Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37652
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    249

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W nurt coraz popularniejszej ostatnio ekoelektroniki doskonale wpisuje się "zielone" Blister Radio. Próżno w nim szukać plastikowej obudowy, ponieważ wszystkie konieczne do działania układy i elementy zamontowano we w pełni biodegradowalnym pudełku z polilaktydu (PLA). PLA, zwany inaczej poli(kwasem mlekowym), otrzymuje się z surowców naturalnych, np. z mączki kukurydzianej lub trzciny cukrowej. Radio jest zasilane bateriami słonecznymi. Wygląda jak próżniowe opakowanie, w którymś przez pomyłkę zamiast fasolki czy wędlin ktoś umieścił rozkładaną antenę, głośnik i pokrętła. Twórcą Blistrowego Radia jest Klaus Rosburg, który 15 lat temu wyemigrował z Niemiec do USA. Specjalizuje się on w opakowaniach strukturalnych i zanim założył swoje własne studio SONIC Design, najpierw pracował dla innych agencji. Blister Radio to projekt, który powstał z myślą o konkursie Greener Gadget. Ta międzynarodowa impreza odbywa się już od dwóch lat. W założeniu ma promować rozwiązania minimalizujące środowiskowy wpływ urządzeń elektronicznych na wszystkich etapach ich życia i tak np. w radiu Rosburga opakowanie stało się nieodłączną częścią produktu.
  2. Dr Joyce Keyak i zespół z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine (UCI) opracowali nową metodę radzenia sobie z przerzutami do kręgosłupa, które powstają w przebiegu raka piersi. Standardowo stosuje się sesje radioterapii, okazało się jednak, że istnieje coś innego i bardzo obiecującego – zastrzyki z radioaktywnego cementu, które podaje się bezpośrednio do trzonu kręgów. Akademicy z UCI nawiązali współpracę z naukowcami z St. Jude Heritage Medical Group i razem testowali nowo opracowaną technikę. Gdyby okazała się klinicznie przydatna, mogłaby wyeliminować sesje readioterapii. W porównaniu do teleterapii, opisywana procedura pozwala na dostarczanie wyższych dawek [promieniowania] do przerzutów w kościach i niższych do rdzenia kręgowego oraz innych niezmienionych chorobowo tkanek. Niewykluczone więc, że udałoby się polepszyć wyniki terapii – twierdzi Keyak. Przerzuty do kręgosłupa powodują silny ból oraz złamania kręgów. Ze względu na bliskość rdzenia i nerwów skutkują często poważnymi komplikacjami neurologicznymi. W takich sytuacjach prowadzi się przeważnie 2-etapowe leczenie: 1) wszystko zaczyna się od procedury chirurgicznej (wertebroplastyki lub kyfoplastyki), w ramach której złamany trzon jest wypełniany cementem kostnym, stosowanym przez ortopedów również podczas mocowania endoprotez, 2) potem następuje teleterapia. Skuteczność tej ostatniej jest ograniczona, ponieważ bliskość rdzenia kręgowego obniża bezpieczną dawkę promieniowania. Terapia jest też uciążliwa dla pacjentów, gdyż z tego samego powodu dzieli się ją na wiele sesji. Pomysł zespołu doktor Keyak to połączenie w jeden zabieg obu opisanych wyżej faz. Jako że do cementu kostnego dodaje się składników radioaktywnych, mamy do czynienia z brachyterapią kręgową. W ramach kolejnych studiów lekarze zamierzają określić, jakie radioizotopy należałoby zastosować, stopień ich aktywności oraz rozmieszczenie w cemencie. Poza tym konieczne będzie zbadanie wrażliwości na napromieniowanie w zależności od rozmiaru kości, jej gęstości oraz rodzaju guza.
  3. Amerykańscy naukowcy opracowali lek, który może - ich zdaniem - powstrzymać zakażenie dowolnym szczepem wirusa grypy. Preparat, składający się ze specjalnie dobranej mieszanki przeciwciał, może całkowicie zmienić nasze podejście do leczenia tej groźnej, choć często lekceważonej infekcji. Do odkrycia wyjątkowej mikstury doszło... przypadkiem. Jej autorzy planowali początkowo stworzenie leku, który byłby w stanie zneutralizować możliwie wiele różnych odmian słynnego wirusa H5N1, odpowiedzialnego za "ptasią grypę". Dopiero dalsze testy wykazały, że opracowany preparat jest w stanie unieszkodliwić wszystkie najważniejsze szczepy wirusa odpowiedzialnego za grypę, także te atakujące powszechnie ludzi. Głównym składnikiem innowacyjnego produktu są tzw. przeciwciała monoklonalne - białka identyczne z proteinami wytwarzanymi przez nasze organizmy w celu unieszkodliwiania ciał obcych, lecz uzyskiwane w warunkach laboratoryjnych. Do stworzenia leku wykorzystano ściśle wyselekcjonowane rodzaje przeciwciał, wiążące jedno z kluczowych białek wirusa grypy. Przeprowadzony eksperyment nie był pierwszą próbą wykorzystania przeciwciał monoklonalnych do walki z grypą. Dotychczasowe doświadczenia polegały jednak na stosowaniu białek wiążących elementy zewnętrznej warstwy cząstek wirusowych, co zapewniało łatwy dostęp do molekuł stanowiących cel terapii, lecz wiązało się z ryzykiem utraty skuteczności leku. Niepowodzenia wcześniejszych prób były związane z ogromną zmiennością genetyczną wirusa grypy. Prowadziła ona do licznych mutacji, przez co białka na powierzchni patogenu przybierały inny kształt, uniemożliwiając przeciwciałom ich związanie. Nowe podejście do problemu polegało na stworzeniu przeciwciał wiążących struktury umieszczone w głębszych warstwach otoczki wirusa. Ponieważ ich zmienność jest wielokrotnie niższa, składniki leku dawały znacznie większą szansę na skuteczne unieszkodliwienie patogenu. Opracowany preparat przeszedł już wstępne testy na zwierzętach. Wykazały one, że myszy poddane terapii przeżywały kontakt z dawką wirusa uznawaną za śmiertelną. Co więcej, leczenie dawało efekty nawet wtedy, gdy wdrażano je dopiero po trzech dniach od zakażenia, a badacze, pomimo licznych prób, nie zdołali wytworzyć ani jednego szczepu wirusa zdolnego do wywołania choroby u zwierząt poddawanych leczeniu. Ogromne zapotrzebowanie na lek zdolny do zwalczania wirusa grypy sprawia, że pierwsze testy kliniczne opracowanej mieszanki mogą zostać uruchomione już w ciągu dwóch-trzech lat. Tak przynajmniej twierdzi jeden z jej odkrywców, dr Wayne Marasco, pracownik Szkoły Medycznej Uniwersytetu Harvarda. Czy ma rację? Przekonamy się już niedługo.
  4. Golec (Heterocephalus glaber), zwany także nagim szczurem, nie jest być może najpiękniejszym ze zwierząt, lecz jego długowieczność jest godna pozazdroszczenia, podobnie jak doskonała kondycja starzejących się osobników. Okazuje się, sekretem jego wyjątkowej fizjologii jest wybitna dbałość o jakość białek wytwarzanych przez jego organizm. Nagie szczury potrafią przeżyć aż do 30 lat, co jest wartością prawdziwie imponującą, jeśli porówna się je np. z myszami, żyjącymi zwykle około trzech lat. Co więcej, wyjątkowo rzadko chorują na nowotwory, starzenie się nie jest u nich związane z drastycznym pogorszeniem kondycji, a ich samice utrzymują płodność aż do późnej starości. Nic dziwnego, że te wyjątkowe, żyjące w norach gryzonie stały się obiektem intensywnych badań. Tajemnice golców postanowili zgłębić naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego prowadzeni przez prof. Rochelle Buffenstein. Już pierwsze dokonane przez nich obserwacje okazały się zaskakujące. Okazało się bowiem, że tzw. stres oksydacyjny, czyli ekspozycja komórek na szkodliwe działanie utleniaczy, jest u przedstawicieli H. glaber wyjątkowo wysoki. Mimo to, gryzonie doskonale dawały sobie radę. Aby zidentyfikować unikalne cechy metabolizmu nagich szczurów, od osobników w różnym wieku pobrano próbki miąższu wątroby. Jak wykazała ich analiza, komórki golców zadziwiająco dokładnie kontrolują jakość pracujących w swoim wnętrzu białek. Jest to możliwe dzięki wyjątkowo wydajnej eliminacji uszkodzonych lub zniekształconych cząsteczek protein, które, same w sobie, są także znacznie bardziej oporne na uszkodzenia i zmiany struktury. U większości gatunków dochodzi z wiekiem do osłabienia "systemu kontroli jakości" białek. Efektem tego zjawiska jest ich akumulacja, prowadząca z biegiem czasu do rozwoju ich toksyczności. Jak pokazują doświadczenia zespołu prof. Buffenstein, nagie szczury doskonale się przed tym chronią. Ustalenie dokładnego mechanizmu, który umożliwia golcom osiągnięcie zaawansowanego wieku, może otworzyć nowy rozdział w historii badań nad starzeniem. Być może uda się w ten sposób spowolnić starzenie także u ludzi, lecz zanim będzie to możliwe, najprawdopodobniej... zdążymy się zestarzeć.
  5. Południowokoreański serwis Playwares donosi, że możliwe jest uruchomienie czterech rdzeni w trzyrdzeniowych procesorach AMD Phenom II X3 720 oraz Phenom II X3 710. Wszystko dlatego, że te trzyrdzeniowce to w rzeczywistości czterordzeniowe układy z wyłączonym jednym rdzeniem. Użytkownicy niektórych płyt głównych mogą w BIOS-ie zmienić ustawienia Advanced Clock Calibration (ACC) na "Auto". Wówczas włączony zostanie czwarty rdzeń Phenoma. Wiadomo, że operacją taką można przeprowadzić na płytach Biostar TA790GX oraz Asrock AOD 790GX/128MB. Przeprowadzone przez Koreańczyków testy wykazały, że po włączeniu dodatkowego rdzenia procesor działa prawidłowo i zyskuje na wydajności.
  6. Dziewiąty Okręgowy Sąd Apelacyjny w Kalifornii jednogłośnie stwierdził, że ustawa zakazująca nieletnim zakupu brutalnych gier wideo jest niezgodna z Konstytucją USA. Sąd odrzucił wyniki badań psychologicznych, na które powoływano się w sądzie niższej instancji. Zdaniem Sądu Apelacyjnego zakaz był sprzeczny z 1. i 14. Poprawką. Pierwsza stanowi, iż Kongres nie może uchwalić ustawy [...] ograniczającej wolność słowa, z kolei w czternastej czytamy: Każda osoba urodzona lub naturalizowana w Stanach Zjednoczonych, podlega ich zwierzchnictwu, jest obywatelem Stanów Zjednoczonych i stanu, w którym mieszka. Żaden stan nie może uchwalić ani wprowadzić ustawy, która ograniczałaby prawa i wolności obywateli Stanów Zjednoczonych. Sędzia Consuelo Callahan napisała w uzasadnieniu wyroku, że żadne z badań nie potwierdza istnienia związku pomiędzy grą w pełne przemocy gry, a powstającymi w ich wyniku szkodami psychologicznymi lub neurologicznymi. Wspomniane prawo zostało uchwalone w 2005 roku. Podpisał je gubernator Schwarzenegger, ale nigdy nie weszło w życie, gdyż od razu przedstawiciele przemysłu gier wideo zaczęli zwalczać je w sądzie. Prezes Stowarzyszenia Oprogramowania Rozrywkowego (ESA), Michael Gallagher, stwierdził: wyrok potwierdza, że to rodzice, przy pomocy przemysłu i jego systemu oceniania produktów, są tymi, którzy powinni decydować, w co mogą grać ich dzieci. Podobne stanowisko przyjmują zwykle sądy, do których trafiają podobne sprawy. Twórca ustawy, Leland Yee, chce, by Kalifornia odwołała się do Sądu Najwyższego USA.
  7. Ile razy można próbować zdać egzamin teoretyczny na prawo jazdy: 10, 20, a może 50? Okazuje się, że to zaledwie skromne oszacowania, ponieważ od 2005 roku 68-letnia Cha Sa-soon podchodziła do niego już 775 razy. Niestety, z marnym skutkiem. Jak dotąd na realizację ambitnego planu wydała 6800 dol. By test uznać za zaliczony, w Korei Południowej trzeba odpowiedzieć poprawnie na 60% pytań. Kobieta marzy o tym, żeby kupić ciężarówkę oraz założyć własny interes i mimo niepowodzeń, wcale nie zamierza się poddać. "Przejrzałam kilka poradników nt. prawa jazdy i napisano tam, że zdobycie uprawnień kierowcy zajmuje co najwyżej 5 lat. Ja próbuję już od 4, więc mogę zdać następnym razem. Na to właśnie liczę. Pozostaje trzymać kciuki (oby tylko za Cha Sa-soon, a nie za innych uczestników ruchu drogowego, którzy w przyszłości mogliby chcieć uniknąć kontaktu z upartą starszą panią).
  8. Google wyjaśniło tajemnicę niezwykłej struktury na dnie Oceanu Atlantyckiego, o której pisaliśmy przed kilkoma dniami. Rzecznik koncernu oświadczyła, że widoczne linie zostały zrobione przez... łodzie podwodne. Jednostki wykonywały mapy dna, wielokrotnie przepływając tymi samymi trasami. Widoczne "wgłębienia" to wirtualne linie powstałe podczas przetwarzania danych. Oznaczają one trasy, którymi pływały łodzie. Dzięki Google Earth dokonano już kilku niezwykłych odkryć, jednak tym razem nie natrafiono na Atlantydę. Jednak sam fakt, że pomimo tak dokładnych badań opisywanego przez nas fragmentu dna, wciąż istnieją na nim miejsca, które nie zostały opisane, wskazuje, jak mało wiemy o tym, co znajduje się pod wodami mórz i oceanów.
  9. Jutro, 24 lutego, rozpoczną się kolejne testy systemu Windows 7. Obecna faza będzie się składała z pięciu etapów. Będą one polegały na instalowaniu dostarczanych przez Microsoft plików i sprawdzeniu pracy systemu po ich zastosowaniu. Pliki nie będą dostarczane automatycznie, konieczna będzie ich samodzielna instalacja, tak więc w testach wezmą udział tylko osoby, które świadomie podejmą taką decyzję. Pliki do zainstalowania to pliki systemowe, które zastąpią te już obecne w systemie. Nie zawierają one żadnych dodatkowych narzędzi czy poprawek. Najwyraźniej Microsoft chce przetestować różne wersje tych samych plików. Tymczasem serwis Neowin twierdzi, że ze źródeł wewnątrz Microsoftu dowiedział się, iż wersja RC (Release Candidate) nowego systemu ma pojawić się już 10 kwietnia.
  10. Obiekty znane są przez ludzi uznawane za bezpieczniejsze, mniej zagrażające. Hyunjin Song i Norbert Schwarz z University of Michigan zastanawiali się, czy łatwość wymawiania nazwy produktu może wpływać na ocenę stopnia jego znajomości, a więc na postrzegane ryzyko stosowania czy konsumowania w formie pokarmu. Grupie studentów zaprezentowano listę wyyślonych dodatków żywnościowych i poproszono o ocenę, jak bardzo są szkodliwe. Wszystkie nazwy składały się z 12 liter. Wśród łatwych do wymówienia znalazł się np. magnalroksat, a w grupie trudnych – hnegripitrom. Okazało się, że uczestnicy eksperymentu uznawali dodatki z trudniejszymi nazwami za groźniejsze. Poza tym skomplikowane nazwy były, wg nich, nowsze (w domyśle: mniej znane) niż wersje łatwiejsze do odcyfrowania. W innym eksperymencie wolontariusze zapoznawali się ze spisem kolejek w parkach rozrywki. Ich zadanie znowu polegało na ocenie, tym razem ryzykowności danej formy przejażdżki (chodziło o prawdopodobieństwo wystąpienia choroby lokomocyjnej). Niektóre urządzenia nazwano prosto, np. Chunta, podczas gdy wymówienie nazw reszty stanowiło nie lada wyzwanie dla języka – tak było np. w przypadku Vaiveahtoishi. Co stwierdzili Amerykanie? Znów obiekty z trudniejszymi nazwami uznawano za bardziej niebezpieczne, tym razem opisywano je jako bardziej ekscytujące. Song i Schwarz sugerują, że towary o trudnej do wymówienia nazwie mogą poprzez skojarzenia z niebezpieczeństwem zachęcać konsumentów do uważniejszego przyjrzenia się ostrzeżeniom z etykiety czy instrukcjom.
  11. Komputerowa symulacja wykazała, że można "zamrozić" wodę nie poprzez obniżenie jej temperatury, a dzięki wpuszczeniu jej w bardzo wąską szczelinę. Nie od dzisiaj wiadomo, że woda ma niezwykłe właściwości fizyczne - rozszerza się pod wpływem niskiej temperatury, a gdy się ją ściśnie, łatwiej płynie. Od dawna jest ona przedmiotem badań, jednak dotychczas niewiele wiemy o tym, jak zachowuje się w nanoskali. Amerykańscy naukowcy z Boston University, City University of New York i University of Texas-Austin przeprowadzili interesującą symulację komputerową. Badali, w jaki sposób zachowa się woda umieszczona pomiędzy dwoma płaszczyznami z materiału hydrofobowego, które dzieli bardzo niewielka odległość. Okazało się, że gdy pomiędzy płaszczyznami pozostała szczelina szerokości trzech molekuł wody, zaszło interesujące zjawisko. Otóż powierzchnia wody od strony obu płaszczyzn przestała się poruszać, a płynął jedynie strumień wody grubości pojedynczej molekuły znajdujący się pomiędzy dwoma "zamarzniętymi" warstwami. Sytuacja taka trwała co prawda tylko 2 nanosekundy, jednak wskazuje to, że jeśli stworzy się odpowiednie warunki, to taka "zamrożona" woda o temperaturze pokojowej będzie stabilna przez bardzo długi czas. Taka trójwarstwowa woda może znaleźć w przyszłości bardzo szerokie zastosowania: od wodorowych ogniw paliwowych, gdzie wodór mógłby przepływać przez wodną membranę, po opracowywanie nowych leków.
  12. W styczniu bieżącego roku jedna z ekip telewizyjnych wykonała pierwsze w historii zdjęcia ptaka, uważanego za wymarłego. Niestety, niedługo potem zwierzę trafiło do garnka jakiejś filipińskiej rodziny. Jeden z gatunków przepiórnika występujący wyłącznie na wyspie Luzon, był znany dotychczas tylko ze starych rysunków. Brak było jakichkolwiek śladów samego ptaka, uważano więc, że gatunek wymarł. W styczniu na targu kamera zarejestrowała jednak sprzedaż przepiórnika perłogłowego (Turnix worcesteri). Ekolodzy zauważają, że, pomimo iż tego akurat ptaka spotkał tragiczny koniec, niewykluczone, że gatunek gdzieś przetrwał. Przepiórniki są bardzo płochliwymi zwierzętami i niełatwo jest je spotkać. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że ekipa telewizyjna nie była świadkiem końca ostatniego przedstawiciela gatunku.
  13. Chcąc chronić swoje dziedzictwo kulturowe, Indie zamierzają opatentować pozycje ciała przyjmowane podczas ćwiczenia jogi. Powołano już ogólnonarodowy zespół, składający się z 200 naukowców z Komitetu Badań Naukowych i Przemysłowych (CSIR), przedstawicieli rządu i hinduskich guru z 9 szkół, który ma sporządzić spis tradycyjnych asan. Wszystko po to, by zapobiec piractwu. Do tej pory do Cyfrowej Biblioteki Tradycyjnej Wiedzy Indyjskiej dodali oni 600 asan. Ma to nie dopuścić, by uzurpatorzy z USA czy Europy opatentowali je jako własne. Podobne próby były już podejmowane w przeszłości, co bardzo rozzłościło obywateli tego wielkiego azjatyckiego państwa. W wielu krajach joga cieszy się sporą popularnością. Z biegiem czasu stała się też dochodowym interesem. W Indiach stanowi ona jednak część kulturowego dziedzictwa, rodzaj zbiorowej wiedzy. Ćwiczy się ją w parkach (jak w Chinach tai chi), a mistrzowie dzielą się z chętnymi swoją wiedzą za darmo, ucząc m.in. technik oddechowych. Gdy na Zachodzie coraz więcej osób interesowało się jogą, w samych tylko USA przyznano 130 patentów związanych z jogą, około 150 pomysłów objęto ochroną na podstawie prawa autorskiego, zarejestrowano też 2300 znaków towarowych. Teraz Cyfrowa Biblioteka Tradycyjnej Wiedzy Indyjskiej jest dostępna w biurach patentowych na całym świecie, można więc bez problemu ustalić, czy wnioskodawca dopuszcza się plagiatu, czy istotnie wymyślił coś całkiem nowego. Dotąd zespół ekspertów z Indii przeanalizował 35 starożytnych tekstów, w tym Mahabharatę. Dr V.P. Gupta z CSIR wyraża nadzieję, że do końca bieżącego roku powstanie spis 1500 asan.
  14. Microsoft poprosił swoich byłych pracowników o zwrot niesłusznie wypłaconych im pieniędzy. Koncern wysłał przynajmniej do części z 1400 niedawno zwolnionych informację, że wskutek pomyłki księgowej otrzymali zbyt duże odprawy. W liście poproszono o zwrot nadpłaty i przeproszono za kłopot. Jeden z takich listów został przesłany do serwisu TechCrunch. Rzecznik prasowy firmy potwierdził jego autentyczność, jednak odmówił komentarza, twierdząc, że jest to "prywatna sprawa pomiędzy przedsiębiorstwem, a osobami, których dotyczy". Nie wiadomo, ile osób otrzymało zbyt duże odprawy, jakie kwoty wchodzą w grę, ani czy w związku z tym jacyś pracownicy otrzymali zbyt mało pieniędzy.
  15. Wiśnie to owoce lubiane przez naukowców, którym udało się dotąd stwierdzić, że pomagają one w walce z bólem mięśni po ćwiczeniach oraz zmniejszają ryzyko chorób serca. Teraz okazuje się, że przyczyniły się także do opracowania przyjaznej dzieciom wersji leków na malarię. Wiśniowa odmiana tabletek Coartem firmy Novartis rozpuszcza się w wodzie i smakuje całkiem jak sok owocowy. Jeśli maluchy zaakceptują nową wersję leku, będzie to wielki krok naprzód – uważa Safiatou Thiam Sy, minister zdrowia Senegalu. Lek po metamorfozie zadebiutował w zeszłym tygodniu w kilku afrykańskich krajach. Częściowo został on sfinansowany przez fundację Gatesów. Mimo że istnieją leki na malarię, co roku na chorobę tę umiera ok. 1 mln osób. Dziewięć na dziesięć zgonów ma miejsce w Afryce subsaharyjskiej i, niestety, większość ofiar stanowią dzieci. Wg Światowej Organizacji Zdrowia, na Czarnym Kontynencie co 30 s malaria zabija jedno dziecko. Wiśniowy sok, zestawiony z pokruszoną gorzką pigułką, której nieprzyjemny smak starano się zamaskować za pomocą cukru, to jak niebo i ziemia, bez porównania. Miejmy nadzieję, że dzięki temu prostemu zabiegowi uda się uratować wiele istnień...
  16. Stosunek płciowy to dla organizmu nie lada wysiłek, zaś jego wpływ na fizjologię wykracza daleko poza funkcjonowanie układu rozrodczego. Jak pokazują badania przeprowadzone przez szwedzkich naukowców, muszki owocowe reagują na kontakt seksualny jak na... zatrucie. Odkrycia dokonano dzięki zastosowaniu mikromacierzy - skomplikowanego narzędzia pozwalającego na jednoczesną ocenę aktywności tysięcy genów funkcjonujących w określonej grupie komórek. Na podstawie ich analizy stwierdzono, że układ odpornościowy pospolitych owadów reaguje na seks intensywną odpowiedzią immunologiczną. Sprawdzaliśmy, w jaki sposób aktywność genów zmienia się pod wpływem kopulacji i wykazaliśmy w ten sposób, że procesem znajdującym się pod najsilniejszym wpływem [aktu seksualnego] jest obrona immunologiczna - opisuje Ted Morrow, pracownik Wydziału Ekologii i Ewolucji na Uniwersytecie w Uppsali. Reakcja organizmu powoduje ograniczenie płodności zwierząt aż o około 20%. Jest to pozornie sprzeczne z ewolucyjnym dążeniem do rozrodu, lecz dokładniejsza analiza sposobu rozmnażania muszek wyjaśnia przyczyny tego nietypowego zjawiska. Okazuje się bowiem, że podczas kontaktu seksualnego samce są wyjątkowo agresywne - krzywdzą swoje partnerki nie tylko swoją gwałtownością, lecz także wytwarzaniem szkodliwych białek zawartych w nasieniu. Wiele wskazuje na to, że odpowiedź immunologiczna jest próbą neutralizacji przyjętych w czasie stosunku toksyn. Energia zużyta na uruchomienie reakcji odpornościowej jest z kolei przyczyną, dla której płodność samic spada znacznie poniżej teoretycznego maksimum. A samiec? Dla niego korzyść jest oczywista: ogranicza w ten sposób prawdopodobieństwo, że jakikolwiek inny osobnik doczeka się potomstwa, którego matką będzie ta sama samica. To okrutna, lecz bez wątpienia bardzo skuteczna metoda.
  17. Dbasz o swoje zęby, a mimo to wypadają z nich wypełnienia? Winnym wcale nie musi być twój dentysta - wiele zależy także od twojego organizmu. Jak wynika z najnowszych badań, trwałość połączenia pomiędzy zębem i wypełnieniem zależy w dużym stopniu od enzymów z grupy metaloproteinaz. Odkrycia dokonali naukowcy z uniwersytetu w fińskim mieście Oulu, kierowani przez prof. Leo Tjäderhanego. Podczas swoich badań próbowali ustalić, dlaczego połączenia pomiędzy powierzchnią zębów i wypełnieniami dentystycznymi wytrzymują u niektórych pacjentów wiele lat, zaś u innych już po roku tracą 50% swojej wytrzymałości. Jak wykazały badania, cząsteczkami odpowiedzialnymi za niekorzystny proces są metaloproteinazy - grupa enzymów odpowiedzialnych za trawienie kolagenu oraz innych białek należących do przestrzeni międzykomórkowej. Ponieważ proteiny te wchodzą także w skład zębiny, czyli tkanki wchodzącej w bezpośredni kontakt z wypełnieniem, aktywność metaloproteinaz ma ogromny wpływ na to, jak długo będziemy się cieszyli zdrowym uśmiechem. Czy nadmierna produkcja metaloproteinaz skazuje nas na uzależnienie od częstych wizyt u stomatologa? Niekoniecznie. Zespół prof. Tjäderhanego wykazał, że stosowanie leków blokujących aktywność tej grupy białek skutecznie zwiększa żywotność połączenia pomiędzy plombą i powierzchnią zęba. Na szczęście dla pacjentów jeden z leków posiadających odpowiednie właściwości, chlorheksydyna (stosowana zwykle jako środek antyseptyczny), od dawna jest powszechnie stosowany w gabinetach dentystycznych. Można więc liczyć, że już niedługo będzie on dodawany do mieszanek, z których wykonuje się standardowe wypełnienia stomatologiczne.
  18. Wielu mężczyzn w podeszłym wieku nie musi wykonywać testów przesiewowych określających ryzyko raka prostaty - twierdzą naukowcy z uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Wyniki przeprowadzonych przez nich badań publikuje czasopismo The Journal of Urology. Autorzy studium przejrzeli dane na temat 849 mężczyzn, spośród których 122 zachorowało na złośliwy nowotwór prostaty. Na podstawie uzyskanych informacji stwierdzono, że panowie, u których pod koniec ósmej dekady życia testy przesiewowe dawały bardzo pomyślne wyniki, wykazują minimalne ryzyko zachorowania na późniejszym etapie życia. Standardowym testem przesiewowym określającym ryzyko raka prostaty jest badanie poziomu antygenu PSA (ang. prostate-specific antigen - antygen charaterystyczny dla prostaty) w osoczu krwi. Wieloletnie praktyki wskazują, że jeśli jego stężenie nie przekracza 4 ng/ml, ryzyko zachorowania jest niewielkie. Aby ocena zagrożenia była wiarygodna, test trzeba powtarzać co najmniej raz na rok po ukończeniu "pięćdziesiątki". Najnowsze badania pokazują jednak, że w pewnych sytuacjach tak wielka sumienność nie jest konieczna. Badacze z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa zaobserwowali, że jeżeli u mężczyzn w wieku 75-80 lat poziom PSA nie przekracza 3 ng/ml, ryzyko, że kiedykolwiek w swoim dalszym życiu zachorują i umrą z powodu złośliwego nowotworu prostaty, jest minimalne. Na poparcie swojej tezy podkreślają, że zaledwie jeden spośród badanych mężczyzn zachorował na raka prostaty, lecz nawet on nie zmarł bezpośrednio z powodu tej choroby. Jeżeli uzyskane wyniki potwierdzą się w kolejnych analizach, może to pozwolić na istotną zmianę zaleceń dotyczących wykonywania testów przesiewowych. Mogłoby to pozwolić na znaczne ograniczenie kosztów związanych z badaniami bez obarczania pacjentów niepotrzebnym ryzykiem. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze mogłyby zostać przeznaczone na wykonywanie innych, bardziej przydatnych analiz.
  19. Badacze z Uniwersytetu Waszyngtońskiego twierdzą, iż zidentyfikowali istotną różnicę pomiędzy mikroorganizmami wchodzącymi w skład prawidłowej flory bakteryjnej organizmu oraz ich chorobotwórczymi odpowiednikami. Zdaniem naukowców, odkrycie może przyśpieszyć pracę nad nową generacją antybiotyków. W swoim studium badacze z Waszyngtonu, kierowani przez dr. Jeffa Hendersona, analizowali bakterie Escherichia coli, stanowiące podstawę flory bakteryjnej jelita grubego. Ich fizjologię badano pod kątem naturalnych szlaków metabolicznych oraz zidentyfikowania substancji pobieranych i wytwarzanych przez komórki. Choć przedstawiciele E. coli są zwykle nieszkodliwi dla człowieka, niektóre szczepy należące do tego gatunku mogą powodować infekcje dróg moczowych. Problem ten dotyczy głównie kobiet - co druga z nich przeszła w swoim życiu przynajmniej jedno zakażenie dróg moczowych, zaś 20-40% pań cierpi na infekcje nawracające. Jak dowodzi zespół dr. Hendersona, bakterie infekujące drogi moczowe wytwarzają szczególnie dużo związków wiążących żelazo i "podkradających" je z ustroju gospodarza. Znacznie ułatwia to przeżycie w środowsku, w którym E. coli zwykle nie jest zdolna do przetrwania. Związkami kluczowymi dla patogennych właściwości mikroorganizmów okazały się dwa związki, jersiniabaktyna oraz salmochelina, należące do grupy sideroforów. Ich synteza w komórkach wyizolowanych z zakażonych dróg moczowych jest wielokrotnie wyższa, niż u bakterii należących do flory fizjologicznej. Umożliwiają one wychwytywanie znacznych ilości żelaza z organizmu gospodarza. Wiele wskazuje na to, że miliony lat ewolucji przyniosły organizmowi człowieka możliwość odparcia ataku mikroorganizmów. Nasze ciała wytwarzają bowiem białka zdolne do wiązania i neutralizowania sideroforów. Wiele wskazuje na to, że zasadniczą funkcją tych protein jest właśnie zapobieganie infekcjom. Zdaniem badaczy z Waszyngtonu, dokonane przez nich odkrycie może mieć pozytywny wpływ na rozwój badań nad nowymi antybiotykami. Kiedy leczymy infekcję antybiotykiem, przypomina to zrzucenie bomby - zabite zostaje niemal wszystko, niezależnie od tego, czy jest to potrzebne czy szkodliwe, tłumaczy dr Henderson. Chcielibyśmy odnaleźć metody celujące w szkodliwe bakterie i pozostawiające w spokoju te dobre. Siderofory wydają się być świetnym tropem. Zdaniem dr. Hendersona, nowa generacja antybiotyków mogłaby działać na jeden z dwóch sposobów. Pierwszym pomysłem jest opracowanie związków blokujących enzymy odpowiedzialne za syntezę związków wiążących żelazo w bakteriach. Innym proponowanym rozwiązaniem jest poszukiwanie substancji, które wiązałyby siderofory bezpośrednio, odcinając tym samym mikroorganizmy od dopływu życiodajnego pierwiastka. Niestety, związków takich dotychczas nie wytworzono.
  20. Pierwszy raz w historii naukowcom udało się przywrócić do życia całkowicie wymarłe zwierzę. Klon zmarł niespełna osiem minut po urodzeniu. Próbę odtworzenia populacji przeprowadzono na jednym z przedstawicieli koziorożca pirenejskiego, zwanego potocznie bucardo (Capra pyrenaica pyrenaica). Podgatunek ten był przez wiele stuleci zabijany dla całkiem smacznego mięsa, a ostatni okaz zdechł w 2000 roku ... przygnieciony gałęzią. Mimo że naukowcom już wielokrotnie udawało się sklonować zwierzęta zagrożone czy uznane za krytycznie zagrożone, to jeszcze nigdy nie dokonano tego wobec gatunku, który oficjalnie wymarł. Nie jesteśmy szczególnie zawiedzeni śmiercią klonu - mówi Jose Folch, współautor badań z hiszpańskiego Ośrodka Badań Rolniczych i Technologii w Aragon. Przyczyną były problemy z oddychaniem, a sekcja ukazała zmiany w budowie płuc (...) O ile sam materiał genetyczny jest identyczny z materiałem dawcy, o tyle w trakcie przenoszenia go do komórki jajowej mogą pojawić się pewne komplikacje. Jest to częste zjawisko podczas klonowania - mówią członkowie zespołu - w tym lub następnym roku ponowimy próbę, ale najpierw postaramy się ulepszyć technologię, aby wyniki były bardziej efektywne. Optymizm z jakim wypowiadają się autorzy badania może sugerować, że niedługo możliwe będzie stworzenie prawdziwego Parku Jurajskiego. Jednak David Wildt, pracownik Narodowego Parku Zoologicznego w stanie Waszyngton, ostudza zapał. Społeczeństwo nie powinno sądzić, że jesteśmy na skraju klonowania włochatych mamutów lub dinozaurów. Nawet jeżeli uda się uzyskać taki [pochodzący od wymarłego zwierzęcia - przyp. red.] zarodek, to nie będziemy w stanie znaleźć odpowiedniej matki zastępczej - rozwiewa wszelkie nadzieje. Aby umożliwić odrodzenie bucardo badacze pobrali próbki materiału genetycznego ze skóry zamrożonej w 1999 roku, a następnie umieścili je w komórkach jajowych kozy domowej, która z dzikim odpowiednikiem jest blisko spokrewniona. Tak przygotowaną gametę implantowano w ciele samicy, będącej hybrydą koziorożca bucardo i udomowionego krewnego. Z 208 kóz, które brały udział w eksperymencie tylko siedem zaszło w ciążę, a urodziła jedna. Przyczyną tego był fakt, że w przypadku, gdy środowisko, w którym ma bruzdkować komórka nie jest wystarczająco podobne do "oryginału", proces nie zajdzie. A nawet jeżeli udałoby się jakimś cudem sklonować dawno wymarłe zwierzęta, to i tak różnorodność genetyczna będzie zbyt mała, aby kolejne pokolenia mogły się utrzymać - mówi Wildt - zresztą i tak nie wytrzymają zmian klimatu - kończy.
  21. Studium amerykańskich naukowców sugeruje, że chirurdzy powinni wziąć przykład ze sportowców, tancerzy czy muzyków i rozgrzewać się przed pracą. Okazało się bowiem, że lekarze, którzy przed właściwym zabiegiem wykonywali kilka prostych ćwiczeń, lepiej wypadali w symulowanej operacji (The Journal of the American College of Surgeons). Pracami zespołu kierował Kanav Kahol z Uniwersytetu Stanowego Arizony. W eksperymencie wzięło udział 46 chirurgów z różnym doświadczeniem zawodowym i rozmaitymi specjalnościami. Poproszono ich, by przed symulowanym małoinwazyjnym zabiegiem spędzili 15-20 min na wykonywaniu rozgrzewających ćwiczeń. Wbrew pozorom to ważne, gdyż w czasie takich operacji lekarz musi się posługiwać laparoskopem, w dodatku wszystko rozgrywa się na bardzo ograniczonej przestrzeni. Owszem, powstaje coraz więcej robotów chirurgicznych oraz poręczniejsze narzędzia, ale nadal wyzwaniem pozostaje ludzkie zmęczenie. W pierwszym etapie eksperymentu ochotnicy wykonywali ustandaryzowany zestaw ćwiczeń. Następnie ich sprawność umysłową i fizyczną oceniano dzięki tym samym, lecz tym razem realizowanym losowo wprawkom. Wzięto pod uwagę zręczność, gładkość ruchów dłoni, gładkość ruchów narzędzia, upływający czas oraz błędy. Dodatkowo lekarze sprawdzali się za pomocą symulacji koagulacji elektrycznej. Akademicy z Arizony badali też skuteczność rozgrzewki u zmęczonych ludzi, porównując sprawność chirurgów przed i po zakończeniu nocnego dyżuru. Wg badaczy, wprawka nie tylko zwiększała giętkość/zręczność chirurgów, ale także zapewniała odpowiedni stopień pobudzenia poznawczego. Co ciekawe, rozgrzewka poprawiała funkcjonowanie wszystkich chirurgów, bez względu na stopień zawodowego zaawansowania. Znaczną zmianę zaobserwowano w zakresie koagulacji. Ćwiczenia pomagały przemęczonym lekarzom, ale nawet one nie pozwalały im osiągnąć optymalnych wyników.
  22. Jeden z użytkowników Google Ocean - niedawno udostępnionego rozszerzenia do Google Earth - odkrył niezwykłą strukturę na dnie oceanu. Nasuwa ona na myśl... Atlantydę. Trzydziestoośmioletni inżynier lotnictwa Bernie Bamford zauważył na mapie regularne linie proste, tworzące siatkę. Znajdują się one w odległości niemal 1000 kilometrów od zachodnich wybrzeży Afryki. Jak wiemy, Platon pisał, że za Słupami Herkulesa, a więc za Cieśniną Gibraltarską, znajdowała się Atlantyda. Miała ona zatonąć, gdy jej mieszkańcy, około roku 9000 p.n.e podjęli próbę podbicia Aten. Atlantyda miała być większa niż znana Platonowi Libia i Azja razem. Miała się na niej rozwijać zaawansowana cywilizacja, której kres położyły trzęsienia ziemi i powodzie. Odkryta struktura, którą można zobaczyć np. w Google Maps na współrzędnych 31 15'15.53N, 24 15'30.53W przypomina lotniczą mapę miasta o wymiarach około 170x150 kilometrów. Widoczna struktura jest zadziwiająco regularna, wygląda jak stworzona sztucznie. Nawet jeśli nie jest Atlantydą, to i tak zasługuje na dokładniejsze zbadanie, gdyż w naturze trudno jest spotkać tak regularne duże struktury.
  23. Naukowcy z University of Pittsburgh opracowali platformę do tworzenia różnego rodzaju niezwykle małych układów elektronicznych. Ta sama technika może być użyta zarówno do produkcji kości pamięci, jak i procesorów. Szef zespołu badawczego, profesor fizyki i astronomii Jeremy Levy, zauważa, że zarówno magnetyczne dyski twarde jak i krzemowe procesory zbliżają się do fizycznych granic upakowania poszczególnych elementów. Już przed rokiem zespół Levy'ego udowodnił, że jest w stanie tworzyć ścieżki o szerokości mniejszej niż 4 nanometry na krysztale tytanianu strontu pokrytego 1,2-nanometrową warstwą aluminianu lantanu, a później zmieniać jego właściwości z przewodnika na izolator. Obecnie Levy i jego koledzy dowiedli, że to nie koniec możliwości ich technologii. Pozwala ona bowiem tworzyć tranzystory polowe z bramką o szerokości 2 nanometrów. Warto w tym miejscu pamiętać, że najnowocześniejsze na rynku procesory używają bramek o szerokości 45 nanometrów. Naukowcy nazwali swój tranzystor SketchFET. Alexander Bratkovsky z należącego do HP Laboratorium Systemów Informacyjnych i Kwantowych, mówi, że SketchFET wykazuje właściwości podobne do obecnie produkowanych tranzystorów. Może więc służyć do budowy współczesnych komputerów, a jego olbrzymią zaletą jest niezwykła prostota produkcji. W przeciwieństwie do współczesnych tranzystorów, które składają się z wielu warstw, ten można wykonać praktycznie w pojedynczym przebiegu maszyny, a następnie połączyć jego elementy ścieżkami. Co więcej, tranzystor można łatwo usunąć i zastąpić go zupełnie innym elementem. Jako, że technika Levy'ego pozwala na budowę niezwykle małych elementów, wielkości pojedynczej molekuły, mogą dzięki niej powstać przydatne w chemii czy biologii czujniki, zdolne do wykrywania pojedynczych molekuł. Jakby jeszcze tego było mało, przy tej skali wielkości możliwe jest zaobserwowanie efektów kwantowych, które obecnie trzeba symulować na komputerach. Już teraz zaobserwowano tunelowanie kwantowe, które uczeni byli w stanie precyzyjnie kontrolować. Ta właściwość może być przydatna do badań na polu mechaniki kwantowej, jak i do budowy kwantowych komputerów. Stworzyli technikę umożliwiającą produkowanie urządzeń na żądanie dzięki tworzeniu wzorów za pomocą mikroskopu sił atomowych. Już sama możliwość wykorzystania czystego podłoża i prostego wyrysowania na nim elementu elektronicznego jest pociągająca. Do tego jednak dochodzi możliwość usunięcia go i stworzenia na podłożu czegoś zupełnie innego. To niesamowite. Położyli oni fundamenty pod zupełnie nowe technologie, które mogą dać wiele korzyści - mówi Evelyn Liu, profesor fizyki i elektroniki na Uniwersytecie Harvarda.
  24. Już wkrótce w Birmingham zostanie uruchomiony zakład wytwarzający różne przedmioty, od dachówek po kaski rowerowe, z plastiku i włókien wchodzących w skład zużytych pieluszek oraz wkładek dla osób dotkniętych nietrzymaniem moczu. W planach znajduje się również pozyskiwanie z nich metanu. Do 2014 roku w Wielkiej Brytanii powstaną kolejne 4 tego typu przybytki. Będą one zlokalizowane w Londynie, Liverpoolu oraz Manchesterze. Pionierski zakład w Birmingham kosztował ok. 12 mln funtów. W ciągu roku ma on przetwarzać 36 tysięcy ton odpadów, a początkowo z pampersów będą produkowane dachówki. Potem asortyment zostanie uzupełniony o "pieluszkowe" kaski rowerowe, wkładki do butów oraz okładziny. Wg szefostwa kanadyjskiej firmy Knowaste, która zarządza pierwszym z planowanych zakładów, ekstrahowanie z pieluch metanu i wprowadzanie go do narodowej sieci dostawczej powinno stać się rzeczywistością do końca 2011 r. Fabryki Knowaste działają już w macierzystej Kanadzie i w Holandii. Niestety, pieluchy i wkładki nie są biodegradowalne. Będą tu jeszcze przez 50-100 lat. Są wartościowymi materiałami, które powinno się odzyskiwać – przekonuje dyrektor wykonawczy firmy Roy Brown. Na początku pieluchy czy pieluchomajtki będą zbierane w domach opieki itp., ale w przyszłości do przeróbki trafią też odpady z gospodarstw domowych. Doskonałym rozwiązaniem byłyby kosze (przypominające te na szkło czy plastik), które za zgodą właściciela terenu, np. miasta lub marketów, można by ustawiać w miejscach publicznych. Oprócz plastiku, w pieluchach znajdują się włókna celulozowe. Te dłuższe da się oddzielić od masy, by ostatecznie wyprodukować z nich biodegradowalne doniczki na kwiaty. Pieluchy są płukane i mechanicznie dzielone na poszczególne składniki: pulpę drzewną, plastik i superchłonne polimery żelowe. Z danych przytoczonych w relacji prasowej Knowaste wynika, że by wyprodukować pampersy dla jednego dziecka, trzeba ściąć przynajmniej 4,5 drzewa. Prowadząc recykling pieluch, na każdą ich tonę można oszczędzić 400 kg drewna, 145 metrów sześciennych gazu oraz 8700 metrów sześciennych wody.
  25. Wikileaks, znana witryna publikująca tajne dokumenty dotyczące polityki, biznesu czy organizacji religijnych, niechcący ujawniła swoje własne tajemnice. Serwis utrzymuje się z darowizn od anonimowych sponsorów. Ostatnio przedstawiciele witryny postanowili wysłać e-maila do darczyńców, prosząc ich o pilne wsparcie finansowe. Jednak, zamiast wpisać adresy odbiorców w polu "Ukryta kopia", wpisano je w polu "Kopia". W ten sposób ujawniono e-maile sponsorów Wikileaks. Wiadomo zatem, że jednym z nich jest były hacker, Adrian Lamo, który obecnie prowadzi własną firmę specjalizującą się w zabezpieczeniach. W swoim blogu, wyraźnie zły, Lamo napisał: Dzięki, WikiLeaks, za ujawnienie listy sponsorów. Opublikował też list, który dostał z WikiLeaks, z widocznymi adresami sponsorów. Popełnienie tak banalnego błędu stawia pod znakiem zapytania zdolność Wikileaks do ochrony źródeł swoich informacji. Musimy pamiętać, że na witrynę trafiają dokumenty dotyczące wpływowych osób i organizacji, a ci, którzy je przekazują, sporo ryzykują. Jay Lim z Wikileaks zapewnia, że osoby takie nie mają się czego bać.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...