-
Liczba zawartości
37676 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
250
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Nieatrakcyjni oskarżeni są częściej skazywani na karę więzienia (22%) i siedzą w nim średnio o 22 miesiące dłużej niż przestępcy o milszej powierzchowności. Psycholodzy z Uniwersytetu Cornella zidentyfikowali dwa rodzaje sędziów. Osoby ulegające emocjom wydawały cięższe wyroki dla nieatrakcyjnych podsądnych, podczas gdy polegające raczej na rozumie były w większym stopniu uodpornione na cechy ich wyglądu. Szef zespołu badawczego Justin Gunnell wyjaśnia, że jedni przetwarzają dane w oparciu o fakty, a inni – emocjonalni – biorą też pod uwagę nieistotne dla sprawy czynniki, takie jak aparycja, rasa, płeć itp. Wg tych ostatnich, mniej atrakcyjni oskarżeni bardziej wyglądają jak ktoś, kto mógł popełnić przestępstwo. W eksperymencie Amerykanów wzięło udział 169 studentów psychologii. W Sieci wypełnili oni kwestionariusz, który pozwalał ocenić, do jakiego stopnia przetwarzają informacje racjonalnie lub emocjonalnie. Następnie badanym przedstawiono studium przypadku ze zdjęciem prawdziwego oskarżonego i jego ogólnym profilem. Wszyscy zapoznali się z instrukcjami dla ławy przysięgłych i wysłuchali argumentów z mów końcowych oskarżyciela i obrońcy. Okazało się, że obie grupy – racjonalna i emocjonalna – skazywały atrakcyjnych oskarżonych właściwie tak samo często i wykazywały nieznaczne odchylenie w obliczu mocnych dowodów czy poważnego przestępstwa. Styl przetwarzania informacji ujawniał się jednak w pełnej krasie przy niejednoznacznych dowodach i lżejszych wykroczeniach. Gunnell uważa, że może to wpłynąć na sposoby dobierania składu ławy przysięgłych. Gdy w sprawie dowody przemawiają na korzyść jednej ze stron, ich prawnicy mogą chcieć, by ławnicy prezentowali racjonalny styl przetwarzania danych. Jeśli jednak przypadek wzbudza silne emocje, obrona będzie zapewne dążyć do wyeliminowania takich sędziów. Psycholodzy podkreślają, że wszyscy ludzie są zdolni do wykorzystania zarówno emocjonalnego, jak i racjonalnego systemu analizy, a posłużenie się nimi jest w pewnej mierze zależne od kontekstu. Stopień, w jakim jeden z nich dominuje, ma związek z indywidualnymi preferencjami. Wyniki studium ukażą się w przyszłym numerze pisma Behavioral Sciences and the Law.
- 3 odpowiedzi
-
- Justin Gunnell
- ława przysięgłych
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dzięki pracy japońskich naukowców powstał materiał, który umożliwi tworzenie tanich dysków optycznych o pojemności 1000-krotnie przewyższającej pojemność nośników Blu-ray. Materiał ten to nowa krystaliczna forma tlenku tytanu opracowana przez zespół profesora Shin-ichiego Ohkoshi z Uniwersytetu Tokijskiego. Naukowiec wyjaśnia, że po wystawieniu na działanie światła materiał ten zmienia swoje właściwości z metalu o czarnym kolorze w brązowy półprzewodnik. Zmiany są odwracalne i zachodzą w temperaturze pokojowej, a zatem pozwalają na łatwe wielokrotne zapisywanie dwóch stanów - 0 i 1. Uczeni w celach testowych stworzyli cały zestaw niewielkich cząstek materiału, których średnica wahała się od 5 do 20 nanometrów. Jeśli do produkcji nośników zostałyby wykorzystane najmniejsze z tych cząstek, to pojemność dysku optycznego 1000-krotnie przewyższałaby pojemność Blu-ray. A zatem mogłaby być o 5000 razy większa, niż pojemność standardowego DVD. Oczywiście pod warunkiem, że zostaną opracowane urządzenia do zapisu i odczytu danych z dysku z tlenkiem tytanu. Profesor Ohkoshi zauważa, że nowe płyty byłyby znacznie tańsze od Blu-ray i DVD. Rynkowa cena tlenku tytanu jest obecnie około 100-krotnie niższa niż cena stopu germanu, antymonu i telluru, który jest używany we współczesnych nośnikach optycznych wielokrotnego zapisu. Obecnie nie wiadomo, kiedy nowe nośniki trafią na rynek. Japoński uczony ma zamiar w najbliższym czasie rozpocząć odpowiednie negocjacje z prywatnym biznesem.
- 7 odpowiedzi
-
- Shin-ichi Ohkoshi
- Uniwersytet Tokijski
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przed trzema laty w mediach pojawiły się doniesienia, że bakterie glebowe poprawiają nastrój. Teraz okazuje się, że mogą też zwiększać zdolność mózgu do uczenia się nowych umiejętności czy strategii. Mycobacterium vaccae to naturalna bakteria glebowa, którą ludzie trawią lub połykają, spędzając czas na dworze – opowiada Dorothy Matthews z The Sage Colleges. Wcześniejsze badania wykazały, że wstrzykiwanie myszom M. vaccae stymuluje wzrost pewnych neuronów w mózgu, co skutkuje zwiększonym wydzielaniem serotoniny i spadkiem niepokoju. W 2007 r. naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego i Uniwersytetu Bristolskiego odkryli, że myszy potraktowane wspomnianymi bakteriami zaczynały się zachowywać jak po podaniu leków antydepresyjnych. Ponieważ serotonina jest neuroprzekaźnikiem istotnym także dla uczenia, Matthews i Susan Jenks karmiły myszy laboratoryjne żywymi bakteriami i oceniały ich umiejętność nawigowania po labiryncie. Okazało się, że gryzonie karmione żywymi M. vaccae poruszały się po labiryncie 2-krotnie szybciej i słabiej demonstrowały zachowania lękowe niż myszy kontrolne. Po trzech tygodniach przerwy przyszedł czas na ostateczny test. Zwierzęta eksperymentalne nadal pozostawały szybsze od kontrolnych, jednak różnica nie była istotna statystycznie. Oznacza to, że bakterie glebowe działają tylko przez pewien okres. Wg głównej autorki badań, skoro M. vaccae wydają się odgrywać pewną rolę w uczeniu i kontrolowaniu lęku u ssaków, warto wziąć pod uwagę zajęcia szkolne związane z brudzeniem, np. lekcje biologiczne w ogródku, bo mogłoby to w znaczący sposób wspomóc wysiłki pedagogów i samych zainteresowanych, czyli dzieci. Amerykanki zaprezentowały uzyskane rezultaty na 110. konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Mikrobiologicznego w San Diego.
- 5 odpowiedzi
-
- Dorothy Matthews
- labirynt
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Skål to eksperymentalny odtwarzacz multimedialny. Składa się z drewnianej misy (po norwesku Skål oznacza właśnie misa), w której umieszcza się wyposażone w tagi RFID obiekty: kule, sześciany, maskotki czy figurki. Każdemu przypisany jest jakiś rodzaj medium lub utwór, np. YouTube, Flickr, kreskówka czy internetowe radio. Odtwarzacz jest wykonany z solidnej dębiny. W podstawce zamontowano czytnik. Jak zapewniają Norwegowie, można samemu rozszerzać i uzupełniać możliwości Skåla, dołączając metki radiowe do kolejnych zabawek czy obiektów o wymiarach odpowiednich do wielkości misy. Projektanci podkreślają, że ich wynalazek można podłączyć do komputera z dostępem do Internetu albo zasilać tradycyjnie z gniazdka. Unoszenie i ponownie kładzenie maskotki związanej z jakąś bajką lub audiobookiem nie wpływa na ciąg opowieści, która zaczyna się od momentu przerwania. Wybrany kształt, np. prostopadłościan, można opatrzyć kilkoma różnymi naklejkami i powiązać je z poszczególnymi kategoriami albumu ze zdjęciami. Norwegowie zachęcają, by opatrywać tagami RFID przedmioty przywiezione z wakacji itp. Na witrynie internetowej firma zaprasza do zgłaszania chęci wzięcia udziału w przedsprzedaży mailem. Skål from timo on Vimeo.
-
Jak we wszystkich niemal ogrodach zoologicznych na świecie także i w pekińskim nie można karmić zwierząt, o czym informują specjalne tabliczki. Nikt jednak nie zabrania zjadania mieszkających tam gatunków, co widać już po pierwszym rzucie oka na menu zlokalizowanej na terenie zoo restauracji Bin Feng Tang: po zakąsce z nogi hipopotama można zjeść zupę z mrówek i zakończyć posiłek daniem głównym z ogona kangura bądź penisa jelenia. Fenomen lokalu opisano w zeszłym tygodniu w gazecie Legal Daily. Jak można się domyślić, publikacja wywołała gorącą dyskusję, przy czym sporo komentujących wyraziło swoją dezaprobatę. Ge Rui z International Fund for Animal Welfare uważa, że takie przedsięwzięcie jest sprzeczne z ideą ogrodu zoologicznego, który ma pełnić funkcje edukacyjne oraz zachęcać do ochrony zwierząt. Sprzedając mięso demonstrowanych na wybiegach bestii, to zoo stymuluje konsumpcję oraz zwiększa presję na zwierzęta żyjące na wolności. Takie postępowanie jest społecznie nieodpowiedzialne. Inni wspominają, że choć wszystko odbywa się zgodnie z prawem, trudno mówić o humanitaryzmie i moralności. Właściciele restauracji powiedzieli lokalnym mediom, że serwowane mięso pochodzi z farm egzotycznych zwierząt, a handel odbywa się już od kilku lat, co więcej, władze go aprobują. Wszystko wskazuje jednak na to, że kierownictwo Bin Feng Tang ponownie przyjrzy się karcie dań i odpowiednio ją zmodyfikuje. Chiny, w których zwierzęta od wielu wieków wykorzystuje się w tradycyjnej medycynie, przechodzą chyba przemianę światopoglądową. Podczas gdy Chang Jiwen z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych chce wprowadzenia ustawy o prawach zwierząt, z klatek i wybiegów ogrodów zoologicznych Państwa Środka znikają tabliczki informujące, które części ich ciała są najsmaczniejsze i przy leczeniu czego się je wykorzystuje.
- 6 odpowiedzi
-
Wielki amerykański pisarz Mark Twain, twórca takich postaci jak Tomek Sawyer czy Huckelberry Finn pozostawił po sobie 5000 stron luźnych zapisków biograficznych. Dołączył do nich notatkę, w której zastrzegł, iż autobiografia nie może trafić do księgarń wcześniej niż 100 lat po jego śmierci. Zapiski Twaina przechowywane są na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (UCB). Pisarz zmarł 21 kwietnia 1910 roku. Jego życzeniu stało się więc zadość. W listopadzie bieżącego roku UCB wyda pierwszy tom z trzytomowej autobiografii Twaina. Powinna ona rzucić sporo światła na wiele tajemniczych wątków z życia pisarza.
-
We wrześniu ubiegłego roku informowaliśmy o niezwykle interesującym i ważnym wyroku, jaki zapadł w sprawie Alcatel-Lucent vs. Microsoft. Swoje stanowisko w tej sprawie zajął obecnie Sąd Najwyższy USA. Jego członkowie odrzucili apelację Microsoftu od wyroku stwierdzającego, że koncern naruszył własność intelektualną Alcatela-Lucenta. Sąd Najwyższy oświadczył, że nie będzie zajmował się tą sprawą. Oznacza to, że obowiązuje wyrok Federalnego Okręgowego Sądu Apelacyjnego, który uznał, że Microsoft naruszył prawo, jednak nakazał sądowi niższej instancji, by w inny sposób wyliczył wysokość odszkodowania.
-
- Microsoft
- Alcatel-Lucent
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Sępniki różowogłowe (Cathartes aura) należą do rodziny kondorowatych i naturalnie występują w obu Amerykach, lecz niemieccy kryminolodzy i śledczy postanowili wykorzystać ich wyśmienity węch. Wyszkolony przez Germana Alonso Sherlock ma pomóc w znajdowaniu ciał w miejscach, gdzie psy czy ludzie nie są w stanie dotrzeć, o powierzchni przeszukiwanego obszaru nie wspominając. Ptak ma być wyposażony w GPS. Jak ujawnia policjant Rainer Herrmann, na pomysł sępnika tropiącego wpadł po obejrzeniu programu przyrodniczego jego kolega. Zwykle szukając jedzenia, ptaki polegają głównie na wzroku, jednak padlinożercy mają niezwykle wyczulone powonienie, które pozwala im zwęszyć gnijące mięso z odległości kilometra. Co więcej, Sherlock poradzi sobie nawet w terenie gęsto zalesionym i wykryje zakopane zwłoki. W odróżnieniu od psów i ludzi, prawie się nie męczy i nie musi sobie robić regularnych przerw. Latający śledczy jest przygotowywany do misji w Walsrode na południe od Hamburga, gdzie znajduje się największy ptasi park na świecie. Na 24 hektarach mieszka tu aż 650 gatunków. Na czym polega trening pana Alonso? Każdego dnia zwierzę szuka kubeczków z mięsem, na których dnie znajdują się dostarczone przez policję kawałki materiału używanego do okrywania zwłok. Sokolnik ma nadzieję, że w przyszłości działania Sherlocka będzie wspierać całe stado identycznie wyszkolonych ptaków. Niestety, jak mówi, dostanie młodego oswojonego padlinożercy graniczy niemal z cudem.
-
Opublikowano dane z dwóch najnowszych i najszerzej zakrojonych badań globalnego oceanu. Oszacowanie dokładnej ilości wody oraz zmian temperatury potwierdza przewidywania klimatologów. Oceany są mniejsze niż sądzono, stają się też coraz cieplejsze. Badanie przeprowadzone przez Woods Hole Oceanographic Institution (Instytut Oceanograficzny Woodsa Hole'a) w Massachusetts, prywatną organizację badawczą non-profit, miało na celu oszacowanie całkowitej ilości wody zawartej w światowych oceanach. Wykonane przy użyciu danych satelitarnych badanie jest najdokładniejszym z dotąd przeprowadzonych, dało ono wynik 1,3 miliarda kilometrów sześciennych wody, nieco mniej niż dotychczasowe szacunki. Badanie drugie, przeprowadzone przez National Oceanic and Atmospheric Administration - dział amerykańskiego Departamentu Handlu - miało ocenić zmiany temperatury wód oceanicznych. Trwające szesnaście lat (w latach 1993-2008) pomiary wykonywano przy współpracy jednostek badawczych z Japonii, Niemiec i USA, z zastosowaniem różnych metod badawczych. Różnice w zastosowanych metodach - a także różny stopień ich dokładności i metodologia gromadzenia danych - sprawiły, że poszczególne wyniki różniły się między sobą. Zarówno jednak ostateczne szacunki, jak i wyniki cząstkowe jednoznacznie wskazują na ocieplanie się oceanów w ciągu ostatnich dwóch dekad. Trend jest wyraźny i stanowi dobry wskaźnik globalnego ocieplania się. Według szacunków 90% energii zatrzymywanej przez gazy cieplarniane pochłaniane jest przez oceany. Wyniki, sprawdzone przez naukowców niezaangażowanych w te badania, potwierdzają ogólne przewidywania klimatologów co do zmian klimatu. Śledzenie zmian temperatury oceanów jest bardzo istotne w tym kontekście. Ich temperatura, a w szczególności prądy oceaniczne mają wyjątkowy wpływ na praktyczny klimat i pogodę na świecie. To, co się dzieje z pochłanianym przez oceany ciepłem nie pozostanie bez wpływu na światowy klimat, a w rezultacie gospodarkę.
- 1 odpowiedź
-
Na różne sposoby badano wpływ czynników środowiskowych na edukację młodzieży. Wiadomo od dawna, że znaczenie ma miejsce zamieszkania, stopień zamożności, że bardzo istotne jest zajęcie i wykształcenie rodziców. Okazuje się jednak, że równie ważne, a nawet ważniejsze jest posiadanie w domu dużej ilości książek. Szeroko zakrojone badania przeprowadzili badacze z Uniwersytetu Nevady w Reno. Obejmowały one aż 27 krajów z różnych regionów świata, od krajów rozwijających się - jak państwa afrykańskie, czy Chiny - po rozwinięte i bogate demokracje Europy i Ameryki, badano rodziny o różnym stopniu zamożności, mieszkające zarówno w mieści, jak i na wsi. Trwające 20 lat prace Mariah Evans miały na celu znalezienie najlepszych - niedrogich, a skutecznych - bodźców wpływających na poziom edukacji, pomagających dzieciom w osiąganiu edukacyjnego sukcesu. Do tej pory za najważniejszy czynnik sprzyjający edukacji uważano posiadanie wykształconych rodziców. Zaskakująca okazała się więc konkluzja, że bardziej istotnym czynnikiem - mimo że wahającym się w zależności od kraju - jest posiadanie w domu dużej ilości książek. O ile wychowywanie w domu bez książek można porównać z posiadaniem rodziców niemal pozbawionych wykształcenia (trzy lata edukacji), o tyle już pięćset książek w domowej bibliotece ma taki wpływ, jak posiadanie rodziców z wykształceniem uniwersyteckim (szesnaście lat edukacji). W jednym i drugim przypadku dzieci kształcą się średnio o 3,2 roku dłużej. Nawet niewielka biblioteka ma pozytywny wpływ - mówi Evans. - Jedyne dwadzieścia książek może być istotnym bodźcem do zdobywania wyższego wykształcenia, im więcej książek w domu, tym większe ich oddziaływanie. To całkiem dobry wskaźnik zwrotu inwestycji przy niewielkich zasobach materialnych. Wskaźnik ten różni się oczywiście w zależności od kraju. O ile w Stanach Zjednoczonych jest on niższy od średniej dla całego badania - tu pięciusetksiążkowa biblioteka dodaje średnio 2,4 roku do czasu trwania edukacji, a to wciąż sporo; o tyle w Chinach taka sama biblioteka daje zysk średnio 6,6 roku edukacji więcej! Zdumiewającym dla autorów było, że efekt posiadania książek jest aż tak silny i zdecydowanie bardziej istotny dla wykształcenia dzieci niż dochód narodowy, praca ojca, czy polityczny system kraju. Wychowanie wśród książek okazało się aż dwukrotnie bardziej istotne niż wykształcenie ojca. A także bardziej istotne niż fakt zamieszkania w tak różnych krajach jak USA i Chiny - tu różnica wpływu wynosiła zaledwie dwa lata. Badanie obejmowało także wpływ stopnia wykształcenia na późniejsze zarobki dorosłych już obywateli. Studium badaczy z Nevady jest jednym z najbardziej kompletnych i udokumentowanych badań na temat wpływu czynników społecznych na stopień wykształcenia. Wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie Research in Social Stratification and Mobility.
- 7 odpowiedzi
-
- Mariah Evans
- University of Nevada
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Centrum Badań Kosmicznych PAN, uważają, że Wstęga odkryta w ubiegłym roku przez satelitę IBEX świadczy o zbliżaniu się Układu Słonecznego do chmury gorących gazów. Ma ona temperaturę miliona kelwinów a Słońce powinno wejść w nią w ciągu najbliższych 100 lat. Wstęga to olbrzymie pasmo w postaci niedomkniętego pierścienia. Dotychczas wysnuto kilka teorii dotyczących jej istnienia, ale wszystkie odwoływały się do zjawisk zachodzących dość blisko, na granicy Układu Słonecznego. Tymczasem profesor Stanisław Grzędzielski uważa, że Wstęga istnieje, ponieważ Słońce zbliża się do granicy bardzo gorącego obłoku materii międzygwiazdowej. Jej obecność manifestuje się rozkładem strumieni energetycznych atomów naturalnych (ENA). Powstają one gdy protony gorącego gazu mieszają się z atomami gazu neutralnego i wychwytują z nich elektrony. ENA nie mają ładunku elektrycznego, więc podróżują po prostych, gdyż nie oddziałują na nie pola magnetyczne. Polacy, na łamach prestiżowego Astrophysical Journal Letters twierdzą, że ENA powstają wskutek procesów, które zachodzą na granicy chłodnego Lokalnego Obłoku Międzygwiazdowego (o temperaturze 6-7 tysięcy kelwinów) a Lokalnego Bąbla (temperatura ok. miliona kelwinów). Obłok znajduje się we wnętrzu Bąbla, który ma rozmiary kilkuset lat świetlnych. Z analiz przeprowadzonych przez Centrum Badań Kosmicznych PAN wynika, że granica pomiędzy Obłokiem a Bąblem może być od nas odległa nie o kilka lat świetlnych, a o 500-2000 jednostek astronomicznych. A zatem już w przyszłym wieku Układ Słoneczny znajdzie się we wnętrzu Bąbla. Nie ma jednak powodów do obaw. Podczas swojej wędrówki Układ Słoneczny wielokrotnie przechodzi przez takie obszary. Profesor Grzędzielski mówi, że efektem wejścia Słońca w obłok gorącego gazu będzie prawdopodobnie skurczenie się heliosfery i nieznaczne zwiększenie promieniowania kosmicznego, które dociera do Ziemi. W przyszłości ludzie będą musieli zatem projektować urządzenia bardziej odporne na promieniowanie kosmiczne.
-
Kobiety, które chodzą w krajach Trzeciego Świata po wodę do rzek czy sadzawek, nie muszą wkładać specjalnego wysiłku czy dysponować zaawansowanym sprzętem, by uchronić się przed zarażeniem cholerą. Wystarczy, że przefiltrują ciecz przez noszone na co dzień sari. Po 2-krotnych badaniach prowadzonych w Matlabie w Bangladeszu Rita Colwell z University of Maryland podkreśla, ta prosta metoda ogranicza nie tylko zachorowalność w gospodarstwie, gdzie ją wdrożono, ale również u sąsiadów pijących nieuzdatnianą wodę. Amerykanka wylicza, że dzięki sari częstość występowania cholery spadła niemal o połowę (48%), a po początkowej demonstracji 31% kobiet kontynuowało filtrowanie wody dla swojej rodziny. W 2003 roku Colwell i jej zespół przeprowadzili badanie terenowe. Kobietom odpowiedzialnym za dostarczanie wody pokazano przecedzanie wody przez poskładane bawełniane sari. Wyniki były bardzo obiecujące, bo zachorowalność na cholerę spadła prawie o połowę. Badacze obawiali się jednak, że mało kto będzie nadal tak postępował. Po pięciu latach ekipa Colwell wróciła do Bangladeszu, by sprawdzić, czy filtrowanie jest wciąż w modzie i czy zapadalność na cholerę jest zmniejszona. Z tej samej co w 2003 r. populacji wybrano ponad 7 tys. noszących wodę kobiet. Z wywiadu wynikało, że 31% nadal praktykuje filtrowanie, z czego 60% robi to za pomocą sari. Okazało się, że w grupie kontrolnej, czyli wśród ludzi nieedukowanych w pierwszej turze badań, 26% gospodarstw domowych także zaczęło stosować przecedzanie. Choć nie jest to istotne statystycznie, częstość hospitalizacji z powodu cholery w latach 2003-2005 spadła o jedną czwartą. Ponieważ filtracja nie była stosowana przez wszystkie szkolone osoby, ograniczenie zachorowalności nie było tak wysokie, jak przy początkowym studium. Colwell sądzi, że chcąc zapewnić lepszą ochronę, trzeba co jakiś czas powtarzać trening.
- 1 odpowiedź
-
- kobiety
- Bangladesz
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przed czterema laty jedną z miar popularności Google'a był fakt oficjalnego wpisania wyrazu "google" jako obowiązującego czasownika do słownika języka angielskiego. Jak donosi Bloomberg, niewykluczone, że Microsoft będzie mógł poszczycić się podobnym osiągnięciem. Analityk Danny Sullivan z witryny Search Engine Land, która specjalizuje się w analizie wyszukiwarek, mówi, że niektórzy ludzie zaczynają wykorzystywać nazwę "Bing" w roli czasownika. Słyszałem ludzi mówiących 'wybingowałem to' - stwierdził Sullivan. Microsoft, który początkowo niedocenił potencjału internetu, stara się nadrabiać straty. Od 2004 roku koncern próbuje rywalizować z Google'em na rynku wyszukiwarek. Przed sześciu laty firma zaprezentowała Live Search. Jednak olbrzymie inwestycje ciągle nie przynoszą efektów. W latach 2004-2009 udziały Microsoftu w rynku wyszukiwania spadły o 8 punktów procentowych. Analityk Matt Rosoff z Directions Marketing Group ocenia, że większość z 6 miliardów dolarów strat, jakie w ciągu ostatnich 4 lat poniósł online'owy widział Microsoftu jest związana właśnie z wyszukiwaniem. Sukces Binga, który ma obecnie 12% amerykańskiego rynku, zależy od wpływów z reklamy. Pojawienie się wyrazu "bing" w roli czasownika świadczy o tym, że wyszukiwarka jest zauważana przez internautów. Niektóre firmy zajmujące się sprzedażą reklamy donoszą, że ich klienci zaczynają przeznaczać coraz większą część swoich budżetów na reklamę w wyszukiwarce Microsoftu. Ciągle są to jednak kwoty wielokrotnie mniejsze niż przeznaczają na reklamę w Google'u. Dla Binga szansą jest też rynek urządzeń mobilnych, na którym Google ma znacznie słabszą pozycję niż na rynku pecetów. Ponadto, jak zauważają specjaliści, Bing wcale nie musi zdobyć udziałów bliskich udziałom Google'a. W ubiegłym roku Microsoft i Yahoo! podpisały umowę, na podstawie której Yahoo! korzysta z silnika Binga, chociaż nie używa tej nazwy. Jeśli umowa będzie kontynuowana, a obie firmy utrzymają swoją pozycję na rynku, to silnik Bing będzie wykorzystywany do 30% wyszukiwań w sieci. Sprzedawcy reklam nie będą więc mogli go ignorować. Analitycy zauważają, że Microsoft wdrożył mądrą strategię, która daje Bingowi szansę na zaistnienie na rynku urządzeń mobilnych. Na przykład na podstawie umowy podpisanej w witryną miłośników iPhone'a, Tapulous, Microsoft pokrywa koszty utworów muzycznych, które są bezpłatnie rozpowszechniane przez Tapulous, pod warunkiem, że użytkownik gry Tap Tap Revenger zainstaluje na swoim iPhonie aplikację do obsługi Binga.
- 10 odpowiedzi
-
- Microsoft
- wyszukiwarka
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy odkryli, że mleko matki wpływa na ekspresję genów oseska. Może to wyjaśnić, czemu karmione w ten sposób dzieci mają silniejszy układ odpornościowy, rzadziej zmagają się z alergiami czy przewlekłymi chorobami, np. astmą czy cukrzycami typu 1. i 2. Geny są naprawdę wrażliwe na to, co jemy, a teraz mamy geny, które mogą wyjaśnić wiele klinicznych obserwacji dotyczących różnic między niemowlętami karmionymi mlekiem matki i odżywką – wyjaśnia Sharon Donovan z University of Illinois. Amerykanie porównali grupę trzymiesięcznych dzieci: 10 karmionych odżywką i 12 karmionych piersią. Wykorzystali fakt, że podczas trawienia dochodzi do naturalnego złuszczania nabłonka przewodu pokarmowego. Badacze śledzili ekspresję genów, analizując mRNA z odchodów. Okazało się, że mleko i odżywka wpływały inaczej na co najmniej 146 genów. Większość genów, których aktywność była zwiększana przez ludzkie mleko, oddziaływała na szybki rozwój jelit i układu odpornościowego. Część z nich chroni przed nieszczelnymi jelitami (ang. leaky gut), czyli zaburzeniem polegającym na ich zwiększonej przepuszczalności, kiedy do krwiobiegu przez ścianę jelita dostają się obce cząstki. Uważa się, że zwiększa to ryzyko alergii i chorób zapalnych, np. choroby Leśniowskiego-Crohna czy astmy. Podczas porodu dziecko zostaje przeniesione z dobrze chronionego środowiska macicy do świata wypełnionego bakteriami, gdzie składniki odżywcze trzeba pozyskiwać za pomocą niedojrzałego układu pokarmowego. Jak tłumaczy Donovan, im szybciej jelita i układ odpornościowy zyskają odpowiednią sprawność, tym lepiej dla malucha. Zespół z University of Illinois uważa, że mleko i odżywka mogą wpływać na ekspresję genów na dwa sposoby: 1) zmieniając czynniki odpowiedzialne za przepisywanie informacji zawartej w genach na mRNA oraz 2) za pośrednictwem efektu epigenetycznego, gdzie spirala DNA jest tak zwijana, że pewne geny stają się mniej, a inne bardziej dostępne, a zatem zdatne do użytku. Wg Donovan, druga z wymienionych zmian jest zazwyczaj stała, co wyjaśniałoby długofalowe korzyści z karmienia piersią.
-
O ile magma przemieszcza się w skorupie ziemskiej bardzo powoli, bo zaledwie kilka centymetrów rocznie, o tyle gdy znajdą się w niej diamenty, prędkość podróży ku powierzchni wzrasta nawet do 60 kilometrów na godzinę (Geophysical Research Letters). Wcześniej naukowcy wiedzieli, że kimberlit, rzadka ultramaficzna skała alkaliczna, w której diamenty występują jako tzw. minerały akcesoryczne, może się przemieszczać szybciej ku spągowi skorupy ziemskiej. Nikt nie miał jednak pojęcia, jakie tempo osiąga ona na większych głębokościach. By to sprawdzić, Masayuki Nishi i zespół z Kyushu University w Fukuoce posłużyli się niecodziennym miernikiem – granatami. Inkluzje z minerałów z grupy krzemianów tworzą się wewnątrz diamentów i są stabilne na głębokościach między 400 a 700 km. Gdy zmniejszają się zarówno ciśnienie, jak i temperatura, ulegają częściowemu przekształceniu (między innymi do piroksenów). Japończycy sztucznie utworzyli granaty w podgrzewanych komorach ciśnieniowych. Następnie, wykorzystując synchrotron, zmierzyli, jak szybko rozkładały się one przy zmianach wymienionych wcześniej parametrów. Z wyliczeń wynika, że aby diamenty z inkluzjami dotarły na powierzchnię, musi minąć od kilku godzin do kilku dni.
- 1 odpowiedź
-
Dla człowieka układanie puzzli nie stanowi większego problemu, jednak dla komputera jest to prawdziwe wyzwanie. Zespół z Massachusetts Institute of Technology pracujący pod kierunkiem Taeg Sang Cho pobił właśnie rekord świata w układaniu puzzli przez komputer. Maszyna założyła obrazek składający się z 400 elementów. Poprzedni rekord - 320 puzzli - należał od 2008 roku do duńskiego zespołu. Jednak waga osiągnięcia naukowców z MIT-u to nie tylko 80 puzzli więcej. Komputer Duńczyków był w stanie układać puzzle ze sceną jak z filmu rysunkowego, z bardzo dobrze wyznaczonymi kształtami i o ograniczonej liczbie kolorów. Amerykański algorytm układa dowolny obrazek. Uczeni z MIT-u podzielili 5-megabajtowy obraz na 400 części. Następnie komputer rozpoczął analizę kolorów, by określić, co może przedstawiać oryginał. Po analizie porównywał kolorystykę z obrazami z bazy danych. Dzięki temu mógł określić, że np. jeśli dominują kolory błękitny, zielony i szary, to oryginalny obraz przedstawia krajobraz z niebem i roślinnością. Komputer analizował też kolory na krawędziach puzzli, by określić, które kawałki powinny ze sobą sąsiadować. Algorytm okazał się na tyle doskonały, że ułożył puzzle w ciągu 3 minut. Taeg Sang Cho ma nadzieję, że przyszłości podobne algorytmy ułatwią pracę z programami graficznymi. Przeciętny użytkownik np. Photoshopa będzie mógł przenieść obiekt z jednego końca grafiki na drugi, a komputer zajmie się dobraniem odpowiednich wartości kolorów czy nasycenia tak, by przeniesiony obiekt pasował do otoczenia. Pracę Amerykanów pochwalił Klaus Hansen, który był autorem poprzedniego rekordu. Stwierdził, że użyli oni bardzo interesującego algorytmu, a ponadto mieli trudniejsze zadanie niż on. Zespół z MIT-u nie podzielił bowiem swojego obrazka w nieregularne kształty tradycyjnych puzzli, tylko w identyczne kwadraty. To znacząco utrudniało odtworzenie grafiki.
- 3 odpowiedzi
-
- Taeg Sang Cho
- rekord
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak poinformowała Egipska Służba Starożytności, w Lahoun w pobliżu Fajum archeolodzy odkopali 57 starożytnych grobów, w których większości znajdują się ozdobne drewniane sarkofagi z mumiami. Najstarsze groby pochodzą z ok. 2750 r. p.n.e., a więc z czasów pierwszej i drugiej dynastii tynickiej (okres wczesnodynastyczny). Dwanaście reprezentuje XVIII dynastię tebańską. Jak wyjaśnia sekretarz Służby Zahi Hawass, dzięki odkryciu zdobyto nowe informacje o religii starożytnego Egiptu. Mumie z XVIII dynastii były bowiem okryte lnem z napisami pochodzącymi z Księgi Umarłych oraz wizerunkami bóstw. Szef wyprawy Abdel Rahman El-Aydi opowiada, że na niektórych grobach znajdowały się religijne inskrypcje, które miały pomóc zmarłemu w przejściu do raju. Jeden z najstarszych grobowców jest ponoć niemal nietknięty – zachowało się całe wyposażenie oraz drewniany sarkofag z mumią owiniętą lnem. W 31 grobach datowanych na ok. 2030-1840 r. p.n.e. naukowcy natrafili na sceny przedstawiające różne bóstwa, w tym Horusa, Hathor, Amona czy Chnuma.
-
- Zahi Hawass
- Fajum
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Rozwój elektroniki postępuje bardzo szybko, oferując nam coraz potężniejsze układy. Nowe technologie obiecują jeszcze większą moc: grafen, nanorurki, DNA, komputery kwantowe. Tymczasem jednocześnie istnieje potrzeba tanich, prostych w produkcji i prostych układów do codziennych zastosowań. Z powodzeniem już się takie tworzy z plastiku czy z papieru. Dzięki odkryciom inżynierów z Uniwersytetu Stanforda papierową elektronikę będziemy mogli zasilać papierowymi bateriami. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda od dawna pracowali nad stworzeniem papierowego superkondensatora przy pomocy nadrukowywania węglowych nanorurek. Pierwsze efekty prezentowali już w zeszłym roku, teraz osiągnęli jednak znaczący postęp. Udało się zrezygnować z domieszek srebra i uniknąć przenikania drobnych nanorurek przez pory papieru, co powodowało spięcia. Papier - a można tu zastosować naprawdę dowolny papier - pokryty z dwóch stron cienką warstwą polifluorku winylidenu (PVDF) można z dużą prędkością zadrukowywać węglowymi nanorurkami o pojedynczych ściankach (SWNT). Nanorurki ściśle związują się z papierem podobnie jak tusz lub atrament podczas pisania i nie ulegają zniszczeniu nawet potraktowane gumką czy taśmą klejącą. Zarazem odpowiednio zaimpregnowany papier zatrzymując nanorurki jednocześnie pozwala na przenikanie elektrolitów, działając membrana. Po nadrukowaniu węglowe nanorurki służą jednocześnie jako styki, jak i elektrody, wystarczy je napełnić elektrolitem. Pojemność takiego urządzenia to około trzech Faradów na gram. Urządzenie jest też bardzo trwałe, po upływie 2500 cykli ładowania i rozładowania spadek wydajności jest niewielki. Można oczywiście je dowolnie wyginać, czy rulować - jak zwykły papier. Trzeba jeszcze opracować sposób stworzenia z papierowego kondensatora funkcjonalnych baterii. Pozwoli to na produkowanie bardzo tanich akumulatorów, które będzie wyjątkowo łatwo utylizować - po prostu jak zwykły papier. Na filmie: naukowcy ze Stanforda demonstrują diodę zasilaną papierowym kondensatorem.
- 2 odpowiedzi
-
- Stanford University
- papierowy superkondensator
- (i 3 więcej)
-
Biopaliwa przez jednych uważane są za sposób wyjścia z klinczu między potrzebami energetycznymi, a zagrożeniem klimatycznym; przez innych uważane są za ślepą uliczkę. Niezależnie od tego sporu wzbudzają wiele kontrowersji i wątpliwości: czy faktycznie uprawa roślin na potrzeby energetyczne jest opłacalna - zarówno ekonomicznie, jak i ekologicznie, czy nie spowoduje zbyt dużego wzrostu cen żywności, itd. Podczas gdy pesymistyczne szacunki jednych określają czas potrzebny na oddanie w ten sposób „węglowego długu" na 167 do 420 lat, inni poszukują coraz to nowych i lepszych roślin, które „spłacałyby się" szybciej. John Hughes, naukowiec z brytyjskiego Met Office (rządowej instytucji zajmującej się szeroko pojętą meteorologią i klimatem) prezentuje bardziej optymistyczne szacunki, oparte zarówno o badania terenowe, jak i symulacje komputerowe. Według artykułu, jaki ukazał się w Global Change Biology Bioenergy uprawy energetyczne oparte o trawy miscanthus x giganteus, czyli miskanta olbrzymiego, mogą znacząco zmniejszyć zależność od paliw kopalnych, jednocześnie redukując poziom CO2. Przy wykorzystaniu matematycznego modelu i symulacji komputerowej dla przewidywanych zmian klimatu i emisji dwutlenku węgla, zwrot „węglowego długu" dzięki miskantowi nastąpiłby w ciągu 30 lat - to diametralnie odmienna liczba w porównaniu z 167 do 420 lat dla niektórych innych biopaliw z roślin energetycznych typu kukurydza. Miskant olbrzymi jest pochodzącą z Japonii trawą z rodziny wiechlinowatych. Rośnie w kępach osiągających wysokość od dwóch do nawet czterech metrów, przy średnicy pędów od 1 do 3 cm. Dzięki małym wymaganiom - zadowala się glebami V i VI klasy - i bardzo silnie wiąże dwutlenek węgla, używany jest na terenie Unii Europejskiej jako roślina energetyczna do produkcji bioetanolu. Zaniepokojenie zmianami klimatu skłania naukowców coraz silniej do zainteresowania się sposobami na ograniczenie szkód ekologicznych. Uprawy roślin w celach energetycznych są przedmiotem coraz bardziej wnikliwych badań. W biopaliwowych zastępnikach ropy i gazu upatruje się środka na ograniczenie wzrostu dwutlenku węgla w atmosferze, a jak mówi John Hughes - opublikowane studium pokazuje olbrzymi potencjał, upraw energetycznych, w szczególności miskanta. A przeliczając wyniki na skalę światową, jak to pokazujemy w swoim opracowaniu, tworzymy nowe narzędzia do szacowania przydatności takich upraw. I bardzo słusznie, w tych sprawach bowiem nie można działać w ciemno.
- 7 odpowiedzi
-
- Met Office
- miscanthus giganteus
- (i 6 więcej)
-
Jedna z zasad termodynamiki, nazwana zasadą ekwipartycji energii, mówi, że dostępna energia jaką dysponuje cząsteczka rozkłada się jednakowo na wszystkie możliwe sposoby jej wykorzystania. Niezależnie od tego czy jest to stopień swobody związany z energią obrotu, ruchu postępowego czy związany z drganiami cząstek. Opiera się ona o mechanikę statystyczną i mechanikę Newtona. To à propos tej zasady Albert Einstein powiedział, że nigdy nie będziemy w stanie zaobserwować chwilowej prędkości drgających cząsteczek, poruszanych ruchem Browna. Pomylił się, fizykom z Uniwersytetu w Teksasie udało się zaobserwować prędkość chwilową. Pierwsza na świecie obserwacja chwilowej prędkości cząsteczki to powód do chwały dla amerykańskich naukowców. Zwłaszcza, że wielki fizyk wykluczał taką możliwość: zaproponował wprawdzie odpowiedni test już w 1907 roku, ale uważał, że eksperyment jest niewykonalny. Nie przewidział jednak pomysłowości zespołu z Austen. Nie przewidział po prostu, że mikroskopijny okruch szkła, wielkości cząsteczki kurzu, można będzie zawiesić w powietrzu przy pomocy „optycznych szczypczyków", czyli dwóch promieni lasera. Nie przewidział, bo nie mógł przewidzieć, że ultradźwiękowy przetwornik wibracji pozwoli trząść takim okruchem tak, aby można było mierzyć jego ruch w zawieszeniu. Oczywiście, poza „utarciem nosa" wielkiemu fizykowi, trzeba było mu przyznać rację. Wykonane doświadczenie to tak naprawdę pierwszy eksperymentalny dowód na poprawność zasady ekwipartycji energii i na słuszność koncepcji wytłumaczenia ruchów Browna, którą właśnie Albert Einstein zaproponował, a niemal jednocześnie z nim polski fizyk, Marian Smoluchowski. Doświadczenie potwierdza jedną z podstawowych zasad fizyki: że energia kinetyczna cząstki nie zależy od jej masy i rozmiaru, a jedynie od temperatury. Za sukcesem teoretycznym spodziewany jest i praktyczny: nowa technologia pozwoli, na co się liczy, konstruować na przykład nowe rodzaje czujników. Testowana cząsteczka miała trzy mikrometry średnicy. Podczas gdy to doświadczenie zamyka pewien rozdział w fizyce, otwiera zarazem następny. Autorzy doświadczenia chcą w przyszłości posunąć się do granic możliwości tej techniki i przetestować zasadę ekwipartycji energii aż do poziomu kwantowego. Mają nadzieję, że uda im się dotrzeć do stanu, w którym przestaje ona obowiązywać.
- 1 odpowiedź
-
- University of Texas in Austin
- prędkość chwilowa
- (i 3 więcej)
-
Z leczeniem nowotworów i raka są w zasadzie tylko dwa problemy: pierwszym jest niewystarczające niszczenie raka przez leki, jakie posiadamy, drugim jest zbyt duże niszczenie samych pacjentów przez te same leki. W istocie wszystkie leki to silne trucizny, które szkodzą naszym zdrowym komórkom nieco mniej, niż tym chorym. Postęp onkologii to ciągła walka o zwiększenie tej różnicy. Naukowcom z Uniwersytetu Waszyngtońskiego udało się dokonać pewnego postępu: antyrakowe przeciwciała zamknięte w silikonowych klateczkach działają lepiej. Nie wiadomo jeszcze, dlaczego, ale stwarza to nowe nadzieje. Zamykanie i wiązanie leków w różnego rodzaju mikroskopijnych kapsułkach i substancjach to powszechny trend we współczesnej nauce medycznej, dający bardzo dobre perspektywy. Podobną drogą poszli naukowcy z Uniwersytetu w Waszyngtonie i Narodowego Laboratorium Północno-Zachodniego Pacyfiku. Zespół badaczy wcześniej przygotował odpowiednie, porowate cząsteczki silikonu z sześciokątnymi „klateczkami" na umieszczenie białek badanych przeciwciał. Cząstki silikonu miały około 12 mikrometrów (jedna dziesiąta grubości ludzkiego włosa), zaś same pory zaledwie 30 nanometrów. Pory w silikonie zmodyfikowano chemicznie tak, aby zamknąć proteiny wewnątrz. Nie było to jednak zamknięcie permanentne, przeciwciała mogły stopniowo uwalniać się z niego. Było to zatem coś w rodzaju zapalnika czasowego. Sprawdzono też, czy zamknięte i uwalniane przeciwciała nie ulegają przy tym uszkodzeniu lub zmianom. Tak opakowane leki porównywano pod względem skuteczności i szkodliwości z przeciwciałami dawkowanymi zwyczajnie, „luzem". Do zbadania posłużyły przeciwciała anty-CTLA4, zwalczające wiele postaci nowotworu, w tym raka skóry. Badanie przeprowadzano na myszach: kiedy pierwsza grupa była poddawana leczenie opakowanego silikonem leku, druga dostawała go w zwyczajny sposób, trzecia grupa myszy dostawała samo „opakowanie" - silikonowe cząstki pozbawione lekarstwa. Badanie wykazało zdecydowaną wyższość nowej postaci leku: spowalniała ona rozwój nowotworu niemal trzykrotnie bardziej, niż przeciwciała podawane zwyczajnie. Wydłużała także życie badanych myszy. Badano także stężenie leku w tkance nowotworowej dwa i cztery dni po podaniu leku: lek stopniowo uwalniany z silikonowych kapsułek utrzymywał znacząco wyższe stężenie, niż ten podawany samodzielnie. Badaczy bardzo interesuje też sam mechanizm zwiększania skuteczności przeciwciał. Nie wiadomo, w jaki sposób stopniowe ich uwalnianie oddziałuje na układ odpornościowy. Zdobycie tej wiedzy pozwoliłoby nie tylko tworzyć lepsze leki, ale być może zmieniłoby nawet nasze rozumienie walki z rakiem. W najbliższych planach jest tymczasem przeprowadzenie większych badań na zwierzętach oraz przetestowanie innych rodzajów przeciwciał. To wszystko są wstępne badania i do testów klinicznych na ludziach, czy do wprowadzenia nowej formy leku na rynek jest jeszcze daleko. Autorzy badania są jednak optymistami i uważają, że ich odkrycie pozwoli za jakiś czas lepiej ratować ludzkie życie. Autorem badań jest dziesięcioosobowy zespół badaczy z Pacific Northwest National Laboratory, part of the team of PNNL oraz University of Washington: Chenghong Lei, Pu Liu, Baowei Chen, Yumeng Mao, Heather Engelmann, Yongsoon Shin, Jade Jaffar, Ingegerd Hellstrom, Jun Liu, Karl Erik Hellstrom.
- 1 odpowiedź
-
Osoby z cukrzycą częściej chorują na nowotwory, nie wiadomo jednak, czy te dwie choroby mają wspólne czynniki ryzyka, czy też cukrzyca uruchamia np. w organizmie procesy zapoczątkowujące nowotwór bądź przyspieszające jego wzrost. Z tego powodu naukowcy z Niemiec, USA i Szwecji postanowili przeprowadzić największe jak dotąd badania dot. rodzajów nowotworów występujących u diabetyków. Kari Hemminki z Deutsches Krebsforschungszentrum (DKFZ) i zespół prześledzili ryzyko wystąpienia nowotworu u osób z cukrzycą typu 2. Studium objęło 125.126 Szwedów, których hospitalizowano z powodu komplikacji cukrzycowych. Epidemiolodzy porównali częstość występowania nowotworów w tej grupie z jej odpowiednikiem w szwedzkiej populacji generalnej. Wielkość uwzględnionej próby po raz pierwszy pozwoliła oszacować związek między cukrzycą a rzadszymi rodzajami nowotworów. Okazało się, że u cukrzyków występowało podwyższone ryzyko 24 z zestawu ocenianych nowotworów. Najsilniejszy wzrost ryzyka, odpowiednio, o 6 i 4,25 razy, odnotowano w przypadków nowotworów trzustki i wątroby. W porównaniu do populacji generalnej, skakało też ryzyko zachorowania na nowotwory nerek, tarczycy, jelita cienkiego, przełyku oraz układu nerwowego. Poza tym potwierdziło się to, co od jakiegoś czasu podejrzewano na podstawie obserwacji: osoby z cukrzycą typu 2. rzadziej zapadają na raka prostaty. Było to szczególnie widoczne u pacjentów z rodzinną historią choroby. Im więcej członków rodziny miało cukrzycę, tym niższe jednostkowe ryzyko raka prostaty. Na razie możemy spekulować na temat przyczyn. Możliwe, że jednym z czynników odpowiadających za to zjawisko jest niższy poziom męskich hormonów płciowych w cukrzycy. Naukowcy zastanawiali się, czy zaobserwowany wzrost częstości wykrywania nowotworów nie jest skutkiem wcześniejszego diagnozowania choroby w wyniku przechodzenia regularnych kontroli lekarskich. Aby to wykluczyć, zespół Hemminki osobno analizował, ile nowotworów wystąpiło u uczestników studium po roku i 5 latach od czasu pobytu w szpitalu. Odnotowano nieco niższy wzrost ryzyka, ale trend nadal się utrzymywał.
-
Dżdżownice żywią się raczej nasionami i sadzonkami niż martwym materiałem roślinnym i zwierzęcym (detrytusem). Dr Nico Eisenhauer z Uniwersytetu w Getyndze sądzi, że jego odkrycie zmieni sposób myślenia o tych zwierzętach – dotąd uznawano je za służby recyklingowe, dostarczające roślinom składników niezbędnych do życia (Soil Biology and Biochemistry). Niemiecki zespół badał zachowania dżdżownic ziemnych (Lumbricus terrestris). Pochodzą one z Europy, ale obecnie występują na łąkach, polach i w lasach, szczególnie liściastych, również USA, Kanady, Australii oraz Nowej Zelandii. W ramach wcześniejszych badań ustalono, że niektóre dżdżownice połykają nasiona, podczas gdy inne je zbierają i zakopują w swoich norkach. Nie było przy tym jasne, czy pierścienice szukają gnijących nasion, czy też chodzi im raczej o źródło składników odżywczych. Doktorowi Eisenhauerowi bardzo zależało na rozwiązaniu tej zagadki, dlatego przeprowadził całą serię eksperymentów. Oferował dżdżownicom cały zestaw pokarmów, w tym nasiona i sadzonki różnych roślin. Okazało się, że zwierzęta były wyjątkowo wybiórcze i odżywiały się powoli kiełkującymi, bogatymi w azot nasionami i kiełkami. Gdy L. terrestris mogły się najeść żywymi roślinami, przybierały na wadze, a tempo i ostateczne rezultaty tego procesu zależały od typu roślin, jakie im zapewniono (trawy czy warzywa). Najbardziej przekonującym dowodem [na to, że czerpią z tych źródeł składniki odżywcze] była jednak zmiana w tkankowej sygnaturze izotopowej azotu-15 (N15). W porównaniu do traw, w warzywach jest mniej azotu-15. Dzieje się tak ze względu na sposób wiązania azotu atmosferycznego. Kiedy naukowcy badali stosunek N15 w tkankach dżdżownic karmionych nasionami warzyw, stwierdzili znaczny jego spadek. W ten sposób można było poznać, z czego składało się menu pierścienic (notabene preferowane). Dżdżownice odgrywają ważną rolę w obiegu składników odżywczych w przyrodzie i rzadko traktuje się je jak szkodniki. Nie da się jednak zaprzeczyć, że L. terrestris zasiedlają tereny, gdzie wcześniej ich nie było, np. Amerykę Północną, a wyniki pewnych studiów pokazały, że mogą doprowadzić do wyginięcia niektórych gatunków roślin.
- 1 odpowiedź
-
The Wall Street Journal donosi, że Facebook, MySpace (serwis należy do News Corp., właściciela The Wall Street Journal), Digg, Live Journal i wiele innych serwisów społecznościowych przekazywało agencjom reklamowym bardzo szczegółowe dane o swoich użytkownikach. Były wśród nich nawet nazwiska internautów odwiedzających te serwisy. Jednocześnie zapewniały użytkowników, że żadne dane osobiste nie są nigdzie przekazywane. Gdy użytkownik serwisu społecznościowego klikał na reklamę, do agencji reklamowej przesyłany był jego numer identyfikacyjny i dane osobowe. Serwisy społecznościowe dysponują niezwykle cennymi dla reklamodawców informacjami. Są wśród nich dane o miejscu zamieszkania, płci, wieku, zawodzie, wykształceniu czy zainteresowaniach. Już teraz wiadomo,że informacje osobiste były przekazywane wielu dużym agencjom, w tym należącemu do Google'a DoubleClick czy Right Media, który jest własnością Yahoo!. Co ciekawe, przedstawiciele tych agencji mówią, że nie wiedzieli o tym, iż takie dane do nich trafiają i nie korzystali z nich. Profesor Craig Wills z Worcester Polytechnic Institute, który badał problem przekazywania danych mówi, że większość serwisów społecznościowych po prostu nie przejmuje się tym, że do reklamodawców trafiają informacje, których nie powinni oni dostać bez zgody użytkownika. Z kolei profesor Ben Edelmann z Harvard Business School przyjrzał się kodowi kilku serwisów społecznościowych i stwierdził, że jeśli użytkownik zaloguje się na swój profil i kliknie na reklamę, przesyła informacje na swój temat do reklamodawcy. Uczony zwrócił się wczoraj do Federalnej Komisji Handlu z wnioskiem o zbadanie sprawy. Szczególną uwagę radzi zwrócić na Facebooka, który wyjątkowo chętnie przekazuje informacje o użytkownikach na zewnątrz. Specjaliści po raz pierwszy zwrócili uwagę na problem przekazywania danych przez serwisy społecznościowe w ubiegłym roku, podczas badań prowadzonych przez AT&T Labs i Worcester Polytechnic Institute. Sprawdzono wówczas 12 witryn społecznościowych, w tym Facebooka, Twittera i MySpace i znaleziono wiele dróg, którymi dane wyciekają na zewnątrz. Eksperci skontaktowali się wówczas z serwisami i poinformowali je o problemach. Jednak sytuacja do dzisiaj nie uległa zmianie. Facebook, który wymaga od użytkownika ujawniania coraz większej ilości danych i żąda, by z profilem było powiązane prawdziwe nazwisko, już zaczął zmieniać kod, by dane nie były przekazywane. Inne serwisy informują, że ich zdaniem numery identyfikacyjne i nazwy użytkowników nie są danymi osobowymi, gdyż nie są w ich przypadku powiązane z prawdziwymi nazwiskami.
- 6 odpowiedzi
-
- agencje reklamowe
- prywatność
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dzieci z autyzmem postrzegają cienie inaczej od rówieśników. O ile ci ostatni mogą im się przyglądać i na tej podstawie wnioskować, jaki obiekt je rzuca, u chorych maluchów cień wydaje się zaburzać zdolność rozpoznania obiektów i osób. Kiedyś uznawano autyzm głównie za zaburzenie społeczne, coraz więcej dowodów świadczy jednak o tym, że wiążą się z nim różne nieprawidłowości czuciowe. O ile dotknięte nim osoby potrafią np. skuteczniej od ludzi zdrowych wyszukiwać figury ukryte w większym obrazie, o tyle słabiej radzą sobie z bodźcami złożonymi, np. zdjęciami z pikselozą. Niektórzy badacze uważają nawet, że deficyty sensoryczne stanowią przyczynę części towarzyszących autyzmowi zaburzeń zachowania. Pewne teorie zakładają, że różnice czuciowe są wynikiem szumu w postrzeganiu świata przez mózg. Dlatego też szczegóły wybijają się na pierwszy plan, zanika zaś szerszy kontekst, w jakim się pojawiają i funkcjonują. Z tego powodu psycholodzy z Uniwersytetu w Padwie postanowili sprawdzić, jak autycy interpretują cienie. Zwykle w takich okolicznościach ludzie przeprowadzają wnioskowanie o obecności, liczbie, względnym położeniu i rodzaju obiektów. Umberto Castiello i zespół zebrali grupę 20 dobrze funkcjonujących dzieci z autyzmem i równoliczną grupę zdrowych dzieci. Wszystkim pokazywano komputerową wersję znanych obiektów o rozpoznawalnych kształtach, np. jabłka, banany, widelce czy noże. W ramach eksperymentu manipulowano obecnością, położeniem i kształtem rzucanego przez obiekty cienia. Wazon mógł np. rzucać przewidywalny cień klepsydry bądź nie rzucać go w ogóle. Dzieci miały informować badaczy, że udało im się rozpoznać przedmiot. Okazało się, że gdy cień pasował do obiektu, brzdące bez autyzmu szybciej odgadywały jego tożsamość. Rozpoznanie zajmowało im średnio 310 milisekund, podczas gdy w sytuacji niedopasowania cienia i przedmiotu czas ten ulegał wydłużeniu do 340 ms. Gdy cienia nie było w ogóle, dzieci podawały odpowiedź dopiero po 330 ms. U autyków sama obecność cienia – nieważne, czy był dopasowany, czy nie – zaburzała rozpoznawanie obiektu. W obu sytuacjach na określenie, co rzuca dany cień, chorzy badani potrzebowali średnio nieco poniżej 350 ms. Wszystko zmieniało się radykalnie, gdy cień znikał. Wtedy dzieci z autyzmem rozpoznawały przedmioty błyskawicznie, bo po 310 ms. Włosi uważają, że działo się tak, gdyż u osób z zaburzeniem cień przestawał być wskazówką czy dodatkowym źródłem informacji, a stawał się wspominanym szczegółem zagarniającym całą uwagę. Castiello sugeruje, że pomieszczenia zwiększające skuteczność uczenia dzieci z autyzmem powinny być wyposażone w wiele źródeł światła. Minimalizuje to szanse na pojawienie się cieni.
- 1 odpowiedź