-
Liczba zawartości
37636 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Polski uczony opracował metodę usuwania radioaktywnego cezu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Doktor Artur Kasprzak z Wydziału Chemicznego Politechniki Warszawskiej jest pionierem badań nad zastosowaniem materiałów zawierających sumanen do usuwania radioaktywnego cezu. Wysokie stężenie izotopu 137Cs występuje głównie w miejscach katastrof atomowych. Nic więc dziwnego, że badaniami Kasprzaka zainteresowani są Japończycy, którzy zmagają się ze skutkami awarii w Fukushimie. Problem dotyczy jednak całego świata, bo cez wykorzystuje się m.in. w leczeniu nowotworów. Stabilny izotop cezu 133Cs występuje w przyrodzie w sposób naturalny. Natomiast izotop 137Cs, obecny w wypalonym paliwie jądrowym, to jeden ze sprawiających największe problemy pierwiastków promieniotwórczych o krótkim do średniego okresie połowicznego rozpadu. Ma on dość niski punkt wrzenia, łatwo się uwalnia i może przebyć w powietrzu bardzo duże odległości. Po opadnięciu na ziemię łatwo rozprzestrzenia się w środowisku, gdyż jego sole bez problemu rozpuszczają się w wodzie. Cez-137 jest wykorzystywany też do kalibracji urządzeń wykrywających promieniowanie, w radioterapii medycznej i niektórych urządzeniach pomiarowych. Naukowcy od dawna szukają sposobów na usuwanie soli cezu z roztworów wodnych. Jednak problem stanowią zarówno niska selektywność stosowanych metod, w wyniku czego usuwane są też pożądane pierwiastki, jak i wysoki koszt utylizacji. Sumanenem zainteresowałem się w 2019 roku podczas stażu naukowego w Osaka University w Japonii, gdy pracowałem w zespole prof. Hidehiro Sakurai – to on w 2003 roku odkrył ten związek. Zwróciłem uwagę, że większość badań prowadzonych nad sumanenem to głównie badania strukturalne i syntetyczne. Brakowało w nich informacji o praktycznym wykorzystaniu. Udało mi się jedynie znaleźć wzmiankę, że sumanen w sposób selektywny oddziałuje z kationami cezu, wspomina doktor Kasprzak. Uczony postanowił więc stworzyć magnetyczny nanomateriał absorbujący cez. Wynikiem jego pracy są modyfikowane sumanenem nanocząski węglowe z rdzeniem kobaltowym. Materiał absorbujący cez wsypuje się do zanieczyszczonej wody. Jego właściwości magnetyczne pozwalają na szybkie, łatwe i dokładne oddzielenie materiału od roztworu. Jeśli wrzucimy do zanieczyszczonej wody materiał bez tych właściwości, musimy oddzielić go w inny sposób, chociażby poprzez odsączanie lub wirowanie. W kuchni jest to proste, ale w przemyśle już nie. Właściwości magnetyczne ułatwiają cały proces. Wystarczy, że przyłoży się magnes do fiolki i materiał oddziela się od roztworu, a wraz z nim cez, mówi uczony. Dotychczasowe testy wypadły bardzo pomyślnie. Rozwiązanie Kasprzaka sprawdziło się zarówno, gdy do roztworu dodano sód i potas, które miały przeszkadzać w działaniu absorbentu, jak i podczas oczyszczania ścieków powstających w trakcie prac nad prekursorem leku przeciwnowotworowego i ścieków z badań chemicznych. Co więcej, absorbent można łatwo regenerować za pomocą niewielkiej ilości wody, zatem i wielokrotnie używać. « powrót do artykułu -
Pierwsze od 70 lat narodziny geparda w Indiach
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Po raz pierwszy od 70 lat w Indiach przyszły na świat młode gepardy. Narodziny młodych, z rodziców sprowadzonych z Afryki, to dobra wiadomość, gdyż gepardy na całym świecie są narażone na wyginięcie. Nie zmienia to jednak sytuacji skrajnie zagrożonego podgatunku – geparda azjatyckiego – który może zniknąć z powierzchni Ziemi w ciągu kilku najbliższych lat. W 1952 roku oficjalnie uznano, że gepardy w Indiach wyginęły. Zwierzęta zostały wytępione w wyniku polowań, utraty habitatów oraz zanikania gatunków stanowiących ich pożywienie. Indie od dekad próbują reintrodukować wielkie koty. W ubiegłym roku przywieziono tam 8 gepardów z Namibii, a w lutym bieżącego roku trafiło tam dodatkowo 12 zwierząt z Afryki Południowej. Strażnicy przyrody w Kuno National Park poinformowali właśnie o zauważeniu czterech młodych, które urodziła jedna z samic przywiezionych we wrześniu. Młode przyszły na świat prawdopodobnie około 5 dni temu. Wszystko wskazuje na to, że i one, i ich matka, są w dobrym stanie. Informacja o narodzinach jest o tyle pocieszająca, że przed dwoma dniami z powodu choroby nerek zmarł w Kuno National Park jeden z namibijskich gepardów. Obecnie na świecie żyje zaledwie około 7000 gepardów. Większość z nich zamieszkuje południe Afryki. Populacje w RPA, Botswanie, Namibii, Zambii i Mozambiku liczą w sumie około 4000 zwierząt. W Iranie przetrwała zaś ostatnia populacja geparda azjatyckiego. Z podgatunku, który jeszcze na początku XX wieku spotykany był od Izraela po Bangladesz i od Jemenu po Kazachstan, pozostało obecnie nie więcej niż 50 osobników żyjących w centralnym Iranie. Ich liczba gwałtownie spada. « powrót do artykułu -
Ruszyła pierwsza w Polsce miejska farma akwaponiczna
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
We Wrocławiu otwarta została pierwsza w Polsce miejska farma akwaponiczna. Powstała ona w ramach polsko-norweskiego PROJEKTU USAGE. Rolą farmy akwaponicznej w centrum miasta jest zapewnienie świeżej żywności przeznaczonej dla lokalnych mieszkańców. Hodowla i uprawa w pobliżu odbiorcy to również skrócony łańcuch dostaw i ograniczony ślad węglowy, a wszystko to w trosce o środowisko i nasze bezpieczeństwo – podkreślono na stronie Miejskiej AquaFarmy. Pierwsze kontenery postawiono w październiku zeszłego roku. Miesiąc później zamontowano system akwaponiczny. W styczniu 2023 r. Water Science Technology Institute we Wrocławiu zaczął prace nad dobieraniem organizmów wodnych zamieszkujących zbiorniki. W AquaFarmie uprawę roślin (ich zestaw ma być podyktowany zapotrzebowaniem) łączy się z hodowlą. Sprawdzane są warunki dla ryb, a także dla raków oraz innych skorupiaków. Farma połączona jest z systemem zbierania i oczyszczania wód opadowych, a całość tworzy system zamknięty. W ten sposób uprawa może trwać przez cały rok, bez względu na warunki atmosferyczne, oszczędność wody, w porównaniu do tradycyjnego rolnictwa, wynosi nawet 90%. Ponadto uprawy tego typu wymagają też mniej miejsca niż konwencjonalne rolnictwo. Dodatkową zaletą jest redukcja ilości powstających odpadów. System akwaponiczny farmy zamknięty jest w przystosowanych do produkcji żywności kontenerach i został wyposażony w trzy zbiorniki do hodowli zwierząt. Ryby i skorupiaki hodowane są w systemie zamkniętym. Ich odchody przy pewnym stężeniu stają się toksyczne dla zwierząt, ale są cennym składnikiem pokarmowym dla roślin. Dlatego woda z odchodami pompowana jest do jednostki wyposażonej w filtry. Tam bakterie z rodzajów Nitrosomonas i Nitrobacter przekształcają amoniak w azotyny i azotany. Te są lepiej przyswajane przez rośliny. Po odfiltrowaniu woda z substancjami pokarmowymi trafia do roślin. Tam stosowane są dwie metody hydroponiczne. W jednej z nich (NFT) korzenie roślin są obmywane stale płynącą wodą, a w metodzie DWC korzenie zanurzone są w intensywnie napowietrzanej i wymienianej wodzie. Z hodowli hydroponicznej woda, już oczyszczone z substancji toksycznych dla zwierząt, wraca do miejsca hodowli zwierząt. W ten sposób obieg zostaje zamknięty. Trzeba go jednak uzupełniać, gdyż część wody ubywa w wyniku transpiracji, parowania i wchłaniania przez rośliny. Do uzupełniania częściowo wykorzystywana jest oczyszczona woda opadowa. Cała produkcja żywności odbywa się w kontrolowanych, zamkniętych warunkach co znacznie ogranicza możliwość występowania chorób i szkodników. Dzięki temu można zrezygnować z chemicznych środków ochrony roślin oraz antybiotyków. Już w tej chwili twórcy farmy mówią o uprawie trybuli, mizuny, rukwi wodnej, trawy pszenicznej oraz buraka liściowego i hodowli raka czerwonoszczypcowego. AquaFarma ma być zarówno laboratorium służącym rozwojowi przyszłych systemów produkcji żywności oraz miejscem spotkań oraz wymiany wiedzy. « powrót do artykułu-
- farma akwaponiczna
- Wrocław
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niemiecko-egipski zespół odsłonił kolejny fragment kolorowego odrestaurowanego sufitu w świątyni w Esna. Tym razem odnowiono reprezentację niebios, w skład której wchodzi kompletny zestaw znaków zodiaku. Przedstawienia zodiaku są bardzo rzadkie w egipskich świątyniach. Zodiak to część astronomii babilońskiej i nie pojawia się w Egipcie przed okresem ptolemejskim, wyjaśnia profesor Christian Leitz z Uniwersytetu w Tybindze. Naukowcy uważają, że to Grecy wprowadzili zodiak do Egiptu i z czasem się on rozpowszechnił. Znakami zodiaku dekorowano prywatne grobowce i sarkofagi, odgrywały one ważną rolę w tekstach astrologicznych, na przykład w horoskopach. Jednak bardzo rzadko zdobiono nimi świątynie. Poza Esną znamy zaledwie dwie świątynie obie w Denderze, w których przedstawiono pełen zestaw tych znaków. Świątynia w Esna jest dedykowana Chnumowi, jego żonom Menhit i Nebtuu oraz synowi imieniem Heka i bogini Neit. Chnum czczony był już w Starym Państwie jako lokalne bóstwo Elefantyny. Z czasem jego kult rozpowszechnił się na cały Górny Egipt i Nubię. Budowę świątyni rozpoczęto za czasów Totmesa III (1458–1425 p.n.e), kontynuowano ją za Ptolemeuszów (304–30 p.n.e), a ukończono w czasach rzymskich. Przez ostatnie 2000 lat ściany świątyni stopniowo pokrywały się pyłem, sadzą i wytrącała się na nich sól. Do dzisiaj ze świątyni przetrwał jedynie westybul, rodzaj reprezentacyjnego przedpokoju. Wybudowano go za cesarza Klaudiusza (41–54), a struktura prawdopodobnie przyćmiła samą świątynię. Westybul zachował się w całości. Ma 37 metrów długości, 20 metrów szerokości i 15 metrów wysokości. Zapewne dzięki temu, że znajdował się w samym centrum miasta nie został wykorzystany w roli kamieniołomu jak wiele innych starożytnych budowli. Należy do 6 wspaniale zachowanych egipskich świątyń okresu grecko-rzymskiego. « powrót do artykułu
-
Dzięki postępom medycyny zarażenie HIV nie oznacza wyroku śmierci. Jednak osoby zarażone HIV muszą przyjmować leki przez całe życie. Wirus bowiem ciągle znajduje się w ich organizmach i bez leków zaczyna gwałtownie się namnażać, powodując AIDS. Naukowcy z John Hopkins Medicine poinformowali właśnie, że ukrytym rezerwuarem HIV w ludzkim organizmie, przez który nie można pozbyć się infekcji, mogą być monocyty. Z Nature Microbiology dowiadujemy się, że w monocytach z próbek krwi pacjentów zarażonych HIV i poddawanych długoterminowej standardowej terapii antyretrowirusowej, znaleziono stabilne DNA wirusa zdolne do zarażania sąsiednich komórek. Być może odkrycie to doprowadzi do opracowania leków, które pozwolą na oczyszczenie organizmów zarażonych z wirusa. Obecnie na świecie żyje ponad 34 miliony osób z HIV. Obecnie stosowane leki pozwalają na obniżenie poziomu HIV w organizmie do niemal niewykrywalnych ilości, ale nie usuwają go całkowicie. Nie wiemy, jak ważne dla całkowitego usunięcia HIV są te monocyty i makrofagi, ale uzyskane przez nas wyniki wskazują, że powinniśmy kontynuować badania w tym kierunku, by lepiej zrozumieć ich rolę w chorobie, mówi profesor Janice Clements. Od dawna wiedziano, że wirus ukrywa swój genom najczęściej w limfocytach Th. Żeby pozbyć się HIV musimy znaleźć biomarkery komórek, w których znajduje się genom wirusa i pozbyć się tych komórek, wyjaśnia profesor Rebecca Veenhuis. Opisywane badania prowadzono na próbkach krwi uzyskanych w latach 2018–2022 od 10 mężczyzn, którzy po zarażeniu HIV rozpoczęli standardową terapię antyretrowirusową. Naukowcy hodowali w laboratorium komórki pozyskane z krwi mężczyzn. Monocyty bardzo szybko, w ciągu około 3 dni, zmieniają się w makrofagi. W makrofagach wszystkich badanych znaleziono DNA HIV, ale jego poziom był 10-krotnie niższy niż w limfocytach Th, dobrze znanych rezerwuarach wirusa. Następnie uczeni chcieli sprawdzić, czy genom wirusa był obecny też w monocytach przed ich różnicowaniem się w makrofagi. W tym celu przebadali krew 30 osób. Było wśród nich 8 mężczyzn z pierwszej grupy oraz 22 kobiety. DNA HIV zostało znalezione i w limfocytach Th i w monocytach wszystkich uczestników badań. Krew trojga ze wspomnianych osób była badana wielokrotnie w ciągu czterech lat i za każdym razem w ich makrofagach znajdowano materiał genetyczny wirusa zdolny do zarażenia limfocytów Th. Wyniki te wskazują, że monocyty mogą być stabilnym rezerwuarem HIV, dodaje Clements. « powrót do artykułu
-
Zaszycie alkoholowe zdecydowanie nie jest metodą nową czy innowacyjną. Rozwiązanie to jest znane medycynie od niemal 70 lat. Nie oznacza to jednak, że zaszycie alkoholowe jest zabiegiem, który odszedł do lamusa. Pomimo kontrowersji, wciąż wspomaga leczenie choroby alkoholowej. W dzisiejszym artykule przyglądamy się bliżej wszywce alkoholowej ‒ jej działaniu i skuteczności. Podpowiadamy również, gdzie bezpiecznie wykonać zabieg zaszycia alkoholowego w Warszawie. Na czym dokładnie polega zaszycie alkoholowe? Zaszycie alkoholowe to jedna z najstarszych metod leczenia alkoholizmu. Polega ona na implantacji jałowych tabletek zawierających disulfiram pod skórę pacjenta. W wyniku uwalniania się substancji czynnej do krwiobiegu lek hamuje działanie dehydrogenazy aldehydowej ‒ enzymu pełniącego kluczową rolę w metabolizmie alkoholu. Sięgnięcie po alkohol przez osobę po zabiegu zaszycia alkoholowego powoduje gwałtowny wzrost stężenia toksycznego aldehydu octowego w ustroju i wystąpienie objawów zatrucia. Obserwuje się wtedy takie dolegliwości jak: zaczerwienienie twarzy; uderzenia gorąca; nadmierną potliwość; nudności i wymioty; bóle i zawroty głowy; spadek ciśnienia tętniczego; wzrost tętna; uczucie kołatania serca; uczucie lęku i niepokoju. Uzależnione osoby dość często sięgają po wszywkę alkoholową również ze względu na długi czas jej działania. Zaszyte pod skórą tabletki mogą utrzymywać swoją aktywność nawet przez 12 miesięcy, ułatwiając choremu utrzymanie długotrwałej trzeźwości. Co warto wiedzieć o skuteczności zaszycia alkoholowego? Nie można też traktować zaszycia alkoholowego jako cudownego lekarstwa, które skutecznie wyleczy chorobę alkoholową. Specjaliści podkreślają, że metoda ta, zastosowana samodzielnie, nie sprawdza się w terapii nałogu. Wszywka alkoholowa wykształca bowiem u chorego lęk przed negatywnymi konsekwencjami sięgnięcia po używkę, jednak nie leczy przyczyn uzależnienia. Nierzadko bywa, że alkoholicy wracają do swojego nałogu, na krótko po ustaniu aktywności wszywki. Zaszycie alkoholowe polecane jest jednak jako jedna z metod wspomagających leczenie alkoholizmu. Najlepsze rezultaty obserwuje się, gdy wszywka alkoholowa jest zastosowana równocześnie z psychoterapią uzależnień. Ułatwia ona choremu pierwsze miesiące terapii, gdy głód alkoholowy jest jeszcze bardzo silny. Zaszycie alkoholowe jest rozwiązaniem dedykowanym osobom zmotywowanym do walki z nałogiem, które podjęły samodzielną decyzję o przejściu na abstynencję. Zabieg zaszycia alkoholowego w Warszawie? Wybierz mądrze! Zaszycie alkoholowe to drobny zabieg chirurgiczny, który powinien być przeprowadzany jedynie przez lekarza. Od wiedzy i doświadczenia specjalisty zależy bowiem bezpieczeństwo i skuteczność całego zabiegu. Implantacja wszywki alkoholowej jest zabiegiem obarczonym niewielkim ryzykiem powikłań, o ile pacjent jest odpowiednio do niego zakwalifikowany. Chcesz wykonać zabieg zaszycia alkoholowego w Warszawie? My możemy polecić Ci KacDoktora! Firma ta może kojarzyć się jedynie z usługami leczenia kaca, jednak pracujący w niej specjaliści mają doświadczenie również we wszywaniu Esperalu czy prewencji alkoholowego zespołu abstynencyjnego. Aby skorzystać z usług KacDoktora wystarczy skontaktować się telefonicznie w celu umówienia dogodnego terminu wizyty. Zabieg zaszycia alkoholowego wykonywany jest w nowoczesnym gabinecie w centrum Warszawy. Dzięki zastosowaniu znieczulenia miejscowego jest on komfortowy i całkowicie bezbolesny. Z kolei wykorzystanie rozpuszczalnych szwów chirurgicznych sprawia, że pacjent nie musi stawiać się na wizytę kontrolną. Potrzebujesz wsparcia w utrzymaniu abstynencji? Wszywka alkoholowa może być właściwym rozwiązaniem Twojego problemu! « powrót do artykułu
-
Czy wiecie na podstawie jakiej powieści powstała najdłużej wystawiana sztuka na świecie? A które miasto szczyci się największą liczbą miejsc na widowniach teatralnych przypadających na mieszkańca? Poznajcie ciekawostki, które mogą zaskoczyć niejednego miłośnika teatru. Bilety na wszystkie spektakle znajdziecie na portalu kicket.com (dawne ewejsciowki.pl). 1. Najstarszy teatr w Polsce Początki najstarszego teatru w Polsce sięgają czasów oświecenia, a jego miano przypada warszawskiemu Teatrowi Narodowemu. Został on założony w 1765 roku przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w ramach reformy życia kulturalnego upadającej Rzeczypospolitej. Co więcej, z historią gmachu przy pl. Teatralnym 3 nieodłącznie związane jest również nazwisko Wojciecha Bogusławskiego, określanego “ojcem teatru polskiego”. W repertuarze Teatru Narodowego znajdziecie inscenizacje światowych klasyków, takie jak “Zemsta nietoperza”, “Zamek” czy “Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie”, a także adaptacje dzieł współczesnych twórców, takie jak “Księgi Jakubowe”, czy “Dekalog”. 2. Najdłuższej wystawiana sztuka na świecie 25 listopada 1952 roku w teatrze St Martin’s Theatre na londyńskim West Endzie miała miejsce premiera spektaklu “Pułapka na myszy” stworzonego na podstawie słynnego kryminału Agathy Christie. Przedstawienie można zobaczyć tam także dzisiaj, i mimo iż zostało wystawione już ponad 28 tysięcy razy, wciąż trudno dostać na nie bilety. Popularność spektaklu wynika nie tylko z wyjątkowego połączenia elementów kryminału i komedii, ale przede wszystkim ze skrupulatnie zaplanowanej intrygi - motywu charakterystycznego dla twórczości królowej kryminału. W Polsce spektakl w reżyserii Olgi Lipińskiej można było zobaczyć jeszcze parę lat temu na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. 3. Najwięcej miejsc na widowni Miastem, które może poszczycić się największą liczbą miejsc na widowniach teatralnych w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest Nowy Jork, co dla wielbicieli musicali nie będzie żadnym zaskoczeniem. Wszystko za sprawą Broadwayu, w którego skład wchodzi 41 teatrów, liczących łącznie prawie 50 tysięcy miejsc! Po wyjątkowe wrażenia musicalowe nie trzeba jednak lecieć aż za ocean. Wielbicieli spektakli muzycznych mogą zainteresować propozycje repertuarowe Teatru Komedia i Sceny Relax w Warszawie, a także Teatru Muzycznego w Toruniu oraz Lublinie. « powrót do artykułu
-
To człowiek spowodował silne trzęsienie ziemi w Kanadzie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Przed czterema miesiącami w odległym regionie Peace River kanadyjskiego stanu Alberta doszło do trzęsienia ziemi o sile 5,6 stopnia. To jedno z najsilniejszych trzęsień w historii zarejestrowanych w Albercie. Miejscowe urzędy uznały je za wydarzenie naturalne. Jednak nowa analiza przeprowadzona przez geofizyków z Uniwersytetu Stanforda wskazuje, że trzęsienie zostało wywołane działalnością wydobywczą w tym regionie. Nie po raz pierwszy wydobycie ropy naftowej jest wiązane z pojawieniem się wzmożonej aktywności sejsmicznej. Już przed laty w Oklahomie zanotowano gigantyczny wzrost trzęsień ziemi i powiązano go z wydobyciem ropy naftowej z łupków. Tutaj mamy jednak do czynienia z wyjątkowo silnym trzęsieniem i powiązanym z wydobyciem nie z łupków, a z piasków bitumicznych. Gdyby tak silny wstrząs nastąpił w terenach gęsto zaludnionych, jego konsekwencje mogłyby być tragiczne. Wyniki badań naukowców ze Stanforda mogą mieć daleko idące konsekwencje. Trzęsienie było bowiem spowodowane wstrzykiwaniem wody w skały. Im więcej dowiemy się o konsekwencjach tego typu działań, tym lepiej będziemy przygotowani do prowadzenia nie tylko wydobycia surowców, ale również np. do składowania dwutlenku węgla pod powierzchnią ziemi, co jest jedną z proponowanych metod zapobiegania zmianom klimatu. Trzęsienie ziemi w Peace River przyciągnęło naszą uwagę, gdyż miało miejsce w nietypowym regionie. Wiele zdobytych przez nas dowodów wskazuje, że było ono spowodowane działalnością człowieka, mówi współautor badań, profesor William Ellsworth. Działalność wydobywcza w regionie Peace River rozpoczęła się w latach 80. Wydobywa się tam bitumen. By zwiększyć jego mobilność, pod ziemie wstrzykuje się olbrzymie ilości gorącej wody lub rozpuszczalników. W procesie tym powstają olbrzymie ilości zanieczyszczonej wody, a najbardziej ekonomicznym sposobem na jej pozbycie się jest jej ponownie wprowadzenie pod ziemię. W ten sposób w skałach składowanych jest już 100 milionów metrów sześciennych ścieków. Naukowcy w swoich badaniach porównali m.in. informacje o działalności wydobywczej i składowaniu wody w skałach z deformacjami gruntu rejestrowanymi przez satelity i naziemne stacje sejsmiczne. W ten sposób powiązali z działalnością wydobywczą również mniejsze wstrząsy, które przez ponad dekadę poprzedzały duże trzęsienie z listopada ubiegłego roku. Kluczowym dowodem było zarejestrowane przez satelity uniesienie się gruntu o 3,4 centymetra podczas trzęsienia. Doszło do niego wzdłuż nieudokumentowanego wcześniej uskoku. Bliższe badania wykazały, że wstrzykiwana woda zwiększyła ciśnienie na uskok, osłabiła go i spowodowała, ze stał się on bardziej podatny na ruchy tektoniczne. Naukowcy mówią, że trzęsienie ziemi w Peace River to sygnał ostrzegawczy. Władze planują bowiem zwiększenie w tym regionie aktywności związanej z produkcją wodoru i składowaniem dwutlenku węgla. Wciąż prowadzona będzie też działalność wydobywcza, z której ścieki trafią pod ziemię. Jedna z proponowanych metod produkcji wodoru na potrzeby czystej energetyki polega na pozyskiwaniu go z gazu ziemnego. Powstający w tym procesie dwutlenek węgla ma być przechwytywany i w stanie nadkrytycznym – czyli przy ciśnieniu i temperaturze większej od ciśnienia i temperatury stanu krytycznego – będzie składowany pod ziemią. Przejście na „błękitny” wodór będzie wymagało wstrzykiwania pod ziemię bezprecedensowych ilości nadkrytycznego dwutlenku węgla, mówią naukowcy. To zaś może zwiększyć aktywność sejsmiczną w regionie. Powinniśmy rozumieć wszelkie aspekty aktywności sejsmicznej powodowanej przez człowieka, od jej podstawowych mechanizmów fizycznych po metody unikania ryzyka, dodaje Ellsworth. « powrót do artykułu-
- Peace River
- trzęsienie ziemi
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od 7 kwietnia w galerii Design Museum w Londynie będzie można oglądać monumentalne dzieło chińskiego artysty i aktywisty Aia Weiweia pt. „Water Lilies #1”. Nawiązuje ono do tryptyku „Lilie wodne” Claude'a Moneta z 1914-26 r. Weiwei wykonał je z ok. 650 tys. klocków Lego w 22 żywych barwach. Piętnastometrowa kompozycja, stanowiąca centralną część wystawy „Ai Weiwei: Making Sense”, zajmie całą długość jednej ze ścian. Jak ujawnia Caroline Davies z Guardiana, „Water Lilies #1” przybyło do muzeum w formie 10 paneli. Weiwei tworzy z klocków Lego już od jakiegoś czasu. W 2014 r. zaprezentował serię „Trace”, złożoną ze 176 portretów więźniów politycznych. „Water Lilies #1” są jednak największym dziełem z tego medium. Jak podkreślono w komunikacie prasowym Design Museum, odtwarzając słynną scenę Moneta, Chińczyk rzucił wyzwanie naszemu rozumieniu piękna i rzeczywistości. Nowy obraz z Lego eliminuje [charakterystyczne] pociągnięcia pędzlem, zastępując je bezosobowym językiem przemysłowych części i barw. Przywodzące na myśl piksele klocki wskazują na cyfrowe technologie, które pełnią centralną rolę we współczesnym życiu [...]. Po prawej stronie wersji Weiweia znajduje się ciemna plama - wejście do ziemianki. To odniesienie do wczesnych doświadczeń artysty. Krótko po narodzinach Aia komunistyczne władze oskarżyły bowiem jego ojca, słynnego poetę, o niewłaściwe poglądy. Rodzina trafiła na zesłanie; najpierw do prowincji Heilongjiang, a później do Sinciang. W Water Lilies #1 integruję malarstwo impresjonistyczne Moneta, wschodnią filozofię zen i doświadczenia moje oraz ojca, wyrażając je za pomocą cyfrowego i pikselowego języka. Dzięki klockom - będącym materiałem trwałym, a zarazem podatnym na dekonstrukcję - można oddać właściwości języka obecnej epoki, w której ludzka świadomość ulega ciągłym podziałom - komentuje artysta. Na wystawie pokazana zostanie nie tylko inna nowa kompozycja z Lego, ale i tworzone na przestrzeni lat obiekty oraz dzieła sztuki prezentujące napięcia czy zderzenia między przeszłością a teraźniejszością, dłonią a maszyną, czymś cennym i bezwartościowym, a także tworzeniem i dekonstrukcją. Wielkoskalowe dzieła Weiweia będzie można zobaczyć poza galerią wystawienniczą. « powrót do artykułu
-
- Ai Weiwei
- klocki Lego
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Fizycy znaleźli nowy sposób na wejrzenie w głąb jądra atomu. Okazuje się, że można tego dokonać śledząc interakcje pomiędzy światłem a gluonami, bezmasowymi cząstkami, które pośredniczą w oddziaływaniach silnych. Nowo opracowana metoda wykorzystuje nowo odkryty rodzaj kwantowej interferencji pomiędzy różnymi cząstkami. Protony i neutrony, z których składa się jądro atomowe, są zbudowane z kwarków. Jednak same kwarki byłyby niestabilne, potrzebują gluonów, nośnika oddziaływań silnych, które na podobieństwo kleju utrzymują je razem. Gluony są zbyt małe, byśmy mogli je dostrzec, ale wchodzą w interakcje z fotonami, w wyniku czego powstają krótko żyjące mezony ρ (rho), które rozpadają się do pionów. Uczeni z Brookhaven National Laboratory użyli akceleratora Relativistic Heavy Ion Collider (RHIC), w którym przyspieszane są jądra atomów złota i uranu. Podróżujące jądra były otoczone chmurą spolaryzowanych fotonów. Minęły się one z olbrzymią prędkością w odległości równej kilku średnicom jądra. Dzięki tak małej odległości chmury fotonów otaczające każde z jąder weszły w interakcje z gluonami drugiego jądra. Śledząc prędkości i kąty cząstek pochodzących z tych interakcji można bardzo precyzyjnie określić polaryzację fotonów, a to z kolei pozwala na stworzenie mapy dystrybucji gluonów zarówno w kierunku polaryzacji oraz prostopadle do niego. Taka technika daje nam możliwość znacznie bardziej precyzyjnych pomiarów rozkładu gluonów. Naukowcy badali w akceleratorze kąty i prędkości pionów o ładunku dodatnim i ujemnym pochodzących ze wspomnianych interakcji. W ten sposób mogli stworzyć szczegółową mapę rozkładu gluonów w jądrach atomów złota i uranu. Technika obserwacji jest podobna do pozytonowej tomografii emisyjnej, ale działa w skali femtometrów (10-15 m). Pozwoli ona lepiej zrozumieć, w jaki sposób gluony biorą udział w tworzeniu jądra atomowego. Wcześniejsze badania pozwalały jedynie określić, jak daleko od centrum jądra znajduje się każdy z gluonów, gdyż brakowało wówczas precyzyjnych informacji o polaryzacji. Skutkiem tego były błędy interpretacyjne, w wyniku których tak badane jądra wydawały się większe niż wykazywały to inne eksperymenty oraz modele teoretyczne. Naukowcy rozwiązali więc zagadkę trapiącą fizyków od 20 lat. Teraz wiemy, że podczas poprzednich, mniej precyzyjnych pomiarów, mylono pęd i energię fotonu z gluonami. Uzyskane przez nas obrazy są tak precyzyjne, że możemy nawet zauważyć, gdzie w dużym jądrze znajdują się protony, a gdzie neutrony, cieszą się autorzy badań. Ponadto wzorce interferencji pomiędzy funkcjami falowymi obserwowanych pionów wykazały, że – mimo iż miały przeciwne ładunki – były one splątane. To pierwsza eksperymentalna obserwacja interferencji między niepodobnymi cząstkami. Niewykluczone, że uda się dzięki temu opracować nowe sposoby uzyskiwania stanów splątanych. « powrót do artykułu
-
- jądro atomowe
- foton
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Osoby z historią chorób umysłowych są biologicznie starsze, niż wskazuje na to ich wiek metrykalny. Naukowcy znaleźli w ich krwi markery wskazujące, na rozbieżność między wiekiem biologicznym a rzeczywistym. To może częściowo wyjaśniać, dlaczego ludzie ze zdiagnozowaną depresją, chorobą dwubiegunową czy innymi schorzeniami żyją krócej i pojawia się u nich więcej chorób związanych z wiekiem. Profesor Cathryn Lewis i doktor Julian Mutz z King's College London przyjrzeli się 168 metabolitom we krwi 110 780 osób, o których dane zgromadzono w UK Biobank. Dane te połączyli z informacjami o stanie zdrowia psychicznego badanych. W ten sposób odkryli, że osoby ze schorzeniami umysłowymi mają profil metabolitów typowy dla osób starszych od siebie. Doktor Mutz, prezentując wyniki badań podczas Europejskiego Kongresu Psychiatrii w Paryżu, powiedział, że z badań wynika, iż np. osoby z chorobą dwubiegunową mają profil metaboliczny typowy dla osób o około 2 lata starszych. Osoby cierpiące na choroby psychiczne przeważnie żyją krócej (mężczyźni o ok. 10 lat, kobiety o ok. 7 lat) i są w gorszym stanie zdrowia od przeciętnego przedstawiciela zdrowej populacji. Długość życia i stan zdrowia jest różny w zależności od rodzaju choroby. Często jednak rozwijają się u nich – pogarszające się z wiekiem – cukrzyca i choroby serca. Nasze badania wskazują, że ciała osób z problemami psychicznymi są starsze niż wskazuje wiek metrykalny. To nie wyjaśnia wszystkich różnic zdrowotnych oraz w spodziewanej długości życia u tych osób i u zdrowej populacji, ale może wskazywać, że przyspieszone starzenie się odgrywa tutaj ważną rolę. Jeśli moglibyśmy użyć tych markerów do śledzenia wieku biologicznego, mogłoby to zmienić sposób monitorowania stanu zdrowia u osób a chorobami umysłowymi oraz sposób oceny naszych działań na rzecz poprawy ich zdrowia psychicznego, powiedział Mutz podczas kończącego się dzisiaj Kongresu. « powrót do artykułu
-
- wiek biologiczny
- wiek metrykalny
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W ostatnich dekadach rośnie liczba alergii na orzechy. Uczulonych na nie jest coraz więcej dzieci, a alergia zwykle rozwija się przed 12 miesiącem życia. Tymczasem eksperci coraz częściej mówią o tym, że wczesne rozpoczęcie podawania dziecku orzechów zmniejsza ryzyko wystąpienia u niego alergii. Profesor Graham Roberts z brytyjskiego National Institute for Health and Care Research oraz University of Southampton i profesor Gideon Lack z King's College London i amerykańskiego National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID) stanęli na czele grupy badawczej, która zidentyfikowała właściwy moment, w którym dzieciom należy rozpocząć podawanie orzechów. Na łamach Journal of Allergy and Clinical Immunology uczeni informują, że w zależności od zdrowia dziecka orzechy można wprowadzać do diety pomiędzy 4. a 6. miesiącem życia. Naukowcy przeanalizowali dane z przeprowadzonych przez profesora Lacka kontrolowanych randomizowanych badań Enquiring About Tolerance (EAT) i Learning Early About Peanut Allergy (LEAP) oraz z badań obserwacyjnych Peanut Allergy Sensitization. W badaniach uwzględniano zarówno dzieci, u których ryzyko wystąpienia alergii na orzechy było niskie, jak i takie, u których było ono wysokie. Do tej drugiej grupy należą m.in. dzieci, u których wystąpiła egzema czy uczulenie na białko jaja. Analizy wykazały, że orzechy najlepiej wprowadzać między 4. a 6. miesiącem życia, a w przypadku dzieci z większym ryzykiem rozwoju alergii lepiej zrobić to w 4. miesiącu. Pożywienie powinno mieć formę gładkiego masła orzechowego lub innych pokarmów przystosowanych do tak małych dzieci, a nie całych orzechów. Należy oczywiście wziąć pod uwagę, czy dziecko jest już gotowe do wprowadzenia pokarmów stałych. Naukowcy zalecają też, by matki karmiły piersią do co najmniej 6. miesiąca i by do swojej diety wprowadzały orzechy, pomiędzy 4. a 6. miesiącem życia dziecka. Dane pokazują, że jeśli dzieci jadłyby orzechy przed 6. miesiącem życia, to liczba alergików zmniejszyłaby się nawet o 77%. Im później orzechy staną się częścią diety dziecka, tym mniejsza redukcja ryzyka rozwoju alergii. Przez wiele dekad rodzice celowo unikali podawania dzieciom orzechów, przez co pojawił się strach przed ich wczesnym wprowadzaniem do dity. Ostatnie dowody naukowe pokazują, że prosta i tania metoda [wprowadzenie orzechów do diety kilkumiesięcznego dziecka – red.] może zmienić stan zdrowia całej populacji i przynieść korzyści przyszłym pokoleniom, mówi profesor Roberts. Już w 2017 roku amerykański Narodowy Instytut Alergii i Chorób Zakaźnych (NIAID) wydał zalecenia, by orzechy podawać już dzieciom w wieku 4–6 miesięcy. Wcześniej podobne zalecenia wydano w Australii. Australijscy naukowcy stwierdzili wówczas, że odrzucają dotychczasowe przekonanie, zgodnie z którym odroczony kontakt z alergenami pokarmowymi w dzieciństwie zmniejsza ilość alergii. Nasze nowe zalecenia mówią, że wszystkie dzieci powinny już w pierwszym roku życia otrzymywać pokarmy alergizujące, takie jak masło orzechowe, ugotowane jajka, produkty mleczne i pszenicę. Dotyczy to też dzieci z wysokim ryzykiem rozwoju alergii. « powrót do artykułu
-
W zeszłym tygodniu w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 2 PUM w Szczecinie pobrano nerkę od żywego dawcy z wykorzystaniem robota da Vinci. To pierwsza taka operacja w szpitalu na Pomorzanach i trzecie pobranie nerki z wykorzystaniem systemu robotycznego w Polsce. Dawczynią była matka, która oddała nerkę swojemu synowi. Pobrania dokonali urolodzy z Kliniki Urologii i Onkologii Urologicznej SPSK-2. Wypreparowanie narządu przeprowadzono ze wsparciem robota, a samo wyjęcie nerki nastąpiło laparoskopowo. Jak wyjaśniono w komunikacie, pobraną nerkę przekazano na drugą salę operacyjną zespołowi chirurgów Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej, gdzie we współpracy z urologiem przeszczepiono ją biorcy. I mama, i syn czują się dobrze. Robot chirurgiczny pozwala na bardzo precyzyjny wgląd w anatomię szczególnie tzw. wnęki nerkowej, co ma znaczący wpływ na bezpieczeństwo dawcy oraz na jakość pobranego narządu. Przy planowaniu operacji wykorzystano precyzyjny wydrukowany model 3D nerki dawcy, co znacząco wpłynęło na bezpieczeństwo zabiegu. Operacja była możliwa dzięki dużemu, wieloletniemu, doświadczeniu zespołu urologicznego w dziedzinie chirurgii robotycznej i laparoskopowej oraz ścisłej współpracy zespołu nefrologiczno-transplantacyjno-urologicznego - podkreśla urolog prof. dr hab. n. med. Marcin Słojewski. W zabiegu wzięli udział urolodzy - prof. Słojewski i dr n. med. Janusz Lisiński, chirurdzy - prof. dr hab. n. med. Marek Ostrowski i dr hab. n. med. Karol Tejchman, anestezjolog lek. Karolina Szliżewska, pielęgniarki operacyjne - lic. piel. Magdalena Bruzgo, lic. piel. Wiktoria Ciach, piel. Wioleta Lewandowska oraz mgr piel. Małgorzata Skubisz, a także pielęgniarki anestezjologiczne - piel. Beata Wiącek i mgr piel. Beata Zygadlik. W przygotowanie zabiegu zaangażowani byli również nefrolog dr hab. n. med. Ewa Kwiatkowska, psycholog mgr Ewa Cichocka, koordynator zespołu transplantacyjnego piel. Wojciech Brzóska i kierownik Ośrodka Medycznych Technologii 3D dr n. med. Paweł Rynio. « powrót do artykułu
-
- robot da Vinci
- nerka
- (i 3 więcej)
-
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside (UC Riverside) dokonali niespodziewanego odkrycia. Silny gaz cieplarniany, metan, nie tylko ogrzewa Ziemię, ale i... ją ochładza. Nowo odkrytego zjawiska nie uwzględniono jeszcze w modelach klimatycznych. Gazy cieplarniane tworzą w atmosferze Ziemi warstwę przypominającą koc, która blokuje promieniowanie długofalowe, przez co utrudnia wypromieniowywanie ciepła przez planetę ogrzewaną przez Słońce. To prowadzi do wzrostu temperatury na powierzchni. Naukowcy z UC Riverside zauważyli niedawno, że znajdujący się w atmosferze metan absorbuje krótkofalowe promieniowanie ze Słońca. To powinno ogrzewać planetę. Jednak – wbrew intuicji – absorpcja promieniowania krótkofalowego prowadzi do takich zmian w chmurach, które mają niewielki efekt chłodzący, mówi profesor Robert Allen. Na podstawie przygotowanego modelu komputerowego naukowcy obliczyli, że dzięki temu efektowi chłodzącemu metan kompensuje ok. 30% swojego wpływu ocieplającego. Z tym zjawiskiem wiąże się też drugi, niespodziewany, mechanizm. Metan zwiększa ilość opadów, ale jeśli weźmiemy pod uwagę jego efekt chłodzący, to ten wzrost opadów powodowany przez metan jest o 60% mniejszy, niż bez efektu chłodzącego. Oba rodzaje energii, długofalowa z Ziemi i krótkofalowa ze Słońca, uciekają z atmosfery w większej ilości niż są do niej dostarczane. Atmosfera potrzebuje więc mechanizmu kompensującego ten niedobór. A kompensuje go ciepłem uzyskiwanym z kondensującej się pary wodny. Ta kondensacja objawia się w opadach. Opady to źródło ciepła, dzięki któremu atmosfera utrzymuje równowagę energetyczną, mówi Ryan Kramer z NASA. Jednak metan zmienia to równanie. Zatrzymuje on w atmosferze energię ze Słońca, przez co atmosfera nie musi pozyskiwać jej z opadów. Ponadto absorbując część energii metan zmniejsza jej ilość, jaka dociera do powierzchni Ziemi. To zaś zmniejsza parowanie. A zmniejszenie parowania prowadzi do zmniejszenia opadów. Odkrycie to ma znaczenie dla lepszego zrozumienia wpływu metanu i być może innych gazów cieplarnianych na klimat. Absorpcja promieniowania krótkofalowego łagodzi ocieplenie i zmniejsza opady, ale ich nie eliminuje, dodaje Allen. W ostatnich latach naukowcy zaczęli bardziej interesować się wpływem metanu na klimat. Emisja tego gazu rośnie, a głównymi jego antropogenicznymi źródłami są rolnictwo, przemysł i wysypiska odpadów. Istnieje obawa, że w miarę roztapiania się wiecznej zmarzliny, uwolnią się z niej olbrzymie ilości metanu. Potrafimy dokładnie mierzyć stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze. Musimy jak najlepiej rozumieć, co te wartości oznaczają. Badania takie jak te prowadzą nas do tego celu, mówi Ryan Kramer. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- globalne ocieplenie
- gaz cieplarniany
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niewidomi lepiej wyczuwają bicie własnego serca niż widzący
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Naukowcy z Instytutu Psychologii UJ oraz Karolinska Institutet zauważyli, że osoby niewidome lepiej od widzących wyczuwają bicie własnego serca. To odkrycie sugeruje, że po utracie wzroku mózg lepiej wyczuwa sygnały dobiegające z wnętrza organizmu. Autorzy badań opublikowali na łamach Journal of Experimental Psychology: General artykuł, w którym opisali wyniki eksperymentu z udziałem 36 widzących oraz 36 niewidomych ochotników. Obie grupy zostały odpowiednio dobrane pod względem wieku i płci. Zadaniem badanych było skupienie się na biciu własnego serca i liczenie liczby uderzeń. Nie mogli sprawdzać pulsu ręcznie. Liczenie w ten sposób odbywało się kilkukrotnie, przez krótkie okresy, których długości badani nie znali. Naukowcy prosili ich następnie o podanie liczy uderzeń, a odpowiedzi porównywano z rzeczywistą zarejestrowaną ich liczbą. Ponadto uczestnicy oceniali, na skali 0–10, jak dobrze wykonali zadanie. Okazało się, że osoby niewidome uzyskały lepsze wyniki. Nasze wyniki są istotnym krokiem w badaniach nad plastycznością mózgu i pokazują, że u osób niewidomych wyostrza się nie tylko słuch i dotyk, jak wiemy z poprzednich badań, ale także dostęp do sygnałów z wnętrza ciała. To z kolei pozwala nam lepiej zrozumieć, w jaki sposób osoby niewidome postrzegają swoje emocje przy braku informacji wzrokowej, mówi profesor Marcin Szwed. Eksperyment to część większego projektu, w ramach których Karolinska Institutet zajmuje się problemami percepcji ciała, a Instytut Psychologii UJ – plastycznością mózgu. Obie instytucje postanowiły wkroczyć na niemal nieznany temat badawczy i sprawdzić, w jaki sposób osoby niewidome postrzegają własne ciała. Naukowcy chcą przygotować pierwszy szczegółowy opis różnić i podobieństw w postrzeganiu własnego ciała przez osoby widzące i niewidome. Ich praca już spotkała się z zainteresowaniem. Napłynęły właśnie bardzo entuzjastyczne recenzje artykułu o społecznym i emocjonalnym odbiorze dotyku u niewidomych. Profesor Szwed i mgr Dominika Radziun zapowiadają, że wkrótce ukaże się kolejna publikacja zespołu. « powrót do artykułu -
Na zakończonej przed dwoma dniami Recontres de Moriond, organizowanej od 1966 roku dorocznej konferencji, podczas której omawiane są najnowsze osiągnięcia fizyki, naukowcy CERN-u poinformowali o zaobserwowaniu jednoczesnego powstania czterech kwarków wysokich (kwarków t). To rzadkie wydarzenie zarejestrowały zespoły pracujący przy eksperymentach ATLAS i CMS, a może ono pozwolić na badanie zjawisk fizycznych wykraczających poza Model Standardowy. Co niezwykle ważne, obserwacje dokonane zarówno przez ATLAS jak i CMS przekraczają statystyczny poziom ufności 5σ, przy którym można mówić o dokonaniu odkrycia. W przypadku ATLAS poziom ten wyniósł 6.1σ, a w przypadku CMS – 5.5σ. Kwark wysoki to najbardziej masywna cząstka Modelu Standardowego, a to oznacza, że jest najsilniej powiązana z bozonem Higgsa. Dzięki temu kwarki t to najlepsze cząstki mogące posłużyć do badania fizyki poza Modelem Standardowym. Najczęściej kwarki t obserwowane są w parach z odpowiadającym im antykwarkiem. Czasem powstają samodzielnie. Według Modelu Standardowego istnieje możliwość jednoczesnego powstania czterech kwarków wysokich czyli dwóch par składających się z kwarka i antykwarka. Jednak prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest 70 tysięcy razy mniejsze niż prawdopodobieństwo powstania pary kwark-antykwark. Zatem uchwycenie czterech kwarków t jest niezwykle trudne. ATLAS już w roku 2020 i 2021 zarejestrował pewne sygnały sugerujące, że doszło do jednoczesnego powstania czterech kwarków t, a CMS wykrył taki sygnał w 2022 roku, jednak dotychczas poza pewnym wskazówkami, nigdy nie zdobyto pewności. Nie zarejestrowano takiego wydarzenia. Nie dość, że to rzadkie wydarzenie, jest ono trudne do zarejestrowania. Fizycy, rozglądając się za konkretnymi cząstkami, szukają ich sygnatur, czyli produktów rozpadu. Kwark t rozpada się na bozon W i kwark niski (kwark b), a bozon W rozpada się następnie albo na naładowany lepton i neutrino, albo na parę kwark-antykwark. A to oznacza, że sygnatura wydarzenia, w ramach którego jednocześnie powstały cztery kwarki t może zawierać od 0 do 4 naładowanych leptonów i do 12 dżetów powstających w wyniku hadronizacji kwarków. Znalezienie takiej sygnatury jest więc trudne. Na potrzeby badań naukowcy z ATLAS i CMS wykorzystali nowatorskie techniki maszynowego uczenia, dzięki którym algorytm wyłowił z olbrzymiej ilości danych te informacje, które mogły być sygnaturami powstania czterech kwarków t. Skoro się to udało, naukowcy mają nadzieję, że podczas obecnie trwającej kampanii badawczej – Run 3 – zarejestrowanych zostanie więcej tego typu zdarzeń. Run 3 potrwa, z przerwami, do końca 2025 roku. W grudniu 2025 Wielki Zderzacz Hadronów zostanie zamknięty, a przerwa potrwa aż do lutego 2029. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- kwark t
- kwark wysoki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Poznaj technologię Blockchain i jej wpływ na rynek kryptowalut
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Technologia blockchain stała się w ostatnich latach modnym hasłem, a wiele osób słyszało o niej w związku z powstaniem kryptowalut takich jak bitcoin. Ale czym jest technologia blockchain i jak działa? Jeśli chcesz zgłębić ten temat ze szczegółami mnóstwo materiałów edukacyjnych i poradnikowych znajdziesz na stronie giełdy kryptowalut Kanga Exchange. W tym artykule natomiast zbadamy podstawy technologii blockchain i jej wpływ na rynek kryptowalut. Co to jest blockchain? Technologia blockchain to zdecentralizowany system ksiąg rachunkowych, który umożliwia bezpieczne i przejrzyste transakcje bez konieczności korzystania z pośredników. Po raz pierwszy została wprowadzona w 2008 roku jako technologia bazowa bitcoina, pierwszej na świecie kryptowaluty. Od tego czasu popularność kryptowalut rośnie, wraz z pojawieniem się nowych walut cyfrowych i coraz częstszym przyjmowaniem technologii blockchain w różnych branżach. Jak działa technologia Blockchain? Technologia blockchain działa poprzez stworzenie zdecentralizowanej sieci komputerów, które przechowują i weryfikują transakcje. Każda transakcja jest dodawana do bloku, który jest zabezpieczony kryptograficznie i połączony z poprzednim blokiem, tworząc łańcuch bloków lub "blockchain". Zdecentralizowany charakter sieci zapewnia, że żaden pojedynczy podmiot nie ma kontroli nad systemem, dzięki czemu jest on bardziej bezpieczny i odporny na manipulacje. Algorytmy konsensusu, takie jak Proof of Work i Proof of Stake, są używane do zapewnienia, że wszystkie węzły w sieci zgadzają się na stan blockchaina. Związek między technologią Blockchain a kryptowalutami Technologia Blockchain odgrywa krytyczną rolę w tworzeniu i funkcjonowaniu kryptowalut. Umożliwia bezpieczne i przejrzyste transakcje poprzez zapewnienie, że wszystkie transakcje są weryfikowane i rejestrowane w sieci blockchain. Zastosowanie technologii blockchain eliminuje również potrzebę pośredników, dzięki czemu transakcje są szybsze i bardziej opłacalne. Blockchain ma potencjał zrewolucjonizowania branży finansowej poprzez umożliwienie tworzenia zdecentralizowanych systemów finansowych, które są bardziej bezpieczne, przejrzyste i dostępne dla wszystkich. Wpływ technologii Blockchain na rynek kryptowalut Technologia Blockchain wywarła znaczący wpływ na rynek kryptowalut. Zapewniając zdecentralizowany i bezpieczny system transakcji, blockchain pomógł stworzyć zaufanie i legitymację na rynku. Zwiększył również szybkość i zmniejszył koszty transakcji, dzięki czemu handel kryptowalutami stał się bardziej dostępny dla szerszej publiczności. Dodatkowo blockchain ma potencjał, aby zmniejszyć oszustwa i zwiększyć wydajność na rynku kryptowalut poprzez zapewnienie przejrzystego i niezmiennego zapisu wszystkich transakcji. Rewolucja rynków finansowych Podsumowując, technologia blockchain jest podstawą kryptowalut, umożliwiając bezpieczne i przejrzyste transakcje. Ma potencjał zrewolucjonizowania branży finansowej poprzez stworzenie zdecentralizowanych i wydajnych systemów. Wpływ blockchain na rynek kryptowalut jest znaczący, dając zwiększone zaufanie, szybkość i opłacalność transakcji. W Kanga Exchange wierzymy, że przyszłość technologii blockchain kryje w sobie wiele możliwości dalszego rozwoju i innowacji, co niewątpliwie ukształtuje rynek, nie tylko kryptowalut w nadchodzących latach. « powrót do artykułu -
Czy badanie HbA1c zastąpi test OGTT w diagnozowaniu cukrzycy?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Cukrzycą określa się grupę chorób metabolicznych charakteryzującą się przewlekłą hiperglikemią czyli podwyższonym poziomem glukozy we krwi. Istotną rolę w regulacji gospodarki węglowodanowej we krwi odgrywa insulina - hormon który wydzielany jest przez trzustkę. Insulina odpowiada za regulację transportu glukozy do komórek zmniejszając jej poziom we krwi obwodowej. Obecnie wyróżniamy dwa główne typy cukrzycy: Cukrzycę typu 1, w której dochodzi do zniszczenia komórek beta trzustki co prowadzi z reguły do bezwzględnego braku insuliny. Cukrzycę typu 2, nabytą, która spowodowana jest najczęściej opornością tkanek na insulinę. Cukrzyca charakteryzuje się objawami klinicznymi tj.: zwiększenie częstości oddawania moczu, wzmożone pragnienie, osłabienie, nieuzasadnione zmniejszenie masy ciała. U większości osób objawy te występują późno zatem konieczne jest wykonywanie badań przesiewowych. Współczesna medycyna posiada szeroki wachlarz badań dzięki, którym możemy diagnozować cukrzycę, stany przedcukrzycowe, insulinooporność oraz funkcje wydzielnicze trzustki. Wśród tych badań można wyróżnić: badanie glukozy na czczo, badanie glikemii przygodnej, badanie glukozy w moczu, doustny test obciążenia glukozą (OGTT), badanie peptydu-c, badanie odsetka hemoglobiny glikowanej (HbA1c), monitorowanie poziomu glukozy za pomocą glukometru oraz CGM. Według stanowiska Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego z 2019 roku, podstawą do rozpoznania cukrzycy jest występowanie 1 z 3 kryteriów: – objawy hiperglikemii i glikemia przygodna ≥ 200 mg/dl, – dwukrotna glikemia na czczo ≥ 126 mg/dl, – glikemia 2h po posiłku ≥ 200 mg/dl. W roku 2021 Polskie Towarzystwo Diabetologiczne zdecydowało się umieścić w Zaleceniach dotyczących postępowania u chorych na cukrzycę badanie odsetka hemoglobiny glikowanej (HbA1c) w kryteriach rozpoznania cukrzycy. Do tej pory badanie to było stosowane do określania wyrównania cukrzycy u pacjentów na przełomie ostatnich trzech miesięcy. Aktualne zalecenia podają, iż lekarz może rozpoznać cukrzycę u pacjenta z wynikiem HbA1c powyżej 6,5%. Nasuwa się pytanie, czy badane odsetka hemoglobiny glikowanej może zastąpić doustny test obciążenia glukozą (OGTT) w rozpoznawaniu zaburzeń gospodarki węglowodanowej? Doustny test tolerancji glukozy (OGTT) został stworzony, aby określać tolerancję węglowodanów w organizmie. Badanie polega na pobraniu krwi żylnej na czczo oraz po 1 i 2 godzinach od wypicia 75g roztworu glukozy (*może się różnić w zależności od zaleceń lekarza). Podczas tego testu można równocześnie oznaczyć poziom glukozy i insuliny. Dzięki temu jest stosowany do określania tolerancji węglowodanów, zdolności komórek beta trzustki do wydzielania insuliny oraz wrażliwości tkanek na insulinę. Badane odsetka hemoglobiny glikowanej HbA1c jest stabilnym wskaźnikiem ekspozycji na glikemię przez okres ostatnich 3 miesięcy. Używano go do tej pory do monitorowania terapii u pacjentów z zdiagnozowaną cukrzycą. Za prawidłowo wyrównaną glikemię uznaje się poziom HbA1c < 7% Powszechnie wiadomo, że na wynik doustnego testu tolerancji glukozy (OGTT) wpływ ma wiele czynników. Jednym z najważniejszych jest przygotowanie pacjenta do badania.Pacjent musi być bezwzględnie na czczo (12h przerwy od ostatniego posiłku). Badania nie można wykonywać w czasie choroby, ciężkich treningów, ani w czasie stosowania nagłych restrykcji pokarmowych. Czas trwania badania to około 2 godziny i może się on wydłużyć w zależności od zaleceń lekarza. W tym czasie nie można nic jeść ani pić, nie można także wykonywać nadmiernej aktywności fizycznej. Zaleca się pozostanie w przychodni bądź laboratorium przez cały czas trwania badania.Obowiązkiem personelu jest zwrócić szczególną uwagę na przeprowadzenie z pacjentem dokładnego wywiadu oraz staranne przygotowanie do pobrania krwi gdyż częste powtarzanie tego badania nie pozostaje bez wpływu na organizm. Natomiast badanie HbA1c jest mniej wrażliwe na błędy fazy przedanalitycznej i analitycznej. Badanie to można wykonać o każdej porze dnia bez konieczności bycia na czczo. Parametr oznaczany jest z jednego pobrania, a badanie można również wykonać z materiału krew EDTA pobranego do badania morfologii krwi. Analizując tylko fazę przed analityczną i analityczną badań można stwierdzić, że test HbA1c jest rokującym kandydatem do skriningu pacjentów w celu rozpoznania cukrzycy. Czy zatem występuje istotna korelacja pomiędzy wynikami tych badań u diagnozowanych pacjentów? Esther Y T Yu i wsp. na Uniwersytecie w Hong Kongu przeprowadzili badania wśród 1128 osób, z których 229 miało zdiagnozowaną cukrzycą na podstawie testu OGTT. Czułość i swoistość testu HbA1c ≥ 6.5% wynosiły odpowiednio 33,2% i 93,5% u osób z wcześniej zdiagnozowaną cukrzycą na podstawie testu OGTT. Kiedy progiem odcięcia różnicowania chorych na cukrzycę było HbA1c ≥ 6,3% czułość i swoistość wynosiła odpowiednio 56,3% i 85,5%. Dla progu HbA1c ≥ 5,6% ma najwyższą czułość i swoistość wynoszącą odpowiednio 96,1% oraz 94.5% X. L. Dong i wsp. również przeprowadzili badania porównując wyniki badania HbA1c oraz testu OGTT. Wśród 701 uczestników badania, u 65 z nich została zdiagnozowana cukrzyca na podstawie badania HbA1c ≥ 6.5 % natomiast u 94 uczestników zdiagnozowano cukrzycę testem OGTT. W porównaniu z testem OGTT czułość i swoistość przy HbA1c > 6.5 % była odpowiednio 48.2% oraz 97.8%. Aż u 30,7% uczestników u których wynik badania HbA1c był powyżej 6.5% nie została zdiagnozowana cukrzyca na podstawie testu OGTT. Natomiast u 52%, u których na podstawie testu OGTT została zdiagnozowana cukrzyca, nie wykryto jej badaniem HbA1c ≥ 6.5 % Specyfika testu OGTT powoduje bardzo sceptyczne nastawienie pacjentów do niego. Łatwiejsze i bardziej komfortowe wydaje się być wykonanie badania HbA1c. Badanie odsetka hemoglobiny glikowanej może mieć istotne zastosowanie w monitorowaniu leczenia cukrzycy oraz może być jednym z badań wskazujących rozpoznanie choroby, ale wyniki HbA1c poniżej 6,5% nie wskazują na brak cukrzycy lub stanu przedcukrzycowego u pacjenta ze względu na niską czułość badania. U tych pacjentów należy przeprowadzić dodatkową diagnostykę. BIBLIOGRAFIA: Current Topics in Diabetes 2022 | Curr Top Diabetes, 2022; 2 (1): 1–134 Dong XL, Liu Y, Sun Y, Sun C, Fu FM, Wang SL, Chen L. Comparison of HbA1c and OGTT criteria to diagnose diabetes among Chinese. Exp Clin Endocrinol Diabetes. 2011 Jun;119(6):366-9. doi: 10.1055/s-0030-1267183. Epub 2010 Nov 19. PMID: 21104578 Solnica B., Dembińska-Kieć A., W. Naskalski J. (2017) Diagnostyka laboratoryjna z elementami biochemii klinicznej. Wrocław: Edra Urban & Partner Yu EY, Wong CK, Ho SY, Wong SY, Lam CL. Can HbA1c replace OGTT for the diagnosis of diabetes mellitus among Chinese patients with impaired fasting glucose? Fam Pract. 2015 Dec;32(6):631-8. doi: 10.1093/fampra/cmv077. Epub 2015 Oct 14. PMID: 26467644; PMCID: PMC5926458. « powrót do artykułu -
Znaczenie alloprzeciwciał odpornościowych w transfuzjologii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Transfuzjologia jest działem medycyny, bez którego trudno wyobrazić sobie wiele zabiegów medycznych. Wiąże się ona z funkcjonowaniem i działalnością takich specjalności, jak chirurgia, kardiochirurgia, położnictwo, ginekologia, onkologia, pediatria, transplantologia i wiele innych. Jednak zanim krew zostanie podana pacjentowi, konieczne jest jej przebadanie oraz sprawdzenie, czy w surowicy/osoczu biorcy nie ma przeciwciał odpornościowych. Ich obecność stwarza zagrożenie pojawienia się reakcji hemolitycznych i dalszej immunizacji, w przypadku gdy krew nie będzie odpowiednio dobrana. Alloprzeciwciała u pacjentów wymagających leczenia krwią mogą powodować niepożądanie reakcje poprzetoczeniowe oraz chorobę hemolityczną u noworodka w przypadku kobiet ciężarnych. W celu wyeliminowania ryzyka wystąpienia takich niepożądanych reakcji, należy odpowiednio wcześnie wykryć obecność alloprzeciwciał. Leczenie krwią poprzedzone jest wykonaniem oznaczenia grupy krwi pacjenta oraz badaniem przeglądowym przeciwciał odpornościowych. Potwierdzony wynik badania grupy krwi uprawnia lekarza do zlecenia wykonania próby zgodności serologicznej, w której sprawdza się grupy skrócone biorcy oraz wszystkich dawców, wykonuje badanie przeglądowe przeciwciał oraz właściwą próbę zgodności – czyli reakcje krwinek dawców z surowicą bądź osoczem biorcy. Jeżeli w badaniu przeglądowym przeciwciał (czyli tzw. Screeningu), wszystkie reakcje są ujemne, pacjentowi dobiera się krew zgodną w obrębie układu ABO oraz antygenu D z układu Rh. U kobiet przed menopauzą- dodatkowo pozbawioną antygenu K z układu Kell, gdyż jest on silnym immunogenem. W przypadku, gdy screening przeciwciał jest dodatni, oznacza to, że pacjent posiada przeciwciała, które należy zidentyfikować. Wykonanie autokontroli umożliwia stwierdzić, czy wykryto obecność auto-, czy też alloprzeciwciał. Tylko odpowiednio dobrana krew, pozbawiona antygenu do którego pacjent wytworzył przeciwciała, będzie bezpieczna do podania, w przypadku konieczności transfuzji. Krew taka musi być wówczas dobrana w obrębie układu Rh, czyli antygenu D, C, E oraz antygenu K z układu Kell. Jest tak dlatego, że antygeny z układu Rh oraz Kell uznaje się za najbardziej immunogenne. Immunogenność odzwierciedla zdolność wywołania reakcji odpornościowej, skutkującej produkcją alloprzeciwciał. W związku z powyższym często obserwuje się u pacjentów obecność przeciwciał z wyżej wymienionych układów, jeżeli krew podana pacjentowi posiadała ten antygen. Pacjent, który wytworzył już przeciwciała odpornościowe może być również zdolny do odpowiedzi immunologicznej na inny antygen, a więc do dalszej immunizacji. Można się zastanawiać, jakie są przyczyny immunizacji. Istnieje wiele czynników warunkujących wytworzenie przeciwciał. Należy do nich stan immunologiczny pacjenta oraz obecność chorób, między innymi autoimmunologicznych. Toczący się w ustroju stan zapalny również sprzyja produkcji przeciwciał. Nie bez wpływu pozostają też przebyte ciąże i przyjmowane leki. Najczęściej w odpowiedzi na obcy antygen wytwarzane są przeciwciała o jednej swoistości. Zdarza się też tak, że w surowicy pacjenta można wykryć przeciwciała o dwóch, trzech swoistościach lub nawet więcej. Wówczas identyfikacja takich przeciwciał staje się bardziej skomplikowana i czasochłonna. Wymaga poszerzenia badania o reakcje z dodatkowymi krwinkami w panelu krwinek wzorcowych stosowanych do identyfikacji, czy też zastosowania innych, niejednokrotnie czasochłonnych badań, takich jak np. adsorpcja i elucja. Stanowi to niemałe wyzwanie dla serologa. Najczęściej obserwuje się występowanie przeciwciał z układu Rh, Kell, MNS, Duffy, czy też Kidd. Wynik pacjenta, który posiada alloprzeciwciała ma szczególne znaczenie, w przypadku konieczności leczenia krwią. Pacjent powinien okazywać go przy każdej hospitalizacji. Informacja w nim zawarta, przyspieszy pracę serologa i tym samym dobór odpowiedniej krwi do przetoczeń, zwłaszcza w sytuacji, gdy konieczne jest ratowanie życia pacjenta. Wówczas zyskujemy czas, który musiałby zostać przeznaczony na identyfikację przeciwciał od samego początku. Piśmiennictwo Medyczne zasady pobierania krwi, oddzielania jej składników i wydawania, obowiązujące w jednostkach organizacyjnych publicznej służby krwi, red. M. Łętowska. Instytut Hematologii i Transfuzjologii, Warszawa 2014 Fabijańska- Mitek J., Bochenek- Jantczak D., Grajewska A., Wieczorek K.: Badania immunohematologiczne i organizacja krwiolecznictwa – kompendium, Fundacja Pro Pharmacia Futura, Warszawa 2017 Immunologia krwinek czerwonych. Grupy krwi., red. Fabijańska-Mitek J. OINPHARMA Sp. z o.o., Warszawa 2007 Korsak J., Łętowska M.: Transfuzjologia kliniczna, 2009 « powrót do artykułu -
U muszki owocowej naukowcy odkryli zupełnie nowy, nieznany u innych zwierząt, receptor smaku. Pozwala on muszce wykrywać substancje alkaliczne (zasadowe), o wysokim pH, i tym samym unikać toksycznych substancji i pożywienia. Autorzy odkrycia, naukowcy z Monell Chemical Senses Center, zauważyli, że gdy owocówka ma do wyboru pożywienie o neutralnym pH lub o zasadowym, wybiera neutralne. Jednak gdy zostanie pozbawiona odpowiednich receptorów, traci zdolność do odróżniania pożywienia zasadowego od neutralnego. U ludzi spożycie pokarmu o zbyt wysokim pH może doprowadzić m.in. do skurczów mięśni, nudności i drętwienia. U owocówek spożywanie takich pokarmów prowadzi do skrócenia życia. Uczeni pracujący pod kierunkiem doktora Yali Zhanga wykazali, że wspomniane receptory są głównym elementem, dzięki któremu muszki trzymają się z dala od szkodliwego alkalicznego otoczenia. Emily Liman z University of Southern California przyznaje, że odkrycie nieznanych receptorów u tak dobrze przebadanego zwierzęcia jak owocówka to spore zaskoczenie. Inni naukowcy zwracają uwagę, że odkrycie to może pomóc w badaniu smaku alkalicznego u innych organizmów. Większość organizmów jest w stanie prawidłowo funkcjonować w wąskim zakresie wartości pH, a to oznacza, że wyczuwanie zbyt wysokiej kwasowości lub zasadowości pokarmów powinno być niezwykle istotnym elementem ich przetrwania. Jednak współczesna nauka niezbyt dobrze rozumie kwestie wyczuwania tego typu smaków. Co prawda pojawiały się już wcześniej badania na ludziach i kotach sugerujące, że wyczuwanie zasadowości pokarmów może być rodzajem smaku, ale nie udało się tego udowodnić. Nowe badania zapewne nie będą miały bezpośredniego przełożenia na ludzi, gdyż nie mamy genu, który pozwalałby nam wyczuć „smak zasadowy”. Może jednak wiele powiedzieć o owadach i ich wyborach dotyczących np. miejsca składania jaj. Niewykluczone też, że pomoże w walce ze szkodnikami. « powrót do artykułu
-
Ciasto z drukarki. Smakuje nietypowo – przyznają naukowcy
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Drukarki 3D na dobre zadomowiły się w wielu dziedzinach życia, od rozrywki po przemysł kosmiczny. Na łamach NPJ Science of Food ukazał się właśnie artykuł, w którym czytamy, że dotychczas analogowe metody gotowania jak grill, kuchenka, piekarnik czy mikrofala pozostają dominującymi sposobami przygotowywania pokarmów. Wraz z ciągłą ewolucją na polu technologii cyfrowych gotowanie laserowe i druk 3D mogą stać się wygodną i tanią metodą gotowania dostarczającą niezbędnych składników odżywczych. Naukowcy z Columbia University zaprezentowali ciasta wykonane za pomocą drukarki 3D. Wykonano je z 7 składników: pasty z ciasteczek, masła orzechowego, dżemu truskawkowego, Nutelli, puree bananowego, sosu wiśniowego i lukru. Oczywiście to, czy smakuje nam potrawa jest kwestią indywidualną. W przypadku tego „wypieku” trzeba lubić pastę z ciasteczek, gdyż stanowi ona ponad 70% gotowego produktu. Sami twórcy przyznają, że ich ciasto nie smakuje jak standardowy wypiek. Gdy je gryziesz, masz wrażenie, że różne smaki docierają falami. Myślę, że jest to spowodowane warstwową strukturą naszego ciasta, mówi Jonathan Blutinger. Zdecydowanie smakuje wyjątkowo. Nie przypomina niczego, co wcześniej próbowałem. Raczej mi smakowało, chociaż nie jest to coś standardowego. Nie jesteśmy kucharzami z gwiazdkami Michelina, dodaje uczony. Wszystkie składniki pochodziły z lokalnych sklepów. Puree bananowe naukowcy przygotowali sami. Podobnie zresztą jak pastę ciasteczkową, na którą złożyły się zmiksowane krakersy, woda i masło. Wcześniejsze wersje ciasta zawierały mniej pasy ciasteczkowej, jednak okazało się, że przy nakładaniu kolejnych warstw, które obciążały ciasto i dodawały mu wilgoci, całość zaczynała się rozpadać. Dlatego po wielu próbach zdecydowano się na zwiększenie udziału dość suchej masy z ciastek. Po zakończeniu pracy przez drukarkę 3D naukowcy użyli niebieskiego lasera, by przypiec wierzchnią warstwę. W sumie przygotowanie kawałka ciasta zajęło 30 minut. Ciasto to najlepsze, co możemy w tej chwili pokazać, jednak drukarka może stworzyć wiele innych rzeczy. Można drukować drób, wołowinę, warzywa czy ser. Wszystko, co można zamienić w pastę, płyn lub proszek, twierdzi Blutinger. Naukowcy z Columbia University nie są pierwszymi, którzy próbują zaprząc druk 3D do produkcji żywności. Startup Mooji eksperymentuje z drukowaniem „mięsa” opartego na składnikach roślinnych, NASA sprawdza, czy druku 3D nie można użyć do przygotowywania posiłków dla astronautów, a w Londynie działała popupowa restauracja drukująca posiłki. « powrót do artykułu -
Specjaliści ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu przeprowadzili 2. na świecie transplantację płuc u pacjenta z zespołem Mounier-Kuhna (tracheobronchomegalią). Jak podkreślono w komunikacie placówki, to rzadka choroba genetyczna, powodująca uszkodzenie tchawicy i oskrzeli głównych. Do tej pory opisano około 300 przypadków, [a] na świecie żyje około 125 osób, u których zdiagnozowano [tę] chorobę. Pacjentem, u którego przeprowadzono przeszczepienie, był 39-letni pan Jacek z ciężką niewydolnością oddechową. Od ponad 2 lat znajdował się on na aktywnej liście oczekujących na transplantację płuc. Trudna operacja odbyła się w nocy z 1 na 2 marca i trwała aż 13 godzin. Stworzyliśmy druk 3D tchawicy i oskrzeli na podstawie obrazów tomografii komputerowej, który posłużył do opracowania techniki intubacji i wykonania operacji oskrzelowej. Zabieg nie byłby możliwy bez pomocy ECMO AV, ponieważ chory cierpiał również na ciężkie nadciśnienie płucne – wyjaśnia kardiochirurg i specjalista transplantologii klinicznej dr n. med. Maciej Urlik. Lekarz dodaje, że należało zadbać o bezpieczną intubację, ponieważ tchawica pana Jacka była o wiele szersza od swojego odpowiednika u zdrowego człowieka. Gdy na podstawie obrazów TK powstał model 3D, przeprowadzano na nim testy. Jak podkreślono w Fakcie, dobierano najszersze dostępne rurki intubacyjne. Oskrzela dawcy wykorzystano jako rusztowanie dla osłabionych oskrzeli pana Jacka. Zespolono je, wykorzystując technikę teleskopową, która na co dzień jest unikana w wykonywaniu zespoleń oskrzelowych - ujawnił cytowany w komunikacie ŚCCS dr n. med. Tomasz Stącel, który tak jak dr Urlik jest kardiochirurgiem, a zarazem transplantologiem klinicznym. Ponieważ w ramach przygotowań do operacji udało się zebrać bogaty materiał zarówno obrazowy, jak i histopatologiczny, zespół stworzy na tej podstawie artykuł-przewodnik. To bardzo istotne, gdyż wcześniej nie było opisu, jak tego typu zabieg wykonywać z punktu widzenia chirurgicznego i anestezjologicznego. Pan Jacek z Grabowna Wielkiego na Dolnym Śląsku powiedział Faktowi, że po przeszczepie dostał nowe życie. Teraz dobrze mu się oddycha, wcześniej przez całą dobę był zależny od koncentratora tlenu, a dzień zaczynał od inhalacji. Nie był w stanie wykonać paru kroków bez zadyszki. Zespół Mounier-Kuhna zdiagnozowano u niego w 2009 r. Obecnie pacjent przechodzi rehabilitację. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Wielkanoc może już spędzić w domu. Zespół Mounier-Kuhna to niezwykle rzadka nieprawidłowość rozwojowa płuc. Występuje u młodych dorosłych, częściej u mężczyzn. Polega na osłabieniu lub zaniku włókien elastycznych, co w konsekwencji prowadzi do poszerzenia pierścieni chrzęstnych tchawicy i oskrzeli głównych. Przez upośledzony klirens rzęskowy i zapadanie się głównych dróg oddechowych w czasie oddychania, pojawiają się nawracające infekcje wraz z dużą ilością wydzieliny ropnej. Przyczyna choroby nie została dotychczas poznana. « powrót do artykułu
-
- zespół Mounier-Kuhna
- przeszczep płuc
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ludwig van Beethoven, jeden z największych kompozytorów wszech czasów, wcześnie zaczął tracić słuch i z czasem cierpiał na całkowitą głuchotę. Naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka postanowili znaleźć przyczynę schorzenia. Naszym głównym celem było rzucenie światła na problemy zdrowotne Beethovena, w tym na słynną postępującą utratę słuchu, która rozpoczęła się gdy miał około 25 lat i w wyniku której do roku 1818 stał się całkowicie głuchy, mówi Johannes Krause. W 1802 roku kompozytor zażyczył sobie, by po jego śmierci jego choroby dokładnie opisano, a opis upubliczniono. Od tamtej pory biografowie Beethovena zaproponowali wiele różnych hipotez dotyczących chorób, na jakie cierpiał, oraz ich przyczyn. Naukowcy z Instytutu im. Maxa Plancka, Szpitala Uniwersyteckiego w Bonn, University of Cambridge czy Uniwersytetu Katolickiego w Leuven przeanalizowali DNA kompozytora, uzyskane z pukli jego włosów. Nie byliśmy w stanie znaleźć genetycznej przyczyny dla utraty słuchu przez Beethovena i dla jego kłopotów z układem pokarmowym. Stwierdziliśmy jednak, że Beethoven miał genetyczną predyspozycję do chorób wątroby. Analizy metagenomiczne wykazały również, że w ostatnich miesiącach przed śmiercią cierpiał na wirusowe zapalenie wątroby typu B. Biorąc pod uwagę jego genetyczną predyspozycję do chorób wątroby oraz zamiłowanie do alkoholu, możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że choroba ta stała się przyczyną jego śmierci, czytamy w opublikowanym na łamach Cell Current Biology artykule Genomic analyses of hair from Ludwig van Beethoven. Badacze odkryli również, że gdzieś na przestrzeni 7 pokoleń pomiędzy żyjącym w XVI wieku Aertem van Beethovenem, a urodzinami Ludwiga van Beethovena (ur. 1770) jedno z dzieci w rodzinie van Beethovenów urodziło się ze związku pozamałżeńskiego, a Ludwig był potomkiem tego dziecka. Autorzy analizy przypominają, że głośne wcześniej badania wskazujące, iż kompozytor zmarł w wyniku zatrucia ołowiem opierały się na próbkach, które nie należały do Beethovena, a pochodziły od kobiety. « powrót do artykułu
- 3 odpowiedzi
-
- przyczna śmierci
- DNA
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Tequila w pełni zasłużyła na miano trunku przebojowego. Jednak chociaż kojarzy nam się z meksykańskim temperamentem i kolorytem, przednią zabawą i radością życia, nadal skrywa przed nami wiele tajemnic. Nie bez znaczenia jest odległość geograficzna – powstaje przecież tak daleko, za oceanem! Nie możemy przyjrzeć się jej produkcji tak dokładnie, jak powstawaniu rodzimej wódki, czy też whisky w nie tak znowu odległych destylarniach Szkocji i Irlandii. O tequili warto jednak, skoro coraz częściej gości na naszych stołach, dowiedzieć się więcej – stąd nasz dzisiejszy tekst! 1. Tequila to unikat Interesujący nas dzisiaj trunek to mocny alkohol produkowany w Meksyku, którego moc mieści się w przedziale od 35 do 55%. Jego ojczyzną jest stan Jalisco, w którym znajduje się miasteczko Tequila. To właśnie od niego specjał pożyczył swoją nazwę. Tequila stanowi element dziedzictwa kulturowego Meksyku, dlatego nie może powstawać nigdzie indziej! 2. Tequila niejedno ma imię Tequila występuje w wersji złotej (oro, gold), kiedy czerpie swoją barwę z beczek, oraz białej lub srebrnej (blanco, silver), gdy zostaje zabutelkowana niezwłocznie po zakończeniu destylacji lub po krótkim pobycie w kadzi. Tequile złote dzielimy również ze względu na czas dojrzewania w beczkach – wyróżniamy tequile reposado (od 2 do 12 miesięcy), añejo (od 1 do 3 lat) oraz muy añejo (3 do 9 lat). Przy tym należy dodać, że w tym przypadku więcej nie zawsze znaczy lepiej. Powszechnie mówi się, że pik jakości tequila osiąga po około 5 latach zaznajamiania się dębem. Warto wiedzieć, że jednym z producentów dojrzałej tequili dla wymagających jest marka Casamigos, założona przez George’a Clooneya (właśnie tego!) i jego przyjaciół. 3. Produkcja tequili jest wyjątkowa Oryginalna tequila nie gościłaby w naszych szklankach, gdyby nie agawa niebieska, na bazie której sfermentowanego soku powstaje charakterny napitek. Alkoholem, który może być produkowany z innych odmian agawy, jest popularny mezcal. Odcięte przy ziemi szyszki, czyli rdzenie agawy niebieskiej, po zakończeniu zbiorów zostają pocięte i upieczone. A po ostygnięciu zmiażdżone celem wydobycia soku, który spływa do kadzi. Po dodaniu drożdży rozpoczyna się proces fermentacji trwający do 12 dni. Następnie alkohol zostaje poddany kilkugodzinnej destylacji alembikowej lub kolumnowej. Oczyszczony destylat może zostać już teraz zabutelkowany lub przelany na krótki czas do kadzi (tequila blanco), czy też zabeczkowany (tequila oro). Po zakończeniu procesu maturacji tequila podlegają kupażowaniu, co pozwala uzyskać produkt o określonych walorach smakowych. 4. Istnieją specjalne sposoby picia tequili Sposób degustacji tequili warunkuje jej odmiana. W przypadku tequili srebrnej utrwalił się zwyczaj polegający na zlizaniu soli z dłoni (znajdującej się pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem), wypiciu porcji alkoholu oraz zakąszeniu go cytryną lub limonką. Przystępując do degustacji tequili złotej, sól możemy zastąpić cynamonem, a cytrynę – pomarańczą. Oba rodzaje tequili mamy też prawo pić ze wspomnianymi dodatkami w formie shotów (wtedy postawmy na sok owocowy), jak również z kieliszków bez żadnych dodatków, na co warto zdecydować się zwłaszcza w przypadku najwyższej jakości, długo dojrzewających alkoholi, takich jak np. propozycje Constellation Brands. 5. Tequila lubi towarzystwo Rzecz jasna tequila, zwłaszcza srebrna, często bywa wykorzystywana jako składnik wielu orzeźwiających koktajli. Najpopularniejsze drinki powstające na bazie tego alkoholu to Margarita (tequila, Cointreau, sok z limonki), Tequila Sunrise (tequila, sok pomarańczowy, grenadyna), Don Juan (tequila, ciemny rum, sok grejpfrutowy, sok ananasowy) czy Mexicana (tequila, sok ananasowy, grenadina, sok z cytryny). Jeśli ponadto weźmiemy pod uwagę różne wariacje na temat tych kompozycji (zwłaszcza koktajlu Margarita), potencjał barmański tequili naprawdę zdumiewa! Czy wiemy już wszystko, co powinniśmy wiedzieć o skarbie górzystego Jalisco? Ależ skąd! Teoria to jedno, ale żeby naprawdę dobrze zapoznać się charakterem tequili, trzeba umówić się z nią na spotkanie. Najlepiej w doborowym towarzystwie znajomych koneserów! « powrót do artykułu
-
Nowotwory w całej swojej skomplikowanej gracji fascynują, przerażają, skłaniają do przemyśleń i re-ewaluacji całego życia. Dorastając w małomiasteczkowym świecie nie miałam zbyt wielu okazji do poznania innej strony raka – tej skomplikowanej i pasjonującej. Rak kojarzy się wyłącznie negatywnie, zwłaszcza na prowincji. Dopiero podczas pracy w szpitalu, najpierw w Warszawie, a potem w innych szpitalach i miastach świata, zaczęłam przyglądać się komórkom nowotworowym od zupełnie innej strony, z typowo naukową, nawet dziecięcą ciekawością. Zaczynając od Krakowa, przez Warszawę, Cambridge, Londyn, Tel Aviv, Waszyngton, kończąc znowu w Warszawie. Zwieńczeniem tego odkrywania zawodowej pasji okazała się być immunoterapia: fascynujące, że można w ogóle namówić układ immunologiczny do walki z nowotworem, genialne w swojej prostocie, a jakże skuteczne rozwiązanie. Doktor Paula Dobosz napisała bardzo ważną książkę. Taką, która opowiada o genetyce nowotworów w sposób zrozumiały dla każdego laika. Pani doktor specjalizuje się w immunoonkologii i diagnostyce całogenomowej. Ukończyła Uniwersytet Jagielloński, Warszawski Uniwersytet Medyczny oraz Cambridge University. Kieruje Zakładem Genetyki i Genomiki Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA i od lat prowadzi bloga Fakty i Mity Genetyki. Z jej książki dowiemy się, dlaczego w walce z nowotworami tak ważna jest medycyna spersonalizowana, jak można zapobiegać nowotworom i jak je wcześnie wykrywać. Ale dowiemy się też, że suplementy diety i pseudomedycyna nie wyleczą nowotworu. Pani doktor uświadamia, że nie istnieje jeden cudowny lek na raka, a komórki nowotworowe są wyjątkowe. Przerażające i fascynujące. Nowotwór to bardzo dynamiczna struktura, która wczoraj była inna, niż jest dzisiaj, a jutro może już nie przypominać guza sprzed kilku dni. To właśnie dlatego czas ma tak wielkie znaczenie, a każde badania błyskawicznie tracą na aktualności. Nie tylko te, które wykonujemy w szpitalu naszym pacjentom - ale i te naukowe, o których przeczytaliście w tej książce. Być może dzisiaj wiemy już nieco więcej, być może niektóre z opisanych tu problemów zostały już rozwiązane? Ale teraz wiecie już, dlaczego nigdy nie należy czytać gazet, w których nagłówki krzyczą „Znaleziono lek na raka!”. Wiecie już, że nie ma jednego raka, a wobec tego nie ma i nigdy nie będzie jednego leku, który magicznie mógłby wyleczyć każdego raka. Nasze nowotwory różnią się między sobą tak bardzo, jak i my różnimy się między sobą. I to właśnie te indywidualne różnice sprawiają, że świat jest naprawdę fascynujący.
-
- Fakty i mity genetyki nowotworów
- nowotwór
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: