Search the Community
Showing results for tags 'aplikacja'.
Found 12 results
-
W Houston Methodist powstała aplikacja dla kobiet, które przeżyły raka piersi. Coraz więcej dowodów wskazuje, że zrzucenie zbędnych kilogramów zmniejsza ryzyko wznowy i częstość ponownych hospitalizacji, a Cancer Health Application ułatwia osiągnięcie tego celu dzięki kontaktowi w czasie rzeczywistym z dietetykiem klinicznym. Aplikacja wspiera dokonywanie zdrowszych wyborów, zwłaszcza między wizytami. Do eksperymentu zebrano grupę 33 kobiet. W ciągu miesiąca 25 aktywnie korzystało z aplikacji. W trakcie pilotażowego badania 56% pacjentek zrzuciło średnio 1,5 kg. Im więcej ochotniczka korzystała z Cancer Health Application, tym więcej chudła. [Należy pamiętać, że] niektóre leki stosowane terapii raka piersi spowalniają metabolizm. Jednym z największych wyzwań jest jednak znalezienie wsparcia potrzebnego do podtrzymania zdrowego trybu życia. Mówimy naszym pacjentkom, że schudnięcie zmniejsza ryzyko wznowy, ale zwykle nie zapewniamy im ustrukturowanych narzędzi do osiągnięcia i utrzymania tego celu. Mobilna aplikacja zapewnia łączność z gabinetem lekarskim, można więc dokonywać zmian w czasie rzeczywistym - wyjaśnia dr Tehal A. Patel. W ramach aplikacji dietetyk kliniczny aktywnie komunikuje się z pacjentkami i zapewnia informację zwrotną oraz porady. Kiedy np. użytkowniczka wpisuje swoje dzienne posiłki, specjalista je przegląda i może w czasie rzeczywistym komentować i dawać wskazówki. [...] By upodmiotowić naszych pacjentów i zapewnić opiekę medyczną skoncentrowaną na chorym, powinny powstawać innowacje cyfrowe, takie jak aplikacje zdrowotne na smartfony. Ponad 90% użytkowniczek uznało, że aplikacja jest łatwa w nawigowaniu. Panie chciały więc z niej codziennie korzystać [...]. Aplikacja pomogła pacjentkom, które przeżyły raka piersi, zmienić zachowania i osiągnąć osobiste cele - dodaje prof. Stephen T.C. Wong. Renee Stubbins, dietetyczka z Houston Methodist, podkreśla, że Cancer Health Application pozwoliła się jej kontaktować z większą liczbą pacjentek (nie byłaby ona tak duża, gdyby miała się z nimi spotykać osobiście). Specjalistka dodaje, że nie tylko dawała kobietom wskazówki odnośnie do diety i ćwiczeń, ale i motywowała je do okazywania sobie nawzajem wirtualnego wsparcia. Obecnie aplikacja jest dostępna tylko dla uczestniczek studium, ale naukowcy chcą, by w przyszłości można ją było ściągnąć z App Store i Google Play. Najpierw jednak aplikacja przejdzie testy w ramach 2 badań wieloośrodkowych. « powrót do artykułu
-
- aplikacja
- Houston Methodist
- (and 5 more)
-
Zdalne monitorowanie gojenia ran pooperacyjnych i zapobieganie powikłaniom to główne zalety zaprezentowanej w poniedziałek aplikacji iWound. Twórcy systemu wskazują, że to pierwsza taka aplikacja na świecie. System iWound został opracowany na podstawie doświadczeń lekarzy i pod ich nadzorem merytorycznym. Korzystanie z niego, jak podkreślają twórcy, jest intuicyjne i proste. Od września pierwsi na świecie z aplikacji skorzystają chorzy z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Onkologii Gastroenterologicznej Szpitala Klinicznego im. H. Święcickiego w Poznaniu. Kierownik kliniki prof. Tomasz Banasiewicz, który objął nadzór merytoryczny nad aplikacją, wyjaśnia, że dzięki niej możliwe będzie zdalne monitorowanie gojenia ran pooperacyjnych, zapobieganie powikłaniom i stworzenie większego komfortu pacjentom, bo nie będą oni musieli jeździć do szpitala i czekać w kolejce, by skonsultować stan ran. Wystarczy, że skontaktują się z konsultantem, a po przesłaniu zdjęcia rany otrzymają zalecenia co do dalszego sposobu jej leczenia. Pomysł stworzenia aplikacji to wypadkowa wielu czynników. Z jednej strony to potrzeba ze strony pacjentów, by uzyskać wsparcie w procesie gojenia rany i nadzoru nad nim. Z drugiej strony znajdujemy się w kryzysowej sytuacji kadrowej w służbie zdrowia i musimy, niestety, nastawić się, że sytuacja może być jeszcze gorsza, więc są potrzebne narzędzia, by odciążyć wykwalifikowany personel medyczny, bo olbrzymią część pracy personelu pochłaniają procedury i biurokracja – mówił Banasiewicz. Aplikacje, gdy uda się stworzyć z nich pewien integralny system, ściśle powiązany z obecnie działającymi systemami szpitalnymi czy poradnianymi, NFZ i ZUS, pozwolą nam monitorować wyniki leczenia, koordynować je, prowadzić nie tylko lepiej i sprawniej, ale również taniej – dodał. Aby korzystać z systemu, należy pobrać aplikację na dowolne urządzenie mobilne. Wymagany jest kod dostępu, który pacjent w trakcie wypisu ze szpitala otrzyma od swego lekarza. Kolejnym krokiem jest rejestracja, czyli podanie loginu i hasła. Zanim pacjent skorzysta z pierwszej konsultacji, musi odpowiedzieć na kilka pytań o stanie zdrowia oraz konkretnej ranie, która go niepokoi. Aby uzupełnić wywiad medyczny, może dodatkowo wykonać zdjęcie rany i załączyć je, a także napisać do konsultanta wiadomość. W możliwie jak najkrótszym czasie skontaktuje się z pacjentem konsultant, który zarekomenduje stosowne działania – higienę rany, korzystanie z produktów medycznych dezynfekcyjnych lub sprzyjających gojeniu się rany, bądź udanie się do lekarza, np. gdy niezbędne będzie zastosowanie antybiotyku, jeśli postępuje zakażenie. Dodatkowym przydatnym narzędziem jest system przypomnień i alertów o konieczności zastosowania określonego leku czy zmiany opatrunku – podkreślają twórcy aplikacji. Prof. Banasiewicz zaznaczył, że wraz z pilotażowym wprowadzeniem aplikacji prowadzony jest cykl spotkań o nazwie "Akademia iWound", podczas których uczestników informuje się o nowoczesnym leczeniu ran i prezentuje nowe narzędzia pomocne w tym procesie. Myślę, że gdy uda się opracować rozwiązania systemowe, aplikacja stanie się narzędziem pracy personelu medycznego leczącego rany zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek, a wiedza na jej temat będzie coraz powszechniejsza – dodał. Twórcy aplikacji liczą, że w niedługo uda się to rozwiązanie wprowadzić także w innych placówkach. « powrót do artykułu
-
FBI ogłosiło, że szuka firm zdolnych do wykonania narzędzi pozwalających skuteczniej zbierać informacje z ogólnodostępnych źródeł z internetu. Biuro jest zainteresowane przede wszystkim danymi z serwisów społecznościowych. Ma to pozwolić na lepsze identyfikowanie, namierzanie i zwalczanie zagrożeń w czasie rzeczywistym. Na razie FBI robi rozeznanie na rynku, by zorientować się, co mogą mu zaoferować ewentualni zleceniobiorcy takiego zlecenia. Nowa aplikacja ma działać na zabezpieczonym portalu, musi być w stanie wyszukiwać i selekcjonować informacje tak, by możliwe było szybkie zlokalizowanie interesujących FBI wydarzeń. Zadaniem programu będzie skanowanie ogólnodostępnych źródeł informacji pod kątem zdefiniowanych wcześniej słów kluczowych. Zdobyte dane będą nakładane na cyfrową mapę, na której zostanie zidentyfikowane miejsce wydarzenia wraz ze wszystkimi danymi kontekstowymi, takimi jak np. dane o aktach terroru w okolicy, lokalizacji placówek dyplomatycznych USA, lokalizacji baz wojskowych i innych instalacji militarnych, dane o aktualnej pogodzie i prognozach, informacje o natężeniu ruchu drogowego i inne. Narzędzie będzie tez udoskonalane tak, by pozwalało ono przewidywać przyszłe wydarzenia. Zaskakujący może być tutaj jedynie fakt, że FBI najwyraźniej jeszcze nie posiada tego typu narzędzi. CIA, o czym pisaliśmy już wcześniej, korzysta z usług „mściwych bibliotekarzy“.
- 5 replies
-
- FBI
- serwis społecznościowy
-
(and 3 more)
Tagged with:
-
Liczba aplikacji dostępnych dla systemu Android przekroczyła 100 000. To wciąż trzykrotnie mniej niż liczba aplikacji dla iPhone'a, a eksperci zauważają, że pod tym względem rynek Androida rozwija się anemicznie w porównaniu z iPhone'em. Na swoje pierwsze 100 000 aplikacji Android Marketplace musiał czekać 20 miesięcy, podczas gdy App Store osiągnął je w 16 miesięcy. Deweloperzy mniej chętnie pracują nad oprogramowaniem dla Androida, gdyż przynosi ono mniejsze korzyści finansowe. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest wykorzystywanie w Android Marketplace niezbyt popularnego Google Checkout, a nie PayPala. Problemem jest też duże zróżnicowanie sprzętu, na którym działa Android. Kupiony w App Store program, który działa na iPhone'ie będzie działał też na iPadzie oraz iPodzie Touch. W przypadku Androida na sposób działania programu może mieć wpływ to, kto jest producentem danego urządzenia. Dewoloperom nie pomaga też fakt, że Google - a zatem i Android - kojarzone jest z "darmowością", a Android Marketplace działa tylko w 32 krajach, podczas gdy App Store w 90. Jednak Android oferuje też deweloperom pewne korzyści. Są nimi niewątpliwie łatwiejsze umieszczanie aplikacji w sklepie Google'a oraz duża liczba różnych typów urządzeń, na jakich może działać Android. Jest zatem mniejsze prawdopodobieństwo, że aplikacja nie trafi do sklepu, a deweloper może wyspecjalizować się w pisaniu programów dla konkretnej klasy urządzeń z Androidem. Wraz z Android Marketplace ważny kamień milowy przekroczył też najnowszy konkurent na rynku, Marketplace for Windows Phone, w którym pojawiła się tysięczna aplikacja.
-
Google po raz pierwszy użył Remote Application Removal, narzędzia pozwalającego na zdalne usuwanie aplikacji z telefonów z systemem Android. Z kilkuset aparatów wykasowano dwa programy, których twórca naruszył zasady obowiązujące developerów. Jak mówi twórca obu programów, były to prototypowe aplikacje, badające możliwość rozpowszechniania programu, który później mógł zostać wykorzystany do ataku i przejęcia kontroli nad telefonami. Pierwsza z kontrowersyjnych aplikacji, RootStrap, wyświetlała na ekranie telefonu słowa "Hello World". Druga, Twilight, robiła to samo, ale udawała program, który pozwalał na obejrzenie fragmentu filmu "Twilight Saga: Eclipse". RootStrap został pobrany około 50 razy, a Twilight od 250 do 350 razy. Twórca obu programów, Jon Oberheide, chciał w ten sposób pokazać, że cyberprzestępcy łatwo mogą wykorzystać Android Market do rozpowszechniania szkodliwego oprogramowania. Tego typu źródła programów cieszą się bowiem olbrzymim zaufaniem użytkowników. Oberheide na prośbę Google'a dobrowolnie usunął oba programy z Android Market.
- 1 reply
-
- szkodliwy kod
- (and 5 more)
-
Microsoft chce najwyraźniej uchronić swoich klientów przed... wydawaniem zbyt dużych kwot w sklepie z aplikacjami dla systemu Windows Phone 7. Koncern planuje uruchomić w nim mechanizm, dzięki któremu przed kupieniem aplikacji możliwe będzie jej wypróbowanie. Programy dla smartfonów sprzedawane są za drobne kwoty, przez co wielu użytkowników traci rozsądek i niepotrzebnie kupuje dziesiątki nieprzydatnych im aplikacji. Co prawda nie ponoszą przy tym dużych strat finansowych, jednak są to pieniądze niewątpliwie zmarnowane. Microsoft zapowiedział, że w planowanym sklepie z programami dla Windows Phone 7 użytkownicy będą mogli przetestować programy przed ich zakupem. Pozwoli to klientowi zaoszczędzić pieniądze, a firmie da odpowiedź na pytanie, które z programów są naprawdę cenione. Problem z darmowymi aplikacjami udostępnianymi w sklepach polega bowiem na tym, że są one chętnie pobierane, ale równie chętnie odinstalowywane. Nie wiadomo więc naprawdę, na ile są one popularne. Podobnie nie wiadomo, ilu użytkowników rzeczywiście korzysta z płatnych aplikacji, których nie mogli przed kupnem przetestować. Niestety, informacje z Microsoftu są bardzo lakoniczne, nie wiadomo więc, jak ma wyglądać planowany mechanizm, jakie ograniczenia będą miały wersje testowe czy przez jaki czas można będzie ich używać.
- 2 replies
-
- wersja próbna
- program
-
(and 4 more)
Tagged with:
-
Eksperci z firmy Smobile Systems twierdzą, że co piąta aplikacja dla Androida nie zapewnia bezpieczeństwa. Ich zdaniem aż 20% z 48 000 dostępnych na rynku programów pozwala osobie trzeciej na dostęp do prywatnych danych użytkownika. Niektóre z tych aplikacji mogą nawet dzwonić czy wysyłać SMS-y bez wiedzy właściciela urządzenia. Ponadto ponad 5% jest w stanie bez jego zgody wykonywać połączenia z bardzo drogimi numerami premiuim. Dan Hoffman z SMobile Systems ostrzega, że sam fakt, iż aplikacja została pobrana z zaufanych miejsc, jak sklepy dla Androida czy Apple App Store nie oznacza, że jest bezpieczna. Warto jednak wziąć pod uwagę, że SMobile Systems jest sprzedawcą systemów spyware'owych co może budzić wątpliwości odnośnie intencji autorów raportu.
- 1 reply
-
- SMobile Systems
- bezpieczeństwo
-
(and 2 more)
Tagged with:
-
Osoby, które przychodzą na uczelniane dni otwarte w pochmurne dni, częściej decydują się na złożenie tam podania o przyjęcie. Naukowcy z University of Pennsylvania wspominają, że przy wzroście zachmurzenia o jedno odchylenie standardowe prawdopodobieństwo złożenia podania skacze o 9 punktów procentowych. Autor badania, dr Uri Simonsohn, uważa, że uczniowie kojarzą pochmurne dni z nauką i odrabianiem zadań domowych. Swoje wnioski opiera na analizie zachowania 1284 przyszłych studentów pewnego nieujawnionego z nazwy uniwersytetu z północnego wschodu Stanów Zjednoczonych (wiadomo tylko, że jego mocną stroną jest oferta naukowa, a słabą – baza rekreacyjno-rozrywkowa). Przeprowadzając wywiady, psycholog zauważył, że ludzie postrzegają szare, pozbawione słońca dni jako "bardziej zachęcające do podejmowania czynności akademickich". Członkowie jego zespołu porównywali liczbę ludzi, którym zaproponowano miejsce na uczelni, i liczbę osób, które ostatecznie wzięły udział w rekrutacji, z grubością pokrywy chmur w dniu wizyty na uczelni. Simonsohn udowodnił istnienie odchylenia projekcyjnego (ang. Projection Bias), opisanego przez Loewensteina w 2003 r. Przewidywania odnośnie do przyszłej użyteczności studiów są tu bowiem systematycznie zniekształcane w kierunku aktualnej sytuacji. Amerykanie ustalili, że na wybory przyszłych studentów oddziałują również doświadczenia dnia otwartego, np. przebiegająca w przyjemnej atmosferze wycieczka po uczelni i kampusie może utrwalić w przekonaniu, że "to takie przyjazne miejsce". Współpracujący z BBC prof. Alexander Gardner tłumaczy, że pogoda wywiera wpływ na podejmowane przez nas decyzje m.in. za pośrednictwem ładunków elektrycznych w powietrzu.
-
- czynności akademickie
- dr Uri Simonsohn
- (and 6 more)
-
Nie od dzisiaj wiadomo, że Apple kontroluje użytkowników swojego sprzętu i stara się decydować, jakie programy mogą być na nim uruchamiane. Szczególnie dotyczy to sklepu App Store, z którego niejednokrotnie usuwano najróżniejsze aplikacje lub też ich w ogóle nie dopuszczano. Tym razem jednak koncern Jobsa posunął się jeszcze dalej. Wygląda na to, że zakazał jednemu z programistów używania słowa "Android". Jak pamiętamy z App Store usunięto program Google Voice, a sprawą zainteresowała się Federalna Komisja Komunikacji. W sklepie Apple'a nie wolno też sprzedawać google'owskiego programu Latitude. Takie działania to jeden z przejawów coraz ostrzejszej konkurencji pomiędzy niedawnymi partnerami. Nieformalny zakaz użycia słowa "Android", które kojarzy się z systemem operacyjnym Google'a, pokazuje, jak daleko sięga niechęć pomiędzy obiema firmami. Zakaz dotknął Tima Novikoffa, autora programu o nazwie Flash of Genius. Próbował on umieścić go w App Store wraz z informacją, że program dostał się do finału konkursu Android Developer's Challenge. Sądził, że pomoże mu to w zareklamowaniu i sprzedaży programu. Novikoff otrzymał jednak z App Store informację, że aplikacja zawiera niewłaściwą lub mylącą informację dotyczącą platformy w polu Opis Aplikacji i/lub Informacje. Pańska aplikacja nie została odrzucona, jednak należy usunąć z pola Opis Aplikacji zdanie 'Finalista google'owskiego Android Developer's Challenge'.
-
Zabawa w chowanego, gra w Half-Life 2 i praca policji mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Dzięki badaniu metod ukrywania i szukania obiektów przez dorosłych, dotąd skupiano się raczej na dzieciach i zwierzętach, można ulepszyć zarówno środowiska wirtualne, jak i narzędzia stosowane przez organy ścigania. Psycholog Marcia Spetch i informatyk Vadim Bulitko z University of Alberta przeprowadzili kilkuetapowy eksperyment, w ramach którego dorośli ochotnicy szukali i ukrywali przedmioty w wirtualnym pomieszczeniu o wymiarach przypominających prawdziwy pokój. Okazało się, że szukając przedmiotów, ludzie mieli tendencję do skupiania się na obszarach w pobliżu punktu wyjścia. Gdy jednak sami ukrywali obiekty, odchodzili dalej od "startu" i starali się jak najbardziej rozproszyć przedmioty, by trudniej je było znaleźć. Kiedy role odwracano, działo się jednak coś ciekawego. Ludzie, którzy chwilę wcześniej ukrywali przedmioty, wykazywali skłonność do odchodzenia podczas poszukiwań dalej od punktu startowego, co pokrywa się ze stosowanymi powszechnie metodami chowania. Wygląda to tak, jakby chowanie przygotowało ich na to, w jakich miejscach rzeczy mogą być ukryte [zaszedł więc priming, czyli zwiększenie prawdopodobieństwa wykorzystania przez człowieka danej kategorii poznawczej poprzez wcześniejsze wystawienie go na działanie bodźca zaliczanego do konkretnej kategorii] - tłumaczy Spetch. Zrozumienie ludzkiego zachowania podczas chowania oraz motywacji czy wpływu różnych czynników, np. czasu, stresu lub wartości obiektu, pozwoli specjalistom dokładniej mapować i wyznaczać lepsze punkty ukrywania w każdej dowolnie wybranej przestrzeni. Skorzystają na tym m.in. gracze, ponieważ bazując na realnych strategiach, programiści będą potrafili schować obiekty w bardziej interesujących miejscach niż dotąd. Dodatkowo występujące w grach boty staną się w większym stopniu ludzkie, ponieważ "odziedziczą" nasze cechy i ograniczenia. Dla sterowanego przez komputer bota znalezienie ukrytych przez ludzi przedmiotów czy widzenie przez ściany jest proste. Wszystkie te ponadludzkie umiejętności można bez trudu zaimplementować, lecz gracze postrzegają to trochę jak oszukiwanie. Myślę, że pragną oni bardziej ludzkich postaci, które zachowują się jak my – przekonuje Bulitko. Aplikacja bazująca na odkrytych przez Kanadyjczyków algorytmach ukrywania i szukania mogłaby znaleźć zastosowanie w oprzyrządowaniu policyjnym, np. specjalnych goglach. Ograniczałyby one liczbę punktów, w których śledczy powinni szukać schowanych przez przestępców obiektów. Komputer rozpoznawałby punkty pokoju i sugerowałby coś w tym rodzaju: OK, sprawdź pod tą deską na podłodze. Spetch bardzo się cieszy, że podobne wyniki uzyskano w pomieszczeniach wirtualnym i rzeczywistym. Oznacza to, że w obu przypadkach ludzie podejmują identyczne decyzje przestrzenne.
-
Profesor Willem Verbeke z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie, który udzielił niedawno wywiadu radiu Good Morning Netherlands, przekonuje, że badanie rezonansem magnetycznym w ciągu 5 lat zastąpi rozmowy kwalifikacyjne na najwyższe stanowiska. Wg niego, stawianie przez potencjalnego pracodawcę wymogu obowiązkowego badania MRI stanie się już wtedy normą. W dobie kryzysu sektor finansowy coraz częściej interesuje się neurotestowaniem kandydatów na rozmaite stanowiska. Obecnie są tworzone i wypróbowywane odpowiednie metody. Jak wyjaśnia Verbeke, neuroekonomia jest nowo powstałą dziedziną badań i stanowi połączenie ekonomii, psychologii i genetyki. To dzięki niej odkryto, że za pomocą zapisów EEG i skanów MRI można określić przydatność określonych kandydatów na dane stanowisko. Dokładne wytyczne są właśnie opracowywane. Skanując mózgi ochotników, akademicy z Uniwersytetu Erazma potrafią stwierdzić, do jakiego stopnia ktoś spontanicznie, często nieświadomie, reaguje na specyficzne sytuacje społeczne, np. handel na giełdzie czy relacje z klientami. Mogą też testować aplikantów na ważne stanowiska, np. dyrektorów banków lub firm handlowych, sprawdzając, czy nie przejawiają tendencji psychopatycznych. Na skanie widać, co ludzie spontanicznie spostrzegają. To ważne w przypadku sprzedawcy, który musi dostosowywać się do zachowania klientów. Od jakiegoś czasu wiadomo np., że osoby lekko autystyczne nie są w stanie odnotować negatywnych reakcji kupujących na swoje sugestie. Ta sama uwaga odnosi się też do przedstawicieli wyższych szczebli drabiny pracowniczej. Szefowie firm, zwłaszcza tych często kontaktujących się z mediami, muszą wiedzieć, kiedy szokują słuchaczy komentarzami. Z tego powodu osoby z cechami autystycznymi lepiej sprawdzą się na stanowiskach, gdzie trzeba się mocno skoncentrować na zadaniu, lecz nie ma konieczności kontaktowania się z ludźmi. Verbeke poleca im poszukiwanie pracy w sektorze badawczym lub informatycznym. Na podstawie wyników badań obrazowych stwierdziliśmy, że psychopaci są w stosunku do ludzi nadmiernie empatyczni, a jednocześnie nie rozumieją, czemu robią oni to, co robią. Wywołuje to u nich silny strach oraz podejrzliwość i często prowadzi do obaw związanych z knuciem przeciwko nim. [...] To szczególnie niebezpieczne u osób zatrudnionych na odpowiedzialnych stanowiskach, takich jak dyrektor wykonawczy instytucji finansowej. Holendrzy byli i są zafascynowani swoimi odkryciami. To bardzo interesujące, jak mózg pracuje podczas podejmowania decyzji ekonomicznych. Często nie są one wyłącznie racjonalne, ale i emocjonalne. Na razie żądanie skanów mózgu byłoby niezgodne z prawem, które powstawało, zanim badania obrazowe zostały wymyślone. Z podobną sytuacją mamy do czynienia nie tylko w Holandii, ale i innych krajach.
- 15 replies
-
- rozmowa kwalifikacyjna
- skan
-
(and 4 more)
Tagged with:
-
Firma Pinch Media przeprowadziła badania, z których wynika, że co prawda aplikacje dla iPhone'a sprzedają się bardzo dobrze, ale użytkownicy błyskawicznie się nimi nudzą. Z analiz wynika, że wśród osób, które pobrały darmowe aplikacje z App Store, tylko 20% używa ich następnego dnia. Odsetek ten błyskawicznie spada w miarę upływu czasu. Niewiele lepiej jest z płatnymi aplikacjami. Następnego dnia po zakupie używa ich tylko 30% osób. Również i w ich przypadku im dalej od dnia zakupu, tym rzadziej aplikacje są wykorzystywane. Pinch Media informuje, że miesiąc po zakupie jedynie 5% osób korzysta z programu, na które wydały pieniądze. Znacznie dłużej niż miesiąc używanych jest tylko 1% programów. Najczęściej są to gry.