Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

venator

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    681
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    45

Zawartość dodana przez venator

  1. W miodach i my byliśmy mocni, zwłaszccza Litwini (Rusini). Ciekawy metariał: Ale, wbrew twierdzeniom autora powyższego materiału, mocną pozycję miała wódka i to juz od początku jej pojawienia się na naszych ziemiach, a także była polskim hitem eksportowym. Nr jeden to była w XVI-XVII w. tzw. złota wódka gdańska, którą serwowano nawet na cesarskim stole w Madrycie. Powstawała w Gdańsku wg. tajnej, skomplikowanej receptury. Do mocnej anyżówki lub koniaku dodawano korzenie, zioła, drzewo sandałowe, różane, cukier i ...płatki złota. Była często podrabiana. Podrabiano także inne wódki kolorowe w tym i inną gdańską specjalność - wódkę korzenną tzw. podwójną żołądkowa. Do podróbek używano wódki prostej, tzw. ordynaryjnej (szynkowej) powstałej z rozcieńczonej okowity. Do fałszowania używano pieprz, cytwar, tatarskie ziele, bluszcz. Najgorzej, że dochodziło czasem do kryminalnych praktyk w postaci "wzmacniana" wódki kwasem saletrowym. Stąd przysłowie "Wódka farbowana, panna malowana to diabła warte"
  2. Litościwi Panowie. I to w państwie, w którym rocznie strzela się 20 mln bażantów, a myślistwo to sprawny biznes rozrywkowy. 700 tyś myśliwych, blisko 6 razy więcej niż u nas i to w kraju z silnie przekształconą przyrodą i świętym prawem własności poszatkowanej na działki ziemi. Tam za 20-25 tyś funtów, myśliwy ma zagwarantowane polowanie z topową obsługą i gwarancją ustrzelenia 100 pardw, które podobnie jak bażanty i chińskie jelenie, hodowane są na skale w sumie przemysłową...niezła hipokryzja.
  3. Problem jest taki, że w źródłowej notce prasowej BBC nie ma nic na ten temat. Wygląda na to, że jest to opinia autora z KW. Oczywiście sentymentalny powód zachowania monety jest także możliwy, choć dosyć mało prawdopodobny. Najczęstszym powodem zachowywania monet kruszcowyh była jednak tezauryzacja. O tym, jak powszechne było to zjawisko, świadczy historia gospodarcza II RP. W latach 30-tych rząd zdawał sobie sprawę, że po domach ludzie ukrywali złote monety carskie, tzw."świnki". Skala tezauryzacji świnek była trudna do oszacowania, ale na pewno było ich dużo, na tyle, że w Amsterdamie bito podróbki. Rząd chciał te świnki wyciągnąć na powierzchnie, bo chonicznie brakowało kapitału. Dlatego nim. też podjęto brzemienną w skutkach decyzje o nie przystąpieniu do dewaluacji złotego,w 1936 r. Państwo w oczach obywateli miało być stabilne niczym skała. Miało to pewne negatywne skutki makroekonomiczne.
  4. Jak historycznie to historycznie!: "Między pomienione pieczyste z mięsa stawiano także torty i ciasta francuskie, które jeszcze dotąd widujemy, ale te ciasta owych czasów dla nie wydoskonalonej sztuki kucharstwa były bardzo ciężkie i grube względem teraźniejszej delikatności onych. Nie dobierano do nich masła młodego, ale owszem starego, czasem aż zielonego, albowiem takie było sporsze, dając więcej czucia swego, choć w mniejszej kwocie użyte niż młode;" Dla wyrazistości smaku- zjełczałe masło, dobrze aby zielone było... A tak przygotowywano jedno z głównych dań polskiego baroku: gęś czarna, którą u pomniejszych panów zaprawiano tak:[...] kucharz upalił wiecheć domy na węgiel, w niedostatku czystej z bota czasem naprędce wyjęty [...] Nicht mi nie zada, iż taką przyprawę słomianą zmyśliłem na wyszydzenie staroświecczyzny, kiedy sobie wspomni na tarnosolis, płatki, których po dziś dzień kucharze do farbowania galaret i cukiernicy do farbowania cukrów używają; wszak te płatki są to zdziery starych koszul i pluder, które gaciami zowią, płóciennych; jeżeli mi nie wierzy, niech sobie ich każe dać funt w korzennym sklepie, znajdzie między tymi płatkami kołnierze od koszul i paski od gaci. Jeżeli powie, że te płatki, nim poszły do farby, wprzód musiały być czysto wyprane, to też uważyć powinien, że ogień, którym stoma do gęsi była palona, bardziej wyczyszczał wszelkie brudy niż woda płatki. Galarety, ciasta i torty farbowane ścinkami używanych koszul i gaci...samo zdrowie... Cytaty z: https://literat.ug.edu.pl/kitowic/020.htm
  5. Przed pojawieniem się salwarsanu (pierwsze testy w 1909 r.) nie było żadnej skutecznej metody leczenia kiły, a trudno nazywać epizodyczne i intuicyjne podawanie rtęci leczeniem. Raczej mnie nie zrozumiałeś. Fakt, że Sobieski chorował na kiłę, ukrywali badacze życiorysu króla, z których część posiadała dyplom lekarski: Mimo że temat zdrowia Sobieskiego interesował XIX-wiecznych i XX-wiecznych badaczy, rzuca się w oczy, że żaden z nich nie identyfikuje tych dość klarownych objawów z kiłą. Prześledzenie ich opracowań daje bardzo ciekawe pojęcie o zjawisku autocenzury badaczy, którzy rzutując na postać historyczną współczesne sobie kategorie, nie pisali o pewnych rzeczach, które uznawali za intymne, wstydliwe lub szkodzące wizerunkowi bohaterskiego króla. Historiografia Sobieskiego zna wiele takich przypadków.[...] Na przykład Antoni Zygmunt Helcel, który był jednym z edytorów i wydawców listów Sobieskiego do żony, systematycznie pomijał zdania lub całe fragmenty listów dotyczące spraw prywatnych pary, uzasadniając, że ich „przyzwoitość żadną miarą ogłaszać nie pozwalała.” [...] Podobnie było z problemami zdrowotnymi. Najstarszy spośród badaczy, którzy naukowo zajmowali się pytaniem o przyczyny śmierci króla, patolog Witold Nowicki w 1908 r. opublikował pracę napisaną na podstawie sekcji zwłok Jana III. Nie wspomniał w niej jednak, że zebrane wówczas dane patologiczne umożliwiały zdiagnozowanie kiły. Podobnie lekarz i historyk Witold Ziembicki, którego praca wydana na początku lat 30. jest niezwykle szczegółowym studium medycznym. Kilkakrotnie pisze on o leczeniu króla związkami rtęci, a nawet potwierdza, że jedną z przyczyn jego śmierci mogło być zatrucie tym pierwiastkiem, jednak w całej książce brakuje fundamentalnego pytania o to, dlaczego król był poddawany terapii rtęciowej. [...] Również piszący już po wojnie Stanisław Szpilczyński wspomina o terapii rtęciowej króla, nie pytając o jej możliwe powody.[...]Jego przypuszczenia są spójne i logiczne, jednak zdumiewające jest, że Szpilczyński nie zdecydował się połączyć wszystkich objawów, na które cierpiał król w ostatnich latach życia, w jedną patofizjologiczną diagnozę: że doszło do uszkodzenia układu sercowo-naczyniowego w wyniku trzeciego stadium kiły. Cytaty z : https://www.wilanow-palac.pl/medyczna_historia_jana_iii_i_przemilczane_fakty.html Artykuł ze strony muzeum jest streszczeniem pracy Isaka Ghata "Deformowanie prawdy medyczno-historycznej o chorobie i śmierci króla Polski Jana III Sobieskiego („Archiwum Historii i Filozofii Medycyny”, 80 (2017)) Właśnie - dlaczego? Ciekaw jestem Twojego zdania w tym temacie. Przedstawiłem to jako namacalny dowód, że starość nie jest do dzisiaj klasyfikowana przez medycynę jako choroba, czy też zespół chorób, o wspólnym podłożu.
  6. To już przeszłość. Teraz są w Rosji takie o to kwiatki: Malowidło z cerkwi pw. św. Andrzeja Apostoła z m. Nowosiołowo w ob. Wlodzimierskim, w miejscu katastrofy Gagarina. Po prawej, w jasnym mundurze klęczy J. Gagarin, zanim płk pilot-instruktor Władimir Sierogin, bohater Związku Radzieckiego, członek WKP(b), zginął razem z Gagarinem. Po środku święty, po lewej mecenas cerkwii gen.major kosmonauta Aleksiej Leonow, również dwukrotny bohater ZSRR. Gagarin był ateistą. Zadeklarowanym. A teraz został męczennikiem: Mural, a w zasadzie grafiti "Gagarin. Ukrzyżowanie", z 2014 r. z Permu, artysty streetart Aleksieja Żuniewa. Artysta skazany został za to na karę grzywny w wysokości 1 tyś rubli, a dzieło usunięto. Więcej zdjęć tutaj: https://weirdrussia.com/2015/04/12/crucified-gagarin-graffiti-marks-orthodox-easter-and-anniversary-of-first-man-in-space/ Jednak dzieło zaczęło żyć własnym życiem. Wkrótce jeden z biznsemenów zamówił takie samo u Żuniewa na płótnie. https://www.newsko.ru/news/nk-2575585.html W 2015 r. Żuniew za ten obraz nazwany teraz "Wielki kosmonauta" dostał nawet 2 miejsce w ogólnokrajowym konkursie sztuki alternatywnej i jest wystawiany w galeriach. Także ten ateizm to taki powierzchowny jak u nas katolicyzm...
  7. Nie, nie jest, przynajmniej do niedawna nie była klasyfikowana przez WHO jako jednostka chorobowa. Coraz więcej badaczy chce jednak, aby starość była zaklasyfikowana jako jednostka chorobowa, co umożliwiłoby potencjalnie szersze tj. holistyczne podejście do tematu. Na niekonsekwencje w podejściu do tego procesu zwraca uwagę Stuart Calimport z Liverpol Univeristy - kiedy w starzejącym organizmie pojawiają się zmarszczki skóry, to jest to uważane za naturalny proces, ale to samo zjawisko (nie wchodząc w szczegóły) dotyczące uszkodzeń serca i naczyń krwionośnych jest już klasyfikowane jako jednostka chorobowa, z kategorii chorób naczyniowo-sercowych. https://www.academia.edu/39913200/Ageing_classified_as_a_cause_of_disease_in_ICD_11 https://liverpool.academia.edu/StuartCalimport Oczywiście co do reszty wypowiedzi to pełna zgoda. Jeśli chcemy długowieczności to jednak trzeba będzie wyjść poza myślenie o starości jako "nadzwyczajnie korzystnym zbiegu okoliczności."
  8. Od razu o tym pomyślałem. Już widze minę uczniów, którzy zamiast algebry mają logikę matematyczną, a zamiast geometrii rachunek kwantyfikatorów...
  9. Oczywiście. Do XIX w. zaledwie 30% dzieci dożywało wieku rozrodczego. Rodzice zasadniczo mniej przejmowali się śmiercią malych dzieci, bo było to zjawisko powszechne. Nie znaczy to, że nie było czułości czy żalu - np. śmierć dwuletniej córki była dla Kochanowskiego bardzo silnym impulsem do stworzenia "Trenów". Trochę inaczej rzecz się miała z przedwczesną śmiercią starszych dzieci, zwłaszcza dorosłych. Literatura pamiętnikarska wskazuje, że na ogół było to dosyć wstrząsające przeżycie dla rodziców. W miarę stabilna, co nie znaczy, że pewnych jej cech nie można świadomie kształtować. Osobowośc zmienia się , a raczej kształtuje się wraz z wiekiem. Wg. niektórych ostatecznie ten proces kończy się u człowieka dopiero ok. 50 r.ż. Osbowość może również zmienić się wskutek zmian patologicznych, chorób o podłożu psychicznym, czy długotrwałym działaniu silnego stresora, np. w zespole PTSD. Jednym z ciekawszych przypadków w kwestii dosyć głębokich zmian osobowości, jest kiła (syfilis) układu nerwowego (oun), a konkretnie kiła mózgowa (miąższowa). W nieleczonej kile oun, u pacjentów niepoddanych antybiotykoterapii, w ok. 4-7% przypadków rozwija się porażenie postępujące. Jego cechą charakterystyczną są patologiczne zmiany osobowości, intelektu, pamięci krótkotrwałej i występowanie omamów. Badania obrazowe MRI wskazują na ubykti korowo-podkorowe, w istocie białej mózgu oraz występujące udary. Tragicznym przypadkiem nieleczonej kiły, prawdopodobnie układu nerwowego, był nasz król, Jan III Sobieski. Problem jest taki, że historycy przez blisko 200 lat skrzętnie pomijali ten fakt, bo jakże to - obrońca chrześcijaństwa i taka wstydliwa choroba? Tymczasem analiza zachowanych źródeł wskazuje na typowe objawy postepującej kiły, popularnej choroby ówczesnych elit, zwanej wówczas dworską. U Sobieskiego pod koniec życia otoczenie z przykrością zaczęło zauważać znaczące zmiany osobowości króla - stawał się trudny w odbiorze. Nikt nie zdawał sobie oczywiście sprawy z dewastującego wpływu niewielkich drobnoustrojów. https://www.focus.pl/artykul/jak-zatrzymac-biologiczny-czas-wystarczy-uzyc-ciezkiej-wody Niestety, w dużych ilościach ciężka woda jest toksyczna. "Przybywa nam lat do życia, ale nie przybywa nam życia wraz z latami" Dla mnie to clou programu. Najważniejszą rzeczą dla nauki i medycyny nie powinno być wydłużanie życia, a uczynienie starości znośnej. 100 lat w zdrowiu jest cenniejsze niż 120 z których ostatnie 50 przypadało na okres chorób czy kalectwa. Wysiłek powinien iść w poprawę jakości życia seniorów. Krok, jak się wydaje w dobrym kierunku, został uczyniony - coraz częściej przebija się myślenie, że starosć to nie proces naturalny (jako zużycie organizmu) a poprostu choroba. A choroby się leczy.
  10. Z zalinkowanego artykułu wynika, że autorzy jako najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie zagadki wskazują wierzenia charakterystyczne dla kręgu kultur Uralu i powiązanych z nimi kultur ugrofińskich, zwaszcza z rejonu Karelii. Chodzi tu o wierzenia w ptaka-duszę. W Karelli wierzono, że dusza wędruje w zaświaty pieszo, ale zamieniając się w ptaka może odwiedzać żywych. Choć te pogańskie przesądy były z terenu Finlandii rugowane, zwłaszcza w okresie reformacji, to w prawosławnej i odludnej Karelii były obecne jeszcze w XX w. Należy przy tym pamietać, że jeszcze w XVII chrystianizacja, zwłaszcza Europy Wschodniej, a zwłaszcza jej obszarów odludnych, była bardzo powierzchowna, choćby z racji bardzo słabo rozwiniętej sieci parafii. Kiedy w XV w. przeciętna parafia w Europie Zach. miała poww. 25 km2 to w Polsce bywały takie o powierzchni 140 km2. Niektóre parafie były nieobsadzone, bo było mało chętnych na proboszczostwo w biednej wiejskiej parafii. W trakcie reformacji bywało tak, że mszę w obrządku katolickim sprawował pastor i na odwrót - w zależności kto przywędrował akurat na parafie. Inną kwestią był bardzo niski poziom intelektualny i słabe wyksztalcenie wiekszości wiejskich księży. Badanie Cezarego Kuklo na temat ksiąg metrykalnych dla parafii Trzciniec na Podlasiu, wskazywały, że w I poł XVII, jedynie 14 z 32 wsi parafii były pod realnym wpływem Kościoła. Nic więc dziwnego, że pogańskie zwyczaje utrzymywały się długo. Na synodzie w 1726 r. biskup łucki groził „kto w polu lub w gajach pochowa zmarłego, będzie wyklęty„. W 1744 synod wileński głosił: „za pochowanie ciała w polu lub lesie wzbrania winnemu wstępu do kościoła przez 3 miesiące Cyt z : http://mediewalia.pl/publicystyka/kiedy-zakonczyla-sie-chrystianizacja-polski/ Nie inaczej było w Finlandii, więc nie powininien dziwić pogański obyczaj pochówku.
  11. Ps. Żółw Timothy ( w rzeczywistości żółwica), padła w 2004 r w wieku 160 lat. Była ostatnim, niemym świadkiem wojny krymskiej (1853-56), jako maskotka marynarzy okrętu wojennego HMS Queen obserwowała min. oblężenie Sewastopola.... Czy kiedykolwiek człowiek dożyje takiego wieku?
  12. Być może nawet nie 120 a 115 jest trudne do przekroczenia. Nikolay Zak popełnił pracę w której dowodzi, że z tą Calment to było oszustwo: https://twojahistoria.pl/2019/01/03/czy-rekordzistka-ktora-zmarla-w-wieku-122-lat-byla-zwyczajna-oszustka-badacze-rzucili-nowe-swiatlo-na-jej-historie/ Kiedyś matuzalemem miał być Michał Szurmiński, podobno ostatni powstaniec listopadowy, który miał umrzeć w 1927 r, w wieku 120 - 123 lat (!) - zależnie od przyjętej daty urodzin. Był rzekomym adiutantem gen. Sowińskiego i widział jego śmierć w okopach Woli w wojnie polsko-rosyjskiej 1831 r. W 2016 r opublikowano artykuł, w którym dowodzono, że i to było falszerstwem i Szurmiński dożył sędziwego wieku 96 lat, ale w żadnym wypadku nie mógł być świadkiem powstania listopadowego. http://www.moremaiorum.pl/michal-szurminski-falszywy-powstaniec-listopadowy-pelna-dokumentacja/ Tutaj w ramach ciekawostki lista najdłużej żyjących weteranów niektórych wojen: http://www.tupalski.eu/od-napoleona-do-pilsudskiego-ostatni-weterani-wojenni Wyróżnił się kpt. Józef Kowalski, najdłużej żyjący weteran wojny polsko-bolszewickiej. 113 lat. Ale bariery 115 lat nie przekroczył. Tylko trochę krócej żył ostatni weteran wojen napoleońskich, Geert Adriaans Boomgaard, który w 1899 r. zmarł w wieku ponad 110 lat. Boomgaard był pierwszym superstulatkiem, tj. przekroczył 110 lat i jego wiek nie budził wątpliwości. Boomgaard był weteranem Wielkiej Armii , był doboszem 33 Pułku Lekkiej Piechoty ale z powodu choroby nie brał udzialu w wyprawie Napoleona na Moskwe, której prawdopodobnie pewnie by nie przeżył - uwzględniajac ogromne straty Wielkiej Armii. Wyróżniony został medalem św. Heleny. Jego ojciec był kapitanem statku. Geert również poszedł w ślady ojca. Dosyć niesamowitę jest to, że przyjmując marynarską rachubę , to gdy Boomgaard przychodził na świat, rejs przez Atlantyk z Europy do Ameryki, odbywany drewnianym żaglowcem, bardzo zresztą niebezpieczny rejs, trwał minimum 40-45 dni. A gdy umierał to stalowy, napedzany dwoma parowymi silnikami o mocy 33 tyś KM transatlantyk SS Kaiser Wilhelm der Grosse, zdobywca Błekitnej Wstęgi Atlantyku, pokonywał ocean w 5 dni...a podróż była dosyć rutynowa i bezpieczna. Pierwszy wiek tak szybkiego postepu i to za życia jednego człowieka. Nie wiem czy tylko był człowiekiem szczęśliwym - przeżył każde ze swych dwanaściorga dzieci, najstarsze zmarło w wieku ledwo 57 lat. Cena długowieczności...
  13. Dokładnie tak właśnie jest. Tutaj fajnie i skrótowo opisana historia ruchu antyszczepionkowego: https://www.totylkoteoria.pl/2019/04/historia-antyszczepionkowcy.html Jakość agumentacji antyszczepionkowców bywała różna : Wyjątkowo ortodoksyjny antyszczepionkowiec ksiądz Wincenty Pix popełnił dzieło pt. " O krzyczącej niedorzeczności i strasznej szkodliwości szczepienia ospy" : https://polona.pl/item/o-krzyczacej-niedorzecznosci-i-strasznej-szkodliwosci-szczepienia-ospy,MTg2MTkwNDg/6/#info:metadata U Pixa czytamy, że "u młodzieży szkolnej zepsucie moralne (onanizm) wedle opinii lekarzy (Burnette, Wolf i t. d.) ma swoją przyczynę często w szczepieniu ospy, bo jadowita materia podrażnia narządy płciowe i przyśpiesza płciową dojrzałość. " U Pixa ponadto możemy wyczytać jak bardzo wyboistą drogę musiał pokonywać postęp w medycynie: "W roku 1885 urządzono w mieście Leicester wielką demonstrację przeciwko szczepieniu; pochód 50 tysięczny mieszczan i delegatów z bliższej i dalszej okolicy z burmistrzem na czele, z magistratem i miejscową policją szedł procesjonalnie przez znaczniejsze ulice z chorągwiami i sztandarami, niesiono na długim drążku zawieszoną i od wiatru poruszającą się figurę (dużą lalkę) z napisem: Jennerowi mordercy dziatek wieczna hańba! i przyszedłszy na rynek zapalono stos drzewa; ludzie wyczekują, co dalej będzie; w tem burmistrz lalkę a dyrektor policji jakiś papier a była to pisana ustawa szczepnicza, biorą do rąk, podnoszą w górę i zamaszycie z oburzeniem, wrzucają do ognia na spalenie wśród przekleństwa i złorzenia na sprawców ludzkiego nieszczęścia, i szyderczych śmiechów na niedorzeczność operacji szczepniczej a nierozum jej zwolenników. Ten śmiały patryotyczny postępek dodał otuchy przeciwnikom szczepienia do oporu i zwalczania operacji kuglarskiej;" Cyt z : https://pubmedinfo.org/2017/02/22/historia-szczepien-przeciwko-ospie/
  14. Czasy się zmieniły i dziś nie zwraca się już takiej uwagi na ilość błędów. Ale gdy ja chodziłem do szkoły, to robiąc cztery błędy ortograficzne tzw. rażące (np. "ktury") na jedną stronę, nie zdałbyś matury pisemnej z języka polskiego lub historii. Ja jako zdiagnozowany dysgrafik/dyslektyk/dysortografik miałem prawo do używania słownika języka polskiego w czasie egzaminu maturalnego. Sam dla siebie nie korzystałem raczej, ale za to pomagałem innym. O ile mnie pamięć nie myli, za pięć rażących błedów ortograficznych była ocena niedostateczna. Także zagrożenie było. Na szczęście wytyczne Rady Języka Polskiego się zmieniły i dziś nie zaleca się nauczycielom zliczania błędów, aczkolwiek liczne błędy rażące wpływają na obniżenie oceny.
  15. Skąd wiesz? Byłeś diagnozowany? Jednym z klasycznych objawów dysortografii (dysleksja to problemy w czytaniu, oczywiście jedno z drugim jest bardzo często połączone) jest powielanie błędów ortograficznych, pomimo teoretycznej znajomości ortografii. Dla dorosłego, ukształtowanego człowieka najlepszym ćwiczeniem jest czytanie, dużo czytania. Najlepiej dobrych autorów, stosujących prawidłową składnie zdania i reprezentujących bogactwo językowe. Książki najlepiej z dobrych wydawnictw, gdzie dba się o prawidłową korektę. Mnie to kosztowało dużo wysiłku, bo w czasach mojej szkoły dysleksja i tym podobne, to była w Polsce zupełna nowość, a bardziej konserwatywni nauczyciele uważali za fanaberie i lenistwo. I przepisywałem tzw. setki, czyli po sto takich samych zdań zawierających felerny wyraz. I dużo lektur. Takie to były metody. Natomiast do tej pory pisze jak kura pazurem, także komputery to pewnego rodzaju wybawienie. Oczywiście bardziej dla czytelnika Tyle, że błędy ortograficzne to nie wszystko. Tego typu defekty mózgu często wkraczają w te obszary życia, których nie da się skorygować za pomocą programu komputerowego. To często większe trudności z nauką języków obcych, słabsze zdolności manualne (nie tylko plastyczne ale i mechaniczne), nawet większe trudności w nauce np. śpiewania.
  16. Coś w tym jest. O pochodzeniu słowa k**wa: https://trudnyjezykpolski.pl/kilka-slow-o-k**wie/ A jeśli chodzi o używanie wulgaryzmów to przypomina się mi taki stary dowcip: Na szczyt wchodzi Anglik, Niemiec, Rusek i Polak. Ze szczytu rozciąga się wspaniała panorama. Zachwycony Anglik woła: - Oh my God, beatiful! Niemiec: - Oh, meine Gott, wunderbar! Rusek: - krasivaya! Polak: - o k**wa, ja pier**le! -
  17. I jaki z tego postawisz zarzut? Czego oczekujesz? Że najpotężniejsze państwo świata zwróci się o takie informacje do onetu?
  18. Czyżby? A Konkretnie na czym ta dewastacja polega? Za młodu też usuwałem takie warstwy gleby - niczym buldożer, tyle że szpadlem i łopatą, bo w próchniczej warstwie gleby (tzw. humusie), niczego bynajmniej nie dałoby się znaleźć. O wiele efektywniej można byłoby to zrobić buldożerem, ale niestety w epoce skokowego przechodzenia w kapitalizm nie było na takie rzeczy pieniędzy. Toteż ryliśmy humus, a że "na kaca najlepsza ciężka praca" nie było źle, spychaliśmy te warstwy jak wówczas popularne w Polsce koparko-spycharki MTZ Belarus. A pod wieczór było tankowanie pod korek i niekończońce się dysputy o historii i życiu. Bardzo to miło wspominam.
  19. Taa. Ostatnio tak eksperymentowano u nas na odwrót, w kwestii covid, gdzie wdrażano przepisy wykonawcze bez delegacji ustawowej. A Ty proponujesz odwrotność, gdzie bez uszczegółowienia przepisów nie da się funkcjonować. Jest to kwestia postępującego skomplikowania życia społeczno-gospoadarczego całej ludzkości. A co to jest uczciwość? Sprawiedliwośc a uczciwość. Tak do poczytania: https://www.rpo.gov.pl/pliki/1197303151.pdf W kwestii formalnej - okręt należy do marynarki wojennej.
  20. Z konia to spadł Kazimierz Wielki. A co do tych rad homeopatycznych powinno być tak jak piszesz ale o tym poniżej.... Batory miał tendencje do tycia, to sie zgadza ale i do szybkiego chudnięcia, co mogło wskazywać na skłonności w typie endomorficznym. Wskazuje na to dodatkowo dosyć duża siła fizyczna i dzielność wymagana dla ówczesnych osób pochodzenia rycerskiego. Ja będę jednak bronił Oczki. Batory nie miał jednego lekarza. Przecież to był władca potężnego wówczas europejskiego państwa! Najgłówniejszym był Włoch, lekarz Mikołaj Bucelli. Czym sobie tak zasłużył? Batory miał wstydliwą przypadłość. Ropną, przewlekłą (wieloletnią) ranę na udzie, trochę poniżej pachwiny. Wywoływało to ból fizyczny i ogromną drażliwość króla. To mogło tłumaczyć dużą wstrzemięźliwość władcy co do seksu, nie tylko z powodu wieku i wyglądu jego małżonki, Anny Jagiellonki W końcu każdy król na pstryknięcie palcami miał tyle kochanek (lub kochanków) ile chciał. A tu nic! Mówiono, że to z powodu pokąsania przez psa. Dziś wiemy, że była to najprawdopodobniej gruźlica skóry z powikłaniami, którą leczy się antybiotykami...ale to wówczas Bucelli opracował środek zaradczy, który służył Batoremu. Tzw. "jątrznik", kółko z kolcami, które podrażniało ranę. Wypływała z niej ropa i paradoksalnie to właśnie to powodowało ulgę, czasową rzecz jasna...no bo bez antybiotyków...Oczko opuścił Batorego bo spiskował przeciw niemu Bucelli, który uważał, że medycyna jest tylko dla Włochów. Wcześniej Oczko rozpoczął badania nad wodami zdrowotnymi - uważał, podobnie jak Batory, że należy powrócić do tego stosowanego w starożytności sposobu leczenia. Dzić Oczko jest uważany za ojca balneologii. Na co Batory zmarł? Najpełniejszą odpowiedź (już w XX w. ) dało konsylium lekarskie pod kierownictwem prof. Franciszka Waltera, wenerologa. Przestudiowano piśmiennictwo lekarskie na temat zdrowia tego wybijającego się władcy, ale przede wszystkim dysponowano odpisem z sekcji zwłok Batorego. Tak właśnie. Mimo, że otoczenie wiedziało o ciężkiej chorobie króla, śmierć tego władcy-wojownika była dla ogółu szokiem. I dlatego Batory był pierwszym polskim królem, którego pokrojono. Nawet dla lekarzy z końca XVI w. (opis Jakuba Gosławskiego) w oczy rzuciła się patolgiczna budowa nerek. To + opisy lekarzy + wizerunki władcy ( pewna opuchlizna oczu tj. powiek) skłoniły lekarzy do orzeczenia o tym, że z powodu wadliwej pracy nerek, Batory cierpiał na uremię, co doprowadziło go ostatecznie do śmierci. Ta ogromna drażliwość władcy, to też mógłby być objaw uremii. Leczenie uremii polega min. na dializach, ostateczności na przeszczepie nerki. Zaleca się ograniczanie wysiłku do granic tolerancji organizmu. A Batory był mężczyzną bardzo aktywnym fizycznie. Wielokrotnie udawał się samotnie na kilkunastogodzinne polowania, również zimą, kosztujące wiele wysiłku fizycznego. Czy Oczko go do tego namawiał? Nie sądze, Batory był temperamentny. Ot, energiczny mężczyzna, lubiący zapolować na niedźwiedzia, a szanujący się wówczas rycerz nie korzystał przeciw królowi puszczy z broni palnej, a z włóczni.... Batoremu nikt nie mógł niestety wówczas pomóc. Nie wiem czy Oczko na podstawie tego królewskiego przypadku, wyciągnął wnioski o dobroczynnym znaczeniu ruchu. Na pewno nic nie mógł wiedziec o wadzie nerek (bo niby skąd) i postępującej uremiii. Stan króla pod koniec życia był poważny, Bucelli wiedząc, że nic nie zdziała chciał go opuścić, mimo to król co chwile dawał powody prawdziwej tężyzny fizycznej i chartu ducha. Choć paradoksalnie być może przybliżał tym swoją śmierć, to dla otoczenia mógł być przykładem sił witalnych, jak to tam zwał zresztą.. Ps. W kalejdoskopie lekarzy Batorego znajdujemy także Włocha Szymona Simoniusa, lekarza, filozofa i alchemika na dworze cesarza-maga Rudolfa II oraz John'a Dee. John Dee, okultysta, kabalista przebywał w towarzystwie Edwarda Kelleya vel Talbota, rzekomego twórcy kamienia filzoficznego. Batory był uczestnikiem sensu spirytystycznego odbytego pod Krakowem w Niepołomnicach, w którym Kelly rzekomo wywołał ducha twierdzącego, że ów "paskudny trąd" to kara za brak uległośći Batorego ....dziś przypuszcza się, że John Dee i Edward Kelly byli agentami królowej Elżbiety I majacymi starać się powstrzyamć lub ograniczyć zapędy katolickiego władcy...władcy, który szedł jak burza na wschodzie Europy.
  21. Oj tam, nie zawsze. Na wykopaliskach, nad niezidentyfikowanym pochówkiem stoi dwóch pracowników naukowych Instytutu Archeologii UW, archeolog dr hab. Wojciech N i historyk prof. Jerzy K. - to jest, panie profesorze, grób męski, stwierdza dr Wojciech N. - a na jakiej podstawie pan doktor to wnioskuje? - pyta się profesor - bo ch** w nim jest, rzecze doktor. To jest autentyczna anegdota.
  22. "Ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu" Autorem tych słów jest Wojciech Oczko, lekarz nadworny króla Stefana Batorego, którego już cytowałem dzisiaj w innym poście. Oczko propagował jazde konną, zapasy, szermierkę, piłkę i tańce. Także Jajcenty, do dzieła. Tak, na marginesie. Kilkanaście lat temu byłem w biurze Google, we Wrocławiu. Moją uwagę zwrócił swoistgo rodzaju "plac zabaw" dla dorosłych (tylko bez skojarzeń ). Już wtedy w tej firmie chyba rozumiano, że przykucie do biurka pracownika jest nie tylko niezdrowe, ale również wpływa na spadek efektywności pracownika.
  23. Dyskusja rozwinęła sie wokół kwestii zanieczyszczenia środowiska, które już w neolicie, lokalnie prowadziło do klęsk ekologicznych. Ale na rozwój nowotworów wpływa wiele innych czynników. Choćby przewlekły, chroniczny stres. A to było zestresowane społeczeństwo, zwłaszcza w póżnym średniowieczu, w okresie "czarnej śmierci". Ogromny wzrost popularności praktyk dewocyjnych, umartwiających były najlepszym tego przykładem. Drugi taki okres to czasy baroku, w którym jak w żadnym innym okresie doszło do niezwykłej, emocjonalnej huśtawki całych społeczeństw. Tę kwestię dosyć drobiazgowo omawiał w książce "Człowiek polskiego baroku" prof. Zbigniew Kuchowicz, twórca polskiej szkoły historycznej "o biologiczny wymiar historiii". Kuchowicz podkreśla, że podczas przeglądu ówczesnej, również renesansowej literatury medycznej, ich autorzy, jak choćby ojciec polskiej medycyny, Wojciech Oczko, zwracali dużą uwagę na takie choroby jak: manie, "melancholie", halucynacje, histeriie. Oczko zwracałał uwagę na "porywania, sny złe, widzenia straszne i potem choroby melancholiczne a latawcem nazwane". Znaczna część ówczesnego społeczeństwa żyła w sporym napięciu psychicznym, spowodowanym nie tylko trudami codziennej egzystencji ale też strachem przed wiecznym potępieniem. Częste był próby samobójcze. Wtedy przypisywano go "kołtunowi" ale dziś wiadomo, że był to na ogół efekt nie leczonej depresji i popularnej wówczas choroby dwubiegunowej-afektywnej (na tę ostatnio cierpiał król Jan Kazimierz). I w baroku cierpiano również na nowotwory. Jakub K. Haur w poradniku z 1693 r. pisał: "choroba strasznie przykra i dokuczająca, do uleczenia trudna, przychodzi pospolicie białogłowom". W XVI w. założono w Warszawie szpital dla "gnojników" czyli chorych na choroby weneryczne. Kuchowicz przypuszcza, że częśc pacjentów to byli rakowi pacjenci, zwłaszcza kobiety. Słynna i piękna Barbara Radziwiłówna, zmarła prawdopodbnie na raka narządów rodnych, które gniły jej za życia. Smród był ponoć nie do zniesienia. Następna kwestia to genetyczne podłoża nowotowrów takie jak choćby uszkodzenia w obrębie genu TP53 ("strażnika genomu") czyli zespołu Li-Fraumeni. No i jeszcze kwestia długości życia. Do końca XIX w. mało kto przeżywał więcej niż 60-65 l., szczęściem było doczekać się wnucząt. To też miało znaczenie, gdyż nowotwory dotykają najczęściej jednak starszych ludzi, to troche cena za długowieczność. Pomiomo, że nowotwory był częstsze niż się wydawało, co wynika również z omawianej pracy, to jednak Kuchowicz pisał: "[Rak] Jest rzeczą pewną, że często nie zostawał po prostu wykryty, niemniej jego nieporównywalnie niższe występowanie jest bezsporne. Wiązało się to oczywiście z bardziej naturalnym trybem życia ówczesnej społeczności, brakiem chemizacji środowiska i innymi tego typu czynnikami". (cyt z "Człowiek polskiego baroku")
  24. Ci naukowcy odczytali hieroglify z kartonażu i wyszło z tego, że należał on do kapłana Hor-Dżehutiego. Odczytali je w okresie międzywojennym gdy nie było jeszcze tomografów. Bardzo często "oryginalne" mumie były wyjmowane z kartonaży (trumień), które, zwłaszcza jak ta wzmiankowana, były niezwykle drogie, po to aby umieścić w nich swoją mumię. Do częstego przekładania mumii dochodziło także w XIX wieku gdy działały liczne grupy złodziei grobów. Najprawdopodbniej to wtedy do kartonażu kapłana żyjącego w okresie rzymskim włożono znacznie starszą mumię kobiety w ciąży. Tak na marginesie - będąc precyzyjnym, w katalogu muzealnym była mowa o kartonażu(nie mumi) Hor-Dżahutiego. Co ciekawe na samym początku uważano, że w kartonażu jest prawdopodobnie mumia kobiety. Dopiero po odczytaniu hieroglifów powszechnie utarło się, że to kapłan. Za ofiarodawce (nawet na stronie MN) uważany jest Jan Wężyk-Rudnicki ale z tego artykułu wynika, że mógł być tylko wykonawcą woli prawdziwego darczyńcy: https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA-s47-52/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA-s47-52.pdf W „Kurierze Litewskim" z 15 grudnia 1826 r.,37 wśród doniesień z Królestwa Polskiego, zwraca uwagę korespondencja następującej treści: Pan Józef [oczywista pomyłka — P.J.] Rudzki, były Adiunkt w Kommisyi Rządowey Oświecenia, powrócił do Europy z podróży swojey przedsiębraney do Egiptu. List jego ostatni jest bardzo świeżey daty (z dnia 9 listopada) i pisany jeszcze na morzu, blisko wyspy Elby, na pokładzie szwedzkiego okrętu Anna. Między wielu osobliwościami, wiezie z sobą mumią, wydobytą w Tebach z grobów Królewskich i tak dobrze zachowaną, iź, jak oświadcza, w muzeum wiedeńskiem, toskańskiem, rzymskiem i neapolitańskiem nie ma żadney, która by się z nią, co do piękności, równać mogła. Jeszcze jey nie otwierano, tylko trzy skrzynie, w których złożona; jedna z tych skrzyń jest sykomorowa. Pan Rudzki nie donosi, czyli mumia ta ma papyrus, jaki zwykle pod pachę lub w rękę zmarłey osoby z jey biografią kładziono. Mumia ta jest przeznaczona do gabinetu Królewskiego Warszawskiego Uniwersytetu" I tak na czele zabytków egipskich widnieje mumia kobiety, będąca darem ministra Stanisława Kostki Potockiego, przetransportowana za sumę 174 rubli przez Jana Wężyka-Rudzkiego. W protokole Przedmiotów, które przeszły do Muzeum Sztuk Pięknych z zoologicznego i d[awnego] gipsów Gabinetu,26 opatrzonym datą 26 czerwca 1869 r., mumia ta figuruje pod numerem inwentarzowym 767 jako bezpośrednio sprowadzona z Egiptu z oryginalną trumną drewnianą i pokrowcem w trumnie lepionym z płótna hieroglifami i złoceniami zdobiona.27
×
×
  • Dodaj nową pozycję...