Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37670
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    250

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nowe technologie pozwalają na niewykonalne dotąd badania nad zachowaniem żywych komórek. Wyniki często nie tylko zaskakują, ale wręcz zmuszają do wyrzucenia dotychczasowych poglądów na to, jak działa żywy organizm. Badania naukowców z Centrum Medycznego Uniwersytetu Stanforda rzucają całkowicie nowe światło na sygnalizację pomiędzy komórkami takiego samego rodzaju i na ich autonomię. Badania nad reakcją zespołów komórek na bodźce zewnętrze, sygnalizacją pomiędzy nimi i synchronizacją działań były do tej pory prowadzone w ograniczonym zakresie: badano całe grupy komórek. Dopiero niedawno pojawiły się technologie, pozwalające na obserwowanie pojedynczych komórek w tkance. Takie badania podjęli właśnie badacze z Uniwersytetu Stanforda, mając nadzieję, że przybliżą się do zrozumienia na przykład działania tkanki nowotworowej. Rezultaty nie tylko przerosły ich oczekiwania, ale wręcz rozbiły je w pył. Nowa technologia, która pozwoliła na zaawansowane badania, to wynaleziony trzy lata temu przez zespół Stephena Quake'a mikroukład hydrauliczny - odpowiednik elektronicznego układu scalonego. Taki układ składa się z kilku warstw silikonu, pomiędzy którymi mieszczą się mikroskopijne rury, pipety, szalki Petriego, kontrolowane przez miniaturowe zawory i wentyle. Sprzężony z odwrotnym mikroskopem pozwala nie tylko śledzić działanie pojedynczych komórek, ale ponadto prowadzić kilkadziesiąt eksperymentów jednocześnie. Skomputeryzowana całość mieści się na biurku, a badania są całkowicie automatycznie przeprowadzane wg planu i rejestrowane. Dlatego Markus Covert, pomysłodawca badań, połączył swój zespół z zespołem Quake'a dla przeprowadzenia badań. Przez rok badano reakcje komórek mysich fibroblastów na różnorodne czynniki zewnętrzne, w szczególności imitujące stany zapalne oraz zachodzące zmiany nowotworowe. Obserwując jednocześnie 96 hodowlanych kultur, przebadano w sumie około 5 tysięcy pojedynczych komórek. Wyniki były zdumiewające. Do tej pory sądzono, że komórki tego samego rodzaju reagują identycznie na dany bodziec, niczym zespół grający unisono. Tymczasem rzeczywiste zachowanie komórek autorzy badania przyrównali do zespołu jazzowego: w obrębie tkanki pojedyncze, pozornie identyczne komórki, reagują całkowicie indywidualnie: jedne generują odpowiedź, inne pozostają bierne, reakcje są przesunięte w czasie, mają różną siłę i różną częstotliwość zmian. Rezultaty reakcji tkanki jako całości są spójne i takie same, ale każda z komórek działa indywidualnie, dochodząc do nich na swój sposób. Dotychczasowe badania populacyjne nie ujawniały istnienia tak złożonych zachowań i odpowiadającej za nie sieci informacyjnej. Jak podkreślają autorzy, wyniki eksperymentu odesłały ich na powrót do tablicy i zmusiły do tworzenia od nowa koncepcji funkcjonowania zespołów komórek. Tkanka to nie jest jednolita masa, lecz zespół indywidualnych komórek, porozumiewających się chemicznie dla osiągnięcia końcowego rezultatu. Swoją nadzieję na pojęcie zachodzących procesów naukowcy ze Stanforda pokładają teraz w modelowaniu matematycznym. Zrozumienie, co się tam naprawdę dzieje, może pozwolić na opracowanie nowych leków i terapii na najcięższe choroby, wliczając to nowotwory; stawka jest więc wysoka.
  2. Pier Vincenzo Piazza i Olivier Manzoni z Neurocentre Magendie w Bordeaux proponują nowy model uzależnienia od narkotyków – trwały zanik plastyczności synaptycznej w kluczowych rejonach mózgu. Wyniki Francuzów podają w wątpliwość obowiązującą dotąd teorię, że uzależnienie stanowi skutek patologicznych zmian w mózgowiu, do których dochodzi stopniowo w okresie zażywania substancji psychoaktywnej. Piazza i inni sugerują zaś, że uzależnienie to efekt pewnej formy anaplastyczności - niezdolności narkomanów do przeciwdziałania patologicznym modyfikacjom wywoływanym przez narkotyk u wszystkich sięgających po niego osób. W przeszłości długo zakładano, że uzależnienie występuje tylko u ludzi i ma związek ze strukturą społeczną naszego gatunku. W 2004 r. Piazza wykazał, że zachowania spełniające kryteria ludzkiego uzależnienia występują również u szczurów, które same aplikują sobie kokainę. Dość szybko wyszły na jaw uderzające podobieństwa, m.in. fakt, że tak jak u Homo sapiens, tylko u niektórych sięgających po używkę gryzoni następuje uzależnienie. Ostatnio połączony zespół Piazzy i Oliviera Manzoniego doniósł o odkryciu pierwszego biologicznego mechanizmu przejścia od regularnego, ale kontrolowanego zażywania narkotyków do uzależnienia od kokainy. Akademikom zależało na wskazaniu zmian w fizjologii mózgu, które odpowiadają za rozwój uzależnienia. Dysponując taką wiedzą, można by bowiem opracować skuteczne metody terapii. Model z Bordeaux pozwalał porównywać w różnych momentach czasowych zwierzęta zażywające identyczne ilości narkotyku, z których tylko kilka się uzależniło. Stwierdzono, że u szczurów uzależnionych od kokainy doszło do trwałej utraty pewnego rodzaju plastyczności – długotrwałego osłabienia synaptycznego (ang. long term depression, LTD). LTD leży u podłoża tzw. pamięci komórkowej. Impuls o odpowiednio dużej sile zmienia działanie synapsy w taki sposób, że neurony docelowe zareagują na przyszłe pobudzenie słabiej. Przeciwieństwem LTD jest długotrwałe wzmocnienie synaptyczne (ang. long-term potentiation, LTP). W tym przypadku komórki nerwowe zaczynają silniej reagować na bodźce następujące po pierwotnej stymulacji. Po krótkim okresie zażywania kokainy nie dochodzi do zmodyfikowania LTD, po długim znaczące deficyty pojawiają się już u wszystkich. Bez tej formy plastyczności zachowanie podlega coraz silniejszemu usztywnieniu, co sprzyja wystąpieniu reakcji kompulsywnych. Na szczęście mózg większości ludzi jest w stanie uruchomić mechanizmy biologicznego przeciwdziałania skutkom zażywania narkotyku. Dzięki temu odzyskują oni prawidłową zdolność generowania długotrwałego osłabienia synaptycznego. Niestety, uzależnieni nie dysponują podobnymi możliwościami, dlatego deficyt w zakresie LTD staje się przewlekły. Francuzi uważają, że to wyjaśnia oporność uzależnienia na ograniczenia środowiskowe, w tym sankcje prawne czy skutki uboczne nałogu.
  3. Naukowcy uważają, że jeden z gatunków zięb Darwina, najbardziej znanego przykładu na potwierdzenie ewolucji poprzez selekcję naturalną, doszedł do końca swej ewolucyjnej drogi. Gatunkowi grozi z tego powodu wyginięcie. Mowa tutaj o kłowaczu namorzynowym, gatunku składającym się z zaledwie około 100 osobników. Wszystkie ptaki żyją na wyspie Izabela na archipelagu Galapagos. Ich populacja składa się z 2 grup, liczących 80 i 20 osobników. Są one oddzielone 60-kilometrowym obszarem zastygłej lawy. Uczeni przypuszczają, że grupy żyją w izolacji od ponad 100 lat. Naukowcy postanowili zbadać jak oddzielenie wpłynęło na możliwość krzyżowania się obu grup. W tym celu nagrali odgłosy 20 samców z większej grupy i 2 z mniejszej. Odkryli znaczące różnice w śpiewie. Gdy nagrania odtwarzano ptakom okazało się, że znacznie mocniej reagują one na dźwięki wydawane przez osobniki z ich populacji. Samce słabo reagowały na odgłosy obcych samców, a samice w ogóle na nie nie reagowały. Wyniki te sugerują, chociaż próbka badanych samic była niezwykle mała i wyniosła 5 osobników, że ptaki rozpoznają swoich i nie reagują na obcych. Jako że śpiew odgrywa olbrzymią rolę w zwyczajach godowych kłowacza namorzynowego, można uznać, że doszło do separacji i mamy obecnie do czynienia z dwoma gatunkami. Przypuszczenie to jest tym bardziej uzasadnione, że zauważono różnice genetyczne i morfologiczne pomiędzy wspomnianymi populacjami. Biorąc pod uwagę fakt, że obie populacje są bardzo małe i nie dochodzi pomiędzy nimi do krzyżowania się, możemy przypuszczać, że wkrótce kłowacz namorzynowy zniknie z powierzchni naszej planety.
  4. Spożywanie większych ilości kwasów tłuszczowych omega-3 nie zmniejsza ryzyka chorób serca u kobiet z cukrzycą typu 1. Naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Pittsburghu analizowali przypadki 601 kobiet i mężczyzn, biorących udział w studium oceniającym możliwe powikłania cukrzycy. Pittsburgh Epidemiology of Diabetes Complications Study rozpoczęło się w 1986 r. U jego uczestników cukrzycę typu 1. zdiagnozowano pomiędzy 1950 a 1980 r. Kwasy tłuszczowe omega-3 znajdują się w olejach z tłustych ryb morskich, np. z łososia, makreli czy sardynek, a także w orzechach, pestkach i warzywach zielonolistnych. Dotąd niewiele jednak wiedziano o wpływie ich spożywania na pacjentów z cukrzycą typu 1., którzy są bardziej niż inni narażeni na choroby serca. W trakcie badania podłużnego u 166 osób (27,6%) zdiagnozowano choroby sercowo-naczyniowe. Ogólnie konsumpcja kwasów tłuszczowych typu omega-3 była wśród uczestników studium niska. Przypadki chorób serca odnotowywano najrzadziej wśród mężczyzn spożywających najwięcej kwasów omega-3 (ponad 0,2 g/dobę). Okazało się jednak, że jeśli panie uwzględniały w swej diecie podobną ich ilość, korzystny efekt nie występował. Chociaż przeważnie kwasy omega-3 wiąże się z obniżonym ryzykiem choroby sercowo-naczyniowej, zjawisko to może nie występować u kobiet z cukrzycą typu 1. Co ważne, nasze studium sugeruje, że nie powinniśmy zakładać, że mężczyźni i kobiety z cukrzycą insulinozależną są tacy sami – podsumowuje dr Tina Costacou.
  5. Zdaniem firmy Pike Research, która specjalizuje się w globalnych analizach rynków czystych technologii, do roku 2020 na całym świecie będzie sprzedawanych rocznie 670 000 samochodów z ogniwami paliwowymi. Najwięcej, bo 134 000, będzie sprzedawanych w USA. Drugim pod względem wielkości będzie rynek chiński z ponad 129 000 takich pojazdów. Niemcy będą kupowali ich o 1000 mniej. Wielu specjalistów nie wierzy w te prognozy, nazywając je zbyt optymistycznymi. Wątpią bowiem, czy w ciągu 10 lat liczba stacji, na których będzie można "zatankować" taki samochód, będzie na tyle duża, by klienci chcieli powszechnie używać tego typu pojazdów. Analitycy Pike Research zauważają jednak, że kilku wielkich producentów, takich jak Toyota, GM czy Honda obiecuje, że do roku 2015 rozpoczną sprzedaż własnych samochodów z ogniwami paliwowymi. Ponadto Honda obiecuje, że w ciągu pięciu lat na rynek trafi domowy system produkcji wodoru. Ma on pasować do przeciętnego amerykańskiego domu jednorodzinnego, którego właściciel będzie musiał ułożyć na dachu panele słoneczne i wykorzysta wodę do pozyskiwania wodoru. System ma być na tyle wydajny, że zapewni paliwo dla typowego amerykańskiego kierowcy, który średnio przejeżdża około 10 000 mil rocznie.
  6. Starsi swingersi (osoby pozostające w stałym związku, ale za obopólną zgodą angażujące się w seks z innymi ludźmi) znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka zarażenia chorobami przenoszonymi drogą płciową. To oni są też, wg holenderskich badaczy, częściowo odpowiedzialni za wprowadzanie ich do populacji generalnej. Wśród 9 tys. konsultowanych w klinikach zdrowia płciowego pacjentów/pacjentek 12% pozostawało w związku ze swingersem w średnim wieku 43 lat. Zespół z South Limburg Public Health Service sugeruje, że ludzie w tym wieku powinni zostać objęci programem doradztwa jako jedna z grup ryzyka. Autorzy raportu sądzą, że na całym świecie istnieją miliony swingujących par, które zamieniają się partnerami, uczestniczą w seksie grupowym lub bywają w specjalnych seksklubach. Co ciekawe, w ramach wcześniejszych badań wykazano, że osoby powyżej 45. r.ż. często fałszywie zakładają, że w ich przypadku ryzyko zarażenia chorobą przenoszoną drogą płciową jest niewielkie. Holendrzy analizowali przypadki pacjentów zgłaszających się do klinik w latach 2007-2008 r. Okazało się, że swingersi znaleźli się wśród grup o najwyższym wskaźniku zapadalności na choroby przenoszone drogą płciową. Dołączyli tym samym do młodych ludzi i gejów. Kobiety angażujące się w swingowanie zarażały się częściej od mężczyzn. U pacjentów w wieku 45 lat ponad połowę diagnoz STI (od ang. sexually transmitted infection) postawiono właśnie w przypadku swingersów. Jeden na 10 starszych swingersów zarażał się chlamydiozą, a 1:20 rzeżączką. Dr Nicole Dukers-Muijeres podkreśla, że swingersi mają wielu partnerów i często uprawiają seks bez zabezpieczeń. Tego typu zachowania zwiększają podatność na STI, co nasze studium zresztą potwierdziło. Niewykluczone, że osoby swingujące działają jak most otwierający chorobom płciowym drogę do populacji generalnej. Ze szczegółowymi wynikami badań Holendrów można się zapoznać na łamach pisma Sexually Transmitted Infections.
  7. Dawno już minęły czasy, kiedy uważano, że tylko organizmy żywe, dzięki tajemniczej vis vitalis, mogą wytwarzać substancje organiczne. Przez niemal dwa i pół stulecia od sztucznego otrzymania pierwszego związku organicznego - mocznika, nie dziwiły już znajdowane coraz bardziej złożone organiczne związki, powstające w wyniku reakcji chemicznych. Dziś odkrywamy coraz to nowe związki organiczne, powstające w przestrzeni kosmicznej. Oznacza to, że przynajmniej część budulca, z którego powstało życie mogła przybyć na Ziemię z kosmosu. Jeśli tak było, to może oznaczać, że życie jest we wszechświecie całkiem powszechne. Pierwsze pozaziemskie związki organiczne odkrywano w meteorytach, największym takim potwierdzonym odkryciem było odnalezienie zasad nukleotydowych w meteorycie z Murchison (w Australii), czyli molekuł tworzących RNA i DNA. Poszukiwanie związków organicznych w samej przestrzeni kosmicznej jest trudniejsze, ale możliwe, dzięki rozwinięciu metod analizy widmowej. Każdy pierwiastek i każda substancja chemiczna pochłania określone, charakterystyczne dla niej fragmenty fragmenty spektrum promieniowania elektromagnetycznego. To pozwala nam określić skład chemiczny gwiazd, planet, czy materii ośrodka międzygwiezdnego. W takich badaniach sukcesami może pochwalić się zespół astronomów z Uniwersytetu w Teksasie oraz Instytutu Astrofizyki Kanarów. Dwa lata temu odkryli w międzygwiezdnej materii naftalen, jeden z policyklicznych węglowodorów aromatycznych. Nie poprzestając na tym nadal badali okolice „znaleziska", chmurę pyłową w gwiazdozbiorze Perseusza, w kierunku gwiazdy Cernis 52, około 700 lat świetlnych od Ziemi. Upór zaowocował doskonałym odkryciem: znaleziono właśnie ślady jeszcze bardziej złożonego związku, również z rodziny policyklicznych węglowodorów aromatycznych - antracenu. W opinii autorów odkrycia można spodziewać się jeszcze większych rewelacji. Cząsteczki antracenu i podobnych związków są prebiotyczne, pod wpływem promieniowania ultrafioletowego, reakcji chemicznych z wodą i amoniakiem, mogą przekształcać się w aminokwasy, czyli budulec białek organizmów żywych. Takie odkrycie bardzo mocno wzmocniłoby hipotezę, że zaczątki życia mogą pochodzić z przestrzeni kosmicznej. Odkrycia dokonano dzięki obserwacjom wykonanym przez Teleskop Williama Herschela na Kanarach oraz Teleskop Hobby'ego-Eberly'ego w Teksasie.
  8. Google po raz pierwszy użył Remote Application Removal, narzędzia pozwalającego na zdalne usuwanie aplikacji z telefonów z systemem Android. Z kilkuset aparatów wykasowano dwa programy, których twórca naruszył zasady obowiązujące developerów. Jak mówi twórca obu programów, były to prototypowe aplikacje, badające możliwość rozpowszechniania programu, który później mógł zostać wykorzystany do ataku i przejęcia kontroli nad telefonami. Pierwsza z kontrowersyjnych aplikacji, RootStrap, wyświetlała na ekranie telefonu słowa "Hello World". Druga, Twilight, robiła to samo, ale udawała program, który pozwalał na obejrzenie fragmentu filmu "Twilight Saga: Eclipse". RootStrap został pobrany około 50 razy, a Twilight od 250 do 350 razy. Twórca obu programów, Jon Oberheide, chciał w ten sposób pokazać, że cyberprzestępcy łatwo mogą wykorzystać Android Market do rozpowszechniania szkodliwego oprogramowania. Tego typu źródła programów cieszą się bowiem olbrzymim zaufaniem użytkowników. Oberheide na prośbę Google'a dobrowolnie usunął oba programy z Android Market.
  9. Naukowcy wskazują na przyczyny tzw. efektu owdowienia. Wg nich, starsi ludzie umierają w krótkim czasie po odejściu wieloletniego partnera w wyniku łącznego oddziaływania stresu i związanych z wiekiem zmian w układzie odpornościowym. W ramach wcześniejszych studiów ustalono, że ryzyko zgonu starszych osób wzrasta w ciągu 3 miesięcy od śmierci męża/żony aż o 30-90%. Sugerowano, że może to mieć związek ze zmianami w działaniu układu immunologicznego, nikt ich jednak nie umiał dokładnie opisać. Androgen siarczan dehydroepiandrosteronu (DHEA-S) odgrywa ważną rolę w funkcjonowaniu układu odpornościowego. O ile korytozol go tłumi i osłabia, prowadząc do obniżenia liczby białych krwinek oraz zdolności organizmu do wytwarzania przeciwciał, o tyle DHEA-S mu pomaga. Stężenie siarczanu dehydroepiandrosteronu osiąga swój szczyt w trzeciej dekadzie życia, a następnie spada. U mężczyzn całość DHEA-S powstaje w nadnerczach, u kobiet 90%. Pod względem chemicznym opisywany hormon jest 17-ketosteroidem i powstaje w warstwie siateczkowej nadnerczy. Pięć lat temu zespół Janet Lord z Uniwersytetu w Birmingham ustalił, że we krwi osób powyżej 66. r.ż., które doznały złamania biodra, występuje wyższy stosunek kortyzolu do DHEA-S niż u równolatków bez historii podobnych urazów. U pacjentów z najwyższymi różnicami w stężeniach najczęściej pojawiały się infekcje bakteryjne. Co istotne, u tych samych ludzi następowało pogorszenie funkcjonowania neutrofili (in. granulocytów obojętnochłonnych). Pełnią one zasadniczą role w reakcji immunologicznej właśnie na bakterie. Kiedy neutrofil zostaje pobudzony, dochodzi do uwolnienia ziarnistości wewnątrzkomórkowych do fagolizosomu. W efekcie wydostają się różne enzymy, m.in. żelatynaza czy alkaliczna fosfataza, i patogeny giną. W najnowszych badaniach Lord okazało się, że w obecności DHEA-S, ale już nie DHEA (dehydroepiandrosteronu), neutrofile wytwarzały ponadtlenki. Efektowi nie udawało się zapobiec poprzez koinkubację z antagonistami receptorów androgenowych i estrogenowych, ale dochodziło do jego odwrócenia w wyniku zastosowania inhibitora kinazy białkowej C (PKC) – bisindolylmaleimidu-1. Poza tym neutrofile jako jedyne leukocyty wytwarzały zdolny do transportu anionów organicznych polipeptyd D (pośredniczył on w transporcie DHEA-S). W niepublikowanym jeszcze studium ekipa immunolog z Birmingham badała osoby powyżej 65. r.ż., które owdowiały przed 1-2 miesiącami. Wstępne wyniki ponownie wskazują na wyższy stosunek kortyzolu do DHEA-S i gorsze funkcjonowanie neutrofili niż u osób, które nie straciły ostatnio partnera. Kiedy twój poziom kortyzolu jest wysoki, gdy przeżywasz stres, wtedy niedobór DHEA-S może być istotny – podsumowuje Lord. W przyszłości Brytyjczycy zamierzają przez 3 miesiące podawać ochotnikom po złamaniu biodra suplementy ze związkiem przypominającymi DHEA-S, by sprawdzić czy działanie neutrofili się poprawi.
  10. Kiedy ktoś zaczyna mówić o prędkości większej, niż prędkość światła, od razu zostaje zaliczony do miłośników fantastyki niezbyt naukowej, albo do maniaków pseudonauki. Nieliczne sensacyjne doniesienia w prasie o szybkości nadświetlnej - jak wiedzą zorientowani - donoszą jedynie o prędkości w ośrodku materialnym: światło w szkle, czy wodzie porusza się wolniej niż w próżni. Prawdziwa prędkość c jest nieosiągalna, nawet słynne stany splątane, nazywane teleportacją, nie pozwalają na ani na przenoszenie materii, ani energii, ani informacji z prędkością nadświetlną. Co prawda pojedyncze eksperymenty sugerują możliwość przekroczenia prędkości światła przez tunelowane fotony lub przez informację dzięki stanom splątanym, nie są one jednak pewne i powszechnie akceptowane. Dlatego doniesienie, jakoby dwaj naukowcy z laboratorium w Los Alamos: John Singleton i Andrea Schmidt, stworzyli coś, co porusza się szybciej niż światło, budzi niedowierzanie a nawet żarty. Po wyjaśnieniach sceptycy jednak milkną, zwłaszcza w obliczu potwierdzonych doświadczeń. Oczywiście, nie jest to i nie będzie „napęd Warp"... Ale po kolei. Singleton i Schmidt stworzyli obwód elektryczny, a może raczej przewód, w którym puls prądu wędruje szybciej niż światło w próżni. Wbrew pozorom nie łamie to zasad teorii Einsteina, ponieważ tworzone przez nich impulsy nie są procesem przyczynowo-skutkowym. Sama idea jest zaskakująca, autorzy opisują to w taki oto sposób: wyobraźmy sobie szereg kostek domina, ustawionych sztorcem. Kiedy popchniemy jedną, ta przewróci następne, „impuls" przewracających się kostek będzie wędrował z prędkością zależną od ich rozmiaru, odstępów między nimi, itd. Nigdy jednak nie przekroczy pewnej prędkości, ponieważ jest procesem przyczynowym - każda kostka oddziałuje na następną. Można jednak zbudować urządzenie, które „ręcznie" przewraca każdą kostkę w szeregu. W ten sposób można przewrócić każdy klocek, zanim uderzy go poprzedni. „Impuls" kostek może w ten sposób wędrować szybciej, niemal dowolnie szybko, przestaje bowiem być ciągiem przyczynowym. Ależ to oszustwo, sztuczka - można pomyśleć i owszem, ale to oszustwo działa. Właśnie taką sztuczką posłużyli się dwaj naukowcy, ale w odniesieniu do prądu. „Przewód" w ich wykonaniu jest sterowany szeregiem kontrolowanych obwodów elektrycznych, wzbudzających naładowane elektrycznie cząsteczki w zsynchronizowany sposób. Przy właściwej synchronizacji impulsy prądu wędrują z szybkością większą od nieprzekraczalnego c. Oczywiście żaden obiekt materialny, ani energia nie przekraczają prędkości światła, ale elektromagnetycznie nie ma to znaczenia. Wszystko jedno, jakie jest źródło wzbudzające prąd w obwodzie - emituje on promieniowanie elektromagnetyczne. Samo promieniowanie rozchodzi się oczywiście z prędkością światła. Ale jego kształt zależny jest od prędkości źródła - i o to chodziło w doświadczeniu. Porównanie promieniowania emitowanego przez wzbudzany sztucznie puls prądowy o prędkości mniejszej i większej od prędkości c z promieniowaniem naturalnych źródeł wykazało, że naprawdę można wywołać promieniowanie, które wygląda, jakby wysyłające je cząsteczki poruszały się szybciej od światła. Co się więc dzieje, gdy na przykład impuls trwający normalnie kilka sekund ściśniemy do milisekund? Efekty są zaskakujące. Czoła fal nakładają się na siebie, dając w rezultacie wyjątkowo ostry impuls, obejmujący bardzo szerokie spektrum. Ponadto ściśnięcie powoduje wzmocnienie sygnału, który zanika proporcjonalnie do odległości, zamiast do kwadratu odległości. Co z tego wynika w praktyce? Zastosowanie takiej techniki pozwoliłoby emitować sygnał radiowy z wykorzystaniem znacznie mniejszej energii. Singleton i Schmidt jednak nie zatrzymują się nad takim obiecującym pomysłem, ich cel jest bowiem zupełnie inny. Ich zainteresowanie to astrofizyka, a wspomniane doświadczenie może stanowić wyjaśnienie tajemnicy pulsarów - supergęstych gwiazd neutronowych, które wirując, emitują sygnały radiowe, podobnie do latarni morskiej. Do tej pory zagadką była wyjątkowa ostrość pulsarowych sygnałów, połączona z bardzo szerokim spektrum - czyli właściwości identyczne, jak w wytworzonym laboratoryjnie promieniowaniu. Inna właściwość zbudowanego układu, spadek siły sygnału jedynie proporcjonalnie do odległości, może wyjaśnić jeszcze inną astrofizyczną zagadkę: rozbłyski gamma. Wymyślony przez naukowców mechanizm emitowania promieniowania wyjaśnia wyjątkową siłę wspomnianych rozbłysków. Jak jednak gwiazdy mogą generować takie zjawisko? Razem z wirującym pulsarem obraca się jego pole magnetyczne. Przy stałej prędkości kątowej, zgodnie z prawami geometrii, jego prędkość liniowa rośnie wraz z odległością od źródła, aż wreszcie osiąga i przekracza prędkość światła, wzbudzając w atmosferze gwiazdy prąd, który działa dokładnie tak, jak laboratoryjny układ. W 1890 roku dwóch europejskich fizyków: Oliver Heaviside i Arnold Sommerfeldt opisało teoretycznie podobne zjawisko. Ponieważ jednak stworzona wkrótce teoria Einsteina zabraniała myśleć o prędkości szybszej od światła, o pracy zapomniano. Dziś pomysł powraca, pokazując całkiem nowe, nieznane pole dla nauki.
  11. Wciąż nikt nie potrafi wiarygodnie ocenić, jak wielkie szkody dla środowiska spowoduje wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej, kolejne doniesienia i szacunki wyglądają jednak coraz gorzej. Świat obiegają kolejne zdjęcia martwych, oblepionych ropą ptaków i żółwi. Tym zwierzętom starają się pomagać wolontariusze, jednak nie sposób pomóc zagrożonym przez skażenie wielorybom i delfinom. A tymczasem w głębinach prawdopodobnie rozgrywa się tragedia. Na brzegu znaleziono właśnie pierwszego martwego kaszalota - a gatunek ten zagrożony jest wyginięciem. Wcześniej znajdowano już martwe delfiny. W przeciwieństwie do ptaków, czy żółwi zwierzęta te nie są oblepione smołą, więc trudno mieć pewność, że to właśnie ropa była przyczyną ich śmierci, badacze nie mają jednak raczej wątpliwości. Podkreślają, że w przypadku zwierząt żyjących pod wodą śmierć jest najczęściej skutkiem zatrucia. W przypadku wielorybów i delfinów jest jeszcze jedno zagrożenie: muszą one regularnie wynurzać się na powierzchnię, żeby zaczerpnąć powietrza. Wtedy może następować zatkanie ich dróg oddechowych przez unoszącą się na wodzie ropę. Naukowcy porównują to do zanurzenia nosa w misce z ropą i wykonania głębokiego wdechu. Trzeba zauważyć, że morskie ssaki już wcześniej zmagały się ze skutkami zanieczyszczenia wody, obecne zatrucie ropą może jednak spowodować katastrofę. Badacze obawiają się skutku domino wprowadzenia toksyn do łańcucha pokarmowego. W miarę żywienia się skażonymi rybami z niższych szczebli drabiny pokarmowej, gatunki stojące wyżej będą coraz bardziej odczuwać skutki kumulowania się toksyn w organizmie. A skutki wycieku obliczane są na wiele lat, a nawet dziesięcioleci. Zauważono też, że liczne delfiny uciekają przed z obszaru skażonego ropą w kierunku płytkich wód wybrzeża. Kiedy plama ropy podąży za nimi, znajdą się w pułapce.
  12. Komitet Senatu USA przegłosował ustawę, która, jak twierdzą jej krytycy, pozwoli prezydentowi na wyłączanie części internetu. Teraz ustawa trafi pod obrady Senatu. Zwolennicy Protecting Cyberspace as a National Asset Act mówią jednak, że nowe przepisy w rzeczywistości ograniczają władzę prezydenta nad Siecią. Obecnie obowiązująca Communications Act z 1934 roku daje bowiem prezydentowi prawo do wyłączenia każdego urządzenia lub stacji komunikacyjnej na wypadek wojny. Nowe przepisy przewidują, że prezydent ma prawo do podjęcia natychmiastowej akcji w celu ochrony krytycznych części internetu. Wykonując je prezydent może nakazać właścicielom infrastruktury, by w szczególnych sytuacjach podjęli konkretne działania w celu obrony sieci przed cyberatakiem. Ma on też prawo ogłosić, trwający maksymalnie 120 dni stan cyberzagrożenia. Przedłużenie tego stanu będzie możliwe jedynie za zgodą parlamentu. Krytycy twierdzą jednak, że nowe przepisy bardziej zaszkodzą niż pomogą. Zwracają uwagę na fakt, że rynek zabezpieczeń najlepiej rozwija się bez interwencji państwa, dzięki konkurencyjności i rosnącym wymaganiom. Aż 24 organizacje walczące o wolności obywatelskie skierowały do Senatu list, w którym zauważają, że ustawa przewiduje powołanie Narodowego Centrum Cyberbezpieczeństwa i Komunikacji, daje mu dużą władzę nad krytyczną infrastrukturą, ale nie definiuje, które części krytycznej infrastruktury podlegają tej władzy. Natomiast bez zdefiniowania krytycznej infrastruktury istnieje obawa, ze urzędnicy zyskają władzę nad elementami internetu, które są codziennie używane przez Amerykanów do korzystania z prawa do swobodnej wypowiedzi i dostępu do informacji. Potrzebne jest wprowadzenie zmian, które dadzą gwarancję, że cyberbezpieczeństwo nie będzie sprzeczne z wolnością słowa, prywatnością i innymi wolnościami obywatelskimi - apelują autorzy listu.
  13. Rekiny i karmazyny stanowią rezerwuary multiantybiotykoopornych bakterii. Nie wiadomo, jakie jest ich pierwotne źródło, ale odkrycie zaskoczyło amerykańskich biologów (Journal of Zoo and Wildlife Medicine). Wykrycie jakiejś lekooporności nie jest czymś nieoczekiwanym, ale byliśmy zdumieni jej nasileniem i liczbą wchodzących w grę [a właściwie z niej wypadających] antybiotyków – opowiada Jason Blackburn, ekolog z Uniwersytetu Florydzkiego, który prowadził opisywane badania jeszcze podczas studiów na Uniwersytecie Stanowym Luizjany. Rekiny pływające u wybrzeży archipelagu Florida Keys i Belize okazały się "inkubatorami" bakterii opornych na: amikacynę, ceftazydym, chloramfenikol, ciprofloksacynę, doksycyklinę, penicylinę, piperacylinę, sulfametoksazol i tykarcylinę. W odróżnieniu od nich ryby z okolic niewielkiej wyspy Martha's Vineyard (Massachusetts) oraz u wybrzeży Luizjany były nosicielami najmniejszej liczby antybiotykoopornych szczepów. Autorzy studium nie dysponowali, niestety, wystarczającą liczbą próbek, by móc się pokusić o statystyczne porównywanie różnych populacji dzikich rekinów i karmazynów, ale w rekordowych przypadkach znajdowali bakterie oporne na 13 antybiotyków. Biolodzy sądzą, że to i tak niedoszacowana skala zjawiska. Skąd wzięły się u rekinów i karmazynów te bakterie? Nie wiadomo. Gatunki, którymi się zajmowaliśmy, są tzw. drapieżnikami alfa i zajmują w morskim łańcuchu pokarmowym mniej więcej taką samą pozycję, co ludzie. Blackburn i inni zamierzają śledzić źródła antybiotykooporności w poszczególnych lokalizacjach. Nie zrażają się tym, że samym rekinom najwyraźniej nie szkodzi, że stanową rezerwuar tylu mikrobów. Zespół sądzi, że albo ofiary rekinów strawiły antybiotykooporne bakterie, albo bakterie w przewodzie pokarmowym ryb chrzęstnoszkieletowych zetknęły się w jakiś sposób z lekami. W niektórych miejscach może chodzić o kontakt ze ściekami spływającymi z oczyszczalni, zaś np. koło Belize źródłem ekspozycji na antybiotyki są najpewniej sami ludzie, którzy pływają z łagodnymi rekinami wąsatymi (Ginglymostoma cirratum) i próbują je głaskać czy dotykać. Nie bez znaczenia pozostaje też wiek ryb. Okazało się bowiem, że u starszych karmazynów występowała silniejsza lekooporność niż u młodszych rekinów Carcharhinus brevipinna, choć oba gatunki żywiły się tymi samymi rybami (próbki pobierano w wodach Luizjany w pobliżu platform wiertniczych). Mając to na uwadze, biolodzy zamierzają określać zmiany antybiotykooporności na przestrzeni życia pojedynczego osobnika. Pewne gatunki rekinów łatwiej śledzić niż inne. Rekiny wąsate są powolne i na tyle potulne, że można je schwytać, oznakować, a potem obserwować. Żarłacze tępogłowe (Carcharhinus leucas) bardzo trudno złapać ponownie, dlatego po otagowaniu musiałyby być trzymane w niewoli. Jak widać, wybór modelu do badań jest oczywisty – rekin wąsaty. Amerykanie mają nadzieję na powiększenie próby badawczej. Wtedy można by zidentyfikować gatunki lekoopornych bakterii.
  14. Ostre zapalenie często bywa przyczyną śmierci pacjenta. A pojawić się może ono z wielu przyczyn i okazji: silnych infekcji bakteryjnych, operacji chirurgicznych, zranień i oparzeń, transplantacji organów, sporadycznie nawet po wykonaniu transfuzji krwi. Ostrą reakcję zapalną organizmu mogą wywołać też niektóre substancje chemiczne. Naukowcy Centrum Nauk Medycznych Uniwersytetu Utah pod kierownictwem Jerry'ego Kaplana znaleźli nowy sposób hamowania reakcji zapalnej, który może doprowadzić do powstania nowych skutecznych leków. Odkrytym środkiem jest hepcydyna (ang. Hepcidin - hepatic bactericidal protein). Ten powszechnie znany hormon odpowiada za regulację poziomu żelaza w organizmie. Zaobserwowano jednak, że pojawia się we krwi w większych ilościach podczas zapaleń. Testy in vitro oraz in vivo dowiodły, że znacząco obniża on reakcję zapalną i redukuje jej negatywne skutki. Jako wyzwalaczy reakcji zapalnej użyto trzech substancji: lipopolisacharydu (LPS) - toksyny pokrywającej bakterie i rozpoznawanej przez system odpornościowy; poly I:C - kwasu znajdowanego w wirusach, używanego często do wywoływania zapaleń oraz terpentyny - popularnego rozpuszczalnika, którego drażniące działanie również wywołuje reakcję. W pierwszym doświadczeniu makrofagi - komórki układu odpornościowego wyhodowane w laboratorium - poddawano działaniu tych substancji. Połowa z nich była jednak wcześniej „zaszczepiona" hepcydyną. Komórki kontrolne, niepoddane takiemu zabiegowi, wykazywały wyraźnie wyższy stopień reakcji zapalnej niż leczone hepcydyną. W głównym eksperymencie takiemu samemu zabiegowi poddano myszy. Grupa kontrolna dostawała iniekcję z płynu fizjologicznego, podczas gdy pozostałym myszom podawano hepcydynę. Po dwóch godzinach sprawdzano reakcję na czynniki prozapalne: lipopolisacharyd, kwas poly I:C oraz terpentynę. U myszy, które dostały sól fizjologiczną, zaobserwowano spadek temperatury ciała, poziom cytokin podniósł się znacząco, a reakcja na stan zapalny była tak silna, że nie mogły się poruszać. U myszy poddanych iniekcji z hepcydyny reakcja zapalna była znacznie mniejsza, zachowały one zdolność poruszania się i wykazywały jedynie nieznaczne objawy choroby. Dodatkowym atutem hepcydyny podczas zwalczania zapalenia wywołanego infekcją bakteryjną jest jej główna funkcja: zmniejszanie poziomu żelaza we krwi. Ponieważ czynniki chorobotwórcze również potrzebują żelaza, zmniejszenie jego ilości utrudnia im rozprzestrzenianie się. Związek między metabolizmem żelaza a reakcją zapalną organizmu nie jest jeszcze jasny. Potrzebne są dalsze badania i wreszcie testy kliniczne na ludziach, ale zespół Jerry'ego Kaplana uważa perspektywy za bardzo obiecujące: nowy lek mógłby uratować życie wielu ludziom.
  15. Resweratrol, polifenol występujący głównie w skórkach winogron, ale także w orzeszkach ziemnych czy owocach morwy i czarnej porzeczce, zahamowuje niekontrolowany rozrost naczyń krwionośnych w oku. Dr Rajendra S. Apte ze Szkoły Medycznej Washington University w St. Louis uważa, że odkrycia jego zespołu uda się wykorzystać przy próbach zachowania wzroku u osób z retinopatią cukrzycową, wcześniaczą czy ze związanym z wiekiem zwyrodnieniem plamki żółtej (ang. age-related macular degeneration, AMD). Powstawanie nowych naczyń, czyli angiogeneza, zachodzi także w przebiegu choroby nowotworowej czy miażdżycy – zarówno bowiem guz, jak i blaszka potrzebują do wzrostu dostępu do naczyń. Amerykanie prowadzili eksperymenty na mysich siatkówkach. Okazało się wtedy, że resweratrol może hamować angiogenezę. Wiele studiów wskazywało na resweratrol jako na związek zapobiegający starzeniu, dlatego skoro interesowaliśmy się chorobami oczu związanymi z wiekiem, postanowiliśmy sprawdzić, czy istnieje jakiś związek na niwie okulistycznej. Pojawiały się raporty na temat wpływu resweratrolu na naczynia krwionośne w innych częściach ciała, ale nie było dowodów na jakiekolwiek efekty dotyczące oczu – opowiada Apte. Zespół z St. Louis badał myszy, u których po zabiegu laserem w siatkówce rozwinęły się nieprawidłowe naczynia. Okazało się, że kiedy gryzoniom podawano resweratrol, naczynia zanikały. Laboratoryjne badanie komórek naczyń krwionośnych ujawniło szlak odpowiedzialną za ochronne działanie resweratrolu. Chodzi o szlak regulowany eEF2, czyli kinazą czynnika elongacyjnego eEF2. Było to spore zaskoczenie, ponieważ wcześniejsze studia nad wpływem resweratrolu na starzenie i otyłość wskazywały na zupełnie inny mechanizm: oddziaływania między polifenolem a białkami zwanymi sirtuinami. Tutaj zaś w ogóle go nie zaobserwowano. Zidentyfikowaliśmy nowy szlak; niewykluczone, że obiorą go sobie na cel przyszłe metody terapii. Wierzymy, że może on być zaangażowany w związane z wiekiem choroby oczu i inne przypadłości, gdzie angiogeneza odgrywa destrukcyjną rolę. Apte podkreśla, że wielu pacjentów może woleć resweratrol od obecnych metod leczenia chorób siatkówki, ponieważ te ostatnie podaje się w formie zastrzyków do wnętrza oka (iniekcji doszklistkowych), a polifenol zażywa się doustnie. W dodatku resweratrol dobrze się wchłania. U myszy nie tylko skutecznie zapobiegał on angiogenezie, ale i eliminował naczynia, które już się zaczęły tworzyć. To może być terapia prewencyjna dla osób z grupy wysokiego ryzyka. Amerykanie zastrzegają, że mysi model zwyrodnienia plamki żółtej nie jest identyczny ze skutkami choroby u ludzi. Poza tym gryzoniom podawano bardzo duże dawki resweratrolu, o wiele większe od występujących w kilku butelkach czerwonego wina. Oznacza to, że w tego typu terapii u ludzi trzeba by stosować tabletki, nikt nie byłby bowiem w stanie zapewnić sobie takich stężeń polifenolu samą dietą.
  16. Po wieloletnich sporach jest szansa, że powstanie, przeznaczona dla treści pornograficznych, domena najwyższego rzędu .xxx. ICANN udzielił wstępnego poparcia projektowi powołania takiej domeny. To z kolei oznacza, że proces jej zatwierdzenie może toczyć się szybką ścieżką. Powstanie domeny .xxx mogłoby ułatwić życie wielu internautom, którzy chcą uniknąć pornograficznej zawartości. Zainteresowanie nową domeną jest bardzo duże. Już w tej chwili wstępnie zarezerwowano w niej 11 000 adresów. Walka o .xxx trwa od 2005 roku. Wówczas domena uzyskała wstępną akceptację, ale sprzeciwili się jej konserwatywni politycy. ICANN też był przeciw, gdyż jego przedstawiciele obawiali się, że powstanie takiej domeny spowoduje, iż organizacja zostanie zobowiązana do nadzorowania zawartości domeny. W lutym bieżącego roku amerykańscy sędziowie orzekli, że ICANN nie miał podstaw do odmowy rejestracji .xxx. Organizacja zaakceptowała wyrok i rozpoczęła konsultacje dotyczące jej ustanowienia.
  17. Przewidywania specjalistów, którzy prognozowali że urządzenia Move (Sony) i Kinect (d. Natal, Microsoft), zmienią rynek konsoli, nie spełnią się tak łatwo. Firma Activision, jeden z najbardziej znanych producentów gier, ostrożnie podchodzi do nowych propozycji obu gigantów. Menedżerowie Activision obawiają się, że Move i Kinect będą zbyt drogie, by zdobyć rynek. A to z kolei oznacza, że firmie nie opłaca się inwestować w rozwój gier wspierających obie technologie. "Myślę, że Move i Kinect będą interesującymi propozycjami dla niektórych, ale nie dla każdej gry. Dlatego też najpierw zobaczymy, jak bardzo się one rozpowszechnią" - powiedział Thomas Tippl z Activision. Na razie ostateczna cena obu technologii nie jest znana. Sony wyceniło bowiem wszystkie trzy komponenty osobno. I tak kontroler Move kosztuje 50 USD, kamera Playstation Eye - 40 USD, a za dodatkowy kontroler z analogowym dżojstikiem trzeba zapłacić 30 dolarów. Inne ceny mogą obowiązywać przy sprzedaży urządzeń z grami czy z konsolami. Z kolei w Microsfot Store przy urządzeniu Kinect widnieje cena 149,99 USD, jednak znajduje się tam również informacja, że nie jest to oficjalna ostateczna oferta. Ostrożne stanowisko Activision każe jednak przypuszczać, że jeśli w ciągu najbliższych miesięcy Move lub Kinect nie okażą się wielkimi przebojami, to raczej w bieżącym roku na rynek nie trafią żadne gry obsługujące te technologie.
  18. Baterie słoneczne są znane od bardzo dawna. Mimo, że dają one energię elektryczną „za darmo" na drodze do ich upowszechnienia stoi cena produkcji - świadomość, że pieniądze zainwestowane w zasilanie energią słońca zwrócą się nie wiadomo kiedy, nie zachęca kupujących. Nawet nacisk na ekologię i zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych niewiele w tej materii zmienił. Od dawna szukano lepszych rozwiązań, przede wszystkim tańszych, licząc, że nawet niższa wydajność za znacznie obniżoną cenę zwiększy dostępność tej technologii. Z drugiej strony poszukuje się sposobów na zwiększenie wydajności. Te dwa dążenia pogodzi technologia wdrażana właśnie w firmie Semprius. Wydajność typowych komercyjnych ogniw, opartych na krystalicznym krzemie wynosi 14-19%, na tańszym krzemie amorficznym zaledwie 8%. Zwiększyć można ją w zasadzie bardzo łatwo, zamiast krzemu stosując arsenek galu lub arsenek selenu, teoretycznie nawet do około 40%. Niestety, dwukrotny przyrost wydajności kosztuje aż sto razy więcej - taka jest różnica w cenie technologii krzemowej i arsenkowej, czyniąc tę drugą całkowicie nieopłacalną w komercyjnych zastosowaniach. Na arsenek galu z nadzieją spoglądają nie tylko technolodzy od ogniw fotowoltaicznych, ale także elektroniki półprzewodnikowej. Zastąpienie krzemu arsenkiem galu pozwoliłoby na budowę znacznie szybszych układów scalonych, nad technologiami pracuje na przykład Intel. Cały czas przeszkodę stanowi jednak cena, która jest pochodną skomplikowanego procesu produkcji. Żeby wyprodukować panel słoneczny z arsenku galu, trzeba wyhodować odpowiednio czyste kryształy tego półprzewodnika. Odbywa się to w warunkach wysokiej próżni, w wysokiej temperaturze, gdzie w odpowiedniej komorze kontrolującej warunki kryształ rośnie na specjalnym podłożu. Bardzo drogim podłożu. Później jest cięty na na kawałki, składany i mocowany. Podczas cięcia niestety zniszczeniu ulega kosztowne podłoże, a otrzymujemy tylko jedną warstwę kryształu, czyste marnotrawstwo. Dodatkowy koszt to czas procesu: przygotowanie, a potem opróżnienie komory trwa dłużej, niż sam proces hodowania półprzewodnika. Ale nie ma problemu nie do rozwiązania Sposób na ominięcie tych trudności opracował profesor John Rogers, wykładowca materiałoznawstwa i inżynierii na Uniwersytecie Illinois w Urbana-Champaign. Znalazł on sposób na jednoczesne wytwarzanie wielu cienkich warstw krystalicznego arsenku galu bez żadnej utraty jakości. W opracowanej przez niego technologii szereg warstw rośnie jednocześnie, warstwy pożądanego przez nas półprzewodnika przedzielone są bowiem rosnącymi jednocześnie warstewkami arsenku glinu. Taki produkt jest następnie kąpany w roztworze chemicznym, który rozpuszcza niepotrzebny arsenek glinu. W wyniku otrzymujemy błony krystalicznego arsenku galu, gotowe do wykorzystania. Jak łatwo się domyślić, każda dodatkowa warstwa wytwarzana jednocześnie to mniejszy koszt. Hodując ich po dziesięć otrzymujemy już dziesięciokrotny spadek kosztów podłoża i taką samą oszczędność czasu. Ponieważ technologia jest w pełni skalowalna, realne jest jednoczesne wytwarzanie stu, czy więcej błon. Dodatkowy zysk to oszczędność materiału, niebagatelny, zważywszy na koszt arsenku galu. Technologia wdrażana w firmie Semprius w Durham, w Północnej Karolinie, ma też inne zalety. Otrzymane błony można łatwo umieszczać na dowolnych podkładach, również giętkich, otrzymując ogniwa elastyczne. Prof. Rogers opracował kilka lat temu analogiczną technologię do wytwarzania wielkoformatowych błon z krystalicznego krzemu, obecnie zaadoptował ją właśnie do arsenku galu. Zapewnia, że metoda nadaje się do każdego krystalicznego półprzewodnika, jest to tylko kwestia znalezienia odpowiedniego materiału oddzielającego, który można bezpiecznie rozpuścić. W planach ma znalezienie właściwej formuły chemicznej dla azotku galu, który pracuje dobrze w widzialnym spektrum światła. W przeciwieństwie do wielu dotąd wymyślonych sposobów na lepsze ogniwa słoneczne, które zakończyły żywot na etapie prototypu, ta technologia ma szansę naprawdę wywołać małą rewolucję - firma Semprius zapowiada dostarczenie na rynek pierwszych komercyjnych egzemplarzy jeszcze przed końcem roku.
  19. Na przebieg kontaktów międzyludzkich wpływają fizyczne właściwości przypadkowych obiektów. Sędziowie mogą zatem ferować cięższe wyroki, siedząc na twardszych krzesłach, podczas gdy aplikacje w sprawie pracy wydają się zatrudniającemu bardziej rzeczowe, jeśli poda mu się je na masywniejszej podkładce. Psycholodzy z 3 uczelni – Uniwersytetu Harvarda, Yale University i MIT-u – przypuszczają, że dotyk, pierwszy rozwijający się u człowieka zmysł, przez całe życia stanowi "opokę", na której opieramy swoje społeczne osądy i decyzje. Dotknięcie czegoś uruchamia ciąg skojarzeń. W badaniach nad zachowaniem dotyk pozostaje najbardziej chyba niedocenianym zmysłem. Nasze studium sugeruje, że powitanie angażujące dotyk, takie jak uścisk dłoni czy pocałunek, może mieć krytyczny, choć nieświadomy, wpływ na przebieg kontaktów – tłumaczy Christopher C. Nocera z Wydziału Psychologii Harvarda. Autorzy studium uważają, że pierwsze wrażenie podlega silnemu wpływowi środowiska dotykowego, dlatego sprawowanie nad nim kontroli powinno być szczególnie ważne dla negocjatorów, osób przeprowadzających sondaże, szukających pracy czy w inny sposób zależnych od [efektów] komunikacji interpersonalnej. Amerykanie przeprowadzili 4 eksperymenty, w ramach których sprawdzali, jak waga, tekstura i twardość obiektu wpływają na oceny dotyczące niezwiązanych z przedmiotami sytuacji. Chcąc określić wpływ wagi, którą uznaje się wskaźnik znaczenia ("sprawa dużej wagi"), ochotnikom oceniającym podania o pracę dokumenty podawano na lekkich bądź masywnych podkładkach. Okazało się, że kandydaci od aplikacji na twardej podkładce byli uznawani za lepiej wykwalifikowanych i podchodzących bardziej rzeczowo do sprawy zatrudnienia. Sami sędziowie sądzili też, że ich dokładność w wykonaniu zadania ma większe znaczenie. W badaniu z teksturami wolontariusze układali gładkie bądź chropowate puzzle, a potem wysłuchiwali historii dotyczącej przebiegu kontaktu społecznego. Ludzie dotykający szorstkich klocków częściej analogicznie opisywali interakcję: jawiła im się jako chaotyczna i szorstka. Psycholodzy zrealizowali też dwa eksperymenty związane z twardością. W pierwszym ludzie dotykali miękkiego koca lub twardego bloczka z drewna. Potem opowiadano im dwuznaczną historię o spotkaniu szefa z pracownikiem. Podgrupa od koca opisywała tego pierwszego jako bardziej surowego. W drugim eksperymencie ochotnicy targowali się o cenę nowego samochodu. Ludzie siedzący na twardszych krzesłach byli mniej elastyczni (kolejne oferty różniły się od siebie w niewielkim stopniu), a jednocześnie uważali swoich przeciwników za bardziej zatwardziałych i mniej emocjonalnych od siebie. Ludzie często sądzą, że poznawanie nowych rzeczy odbywa się głównie za pośrednictwem oczu. Choć informacyjna moc wzroku jest niezaprzeczalnym faktem, to jednak nie wszystko. Typowa reakcja na nieznany obiekt wygląda bowiem następująco: z wyciągniętą ręką i otwartą dłonią pytamy, czy możemy coś zobaczyć. Taka reakcja sugeruje, że badanie nie ogranicza się wyłącznie do wzroku, ale stanowi raczej sumę widzenia, czucia, dotykania i manipulowania nieznaną rzeczą – wyjaśnia Nocera.
  20. Zespół złożony z naukowców z czterech uczelni wyższych dokonał przełomu, który może przyczynić się do powstania komputerów kwantowych zbudowanych z... krzemu. Uczeni z University of Surrey, University College London, Herriot-Watt University oraz Instytutu Fizyki Plazmy z Utrechtu byli w stanie, po raz pierwszy w historii, kontrolować w krzemie zdolność elektronu do przebywania w dwóch miejscach jednocześnie. Elektron umieszczono w dwóch różnych miejscach za pomocą niezwykle intensywnych, krótkotrwałych impulsów lasera pracującego w dalekiej podczerwieni. W ten sposób, dzięki laserowi Dutch Felix stworono kwantową superpozycję elektronu. Oznacza to, że zbudowanie bazującego na krzemie komputera kwantowego może być w zasięgu ręki - powiedział profesor Ben Murgin z University of Surrey. W najbliższych latach mogą powstać pierwsze urządzenia dokonujące obliczeń dzięki nowej technice opracowanej przez brytyjsko-holenderski zespół.
  21. Viacom przegrał z Google'em pierwszą potyczkę dotyczącą naruszania praw autorskich przez serwis YouTube. W marcu 2007 Viacom oskarżył wyszukiwarkowego giganta, że należące doń YouTube celowo naruszyło prawa do filmów i domagał się miliarda dolarów odszkodowania. Jednak sędzia Louis Stanton nie dał wiary twierdzeniom Viacomu, jakoby YouTube nie zrobił wystarczająco dużo, by zapobiec umieszczaniu w serwisie chronionych prawem autorskim treści. Przedstawiciele Google'a z zadowoleniem przyjęli wyrok. "To znaczące wydarzenie, gdyż ustanawia precedens w amerykańskim prawie autorskim i w internecie. Możliwe bowiem, że w przyszłości przed sądy trafią podobne sprawy" - oświadczył Google. Eric Goldman, dyrektor High Tech Law Institute zauważył, że gdyby sąd orzekł na korzyść Viacomu, mogłoby to oznaczać kolosalne zmiany w sieci. Serwisy dające użytkownikom możliwość umieszczania własnych plików musiałyby bowiem przeprowadzić znaczne zmiany w swojej polityce. Viacom jest niezadowolony z wyroku i już zapowiedział apelację.
  22. Na Antarktydzie powstała niedawno specyficzna jak na panujące tam warunki pogodowe subkultura – śnieżnych nudystów (choć niektórzy woleliby ich raczej nazywać rozebranymi morsami). Przy średniej temperaturze sięgającej minus pięćdziesięciu stopni Celsjusza przedstawiciele różnych narodowości biorą udział w nagich biegach. O najnowszych trendach opowiedział na konferencji "Antarktyczne wizje: kulturalne perspektywy południowego kontynentu", która odbywa się w tym tygodniu na Uniwersytecie Tasmańskim, niezależny naukowiec i publicysta dr Chris Cormick. Ujawnił on, że w tzw. biegu "Bliz Run" uczestniczą Australijczycy ze wszystkich trzech "kangurzych" stacji: Davis, Casey i Mawson. Konkurencja ta wymaga, by osoba przegrywająca zakład czy rundę gry rozebrała się i obiegła budynek mieszkalny. To około 100 metrów, ale w takich warunkach nawet 10 m wydaje się sporą odległością. Nowozelandczycy ze stacji letniej upodobali sobie jezioro Vanda. Skok do lodowatej wody zapewnia członkostwo w Królewskim Klubie Pływackim Jeziora Vanda (Royal Lake Vanda Swim Club). Krążą nawet pogłoski, że przed objęciem stanowiska, jego kartę zdobyła była premier Nowej Zelandii Helen Clark. Amerykanie z Amundsen-Scott South Pole Station ponoć regularnie uprawiają nagie biegi po wyjściu z sauny. Śmiałek może stać się członkiem Klubu 300 (300 Club), ale musi się zdecydować na rundkę przy temperaturze poniżej minus 73 stopni Celsjusza. Dr Cormick twierdzi, że czuł się zobowiązany, by opowiedzieć o tego typu praktykach, ponieważ są one tyleż rozpowszechnione, co nieznane szerszemu (czytaj: oficjalnemu) gronu. Historycy, pisarze i badacze polegają na oficjalnych zapiskach, ale fakt, że coś się w nich nie pojawiło, wcale nie oznacza, że dane zjawisko nie istnieje.
  23. U większości gatunków pszczół, gdy robotnice składają jaja, zawsze wylęgają się z nich trutnie. Wyjątkiem są pszczoły południowoafrykańskie (Apis mellifera capensis). Składają one jaja, z których wylęga się potomstwo płci żeńskiej, ale tylko wtedy, kiedy umiera królowa. Madeleine Beekman i Ben Oldroyd z Uniwersytetu w Sydney usunęli z ośmiu kolonii pszczół południowoafrykańskich królowe i ich jaja. Okazało się, że trutówki fizjologiczne – czyli robotnice z rozwiniętymi i funkcjonującymi jajnikami - niemal natychmiast złożyły własne jaja. Australijczycy ponownie umieścili w ulach jaja matek, lecz robotnice wolały wykarmiać na nowe królowe własne larwy (Molecular Ecology). Entomolodzy uważają, że zachowanie A. m. capensis ułatwia ich hodowlę. Śmierć królowej nie stanowi bowiem większego problemu.
  24. Francuska organizacja La Quadrature du Net, dotarła do dokumentu, z którego wynika, że Unia Europejska chce wprowadzić do negocjowanej umowy ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) zapisy przewidujące kary więzienia za naruszenie praw autorskich. Dokumenty, które wyciekły, wskazują, że kraje członkowskie UE chcą wprowadzenia kar więzienia za niekomercyjne użycie w internecie dzieł chronionych prawem autorskim oraz za 'inicjowanie i pomaganie' co jest tak szeroką definicją, iż może dotyczyć każdej usługi internetowej czy wyrażania opinii kwestionującej politykę ochrony praw autorskich - stwierdził Jeremie Zimmermann z La Quadrature. W najbliższych dniach w Szwajcarii odbędzie się dziewiąta runda negocjacji ACTA.
  25. Jeszcze na początku ubiegłego wieku wyobrażano sobie Wenus jako planetę bagnistą, gorącą, ale pełną tropikalnego życia. Taka wizja dominowała jeszcze we wczesnej literaturze fantastyczno-naukowej. Badania wykonane przez radzieckie i amerykańskie sondy zburzyły ten piękny obraz: Wenus jest gorącym piekłem, gdzie temperatura wynosi pięćset stopni, a wody prawie nie ma. Gdyby całą wodę na Ziemi rozlać równo na całej jej - płaskiej oczywiście - powierzchni, utworzyłaby wszechocean o głębokości trzech kilometrów. Gdyby taką operację powtórzyć na Wenus, wyciskając całą parę wodną z atmosfery, powstałaby wszechkałuża o głębokości trzech centymetrów. Porównanie dobitne, ale przecież obie te planety mają wiele podobieństw, jak zapewnia Hľkan Svedhem, naukowiec biorący udział w projekcie. Podobną wielkość, masę, skład. Tylko ta temperatura i brak wody. Ale dzięki badaniom sondy Venus Express, wysłanej przez Europejską Agencję Kosmiczną, odkrywamy inne podobieństwa. Wiadomo już na pewno, że kiedyś nasza siostrzana planeta miała wodę i to w ilości pozwalającej na powstanie oceanów. Skąd wiadomo? Wyliczono, jak wiele wody Wenus traciła przez miliardy lat. Mechanizm utraty wody jest ciekawy, bo niespotykany u nas: intensywne promieniowanie ultrafioletowe bliskiego Słońca niesie tak dużą energię, że powoduje rozbijanie cząsteczek H2O na jony tlenu i wodoru. Te, jako lekkie gazy, łatwo uciekają w przestrzeń kosmiczną. Ucieczkę rejestruje sonda, proporcje zaś traconych gazów odpowiadają składowi wody. Mając dane ilościowe łatwo obliczyć, jak wiele wody musiała zawierać atmosfera Wenus w konkretnym czasie. Sam fakt tego zjawiska, a także wyliczenia, potwierdzone są przez zaobserwowane gromadzenie się ciężkiej odmiany wodoru w górnych partiach atmosfery planety: deuter, jako cięższy, ucieka znacznie mniej chętnie, niż zwykły wodór. Wody zatem, jak zapewnia Colin Wilson z Uniwersytetu w Oksfordzie, kiedyś było pod dostatkiem, ale czy tworzyła ona oceany? To zagadnienie interesuje szczególnie naukowców zajmujących się możliwością powstania życia na dawnej Wenus. Obecne dane nie pozwalają na stwierdzenie tego z cała pewnością, ale według obecnych modeli raczej nie. Eric Chassefičre z Uniwersytetu Paris-Sud wykonał symulację, z której wynika, że wody było dużo jedynie na bardzo wczesnym etapie rozwoju planety i była ona wyłącznie atmosferyczna. Powierzchnia planety była wówczas jeszcze w stanie ciekłym, ubytek pary wodnej w atmosferze spowodował spadek temperatury i zestalenie się gruntu. Wówczas wody pozostało już niewiele. Istnieje oczywiście możliwość, że w późniejszym okresie tworzyły się niewielkie zbiorniki z wody dostarczanej przez zderzające się z planetą komety, ale morza są wedle współczesnej wiedzy wykluczone. Kwestia podobieństw między Ziemią a Wenus będzie jedną z kwestii poruszanych na międzynarodowej konferencji we francuskim Aussois, która rozpoczyna się w tym tygodniu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...