Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37689
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    250

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Rodzaj pracy wpływa na sposób spędzania wolnego czasu. Psycholodzy wykazali, że związane z niewielką kontrolą niewymagające stanowisko sprawia, że wieczorem zasiada się raczej przed telewizorem, niż wychodzi pobiegać (Occupational and Environmental Medicine). Zespół doktora Davida Gimeno z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego badał pracowników służb cywilnych w wieku 35-55 lat. Ponadpięcioletnie studium objęło 4291 mężczyzn i 1794 kobiety. Na trzech etapach badania dokonywano ich kategoryzacji, w oparciu o stopień pasywności pracy i ilość aktywności fizycznej w czasie wolnym. Okazało się, że pasywność stanowiska nie wpływała na pozazawodową aktywność kobiet, natomiast mężczyźni będący we wszystkich 3 przypadkach biernymi realizatorami poruczonych zadań o 16% częściej mało się ruszali poza pracą, w porównaniu do panów, którzy nigdy nie zostali zatrudnieni na pasywnych warunkach. Gimeno podkreśla, że zaobserwowany efekt jest niewielki, ale zsumowany rezultat w obrębie całego społeczeństwa już taki nie będzie. Jak wiadomo, siedzący tryb życia jest, delikatnie mówiąc, niezdrowy, dlatego wg autorów raportu, warto rozważyć zmianę wykonywanych przez pracowników zadań na bardziej twórcze oraz dawać im szansę na rozwój, zdobywanie wiedzy i nowych umiejętności. Wyniki Brytyjczyków mają pewne ograniczenia, gdyż nie sprawdzali oni, jak cechy stanowiska oddziałują na tryb życia w pewnym okresie, a nie punktowo.
  2. Intel i TSMC wkrótce zyskają nowego konkurenta na rynku półprzewodników. Będzie nim... emirat Abu Zabi. Podczas niedawnej konferencji dyrektor generalny państwowej firmy Mubadala Development Co, Al Muhairi, poinformował, że w ciągu najbliższych czterech lat w Abu Zabi stanie fabryka półprzewodników. Mubadala Development Co. to firma inwestycyjna należąca w całości do rządu emiratu. Jest ona właścicielem 19,9% AMD, ma 5% udziałów w Ferrari, a należąca do niej Advanced Technology Investment Company (ATIC) kontroluje firmę Globalfoundries. To właśnie prawdopodobnie Globalfoundries wybuduje fabrykę w emiracie. Abu Zabi zainwestowało w przemysł półprzewodnikowy 10 miliardów dolarów, a Al Muhairi obiecuje, że za dwa lata Globalfoundries będzie drugą co do wielkości firmą na tym rynku.
  3. Jak mózg traktuje awatary reprezentujące nas w wirtualnym świecie? Badania obrazowe miłośników online'owej gry World of Warcraft (WoW) ujawniły, że rejony zaangażowane w samorefleksję i ocenę siebie zachowują się podobnie podczas myślenia o ja wirtualnym i rzeczywistym. Wcześniejsze badania wykazały, że ludzie bardzo szybko przyswajają sobie właściwości awatarów i są np. bardziej agresywni, gdy jest on wysoki niż wtedy, gdy trafi im się ktoś niski, bez względu na to, jak wyglądają w rzeczywistości. Zespół Kristiny Caudle z Dartmouth University, która przeprowadziła eksperyment z Williamem Kelleyem, zebrał grupę zagorzałych miłośników World of Warcraft w wieku dwudziestu kilku lat: 14 mężczyzn i 1 kobietę. Średnio spędzali oni na grze 23 godziny tygodniowo. Podczas badania funkcjonalnym rezonansem magnetycznym naukowcy prosili ochotników, by ocenili, w jakim stopniu różne przymiotniki, np. niewinny, kompetentny, zazdrosny czy inteligentny, odnoszą się do nich samych, ich awatarów, najlepszych przyjaciół w realnym świecie oraz przywódców gildii w WoW. Gdy Amerykanie sprawdzali, jakie obszary mózgu są najbardziej aktywne podczas myślenia o realnym i wirtualnym ja (w porównaniu do koncentrowania się na cyfrowych i prawdziwych innych), okazało się, że są to przyśrodkowa kora przedczołowa i tylny zakręt obręczy. To ważne spostrzeżenie, gdyż tę pierwszą powiązano wcześniej z samorefleksją i samooceną. Aktywność mózgu podczas myślenia o sobie i awatarze była niemal taka sama. Zespół Caudle zauważył jednak istotną różnicę w działaniu przedklinka, która zapewne pozwala nam zachować poczucie, co jest rzeczywiste, a co nie. W przyszłości akademicy zamierzają zbadać grupę osób spędzających mniej czasu na grze, aby sprawdzić, czy ich mózgi tak samo odróżniają świat prawdziwy od wirtualnego. Caudle dywaguje, że może ludzie wykazujący bardziej zbliżoną aktywność mózgu w odpowiedzi na realne ja i awatar częściej uzależniają się od gier.
  4. Firma Cenzic, specjalizująca się w tworzeniu aplikacji bezpieczeństwa, opublikowała swój raport za pierwszą połowę 2009 roku. Czytamy w nim, że przeglądarką, w której znaleziono najwięcej luk, był Firefox. Produkt Mozilli był odpowiedzialny za 44% wszystkich dziur znalezionych w przeglądarkach. Na drugim miejscu uplasowało się Safari, którego luki stanowiły 35% wszystkich. Trzecie miejsce przypadło Internet Explorerowi (15%), a czwarte Operze (6%). Warto przypomnieć, że w raporcie za II połowę 2008 roku pierwsze miejsce na niechlubnej liście przypadło IE (43% dziur), a Firefox był wówczas na drugiej pozycji (39%). Lars Ewe, prezes ds. technicznych firmy Cenzic mówi, że duża liczba luk w Firefoksie jest efektem kilku zjawisk. Przeglądarka przyciąga coraz więcej uwagi, co jest dla niej dobre, ale z drugiej strony im jest bardziej popularna, tym więcej błędów się w niej znajduje. Ponadto dużo luk występowało we wtyczkach. To właśnie architektura wtyczek jest tym, co przyczynia się do popularności przeglądarki i są one jednym z powodów, dla których uwielbiam Firefoksa. Jednak [Mozilla - red.] nie jest w stanie kontrolować bezpieczeństwa wszystkich wtyczek i jest to uboczny efekt popularności - stwierdza Ewe. Jednak fakt, że w Firefoksie znaleziono największą liczbę błędów nie oznacza, że jest to najmniej bezpieczna przeglądarka. Ewe informuje, że jego firma korzysta właśnie z technologii Mozilli w swoich produktach, co świadczy o tym, że można jej zaufać. Wyjaśnia również, w jaki sposób liczono liczbę błędów. Przygotowując raport oparto się na wielu różnych statystykach i uśredniono ich wyniki. W zależności bowiem od źródła można znaleźć kilkuprocentowe różnice w liczbie raportowanych błędów. Można mówić, że błędów jest 40% lub 42%, w zależności od tego, jak się je liczy, ale na pewno różnice w różnych statystykach nie są duże.
  5. Procedurą kluczową dla regeneracji rdzenia kręgowego po uszkodzeniu jest jak najszybsze uszczelnienie uszkodzonych błon komórkowych neuronów. Zwykle stosuje się w tym celu dożylne iniekcje glikolu polietylenowego (PEG), lecz metoda ta ma ograniczoną skuteczność. Badacze z Purdue University wykazali jednak, że terapię z wykorzystaniem PEG można znacząco ulepszyć. Zespół magistrantki Yunzhou Shi skupił się na możliwości wykorzystania micel - dwuwarstwowych pęcherzyków zbudowanych z rdzenia zbudowanego z kwasu polimlekowego oraz powłoki złożonej z PEG. Zgodnie z założeniami kompleksy takie, nieprzekraczające rozmiaru 1/100 średnicy czerwonej krwinki, powinny posiadać "uszczelniające" właściwości glikolu, lecz być od niego znacznie mniej podatne na błyskawiczne usuwanie przez nerki i rozkład w wątrobie. Nowa metoda okazała się bardzo skuteczna. Z publikacji zaprezentowanej w czasopiśmie Nature Nanotechnology wynika bowiem, że podawanie micel szczurom pozwala na regenerację aksonów (wypustek pozwalających neuronom na komunikację z innymi komórkami) aż w 60% badanych neuronów. Dla porównania, czysty PEG radził sobie z tym zadaniem w zaledwie 18% przypadków. Bardzo istotny jest także fakt, iż do uzyskania leczniczego efektu wystarczyło podanie roztworu micel o stężeniu 100 tys. razy mniejszym(!), niż stężenie wymagane dla osiągnięcia terapeutycznego działania tradycyjnego środka. Co więcej, w dotychczasowych badaniach nie stwierdzono niekorzystnych efektów ubocznych leczenia. Aktualnie badacze z Purdue University planują przeprowadzenie dokładniejszych analiz, których zadaniem będzie ustalenie mechanizmów decydujących o przewadze micel nad tradycyjnymi roztworami. Niewykluczone, że zdobyta w ten sposób wiedza pozwoli na opracowanie jeszcze skuteczniejszych terapii urazów rdzenia kręgowego.
  6. Dolina niesamowitości (ang. uncanny valley), czyli gwałtowne negatywne uczucia w stosunku do antropomorficznych urządzeń, rysunków czy maszyn, które w dużej mierze, ale nie całkiem przypominają nas samych, może być zjawiskiem głębiej zakorzenionym ewolucyjnie, niż pierwotnie przypuszczaliśmy. Okazuje się bowiem, że makaki również są bardzo nieufne w kontakcie z prawie idealnymi cyfrowymi replikami małp. Autorem pojęcia "dolina niesamowitości" jest japoński inżynier i robotyk Masahiro Mori. Twierdził on, że ludzki dyskomfort jest największy w przypadku sztucznych bytów bardzo podobnych do Homo sapiens, a mniejszy w odniesieniu do schematycznych rysunków i postaci wyglądających identycznie jak my. Czemu tak bardzo obawiamy się tych nieco innych? Niektórzy naukowcy uważają, że osobniki, które wyglądają ludzko, ale zachowują się nietypowo, wydają się chore, dlatego lepiej ich unikać. Inni wyjaśniają opisywane zjawisko względami kulturowymi. By zawęzić liczbę możliwych wyjaśnień, neurolog z Princeton, dr Asif Ghazanfar, przeprowadził eksperyment z małpami. Chcieliśmy stworzyć awatar, wchodzący w kontakt z realnymi małpami. Pozwoliłoby nam to doprowadzać do interakcji odbywającej się w czasie rzeczywistym, w ramach której monitorowalibyśmy aktywność mózgu żywej małpy. Awatar zapewniał nam coś niespotykanego: całkowitą kontrolę nad jedną ze stron kontaktu. Wg Amerykanów, reakcje makaków na awatary były intrygujące. Nie byliśmy zaskoczeni, samym wystąpieniem doliny niesamowitości. Mnie osobiście zdumiało jednak, że mogliśmy wywołać to zjawisko za pomocą tak podstawowej procedury – mierząc po prostu, jak długo przyglądały się replikom. Zwierzęta nie były wcześniej szkolone ani nagradzane, a mimo to reagowały cały czas tak samo – podkreśla dr Ghazanfar. Badacz z Princeton wyjaśnia, że makaki są pod wieloma względami bardzo podobne do ludzi, dlatego wnioski wypływające z badań z ich udziałem można rozciągać również na nas. Prowadzą one np. rozbudowane życie społeczne. Niestety, wykluczają zwierzęta słabe fizycznie, stare bądź chore. Jesteśmy w stanie zademonstrować, że ewolucyjna hipoteza doliny niesamowitości jest prawdziwa i ma coś wspólnego z doświadczeniem społecznym i procesami neuronalnymi występującymi u wielu gatunków naczelnych. Wg Ghazanfara, podobnie jak ludzie, makaki szybko przywykały do dziwaczności awatara. Ekipa z Princeton zamierza kontynuować swoje badania, tym razem skupiając się na komunikacji głosowej.
  7. Magnat prasowy Rupert Murdoch, który chce doprowadzić do tego, by znaczna część profesjonalnie tworzonych treści w Sieci była płatna, coraz ostrzej wypowada się o praktykach Google'a. Poważnie zastanawia się on nad zablokowaniem Google'owi możliwości przeszukiwania witryn należących do jego koncernu medialnego, nazywając wyszukiwarki złodziejami treści i pasożytami. Murdoch, właściciel wielu gazet, serwisów internetowych, stacji radiowych i telewizyjnych, został zapytany przez dziennikarzy Sky News Australia - której zresztą jest współwłaścicielem - dlaczego po prostu nie zablokuje Google'owi możliwości przeszukiwania należących do siebie witryn. Murdoch stwierdził: Myślę, że to zrobimy, gdy tylko zaczniemy pobierać opłaty. Przypomniał, że część treści w prestiżowym The Wall Street Journal jest już płatna. Użytkownik może zobaczyć pierwszy paragraf i ma możliwość kupna reszty interesującego go artykułu. Nie wiadomo, od kiedy Murdoch chciałby pobierać opłaty za należące doń treści. Początkowo wspominał o roku 2010, ale ostatnio zaczął wycofywać się z tej daty. Miliarder nie obawia się też, że zablokowanie wyszukiwarki odbije się negatywnie na jego witrynach. Jaka jest korzyść z przypadkowego odwiedzającego? On nie stanie się lojalnym czytelnikiem - mówi. Murdoch nie wierzy, by udało się zarobić na reklamie. Jego zdaniem jest zbyt mało reklamodawców i zbyt wiele witryn. Dlatego też stwierdził, że woli mieć mniej czytelników, ale takich, którzy będą płacili, niż więcej i polegać tylko na wpływach z reklam.
  8. Rzecznik prasowy Electronic Arts, największego na świecie producenta gier komputerowych, stwierdził podczas niedawnego EA Winter Games Showcase, że gry dla jednego gracza odchodzą w przeszłość. Jego zdaniem, użytkownicy poszukują przede wszystkim tytułów, które pozwalają grać razem z drugim człowiekiem. Gry dla wielu graczy są coraz bardziej interesujące. Możliwość gry online zwiększa doznania użytkownika - powiedział rzecznik EA. Przypomniał jaką popularnością cieszy się w bieżącym roku seria FIFA i stwierdził, że rok 2010 będzie rokiem FIFA i Call of Duty.
  9. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Dublińskiego, Wielkiej Brytanii oraz Hiszpanii wyekstrahowali zakonserwowaną organicznie tkankę z mięśnia skamieliny salamandry sprzed 18 mln lat. Oznacza to, że tkanki miękkie mogą się zachować w o wiele większym zakresie warunków niż dotąd sądzono. Wcześniejsze przykłady dotyczą próbek pozyskanych z bursztynu bądź ze środka kości. Tkankę mięśniową znaleziono zaś we wnętrzu ciała salamandry, a konkretnie w okolicach kręgosłupa. Natknęliśmy się na tkankę mięśniową, analizując kilkaset próbek skamielin, które pobrano z dna starożytnego jeziora w południowej Hiszpanii. Dało się ją natychmiast zidentyfikować na podstawie włóknistej struktury widzialnej pod mikroskopem – opowiada dr Patrick Orr z Uniwersyteckiego College'u Dublińskiego. Po pierwszym "spotkaniu" z materiałem przeprowadziliśmy serię szczegółowych analiz. W ten sposób ograniczaliśmy możliwość, że mamy do czynienia z artefaktem lub czymś niepowiązanym z biologią zwierzęcia. Zauważyliśmy, że od momentu pierwotnego przekształcenia w skamielinę przed 18 ml lat tkanka uległa biodegradacji jedynie w bardzo nieznacznym stopniu, co w efekcie doprowadziło do najlepszego zachowania tkanek miękkich, jakie kiedykolwiek udokumentowano – dodaje dr Maria McNamara. Mięsień nie tylko ma nadal trójwymiarową budowę, ale widać w nim także wypełnione krwią naczynia krwionośne. Wykorzystując tę samą metodę pobierania próbek i badania obrazowego w wysokiej rozdzielczości, naukowcy zamierzają analizować skamieliny z całego świata. Wszystko po to, by znaleźć podobne przypadki konserwacji tkanek miękkich.
  10. Naukowcy pracujący dla firmy Philips opracowali detektory promieniowania gamma niemal całkowicie niewrażliwe na działanie fal radiowych. To ważny krok na drodze do stworzenia aparatu łączącego funkcje obrazowania z wykorzystaniem pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) oraz rezonansu magnetycznego (MRI). Pomimo ogromnej liczby zalet, PET posiada jedna zasadniczą wadę: nie może być stosowany samodzielnie. Metoda ta, polegająca na pomiarze tempa pochłaniania substancji radioaktywnej (najczęściej jest nią zmodyfikowana forma glukozy) przez różne tkanki, pokazuje bowiem wyłącznie przestrzenny rozkład miejsc, z których do aparatu dociera promieniowanie. W konsekwencji konieczne jest jednoczesne wykonanie drugiego badania, które pozwoli na nałożenie obrazu PET na mapę ciała pacjenta. Aktualny stan wiedzy i technologii sprawia, że jedynym badaniem łączonym z PET jest tomografia komputerowa, czyli tworzenie trójwymiarowych obrazów ciała na podstawie serii zdjęć rentgenowskich. Technika ta nie nadaje się jednak do obserwacji niektórych organów, takich jak choćby mózg. Właśnie dlatego trwają prace nad sprzężeniem PET z MRI - metodą, która pozwala na rozróżnienie tkanek na podstawie ich unikalnej reakcji na promieniowanie w zakresie fal radiowych. Główną trudnością związaną z połączeniem aparatów do MRI i PET jest budowa detektorów promieniowania używanych w PET. Aby prawidłowo funkcjonować, muszą one bowiem wykrywać pojedyncze fotony promieniowania gamma (to ono powstaje podczas rozpadu izotopu zawartego w zmodyfikowanej glukozie), lecz silne fale radiowe wytwarzane przez cewki wykorzystywane w MRI poważnie zakłócają ich pracę. Rozwiązaniem problemu okazało się stworzenie krzemowych płytek wzmacniających promieniowanie padające na detektory. Każdy z tych miniaturowych układów został wzbogacony o elektroniczny moduł analizujący z wyjątkową precyzją nie tylko liczbę wychwyconych fotonów, lecz także kierunek, z którego dotarły one do urządzenia. Poprawie uległa także precyzja pomiaru czasu pomiędzy kolejnymi uderzeniami fotonów. Jest to niezwykle ważne, ponieważ podczas rozpadu izotopu dochodzi do powstania pary fotonów podróżujących w niemal idealnie przeciwnych kierunkach. Im dokładniej uda się więc ustalić moment spotkania fotonów z dwoma położonymi przeciwnie względem siebie detektorami, tym większe jest prawdopodobieństwo, że wykryje się rozpad promieniotwórczy, a nie przypadkowe sygnały, których w przypadku równoczesnego działania aparatu do MRI powstaje wyjątkowo wiele. Opracowanie nowej generacji detektorów PET jest ogromnym krokiem naprzód w dziedzinie tzw. medycyny nuklearnej. Nie ma wątpliwości, że przedstawiciele Philipsa będą chcieli jak najszybciej wprowadzić hybrydę PET-MRI na rynek. Z pewnością nie będzie ona urządzeniem tanim, lecz w wielu przypadkach dopłata za poprawę jakości badania będzie bardzo opłacalną inwestycją.
  11. W Nature Nanotechnology ukazał się artykuł, w którym brytyjscy naukowcy informują, że nanocząstki używane obecnie w medycynie mogą pośrednio uszkadzać DNA. Eksperymenty przeprowadzone w Southmead Hospital w Bristolu wykazały, że używanie nanocząstek może być niebezpieczne. Najpierw naukowcy pod kierunkiem doktora Charlesa Case'a wyhodowali wielowarstwową błonę ochronną, naśladującą błony znajdujące się w ludzkich tkankach, jak np. bariera mózg-krew. Pod błoną umieścili ludzkie komórki fibroblastów, a nad nimi nanocząstki kobaltowo-chromowe. Stop tych metali od dłuższego czasu jest używany w implantach stawów, a od pewnego czasu wykorzystuje się jego nanocząsteczki do transportowania leków. Wcześniejsze badania wykazały, że wystawienie na działanie dużych ilości stopu kobaltu i chromu może poważnie uszkadzać DNA. Uczeni nie wiedzieli dotychczas, jak do tego dochodzi. Najbardziej jednak zaskoczyła ich skala zniszczeń. Nie tylko doszło do nich po drugiej stronie bariery, ale były one tak poważne, jakby bariera w ogóle nie istniała - mówi doktor Case. Początkowo uczni sądzili, że nanocząstki przeniknęły przez miniaturowe szczeliny w barierze. Jednak po jej drugiej stronie nie wykryto obecności metali, a gdy eksperyment powtórzono ze znacznie większymi cząstkami, uszkodzenia były takie same. Możemy jedynie stwierdzić, że do uszkodzenia DNA doszło wskutek pośredniego oddziaływania zależnego, związanego z przekazywaniem sygnałów między komórkami - powiedział doktor Gevdeep Bhabra, chirurg z Southmead. Wspomniane badania są też bardzo istotne z innych względów. Być może pozwolą na opracowanie technik leczenia przez bariery, bez konieczności ich przekraczania. Niewykluczone, że umożliwi też poznanie dróg, którymi wirusy czy priony przekraczają bariery.
  12. Dzięki odkryciu nieznanej wcześniej funkcji jednego z białek badaczom z Uniwersytetu w Tel Awiwie udało się zablokować namnażanie komórek nowotworowych przy zachowaniu dobrej kondycji komórek zdrowych. Niewykluczone, że substancje zastosowane przez badaczy z izraelskiej uczelni mogą okazać się ważnym elementem nowoczesnych terapii onkologicznych. Autorzy studium skupili się na funkcji polimerazy poliADP-rybozy 1 (PARP-1) - białka biorącego udział m.in. w procesach naprawy DNA. Przez wiele lat uważano, że bodźcem pobudzającym aktywność tej proteiny jest uszkodzenie genomu, lecz z najnowszych badań wynika, że do jej aktywacji może doprowadzić także czynna biologicznie forma białka ERK - jednego z najważniejszych "przełączników" regulujących liczne procesy zachodzące we wnętrzu komórek. Ponieważ od aktywności ERK zależy m.in. tempo podziałów komórkowych, badacze z Izraela postanowili sprawdzić, czy pochodne fenantrydyny - środki znane ze swojej zdolności do blokowania aktywności PARP-1 - mogą wpłynąć na tempo rozwoju komórek nowotworowych. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Testowane substancje dodawano do naczyń, w których hodowano różne rodzaje komórek, zarówno tych prawidłowych, jak i wyizolowanych z nowotworów. Początkowo we wszystkich hodowlach zaobserwowano niemal całkowite zatrzymanie replikacji komórek. O ile jednak komórki pochodzące ze zdrowych tkanek odzyskiwały swoją zdolność do podziałów już po 12 godzinach, o tyle niemal wszystkie komórki nowotworowe ginęły już po 2-3 dobach od aplikacji środka. Co więcej, jedna z pochodnych fenantrydyny, nazwana PJ-34, całkowicie zablokowała rozwój raka piersi po wszczepieniu jego komórek do organizmów myszy. Z pewnością jest zbyt wcześnie, by przesądzać o możliwości wprowadzenia PJ-34 lub spokrewnionych z nim związków do użycia w warunkach klinicznych. Bez wątpienia jest to jednak substancja bardzo obiecująca.
  13. Geofizycy z waszyngtońskiej Carnegie Institution udowodnili, że w warunkach panujących pod powierzchnią Ziemi możliwe jest zajście syntezy metanu (CH4) z materii nieorganicznej. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że znaczna część zasobów ropy i gazu ziemnego na naszej planecie mogła powstać w procesach niezależnych od ilości dostępnej biomasy, a do tego proces ten może trwać nieustannie aż do dziś. Autorzy studium, kierowani przez Anuraga Sharmę, przeprowadzili serię doświadczeń symulujących warunki panujące pod powierzchnią Ziemi. W specjalnie przygotowanej aparaturze testowano różne mieszanki substancji i poddawano je ekstremalnym warunkom: ciśnieniom sięgającym 8 GPa oraz temperaturom do 1500°C. Jak się okazało, w wielu sytuacjach uwzględnionych przez eksperymentatorów dochodziło do powstawania metanu w sposób niezależny od obecności organizmów żywych oraz związków, których powstanie byłoby niemożliwe bez ich udziału. Synteza zachodziła szczególnie wydajnie, gdy w mieszaninie reakcyjnej obecny był kwas mrówkowy (związek organiczny, który może powstać w głębi Ziemi na drodze abiotycznej syntezy) oraz tlenek żelaza (substancja występująca pospolicie pod powierzchnią naszej planety), które silnie sprzyjały syntezie CH4 z pospolitych substancji, takich jak woda, grafit, CO2 czy wodór. Co więcej, symulowane warunki odpowiadają tym panującym w płaszczu i dolnych warstwach skorupy Ziemi, co sugeruje, że synteza metanu może wciąż zachodzić pod naszymi stopami. Eksperyment przeprowadzony przez zespół z Carnegie Institution potwierdza, że zasoby ropy i gazu znajdujące się pod powierzchnią Ziemi mogły (i wciąż mogą) powstawać niezależnie od organizmów żywych. Jeżeli jest to prawda, prognozy na temat światowych rezerw paliw kopalnych mogą wymagać gruntownej korekty.
  14. Występujące w gorzkiej czekoladzie flawanole zapewniają ochronę przed szkodliwym działaniem promieniowania ultrafioletowego (Journal of Cosmetic Dermatology). S. Williams, S. Tamburic i C. Lally porównywali efekty spożywania czekolady bogatej w te przeciwutleniacze (BF) i o niskiej ich zawartości (NF). Pierwsza z wersji gorzkiej czekolady była produkowana specjalnie na potrzeby badaczy w Belgii, a drugą wytwarzano tradycyjnymi metodami w wysokiej temperaturze. Rodzaj zastosowanego procesu produkcyjnego ma znaczenie, ponieważ świeże nasiona kakaowca zawierają naprawdę dużo flawanoli. W eksperymencie londyńczyków wzięło udział 30 zdrowych ochotników o bladej karnacji. Losowo podzielono ich na dwie grupy. Jedna codziennie spożywała 20 g czekolady BF w formie kropli, druga – 20 g zwykłej czekolady NF (także w formie kropli). Podczas studium naukowcy regularnie wystawiali ochotników na działanie promieniowania UV o rosnącym natężeniu. Sprawdzali, przy jakich parametrach skóra na przedramionach i czole zareaguje i zaczerwieni się. Innymi słowy – określano minimalną dawkę rumieniową (ang. minimal erythema dose, MED). Okazało się, że w czasie 3-miesięcznego badania osoby jedzące czekoladę BF podwoiły swoją średnią MED, a wśród przedstawicieli drugiej z grup nie zaobserwowano żadnej różnicy. Na tej podstawie Brytyjczycy przypuszczają, że gorzka czekolada może zabezpieczać skórę przed starzeniem spowodowanym kontaktem z promieniami UV, np. zmarszczkami. A wszystko dzięki antyutleniającemu i przeciwzapalnemu działaniu flawanoli. Niestety, nie przyglądano się długofalowemu działaniu czekolady BF, poza tym nie jest ona dostępna w sklepach. Miejmy nadzieję, że szybko tam trafi...
  15. Jak twierdzi doktor Hector J. De Los Santos z kalifornijskiego NanoMEMS Research, komputery przyszłości mogą pracować nie dzięki przepływowi elektronów, a fal poruszających się w "cieczy elektronowej". To rozwiązałoby problem z dochowaniem wierności Prawu Moore'a. Obowiązujące od ponad 40 lat prawo przewiduje, że co 18 miesięcy liczba tranzystorów w układzie zwiększa się dwukrotnie. Obecnie już wiadomo, że wykorzystując współczesną technologię CMOS za kilka lat będziemy mieli poważne problemy z zachowaniem Prawa Moore'a. Dlatego też De Los Santos opracował koncepcję nazwaną nano-electron-fluidic logic (NFL), która zakłada wykorzystanie przepływu plazmonów w podobnym cieczy gazie elektronów. Uczony przewiduje, że takie rozwiązanie pozwoli na przełączanie bramek w ciągu femtosekund przy rozpraszaniu energii mniejszym niż femtodżul. Naukowiec wyjaśnia, że jego teoria korzysta z właściwości fali plazmonów powierzchniowych (SPW). Poruszają się one wzdłuż powierzchni styku dwóch materiałów, których stałe dielektryczne mają przeciwne znaki. Mogą więc poruszać się w układzie scalonym zbudowanym z materiałów o różnych właściwościach. Koncepcja De Los Santosa zakłada uruchomienie jednak SPW, a zaraz później innej SPW, która znajdzie się na kolizyjnym kursie do pierwszej fali. Po kolizji fale rozproszą się w jednym z dwóch możliwych kierunków. Ich obecność będzie interpretowana jako "1", ich brak jako "0". Proces obliczeniowy rozpoczyna się zatem od SPW1 poruszającej się w elektronowym gazie wzdłuż kanału, który na końcu się rozdwaja. Obie jego odnogi są wyposażone w odpowiednie czujniki. Z obu boków do kanału, jeszcze przed miejscem, w którym się on rozdwaja, dochodzą dwa dodatkowe kanały. Każdym z nich możemy puścić dodatkową SPW2, która zderzy się z SPW1. Gdy np. puścimy ją z prawej strony to SPW1 trafi do lewego rozgałęzienia, gdzie jej obecność zostanie uznana za "1". Koncepcja De Los Santosa nie wykorzystuje zatem, jak ma to miejsce w technologii CMOS, przepływu cząstek, ale przepływ fali. Cząstki, podobnie jak wtedy, gdy wrzucimy kamień do wody, pozostają w tym samym miejscu, poruszając się tylko w górę i w dół. Tym samym rozprzestrzenianie się fali zakłócenia nie wymaga przenoszenia masy. Dzięki temu przesuwają się szybciej niż elektrony - mówi De Los Santos. W technologii CMOS poruszające się elektrony wchodzą w interakcje z zanieczyszczeniami w materiale, z którego zbudowany jest układ scalony i z samym materiałem, co ogranicza ich prędkość oraz zwiększa wydzielanie ciepła. NFL jest pozbawiona tych wad. Kluczem do sukcesu NFL jest zoptymalizowanie odpowiedniej "gęstości" układu scalonego. SPW z czasem zanikają, a więc odległość, którą mają przebyć musi być tak dobrana, by fala dotarła do wyznaczonego celu. W przeciwnym razie zaniknie i nie dojdzie do wykonania żadnej operacji logicznej. Odległość nie może być też zbyt mała, gdyż fala dotrze do celu, odbije się, powróci do punktu wyjścia i ponownie się odbije wywołując rezonans w wykrywających ją czujnikach. Należy więc dobrać taki rozmiar kanałów, którymi będą poruszały się SPW, by fala nie zaniknęła przed ich końcem i by po odbiciu się nie dotarła do punktu wyjścia. De Los Santos przewiduje, że największa gęstość urządzenia będzie równa wielkości najmniejszego możliwego plazmonu, którym jest układ dwóch różnoimiennych ładunków (dipol). Jako że najmniejszym dipolem jest atom, oznacza to, że NFL może teoretycznie wykonywać działania logiczne na powierzchni czterokrotnie mniejszej niż CMOS. Kolejną zaletą wykorzystania fali plazmonów powierzchniowych jest ich olbrzymia prędkość wynosząca miliard centymetrów na sekundę. To oznacza, że układy scalone wykorzystujące SPW mogłyby pracować w temperaturze pokojowej z prędkością nawet 6 THz. Co więcej, operacje odbywałyby się przy zużyciu minimalnej ilości energii. Do wzbudzenia SPW wystarczy bowiem prąd stały o natężeniu większym od zera. Podtrzymanie istnienia elektronowego gazu wymaga użycia tak małych ilości energii, że są to wartości pomijalne. Innymi słowy, do pracy układu wykorzystującego NFL wystarczy minimalna wykrywalna ilość energii. Jakby tego jeszcze było mało, koncepcja NFL jest kompatybilna z obecnie używanymi procesami litograficznymi. Do produkcji nowego typu układów można wykorzystać zatem już istniejące urządzenia i można łączyć NFL z CMOS.
  16. Po zakończeniu Letnich Igrzysk Olimpijskich w Pekinie chiński kolekcjoner pamiątek sportowych Zhao Xiaokai zdobył 5 tys. prezerwatyw, które pozostały ze 100 tys. rozdanych uczestnikom zmagań. Mają być sprzedane na aukcji 29 listopada, by zwrócić uwagę opinii publicznej na wagę bezpiecznego seksu i zapobiegania zakażeniom HIV. Osoba wygrywająca aukcję "zgarnia" cały zapas prezerwatyw. Cena wyjściowa jednej sztuki to 1 juan, czyli 0,15 dol. Na opakowaniu każdego kondomu widnieje zapisane po angielsku i po chińsku motto zeszłorocznych igrzysk "szybciej, wyżej, silniej". Gospodarzem wydarzenia jest Sport Collection of China Collector Association. Prezerwatywy są rozdawane uczestnikom igrzysk od 1992 r., kiedy odbywały się one w Barcelonie. Poza kondomami Zhao Xiaokai sprzedaje też pochodnię olimpijską podpisaną przez Pelego oraz chińską walizkę lekarską z XI Igrzysk Olimpijskich w Berlinie.
  17. Jak donosi "Dziennik Gazeta Prawna" polski rząd chce cenzurować internet. Urzędnicy wpadli na pomysł, by przy okazji tworzenia ustawy zakazującej elektronicznego hazardu, stworzyć listę witryn, które będą musieli blokować dostawcy Sieci. Na listę trafią strony WWW zaproponowane przez służby specjalne, policję, Ministerstwo Finansów i Urząd Komunikacji Elektronicznej. Urzędnicy chcą do prawa telekomunikacyjnego dopisać artykuł 170a, który umożliwi blokowanie witryn.
  18. Naukowcy zauważyli, że od pierwszych dni życia płacz dziecka nosi znamiona języka rodziców. Wg nich, oznacza to, że dziecko uczy się jego elementów jeszcze jako płód (Current Biology). Niesamowite jest to, że noworodki nie tylko są w stanie płakać na różne melodie, ale że preferują wzorce typowe dla mowy otoczenia, którą słyszały podczas swojego życia płodowego w ostatnim trymestrze. Wbrew ortodoksyjnym interpretacjom, dane te potwierdzają wagę ludzkiego płaczu dla początkowego rozwoju mowy – opowiada Kathleen Wermke z Uniwersytetu w Würzburgu. Do trzeciego trymestru ciąży ludzkie płody potrafią zapamiętywać dźwięki dochodzące ze świata zewnętrznego. Są szczególnie uwrażliwione na postęp linii melodycznej zarówno w mowie, jak i muzyce. Jak łatwo się domyślić, dzieci preferują głos matki, a dzięki intonacji potrafią wyczuć ładunek emocjonalny jej wypowiedzi. Wszelkie ich umiejętności w zakresie dźwięków - m.in. zdolność odróżniania języków czy wysokości tonów - bazują właśnie na melodii. Specjaliści wiedzieli, że ekspozycja prenatalna na język ojczysty oddziałuje na postrzeganie noworodków, wszyscy sądzili jednak, że język otoczenia wpływa na tzw. produkcję mowy w dużo późniejszym okresie. W ramach studium zespół Wermke nagrywał i analizował płacz 60 zdrowych noworodków: 30 z rodzin francuskojęzycznych i 30 z rodzin niemieckojęzycznych. Miały one wtedy od 3 do 5 dni. Okazało się, że wzorce melodyczne ich płaczu były inne i bazowały na języku matek. Noworodki francuskie płakały zatem wznosząco, a niemieckie opadająco. Odpowiada to cechom typowym dla francuskiego i niemieckiego. Naśladownictwo linii melodycznej bazuje na dobrze skoordynowanych mechanizmach oddechowo-krtaniowych i nie jest ograniczane przez dojrzałość artykulacyjną. Noworodki są prawdopodobnie silnie motywowane do imitowania zachowania matki, by ją do siebie przyciągnąć i wspomóc tworzenie więzi. Ponieważ melodia mowy może być jedynym aspektem mowy matki, jaki są w stanie odtworzyć, może to wyjaśnić, czemu opisywane zjawisko występuje na tak wczesnym etapie życia.
  19. Wielki Zderzacz Hadronów (LHC) uległ ponownej awarii. Tym razem winnym jest ponoć... ptak, który upuścił kawałek niesionego przez siebie chleba. Chleb miał wpaść do naziemnych urządzeń i zablokować je, powodując przegrzanie się części Zderzacza. Początkowo zauważono przegrzewanie się urządzenia w sektorze 81. CERN twierdził jednak, że jest to wynik standardowych testów. Później jednak doktor Mike Lamont poinformował, że rzeczywiście jest jakiś problem. Po zbadaniu przyczyny awarii okazało się, że w urządzeniach tkwi kawałek chleba, najprawdopodobniej upuszczony przez ptaka. W wyniku awarii temperatura w części LHC wzrosła do niemal 8 kelvinów, podczas gdy powinna ona wynosić 1,9 kelvina. Wzrost był poważny, gdyż już w temperaturze 9,6 kelvinów może dojść do uszkodzenia niobowo-tytanowych magnesów Zderzacza. To już kolejna awaria urządzenia, które ciągle nie rozpoczęło pracy. Warto w tym miejscu przypomnieć opisywaną przez nas teorię o bozonie Higgsa, który powraca z przyszłości by nie dopuścić do uruchomienia Wielkiego Zderzacza Hadronów.
  20. Adrian Ponce, chemik z NASA, opracował urządzenie, które pozwala wykryć patogeny w ciągu 15 minut. Dzięki niemu będzie można zminimalizować skażenie pozaziemskich środowisk naszymi bakteriami, które zawędrowałyby tam choćby na statku kosmicznym. W ciągu kwadransa dzieje się wszystko - od pobrania próbek po uzyskanie wyniku. Odpowiada to 2-3 dniom z wykorzystaniem standardowej, czyli obejmującej hodowlę, metody NASA – wyjaśnia Ponce. Departament Bezpieczeństwa Narodowego USA widzi też ziemskie zastosowanie wynalazku w postaci przenośnego wykrywacza bioskażenia. Ma on być gotowy do 2011 roku. Niewykluczone, że skorzystają z niego przedstawiciele różnych branż, m.in. służby zdrowia czy firm produkujących elektronikę. Nowa amerykańska technologia wskazuje bakteryjne endospory (przetrwalniki), wykorzystując swoisty wyłącznie dla nich kwas dipikolinowy, który występuje w protoplastach. Nanochemicy z NASA posłużyli się terbem (Tb). Po naświetleniu promieniami ultrafioletowymi pierwiastek ten powoduje, że endospory zaczynają się jarzyć na zielono. Detektor został częściowo sfinansowany przez NASA, ale zanim stanie się częścią oficjalnej procedury ochronnej, musi zostać zaaprobowany przez odpowiednią komisję.
  21. Z badań międzynarodowego operatora telefonii komórkowej T-Mobile wynika, że znacznie wzrosła liczba mężczyzn, którzy wkładają wiele uczucia w pisanie SMS-ów i nawet wiadomości do znajomych oraz przyjaciół tej samej płci kończą wirtualnym pocałunkiem (x). Zjawisko to rozpowszechniło się na tyle, że zaczęto mówić o nowym pokoleniu – metrotekstualistach, co nie bez powodu kojarzy się z opisanym po raz pierwszy przez Marka Simpsona metroseksualistą. Analiza odpowiedzi ujawniła, że aż 22% panów regularnie włącza całusy do SMS-ów przeznaczonych dla przyjaciół płci męskiej. Metrotekstualność jest najbardziej rozpowszechniona wśród osób w wieku 18-24 lat. Tutaj aż 75% mężczyzn systematycznie zamieszcza iksy w treści wiadomości, a 48% przyznaje, że praktyka ta stała się czymś powszednim wśród ich znajomych. Dwadzieścia trzy procent przedstawicieli tej grupy wiekowej dopuszcza wirtualne pocałunki nawet w ramach wymiany SMS-ów pomiędzy ludźmi niebędącymi bliskimi przyjaciółmi. Tego typu zwyczaje upowszechniły się również wśród starszych mężczyzn: jeden na 10 panów powyżej 55. roku życia także kończy wiadomość do kolegi całusem. Co ważne, podpisy odzwierciedlają pewną modę. Wg 52% respondentów, na oznaczenie pocałunku powinno się używać małej litery "x". Za wielką opowiada się jedynie 17%, a jedna osoba na trzy nie poprzestaje na jednej literze, rozmnażając cmoknięcia do wersji "xxxx". Psycholog kliniczny Ron Bracey podkreśla, że od wieków mężczyzn cechowała rezerwa emocjonalna. Upowszechnienie telefonów komórkowych i serwisów społecznościowych oznacza, że większa część komunikacji odbywa się na poziomie niewerbalnym i przez to wydaje się, że panom łatwiej jest dzielić się uczuciami z innymi, zwłaszcza z przyjaciółmi płci męskiej.
  22. Czy właściciel sadu może "wycisnąć" ze światła słonecznego więcej? Ależ oczywiście! Wystarczy, by pomiędzy uprawianymi przez siebie drzewami rozłożył specjalne odblaskowe maty. Jak wynika z przeprowadzonych badań, zastosowanie tego prostego rozwiązania pozwala na zwiększenie wydajności uprawy nawet o jedną czwartą. Eksperyment, którego wyniki opisało czasopismo HortTechnology, prowadzili przez trzy kolejne lata badacze ze stacji eksperymentalnej w hiszpańskiej Lleidzie: Ignasi Iglesias oraz Simó Alegre. Celem studium było ustalenie wpływu dwóch testowanych produktów, opracowanych przez firmy Extenday oraz Solarmate, na kolor i jakość jabłek z odmiany Mondial Gala, a także na dystrybucję światła, i temperaturę powietrza na terenie sadu. Naukowców interesował także stopień opłacalności zakupu obu rodzajów mat. Każdego roku maty rozwijano na pięć tygodni przed planowanym zbiorem jabłek. W porównaniu do kontroli (obszaru sadu, na którym nie zastosowano żadnej z mat) ilość światła zdatnego dla jabłoni do przeprowadzania fotosyntezy wzrosła średnio aż o 34% dzięki zastosowaniu Solarmate i o 56% w przypadku Extenday. Badania za pomocą kolorymetru wykazały także zwiększenie nasycenia czerwonej barwy owoców - kluczowego parametru decydującego o zakupie jabłek przez klientów. Zastosowanie odblaskowych elementów zwiększyło także (o 17% w przypadku Solarmate i o 26% na obszarze "wspomaganym" przez Extenday) liczbę jabłek spełniających wymogi Unii Europejskiej dotyczące minimalnej wielkości oraz nasycenia koloru koniecznego, by dopuścić owoce do sprzedaży. Nie stwierdzono przy tym zmian struktury i jędrności owoców, pH ich miąższu ani innych ważnych cech istotnych z punktu widzenia handlu. Co więcej, pomimo konieczności poniesienia kosztów zakupu mat stwierdzono, że wdrożenie obu technologii pozwala na zwiększenie opłacalności działalności sadu. Choć wyniki eksperymentu są bez wątpienia bardzo zachęcające, badacze zastrzegają, że długoterminowe konsekwencje ekonomiczne stosowania mat odblaskowych są uzależnione głównie od zmian cen jabłek na rynku. Właściciele sadów powinni więc być świadomi ewentualnego ryzyka związanego z tą inwestycją.
  23. W wielu sytuacjach postać leku jest równie ważna, co jego skład. Doskonale widać to na przykładzie preparatu opracowanego przez badaczy z Georgia Institute of Technology. Środek ten jest "tylko" chemiczną modyfikacją leku testowanego wcześniej, lecz jego skuteczność i wygoda stosowania są bez porównania wyższe. Sercem nowej metody jest chondroitaza ABC (chABC). Ten bakteryjny enzym może już niedługo stać się przełomowym lekiem w terapii uszkodzeń rdzenia kręgowego. Jest to możliwe dzięki jego zdolności do rozkładania reszt węglowodanowych występujących na powierzchni cząsteczek białek, stanowiących ważną barierę dla procesu regeneracji neuronów rdzenia. To nie pierwszy raz, gdy próbuje się wykorzystać chABC do naprawy uszkodzeń rdzenia kręgowego. Jej potencjalne działanie terapeutyczne wykazano już kilka lat temu, lecz ze względu na bardzo niską trwałość w temperaturze ciała nie udało się opracować możliwych do zastosowania protokołów leczenia z jej wykorzystaniem. Zespół prof. Ravi Bellamkondy opracował jednak nową postać leku opartego na tym enzymie, która może zmienić tę niekorzystną sytuację. Rozwiązaniem problemów związanych z niską stabilnością chondroitazy ABC okazało się umieszczenie jej w roztworze cukru trehalozy. Jak się okazało, wytworzony w ten sposób preparat utrzymywał swoją aktywność w warunkach in vitro aż przez cztery tygodnie, zaś po wszczepieniu do rdzenia kręgowego szczurów pozwalał na obniżenie poziomu niepożądanych reszt cukrowych w regenerującym się rdzeniu kręgowym aż na sześć tygodni. Po połączeniu roztworu chABC i trehalozy z odpowiednim czynnikiem wzrostowym okazało się też, że organizmy zwierząt znacznie szybciej regenerują zarówno neurony motoryczne, jak i te odpowiedzialne za przekazywanie do mózgu informacji o kontakcie z określonymi substancjami. Aktualnie zespół prof. Bellamkondy pracuje nad opracowaniem protokołu terapii nadającego się do zastosowania u ludzi. Zdaniem badacza kompletne wyleczenie uszkodzeń rdzenia kręgowego może być jednak w wielu przypadkach trudne ze względu na liczne inne czynniki towarzyszące urazom, takie jak choćby stan zapalny. Pozostaje nam liczyć, że niedogodności te uda się jednak przezwyciężyć.
  24. Amerykański Departament Energii przekazał 5,13 miliona dolarów firmie Fluidic Energy, która powstała dzięki pracom naukowców z Arizona State University. Firma obiecuje wyprodukowanie baterii, które będą trzykrotnie tańsze od urządzeń litowo-jonowych, a jednocześnie będą charakteryzowały się 11-krotnie większą gęstością energetyczną. Jak zapewnia profesor Cody Friesen, jonowo-powietrzna bateria typu Metal-Air Ionic Liquid pozwoli, dzięki wykorzystaniu cieczy jonowych, poradzić sobie z większością problemów, z jakimi dotychczas borykały się powietrzne baterie. Obecnie produkowane baterie powietrzne korzystają z elektrolitu opartego na wodzie. Rozwiązanie takie ma jednak tę wadę, że woda może wyparować, a ponadto charakteryzuje się ona niską stabilnością elektrochemiczną, co powoduje, iż zaczyna się rozkładać już przy napięciu wyższym od 1,23 wolta. Z problemami tymi amerykańscy naukowcy próbują sobie poradzić od ćwierć wieku Na początku lat 80. lotnictwo USA eksperymentowało z cieczami jonowymi. To wspaniałe ciecze. Jeśli popatrzysz na nie, gdy są zamknięte w butelce, wyglądają jak woda, z tym wyjątkiem, że są bardziej lepkie. Nie są ulotne, nie parują, są fizycznie stabilne i dobrze przewodzą prąd elektryczny - mówi John Wilkes, szef wydziału chemii US Air Force Academy i ekspert od cieczy jonowych. Z kolei profesor Friesen, który przez ostatnich kilka lat wypróbowywał różne ciecze jonowe jako elektrolit mówi, że dzięki nim baterie nie tylko będą dłużej działały (zniknie bowiem problem parowania), ale zyskają też na gęstości elektrycznej. Zachowują one bowiem stabilność elektrochemiczną nawet do pięciu woltów, a więc pozwalają na wykorzystanie lepszych materiałów niż cynk. Dlatego też Friesen mówi, że jego firma, Fluidic Energy, stworzy za uzyskany od DoE grant baterie o gęstości od 900 do 1600 watogodzin na kilogram. Gęstość energetyczna obecnie stosowanych baterii litowo-jonowych wynosi nie więcej niż 160 Wh/kg. Obecnie największą wadą cieczy jonowych jest fakt, iż są one produkowane w niewielkich ilościach, a zatem są drogie. Friesen mówi jednak, że gdy rozpocznie się masowa produkcja takich cieczy, ich ceny spadną. Jeśli Amerykanom uda się dotrzymać słowa i powstaną zapowiadane przez nich baterie typu Metal-Air Ionic Liquid, to np. na naszych drogach zobaczymy samochody zdolne do pokonania 650-800 kilometrów na pojedynczym ładowaniu.
  25. Urodzona w maju zeszłego roku dziewczynka z Australii, zwana Dzieckiem Z (Baby Z), jest pierwszą na świecie osobą, którą wyleczono z rzadkiej i przeważnie śmiertelnej choroby genetycznej – niedoboru kofaktora molibdenowego. Specjaliści wykorzystali lek, dotąd testowany wyłącznie na myszach. U osób cierpiących na tę chorobę dochodzi do gromadzenia się w mózgu neurotoksycznego siarczynu, co prowadzi do drgawek i uszkodzenia mózgu. Zazwyczaj dotknięte nią dziecko umiera w ciągu kilku miesięcy od narodzin. U Dziecka Z drgawki wystąpiły po 60 godz. od opuszczenia łona matki. Rodzina małej dziewczynki zwróciła się z prośbą o pomoc do biochemika Roba Gianello. Natrafił on na ślad eksperymentalnego leku, stosowanego z powodzeniem na myszach przez naukowca z Kolonii Günthera Schwarza. Cały niemiecki zapas medykamentu został wysłany kurierem do Melbourne. Potem rozpoczął się wyścig z czasem. Stan noworodka pogarszał się bardzo szybko, a przed zastosowaniem leku szpital musiał uzyskać wszelkie niezbędne pozwolenia. Cała operacja, włącznie z transportem, zajęła dwa tygodnie. W kilka godzin po podaniu dziewczynce pierwszej dawki cyklicznego fosforanu piranopterinu (cPMP) stężenie siarczynu spadło o ponad 2/3, a po 3 dniach mieściło się już w granicach normy. Przeprowadzone po 3 tygodniach badanie obrazowe wykazało, że w porównaniu do okresu sprzed terapii, aktywność drgawkowa spadła o 90%. Rozwój neurologiczny malucha jest opóźniony wskutek uszkodzenia mózgu powstałego w miesiącu poprzedzającym rozpoczęcie leczenia. Wrodzony niedobór kofaktora molibdenowego jest skutkiem mutacji genów MOCS1, MOCS2 i GEPH. Kofaktor molibdenowy jest niezbędny do prawidłowego działania 3 enzymów: oksydazy siarczynu, dehydrogenazy ksantynowej oraz oksydazy aldehydowej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...