Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36958
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Podczas budowy drogi w Lingbao we wschodnich Chinach odkryto duży kompleks grobowców sprzed ok. 2000 tys. lat. Poinformował o tym Instytut Dziedzictwa Kulturowego i Archeologii Sanmenxii. Na podstawie cech strukturalnych kompleksu i znalezionych artefaktów stwierdzono, że datuje się on na Zachodnią i Wschodnią Dynastię Han. Archeolodzy doliczyli się 76 grobowców (wiele z nich to grobowce rodzinne), a także ponad 720 artefaktów, w tym przedmiotów z brązu i żelaza oraz ceramiki. Znaleziono także unikatową pieczęć właściciela jednego z grobów. « powrót do artykułu
  2. W kuchni dziewięćdziesięciokilkulatki z Compiègne w północnej Francji odkryto warte nawet 6 mln euro dzieło Cimabue, włoskiego malarza żyjącego i tworzącego w XIII w. Nie wiadomo, kiedy i jak obraz trafił w ręce rodziny. Przez lata wszyscy sądzili, że to zwykła ikona. Mimo że obraz wisiał wiele lat nad płytą grzejną, jego stan jest dobry. W czerwcu br., gdy staruszka zdecydowała się sprzedać dom i wyprowadzić, skontaktowano się z domem aukcyjnym Acteon w Senils, by fachowiec przejrzał dobytek i stwierdził, czy są tu jakieś wartościowe przedmioty. Philomène Wolf podkreśla, że dostrzegła obraz od razu po wejściu. Rzadko widuje się rzeczy tej jakości. Natychmiast pomyślałam, że to obraz reprezentujący włoski prymitywizm. Nie wyobrażałam sobie jednak, że to Cimabue. Wolf, która pracuje w domu aukcyjnym dopiero od zeszłego roku, zasugerowała, by 90-latka przekazała mierzący 25,8x20,3 cm obraz do analizy w specjalistycznym laboratorium. Wg niej, dzieło mogło się sprzedać za 300-400 tys. EUR. Eksperci z Paryża orzekli jednak, że obraz jest wart miliony. Eric Turquin, który badał i wyceniał dzieło, podkreśla, że nie ma wątpliwości, że wyszło ono spod tej samej ręki, co inne znane obrazy Cimabue. Obraz z kuchni starszej pani ma być zlicytowany przez Acteon 27 października. Ogółem sprzedano ok. 100 obiektów z domu staruszki. Uzyskano za nie ok. 6 tys. euro. Reszta mebli i ozdób trafiła na wysypisko. Cimabue, właściwie Cenni di Pepo, był pionierem włoskiego renesansu. Przypisano mu tylko 11 dzieł namalowanych na drewnie (żadne z nich nie było sygnowane). Wydaje się, że scena z pasji – naigrywanie (Cristo deriso) – stanowiła część dużego dyptyku datowanego na 1280 r. Ukazywał on mękę i ukrzyżowanie Chrystusa i składał się z 8 scen. Dwa inne zidentyfikowane panele - Maestà con due angeli oraz La Flagellazione - znajdują się, odpowiednio, w National Gallery w Londynie i Frick Collection na Manhattanie w Nowym Jorku. Cimabue działał we Florencji, Asyżu, Pizie oraz Rzymie. Jego dzieła miały wyłącznie religijny charakter. Był nauczycielem Giotta.   « powrót do artykułu
  3. Chcąc młodziej wyglądać, ludzie sięgają po kremy albo stosują wypełniacze. Niestety, kremy nie wnikają do głębszych warstw skóry, a zastrzyki z wypełniaczami trzeba powtarzać i bywają one bolesne. Ostatnio jednak naukowcy z USA opracowali bezigłową terapię egzosomową, która doskonale wygładza zmarszczki u myszy wystawianych na oddziaływanie ultrafioletu. Gdy komórki skóry się starzeją, tracą zdolność do namnażania i produkowania kolagenu, głównego białka strukturalnego skóry. Niedawno akademicy odkryli, że potraktowanie ludzkich komórek w szalce egzosomami komórek macierzystych zwiększa ilość kolagenu i wywołuje inne odmładzające skutki. Egzosomy to wyspecjalizowane pęcherzyki transportujące, tworzone na szlakach wydzielania i wchłaniania komórkowego. Transportują one bioaktywne lipidy, mRNA czy białka, dlatego nazywa się je niekiedy "fizjologicznymi liposomami". Zespół Ke Chenga z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej postanowił sprawdzić, czy poddanie mysiej skóry działaniu egzosomów ludzkich fibroblastów skórnych (ang. human dermal fibroblasts, HDFs) może zmniejszyć zmarszczki i przywrócić różne młodzieńcze cechy. By uniknąć wstrzykiwania egzosomów, akademicy przetestowali bezigłowe urządzenie, które do wprowadzania leków w głąb skóry wykorzystuje strumień powietrza. W ramach eksperymentu autorzy artykułu z pisma ACS Nano wystawiali myszy na oddziaływanie promieniowania UVB, które przyspiesza starzenie i prowadzi do powstawania zmarszczek. Po 8 tygodniach ekspozycji niektórym gryzoniom podano egzosomy HDFs. Po 3 tygodniach zmarszczki zwierząt z grupy eksperymentalnej były cieńsze i bardziej powierzchowne niż u myszy z grupy kontrolnej i u gryzoni leczonych podawanym miejscowo kwasem retinowym (to standardowy preparat antystarzeniowy). Co ważne, skóra myszy, które dostały egzosomy, była grubsza, a także wykazywała słabszy stan zapalny i wzmożoną produkcję kolagenu (porównań dokonywano do myszy, którym nie podano egzosomów). « powrót do artykułu
  4. Doktorantka z kanadyjskiego University of Alberta odkryła nieznany dotychczas minerał. Został on znaleziony wewnątrz diamentu wydobytego w RPA. Minerał nazwany goldschmidtytem – na cześć Victora Gomeza Goldschmidta, ojca nowoczesnej geochemii – posiada nietypową sygnaturę chemiczną jak na minerał pochodzący z ziemskiego płaszcza, wyjaśnia Nicole Meyer. Goldschmidtyt zawiera dużo niobu, potasu, lantanu i ceru, podczas gdy w płaszczu dominują inne pierwiastki, jak magnez czy żelazo, dodaje uczona. Musiał tam zajść wyjątkowy proces, który spowodował, że niob i potas stanowią większość minerału. Naukowcy sądzą, że diament zawierający goldschmidtyt powstał około 170 kilometrów pod powierzchnią Ziemi, w temperaturze około 1200 stopni Celsjusza. Jako, że nie potrafimy dowiercić się na taką głębokość, musimy korzystać np. z inkluzji wewnątrz diamentów, by dowiedzieć się więcej o procesach zachodzących w głębi Ziemi. Promotor pani Meyer, Graham Pearson, przypomina, że było już wiele prób nazwania minerałów goldschmidtytem, ale szybko okazywało się, że nie mamy do czynienia z nowymi minerałami. Tutaj z pewnością mamy do czynienia z nowym minerałem, mówi Pearson. Nicole Meyer podkreśla, że odkrycie nowego minerału to praca zespołowa. Współpracowałam z mineralogiem Andrew Locockiem, krystalografami z Northwestern University, moimi promotorami Thomasem i Grahamem oraz z technikami. O odkryciu szczegółowo poinformowano na łamach American Mineralogist. « powrót do artykułu
  5. Przed trzema dniami magazyn „Variety” poinformował, że w Los Angeles wielu specjalistów zajmujących się obróbką programów telewizyjnych czy filmów nie mogło uruchomić swoich stacji roboczych. Pojawiły się spekulacje, że doszło do ataku na maszyny Mac Pro, szczególnie zaś na użytkowników oprogramowania Avid Media Composer, z których często korzysta przemysł rozrywkowy. Prawda okazała się jednak bardziej banalna, niż atak cyberprzestępców. Przyczyną problemów okazała się wadliwa aktualizacja dla przeglądarki Chrome. Jak poinformował Google, po jej zainstalowniu doszło do wyłączenia mechanizmów dbających o integralność systemu operacyjnego oraz pojawiły się inne liczne błędy, w tym uszkodzenie systemu plików. Komputery przestały się uruchamiać. "Wstrzymaliśmy rozpowszechnianie poprawki i pracujemy nad rozwiązaniem", poinformowano na blogu Google'a. SIP (System Integrity Protection) to mechanizm, który w macOS zagościł w 2015 roku. Chroni on integralność systemu m.in. uniemożliwiając usuwanie i modyfikacje pewnych plików i katalogów. Prawo do takich działań mają tylko niektóre autoryzowane procesy. Wydaje się, że poprawka dla Chrome'a próbowała modyfikować system plików macOS-a chroniony przez SIP. Jeśli SIP był włączony – a jest uruchomiony domyślnie – zapobiegał takiej modyfikacji. Jednak tam, gdzie SIP wyłączono dochodziło do takich zmian, które uniemożliwiały uruchomienie systemu. Szczególnie duże problemy stwarzało usunięcie dowiązania symbolicznego do folderu /var. Przyczyną, dla którego problemy dotknęły tak wielu użytkowników Avid Media Composer jest fakt, że aby móc używać kart graficznych firm trzecich muszą oni wyłączyć SIP. Google przygotował instrukcję opisującą, w jaki sposób uruchomić komputery, które ucierpiały w wyniku zainstalowania aktualizacji. Obecnie nie wiadomo, kiedy ukaże się jej dobrze działająca wersja. « powrót do artykułu
  6. Gdy w 2015 roku debiutował Windows 10 Microsoft prognozował, że w ciągu trzech lat jego najnowszy system operacyjny zagości na miliardzie urządzeń. Prognozy te nie sprawdziły się do dzisiaj, a przyczyną takiego stanu rzeczy była całkowita klęska systemu Windows Phone oraz wolniejsze niż spodziewane przechodzenie użytkowników na nowy OS. Istnieje jednak spora szansa, że w przyszłym roku Windows 10 zostanie w końcu zainstalowany na miliardowym urządzeniu. Microsoft poinformował właśnie, że jego system jest używany na ponad 900 milionach urządzeń. Koncern z Redmond doświadcza podobnych problemów, co w przeszłości. Głównym problemem jest fakt, że wielu użytkowników Windows wciąż korzysta z wersji oznaczonej numerem 7. Podobną sytuację pamiętamy z czasów, gdy debiutował Windows 7. System również powoli się przyjmował, gdyż olbrzymia liczba użytkowników trzymała się wersji XP. Teraz jest podobnie, mimo że Microsoft zapowiedział, iż wsparcie dla Windows 7 zakończy się 14 stycznia przyszłego roku. Pozostaje pytanie, czy koncern dotrzyma terminu. Obecnie ponad 30% komputerów korzysta z Windows 7. To olbrzymia liczba, może więc powtórzyć się sytuacja z przeszłości, gdy Microsoft znacznie wydłużył czas wsparcia dla systemu XP, by nie pozostawić użytkowników z niezałatanymi dziurami. « powrót do artykułu
  7. Już przed 7000 lat w Europie Środkowej pojawiły się niewielkie ceramiczne butelki i kubki z dzióbkami. Z czasem pojawiało się ich coraz więcej, niektóre przyjmowały kształt zwierząt. Naczynia takie znaleziono m.in. w grobach dzieci i niemowląt, co przyczyniło się do wysunięcia teorii, że naczynia te wykorzystywano podczas odstawiania dzieci od piersi. Jednak równie dobrze mogły być używane do karmienia chorych czy niedołężnych. Najstarsze takie naczynia pochodzą z neolitu, a coraz powszechniejsze stają się w epoce brązu i żelaza. Dotychczas jednak nie badano ich zawartości. Teraz na łamach Nature naukowcy poinformowali o wynikach badań trzech niewielkich naczyń pochodzących z okresu od 3200 do 2500 lat temu, jakie znaleziono w Bawarii w grobach niemowląt. Analiza wykonana przez Julie Dunne, geochemiczkę z University of Bristol, i jej zespół dowodzi, że w naczyniach przechowywano produkty mleczne, najprawdopodobniej samo mleko. Jak mówi Dunne, obecność molekuł mleka i znalezienie naczyń w grobach dzieci co najlepsze dowody, jakimi możemy dysponować, by wnioskować o przeznaczeniu naczyń. Zdaniem Sian Halcrow, bioarcheolog z nowozelandzkiego University of Otago, to pierwszy bezpośredni dowód, że mleko zwierząt znajdowało się w tych naczyniach i służyło do karmienia dzieci. Podawanie dzieciom mleka było jednym z wyników pojawienia się rolnictwa. Dzięki temu możliwe było szybsze odstawienie dziecka od piersi i wzrost populacji. Doktor Dunne badała w swojej karierze tysiące ceramicznych naczyń pod kątem obecnych tam molekuł po przechowywanej żywności. Zwykle naukowcy biorą fragment ceramiki, mielą ją i przeprowadzają badania. Jednak w przypadku wspomnianych naczyń, które są bardzo rzadki, takie podejście było wykluczone. Naukowcom udało się jednak wykonać niewielkie odwierty w dwóch naczyniach pochodzących z epoki żelaza oraz jednym z epoki brązu. Po zbadaniu próbek jednoznacznie stwierdzono, że obecne tam molekuły pochodzą z mleka. Użyciu zwierzęcego mleka towarzyszy szybki wzrost populacji, mimo tego, że – jak oceniają specjaliści – aż 35% dzieci umierało w pierwszym roku życia, a dorosłości dożywało tylko 50% ludzi. « powrót do artykułu
  8. Za wyzwalanie choroby serca i nadciśnienia u osób z obturacyjnym bezdechem sennym (OBS) może odpowiadać polipeptyd aktywujący przysadkową cyklazę adenylanową (PACAP). Podczas badania prowadzonego m.in. przez australijski Heart Research Institute stwierdzono, w jaki sposób neuroprzekaźnik PACAP oddziałuje na rdzeń kręgowy, by zwiększyć aktywność układu sympatycznego (u chorych z pierwotnym nadciśnieniem tętniczym również występuje wzmożona aktywacja układu sympatycznego). Wyniki, które opisano na łamach Frontiers in Neuroscience, torują drogę nowym terapiom i lekom. Odkryliśmy, że eliminując/blokując konkretny receptor PACAP [PAC1] w różnych modelach zwierzęcych [u gryzoni stosowano knockout dla genu kodującego receptor lub antagonistę PACAP - PACAP(6–38)], możemy całkowicie wyeliminować odpowiedź współczulną na ostrą okresową hipoksję [AIH], czyli niedotlenienie - opowiada dr Melissa Farnham. W ten sposób międzynarodowy zespół zademonstrował, że odpowiedź współczulna na AIH jest pośredniczona przez receptor PAC1 w sposób zależny od cyklicznego adenozyno-3',5'-monofosforanu (cAMP). Gdy PACAP wiąże się z receptorami typu PAC1, dochodzi do aktywacji szlaku przekazywania sygnału: AC→cAMP→PKA; oprócz kinazy białkowej A, cAMP oddziałuje też na 2 inne białka efektorowe: białkowy czynnik wymiany nukleotydów guaninowych aktywowany przez cAMP i kanały wapniowe HCN. Naukowcy odkryli, że gdy blokuje się wyłącznie szlak kinazy białkowej A, PKA, nie ma znaczącego spadku odpowiedzi współczulnej na niedotlenienie (AIH). Gdy jednak szlak cAMP jest blokowany za pomocą trójskładnikowego "koktajlu", odpowiedź współczulna na AIH jest zniesiona. Uważamy, że opisany mechanizm jest prekursorem rozwoju nadciśnienia w schorzeniach związanych z nawracającą okresową hipoksją, np. w OBS. Obecnie złotym standardem w terapii OBS są aparaty CPAP, które podając strumień powietrza, udrażniają drogi oddechowe i eliminują zjawisko bezdechu. Niestety, ludzie często przestają w nich spać, co powoduje, że problemy sercowo-naczyniowe nie zostają skorygowane. Zespół obturacyjnego bezdechu sennego jest najczęstszą postacią zespołów bezdechu (90%). Do nocnych objawów OBS należą ustawiczne chrapanie, wielokrotne bezdechy, niespokojny sen, a także nagłe, częste przebudzenia połączone z uczuciem dławienia/duszenia. W dzień pojawiają się nadmierna senność, rozdrażnienie czy utrudniona koncentracja. « powrót do artykułu
  9. W czasach gdy coraz więcej osób świadomie rezygnuje z używania plastiku, niektórzy producenci herbaty w torebkach idą w przeciwnym kierunku i zastępują torebki papierowe plastikowymi. Najnowsze badania wykazały, że z torebek tych uwalnia się plastik, który następnie spożywamy pijąc herbatę. Skutki zdrowotne połykania mikro- i nanocząsteczek plastiku nie są obecnie znane. Profesor Nathalie Tufenkji i jej koledzy z kanadyjskiego McGill University chcieli sprawdzić, czy z plastikowych torebek na herbatę uwalnia się mikro- i nanoplastik. Postanowili też zbadać, jak takie ewentualnie uwolnione cząstki wpływają na rozwielitkę wielką, modelowy organizm wodny. Naukowcy kupili więc w sklepach pakowane w plastikowe woreczki herbaty czterech producentów. Przecięli torebki, wysypali herbatę i wyprali puste torebki. Działania takie były konieczne, gdyż związki organiczne znajdujące się w herbacie mogą zaburzać wyniki uzyskane za pomocą wykorzystanych technik analitycznych. Następnie torebki zanurzono w wodzie o temperaturze 95 stopni Celsjusza, symulując warunki parzenia herbaty. Za pomocą mikroskopu elektronowego zbadali następnie wodę. Uzyskane wyniki mogą zaskakiwać. Okazało się bowiem, że z jednej torebki herbaty uwalnia się do napoju około 11,6 miliarda (!) fragmentów mikroplastiku i 3,1 miliarda (!) kawałków nanoplastiku. Chcąc potwierdzić, że plastik pochodzi z torebek, naukowcy wykorzystali spektroskopię w podczerwieni z transformacją Fouriera (FTIR) oraz rentgenowską spektroskopię fotoelektronów (XPS). Obie metody potwierdziły, że obecny w wodzie plastik to nylon i poli(tereftalan etylenu), czyli te same materiały, z których zrobione są torebki. Podobne eksperymenty przeprowadzono z nieprzeciętymi torebkami, by upewnić się, czy tym, co doprowadziło do uwolnienia plastiku, nie było przecięcie torebek. Uzyskane wyniki wykluczyły taką możliwość. Ilość nylonu i poli(tereftalanu etylenu) uwalnianego z torebek herbaty jest o wiele rzędów wielkości większa, niż ilość plastiku stwierdzana w innych rodzajach pożywienia, stwierdzają uczeni. Naukowcy podawali też rozwielitkom mikro- i nanoplastik pochodzący z torebek od herbaty. Zwierzęta przeżyły, jednak zaobserwowano u nich nieprawidłowości behawioralne i anatomiczne. Obecnie nie wiadomo, czy plastik ma równie niekorzystny wpływ na ludzi. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wykorzystali pewną cechę układu odpornościowego, dzięki czemu otworzyli drogę dla użycia komórek do naprawienia mózgu. Podczas eksperymentów na myszach zwierzętom przeszczepiono komórki nerwowe bez konieczności długotrwałego podawania im środków immunosupresyjnych. W szczegółowym artykule, opublikowanym w piśmie Brain, czytamy, jak uczeni selektywnie ominęli mechanizmy obrony układu odpornościowego przeciwko obcym komórkom i wszczepili komórki, które przetrwały, rozwijały się i chroniły mózg na długo po zaprzestaniu podawania leków. Możliwość przeszczepienia zdrowych komórek do mózgu bez konieczności stosowania leków immunosupresyjnych może znacząco udoskonalić terapie leukodystrofii, grupy chorób istoty białej, w których następuje postępująca utrata mieliny. Jako, że choroby tego typu są zapoczątkowywane przez mutację powodującą dysfunkcję jednego typu komórek, są dobrym celem dla terapii, w czasie których przeszczepia się zdrowie komórki lub powoduje, by zmodyfikowane genetycznie komórki przeważyły nad komórkami chorymi, mówi Piotr Walczak, profesor radiologii na Wydziale Medycyny Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Główną przeszkodą utrudniającą wykorzystanie zdrowych komórek do zastąpienia nimi chorych jest nasz układ odpornościowy, który atakuje obce komórki. To chroni nas przed bakteriami czy wirusami, ale znakomicie utrudnia przeszczepy. Dlatego też stosuje się leki immunosupresyjne, które tłumią reakcję układu odpornościowego. Obca tkanka nie jest odrzucana, ale pacjent – który musi przyjmować takie leki do końca życia – jest narażony na choroby zakaźne i inne skutki uboczne. Naukowcy z Johnsa Hopkinsa, chcąc powstrzymać układ odpornościowy bez konieczności stosowania leków immunosupresyjnych, wzięli na cel limfocyty T, a konkretnie na sygnałach, które wywołują atak limfocytów T. Te sygnały są potrzebne, by limfocyty T nie zaatakowały własnej zdrowej tkanki organizmu, do którego należą, wyjaśnia profesor Gerald Brandacher. Naukowcy postanowili tak wpłynąć na te sygnały, by za ich pomocą wytrenować układ immunologiczny, by na stałe uznał przeszczepione komórki za własne. W tym celu wykorzystali przeciwciała CTLA4-Ig oraz anty-CD154, które łączą się z powierzchnią limfocytów T, blokując sygnały zachęcające do ataku. Wcześniej taka kombinacja przeciwciał była z powodzeniem używana do zablokowania odrzucenia przeszczepionych organów u zwierząt, jednak nie testowano jej na komórkach mających za zadanie naprawę otoczki mielinowej w mózgu. Podczas serii eksperymentów Walczak i jego zespół wstrzykiwali to mózgów myszy chroniące je komórki gleju, które wytwarzają otoczkę mielinową wokół neuronów. Wszczepione komórki zmodyfikowano tak, by były fluorescencyjne, dzięki czemu naukowcy mogli je śledzić. Komórki wszczepiano trzem grupom myszy. Jedna, która była genetycznie zmodyfikowana tak, by nie wytwarzały się u niej komórki gleju, druga grupa składała się ze zdrowych myszy, a trzecia z myszy u których nie działał układ odpornościowy. Czwartą grupą była grupa kontrolna. Po sześciu dniach od przeszczepu obcych komórek zwierzętom przestano podawać przeciwciała i śledzono, co dzieje się z komórkami. W grupie kontrolnej obce komórki zostały zaatakowane natychmiast po przeszczepie i wszystkie zginęły w ciągu 21 dni. Natomiast u myszy, którym podawano przeciwciała, wysoki poziom przeszczepionych komórek wciąż utrzymywał się po 203 dniach od przeszczepu. To pokazuje, że komórki przetrwały, nawet na długo po zaprzestaniu leczenia. Naszym zdaniem oznacza to, że udało się selektywnie zablokować limfocyty T tak, by nie atakowały przeszczepionych komórek, mówi Shen Li, jeden z autorów badań. Kolejnym krokiem było zbadanie, czy przeszczepione komórki wykonały pracę, której od nich oczekiwano, zatem czy wytworzyły chroniącą neurony mielinę. W tym celu użyto rezonansu magnetycznego, by zbadać różnice pomiędzy myszami z komórkami gleju i ich pozbawionymi. Okazało się, że wszczepione komórki gleju kolonizowały te obszary mózgu, które powinny. To potwierdza, że przeszczepione komórki namnażały się i podjęły swoje normalne funkcjonowanie. Profesor Walczak podkreśla, że na razie uzyskano wstępne wyniki. Udowodniono, że komórki można przeszczepić i że kolonizują one te obszary mózgu, do których je wprowadzono. W przyszłości uczony wraz z zespołem chce wykorzystać inne dostępne metody dostarczania komórek do mózgu tak, by móc naprawiać go całościowo. « powrót do artykułu
  11. Osoby z chorobami przyzębia (periodontopatiami) wydają się bardziej zagrożone nadciśnieniem. Obserwowaliśmy zależność liniową: im cięższa periodontopatia, tym wyższe prawdopodobieństwo nadciśnienia. Wyniki sugerują, że pacjentów z chorobami przyzębia powinno się informować o zagrożeniu i zalecanych zmianach stylu życia, tj. ćwiczeniach i zdrowej diecie - podkreśla prof. Francesco D'Aiuto z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL). Autorzy artykułu z pisma Cardiovascular Research dodają, że nadciśnienie występuje u 30-45% dorosłych i jest wiodącą przyczyną przedwczesnych zgonów, zaś choroby przyzębia dotyczą ponad połowy światowej populacji. Nadciśnienie to główna możliwa do zapobieżenia przyczyna chorób układu krążenia, a periodontopatie powiązano z podwyższonym ryzykiem zawału i udaru. Nadciśnienie może być motorem zawałów i udarów u pacjentów z periodontopatiami. Wcześniejsze badania sugerowały związek między chorobą przyzębia i nadciśnieniem i że leczenie stomatologiczne może poprawić ciśnienie, jednak jak dotąd ustalenia były nierozstrzygające. By określić ryzyko nadciśnienia u osób z umiarkowaną i ciężką chorobą przyzębia, naukowcy przeprowadzili metaanalizę. Uwzględnili w niej 81 badań z 26 krajów. Okazało się, że umiarkowana-ciężka periodontopatia wiązała się z ryzykiem nadciśnienia podwyższonym o 22%, a ciężka periodontopatia z ryzykiem nadciśnienia wyższym o 49%. Obserwowaliśmy dodatni związek liniowy: zagrożenie nadciśnieniem rosło, w miarę jak choroba przyzębia stawała się poważniejsza - wyjaśnia dr Eva Muñoz Aguilera z UCL. Średnie ciśnienie tętnicze pacjentów z chorobami przyzębia było wyższe niż u osób bez periodontopatii. Oznaczało to ciśnienie skurczowe wyższe o 4,5 mmHg i ciśnienie rozkurczowe wyższe o 2 mmHg. Te różnice nie są pomijalne. Średnio 5-mmHg wzrost ciśnienia krwi można [bowiem] powiązać z 25% wzrostem ryzyka zgonu z powodu zawału bądź udaru. Naukowcy podkreślają, że 5 z 12 uwzględnionych badań interwencyjnych wykazało spadek ciśnienia po leczeniu dziąseł. Zmiany wystąpiły nawet u ludzi z prawidłowym ciśnieniem. Wydaje się, że istnieje kontinuum powiązań między stanem jamy ustnej a ciśnieniem, które dotyczy zarówno stanów mieszczących się w normie, jak i chorobowych. Dowody sugerujące, że terapia periodontologiczna może obniżyć ciśnienie, nadal pozostają nierozstrzygające. W niemal wszystkich badaniach interwencyjnych ciśnienie nie było głównym obserwowanym rezultatem, dlatego by rozstrzygnąć tę kwestię, trzeba studiów z losowaniem do grup - opowiada D'Aiuto. Zastanawiając się nad możliwymi wyjaśnieniami korelacji między periodontopatią i nadciśnieniem, akademicy podkreślają, że choroba przyzębia i związane z nią bakterie prowadzą do stanu zapalnego w całym organizmie, co wpływa na funkcje naczyń. Pewną rolę może też odgrywać dzielona podatność genetyczna, a także wspólne czynniki ryzyka, takie jak palenie czy otyłość. W wielu krajach na świecie stan zdrowia jamy ustnej nie jest regularnie oceniany, dlatego choroba przyzębia nie jest przez wiele lat leczona. Mamy taką hipotezę, że zapalenie w obrębie jamy ustnej oraz układowe, a także odpowiedź na bakterie dokładają się do istniejących czynników ryzyka. D'Aiuto dodaje, że w jego analizach to chorobę przyzębia traktowano jako potencjalny czynnik ryzyka nadciśnienia, ale prawdziwy może również być odwrotny związek. Konieczne są dalsze badania, by sprawdzić, czy pacjenci z nadciśnieniem są bardziej zagrożeni periodontopatią. « powrót do artykułu
  12. Przed około trzema tygodniami pomiędzy miastami Ezgeleh a Sarpol-e Zahab w irańskim ostanie [to odpowiednik województwa – red.] Kermanszah mieszkańcy znaleźli kamień z reliefem płaskim. Zabytek znajdował się na klifie nad rzeką. Wysłana na miejsce ekipa specjalistów stwierdziła, że płaskorzeźba liczy sobie ponad 3000 lat i jest dziełem przedstawicieli cywilizacji mezopotamskiej. Miejscowe władze zauważają, że znaleziony zabytek podkreśl strategiczne znaczenie tego miejsca, które w przeszłości stanowiło granicę pomiędzy Mezopotamią a Wyżyną Irańską. Omid Qaderi, dyrektor wydziału turystyki ostanu mówi, że nowo odkryty relief niemal dorównuje wiekiem reliefowi Anubaniniego, zwanemu też reliefem z Sarpol-e Zahab, najstarszemu zabytkowi tego typu w Iranie. Relief Anubaniniego to najprawdopodobniej dzieło Lulubejów, ludu z gór Zagros. Przez wieki nękali mieszkańców Mezopotamii. Walczyli z nimi Sargon Wielki oraz Naram-Sin, który ich sobie podporządkował. Wkrótce jednak Lulubejowie odzyskali niepodległość i ponowili napady na Mezopotamię. To oni, między innymi, przyczynili się du upadku imperium akkadyjskiego. Jednak sam fakt, że Anubanini, król Lulubejów, kazał wznieść dla siebie stelę zwycięstwa, na której widzimy akadyjskie inskrypcje, wskazuje, że Lulubejowie przejmowali wzorce kulturowe potężnego sąsiada. « powrót do artykułu
  13. Po ostrzeżeniach, że część lodowca z Masywu Mont Blanc może się oderwać, włoskie władze zamknęły drogi i schroniska turystyczne. Wg specjalistów, od lodowca Planpincieux z grani Grandes Jorasses może odpaść ok. 250 tys. m3 lodu. Burmistrz miejscowości Courmayeur powiedział, że góra zmienia się pod wpływem globalnego ocieplenia. We wtorek Stefano Miserocchi podpisał dokument dot. zamknięcia/zmienionego użytkowania dróg w znajdującej się pod jego jurysdykcją części Val Ferret. Zdecydował się na to po doniesieniach ekspertów, że fragment lodowca osuwa się z prędkością 50-60 cm dziennie. Burmistrz podkreślał, że nie ma mowy o zagrożeniu dla obszarów zamieszkanych czy ośrodków turystycznych, ale na wszelki wypadek ewakuowano schroniska w okolicach Rochefort. Specjaliści pracujący dla rządu Doliny Aosty i Fondazione Montagna Sicura (Fundacji Bezpieczne Góry) mówią, że nie da się dokładnie przewidzieć, kiedy kawałek lodowca może odpaść. Od 2013 r. badaniem lodowca Planpincieux zajmuje się wspomniana wcześniej Fondazione Montagna Sicura oraz Grupa Monitorowania Geozagrożeń z CNR-IRPI di Torino. Głównym celem naukowców jest studiowanie osunięć lodu (dochodzi do nich często na czole lodowca). Władze Courmayeur podkreślają, że system fotograficznego monitoringu lodowca nie został zaprojektowany, by pełnić rolę systemu ostrzegania. Prototyp ma służyć do ciągłego badania dynamiki glacjalnej. « powrót do artykułu
  14. Do końca sierpnia bieżącego roku w brazylijskich lasach wybuchło ponad 87 000 pożarów. To nie tylko znaczny wzrost w ubiegłym rokiem, kiedy to w analogicznym okresie zanotowano 49 000 pożarów, ale i najwięcej od 2010 roku. Świat krytykuje prezydenta Bolsonaro, którego retoryka co najmniej zachęca farmerów do wypalania dżungli amazońskiej. Jednak świat nie jest bez winy, gdyż płuca Ziemi płoną po to, by Europejczycy czy Chińczycy mogli kupować mięso. Osoby, które chcą pomóc w ratowaniu lasów deszczowych mogą to zrobić jedząc mniej mięsa. Brazylia jest największym na świecie eksporterem wołowiny. Kraj ten odpowiada za 20% światowego eksportu, a w najbliższych latach odsetek ten wzrośnie. W ubiegłym roku Brazylia sprzedała 1,64 miliona ton wołowiny. To historyczny rekord. Jak informuje Brazylijskie Stowarzyszenie Eksporterów Wołowiny (Abiec), przychody ze sprzedaży wyniosły 6,57 miliarda USD. W Brazylii hoduje się obecnie około 200 milionów krów, które są wypasane na 450 000 kilometrów kwadratowych terenów pozyskanych z wypalania lasu deszczowego. Co więcej, przemysł mięsny nie tylko w ten sposób przyczynia się do niszczenia Amazonii. Dżungla wypalana jest również pod uprawę soi, z której ponad 70% jest przeznaczana na paszę dla zwierząt. Nawet jeśli udałoby się nam uniknąć brazylijskiego mięsa, to nawet zwierzęta hodowane na miejscu z dużym prawdopodobieństwem są karmione paszą, zawierającą soję z Brazylii. Częściowo za wzrost eksportu brazylijskiej wołowiny, a co za tym idzie, za wzrost liczby pożarów, odpowiada rosnący popyt z Chin i Hongkongu. Trafia tam niemal 44% mięsa wysyłanego w Brazylii. Jednak to nie wszyscy odpowiedzialni. Europejscy przywódcy, którzy tak chętnie krytykują prezydenta Bolsonaro i rzucają na Brazylię gromy za brak ochrony Amazonii, podpisali w czerwcu umowę z południowoamerykańskim blokiem gospodarczym Mercosur. Umowa ta jeszcze szerzej niż dotychczas otwiera europejskie rynki dla brazylijskiej wołowiny. Prezes Abiec, Antonio Camardelli powiedział, po podpisaniu umowy, że pozwoli ona na zwiększenie sprzedaży do Unii europejskiej. Podpisanie tak wielkiej umowy to jak zaproszenie do negocjacji z kolejnymi krajami i organizacjami handlowymi, stwierdził Camardelli. Obecnie do Unii Europejskie trafia 7% brazylijskiego eksportu. Również i w tym przypadku można spodziewać się jego wzrostu. OECD prognozuje, że brazylijski przemysł mięsny będzie nadal się rozwijał. W kraju tym jest jeszcze wiele lasów, które można wypalić i zamienić na pastwiska, światowa konsumpcja mięsa rośnie, a politycy Unii Europejskiej co prawda propagandowo pohukują na Brazylię, ale jednocześnie ułatwiają jej eksport wołowiny. OECD i FAO szacują, że pomiędzy rokiem 2017 a 2027 światowa produkcja wołowiny i cielęciny zwiększy się o 16%. Produkcja mięsa już w tej chwili odpowiada za 14,5% światowej emisji gazów cieplarnianych, a Brazylia jest odpowiedzialna za 41% z tych 14,5%. « powrót do artykułu
  15. Jedna z kamer foto-pułapki, które są zainstalowane w różnych miejscach w naszych lasach, zarejestrowała rodzinę wilków. Jest ich na pewno pięć, a być może więcej, mówi Gazecie Wrocławskiej Marcin Calów, nadleśniczy z Wałbrzycha. Kamera uchwyciła dwa dorosłe i trzy młode osobniki. Leśnicy od dawna wiedzieli, że w lasach koło Wałbrzycha zadomowiły się wilki. Znajdowali bowiem ślady tych zwierząt. Jednak dopiero teraz udało się zdobyć bezpośredni dowód. Na razie nie wiadomo, czy nagrane przez kamerę wilki to ta sama rodzina, której ślady od pewnego czasu znajdowano. Być może zagadkę wyjaśni przejrzenie innych foto-pułapek. Film, na którym widać wspomniane wilki, został nagrany 21 września o 21.30 koło Mieroszowa. Kamerę zainstalowano koło dużej kałuży. Leśnicy liczyli, że w związku ze suszą zwierzęta tam właśnie przyjdą napić się wody. Wilki są gatunkiem chronionym, a ludzie nie powinni się ich obawiać. Zwierzęta prowadzą nocny tryb życia, kiedy to m.in. polują. W dzień śpią w ukryciu. « powrót do artykułu
  16. Naukowcy z Uniwersytetu Wisconsin w Madison opracowali zasilane ruchem użytkownika ubieralne urządzenie, które za pomocą pulsów elektrycznych o niskiej częstotliwości stymuluje uśpione mieszki włosowe i w ten sposób wspomaga odrastanie włosów. Z powodzeniem można je ukryć np. pod czapką. Uważam, że to będzie bardzo praktyczne rozwiązanie w dziedzinie regeneracji włosów - podkreśla prof. Xudong Wang. Autorzy artykułu z pisma ACS Nano tłumaczą, że urządzenie nie spowoduje, że mieszki odrosną. W grę wchodzi wyłącznie reaktywacja uśpionych mieszków. To zaś oznacza, że takie rozwiązanie może być wykorzystywane u osób na wczesnych etapach łysienia, ale nie sprawdzi się u kogoś, kto stracił włosy wiele lat temu. Amerykanie wyjaśniają, że energia z ruchów jest pozyskiwana i przekształcana na energię elektryczną za pomocą wielokierunkowych nanogeneratorów tryboelektrycznych. Podawane pulsy są bardzo delikatne i nie penetrują poza najbardziej zewnętrzne warstwy skóry głowy, dlatego nie wydaje się, by urządzenie powodowało jakieś nieprzyjemne skutki uboczne. Naukowcy dodają, że to zapewnia mu znaczną przewagę nad innymi terapiami łysienia; lek Propecia (finasteryd) może bowiem np. wywoływać zaburzenia libido i erekcji, a także depresję czy lęk. Eksperymenty na myszach pokazały, że urządzenie stymuluje odrastanie włosów tak samo skutecznie, jak 2 związki wykorzystywane w lekach na łysienie. To samoaktywujący się system, bardzo prosty i łatwy w użyciu. Energia jest bardzo niewielka, dlatego będzie powodować minimalne skutki uboczne - podsumowuje Wang. « powrót do artykułu
  17. Ludzkość od kilkuset lat śledzi plamy na Słońcu i wie, że ich liczba zmienia się w 11-letnich cyklach. Dotychczas jednak brak dobrego wyjaśnienia tego fenomenu. Naukowcy z University of Washington opublikowali na łamach Physics of Plasmas artykuł, w którym proponują model ruchu plazmy, który ma wyjaśniać zarówno 11-letni cykl słoneczny ja i inne tajemnice naszej gwiazdy. Nasz model znacząco różni się od standardowego obrazu Słońca. Sądzę, że jesteśmy pierwszymi którzy są w stanie wyjaśnić naturę oraz źródło słonecznych zjawisk magnetycznych, czyli jak działa Słońce, mówi profesor Thomas Jarboe, główny autor artykułu. Model opiera się na doświadczeniach nabytych w czasie prac nad energią fuzyjną. Wynika z niego, że kluczem do zrozumienia Słońca jest cienka warstwa znajdująca się pod jego powierzchnią. To ona decyduje o plamach, przebiegunowaniu magnetycznym czy przepływie materii. Model ten porównano z danymi obserwacyjnymi i okazało się, że dobrze je on przewiduje. Dane obserwacyjne są kluczem do potwierdzenia słuszności naszego modelu funkcjonowania Słońca, mówi Jarboe. W tym nowym modelu mamy do czynienia z cienką warstwo przepływu plazmy i pola magnetycznego, innymi słowy z cienką warstwą swobodnie poruszających się elektronów, które z różną prędkością przemieszczają się w różnych częściach gwiazdy. Różnice w tempie przepływu wywołują zmiany pola magnetycznego, podobne do tych, które pojawiają się w niektórych eksperymentalnych reaktorach fuzyjnych. Co 11 lat wa warstwa staje się na tyle duża, że traci stabilność i Słońce się jej pozbywa, mówi Jarboe. Podczas tego procesu odsłonięta zostaje niżej położona warstwa plazmy, która porusza się w przeciwnym kierunku i ma odwrócone pole magnetyczne. Gdy obie półkule Słońca poruszają się z tą samą prędkością, pojawia się więcej plam. Gdy prędkości są różne, plam jest mniej. To właśnie różnica w prędkościach wywołała Minimum Maundera, stwierdza uczony. Gdy dwie półkule obracają się z różną prędkością, wówczas w pobliżu równika zaczątki plam nie pasują do siebie i nie dochodzi do ich powstawania, mówi Jarboe. Dotychczas naukowcy sądzili, że plamy słoneczne powstają na głębokości 30% średnicy Słońca, przypomina uczony. Tymczasem z nowego modelu wynika, że są one „superziarnami” powstającymi na głębokości 150–450 kilometrów. Plama słoneczna to coś zadziwiającego.Pojawia się nagle i znikąd. Podczas swoich badań nad reaktorami Jarboe i jego koledzy skupiali się na sferomaku, typie reaktora, który generuje plazmę w kuli. Tam plazma samodzielnie się organizuje w różnorodne wzorce. Gdy naukowcy porównali zachodzące w niej zjawiska z tym, co wiadomo o Słońcu, zauważyli podobieństwa. Jarboe twierdzi, że nowy model wyjaśnia przepływ materii wewnątrz Słońca, zmiany pola magnetycznego prowadzące do powstawania plam oraz całą strukturę magnetyczną naszej gwiazdy. Mam nadzieję, że naukowcy spojrzą na swoje dane z nowej perspektywy, a ci, którzy całe życie poświęcili zbieraniu danych otrzymają do ręki nowe narzędzie, pozwalające lepiej to wszystko zrozumieć, mówi uczony. « powrót do artykułu
  18. Galusan epigallokatechiny (EGCG), przeciwutleniacz zielonej herbaty, może pomóc w eliminowaniu lekoopornych bakterii. Okazuje się bowiem, że odtwarza on aktywność aztreonamu, antybiotyku stosowanego do leczenia infekcji spowodowanych pałeczką ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa). Pałeczka ropy błękitnej wiąże się z poważnymi zakażeniami układu oddechowego oraz krwi. W ostatnich latach stała się ona oporna na wiele podstawowych klas antybiotyków. Obecnie, by zwalczyć P. aeruginosa, wykorzystuje się zestawy antybiotyków. Tak czy siak zakażenia tą oportunistyczną bakterią stają się coraz trudniejsze do leczenia, bo problem oporności narasta. Na początku naukowcy z Uniwersytetu Surrey przeprowadzili testy in vitro. Analizowali, jak EGCG i aztreonam oddziałują na wielolekooporne P. aeruginosa w pojedynkę i razem. Okazało się, że łącznie galusan epigallokatechiny i aztreonam były o wiele skuteczniejsze niż każdy z tych związków w pojedynkę. Synergiczną aktywność "duetu" potwierdzono in vivo na barciaku większym (Galleria mellonella). Brytyjczycy stwierdzili, że u larw motyli potraktowanych EGCG z aztreonamem przeżywalność była znacząco większa niż u G. mellonella poddawanych monoterapii. Ponadto zarówno w przypadku ludzkich keratynocytów, jak i larw barciaka zaobserwowano minimalną bądź zerową toksyczność EGCG. Autorzy artykułu z Journal of Medical Microbiology uważają, że EGCG może ułatwiać zwiększony wychwyt aztreonamu, bo bakterie stają się bardziej "przenikalne". Inne wyjaśnienie jest takie, że galusan epigallokatechiny interferuje ze szklakiem biochemicznym związanym z wrażliwością na antybiotyk. Światowa Organizacja Zdrowia umieściła lekooporne P. aeruginosa na liście krytycznych zagrożeń dla ludzkiego zdrowia. My wykazaliśmy, że można wyeliminować takie zagrożenia za pomocą naturalnych produktów, połączonych z już wykorzystywanymi antybiotykami [...] - podsumowuje prof. Roberto La Ragione. « powrót do artykułu
  19. Innowacyjne badania mają skutecznie pomóc w leczeniu rekonstrukcyjnym wad cewki moczowej u dzieci i dorosłych. Naukowcy z Politechniki Łódzkiej, wraz z firmą Wolf 3D Solutions skonstruują drukarkę, która wykorzystując biodruk pozwoli na wytworzenie odpowiednich elementów dla chorych. Nad rozwiązaniem problemu leczenia pracują m.in. naukowcy z Instytutu Inżynierii Materiałowej na Wydziale Mechanicznym PŁ, pod kierunkiem dr inż. Doroty Bociągi. Wrodzone wady układu moczowego chłopców polegają na nieprawidłowym ujściu cewki moczowej. Dolegliwość pojawiają się u 1 noworodka na 200 – 250. Jej skutki są wielorakie, medyczne i psychiczne. Spodziectwo jest leczone tylko operacyjnie, niosąc u 20 proc. pacjentów powikłania. Operacja daje dobry efekt kosmetyczny , ale problem funkcjonalności nowo wytworzonej cewki moczowej. W tej chwili nie ma biomateriału i wyrobu medycznego wspomagającego i/lub umożliwiającego wykształcenie brakującego odcinka cewki moczowej. Chcemy tę sytuację zmienić. U dorosłych mężczyzn wadą wrodzoną lub nabytą jest zwężenie cewki moczowej. Problem pojawia się po 55 roku życia. Możemy pomóc tym chorym, opracowując biomateriały, z których możliwym będzie wytworzenie cewki do leczenia spodziectw u dzieci oraz stentu do leczenia zwężeń wykorzystując biodruk bezpośredni i pośredni – wyjaśnia dr inż. Dorota Bociąga. Wiemy, jak wiele osób oczekuje na rezultaty naszego projektu, dlatego cieszy nas otrzymane finansowanie na badania i rozwój, które w rezultacie przyniosą przełomowe rozwiązania dla urologii – podkreśla Dorota Bociąga. Wykorzystując biodruk bezpośredni i pośredni stworzymy materiały na cewkę do leczenia spodziectw oraz na stent do leczenia zwężeń. Drukarka, którą skonstruujemy pozwoli na drukowanie w sposób, którego nikt jeszcze nie realizuje. Projekt będzie realizowany w ramach specjalnie powołanego konsorcjum ze Szpitalem im. dra Korczaka w Łodzi, Fundacją Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Z. Religi, Politechniką Warszawską, Uniwersytetem M. Kopernika w Toruniu oraz firmą Wolf 3D Solutions. « powrót do artykułu
  20. Skwer przy figurze św. Jana Niepomucena w Rybniku skrywał nieznany dotychczas cmentarz. Natrafiono na niego, gdy mieszkańcy domagali się, by miasto posadziło w tym miejscu drzewa. Miasto wyraziło zgodę, tym bardziej, że na starych fotografiach widać, iż drzewa w przeszłości tam rosły. Jednak zanim przystąpiono do nasadzeń, zgodnie z zaleceniami Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków przeprowadzono badania archeologiczne. Już wcześniej istniały przesłanki by sądzić, że w tym miejscu może znajdować się cmentarz. Gdy w przeszłości wymieniano nawierzchnię i infrastrukturę Plasu Kościelnego, natrafiono na pochówki. W latach 90. ubiegłego wieku znaleziono dwa groby, a w 2014 roku kolejnych 10, które datowano na XVII wiek. Już przed 5 laty archeolodzy stwierdzili, że może się tam znajdować cmentarz, na którym chowano pacjentki ze znajdującego się w pobliżu szpitala dla ubogich. Tegoroczne prace potwierdziły te przypuszczenia. Ujawniono kolejnych 19 pochówków z zachowanymi zarysami trumien oraz około 200 pojedynczych kości ludzkich zalegających w warstwie, bez porządku anatomicznego. Ponadto pozyskano około 200 fragmentów ceramiki, które pozwolą określić chronologię cmentarzyska – mówi Dariusz Goiński, kierownik badań archeologicznych. Wszystkie odkryte pochówki oraz pojedyncze kości zostaną poddane wnikliwej analizie antropologicznej, która pozwoli określić m. in. płeć oraz wiek zmarłych oraz rodzaje stanów chorobowych widocznych w strukturze kości, dodaje. Jak mówi Bogdan Kloch, dyrektor muzeum w Rybniku, ciekawostką jest to, że znalezione szczątki znajdowały się bardzo płytko pod ziemią, spoczywały na kolejnych szczątkach, stanowiły kolejną warstwę. Głębiej położone szczątki mogą sięgać nawet okresu średniowiecza, zaś najmłodsze pochodzą jeszcze sprzed 1800 roku. « powrót do artykułu
  21. Google twierdzi, że zbudowany przez tę firmę komputer osiągnął kwantową supremację, czyli wykonał obliczenia, których klasyczny komputer nie jest w stanie wykonać w rozsądnym casie. Jeśli to prawda, możemy mieć do czynienia z prawdziwym przełomem na polu informatyki kwantowej. Dotychczas bowiem komputery kwantowe nie dorównywały komputerom klasycznym. Cała sprawa jest jednak otoczona tajemnicą. Prace Google'a zostały bowiem opisane w dokumencie, który niedawno został umieszczony na serwerze NASA. Jednak dokument szybko stamtąd usunięto. Przedstawiciele Google'a odmawiają komentarza w tej sprawie. W dokumencie opisano procesor kwantowy o nazwie Sycamore, który ma zawierać 54 kubity. To właśnie on miał osiągnąć kwantową supremację. Wymieniony został też tylko jeden autor artykułu, John Martinias z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Wiadomo, że pracuje on dla Google'a nad sprzętem dla komputerów kwantowych. Wiadomo też, że w 2018 roku Google i NASA zawarły porozumienie, w ramach którego agencja kosmiczna miała pomóc Google'owi w testach kwantowej maszyny. Wspomniany dokument opisuje, w jaki sposób procesor Sycamore rozwiązał problem prawdziwego rozkładu losowego liczb. Tego typu problemy są niezwykle trudne dla komputerów klasycznych. Ci, którzy czytali dokument mówią, że jeden z kubitów procesora nie działał, ale pozostałe 53 zostały splątane, wygenerowały przypadkowy zestaw liczb w systemie dwójkowym i sprawdziły, czy rzeczywiście ich rozkład jest przypadkowy. Autorzy artykułu obliczyli, że wykonanie takiego zadania zajęłoby Summitowi, najpotężniejszemu klasycznemu superkomputerowi na świecie aż 10 000 lat. Procesor Sycamore wykonał je w 200 sekund. Autorzy artykułu przyznają, że użyty algorytm nie przyda się do niczego więcej niż do generowania prawdziwych liczb losowych. Jednak w przyszłości podobny procesor może być przydatny w maszynowym uczeniu się, chemii czy naukach materiałowych. Osiągnięcie kwantowej supremacji przez Google'a to ważny krok w informatyce kwantowej, mówi Jim Clarke z Intel Labs. Ekspert dodaje, że wciąż jesteśmy na początku drogi. To, co osiągnął Google było jedynie demonstracją i to nie wolną od błędów. Jednak w przyszłości będą budowane większe potężniejsze procesory kwantowe, zdolne do wykonywania bardziej użytecznych obliczeń. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy ze szwedzkiego Uniwersytetu Technologicznego Chalmers obalili teorię mówiącą, że obie nici DNA są utrzymywane przez wiązania atomów wodoru. Okazuje się, że kluczem są siły hydrofobowe, nie atomy wodoru. Odkrycie to może mieć duże znaczenie dla medycyny i innych nauk biologicznych. Helisa DNA składa się z dwóch nici zawierających molekuły cukru i grupy fosforanowe. Pomiędzy obiema nićmi znajdują się zasady azotowe zawierające atomy wodoru. Dotychczas sądzono, że to wiązania atomów wodoru utrzymują razem obie nici. Jednak uczeni z Chalmers wykazali właśnie, że kluczem do utrzymania razem nici jest hydrofobowe wnętrze molekuł zanurzonych w środowisku składającym się głównie z wody. Zatem mamy tutaj hydrofilowe otoczenie i hydrofobowe molekuły odpychające otaczającą je wodę. Gdy hydrofobowe molekuły znajdują się w hydrofilowym środowisku, grupują się razem, by zmniejszyć swoją ekspozycję na wodę. Z kolei wiązania wodorowe, które dotychczas postrzegano jako elementy utrzymujące w całości podwójną helisę DNA, wydają się mieć więcej wspólnego z sortowaniem par bazowych, zatem z łączniem się helisy w odpowiedniej kolejności. Komórki chcą chronić swoje DNA i nie chcą wystawiać ich na środowisko hydrofobowe, które może zawierać szkodliwe molekuły. Jednocześnie jednak DNA musi się otwierać, by było użyteczne. Sądzimy, że przez większość czasu komórki utrzymują DNA w środowisku wodny, ale gdy chcą coś z DNA zrobić, na przykład je odczytać, skopiować czy naprawić, wystawiają DNA na środowisko hydrofobowe, mówi Bobo Feng, jeden z autorów badań. Gdy na przykład dochodzi do reprodukcji, pary bazowe odłączają się i nić DNA się otwiera. Enzymy kopiują obie strony helisy, tworząc nową nić. Gdy dochodzi do naprawy uszkodzonego DNA, uszkodzone części są wystawiane na działanie hydrofobowego środowiska i zastępowane. Środowisko takie tworzone jest przez proteinę będącą katalizatorem zmiany. Zrozumienie tej proteiny może pomóc w opracowaniu wielu leków czy nawet w metodach leczenia nowotworów. U bakterii za naprawę DNA odpowiada proteina RecA. U ludzi z kolei proteina Rad51 naprawia zmutowane DNA, które może prowadzić do rozwoju nowotworu. Aby zrozumieć nowotwory, musimy zrozumieć, jak naprawiane jest DNA. Aby z kolei to zrozumieć, musimy zrozumieć samo DNA. Dotychczas go nie rozumieliśmy, gdyż sądziliśmy, że helisa jest utrzymywana przez wiązania atomów wodoru. Teraz wykazaliśmy, że chodzi tutaj o siły hydrofobowe. Wykazaliśmy też, że w środowisku hydrofobowym DNA zachowuje się zupełnie inaczej. To pomoże nam zrozumieć DNA i proces jego naprawy. Nigdy wcześniej nikt nie umieszczał DNA w środowisku hydrofobowym i go tam nie badał, zatem nie jest zaskakujące, że nikt tego wcześniej nie zauważył, dodaje Bobo Feng. Szwedzcy uczeni umieścili DNA w hydrofobowym (w znaczeniu bardzo zredukowanej koncentracji wody) roztworze poli(tlenku etylenu) i krok po kroku zmieniali hydrofilowe środowisko DNA w środowisko hydrofobowe. Chcieli w ten sposób sprawdzić, czy istnieje granica, poza którą DNA traci swoją strukturę. Okazało się, że helisa zaczęła się rozwijać na granicy środowiska hydrofilowego i hydrofobowego. Bliższa analiza wykazała, że gdy pary bazowe – wskutek oddziaływania czynników zewnętrznych – oddzielają się od siebie, wnika pomiędzy nie woda. Jako jednak, że wnętrze DNA powinno być suche, obie nici zaczynają przylegać do siebie, wypychając wodę. Problem ten nie istnieje w środowisku hydrofobowym, zatem tam pary bazowe pozostają oddzielone. « powrót do artykułu
  23. Duński rząd kupił 4 ostatnie słonie, Ramboline, Larę, Djungę i Jenny, które występowały w tamtejszych cyrkach. Na ten cel wydano 11 mln koron, czyli ok. 1,6 mln dol. W Danii jedynymi zwierzętami, które mogą występować w cyrkach, są słonie, lwy morskie i zebry. Jak zaznacza Ministerstwo Rolnictwa i Rybołówstwa, wkrótce parlament ma się jednak zająć nowym prawem, które zakazywałoby występów jakichkolwiek dzikich zwierząt. Miałoby ono wejść w życie w przyszłym roku. Trzy słonie wykupiono z cyrku Arena, a czwarty pochodzi z cyrku Trapez. Zanim zostaną dla nich znalezione stałe domy, opiekuje się nimi organizacja Animal Protection Denmark. Do 30 września Ministerstwo czeka na aplikacje; zgłaszać się mogą wyłącznie ogrody zoologiczne i podobne instytucje. Warto przypomnieć, że jakiś czas temu berliński cyrk Roncalli zaczął wykorzystywać w swoich występach hologramy zwierząt. Spektakularne efekty są osiągane dzięki zamontowaniu specjalnych projektorów z nowoczesnymi obiektywami. « powrót do artykułu
  24. Facebook zawiesił dziesiątki tysięcy aplikacji. Przyczyną podjęcia takiej decyzji były liczne naruszenia dokonywane przez te aplikacje, w tym nieprawidłowości w dzieleniu się danymi użytkowników. Ime Archibong, wiceprezes Facebooka ds. partnerstwa produktowego poinformował, że ruch taki ma związek z wciąż toczącymi się działaniami podjętymi w marcu 2018 roku po tym, jak dwa lata wcześniej okazało się, że firma Cambridge Analytica wykorzystywała dane nawet 87 milionów użytkowników Facebooka do profilowania wyborców w czasie kampanii prezydenckiej w USA. Wspomniane na wstępie dziesiątki tysięcy aplikacji zostało stworzonych przez około 400 deweloperów. Większość z nich zawieszono, ale części całkowicie zablokowano dostęp do serwisu społecznościowego. Blokadę nałożono za nieprawidłowe dzielenie się danymi, udostępniania danych bez ich anonimozowania czy też naruszenia zasad serwisu. Jedną z takich aplikacji jest myPersonality, która nieprawidłowo chroniła dane użytkowników, a jej twórcy odmówili przedstawicielom Facebooka przeprowadzenia audytu. Ponadto Facebook podjął działania prawne przeciwko niektórym deweloperom. To firmy takie jak LionMobi czy JediMobi, których aplikacje zarażały użytkowników szkodliwym kodem mającym przynieść im zyski. Pozwano też dwóch Ukraińców, Gleba Sluchewskiego i Andrieja Gorbaczowa, których aplikacja nielegalnie gromiadziła dane oraz południowokoreańską firmę analityczną Rankwave, która odmówiła wspópracy z Facebookiem. Dokumenty złożone przed sądem stanowym w Bostonie, które trafiły tam w ramach śledztwa prowadzonego przez prokuratora generalnego stanu Massachusetts, wskazują, że Facebook zawiesił 69 000 aplikacji, z czego 10 000 mogło niewłaściwie posługiać się danymi. « powrót do artykułu
  25. Podczas wykopalisk prowadzonych na cmentarzysku w Achladzie w północno-zachodniej Grecji znaleziono szereg artefaktów, pominiętych przez starożytnych rabusiów grobów. Archeolodzy zbadali ponad 200 nowych pochówków i natrafili m.in. na złotą maskę i hełmy z brązu. W wydanym w piątek oświadczeniu Ministerstwo Kultury poinformowało, że najbardziej imponujące znaleziska pochodzą z grobów wojowników, którzy zmarli w VI w. p.n.e. Spośród artefaktów wymieniono m.in. maskę pogrzebową, 4 hełmy typu iliryjskiego, żelazne groty włóczni, fragmenty żelaznych mieczy, a także urnę z brązu z ozdobnymi uchwytami w formie ludzkich rąk (dość dobrze zachowaną, o średnicy 55 cm) czy część zbroi. Archeolodzy podkreślają, że 131 grobów datuje się na okres bizantyjski, a 75 pozostałych przede wszystkim na okres archaiczny. Wykopaliska są prowadzone pod nadzorem Liany Gelou. Jak dotąd w Achladzie odkryto 1290 grobów. Cmentarz był wykorzystywany przez długi czas. Najwcześniejsze pochówki pochodzą z epoki brązu, a najliczniejsze z okresu pomiędzy VI a III w. p.n.e. W południowej części tego stanowiska odkryto 2 rzymskie gospodarstwa rolne. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...