidywalne, niosą zatem niewiele informacji. Ponadto liczne z nich to wyrazy funkcjonalne - takie jak „with", „from" czy „over" - których zadaniem jest łączenie innych słów. Krótkie wyrazy zwykle łączą się w często występujące związki frazeologiczne, a zatem takie, które wnoszą niewiele danych. Naukowcy z MIT-u odkryli też, że ludzie komunikują się w niemal optymalny sposób. Zasób słownictwa nie jest dowolny, w tym sensie, że nie używamy go w całkowicie swobodny sposób. Jest on dobrze ustrkturyzowany pod kątem komunikacji, niosąc ze sobą pewne ciągi wyrazów, których ludzie zwykle używają - dodaje Piantadosi.
  2. Nie od dzisiaj wiadomo, że gdyby Kalifornia była niepodległym państwem, to zaliczałaby się do ścisłej czołówki gospodarek świata. Specjaliści z pisma The Economist pokazali interaktywną mapkę, w której porównali PKB poszczególnych stanów USA do najbliższego odpowiadającego im państwa. Wspomniana na wstępie Kalifornia, mimo iż ostatnio przeżywa kolosalne kłopoty, uplasowałaby się na 8. miejscu największych światowych potęg gospodarczych. PKB Kalifornii (1,9 bilionaUSD) jest podobne do PKB Włoch (2,1 biliona). Inny wielki stan USA Teksas (1,1 biliona) niewiele ustępuje pod względem produktu brutto PKB Rosji (1,2 biliona). Skoro jesteśmy przy dużych stanach, to Alaska (45,7 miliarda) dorównuje Omanowi (46,1 miliarda), a Floryda (737 miliardów) może mierzyć się z Holandią (796 miliardów). Dla stanu Nowy Jork (1,1 biliona USD) najbliższym odpowiednikiem jest PKB Australii (994 miliardy), a niewielki Massachusetts (365 miliardów) dorównuje Arabii Saudyjskiej (376 mld). Na mapie znalazła się też i Polska. Nasz kraj z PKB rzędu 431 miliardów dolarów może się równać ze stanem Virginia (408 miliardów). Trzeba jednak pamiętać, że Virginia jest trzykrotnie mniejsza i ma sześciokrotnie mniej mieszkańców niż Polska. Dane o PKB poszczególnych stanów i krajów pochodzą z roku 2009 lub 2010.
  3. Miłośnicy katastroficznych wizji straszą nas zagładą ludzkości w roku 2012. I choć nie mogą się zgodzić ani co do przesłanek takiego wydarzenia - raz ma to być kalendarz Majów, raz przepowiednie Nostradamusa, albo coś innego - ani co do tego, co ma się konkretnie wydarzyć - jedni mówią o wielkiej asteroidzie, inni i tajemniczej planecie albo o przebiegunowaniu Ziemi - wzajemnie się wspierają. Tymczasem profesor Nicholas Boyle, uczony z Uniwersytetu w Cambridge, wieszczy możliwość globalnej katastrofy nieco później, bo w roku 2014. Przyczyny mają być zaś znacznie bardziej przyziemne - grozić ma nam światowy kryzys ekonomiczny, do którego obecny jest jedynie przygrywką. Profesor Boyle przez całe życie studiował nauki polityczne, ekonomię, filozofię, teologię i literaturę, żeby zmierzyć się ze stanem światowej polityki i spojrzeć szerzej zarówno na przyczyny, jak i znaczenie obecnego kryzysu finansowego. Swoje wnioski, przewidywania i rady zawarł w książce 2014 - How to survive the next world crisis (2014 - jak przetrwać następny kryzys światowy). Taka właśnie data jego zdaniem nie jest przypadkiem. Wydarzenia polityczne i ekonomiczne jego zdaniem mają tworzyć charakterystyczne wzory ujawniające się regularnie. Światowy i powtarzalny charakter takich wydarzeń według niego widoczny jest w ciągu ostatnich stuleci. Nie uważa też, że jesteśmy skazani, bowiem charakter podejmowanych decyzji wpływa na ostateczne rozwinięcie się kryzysu lub nie. Na przykład w roku 1914 rezultatem była wyniszczająca wojna, która zmieniła całkowicie oblicze świata, w roku 1815 zaś Kongres Wiedeński zapewnił niemal sto lat względnego pokoju. Wzrost Niemiec około roku 1910 autor książki porównuje do obecnej ekspansji Chin. W ten sam sposób połączenie narastających światowych problemów miałoby mieć swój szczyt i moment przełomowy w połowie zaczynającej się właśnie dekady. Na rok 2014 przewiduje też zrównanie potęgi ekonomicznej i militarnej Azji z potęgą Ameryki, co ma się przyczynić do narastania konfliktów, zwłaszcza że przedłużający się ekonomiczny zjazd najprawdopodobniej spowoduje radykalizację nastrojów na świecie i powrót USA do agresywnej polityki w stylu bushowskim. Za kluczowego gracza w tej sytuacji profesor Boyle uważa jednak wciąż Stany Zjednoczone, których decyzje zaważą na kształcie, jaki świat przybierze wychodząc z kryzysu. Od posunięć USA i współpracy innych państw świata zależeć będzie, czy reszta 21 wieku będzie czasem przemocy i nędzy, czy też początkiem współpracy nowego rodzaju pomiędzy światowymi graczami. Remedium na zagrożenie to jego zdaniem wciąż Pax Americana, ale w zmienionej postaci, który nastanie dopiero, kiedy międzynarodowa społeczność zrozumie, że państwa narodowe nie są już dość silne, żeby mierzyć się z takimi zagrożeniami jak zapaść ekonomii, zmiany klimatyczne, radykalizacja nastrojów w wielu miejscach świata. Kiedy świat wyciągnie z zagrożeń wnioski i podejmie odpowiednie działania. Konieczne jest, zdaniem autora książki, wzmocnienie międzynarodowej współpracy i globalne, ponadnarodowe zarządzanie. Niedostatek takiego światowego, zgodnego nadzoru i regulacji stał się przyczyną obecnego kryzysu bankowego i zapaści światowej gospodarki. Jest jednak nadzieja, jak mówi Nicholas Boyle , dziś bowiem mamy znacznie większe i silniejsze ponadnarodowe organizacje i lepszą międzynarodową współpracę, niż wiek temu. Ale konieczna jest zmiana filozofii, jaka stoi za światową polityką i ekonomią. Państwa narodowe autor nazywa „nieudanym dwudziestowiecznym eksperymentem". W sytuacji problemów ogólnoświatowych konieczne jest „zarządzanie imperialne", całościowe. W każdym razie do roku 2014 nasza przyszłość stanie się zdeterminowana przez nasze - całego świata - decyzje. Książka Nicholasa Boyle'a została wydana 17 czerwca i jest do kupienia również w sklepach internetowych.
  4. Programy ograniczania palenia papierosów mogą nie tylko zmniejszać liczbę palaczy, lecz także, jeżeli są odpowiednio prowadzone, przynosić ogromne oszczędności dla służby zdrowia - donoszą naukowcy na łamach czasopisma PLoS Medicine. Przeprowadzone badanie obejmowało analizę programu California Tobacco Control Program (CTCP) realizowanego w Kalifornii od roku 1989. Jego zadaniem była kontrola zachowań dorosłych, gdyż jego pomysłodawcy uznali, że wywarcie wpływu na nich zmniejszy ilość papierosów zużywanych nie tylko przez nich samych, ale także przez ich dzieci. O sukcesie ekonomicznym przyjętej strategii mówiono od dawna, lecz analiza przeprowadzona niedawno przez naukowców z University of California w San Francisco jest pierwszym badaniem na tak szeroką skalę. Uwzględniono w niej nie tylko wszystkie zyski i straty związane z prowadzeniem programu, lecz także zmianę licznych parametrów związanych m.in. z ekonomią, gospodarką i demografią oraz z postępem medycyny. W czasie trwania programu udało się obniżyć ilość sprzedanych paczek papierosów o 3,6 miliarda (porównanie dotyczyło sumy za lata 1989-90 i 2003-04), co oznacza dla firm tytoniowych stratę w wysokości 9,2 miliarda dolarów. Po odliczeniu kosztów związanych z prowadzeniem programu (był on finansowany z pieniędzy uzyskanych z zakupu papierosów) ustalono, że służba zdrowia zaoszczędziła aż 86 miliardów dolarów (grupą odniesienia były te stany USA, które nie wprowadziły kompleksowych programów walki z paleniem). Oznacza to ogromny zysk nawet po odliczeniu podatku, który stopniowo wzrastał w badanym okresie od 25 do 87 centów za paczkę. Warto zaznaczyć, że stawka podatku w Kalifornii nie jest, jak można by się spodziewać, najwyższa w Stanach Zjednoczonych. Rekordową wysokość akcyzy ustalono w stanie New Jersey (2,575$ za paczkę), lecz nie wdrożono tam równie wydajnego programu walki z nałogiem. Badacze podkreślają, że wdrażanie podobnych strategii jest korzystną inwestycją z punktu widzenia ekonomii, nawet jeśli uwzględni się utracone zyski związane z obniżeniem wpływów z tytułu podatków. Ich zdaniem finansowanie programów podobnych do CTCP jest w pełni uzasadnione zarówno z punktu ekonomii, jak i ochrony zdrowia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...