Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37676
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    250

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Zespół Zhong Lin Wanga z Georgia Institute of Technology (Gatech) chce wykorzystać proces oddychania do pozyskiwania energii zasilającej system wczesnego ostrzegania przed hypoglikemią. Układ piezoelektryczny składający się z kabli z tlenku cynku umieszczonych na elastycznym przyklejono do przepony szczura. Z każdym oddechem zwierzęcia urządzenie o wymiarach 2x5 milimetrów generowało prąd o natężeniu do 4 pikoamperów i napięciu 2 miliwoltów. Podobne urządzenie przyklejone do serca generowało 30 pikoamperów i 3 miliwolty. Pozyskany prąd jest niezwykle słaby, jednak Wang uważa, że wraz z rozwojem techniki uda się zwiększyć napięcie i natężenie na tyle, by możliwe było zasilanie prostych czujników wszczepianych do ciała. Urządzenia piezoelektryczne mają tę zaletę, że generują energię niezależnie od kierunku, w którym są wyginane. Można je więc umieszczać w dowolnym miejscu, w którym będzie dochodziło do odkształceń. Uczeni z NASA przyczepili np. ceramiczny piezoelektryczny generator do jednego z mięśni u królika. Największym osiągnięciem zespołu z Gatechu jest umieszczenie generatora w miejscu, które stale się porusza i uzyskanie energii z bardzo drobnych ruchów.
  2. Chińczycy chcą wybudować w mieście Dujiangyan w prowincji Syczuan centrum treningowe, gdzie pandy urodzone w niewoli mogłyby się uczyć umiejętności koniecznych do przeżycia na wolności. Przedsięwzięcie ma kosztować 8,8 mln dolarów. Lokalnym mediom informację tę przekazał Zhang Zhihe, szef Chengdu Research Base of Giant Panda Breeding. Gdy centrum już powstanie, a ma to zająć ok. 5 lat, będzie w nim przebywać jednocześnie od 3 do 5 pand wielkich. Znajdzie się tu przestrzeń eksperymentalna (1,128 ha) oraz las. Wg agencji informacyjnej Xinhua, kamień węgielny pandziej bazy treningowej zostanie wmurowany już pod koniec maja. Jak będzie wyglądało przystosowanie do życia na własną łapę? Przez pierwsze lata (5 do 10) pandy mają mieszkać w klatkach. Następnie dobrze przystosowujące się osobniki zamieszkają w jaskiniach i będą uczone samodzielnego zdobywania pokarmu. Twórcy projektu przewidują, że na tym etapie zwierzęta nadal nie unikną częstych badań i sztucznego rozmnażania. Później pandy czeka przeniesienie do leśnej strefy, gdzie nieczęsto, jeśli w ogóle, uda im się spotkać człowieka. Na samym końcu będą wypuszczane w pobliskim rezerwacie przyrody. Zhang Zhihe podkreśla, że cały proces potrwa przynajmniej 15 lat. Projekt trenowania pand wielkich rozpoczął się w 2003 roku. Niestety, w 2007 r. – w rok po wypuszczeniu na wolność – w rezerwacie Wolong znaleziono ciało samca Xiang Xiang.
  3. Toyota zawarła porozumienie z producentem elektrycznego samochodu sportowego Tesla Roadster, firmą Tesla Motors. Na jego podstawie oba przedsiębiorstwa będą wspólnie rozwijały pojazdy elektryczne. W ramach umowy Toyta kupi akcje Tesli o wartości 50 milionów dolarów. Już w ubiegłym roku 10 procent udziałów Tesli kupił Daimle AG. Celem Tesla Motors jest stworzenie taniego elektrycznego samochodu dla przeciętnego użytkownika. Dotychczas firma skupia się na produkcji sportowego Roadstera. Sprzedała już ponad 1000 sztuk tego pojazdu. Firma zakupiła też fabrykę firmy NUMMI, gdzie będzie produkowany elektryczny sedan Model S i przyszłe samochody Tesli. Model S ma kosztować około 50 000 dolarów, a dzięki dodatkowym akumulatorom jest w stanie przejechać około 500 kilometrów na pojedynczym ładowaniu. Tesla współpracuje też z firmą Panasonic. Ich celem jest udoskonalanie akumulatorów dla pojazdów elektrycznych.
  4. Natura wyposażyła żółwia wonnego (Sternotherus odoratus) w języczek z brodawkami, który nie służy do odżywiania się, ale umożliwia wymianę gazową. Dzięki temu odkryciu naukowców z Uniwersytetu Wiedeńskiego wiadomo, jakim cudem gady wytrzymują pod wodą nawet kilka miesięcy. Egon Heiss i zespół obserwowali zwyczaje żywieniowe żółwi wonnych, zwanych też piżmowymi. Dorosłe osobniki spędzają większość życia pod wodą, ale młode wychodzą od czasu do czasu na ląd w poszukiwaniu pokarmu. Podczas nagrywania filmu z tymi ostatnimi zoolodzy zauważyli, że po znalezieniu jakiegoś kąska zwierzęta mogły jeść tylko po wciągnięciu zdobyczy do wody. Okazało się, że dało się to wyjaśnić budową cienkiego języczka. Na jego powierzchni oraz dookoła, np. w gardzieli, znajdują się wyspecjalizowane brodawki i to one pobierają tlen z przepływającej obok wody. Wiedzieliśmy, że gdzieś musi występować narząd do oddychania wodnego, ale odkryliśmy go przypadkowo – wyjaśnia Heiss. Wszystkie żółwie morskie muszą raz na kilka godzin wypłynąć na powierzchnię, by zaczerpnąć tchu. Wśród żółwi słodkowodnych sprawy z oddychaniem w wodzie mają się różnie: niektóre gatunki to potrafią (dokonują wymiany gazowej przez skórę), podczas gdy inne muszą iść w ślady gadów z morza czy oceanu. Żółwie bokoszyjne wykorzystują zaś do tego celu wyspecjalizowane workowate uchyłki kloaki. Heiss dodaje, że żółwie wonne nie mają uchyłków, a ich skóra jest zbyt gruba i pozbawiona rozbudowanej sieci naczyń włosowatych, dlatego trudno było ustalić, jak – skoro nie przez skórę - uzyskują odpowiednią ilość tlenu, pozostając w zaburzeniu nawet przez kilka miesięcy. Odpowiedź stanowi wspomniany języczek.
  5. Na początku maja firma Mitsubishi Electric zainstalowała w nowym biurowcu w Osace (Umeda Hankyu Building) 5 wind, które mogą przewieźć naraz do 80 pasażerów lub zabrać ładunek o wadze 5.250 kg. To największe windy w Japonii, a zapewne i na świecie. Ich wymiary wynoszą 3,4x2,8x2,6 m, a powierzchnia podłogi to 9,52 m2. Chętni mogą pooglądać z wysokości przesuwające się obok miasto, konstruktorzy nie zapomnieli bowiem o wstawieniu okien. Olbrzymie windy bez ustanku przewożą pasażerów między częścią handlową a biurową, poruszają się więc między parterem a 15. piętrem. Tutaj, w zależności od wysokości, na jaką się chcą udać, podróżni wybierają między trzema blokami wind. Tak zwany bank A kursuje między 17. a 25. piętrem, bank B między 26. a 33., a bank C między 34. a 41. W sumie w budynku Mistsubishi zainstalowało aż 25 wind. Japończycy przeważnie stawiają na miniaturyzację, starając się jak najlepiej zagospodarować dostępną przestrzeń. Tutaj priorytetem stała się chyba jednak wydajność.
  6. Uczeni z J. Craig Venter Institute po 15 latach badań stworzyli pierwszą w historii komórkę kontrolowaną przez sztucznie utworzony genom. Po raz pierwszy informacja z genomu została przywrócona do życia. To bardzo ważny krok - powiedział Chris Voigt z University of California, San Francisco. Uczeni zsyntetyzowali genom bakterii Mycoplasma mycoides, a następnie wszczepili go bakterii Mycoplasma capricolum. Gdy tylko komórka otrzymała nowy genom, natychmiast rozpoczęła wykonywanie zawartych w nim instrukcji. Zaczęła produkcję protein właściwych dla Mycoplasma mycoides. Kilka generacji później z komórek zniknęły wszelkie ślady Mycoplama capricolum. Naukowcy, by odróżnić zsyntetyzowany genom od jego wersji naturalnej, zawarli w nim kilka "znaków wodnych". Zakodowali w nim swoje nazwiska, kilka cytatów i adres witryny WWW. Opisane osiągnięcie to jedynie pokazuje, że być może w przyszłości posuniemy się dalej. Obecnie uczeni tylko wprowadzili do naturalnego genomu "znaki wodne" i usunęli geny, które mogłyby wywołać choroby. Jednak Craig Venter ma nadzieję, że w przyszłości, dzięki podobnym badaniom, będzie możliwe tworzenie nowych organizmów. Obecnie Venter pracuje m.in. na zlecenie NIH i firmy Novartis starając się udoskonalić proces tworzenia szczepionek antygrypowych tak, by do opracowywania nowej szczepionki wystarczyło pobranie kilku genów nowego szczepu. Z kolei na zlecenie ExxonMobil próbują zamienić komórki alg w wydajne fabryki zmieniające dwutlenek węgla w węglowodory, które trafiałyby do rafinerii i opuszczały ją jako paliwo. Inne potencjalne zastosowania najnowszego osiągnięcia to stworzenie syntetycznych mikroorganizmów oczyszczających wodę czy produkujących żywność. Uczeni mówią, że największym wyzwaniem genetyki jest obecnie rozdźwięk pomiędzy naszymi umiejętnościami syntetyzowania genomu - które są dość spore - a możliwościami zaprojektowania całego DNA.
  7. Przypadki wzajemnego zjadania się gwiazd w układach podwójnych są dość częste i dobrze opisane. Ale po raz pierwszy udokumentowano przypadek pożerania przez gwiazdę obiegającej ją planety. Odkrycia dokonano dzięki teleskopowi Hubble'a. Żarłoczne słońce to karłowata, żółta gwiazdka, znana jest jako WASP-12. Znajduje się około sześciuset lat świetlnych od nas i można ją wypatrzeć w gwiazdozbiorze Woźnicy. Obiegającą ją, nietypową planetę (WASP-12b) odkryto w 2008 roku. Jest ona wyjątkowa z kilku powodów: znajduje się bardzo blisko swojej gwiazdy: zaledwie nieco ponad trzy miliony kilometrów - ułamek odległości, jaka dzieli naszą Ziemię od naszego Słońca. Dzięki temu okrąża ona swoją gwiazdę z niezwykłą szybkością - rok trwa na niej zaledwie nieco ponad jeden nasz dzień. Jest też wyjątkowo masywna, według szacunków jej masa jest większe o około 40% od masy Jowisza. To wszystko sprawia, że jest najgorętszą znaną nam planetą we Wszechświecie: podgrzewana przez swoją gwiazdę osiąga temperaturę półtora tysiąca stopni Celsjusza. Prawdopodobnie też czeka ją przez to najkrótszy żywot ze znanych nam planet: olbrzymie siły pływowe, spowodowane grawitacją macierzystej gwiazdy, powodują jej zniekształcenie na wzór piłki do rugby, a przede wszystkim zaś: rozdęcie do rozmiaru trzykrotnie większego niż Jowisz. Spuchnięta planeta bezustannie gubi swoją materię, która jest natychmiast pochłaniana przez gwiazdę. Według szacunków, planeta zniknie całkiem w ciągu 10 milionów lat - przypomnijmy, że nasza Ziemia liczy sobie kilka miliardów i będzie mieć się dobrze przez kolejne kilka. Ciągły transfer materii stanowi wyjątkową okazję do zbadania składu chemicznego nieszczęsnej planety - poznawanie składu egzoplanet jest wyjątkowo trudne. Dzięki analizie zidentyfikowano wiele pierwiastków wyciąganych z niknącego globu: znaleziono między innymi ślady aluminium, cyny i manganu, których poza naszym Układem Słonecznym nie obserwowano w składzie planet. Wyjątkowa, pożerana planeta dostarczyła tym sposobem potwierdzenia dla kilku różnych teorii i przewidywań na temat tworzenia się i ewolucji planet i systemów planetarnych.
  8. Zbliżają się czasy, kiedy organizmy żywe będzie można składać ze standardowych części. Te, gotowe, będą wyręczały nas w różnych sprawach i wykonywały różne zadania. Brzmi jak fantastyka? Dla zorientowanych w temacie to już nie fantastyka, zwłaszcza kiedy Justin Gallivan z Uniwersytetu Emory w Atlancie zbudował bakterię do sprzątania. Gallivan zajmuje się tak zwaną biologią syntetyczną: kreowaniem nowych, przydatnych żywych organizmów. Wymaga to połączenia wiedzy i praktyki z kilku dziedzin: biologii, chemii, genetyki, inżynierii materiałowej. Mój cel to przeprogramowanie prostych organizmów, żeby zmusić je do wykonania nowych, przydatnych dla nas rzeczy w sposób celowy i przewidywalny - mówi. - To jest rewolucja, która właśnie zachodzi w biologii. Zaczynamy dopiero rozumieć, jak żywe organizmy działają. Zamiast pytać: jak to działa? Zaczynamy pytać: jak zmienić to działanie? Jest pytanie, jest odpowiedź - można powiedzieć. Naukowiec z Emory właśnie to zrobił: przekonstruował zwykłą, nieszkodliwą bakterię E. coli tak, aby wedle żądania wyszukiwała i niszczyła cząsteczki atrazyny - wysoce szkodliwego środka chwastobójczego, który wciąż jest używany w USA. W Europie atrazyna została zabroniona ze względu na zwoje uboczne działania, ale tam, gdzie jeszcze jest używana, jej obecność w glebie jest problemem. Wybór padł na pałeczkę coli, ponieważ jest już dobrze poznana przez naukowców. Znamy jej budowę i zachowanie: zbliża się do rzeczy, które lubi, ucieka od tych, których nie lubi. Komunikuje się z innymi bakteriami. Potrafi wytwarzać złożone związki, szybko się powiela. Można ją nakłonić do zrobienia różnych rzeczy, jeśli się za to odpowiednio zabrać. „Program" działania bakterii jest oczywiście ukryty w genach, a sterują nim przełączniki RNA, tak zwane ryboprzełączniki (od nazwy kwasu rybonukleinowego). Pierwszym zadaniem była zmiana istniejącego programu, przez „włamanie się" i zainstalowanie własnych, syntetycznych ryboprzełączników, które zmieniły działanie systemu nawigacji E. coli. Od teraz reagowała ona na obecność atrazyny i podążała w jej kierunku. Ale po wycelowaniu bakterii w cel, trzeba ją jeszcze odpalić. Naukowcy posłużyli się do tego genami konsumpcji pochodzącymi z innej bakterii, które przełożyli, jak klocek z innej układanki, do swojej E. coli. Teraz przerobiona i poskładana przez nich bakteria namierza cząsteczki atrazyny, zbliża się do nich i zjada je, pozostawiając znacznie mniej szkodliwe resztki. W ten sposób sprząta po nas to, czego my sami nie umiemy posprzątać. Odkrycie to jeden z kolejnych kroków w obiecującym - ale nieznanym - kierunku. Kreowanie nowych organizmów może okazać się zarówno rozwiązaniem licznych problemów naszej cywilizacji, a może okazać się zagrożeniem dla jej istnienia. Ale zapewne stopniowo zadomowi się w naszym życiu i nie będziemy się nawet zbytnio zastanawiać nad tym, co dziś wydaje się takie zdumiewające.
  9. Podczas konferencji prasowej zwołanej przez nieformalne zgromadzenie antypirackie Kongresu USA przedstawiono listę największych międzynarodowych witryn pirackich. Członkowie zgromadzenia zapowiedzieli też, że będą szczegółowo monitorowali stan piractwa w Rosji, Chinach, Kanadzie, Hiszpanii i Meksyku. Międzynarodowe piractwo na amerykańskiej własności intelektualnej osłabia naszą gospodarkę, która wspiera innowacyjność i powstawanie nowych miejscpracy. Kongres musi dbać o to, by chronić przemysł i miejsca pracy.Stany Zjednoczone są ofiarom największej kradzieży własności intelektualnej w historii. Trzeba to szybko powstrzymać - powiedział senator Sheldon Whitehouse. Wraz z Orrinem Hatchem i kongresmenami Adamem Schiffem oraz Bobem Goodlatte są współprzewodniczącymi zgromadzenia. Politycy zauważyli, że poważny problem piractwa występuje nie tylko w Chinach czy Rosji, ale również w Meksyku i Kanadzie, które są najważniejszymi partnerami handlowymi USA. Nadszedł czas by politycy zmierzyli się z tym globalnym problemem, mającym negatywny wpływ na wzrost gospodarczy i innowacyjność, które to cechy uczyniły nasz kraj potęgą - powiedział senator Hatch. Z kolei Schiff zauważył, że amerykańscy przedsiębiorcy inwestują swój czas, pieniądze i pracę w stworzenie kolejnego filmu, utworu muzycznego czy technologii. I słusznie oczekują, że zostanie im to zrekompensowane przez rynek.[...] Musimy upewnić się, że nasi artyści, twórcy i producenci otrzymują zapłatę za swoją pracę i zwiększyć wysiłki w celu przekonania krajów z naszej listy do poważnej walki z piractwem. Na przedstawionej przez parlamentarzystów liście największych pirackich witryn znalazły się chińskie Baidu, kanadyjski isoHunt, ukraińska MP3fiesta, szwedzkie The Pirate Bay oraz niemiecki Rapidshare.
  10. W trzech amerykańskich ośrodkach medycznych trwają testy technologii, która wspomaga naprawę serca dzięki... falom uderzeniowym. Nowa metoda może znacznie poprawić komfort życia osób po operacjach kardiochirurgicznych. Osoby po tego typu zabiegach, podczas których użyto stentów, bypassów czy sztucznych zastawek, bardzo często cierpią na bóle w klatce piersiowej. Są one spowodowane tym, że naprawione serce nie otrzymuje wystarczającej ilości tlenu. Okazuje się jednak, że fale uderzeniowe wspomagają wzrost nowych naczyń krwionośnych, zwiększając przepływ tlenu, co zmniejsza bóle. Dlatego też specjaliści testują urządzenie o nazwie Cardiospec firmy Medispec. Generuje ona ultradźwięki podobne do tych, jakie są wykorzystywane podczas rozbijania kamieni nerkowych. Ultradźwięki wywołują zmiany ciśnienia w precyzyjnie określonych miejscach. Z nieznanych powodów odpowiednie ciśnienie powoduje wzrost naczyń krwionośnych w sercu. Wstępne testy wykazały, że u 70% pacjentów poddanych nowej terapii przepływ krwi przez mięsień sercowy poprawia się o 60-70 procent. W badaniach wzięło udział 15 pacjentów. Byli oni poddawani działaniu fali uderzeniowej dziewięć razy w ciągu dziewięciu tygodni. Brali po trzy sesje w tygodniach pierwszym, piątym i dziewiątym. Obecnie na całym świecie około 1000 osób ma styczność z nową terapią. Na razie okazuje się, że w ciągu 2-3 lat od jej stosowania znowu pojawiają się problemy z sercem. Jednak wszystko wskazuje na to, że nie jest to wynik niepowodzenia terapii. Najprawdopodobniej osoby takie nie zmieniają swoich przyzwyczajeń sprzed operacji, a więc, mimo leczenia urządzeniem Cardiospec, w innym miejscu serca pojawia się choroba, z powodu której byli już operowani. Metoda taka nie tylko przynosi ulgę pacjentom, ale oznacza też obniżenie kosztów opieki medycznej. Do osób cierpiących na dusznicę bolesną często przyjeżdża pogotowie, wykonuje się im liczne badania, a mimo to jakość ich życia jest niska. Obecny poziom medycyny pozwala na życie z tą chorobą przed dziesiątki lat. Cardiospec daje nadzieję na poprawę jakości życia chorych i obniżenie kosztów opieki nad nimi. Oczywiście urządzenie nie jest remedium na chorobę. "To nie leczy, a przynosi poprawę" - mówi przedstawiciel Medispec. Dodaje, że przed stosowaniem terapii chorzy zażywali lekarstwa trzy razy dziennie. Po niej - trzy razy w tygodniu. Firma Medispec kończy właśnie testy bezpieczeństwa swojego urządzenia i ma nadzieję, że do roku 2012 uzyska ono zgodę FDA na używanie w praktyce klinicznej.
  11. W "Raporcie mniejszości" widzieliśmy Toma Cruise'a, który za pomocą gestów sterował obrazami na ekranie komputera. Idea takiego interfejsu zainspirowała specjalistów, którzy od lat prezentują najróżniejsze sposoby na sterowanie komputerem za pomocą gestów. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology pokazali właśnie banalnie prosty i tani system komunikowania się z maszyną dzięki gestom. Ich pomysł zakłada wykorzystanie tylko dwóch dodatkowych przedmiotów - standardowej kamery internetowej oraz... kolorowych rękawiczek z lycry, których cena produkcji nie przekroczy dolara. Inne tanie systemy zakładały np. użycie odbijającej światło taśmy, przylepionej do czubków palców. Jednak, jak mówią Robert Wang i Jovan Popović, twórcy nowego systemu z MIT-u, informacja zbierana jest w nich tylko z czubków palców i jest informacją dwuwymiarową. Użycie proponowanych przez Wanga i Popovicia rękawiczek odzwierciedla trójwymiarową budowę ludzkich dłoni i pozwala na przekazywanie informacji w trzech wymiarach. Najbardziej oczywistym zastosowaniem nowego interfejsu są gry komputerowe. Ich użytkownik mógłby brać i używać wirtualnych przedmiotów za pomocą gestów rąk. Niewykluczone jednak, że kolorowe rękawiczki uda się zastosować w wielu innych obszarach, gdzie konieczna jest manipulacja wirtualnymi trójwymiarowymi przedmiotami. Zaprojektowanie odpowiedniej rękawiczki nie było proste. Uczeni testowali różne kształty, kolory i rozkład barw. Ostatecznie najlepiej spisywały się rękawiczki pomalowane 10 kolorami, które komputer bardzo łatwo potrafi odróżnić zarówno od nich samych, jak i od tła w najróżniejszych warunkach oświetleniowych. Rozkład kształtów i kolorów dobrano tak, by jak najrzadziej dochodziło do pomyłek w ich interpretacji. Sercem całego systemu jest algorytm, który błyskawicznie przeszukuje bazę danych w poszukiwaniu informacji na temat zebranego obrazu. Po tym, jak kamera uchwyci widok dłoni, jest on natychmiast redukowany do obrazu o wymiarach 40x40 pikseli. Następnie alborytm przeszukuje bazę składającą się z olbrzymiej liczby najróżniejszych kombinacji. Gdy znajdzie właściwą, komputer otrzymuje informację, jaki układ dłoni odpowiada takiemu obrazowi. Cała operacja zajmuje ułamki sekundy, gdyż komputer nie musi za każdym razem samodzielnie wyliczać układu dłoni - korzysta z gotowej bazy danych. Taka baza jest olbrzymia - zajmuje setki megabajtów. Jednak dla współczesnych komputerów domowych, które przeciętnie korzystają z 4 gigabajtów RAM, nie powinno stanowić to większego problemu. Tym bardziej, że ilość RAM-u będzie rosła. Specjalistów zachwyciła elastyczność i prostota stystemu Wanga i Popovicia. Ludzie mają przecież różnej wielkości dłonie i siedzą w różnej odległości od komputera. Tymczasem kalibracja systemu wymaga zabiera około... 3 sekund. Wystarczy przed kamerą umieścić kartkę papieru A4 i na chwilę położyć na niej dłonie w rękawiczkach. Uczeni z MIT-u pracują obecnie nad podkoszulką, która pozwoli komputerowi na zbieranie informacji z ruchów tułowia.
  12. Japońscy naukowcy wykazali, w jaki sposób obojętne dla zdrowia komensalne bakterie zapobiegają kolonizacji nosa przez patogeny, w tym przypadku przez gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus). Takayuki Iwase i zespół z Jikei University w Tokio zademonstrowali, że wydzielana przez komensalne Staphylococcus epidermidis proteaza serynowa Esp hamuje tworzenie biofilmu i kolonizację jamy nosowej przez gronkowce złociste. W ramach studiów epidemiologicznych zaobserwowano, że obecność wydzielających enzym Esp bakterii w nosie koreluje z brakiem S. aureus. Oczyszczona proteaza Esp zapobiega tworzeniu biofilmów oraz niszczy już istniejące. Co więcej, Esp zwiększa wrażliwość na oddziaływania układu odpornościowego. Japońskie odkrycia wskazują, że w żywych organizmach Esp utrudnia kolonizację gronkowców złocistych za pośrednictwem nowego mechanizmu nakładania oddziaływań (interferencji bakteryjnej). Iwase sądzi, że w przyszłości w walce z metycylinoopornymi szczepami gronkowca złocistego (MRSA) będzie można wykorzystywać spreje z Esp bądź żywymi S. epidermis. Wg specjalistów niezwiązanych z badaniem opisanym w Nature, lepiej wykorzystać komensalne bakterie niż sam enzym, gdyż Esp może stracić swoje właściwości lub stać się nieaktywny, a S. epidermis będą się stale rozmnażać i funkcjonować. Nie można jednak zapominać, że S. epidermis są mikroorganizmami oportunistycznymi, które nie szkodzą zdrowym, ale powodują infekcje u osób z osłabioną odpornością.
  13. Specjaliści z Fujitsu i Universytetu Tokijskiego poinformowali o przeprowadzeniu udanych prób szybkiej transmisji danych, podczas których wykorzystano lasery z kropek kwantowych. Informacje przesłano z prędkością 25 gigabitów na sekundę. Lasery z kropek kwantowych są postrzegane jako przyszłość telekomunikacji. Pozwalają bowiem na szybkie przekazywanie informacji przy minimalnym zapotrzebowaniu na energię. Są przy tym mniej wrażliwe na zmiany temperatury i wysyłają dane na większe odległości. Japończycy już teraz osiągnęli prędkość transmisji rzędu 25 Gb/s i nie wykluczają, że w przyszłości dzięki takim laserom uda się przesyłać dane z prędkością 100 Gb/s. Dotychczas za pomocą tego typu urządzeń udawało się przesyłać do 10 gigabitów na sekundę. Zwiększenie wydajności laserów wymagało od Fujitsu i Uniwersytetu Tokijskiego opracowania nowej technologii ich produkcji oraz zwiększenia liczby kropek wchodzących w skład lasera. Jednocześnie uzyskano spore oszczędności, gdyż nowa technologia pozwoliła na rezygnację z kosztownych obudów zawierających kontrolery temperatury. Zwiększono zatem wydajność laserów, jednocześnie obniżając koszty ich produkcji.
  14. Przez ponad 2 tys. lat biolodzy zastanawiali się, jaką funkcję spełnia przypominająca papier muszla samicy żeglarka (Argonauta argo). Jest zbyt cienka, by chronić przed drapieżnikami, ale dywagowano, że służy do przechowywania jaj. Zespół doktora Juliana Finna z Muzeum Wiktorii w Melbourne udowodnił, że zwierzęta gromadzą tu powietrze, a uwalniając je, dokładnie kontrolują kierunek przemieszczania w głębinach. Pierwsze obserwacje dotyczące głowonogów z rodziny Argonautidae zostały przeprowadzone przez Arystotelesa w IV w. p.n.e. To jednak dopiero Australijczycy dostrzegli, jak zwierzęta nabierają powietrza na powierzchni wody i co z nim dalej robią. Skorupy występują tylko u samic, które mają długość do 50 cm. Węglan wapnia wydziela się z dwóch siatkowatych struktur zlokalizowanych na górnej parze ramion. Samce żeglarka są o wiele mniejsze, mierzą zaledwie centymetr. Kieszenie powietrzne widywano już wcześniej w pseudopapierowych muszlach zarówno dzikich, jak i trzymanych w niewoli A. argo, ale nikt nie miał pojęcia, skąd się tam wzięły ani do czego służą. Anegdota z czasów Arystotelesa głosi, że samice żyją w skorupach i tworzą je, by korzystać z nich jak z żagla podczas podróży przez ocean. Najnowsze badania pokazały, że samica pobiera powietrze na powierzchni wody. Wykorzystuje do tego lejek, który tworzy się, gdy skręca muszlę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Następnie za pomocą ramion zwierzę zamyka pęcherzyk powietrza w górnej części skorupy. Żeglarki nurkują nawet na głębokość 750 m, dlatego tak zmieniają ilość nabieranego powietrza, by dopasować swoją gęstość do gęstości wody. Dzięki temu zyskują tzw. zerową pływalność i w odróżnieniu od innych głowonogów, mogą bez wysiłku zawisać w toni na stałej głębokości na dowolny czas. Finn uważa, że wykorzystując kieszenie powietrzne, w okresie godów samica żeglarka równoważy masę jaj. Dzięki temu nie uderza nimi o dno. Trzymając się średnich głębokości, zwierzęta unikają turbulencji wywoływanych przez fale oraz drapieżników z powierzchni, np. ptaków. Biolog opowiada, że proces pobierania powietrza i zanurzania przez samicę przebiega w 5 etapach. Głowonóg płynie na większe głębokości ruchem odrzutowym. Wzrastające ciśnienie zmniejsza objętość zaczerpniętego powietrza, a zatem i pływalność. Ostatecznie masa ciała zostaje całkowicie zniwelowana. Finn sądzi, że wcześniej nie dostrzeżono wyjątkowych umiejętności żeglarków, ponieważ eksperymenty prowadzono w zbyt płytkiej wodzie. Australijczycy obserwowali natomiast schwytane przez japońskich rybaków dzikie A. argo. Finn urządzał im sesje nurkowania, uwalniając z nich uprzednio całe powietrze. Żeglarki natychmiast się wynurzały i ponownie uzupełniały zapas.
  15. Ryby boją się swojego odbicia w lustrze. Gdy samce afrykańskiej pielęgnicy patrzyły na siebie w zwierciadle, aktywność mózgu w rejonach związanych ze strachem wzrastała bardziej niż podczas spotkania z innym osobnikiem znajdującym się za szybą. Biolodzy zauważyli jednak, że w obu przypadkach zwierzęta reagowały tak samo – chcąc odpędzić rywala, wykonywały zastraszające gesty, np. nadymały wargi, by pokazać, jak duże mogą być. Wyglądają, jakby niczego nie rozumiały. Myślę, że ten rodzaj bodźca tak dalece wykracza poza ich zwykłe doświadczenie, że skutkuje czymś w rodzaju emocjonalnej reakcji – przekonuje dr Julie Desjardins z Uniwersytetu Stanforda. Desjardins i Russell Fernald urządzali 20-minutowe spotkania terytorialnych pielęgnic. Akwarium przedzielano na pół przezroczystym przepierzeniem. Samce nigdy się nie spotykały fizycznie, a czasem ściankę zastępowano lustrem. Ryby zawsze próbowały zwalczyć rywala i zachowywały się tak samo, bez względu na to, czy próbowały wszcząć bijatykę z drugą rybą, czy ze sobą. Następnie Amerykanie zbadali próbki krwi pod kątem stężenia testosteronu i innych hormonów związanych z agresją. Przeprowadzono także badanie mózgu ze szczególnym uwzględnieniem ciała migdałowatego, czyli obszaru związanego ze strachem i jego warunkowaniem. U wszystkich zwierząt stwierdzono wysokie stężenie testosteronu, ale tylko u osobników oglądających się w lustrze wystąpiła wzmożona aktywność amygdala. Obserwowane zjawisko sugeruje, że niższe kręgowce umieją dokonywać subtelniejszych różnicowań niż dotąd sądzono, a ich ciała migdałowate, choć znacznie prostsze od ludzkich, mają z nimi nieco wspólnych cech. Desjardins wyjaśnia, na czym polega niecodzienność sytuacji z lustrem. W zwykłych okolicznościach pielęgnice gryzą się nawzajem, ale odpowiedź na każde działanie przychodzi z pewnym opóźnieniem, którego nie było w przypadku zwierciadła. Idealne zestrojenie w czasie powodowało, że ryba nie widziała żadnej zwrotnej reakcji rywala. Biolodzy z Uniwersytetu Stanforda nie spodziewali się ujrzeć innej aktywności mózgu u "lustrzanych" pielęgnic, ponieważ fizyczne zachowania i poziom hormonów były porównywalne.
  16. W medycynie ludowej od stuleci stosuje się imbir. Ma on pomagać m.in. osobom przeziębionym czy zwalczającym rozstrój żołądka. Teraz okazuje się, że codzienna konsumpcja tego kłącza zmniejsza ból mięśni powodowany ćwiczeniami czy pracą w ogródku. Profesor Patrick O'Connor z University of Georgia opowiada, że o ile dokładnie ustalono, że u gryzoni imbir działa przeciwzapalnie, o tyle wpływ rośliny na wywołany eksperymentalnie ból ludzkich mięśni poznano w bardzo ograniczonym zakresie. Podejrzewano m.in., że podgrzanie imbiru, np. podczas gotowania, może zwiększać efekt przeciwbólowy. Zespół O'Connora przeprowadził dwa badania, by ocenić skutki 11-dniowej suplementacji surowym i podgrzanym imbirem w przypadku bólu mięśni. Trzydziestu czterech i czterdziestu ochotników zażywało przez 11 kolejnych dni kapsułki z 2 g surowego lub poddanego obróbce cieplnej imbiru. Grupa kontrolna łykała placebo. Ósmego dnia wszyscy mieli 18-krotnie rozciągnąć zginacz łokciowy nadgarstka (łac. musculus flexor carpi ulnaris). Ćwiczenia wykonywano z ciężarkami, by wywołać umiarkowany uraz mięśni. Przed i po nich oceniano funkcje ręki, stan zapalny, ból i jego wskaźniki biochemiczne. Okazało się, że codzienne zażywanie imbiru zmniejszało ból wywołany ćwiczeniami aż do 25%, lecz efekt nie był wzmocniony uprzednim podgrzaniem materiału roślinnego. Wyniki studium ukażą się we wrześniowym numerze pisma The Journal of Pain.
  17. Naukowiec z Purdue University zauważył, że w Korei Północnej niszczony jest bezcenny rezerwat przyrody. Guofan Shao badał zmiany zachodzące w Rezerwacie Biosfery Góra Paekdu, który jest jednym z 551 szczególnie cennych miejsc znajdujących się na liście ONZ. Jako, że podróż do Korei Północnej nie jest łatwa, Shao do badania lasu wykorzystał zdjęcia NASA. Zauważył niepokojące zmiany, jednak z powodu zbyt małej rozdzielczości nie był w stanie stwierdzić, na czym one polegają. Wykorzystał więc Google Earth, która oferuje rozdzielczość do 1 metra. Okazało się, że w Rezerwacie trwa w najlepsze wycinka drewna. Rezerwat na górze Paekdu i znajdujące się obok tereny Chin odznaczają się największą na świecie różnorodnością roślin żyjących w tak niskich temperaturach. Obszary te to miejsce zamieszkania wielu gatunków zwierząt, w tym skrajnie zagrożonego tygrysa syberyjskiego. Na podstawie zdjęć satelitarnych Shao szacuje, że w centrum Rezerwatu, gdzie nie nie powinno być śladów żadnej działalności człowieka, wycięto 75% lasu. Nie wiadomo, czy Koreańczycy niszczą rezerwat pod uprawy czy dla drewna. Co gorsza po chińskiej stronie również doszło do poważnych zniszczeń. Tam winna nie jest wycinka, a zbieranie szyszek sosnowych. Brak nowych nasion doprowadził do niemal całkowitego zaniku sosen w tym regionie i pozbawienia źródła pożywienia około 22 gatunków zwierząt. Zbiory szyszek zostały zakazane w 2007 roku, jednak zniszczenia już się dokonały.
  18. Nie kończą się nowe pomysły i koncepcje na zastosowanie grafenu - pojedynczej warstwy atomów węgla - w nanotechnologii. Do listy jego wielu atrakcyjnych cech trzeba dodać jeszcze jedną: dobrze współpracuje z DNA. Stworzenie nowych bioczujników, pozwalających na szybkie i bezbłędne identyfikowanie przyczyn chorób, to zajęcie wielu naukowców i laboratoriów na świecie. Narodowe Laboratorium Północno-Zachodniego Pacyfiku, należące do Departamentu Energii Stanów Zjednoczonych oraz Uniwersytet Princeton osiągnęły w tej dziedzinie wymierny sukces, łącząc grafen z ludzkim DNA. Podczas badań okazało się, że pojedyncza spirala DNA silnie i trwale łączy się z powłoką grafenową. To podsunęło myśl do sporządzenia czujnika, wykrywającego konkretne DNA w badanych próbkach. Pojedyncza spirala DNA z genu poszukiwanego czynnika chorobotwórczego jest umieszczana na powierzchni grafenu. Ponieważ naturalnym stanem cząstek DNA jest podwójna spirala, oddzielona nitka „poszukuje" odpowiadającej sobie pary. Zatem kiedy taki czujnik zanurzymy w krwi, lub innym płynie ustrojowym, umocowana na grafenie pojedyncza nić DNA będzie działać jak bardzo wybiórczy haczyk, łapiący swój odpowiednik. Jeśli poszukiwany czynnik „złapie przynętę" i przyczepi się do czujnika, ten generuje sygnał, który można zarejestrować. Sprawdzono, jaka jest czułość i wybiórczość projektowanego bioczujnika. Podczas prób z dołączanymi do wolno pływających nici DNA fluorescencyjnymi molekułami wykazano, że „łapanie" dokładnie poszukiwanych fragmentów jest dwukrotnie silniejsze niż łapanie fragmentów jedynie podobnych, które mogłyby fałszować wyniki. Zbadano też trwałość takiego czujnika - i tu dokonano kolejnego rewelacyjnego odkrycia. Okazało się, że grafen stanowi doskonałą ochronę nici DNA. Podczas prób z DNAzą - enzymem trawiącym DNA - okazało się, że podczas gdy wolno pływające nici są rozkładane natychmiast, nici DNA przytwierdzone do grafenowej powierzchni unikają zniszczenia przez 60 minut. Prostota działania i wykonania, oraz wysoka trwałość i skuteczność mogą sprawić, że rozpowszechnienie się tego typu czujników stanie się przełomem w diagnostyce medycznej. Nie koniec to jednak planów zespołu badawczego związanych z odkrytymi właściwościami grafenu. Skoro grafen tak dobrze współdziała z DNA, chcą poszukać sposobu na jej wykorzystanie do dostarczania leków bezpośrednio do chorych komórek, a może nawet wykorzystanie jej w terapii genowej.
  19. Dyskusje nad efektem cieplarnianym i jego skutkami koncentrują się w zasadzie na wzroście globalnej temperatury i podnoszeniu poziomu wód. Inne zagrożenia niemal nie istnieją nie tylko w społecznej świadomości, ale i w naukowych dyskusjach. A tymczasem wzrost poziomu dwutlenku węgla, niezależnie czy wierzymy że to człowiek za niego odpowiada, może mieć bardzo przykre konsekwencje dla roślin uprawnych. Więcej dwutlenku węgla? To co, rośliny będą rosły - mówi wiele osób bagatelizując sprawę. Okazuje się, że nie mają racji. Dowodzą tego badania przeprowadzone na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis. Wielokrotne doświadczenia z roślinami uprawnymi: pszenicą i rzodkiewnikiem, wykazały coś całkiem odwrotnego. Do pewnego momentu owszem, wyższy poziom dwutlenku węgla sprzyja fotosyntezie, jak to się przyjęło uważać. Jednak już wzrost powyżej 50% w stosunku do poziomu obecnego zaczyna wywierać odwrotny skutek: rośliny wytwarzają mniej białek i rosną gorzej. Dzieje się tak, ponieważ wyższe stężenie dwutlenku węgla upośledza fotooddychanie roślin - proces, w którym łączą one atmosferyczny tlen z węglowodorami. Zwiększona fotosynteza początkowo nadrabia te straty, ale wraz ze wzrostem stężenia CO2 rośliny przystosowują się i spowalniają wzrost. Innym problemem staje się przyswajanie azotu, pierwiastka niezbędnego do wytwarzania protein i wzrostu rośliny. Większość azotu jest przez rośliny przyswajana przez system korzeniowy z gleby, w postaci azotanów. Te są głównym składnikiem nawozów, naturalnych i sztucznych. Mechanizm ten nie został jeszcze dokładnie przebadany, ale wiadomo, że to upośledzenie fotooddychania roślin hamuje przyswajanie azotu. Zależnie od szacunków, stężenie dwutlenku węgla do końca wieku wzrośnie od 40% do nawet 140%, więc problem nie jest akademicki. Stoi przed nami wizja poważnego spadku produkcji roślinnej i jakości pożywienia. Być może dodatkowe nawożenie częściowo rozwiązałoby problem, ale to oznacza dodatkowe koszty i niestety dodatkowe problemy ekologiczne, w tym wzrost koncentracji szkodliwego amoniaku w roślinach. To także prawdopodobny wzrost strat spowodowanych przez szkodniki. Znalezienie rozwiązania tego problemu wymagać będzie jeszcze wielu badań, w tym nad dokładnym procesem przyswajania azotanów i amoniaku przez rośliny uprawne. Praca, której autorami są: Martin Burger (UC Davis' Department of Land, Air and Water Resource), Jose Salvador, Rubio Asensio (UC Davis' Department of Plant Sciences) oraz Asaph B. Cousins (School of Biological Sciences at Washington State University) ukazała się 14 maja w czasopiśmie Science.
  20. Prezes HP, Mark Hurd, stwierdził, że jego firma zdecydowania stawia na system webOS w tabletach i drukarkach podłączonych do sieci. Jednocześnie zapewnia, że nie porzuci systemu z Redmond. Gdy mówimy o drukarkach, mamy na myśli całą serię urządzeń podłączonych do internetu, które potrzebują systemu operacyjnego. Wolimy zatem, by w tym przypadku był to system operacyjny, który stanowi naszą własność intelektualną, dzięki czemu możemy całkowicie go kontrolować i dostosowywać do potrzeb użytkowników. Zawsze byliśmy obecni na rynku drukarek i jest on dla nas bardzo ważny - powiedział prezes HP. Zaraz jednak dodał: Z Microsoftem mamy prawdopodobnie jedne z najlepszych układów z naszymi partnerami i jest on dla nas niezwykle ważny. Zapewnił, że system Windows Phone 7 trafi na projektowane właśnie smartfony HP.
  21. W brytyjskim Paignton Zoo opiekunowie w nietypowy sposób próbują stymulować zwierzęta intelektualnie, dbając jednocześnie o ich kondycję fizyczną, a zwłaszcza o stan skóry. Zastosowali właśnie aromaterapię, na którą ponoć szczególnie dobrze reagują duże koty. Alternatywną metodę terapeutyczną zaczęto testować m.in. na lwicy Indu, a samica tapira Misha uwielbia masaż pleców z olejkiem migdałowym. Julian Chapman, starszy opiekun w dziale ssaków, podkreśla, że zoo stara się urozmaicać otoczenie zwierząt, by stymulować je fizycznie i psychicznie. Wiele zwierząt, a w szczególności duże koty, dobrze reaguje na zapachy innych zwierząt czy zapachy ziół i przypraw. Specjaliści wykorzystują różne formy aromaterapii, m.in. olejki rozcieńczane w wodzie i wkraplane wokół wybiegów. Jedna z pracownic Lucy Manning opowiada, że o ile lawenda działa na ludzi relaksująco, u kotów dzieje się dokładnie na odwrót: stają się po niej pobudzone. W rzeczywistości większość zapachów stymuluje je jako swego rodzaju nowość. Nie powinno to dziwić, zważywszy, że powonienie lwów jest o wiele wrażliwsze od naszego. Brytyjczycy stosują też specjalne maści lecznicze. U naczelnych i świń suchość skóry jest zwalczana za pomocą olejku lawendowego rozprowadzonego w wodzie. W przeszłości Paignton Zoo zostało wyróżnione nagrodą za wysiłki zmierzające w kierunku prowokowania naturalnych zachowań podopiecznych oraz dbałość o ich kondycję. Przed aromaterapią stosowano dzwonki wiatrowe, zwierzęta mogły się też nacieszyć cicho odtwarzaną muzyką.
  22. Sprawa serwisu LimeWire, w której stwierdzono, że właściciel serwisu P2P jest winny piractwa, powraca w atmosferze skandalu. Sąd federalny podejrzewa bowiem, że Fred von Lohmann, jeden z najważniejszych prawników Electronic Frontier Foundation, organizacji broniącej praw internautów, dopuścił się co najmniej poważnych nieprawidłowości. Jak wynika z zeznań świadków, von Lohmann miał doradzać przedstawicielom LimeWire by niszczyli dowody. W uzasadnieniu wyroku sędzia Kimba Wood napisała, że Mark Gordon, założyciel LimeWire zeznał, iż von Lohmann doradzał jemu oraz byłemu dyrektorowi ds. technicznych serwisu, Gregowi Bildsonowi, aby wdrożyli taki program obiegu dokumentów, który usunie informacje obciążające użytkowników LimeWire. Stwierdzenia sędzi Wood wywołały zdziwienie w środowisku prawniczym. Specjaliści zauważają, że pani sędzia, która ma 23-letnie doświadczenie w zawodzie, nie ryzykowałaby oskarżenia adwokata o tego typu działanie, gdyby nie widziała przekonujących dowodów. Krytycy EFF i von Lohmanna od wielu lat twierdzą, że prawnik udziela swoim klientom instrukcji dotyczących niszczenia dowodów. Sam von Lohmann zaprzecza, by zrobił coś złego. W wywiadzie dla serwisu CNET stwierdził: Prawnicy cały czas doradzają klientom w sprawie obiegu dokumentów. Klienci muszą wiedzieć, jakie mają obowiązki dotyczące przechowywania dokumentów. Prawnicy rozmawiają o tym z nimi, szczególnie gdy klientom grozi pozew. Nie zrobiłem niczego złego podczas rozmów z klientem - mówi adwokat. Fred von Lohmann kilkukrotnie bronił w wielkich sprawach o naruszanie praw autorskich. Ostatnią z nich był proces MGM Studios vs. Grokster. Wielokrotnie był oskarżany o to, że posuwa się zbyt daleko. W 2001 roku prawnik doradzał, by serwisy umożliwiające nielegalną wymianę plików wybierały taką architekturę, która przekona sędziego, iż nadzór nad tym, co robią użytkownicy, jest niemożliwy. Von Lohmann twierdzi, że publikując takie porady nie uczy jak popełniać przestępstwo i uniknąć odpowiedzialności, ale pokazuje, jak można wygrać przed sądem nie naruszając prawa. Istnieje duża różnica pomiędzy nietworzeniem dokumentów a ich niszczeniem - broni się prawnik. John Steele, wykładowca etyki prawa na Indiana University oraz University of California, Berkeley, mówi, że bez dokładnego zapoznania się z radą, jaką von Lohmann dał przedstawicielom LimeWire, nie można stwierdzić, czy prawnik zachował się niewłaściwie. Von Lohmann już powołał się na poufność kontaktów adwokata z klientem i odmówił ujawnienia szczegółów rozmowy. Z kolei Michael Page, obrońca Grega Bildsona mówi, że von Lohmann sformułował kontrowersyjną poradę jeszcze przed pozwem, który przeciwko LimeWire złożyła RIAA. Mogli wobec tego zniszczyć co chcieli - stwierdza Page. Sprawa nie jest jednak tak jasna, gdyż prawo nakazuje przechowywanie dokumentów jeśli tylko zachodzi uzasadniona możliwość, iż strona zostanie pozwana. W przeszłości sądy za niszczenie dowodów ukarały serwis TorrentSpy oraz firmę RealDVD.
  23. Przyprawy poprawiają smak potraw, ale jak się okazuje, również zmniejszają w mięsie zawartość rakotwórczych substancji. Profesor J. Scott Smith z Kansas State University od lat zajmuje się aminami heterocyklicznymi (ang. heterocyclic amines, HCAs). Powstają one podczas obróbki cieplnej – grillowania, smażenia czy gotowania – mięsa. Spożywanie produktów z HCA zwiększa ryzyko różnych nowotworów, w tym żołądka, płuc, trzustki, odbytu czy prostaty. Amerykanin ustalił, że przeciwutleniacze niektórych przypraw dodawanych do gotowanych kotlecików wołowych zmniejszają stężenie amin aż o 40%. W gotowanej wołowinie powstaje więcej HCA niż w innych rodzajach gotowanego mięsa, np. w wieprzowinie czy drobiu. Wydaje się, że kotleciki z wołowiny wykazują największą aktywność mutagenną i mogą stanowić najważniejsze źródło HCA w ludzkiej diecie. Podczas wcześniejszych badań wykazano, że jeśli mięso gotuje się mniej niż 4 min w temperaturze poniżej 178 stopni Celsjusza, powstaje niewiele amin heterocyklicznych bądź ich stężenia są niewykrywalne. Smith uważa, że nie ma sensu obniżać temperatury, ponieważ łatwiej jest zastosować przyprawy z fenolowymi przeciwutleniaczami. Zespół z Kansas State University przetestował 6 przypraw: kumin (inaczej kmin rzymski), ziarna kolendry, galangal, imbir chiński (Boesenbergia rotunda), rozmaryn i kurkumę. Ustalono, że trzy ostatnie wykazują najsilniejszą aktywność przeciwutleniającą, przy czym rozmaryn najskuteczniej zapobiega powstawaniu HCA. W ramach wcześniejszych eksperymentów Smith wykazał, że niektóre ekstrakty z rozmarynu hamują powstawanie amin heterocyklicznych w zakresie od 61 do 79%, w przypadku przypraw tajskich odsetek ten waha się w granicach 40-43%. W kolejnym etapie badań profesor zamierza wziąć pod lupę marynaty i sproszkowane przyprawy.
  24. Microsoft pozwał firmę Salesforce.com o naruszenie dziewięciu swoich patentów. To niezwykłe jak na Microsoft postępowanie. Koncern sam jest celem licznych pozwów, jednak dotychczas w swojej 35-letniej historii jedynie trzykrotnie sam pozywał inną firmę o naruszenie jego patentów. Ostatnią taką sprawą był pozew przeciwko producentowi urządzeń do nawigacji satelitarnej, firmie TomTom. Wcześniej w roku 2008 firma z Redmond pozwała tajwańskiego producenta myszek komputerowych Primax Electronics oraz producenta peryferiów komputerowych firmę Belkin (w 2006 roku). Oba pozwy zakończyły się pozasądowymi ugodami. Salesforce.com, a raczej stworzone przez firmę oprogramowanie do zarządzania relacjami z klientami (customer-relationship management - CRM) jest czwartym w historii celem patentowego pozwu koncernu. Rob Enderle z firmy analitycznej Enderle Group tłumaczy, dlaczego Microsoft ponownie udał się do sądu. "To ich najważniejsze patenty, firmowe klejnoty koronne. Będą ich bronili przed każdym producentem oprogramowania" - mówi. Z pozwu złożonego przed sądem okręgowym w Seatlle wynika, że Salesforce.com zostało oskarżone m.in. o naruszenie patentu pod tytułem "System i sposób dostarczania i wyświetlania witryny z wbudowanym menu" czy "Sposób i system układania belek narzędziowych na wyświetlaczu komputera". Wszystkie dziewięć patentów zostało przyznanych Microsoftowi w latach 1997-2007. Enderle spekuluje, że być może Salesforce.com uważa, że patenty te są na tyle ogólne, iż Microsoft nie będzie w stanie obronić ich przed sądem. Czasami zdarza się tak w przypadku starszych, mało szczegółowych patentów. "Myślę, że Salesforce założyło, iż Microsoft tylko warczy, ale nie ugryzie. Jednak te patenty są ważne, odróżniają produkty Microsoftu od innych firm" - dodaje Enderle.
  25. Carlos Magdalena z Ogrodów Królewskich w Kew uchronił przed wyginięciem najmniejszy gatunek grzybienia na świecie. Nymphaea thermarum pochodzi z Rwandy. Niestety, przed 2 laty roślina zniknęła ze swego naturalnego środowiska w wyniku nadmiernej eksploatacji ekosystemu. Na szczęście brytyjski ogrodnik dysponował nasionami i teraz planuje reintrodukcję miniatury w gorącym źródle w Mashyuza. Liście N. thermarum mają zaledwie centymetr średnicy, co stanowi mniej niż 10% ich przekroju u kolejnego najmniejszego gatunku z rodzaju Nymphaea. Dla porównania, liście największych grzybieni mierzą nawet 3 m. Uratowana w Kew roślina tworzy 20-30-cm zielone rozety. Wśród nich tkwią wystające na kilka centymetrów delikatne biało-żółte kwiaty. Kilka okazów termalnej lilii, jak się ją czasem nazywa z racji zasiedlania błotnistych brzegów gorących wód, przywiózł w latach 80. do Bońskich Ogrodów Botanicznych odkrywca prof. Eberhard Fischer. Okazało się, że trudno je było rozmnożyć. Parę nasion i sadzonek wysłano więc do Królewskich Ogrodów w Kew, gdzie próbowano je hodować jak inne grzybienie – zanurzone w wodzie. Szybko stało się jednak jasne, że trzeba spróbować inaczej. Magdalena przez kilka miesięcy poszukiwał optymalnych warunków do hodowli. Gdy mu się to udało, odczuł ogromną ulgę. Zdałem sobie potem sprawę, że nie wyginie na zawsze. By osiągnąć sukces, należało wykorzystać niemiecki opis warunków, w jakich rosły dzikie N. thermarum. Magdalena ustalił, że gdy na powierzchni źródła woda ma temperaturę 50 stopni Celsjusza, w błocie, które wybiera roślina, jest ona o połowę niższa. Umieścił więc nasiona i sadzonki w donicach z gliniastym piaskiem i wyrównał poziom gleby z poziomem ciepłej wody. Oznaczało to, że grzybienie wchodziły w kontakt z wyższymi stężeniami dwutlenku węgla i tlenu niż w warunkach zanurzenia. Dopiero wykorzystując ostatnią paczkę nasion z Bonn, udało mu się uzyskać osiem dojrzałych roślin, które zakwitły po raz pierwszy w listopadzie zeszłego roku i wydały na świat dziesiątki kolejnych nasion. Specjaliści z Kew podkreślają, że obecnie wdraża się bardziej całościowe podejście do ochrony środowiska, obejmując nią całe habitaty, a nie wyłącznie zagrożony gatunek bądź gatunki. Jak zaznacza James Beattie, ważną częścią takich programów są edukacja i współpraca z lokalnymi społecznościami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...