Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37670
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    250

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Profesor Ambroży Kleks z powieści Jana Brzechwy potrafił nadmuchiwać potrawy, żeby wykarmić całą gromadę uczniów, niestety, nadmuchane nie syciły porządnie i trzeba było dojadać. Podobną sztuczkę stosują niektórzy producenci żywności, czy właściciele barów, sztucznie powiększając swoje produkty. Skutek jest podobny. Matka natura też potrafi powiększać owoce, ale jej metoda jest naturalna i nieoszukana. Gala to dość popularna odmiana jabłek, nie wyróżniająca się niczym szczególnym. Peter Hirst, profesor ogrodnictwa na Uniwersytecie Purdue'a, odkrył jednak, że z z tej pospolitej odmiany znienacka wyewoluowała nowa. Jej cechy szczególne to, poza większą chrupkością, znacznie większe rozmiary: o 15% większa średnica i o 38% większa waga. Nowa odmiana, nazwana z racji gabarytów Grand Gala, powstała przypadkowo. Właściciel dużego sadu owocowego zauważył, że jedna gałąź drzewa rodzi znacznie większe owoce. Zaszczepił więc nią nowe drzewka, uzyskując zmodyfikowaną odmianę. Profesor Hirst zainteresował się tym zjawiskiem: możliwość wyhodowania owoców większych o kilkanaście - kilkadziesiąt procent to jak kamień filozoficzny sadownictwa, duże owoce uzyskują bowiem znacznie wyższe ceny. Nigdy bowiem wcześniej nie widział takich jabłek, które określił jako dziwaczny fenomen. Zwłaszcza, że ogryzek nowej odmiany jest tego samego rozmiaru, co w starej, przyrost masy w całości obejmuje miąższ owocu. Naukowiec postanowił odnaleźć gen odpowiadający za większy rozmiar. Do tej pory badania porównawcze różnych gatunków jabłek nic nie dawały, ponieważ nie zawsze w nich te same geny odpowiadają za te same cechy. Grand Gala, nowo powstała odmiana, dawała szansę na przełamanie tej bariery. Większy owoc jest zawsze skutkiem większej ilości komórek. Jednak szukając genu, odpowiadającego za zwiększony ich przyrost, prof. Hirst odkrył ze zdziwieniem, że nowa odmiana wcale nie posiada więcej komórek od starej! W jaki więc sposób Grand Gala osiąga większe rozmiary? Proste - jej komórki są większe. Proste, ale niespotykane. W normalny sposób żywe komórki powielają swoje DNA, rosną, a potem dzielą się i proces ten się powtarza. Komórki odmiany badanej przez Petera Hirsta, wskutek jakiegoś błędu, powielają DNA, ale nie dzielą się. Zamiast tego tylko rosną, wytwarzając więcej i więcej kopii DNA. Dzięki badaniom udało się wyizolować grupę genów odpowiedzialnych za tę ciekawą dysfunkcję. Ale chociaż możliwe byłoby dzięki temu stworzenie „nadmuchanych" odmian innych gatunków jabłek, profesor Hirst wątpi, żebyśmy zobaczyli takie mutanty w sklepach. Jak mówi, konsumenci wybierają te owoce, które wyglądają najładniej i najdoskonalej. Grand Gala tymczasem ma jedną wadę: jest nieco koślawe. Badania nad genami odpowiedzialnymi za rozmiar jabłek jednak trwają i być może pewnego dnia w sklepie zobaczymy niespotykanie duże jabłka. Być może będzie to zasługa prac, między innymi, profesora Petera Hirsta.
  2. Biopaliwa, obiecywane jako ekologiczna alternatywa dla produktów z ropy naftowej ciągle nie mogą się przebić. Przeszkody są generalnie dwie: czysto ekonomiczny, czyli cena takiego paliwa, oraz konkurencja o energetyczne zasoby z... ludźmi. Kłopot w tym, że najbardziej efektywne, a więc najczęstsze źródła materiału roślinnego dla wytwarzania biopaliw to uprawy kukurydzy, czy buraków. Używanie do produkcji paliw podstawowego źródła pożywienia dla ludzkości powoduje wzrost cen żywności i dylematy moralne (jakże to, żeby ludzie przymierali głodem dla produkcji benzyny), blokuje również spadek cen takich paliw. Remedium byłoby wykorzystanie do celów przemysłowych roślin niejadalnych lub niejadalnych odpadów z roślin jadalnych. Dlaczego więc nie korzysta się na szerszą skalę z upraw prosa rózgowego, albo ze zbędnych łodyg kukurydzy? Produkcja etanolu, czy butanolu jest najłatwiejsza i najtańsza z wykorzystaniem masy roślinnej zawierającej głównie skrobię, lub cukry proste. Użycie zdrewniałych części roślin jest trudniejsze, bowiem zawierają one głównie ligninę. Jej wykorzystanie wymaga wcześniejszej obróbki, żeby można było otrzymać odpowiednie węglowodany. Dziś, aby otrzymać biopaliwa z roślinnej ligniny, moczy się ją najpierw w kąpieli ze żrących chemikaliów. Dopiero w wyniku takiego procesu otrzymujemy bogatą w węglowodany masę, gotową do dalszej obróbki przy pomocy enzymów. Niestety, efektem ubocznym żrącej kąpieli jest znaczna ilość ciekłych odpadów, z którymi spływa „do ścieku" znaczna część masy organicznej. Dlatego ta metoda jest mało efektywna również ekonomicznie. Nowy sposób na uwolnienie węglowodanów z roślinnej ligniny znaleźli naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny. Niepotrzebne są do tego żrące substancje, nie powstają też odpady. Proces jest też prosty: masa roślinna jest wystawiana na działanie ozonu z niewielką ilością wilgoci. W jego wyniku otrzymuje się bogatą w węglowodany masę i żadnych odpadów. Masę tę poddaje się dalszej obróbce w ten sam sposób, jak podczas tradycyjnego procesu, czyli przy pomocy enzymów. Sam proces ozonowania jest co prawda droższy niż kąpiel chemiczna, ale ponieważ dzięki wyeliminowaniu marnotrawstwa jest bardziej efektywny, w rezultacie całość produkcji jest bardziej ekonomiczna. Autorzy otrzymali grant badawczy z Centrum Badań i Rozwoju Bioenergii na udoskonalenie procesu. Będzie on dopracowywany pod kątem przemysłowego, komercyjnego wykorzystania do produkcji paliw z prosa rózgowego oraz miskanta.
  3. Amerykański Sąd Najwyższy podtrzymał decyzję sądu niższej instancji w sprawie Bilski, Warsaw vs. Urząd Patentowy. Sąd jednogłośnie stwierdził, że USPTO miał rację odrzucając wniosek patentowy na program do oceny ryzyka na rynku handlu energią. Przeciwnicy patentowania oprogramowania nie powinni jednak jeszcze otwierać szampana, gdyż Sąd Najwyższy ograniczył swój wyrok tylko do tej konkretnej sprawy. Bardzo ważnym jest by podkreślić, że Sąd nie odniósł się do kwestii patentowania jakiegokolwiek wynalazku i nie stwierdził, czy technologie pochodzące z Wieku Informacji powinny bądź nie być przedmiotem prawa patentowego. Coraz więcej osób zajmuje się innowacjami i szuka ochrony patentowej dla swoich wynalazków, prawo patentowe mierzy się z poważnym wyzwaniem znalezienia równowagi pomiędzy ochroną wynalazców a nieprzyznawaniem monopolu na procedury, które również i ktoś inny może opracować poprzez odkrycie niezależnych, kreatywnych zastosowań zasad ogólnych. Nic w tym wyroku nie powinno być odczytywane jako zdecydowanie, w którym miejscu znajduje się punkt równowagi - napisał w komentarzu sędzia Anthony Kennedy. Alexander Poltorak, szef firmy prawniczej General Patent, która specjalizuje się w sprawach dotyczących własności intelektualnej, zauważa, że jednocześnie Sąd Najwyższy odrzucił zastosowaną przez sąd niższej instancji zasadę "machine-or-transformation". Przemysł technologiczny z zapartym tchem czekał na to orzeczenie. Z olbrzymią ulgą przyjęto fakt, że Sąd Najwyższy nie zgodził się z poglądem iż 'machine-or-transformation' miałby być jedynym testem decydującym o możliwości patentowania - mówi Poltorak. Przypomnijmy, że test ten to pojęcie z amerykańskiego prawa patentowego i jest używany od XIX wieku. Pozwala on stwierdzić, czy dany proces kwalifikuje się do przyznania patentu. Musi on bowiem spełniać jeden z dwóch warunków. Albo być zaimplementowany w konkretnej maszynie, przeznaczonej do wykonywania tego procesu, który jednocześnie nie jest konwencjonalny i trywialny lub też musi być procesem zmieniającym produkt z jednego przedmiotu lub stanu w inny. Specjaliści nie są jednomyślni co do tego, czy test "machine-or-transformation" może być używany samodzielnie do oceny możliwości patentowania. Można bowiem wymyślić hipotetyczny wniosek patentowy (np. na pranie w rzece), który nie przejdzie tego testu, jednak jest jak najbardziej zgodny z prawem patentowym i jako taki powinien zostać przyjęty. Istnieją też rozbieżności, czym jest "konkretna maszyna" i czy może być nią np. kij, którym będziemy uderzać tkaninę praną w rzece. Zdaniem Scotta Baina, prawnika organizacji Software and Information Industry Association (SIIA), obecny wyrok nie będzie miał praktycznie żadnego znaczenia dla działania przemysłu i patentowania oprogramowania. Dzisiejsza decyzja zachowuje delikatną, ale ważną równowagę. Z jednej strony bowiem podtrzymuje zasadę, że nie można patentować czegoś co jest zaledwie abstrakcyjnym pomysłem, a takimi jest wiele biznesowych metod opisywanych we wnioskach patentowych. Z drugiej strony potwierdza, że można patentować użyteczne oprogramowanie, dzięki czemu firmy z sektora software'owego nadal mogą napędzać gospodarkę - mówi Baina. Z kolei przedstawiciele Free Software Foundation są rozczarowani stanowiskiem sądu. Ich zdaniem, szerokie możliwości patentowania oprogramowania nie wynikają z praw uchwalonych w Kongresie, a są wynikiem orzeczeń sądowych. Sąd Najwyższy nie wykorzystał sprawy Bilskiego do wyjaśnienia sytuacji i uniemożliwienia patentowania programów - stwierdził Peter Brown z FSF. Jego zdaniem, stanowisko w tej sprawie będzie musiał ostatecznie zająć Kongres.
  4. Coraz więcej lekarzy wyraża obawy w związku z upowszechnianiem się na lotniskach skanerów do ciała. Urządzenia te pracują co prawda z niskimi dawkami promieniowania, jednak, jak zwracają uwagę ich krytycy, jest ono mocno skoncentrowane i trafia precyzyjnie pod powierzchnię skóry. Ich zdaniem, szczególnie narażone są szyja i twarz. Specjaliści ostrzegają więc, że ich stosowanie może znacząco zwiększać ryzyko zapadnięcia na nowotwory skóry, szczególnie na raka podstawnokomórkowego. To najpowszechniejszy nowotwór złośliwy skóry. Na szczęście cechuje go niewielka złośliwość, rzadko daje on przerzuty. Ryzyko jednak istnieje, a u dzieci stosowanie skanerów może wywoływać poważniejsze skutki niż u dorosłych. Zdaniem Davida Brennera z Columbia University, skoncentrowanie energii na skórze oznacza, że dawka promieniowania jest 20-krotnie wyższa od oficjalnych szacunków. Brenner może być jedną z najlepiej zorientowanych w temacie osób, gdyż pomagał tworzyć pierwsze podręczniki użytkowania takich skanerów, które powstawały w 2002 roku. Jak mówi, miał wówczas nadzieję, że nie będą one powszechnie używane.
  5. Berliński urolog profesor Frank Sommer wyświadczył przysługę wszystkim mężczyznom, którzy nie znoszą zakupów i najchętniej omijaliby okolice sklepów szerokim łukiem. Wg 42-letniego Niemca, mężczyzna plus zakupy równa się niepłodność... Naukowcy odkryli bowiem, że na niektórych paragonach kasowych znajduje się wystarczająco dużo bisfenolu A (ang. bisphenol A, BPA), by zaburzyć męską równowagę hormonalną. Dzieje się tak, ponieważ bisfenol jest słabym estrogenem. BPA wchodzi w skład substancji, dzięki której tusz staje się widoczny na wrażliwym na ciepło papierze termicznym. Wystarczy potrzymać wydruk w ręku, a potem dotknąć dłonią ust lub coś zjeść. BPA może przesunąć męski profil hormonalny w kierunku estrogenów. W dłuższej perspektywie prowadzi to do zmniejszenia libido, wzrostu brzuszka zamiast mięśni i ma niekorzystny wpływ na erekcję oraz potencję.
  6. Na University of Arizona przeprowadzono pierwszy eksperymentalny dowód na to, że Tytan, księżyc Saturna, jest w stanie podtrzymać życie. Ziemia i Tytan to jedyne duże ciała niebieskie w naszej najbliższej okolicy, które posiadają grubą atmosferę, w której dominuje azot. Tytan jest dlatego tak interesujący, gdyż posiada atmosferę zdominowaną przez azot, a chemia organiczna może odpowiedzieć nam na pytanie, jak rozpoczęło się życie na Ziemi. Azot to niezbędny składnik życia - mówi autor badań, Hiroshi Imanaka z uniwersyteckiego wydziału chemii i biochemii. Jednak w skład molekuł tworzących życie nie może wejść każda forma azotu. Najpierw musi ulec ona przekształceniu w bardziej aktywną, reaktywną formę. Imanaka we współpracy z Markiem Smithem utworzyli w laboratorium azotowo-metanową mieszaninę, podobną do atmosfery Tytana, a później, poddając gaz działaniu wysokoenergetycznych promieni ultrafioletowych zamienili ją w mieszaninę gazu zawierającą molekuły organiczne. Promieniowanie ultrafioletowe symulowało wpływ Słońca na atmosferę Tytana. Eksperyment pokazał, że w takich warunkach większość azotu zaczęła tworzyć stałe molekuły, a nie gazowe. To ważne odkrycie, gdyż wcześniejsze teoretyczne modele przewidywały, że proces ten będzie znacznie wolniejszy. Hiroshi Imanaka mówi, że Tytan wydaje się nam pomarańczowy właśnie z powodu organicznych molekuł unoszących się w jego atmosferze. Z czasem molekuły te mogą opadać na powierzchnię księżyca i tam mogą zostać poddane działaniu czynników, które mogą utworzyć życie. Obecnie jednak nie ma dowodu na to, że wspomniane cząsteczki rzeczywiście zawierają azot. Eksperyment z Arizony pokazuje jednak, iż jest to możliwe. Prowadzenie podobnych badań jest bardzo ważne z punktu widzenia eksploracji kosmosu. Pozwala to bowiem tak projektować urządzenia umieszczane w sondach, by szukały konkretnych rzeczy, których istnienie jest prawdopodobne. Możliwość znalezienia molekuł organicznych w atmosferze Tytana pojawiła się po misji sondy Cassini, której wyniki sugerowały, że promieniowanie ultrafioletowe powoduje powstawanie takich molekuł. By sprawdzić tę hipotezę Imanaka i Smith musieli z korzystać z synchrotonu Advanced Light Source w Berkeley. Kolejka naukowców do tego urządzenia jest jednak tak duża, że uczeni z Arizony mieli do dyspozycji jedynie dwa "okienka czasowe" w ciągu roku. Każde z nich składało się z 5-10 dni i 8 godzin do wykorzystania w ciągu każdego z nich. Dlatego też ich badania nie odpowiedziały na wszystkie pytania. Przeprowadzenie wszystkich eksperymentów zajęłoby bowiem lata. Początkowo, jak mówi Imanaka, atmosfera była wyjątkowo nerwowa, gdyż w analizowanym gazie nie mogli znaleźć azotu i nie mieli pojęcia, co się z nim dzieje. W końcu przeanalizowali za pomocą niezwykle zaawansowanych technik spektrometrycznych brązową maź, która osadziła się na cylindrze synchrotonu i znaleźli tam poszukiwany azot.
  7. Rozmiary określonych rejonów kobiecego mózgu wahają się w czasie cyklu miesiączkowego. W przygotowaniu na owulację powiększają się one nawet o 2%. Mózg pań, które zażywają pigułki antykoncepcyjne, podlega innym zmianom. Zespół Belindy Pletzer z Uniwersytetu w Salzburgu posłużył się morfometrią bazującą na wokselach (ang. voxel-based morphometry, VBM). Dzięki temu uzyskał trójwymiarową mapę objętości istoty szarej. W eksperymencie wzięło udział 14 mężczyzn, 14 kobiet niekorzystających z pigułek hormonalnych i 14 pań, które je zażywały. Te ostatnie były skanowane dwa razy: raz we wczesnej fazie folikularnej, a więc przed jajeczkowaniem, i drugi w połowie fazy lutealnej, która trwa do krwawienia miesiączkowego. Okazało się, że w porównaniu do kobiet, u mężczyzn większe były 3 zakręty - hipokampa, przyhipokampowy i wrzecionowaty - a także ciało migdałowate oraz jądra podstawy. U pań więcej istoty szarej znaleziono zaś w korze przedczołowej oraz w zakrętach zaśrodkowm i przedśrodkowym. Efekty zależne od płci były modulowane przez fazy cyklu miesięcznego oraz antykoncepcję hormonalną. W porównaniu do fazy lutealnej, objętość istoty szarej prawych zakrętów wrzecionowatego i przyhipokampowego była w fazie folikularnej większa. Są to rejony zaangażowane w lokalizację przestrzenną i rozpoznawanie twarzy, Austriacy spekulują więc, że zbliżając się do najbardziej płodnego okresu cyklu, panie stają się wyczulone na najbardziej atrakcyjnego partnera. Trwa to bardzo krótko, bo wzrastający po owulacji poziom progesteronu z powrotem obkurcza wymienione zakręty. W zestawieniu z kobietami niezażywającymi pigułek, panie korzystające z tej formy antykoncepcji miały większe zakręty za- i przedśrodkowy, przyhipokampowy, wrzecionowaty, a także okolice skroniowe i przedczołowe. Pletzer wspomina też o móżdżku. Pigułka może akcentować typowo kobiece zachowania, takie jak doskonałe zdolności językowe i pamięciowe.
  8. Katastrofalny wyciek ropy po katastrofie platformy wiertniczej BP w Zatoce Meksykańskiej już dawno został uznany za największą tego typu katastrofę ekologiczną; od tego czasu jego oblicze staje się coraz groźniejsze. Nie tylko nadciągający sezon huraganów grozi rozniesieniem zanieczyszczeń po szerokim obszarze, regularnie odkrywane są kolejne, powodowane przez niego negatywne zjawiska. Wstępne wyniki najnowszych badań sugerują, że skażone jest również powietrze. Niewielki początkowo - według twierdzeń koncernu BP - wyciek okazał się w istocie wielokrotnie większy. Przeważająca część wypływającej z odwiertu ropy, zwłaszcza jej ciężkie frakcje, jak mazut i asfalt, utrzymują się pod powierzchnią oceanu, grożąc unicestwieniem życia na tym obszarze. Zagrożone są ryby, ptaki, żółwie, roślinność i zwierzęta wybrzeży, w tym rezerwatów przyrodniczych, umierają pierwsze wieloryby i delfiny. Wydawałoby się, że trudno jeszcze cokolwiek dodać. Niestety, jak się okazuje, również powietrze nad strefą wycieku jest zanieczyszczone - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine (UCI). Skład chemiczny powietrza badano pobierając próbki z samolotów oraz z łodzi patrolujących obszar wycieku i unoszonych plam ropy. Trwają badania 400 próbek powietrza, ale już wstępne wyniki są mocno niepokojące. Zagrożenie potwierdzają Donald Blake, kierownik katedry chemicznej UCI oraz F. Sherwood Rowland, laureat nagrody Nobla. Zgodnie mówią, że tak wysokiego stężenia różnych gazów nie obserwowali nigdzie, wliczając najbardziej zanieczyszczone obszary przemysłowe i zurbanizowane. Stężenie estrów kwasu azotowego drastycznie przekracza ilości notowane w takich aglomeracjach, jak Meksyk, czy Los Angeles. Inne odnotowane gazy to metan, heksan, butan, benzen, tolulen czy ksylen. Nie jest jeszcze dowiedzione źródło zanieczyszczeń, choć oczywistym wydaje się wyciek. Konieczne są jednak badania i odpowiedź na pytanie, czy opary unoszą się z samych plam ropy, z rozpylanych chemicznych dyspersantów, czy może ich pochodzenie jest jeszcze inne. Żeby wykonać badania, połączono ograniczone fundusze uniwersyteckie, stanowe i federalne. O wynikach poinformowano między innymi Agencję Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency, EPA) oraz Narodową Administrację Oceaniczną i Atmosferyczną (National Oceanic & Atmospheric Administration, NOAA). EPA nie odpowiedziało jeszcze na monity naukowców, NOAA rozpoczęła pobieranie próbek powietrza podczas rutynowych patrolowych lotów. Organizacje zajmujące się bezpieczeństwem osób pracujących przy usuwaniu wycieku, które monitorują warunki pracy, uważają, że nie ma żadnego zagrożenia, ponieważ poziom stężenia żadnego z zaobserwowanych gazów nie przekracza ustalonych norm. Naukowcy z UCI potwierdzają, że normy ustalone jako bezpieczne nie są przekroczone, ale według nich nie powinno to nikogo uspokajać. Normy bowiem ustalane są oddzielnie dla każdej potencjalnie szkodliwej substancji, tu zaś mamy do czynienia z bogatą ich mieszanką, której wpływ na ludzi i środowisko, zwłaszcza wpływ długotrwały, jest niewiadomą. Nie można zatem twierdzić, że ludzie narażeni na wdychanie oparów są bezpieczni. Badacze podkreślają, że konieczne są dalsze, szczegółowe i jak najszybsze badania nad skutkami ekspozycji na taką mieszankę gazów, oraz nad mechanizmem jej powstawania.
  9. Tesla Motors, producent sportowego samochodu elektrycznego Roadster, odniosła swój pierwszy duży sukces na giełdzie. Debiut jej akcji był lepszy niż przewidywano. Był to jednocześnie pierwszy od 1956 roku giełdowy debiut amerykańskiego producenta samochodów. Specjaliści przewidywali, że w dniu debiutu Tesla będzie w stanie sprzedać akcje w cenie od 14 do 16 dolarów. Tymczasem już na samym początku kupowano je po 17 dolarów za sztukę. Obecnie akcje Tesla Motors są sprzedawane za ponad 24 dolary, co oznacza, iż kapitalizacja giełdowa firmy przekroczyła 2 miliardy USD. To daje przedsiębiorstwu pieniądze na rozwój i dobre perspektywy na przyszłość.
  10. Na górnej wardze samców molinezji ostroustych (Poecilia sphenops) znajdują się wąsy. Ichtiolodzy nie znali ich funkcji, kwestia ta nie była nawet szczegółowo badana, wygląda jednak na to, że podobają się samicom, co oznacza, że jest to cecha utrwalona w ramach doboru płciowego. Niewykluczone też, że za pomocą wypustek samce pobudzają narządy płciowe wybranek. Molinezje ostrouste występują w Meksyku w wielu różnych habitatach – od niewielkich strumyków po jeziora. Ryby te przejawiają skomplikowane zachowania związane z rozrodem. Płetwa odbytowa samca jest przekształcona w gonopodium, czyli zewnętrzny narząd kopulacyjny służący do wprowadzenia nasienia do otworu płciowego samicy. Wąsy występują tylko u niektórych samców. Wyrastają z łusek umiejscowionych nad górną wargą. Profesor Ingo Schlupp z University of Oklahoma oraz zespół z USA i Niemiec postanowili jako pierwsi ustalić, do czego dokładnie służą opisywane wypustki. Schwytali kilka samców i samic P. sphenops i zmierzyli wąsy u samców, które mogły się nimi pochwalić. Następnie naukowcy przeprowadzili serię eksperymentów, umieszczając w akwariach przedstawicieli obu płci i mierząc, ile czasu samice spędzały w towarzystwie samców z wąsami różnej długości lub w ogóle ich pozbawionych. Ustalali też, jak samice reagują na nagrania wideo przedstawiające rozmaite samce. Wyniki opisane w piśmie Behavioral Ecology and Sociobiology nie pozostawiły najmniejszych wątpliwości – w badaniach z udziałem ponad 100 osobników samice systematycznie wolały samce z wąsami. Akademicy podejrzewają, że chodzi nie tylko o atrakcyjność wzrokową parawąsów, ale także o ich funkcję dotykową. Jest to oparte na ogólnym spostrzeżeniu, że samce dotykają wargami żeńskich rejonów genitalnych, nim przystąpią do kopulacji – tłumaczy Schlupp. Ekipa przypuszcza również, że gdy samiec się o nią mimochodem ociera, samica zbiera informacje na temat jego atrakcyjności. Takie zachowanie można by zatem uznać za formę samozachwalania. Kilka innych gatunków, m.in. sumokształtne, ma podobne struktury, głównie o nieznanym przeznaczeniu. Niektórzy znawcy tematu dywagowali, że wąsiki pozwalają udawać larwy, wabiąc w ten sposób ofiary. Nie wykluczałoby to jednak funkcji przyciągającej płeć przeciwną, ponieważ samiec zdobywający więcej pokarmu sam jest przecież łakomym kąskiem...
  11. Pod wpływem promieniowania UVB dochodzi do uszkodzenia skóry i powstawania zmarszczek. Autorzy japońskiego studium wykazali jednak, że proces ten można ograniczyć za pomocą tlenu. W ramach studium u myszy, które umieszczano po wystawieniu na oddziaływanie promieniowania ultrafioletowego w komorze tlenowej, pojawiło się mniej zmarszczek i oznak uszkodzenia skóry niż u gryzoni stykających się wyłącznie z UVB. Podczas starzenia pojawiają się zmarszczki, a naskórek staje się cieńszy i szorstki. Pod powierzchnią skóry podlegającej regularnej ekspozycji na promieniowanie UVB zachodzą charakterystyczne zmiany, m.in. skórna angiogeneza. W powstawaniu nowych naczyń bierze udział kilka czynników transkrypcyjnych, w tym czynnik indukowany hipoksją (HIF-1, ang. hypoxia inducible factor), a konkretnie jego podjednostka alfa (HIF-1 jest heterodimerem złożonym z dwóch podjednostek – HIF-1α i HIF-1β - które należą do grupy czynników transkrypcyjnych), oraz czynnik wzrostu śródbłonka naczyń (ang. vascular endothelial growth factor – VEGF). Podczas eksperymentu Shigeo Kawada, Masaru Ohtani i Naokata Ishii z Uniwersytetu Tokijskiego podzielili bezwłose myszy na trzy grupy: 1) kontrolną, 2) wystawianą na oddziaływanie UVB i tlenu, 3) stykającą się wyłącznie z promieniowaniem UVB. Grupy 2. i 3. przez 5 tyg. trzy razy na tydzień napromieniano specjalną świetlówką, lecz tylko gryzonie z grupy UVB+HO (HO od hiperoksja – długotrwały nadmiar tlenu) trafiały po każdej sesji na dwie godziny do komory tlenowej. W ciągu 5 tyg. u myszy podlegających naświetlaniu pojawiły się zmarszczki, ale były one silniej zaznaczone w grupie, która nie uczęszczała do komory. W obu grupach doszło też do pocienienia naskórka, lecz znów w grupie 3. jego zakres oceniono jako większy. W porównaniu do grupy kontrolnej, wśród zwierząt naświetlanych UVB znacząco wzrósł poziom HIF-1α, podobnego zjawiska nie odnotowano zaś w grupie UVB+HO. Stężenie VEGF wzrosło w obu napromienianych grupach, ale w grupie 2. słabiej. Oznacza to, że nadmiar tlenu w tkankach ogranicza uszkodzenie skóry przez promieniowanie ultrafioletowe. Tak jak HIF-1 α i VEGF, ważną rolę w angiogenezie odgrywają metaloproteinazy macierzy zewnątrzkomórkowej (ang. matrix metalloproteinases, MMPs). Uważa się, że MMP-2 i MMP-9 szczególnie przyspieszają powstawanie zmarszczek, niszcząc zewnętrzne fragmenty komórek. Okazało się jednak, że w studium Japończyków poziom MMP-2 spadał pod wpływem ekspozycji na promieniowanie UVB, a MMP-9 się nie zmieniał i to nawet u myszy nieumieszczanych w komorze tlenowej. Wg autorów studium, fakt ten wskazuje, że wymienione metaloproteinazy nie są najważniejszymi czynnikami w procesie powstawania zmarszczek i angiogenezie, a przynajmniej nie są nimi na wczesnych etapach uszkodzeń wywoływanych przez UVB.
  12. Jak pomóc osobom z mukowiscydozą i innymi chorobami płuc, które często umierają, zanim znajdzie się odpowiedni dawca? Specjaliści od bioinżynierii szukają rozwiązania, problem jednak w tym, jak sprawić, by niezróżnicowane komórki macierzyste przekształciły się w specyficzne rodzaje komórek różnych obszarów płuc. Ostatnio udało się utworzyć nowe płuca z wykorzystaniem rusztowania ze starych. Naukowcy z University of Texas Medical Branch (UTMB) wprowadzili mysie komórki macierzyste do pozbawionych komórek (acelularnych) płuc szczura. Pierwotne komórki narządu zniszczono, powtarzając cykle zamrażania i rozmrażania oraz wystawienia na oddziaływanie detergentu. W rezultacie uzyskano szkielet z białek strukturalnych miąższu płuc, który szybko zapełnił się odpowiednio zróżnicowanymi komórkami. W kategorii różnych typów komórek płuca są bodaj najbardziej skomplikowane ze wszystkich narządów – komórki u wlotu są zupełnie różne od tych zlokalizowanych w głębi organu. Nasza naturalna macierz powtórzyła ten sam wzorzec: z komórkami tchawicy występującymi wyłącznie w tchawicy, komórkami pęcherzyków w pęcherzykach [chodzi o pneumocyty I i II rzędu, które tworzą nabłonek jednowarstwowy płaski] oraz dobrze zdefiniowanymi strefami przejścia między oskrzelami a pęcherzykami – tłumaczy dr Joaquin Cortiella. Dotąd nigdy wcześniej się to nie udało, co daje nadzieję na odtwarzanie w przyszłości różnych narządów i tkanek na potrzeby transplantologii czy dla naukowców testujących nowe leki i metody leczenia. Jeśli będziemy umieć wytwarzać płuca, będziemy również w stanie stworzyć model choroby/urazu. Wyprodukujemy zatem płuco ze zwłóknieniem lub rozedmą i sprawdzimy, co się z nimi dzieje, co robią komórki i jak dobrze działają komórki macierzyste i inne rodzaje terapii. Zobaczymy, jakie procesy zachodzą podczas zapalenia płuc, po zarażeniu gorączką krwotoczną, gruźlicą i hantawirusami – wszystkie one obierają na cel płuca i je uszkadzają – opowiada prof. Joan Nichols, druga autorka studium i artykułu. Amerykanie rozpoczęli już eksperymenty na większą skalę. Pracują z płucami świń. Pozbawiają je komórek, by uzyskać pokaźniejsze próbki tkanek, które można by zastosować u ludzi. Prawdziwym wyzwaniem pozostaje stymulowanie wzrostu naczyń (angiogenezy), by tkanki przeżyły poza laboratoryjnymi bioreaktorami.
  13. Ziemska skorupa tylko wydaje się twarda i niezmienna. W rzeczywistości bez przerwy zmienia swój kształt, kontynenty wędrują i dzielą się, a oceany zmieniają. Tylko trochę trudno to zaobserwować, ale to, co można zobaczyć, jest fascynujące. Jak uważają geolodzy, mamy obecnie okazję obserwować wyjątkowe zjawisko: powstawanie nowego oceanu. Procesy tworzące oceany są najczęściej ukryte na ich dnie. To tam skorupa ziemska rozchodzi się, a powstająca szczelina jest wypełniana wypływającą lawą. Ten proces rozpycha płyty tektoniczne, powodując z jednej strony oddalanie się kontynentów, z drugiej ściskanie płyt tektonicznych w miejscach, gdzie często występują trzęsienia ziemi. Od kilku lat jednak skorupa ziemska rozchodzi się na lądzie, gdzie można to zjawisko swobodnie obserwować. Dzieje się to w Afryce, w pobliżu pustyni Afar w Etiopii. To tam płyta tektoniczna pękła pięć lat temu, niespodziewanie otwierając długi na 60 kilometrów uskok, który w ciągu zaledwie dziesięciu dni osiągając szerokość ośmiu metrów. Szczelina wypełniła się stopioną skałą, taka jej ilość - dwa i pół miliona kilometrów sześciennych - wystarczyłaby, żeby przykryć 42 kilometry kwadratowe warstwą lawy grubą na 60 metrów - czyli ze szczętem pogrzebać duże miasto. Od tego czasu erupcje powtarzają się, a szczelina się powiększa. Zjawisko to będzie tematem wystawy „Fast and furious: witnessing the birth of Africa's new ocean", jaka otwierana jest właśnie w Londynie. Dzięki filmom 3D i technologiom interaktywnym widzowie będą mogli dosłownie „zagłębić się" w temat i poczuć go. Naukowcy już cieszą się na możliwość wykonania unikalnych eksperymentów i poczynienia wyjątkowych obserwacji i badań. A jaki będzie efekt całego procesu? Według geologów ostatecznie powstanie nowy ocean, który spowoduje rozerwanie Afryki na dwa oddzielne lądy. Na to jednak musimy poczekać jeszcze jakieś 10 milionów lat.
  14. Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda oraz Massachusetts Institute of Technology (MIT) stworzyli programowalne materiały, które mogą przybierać zadane kształty bez pomocy ludzkich rąk. Uczeni zaprezentowali pojedynczą płachtę materiału przybierającą kształt łódki bądź samolotu. Głównymi autorami badań są Robert Wood z Harvardu i Daniela Rus z MIT-u. Opracowali oni technikę nazwaną "programowalna zginalna materia", która w przyszłości może pozwolić np. na tworzenie w czasie rzeczywistym pojemników o zadanej wielkości czy narzędzi o potrzebnym kształcie. Wszystko zaczęło się od stworzenia algorytmu dla zginania. Jest to podobne do instrukcji z podręcznika origami. Na podstawie pożądanych kształtów docelowych określamy, w których miejscach płachta ma się zginać - mówi profesor Wood. Wspomniana płachta składa się ze sztywnych elementów połączonych za pomocą elastycznych polimerów, a całość napędzana jest przez cienkie siłowniki i elastyczną elektronikę. Prototyp korzystał z 25 siłowników podzielonych na 5 grup, a produkcja pożądanego kształtu odbywała się dzięki odpowiedniej kolejności ich uruchamiania. Największym osiągnięciem jest w tym przypadku - jak mówią sami autorzy badań - opracowanie teoretycznych podstaw zginania i modelu potrzebnego do jego planowania. Zaprezentowany prototyp jest bardzo prosty, jednak daje nadzieję na powstanie w przyszłości materiałów, które umożliwią uzyskiwanie wielu przedmiotów potrzebnych w danym momencie.
  15. Google oświadczyło, że przestaje automatycznie przekierowywać użytkowników wyszukiwarki Google.cn na stronę Google.com.hk. Ma to ułagodzić chińskie władze. Google w marcu zamknęło Google.cn w proteście przeciwko cenzurze narzuconej przez komunistów i przekierowało ruch na niecenzurowaną chińskojęzyczną wersję z Hongkongu. Pekin nie był z tego powodu zadowolony, a wyszukiwarkowy gigant zdawał sobie sprawę, że władze mogą w każdej chwili zablokować Google.com.hk. Google jednak właśnie się poddało. Z naszych rozmów z chińskimi władzami wynika, że przekierowanie jest dla nich nie do zaakceptowania i jeśli nadal będziemy tak postępowali, nasza licencja Internetowego Dostawcy Treści nie zostanie odnowiona - poinformowali przedstawiciele Google'a. Bez tej licencji nie możemy prowadzić komercyjnych witryn, takich jak Google.cn, więc Google zniknęłoby z Chin - dodali. Teraz użytkownicy wchodzący na Google.cn widza informację, że witryna została przeniesiona do domeny Google.com.hk i muszą kliknąć, by się tam przenieść. Google ma nadzieję, że uspokoi to Pekin i zapewni odnowienie licencji.
  16. Dziewiętnastoletnia Amerykanka Lizzie Velasquez cierpi na tajemniczą chorobę, która nie pozwala jej przytyć. Organizm dziewczyny nie zawiera w ogóle tłuszczu, a mimo swojego wieku waży ona zaledwie ok. 27 kg. By być zdrową i zapewnić sobie odpowiednią dawkę energii, Lizzie musi jeść co 15-20 minut. W sumie spożywa dziennie 60 małych posiłków, czyli 5-8 tys. kilokalorii. Lekarze nie umieją postawić ostatecznej diagnozy. Podobny zespół objawów wystąpił u zaledwie dwóch innych osób na świecie. Najstarsza Amanda ma trzydzieści kilka lat i mieszka z mężem w Anglii, a najmłodsza Abigail skończyła 13 lat i podobnie jak Lizzie mieszka w Austin w Teksasie. Specjaliści wskazywali m.in. na progerię i choć niektóre jej objawy rzeczywiście występują u chorej – chodzi zwłaszcza o wygląd twarzy, m.in. spiczasty nos, małe usta i postarzałą skórę – sugestia okazała się nietrafiona. Symptomy pasują do wielu syndromów naraz, ale nie na tyle, by któryś z nich dało się zdiagnozować. Po urodzeniu Velasquez była tak mała (ważyła ok. 1,2 kg), że rodzice musieli jej kupować ubrania dla lalek. Jako wcześniak dziewczynka spędziła 6 tygodni na oddziale intensywnej terapii. Na szczęście okazało się, że wbrew obawom lekarzy, wszystkie narządy wewnętrzne dziecka były rozwinięte prawidłowo. Specjaliści ostrzegali matkę i ojca, że Lizzie może się nigdy nie nauczyć mówić, o prawidłowym rozwoju nie wspominając. Tak się jednak nie stało. Choć ze względu na niewielkie rozmiary układ odpornościowy Amerykanki nie działa prawidłowo, co prowadzi do częstych i cięższych niż u przeciętnego człowieka chorób, Velasquez studiuje komunikację na Teksańskim Uniwersytecie Stanowym, a w szkole udzielała się jako cheerleaderka. Nie widzi na jedno oko, a na drugie tylko częściowo, lecz stara się prowadzić normalne życie. Ma swoją witrynę internetową, profil na Facebooku, prowadzi też dziennik na Twitterze. Ważę się regularnie i jeśli przybywa mi choćby jeden funt, jestem naprawdę podekscytowana – podkreśla Lizzie, która ma 157 cm wzrostu. Dziewczyna pochłania wszystko, na co ma ochotę, w tym pizzę, czekoladę, ciasta, pączki, lody czy makaron, dlatego zżyma się, jeśli ktoś posądza ją o anoreksję. Jej matka Rita wspomina, że po porodzie w 8. miesiącu ciąży lekarze wspominali o bardzo niewielkiej ilości wód płodowych. Dziwili się, jakim cudem dziecko zdołało przeżyć. U Lizzie podejrzewano wiele zespołów wad wrodzonych, w tym zespół de Barsy'ego. Szybko go jednak wykluczono, ponieważ nie wystąpiły zaburzenia uczenia. Przypadek Amerykanki fascynował naukowców z całego świata, nic więc dziwnego, że zaproszono ją do udziału w programie badań genetycznych profesora Abhimanyu Garga z University of Texas Southwestern Medical Center w Dallas. Garg i jego zespół obecnie podejrzewają, że Velasquez cierpi na bardzo rzadki zespół Wiedemanna-Rautenstraucha (ang. Wiedemann-Rautenstrauch syndrome, neonatal progeroid syndrome, NPS). Po raz pierwszy opisano go w 1979 r. Charakteryzuje się on przyspieszonym starzeniem, utratą tłuszczu z twarzy i ciała, a także degeneracją tkanek.
  17. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda przeprowadzili badania nad wiedzą i pozycją zawodową naukowców zajmujących się badaniami nad klimatem. Wykazały one, że bardzo niewielka grupa uczonych kwestionuje wpływ człowieka na zmiany klimatyczne oraz, iż są to naukowcy, których osiągnięcia naukowe są znacznie mniejsze niż uczonych przekonanych o wpływie człowieka. Doktorant William Anderegg wraz ze swoim zespołem przeanalizował prace naukowe opublikowane przez ponad 900 naukowców badających klimat oraz liczbę cytowań tych prac w innych publikacjach. Do grupy analizowanych naukowców zakwalifikowano tylko tych, którzy opublikowali co najmniej 20 prac. Okazało się, że uczeni wątpiący we wpływ człowieka na klimat mają średnio dwukrotnie mniej publikacji naukowych, niż naukowcy o tym wpływie przekonani. Ponadto prace naukowców przekonanych o wpływie człowieka były cytowane średnio o 64% częściej niż prace drugiej grupy. Badania objęły dorobek wszystkich naukowców zajmujących się klimatem, którzy byli zaangażowani w stworzenie raportu IPCC z 2007 roku oraz wszystkich, którzy podpisali jakikolwiek większy protest przeciwko temu raportowi. Ponadto ułożono też listę 100 naukowców o największej liczbie publikacji i zbadano ich stanowisko odnośnie raportu IPCC. Okazało się, że 97 z nich wprost wyraża opinię, że zmiany klimatyczne są wywołane przez człowieka. Chcieliśmy do tej całej dyskusji wprowadzić czynnik wiedzy - mówi Anderegg. Nigdy nie miałem oporów przeciwko cytowaniu opinii, które nie są zgodne z powszechnym poglądem. Nie widzę w nich nic złego. Jeśli jednak media nie wspominają, że jakaś opinia nie zgadza się z powszechnym poglądem naukowym, to jak przeciętny człowiek ma ocenić wiarygodność tego, o czym się mówi - stwierdza profesor Stephen Schneider, współautor artykułu. Zdaje sobie też sprawę, że praca, której wyniki zostały właśnie opublikowane w Preceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) zostaną skrytykowane. Myślę, że najbardziej typową krytyką takiego artykułu - niekoniecznie naukowego, ale w szerszym kontekście - jest stwierdzenie, ze nie wzięliśmy pod uwagę faktu, czy istniejące różnice to nie wynik działania jakiejś kliki czy konspiracji naukowców przekonanych o antropogenicznym pochodzeniu zmian klimatycznych - mówi Schneider. I zauważa, że pogląd taki jest absolutnie sprzeczny z tym, czym jest nauka. Jeśli jesteś młodym naukowcem i masz dowody na obalenie obowiązujących paradygmatów, staniesz się sławny. Każdy chce być kolejnym Darwinem czy Einsteinem - dodaje. Zachęca przy tym osoby, które będą przekonane, iż znacząco mniejszy dorobek naukowy sceptyków to wynik spisku, by swoje twierdzenia udowodnili.
  18. Rtęć jest jednym z najbardziej trujących pierwiastków. Niestety, wiele z używanych przez człowieka technologii powoduje skażanie środowiska, w tym środowiska wodnego, związkami rtęci. Jak się okazuje, mimo znacznie niższych stężeń rtęci w oceanach, jest ona tam znacznie bardziej niebezpieczna niż w wodzie słodkiej. Jednym z najpowszechniejszych związków rtęci, a przy tym wyjątkowo trującym jest metylortęć. Ten organiczny związek jest silną neurotoksyną, powodującą uszkodzenie między innymi nerek, mózgu i wątroby. Może przenikać do organizmu zarówno w pożywieniu, jak i poprzez układ oddechowi, czy przez skórę, ponadto kumuluje się w organizmie. Kumulacja związków rtęci w organizmach zwierząt jest najczęstszą przyczyną zatruć. Wg badań, na przykład w Stanach Zjednoczonych w organizmach aż 8% kobiet wykrywa się stężenie rtęci przekraczające bezpieczne normy. Jedną z przyczyn jest spożywanie ryb zatrutych tym metalem. Dlaczego jednak organizmy morskie zawierają większe ilości tego szkodliwego pierwiastka, skoro jego stężenie w wodzie morskiej jest znacznie mniejsze niż w słodkiej? Do tej pory istniejące technologie nie pozwalały na odkrycie przyczyny z powodu zbyt małej czułości i problemów z mierzeniem i wykrywaniem rtęci w morskiej wodzie. Teraz jednak zbadaniem zagadnienia zajęła się Heileen Hsu-Kim z Uniwersytetu Duke'a. Przyczyną, jak się okazało, jest sama słona woda. Metylortęć bardzo łatwo łączy się z materią organiczną: na przykład szczątkami obumarłych roślin, dlatego szybko trafia do łańcucha pokarmowego. Zagrożenie z jej strony jest jednak zmniejszane przez promieniowanie słoneczne, które powoduje rozkład związku. Dokładniej, rozpad następuje dzięki reaktywnym formom tlenu, które powstają w wodzie pod wpływem słońca. Tak się dzieje w wodzie słodkiej. Kiedy jednak metylortęć trafi do wody morskiej, ulega rozpadowi bardzo powoli. Jej cząstki bowiem łączą się chętnie z chlorkami, czyli z samą solą. Takie połączenie jest bardzo odporne i nie ulega rozkładowi pod wpływem promieniowania.
  19. Doktor Jay Kennedy z The University of Manchester twierdzi, że złamał "kod Platona". Kod, w którego istnienie powątpiewa wielu specjalistów. Kennedy, który przez kilka lat studiował dzieła Platona, informuje w amerykańskim magazynie Apeiron, że filozof używał regularnego wzorca, odziedziczonego po Pitagorasie, który nadawał jego dziełom muzyczną, a zatem i matematyczną, strukturę. Ukryty kod sugeruje, że Platon pisał swe dzieła korzystając z matematyki, a więc nadał jej takie znaczenie, które 2000 lat później, wraz z Newtonem, zapoczątkowały gwałtowny rozwój nauki. "Książki Platona odegrały zasadniczą rolę w tworzeniu się kultury Zachodu, są jednak tajemnicze. W starożytności wielu uczniów Platona twierdziło, że jego dzieła zawierają ukrytą, zaszyfrowaną warstwę, ale pogląd ten został odrzucony przez późniejszych naukowców. To długa i ekscytująca historia, ale udało mi się złamać ten kod. Pokazałem, że książki rzeczywiście zawierają kody i symbole ukazujące ukrytą filozofię Platona. To odkrycie, a nie ponowna interpretacja" - zapewnia Kennedy. Naukowiec po pięciu latach badań odkrył, że najbardziej znane dzieło Platona - Państwo - zawiera słowa odnoszące się do muzyki, a umieszczone po każdej dwunastej części tekstu. Taki podział dzieła na dwanaście części odpowiada dwunastu nutom greckiej skali muzycznej. Po niektórych częściach pojawiają się słowa opisujące nuty harmoniczne, po innych - nieharmoniczne. Te harmoniczne były kojarzone z miłością czy radością, nieharmoniczne z wojną i śmiercią. "Gdy czytamy jego książki, Platon prowadzi nas po skali muzycznej. Gra na czytelniku jak na instrumencie" - mówi Kennedy. Zdaniem naukowca starożytny filozof nie opracował swojego kodu tylko dla zabawy. Chciał dzięki niemu przekazać swoje idee nie narażając się na niebezpieczeństwo. Mogły bowiem zostać one uznane za zagrażające boskiemu porządkowi. Plato stwierdzał bowiem, że wszechświatem nie rządzą bogowie, a prawa matematyki. Jeśli doktor Kennedy ma racje i kod istnieje, można przypuszczać, że rzuci on wiele światła na filozofię Platona i pozwoli odszukać w jego dziełach wiele innych ukrytych znaczeń. To z kolei jest istotne dla poznania i zrozumienia naszej historii i kultury. Warto bowiem pamiętać, że Platon założył pierwszą uczelnię wyższą, był zwolennikiem miłości romantycznej jako przeciwieństwa aranżowanych ślubów, pozwalał kobietom na studiowanie w swojej Akademii. "Zmienił ludzkość ze społeczeństwa wojowników w społeczeństwo mędrców" - mówi Kennedy. Naukowiec dodaje, że "to dopiero początek czegoś wielkiego. Całe generacje zajmie nam uświadomienie sobie tego wpływu. Wszystkie 2000 stron zawierają nieodkryte jeszcze symbole".
  20. Odkrycia pierwszych wysokotemperaturowych nadprzewodników zrodziły nadzieje na przełom technologiczny: oczekiwano rychłego przesyłania prądu bez strat, doskonałych elektromagnesów, taniej kolei magnetycznej i wielu jeszcze cudów. Tymczasem, mimo kolejnych pomysłów i materiałów, postęp w tej dziedzinie idzie jak po grudzie, a „wysokotemperaturowe" nadprzewodniki nadal wymagają ekstremalnego chłodzenia. Peter Hirschfeld, profesor fizyki z Uniwersytetu Florydy, wyjaśnił, dlaczego się nie udaje. Hirschfeld wraz ze swoimi współpracownikami obmyślił i stworzył matematyczny model wpływu struktury ceramicznego nadprzewodnika na przepływ prądu. Jego teoretyczna koncepcja zachowania się prądu na styku między ziarnami materiału daje się zastosować do całości struktury i zgadza się z dotychczasowymi wynikami doświadczeń. Praca naukowców opisuje dokładnie, jak atomowa struktura nadprzewodnika stawia opór przepływowi prądu. Ceramiczne nadprzewodniki są złożone z warstw atomów, które są ułożone względem siebie nieco ukośnie. Wygląda to jak kartki papieru milimetrowego, sklejone ze sobą bez starannego wyrównania. Ta niedokładność jest tu problemem, bowiem tam, gdzie na styku linii dzielących „ziarna" materiału tworzą się kąty, gromadzą się ładunki elektryczne, działające jak opornik i zakłócające przepływ prądu. Do tej pory nikt nie miał pojęcia, dlaczego ten efekt jest tak silny. Dopiero wyjaśnienie opierającej się na hamującej roli granic pomiędzy warstwami atomów pozwoliło wyjaśnić zjawisko, nad którym łamano sobie głowy przez ponad dwa dziesięciolecia. Matematyczny model profesora Hirschfelda nie daje odpowiedzi, jak zlikwidować tę barierę. Daje jednak niezłe narzędzie do przewidywania wyników eksperymentów. W przyszłości być może przyczyni się do rozwiązania problemu i osiągnięcia przez technologię nadprzewodnictwa od dawna oczekiwanych rezultatów.
  21. Reagując na wizję przyszłej rywalizacji, część mężczyzn przechodzi zmiany hormonalne występujące u pasywnych bonobo, a część przypominające te widywane u żyjących w pogoni za statusem szympansów (PNAS). Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda i Duke University wyjaśniają, że społeczeństwa szympansów są patriarchalne, a samce starają się zdobyć i podtrzymać jak najwyższą pozycję w hierarchii, co wiąże się niekiedy z bardzo nasiloną agresją. U bonobo dominują samice, Matriarchalna struktura grupy sprzyja tolerancji, elastycznej współpracy i dzieleniu się pokarmem. Badacze od dawna zastanawiali się, czy różnice w zachowaniu dotyczącym współzawodnictwa można wyjaśnić odmiennymi reakcjami fizjologicznymi. By to sprawdzić, Amerykanie pobrali od małp próbki śliny. W tym celu posłużyli się wacikami umoczonymi w cukierkach. W parze z każdego gatunku dwukrotnie oznaczono poziom hormonów: przed i po zademonstrowaniu porcji pokarmu. Okazało się, że samce obu gatunków, które nie chciały się dzielić, wykazywały zmiany hormonalne w oczekiwaniu na rywalizację, ale u bonobo i szympansów wyglądały one zupełnie inaczej. U szympansów wzrastał poziom testosteronu, sprzyjającego agresji i siłowemu rozwiązywaniu problemów. U bonobo skakało zaś stężenie kortyzolu, czyli hormonu stresu, wiązanego z bardziej biernymi strategiami społecznymi. Victoria Wobber, główna autorka studium z Harvardu, podkreśla, że dla szympansów rywalizacja stanowiła zagrożenie dla statusu, a bonobo podchodziły do tego jak do zwykłego stresującego wydarzenia. Przed wieloma sytuacjami związanymi z rywalizacją mężczyźni doświadczają wzrostu poziomu kortyzolu, reagują więc jak bonobo. Istnieją jednak panowie z silną motywacją wysokiej pozycji i u nich widujemy skok stężenia testosteronu. Opisywane wyniki sugerują, że wahania hormonów steroidowych skorelowane z popędem do rywalizacji mężczyźni dzielą za pośrednictwem przodków z innymi małpami – podsumowuje Wobber. Poza podobieństwami do bonobo i szympansów, u naszego gatunku występuje jedna charakterystyczna cecha: jeśli mężczyzna wygrywa, następuje wzrost stężenia testosteronu, a gdy przegra – spadek.
  22. W Sieci zaprezentowano slajdy, które rzekomo pochodzą z Microsoftu i pokazują założenia przyszłego systemu operacyjnego z Redmond. Na razie nie udało się potwierdzić autentyczności slajdów. Z materiałów tych wynika, że Windows 8 (tu warto zauważyć, że Microsoft nigdy nie użył takiej nazwy) ma obsługiwać wyświetlacze 3D, bezprzewodowe łącza z telewizorem, USB 3.0 i Bluetooth 3.0 oraz technologię rozpoznawania twarzy. System zostanie podobno wyposażony też w oprogramowanie pozwalające dostosowywać jasność wyświetlacza do oświetlenia otoczenia. Ze slajdów wynika też, że system ma być przystosowany zarówno do pecetów, jak i tabletów, laptopów i wielu innych urządzeń przenośnych. Sugerują one również, że Microsoft planuje uruchomienie własnego sklepu z aplikacjami dla przyszłej wersji Windows. Slajdy datowane są na 20 kwietnia i mowa jest w nich o wersji wcześniejszej niż M1 (Milestone 1). Jeśli zatem są prawdziwe to wskazują, że koncern z Redmond jest na razie na etapie planowania, a nie tworzenia produktu. Microsoft nie wspomina na razie ani słowem o następcy Windows 7, jednak z wcześniejszych zapowiedzi przedstawicieli koncernu wiadomo, że kolejny system z Redmond nie trafi na rynek wcześniej niż pod koniec 2012 roku. Nie powinien też ukazać się później niż pod koniec 2014.
  23. Opuszczając ok. 80-60 tys. lat temu Czarny Ląd, człowiek zabrał ze sobą malarię. Sekwencjonowanie DNA wykazało zatem, że choroba zawędrowała w tropiki wiele tysięcy lat wcześniej niż wcześniej sądzono. Naukowcy zbadali 519 próbek krwi osób zarażonych zarodźcem sierpowym (Plasmodium falciparum), który wywołuje u ludzi najcięższą postać malarii. Chorzy pochodzili z 9 krajów subsaharyjskiej Afryki, południowo-wschodniej Azji, Oceanii i Ameryki Południowej. Analizując różnice w polimorfizmie pojedynczego nukleotydu (ang. single nucleotide polymorphism, SNP) w obrębie dwóch genów metabolizmu podstawowego P. falciparum, naukowcy potrafili określić zakres zmienności genetycznej w malarycznym genomie poszczególnych regionów. Przyglądali się 63 SNP na ok. 5000 nukleotydów w izolacie. Okazało się, że im dalej od Afryki pobrano próbki, tym mniejszą zmienność genetyczną odnotowywano w markerach genetycznych zarodźców. W miarę odchodzenia od kolebki i zwiększania się izolacji pula genetyczna populacji stawała się coraz bardziej skoncentrowana i mniej zróżnicowana. Podobne zjawisko zachodziło również wśród ludzi. Biorąc pod uwagę fakt, że człowiek jest dla zarodźców żywicielem pośrednim (ostateczny to komar z rodzaju Anopheles), badacze zakładają, że pierwotniaki i Homo sapiens koewoluowali. Dowody sugerują, że pasożyty pojawiły się w rejonie wokół Wielkich Jezior Afrykańskich. Malaria nie wytrzymała konfrontacji z niskimi temperaturami, dlatego nie dotarła do Ameryk przez Cieśninę Beringa, lecz dopiero z przybywającymi na statkach niewolnikami. Wcześniej przeważała teoria, że zachorowania na malarię rozpoczęły się ok. 10 tys. lat temu. Wtedy zaczęło się rozwijać rolnictwo, dlatego człowiek zbliżył się do rejonów rozmnażania komarów.
  24. Badacze z Uniwersytetu w Leeds opracowują nową metodę dostarczania leków przeciwnowotworowych za pomocą pęcherzyków gazu i fal dźwiękowych. Dzięki temu można by ograniczyć toksyczność, podając niewielkie dawki medykamentu bezpośrednio do guza. W projekcie uczestniczą inżynierowie, fizycy, chemicy i onkolodzy. By sfalsyfikować sam pomysł, podczas wstępnych badań akademicy wykorzystają istniejące chemioterapeutyki. Dopiero potem mechanizm zostanie ewentualnie zaadaptowany do nowych leków przeciwko rakowi jelita grubego, które opracowuje się w Leeds. Wypełnione gazem pęcherzyki o średnicy zaledwie 1/1000 mm wykorzystuje się w medycynie już teraz do uzyskiwania bardziej klarownego obrazu ultrasonograficznego. Kiedy się je bowiem wstrzyknie do krwioobiegu, odbijają sygnał ultradźwiękowy silniej od otaczającej tkanki. Ponieważ niektóre rodzaje fal rozbijają pęcherzyki, Brytyjczycy postanowili zaprząc to zjawisko do walki z nowotworami. Mikropęcherzyki będą tworzyć kompleksy z lekiem i przeciwciałami. Akademicy polegają na zjawisku "przyciągania" tych ostatnich przez guz, by doprowadzić do gromadzenia bąbelków wokół nowotworu. Wtedy wystarczy zastosować odpowiednią częstotliwość ultradźwięku, by wydzieliła się niewielka, lecz skuteczna dawka leku. Co ważne, ultradźwięki czasowo przerywają błony komórkowe, ułatwiając wnikanie specyfiku dokładnie tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne. Szef zespołu prof. Stephen Evans uważa, że możliwości techniczne i wiedza jego współpracowników dają duże nadzieje na przełom. By technika była użyteczną klinicznie i komercyjnie opcją, nie tylko musimy znaleźć niezawodny sposób dołączania leków i przeciwciał, ale także wytwarzania wystarczającej ich liczby, rozmiarów itp. Fale ultradźwiękowe powodują, że bąbelki rezonują, wibrują i ostatecznie pękają. Zmieniając sposób, w jaki kodujemy sygnał wzbudzenia elektrycznego, możemy zobrazować i zweryfikować, ile pęcherzyków znajduje się na miejscu i przed rozbiciem upewnić się, że aplikujemy właściwą dawkę leku. Oznacza to, że za pomocą ultradźwięku potrafimy nie tylko wykryć oraz zobaczyć mikrobąble, ale i zniszczyć je, dostarczając medykament w kontrolowany sposób – opowiada dr Steven Freear, który odpowiada za inżynierską stronę projektu. Bąbelki to osłonki lipidowe wypełnione ciężkim perfluorowanym węglowodorem. Oznacza to, że nie ulegną one łatwemu rozpuszczeniu w układzie krążenia, zanim nie dotrą w bezpośrednie okolice guza. Brytyjczycy chcieliby opracować aparaturę do wytwarzania bąbelków na skalę przemysłową. Obecne metody angażują wstrząsanie cieczy, by uzyskać pęcherzyki, z których większość nie ma właściwych rozmiarów, a więc i zbyt dużej wartości klinicznej. Taka technika jest dobra w przypadku bąbelków stosowanych w obrazowaniu, gdzie składniki są tanie, lecz gdy zaczyna się używać drogich leków i przeciwciał, staje się nieprzydatna. Dysponujemy prototypowymi maszynami, nad którymi pracujemy i mamy nadzieję, że realizując projekt, zbliżymy się do ich komercjalizacji – podsumowuje Evans. Początkowo naukowcy będą pracować na hodowlach komórkowych i modelu mysim. Jeśli wszystko się uda, poszukają dalszych źródeł finansowania i rozpoczną testy kliniczne.
  25. Naukowcy z The Australian National University są autorami najbardziej efektywnej jak dotychczas kości kwantowej pamięci. Udało im się zatrzymać i kontrolować światło oraz manipulować elektronami. Wszystko w krysztale schłodzonym do temperatury -270 stopni Celsjusza. Światło wpadające do kryształu jest zwalniane aż do zatrzymania się i pozostaje tam tak długo, jak chcemy. Otrzymujemy w ten sposób trójwymiarowy hologram, dokładny do ostatniego fotonu - mówił Morgan Hedges, główny autor badań. Dodał przy tym, że z fakt, iż taki hologram można odczytać tylko raz, czyni całość bardzo dobrym narzędziem służącym bezpiecznej komunikacji. Australijscy naukowcy mają też nadzieję, że uda się przeprowadzić testy pokazujące, jak kwantowe splątanie ma się do teorii względności. Możemy splątać stany kwantowe w dwóch układach pamięci, to znaczy w dwóch kryształach. Zgodnie z zasadami mechaniki kwantowej, odczytanie stanu jednego z nich doprowadzi do zmiany stanu drugiego, niezależnie od odległości dzielących oba kryształy. Zgodnie z teorią względności, to w jaki sposób płynie czas dla układu pamięci zależy od tego, jak się on porusza. Jeśli będziemy mieli dobre kości kwantowej pamięci, to do zbadania interakcji pomiędzy obiema teoriami wystarczy wsadzić jeden z kryształów do bagażnika samochodu i wybrać się na przejażdżkę - stwierdza doktor Matthew Sellars. Zespół Sellarsa już wcześniej pokazał, jak można zatrzymać światło w krysztale na ponad sekundę, czyli 1000-krotnie dłużej, niż było to możliwe wcześniej. Teraz uczeni połączyli wysoką wydajność z możliwością zatrzymania światła na całe godziny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...