Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

venator

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    614
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    41

Zawartość dodana przez venator

  1. Z naukowego punktu widzenia kluczowy był tu "eksperyment Gua" ("uczłowieczenie małpy") dokonane przez amerykańskiego psychologa Winthropa Kellogga w 1932 r. https://pl.sainte-anastasie.org/articles/psicologa/gua-la-chimpanc-criada-como-un-beb-humano.html https://en.wikipedia.org/wiki/Winthrop_Kellogg Z powodów etycznych eksperyment przerwano po 9 miesiącach, ale wnioski były ciekawe. Młody człowiek ma bardzo chłonny, a przede wszystkim skłonny do naśladownictwa mózg. Z eksperymentu Gua wynikało, że szympans rozwijał się szybciej ,stając się niejako przewodnikiem dla człowieka. Do czasu. Gdy jednym z kluczowych aspektów rozwoju dziecka stała się nauka mówienia, to szympans nie był w stanie tej bariery przekroczyć, eksperyment więc przerwano, z racji postępującego opóźnienia rozwoju mowy u człowieka. W końcu w eksperymencie brał udział własny syn Kellego. Ponadto dzisiaj już wiemy, ze ludzki mózg cechuje bardzo wolne dojrzewanie i bardzo duża plastyczność. Jego relatywnie słabe ukształtowanie w bardzo wczesnym dzieciństwie podyktowane jest prawdopodobnie koniecznością sporej plastyczności wynikającej z dosyć wąskiego kanału rodnego kobiety. A ten z kolei wynika z naszej dwunożności.
  2. " Podniósł wzrok i ku swemu zdumieniu zobaczył młodego hrabiego usadowionego w rozwidleniu gałęzi. — A, jest pan — zawołał ten z góry — to doskonale. [...]  — To dobrze. Zdziwił się pan, że siedziałem na drzewie? — Nie, dlaczego... — Widzi pan, to atawizm. Czasami odzywa się w człowieku nieprzeparta chęć powrotu do pierwotnych form bytowania. Nie zauważył pan tego, panie ten... No, jak się pan nazywa? — Dyzma. — Aha, Dyzma. Głupie nazwisko, a imię?" Tak mi się skojarzyło.
  3. Ofiary śmiertelne wśród astroanutów: ZSRR - 4 USA - 14 (w tym pilot X-15) Chociaż oczywiście wynikało to ze specyfiki konstrukcji poszczególnych statków kosmicznych (kapsuły vs wahadłowce). No i trzeba podkreślić, że jedyni którzy zginęli w kosmosie (tj. powyżej lini Karmana) to Sowieci (Sojuz 11). Mamy także katastrofę Niedielina w Bajkonurze (92 ofiary), a także kontrowersyjną teorię ( w zasadzie spiskową) - "zaginieni kosmonauci", wg, której w początkowym okresie miało zginąć, jeszcze przed Gagarinem, kilku radzieckich kosmonautów. W skład tej teorii wchodzi też zagadkowa sprawa braci Judiga-Cordigilia: https://www.focus.pl/artykul/moskwa-mamy-problem Jednocześnie potrafiono się poświęcić: Mnóstwo emocji dostarczył lot dwóch suczek: Żułki i Perełki. Poleciały w ramach projektu Wostok, który miał się zakończyć wystrzeleniem człowieka na orbitę. Rakieta wystartowała w mroźny poranek 22 grudnia 1960 roku, jednak w wyniku awarii silników trzeciego stopnia, po osiągnięciu 214 km wysokości, niespodziewanie zaczęła zbliżać się do Ziemi. Passa usterek trwała nadal. Statek zaopatrzono w system katapult, których zadaniem było wyrzucenie psów, gdyby lądowanie miało nastąpić w nieplanowanym miejscu. System zawiódł, co akurat było fortunne dla zwierząt, natomiast spadochron rozwinął się zupełnie planowo i nienaruszona kapsuła wróciła na Ziemię. Wyliczono, że szczęśliwie przyziemienie odbyło się na terenie ZSRR, gdzieś w Jakucji. Helikoptery rozpoczęły intensywne poszukiwania. Gdy udało się zlokalizować kolorowe spadochrony, na miejsce wysłano ekipę ratunkową. Jednak dotarcie do Żułki i Perełki okazało się trudniejsze niż przypuszczano. Była zima, 45 stopni poniżej zera, a psy wylądowały w niedostępnej tajdze. Marzły zamknięte, w nieogrzewanej kabinie, 329 km na północ od miejsca, gdzie w 1908 roku spadł Meteoryt Tunguski, czyli jak na rosyjskie warunki – po sąsiedzku. Nie udało się dotrzeć na miejsce 23 grudnia, wreszcie wieczorem 24 grudnia skrajnie wyczerpani ratownicy brnąc w głębokim śniegu znaleźli kapsułę, ale było zbyt ciemno, by ją otworzyć. W dodatku psy nie dawały żadnego znaku życia, co niestety jednoznacznie świadczyło, że nie żyją. Należało czekać do świtu. Nazajutrz wreszcie udało się otworzyć właz. Już w trakcie tej operacji słyszano szczekanie. Okazało się, że obie suczki przeżyły skrajnie niskie temperatury. Będące także na pokładzie myszy, szczury i inne małe zwierzęta znaleziono martwe. Żułkę na wychowanie wziął jeden z naukowców z Instytutu Medycyny Lotniczej. Żyła jeszcze kilkanaście lat, urodziła szczenięta. Pełna poświęcenia akcja ratunkowa i ocalenie dwóch młodziutkich suczek było tak spektakularnym wydarzeniem, że Korolow domagał się jego upublicznienia. Ze zdaniem konstruktora liczono się, ale tylko w aspekcie rozwiązań technicznych. W innych sprawach nie słuchano go. Lot i jego niecodzienne zakończenie utajniono aż do czasów Gorbaczowa. http://nmt.waw.pl/wp-content/uploads/2020/11/KW_3.pdf Jeśli chodzi o automatyczne misje międzyplanetarne to faktycznie ZSRR i Rosja poza Wenus, nie ma czym się bardzo chwalić. Za to duży nacisk położono tu w budowę stacji orbitalnych, gdzie ZSRR wyprzedził o wiele lat Zachód, a także w wykorzystaniu atomu w statkach kosmicznych.
  4. Chyba nie doceniasz pomysłowości tamtejszych ludzi. Żeby gadać z krzakiem, który na chwilę uległ samozapłonowi jak z bogiem, trzeba nieźle się naszprycować Rożne substancje psychoaktywne mają rożne właściwości. Vin Mariani było pitę nie tylko przez pierwszego "nowoczesnego" papieża Leona XIII, który KK pchnął na nowe tory czy na dworze brytyjskich monarchów, ale spożywał je także Thomas Edison. Temu płodnemu wynalazcy ,kokaina zawarta w winie, umożliwiała wytężoną pracę, nie spał wiele dni z rzędu. Z kolei matematycznemu umysłowi Carla Sagana, trawka umożliwiała poszerzenie horyzontów: https://www.weednews.pl/gleboki-esej-carla-sagana-na-temat-znaczenia-i-zwiazku-zazywania-marihuany-na-podwyzszanie-swiadomosci/ Nie wiem czy czytałeś ale poświeciłem temu dosyć rozległy wpis: Przede wszystkim o zastosowaniu pervitinu, któy zawierał metaamfetaminę.
  5. Tak, tak. Jedna z przełomowych encyklik papieskich, "Rerum Novarum", została napisana przez papieża Leona XIII, który regularnie spożywał Vin Mariani. Ten trunek, który swemu twórcy, francuskiemu chemikowi Angelo Mariani przyniósł niezłe profity, był mieszaniną wina Bordeaux i liści koki. Te, pod wpływem etanolu uwalniały kokaine, ktrórej w jednym kieliszku było nawet 100mg. Więc nie pisz o braku wartości użytkowej, bo było raczej wprost odwrotnie. Reklama Vin Mariani: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f6/Vin_mariani_publicite156.jpg Papieżowi tak się spodobał specyfik, że jego tówrcę nagrodził nawet medalem. To była tylko taka luźna myśl, bo rozpatrywanie czy: to tak jak szukanie szczątków kostnych cyklopa Polifema, który w swej jaskini uwięził Odyseusza i jego towarzyszy. Coś tam zawsze można znaleźć i usiłować dopasować do swojej hipotezy . Natomiast Sara Benet poświęciła częśc swych zainteresowań naukowych tematowi użycia konopi min. w wierzeniach i religii. I z tych badań wynika, że w starożytności ( i nie tylko) użycie konopi było praktyką powszechną. "Weź sobie najlepsze wonności: pięćset syklów obficie płynącej mirry, połowę tego, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnego cynamonu i tyleż, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnej trzciny," Księga Wyjścia, 30,23 Sara Benet dowodzi, że owa wonna trzcina to nic innego jak powszecnie znane i stosowane wtedy i teraz konopię zawierające THC
  6. O jakim exodusie mowa? Ów exodus możemy przyrównać do baśni o Lechu, Czechu i Rusie czy o Popielu. Chociaż może lepszym porównaniem niech będzie "Pieśń o Nibelungach", czyli jakaś tam wędrówka, exodus z czasów tak odległych, że opowieść o nim została w ogromny sposób zniekształcona przez upływ czasu. Nie ma żadnych źródeł pisanych ani archeologicznych (poza Starym Testamentem), a przynajmniej nie zostały odkryte, które wskazywałyby, że miało to miejsce. Nawet w dzisiejszym katolicyźmie nie rozpatruje się go z historycznego punktu widzenia, a jedynie teologicznego. W sprawnie zarządzanym państwie faraonów nie odnotowano by zniknięcia kilkuset tysięcy ludzi? 40 lat kręcili się po pustyni, którą armia egipska pokonywała w 15 dni? No rozumiem, cywile, ale 40 lat? Bzdura, leganda, mit założycielski. Akurat nie konopi. Szereg badaczy wskazuje na inne substancje, znane i zażywane na Bliskmi Wschodzie w starożytności. Opisy zawarte w Starym Testamenice znakomicie pasują do efektów oddziaływania na ludzki mózg psylocyny (metabolizowana w człowieku po spożyciu grzybów z gatunku psylocybe cubensis), która daje bardzo podobne efekty halucynogenne jak meskalina, LSD (halucyjnace Baltazara, manna z nieba). Inne to rośliny zawierające DMT oraz harmaline czyli drzewa akacjowe oraz ruta sepowa. Zmieszane dają efekty jak po spożyciu ayahuaski - napoju szamanów, co z kolei pasuje do wizji mojżeszowych - gorejący krzew, uczucie obcowania z istotą boską, zamienianie laski w węża itp. Jest całkiem prawdopodbne, że autorzy Pięcioksiągu, tworząc to literakie dzieło, wspomagali się substancjami psychoaktywnymi, które były znane i cenione. Mirra była darem królewskim, a oddziaływuje na te same receptory co morfina. To dlatego w trakcie ukrzyżowaniu Jezusa : "Tam dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął." (Mk 15,23). Praktykowany był zresztą zwyczaj otumaniania skazańców winem z mirrą, co robiono na chwilę przed egzekucją. Mirra była składnikiem świętego oleju, poodbnie jak trzcina wonna, któa wg. Sary Benetowej była konopią indyjską. Jest składnikiem kadzidła, które także wytwarzane z żywic, również jest produktem psychoaktywnym. W kadzidle zawarte jest olibanum, skrystalizowana forma żywicy drzew kadzidłowych (Bosweila). " Należą do środków wykrztuśnych, antyseptycznych, przeciwlękowych, przeciwnerwicowych i wykrztuśnych" https://rozanski.li/1240/boswellia-i-olibanum-w-medycynie-ajurwedyjskiej-i-europejskiej-boswellia-w-medycynie-sportowej/ Kadzidło wytwarzane w czasach bibilijnych, miało w swoim składzie żywice kadzidłowca Cartera, która była akurat dosyć silną substancją psychoaktywną. Zresztą do dzisiaj wiernych w KK i cerkwii okurza się kadzidłem. Troche tego jest a to nie wszystko. Objawienie Pijaczynie pewnemu spod Rytra objawiło się nocą pół litra. Odtąd inni pijani pragną tej teofanii, bo w pijakach natura jest chytra. Tu o literaturze pieknej poświęconej pijaństwu i o pijaństwie podczas jej tworzenia: https://parlicki.pl/wiersze-o-pijakach-i-pijanstwie Z artykułu: " Alkohol i poezja spotykają się ze sobą dość często, a zdaje mi się, że w czasach minionych do tego typu spotkań dochodziło jeszcze częściej. Niektórzy twórcy bądź tworzą, bo piją, bądź piją, bo tworzą, lub twórzyć nie mogą, a są też i tacy, którzy niezależnie od faktu, czy piją, czy nie piją, pijaństwu, alkoholowi, pijakom poświęcają swoje utwory."
  7. Jest jedna zasadnicza kwestia, którą należy podkreślić. Bardzo mało osób umie przeczytać Biblie w oryginale...czytamy przekłady, częsciowo z martwych języków, co wymaga często dosyć głębokiej interpretacji. Ot, choćby tu: https://stacja7.pl/wiara/7-najwiekszych-pomylek-w-przekladach-biblii/ Z artykułu: W hebrajskim tekście Księgi Wyjścia wcale nie jest napisane, że było to Morze Czerwone. Oryginał mówi o Morzu Trzcinowym – Jam Suf (Suf oznacza trzcinę lub sitowie a Jam to zarówno morze, jak i wielki zbiornik słodkowodny, np. jezioro). Pomyłka zapoczątkowana została przez Septuagintę, żydowski przekład Starego Testamentu na język grecki. Ponieważ Nowy Testament cytuje Stary Testament najczęściej właśnie według Septuaginty, nowotestamentalne wzmianki, które wspominają o przejściu przez Morze zawierają również greckie wyrażenie Erythrá Thálassa (Morze Czerwone)...Trudno zidentyfikować, co miał na myśli autor Księgi Wyjścia, pisząc o Morzu Trzcin. Z pewnością nie jest to inna nazwa Morza Czerwonego, bo zasolenie tej wody jest zbyt duże i nie pozwala na rozwój jakiejkolwiek roślinności (tylko w jednym miejscu występują namorzyny). Jedynie zbiornik zasilany słodką wodą z stałym odpływem pozwala w tamtym klimacie na wzrost roślinności. Stąd wniosek, że było to coś w rodzaju zalewu zasilanego albo północną odnogą Nilu albo południową, dlatego rozpatrywana jest delta Nilu i jezioro Manzale w jej części wschodniej." cyt: Trudno zidentyfikować, co miał na myśli autor Księgi Wyjścia, pisząc o Morzu Trzcin Ja już o tym pisałem na forum, o hipotezie enteogenowej. Może owe mojżeszowe trzciny to to o czym pisała nasza archelożka Sara Benetowa, wybitna badawczyni kultury żydowskiej, przy okazji badania Biblii. Owe trzciny to być może nic innego jak keneh bosem cyli konopie. Ładnie by się to wpisaywało w mojżeszowe wizje, w której główną role odegrała, co jest całkiem prawdopodobne, psylocybina. I tyle z tego "przejścia" morza, które możnaby wykonać ze stołka w kuchni.
  8. A teraz bardziej o prawdziwym dopingu, tym chemicznym. 3 lpica 1953 r. jako pierwszy człowiek na szczycie Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) staje 29 letni, uzdolniony, austriacki alpinista, Herman Buhl. Jako pierwszy człowiek wchodzi na ośmiotysięcznik bez wsparcia aparatem tlenowym. Po 1300 metrach samotnej wspinaczki (od rozstania z towarzyszami), w dodatku z uszkodzonym rakiem, staje samotnie na wierzchołku wymagającego, himalajskiego olbrzyma, który pochłąnął już 31 alpinistów. Buhl jest wyczerpany. Schodząc przymusowo biwakuje na wys. 8 tyś m n.pm. w lodowej szczelinie. Z objęcia śmierci, a wskutek długotrwałej hipoksji wysokościowej miał już halucynacje (min. obecność w szczelinie innej, wyimaginowanej osoby), wyrywa go hitlerowska wunderwaffe - pervitin. Zażywa dwie tabletki oraz zażywa Padutin, lek zawierający kalikreine silnie rozszerzającą naczynia krwionośne i wyrywa się śmierci. Pervitin daje olbrzymiego kopa i po 41 godz. schodzi, w stanie skrajnego wyczerpania do oobzu V, a po 4 dniach dociera do bazy. Gdyby nie pervitin... Pervitin to nic innego jak metaamfetamina. Herman Buhl doskonale znał jego działanie gdyż podczas wojny był sanitariuszem w strzelcach górskich, był weterranem bitwy pod Monte Casino, gdzie dostał się zresztą do alianckiej niewoli. Pervitin to jeden z najbardziej szalonych eksperymentów społecznych jakie przeprowadzono w III Rzeszy. Metaamfetaminę jako pierwsi zsyntetyzowali Japończycy, gdzie była sprzedawana pod nazwą Philopon czyli "zniknięcie zmęczenia za jednym zamachem". 1000 letnia III Rzesza miałą być krajem nadludzi, a takie wrażenie, tj. bycia nadczłowiekiem wywoływała przecież metaamfetamina. Sprzedawany, reklamowany i powszechnie dostępny pervitin był spożywany od sprzątaczki po dyplomowanych oficerów sztabowych. Naćpane społeczeństwo prowadzone przez psychopatycznego narkomana. Reklama pervitinu z 1938 r.: Pervitin nie tylko pomagał zdobywać góry ale i wygrywać wojny. Istotnie przyczynił się do sukcesu bltizkriegu w Polsce ale przede wszystkim we Francji. Na czas kampanii francuskiej wojsko zamówiło 35 mln sztuk pervitinu. Pancerniakom i piechurom rozdawano go w formie panzerschokolade. Bohater tej kampanii, dowódca budzącej grozę "Dywizji Duchów", przyszły lis pustyni, gen. Erwin Rommel, jechał cały czas na pervitinie. W szczytowym okresie kampanii nie spał 7 dni (!) z rzędu. Gdyby nie feta... Zaczęto w końcu zdawać sobie sprawę z wyniszczającego i uzależniającego wpływu tego narkotyku. Od 1941r. był dostępny tylko na receptę ale i tak dosyć powszechny w obrocie. Pomógł Niemcom przeżyć zimę na froncie wschodnim w 1941/42 r. I dziś tego typu lek jest dostępny na receptę min. pod handlową nazwą Desoxyn (leczy się tym min. ADHD). Desoxyn znajduje się zapewne w niejednej apteczce wyprawowej jako lek ostatniego ratunku. Powszechnie stosuje się zaś Acetazolamid (Diuramid) jako lek ułatwiający aklimatyzacje. Kolejnym wspomagaczem jest efedryna, zresztą substrat metaafmetaminy. Na wysokościach nieodzowana jest popularna "deksa" czyli silny lek jakim jest deksametazon. O ile jako skuteczny lek min. przeciwobrzękowy powinien być w apteczce wyprawowej, to często jest stosowany jako środek łagodzący aklimatyzacje. Czyż to nie doping? Jest jeszcze jeden ciekawy wspomagacz - meldonium. Wynalezione przez łotewskiego profesora chemii, Ivarsa Kalvinsa, było znane głównie w ZSRR. Do czasu gdy legendarna Maria Szarapowa chlapnęła, że jechała na tym kilkanaście lat O tym niezykle ciekawym specyfiku można poczytać tu: https://podyplomie.pl/medical-tribune/21804,meldonium-znane-sportowcom-nieznane-lekarzom Powiem tak - meldonium jest dosyć popularne u nas min. wśród kandydatów do służby w wojskach specjalnych (GROM, JWK, FORMOZA, AGAT, NIL). Ułatwia przejście morderczego ostatniego etapu selekcji czyli 5 dniowej wyżymaczki jakim jest etap górski. Od kumpla, który to stosował wiem, że efekty są naprwdę ciekawe. Nie zdziwiłbym się gdyby meldonium było powszechnie stosowane, przynajmniej przez wspinaczy ze wschodu. To jest dosyć niesamowitę jak chemiczna stymulacja mózgu wpływa na ogromny (lecz krótkotrwały) wzrost możliwości fizycznych człowieka. Przez środowisko wspinaczkowe, ale i media głównego nurtu, przetoczyła się dyskusja czy wspomaganie tlenem to doping? Ale nikt nie zadaje pytania o używki. A jak to zauważył słynny himalaista Reinnold Messner, gdyby zbadać siki z bazy pod Everestem to u 90% mieszkańców wykryto by doping.
  9. Czyżby? Zamieszania z "piątką dla zwierząt" nie pamiętamy? Ubój rytualny jest dopuszczony w Europie w 33 krajach. W religii i tradycji Żydów, ubój rytualny jest ważnym elementem kultu Jahwe. Podczas szechity, rzezak podcinając gardło zwierzęciu, modli się, wypowiadając błogosławienstwo. Dla Żydów i muzułmanów to świętość. Większość państw z naszego kręgu kulturowego to akceptuje. Najważniejszym świętem islamu jest Kurban-Bajram (Id al-Adha), Święto Ofiarowania na pamiątkę ofairy z syna Abrahama. Rytuał sunna muakada (ofiara ze zwierzęcia) podczas Kurban-Bajram: http://mzr.pl/zlozenie-ofiary-ze-zwierzecia-al-udhiya-kurban/ Od wielu lat Wspólnota Turecka w Niemczech (TGD) walczy o uczynienie tego święta świętem państwowym RFN. Niemieckie prawo zasadniczo zbrania uboju bez ogłuszenia zwierzęcia ale dla religii czyni wyjątek. Wystarczy powiadomić o tym odpowiedniego lekarza weterynarii w celu odpowiedniego badania zwierzęcia przed ubojem. I można rzezać barany.
  10. Bingo!!! To zdanie to jest creme de la creme istnienia kościoła. Przynajmniej katolickiego Władza i posiadanie. W 1795 r. na rzecz tylko zaborcy pruskiego utracił polski Kościół Katolicki z lekka 750 tyś ha gruntów. Sporo? Być może, ale po tych 225 latach, po państwie, to obecnie nadal największy posiadacz ziemski w Polsce. Za Mieszka I został sprowadzony w roli narzędzia, w celach ściśle politycznych i pragmatcznych, bo przecież nie z miłości do Jezusa. 500 lat później Kościół ściśle już kontrolował to co się w naszym państwie działo, bo przecież min. jednymi z najważniejszych dostojników byli duchowni, w końcu intrrexe-em zostawał każdorazowo prymas. Największym gospodarzem pańszczyźnianym był kościół, niewiele, ale jednak przewyższając stan szlacheki w liczbie posiadanych wsi (to tak z pamięci piszę) Do dziś wiejski lud dociskany nogą lokalnego pana i i plebana, idzie często na księżej smyczy. Zastałości mentalne. Możemy wrzucić na tapetę nawet czasy nowsze niż te szabli i kontusza - potrafił dopasować się do otoczenia; również tego rzekomo wrogiego, PRL-owskieogo W tym wrogim KK okresie jak PRL, jak się obecnie przedstawia , pobudowano jakoś wyjątkowo dużo kościołów, za Jarazulskiego średnio 125 rocznie. link: http://architektura7dnia.com/
  11. Oczywiście, że jest wiele innych czynników. Zimą w Hmilajach wieje jet stream, średnia prędkość dla wierzchołka Everestu to 140 km/h, w Karakorum te wiatry są słabsze bo dla K2 jest to 100 km/h. Ale Karakorum jest zimniejsze, średnia temp. dla Everestu w styczniu-lutym to -36 st.C dla K2 -45. Przy załamaniach pogody, w partii wierzchołkowej odczuwalna dla K2 spada nawet do -80 st. C. Poza tym K2, ta góra gór, to typowa mountain cloud. Eksponowany szczyt, wyrastający znacznie ponad otoczenie, olbrzymi, na kierunku przeważających wiatrów i dosłownie zbierający chmury. W Europie przedstawiciele tego gatunku gdzie na około słońce, a tam pada to np. Eiger, Materhorn. Gdyby tak było łatwo. We wspinaniu posługuje się skalami wspinaczkowymi, najprostsza droga - I, wymaga pomagania sobie rękoma w trakcie wędrówki, przy czym wybór chwytów i stopni jest duży i czytelny. Im wyższa cyfra tym trudniej, a skal wspinaczkowych jest multum - ogólnych, skalnych, lodowych, mikstowych, piaskowcowych a nawet do grassclimbingu. Na ogromną większość ośmiotysięczników, drogi tzw. normalne, czyli najprostsze, nie wymagają nawet umiejętności wspinania, to jest tuptanie w śniegu, gdzie wyzwaniem jest wysokość i zimno. Tak wchodzą turyści. Pozostałe drogi na nawet relatywnie "łatwe" ośmiotysięczniki stanowią duże wyzwanie. K2 jest zaś zupełnie inne. Tam nawet najprostsza droga, Żebro Abruzzich, droga pierwszych zdobywców oraz pierwszego wejścia zimowego, wymaga wspinania i to poważnego. Choć teraz ruch jest tam tak duży, że mocne zespoły, zwykle profesjonalnych przewodników poręczują drogę, do których reszta "himalaistów" wpina przyrząd samozaciskowy tzw. jumar lub małpę i giełga do góry. O to jak to wygląda na K2: https://www.youtube.com/watch?v=l-dMVvvIt8M W 8:47 autor nagrania wchodzi w tzw. Komin Housa. Bez lin poręczowych to byłoby na tej wysokości poważne wspinanie. Np. około 12:45 to nie trzeba być alpinistą aby stwierdzic, że jest jednak stromo . Tak na marginesie, widoczna na filmie stalowa drabinka spelo wisi ponoć tam od 1983 r. Ale nawet na poręczówce , słychać jak gościu dyszy, jaki to jest wysiłek (na tej wysokości nie używa jeszcze aparatu tlenowego). Warto obejrzeć cały filmik bo jest szczytowanie i widoki są jak z pasażerrskiego odrzutowca na przelotowej. "Głazów" nie ominiesz bo obok jest jeszcze trudniej . Na K2 na drogach sportowych nikt się zaś prawie nie pojawia. Np. filar płd-wch K2 zrobili w 1986 r. Polacy, zespół Jerzy Kukuczka - Tadeusz Piotrowski. Droga jest tak trudna, że do tej pory nikt jej nie powtórzył! Piotrowski zginął w zejściu, ale na tej drodze ujawnił się cały fenomen fizyczny i psychologiczny Kukuczki, a jednocześnie pogłębiła się środowiskowa opinia o Kukuczce, że przy nim giną partnerzy. Ale ja bardziej chciałem o tym ciśnieniu parcjalnym tlenu, bo ono ma jednak ogormne znaczenie. Zbyt niskie upośledza organizm mentalnie i fiycznie w stopniu nie raz uniemożliwiającym w ogóle funkcjonowanie. Ale nie zawsze o tym wiedziano. Pierwszy znaczący eksperyment przeprowadzono w w 1875 r. 15 kwietnia tego roku, we Francji, trzech aeronautów, Théodore Sivel, Joseph Crocé-Spinelli i Gaston Tissandier, wystartowali balonem Zenith do lotu wysokościowego. Całkowicie nie zdawali sobie sprawy z wpływu hipoksji wysokościowej na organizm człowieka. U Sivela i Spinelli rozwinął się wysokościowy odpowiednik znanej nurkom "euforii głębin". W euforii lecieli wyżej i wyżej. Tissandier ratował się jeszcze prymitywnym aparatem tlenowym. Balon osiągnął 8600 m n.pm. z martwymi już zapewne Spinellim i Sivelem i półżywym Tissandierem. Balon rozbił się koło Ciron. Tissander przeży,ł ale zapłacił cenę w postaci całkowitej głuchoty. Eksperyment opisał w "Nature". Drzeworyt z 1875 r. z miejsca katastrofy "Zenitha": W 1933 r. do niebezpiecznego lotu wysokościowego wystartowali z Legionowa k. Warszawy kpt. Franciszek Hynek z 2 Batalionu Balonowego i nawigator kpt. Zbigniew Burzyński. Po kliku godzinach wznoszenia osiągnęli rekordową wysokość 9 672 m n.pm. W wyniku częściowej awarii reduktora tlenowego doznali odmrożeń palców u nóg. W koszu temperatura na maksymalnej wysokości spadła do -60 st C. Loty takie był potrzebne gdyż gwałtowny rozwój techniki lotniczej coraz częściej umożliwiał loty samolotom na takich wysokościach. W balonie były one szczególnie niebezpieczne. Tu nie można było gwałtownie obniżyć wysokości, a skok ze spadochronem z tej wysokości (dziś w wojsku to skoki typu HALO/HAHO) nie był możliwy. Nadmienie, że jeszcze w tym samym roku obaj kapitanowie zdobyli w Ameryce puchar Gordona Benetta, utrzymując się w balonie przez 39 h i pokonawszy dystans USA-Kanada 1361 km, lądując dodatkowo w tajdze. Puchar zdobyli też w roku następnym. W Polsce badania na temat hipoksji wysokościowej prowadził także psychiatra prof. Zdzisław Ryn, wychowanek prof. Antoniego Kępinskiego. Z prowadzonych w latach 70-tych badań 30 polskich alpinistów działających na 7-tysięcznikach, u 11 wykazał zmiany w obrazie EEG, a u 4 trwałe zmiany w korze mózgowej. U wszystkich kilka tygodni po wyprwawach upośledzony był stan mentalny. W latach osiemdziesiątych Amerykanie ponownie przeprowadzili eksperyment "Everest II" tym razem przy użyciu bardziej zaawansowanej techniki. Pomimo to, jak wynika z lektury doktoratu R. Szymczaka, wydaje się, że ten obszar wiedz,y czyli oddziaływanie środowiska na człowieka, w górnych arstwach troposfery, jest znacznie słabiej poznane, niż wpływ stanu nieważkości.
  12. W dniu 16 stycznia 2021 r. świat obiegła informacja o historycznym wydarzeniu jakim było pierwsze zimowe wejście na drugi szczyt Ziemi - K2. Od razu przez media społecznościowe środowiska wspinaczkowego, ale też media ogólne, przetoczyła się dyskusja o czystości stylu, bo jednak używano aparatów tlenowych. Troche opadła gdy okazało się, że jeden z dziesięciu dzielnych Szerpów, Nimal Purja wszedł bez wspomagania tlenowego. W poście tym nawiązuje do jednego z wcześniejszych moich wpisów: Himalaista, dr Robert Szymczak, specjalista medycyny ratunkowej i wysokogórskiej (tej ostatniej chyba najlepszy w Polsce) doktoryzował się w temacie zjawiska wpływu długotrwałej hipoksji wysokogórskiej na organizm ludzki i od lat zbiera dane z Michałem Maroszem z IMGW i zbierał ze ś.p. Michałem Pyką na temat wysokości ćisnieniowej ośmiotysięczników. Szymczak nazywa to wysokością odczuwalną (dla człowieka). Ostatnio wrzucił bardzo ciekawe dane. W szczycie letniego sezonu wspinaczkowego czyli maj dla Mt Everestu i lipiec dla K2 średnie dla lat 1979-2019 r. wartości ciśnienia są następujące: Mt Everest - 333 hPa; K2 - 347 hPa Zimą (styczeń-luty) jest to: Mt Everest - 324 hPa; K2 - 326 hPa Po przeliczeniu na wysokość odczuwalną dla człowieka uzyskujemy następujące wartości: Lato: Everest - 8925 m n.p.m.; K2 - 8640 m.n.pm. Hardkor zaczyna się zimą bo oba szczyty są już dla człowieka" dziewięciotysięcznikami": Everest - 9134 m n.p.m.; K2 - 9095 mn.p.m. Ale to wartości średnie dla 40 lat bo minimum dla zimowego K2 to średnie miesięczne ciśnienie 320 hPa a więc odczuwalne 9205 m n.p.m. A to już jest dla człowieka wysokość pod szklanym sufitem, barierą nie do pokonania, bez wspomagania aparatem tlenowym, ze względu na ustanie na tej wysokości zjawiska osmozy komórkowej. Dużo więc zależy od lokalnego ćiśnienia. Szczególnie dla K2. Nirmal i spólka weszli na szczyt podczas wyjąktkowo ładnej jak na K2 pogody, więc zapewne w warunkach wysokiego jak na ten szczyt, ciśnienia. Danych jeszcze nie ma. Najgorsza sytuacja jest w trakcie przechodzenia niżów. Pisał już o tym M. Pyka, że ciśnienie jest kluczowe dla zdobycia K2. Pecha miała wielka wyprawa Zawady z lat 87/88, bo dupówa była wówczas pod K2 prawie non stop. O tym, że tam na wysokościach powietrze jest "inne" wiedziano już w starożytności i średniowieczu, podczas pokonywania wysokich przełęczy, bo na szczyty raczej nie wchodzono (a jak już to raczej przypadkiem). Na zjawisko hipoksji wysokościowej po raz pierwszy na poważnie zaczęto interesować się podczas I woj.św. Otóż w trakcie zażartych walk manewrowych piloci dwupłatowych maszyn czasam gwałtownie wznosili sie na wysokości rzędu 4 tyś m i tracili przytomność. Zjawisko wpływu ciśnienia parcjalnego tlenu na organizm, badał na zlecenie lotnictwa amerykańskiego alpinista, himalaista i lekarz Charles Houston. Ten wybitny alpinista i eksplorator Karakorum i Himalajów w czasie II woj. świtowej zaczął interesować się tym zjawiskiem latając jako lekarz w lotnictwie US Navy. Z ramienia wojska prowadizł operacje "Everest" podczas której przez 34 dni w komorze wysokościowej badano wpływ niskiego ciśnienia na człowieka, uzyskując wysokosć odczuwalną 8840 m n.p.m.. Wtedy eksperyment przerwano. Houston udowodnił, że porządna aklimatyzacja pozwoli pilotom latać bez użycia aparatów tlenowych do wysokości 15 tyś stóp. Badał wysokościowy obrzęk płuc (jedna z najczęstszych przyczyn śmierci jako powikłania po ostrym epizodzie choroby wyskogórskiej) i wysokościowego krwotoku siatkowkówego. Ps. M. Everest został pierwszy raz zdobyty zimą w 1980 r. przez zespół Krzysztof Wielicki - Leszk Cichy, przy wspomaganiu aparatami tlenowymi. Ale już trzeci szczyt świata, Kanczendzonge, jako pierwsi zdobyli zimą również Polacy, bez wspomagania tlenem. Podkreślał to kierownik owej wyprawy, Andrzej "Młody" Machnik, wytłuszczając fakt iż Kanczendzonga jest niższa od K2 zaledwie o 13 m. W dniu 11 stycznia 1986 r. gdy jako pierwszy szczytował zespół Krzysztof Wielicki - Jerzy Kukuczka, ciśnienie na wierzchołku wynosiło 335 hPa, a więc wyskość odczuwalana była ok. 8850 m n.pm. Sporo mniej niż dla zimowego K2. Jednak te parę stopni geograficznych robi różnicę co jest dowodem na to jak dynamicznym środowiskiem jest ziemska troposfera.
  13. @Astro, no niestety. Wrzucam kolaż zdjęć lodowca Columbia, jeden z najszybciej zanikających lodowców świata. Gwałtowana zmiana następuje po 2010 r. Zjęcia z satelitów Landsat: https://earthobservatory.nasa.gov/world-of-change/columbia_glacier.php Ciekawym zjawiskiem jest natomiast tzw. anomalia Karakorum. W tym potężnym łańcuchu górskim na 1219 lodowców, aże 969 było stabilnych, 93 cofnęło się ale 65 się powiększyło. Niestety to ewenement wynikający ze specyfiki tych wielkich gór. Pozytyw jest taki, że te lodowce w znancznym stopniu zasilają jedną z najważniejszych azjatyckich rzek - Indus. Tutaj świetna rzecz, atlas zmian lodowców: https://glacjoblogia.wordpress.com/atlas/ Z powyższych wykresów wynika, że do końca XXI w . najbardziej ucierpią lodowce w Allpach, Kaukazie i Andach tropikalnych oraz Kordylierach. Jakby kogoś zainteresowało, podstawy teoretyczne bilansu masy lodowców: https://glacjoblogia.wordpress.com/2015/04/26/bilans-masy-lodowcow-podstawy/ A tu ile mamy lodu na Ziemi:
  14. venator

    Świat jawności całkowitej

    Generalnie podział na nauki ścisłe i humanistyczne jest sztampowy a niektórzy by rzekli, że całkowicie nieprawidłowy. Ekonomie różnie się definiuje, bez względu jednak na treśc definicji, ekonomia posługuje się językiem nauk formalnych - matematyki i logiki. I zarzuty jakie zaczęły się pojawiać, zwlaszcza po kryzysie 2008 r. było o ten skręt w stronę nauk formalnych, z pominięciem lub może przede wszystkim zepchnięciem beahawioryzmu społecznego. Np. pojawiła się taka o to pozycja, wpółautorem jest jeden z noblistów z ekonomii, V. Smith: https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/ekonomia-to-nauka-przede-wszystkim-spoleczna/ Książka „Humanomics” to fascynująca lektura, odświeżająca klasyczne dzieła Adama Smitha i jednocześnie próbująca wbijać kolejne gwoździe do trumny ekonomii opartej na matematycznej analizie bezdusznych i pozbawionych uczuć danych, ekonomii próbującej udawać fizykę. Niestety, nie jest to publikacja dla każdego, bo jednak autorzy nie napisali dzieła popularnonaukowego – jest ono stricte naukowe, nie jest wolne od skomplikowanych passusów czy równań matematycznych odstraszających przeciętnego odbiorcę. Dla ekonomistów jest to jednak lektura obowiązkowa. - To z recenzji dziennikarza. Zaznaczę, że współczesna ekonomia neoklasycza w znacznej stopniu oparła się przecież o poglądy weryfikacjonistów i falsyfikacjonistów, których wybitnym przedstawicielem był John Stuart Mill, autor pojęcia homo oeconomicus: Uważał on, że studiowanie ekonomii powinno opierać się na rozumowaniu dedukcyjno – indukcyjnym z uwzględnieniem prawdziwości przesłanek mających postać sądów analitycznych. Przesłanką logiczną w rozumowaniu dedukcyjnym dla Milla jest definicja człowieka ekonomicznego. Stosuje on wypracowaną przez nas metodę konstytuowania terminu wyjściowego, który z góry uznany zostaje za prawdziwy. Abstrahuje zatem Mill od cech nieistotnych dla przedmiotu ekonomii, twierdząc, iż człowiek ekonomiczny to taki, który przedkłada większe bogactwo nad mniejsze. Redukcja znaczenia człowieka realnego w działaniu motywowanego wieloma czynnikami okrojona jest ze względów praktycznych do znanego w literaturze homo oeconomicusa[...] Np.: wniosek: „człowiek za tę samą ilość dobra woli wydać mniej niż więcej”, jest prawdziwe, bo w innym wypadku uszczupliłby swój dochód przecząc tym samym przesłance którą uznaliśmy za prawdziwą. Cytując Milla hipoteza „pozbawiona wszelkich podstaw faktycznych ( można powiedzieć że ) wnioski ekonomii politycznej, podobnie jak wnioski geometrii, są prawdziwe jedynie w abstrakcji, to znaczy, że są one prawdziwe jedynie pod warunkiem spełnienia pewnych założeń”5 . Przez ekonomię zatem Mill rozumie zbiór wyników analizy dedukcyjnej, opartych na pewnych uznanych na mocy założenia przesłankach psychologicznych. Wyniki te są rezultatem pominięcia – w tym przesłanek – wszystkich nieekonomicznych aspektów ludzkich zachowań. cyt z https://mises.pl/wp-content/uploads/2010/05/S.Kluz-Metodologia-ekonomii.pdf A więc wg tej teorii z góry zakłada się racjonalność każdego cżłowieka. A miała ona bardzo duży wpływ na wiele współczesnych szkół ekonomistów. Oczywiście ekonomia się rozwijała i coraz bardziej uwzględniała trudne w empirycznym uchwyceniu zchowania ludzkie. W zalinkowanej przeze mnie pracy jest też rozwinięcie poglądów szkoły austriackiej. Wg. mnie wynika to z faktu ogólnego wzrostu skomplikowania życia społecznego. Bez kontroli (tak społeczeństwa ze strony państwa i na odwrót), nie dało by się tego wszystkiego utrzymać w kupie, choćby ze wzlędu na postępującą złożoność stosunków gopsodarczych. Polecam Kuchowicza "Człowiek polskiego baroku" - chyba jedyny polski historyk, który tak szeroko poruszał aspekt staropolskiego seksu. Z tym nie było tak źle - aż do XIX w. panowała dosyć duża swoboda obyczajowa. Niektórzy historycy gospodarczy tym tłumaczą silną pozycję ZSRR aż do konca lat 70-tych - tylko autorytarne państwo było wstanie przetransferować olbrzymią masę siły roboczej z prymitywnego rolnictwa do przemysłu. Zresztą w Polsce te zjawisko też wystąpiło- rzecz jasna na mniejszą skalę. Był to po prostu etap rozwoju przyjętego modelu państwa. W ZSRR nie do końca się to udało (aczkowliek mniej lub bardziej udanie rente odcinają do dzisiaj), podobnie jak PRL (ekonomiści dążący do reform niestety nie przełamali ideologicznego betonu genseków). Ale np. Korei Płd (plany 5-letnie) się w miarę udało. Również Tajwanowi i Japonii. Pewne elementy centralnego planowania mają także państwa w którym istnieje panstwowy kapitalizm - oprócz Chin, Tajwanu także Singapur i Norwegia - państwa, które osiągnęły duży sukces. Także to centralne planowanie nie jest to takie jednoznacznie złe.
  15. Jako górołaz wrzucam tu dosyć wstrząsający filmik o zanikaniu najdłuższego lodowca Francji: Oczywiście zachęcam do odwiedzania strony: https://naukaoklimacie.pl/o-nas Robią świetną robotę. Góry są wyjątkowo czułe na zmiany klimatu. W 2015 r. miała miejsce sytuacja bezprecedensowa. Prze bite dwa tygodnie izoterma zero utrzymywała się w Alpach na poziomie powyżej 5 000 m.n.pm. W tym czasie pewien zespół Polaków usiłował wejśc na północny wierzchołek Uszby (4694 m n.p.m.) na Kaukazie. Jedą z kluczowych trudności było pole lodowe o nachylenie 70 st na wys. ok. 4200. Asekuracja na polu powinna być ze śrób lodowych oraz szabel śnieżnych. Tyle, że były bezużyteczne. Zespół meldował o tym, że śnieg i lód ma konsystencje rozmiękłego arbuza. Non stop było ciepło (powyżej zera) nigdy wcześniej taka sytyucja nie miała miejsca. Wiekszość ma w d*pie alpinistów , ale zanikanie lodowców dotknie w sumie każdego: https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/rzeka-ren-wysycha-a-jest-kluczowa-dla-niemieckiej-gospodarki/9kl28kh Zmiany klimatyczne są w bezprecedensowe. Alpy się roztapiają na naszych oczach.
  16. venator

    Świat jawności całkowitej

    Ach, ci naukowcy...Ty oczywiście wytłumaczysz, pouczysz. Podparłem się oczywiście publikacją, która pasuje do mojego postrzegania postawionego problemu. A Ty poszedłeś na łatwizne, wypisałeś faramzon, że wielu naukowców wypisuje bzdury. Jest to łatwe, nie kosztuje zbyt wiele wysiłku. Ale czego ty nie rozumiesz w mojej wypowiedzi? Każda gra opiera się o reguły, jest regulowana. O tym konkretnie napisałem. Regulacje w grach są dlatego, że nie ma równości w dostępie do inforamcji. Tylko tyle i aż tyle. Nikt nic nie narzuca z góry, chyba, że państwo postrzega się z pozycji homo sovieticus. Tego równego dostępu nie ma i w przewidywalnej przyszłości nie będzie. Dlatego jako ludzkość wprowadzamy regulacje, zdając sobie sprawę, że równego dostepu do informacji nie ma i długo nie będzie. I jest jej coraz mniej. Całkiem niedawno czytałem sobie o Leeuwenhoeuk'u, czasem zwanym ojcem mikrobioligii. Nie miał formalnego wykształcenia uniwersyteckiego. Był kupcem. Całe życie był uczciwym kupcem. W tamtym powolnym, konserwatywnym świecie, łatwo było sobie wyrobić renome, zaufanie. Ten handlował śledziami, ten zbożem, w stanowym społeczeństwie ludzie na ogół zajmowali się jedną profesją przez większość życia. Były oczywiście wyjątki (nawet cakłiem sporo). To właśnie w tamtych czasach Adam Smith wykuwał swoją teorię "wolnego rynku", podstawy ekonomii klasycznej i ich pochodnych (np. liberlizmu etc). Problem w tym, że w tamtych czasach, na Manhatanie pasły się krowy. Świat od tamtych czasów niesamowicie sie skomplikował. Jajcenty - naprawdę poddałbyś się rynkowej grze bez reguł? Gdyby nie było żadnych regulacji? Masz takie zaufanie do ludzi, zwłaszcza w czasach gdy codziennie, tysiące firm powstaje i upada, a wraz ze wzrostem ludności prawdopodobieństwo trafienia oszusta ciągle wzrasta? Przecież nie sposób zweryfikować wszystkiego. Krach finansowy był efektem wyprzedaży akcji przez drobnych akcjonariuszy, którzy posiadali najmniejszy dostęp do informacji. Przecież panika jest właśnie taką psychologiczną reakcją ludzi. A na kryzysach zawsze ktoś zarobi. Kwestia szczęścia lub wiekszego dostępu do informacji Ja się całkowicie z Tobą zgadzam. Śmieszy mnie to, że gospodarczy liberałowie (często nazywa się ich "wolnorynkowcami") uczynili z ekonomii nauke "ścisłą". Wzory, wykresy etc. Tyle, że nie ma jeszcze takiego superkomputera, który przewidziałby nieracjonalność ludzkich zachowań.
  17. venator

    Świat jawności całkowitej

    Być może za mało precyzyjnie się wyraziłem ale chyba nie rozumiesz co mam na myśli. To nie jest wada "wolnego rynku" tylko jego cecha naturalna. Definiicja wolnego rynku zresztą powinna być dwuskładnikowa: 1. Wolny rynek - teoretyczny, idealistyczny model (coś jak konkurencja doskonała), w praktyce niemożliwy do zrealizowania , z uwagi chociażby na nierówny dostęp do informacji. 2. "Wolny rynek" realny - rynek, który istnieje obecnie, powstały wskutek społecznego porozumienia (konsensusu), a więc regulowany umową społeczną. (z cytowanej pracy: Urzeczywistniony w praktyce wolny rynek natomiast jest zawsze konstruktem społecznym: wynikiem społecznych negocjacji, w toku których ustalamy, jakie rozwiązanie jest dla najbardziej zadowalające. ). Dla mnie dyskusja jest czysto teoretyczna bo każdy rynek jest w ten lub inny sposob regulowany, nie ma innego. Umawiamy się, że będzie tak i tak, więc jest to rodzaj regulacji. Kryzysy są immanetną cechą dlatego, że ludzie nie mają pełnego dostępu do informacji, co jest zaprzeczeniem idei wolnego rynku. Dla przykładu - wielki kryzys 1929-33 zaczął się od masowej wyprzedaży akcji, panicznej reakcji wynikającej z braku dostępu do pełnej informacji (przede wszystkim u drobnych akcjonariuszy, tzw. ciułaczy). Oczywiście, że jest regulowana, poprzez umowę - jak mam pokera królewskiego to zgarniam całą stawkę. Ale powinniśmy dążyć do tego, gdyż regulacje ograniczają jednak chaos. Libertiarianie zapewne odrzucą takie postawienie sprawy, z tym że ci najbardziej radyklani, w swych poglądach bardzo zblizają się już do anarchokomunistów. Być może wraz z rowojem cywilizacji technologicznej dojdzie do ziszczenia idei całkowicie wolnego rynku, funkcjonujacych w jakiejś formie w komunach społecznych (np. ludzkość jako jeden organizm pozbawiony cielenośc, bytujący w świecie wirtualnym).
  18. venator

    Świat jawności całkowitej

    Z idealnym wolnym rynkiem jest jak z konkurencją doskonałą - teoretyczny model, w praktyce nieosiągalny. Nawet przy najbardziej trywialnych transakcjach mamy do czynienia z nierównym dostępem do informacji. Więc istnieje tylko jeden typ rynku - regulowany. Nawet jeśli za regulacje przyjmiemy wystąpienie nieopisanej w prawie normy społecznej - np. renomy. Opiera się przecież na rzeczy trudnej do uchwycenia, zaufaniu. W toku ewolucji społecznej wykszałcony został mechanizm społecznej kontroli, która w znacznym stopniu niweluje zjawisko asymetrii informacji i pozwala w miarę normalnie funkcjonować. Czasami to nazywają kapitałem społecznym. Dobre. Ustawa o obrocie papierami wartościowymi liczy 122 strony i 192 artykuły. Nie, tam nie ma w ogóle rugalacji... Ponadto w ustawie jest ponad 30 art dotyczącej odpowiedzialności karnej, więc ochorna prawna też występuje. A stracić wszystko możesz i w kasynie - ten rynek też jest regulowany. Jak już przerąbiesz wszystko i się zadłużysz to jako oosba prywatna możesz ogłośić upadłośc konsumencką. W starożytnym Rzymie za długi zostawało się niewolnikiem, więc jednak dzisiejsze państwo lepiej dba o obywateli. Ty oczywiście rozumiesz jak działa wolny rynek, ale jestem niemal przekonany, że to rozumienie typowe dla neoklasycznej szkoły ekonomii. Czyli "prawda objawiona". Oczywiście, że ja tego nie neguje, napisałem powyżej o mechanizmie częściowej samoregulacji rynkowej, czyli renomie, ale jednak ile firm zachowuje się nieucziciwe? Naprawdę nigdy nie kupiłeś rzeczy czy też usługi, która w imię maksymalizacji zysków została przez firmę wykonana nierzetelnie, byle jak czy wbrew sztuce? A co np. ze zmowami przetargowymi? Można widzieć szklankę do połowy pustą lub pełną. Zapomniałeś już o roku 2008? Gdzie była "niewidzialna ręka", dlaczego jeśli "wolny rynek" ma zdolności do samoregulacji, opiera się na swobodzie i wolności dokonywania umów przez ludzi kierujących się logiką, co kilka lat wybuchają kolejne kryzysy, pojawiają się kolejne bańki spekulacyjne? Aha. A mnie przekonuje najbardziej takie podejście: "Stąd ideę wolnego rynku proponuję traktować jak ideę regulatywną: w świecie empirycznym nie istnieje, ponieważ nie jesteśmy w stanie spowodować usunięcia wszystkich istniejących ograniczeń (co więcej, nie jesteśmy w stanie ich zidentyfi kować). A nawet jeśli byłoby to możliwe, nie chcielibyśmy przynajmniej niektórych z nich znosić. Nawet libertarianie uznać muszą istnienie pewnych ram instytucjonalnych. Wolny rynek jest zatem pojęciem metafi zycznym, jest granicą, której nie możemy osiągnąć, możemy sobie jedynie ją wyobrażać. Urzeczywistniony w praktyce wolny rynek natomiast jest zawsze konstruktem społecznym: wynikiem społecznych negocjacji, w toku których ustalamy, jakie rozwiązanie jest dla najbardziej zadowalające. Osobną (gorzką) kwestią, jest to, kto ma faktyczny wpływ na kształt ukonstytuowanego ładu i w czyim imieniu działa" Cyt. z pracy Haliny Zboroń z UAM "Czy ekonomiści wierzą jeszcze w wolny rynek?":
  19. venator

    Świat jawności całkowitej

    Więc trudno mówić tu o wolnym rynku. Przydałaby się drodzy interlokutorzy wasza definicja wolnego rynku, zwłaszcza Antylogika, bo giełda regulowana to raczej zaprzeczenie idei wolnego rynku I bardzo zresztą dobrze. Żeby nie robić zbytniego ot. Chodzi mi o o to, że w toku rozwoju naszej cywilizacji, wskutek wystąpienia zjawiska asymetrii informacji, wystapiły takie mechanizmy społeczne, chroniące stronę potecjalnie słabszą, bo nie majacą dostępu do pełnej informacji, które doprowadziły do powstania czegoś takiego jak np. rękojmia, gwarancja, ale przede wszystim były czynnikiem państwotwórczym. Czyli powstania elementu regulacyjnego jakim jest państwo (już prawo rzymskie dosyć szczegółowo regulowało tę sferę życia społecznego, więc o całkowitej wolności rynkowej nie mogło być mowy). W jakiś sposób komunizm pierwotny, promujący brak prywatności przegrał z tym, który sprawę prywatności wynosił nad ogół społeczeństwa, czyli społeczeństwo hierachiczne. Odkąd powstało społ. herachiczne, posiadające własność prywatną, skończyła się równość. Ktoś zawsze miał przewgę, był silniejszy. Na szczęście powstały mechanizmy to regulujące. Np. miłujący wolny rynek Antylogik kupuje telefon, za gruby pieniądz, od firmy A, potężnej, światowej korporacji. Ten telefon się psuje po dwóch tygodniach. W prawdziwie wolnorynkowych regułach, mógłby sobie co najwyżej zaklać, lub znaleźć jelenia tzn. kupca na odsprzedaż. Ale Antylogik skorzysta z prawa gwarancji, bo współczesne prawo daje ochronę słabszym (na ogół konsumetom) przed silniejszymi - np. firmie A, której przychód jest jak PKB małego kraju. Ceną za tę regulacje jest oczywiście ograniczenie prywatności. Mimo wszystko pcha to naszą cywilizacje do przodu. To właśnie te mity, ideały. Chyba dosyć dobrze wiadomo jak się robi wielkie biznesy. ...Często w jadalniach, na polowaniach, jachtach albo wręcz sypialniach. Dokładnie. W wielu społeczeństwach pierwotnych istniały prawdziwe komuny. Np. u Indian Arche, czy niektóych Aborygenów komuna i brak prywatności był posunięty do takiego stopnia, że mężczyźni nie wiedzieli czyje dziecko jest ich, więc każde wychowywali jak swoje. Jednak ten model społeczny przegrał z modelem rodziny nuklearnej, gdzie ta sfera prywartności jest jednak wyraźnie jest oddzielona. To zaś doprowadziło do powstania społeczeństw hierachicznych itd...
  20. venator

    Świat jawności całkowitej

    Plotka rozsiewana przez przeciwników Gierka. Trzeba pamiętac, że PZPR to nie był monolit - tam ciągle dochodziło do tarć frakcji, koterii... Czy rzeczywiście tej prywatności nie było? Wiem, że teoria komunizmu pierwotnego jest popularna i ma pewne mocne podstawy choćby w obserwacjach etnograficznych z niedalekiej przeszłości (choćby ludu Arche czy niektórych Indian północonamerykańskich) ale i w nich musiała istnieć prywatność. Chodzi mi konkretnie o tzw. teorie plotki w rozwoju języka h.s. a opartą o teorie Dunbar's number: https://en.wikipedia.org/wiki/Dunbar's_number Teoria ta ładnie tłumaczy przyspieszony rozwój mowy h.s. a przede wszystkim fikcjotwórczego znaczenia języka. Plotka umożliwiła wyjście poza proste przekazanie inforamcji gdzie stoi zwierzak do upolowania, do bardziej finezyjnych i abstrakcyjnych form. Istotniejsze w dłuższej perspektywie rozwoju mowy było przekazywanie informacji było kto jest lepszym kochankiem, myśliwym a kto ma zdolności szamńskie, kto z kim trzyma sztamę etc. Dzis też plotki mają bardzo duży wpływ na nasze życie. Wg. np. Hararego miało to fundamentalne znaczenie w rozwoju naszej cywilizacji, tworząc byty abstrakcyjne jak religia, pieniądz, państwo. Bo czy gdy wszyscy wiedzą o sobie wszystko to istnienie plotki, opierającej się przecież na częściowej niewiedzy, spekulacji, jest możliwe? Przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz - świat jawności całkowitej byłby olbrzymim ciosem dla współzesnej gospodarki, o nieprzewidywalnych skutkach. Jestem zwolenikiem pogladu, ze wolny rynek to mit. wspieram się przy tym teorią asymetrii informacji, za którą zresztą min. Stiglitz dostał ekonomicznego Nobla. Całkowita jawnośc stałamsiłaby konkurencje. Zresztą co znaczy prywatność? W Finlandii obywatel może sprawdzić czy sąsiad zapłacił podatek i nikogo to nie bulwersuje ale już mało kogo obchodzi kto z kim spi w jaki sposób. U nas na odwrót. Mało kogo obchodzą podatki ale kto i w jaki sposób śpi to juz bardzo, zwłaszcza jak nie pobożemu.
  21. Wiesz, w II RP często używanym synonimem dobrych czasów było powiedzenie "dobrze jak za cara". W latach 30-tych władze II RP zaczęły np. zdawać sobie sprawę, że w rękach ludności znajduje się mnóstwo tezauryzowanych złotych monet carskich tzw. świnek. Świnki wzięły się stąd, że w Rosji carskiej tak mówiono na monetę złotą 5 rublową, o wadze 4,3 g i próbie 900. Można było za nią kupić utuczone prosie. W Polsce zaczęto tak nazywać wszystkie imperiały. Świnka: Musiała być ich masa, skoro władza nie zdcydowała się na dewaluacje złotego w latach 30-tych i pozostanie w tzw. złotym bloku, co było sporym błędem gospodarczym. Rządowi jednak zależało na utrzymaniu przeświadcznia, że złoty jest mocny, gdyż jednym z najważniejszych zadań rządu było wydobycie świnek na światło dzienne i włączenie ich w obieg gospodarczy. Bo jedną z najwiekszych bolączek II RP był chroniczny brak kapitału. Kapitalizacja banków w 1925 r. wynosiła tylko 30% tego co w 1913 r! Więc pod zaborami jakiś jednak potencjał osiągnieto. Jednak wieś wsi nierówna. Czym innym było wysokotowarowe, noowoczesne rolnictwo Wielkopolski, które pod zaborem pruskim stało się jednym z najbardziej wydajnych w Europie (!), czym innym na wpół feudalne rolnictwo w zaborach rosyjskim i austriackim. W Wielkopolsce panował już nowoczesny model społeczny, a wchodzące w skład Austro-Węgier Królestwo Galicji i Lodomerii, nazywano z racji piszczącej biedy, Golicja i Głodomoria. W dodatku w zaborach rosyjskim i austriackim występowały wyspy nowoczesności. Przemysłowy Śląsk Cieszyński czy Warszawa były oazami względnej nowoczesności. Obok istniały obszary qusi-hybrydowe takie jak Łódź czy Zagłębie Dąbrowskie. Fabryki sąsiadowały z zacofaną wsią. A więc trzy zabory to de facto trzy odmienne systemy gospodarczo-polityczne. A jak pod zaborami wyglądała wymiana handlowa? Podobało mi się jak scharakteryzował ten handel pewien żydowski kupiec, który handlował na terenie trzech zaborów: - Panie, najwiekszy problem to ja mam na CK granicy. Bo jak przyjeżdżam do komory celnej carskiej to zawsze biorą, u Prusaków to nie biorą nigdy, a u Austriaków to raz biorą a raz nie biorą. I jak tu handlować?
  22. Dobrze miał się z oczywistych względów głównie za PRL-u. Kiedyś była moda na rocznicę innego wielkiego zwycięstwa, a więc odsieczy wiedeńskiej. Tak duża, że w chwili obecnej każde skrzydła husarskie znajdujące się w polskich zbiorach muzealnych to XIX-wieczne, rocznicowe fałszywki. Niemamy żadnego oryginału. Ot paradoks. Jeśli chodzi o PW, to trzeba pamiętać, że za PRL-u ta pamięć była w mniejszym lub wiekszy sposób tłumiona, toteż teraz znaduje swoje ujście. My zresztą świętujemy nie tylko powstańcze klęski. Świetujemy np. zamach stanu z 3 maja 1791 r., który w sposób bezpośredni przyczynił się do utaty niepodległości przez nasz kraj i pogrzebał szanse na wdrażane już reformy, które powoli lecz systematycznie wzmocniłyby Rzeczpospolitą. Jednak czy tego chcemy czy nie, powstania w znacznym stopniu ukształtowały nasz naród i są istotną częścią naszej tożsamości. Oczywiście, że było to powstanie, zresztą systematycznie przygotowywane. Nie jest tak postrzegane przez ogół, gdyż w listopadzie 1918 opór zdemoralizowanego okupanta był niewielki. Koncepcja walki zbrojnej był wdrażana w życie już na kilkanaście lat wcześniej, pod postacią konspiracyjnych, paramilitarnych organizacji takich jak Zwiazek Walki Czynnej, Polski Związek Wojskowy a także tych legalnych: Strzelców i Związku Strzeleckiego. Zresztą pierwszym powstańczym akordem była rewolucja 1905 r. Wikipedia? Bądźmy poważni Rzetelnym opracowaniem poruszającym ówczesne przemiany gospodarcze jest np. praca Juliusza Łukasiewicza pt. "Początki cywilizacji przemysłowej na ziemiach polskich" z serii "Dzieje narodu i państwa polskiego". Witold Orłowski, na podstawie analiz tablic statystycznych Maddisona (Maddison project), oszacował, że w wyniku tej szybkiej industrailizacji, PKB perc capita ziem polskich, pod koniec istniena zaborów, wynosiło 70% francuskiego. To był drugi przypadek w naszej historii, kiedy tak zbliżyliśmy się do Francuzów. Pierwszy raz to za Kazimierza Wielkiego.To są oczywiście dane szacunkowe, ale pozwalają na jakiś ogląd sytuacji. Zresztą PKB per capita z 1913 r. , o ile dobrze pamiętam, w okresie międzywojennym osiągneliśmy dopiero w 1938 r. Jak to było możliwe?: 1. Zniesienie pańszczyzny. Trzeba pamiętać, że ukaz carski z 16 maja 1861 r. znoszący pańszczyznę, nie obejmował Królestwa Polskiego, co wywołało zresztą wybuch w tymże roku chłopskiego powstania (zupełnie zapomnianego), obejmującego nawet 30% chłopów na terenie Królestwa. Był on stłumiony przez wojsko, a brutalne represje ciągnęły się jeszcze przez cały rok 1862 (kary chłosty i rugowanie chłopów ze wsi). Ukaz carski znoszący pańszczyznę na ziemaich dawnego Królestwa z roku 1864 , był politycznym ciosem w powstańców. Był zresztą niemal idealną kopią dekretu Komitetu Centralnego Narodowego wydanego w 1863 r. znoszącego pańszczyznę. Ten proces wyzwolił miliony ludzi, którzy stali się motorem industalizacji i procesów kapitalistycznych. 2. Zniesienie granicy celnej. Stopniowy proces, jako konsolidacja rynku wewnętrzengo, umożliwiła Polakom dostęp do potężnego (głównie w sensie ilościowym) rynku. Najbardziej liberalna polityka celna z lat 1869-1879 skorelowana była z niszczeniem resztek polskiej autonomiczności. W 1910 r. już 70% obrotu handlowego Kraju Nadwislańskiego był powiazany z Rosją. Na marginesie dodam - moich przodków, poturbowanych w powstaniu styczniowym, od zupełnej nędzy uratowała ta właśnie liberalizacja handlowa. Mój prapradziadek jako 9 latek mieszkał w dworku, w którym zainstalował się sztab gen. Langiewicza. To tam Langiewicz ogłosił się dyktatorem powstania i przyjął przysięge od wojska. Kilka tygodni później doznał klęski w krwawej bitwie pod Grochowiskami. Stryj prapradziadka, za udział w powstniu został skazany na smierć. Na szczeście jeden z generałów przyjął łapówke w postaci pozłacanej klatki dla ptaków i stryj uniknął śmierci i katorgi na Sybirze. Odsiadywał wyrok w Zamościu. Karą była też całkowita konfiskata majątku całej rodziny i nędza. Prapradziadek ratując się z ekonomicznej opresi, w młodości, wykorzystując dobrą koniunkture handlową, założył sklep kolonialny. Tuż przed I woj. światową był człowiekim może nie bardzo bogatym, ale zamożnym. 3. Prześladowania Żydów. Represje wobec starozakonnych w Rosji min. w latach 60-tych XIX w. spowodowało, że mnóstwo energicznych Żydów, dysponujących dodatkowo pokaźnym kapitałem, uciekło i osiedliło się na terenach dawnego Królestwa. To w ten sposób budowała się min. potęga przemysłowa Łodzi. Oczywiście, wystąpił efekt niskiej bazy. Ale też i mocna industrailizacja, a swoje dołożyły też ziemie odzyskane, cywilizacyjnie znacznie lepiej rozwinięte od utraconych, zacofanych Kresów.
  23. venator

    Muzyczne inspiracje

    Jak ci gorąco, to polecam piwko: https://www.youtube.com/watch?v=wquBxT-j3TA A w rabarbarowej zupie Jojecnik skwarki chrupie, Jojecnik skwarki chrupie! W rabarbarowej zupie!
  24. Ktoś to obiecywał? Na głównej stronie misji jest jedynie informacja, że jednym z głównych zadań programu jest pomiar masy 50 egzoplanet o promieniu nie większym niż 4x promień Ziemi: https://tess.mit.edu/followup/
×
×
  • Dodaj nową pozycję...