Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W jednej z europejskich bibliotek uniwersyteckich profesor Wiesław Wydra z UAM w Poznaniu odnalazł nieznane dotąd wydanie „Rozmowy Mistrza Polikarpa ze Śmiercią” z 1542 roku. W odróżnieniu od znanej dotąd wersji dialogu, ten zachował się w całości – podał Instytut Książki. W jednej z europejskich bibliotek uniwersyteckich odnaleziono nieznane drukowane wydanie "Rozmowy Mistrza Polikarpa ze Śmiercią" z 1542 roku, opublikowane w Krakowie przez Macieja Szarfenberga. Odkrycia dokonał profesor Wiesław Wydra z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W odróżnieniu od znanej dotąd wersji dialogu z rękopisu płockiego przekaz ten zachował się w całości. To najważniejsze wydarzenie w polskiej filologii w ostatnich latach - podaje Instytut Książki. Znalezisko doczeka się opracowania krytycznego – ukaże się ono jesienią nakładem Wydawnictwa Poznańskie Studia Polonistyczne. Przedmiotem zainteresowań znalazcy starodruku prof. Wiesława Wydry są historia literatury i książki w średniowieczu i wczesnym okresie nowożytnym, badania nad pieśniami w późnym średniowieczu, a także edycja nieznanych lub niewydanych utworów polskich z tego okresu. Profesor jest również znawcą inkunabułów i starych druków. „Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią”, liczący około pół tysiąca wersów utwór jest chyba najbardziej po „Bogurodzicy” znanym polskim tekstem średniowiecznym. Jego autorstwo przypisuje się Mikołajowi z Mierzyńca, kanonikowi płockiemu, który napisał go prawdopodobnie na początku XV wieku. Oryginał nie zachował się. Około roku 1463 nieznany kopista przepisał większą część utworu, poza zakończeniem (znane nam dziś ostatnie wersy dialogu to XIX-wieczna rekonstrukcja na podstawie rosyjskich przekładów utworu z XVI wieku). Ten tekst dialogu został odnaleziony w latach 80. XIX wieku przez Wojciecha Kętrzyńskiego w jednym z rękopisów Biblioteki Katedralnej w Płocku. Polski autor wzorował się na łacińskich pierwowzorach dialogów ze śmiercią, które obrazowały równość wobec niej wszystkich ludzi – od papieża po żebraka, ulotność i marność dóbr doczesnych. Zazwyczaj w tego typu utworach przedstawiano satyryczny obraz wszystkich stanów społecznych – tak też jest i w polskim „Dialogu Mistrza Polikarpa”. Tekst dialogu należy do najczęściej analizowanych utworów w literaturze staropolskiej, wciąż jednak odkrywa nowe tajemnice. Jacek Sokolski z Uniwersytetu Wrocławskiego w artykule „Jako samojedź krzywousta” (Pamiętnik Literacki, 2017) stawia tezę, że wizerunek śmierci w polskim tekście wzorowany jest na obrazie chorego na trąd. Spośród innych tego typu utworów polska wersja dialogu wyróżnia się bardzo rozbudowanym opisem personifikowanej Śmierci. W znanych wersjach łacińskich temat ten potraktowano zdawkowo: rozmówczyni Polikarpa wygląda strasznie, jest blada i przepasana płachtą, w ręce trzyma kosę. W polskiej wersji Śmierć nie jest szkieletem jak na wizerunkach z Zachodu Europy, można nawet poznać jej płeć - jest kobietą, o czym mówi fragment gdy Mistrz Polikarp, modląc się w kościele Uźrzał człowieka nagiego,/ Przyrodzenia niewieściego, /Obraza wielmi skaradego/ Łoktuszą przepasanego. Dalej mamy inne szczegóły - postać jest „chuda, blada” i ma „żółte lice” – charakterystyczny objaw trądu, podobnie jak połysk skóry twarzy (śmierć „Łszczy się jako miednica”). Fragment „Upadł ci jej koniec nosa,/ Z oczu płynie krwawa rosa” badacz interpretuje jako opis zmian w trądzie, kiedy zaatakowane zostają tkanki twarzy, podobnie jak wersy: „Nie było warg u jej gęby,/ Poziewając skrżyta zęby”. Niewykluczone, iż XV-wieczny wierszopis zetknął się z chorymi na trąd, ponieważ właśnie w jego czasach w Polsce mamy do czynienia ze szczególnym nasileniem tej budzącej powszechnie lęk i odrazę choroby, która wcześniej spowodowała ogromne spustoszenia na zachodzie Europy - konkluduje Sokolski. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z australijskiego Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (UNSW) wykazali, że usunięcie ze środowiska głównego drapieżnika wpływa nie tylko na florę i faunę, ale nawet na... kształt wydm i wiatr. Zniknięcie drapieżnika wywołuje efekt domina w całym łańcuchu pokarmowym i ma dalekosiężne skutki środowiskowe, o których dotychczas wiemy bardzo niewiele. W latach 1880–1885 na Pustyni Strzeleckiego wybudowano najdłuższe na świecie ogrodzenie. Dingo Fence liczy sobie 5614 kilometrów długości, a jego zadaniem od ponad 100 lat jest ochrona stad owiec przed psami dingo. Postawienie płotu i prześladowania psów dingo przez człowieka spowodowały, że w strefie chronionej dingo niemal nie występują. Pociągnęło to za sobą poważne skutki. Uczeni z UNSW wykazali, że usunięcie ze środowiska dingo wpłynęło nawet na... kształt wydm na pustyni. Gdy zabrakło psów znacząco zwiększyła się populacja lisów i zdziczałych kotów. To z kolei pociągnęło za sobą zmniejszenie populacji niewielkich gryzoni i wzrost pokrywy roślinnej. Więcej roślin przyczyniło się zaś do zmiany ruchu piasku i powietrza. Rośliny pokryły piasek i go przytrzymują w miejscu. Związane przez rośliny wydmy stają się coraz wyższe, gdyż wiatr nanosi nowy piasek na wierzchołki. Po drugiej stronie płotu, gdzie dingo występują, wydmy są niższe i bardziej płaskie. To pokazuje, że usunięcie drapieżnika wywołuje efekt domina o bardzo dalekosiężnych konsekwencjach, mówi profesor Mike Letnic. Konsekwencje te sięgają znacznie dalej niż interakcja pomiędzy drapieżnikiem i ofiarą. Ma to wpływ nawet na ruch piasku i wiatru na pustyni, dodaje uczony. Gdy zabrakło dingo, wydmy nie tylko stały się wyższe, ale mają też inny kształt i inne właściwości. Wszystko jest ze sobą połączone, dodaje główny autor badań, doktor Mitchell Lyons. Profesor Letnic, który od ponad 10 lat bada populacje dingo w ogrodzonym regionie mówi, że różnice pomiędzy obszarami, gdzie występują psy oraz tymi, gdzie ich nie ma, są widoczne. Gdy tam jesteś, widzisz, że coś się zmienia. To można wyczuć. Trudno jest jednak powiedzieć, na czym polega ta różnica, stwierdza uczony. Różnicę tę zauważono, dzięki dronom, modelowaniu 3D, algorytmom oraz porównywaniu obecnego krajobrazu z krajobrazem ze zdjęć lotniczych sprzed kilkudziesięciu lat. Dingo Fence istnieje od ponad 100 lat, a jego zbudowanie stworzyło osobny obszar, który możemy badać. Dopiero zaczynamy zauważać wpływ, jaki psy dingo mają na środowisko i możemy powoli dokumentować wszystkie zależności w przyrodzie, jakimi powiązany jest ten gatunek. « powrót do artykułu
  3. W północnej części stanowiska Guojiaya w mieście Baoji w środkowych Chinach odkryto kompleks 41 grobowców i pozostałości sporej osady. Trzydzieści siedem grobowców datuje się na Okres Walczących Królestw (480-221 r. p.n.e.), a 4 pochodzą z czasów panowania dynastii Han. Zespół z Instytutu Badań Archeologicznych prowincji Shaanxi i Centrum Badań Archeologicznych w Baoji prowadził wykopaliska od listopada 2017 do marca 2018 r. W grobowcach z Okresu Walczących Królestw odkryto zewnętrzne i wewnętrzne drewniane trumny oraz pochówki urnowe. Archeolodzy zebrali 117 artefaktów, w tym ceramikę, a także wyroby z żelaza, brązu, srebra, szkła, turkusów i nefrytów. Większość, np. sprzączka i lustro z brązu czy ding, to przedmioty codziennego użytku. Tylko niewielka część obiektów miała przeznaczenie rytualne. Naukowcy podkreślają, że grobowce nie nakładały się na siebie, co oznacza, że cmentarz był skrupulatnie planowany. Wg nich, cywilne osady regionu pozostały i rozwijały się, mimo że zmieniały się miasta pełniące funkcję stolicy. Spośród kliku ceglanych grobowców wschodniej dynastii Han jeden (M15) dobrze się zachował. Znaleziona ceramika odpowiadała tej z Guanzhongu (równiny rzeki Weihe w środkowej części prowincji Shaanxi) z tego samego okresu. Drzewko pieniędzy z odzwierciedlało jednak zwyczaje pogrzebowe z Syczuanu. « powrót do artykułu
  4. Każdy się starzeje, jednak ludzie różnie odczuwają swój wiek. Autorzy najnowszych badań twierdzą, że ten tzw. wiek subiektywny może być odzwierciedleniem starzenia się mózgu. We Frontiers in Aging Neuroscience czytamy, że dzięki skanowaniu rezonansem magnetycznym wykazano, iż w mózgach starszych osób, które czują się młodszymi niż są, znaleziono mniej oznak starzenia się mózgu, niż w mózgach osób czujących się na swój wiek lub starszymi. To pierwsze badania, podczas których znaleziono zależność pomiędzy wiekiem subiektywnym a wiekiem mózgu. Doktor Jeanyung Chey z Seulskiego Uniwersytetu Narodowego postanowiła odpowiedzieć na pytanie, czy subiektywne odczucie wieku w jakikolwiek sposób odzwierciedla biologiczny proces starzenia się. Wiadomo, że z wiekiem doświadczamy upośledzenia różnych funkcji poznawczych. Zmienia się m.in. objętość istoty szarej w mózgu, a zmiany te można śledzić za pomocą nowoczesnych technik obrazowania. Chey i jej zespół postanowili wykorzystać więc te techniki do zbadania zależności pomiędzy wiekiem subiektywnym a wiekiem mózgu. Poddali badaniu rezonansem 68 zdrowych osób w wieku 59–84 lat i badali objętość istoty szarej w różnych obszarach mózgu. Uczestnicy badań wypełniali też ankietę, podczas której oceniono ich zdolności umysłowe oraz pytano, czy czują się starsi czy młodsi niż wskazuje ich wiek biologiczny. Okazało się, że osoby, które czuły się młodsze niż ich wiek biologiczny, lepiej wypadały w teście pamięci, uważały się za zdrowsze i z mniejszym prawdopodobieństwem wykazywały objawy depresji. Przede wszystkim zaś objętość istoty szarej w ich mózgach była zwiększona. Odkryliśmy, że mózgi osób, które czują się młodziej, mają strukturę charakterystyczną dla młodszego mózgu. Różnica ta pozostaje widoczna nawet wówczas, gdy uwzględnimy wszelkie inne czynniki, takie jak osobowość, subiektywne odczucie stanu zdrowia, objawy depresji czy funkcje poznawcze, mówi Chey. Badacze sugerują, że osoby, które czują się starsze niż ich wiek biologiczny, mogą po prostu odczuwać starzenie się mózgu, utratę istoty szarej i funkcji poznawczych. Jednak jest zbyt wcześnie, by jednoznacznie stwierdzić, czy to charakterystyka mózgu jest bezpośrednio odpowiedzialna za odczuwanie wieku subiektywnego. Być może osoby, które czują się młodsze prowadzą bardziej aktywny fizycznie i umysłowo tryb życia, co korzystnie odbija się na stanie ich mózgu. To by jednak oznaczało, że osoby czujące się starsze robią coś wręcz przeciwnego. Jeśli ktoś czuje się starszy, niż jest w rzeczywistości, powinien pomyśleć o zmianie trybu życia, zwyczajów i aktywności. Powinien bardziej zadbać o zdrowie swojego mózgu, mówi Chey. « powrót do artykułu
  5. Eksperci sądzą, że znaleźli lepszy sposób na radzenie sobie z przykrą wonią ciała. Kluczem było ustalenie, na czym polega pierwszy etap tworzenia nieprzyjemnych lotnych związków z bezzapachowych substancji wydzielanych podczas pocenia. Dzięki temu można będzie wyprodukować skuteczniejsze dezodoranty z celowanymi substancjami aktywnymi. O roli mikroorganizmów, a zwłaszcza bakterii, w wytwarzaniu zapachu ciała wiadomo już od jakiegoś czasu. Ostatnio naukowcy z Uniwersytetu Yorku odkryli, że za produkcję związku o najostrzejszym zapachu odpowiada niewielka liczba gatunków z rodzaju Staphylococcus. Niewiele jednak wiadomo o procesie, za pośrednictwem którego bakterie te wychwytują bezwonne substancje wydzielane pod pachami podczas pocenia i przekształcają je w nieprzyjemnie pachnące lotne związki. By znaleźć odpowiedź na to pytanie, naukowcy z Uniwersytetu Yorku nawiązali współpracę z ekipą z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Wspólnie udało się odtworzyć 1. etap procesu. Autorzy publikacji z pisma eLife zidentyfikowali i odcyfrowali budowę białka transportującego, które pozwala bakteriom rozpoznawać i wchłaniać bezwonne związki z potu. Odcyfrowanie budowy oznacza, że by zaburzyć tę funkcję, można teraz stworzyć nową generację dezodorantów. Skóra pod pachami tworzy unikatową niszę dla bakterii. Przez wydzieliny różnych gruczołów, które dostają się na powierzchnię skóry lub do mieszków włosowych, środowisko to obfituje w składniki odżywcze i ma własną społeczność mikroorganizmów - mikrobiom dołu pachowego [...] - wyjaśnia dr Gavin Thomas. Współczesne dezodoranty działają, hamując lub zabijając wiele bakterii z pach [...]. Dwa z naszych ostatnich badań pokazały jednak, że tylko niewielka liczba [gatunków] bakterii z pach odpowiada za nieprzyjemny zapach. Może to doprowadzić do rozwoju lepiej celowanych produktów, które będą miały za zadanie zahamować białko transportujące i wytwarzanie woni ciała. Odkryte białko należy do znanej bakteryjnej rodziny transporterów peptydowych. Wgląd w jego strukturę może zapewnić wskazówki co do sposobu wiązania się tej rodziny z różnymi peptydami; to ważna informacja, gdyż u ludzi podobny transporter błonowy bierze udział we wchłanianiu leków z jelita cienkiego - podsumowuje prof. Simon Newstead z Uniwersytetu Oksfordzkiego. « powrót do artykułu
  6. W Environmental Research Letters opublikowano wyniki badań przeprowadzonych przez UK National Oceanographic Centre. Wynika z nich, że jeśli globalne ocieplenie nie zostanie powstrzymane na poziomie 2 stopni Celsjusza sprzed rewolucji przemysłowej, to rosnący poziom oceanów będzie powodował straty dochodzące nawet do 14 bilionów dolarów rocznie. Najbardziej ucierpią na tym szybko rozwijające się kraje o średnich dochodach, takie jak Chiny. Najmniej zaś kraje najbardziej rozwinięte, które mają już wybudowaną infrastrukturę chroniącą przed powodziami. Ponad 600 milionów ludzi żyje na terenach położonych mniej niż 10 metrów nad poziomem morza. W obliczu ocieplenia klimatu poziom oceanów będzie rósł wskutek topnienia się lodowców na lądzie i lodu wokół biegunów oraz wskutek rozszerzalności cieplnej oceanów, mówi doktor Svetlana Jevrejeva, główna autorka badań. Naukowcy badali dwa scenariusze. Jeden, to wzrost średniej globalnej temperatury o 1,5 stopnia Celsjusza w stosunku do okresu sprzed rewolucji przemysłowej, a drugi to wzrost o 2 stopnie Celsjusza. W obu oszacowali wpływ wzrostu poziomu oceanów na przybrzeżną infrastrukturę. Stwierdziliśmy, że przy wzroście temperatury o 1,5 stopnia mediana wzrostu poziomu oceanów wyniosła 0,52 centymetry. Jeśli jednak wzrost temperatury przekroczy 2 stopnie, to poziom oceanów może wzrosnąć o 86 centymetrów, a w najgorszym scenariuszu o 1,8 metra. Jeśli nie unikniemy wzrostu temperatur, a przewidywania odnośnie wzrostu poziomu oceanów zawarte w RCP8.5 się sprawdzą, to przy obecnej infrastrukturze roczny koszt powodzi wyniesie 14 bilionów dolarów przy wzroście poziomu oceanów o 0,86 metra i 27 bilionów USD przy wzroście rzędu 1,8 metra. To 2,8 procent wartości światowego produktu brutto. Prawdopodobnie najwięcej ekstremalnych zjawisk związanych ze wzrostem poziomu oceanów doświadczą kraje położone w strefie tropikalnej. One też najbardziej ucierpią, gdyż często ich ważna infrastruktura jest umieszczona na wybrzeżach, a wiele osób mieszka na nisko położonych terenach. W dużej mierze ucierpią niewielkie kraje wyspiarskie. « powrót do artykułu
  7. Od lat wiele osób zwraca uwagę, że każdego roku wiosna rozpoczyna się coraz wcześniej. Jednak bez twardych danych trudno zweryfikować ten pogląd. Grupa uczonych z belgijskiego Uniwersytetu w Gandawie wpadła na pomysł, skąd wziąć takie dane. Ich źródłem okazały się... relacje z wydarzeń sportowych. Wiele z nich odbywa się przecież cyklicznie przez wiele lat i, co ważne, rozpoczynają się o tej samej porze roku. Uczeni wzięli na warsztat Wyścig Dookoła Flandrii. To kolarska jednodniówka rozgrywana od 1913 roku. Zawsze odbywa się w kwietniu. Od dziesięcioleci jest też relacjonowana w telewizji. Naukowcy przejrzeli ponad 200 godzin nagrań z lat 1981–2016 i wybrali z nich 20 drzew, które były dobrze widoczne na nagraniach z kolejnych lat. Następnie przyglądali się drzewom, szukając na nich liści. Określali też rozmiary liści. Analiza wykazała, że jeszcze w latach 80. podczas wyścigu na obserwowanych drzewach nie było liści. Tymczasem w latach 2006–2016 liście zauważono na 67% obserwowanych drzew. Belgijscy naukowcy są pierwszymi, którzy podczas tego typu badań wykorzystali archiwalne nagrania zawodów sportowych. Uczeni mówią, że tego typu materiały mogą stać się źródłem cennych danych, gdyż przez dziesięciolecia rejestrowano na nich podobny krajobraz, możliwe więc są analizy zmian, jakie w nim zachodziły. « powrót do artykułu
  8. Badając szkielety koni z pochówków, które pozostały po kulturze twórców tzw. kamieni jeleni (ok. 1300-1700 p.n.e.), archeolodzy z zespołu Williama Taylora z Max-Planck-Institut für Menschheitsgeschichte odkryli najstarsze dowody weterynaryjnej opieki stomatologicznej. Okazuje się, że usuwano wtedy zęby, które mogły sprawiać młodym koniom ból lub utrudniać jedzenie. Autorzy publikacji z pisma PNAS wyjaśniają, że kamienie jeleni (mong. bugan czuluu) to skalne bloki, na których przedstawiono wizerunki zwierząt, głównie jeleni i reniferów, lecących do nieba. Obiekty te występują zarówno pojedynczo, jak i w grupach, często w pobliżu kurhanów pochówkowych (tzw. chirgisüür). Bazując na ustaleniach kolegów z Mongolii, Jamsranjava Bayarsaikhana i Tumurbaatara Tuvshinjargala z Muzeum Narodowego Mongolii, Taylor uważa, że rozwój jazdy konnej i pasterskiej gospodarki opartej na koniach doprowadziły ostatecznie do pojawienia się opieki weterynaryjnej dla koni. Możemy uznawać opiekę weterynaryjną za zachodni wynalazek, ale dzisiejsi pasterze z Mongolii wykonują całkiem złożone zabiegi za pomocą bardzo prostego sprzętu. Wyniki naszego badania pokazują, że dogłębne zrozumienie końskiej anatomii i tradycja opieki pojawiły się najpierw nie w osiadłych cywilizacjach Chin czy Morza Śródziemnego, ale o wiele wcześniej w wędrownych ludach, u których dostępność środków do życia zależała od dobrostanu koni. Niemcy odkryli, że zmiany w praktykach stomatologicznym towarzyszyły ważnym wynalazkom związanym z kontrolą nad końmi, w tym pojawieniu się metalowych elementów ogłowia. Takie wyposażenie pojawiło się we wschodniej Eurazji na początku I tysiąclecia p.n.e. i dawało jeźdźcom bardziej zaawansowaną kontrolę nad wierzchowcami. W związku z tym mogły one być wykorzystywane do nowych celów, zwłaszcza podczas walk. U niektórych koni rozwinęły się jednak przez to problemy z występującymi w formie szczątkowej zębami wilczymi. Dlatego gdy pasterze zaczęli wykorzystywać metalowe wędzidła, opracowali też metodę ekstrakcji tych problematycznych zębów (przypomina ona metodę współczesną). « powrót do artykułu
  9. Dell Technologies, największa na świecie prywatna firma technologiczna, ma zamiar ponownie stać się firmą publiczną. Przedstawiciele koncernu ogłosili, że po pięciu latach chcą wrócić na giełdę. Firma wróci na giełdę wykupując swoje akcje oznaczone (tracking stock), DVMT, za kwotę 21,7 miliarda USD. Akcje te, warte w piątek 17 miliardów dolarów, to akcje VMware, w którym Dell ma większościowe udziały. Ich posiadaczom zaoferowano gotówkę i akcje wracającego na giełdę Della. W ramach umowy VMware wypłaci udziałowcom 11 miliardów dolarów w ramach specjalnej dywidendy, a Dell dołoży własne akcje, lub gotówkę, by pokryć różnicę pozostającą do 21,7 miliarda dolarów. Przed pięciu laty założyciel firmy, Michael Dell, oraz fundusz inwestycyjny Silver Lake Management, wycofali firmę z giełdy, m.in. po to, by uniezależnić się od udziałowców w czasach, w których rynek pecetów przeżywał kryzys. Mogli też w spokoju zmienić profil firmy, rozszerzając wydziały odpowiedzialne za usługi i produkcję oprogramowania. Akcje oznaczone zostały wyemitowane w 2016 roku, by zdobyć pieniądze na warte 67 miliardów dolarów przejęcie firmy EMC Corp. Wówczas było to największe przejęcie w dziejach IT, a operacja ta trzykrotnie zwiększyła zadłużenie Della. EMC miało większościowe udziały w VMware, które zostały przejęte przez Della. Pozostała część VMware była przedmiotem obrotu giełdowego, podobnie jak akcje oznaczone DVMT. Dell, który niegdyś zajmował się produkcją pecetów, znacznie powiększył swoją ofertę. Firma wytwarza serwery, sprzęt do pamięci masowej, sprzęt sieciowy, a dzięki akwizycji EMC ma też bogatą ofertę software'ową. Firma jest wciąż zadłużona na około 50 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z Uniwersytetu w Zurychu odkryli, że gdy melanocyty nie mogą wytworzyć rzęsek, degenerują się i rozwijają w agresywną postać czerniaka. Szwajcarzy podkreślają, że mimo poczynionych postępów i nowych form leczenia w postaci chociażby immunoterapii, nadal wielu pacjentów z czerniakami nie udaje się wyleczyć. Niejednokrotnie dochodzi też do wznowy. Wg nich, by opracować skuteczne metody terapii, należy dogłębnie zrozumieć biologię guza. Podstawowym pytaniem jest zaś, co się zmienia, że łagodna komórka przekształca się w złośliwy guz? Zespołowi prof. Lukasa Sommera z Instytutu Anatomii Uniwersytetu w Zurychu udało się wykazać, że w rozwoju i rozprzestrzenianiu czerniaka ważną rolę odgrywają nie tylko kwestie genetyczne, np. mutacje, ale i czynniki epigenetyczne. Autorzy publikacji z pisma Cancer Cell skupili się na białku EZH2, które jest bardzo rozpowszechnione w komórkach czerniaka i odgrywa istotną rolę w jego rozwoju. By zrozumieć, jak czynniki epigenetyczne przyczyniają się do agresywnego zachowania czerniaków, akademicy analizowali wszystkie geny regulowane przez EZH2. Byliśmy bardzo zaskoczeni, widząc wiele genów wspólnie odpowiadających za tworzenie rzęsek. Wydaje się, że geny rzęsek są hamowane przez EZH2, co oznacza, że złośliwe komórki mają ich o wiele mniej niż łagodne melanocyty. Wykorzystując ludzkie komórki czerniaka i modele mysie, Szwajcarzy wykazali, że utrata rzęsek w melanocytach aktywuje nowotworowy szlak sygnałowy. Jak podkreślają naukowcy, istnieje wiele rodzajów nowotworów, złożonych z komórek, które utraciły rzęski. Epigenetyczna regulacja tworzenia rzęsek, którą właśnie odkryliśmy w czerniaku, może więc mieć zastosowanie w powstawaniu innych typów nowotworów, np. raka piersi czy guzów mózgu. Wydaje się, że leki blokujące EZH2 stanowią obiecującą strategię terapii czerniaka, zwłaszcza w połączeniu z immunoterapią. « powrót do artykułu
  11. Francuski reżyser Nicolas Vanier poinformował, że rezygnuje z kręcenia swojego nowego filmu na śródziemnomorskich mokradłach. Stało się tak po tym, gdy pilot ultralekkiego samolotu, który poszukiwał odpowiednich lokalizacji do produkcji "Give Me Wings", wzbudził panikę wśród kilkuset flamingów z Camargue, przez co ptaki porzuciły jaja. Warto dodać, że to jedyne dzikie stado flamingów we Francji. Pilot [z zewnętrznej firmy] dostał plan lotu z ściśle wyznaczonymi obszarami do unikania. Niestety, zachciało mu się dla zabawy płoszyć ptaki. Byłem wściekły - bulwersuje się Vanier. Stowarzyszenie France Nature Environnement złożyło skargę na zakłócanie spokoju ptaków w kluczowym okresie rozrodu. Co by nie mówić, doprowadziło to do katastrofy: jaja porzuciło bowiem aż 500 z 4500 par z kolonii. Vanier, znany pisarz i podróżnik, zobowiązał się do naprawy błędów: chciał sponsorować stado flamingów i zachęcał organizacje ekologiczne, by pomagały wyświetlać film i wykorzystywały go do celów edukacyjnych. Ponieważ nie udało się w ten sposób załagodzić złych nastrojów, Vanier oświadczył, że skończy film "Give Me Wings" w Norwegii. « powrót do artykułu
  12. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej trwają badania, których celem jest stwierdzenie, czy NASA będzie mogła wykorzystywać w przyszłości standardowe układy elektroniczne. Obecnie w przestrzeni kosmicznej używa się chipów specjalnie chronionych przed szkodliwym wpływem promieniowania kosmicznego. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pojazd Dragon, wracając na Ziemię, zabierze ze sobą dwa serwery, które przez niemal rok pracowały na ISS. Miało to symulować warunki, z jakimi elektronika zetknie się podczas podróży na Marsa. Jednocześnie NASA pracuje nad projektem układu ARM, który stanie się podstawą do budowy elektroniki przyszłości. Specjalna wersja ARM Cortex-A53 ma być gotowa w roku 2020. To układ, który zadebiutował w roku 2014, więc w momencie startu w przestrzeń kosmiczną będzie już przestarzały pod względem standardów współczesnej elektroniki. Mimo to i tak będzie stanowił krok naprzód w porównaniu do kości, które NASA obecnie wykorzystuje w misjach pozaziemskich. Agencja testuje też wpływ promieniowania na układy pamięci. Wspomniane wcześniej serwery zostały dostarczone przez Hewletta Packarda w ramach projektu Spaceborne Computer. Identyczna para maszyn pozostała na Ziemi i posłuży jako para kontrolna. Serwery HPE trafiły na ISS w sierpniu ubiegłego roku i pozwolą stwierdzić, czy NASA może zrezygnować z kosztownych chronionych przed promieniowaniem chipów na rzecz tańszych ogólnie dostępnych komponentów. Mark Fernandez, główny inżynier odpowiedzialny za projekt Spaceborne Computer mówi, że jeden z serwerów pracował z maksymalną prędkością, a drugi pracował wolniej. Jeśli okaże się, że wystąpiły anomalie i były one obecne tylko w szybko pracującej maszynie, to można będzie używać komputerów wolniej pracujących. Obecnie planuje się sprowadzenie na Ziemię obu serwerów w październiku. NASA rozpoczęła badania nad zachowaniem standardowych komputerów w przestrzeni kosmicznej w roku 2014. Jej partnerem była firma SGI. W międzyczasie SGI została przejęta przez Hewlett Packerd Enterprise. Serwery korzystają z procesorów Xeon Apollo 40. Uruchomiono na nich aplikacje wymagające intensywnych obliczeń i przesyłania dużej ilości danych. W czasie pracy dynamicznie dostosowywano ich pobór mocy, by lepiej symulować warunki panujące podczas podróży na Marsa. « powrót do artykułu
  13. Madrycka policja udostępniła nagranie, które przedstawia resuscytację krążeniowo-oddechową (RKO) w wykonaniu psa. Gdy podczas pokazowego treningu ludzki partner Poncha pada "nieprzytomny" na ziemię, czworonóg z zapałem naskakuje przednimi łapami na jego klatkę piersiową. By sprawdzić oddech, co pewien czas przykłada głowę do ust policjanta. Przestaje dopiero wtedy, gdy człowiek zaczyna dawać oznaki życia. Wpis na temat psiego RKO zamieszczono także na Twitterze. Twitt na temat heroicznych poczynań Poncho opatrzono cytatem z XIX-w. amerykańskiego humorysty Josha Billingsa: "Pies to jedyna istota na ziemi, która kocha cię bardziej niż ty sam". Jak można się było spodziewać, wideo cieszy się ogromną popularnością, szczególnie w krajach hiszpańskojęzycznych.   « powrót do artykułu
  14. Astronomowie z Instytutu Astronomii im. Maxa Plancka w Heidelbergu zobrazowali planetę tworzącą się wokół młodego karła PDS 70. Dzięki instrumentowi SPHERE znajdującemu się na Very Large Telescope (VLT) udało się odkryć pierwszą tak młodą planetę. Została ona nazwana PDS 70b. Na wykonanych obrazach widać, jak tworzący się obiekt wędruje przez dysk protoplanetarny otaczający gwiazdę. Planeta znajduje się w odległości 3 miliardów kilometrów od swojej gwiazdy. To mniej więcej tyle, ile wynosi odległość Urana od Słońca. PDS 70b to gazowy olbrzymi, o masie kilkukrotnie mniejszej niż masa Jowisza. Temperatura na jej powierzchni sięga 1000 stopni Celsjusza. Dyski protoplanetarne wokół gwiazd to miejsca narodzin planet. Dotychczas znaleźliśmy jedynie kilka takich dysków z cechami wskazującymi, że istnieją tam planety. Problem w tym, że jak do tej pory o obecności planet świadczyły cechy charakterystyczne dysku, mówi Miriam Keppler, która stała na czele zespołu badawczego. Naukowcom z Niemiec udało się natomiast zobrazować samą tworzącą się planetę. Dysk protoplanetarny wokół PDS 70 znany jest od kilku dekad. Od dawna było też wiadomo, że w dysku istnieją przerwy, które – jak sądzono – powstały wskutek interakcji dysku z planetą. Teraz po raz pierwszy udało się tę planetę zobaczyć. « powrót do artykułu
  15. W sieci pojawiły się informacje, jakoby Google szykowało konkurencję dla konsol wideo, platformę Yeti. Redaktorzy serwisu Kotaku twierdzą, że platforma ta była omawiana za zamkniętymi drzwiami przed dwoma tygodniami podczas Electronic Entertainment Expo (E3). Yeti ma wykorzystywać chmurę obliczeniową i streaming danych, dzięki czemu użytkownik będzie mógł uruchomić gry na stosunkowo słabym sprzęcie. Większość obróbki graficznej wezmą bowiem na siebie rozsiane po świecie serwery. Problemem pozostaje tutaj prędkość łącza, jednak Google chce wesprzeć swoją platformę usługą Google Fiber. Warto jednak przypomnieć, że jest to usługa dostępna tylko w USA i w bardzo ograniczonej liczbie lokalizacji. Niewykluczone, że Yeti zostanie zintegrowana z usługami dostępnymi na YouTube'e, dzięki czemu gracze będą mogli np. włączyć podgląd pokazujący w jaki sposób przejść grę, bez przerywania samej gry. Pogłoski o pracach nad platformą do gier wzmacniają doniesienia o tym, że Google intensywnie zatrudnia byłych pracownikó EA czy Sony. Google nie jest pierwszą dużą firmą, która próbuje wejść na rynek gier wideo. Dużych inwestycji na tym rynku dokonuje od czterech lat Amazon, który jest już właścicielem trzech studiów deweloperskich, a mimo to nie pokazał jeszcze żadnego tytułu, który stałby się przebojem. Podczas tegorocznych E3 także Microsoft zasygnalizował, że może wykorzystać chmurę Azure do streamingu gier. Przed kilku laty przedstawiciele koncernu z Redmond mówili, że streaming gier to świetny pomysł, ale jego realizacja będzie nastręczała trudności. « powrót do artykułu
  16. Z 747-stronicowej dokumentacji przesłanej przez Facebooka do Kongresu USA dowiadujemy się, że dostęp do danych zbieranych przez serwis społecznościowy miały w przeszłości 52 firmy. Facebook udostępniał dane na temat użytkowników na podstawie specjalnych umów, których celem było upewnienie się, że urządzenia i aplikacji zewnętrznych firm będą współpracowały z serwisem. Wśród firm, którym Facebook udostępniał dane są Apple, Blackberry, Amazon czy Microsoft. Są wśród nich też chińskie firmy, jak Huawei i Alibaba. Co do niektórych z nich amerykańscy politycy i służby specjalne wyrażają obawy, związane z ich działaniami przeciwko amerykańskiemu bezpieczeństwu narodowemu. Facebook poinformował, że dotychczas zaprzestał współpracy z 38 z 52 wymienionych w raporcie firm. Do końca lutego zakończy kolejnych siedem kontraktów, a do końca października wygaśnie jeszcze jeden. Już teraz wiadomo, że Facebook nadal będzie współpracował z Amazonem, Apple'em i Alibabą. Koncern Zuckerberga zapewnił, że większość ze wspomnianych umów o partnerstwie zostało zawartych jeszcze przed rozpowszechnieniem się zaawansowanych smartfonów, które znakomicie ułatwiły dostęp do internetu. Gdy je podpisywano większość użytkowników korzystała z urządzeń mobilnych, które w bardzo ograniczony sposób pozwalały na używanie sieci. Wiadomo też, że przynajmniej niektórym partnerom, takim jak AOL, Audi, Panasonic czy aplikacja randkowa Hinge, udostępniono nie tylko dane użytkowników, ale również znajomych z ich listy kontaktów. Producenci aplikacji mieli więc np. dostęp do numerów telefonów ludzi, którzy z ich aplikacji nie korzystali. « powrót do artykułu
  17. Podczas wykopalisk w Izmirze (Smyrnie) archeolodzy dotarli do popiołów z wielkiej erupcji wulkanu Santorini (Erupcji Minojskiej) z 1600 r. p.n.e. Prof. Cumhur Tanrıver, który kieruje wykopaliskami, powiedział agencji prasowej Anadolu, że znalezione popioły rzucą nieco światła na historię Izmiru. W tym roku [nowe wykopaliska są prowadzone od 2007 r.] odkryliśmy popioły z wulkanu Santorini. Erupcja Minojska to największa eksplozja wulkanu na przestrzeni 10 tys. lat. Popioły zostaną poddane badaniom na Wydziale Geografii Ege Üniversitesi. Analiza pyłów pokaże nam, jakie zmiany spowodowała erupcja i jak to wpłynęło na ludzi i kulturę. [...] Oprócz tego będziemy mogli uporządkować chronologicznie pewne wydarzenia w Smyrnie, co do których wcześniej nie mogliśmy ustalić [bardziej] precyzyjnych dat. Tanrıver podkreśla, że Erupcja Minojska wyrzuciła do stratosfery dużo pyłów. Wyzwoliła też tsunami, które zniszczyło północne wybrzeże Krety i przyczyniło się do upadku kultury minojskiej. « powrót do artykułu
  18. Niemal wszystkie urządzenia z Androidem sprzedane po roku 2012 są podatne na atak RAMpage. To odmiana znanego od co najmniej 3 lat ataku Rowhammer. Atak pozwala napastnikowi na przejęcie całkowitej kontroli nad urządzeniem ofiary. Rowhammer wykorzystuje fakt, że współczesne układy pamięci są bardzo gęsto upakowane. Dzięki wielokrotnie powtarzanym operacjom odczytu/zapisu w jednym obszarze pamięci, można doprowadzić do przeskoczenia bitu w innym obszarze, do którego nie ma się dostępu. W ten sposób złośliwy proces może wpłynąć na zawartość pamięci w innym procesie. Wykazano na przykład, że dzięki atakowi Rowhammer możliwe jest uzyskanie praw roota przez aplikację, która została uruchomiona z prawami użytkownika. RAMpage to odmiana Rowhammera wyspecjalizowana w atakowaniu podsystemu pamięci systemu Android. Narażone na atak są wszystkie urządzenia z Androidem, które korzystają z układów LPDDR2, LPDDR3 lub LPDDR4 i zostały wyprodukowane w roku 2012 lub później. Zdaniem ekspertów, z urządzeń tych łatwo jest ukraść poufne informacje. Na razie nie istnieją żadne łaty, które chroniłyby Androida przed tym atakiem. Eksperci, którzy odkryli RAMpage, przygotowali bezpłatne narzędzie GuardiON, które zabezpiecza Androida. Udostępnili też aplikację, dzięki której możemy sprawdzić, czy nasze urządzenie jest podatne na atak. « powrót do artykułu
  19. Po raz pierwszy od ponad 40 lat u wybrzeży Majorki widziano żarłacza białego (Carcharodon carcharias). Naukowcy z hiszpańskiej organizacji Alnitak przez ponad godzinę filmowali rybę pływającą po archipelagu Cabrera. Ostatnie udokumentowane spotkanie z żarłaczem białym w okolicach Balearów miało miejsce w 1976 r. Przez wiele lat występowanie rekinów białych w hiszpańskich wodach było przedmiotem nieustających plotek. Nie byliśmy jednak w stanie tego udokumentować - opowiada biolog i autor filmów Fernando López-Mirones. Wreszcie się udało i naukowcy zyskali szansę, by z pokładu statku oglądać rybę z bliska przez ok. 70 min.   « powrót do artykułu
  20. Zdrowe erytrocyty tworzą dwuwymiarowe wzorce krystaliczne. Zmienione chorobowo tego nie potrafią. Międzynarodowy zespół naukowców uważa, że ustalenia te można wykorzystać do opracowania narzędzia diagnostycznego do wykrywania patologii krwi, np. anemii sierpowatej. W chorobach takich jak anemia sierpowata erytrocyty są stwardniałe i nie tworzą "kryształów", dlatego uporządkowanie może pomóc w odróżnianiu zdrowych i chorych czerwonych krwinek i prowadzić do stworzenia narzędzi diagnostycznych do wykrywania patologii sercowo-naczyniowych - twierdzi prof. Petia Vlahovska z Northwestern University. Za pomocą eksperymentów i symulacji naukowcy testowali założenie o uporządkowanym przepływie krwi. Okazało się, że zdrowe erytrocyty są raczej miękkie i giętkie, co w warunkach przepływu ścinającego przyczynia się do wystąpienia uporządkowanego ustawienia. Gdy krwinki są stwardniałe w wyniku procesu chorobowego, zjawisko to nie zachodzi. Gdy krew płynie przez sieć naczyń, erytrocyty muszą stale zmieniać ustawienie. Odkryliśmy nowe ustawienie krwinek w postaci regularnego wzoru przypominającego łańcuch. Naukowcy podkreślają, że zrozumienie ustawień krwinek podczas przepływu ma spore znaczenie dla diagnostyki patologii sercowo-naczyniowych, które stanowią jedną z głównych przyczyn zgonu na całym świecie. Metoda odróżniania zdrowych i chorych erytrocytów mogłaby wpłynąć na miliony istnień. Vlahovska dodaje, że wyniki jej zespołu przyczyniają się nie tylko do postępów w dziedzinie hematologii, ale i w zakresie badania samoorganizacji aktywnych systemów znajdujących się poza stanem równowagi (ang. out-of-equilibrium). « powrót do artykułu
  21. Lemury katta (Lemur catta) wyczuwają słabość w zapachu innych osobników. Później zachowują się wobec nich bardziej agresywnie. Nasze badanie pokazuje, że fizyczny uraz tłumi sygnaturę zapachową w sposób wyczuwalny dla pozostałych lemurów - opowiada prof. Christinie Drea z Duke University. Woń odgrywa ważną rolę w życiu lemurów katta. Obie płcie mają np. gruczoły zapachowe w okolicy odbytu. Dzięki temu mogą znakować swoje terytorium. Jak tłumaczą naukowcy, w takim "rozmazie" występuje nawet 200-300 związków. Na tej podstawie inne lemury ustalają, kto był w danym miejscu i czy jest gotowy do spółkowania. Zapach jest dość ostry i piżmowy - twierdzi Rachel Harris. To nie jest coś, czym chciałoby się zaciągnąć. Między 2007 a 2016 r. Amerykanie pobrali wymazy wydzieliny zapachowej 23 lemurów z Duke Lemur Center w Durham. Robili to podczas udzielania pomocy weterynaryjnej osobnikom, które odniosły rany i inne urazy. Działo się to zazwyczaj tego samego dnia, gdy doszło do wypadku lub krótko potem. Jeden z lemurów o imieniu Aracus został np. ranny podczas utarczki z młodszym rywalem. Po walce o samicę miał przeciętą łapę i policzek. Innym razem samiec Herodotus odniósł uraz palucha podczas pechowego lądowania. W ramach chromatografii gazowej połączonej ze spektrometrią mas naukowcy stwierdzili, że uraz zmieniał koktajl związków tworzących zapach. Okazało się, że po zranieniu liczba substancji w woni spadała aż o 10%. Zmiany były zbyt małe, by mógł je wychwycić ludzki nos, ale lemury doskonale to wyczuwały. Gdy lemury zraniły się w czasie sezonu rozrodczego, a więc wtedy, gdy walki są najczęstsze, wyciszeniu ulegała zwłaszcza piżmowa nuta woni. Pora rozrodu to okres nasilonego stresu - podkreśla Drea. Samce, które zostaną wtedy ranne, nie są w stanie podtrzymać swoich sygnałów zapachowych. Nie mogą pachnieć w charakterystyczny dla siebie sposób, bo sygnały zapachowe są kosztowne energetycznie. W eksperymentach behawioralnych wzięło udział 9 zdrowych samców. Prezentowano im 2 zapachy pobrane od danego lemura: jedną próbkę zdobywano, gdy był on ranny, drugą, gdy nic mu nie było. Dawcami były zarówno samce, jak i samice (do grona dawców zaliczały się też niektóre samce zapoznające się z próbkami). Zwierzętom prezentowano wyłącznie wonie nieznanych osobników. Akademicy kontrolowali sezonową zmienność zapachów i gdy było to możliwe, w pary łączono np. próbki pobrane w tych samych miesiącach różnych lat. Nie wykorzystywano zapachów pobranych od osobników leczonych antybiotykami, a także samic w ciąży, karmiących lub przyjmujących środki hormonalne. Podczas testów samce zwracały większą uwagę na próbki pobrane od innego samca, gdy był ranny niż na próbki pobrane od tego samego zwierzęcia bez urazu (były one obwąchiwane i znakowane częściej i w dłuższym okresie). Wonie zranionych osobników były znakowane za pomocą gruczołów nadgarstkowych; w ten sposób samce demonstrowały swoją dominację. Gdy łatwiej zdobyć przewagę, lemury zachowują się bardziej agresywnie. Nic więc dziwnego, że L. catta stale monitorują stan fizyczny swoich przeciwników i błyskawicznie reagują na okazję, gdy można się wspiąć wyżej w hierarchii społecznej - podsumowuje Harris. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy z Wydziału Medycyny Washigton University oraz Veterans Affairs St. Louis Health Care System powiązali zanieczyszczenia powietrza ze wzrostem ryzyka wystąpienia cukrzycy. Ich odkrycie sugeruje, że zmniejszenie zanieczyszczenia powietrza może przyczynić się do spadku liczby cukrzyków. Cukrzyca to jedna z najszybciej rozpowszechniających się chorób. Na całym świecie cierpi na nią ponad 420 milionów osób. Jej główne przyczyny to niezdrowa dieta, siedzący tryb życia i otyłość. Jednak nie tylko. Nasze badania wykazały istotną korelację pomiędzy zanieczyszczeniem powietrza a cukrzycą. Odkryliśmy, że ryzyko cukrzycy rośnie nawet tam, gdzie zanieczyszczenie powietrza znajduje się na poziomie uznawanym przez EPA (Environment Protection Agency) i WHO za bezpieczne. To bardzo istotne, gdyż wielu lobbystów twierdzi, że obecne normy zanieczyszczeń są zbyt restrykcyjne i należy je zliberalizować, mówi doktor Ziyad Al-Aly z Washington University. Już od dłuższego czasu pojawiało się coraz więcej dowodów na związek zanieczyszczeń powietrza z cukrzycą, jednak dotychczas nie potrafiono ocenić, na ile jest on istotny. Autorzy najnowszych badań wzięli pod uwagę zanieczyszczenia pyłem. Wiadomo, że drobny pył dostaje się do płuc, skąd przenika do krwi, przyczyniając się do chorób serca, udarów, nowotworów i chorób nerek. Specjaliści sądzą, że upośledza on też produkcję insuliny i przyczynia do wystąpienia stanu zapalnego, co dodatkowo zaburza przetwarzanie glukozy z krwi. Analiza wykazała, że w 2016 roku zanieczyszczenia powietrza przyczyniły się do wystąpienie 3,2 miliona (14%) nowych przypadków cukrzycy. Utracono też 8,2 miliona lat życia w zdrowiu. Naukowcy doszli do powyższych wniosków na podstawie analizy zanieczyszczenia PM i ryzyka występowania cukrzycy u 1,7 miliona amerykańskich weteranów, których losy były śledzone średnio przez 8,8 roku. Żaden z badanych nie był, na początku badań, chory na cukrzycę. Dane pacjentów skojarzono z danymi EPA i NASA dotyczącymi zanieczyszczeń powietrza. Wykorzystano przy tym wiele różnych modeli statystycznych, które przetestowano pod kątem uzyskiwania nieprawdziwych korelacji. Naukowcy przeanalizowali też wszystkie dotychczasowe badania dotyczące cukrzycy i zanieczyszczenia powietrze i stworzyli model, pozwalający ocenić związek pomiędzy tymi zjawiskami. Badania wykazały m.in., że im większe zanieczyszczenie, tym wyższe ryzyko cukrzycy. Zespół Al-Aly'ego uznał, że ryzyko cukrzycy rośnie, gdy zanieczyszczenie pyłem zawieszonym przekracza 2,4 mikrograma na metr sześcienny. Badania wykazały, że cukrzyca wystąpiła u 21% weteranów narażonych na zanieczyszczenie rzędu 5–10 mikrogramów i u 24% weteranów oddychających powietrzem, w którym znajdowało się 11,9–13,6 mikrograma PM. Różnica może wydawać się niewielka, jednak oznacza to, że danego roku na każde 100 000 osób będziemy mieli 5–6 tysięcy nowych przypadków cukrzycy. « powrót do artykułu
  23. Banany należą do najpopularniejszych owoców na świecie. To, jak się je przechowuje, nim trafią na sklepowe półki, może negatywnie wpłynąć na ich właściwości. Najnowsze badanie, którego wyniki ukazały się w Journal of Agricultural and Food Chemistry, pokazało, że niskie temperatury hamują aktywność białek, które odgrywają kluczową rolę w tworzeniu unikatowego zapachu bananów. Po zerwaniu banany transportuje się w kontenerach-chłodniach. Niestety, niskie temperatury nie tylko opóźniają dojrzewanie, ale i negatywnie oddziałują na aromat. W ramach najnowszych badań Jian-fei Kuang i zespół chcieli sprawdzić, czy za zjawisko to odpowiada jakiś konkretny zestaw czynników transkrypcyjnych. Naukowcy przechowywali świeżo zerwane zielone banany albo w temperaturze pokojowej, albo w chłodzie. Okazało się, że po wyjęciu z magazynu schłodzone banany dojrzewały wolniej i miały obcy zapach (ang. off-flavours). Przeprowadziwszy serię eksperymentów, zespół stwierdził, że chłodzenie zmniejsza aktywność genów związanych z tworzeniem zapachów w czasie dojrzewania. Dokładniejsze analizy pokazały, że ważną rolę w aktywowaniu tych genów odgrywają 2 czynniki transkrypcyjne: MabZIP4 i MabZIP5. « powrót do artykułu
  24. Hiszpania nie ma szczęścia do konserwatorów-amatorów. Przed kilku laty informowaliśmy o 80-letniej kobiecie, która postanowiła odnowić XIX-wieczny fresk Ecce Homo w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Borja. Teraz światowy rozgłos zyskał kolejny hiszpański miłośnik odnawiania zabytków na własną rękę. Tym razem ofiarą konserwatora-amatora padła XVI-wieczna rzeźba przedstawiająca świętego Jerzego na koniu. Zabytek znajduje się w kościele San Miguel de Estella w miejscowości Estella w Nawarze. Na pomysł odnowienia rzeźby wpadł proboszcz kościoła, który zlecił to zadanie lokalnemu nauczycielowi. Burmistrz Koldo Leoz sprzeciwia się nazwania wandalizmu „odrestaurowaniem”, gdyż prace zostały zlecone bez zgody odpowiednich władz. Jak to możliwe, że ksiądz decyduje o losie XIV-wiecznej rzeźby bez poinformowania o tym rady miasta, lokalnych władz i całkowicie ignorując swoje obowiązki?, napisał burmistrz na Twitterze. Dzisiaj mówi się o Estelli nie w kontekście wspaniałego dziedzictwa kulturowego, historycznego, architektonicznego i artystycznego, ale w wyniku niefortunnego zajęcia się XIV-wieczną rzeźbą świętego Jerzego. Rzeźba przedstawiająca świętego walczącego ze smokiem, została zmieniona w coś, co komentujący porównują do kreskówek Disneya. Burmistrz Leoz zapowiedział, że władze rozpoczęły własne śledztwo i poszukają eksperta, który uratuje rzeźbę. « powrót do artykułu
  25. Samice fok szarych (szarytek) mają niezmienną osobowość. W okresie od 2008 do 2016 r. Christi Bubac z Uniwersytetu Alberty i zespół kierowany przez Fisheries and Oceans Canada prowadził badania w największej kolonii fok szarych na świecie na wyspie Sable. Biolodzy sprawdzali śmiałość samic podczas obrony młodych. To jedno z pierwszych badań tej cechy u dzikich ssaków morskich. Zaobserwowaliśmy, że samice zachowują się konsekwentnie w czasie sezonu rozrodczego. Chodzi nie tylko o poszczególne lata, ale i o okres laktacji w danym roku. To przykład zwierzęcej osobowości, ze stałymi różnicami osobniczymi utrzymującymi się w czasie - opowiada Bubac. Doktorantka sprawdzała także, jak się ma odwaga lub nieśmiałość do sukcesu rozrodczego. Szarytki karmią piersią 16-18 dni, mają więc bardzo mało czasu na to, by jak najlepiej odżywić młode. W tym czasie szczenięta potrajają swoją masę. Waga w czasie odstawienia od piersi jest dobrym prognostykiem sukcesu rozrodczego, bo wskazuje na szanse młodego na przeżycie. Odkryliśmy, że średnio śmielsze samice odstawiały szczenięta, które były 2 kg cięższe niż w przypadku najbardziej nieśmiałych samic, co korzystnie wpływało na ich szanse przeżycia 1. roku. To badanie pokazuje, że śmiałe młode samice szarytek przeważnie wykarmiają większe szczenięta. Oprócz tego wiadomo, że starsze foki szare także są odważniejsze. Skoro śmielsze zwierzęta mają większe młode i dłużej żyją, czemu [międzyosobnicze] różnice dotyczące śmiałości się utrzymują? Po co być nieśmiałym? - zastanawia się genetyk prof. David Coltman. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...