Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36957
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Chińscy miłośnicy zwierząt obchodzili wczoraj 100. dzień urodzin pierwszego morświnka bezpłetwego z Jangcy, który urodził się w całkowicie sztucznym środowisku  w Instytucie Hydrologii Chińskiej Akademii Nauk w Wuhan. To zdrowe młode to przełom w wysiłkach na rzecz zachowania gatunku, powiedział Cao Wenxuan, członek Akadmemii Nauk. Młode, urodzone 11 czerwca zostało nazwane F9C. Jego ojcem jest 14-letni Tao Tao, pierwszy morświnek bezpłetwy z Jangcy, który jest hodowany w sztucznych warunkach. Matka zaś to F9, Fu Ji czyli Wieczne Błogosławieństwo, pochodząca z jeziora Poyang. Jak donoszą chińskie media, Chińczycy, szczególnie zaś dzieci, coraz częściej angażują się program ochrony morświnków. Dobrym przykładem tego zaangażowania mogą być działania Wuhan Baiji Conservation Foundation, która wraz z innymi instytucjami wybudowała już 7 z 50 planowanych szkół, mających na celu zachowanie morświnka bezpłetwego. Uczniowie z tych szkół będą uczestniczyli w różnych akcjach charytatywnych na rzecz tych zwierząt, brał udział w lekcjach i wykładach na temat morświnka oraz ekologii rzeczy Jangcy. W 2017 roku na wolności żyło nieco ponad 1000 morświnków z Jangcy. « powrót do artykułu
  2. Jednym z najważniejszych elementów procesu starzenia się organizmu jest starzenie się układu odpornościowego. Okazuje się, że zjawisko to ma spore znaczenie nie tylko u ludzi, ale i u dzikich zwierząt. Naukowcy doszli do tego wniosku, badając owce rasy Soay z archipelagu St Kilda. Autorzy artykułu z pisma Science zauważyli, że odpowiedź immunologiczna na nicienie żołądkowo-jelitowe Teladorsagia circumcincta zmniejszała się u dorosłych owiec z wiekiem. Stwierdzono, że u osobników wykazujących szybszy spadek oporności na pasożyty ryzyko zgonu następnej zimy było wyższe. Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu, Moredun Research Institute oraz norweskiego Centrum Dynamiki Bioróżnorodności analizowali próbki krwi, pobrane od owiec rasy Soay w latach 1990-2015. Badanie ponad 2 tys. próbek pobranych w ciągu życia niemal 800 zwierząt pokazało, że poziom przeciwciał wobec często występującego pasożyta spadał w starszym wieku. Nasze badanie zapewnia pierwsze dowody, że deterioracja funkcji immunologicznych w starszym wieku odgrywa ważną rolę w populacjach dzikich zwierząt. Pojawiają się też wskazówki pozalaboratoryjne, że ludzka zdolność zwalczania zakażeń takimi pasożytami, jak tasiemce czy glisty również może spadać z wiekiem - podkreśla prof. Dan Nussey. « powrót do artykułu
  3. Podawanie antybiotyków wcześniakom może mieć długotrwałe negatywne skutki dla ich zdrowia, informują naukowcy z Washington University w St. Louis. Niemal wszystkie wcześniaki otrzymują przez pierwsze tygodnie antybiotyki, które mają chronić je przed potencjalnie śmiertelnymi infekcjami. To ratuje ich życie, ale niszczy mikrobiom jelit. Autorzy artykułu opublikowanego na łamach Nature Microbiology sugerują, by starannie dobierać antybiotyki podawane wcześniakom tak, by zminimalizować ich negatywny wpływ na mikrobiom jelit. Jako, że mikrobiom ten odgrywa kolosalną rolę, jego naruszenie może skutkować rozwojem chorób w późniejszym życiu. Naukowcy z St. Louis zauważyli, że półtora roku po opuszczeniu przez wcześniaki szpitala wciąż widać u nich skutki podawania antybiotyków. W porównaniu z dziećmi urodzonymi w terminie, które nie brały antybiotyków, w mikrobiomie wcześniaków występuje więcej bakterii związanych z pojawianiem się chorób, mniej bakterii powiązanych z dobrym stanem zdrowia oraz więcej antybiotykoopornych bakterii. Bakteriami, które z największym prawdopodobieństwem są w stanie przetrwać antybiotykoterpapię, nie są bakterie wiązane ze zdrowiem jelit. Skład mikrobiomu w zdecydowanej mierze ustala się do 3. roku życia i pozostaje dość stabilny. Jeśli zatem bakterie chorobotwórcze zdobędą tam przyczółki we wczesnym dzieciństwie, to człowiek będzie odczuwał tego skutki przez długi czas. Jedna lub dwie dawki antybiotyków w pierwszych tygodniach życia mogą mieć swoje konsekwencje, gdy człowiek ma 40 lat, wyjaśnia profesor Gautam Dantas, specjalista patologi, mikrobiologii i inżynierii biomedycznej. Zdrowa flora jelitowa jest powiązana ze zmniejszonym ryzykiem wielu chorób immunologicznych i metabolicznym, w tym ze zmniejszonym ryzykiem występowania alergii, cukrzycy, otyłości czy nieswoistego zapalenia jelit. Dantas i jego zespół chcieli dowiedzieć się, czy u wcześniaków po antybiotykoterapii mikrobiom jelit powraca do normy. W tym celu przeanalizowali 437 próbek kału pobranych od 58 dzieci w wieku 0–21 miesięcy. Wśród nich znajdowało się 41 dzieci, które urodziły się średnio o 10 tygodni zbyt wcześnie. Pozostałe dzieci były urodzone w terminie. Wszystkim wcześniakom podawano antybiotyki. Dziewięcioro z dzieci otrzymało pojedynczą dawkę, a pozostałych 32 otrzymało średnio 8 dawek, które były im podawane przez połowę ich pobytu na oddziale intensywnej opieki neonatologicznej. Żadne z dzieci urodzonych w terminie nie otrzymało antybiotyków. Badania wykazały, że wcześniaki, którym podawano liczne dawki antybiotyków, w wieku 21 miesięcy miały w jelitach znacznie więcej antybiotykoopornych bakterii, niż wcześniaki, którym podano pojedynczą dawkę oraz dzieci urodzone w terminie. Obecność antybiotykoopornych bakterii w jelitach niekoniecznie musi oznaczać kłopoty, o ile bakterie te w jelitach pozostaną. Jeśli jednak przedostaną się do krwioobiegu, układu moczowego czy innych części ciała, mogą wywołać trudne w leczeniu infekcje. Uczeni hodowali też bakterie, które pozyskali z próbek w odstępach 8–10 miesięcy. Okazało się, że antybiotykooporne bakterie u starszych dzieci były dokładnie tymi samymi szczepami, jakie pozyskano, gdy dzieci te były młodsze. To nie były podobne bakterie. To były te same szczepy. Antybiotyki otworzyły im drogę do skolonizowania jelit, a gdy już się tam znalazły, nie pozwoliły się stamtąd usunąć. I mimo tego, że nie wykazaliśmy, by bakterie te spowodowały zachorowania u badanych dzieci, to są te same rodzaje bakterii, które wywołują infekcje układu moczowego, układu krwionośnego i inne problemy. Mamy tutaj więc do czynienia z sytuacją, w której potencjalne patogeny zasiedlają organizm w pierwszych tygodniach życia i w nim pozostają, mówi Dantas. Dalsze analizy wykazały, że do 21. miesiąca życia u wszystkich dzieci doszło do zróżnicowania mikrobiomu. To dobry znak, gdyż brak takiego zróżnicowania jest wiązany z licznymi chorobami immunologicznymi i metabolicznymi u dzieci i dorosłych. Jednak zauważono również, że u wcześniaków, które brały wiele antybiotyków, różnicowanie mikrobiomu przebiegało wolniej niż u pozostałych dzieci. Co więcej, mikrobiom dzieci, którym wielokrotnie podawano antybiotyki miał mniej korzystny skład. Występowało u nich mniej bakterii z pożytecznych rodzin takich jak Bifidobacteriaceae, a więcej z grup szkodliwych, takich jak Proteobakterie. Jednym z autorów badań jest Barbara Warner, dyrektor Wydzaiłu Medycyny Noworodków. W związku z uzyskanymi wynikami doktor Warner, która jest też odpowiedzialna za opiekę nad wcześniakami w Oddziale Intensywnej Opieki Neonatologicznej St. Louis Children's Hospital wydała zalecenie, by zmniejszyć dawki antybiotyków podawane dzieciom. Już nie mówimy: „włączmy antybiotyki, bo lepiej, by były bezpieczne, niż gdybyśmy mieli później żałować, że tego nie zrobiliśmy”, stwierdza Warner. Teraz wiemy, że istnieje ryzyko, iż w ten sposób dokonamy negatywnej selekcji mikroorganizmów, które pozostaną w mikrobiomie i mogą zwiększyć ryzyko zachorowań w dzieciństwie czy późniejszym okresie życia. Znacznie bardziej ostrożnie podchodzimy do podawania antybiotyków i przerywamy terapię natychmiast po tym, jak stwierdzimy, że pozbyliśmy się chorobotwórczych bakterii. Wciąż musimy używać antybiotyków – kwestią bezdyskusyjną jest, że ratują one życie – jednak byliśmy w stanie znacząco obniżyć ich dawki i nie zauważyliśmy przy tym negatywnych skutków dla dzieci. « powrót do artykułu
  4. Specjaliści podkreślają, że u ok. 1:3 diabetyków wystąpi retinopatia cukrzycowa (DR), powikłanie cukrzycy prowadzące niekiedy do ślepoty. Ostatnio Amerykanie odkryli, że wysokie stężenia glukozy zwiększają poziom prekursora enzymatycznego - propeptydu oksydazy lizynowej (ang. lysyl oxidase propeptide, LOX-PP) - który sprzyja śmierci komórkowej. Niewykluczone więc, że w przyszłości będzie się dało leczyć retinopatię, obierając na cel LOX-PP bądź jego metabolity. Odkryliśmy, że warunki hiperglikemiczne czy cukrzycowe zwiększają poziom LOX-PP. LOX-PP może wywoływać śmierć komórkową, upośledzając szlak przeżyciowy. [...] Nasz artykuł demonstruje nową funkcję LOX-PP, która polega na pośredniczeniu śmierci komórkowej w warunkach hiperglikemii w hodowlach komórek śródbłonka siatkówki i u zwierząt z cukrzycą - podkreśla dr Sayon Roy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Bostońskiego. Autorzy raportu z The American Journal of Pathology przypominają, że badania na komórkach raków trzustki i piersi sugerują, że nadmierna ekspresja LOX-PP może wyzwalać śmierć komórkową (apoptozę). Naukowcy postanowili więc zbadać rolę LOX-PP w tkance siatkówki. W ramach studium badano naczynia siatkówki szczurów zdrowych i z cukrzycą oraz gryzoni zdrowych, którym bezpośrednio do oka podano sztucznie zsyntetyzowany, rekombinowany, LOX-PP (rLOX-PP). Analizowano zmiany związane z retinopatią, takie jak obrzęk czy przeciekanie naczyń. Zwracano też uwagę na wskaźniki histologiczne, np. kapilary bezkomórkowe (AC) i utratę perycytów (PL). Okazało się, że w porównaniu do grupy kontrolnej, w siatkówkach szczurów z cukrzycą występowało więcej AC i PL. U zdrowych szczurów, którym bezpośrednio do oka podano rLOX-PP, także wzrastała liczba bezkomórkowych kapilar i utrata perycytów (porównań dokonywano do zwierząt, którym podano zastrzyk kontrolny). Oprócz tego akademicy badali wpływ wysokich poziomów glukozy na hodowle komórek śródbłonka siatkówki. Okazało się, że dodanie glukozy do hodowli nasilało ekspresję LOX-PP i zmniejszało aktywację serynowo-treoninowej kinazy Akt, zwanej też kinazą białkową B; Akt odpowiada za fosforylację wielu białek związanych z regulacją podstawowych procesów komórkowych, w tym transkrypcji, metabolizmu, apoptozy czy proliferacji. Zaobserwowano, że komórki wystawione na sam rLOX-PP przejawiały nasiloną śmierć komórkową, a także obniżoną fosforylację przez Akt. Roy i inni podkreślają, że badanie zapewnia klarowne dowody, że wysokie stężenie glukozy podwyższa poziom LOX-PP, co z kolei sprzyja apoptozie. Ponadto wydaje się, że LOX-PP wywołuje śmierć komórkową, upośledzając szlak przeżyciowy. DR to wiodąca przyczyna ślepoty w populacji w wieku produkcyjnym. Niestety, nie ma na nią lekarstwa. Nasze wyniki sugerują nowy mechanizm [...], który będzie można wykorzystać jako cel przy zapobieganiu waskulopatii związanej z retinopatią. Oksydaza lizynowa jest enzymem odpowiedzialnym za sieciowanie kolagenu i elastyny w przestrzeni pozakomórkowej. Rola propeptydu LOX jest słabiej poznana. « powrót do artykułu
  5. Dostarczanie wraz z dietą odpowiednich typów włókien jest konieczne, by mogły się rozwijać prozdrowotne bakterie mikrobiomu jelit, zauważyli naukowcy z Wydziału Medycyny Washington University. Badania prowadzono na myszach, których jelita skolonizowano ludzkim mikrobiomem. Użyto przy tym nowych technik badania całego procesu odżywiania się. Naukowcy odkryli, że istnieją włókna, które pomagają w rozwoju pożytecznych dla nas mikroorganizmów i sprawdzili, które składniki tych włókien mają tak korzystny wpływ. Opracowali również sztuczną molekułę, która działała jak czujnik pozwalający monitorować procesy zachodzące w jelitach. Jesteśmy świadkami rewolucji w naukach o żywieniu. Dysponujemy bowiem zaawansowanymi narzędziami analitycznymi, które pozwalają nam na zidentyfikowanie konkretnych molekuł wchodzących w skład pożywienia. W ten sposób tworzymy zbiory informacji na temat składników odżywczych, co daje nam możliwość zrozumienia, w jaki sposób mikroorganizmy wchodzące w skład mikrobiomu jelit wykrywają i przekształcają te składniki w potrzebne im i nam produkty. Zrozumienie, jakich składników poszukują korzystne dla naszego zdrowia bakterie jest kluczem do stworzenia pokarmów poprawiających zdrowie, mówi główny autor badań, profesor Jeffrey I. Gordon, dyrektor Edison Family Center for Genome Sciences & Systems Biology. Nie od dzisiaj wiemy, że włókna w diecie pomagają w utrzymaniu zdrowia. Jednak zachodnia dieta jest uboga w owoce, warzywa, nasiona strączkowe i pełna ziarno. Włókna zawierają olbrzymie bogactwo różnorodnych złożonych molekuł. Dotychczas jednak nie wiadomo, które ze składników włókien są wykorzystywane przez bakterie mikrobiomu i które są dla nas najbardziej korzystne. Jako, że w ludzkim genomie występuje niewiele genów związanych z rozkładaniem włókien, a z kolei bakterie mikrobiomu mają bogate zestawy takich genów, nasza zdolność do trawienia włókien jest uzależniona od bakterii. Na potrzeby najnowszych badań naukowcy przyjrzeli się 34 różnym typom włókien, które zostały im dostarczone przez koncern Mondelez International. W przeszłości koncern nosił nazwę Kraft Foods, a obecnie jest właścicielem takich marek jak Belvita, Oreo, LU, Milka, Cadbury, TUC, Toblerone czy Alpen Gold. Wśród dostarczonych włókien były i takie, które nie są wykorzystywane w produkcji żywności, jak np. skórki z warzyw i owoców czy łuski z nasion. Badania rozpoczęto od hodowli myszy w sterylnych warunkach, których jelita skolonizowano bakteriami pochodzącym z jelit zdrowego człowieka. Genom tych mikroorganizmów został zsekwencjonowany i zachowany w bazie danych. Myszy posiadające ten modelowy ludzki mikrobiom były początkowo żywione ludzką dietą zawierającą dużo tłuszczów nasyconych a mało włókien. Następnie na podstawie tej diety stworzono 144 diety zawierające różne ilości i rodzaje włókien. Naukowcy szczegółowo monitorowali wpływ tych dodanych włókien na liczbę i rodzaj bakterii w jelitach myszy oraz sprawdzali ekspresję białek kodowanych przez genomy tych bakterii. Mikroorganizmy są wspaniałymi nauczycielami. Ich geny, które reagują na różne włókna, dostarczyły nam ważnych informacji na temat rodzajów molekuł, jakie w konkretnych włóknach były wykorzystywane przez bakterie, mówi Gordon. Jeden z głównych autorów badań, doktor Michael L. Patnode, wyjaśnia: nasze analizy pozwoliły na zidentyfikowanie włókien, które w sposób selektywny wpływały na bakterie z rodzaju Bacterioides. W wyniku eksperymentów dowiedzieliśmy się, że w włóknie z groszku aktywnym składnikiem molekularnym jest pewien typ polisacharydu o nazwie arabinan, podczas gdy w pektynie pochodzącej ze skórki pomarańczy Bacterioides poszukują polisacharydu o nazwie homogalakturonan, który pomaga im w namnażaniu się. Tak szczegółowe rozróżnienie było możliwe dzięki stworzeniu sztucznych molekuł zawierających mikroskopijne szklane kule magnetyczne. Na powierzchni każdej z kul nałożono konkretny polisacharyd z włókna, który dodatkowo oznaczono fluorescencyjnym znacznikiem. Molekuły takie jednocześnie wprowadzono do jelit myszy żywionych różnymi dietami, u których występowały różnej wielkości kolonie Bacterioides. Molekuły, po przejściu przez przewód pokarmowy myszy, były zbierane i badano ilość polisacharydów, jaka pozostała na powierzchni kul. To działało jak czujnik biologiczny, który pozwalał nam sprawdzić, jak obecność różnych gatunków Bacterioides wpływa na zdolność populacji bakterii do przetwarzania różnych polisacharydów. Byliśmy też w stanie badać stopień rozkładu włókien, dodaje Patnode. Bacterioides to najliczniej występujący rodzaj bakterii w ludzkim przewodzie pokarmowym. Okazało się też, że różne rodzaje Bacterioides bezpośrednio konkurują ze sobą o dostęp do zasobów, podczas gdy inne ustępują przed sąsiadującymi koloniami. Zrozumienie tych interakcji jest bardzo ważne dla stworzenia żywności, która w optymalny sposób będzie działała na mikrobiom jelit. « powrót do artykułu
  6. IBM uruchomił w Nowym Jorku Quantum Computation Center, w którym znalazł się największy na świecie zbiór komputerów kwantowych. Wkrótce dołączy do nich nich 53-kubitowy system, a wszystkie maszyny są dostępne dla osób i instytucji z zewnątrz w celach komercyjnych i naukowych. Quantum Computation Center ma w tej chwili ponad 150 000 zarejestrowanych użytkowników oraz niemal 80 klientów komercyjnych, akademickich i badawczych. Od czasu, gdy w 2016 roku IBM udostępnił w chmurze pierwszy komputer kwantowy, wykonano na nim 14 milionów eksperymentów, których skutkiem było powstanie ponad 200 publikacji naukowych. W związku z rosnącym zainteresowaniem obliczeniami kwantowymi, Błękity Gigant udostępnił teraz 10 systemów kwantowych, w tym pięć 20-kubitowych, jeden 14-kubitowy i cztery 5-kubitowe. IBM zapowiada, że w ciągu miesiąca liczba dostępnych systemów kwantowych wzrośnie do 14. Znajdzie się wśród nich komputer 53-kubitowy, największy uniwersalny system kwantowy udostępniony osobom trzecim. Nasza strategia, od czasu gdy w 2016 roku udostępniliśmy pierwszy komputer kwantowy, polega na wyprowadzeniu obliczeń kwantowych z laboratoriów, gdzie mogły z nich skorzystać nieliczne organizacje, do chmur i oddanie ich w ręce dziesiątków tysięcy użytkowników, mówi Dario Gil, dyrektor IBM Research. Chcemy wspomóc rodzącą się społeczność badaczy, edukatorów i deweloperów oprogramowania komputerów kwantowych, którzy dzielą z nami chęć zrewolucjonizowania informatyki, stworzyliśmy różne generacje procesorów kwantowych, które zintegrowaliśmy w udostępnione przez nas systemy kwantowe. Dotychczas komputery kwantowe IBM-a zostały wykorzystane m.in. podczas współpracy z bankiem J.P. Morgan Chase, kiedy to na potrzeby operacji finansowych opracowano nowe algorytmy przyspieszające pracę o całe rzędy wielkości. Pozwoliły one na przykład na osiągnięcie tych samych wyników dzięki dostępowi do kilku tysięcy przykładów, podczas gdy komputery klasyczne wykorzystujące metody Monte Carlo potrzebują milionów próbek. Dzięki temu analizy finansowe mogą być wykonywane niemal w czasie rzeczywistym. Z kolei we współpracy z Mitsubishi Chemical i Keio University symulowano początkowe etapy reakcji pomiędzy litem a tlenem w akumulatorach litowo-powietrznych. « powrót do artykułu
  7. Kamyk ze znakami z górnego paleolitu, znaleziony w położonym na południe od Rzymu mieście Velletri, może być najstarszym znanym kalendarzem księżycowym. Tak przynajmniej uważają autorzy artykułu A new notational artifact from the Upper Paleolithic? Technological and traceological analysis of a pebble decorated with notches found on Monte Alto, który został opublikowany w Journal of Archeologiczal Science: Reports. Analizy makro- i mikroskopowe pozwoliły na odtworzenie rodzaju i czasu w jakim ludzie zmieniali wygląd kamyka, natomiast analizy morfologiczne i stylistyczne ujawniły, że dokonywano na nim nacięć w różny sposób i różnie wyglądającymi narzędziami. Jako, że zabytek pochodzi z końca plejstocenu, najprawdopodobniej mamy tutaj do czynienia z przedmiotem, służącym do liczenia, co już czyni go jednym z niewielu tego typu przedmiotów pochodzących z paleolitu. Co więcej, odpowiada on całkowicie temu jak, zgodnie z dotychczasowymi teoriami, powinien wyglądać kalendarz księżycowy powstały przed 10 000 lat. Analizy tego zabytku mogą mieć olbrzymie znacznie dla rekonstrukcji zdolności poznawczych i matematycznych prehistorycznego Homo sapiens. Kamyk, który został udekorowany przed ponad 10 000 lat, odkryto w 2007 roku na szczycie Monte Alto w Górach Albańskich. Tym, co zwróciło uwagę specjalistów były krótkie poziome nacięcia wzdłuż trzech krawędzi kamyka. Trzy zestawy składają się z 7, 9 lub 10 oraz 11 nacięć. Nacięcia wykonano symetrycznie i regularnie tak, by wypełnić nimi całą dostępną krawędź. Całkowita liczba nacięć, wynosząca 27 lub 28, oraz ich rozłożenie w przestrzeni sugerują, że nacięcia mają związek z kalendarzem księżycowym. Badania ujawniły, że nacięcia wykonywano przez pewien czas za pomocą więcej niż jednego kamiennego narzędzia o ostrych krawędziach, tak, jakby były one używane do liczenia lub przechowywania jakiejś informacji na przestrzeni pewnego czasu, mówi autor badań, Flavio Altamura. Fakt, że liczba nacięć odpowiada liczbie dni w miesiącu księżycowym (synodycznym lub syderycznym), skłonił naukowców do wysunięcia przypuszczenia, że mamy oto do czynienia z najstarszym tego typu znanym kalendarzem. To jednak nie wszystko. Okazuje się bowiem, że kamień, zanim prawdopodobnie został kalendarzem, spełniał inne pożyteczne funkcje. Początkowo służył do precyzyjnej obróbki innych kamiennych narzędzi, następnie był używany jako tłuczek do rozcierania barwników. Analizy wykazały też, że wapień marglisty pochodzący z miejsca oddalonego o dziesiątki kilometrów od Monte Alto. Był więc używany przez ludzi przez dłuższy czas i przenoszony na znaczne odległości zanim ktoś go zgubił lub wyrzucił. Artefakt ten jest zatem jednym z najstarszych znanych nam dowodów na to, że ludzi próbowali zrozumieć i zmierzyć upływ czasu, interesowali się księżycem i przed ponad 10 000 lat posiadali wystarczające zdolności poznawcze i matematyczne, by stworzyć kalendarz. « powrót do artykułu
  8. Jaki powinien być panel słoneczny marzeń? Efektywny, tani w produkcji, trwały, giętki i przyjazny środowisku. Wszystko to mogą dać perowskity: nowy materiał, który oferuje efektywność energetyczną porównywalną z panelami krzemowymi, ale jest o wiele tańszy i prostszy do wyprodukowania. Nowe badania prowadzone w IChF PAN we współpracy ze szwajcarskim EPFL przybliżają nas do komercjalizacji tej technologii. Chciałbyś podładować telefon w trakcie wędrówki po górach? A może zostać prosumentem, tyle że... nie masz dachu, na którym dałoby się zainstalować słoneczne panele? Jeśli chwilę poczekasz, twoje marzenia mogą się spełnić dzięki perowskitom. Metalohalogenki perowskitów od kilku lat stają się wiodącym kandydatem na najbardziej ekonomiczny materiał, głównie w dziedzinie energii odnawialnej, a konkretnie – paneli słonecznych. To, co dziś widujemy na dachach czy w specjalnych instalacjach fotowoltaicznych, to panele krzemowe. Są dość grube, sztywne, a do ich wyprodukowania potrzeba długiego czasu, bardzo wysokich temperatur i skomplikowanych technologii. Jednym słowem – dużo pieniędzy. Tymczasem perowskity są proste i tanie w produkcji, a ich synteza nie wymaga skomplikowanej i drogiej aparatury. Perowskit oferuje przy tym wydajność energetyczną porównywalną z krzemem (tu mimo ponad 40 lat badań i rozwoju wciąż nie przekracza ona 27%), a rekordy są wciąż śrubowane. W początkach badań nad tym materiałem, w 2009 roku, wydajność perowskitu wynosiła 3,9%. Dekadę później – już 24,2% - objaśnia Rashmi Runjhun. Potencjalnie może sięgnąć 31%, a dzięki architekturze tandemowej – nawet więcej - dodaje badaczka, a przecież wszyscy dziś stawiają na wydajność. Zdaniem Runjhun, właśnie dlatego perowskity mają wielki potencjał przemysłowy. Wystarczy wziąć parę stosunkowo dostępnych chemicznych związków, wymieszać je w roztworze i nanieść na podłoże. Doktorantka programu NaMeS ma nadzieję, że w niedalekiej przyszłości dzięki badaniom jej i innych zespołów, perowskitowe warstwy światłoczułe będzie można nanosić na różne, w tym elastyczne i giętkie, powierzchnie. Np. na zróżnicowane geometrycznie powierzchnie ścian, dachów czy... ubrania. Być może powstaną nawet farby ścienne generujące energię. Z pewnością pomogą w tym badania prowadzone w IChF PAN we współpracy ze szwajcarskim EPFL. Dzięki niewielkiej zmianie składu roztworu udało się podnieść jego energetyczną wydajność z 15% do ponad 20%. To efekt zarówno większych ziaren warstwy aktywnej, jak i lepszej separacji ładunków. Niejako "przy okazji" zespołowi badawczemu udało się też wydłużyć czas życia perowskitowych paneli i zwiększyć ich stabilność. Wyniki opublikowano niedawno w Chemistry of Materials. Wyzwania? Sprawić, by nowe, perowskitowe, panele słoneczne były bardziej przyjazne środowisku; na razie bowiem materiał opiera się na toksycznym ołowiu - dodaje szef projektu, prof. Janusz Lewiński. A jaki jest idealny panel słoneczny z marzeń Rashmi Runjhun? Powinien być, rzecz jasna, wydajny – mówi doktorantka. Poza tym tani w produkcji, stabilny (przynajmniej 10 lat dobrej aktywności) i przyjazny środowisku. No i oczywiście giętki. Taki, żeby np. można było nanosić fotowoltaiczną warstwę na tkaniny. Już nigdy nie groziłby nam urlop pod namiotem bez prądu. « powrót do artykułu
  9. Opowieści o lekach, które Thomas Hager zebrał w tej książce, składają się na fascynującą historię ich roli w nowożytnej medycynie, a zarazem ewolucji naszej kultury. Każdy znaczący lek ma swoją historię. Może być owocem geniuszu badacza dziwaka, spowodować przełom w medycynie, a nawet zmienić geopolitykę. Niektóre powstały przypadkowo – na przykład pierwszy lek uspokajający odkryto podczas prac nad penicyliną. Wypuszczony na rynek w 1955 roku pod nazwą Miltown, zrobił furorę w Hollywood jako "martini w pigułce" i zmienił nastawienie społeczne do środków poprawiających nastrój. Począwszy od używanego od tysięcy lat opium, z Dziesięciu leków, które ukształtowały medycynę dowiadujemy się, jak rozliczne medykamenty zmieniły nasze życie. Thomas Hager opowiada między innymi o zapomnianej pionierce szczepień przeciw ospie w Wielkiej Brytanii, o "kropelkach nasennych" służących temu, co obecnie "pigułka gwałtu", o pierwszym antybiotyku, który ocalił życie milionów ludzi, o pierwszym leku antypsychotycznym, za sprawą którego opustoszały szpitale dla obłąkanych, a także o Viagrze, statynach i otwierających nową epokę medycyny przeciwciałach monoklonalnych. Thomas Hager jest autorem wielokrotnie nagradzanych książek popularnonaukowych, w tym takich bestsellerów, jak The Demon under the Microscope i The Alchemy of Air. Urodził się w 1953 roku w Portland w Oregonie. Ukończył studia medyczne ze specjalnością mikrobiologia lekarska i anestezjologia, studiował też dziennikarstwo. Publikuje m.in. w Wall Street Journal, Time'ie i The Atlantic, a także wykłada dziennikarstwo i komunikację społeczną na University of Oregon. Jego żoną jest pisarka Lauren Kessler, z którą ma troje dzieci.
  10. Środowy wieczór zdecydowanie nie był dla mieszkańców Armentières standardowy. Ich oczom ukazał się bowiem czarny jaguar, który przez około godzinę spokojnie spacerował po dachu i gzymsach i od czasu do czasu wchodził do jednego z mieszkań przez otwarte okno. Szybko powiadomiono policję i straż. W razie gdyby jaguar zeskoczył, służby ustawiły kordon ochronny. Kiedy kot wszedł do mieszkania z otwartym oknem, został uśpiony za pomocą strzałki. Jak powiedział gazecie La Voix du Nord Kader Laghouati z Ligi Ochrony Zwierząt, zwierzę waży ok. 30 kg i ma ok. 5-6 miesięcy. Jest udomowione i zupełnie nieagresywne. Ma przycięte pazury. Kota umieszczono w klatce i przekazano agentowi z Biura ds. Polowań i Dzikiej Przyrody. Potem zajęła się nim Liga. Ostatecznie jaguar ma trafić do zoo. Z wywiadu przeprowadzonego przez dziennikarzy La Voix du Nord wśród mieszkańców wynika, że jaguar może należeć do kogoś, kto wyjechał na urlop.   « powrót do artykułu
  11. NASA otrzymała... dwie nagrody Emmy, przyznawane za produkcję telewizyjną. Podczas ceremonii, które odbyły się w Microsoft Theatre w Los Angeles amerykańska Akademia Telewizyjna przyznała Agencji nagrody za relacje z pierwszego testu załogowego pojazdu, który zawiezie astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną oraz relacje z misji marsjańskiej. Najpierw 14 września zespół z NASA i SpaceX otrzymał główną nagrodę w kategorii Outstanding Interactive Program za multimedialną relację z Demonstration Mission 1. To testowy lot kapsuły załogowej Crew Dragon firmy SpaceX na Międzynarodową Stację Kosmiczną. To jednocześnie pierwszy od 2011 roku start z terytorium USA pojazdu, który jest gotowy do misji załogowych. Demonstration Mission 1 to część prowadzonego przez NASA Commercial Crew Program, w ramach którego NASA pomaga prywatnym firmom rozwijać technologie wynoszenia astronautów na MSK, by w przyszłości zlecać eksplorację bliskich okolic Ziemi firmom prywatnym, a samemu móc się skupić na badaniu głębszych obszarów kosmosu. Kolejnego wieczora, 15 września, należące do NASA Jet Propulsion Laboratory (JPL) otrzymało główną nagrodę w kategorii Outstanding Original Interactive Program za relację z marsjańskiej misji InSight (Interior Exploration using Seismic Investigations, Geodesy and Heat Transport). Szeroko zakrojone działania informacyjno-edukacyjne prowadzono na stronach WWW, serwisach społecznościowych i w telewizji. InSight to pierwsza misja, której celem jest badanie głęboko położonych obszarów we wnętrzu Marsa.     « powrót do artykułu
  12. Zaburzenie genów zegarowych pewnej grupy komórek z jelita - naturalnych komórek limfoidalnych typu 3. (ang. Type 3 Innate Lymphoid Cells, ILC3s) - prowadzi do spadku ich liczebności, ciężkiego stanu zapalnego, problemów z barierą jelitową i nasilonej akumulacji tłuszczu. Wg autorów badania, to po części wyjaśnia, czemu u osób, które pracują nocą czy zmieniają strefy czasowe, często występują otyłość lub nieswoiste zapalenia jelit (IBD). Brak snu lub zmienione nawyki związane ze snem mogą mieć dramatyczne konsekwencje zdrowotne, skutkując różnymi chorobami, które często mają komponent immunologiczny, np. IBD - podkreśla Henrique Veiga-Fernandes z Fundacji Champalimaudów. By zrozumieć, co się dzieje, naukowcy zaczęli sobie zadawać pytania odnośnie do komórek odpornościowych z jelita i zegara biologicznego. Jak wyjaśniają Portugalczycy, niemal wszystkie komórki w organizmie mają maszynerię genetyczną, która podąża za rytmem okołodobowym za pośrednictwem ekspresji tzw. genów zegarowych. Geny zegarowe działają jak miniaturowe zegarki, które informują komórki o porze dnia i w ten sposób pomagają tworzonym przez nie narządom i układom przewidzieć, co się będzie działo, np. czy jest pora jedzenia, czy spania. Naukowcy dodają, że choć zegarki komórkowe są autonomiczne, nadal muszą być synchronizowane, by upewnić się, że wszyscy znajdują się na tej samej stronie [instrukcji]. Komórki wewnątrz organizmu nie mają bezpośredniej informacji o zewnętrznym świetle, co oznacza, że zegarki poszczególnych komórek mogą dawać niewłaściwe wskazania. Zadaniem zegara mózgowego [jąder nadskrzyżowaniowych], który otrzymuje bezpośrednie dane nt. światła, jest [więc] synchronizacja tych zegarków w ciele, tak by wszystkie układy działały jak dobra orkiestra. To absolutnie konieczne dla dobrostanu. Autorzy artykułu z pisma Nature odkryli, że spośród różnych komórek odpornościowych z jelita ILC3s są szczególnie podatne na zaburzenia genów zegarowych. Komórki te spełniają w jelicie ważne funkcje: zwalczają infekcje, kontrolują integralność nabłonka jelit oraz regulują wchłanianie tłuszczów. Gdy zaburzyliśmy ich zegary, odkryliśmy, że liczba ILC3s w jelicie była znacząco obniżona. To zaś skutkowało ciężkim stanem zapalnym, załamaniem bariery jelitowej i nasiloną akumulacją tłuszczu. W dalszej kolejności ekipa postanowiła sprawdzić, czemu mózgowy zegar ma tak silny wpływ na liczebność ILC3s. Gdy akademicy analizowali, jak zaburzenie mózgowego zegara wpływa na ekspresję różnych genów w ILC3s, okazało się, że problemem jest brak molekularnego "kodu pocztowego". Jak wyjaśniają Portugalczycy, by dało się zlokalizować jelito, w błonie ILC3s musi zachodzić ekspresja pewnego białka, które działa jak kod pocztowy. Ten znacznik instruuje ILC3s, czasowych rezydentów jelita, gdzie migrować. Pod nieobecność mózgowych wskazówek okołodobowych w ILC3s nie zachodzi ekspresja znacznika, przez co nie mogą one trafić do celu. Veiga-Fernandes uważa, że udało się ustalić coś bardzo ważnego, gdyż wyjaśnia się, czemu u osób prowadzących nocny tryb życia pojawiają się problemy z jelitem. To doskonały przykład adaptacji ewolucyjnej. Podczas aktywnego okresu dnia, kiedy jemy, mózgowy zegar obniża aktywność ILC3s, by sprzyjać zdrowemu metabolizmowi tłuszczów. [...] Po zakończeniu okresu jedzenia zegar instruuje z kolei ILC3s, by wróciły do jelita, gdzie są potrzebne, by walczyć z najeźdźcami i sprzyjać regeneracji nabłonka. "Nie jest zaskakujące, że osoby pracujące na nocne zmiany mogą cierpieć na choroby zapalne jelit. Wiąże się to z faktem, że opisana oś neuroimmunologiczna jest tak dobrze wyregulowana przez mózgowy zegar, że jakakolwiek zmiana zwyczajów może mieć bezpośredni wpływ na ILC3s". « powrót do artykułu
  13. Prawo Moore'a żyje i ma się dobrze, uważa Mark Liu, przewodniczący zarządu TSMC. Firma poinformowała właśnie o rozpoczęciu prac badawczo-rozwojowych nad 3-nanometrowym procesem technologicznym. Jak stwierdził Philip Wong, wiceprezes ds. badawczych, Prawo Moore'a będzie obowiązywało jeszcze przez dziesięciolecia i pozwoli na tworzenie układów scalonych w technologii 2 i 1 nanometra. Największym problemem dla przemysłu półprzewodnikowego, przynajmniej na Tajwanie, może być niedobór inżynierów. To brak specjalistów może zagrozić dalszemu rozwojowi TSMC. Problem z odpowiednią ilością wykształconych pracowników będzie się jeszcze pogarszał, gdyż firmy z Chin agresywnie rekrutują inżynierów w innych państwach. Chcą, wykorzystując ich dotychczasowe doświadczenie, w sposób skokowy nadrobić przepaść technologiczną, jaka dzieli je od zagranicznej konkurencji. Już w tej chwili Chińczycy agresywnie rekrutują na Tajwanie i w Korei Południowej, oferując tamtejszym inżynierom znacznie wyższe płace niż te, na jakie mogą liczyć u siebie. « powrót do artykułu
  14. Nowe dowody wskazują, że kultura aszelska pojawiła się na północy Francji o co najmniej 150 000 lat wcześniej niż przypuszczano. Znaleźli je właśnie naukowcy z francuskiego Narodowego Centrum Badań Badań Naukowych (CNRS) i Muzeum Historii Naturalnej. Prowadzili oni badania na stanowisku Moulin Quignon w departamencie Somma, które zostało ponownie odkryte w 2017 roku. Stanowisko znano już wcześniej, jednak na 150 lat o nim zapomniano. Teraz w osadach w dolinie Sommy, na wysokości 30 metrów nad rzeką, znaleziono ponad 260 krzemiennych narzędzi, w tym 5 pięściaków, których wiek oszacowano na 650–670 tysięcy lat. Znalezione tu pięściaki są najstarszymi tego typu obiektami odkrytymi w Europie północno-zachodniej. Znalezione zabytki zostały wytworzone przez przedstawicieli kultury aszelskiej, a odkrycie potwierdza, że dolina Sommy była centralnym punktem najstarszego osadnictwa w Europie. Czas rozprzestrzeniania się homininów i kultury aszelskiej wraz z charakterystycznym dla niej bifacjalnym retuszem stosowanym przy produkcji pięściaków, to kluczowe zagadnienie debaty nad zasiedlaniem Europy przez ludzi. Homininy pojawiły się na południu Europy już 1,4 miliona lat temu, jednak dotychczas sądzono, że na północ dotarli znacznie później. Odkrycia z ostatnich lat każą jednak zweryfikować te przypuszczenia. Okazało się bowiem, że do południowo-wschodniej Anglii dotarli już około 800 000 lat temu. Narzędzia kultury aszelskiej, pochodzące sprzed 700 000 lat (centralna Francja) i 610-670 tysięcy lat (Włochy), były znane już wcześniej. Jednak dotychczas powyżej 50. równoleżnika północnego najstarsze narzędzia wytwarzane tą technologią liczyły sobie około 550 000 lat. Stanowisko Moulin Quignon to jedno z tych stanowisk, na których w latach 1837–1868 francuski archeologi Jacques Boucher de Perthes odkrył pierwsze narzędzia z bifacjalnym retuszem. Odkrycie to skłoniła Charlesa Lyella do wysunięcia stwierdzenia o bardzo dawnym pochodzeniu człowieka. W latach 1863–1864 w Moulin Quignon odkryto ludzkie szczątki, które, jak się okazało, zostały dla żartu podrzucone przez robotników. To zniszczyło reputację stanowiska archeologicznego, o którym na 150 lat zapomniano. Do stanowiska wrócono niedawno, po analizie zabytków przechowywanych od XIX wieku. Szczegółowy opis odkrycia można znaleźć w artykule The earliest evidence of Acheulian occupation in Northwest Europe and the rediscovery of the Moulin Quignon site, Somme valley, France « powrót do artykułu
  15. Nasi naukowcy pracują nad technologią wytwarzania wielofunkcyjnego materiału kompozytowego do odbudowy tkanki kostnej Chcemy wykorzystać naturalną zdolność kości do regeneracji – mówi dr inż. Konrad Szustakiewicz z Wydziału Chemicznego PWr. Dr Szustakiewicz wraz grupą badaczy z Politechniki Wrocławskiej uczestniczy w interdyscyplinarnym projekcie nadzorowanym przez Instytut Ceramiki i Materiałów Budowlanych z Warszawy. W konsorcjum jest także Uniwersytet Gdański, Instytut Biotechnologii i Medycyny Molekularnej oraz jako partner biznesowy – spółka SensDx. Ideą projektu, finansowanego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w ramach konkursu Techmatstrateg 2, jest stworzenie implantu kostnego, który będzie aktywny biologicznie. Ma on pomóc pacjentom z ubytkami w kościach spowodowanymi np. osteoporozą, chorobami nowotworami czy urazami. W tym celu wykorzystany zostanie materiał kompozytowy z odpowiednio dobranego polimeru oraz bioszkła, które jest biozgodne oraz wytrzymałe mechanicznie. Dlatego świetnie nadaje się do ubytków powstałych w tkance kostnej. Nasz materiał, ma być biodegradowalny i bioresorbowalny, czyli będzie się rozkładać w organizmie ludzkim lub zwierzęcym w taki sposób, żeby nie powstawały żadne toksyczne związki. Nie będzie on wywoływał stanów zapalnych i zostanie wchłonięty przez organizm. Taki jest plan – wyjaśnia dr Konrad Szustakiewicz z Zakładu Inżynierii i Technologii Polimerów. To właśnie tu wykonywane są badania w ramach chemicznej części projektu, czyli tej dotyczącej dopasowania odpowiedniego polimeru. Pomysł, realizowany przez konsorcjum, łączy różne dziedziny nauki. To działania na granicy inżynierii materiałowej, chemii polimerów, ceramiki, medycyny i oczywiście biologii – podkreśla dr Szustakiewicz. Każdy z partnerów odpowiada za inny etap badań. Bioszkło powstaje w grupie dr inż. Zbigniewa Jaegermanna w Instytucie Ceramiki i Materiałów Budowlanych w Warszawie, my jesteśmy odpowiedzialni za wytworzenie polimeru o odpowiednim ciężarze cząsteczkowym – wyjaśnia. Do polimeru przyłączane są peptydy – czym zajmuje się zespół z Uniwersytetu Gdańskiego, pod kierownictwem prof. Sylwii Rodziewicz-Motowidło. W kolejnych etapach polimer będzie mieszany z bioszkłem, a następnie w Instytucie Biotechnologii i Medycyny Molekularnej zostanie przebadany pod względem biologicznym. Dostaniemy  wtedy odpowiedź, jak nasz materiał zachowuje się w walce z różnymi bakteriami, np. gronkowcem złocistym – tłumaczy naukowiec z PWr. Za wszystkie procedury związane z komercjalizacją wyników i znalezienie inwestora gotowego przeprowadzić kolejną fazę badań klinicznych odpowiada firma SensDx. Droga wynalazku z laboratorium do wdrożenia na rynek jest bardzo długa i skomplikowana. Dlatego zależy nam, żeby jak najszybciej ją przejść. Już pierwsze wyniki zamierzamy poddać ochronie patentowej i objąć licencją – zapowiada dr Szustakiewicz. Innowacyjność projektu polega na tym, że wytworzony materiał ma nie tylko wypełnić ubytek, lecz także pobudzić komórki do regeneracji i zapobiegać powstawaniu stanów zapalnych. Bioszkło to taka imitacja kości. Dzięki obecności peptydów o odpowiednich sekwencjach komórki kostne namnożą się szybciej. Peptydy będą także uwalniane w czasie resorpcji polimeru i będą też działać antybakteryjnie. Polimer po pewnym czasie zniknie z organizmu, zostanie bioszkło obudowane kością – wyjaśnia dr Szustakiewicz. Dodaje, że aktualnie uzupełnienia kostne to gorący temat w świecie badań naukowych. W wielu ośrodkach prowadzone są prace nad różnymi rozwiązaniami. Nasze podejście jest inne, bo po pierwsze proponujemy materiał polimerowo-ceramiczny, po drugie będzie on aktywny biologicznie. Dzięki temu proces gojenia się rany znacznie się skróci – mówi kierownik projektu na PWr. Takie podejście spotkało się z pozytywną oceną środowiska ekspertów, bo projekt, chociaż jest jeszcze w fazie początkowej, już otrzymał Polską Nagrodę Inteligentnego Rozwoju w kategorii: innowacyjne technologie przyszłości. Działania konsorcjum rozpisane są na trzy lata. Politechniczny zespół liczy siedem osób. Poza kierownikiem są to dr inż. Małgorzata Gazińska, dr inż. Ewelina Ortyl, dr inż. Magdalena Kobielarz, dr inż. Dominika Czycz, mgr inż. Agnieszka Bondyra oraz mgr inż. Michał Grzymajło. Naukowcy na realizację swojej części badań dostali niecały milion złotych. Cały projekt kosztuje prawie 7 milionów zł. « powrót do artykułu
  16. Na stanowisku S. Ambrogio w Mediolanie znaleziono szkielet noszący ślady tortur. Należał on do mężczyzny w wieku 17–20 lat, który żył pomiędzy 1290 a 1430 rokiem. Analizy wykazały liczne symetryczne złamania kości łokciowych, promieniowych, piszczelowych i strzałkowych po obu stronach ciała. Zdaniem specjalistów to pierwszy znany nam naukowo opisany przypadek ofiary łamania kołem. Złamania, powstałe w wyniku tępych urazów, widoczne są też na kościach twarzy. Ponadto na czwartym kręgu lędźwiowym widoczna jest rana zadana najprawdopodobniej bronią penetrującą ciało. Obecność licznych złamań przedśmiertnych, ich symetryczna lokalizacja oraz gwałtowne ciosy w głowę i penetrujące brzuch, są zgodne ze znanymi opisami tortury łamania kołem i ostatecznej egzekucji. Łamanie kołem polegało na przywiązaniu ofiary do koła umieszczonego poziomo na krótkiej osi. Kat stopniowo łamał poszczególne kończyny i kości czaszki uderzając w nie tępo zakończoną bronią. Torturę finalizowała egzekucja poprzez dekapitację lub wbicie broni w brzuch. Na północy Włoch tego typu kara była zarezerwowana zwykle dla osób podejrzewanych o rozprzestrzenianie zarazy. Hipotezę o łamaniu ofiary kołem wzmacniają tez dwie klamry znalezione w grobie. Prawdopodobnie mocowały one całun, by utrzymać razem poważnie poranione kończyny ofiary. Niestety, oprócz badań szkieletu, nie mamy żadnych innych danych na temat ofiary. Chociaż nie można wykluczyć, że rany zostały odniesione w inny niż opisany sposób, bo ich symetryczność czyni bardzo mało prawdopodobnym inną przyczynę ich powstania niż egzekucja na kole. Tortury są stosowane przez ludzkość od początku cywilizacji. Były używane nie tylko w celu wymierzania sprawiedliwości czy uzyskania informacji, ale również podczas różnych rytuałów erotycznych czy religijnych. Publiczna egzekucja za pomocą tortur miała też działać jak odstraszający przykład dla innych. Tę metodę odstraszania zastosowano np. wobec powstańców Spartakusa, których tysiące ukrzyżowano wzdłuż drogi wiodącej do Rzymu. Łamanie kołem było znane od starożytności. Jednak to w średniowieczu stało się jedną z najczęściej stosowanych tortur. Wspomina o niej żyjący w VI wieku Grzegorz z Tours. W czasach Świętego Imperium Rzymskiego tortura ta była zwykle zarezerwowana dla mężczyzn, którzy popełnili morderstwo. Łamanie kołem było szczególnie popularne na terenie dzisiejszych Francji i Niemiec. « powrót do artykułu
  17. Dzięki człowiekowi, który postanowił za pomocą Google Earth przyjrzeć się swojemu byłemu domowi w Wellington na Florydzie, udało się odnaleźć mężczyznę, który zaginął w 1997 r. Jego szczątki przeleżały 22 lata w samochodzie zatopionym w stawie retencyjnym. Zdjęcia lotnicze pokazały zarys pojazdu w wodzie, dzięki czemu można było rozwiązać zagadkę sprzed 2 dekad... Jak napisano w komunikacie Biura Szeryfa Hrabstwa Palm Beach na Facebooku, były mieszkaniec Grand Isles oglądał swoje dawne okolice na Google Earth. W pewnym momencie przy brzegu zbiornika retencyjnego zauważył coś, co wyglądało na samochód. Skontaktował się wtedy z obecnym właścicielem domu, który potwierdził jego spostrzeżenia za pomocą drona i natychmiast skontaktował się z policją. Gdy przybyli na miejsce policjanci wydobyli auto z wody, okazało się, że w środku znajdują się ludzkie szczątki. Z zewnątrz biały Saturn SL 1994 był pokryty osadem wapnia, co sugerowało, że samochód leżał w wodzie przez dłuższy czas. Kości zbadali specjaliści z biura koronera. Dziesiątego września dokonano identyfikacji. Zmarły to William Earl Moldt, który zaginąwszy w 1997 r., miał 40 lat. Siódmego listopada 1997 r. mężczyzna zadzwonił ok. 21.30 do swojej dziewczyny, mówiąc, że niedługo wróci do domu. Wg National Missing and Unidentified Persons System (NamUs), gdy go widziano po raz ostatni, ok. 23 wychodził z lokalnego baru. Nie wyglądał na pijanego. Odjechał sam. Jak podała telewizja WPTV, w czasie zaginięcia Moldta osiedle dopiero budowano. Okoliczności, w wyniku których samochód z Moldtem w środku trafił do zbiornika, pozostają nieznane. « powrót do artykułu
  18. Na stanowisku Jiahu w chińskiej prowincji Henan znaleziono dowody, że już 6200 lat przed Chrystusem tamtejsi mieszkańcy mogli prowadzić hodowlę karpia. Porównując profile selekcji gatunków, długość ciała oraz szczątki ryb z Jiahu z podobnymi znaleziskami z Azji Wschodniej oraz z danymi z współczesnych hodowli naukowcy doszli do wniosku, że akwakultura karpia pojawiła się w Jiahu w latach 6200–5700 przed naszą erą. Wcześniej informowaliśmy, że już przed 9000 tysiącami lat w Jiahu udomowiono świnie. O historii hodowli ryb wciąż niewiele wiadomo. Księga Pieśni, najstarszy chiński zbiór poezji, wspomina o stawie z karpiami, który miał istnieć około 1140 roku p.n.e, a z zapisków historycznych wiemy, że we Wschodniej Azji ryby hodowano już przed I tysiącleciem przed Chrystusem. Stanowisko Jiahu dostarczyło nam dotychczas dowodów na wczesne udomowienie ryżu i świń oraz pojawienie się fermentowanych napojów, kościanych fletów i być może pokazuje też początki pisma. Jako, że dotychczasowe odkrycia w Jiahu sugerują, iż istniały tam duże zbiorniki wodne, to właśnie w tym miejscu niemiecko-brytyjsko-chiński zespół naukowy postanowił poszukać dowodów na istnienie hodowli ryb. Naukowcy dokonali szczegółowych pomiarów 588 zębów karpi znalezionych w Jiahu w trzech różnych warstwach osadów neolitycznych i porównali określony na tej podstawie rozkład wielkości ciał ryb z danymi z innych wykopalisk oraz ze współczesnej japońskiej hodowli. Szczątki ryb z dwóch pierwszych okresów neolitu wykazały jednorodny wzorzec wielkości ciała ze szczytową wielkością blisko wieku, gdy ryby osiągają dojrzałość płciową, to już szczątki z Okresu III (6200–5700 p.n.e.) wykazały istnienie podwójnego wzorca dystrybucji z dwoma szczytami – jednym gdy ryby miały 350–400 mm długości, co odpowiada ich dojrzałości płciowej i drugim przy długości ciała 150–200 mm. Taki podwójny wzorzec był podobny do tego, co wcześniej znaleziono na stanowisku Asahi (400 p.n.e. – 100 n.e.) w Japonii, a co jest wskazówką na istnienie hodowli ryb. Wzorca tego nigdy wcześniej nie zauważono w neolitycznych Chinach. W takich hodowlach duża liczba karpiowatych jest łapana w czasie tarła i przetwarzana na zapasy żywności. Część ryb jest zaś wypuszczana do kontrolowanych przez ludzi zbiorników, gdzie dochodzi do tarła i pojawienia się młodych, które korzystają z dostępnych zasobów. Jesienią woda była spuszczana, a ryby zbierano. Praktykę tę widać pozostałościach archeologicznych w postaci dwóch szczytów długości ciała, związanych z obecnością osobników dojrzałych i niedojrzałych płciowo, stwierdzają autorzy badań. Rozmiary ryb nie były jedynym dowodem na istnienie hodowli w Jiahu. We wschodnioazjatyckich rzekach i strumieniach karaś pospolity jest zwykle bardziej rozpowszechniony niż karp. Tymczasem w Jiahu aż 75% szczątków karpiowatych stanowiły szczątki karpia, a nie karasia. Tak znaczna przewaga ryby mniej rozpowszechnionej w środowisku naturalnym wskazuje, że ludzie preferowali karpie i potrafili swoje preferencje zaspokoić za pomocą hodowli. Na podstawie badań w Jiahu i innych stanowiskach naukowcy opracowali hipotetyczny trzyetapowy model rozwoju hodowli ryb w prehistorycznej Azji Wschodniej. W pierwszym etapie ludzie poławiali karpie gromadzące się na podmokłych terenach w okresie tarła. W etapie drugim podmokłe tereny były kontrolowane przez ludzi poprzez kopanie kanałów i zarządzanie przepływem wody, dzięki czemu mogło dochodzić do tarła, a ludzie mogli potem wybierać młode ryby. W etapie 3. ludzie na stałe zarządzali hodowlą, między innymi poprzez stosowanie stworzonych przez siebie podwodnych powierzchni zwiększających zdolności reprodukcyjne karpia oraz stawów i pól zalewowych, służących do hodowli młodych. Mimo tego że w Jiahu nie znaleziono jeszcze pozostałości po mokrej uprawie ryżu, wiele wskazuje na to, że rozwój hodowli karpia i mokrej uprawy ryżu są ze sobą związane i badania nad ich wspólną ewolucją będą przedmiotem przyszłych badań. « powrót do artykułu
  19. Codzienne wstrzykiwanie przez 5 tygodni myszom z chorobą Alzheimera (ChA) 2 krótkich peptydów znacząco poprawia pamięć zwierząt. Terapia ogranicza także zmiany typowe dla ChA: stan zapalny mózgu oraz akumulację beta-amyloidu. U myszy, które przechodziły terapię, zaobserwowaliśmy słabsze nagromadzenie blaszek beta-amyloidu oraz zmniejszenie zapalenia mózgu - podkreśla prof. Jack Jhamandas z Uniwersytetu Alberty. Odkrycie bazuje na wcześniejszych ustaleniach odnośnie do związku AC253, który może blokować toksyczne oddziaływania beta-amyloidu. Podczas badań ustalono, że AC253 blokuje przyłączanie beta-amyloidu do pewnych receptorów komórek mózgu. Okazało się jednak, że choć AC253 zapobiega akumulacji beta-amyloidu, przez szybki metabolizm w krwiobiegu jest problem z jego docieraniem do mózgu. Wskutek tego, by terapia AC253 była skuteczna, potrzeba dużych ilości tego związku, co jest niepraktyczne i może zwiększyć ryzyko rozwoju odpowiedzi immunologicznej na leczenie. Teoretycznie mogłoby pomóc przekształcenie AC253 z formy wstrzykiwalnej w doustną tabletkę, ale AC253 jest zbyt złożony, by problem dało się rozwiązać w ten sposób. Jhamandas wpadł więc na pomysł, by "przeciąć" AC253 na dwa fragmenty i sprawdzić, czy można stworzyć dwie mniejsze nici peptydowe, które blokowałyby beta-amyloid w podobny sposób jak AC253. Podczas serii testów na genetycznie zmodyfikowanych myszach Kanadyjczycy odkryli dwa krótsze fragmenty AC253, które replikowały prewencyjne i regeneracyjne właściwości większego peptydu. Następnie naukowcy wykorzystali modelowanie komputerowe i sztuczną inteligencję do prac nad drobnocząsteczkowym lekiem. Zespół koncentruje się na wytworzeniu zoptymalizowanej doustnej wersji, tak by mogły się zacząć testy kliniczne na ludziach. Jhamandas podkreśla, że leki drobnocząsteczkowe są preferowane, bo taniej je wyprodukować, a poza tym mogą one być zażywane doustnie i łatwiej dostają się do mózgu z krwią. « powrót do artykułu
  20. Podczas trwających prac badawczo-konserwatorskich ołtarza Wita Stwosza odsłonięto i odczytano datę 1486 znajdującą się na boku apostoła – św. Jakuba – podtrzymującego zasypiającą Maryję. Data ta nie była do tej pory znana badaczom sztuki średniowiecznej i opisana w literaturze przedmiotu. Święty Jakub podtrzymujący zasypiającą Maryję jest najważniejszą i centralną rzeźbą ołtarza Wita Stwosza. Na boku szaty apostoła odkryto datę 1486, która wyprzedza o trzy lata datę poświęcenia ołtarza. Do tej pory nie było żadnych napisów na ołtarzu w postaci daty, sygnatury, inskrypcji czy gmerku. Charakter pisma jest typowy dla cyfr gotyckich z charakterystyczną czwórką. Nie ma zatem wątpliwości, że jest to autentyk – podkreśla dr hab. Jarosław Adamowicz, kierownik prac badawczo-konserwatorskich. Odkrycie to otwiera dyskusję oraz nowe możliwości badawcze związane z powstaniem dzieła datowanego na 1477–1489. Prace konserwatorskie przy ołtarzu Wita Stwosza rozpoczęły się we wrześniu 2015 roku. Obecnie realizowana jest pełna konserwacja rzeźb i wszystkich elementów składowych centralnej części dzieła, w które skupione są dwie sceny ikonograficzne: Zaśnięcia i Wniebowzięcia NMP. « powrót do artykułu
  21. Zmiany klimatyczne mogą w wielu miejscach na świecie zmniejszyć zdolność gleby do absorbowania wody, twierdzą naukowcy z Rutgers University. To zaś będzie miało negatywny wpływ na zasoby wód gruntowych, produkcję i bezpieczeństwo żywności, odpływ wód po opadach, bioróżnorodność i ekosystemy. Wskutek zmian klimatu na całym świecie zmieniają się wzorce opadów i inne czynniki środowiskowe, uzyskane przez nas wyniki sugerują, że w wielu miejscach na świecie może dość szybko dojść do znacznej zmiany sposobu interakcji wody z glebą, mówi współautor badań Daniel Giménez. Sądzimy, że należy badać kierunek, wielkość i tempo tych zmian i włączyć je w modele klimatyczne. Uczony dodaje, że obecność wody w glebie jest niezbędna, by ta mogła przechowywać węgiel, jej brak powoduje uwalnianie węgla do atmosfery. W ubiegłym roku w Nature ukazał się artykuł autorstwa Giméneza, w którym naukowiec wykazał, że regionalne wzrosty opadów mogą prowadzić do mniejszego przesądzania wody, większego jej spływu po powierzchni, erozji oraz większego ryzyka powodzi. Badania wykazały, że przenikanie wody do gleby może zmienić się już w ciągu 1-2 dekad zwiększonych opadów. Jeśli zaś mniej wody będzie wsiąkało w glebę, mniej będzie dostępne dla roślin i zmniejszy się parowanie. Naukowcy z Rutgers University od 25 lat prowadzą badania w Kansas, w ramach których zraszają glebę na prerii. W tym czasie odkryli, że zwiększenie opadów o 35% prowadzi do zmniejszenia tempa wsiąkania wody w glebę o 21–35 procent i jedynie do niewielkiego zwiększenia retencji wody. Największe zmiany zostały przez naukowców powiązane ze zmianami w porach w glebie. Duże pory przechwytują wodę, z której korzystają rośliny i mikroorganizmy, co prowadzi do zwiększonej aktywności biologicznej, poprawia obieg składników odżywczych w glebie i zmniejsza erozję. Gdy jednak dochodzi do zwiększenia opadów, rośliny mają grubsze korzenie, które mogą zatykać pory, a to z kolei powoduje, że gleba słabiej się poszerza i kurczy gdy wody jest więcej lub mniej. W kolejnym etapie badań naukowcy chcą dokładnie opisać mechanizm zaobserwowanych zmian, by móc ekstrapolować wyniki badań z Kansas na inne regiony świata i określić, w jaki sposób zmiany opadów wpłyną na gleby i ekosystemy. « powrót do artykułu
  22. W wyciągu z liści Mimosa caesalpiniifolia - krzewu z brazylijskiej cerry - występują związki, które będzie można wykorzystać w leczeniu drożdżyc wywoływanych przez oporne na flukonazol grzyby z rodzaju Candida (bielnik). Kandydozy są dość częste. U osób z upośledzoną odpornością, zwłaszcza hospitalizowanych, mogą być jednak śmiertelne. Choć w większości wypadków wystarczy zastosować flukonazol, niektóre odmiany grzybów są lekooporne. Ostatnio naukowcy z brazylijsko-hiszpańskiego zespołu zidentyfikowali związki, które zwalczają 2 gatunki bielników: Candida glabrata i C. krusei. Celem jest uzyskanie maści, którą można by wykorzystywać jako alternatywę dla flukonazolu. Podczas badań z M. caesalpiniifolia wyizolowano 23 znane związki oraz 5 nowych flawonoidów, zwanych mimocezalpinami A, B, C, D i E. Okazało się, że 4 z 28 substancji wykazywały wobec próbek C. glabrata i C. krusei skuteczniejszą aktywność przeciwgrzybiczną niż flukonazol. Zastosowaliśmy wobec tych 2 grzybów wiele różnych związków. Większość miała na nie niewielki wpływ albo nie miała go w ogóle. Cztery wykazywały jednak obiecującą aktywność i będziemy je testować w postaci maści - opowiada Marcelo José Dias Silva z IB-UNESP. Testy obejmą 3 preparaty; naukowcy wykorzystają związki lub kombinacje najskuteczniejsze w hamowaniu wzrostu drożdżaków. W jednym z nich zastosowane zostanie połączenie beta-sitosterolu i galusanu etylu. Drugi ma zawierać mimocezalpinę C, a trzeci mimocezalpinę C i beta-sitosterol. Sam beta-sitosterol nie był skuteczny, ale w połączeniu z pozostałymi dwiema substancjami działał synergicznie i wykazywał się dużą efektywnością. Mimocezalpina C przejawiała obiecującą wybiórczą aktywność wobec C. krusei, które są oporne na flukonazol. Ekstrakt M. caesalpiniifolia jest bardzo złożony. Zawiera duże ilości chlorofilu i kwasów tłuszczowych, które utrudniają identyfikację występujących związków. Dzięki współpracy z kolegami z Uniwersytetu w Kadyksie byliśmy jednak w stanie je rozdzielić i skupić się na najbardziej obiecujących frakcjach. Nim powstaną maści do testów, naukowcy chcą sprawdzić, czy antybielnikowy wpływ związków, które mają do nich trafić, utrzymuje się, a nawet nasila po zmieszaniu z adjuwantami. « powrót do artykułu
  23. W centrum Drogi Mlecznej znajduje się supermasywna czarna dziura o masie 4 milionów mas Słońca. Jest ona spokojna jak na aktywne jądro galaktyki, jednak obserwacje w zakresie promieniowania rentgenowskiego pokazują, że w okolicach czarnej dziury dochodzi do silnych rozbłysków. Ponadto chociaż tempo formowania się gwiazd w tamtym regionie jest od kilkuset milionów lat stabilne, mamy dowody, że czasami dochodzi tam do wysokoenergetycznych epizodów. Teraz na łamach Nature naukowcy donoszą o odkryciu dwóch bąbli emitujących promieniowanie radiowe i znajdujących się nad oraz pod płaszczyzną Galaktyki. Rozmiary obu bąbli wynoszą 140x430 parseków, czyli każda z nich rozciąga się na 700 lat świetlnych. Wiek bąbli oceniono na kilka milionów lat, a całkowitą energię na 7x1052 ergów. Naszym czytelnikom z pewnością coś to przypomina. Przed 9 laty informowaliśmy o odkryciu tajemniczych bąbli rozciągających się w obu kierunkach od centrum Drogi Mlecznej. Natura Bąbli Fermiego wciąż nie została wyjaśniona. A odkryte właśnie bąble emitujące promieniowanie radiowe nie są tym samym, co Bąble Fermiego. To zupełnie nowa, nieznana dotychczas struktura i jedna z największych istniejących w centrum Drogi Mlecznej. Centrum naszej galaktyki jest dość spokojne w porównaniu z innymi galaktykami. Mimo to, nasza centralna czarna dziura może być czasami niezwykle aktywna, rozbłyskając, gdy wchłonie większe ilości pyłu i gazu. Możliwe, że podczas jednego z takich zdarzeń doszło do potężnego rozbłysku, który utworzył te bąble, mówi astrofizyk Ian Heywood z Uniwersytetu w Oksfordzie. Na pierwsze ślady nowo odkrytych struktur trafił w latach 80. ubiegłego wieku astronom Farhad Yusef-Zadeh z Northwestern University, który wraz z kolegami zauważył w centrum galaktyki długie, wąskie dobrze zorganizowane i wysoce namagnetyzowane pasma gazu, rozciągające się na dziesiątki lat świetlnych, których szerokość wynosiła zaledwie rok świetlny. Gaz ten emitował promieniowanie synchrotronowe. Podobnych struktur nigdzie indziej nie zaobserwowano. W międzyczasie powstał należący do National Radio Astronomy Observatory południowoafrykański teleskop MeerKAT, złożony z 64 anten. Gdy naukowcy nakierowali go na centrum Drogi Mlecznej zauważyli wspomniane bąble emitujące promieniowanie radiowe. Bąble odkryte przez MeerKAT rzucają nowe światło na pochodzenie pasm gazu, mówi Yusef-Zadeh. Niemal wszystkie z ponad 100 takich pasm znajdują się wewnątrz bąbli radiowych. Cała nowo odkryta struktura przypomina klepsydrę, ma wyraźnie zaznaczone ostre krawędzie, jest niezwykle symetryczna. To ta symetria oraz całkowita długość struktury wynosząca 1400 lat świetlnych zdradzają kilka szczegółów na temat struktury. Kształt i symetria wskazują, że wydarzenie, które utworzyło tę strukturę miało miejsce przed kilkoma milionami lat w bezpośrednim pobliżu czarnej dziury. Prawdopodobnie doszło do erupcji wywołanej olbrzymią ilością gazu, który wpadł do czarnej dziury lub też masowym formowaniem się gwiazd, co wywołało falę uderzeniową, która przeszła przez centrum galaktyki. Wskutek tego wydarzenia w gorącym zjonizowanym gazie w pobliżu centrum galaktyki doszło do wygenerowania fal radiowych, które możemy obecnie rejestrować, wyjaśnia William Cotton z National Radio Astronomy Observatory. Mimo, że bąble radiowe są mniejsze i mają mniej energii niż Bąble Fermiego, nie można wykluczyć, że obie struktury powstały w wyniku podobnych, może nawet połączonych ze sobą, wydarzeń. « powrót do artykułu
  24. Podczas remontu w pomieszczeniu inspekcji sanitarnej w Instytucie Wektor w Kolcowie doszło do pożaru wywołanego wybuchem butli z gazem. W Centrum Wirusologii i Biotechnologii przechowywane są np. wirus ospy prawdziwej czy wirus Ebola. W oświadczeniu wydanym przez Wektor podano, że nie doszło do skażenia biologicznego i że w wypadku ucierpiała tylko jedna osoba. Konstrukcja budynku nie została uszkodzona. Do zdarzenia doszło na 5. piętrze 6-kondygnacyjnego budynku. Poniedziałkowa eksplozja zniszczyła szyby w oknach. Przed ugaszeniem pożar rozprzestrzenił się ponoć na powierzchni 30 m2. Ranny, który doznał oparzeń trzeciego stopnia, znajduje się na oddziale intensywnej opieki medycznej. Media przypominają, że 5 maja 2004 r. doszło tu do innego wypadku. Badaczka zakłuła się wtedy igłą skażoną wirusem Ebola. Światową Organizację Zdrowia poinformowano ze sporym opóźnieniem. Naukowcy podkreślali wtedy, że choć Wektor odizolował pacjentkę, by ograniczyć ewentualne rozprzestrzenianie choroby i nie było obowiązku powiadamiania o wypadkach związanych z Ebolą, przez takie postępowanie specjaliści z WHO nie mogli udzielić natychmiastowych porad odnośnie do leczenia, a niewykluczone, że w ten sposób udałoby się uratować życie pracownicy Instytutu. Warto dodać, że Wektor to jedno z dwóch miejsc przechowywania wirusa ospy prawdziwej na świecie. Drugie to laboratorium CDC w Atlancie. « powrót do artykułu
  25. Wi-Fi Alliance rozpoczęło program Wi-Fi Certified 6. Oznacza to, że standard Wi-Fi 6, czyli 802.11ax, jest gotowy i producenci urządzeń mogą starać się o certyfikat, świadczący iż spełniają one założenia Wi-Fi nowej generacji. 802.11ax pozwala, by więcej niż dotychczas urządzeń wykorzystywało te same kanały i częstotliwości, a jednocześnie zapobiega powstawaniu takich zakłóceń i opóźnień z jakimi mamy do czynienia przy Wi-Fi 5 (802.11ac) czy Wi-Fi 4 (802.11n). Zła wiadomość jest zaś taka, że nie wystarczy kupić rutera 802.11ax by skorzystać z zalet Wi-Fi 6. Również inne urządzenia w jego zasięgu powinny wspierać ten standard i dopiero wówczas zobaczymy korzyści z takiego rozwiązania. 802.11ax wymaga również użycia protokołu WPA3. Zapewnia on bowiem znacznie większy poziom bezpieczeństwa niż WPA2, a dzięki używiu Simultaneous Authentication of Equals (SAE) powinien być też bardziej odporny na przyszłe ataki. Jako, że 802.11ax wymaga również wsparcia sprzętowego, nie powinniśmy się spodziewać, że obecnie używany przez nas sprzęt będzie po aktualizacji pracował w nowym standarcie. Jeśli jednak będziemy kupowali nowy sprzęt, czy to sprzęt sieciowy czy smartfona, warto sprawdzić, czy wspiera on Wi-Fi 6. Ze standardem tym współpracują już nowe modele iPhone'a 11 (chociaż Apple nie stara się o certyfikat), Galaxy Note 10 Samsunga oraz każdy inny smartfon wykorzystujący układ Snapdragon 855. Będzie też go wspierał nowy Pixel 4 Google'a. Wszystkie laptopy z procesorami Intela 10. generacji (Ice Lake i Comet Lake) również obsłużą 802.11ax. Na rynku jest też coraz więcej ruterów i punktów dostępowych obsługujących 802.11ax, jak Netgear RAX80 i RAX120 czy Deco X10 oraz Archer AX6000 TP-Linka. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...