Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37663
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    249

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Psycholog Donna Dawson przyjrzała się pulpitom użytkowników komputerów i stwierdziła, że na ich podstawie można wyciągać wnioski o osobie, do której maszyna należy. Pulpit to nasza przestrzeń osobista i dostarcza całkiem dokładnego opisu osobowości - mówi Dawson. Dawson uważa, że np. pulpit z licznymi porozrzucanymi ikonami wskazuje na osobę nieuporządkowaną, która ma problemy ze skupieniem się na jednej czynności. Z kolei ikony równo ułożone po dwóch stronach monitora są charakterystyczne dla osób lubiących równowagę, opanowanych, zorganizowanych i nielubiących chaosu. Gdy widzimy wiele ikon równo poukładanych na pulpicie możemy przypuszczać, że mamy do czynienia z kimś, kto lubi kontrolować sytuację, mieć wszystko pod ręką, ale jednocześnie jest nieco niezorganizowany. Jeśli na tapecie mamy fotografie z życia osobistego, to wskazują one na to, co jest dla nas najważniejsze. Rodzice często mają fotografie dzieci, a miłośnicy podróży - zdjęcia z egzotycznych miejsc. Z kolei fotografie dokumentujące sukcesy właściciela to oznaka jego dużego ego. Wskazują też na kogoś, kto lubi rozkoszować się swoimi osiągnięciami. Standardowa tapeta z małą liczbą ikon może zdradzać osobę, która chce swoją prywatność zatrzymać tylko dla siebie.
  2. Zasada nieoznaczoności Heisenberga mówi, że pewnych par wielkości nie można dokładnie zmierzyć. Pomiar jednej zakłóca bowiem odczyt drugiej. Z zasady tej wynika, że w fizyce kwantowej nie jesteśmy w stanie dokładnie zmierzyć jednocześnie położenia i pędu cząstki. Możemy tylko wyciągnąć średnią z całej serii pomiarów. Jest to jedna z głównych przeszkód na drodze do zbudowania komputera kwantowego, w którym przecież musimy dokładnie mierzyć, czyli odczytywać, kwantowe dane. Tymczasem Maurice de Gosson z Uniwersytetu Wiedeńskiego twierdzi, że zasada nieoznaczoności ma więcej wspólnego z geometrią symplektyczną niż z fizyką kwantową. Zdał on sobie sprawę, że teorie z dziedziny geometrii symplektycznej są paralelne do zasady nieoznaczoności. Swoje odkrycie de Gosson nazwał symplektycznym wielbłądem, odnosząc się w ten sposób do biblijnej przypowieści o zwierzęciu, które prędzej przejdzie przez ucho igielne niż bogacz trafi do nieba. De Gosson proponuje, by wyobrazić sobie wszystkie możliwe położenia danej cząsteczki w formie kuli. Moglibyśmy określić jej dokładne położenie pod warunkiem, że bylibyśmy w stanie ścisnąć tę kulę do wielkości samej cząsteczki. Jednak fakt, iż nie możemy tego zrobić nie wynika z fizyki kwantowej a właśnie z zasad geometrii. Teoria de Gossona może mieć niezwykle ważne implikacje. Jeśli jest prawdziwa, to zasada nieoznaczoności ma naturę klasyczną, a nie kwantową. Być może uda się zatem przełożyć to, co dzieje się w świecie kwantowym na geometrię symplektyczną i w ten sposób rozwiązać pewne nierozwiązywalne dotychczas problemy. Przede wszystkim trzeba zbadać, czy spostrzeżenie de Gossona do jedynie przypadkowa zależność czy też głębokie powiązanie pomiędzy fizyką kwantową a geometrią. John Norton, filozof fizyki z University of Pittsburgh zwraca uwagę na poważną lukę w teorii de Gossona. Otóż nieoznaczoność w położeniu i pędzie cząsteczki jest zawsze większa niż wielkość reprezentowana przez stałą Plancka. Tymczasem u de Gossona brak jakiejkolwiek stałej.
  3. Odnaleziona w przepastnych zasobach Muzeum Historii Naturalnej w Londynie skamieniałość ciężarnej ryby rzuca światło na pochodzenie seksu, twierdzą naukowcy w artykule opublikowanym w najnowszym Nature. Obiektem zainteresowania jest dorosły okaz, przedstawiciel kopalnej gromady ryb pancernych (Placodermi), w której ciele znaleziono zarodek o długości 5 centymetrów. Incisoscutum ritchiei została znaleziona w zachodniej Australii, konkretnie w skalnej formacji Gogo, a jej wiek szacuje się na około 350 milionów lat. Skamieniałość pochodzi zatem z dewonu górnego, kiedy to na lądach zaczęły pojawiać się formy przejściowe między rybami a płazami. Mimo że naukowcy znają kilka skamielin ciężarnych zwierząt, to okaz ciężarnej ryby jest wyjątkowy, gdyż przesuwa dolną granicę pojawienia się zapłodnienia wewnętrznego, czyli po prostu seksu. To odkrycie jest niezwykle ważne, ponieważ przykłady biologii reprodukcyjnej z tak wczesnych epok, są bardzo rzadkie - mówi dr Zerina Johanson, paleontolog z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie i autorka odkrycia. Samo odkrycie istnienia zapłodnienia wewnętrznego u tak wczesnych organizmów jest wyjątkowe, dodatkowo zmienia poglądy na temat ewolucji ryb. Do tej pory naukowcy sądzili, że okazy z dewonu miały dużo prostszy sposób rozmnażania się. Co ciekawe skamielina była znana naukowcom już od lat 80. Jednak wszyscy sądzili, że jest to zwierzę, które zginęło tuż po ostatnim posiłku, gdyż jego "ofiara" ma wyraźnie widoczne chrząstki. Jednak odkrycia z zeszłego roku, które doprowadziły do rozpoznania zarodków u innych prehistorycznych ryb zmusiły naukowców do ponownego zbadania Incisoscutum ritchiei i zmiany poglądów. Seks był dużo bardziej rozpowszechniony u tych prymitywnych zwierząt niż sądziliśmy - podsumowuje Johanson.
  4. Badacze z Uniwersytetu w Toronto zauważyli uderzające podobieństwa między wyrazami twarzy towarzyszącymi moralnemu oburzeniu i uczuciom obrzydzenia, np. na widok trucizny czy paskudnie wyglądającej rany. Jak widać, sprawy nieczyste z etycznego punktu widzenia naprawdę są odczuwane jako coś odrażającego (Science). Zespół częstował badanych ohydnymi napojami oraz pokazywał im fotografie brudnych toalet czy poważnych urazów. Pojawiające się wtedy miny porównywano z wyrazem "wykwitającym" na twarzy po nieuczciwym potraktowaniu podczas gry laboratoryjnej. Za każdym razem widywano taką samą reakcję. Następowało uniesienie i wygięcie w podkówkę górnej wargi oraz zmarszczenie nosa. W ten sposób manifestowało się działanie pewnego mięśnia, a mianowicie dźwigacza wargi górnej i skrzydła nosa (łac. musculus levator labii superioris). Akademicy wykryli to, posługując się elektromiografią – techniką badania czynności elektrycznej mięśni. Wykazaliśmy, że mięsień ten jest aktywowany w 3 sytuacjach: podczas kosztowania czegoś niesmacznego, patrzenia na coś obrzydliwego oraz doświadczania jawnej niesprawiedliwości – podsumowuje Hanah Chapman. Dr Adam Anderson, szef zespołu, dodaje, że skomplikowane wyczucie moralności, a więc tego, co jest dobre, a co złe, mogło się rozwinąć z wrodzonej zdolności noworodka do odróżniania dobrych i złych smaków, czyli produktów potencjalnie odżywczych lub trujących. Psycholodzy wnioskują, że ocena moralna może być w równym stopniu efektem prostych procesów emocjonalnych oraz złożonego wnioskowania. Obrzydzenie jest pierwotnym mechanizmem, który zabezpiecza przed chorobą i pomaga w unikaniu zagrożeń. To ono odpycha od niemiłych woni, gorzkiego pożywienia czy widoku krwi.
  5. PolyFlav to smakowy plastik. Nośnikiem dla smaku jest w tym przypadku forma z polietylenu małej gęstości (ang. low-density polyethylene, LDPE). Jest on lekki i delikatny, a swoich właściwości nie zawdzięcza szkodliwym plastyfikatorom czy dodatkom chemicznym. Wg twórców, wynalazek można zastosować w wielu produktach, np. butelkach, szczoteczkach do zębów, ochraniaczach jamy ustnej dla sportowców czy smoczkach lub łyżeczkach dla dzieci. LDPE zostało dopuszczone do użytku przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków jako składnik opakowań na żywność oraz zabawek. W przypadku PolyFlav cząsteczki substancji smakowej dyfundują przez plastik. Ponieważ w produkcie zastosowano polietylen małej gęstości, który podczas spalania rozkłada się na dwutlenek węgla i wodę, nadaje się on do recyklingu. PolyFlav uzyskuje się metodą odlewania z monomeru lub wyciskania. Gdy dany obiekt musi być bardziej sztywny, można zastosować rusztowanie z twardszego materiału, a z LDPE utworzyć położoną bliżej powierzchni warstwę. Na razie na stanie firma ma tylko dwa smaki: truskawkowy i miętowy, ale na życzenie klienta da się stworzyć jakikolwiek inny (zarówno słodki, jak i pikantny). Dotyczy to również smaków bardziej złożonych czy ulotnych. Nad przedsięwzięciem pracują m.in. naukowcy z Instytutu Polimerów University of Wisconsin. Add the Flavor, firma-matka PolyFlavor, została założona w 2006 r., by uzyskać smakowy plastik do smakowych rurek. Do współpracy przystąpiła też firma A. Schulman, międzynarodowy dostawca materiałów plastikowych. Gotową recepturę dostarczono w 2007 r.
  6. Ludzie, którzy są wiecznymi optymistami i nigdy nie powiedzą, że szklanka jest do połowy pusta, to prawdziwi szczęściarze. Okazuje się bowiem, że natura wyposażyła ich w warianty genu, związane z tendencją do unikania negatywnych obrazów i zwracania uwagi na pozytywne informacje. To coś w rodzaju genetycznych różowych okularów. Badacze z Uniwersytetu w Essex uważają, że ich odkrycie pozwala wyjaśnić, czemu niektórzy są tak odporni na stres, a inni w ogóle sobie z nim nie radzą. Brytyjczycy zebrali grupę 97 zdrowych ochotników. Udało im się wykazać, że posiadacze pewnego zestawu wariantów genu transportera serotoniny upodobali sobie pozytywne obrazy, a trzymali się z dala od tych o negatywnym wydźwięku emocjonalnym. 5-HTTLPR odpowiada za mózgowy poziom serotoniny – neuroprzekaźnika odgrywającego ważną rolę w regulacji nastroju. Każdy człowiek może mieć 1) parę krótkich wersji tego genu (SS), 2) parę długich wariantów (LL) lub 3) po jednym allelu z każdego rodzaju (SL). Przedstawiciele drugiej grupy przejawiają owe zacięcie optymistyczne. Wykazaliśmy po raz pierwszy, że wariant genu może być związany z tendencją do ustawicznego spoglądania na życie z humorem. To kluczowy mechanizm, który leży u podłoża odporności na stres. Brak ochrony w innych konfiguracjach genomu [czyli w obecności allelu S: SS i SL] prowadzi do podwyższonej lękowości i depresyjności – podsumowuje profesor Elaine Fox. Na początku wolontariusze uczestniczyli w badaniu wybiórczej uwagi. Pokazywano im pary slajdów z obrazami zaczerpniętymi ze standardowego testu International Affective Picture Set: jeden z nich był pozytywny (np. o wydźwięku erotycznym) lub negatywny (groźny pająk, ktoś myślący o samobójstwie), a drugi neutralny. Psycholodzy sprawdzali, na co kieruje swoją uwagę dana osoba. Od wszystkich pobrano też i przeanalizowano próbki DNA. Obecnie zespół Fox próbuje określić, czy modyfikowanie czyjegoś nastawienia może wzmocnić odporność na negatywne bądź zagrażające wydarzenia.
  7. Miniaturowy peryskop, umożliwiający obserwację komórek mikroorganizmów z wielu stron jednocześnie, został opracowany przez naukowców z Vanderbilt University. To proste urządzenie znacząco obniży koszty wykonywania badań laboratoryjnych i uprości mikroskopowanie. Korzystając ze standardowego mikroskopu laboratoryjnego można oglądać komórki tylko z jednej strony - z góry, tłumaczy dr Chris Janetopoulos, jeden z badaczy pracujących nad miniaturowym peryskopem. Jak wyjaśnia naukowiec, dzięki opracowanemu wynalazkowi możemy oglądać nie tylko wierzch komórek, lecz także ich boki, czyli to, czego biolodzy praktycznie nie dostrzegają. Konstrukcja przyrządu jest niezwykle prosta. Przypomina on standardowe szkiełko podstawowe do mikroskopowania, lecz na jego powierzchnię naniesione są liczne zagłębienia w kształcie odwróconych do góry nogami piramidek. Ich wnętrza są pokrywane, w zależności od wersji, warstewką złota lub platyny, pełniącą funkcję zwierciadła. Wielkość pojedynczego otworu jest porównywalna do średnicy ludzkiego włosa, lecz skonstruowanie modelu o innych wymiarach nie stanowi, oczywiście, większego problemu. Co ciekawe, ten sam zespół wytworzył nieco wcześniej dołki tak małe, że możliwe było ich wykorzystywanie do przechowywania... pojedynczych atomów. Zasada działania peryskopu jest niezwykle prosta. Część światła padającego na komórkę odbija się od jej boków, a następnie, po uprzednim odbiciu się od ścianek "piramidki", trafia do oka obserwatora. Można w ten sposób nie tylko oglądać badany obiekt z wielu stron, lecz także precyzyjnie ustalić jego pozycję w przestrzeni, jeżeli jest to np. komórka pływająca w roztworze. Pierwsze doświadczenia z mikroskopijnymi "piramidkami" pokazały, że umożliwiają one obserwację w czasie rzeczywistym nawet pojedynczych komórek pierwotniaków. Bez trudu można było zauważyć, jak pływają i dzielą się, dostrzeżono także liczne zmiany zachodzące we wnętrzu komórek. Wynalazek wydaje się oczywisty, lecz, choć trudno w to uwierzyć, nikt dotychczas nie opracował podobnego urządzenia. Korzyść z jego opracowania jest tymczasem ogromna, gdyż jego stosowanie umożliwia rezygnację ze standardowych metod mikroskopii trójwymiarowej, wymuszających stosowanie niezwykle drogiego sprzętu oraz złożonego oprogramowania komputerowego. Jak szacuje Ron Reiserer, jeden z badaczy biorących udział w projekcie, opracowane szkiełka z łatwością mogą stać się tak samo powszechne, jak zwykłe szkiełka mikroskopowe, i całkowicie wyeliminować kosztowne metody stosowane obecnie do ustalania pozycji pojedynczych komórek.
  8. Naukowcy z Monterey Bay Aquarium Research Institute (MBARI) wyjaśnili zagadkę funkcjonowania wzroku jednego z najbardziej niezwykłych zwierząt, ryby Macropinna microstoma. Gatunek ten, którego cechami charakterystycznymi są przezroczysta głowa i cylindryczne oczy, został opisany w 1939 roku. To jedna z wielu ryb, które posiadają oczy w kształcie cylindrów. Dotychczas wiedziano, że tego typu oczy pozwalają na dobre widzenie na dużych głębokościach, jednak sądzono, że są przymocowane do głowy w jednej pozycji, przez co zwierzę ma niezwykle wąski kąt widzenia. Bruce Robison i Kim Reisenbichler wykorzystali zdalnie sterowane pojazdy, które pozwoliły na badanie ryb w ich naturalnym środowisku. Macropinna microstoma żyje na głębokościach 600-800 metrów, gdzie światło słoneczne zaczyna zanikać. Przez większość czasu ryba pozostaje nieruchoma w pozycji horyzontalnej, jednak obserwuje to, co dzieje się nie przed nią, a nad nią. Okazuje się bowiem, że jej ukryte wewnątrz głowy oczy zanurzone są w przezroczystym płynie, którego dotychczas nie wykryto. Na powierzchnię wyciągano bowiem zawsze martwe osobniki. Teraz naukowcom udało się wyciągnąć rybę, które przeżyła w akwarium kilkanaście godzin, co umożliwiło jej dokładne zbadanie i potwierdzenie obserwacji zapisanych na taśmie. Jak już wspomniano, Macropinna microstoma pozostaje nieruchoma i obserwuje to, co dzieje się nad nią. Jej zabarwione na zielono oczy pozwalają na dobre filtrowanie światła słonecznego. Gdy ryba ujrzy zdobycz, zaczyna pionowo płynąć w jej kierunku. Zanurzone w płynie oczy ciągle podążają za ofiarą, nie pozwalając jej zgubić. Ryba ma bardzo małe usta, co świadczy o tym, że oczy umożliwiają jej niezwykle precyzyjną nawigację. Zwierzę żywi się przede wszystkim meduzami oraz, na co wskazuje budowa jej układu trawiennego, wieloma gatunkami niewielkich stworzeń. Wśród zwierząt, żyjących na tej głębokości, często spotykane są meduzy z gatunku Apolemia, które mogą mieć długość ponad 10 metrów. Ich ciała wyposażone są w liczne macki, którymi chwytają ofiary. Badacze spekulują, że oczy Macropinna microstoma umożliwiają stworzeniu na tyle precyzyjną nawigację, iż może pływać pomiędzy mackami kradnąc meduzie schwytany pokarm. Naukowcy z MBARI chcą teraz sprawdzić, czy inne ryby posiadające cylindryczne oczy posługują się nimi w podobny sposób. Na załączonym filmie widać oczy ukryte wewnątrz głowy, a to, co wzięlibyśmy za oczy, jest narządem węchowym ryby.
  9. Szef Nokii, Olli-Pekka Kallasvuo, potwierdził, że jego firma poważnie zastanawia się nad zaistnieniem na rynku notebooków. Plotki na ten temat pojawiły się już w ubiegłym roku, a teraz doczekaliśmy się ich pierwszego oficjalnego potwierdzenia. Kallasvuo zauważa, że telefony komórkowe i komputery coraz bardziej się do siebie upodabniają. Miliony ludzi na całym świecie po raz pierwszy korzysta z Internetu właśnie za pośrednictwem telefonu komórkowego - zauważą Kallasvuo. Od pewnego czasu możemy zaobserwować przenikanie się rynków komputerów i komórek. Niektórzy producenci komputerów - Lenovo, HP, a ostatnio Asus - zaprezentowali już własne linie telefonów komórkowych. Ben Wood, dyrektor firmy analitycznej CCS Insight, uważa, że Nokia chce wejść na bardzo trudny rynek, ale na korzyść firmy przemawia fakt, iż posiada dobre zaplecze produkcyjne oraz sieć dystrybucji i sprzedaży.
  10. W poniedziałek (23 lutego) norweska marynarka wojenna poinformowała, że pomoże w poszukiwaniach samolotu Roalda Amundsena. W 1911 r. badacz zdobył biegun południowy, w 1926 przeleciał na sterowcu Norge nad biegunem północnym, a zaginął w czerwcu 1928 r., lecąc na pomoc wyprawie Umberto Nobilego. Operacja rozpocznie się w ostatnim tygodniu sierpnia i obejmie obszar Morza Arktycznego o powierzchni ok. 104 kilometrów kwadratowych. Komandor Frode Loeseth jest bardzo pewny swego. Uważa, że jeśli coś tam jest, jego ludzie na pewno to odnajdą. Żołnierze skupiają się na poszukiwaniach wraku, nie liczą zaś odkrycie szczątków samego podróżnika. Oprócz marynarki wojennej, w przedsięwzięciu wezmą udział Norweskie Muzeum Lotnictwa, Kongsberg Maritime (firma dostarczająca technologie morskie) oraz berlińska telewizja Context TV, która udokumentuje przebieg wyprawy. Do tej pory wielokrotnie usiłowano zlokalizować miejsce wypadku Amundsena. Ostatnia próba miała miejsce zaledwie 5 lat temu. Tym razem będzie można szukać głębiej, ponieważ w akcji weźmie udział bezzałogowa łódź podwodna Hugin 1000 (nazwa pochodzi od imienia jednego z kruków Odyna), która może pracować nawet do 18 godzin. Jest ona bardzo nowoczesna i stanowi oczko w głowie komandora. Nie wiadomo, jakie będą koszty operacji ani kto ją finansuje. Loeseth zaznacza jednak, że pieniądze nie pochodzą z kieszeni podatników. Projekt wspierają krewni Amundsena. Naoczni świadkowie opowiadali, że samolot polarnika od początku zachowywał się dziwnie. Kiedy Latham 47.02 startował w Tromsø, bardzo długo się wznosił. Po 3 godzinach kontakt radiowy z maszyną się urwał, a po załodze zaginął wszelki ślad. W sierpniowej akcji wezmą udział należący do norweskiej marynarki trałowiec Tyr i łódź straży przybrzeżnej Harstad. Tyr ma już na swoim koncie parę sukcesów, w tym odnalezienie niemieckiego pancernika Scharnhorst (2000) oraz brytyjskiego niszczyciela HMS Hunter (2008). Hugin znajdzie się na wyposażeniu Tyra.
  11. Naukowcy z University of Reading twierdzą, że udało im się zidentyfikować najstarsze angielskie słowa. Specjaliści zajmujący się ewolucją języka uważali dotychczas, że badając go nie są w stanie cofnąć się bardziej niż o 5000 lat. Jednak dzięki superkomputerowi ThamesBlue produkcji IBM-a mogli dokonać szczegółowej analizy całej rodziny języków indoeuropejskich, sprawdzić występowanie wyrazów, zbadać ich ewolucję i przewidzieć ich przyszłość. Okazuje się, że wśród najstarszych angielskich słów, używanych od co najmniej 10 000 lat, są "I" (ja), "we" (my), "who" (kto) oraz "one" (jeden), "two" (dwa) i "three" (trzy). Z kolei wyrazy "squeeze" (ściskać), "guts" (trzewia), "throw" (rzut) czy "dirty" (brudny) oraz wiele innych zaczynają zanikać. Przy okazji odkryto, że najwolniej ewoluują liczebniki, następnie rzeczowniki, później czasowniki, i w końcu przymiotniki. Najszybciej ewoluującymi wyrazami są spójniki i przyimki ("and - i", "or - lub", "but - ale", "on - na" czy "over - ponad"). Zmiany w nich mogą zachodzić nawet 100-krotnie szybciej niż w liczebnikach. Ocenia się na przykład, że okres połowicznego życia szybko ewoluującego wyrazu "throw" wynosi 900 lat. Znaleziono aż 42 niezwiązane z nim dźwiękowo odpowiedniki w innych językach. Eksperci ocenili, że w ciągu najbliższych 10 000 lat około 10 spośród nich zostanie zastąpionych innymi wyrazami. "Throw" zniknie też z języka angielskiego. Mark Pagel, profesor biologii ewolucyjnej z University of Reading, mówi, że 50% wyrazów, których obecnie używamy, byłoby niezrozumiałych dla naszych przodków, którzy żyli 2500 lat temu.
  12. Dzieci z rzadką chorobą genetyczną zwaną zespołem Williamsa (bądź zespołem Williamsa-Beurena) stanowią klucz do ludzkiej towarzyskości. Skoncentrowano się właśnie na tych pacjentach, ponieważ mają oni niezwykle życzliwe usposobienie. Przejawia się to tym, że z łatwością podchodzą i nawiązują kontakt wzrokowy z zupełnie obcymi osobami. Mają jednak problem z relacjami długoterminowymi (American Journal of Medical Genetics). Zespół Julie Korenberg z University of Utah w Salt Lake City pracował z dziewczynką z zespołem Williamsa (WS), która nie była nazbyt przyjacielska, potrafiła za to nawiązywać i podtrzymywać trwałe związki. Badacze porównali jej genom z genami osób z typowymi objawami choroby. Okazało się, że podobnie jak zdrowi ludzie, miała ona gen GTF2I, którego brakowało u pozostałych. Oznacza to, że to najprawdopodobniej ten fragment DNA zarządza normalnym zachowaniem społecznym. Jest to gen regulatorowy i w przyszłości akademicy zamierzają sprawdzić, czy oddziałuje na pracę mózgu, czy też wpływa na produkcję hormonów zaufania. Zespół Williamsa został po raz pierwszy opisany w 1961 r. przez nowozelandzkiego kardiologa J.C.P. Williamsa. Pacjenci mają charakterystycznie zbudowaną twarz, nazywaną twarzą elfa. Często stwierdza się u nich słuch absolutny. Większość ma tendencje do nadmiernego zamartwiania się. Mocną stroną chorych jest krótkotrwała pamięć słowna oraz język, szwankują zaś zdolności wzrokowo-przestrzenne. Ponad 50% zmaga się z zaburzeniami uwagi (ADHD lub ADD), a także specyficznymi fobiami, takimi jak lęk przed głośnymi dźwiękami. Uznaje się, że zespół ten nie jest raczej chorobą dziedziczną, ale losową mutacją genetyczną – delecją małego fragmentu chromosomu 7. Prawda jest jednak taka, że osoby z WS z 50% prawdopodobieństwem przekażą swoją przypadłość potomstwu.
  13. Gartner przewiduje, że w bieżącym roku światowy przemysł półprzewodnikowy będzie świadkiem olbrzymich spadków przychodów. Kryzys gospodarczy spowoduje, że będą one znacznie niższe, niż prognozowano jeszcze w połowie grudnia. Wówczas analitycy Gartnera twierdzili, że w porównaniu z rokiem 2008 obniżą się one o 16%. Tym razem uważają, iż będziemy mieli do czynienia ze spadkiem rzędu 24,1%, a dochód producentów półprzewodników wyniesie 194,5 miliarda dolarów. Sytuacja ma poprawić się w 2010 roku, kiedy to przychód wzrośnie o 7,5% w porównaniu z rokiem bieżącym. W latach 2010-2012 przemysł półprzewodnikowy ma, zdaniem Gartnera, notować ciągły wzrost przychodów, jednak nawet w roku 2012 wartość sprzedaży półprzewodników ma wynieść 253,4 miliarda USD, czyli mniej niż w roku 2008, kiedy to wyniosła ona 256,4 miliarda dolarów. Warto przypomnieć, że większy spadek przychodów zanotowano w 2001 roku, gdy zmniejszyły się one o 32,5%. Dopiero po czterech latach powrócono do poziomu z roku 2000. Skutki kryzysu widać już w segmencie wytwarzającym układy DRAM. Niektórzy producenci zaczynają bankrutować. W związku z tym, możemy spodziewać się spadku podaży i wzrostu cen układów DRAM w drugiej połowie bieżącego roku. Specjaliści prognozują, że przewidywany spadek przychodów pociągnie za sobą aż 33-procentowy spadek dochodów. Firmy powinny uważnie przyjrzeć się swoim wydatkom, jednak bardzo ostrożnie muszą podejmować decyzję o ograniczeniu inwestycji w prace badawczo-rozwojowe. To one bowiem mogą zadecydować w przyszłości o być lub nie być firmy.
  14. Na Florydzie rozpoczyna się realizacja projektu trwałego przesiedlania krokodyli amerykańskich (Crocodylus acutus). Strażnicy przyrody przymocowują do głów gadów magnesy, co ma je powstrzymać od powracania na zamieszkałe przez ludzi obszary. Powinno to pomóc, ponieważ (podobnie jak ptaki) w czasie nawigacji zwierzęta te polegają na polu magnetycznym Ziemi. Badacze z Muzeum Krokodyli w Chiapas donosili wcześniej, że dzięki zastosowaniu takiej metody od 2004 r. udało im się "przeprowadzić" 20 olbrzymich gadów. Specjaliści z Florida Fish and Wildlife Conservation Commission postanowili wdrożyć ten sam plan. Trzeba bowiem pamiętać, że krokodyle są zwierzętami terytorialnymi i gdy się je wywiezie w dzicz, szybko powracają na stare śmiecie. Potrafią wtedy przebywać do 16 km tygodniowo. Wg naukowców, przyczepienie magnesów po obu stronach głowy dezorientuje krokodyle. Oczywiście, mocuje się je tam czasowo. Przyczepiamy je po schwytaniu, a ponieważ nie wiedzą, gdzie je zabieramy, gubią się. Mamy nadzieję, że zostaną w miejscu, do którego je wywozimy – dywaguje Lindsey Hord. Eksperyment rozpoczął się w zeszłym miesiącu, a sztuczkę wypróbowano dotąd na dwóch osobnikach. Jeden uległ nieszczęśliwemu wypadkowi (został przejechany przez samochód i zmarł), a drugi jeszcze się dotąd nie pojawił i oby tak pozostało...
  15. Z najnowszymi wiadomościami z kraju i ze świata (także nauki) można się zapoznawać na różne sposoby: czytając gazetę, serwisy internetowe, słuchając radia czy oglądając telewizję. Zasubskrybowanie szwedzkiego T-posta przypomina w zasadzie prenumerowanie prasy, lecz do skrzynek klientów nie trafiają koperty z papierową zawartością, tylko tematyczne T-shirty z niusem wydrukowanym po wewnętrznej stronie koszulki. Co sześć tygodni projektowany jest nowy T-shirt. Jak zaznaczają pomysłodawcy przedsięwzięcia, wybrana wiadomość nie musiała trafić do mediów tzw. głównego nurtu, ale zawsze jest to coś ciekawego. Na szczególną uwagę zasługują starannie dobierane grafiki. Po zgłoszeniu akcesu w ciągu 3 tygodni otrzymuje się członkowskie wydanie koszulki. Kolejne przychodzą co 1,5 miesiąca. Koszt jednego T-shirta to w przypadku mieszkańców Szwecji 26 euro. Obecnie na witrynie internetowej króluje numer 42., poświęcony twarzy uczciwości i diabła.
  16. Osoby z akrofobią, nazywaną potocznie lękiem wysokości, mają problemy z postrzeganiem wymiaru pionowego. Znacznie go przeceniają, a im większy błąd, tym silniejszy strach. Jak zaznacza Russell Jackson z Uniwersytetu Stanowego Kalifornii w San Marcos, jeden z autorów przełomowych badań, uzyskane wyniki przeczą temu, co dotąd sądzili psycholodzy. Wg nich, akrofobia była bowiem nadmiernym lękiem przed prawidłowo postrzeganą wysokością. Tymczasem chorzy najpierw popełniają błąd, a potem reagują adekwatnie do swoich spostrzeżeń. W eksperymencie Jacksona wzięło udział 43 studentów. Wcześniej wypełniali oni kwestionariusz z pytaniami dotyczącymi akrofobii, w tym nasilenia lęku podczas przechodzenia przez most lub przejażdżki na diabelskim młynie. Zadanie ochotników polegało na oszacowaniu wysokości 5-kondygnacyjnego garażu (w rzeczywistości wynosiła ona 14,5 m). Badani stali na dachu lub u podnóża budynku. Gdy pomocnik Jacksona powoli szedł, mieli oni dać znać, kiedy przebył dystans odpowiadający wysokości garażu. Wysokość została zawyżona przez wszystkie osoby prócz jednej. Działo się tak zarówno wtedy, gdy stały na, jak i pod garażem. Oszacowania były jednak bardziej trafne, kiedy wolontariusze znajdowali się przy budynku, a nie na jego szczycie. Co więcej, wyniki osiągane w teście mierzącym akrofobię pozwalały przewidzieć, w jakim stopniu pomyli się dany człowiek. Badany, który najbardziej obawiał się wysokości, dodał budynkowi 3 metry, oceniając go z dołu i aż 12, spoglądając z góry. Ludzie z akrofobią, którzy widzą 14-metrowy budynek, boją się jak zwykli ludzie w odpowiedzi na 50-metrowy wieżowiec. Jeanine Stefanucci, która zajęła się tym samym zagadnieniem, co Jackson, uważa, że to strach wywołuje błędy percepcyjne, nie na odwrót. Tym samym nie zgadza się ona ze swoim kolegą po fachu, jeśli chodzi o kierunek wspomnianej zależności. Jej zespół poprosił ochotników o ocenę długości odcinka powyżej balkonu na drugim piętrze. Kiedy najpierw pokazywano im zdjęcia zagrażających obiektów, np. węży lub broni, nieprawidłowo oceniali wymiar pionowy (nie popełniali zaś błędów w poziomie). Im silniej ktoś reagował na fotografie, tym bardziej się mylił w późniejszym zadaniu. Gdy wolontariuszom udawało się stłumić strach przed groźnym grzechotnikiem, trafniej typowali odległość. Jak widać, terapia powinna się skupiać, przynajmniej początkowo, na korygowaniu błędnej oceny pionu. Dopiero wtedy stopniowe "odczulanie" (desensytyzacja) ma sens.
  17. O tym, jak ważne jest wspieranie leczenia onkologicznego poprzez poprawianie stanu psychicznego pacjentów, mówi się od dawna. W najnowszym numerze czasopisma Psycho-Oncology opublikowano kolejne dane na ten temat. Tym razem zaprezentowano wyraźne korzyści ze stosowania jogi u kobiet w trakcie lub niedługo po zakończeniu leczenia raka piersi. Do udziału w doświadczeniu zaproszono 44 kobiety, spośród których 34% było w trakcie leczenia onkologicznego, zaś pozostały miały je już za sobą. Połowę pań wybrano losowo do udziału w dziesięciu cotygodniowych sesjach jogi wzmacniającej (ang. restorative yoga). Każde spotkanie z trenerem trwało 75 minut, w czasie których opiekun wykonywał razem z pacjentkami ćwiczenia mające na celu poprawę kondycji psychicznej i uspokojenie organizmu. W tym samym czasie pozostałe uczestniczki eksperymentu nie wykonywały żadnej szczególnej aktywności fizycznej. Joga wzmacniająca jest zestawem stosunkowo spokojnych ćwiczeń, niewymagających szczególnego wysiłku. Zasadniczym celem tej techniki, jak mówią jej mistrzowie, jest relaksacja ciała i umysłu przy zminimalizowaniu nakładu sił potrzebnego do wykonywania poszczególnych ćwiczeń. Bez wątpienia jest to więc metoda treningu, na którą może sobie pozwolić większość kobiet, nawet te będące w trakcie leczenia onkologicznego. Analiza ankiet wypełnianych na początku i po zakończeniu serii treningów przyniosła bardzo pozytywne wyniki. Okazuje się bowiem, że udział w ćwiczeniach jogi pozwolił pacjentkom na zmniejszenie poziomu przygnębienia aż o 50% w porównaniu do grupy kontrolnej. Poprawiło się u nich także poczucie spokoju oraz sensu życia, które było po 10 tygodniach wyższe o 12% niż u pań niećwiczących. Dowody dostarczane dzięki systematycznym przeglądom [podobnych testów] pokazują dość wyraźnie, że terapie leczące ciało i umysł poprawiają humor i jakość życia oraz osłabiają objawy stosowania terapii u osób z nowotworami. Joga, będąca jedną z takich terapii, jest szeroko dostępna, a jej koszty są stosunkowo niskie - podsumowuje uzyskane wyniki jedna z autorek studium, dr Suzanne Danhauer, pracująca dla Wake Forest University. Zdaniem badaczki, uspokojenie związane ze stosowaniem jogi jest dla pacjentów leczonych na nowotwory szczególnie istotne. Pocieszający może być więc fakt, że największą poprawę samopoczucia zaobserwowano u kobiet, które zaczynały serię spotkań z trenerem będąc w najgorszej kondycji psychicznej spośród członkiń swojej grupy. Po zakończeniu głównej części eksperymentu badacze poszli za ciosem i... zaprosili do nauki jogi także panie z grupy kontrolnej. Miejmy nadzieję, że one także odniosły wyraźne korzyści z nietypowej formy leczenia.
  18. Nawet niewielkie spożycie alkoholu zwiększa u kobiet ryzyko zachorowania na wiele rodzajów nowotworów - dowodzą badacze z Uniwersytetu w Oxfordzie. O wynikach ich badań informuje czasopismo Journal of the National Cancer Institute. Niezwykle istotną cechą przeprowadzonego studium jest fakt, iż objęło ono niemal 1,3 mln pacjentek. Ich stan zdrowia obserwowano średnio przez 7 lat (pierwsze panie zapisano do udziału w badaniu w roku 1996, ostatnie - w 2001 r.). Na różnego rodzaju nowotwory zachorowało w tym czasie 68 775 pań. Związek pomiędzy częstotliwością występowania chorób nowotworowych i umiarkowaną konsumpcją alkoholu nie był dotychczas znany, nie licząc odkrytej kilka lat temu zależności pomiedzy spożywaniem napojów wyskokowych i wzrostem liczby zachorowań na raka piersi. Najnowsze badania potwierdziły tę zależność, a także dostarczyły nam nowych, niepokojących danych na temat raka innych narządów: odbytnicy oraz wątroby. Sytuacja wyglądała jeszcze mniej korzystnie, gdy dana kobieta była jednocześnie palaczką. Znacznie wzrastało wówczas prawdopodobieństwo zachorowania na raka jamy ustnej, gardła i przełyku oraz krtani. Badacze z Oxfordu obliczyli, że każdy dodatkowy drink dziennie oznacza wzrost prawdopodobieństwa zachorowania na raka piersi przed 75. rokiem życia o 11 przypadków na tysiąc osób z całej populacji (tzn. osób zdrowych i chorych). Ryzyko zachorowania na raka odbytnicy, przełyku, krtani i wątroby wzrastało o od 0,7 do 1 przypadku na 1000. Zaobserwowaną różnicę można uznać za wyraźną, gdyż łączna liczba kobiet chorujących na nowotwory wynosi w krajach rozwiniętych około 118 na 1000 pań z populacji ogólnej. Ryzyko raka wzrastało przy tym wyraźnie wraz z ilością spożywanego alkoholu (każda kolejna porcja dziennie zwiększała je o ok. 15 przypadków na 1000), lecz rodzaj przyjmowanych napojów nie grał roli. Choć wzrost ryzyka związanego ze spożywaniem dodatkowego drinka dziennie może się wydawać niewielki dla niektórych typów nowotworów, powszechność umiarkowanego spożycia alkoholu wśród kobiet z wielu populacji oznacza, że liczba przypadków nowotworów związanych z alkoholem jest istotnym problemem z punktu widzenia zdrowia publicznego - podkreślają w swojej publikacji autorzy. Zebrane informacje mogą wpędzić niejedną kobietę w poważne dylematy związane z własnym zdrowiem. Wiadomo bowiem doskonale, że spożywanie niewielkich ilości napojów wyskokowych znacząco poprawia kondycję układu krążenia. Decyzja należy do samych zainteresowanych...
  19. Dermatolodzy poinformowali o zidentyfikowaniu nowej choroby. Przypadek nazwany "zapalenie gruczołów potowych dłoni wywołane przez PlayStation" zostało opisane w British Journal of Dermatology. W artykule opisano przypadek 12-letniej Szwajcarki, przyjętej do szpitala z powodu licznych bolących wrzodów na skórze dłoni. Dziecko, które regularnie korzystało z PlayStation, całkowicie powróciło do zdrowia po 10-dniowym odstawieniu konsoli. Badający ją lekarze zdiagnozowali u niej idiopatyczne zapalenie ekrynowych gruczołów potowych. Dotychczas występowało one na stopach dzieci, które były bardzo aktywne fizycznie. Schorzenie związane jest prawdopodobnie z dużym poceniem się. Niezwykle rzadko zdarza się, by dotyczyło ono samych dłoni. Lekarze początkowo nie potrafili postawić diagnozy, gdyż z wywiadu dowiedzieli się, że dziewczynka nie uprawiała sportów, ani nie odniosła żadnych obrażeń. Domyślili się prawdy dopiero, gdy rodzice poinformowali ich, iż córka w ostatnim czasie całymi godzinami gra w PlayStation. Dermatolodzy radzą, by robić sobie przerwy, jeśli wskutek używania konsoli nasza skóra zaczyna czerwienić się i boleć. Szczególną uwagę powinny zwracać osoby z tendencją do nadmiernego pocenia się. "Zapalenie gruczołów potowych dłoni wywołane przez PlayStation" to już druga po Wiitis choroba, spowodowana wykorzystywaniem konsoli.
  20. Podczas wczorajszego spotkania z inwestorami, prezes Microsoftu Steve Ballmer, poinformował, że jego firma coraz poważniej traktuje konkurencję ze strony Google'a i Linuksa. Koncern coraz uważniej przypatruje się działaniom wyszukiwarkowego giganta na rynku systemów operacyjnych. Postrzegam Google'a jako konkurenta na rynku systemów operacyjnych dla desktopów bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej - mówił Ballmer. Jednocześnie prezes Microsoftu stwierdził, że większym konkurentem dla jego firmy jest Linux niż Mac OS X. Co prawda system Apple'a ma wielokrotnie większe udziały rynkowe, niż OS spod znaku pingwina, jednak jego popularność ogranicza się praktycznie do Stanów Zjednoczonych. Dlatego Ballmer uważa, że konkurencję w większej skali może stanowić jedynie Linux. Jednak w tej chwili Microsoft ma tak silną pozycję, że nie obawia się ani Google'a, ani Linuksa. Z rynkowej perspektywy numerem jeden jest legalny Windows. Numerem dwa jest edycja Windows Piracki i tę konkurencję trudno będzie nam pobić, gdyż ma dobrą cenę. Ale pracujemy nad tym - dodał Ballmer.
  21. Tłumy przemierzające centra handlowe i markety wydają się nie mieć wiele wspólnego z hominidami, lecz niektórzy naukowcy sugerują, że przybytki te można porównać do zacisza chronionej ogniem jaskini, gdzie dawni zbieracze oddawali się segregacji łupów na przydatne i zbędne. Dr David Holmes z Manchester Metropolitan University utrzymuje, że w obu sytuacjach ludzie korzystają z tych samych umiejętności. Zbieracze oddzielali rzeczy potrzebne od nienadających się do zjedzenia, ogrzania lub zapewnienia wygody. Ta zdolność doprowadziła ostatecznie do powstania marketów i kart kredytowych. W naszej ewolucyjnej przeszłości zbieraliśmy się w jaskiniach zabezpieczonych palącym się przy wejściu ogniem. Powtarzamy to w ciepłych centrach handlowych, gdzie możemy przemieszczać się od sklepu do sklepu, nie musząc walczyć z powiewami lodowatego wiatru. Nietypowe dochodzenie nomen omen Holmesa zostało zamówione przez centrum handlowe Manchester Arndale, które w zeszłym miesiącu odnotowało znaczny wzrost liczby klientów. W porównaniu do zeszłego roku, przybyło ich aż o 350 tys. więcej. Dawne instynkty nie są, jak widać, zapomniane i dochodzą do głosu, gdy pogarsza się pogoda. Kryzys nie ma z nimi żadnych szans... Czy wyniki odnoszą się głównie do kobiet? Możliwe, gdyż to one zajmowały się kilka tysięcy lat temu gromadzeniem i segregacją różnych dóbr.
  22. Google, to kolejna po Mozilli, firma, która chce się przyłączyć do pozwu Opery przeciwko Microsoftowi. Norweska firma oskarżyła w 2007 roku Microsoft, iż dołączenie Internet Explorera do systemu Windows jest czynem nieuczciwej konkurencji. Ostatnio Komisja Europejska dała zielone światło dla wszczęcia odpowiednich procedur przeciwko Microsoftowi. Komisja Europejska uważa, że rozwiązaniem problemu jest zmuszenie Microsoftu do dostarczania przeglądarek konkurencji wraz z systemem Windows. Mówi się tutaj o Firefoksie, Safari, Chrome i Operze. Mozilla już uzyskała status "obserwatora" i Google chce mieć podobne prawa. Obie firmy najwyraźniej chcą dopilnować swoich interesów i upewnić się, że zyskają na sporze pomiędzy UE a Microsoftem. Tymczasem najnowsze dane firmy Net Applications pokazują, że w styczniu do Internet Explorera należało 67,7% rynku, a Firefox miał udziały sięgające 21,5%. Safari mogła pochwalić się 8,3-procentowym udziałem, a Chrome - 1,1%.
  23. Bilirubina, czyli związek powstający wskutek rozpadu uwolnionego z hemoglobiny hemu, została po raz pierwszy odkryta u pozbawionych krwi roślin. U ludzi to ona odpowiada za żółtawy kolor siniaków i charakterystyczne zabarwienie skóry u chorych na żółtaczkę. Okazuje się jednak, że intensywnie pomarańczową barwę meszku na owocach strelicji (Strelitzia nicolai) również zawdzięczamy bilirubinie. Zespół Cary L. Pirone z Międzynarodowego Uniwersytetu Florydzkiego w Miami zauważył, że spokrewnione gatunki o pomarańczowych (strelicja królewska, Strelitzia reginae) i niebieskich kwiatach także zawierają czerwonopomarańczowy barwnik. Dziwne, że odkrycia dokonano dopiero teraz, ponieważ strelicje są popularnymi roślinami, ale często rzeczywiście najciemniej bywa pod latarnią. Skórzasty pękający owoc osiąga rozmiary grochu. Pomarańczowe włoski mają najprawdopodobniej przyciągać wzrok przelatujących obok rośliny ptaków. Jeśli nasiona zostaną zjedzone, wzrasta szansa na opanowanie nowego terytorium. Jeden z członków amerykańskiego zespołu, David Lee, podkreśla, że rażący pomarańczowy jest trwały i wcale nie blednie tak szybko. Pirone odkryła bilirubinę w Strelitzia reginae przez przypadek. Zajmując się osnówkami w rodzinie strelicjowatych, spostrzegła, że cechy pomarańczowego barwnika nie pasują do właściwości chemicznych znanych pigmentów roślinnych. Pochłaniał on promieniowanie o długości fali innej niż w przypadku karotenoidów, poza tym w nietypowy sposób reagował z rozpuszczalnikami polarnymi i niepolarnymi. By potwierdzić swoje podejrzenia, że być może jest to bilirubina, Pirone wystawiła tajemniczy barwnik na oddziaływanie pola magnetycznego, przeprowadzając badanie jądrowym rezonansem magnetycznym (ang. nuclear magnetic resonance, NMR). Najpierw musiała jednak zdobyć przynajmniej miligram substancji, a jak się okazało, nie było to takie proste. W roślinach bilirubina nie jest produktem rozkładu hemoglobiny, lecz chlorofilu. Dzieje się tak, gdyż oba barwniki mają podobną budowę. Obecnie biochemicy rozpracowują poszczególne etapy rozkładu chlorofilu, który kończy się uzyskaniem bilirubiny. Co ciekawe, początkowe fazy są identyczne u zwierząt i roślin.
  24. Orbiting Carbon Observatory (OCO), pierwszy satelita NASA, który został skonstruowany z myślą o badaniu dwutlenku węgla w atmosferze, spadł do oceanu w trzy minuty po starcie. Warte 273 miliony dolarów urządzenie miało dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie czy CO2 powoduje globalne ocieplenie. OCO miał badać różne źródła CO2 oraz sprawdzać, w jakim stopniu jest on absorbowany przez wodę czy rośliny. Satelitę wystrzelono z bazy lotniczej Vandenberg w Kalifornii. Niedługo potem zauważono, że z nieznanej jeszcze przyczyny, satelita po wejściu w przestrzeń okołoziemską nie był w stanie odłączyć się od rakiety nośnej i wraz z nią spadł do oceanu niedaleko Antarktydy. Budowa OCO trwała osiem lat.
  25. Spadek liczebności populacji rekina ostronosego (Isurus oxyrinchus) może być wynikiem segregacji płciowej. Dr David Sims i zespół z Uniwersytetu w Plymouth zauważyli, że samice i samce gromadzą się w innych rejonach otwartych wód południowego Oceanu Spokojnego. Biolodzy wykorzystali dane zebrane od grudnia 2004 do marca 2005 r. przez hiszpańską łódź, zajmującą się połowem mieczników za pomocą sznurów haczykowych (takli). Razem z nimi przez przypadek schwytano 264 samce i 132 samice ostronosów, przy czym te pierwsze występowały głównie na zachodzie badanego rejonu, a osobniki żeńskie przede wszystkim na wschodzie. Na podstawie pomiarów stwierdzono, że osobniki dorosłe stanowiły 84% grupy męskiej i tylko 13% żeńskiej. Wg Brytyjczyków, wszystko to razem świadczy o segregacji na podstawie rozmiarów i płci. Sims twierdzi, że rozdział na część męską i żeńską pokrywa się z historyczną intensywnością połowów taklami na danym obszarze. Samce występują głównie tam, gdzie średnio przez 55 lat była ona wyższa, a samice upodobały sobie rejony eksploatowane w mniejszym stopniu. Jeśli połowy odbywają się w kluczowych rejonach, gdzie większość populacji gromadzi się, szukając okazji do żerowania bądź rozmnażania, liczebność gatunku może się zacząć zmniejszać w przyspieszonym tempie. Dr John Stevens, na którego prace powoływali się akademicy z Plymouth, potwierdza, że segregacja płciowa jest powszechnym zjawiskiem wśród rekinów i płaszczek. Niestety, brak długoterminowych danych uniemożliwia na razie sporządzenie modelu zmniejszania się populacji rekinów. Konieczne jest też globalne opanowanie metod połowu, a przede wszystkim nadmiernego odławiania.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...