Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37663
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    249

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Ziemia, nasza planeta jest chroniona przed niebezpiecznym dla życia promieniowaniem kosmicznym i słonecznym dzięki swojemu polu magnetycznemu, które otula ją swoim kokonem. Naładowane elektrycznie cząstki „ześlizgują się" po liniach pola i omijają naszą planetę. To coś, za co powinniśmy być wdzięczni, bo nie wszystkie planety posiadają takie pole ochronne. Są też jednak planety, których pole magnetyczne jest znacznie silniejsze od ziemskiego. Na przykład Jowisz. To, co jest zaletą dla życia na planecie chronionej takim „polem siłowym", może być problemem dla kogoś z zewnątrz, kto zechce taką planetę zbadać. To dlatego, że takie pole samo jest źródłem silnego promieniowania. Na Jowiszu życia najpewniej nie ma, ale jego pole magnetyczne jest co najmniej kłopotliwe dla ziemskich misji badawczych. Promieniowanie, naładowane elektrycznie i rozpędzone cząsteczki, którymi „sieje" gazowy olbrzym i jego księżyce, to poważne zagrożenie dla delikatnej aparatury sond. Dlatego misja badawcza Juno planowana jest w szczególny sposób. Jowisza badała już misja Galileo w latach 1995-2003, ale nie wchodziła ona w obszar największego zagrożenia i dlatego jej elektronice wystarczała stosunkowo umiarkowana osłona. Trzeba też zauważyć, że w miarę postępu układy elektroniczne stają się coraz bardziej skomplikowane i podatne na zakłócenia. Sonda Juno będzie zmuszona przechodzić przez strefę największego promieniowania, wokół równika planety. Konieczna jest więc solidna osłona antyradiacyjna, która ochroni główny komputer, układy zarządzania energią, elektronikę przyrządów pomiarowych i drobniejsze układy. Całość zamknięta będzie w sześciennym „sejfie", którego każda ściana ma prawie metr kwadratowy powierzchni, centymetr grubości i 18 kilogramów wagi. Na materiał osłony wybrano tytan. Ołów stanowiłby co prawda lepszą osłonę, ale jest zbyt miękki, żeby przetrzymać wibracje startowe, z innymi materiałami trudno zaś pracować. Sama osłona to jednak mało, żeby serce i mózg sondy wytrzymały piętnastomiesięczną misję wokół Jowisza. Dlatego większość elektroniki wykonano nie z krzemu, ale z tantalu i wolframu. Wszystkie układy zapakowane są ciasno, aby chroniły się wzajemnie. Wszystkie połączenia i kable chronione są koszulkami z metalowego oplotu. Również trajektoria sondy projektowana jest tak, by zminimalizować ekspozycję na promieniowanie. Obecnie pancerna skrzynia, przez którą Juno nazywany jest żartobliwie „czołgiem" jest instalowana na swoim miejscu i poddawana wymagającym testom. Do startu pozostał jeszcze ponad rok, ale to wbrew pozorom nie jest dużo czasu. Do 5 sierpnia 2011 wszystko musi być przygotowane i sprawdzone setki razy, żeby zagwarantować powodzenie misji kosztującej 700 milionów dolarów.
  2. Poziom wody w oceanach mierzony jest odkąd tylko pojawiły się możliwości techniczne takich badań. Dziś zgromadzone dane okazują się przydatne w wielu projektach naukowych, zwłaszcza dotyczących klimatu i wpływu człowieka. Pomiary prowadzone od lat sześćdziesiątych wskazują, że poziom niektórych obszarów Oceanu Indyjskiego się podnosi i jak uważa profesor Weiqing Han, powodem jest działalność człowieka i globalne ocieplanie się klimatu. Co ciekawe, w innych rejonach świata poziom oceanu się obniża. Ten trzeci na świecie ocean, zajmujący 20% całego wszechoceanu, rozciąga się od zachodnich wybrzeży Afryki po Australie i Malaje. Głównym rolę w procesie podnoszenia się poziomu wody jest tzw. ciepły basen indo-pacyficzny, akwen o kształcie wanny zaczynający się od Afryki i ciągnący aż do umownej linii zmiany daty na Oceanie Spokojnym. Przez ostatnie 50 lat jego temperatura podniosła się o pół stopnia Celsjusza. Weiqing Han, naukowiec z Uniwersytetu Kolorado w Boulder uważa, że przyczyną jest działalność człowieka, a konkretnie emisja gazów cieplarnianych. Jego zdaniem procesy cywilizacyjne wkrótce zdominują naturalną zmienność temperatury i poziomu oceanu. W tym rejonie świata dotknie to zwłaszcza Archipelag Maskarenów, wybrzeża Indonezji, Sumatrę i cały północny skraj Oceanu Indyjskiego. Jednak podczas gdy na jednych obszarach poziom oceanu się podnosi, w innych opada. Szczególnie duże obniżenie się poziomu wody można obserwować na Seszelach czy na wybrzeżu Tanzanii. Poziom oceanu nie daje się więc określić jedną liczbą, ani uporządkować jednym schematem. Głównym motorem zmian i nierówności w poziomie wody jest klimat, w szczególności cyrkulacja powietrza. Główną rolę odgrywają tu komórka Walkera - związana z różnicą temperatur wzdłuż równika oraz komórka Hadleya - związana z wymianą powietrze między strefą równikową a resztą globy. Elementem obu tych komórek są pasaty. Międzynarodowy zespół badawczy wykorzystał najnowsze modele klimatyczne do analizy tego zjawiska. Jak się okazuje, nie występują znaczące różnice w poziomie morza wokół Malediwów, jeśli porównuje się dane z różnych pór roku. Natomiast analiza zmian poziomu morza według danych mierzonych jedynie zimą wykazuje długofalowy wzrost poziomu oceanu. Malediwy, najmniejszy kraj Azji, składający się z ponad tysiąca wysepek, jest najczęstszym przykładem zagrożeń klimatycznych. Średni poziom lądu tam to bowiem zaledwie pięć stóp ponad poziomem morza, każdy więc, nawet niewielki wzrost jego poziomu oznacza zalanie dużych obszarów i zagrożenie dla 300 tysięcy mieszkańców tego państwa.
  3. Naukowcy zidentyfikowali dwa nowe gatunki ryb z rodzaju Halieutichthys. Podobnie jak pierwsza z naleśnikowatych ryb nietoperzy Halieutichthys aculeatus, znana też pod hiszpańską nazwą kolczasty diabełek (Diablito espinoso), żyją one na dużych głębokościach i poruszają się po dnie, podpierając się płetwami w tym samym stylu, co używający do tego celu skrzydeł maszerujący po lądzie nietoperz. Niestety, zarówno H. intermedius, jak i H. bispinosus żyją w całości bądź częściowo na terenach katastrofy ekologicznej spowodowanej przez BP. Obszar występowania jednej z opisanych przez nas ryb ogranicza się wyłącznie do rejonu wycieku ropy – twierdzi John Sparks z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Skoro w Zatoce Meksykańskiej stale odkrywamy nowe gatunki ryb, proszę sobie wyobrazić, jak duża jest nieznana nam różnorodność, a zwłaszcza mikroróżnorodność, poza nią. W artykule opublikowanym w piśmie Journal of Fish Biology Amerykanie zwracają uwagę na fakt, że istnienie naleśników umknęło uwadze nie tylko badających zatokę naukowców, ale i rybaków. Tak jak "koleżanki", H. aculeatus także występuje tylko w rejonie katastrofy. Długość jej ciała to maksymalnie 10 cm. Ponieważ jest spłaszczona, po angielsku ochrzczono ją naleśnikiem. Ze względu na zbliżone ubarwienie i kształty, początkowo ichtiolodzy sądzili, że rodzaj Halieutichthys reprezentuje tylko jeden gatunek, ale zespół Sparksa ustalił, że w rzeczywistości są trzy, a każdy można opisać za pomocą unikatowych cech. Wszystkie należą do rodziny maźnicowatych i jak przystało na jej członków, dysponują tzw. illicium, czyli narządem utworzonym z przekształconych pierwszych promieni płetwy grzbietowej. Nie służy im on jednak do bioluminescencji i wabienia, lecz do wydzielania cieczy oszałamiającej ofiarę. Na czym więc polegają różnice międzygatunkowe? U H. aculeatus spiczaste wyrostki są dość rzadko rozmieszczone na ciele. Gatunek ten spotkać można wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża Zatoki Meksykańskiej oraz w pobliżu Florydy, Georgii i Karoliny. Dla H. bispinosus charakterystyczne jest duże zagęszczenie wyrostków. U H. intermedius grzbietowa powierzchnia ciała pozostaje gładka. Oba nowo odkryte gatunki występują na podobnym obszarze, ale w przypadku ostatniego z wymienionych nie znaleziono żadnej populacji poza Zatoką.
  4. Poprawienie jakości powietrza w miastach może być znacznie prostsze niż sądzimy. Holenderscy uczeni udowodnili, że pochodzący z samochodowych spalin tlenek azotu można łatwo zneutralizować. Naukowcy z Uniwersytetu w Eindhoven wiedzą jak wyłapać nawet 45% tego gazu. Okazuje się, że wystarczy do betonu na drogach dodać dwutlenek tytanu. Przeprowadzone w laboratorium testy powtórzone zostały na prawdziwej drodze o powierzchni 1000 metrów kwadratowych. Pomiarów dokonywano na wysokości 1 oraz 1,5 metra ponad powierzchnią drogi. Okazało się, że dodanie dwutlenku tytanu powoduje, że do powietrza trafia od 25 do 45 procent mniej tlenków azotu. Gaz ten, po kontakcie z dwutlenkiem tytanu, jest zamieniany przy udziale światła słonecznego w nieszkodliwe azotany, które są później spłukiwane przez deszcz. Co więcej, obecność azotanów ułatwia spłukiwanie brudu. Wmieszanie dwutlenku tytanu do betonu powoduje, że materiał ten drożeje o 50%, jednak całkowity koszt budowy drogi wzrasta jedynie o 10%. Dodawanie dwutlenku tytanu do cementu nie jest nowym pomysłem. Od 2007 roku włoska firma Italcementi oferuje cement TX Active, który neutralizuje związki siarki i azotu. Profesor Jos Brouwers, który prowadził badania wspomniane badania zapewnia, że dwutlenek tytanu można również mieszać z asfaltem i uzyskamy podobne efekty jak w przypadku cementu. Materiały budowlane z dodatkiem dwutlenku tytanu mogłyby posłużyć do konstruowania budynków, które będą oczyszczały powietrze, a jednocześnie samodzielnie znacznie łatwiej utrzymają czystość.
  5. W ofercie OCZ Technology znalazł się 4-gigabajtowe kości DDR3 taktowane zegarem o częstotliwości 2133 MHz. Układy pracują przy napięciu 1,65 wolta. Są sprzedawane w dwu- i trzykanałowych zestawach o łącznej pojemności, odpowiednio, 8 i 12 gigabajtów. Kości zostały objęte dożywotnią gwarancją, a ich użytkownik ma prawo do korzystania z pomocy technicznej. OCZ proponuje trzy rodziny nowych układów. FlexEX jest przeznaczona dla doświadczonych overclockerów, Reaper HPC powstały z myślą o zastosowaniach profesjonalnych, a Platinum jest skierowane dla graczy i użytkowników domowych.
  6. Do pewnych form synestezji można dojść poprzez trening. Dotąd sądzono, że zdolność ta jest częściowo uwarunkowana genetycznie, jednak niektórzy ludzie wspominali, że doświadczenia synestetyczne pojawiły się u nich po hipnozie. Stąd pomysł Olympii Colizoli z Uniwersytetu w Amsterdamie, by sprawdzić, czy widzenia liter w kolorze można się nauczyć. W eksperymencie wzięło udział 7 osób. Dano im do przeczytania powieść, w której określone litery były zawsze czerwone, zielone, niebieskie i pomarańczowe. Przed i po przeczytaniu książki wolontariusze rozwiązywali test stłoczenia synestetycznego. W wyświetlanym na chwilę na ekranie komputera diagramie czarnych liter musieli wskazać literę środkową. Synestetycy wypadają w takim zadaniu lepiej, jeśli litera docelowa jest znakiem doświadczanym przez nich w kolorze. Okazało się, że po treningu badani osiągali w teście znacznie lepsze wyniki od grupy kontrolnej, która czytała powieść w zwykłej czarno-białej wersji. Na tej podstawie Colizoli wnioskuje, że naturalna synestezja rozwija się w konsekwencji współdziałania specyficznych dziecięcych doświadczeń i genów.
  7. U osób z dużą głową choroba Alzheimera rozwija się wolniej. Naukowcy nie wykluczają, iż dzieje się tak, ponieważ większy mózg ma pokaźniejszych rozmiarów rezerwy poznawcze, czyli, jednym słowem, istnieje więcej neuronów mogących zastąpić zniszczone komórki i więcej połączeń między nimi. Nie ma pewności, czy rozmiary głowy, mózgu i tempo rozwoju alzheimeryzmu są połączone, jeśli tak jednak jest, wyniki niemiecko-amerykańskiego zespołu ułatwią, jak przekonuje Lindsay Farrer, szefowa programu genetycznego Szkoły Medycznej Uniwersytetu Bostońskiego, opracowanie zindywidualizowanych metod terapii. Naukowcy z Uniwersytetu Technicznego w Monachium analizował przypadki 270 osób. Rekrutowano je za pośrednictwem rejestrów badawczych oraz klinik leczenia zaburzeń pamięci w USA, Kanadzie, Niemczech i Grecji. Ochotnicy rozwiązywali testy zdolności poznawczych i pamięciowe, byli też poddawani badaniu obrazowemu mózgu. Poza tym zmierzono im obwód głowy. Okazało się, że ludzie z większymi głowami lepiej wypadali w testach, nawet wtedy, gdy u pacjentów odnotowywano taki sam wywołany chorobą Alzheimera zakres zniszczenia i utraty neuronów. Przy każdym 1% uśmierconych komórek dodatkowy centymetr w obwodzie głowy oznaczał lepszy aż o 6% wynik w zadaniach pamięciowych. Pokaźniejszym rozmiarom głowy towarzyszyła mniej zaawansowana atrofia mózgu i słabiej posunięty alzheimeryzm. Choć studium nie potwierdziło istnienia bezpośredniego związku między rozmiarami mózgu a tempem rozwoju choroby, gdyby przyjąć, że tak rzeczywiście jest, okazałoby się, że u osób z dużą mózgoczaszką musi obumrzeć więcej neuronów, by przekroczyć próg, kiedy uszkodzenie mózgu prowadzi do upośledzenia funkcjonowania poznawczego i innych symptomów demencji. Choć wielkość głowy jest w dużej mierze determinowana genetycznie, naukowcy sądzą, że wpływa na nią także tryb życia. Wzrost czaszki mogą np. upośledzać niedożywienie bądź choroba na wczesnych etapach życia. Okres krytyczny to pierwsze sześć lat życia. Do tego czasu mózg osiąga bowiem 93% swej ostatecznej wielkości. Poprawa warunków prenatalnych i w początkowych latach życia może znacznie powiększyć rezerwę mózgową, co z kolei będzie mieć wpływ na ryzyko wystąpienia choroby Alzheimera lub natężenie jej objawów – tłumaczy dr Robert Perneczky.
  8. Microsoft postanowił wszystkich zaskoczyć i przyznał swoim klientom dodatkowe, niespotykane wcześniej przywileje. Koncern oświadczył bowiem, że ci, którzy używają niektórych wersji Windows 7 będą mogli zastąpić nowy system systemem Windows XP przez... najbliższe 10 lat. Dotychczas prawo do powrotu do starszej wersji systemu wygasało w kilka miesięcy po premierze wersji nowszej. Oświadczenie Microsoftu jest tym bardziej niezwykłe, że rzadko zdarza się, by ktoś chciał zrezygnować z Windows 7 i powrócić do Windows XP. Bardzo często z taką sytuacją mieliśmy do czynienia po premierze Windows Visty. Microsoft już drugi raz przedłuża okres, w którym można powrócić z Windows 7 do Windows XP. Początkowo planowano, że prawo do zamiany systemów będzie obowiązywało przez 6 miesięcy po premierze Windows 7. Później przedłużono je do 18 miesięcy lub do wypuszczenia SP1 dla Windows 7. Tym razem Microsoft ogłosił, że użytkownicy Windows 7 Professional lub Ultimate będą mieli prawo do przejścia na Windows XP Professional przez cały cykl życia Windows 7. Jak wiadomo, wersja Ultimate będzie wspierana do stycznia 2015, a wersja Professional do stycznia 2020. Prawa do instalacji wcześniejszej wersji dotyczą tylko kopii OEM Windows 7. Nowe zasady licencjonowania to najprawdopodobniej ukłon w stronę biznesu i próba zachęcenia firm do wypróbowania Windows 7. Podczas ostatniej Worldwide Partner Conference Microsoft poinformował, że Windows XP pracuje na 74% komputerów w firmach. Oznacza to, że przedsiębiorstwa nie spieszą się ze zmianą systemu, więc koncern z Redmond postanowił je do tego zachęcić. Nowe zasady nie dotyczą firm i konsumentów, którzy nie korzystają z Software Assurance. Ci bowiem już mają prawo do zamiany Windows 7 na dowolną wcześniejszą edycję, włącznie z Windows 95. Opisane powyżej zmiany nie wpływają na inne zasady sprzedaży Windows. Producenci netbooków nie mogą zatem instalować Windows XP Home po 22 października bieżącego roku, a pecety z preinstalowaną Vistą mogą być sprzedawane tylko do 22 października 2011. Warto też przypomnieć, że wsparcie dla Windows XP zakończy się ostatecznie w kwietniu 2014 roku.
  9. Steve Ballmer, przemawiając podczas Worldwide Partners Conference zapowiedział, że jego koncern jest zdeterminowany, by zaistnieć na rynku tabletów. Dodał, że osoby korzystające z tabletów z systemem Windows 7 będą miały do wyboru dużą liczbę sprzętu. W ten sposób Ballmer niewątpliwie nawiązał do Apple'a, oferującego niewielki wybór tabletów. Słowa Ballmera to potwierdzenie tego, co przed kilkoma tygodniami mogliśmy usłyszeć z ust Billa Gatesa - Microsoft chce, by tablety oferowały jak najwięcej możliwości i były w stanie uruchomić wszelkie pliki multimedialne. Widać zatem, w jaki sposób Microsoft chce walczyć o rynek z Apple'em. Koncern z Redmond ma zamiar przyciągnąć klientów szeroką ofertą i dużymi możliwościami. Model, który proponuje na rynek tabletów jest zatem taki, jak model istniejący na rynku pecetów. Nie wiadomo jednak, czy to wystarczy. Sprzęt Apple'a, pomimo swoich ograniczeń, sprzedaje się rewelacyjnie. W ciągu trzech miesięcy iPad znalazł 3 miliony nabywców. Tymczasem Microsoft wyraźnie nie radzi sobie na rynku sprzętu komputerowego. Poza myszkami, klawiaturami i Xboksem urządzenia z Redmond albo nie odniosły sukcesu (jak np. Zune), albo też poniosły spektakularną porażkę (Kin). W wypowiedzi Ballmera nie było jednak niczego, co jednoznacznie wskazywałoby, iż na rynek ma trafić tablet sprzedawany pod marką Microsoftu. Wspomniał za to o tabletach, które są tworzone przez Acera, Della, Samsunga, Toshibę i Sony. Po zapowiedzi Ballmera cena akcji Microsoftu zaczęła rosnąć.
  10. Język, którym posługuje się człowiek, wpływa na jego postrzeganie siebie i innych. Izraelscy Arabowie – mówiący płynnie zarówno po hebrajsku, jak i w palestyńskim dialekcie arabskim – mają, w porównaniu do sytuacji wymagającej użycia arabskiego, słabiej pozytywne skojarzenia z własną mniejszością, gdy są testowani w języku hebrajskim. Większość izraelskich Arabów, którzy stanowią nieco ponad 20% ludności kraju, mówi w domu po arabsku i zaczyna się uczyć hebrajskiego dopiero w szkole podstawowej. Shai Danziger z Uniwersytetu Ben-Guriona w Beer Szewie i Robert Ward z Bangor University badali studentów hebrajskojęzycznych uczelni. Psycholodzy wykorzystali istnienie konfliktu arabsko-izraelskiego. Postawili hipotezę, że to prawdopodobne, iż dwujęzyczni Arabowie izraelscy będą postrzegać Arabów bardziej pozytywnie w arabskim niż w hebrajskim środowisku językowym. Naukowcy posłużyli się komputerową wersją Testu Utajonych Skojarzeń (ang. Implicit Association Test, IAT). Na chwilę na ekranie komputera pojawiały się słowa, które trzeba było skategoryzować przez jak najszybsze naciśnięcie jednego z dwóch guzików. To zadanie niemal automatyczne, ponieważ nie ma czasu, by przemyśleć odpowiedź. W tym konkretnym przypadku ochotnicy pracowali na dwóch zestawach słów: opisujących dobre i złe cechy oraz imionach arabskich i żydowskich. Widząc wyraz o pozytywnym znaczeniu oraz imię arabskie, np. Ahmed lub Samir, mieli naciskać, dajmy na to, literę "M", a imię żydowskie, np. Avi czy Ronen, albo wyraz o negatywnym znaczeniu "X". Jeśli badani automatycznie kojarzyli "dobre" słowa z Arabami, a "złe" z Izraelczykami, w założeniu potrafili szybciej ukończyć zadanie. W poszczególnych częściach eksperymentu łączono ze sobą różne zestawy wyrazów. Studenci wykonywali test w dwóch językach: swoim dialekcie i hebrajskim. W ten sposób Danziger i Ward chcieli sprawdzić, czy wykorzystywany w danym momencie język oddziałuje na odchylenie związane z imionami. Okazało się, że wolontariuszom łatwiej było łączyć arabskie imiona z cechami pozytywnymi, a żydowskie z negatywnymi niż na odwrót, lecz efekt był o wiele silniejszy, kiedy eksperyment prowadzono w ich pierwszym języku. Skąd pomysł na eksperyment? Może stąd, że sam Danziger jest dwujęzyczny i jako dziecko uczył się hebrajskiego i angielskiego. Sądzę, że reaguję inaczej po hebrajsku niż po angielsku. Wg mnie, posługując się angielskim, jestem grzeczniejszy niż w wersji hebrajskiej. W różnych środowiskach ludzie mogą przejawiać odmienne ja. Sugeruje to, że język działa jak wskazówka, ku któremu ja się zwrócić.
  11. Codzienne picie soku wiśniowego zmniejsza nasilenie bezsenności i skraca czas bezsilnego liczenia baranów po udaniu się na nocny odpoczynek (Journal of Medicinal Food). Zespół naukowców z Uniwersytetu Pensylwanii, University of Rochester oraz Canandaigua VA Medical Center przeprowadził pilotażowe badania dotyczące nawyków sennych 15 starszych dorosłych. Przez dwa tygodnie rano i wieczorem ochotnicy wypijali 0,23 l napoju z cierpkich wiśni. Również przez 14 dni spożywali identyczną objętość innego soku. Po soku CheriBundi znacznie zelżały objawy bezsenności, a uczestnicy eksperymentu wspominali o skróceniu średnio o 17 minut okresu leżenia w łóżku przed zaśnięciem. Amerykanie sądzą, że korzystny wpływ wiśni to skutek stosunkowo dużej zawartości melatoniny. Jest ona pochodną tryptofanu, która koordynuje działanie nadrzędnego zegara biologicznego ssaków, a więc i cykl snu oraz czuwania. Niewielkie jej ilości powstają w pinealocytach szyszynki. Dr Russel J. Reiter z Centrum Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Teksańskiego, światowej klasy specjalista od melatoniny, uważa, że choć osobom z zaburzeniami snu poleca się suplementy z melatoniną, dostępne przez cały rok w różnych postaciach wiśnie mogą być lepszym sposobem na wspomaganie organizmu. Poza tym czerwone owoce zawierają chroniące przed działaniem wolnych rodników antocyjany. Co ważne, naukowcy sugerują, że melatonina nie tylko wpływa na sen, ale i jest silnym przeciwutleniaczem, pomagającym m.in. ograniczyć związany z wiekiem stan zapalny. Od jakiegoś czasu naukowcy dysponują dowodami, że wiśnie przyspieszają regenerację mięśni i zmniejszają ryzyko wystąpienia różnych chorób wieku starczego.
  12. RIAA zwróciła się do sądu z wnioskiem o zamrożenie aktywów należących do Lime Wire oraz do założyciela tego serwisu, Marka Gortona. Przed dwoma miesiącami sąd uznał Lime Wire winnym masowego naruszenia praw autorskich, a RIAA twierdzi, że Gorton zarobił na tym dziesiątki milionów dolarów. Stąd wniosek o zamrożenie jego aktywów. Zdaniem RIAA Lime Wire tylko w 2006 roku przyniosło swojemu twórcy 20 milionów USD. Gorton od tamtego czasu wpłacał pieniądze na fundusz, którego właścicielami są on, jego żona i jego dzieci. Ma to uniemożliwić skonfiskowanie pieniędzy. Gdy sąd uznał winę Lime Wire, RIAA złożyło wniosek o wydanie zakazu dalszej działalności. Wciąż nie został on rozpatrzony, jednak decyzja może zapaść lada dzień. Dopiero po wydaniu zakazu RIAA może wystąpić do sądu z żądaniem konkretnej kwoty odszkodowania. Eksperci uważają, że może ona przekroczyć miliard dolarów. Na razie nie wiadomo, jak sprawa się zakończy, stanowi ona jednak poważne ostrzeżenie dla innych pirackich serwisów. Jeśli zostanie ona rozstrzygnięta całkowicie po myśli RIAA, będzie to oznaczało, że właściciela serwisu z torrentami można nie tylko uznać winnym naruszenia praw autorskich, ale również uzyskać odszkodowanie z majątku jego oraz jego firmy. Prawnicy RIAA twierdzą, że są w stanie udowodnić, iż już trzy dni po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie MGM kontra Grokster, w którym dopuszczono możliwość pozywania witryn P2P o naruszenie praw autorskich, Gorton usiłował ukryć pieniądze, przelewając je na rodzinny fundusz. Od tamtego czasu aż 87,7% aktywów Lime Group trafiło do rodziny Gortona. Mężczyzna ma oczywiście inne wytłumaczenie swojego postępowania. Twierdzi on mianowicie, że przelewał pieniądze firmy na prywatne konta, gdyż obawiał się, że zostanie osobiście pozwany, chciał więc mieć gotówkę na odszkodowania. Jednak dwóch świadków, w tym były menedżer Lime Wire Greg Bildson twierdzi, że motywem działania Gortona była chęć ukrycia pieniędzy. Prawnicy Lime Wire argumentują, że zamrozić można tylko aktywa firmy, a i to tylko do wysokości zysków tak, by nie zablokować możliwości wypłaty pensji czy regulowania rachunków.
  13. My, ludzie, uważamy swój wzrok za coś doskonałego i traktujemy jako „wzorzec" wyglądu świata. A tymczasem pod wieloma względami na tym polu biją nas nie tylko zwierzęta takie jak sowy ale także wiele owadów, nawet głupiutkie muszki - owocówki. Jakich właściwości wzroku powinnyśmy najbardziej zazdrościć innym stworzeniom? Wybór jest szeroki: widzenie w ciemnościach, postrzeganie podczerwieni i ultrafioletu, postrzeganie polaryzacji światła, natychmiastowa detekcja ruchu. Tylko filmowy Predator miał to wszystko. Każdy pewnie wybrałby co innego, sportowcom, na przykład piłkarzom, zapewne przydałaby się umiejętność natychmiastowej reakcji na ruch - jakże wzrosła by ich skuteczność! My możemy sobie tylko o tym pomarzyć a tymczasem taką umiejętnością dysponują zwykłe muchy. Jak się okazuje, mikroskopijny móżdżek muchy potrafi przetwarzać sygnały wizualne z szybkością nieosiągalną ani dla nas, ani dla najlepszych superkomputerów. Postrzegają one najszybszy nawet ruch, trwający ułamki sekund, w sposób, jaki można porównać jedynie z obserwowaniem ruchu w zwolnionym tempie. Matematyczny model przewidujący w jaki sposób mózg muchy przetwarza obraz powstał już w 1956 roku. Potwierdziło go wiele eksperymentów, przez pół wieku jednak niewykonalne było zbadanie i zweryfikowanie rzeczywistej architektury połączeń pomiędzy jego neuronami. Nawet dziś, kiedy potrafimy mierzyć aktywność poszczególnych komórek nerwowych przy pomocy miniaturowych elektrod, mózg muchy jest po prostu zbyt mały na zastosowanie takiej techniki. Z zagadnieniem zmierzyli się naukowcy Instytutu Neurologicznego Maxa Plancka w Martinsried, badając w działaniu system nerwowy muszki owocówki (Drosophila melanogaster). Podeszli oni jednak do zagadnienia w zupełnie inny sposób i zamiast elektrod posłużyli się najnowszymi zdobyczami biologii i zmodyfikowali obiekt swoich badań genetycznie. Do komórek nerwowych muszki wprowadzono molekułę TN-XXL, mającą właściwości fluorescencyjne. W ten sposób neurony zmodyfikowanych muszek same sygnalizowały swoją aktywność. Do śledzenia tej sygnalizacji posłużono się laserowym mikroskopem dwufotonowym. Jako źródło „wrażeń" dla badanych Drosophila melanogaster wykorzystano ekran LED wyświetlający świetlne wzory. Potrzebne było jeszcze wyłowienie słabych sygnałów świetlnych fluorescencyjnych neuronów spośród znacznie silniejszego światła ekranu, ale po uporaniu się z tym problem i synchronizacji mikroskopu z wyświetlaczem można było przeprowadzić badania nad systemem wykrywania ruchu owocówek. W pierwszych doświadczeniach zbadano funkcjonowanie komórek L2, otrzymujących sygnały bezpośrednio z fotoreceptorów w oku muchy. Fotoreceptory reagują na dwa rodzaje zdarzeń: zwiększanie intensywności światła i jej zmniejszanie, przekazując sygnał dalej. Okazało się jednak, że badane komórki L2 przetwarzają otrzymywany sygnał i przekazują dalej tylko informację o zmniejszaniu się siły światła. Nie jest znana rola takiego szczególnego filtrowania, ale oczywiste jest, że w takim razie musi istnieć inna grupa komórek, odpowiedzialna za przekazywanie sygnałów o zwiększaniu intensywności światła. Już pierwsze eksperymenty przyniosły więc zaskakujące wyniki i odsłoniły nowe obszary badań. Zespół badawczy pod kierunkiem Dierka Reiffa liczy na wiele jeszcze odkryć i zastosowań. Zamierza on krok po kroku i neuron po neuronie prześledzić cały układ detekcji ruchu i sposób, w jaki przetwarza on informacje na poziomie komórek. Na rezultaty badań niecierpliwie czekają też współpracownicy z projektu Robotics. Członkowie zespołu to Dierk F. Reiff, Johannes Plett, Marco Mank, Oliver Griesbeck, Alexander Borst; ich praca na ten temat została opublikowana w magazynie Nature Neuroscience.
  14. Andreas Grech informuje, że Chrome jest podatny na kradzież haseł. Wszystko przez dodatki do tej przeglądarki, które mogą być pisane w JavaScript oraz HTML i mają dostęp do obiektowego modelu dokumentu (DOM). Grech dowodzi, że możliwe jest stworzenie dodatku, który będzie kradł hasła i wysyłał je cyberprzestępcy. By to udowodnić stworzył prototypowy szkodliwy kod, pozwalający mu na pozyskanie haseł z Gmaila, Facebooka i Twittera. "Gdy tylko użytkownik wypełnia formularz z hasłami, kod próbuje je przechwycić i wysyła je do mnie mailem wraz z adresem URL, do którego użytkownik się logował" - czytamy na blogu Grecha. Sam Grech zauważa, że technika ataku jest dość oczywista, co tym bardziej powinno skłonić użytkowników do ostrożności przy instalowaniu dodatków do przeglądarki. Niewykluczone też, że na tego typu atak podane są też programy innych producentów.
  15. Współczesna dieta obfituje w pozbawione błonnika wysokoprzetworzone pokarmy. Jako że włókna poprawiają m.in. pracę jelit oraz skład ich mikroflory, zaczęto do wielu pokarmów, np. czekolad, deserów mlecznych czy keczupów, dodawać inulinę – polisacharyd należący do fruktanów. Niestety, u niektórych osób jego przedawkowanie prowadzi do niekorzystnych objawów ze strony przewodu pokarmowego, w tym wzdęć, biegunki i nudności. O ile bowiem normalne włókna pokarmowe, takie jak otręby pszenne i warzywa, mają właściwości samoograniczające i trudno się nimi przejeść, o tyle łatwo spożyć tyle inuliny, by przekroczyć próg jej tolerancji i zacząć się borykać z zaburzeniami pracy jelit. Co więcej, mało kto kojarzy je ze zgromadzonymi w domu czekoladami, napojami czy przekąskami – tłumaczy Joanne Slavin, dietetyk z University of Minnesota. Inulina jest rozpuszczalnym w wodzie roślinnym materiałem zapasowym. Występuje m.in. w bananach, pszenicy, czosnku i cebuli, a także w korzeniach cykorii i mniszka lekarskiego. Stanowi surowiec do uzyskiwania syropu wysokofruktozowego, którym zastępuje się cukier w pieczywie, słodyczach, dżemach, sosach i napojach. Inulina nie zostaje rozłożona w jelicie cienkim. Przechodząc do jelita grubego, stymuluje wzrost korzystnej mikroflory przewodu pokarmowego (Bifidobacterium i Lactobacillus). Podlega fermentacji mikrobiologicznej do kwasów tłuszczowych o krótkim łańcuchu, a następnie wchłanianiu zwrotnemu w okrężnicy. U niektórych osób polisacharyd ten wywołuje wzdęcia, gazy i biegunkę. Ponieważ staje się coraz popularniejszym dodatkiem żywnościowym, Slavin postanowiła sprawdzić, ile trzeba go zjeść, by wystąpiły niekorzystne zjawiska. Amerykanie przeprowadzili eksperyment, w którym wzięło udział 26 zdrowych osób (kobiet i mężczyzn) w wieku od 18 do 60 lat. Po nocnym poście raz na siedem dni przez 5 tygodni uczestnicy studium zjadali w laboratorium bajgla z serkiem i popijali go sokiem pomarańczowym. Napój był wymieszany z placebo bądź z 5 lub 10 g inuliny albo oligofruktozy, w której występują krótsze łańcuchy. Przez dwa kolejne dni ochotników wypytywano o wzdęcia, mdłości, gazy, kurcz żołądka, biegunkę, zaparcia i bulgotanie w jelitach. Najwięcej punktów w odniesieniu do wszystkich symptomów poza zaparciami zdobywali ludzie pijący sok z 10 gramami oligofruktozy. Odkrycie to pozostaje w zgodzie ze wcześniejszymi doniesieniami, że ta pochodna fruktozy ulega w przewodzie pokarmowym szybszej fermentacji, co wiąże się z produkcją większych ilości gazów. Wzdęcia to dolegliwość najczęściej zgłaszana przez wszystkich uczestników eksperymentu, jednak zaobserwowano tu sporą zmienność międzyosobniczą (niektórzy w ogóle nie uskarżali się na gazy). Zespół Slavin uważa, że najzdrowsi ludzie są w stanie tolerować do 10 gramów inuliny i 5 gramów oligofruktozy dziennie. Amerykanie uczulają konsumentów na obecność w składzie produktu następujących pochodnych fruktozy: inuliny, oligofruktozy i fruktooligosacharydów.
  16. Yoel Fink, profesor materiałoznawstwa z MIT-u i główny naukowiec Laboratorium Badań nad Elektroniką MIT, od dawna uważał, że zarówno tradycyjne włókna, takie jak wełna czy poliester, jak i światłowody, są zbyt pasywne. Dlatego od 10 lat pracuje nad włóknami, które będą reagowały na środowisko. W sierpniowym numerze Nature Materials Fink i jego zespół zdradzają szczegóły włókien, które są w stanie wykryć i wytworzyć... dźwięk. Takie włókna pozwolą np. na wbudowanie w ubrania mikrofonów rejestrujących mowę czy monitorujących funkcje organizmu. Niewykluczone jest powstanie włókien mierzących ciśnienie w naczyniach włosowatych czy w mózgu. O ile standardowe światłowody uzyskuje się metodą wyciągania włókna z jednego rodzaju podgrzanego materiału i jego schłodzenie, to w metodzie Finka mamy do czynienia ze skrupulatnym składaniem włókien z różnych materiałów. Są one tak skonstruowane, by przetrwały proces podgrzewania i wyciągania bez zmiany swojego układu. Najważniejszym elementem nowego włókna jest tworzywo sztuczne takie, jak używane w mikrofonach. Uczeni tak zmanipulowali budową tego tworzywa, że nawet po podgrzewaniu i wyciąganiu zachowuje ono specyficzny układ atomów - z jednej strony znajdują się atomy fluoru, z drugiej wodoru. Dzięki tej asymetrii tworzywo jest piezoelektrykiem. W standardowym mikrofonie pole elektryczne generowane jest przez metalowe elektrody. Jednak w naszym przypadku odkształciłyby się one podczas wyciągania włókna. Dlatego też uczeni wykorzystali przewodzące tworzywo sztuczne zawierające grafit. Całość zachowuje po podgrzaniu wysoką lepkość, znacznie wyższą od metalu. To zapobiega mieszaniu się materiałów i zapewnia ich odpowiednią grubość. Już po wyciągnięciu włókna konieczne jest zorientowanie wszystkich molekuł w tym samym kierunku. W tym celu przykłada się do włókna bardzo silne pole elektryczne. Jego dodatkową zaletą jest fakt, że tam, gdzie włókno jest zbyt cienkie, powstaje łuk elektryczny, który niszczy materiał. Automatycznie zatem są wykrywane i usuwane wady włókna. Na razie nowe włókna powstają tylko w laboratorium. Ich wynalazcy nie wykluczają, że posłużą one też do generowania nie tylko dźwięku, ale i energii. Chcą też, by właściwości, do uzyskania których obecnie potrzeba dwóch materiałów, można było uzyskać z jednego. To uprości proces produkcyjny. Na razie uczeni niezaangażowani w prace MIT-u chwalą osiągnięcie swoich kolegów stwierdzając, że i tak znacząco uprościli proces tworzenia włókien z różnych materiałów, gdyż mogą je wyciągać w jednym przebiegu, zamiast w kilku i później składać włókno.
  17. Ziemia jest najprawdopodobniej o 70 milionów lat młodsza niż dotychczas sądzono. Najnowsze badania geologiczne pokazują, że nasza planeta formowała się dłużej, niż myśleliśmy. Międzynarodowy zespół pracujący pod kierunkiem doktora Johna Rudge z Cambridge University, wykorzystał dane geochemiczne z wnętrza Ziemi i porównał je z informacjami z meteorytów. Dotychczas uważano, że proces akrecji, w czasie którego formowała się nasza planeta, trwał około 30 milionów lat. Najnowsze badania wskazują jednak, że początkowo proces ten przebiegał szybko i w ciągu mniej więcej 30 milionów lat Ziemia zyskała 60% swojej wielkości, to jednak później zwolnił i trwał około 100 milonów lat. W czasie akrecji w formującą się planetę uderzały dziesiątki niewielkich proto-planet. Niektóre z nich, w wyniku uderzenia, stapiały się ze sobą. Z czasem doprowadziło to do uformowania się płynnego jądra Ziemi otulonego stałym sztywnym płaszczem. Ostatnim wydarzeniem akrecji było uderzenie w Ziemię obiektu wielkości Marsa, który spowodował oderwanie się części planety i uformowanie Księżyca. Naukowcy generalnie zgadzają się z takim przebiegiem wydarzeń, jednak nie są zgodni, jak dużo czasu formowała się Ziemia. Podczas najnowszych badań uczeni przyjrzeli się izotopom tym pierwiastków, które mogły ulegać rozpadowi już w czasie akrecji. Na tej podstawie utworzyli szereg modeli matematycznych, które pokazywały różne możliwe scenariusze akrecji. Szczególnie przydatny okazał się tutaj hafn 182. Rozpada się on w wolfram 182. Ślady tego wolframu można znaleźć w głębi ziemi. Można go obecnie porównać z sygnaturami z chondrytów, prymitywnych meteorytów, które czasami spadają na naszą planetę. Chondryty, w przeciwieństwie do Ziemi, nie uległy zmianom wskutek topnienia czy pod wpływem ciśnienia. Dzięki temu, że dobrze poznaliśmy poszczególne etapy rozpadu wolframu, możemy porównać jego "oryginalne" sygnatury w chondrytach ze zmienionymi w Ziemi. Tradycyjnie sprawdzano przejście pomiędzy hafnem a wolframem. Jednak tym razem uczeni porównali te dane z przejściem od uranu do ołowiu, które również miało miejsce w czasie akrecji. Po nałożeniu na siebie informacji, można było sprawdzić wszelkie nieprawidłowości. Wszystkie wykorzystanie modele pokazały, że Ziemia niemal na pewno nie mogła uformować się w ciągu 30 milionów lat. Dane sugerują, że w 10-40 milionów lat nasza planeta uzyskała ponad 60% wielkości i rosła jeszcze przez około 70 milionów lat. Możemy zatem przypuszczać, że Ziemia liczy sobie 4,467 miliarda lat.
  18. Ludzie, którzy wiedzą, że może się wydarzyć coś nietypowego, wcale nie są lepsi, a czasem bywają wręcz gorsi w zauważaniu innych nieoczekiwanych zdarzeń od osób nieprzygotowanych na tę okoliczność. Profesor Daniel Simons z Instytutu Beckmana na University of Illinois i zespół wykorzystali nowe nagranie, przygotowane w oparciu o wideo wykorzystane w 1999 r. przez Simonsa i jego współpracownika Christophera Chabrisa. W oryginalnym materiale występowały dwie grupy graczy: w białych i czarnych koszulkach. Należało zliczyć, ile razy drużyna białych podała sobie piłkę, ignorując całkowicie rzuty czarnych. W międzyczasie na 9 sekund w kadrze pojawiał się człowiek w przebraniu goryla, kilkakrotnie uderzał się w pierś i wychodził, połowa badanych w ogóle go jednak nie zauważała. To spektakularny przykład niewidzenia pozauwagowego, kiedy nie dostrzegamy oczywistego obiektu, skupiając się na czymś innym. W ciągu 11 lat amerykańskie badanie stało się na tyle znane, że wiele osób wie już, że choć proszono o liczenie podań, trzeba szukać goryla. Simons postanowił to wykorzystać i przygotował małą modyfikację pierwotnego eksperymentu. Chciał sprawdzić, czy wiedząc o małpie, ochotnicy staną się bardziej czy mniej wyczuleni na inne zmiany. Wiedza o niewidzialnym gorylu może zwiększyć twoje szanse na ujrzenie innych nieoczekiwanych zdarzeń, ponieważ wiesz, że zadanie sprawdza, czy ludzie dostrzegają tego typu rzeczy [...]. Może być też tak, że wiedza o gorylu prowadzi do skupiania się tylko i wyłącznie na małpie, a kiedy wolontariusze już jakąś znajdą, nie zauważają niczego poza zwykłą scenerią. Podobnie jak w eksperymencie z 1999 r., około połowy ludzi, którzy nie słyszeli ani nie widzieli gorylego wideo, nie dostrzegało małpy w nowym filmie. Wśród osób uświadomionych widzieli ją wszyscy, ale wiedza o "bonusie" nie poprawiała detekcji innych niespodziewanych wydarzeń: tylko 17% tej grupy wytropiło jedno lub oba (zmianę koloru kurtyny i odejście jednego z członków drużyny czarnych), podczas gdy wskazanie jednej ze zmian powiodło się w przypadku 29% nieuświadomionych w kwestii oryginalnego wideo. Różnica między tymi dwiema grupami widzów nie jest istotna statystycznie, ale studium pokazuje, że priming nie zwiększa jednostkowej zdolności do dostrzegania niespodziewanych wydarzeń. Ludzie, którzy są zaznajomieni z celem i wnioskami oryginalnego studium, nadal pomijają oczywiste rzeczy w tym samym kontekście, jeśli koncentrują się na czymś innym. Chociaż wiedzą, że eksperymentator zamierza ich oszukać, pomijają coś oczywistego, coś, co z łatwością by dostrzegli, gdyby wiedzieli o jego istnieniu.
  19. Kolejny amerykański sąd uznał, że kary finansowe dla indywidualnych piratów są zbyt wysokie. Tym razem obniżono grzywnę w sprawie Joela Tenenbauma. Amerykańskie prawo przewiduje grzywnę w wysokości od 750 do 150 000 USD za każde naruszenie dóbr chronionych prawem autorskim. Oznacza to, że np. za nielegalne skopiowanie 10 plików muzycznych sąd może wymierzyć karę w wysokości od 7500 do 1,5 miliona dolarów. W styczniu bieżącego roku Sąd Okręgowy w Minnesocie uznał, że Jammie Thomas-Rasset nie musi płacić 1,9 miliona dolarów za skopiowanie i rozpowszechnienie 24 utworów. Grzywnę zmniejszono do 54 000 USD, czyli do 2250 dolarów za utwór. Teraz inny Sąd Okręgowy stwierdził, ze grzywna w wysokości 675 000 USD za naruszenie praw do 30 utworów, które skopiował Tenenbaum, jest niezgodna z Konstytucją USA. Mężczyźnie wymierzono 67 500 dolarów grzywny, a zatem również 2250 dolarów za utwór. Uzasadnienie tego wyroku było inne niż w sprawie Thomas-Rasset, gdyż tam oskarżona nie zgodziła się z wyrokiem i domaga się nowego procesu. To z kolei powoduje, że sprawa nie może być precedensem. Wszystko wskazuje na to, że Michael Davies, który sądził w sprawie Thomas-Rasset, jak i Nancy Gertner, która zmniejszyła karę dla Tenenbauma, dążą do ustanowienia precedensu i stwierdzenia, że wymierzanie indywidualnym osobom grzywny w wysokości 150 000 dolarów jest niekonstytucyjne. Z ich wyrokami nie zgadza się RIAA, która chciałaby jak najsurowszych kar, by posłużyły one za przykład. Najprawdopodobniej w najbliższych latach kwestię tę będzie musiał rozstrzygnąć Sąd Najwyższy.
  20. Uczeni z Purdue University pracują nad nowym typem pompy ciepła, która może zainteresować mieszkańców wyjątkowo zimnych okolic. Dzięki nowemu urządzeniu ich rachunki za ogrzewanie mogą spaść nawet o 50 procent. Pompy ciepła zapewniają ogrzewanie zimą, a chłodzenie latem. Jednak nie sprawdzają się w bardzo niskich temperaturach. Nowy projekt ma zapewnić dobrą wydajność tego typu urządzeń nawet tam, gdzie jest bardzo zimno. James Brown, Eckhard Groll i Travis Horton mówią, że dzięki grantowi w wysokości 1,3 miliona dolarów są w stanie w ciągu najbliższych 3 lat przedstawić prototyp pompy, która w niskich temperaturach zapewni ogrzewanie o połowę taniej niż obecnie stosowane technologie. Pomysł amerykańskich uczonych polega na prostym zmodyfikowaniu konwencjonalnego cyklu pracy. Taka prosta modyfikacja pozwoli też usprawnić lodówki czy klimatyzatory. Standardowo cykl pracy składa się z czterech etapów: płyn chłodzący jest kompresowany, następnie skraplany, rozpręża się, paruje. Jedna z badanych propozycji zakłada wstrzyknięcie dużej ilości oleju podczas fazy kompresji. Olej ten miałby absorbować ciepło. Drugi pomysł to wstrzyknięcie podczas kompresji rozprężonego płynu chłodzącego. To zwiększy efektywność kompresji, a jednocześnie zmniejszy straty energii. Ochłodzenie płynu w czasie kompresji czyni go gęstszym, a to ważne, gdyż do skompresowania czegoś bardziej gęstego potrzeba mniej energii - mówi Braun.
  21. W Bukareszcie otwarto właśnie wystawę poświęconą Władowi III Palownikowi, znanemu lepiej jako Drakula. Wg Margot Rauch, austriackiej kuratorki przedsięwzięcia, hospodar nie zasłużył w pełni na swoją złą sławę, padł jedynie ofiarą ówczesnego czarnego PR-u. Wład pochodził z dynastii Basarabów. Urodził się w listopadzie/grudniu 1431 r. w Sighişoarze w Siedmiogrodzie. Był drugim synem hospodara wołoskiego Włada Diabła. Wład Drakula był bez wątpienia okrutny, ale w nie większym stopniu niż pozostali władcy z tego okresu – argumentuje Rauch. Przypisuje mu się uśmiercenie ok. 50 tysięcy przeciwników politycznych, przestępców oraz wziętych do niewoli tureckich żołnierzy. Ponieważ nabijano ich na zaostrzony pal, Wład, syn Diabła, został okrzyknięty Palownikiem. Na tym jednak nie koniec, władca rządzący Wołoszczyzną w latach 1456-1462 lubował się ponoć także w przypalaniu, ćwiartowaniu i topieniu wrogów. Mimo to organizatorka wystawy "Drakula – wojewoda i wampir" uważa, że w rzeczywistości Wład stał się ofiarą propagandy. Badania historyczne przedstawione w Bukareszcie pokazują bowiem, że legendy związane z Palownikiem miały zaprezentować Europę Wschodnią jako prymitywne ziemie oraz źródło wszelkiego zła. Odwiedzający będą mogli podziwiać portrety Włada III Palownika z Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu oraz zamku Ambras w Innsbrucku, a także manuskrypty, w których władca sprzed 600 lat został opisany jako żądny krwi okrutnik. Na jednym ze sztychów widać np. Drakulę spożywającego posiłek w zasięgu wzroku kilkudziesięciu nabitych na pal mężczyzn oraz tuż obok kotłów z gotującymi się głowami. Jak widać, rzeczywistość (nawet jeżeli sfabularyzowana i zmitologizowana) nie ustępowała wizjom z filmów, ale Margot Rauch podkreśla, że przede wszystkim zależało jej właśnie na ukazaniu Włada Drakuli w świetle innym niż hollywoodzkie.
  22. Zapach jaśminu koi zszargane nerwy równie skutecznie co walium, nie wywołując przy tym żadnych efektów ubocznych (Journal of Biological Chemistry). Podczas testów laboratoryjnych naukowcy ustalili, że woń i jej chemiczny zastępnik całkowicie wyciszały myszy, powodując, że przerywały one wszelką aktywność i siedziały cicho w kącie klatki z pleksiglasu. Zespół profesora Hannsa Hatta z Ruhr-Universität Bochum wyjaśnia, że pomiary elektrofizjologiczne wykazały, iż po przedostaniu z płuc do krwioobiegu cząsteczki zapachowe oddziaływały na neurony obszaru związanego z cyklem snu i czuwania za pośrednictwem receptorów neuroprzekaźnika o nazwie GABA, czyli kwasu γ-aminomasłowego. Można to postrzegać jako dowód na naukowe podstawy aromaterapii. Niemcy mają nadzieję, że uda im się wywołać silniejszy efekt, modyfikując strukturę chemiczną cząsteczek. Ekipa przetestowała wiele różnych zapachów, badając ich wpływ na receptory GABA zarówno myszy, jak i ludzi. Okazało się, że jaśmin zwiększał efekt GABA-ergiczny ponad 5-krotnie i działał równie mocno jak środki znieczulające czy tabletki nasenne, np. benzodiazepiny, których stosowanie może się jednak wiązać z uzależnieniem, upośledzeniem koordynacji, osłabieniem siły mięśniowej, depresją, niedociśnieniem i zawrotami głowy. Odkryliśmy nowy rodzaj modulatora receptorów GABA, który może być podawany przez rodziców za pośrednictwem dróg oddechowych. Nietrudno również wyobrazić sobie aplikowanie jaśminopochodnych cząsteczek w znieczuleniu [tutaj w grę wchodziłyby raczej iniekcje] i terapii lęku, pobudzenia oraz agresji czy w indukowaniu snu – opowiada Hatt. Hatt współpracował z doktor Olgą Siergiejewą i profesorem Helmutem Hassem z Uniwersytetu Heinricha Heinego w Düsseldorfie. Do badań wybrano gardenię jaśminowatą (Gardenia jasminoides), niewielki wiecznie zielony krzew z Chin i Japonii. Okazało się, że VC (od Vertacetal-coeur) i jego chemiczna odmiana PI24513 miały ten sam molekularny mechanizm działania i skuteczność, co barbiturany i propofol, lek stosowany m.in. do indukcji znieczulenia. Benzodiazepiny, barbiturany i propofol wiążą się z receptorami GABA w mózgu i zwiększają hamujący wpływ kwasu γ-aminomasłowego. Naukowcy przekonali się, że wymienione wyżej substancje i VC oraz I24513 wykorzystują ten sam mechanizm molekularny, pracując ze zmodyfikowanymi genetycznie myszami. Ich receptory GABA nie reagowały ani na propofol, ani na cząsteczki odpowiadające za zapach gardenii.
  23. Raport rządowego chińskiego think-tanku z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych (Chinese Academy of Social Sciences) zarzuca rządom USA i innych krajów zachodnich wykorzystywanie internetowych stron społecznościowych, jak Twitter i Facebook do siania niepokojów społecznych. Mimo słynnego „Wielkiego Chińskiego Firewalla", filtrowania zawartości, cenzury i wyjątkowo surowych przepisów, nie udaje się chińskim władzom całkowicie odciąć swojego narodu od dostępu do wolnej i niecenzurowanej informacji. Użytkownicy z większą wiedzą informatyczną potrafią ominąć rządowe zabezpieczenia, a otwarta struktura API takich stron nie ułatwia cenzorom zadania. Pokazały to chociażby zeszłoroczne wydarzenia w Iranie, gdzie podczas demonstracji i zamieszek Twitter stał się głównym kanałem informacyjnym dla opozycjonistów. Ponieważ otwarcie Twittera pozwala korzystać z niego przy pomocy różnych narzędzi oraz innych stron, nawet całkowite odcięcie serwerów i domeny twitter.com nie może być skuteczne. Te i podobne doświadczenia musiały zaniepokoić chińskie władze. Dla większości światowych serwisów istnieją lokalne, chińskie, „bezpieczne" odpowiedniki, jednak nie są one w stanie zadowolić wszystkich użytkowników, czy powstrzymać ich pędu „do świata". Rosnące zaniepokojenie chińskiego rządu przejawia się w coraz bardziej zdecydowanych i surowych przepisach, na przykład żołnierzom w ogóle nie wolno prowadzić blogów ani prywatnych stron, nie wolno im korzystać z kafejek internetowych ani stron „randkowych". Prowadzenie kolejnych aktywności internetowych podlega ograniczeniom i kontroli, wprowadzany jest coraz częściej obowiązek rejestrowania się swoim imieniem i nazwiskiem. Raport Chińskiej Akademii Nauk Społecznych zarzuca rządom krajów zachodnich, że celowo używają stron społecznościowych do wywoływania zamętu i politycznej dywersji w chińskim społeczeństwie. Wzywa także do wzmożonej uwag i kontroli Facebooka, Twittera i analogicznych witryn oraz powstrzymania ich wzrostu i dominacji. Rzecznik amerykańskiej ambasady w Pekinie, Richard Buangan, nie chciał ustosunkować się do raportu, którego nie widział. Powiedział jedynie, że prawo do swobodnej wymiany informacji należy do podstawowych praw człowieka. Również Facebook nie udzielił żadnego komentarza odnośnie zarzutów rządowego think-tanku.
  24. Oddziaływania chaotyczne to zagadnienie z którym rozwój nauki i technologii nie może sobie dotąd poradzić. Żadna teoria, ani moc obliczeniowa nie pozwala na przykład na przewidywanie ruchu cząstek wody w fali rozbijającej się o brzeg, czy zawirowań przepływu powietrza na styku z powierzchnią pojazdu podczas ruchu. Przynajmniej tak było do tej pory, ponieważ naukowcy z Uniwersytetu Melbourne deklarują, że stworzyli model pozwalający przewidywać zachowanie powietrza przy powierzchni poruszających się pojazdów. Ograniczanie oporu powietrza polega dziś głównie na dobieraniu odpowiedniego kształtu karoserii samochodu, czy kadłuba samolotu lub statku. Tymczasem to chaotyczny ruch powietrza (lub wody) na styku z poruszającym się ciałem jest obecnie głównym czynnikiem hamującym. Ludzka technika dopiero niedawno podjęła próby skopiowania doskonałych w tym względzie rozwiązań natury, jak skóra rekinów lub delfinów. Kostiumy dla pływaków wzorowane na rekiniej skórze pozwoliły nawet na ustanowienie nowych rekordów sportowych. Takie drobne sukcesy były jednak raczej efektem metody prób i błędów, lub kopiowania gotowych rozwiązań przyrody bez zrozumienia ich działania. Być może teraz się to zmieni, jeśli teoria zespołu naukowców z Wydziału Inżynierii Mechanicznej pod kierunkiem Ivana Marusica zostanie wykorzystana w praktyce. Modele pozwalające symulować zawirowania w obszarze styku gaz (ciecz) - ciało stałe mogą być przełomem technologicznym. Dość powiedzieć, że w przypadku lotnictwa opór powietrza jest odpowiedzialny aż za połowę zużywanego paliwa. Nawet więc niewielkie jego zmniejszenie to poważne oszczędności: mniejsze koszty, mniejsza emisja dwutlenku węgla, itd. Rozwiązanie na pewno zresztą szybko zostanie wykorzystane nie tylko w przemyśle lotniczym, ale i samochodowym, kosmicznym, czy wreszcie w sporcie. Inne możliwe obszary jego zastosowania to hydraulika (mniejszy opór wody, czy ropy przy tłoczeniu rurami), lepsze modele meteorologiczne i lepsze prognozy pogody, zapewne jeszcze wiele innych. Artykuł na ten temat został przyjęty do publikacji przez magazyn Science. Jeśli model stworzony przez australijskich naukowców jest naprawdę dobry, zapewne dość szybko zobaczymy gotowe rozwiązania w przemyśle. Inżynierowie od dawna na to czekają.
  25. Piłkarski świat z zapartym tchem obserwował niemiecką ośmiorniczkę, Paula, który dotąd trafnie typował zwycięzców kolejnych meczy. Tymczasem na Uniwersytecie Londyńskim naukowcy przewidują zwycięzcę Pucharu Świata bardziej naukowo - przy pomocy matematyki i komputera. Doktor Javier López Peña i doktor Hugo Touchette z Koledżu Królowej Marii na Uniwersytecie Londyńskim są matematykami a przy okazji miłośnikami piłki nożnej. Postanowili połączyć swoje pasje i użyć narzędzi matematycznych do przewidywania wyników meczy. Z wykorzystaniem teorii grafów przeanalizowali grę zespołów występujących na mundialu i stworzyli mapę ich taktyk. W przewidywaniu wyników meczy już zakończonych narzędzie okazało się skuteczne, pozwoliło także na wskazanie przyczyn zwycięstwa lub porażki danej drużyny. Teoria grafów służy do analizy wielu różnych zagadnień. Używa się w niej podobnych grafów jak w szkole podstawowej. Peña i Touchette na co dzień wykorzystują ją do symulowania sieci komputerowych działających w skrajnych warunkach, na przykład w przypadku wyłączenia jakiejś jej części. Podobnie zabrali się za grę piłkarzy: potraktowali podania piłki pomiędzy zawodnikami drużyny jako sieć, którą można rozrysować i przeanalizować z wykorzystaniem komputera. Okazało się, że takie schematy doskonale obrazują taktykę i sposób gry drużyny. Każdy gracz w drużynowej sieci ma przyznaną ocenę na skali określającej jego ważność w drużynie - tłumaczy doktor Touchette. - Im większa nota na skali, tym większe znaczenie jego nieobecności w danym miejscu. Metoda, która jest powszechnie używana do planowania bardziej stabilnych sieci komputerowych, może być tak samo użyta do planowania strategii meczu. Schemat grafów dla danej drużyny wskazuje jej silne i słabe punkty, a ich porównanie pozwala wytypować prawdopodobnego zwycięzcę pojedynku. Dlaczego Niemcy pokonali Anglików? Rozrysowana sieć pokazuje, że hiszpańscy gracze wykonali w turnieju olbrzymią liczbę podań, niemal o 40% więcej niż Niemcy i dwukrotnie więcej od Holendrów. Drużyna polega na szybkich podaniach, które są dobrze rozłożone pomiędzy wszystkich graczy, zwłaszcza tych grających w polu środkowym. David Villa, najlepszy strzelec, otrzymuje średnio 37 podań w czasie meczu, więcej niż ktokolwiek w całym mundialu. W porównaniu z nim Fernando Torres, który nie zdobył żadnego gola, otrzymuje znacząco mniej podań, bo jedynie 13 - wynika to z hiszpańskiej taktyki. Sieć taktyczna Holendrów, na odwrót, jest wyraźnie ofensywna, z małą ilością połączeń pomiędzy zawodnikami, większość z podań kierowanych jest do atakujących. Mała ogólna ilość podań pokazuje, że Holendrzy od złożonej taktycznie gry zdecydowanie wolą szybkie ataki i kontrataki. Większość goli zdobywają ze stałych elementów gry, jak rzut wolny i usiłują zdominować swoich rywali raczej fizyczną obecnością niż taktyką. Analiza komputerowa nie może oczywiście przewidzieć czynników losowych, jak kondycja graczy, czy choćby czerwona kartka, osłabiająca drużynę. Ale Javier López Peña i Hugo Touchette uważają, że przez zestawienie taktycznych planów można z dużym prawdopodobieństwem wytypować zwycięzcę meczu. Jaki więc będzie efekt starcia tych dwóch drużyn? Zapewniają, że wygra Hiszpania. Czy mają rację, przekonamy się już jutro. Szkoda, że nie podali również wyniku meczu o trzecie miejsce, można by zweryfikować „metodę matematyczną" już dziś wieczorem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...