Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37033
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    231

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Kilkanaście monet z brązu i srebra z czasów Cesarstwa Rzymskiego odkrył polsko-gruziński zespół archeologów prowadzący wykopaliska w forcie Apsaros w Gruzji. Zdaniem odkrywców może być to tylko niewielka część większego skarbu. Najstarsze monety, wchodzące w skład znaleziska, wybito za panowania Hadriana (117-138 lat n.e.); najmłodsze pochodzą z ostatnich lat panowania Septymiusza Sewera (pocz. III w.). "Wszystkie numizmaty znaleźliśmy bardzo blisko siebie wewnątrz rzymskiego fortu Apsaros" - powiedział PAP badacz z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Radosław Karasiewicz-Szczypiorski, kierownik projektu ze strony polskiej. Gruzińskim partnerem jest prof. Shota Mamuladze z Uniwersytetu im. Shoty Rustavelego w Batumi oraz Muzeum i Rezerwatu Gonio-Apsaros. Badacze polscy i gruzińscy będą poszukiwać kolejnych monet. Sezon wykopalisk potrwa do końca lipca. Zdaniem numizmatyka ekspedycji, dr. Piotra Jaworskiego z Instytutu Archeologii UW, dotychczas znalezione monety mogą stanowić tylko niewielką część większego skarbu. Mógł on zostać rozproszony w wyniku późniejszych prac ziemnych i budowlanych na terenie fortu. Po Rzymianach stacjonowały w nim także garnizony bizantyjskie, osmańskie a nawet... radzieckie. Wszystkie odkryte monety pochodzą z mennicy w Cezarei, stolicy Kapadocji - zatem z miejsca oddalonego od fortu Apsaros o blisko 1000 km. Wykonano je z brązu i ze srebra. Dotychczas w forcie w Apsaros kilkanaście lat temu odkryto tylko jeden skarb z tego okresu. Liczy on ponad 40 srebrnych monet, z których najmłodsze pochodzą z czasów panowania Karakalli (pocz. III w.). Monety mogli schować żołnierze rzymscy tuż przed wyprawą przeciwko Partom. Naukowcy uważają, że nowo odkryte monety ukryto w tym samym czasie. Fort Apsaros, zbudowany ok. 2 tys. lat temu na granicy rzymskiej prowincji Kapadocja, ze względu na strategiczne położenie pełnił ważną rolę w systemie obrony wschodnich rubieży Cesarstwa Rzymskiego. "Dlatego każdego roku prace na tym stanowisku dostarczają nowych, unikalnych odkryć" - mówi Karasiewicz-Szczypiorski. Dotychczas najistotniejszym osiągnięciem zespołu kierowanego od 2014 r. przez dr. hab. Radosława Karasiewicza-Szczypiorskiego w Apsaros było odkrycie części budynku łaźni, który powstał w 2 poł. I w. n.e. Największe zaskoczenie stanowiła natomiast mozaika zdobiąca podłogę w jednym z pomieszczeń kąpielowych. Było ono częścią rezydencji dowódcy garnizonu. « powrót do artykułu
  2. Turbulencje to kluczowy czynnik fizyczny, który sprzyja produkcji funkcjonalnych płytek krwi z ludzkich indukowanych pluripotencjalnych komórek macierzystych (ang. human induced pluripotent stem cells, hiPSCs) na dużą skalę. Naukowcy odkryli, że gdy uzyskane z hiPSCs megakariocyty wystawiło się w bioreaktorze na oddziaływanie turbulentnej energii, stymulowało je to wyprodukowania 100 mld płytek krwi. Gdy płytki te przetoczono 2 modelom zwierzęcym, sprzyjały one krzepnięciu i zapobiegały krwawieniu tak samo skutecznie, jak płytki od ludzkich dawców. Autorzy publikacji z pisma Cell podkreślają, że do problemu niezaspokajania zapotrzebowania na krew/produkty krwiopochodne przyczynia się krótki czas przydatności do wykorzystania niektórych jej komponentów; w USA za czas przydatności płytek uznaje się okres jedynie 5 dni. Szukając sposobów na rozwiązanie tego problemu, specjaliści zwrócili się właśnie do hiPSCs. W przypadku tej techniki epigenetycznie przeprogramowuje się komórki krwi bądź skóry. Uzyskane komórki macierzyste o cechach komórek embrionalnych są następnie przekształcane w wyspecjalizowane komórki. Niestety, dotąd próby pozyskiwania płytek (trombocytów) z megakariocytów wyprodukowanych na drodze hiPSCs nie pozwalały na osiągnięcie skali nadającej się do zastosowań klinicznych. W pewnym momencie Koji Eto z Uniwersytetu w Kioto i jego współpracownicy zauważyli jednak, że gdy megakariocyty wyprodukowane dzięki hiPSCs są wytrząsane w zlewce, a nie "leżą" spokojnie w szalce Petriego, wytwarzają więcej płytek. To zasugerowało, że produkcji trombocytów sprzyja stres wywołany poziomym wytrząsaniem w ciekłym układzie. Po przełomowym odkryciu Japończycy prowadzili badania w bioreaktorze i nowym systemie mikroprzepływowym. Niestety, urządzenia te dawały mniej niż 20 płytek na megakariocyt. By zidentyfikować idealne warunki do powstawania płytek, akademicy przeprowadzili badania obrazowe mysiego szpiku kostnego. Eksperymenty pokazały, że megakariocyty uwalniają płytki tylko podczas ekspozycji na turbulentny przepływ krwi. Okazało się, że testowane wcześniej bioreaktor i system mikroprzepływowy nie zapewniały wystarczającej energii turbulencji. Odkrycie kluczowej roli turbulencji w wytwarzaniu płytek wiele wnosi do wcześniejszych badań. Pokazuje bowiem, że bardzo istotne w tym procesie są naprężenia ścinające związane z przepływem krwi. Kluczowe dla naszego odkrycia było [więc] połączenie technologii iPS ze zrozumieniem dynamiki płynów. Przetestowawszy szereg urządzeń, Eto i inni stwierdzili, że produkcja dobrej jakości płytek na masową skalę jest możliwa dzięki bioreaktorowi VerMES. System ten składa się z 2 ustawionych w poziomie owalnych mieszadeł, które generują stosunkowo duże turbulencje, przemieszczając się w górę i w dół cylindra. Przy optymalnym poziomie energii turbulencji i naprężeń ścinających megakariocyty uzyskane dzięki hiPSCs generowały 100 mld płytek. Gdy pozyskane w ten sposób płytki przetoczono 2 modelom zwierzęcym małopłytkowości (królikom i myszom), sprawowały się one podobnie jak trombocyty pozyskane od ludzkich dawców. Obecnie Eto pracuje nad ulepszeniem podejścia (chodzi m.in. o zautomatyzowany protokół i obniżenie kosztów produkcji). Japończycy chcą też uzyskiwać pozbawione antygenów HLA płytki uniwersalne. Spodziewamy się, że testy kliniczne zaczną się w ciągu roku-2 lat. « powrót do artykułu
  3. Japońsko-amerykański zespół naukowy w Michigan State University i RIKEN Nishina Center odkrył osiem nowych izotopów fosforu, siarki, chloru, argonu, potasu, skandu i wapnia. To najcięższe ze znalezionych izotopów tych pierwiastków. Najbardziej interesującymi z izotopów, które właśnie odkryto dzięki Radioactive Isotope Beam Factory (RIBF) w RIKEN są wapń-59 i wapń-60. Jądro wapnia-60 zawiera 20 protonów i 40 neutronów. To o 12 więcej niż najcięższy ze znanych stabilnych izotopów wapnia, wapń-48. W przeciwieństwie do niego wapń-60 jest izotopem niestabilnym, rozpada się po kilku tysięcznych sekundy. Oleg Tarasov z Michigan State University mówi, że potwierdzenie istnienia pewnych izotopów danych pierwiastków pomaga w zrozumieniu sił atomowych. W sercu atomu protony i neutrony są utrzymywane razem przez siły atomowe, tworząc jądro atomu. Naukowcy wciąż badają, jaka kombinacja protonów i neutronów może przetrwać, nawet jeśli istnieje ona tylko przez ułamki sekund. Profesor Alexandra Gade zauważa, że nowe odkrycia wymuszą weryfikację niektórych modeli teoretycznych. Część z tych modeli przewiduje, że nie jest możliwe, by 20 protonów i 40 neutronów utrzymało się razem i stworzyło jądro Ca-60. Odkrycie wapnia-60 oznacza konieczność poszukania brakujących elementów w tych modelach. Podobnie odkrycie siarki-49 i chloru-52 oznacza konieczność zmiany modeli, wedle których izotopy takie nie mogą istnieć. W celu uzyskania wspomnianych izotopów naukowcy przyspieszyli atomy cynku i zderzyli je z berylem. Japoński RIBF to obecnie najpotężniejszy akcelerator służący do uzyskiwania egzotycznych izotopów. W przyszłości Facility for Rare Isotope Beams (FRIB) na Michigan State University, może pozwolić na uzyskanie wapnia-68, a może nawet Ca-70. « powrót do artykułu
  4. Narzędzia i kości znalezione na chińskiej Wyżynie Lessowej wskazują, że ludzie opuścili Afrykę i przybyli do Azji wcześniej niż sądzono. Datowanie artefaktów wskazuje, że wcześni ludzie zasiedlili Azję Wschodnią ponad 2 miliony lat temu. Najstarsze z narzędzi i kości znalezionych w Shangchen są datowane na około 2,12 miliona lat. Są więc o około 270 000 lat starsze niż kości i narzędzia z Dmanisi w Gruzji, które były dotychczas najstarszymi poza Afryką śladami bytności człowieka. Większość z odkrytych kamiennych narzędzi zostało wykonanych z kwarcytu i kwarcu, pochodzących z podnóży gór Qin Ling, położonych o 5–10 kilometrów na południe od miejsca ich znalezienia. W sumie znaleziono 96 kamiennych narzędzi. Osiemdziesiąt z nich odkryto w 11 różnych warstwach lessu, który nawarstwiał się w ciepłym, wilgotnym klimacie, a 16 pochodzi z 6 warstw lessu, które powstały gdy klimat był bardziej suchy i chłodny. To oznacza, że ludzie radzili sobie na Wyżynie Lessowej w różnych warunkach klimatycznych, jakie panowały tam pomiędzy 1,2 a 2,12 miliona lat temu. « powrót do artykułu
  5. National Ignition Facility, najpotężniejszy na świecie zespół laserów, pobił swój kolejny rekord. Tym razem lasery dostarczyły do celu 2,15 megadżula energii. To o 15% więcej niż przewiduje specyfikacja NIF oraz ponad 10% więcej niż dotychczasowy rekord wynoszący 1,9 MJ, który ustanowiono w marcu 2012 roku. Użytkownicy NIF zawsze proszą nas o więcej energii do ich eksperymentów, gdyż im więcej energii, tym lepsze wyniki badań. Ostatnie osiągnięcie to ważny krok w kierunku zwiększania możliwości NIF. To pokazuje, że możemy pracować z wyższymi energiami niż przewidywano podczas projektowania NIF, mówi dyrektor Mark Herrmann. Celem ostatnich prac było przekonanie się, jak dużą ilość energii można uzyskać za pomocą obecnie zinstalowanego sprzętu i optyki. Maksymalizacja mocy NIF ma zasadnicze znaczenie dla głównego celu, dla którego ośrodek ten został powołany – badań nad fuzją jądrową. Ośrodek wykorzystuje 192 lasery i dziesiątki tysięcy komponentów optycznych, takich jak soczewki, lustra i kryształy. To jedne z najdoskonalszych elementów tego typu, jakie kiedykolwiek powstały. Prowadzone badania mają posłużyć też m.in. dalszemu udoskonalaniu elementów optycznych. NIF już zapisał się w historii nauki, jako pierwszy system, który dostarczył więcej niż megadżul energii. Teraz przekroczono barierę dwóch megadżuli. NIF ma jednak nie tylko rozpocząć epokę kontrolowanej reakcji termonuklearnej. Zakład posłuży do badań nad bronią jądrową. Stany Zjednoczone od ponad 20 lat nie wyprodukowały żadnej nowej głowicy jądrowej, a od 1992 roku nie przeprowadziły żadnej podziemnej próby z bronią jądrową. NIF pozwoli zachować starzejący się arsenał w dobrym stanie. W końcu trzecim z zadań National Ignition Facility będzie umożliwienie naukowcom badania tego, co dzieje się wewnątrz gwiazd. « powrót do artykułu
  6. Sesje ćwiczeń, nawet krótkie, 15-min, tworzą optymalny stan mózgu do opanowania nowych umiejętności ruchowych. Jeśli więc ktoś chce się np. nauczyć chodzenia po linie, po każdej lekcji powinien wykonać krótką przebieżkę. Naukowcy z McGill University wykazali, że już pojedyncza 15-min sesja ćwiczeń sercowo-naczyniowych zwiększa funkcjonalną łączność mózgu i skuteczność jego działania. Kanadyjczycy podkreślają, że ich odkrycie pomoże przyspieszyć rehabilitację pacjentów po udarze czy osób, które zmagają się z problemami ruchowymi po urazach. W ramach wcześniejszych badań Marc Roig wykazał, że ćwiczenia pomagają w konsolidacji pamięci motorycznej (mięśniowej). Teraz jego zespół chciał ustalić, czemu się tak dzieje. Podczas eksperymentu ochotnicy wykonywali 2 zadania, najpierw zadanie "z ugniataniem" (ang. pinch task). Chodzi w nim o to, by ściskając z różną siłą dynamometr, przesuwać kursor w górę i w dół, łącząc jak najszybciej widniejące na ekranie komputera czerwone prostokąty. Kanadyjczycy wybrali takie właśnie zadanie, bo polega ono na nabywaniu nowych umiejętności ruchowych. Po jego zakończeniu następował 15-min odpoczynek bądź sesja ćwiczeń. W dalszej kolejności badani wykonywali skróconą wersję zadania, tzw. test uścisku dłoni (ang. handgrip task). Trzeba go było powtórzyć 4-krotnie w 30-min odstępach (dynamometr należało ściskać przez kilka sekund z siłą potrzebną do dotarcia do wybranych prostokątów z pierwotnego zadania). W tym czasie naukowcy oceniali poziom aktywności mózgu ochotników. W ostatnim etapie obie grupy (ćwicząca i odpoczywająca po 1. sesji) znów wykonywały pinch test: najpierw po 8, a potem po 20 godzinach. Okazało się, że osoby, które ćwiczyły po pierwotnej sesji, wykonywały zadanie skuteczniej i przy mniejszej aktywności mózgu; spadek aktywności mózgu korelował z lepszą retencją (zachowaniem) umiejętności po 20 godzinach. To sugeruje, że nawet krótki rzut intensywnych ćwiczeń wystarczy, by stworzyć stan mózgu optymalny do konsolidacji pamięci ruchowej. Dogłębniejsza analiza wykazała, że po ćwiczeniach aktywność mózgu była mniejsza najprawdopodobniej dlatego, że połączenia w obrębie i pomiędzy półkulami stały się bardziej wydajne. Ponieważ aktywacja mózgu ćwiczących była o wiele mniejsza, można [było] przeznaczyć zasoby neuronalne do innych zadań - opowiada Fabien Dal Maso. Autorzy publikacji z pisma NeuroImage podkreślają, że po 8 godzinach nie stwierdzono większej różnicy w retencji umiejętności między obiema grupami. To sugeruje, że optymalizacja konsolidacji pamięci ma sporo wspólnego z wzajemnym oddziaływaniem ćwiczeń i snu. « powrót do artykułu
  7. Pojawia się coraz więcej badań dowodzących, że odpowiednia dieta znakomicie wspomaga walkę z nowotworami. Konkretne produkty żywnościowe mogą wpływać na metabolizm guza nowotworowego, przez co staje się on bardziej podatny na leczenie. Na łamach Nature ukazał się właśnie artykuł, którego autorzy donoszą, że myszy, które suplementowano histydyną lepiej poddawały się leczeniu chemioterapeutykiem o nazwie metotreksat. Lek ten stosuje się m.in. w ostrej białaczce limfatycznej, ostrej białaczce szpikowej. raku sutka, jajnika czy płuca. Z kolei tydzień wcześniej, również na łamach Nature, poinformowano, że dieta odpowiednio regulująca poziom insuliny powoduje, że leki przeciwnowotworowe biorące na cel proteinę PI3K działają lepiej. Oba stwierdzenia są prawdziwe w przypadku myszy laboratoryjnych, a naukowcy chcą teraz sprawdzić, czy pozytywny wpływ można będzie zaobserwować również w przypadku ludzi. Komórki nowotworowe mają nietypowy metabolizm, za pomocą którego wspierają swój wzrost. Naukowcy od dawna próbują to wykorzystać. Opracowanie leku, który zaburzałby metabolizm komórek nowotworowych, a jednocześnie nie wpływał na zdrowe komórki, pozwoliłoby na skuteczne leczenie wielu nowotworów. W ubiegłym roku naukowcy z londyńskiego Francis Crick Institute wykazali na przykład, że zmniejszenie spożycia seryny i glicyny zwiększa przeżywalność myszy, które zostały genetycznie zmodyfikowane tak, by łatwo rozwijały się u nich nowotwory. Seryna i glicyna to aminokwasy bardzo ważne dla komórek rozwijających się w środowisku o niskim poziomie tlenu. Takie zaś środowisko panuje w guzach nowotworowych. Autorzy najnowszych badań postanowili pójść jednak nieco inną drogą. Za cel postawili sobie znalezienie sposobu na zwiększenie efektywności leków. I tak grupa, która chciała zwiększyć efektywność metotreksatu, zidentyfikowała w komórkach nowotworowych geny odpowiedzialne za odpowiedź na ten lek. Okazało się, że dodatkowa ilość histydyny powoduje, że komórki białaczki stają się bardziej wrażliwe na działanie metotreksatu. Jako, że jest to toksyczny lek, pojawiła się nadzieja, że suplementowanie histydyną spowoduje, iż można będzie pacjentom podawać mniejsze dawki metotreksatu. Z kolei podczas wcześniejszych badań sprawdzano działanie leków biorących na cel proteinę PI3K. Proteina ta jest często zmutowana w komórkach nowotworowych, co wspomaga ich wzrost. Wiadomo, że stosowanie leków wycelowanych w PI3K daje niejednoznaczne wyniki w testach klinicznych. Teraz uczeni prawdopodobnie znaleźli przyczynę takiego stanu rzeczy. Okazało się bowiem, że gdy leki hamują działanie PI3K, dochodzi do wzrostu poziomu insuliny, a insulina ponownie aktywnuje szlak molekularny kontrolowany przez PI3K, przez co zmniejsza skuteczność leków. Naukowcy wykazali, że jeśli zapobiegnie się wzrostowi poziomu insuliny, czy to poprzez podawanie leków czy przez dietę ketogeniczną (o bardzo niskim spożyciu węglowodanów), szlak molekularny PI3K nie zostaje ponownie aktywowany, co zwiększa skuteczność leczenia. Almut Schulze z Uniwersytetu w Würzburgu podkreśla, że teraz kluczowym elementem pracy naukowców będzie przełożenie wyników badań na myszach na badania na ludziach. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż dietę ludzi trudniej jest kontrolować niż dietę myszy. Z drugiej jednak strony chorzy na nowotwory mogą być na tyle zdeterminowani, że będą przestrzegali nawet tak restrykcyjnych diet, jak dieta ketogeniczna. Drugim poważnym problemem będzie określenie grupy pacjentów, która najbardziej może zyskać na zmianach diety. Niektóre z firm farmaceutycznych przerwały prace nad lekami biorącymi na cel metabolizm komórek nowotworowych właśnie z powodu trudności w określeniu docelowej grupy pacjentów. Metabolizm jest bowiem cechą indywidualną. « powrót do artykułu
  8. Konie więcej parskają, gdy dobrze się czują. Naukowcy podkreślają, że umiejętność oceny pozytywnych emocji ma duże znaczenie dla poprawy dobrostanu zwierząt. Dotąd trudno było jednak zidentyfikować ich wiarygodne wskaźniki, bo markery fizjologiczne często dają sprzeczne rezultaty, a sygnały behawioralne okazują się dwuznaczne. Co ważne, autorzy stosunkowo niewielu badań analizowali akustyczne wskaźniki pozytywnych emocji. Biorąc pod uwagę, że powtarza się, że konie więcej parskają w pozytywnych sytuacjach, zespół Mathilde Stomp z Uniwersytetu w Rennes oceniał parskanie 48 koni żyjących zarówno w warunkach ograniczania (np. w szkółkach jeździeckich, gdzie konie spędzają sporo czasu w boksach), jak i w bardziej naturalnych okolicznościach (w stabilnych stadach przebywających ciągle na pastwiskach). Okazało się, że parskanie znacząco wiązało się z pozytywnymi sytuacjami i pozytywnym stanem wewnętrznym (wskazywało na to położenie uszu). Na pastwisku konie ze szkółek jeździeckich wytwarzały np. 2-krotnie więcej parsknięć niż w boksach. W porównywalnych kontekstach konie żyjące w bardziej naturalnych warunkach emitowały zaś znacząco więcej parsknięć niż konie ze szkółek. U koni parsknięcie, sygnał wytwarzany w wyniku wypuszczania powietrza przez nozdrza, wiąże się z bardziej pozytywnymi kontekstami (pastwiskiem, jedzeniem) i stanami (uszami skierowanymi ku przodowi) - podsumowuje Stomp. « powrót do artykułu
  9. Przymocowanie do sieci rybackich zielonych diod LED może znacząco (o ok. 85%) zmniejszyć liczbę zaplątujących się w nie ptaków morskich. W ramach studium zespół dr. Jeffreya Mangla z Uniwersytetu w Exeter porównywał 114 par sieci skrzelowych z Peru. Okazało się, że w sieciach wyposażonych w zasilane bateriami diody LED znajdowało się 85% mniej kormoranów peruwiańskich (Phalacrocorax bougainvilliorum). W przeszłości ten sam zespół wykazał, że oświetlenie LED o 64% zmniejsza liczbę żółwi morskich złapanych w sieci. Brytyjczycy uważają więc, że mocowanie świateł to tani i skuteczny sposób na ograniczenie liczby zaplątujących się i umierających zwierząt (nie wpływa on zaś na wielkość połowu). Wyniki są bardzo zachęcające. Pokazują, że możemy być w stanie wskazać tanie sposoby zredukowania przyłowu wielu chronionych gatunków, nie blokując przy tym rybakom działalności zarobkowej - podkreśla Mangel. Studium, którego rezultaty ukazały się w piśmie Open Science, przeprowadzono w zatoce Sechura w północnym Peru. Diody LED mocowano do sieci skrzelowych w regularnych odstępach. Naukowcy wykorzystali 114 par sieci (zwykle miały one ok. 500 m długości). W każdej parze jedna sieć była oświetlona rozmieszczonymi co 10 m diodami LED, a druga, kontrolna, nie. Okazało się, że w sieci kontrolne zaplątało się 39 kormoranów, a w sieci z LED-ami tylko 6. Gdy w ramach poprzedniego badania zliczano przyłów żółwi, stwierdzono, że w sieci kontrolne zaplątało się 125 żółwi zielonych (Chelonia mydas), a w oświetlone - 62. Zabieg nie zmniejszał jednak właściwego połowu, czyli liczby złapanych ryb z rodziny rochowatych. Obecnie naukowcy pracują z większymi peruwiańskimi przedsiębiorstwami połowowymi i oceniają inne kolory świateł, by sprawdzić, czy wyniki odnoszą się do bardziej zagrożonych gatunków. « powrót do artykułu
  10. Pomiędzy SpaceX a Boeingiem toczy się zaciekła rywalizacja w przemyśle kosmicznym, a jednym z najważniejszych jej elementów są fundusze NASA. W 2014 roku obie firmy złożyły wnioski o finansowanie pojazdów załogowych, zdolnych do przewiezienia astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Boeing poprosił o 50% więcej od SpaceX i pieniądze otrzymał. Obie firmy zapowiadały różne terminy realizacji zadania i obie przesuwały te terminy. Dotychczas jednak nie znaliśmy zdania samej NASA na temat perspektyw i postępów obu przedsiębiorstw. Dopiero teraz w nowym raporcie US Government Accountability Office (GAO) pojawiły się informacje wskazujące, jak NASA ocenia prace prowadzone przez obie firmy. Na podstawie dotychczasowych postępów i oceny ryzyk NASA uważa, że Boeing będzie gotowy do uzyskania certyfikatu pozwalającego na loty załogowe na ISS pomiędzy 1 maja 2013 a 30 sierpnia 2020. Dla SpaceX termin ten określono na pomiędzy 1 sierpnia 2019 a 30 listopada 2020. Analitycy NASA wyliczyli też średnią i stwierdzili, że proces certyfikacyjny Boeinga może mieć miejce w grudniu 2019 roku, a SpaceX w styczniu 2020. Jak widać, oba przedsiębiorstwa idą łeb w łeb, a niewielka przewaga Boeinga może wynikać z faktu, że firma ta współpracuje z NASA znacznie dłużej niż SpaceX, więc jest lepiej zaznajomiona z procedurami i całym procesem certyfikacyjnym. Głównym celem raportu przygotowanego przez GAO nie było jednak informowanie opinii publicznej o tym, jak NASA ocenia SpaceX i Boeinga, ale poinformowanie Kongresu, że NASA może nie być gotowa do wysyłania astronautów na ISS po listopadzie 2019 roku. To ostatni miesiąc, na który Agencja ma wykupione miejsca dla swoich astronautów na pokładzie rosyjskich Sojuzów. Co prawda NASA pracuje nad potencjalnymi rozwiązaniami, ale nie ma planu awaryjnego, by uzupełnić istniejącą lukę. Bez takiego planu NASA naraża na ryzyko osiągnięcia i cele związane w wykorzystywaniem przez Stany Zjednoczone Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – czytamy w raporcie. Po przygotowaniu raportu można się spodziewać, że Kongres nakaże NASA przygotowanie takiego planu. Być może Agencja będzie musiała przedłużyć kontrakt z Roskosmosem. « powrót do artykułu
  11. Życie na obszarach z mniejszą ilością słońca (większych szerokościach geograficznych) może oznaczać wyższe ryzyko zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych (ZOK). Wyniki tego projektu są ekscytujące, bo zapewniają [...] dowody związane z nowym sposobem myślenia o ZOK. Konkretnie pokazują one, że mieszkanie na obszarach z większą ilością słońca wiąże się z niższym wskaźnikiem ZOK - opowiada prof. Meredith Coles z Binghamton University. Zespół Coles zapoznał się z publikacjami nt. wskaźnika zachorowalności (ang. prevalence rate) na ZOK w różnych miejscach. Później autorzy raportu z Journal of Obsessive-Compulsive and Related Disorders odnotowywali szerokość geograficzną każdej lokalizacji. Osoby z ZOK często nie mogą zasnąć. Później próbują odsypiać, by skompensować sobie stracone godziny. Taki przesunięty wzorzec snu-czuwania może zaś mieć negatywny wpływ na ich objawy. [...] Może np. zmniejszać ekspozycję na poranne światło i potencjalnie przyczyniać się do niedopasowania wewnętrznej biologii oraz zewnętrznych cykli światła i ciemności. Niewykluczone, że ludzie mieszkający w rejonach z mniejszą ilością słońca mają mniej okazji, by zsynchronizować zegar biologiczny, co skutkuje nasilonymi objawami ZOK. Generalnie takie niedopasowanie jest bardziej rozpowszechnione w wyższych szerokościach geograficznych, przez co mieszkający tam ludzie są bardziej narażeni na wystąpienie i pogorszenie objawów ZOK. Po zdobyciu wstępnych danych przyszedł czas na pogłębione badania. By w ogóle zacząć myśleć o zależnościach przyczynowo-skutkowych, przyglądamy się relacjom między czasowaniem snu i objawami ZOK. Po drugie, bezpośrednio badamy rytmy okołodobowe, mierząc poziom melatoniny i prosząc ludzi, by nosili aktymetry, które monitorują okresy ich aktywności i spoczynku. Naukowcy mają nadzieję, że przyszłe badania dot. ekspozycji na poranne światło pomogą opracować nowe zalecenia terapeutyczne, które przyniosą korzyści chorym z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi.   « powrót do artykułu
  12. Xiaolang Zhang od 2015 roku pracował dla Apple'a nad projektem autonomicznego samochodu, gdzie był odpowiedzialny za projekt i wykonanie płyty głównej analizującej dane z czujników. Pod koniec kwietnia Zhang poinformował swojego przełożonego, że rezygnuje z pracy i wraca do Chin, by być bliżej matki. Powiedział też, że ma zamiar podjąć pracę z chińskim startupie. Jako, że w czasie rozmowy Zhang udzielał wymijających odpowiedzi, przełożony poprosił osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo w Apple'u, by przyjrzały się pracy mężczyzny. Okazało się, że w ciągu kilku ostatnich dni przed rezygnacją aktywność Zhanga w firmowym intranecie znacznie się zwiększyła. Gdy do dzieła przystąpiło FBI okazało się, że Zhang pobrał z firmowej sieci liczne dokumenty i wgrał je na laptop żony. Dokumenty zawierały schematy inżynieryjne, techniczne materiały referencyjne oraz raporty techniczne. W trakcie przesłuchania mężczyzna przyznał się też do kradzieży m.in. dwóch płyt głównych oraz serwera laboratorium. Śledztwo wykazało również, że mimo ścisłych zasad bezpieczeństwa, dostęp do poufnych materiałów jest w Apple'u rozdawane lekką ręką. Zasady Apple'a mówią, że pracownicy mają dostęp tylko do tych materiałów, których potrzebują do pracy. Tymczasem, jak poinformowało FBI, około 5000 pracowników Apple'a miało dostęp do materiałów związanych z produkcją autonomicznego pojazdu, z czego 2700 osób mogło korzystać z jednej lub więcej poufnych baz danych tego projektu. Zhang został zatrzymany na lotnisku w San Jose, gdy w ostatniej chwili kupił bilet do Chin. Prokuratura zarzuca mu kradzież tajemnicy handlowej oraz próbę wywiezienia jej do Chin. « powrót do artykułu
  13. Na australijskim University of Wollongong fikcja naukowa stała się nauką. Uczeni uzyskali efekt „bicia serca” w płynnym metalu. Spowodowali, że płynny metal pulsował w regularnym przewidywalnym rytmie. Osiągnięcie zostało opisane w najnowszym numerze Physical Review Letters. Naukowcy uzyskali wspomniany efekt za pomocą elektrochemicznej stymulacji kropli ciekłego galu. Gal to miękki metal, który staje się płynny w temperaturze powyżej 29,7 stopnia Celsjusza. Osiągnięcie australijskich naukowców może znależć zastosowanie w akuatorach dla sztucznych mięśni, robotyce oraz układach scalonych. Dzięki stworzeniu specjalnych elektrod i podaniu napięcia do kropli płynnego metalu byliśmy w stanie spowodować, że metal poruszał sie jak bijące serce, mówi profesor Xiaolin Wang, który stał na czele grupy badawczej. Podobny efekt uzyskiwano wcześniej w płynnej rtęci, jednak pojawiał się tam przypadkowy poboczny ruch, który trudno było zlikwidować czy kontrolować. Ponadto rtęć jest wysoce toksyczna, przez co nie nadaje się do większości zastosowań. Płynny gal nie jest toksyczny i można w nim uzyskać regularny ruch o częstotliwości od 30 do 100 impulsów na minute. Częstotliwość ta jest zależna od wpływu grawitacji i wielkości kropli. Profesor Wang przyznaje, że inspiracją dla jego prac były częściowo systemy biologiczne a częściowo science-fiction, takie jak robot T-1000 z filmu Terminator 2. Dla mnie nic nie jest fikcją. Science-fiction to nauka, która nie została jeszcze odkryta. Gdy widzę jakieś zjawisko w filmach science-fiction, zastanawiam się, jak można by je odtworzyć w laboratorium, wyjaśnia uczony. Nie martwcie się, nie chcę stworzyć robota z Terminatora. Jednak funkcjonalność płynnego robota może przydać się w codziennym życiu, więc chcę odkryć jak najwięcej przydatnych funkcji w płynnym metalu. Płynny robot z Terminatora 2 ma dwie interesujące cechy. Pierwsza to zmiana kształtu i możliwość powrotu do kształtu poprzedniego. Druga to możliwość przejścia ze stanu miękkiego do twardego. Przypomnijcie sobie scenę, w której wydłuża ramię i zmienia je w miecz, dodaje Wang. Uczony przypomina, że oba stany już zostały odkryte. Grupa w Chinach i inna grupa w Stanach Zjednoczonych odkryły pierwszy z tych stanów, zmianę kształtu i powrót do kształtu pierwotnego. A moja grupa, tutaj na University of Wollongong odkryła drugie z tych zjawisk, przejście od stanu miękkiego do twardego za pomocą napięcia prądu elektrycznego. Zdaniem uczonego przyszłością są elastyczne, miękkie roboty. A do ich zasilania może przydać się miękkie urządzenie działające jak ludzkie serce. W wielu systemach biologicznych to serce wszystko napędza. Więc metal poruszający się jak bijące serce mógłby być użyty jako pompa wymuszająca ruch płynu w kanałach, dodaje Wang. Takie urządzenie może działać też jak oscylator. Istotnym elementem układów elektronicznych jest precyzyjna kontrola czasu. Regularnie bijące metalowe serce może taką kontrolę zapewniać. « powrót do artykułu
  14. Samce myszy, które wzrastają w obecności potencjalnych rywali, mają większą grubość względną kości prącia (os penis). Do tej pory z tego typu wynikami zetknęliśmy się u kaczek. To pierwsze badanie, które pokazało, że pokrój [morfologia] genitaliów ssaka może się różnić w zależności od środowiska społecznego, w jakim samiec dojrzewał - opowiada Gonҫalo Igreja André, doktorant z Uniwersytetu Zachodniej Australii. Wcześniejsze badania zademonstrowały, że rywalizacja wpływa na reakcje/inwestycje istotne dla sukcesu reprodukcyjnego samców myszy i innych ssaków (w obecności rywali samce produkują np. więcej plemników). Nasze studium pokazało [zaś], że gdy samce dostrzegają, że istnieje ryzyko rywalizacji plemników [ang. sperm competition], ich kość prącia inaczej się rozwija. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the Royal Society B zauważyli, że gdy samce dorastały w środowisku związanym z rywalizacją plemników, były większe i cięższe niż samce z grupy kontrolnej. Zaobserwowano u nich także zjawisko niezależne od zmienności rozmiarów: grubszą i bardziej "rozciągniętą" dystalnie kość prącia (bakulum). Nasze wyniki stanowią poparcie dla tezy, że doborowi płciowemu podlega pokrój, a nie rozmiar penisa [...] - podkreśla Igreja André. « powrót do artykułu
  15. Badania zademonstrowały, że na rzymskich stanowiskach z Cieśniny Gibraltarskiej odkryto kości wala szarego (Eschrichtius robustus) i wieloryba biskajskiego (Eubalaena glacialis). Wiele wskazuje więc na to, że wielorybnictwo występowało tu już 2 tys. lat temu (dotąd sądzono, że wszystko zaczęło się w XI w. u Basków). Cieśnina Gibraltarska łączy Morze Śródziemne z Oceanem Atlantyckim. Walenie mogły wpływać do Morza Śródziemnego, by tam urodzić i w ten sposób znacząco oddalały się od obszarów uznawanych za ich historyczny zasięg. Nigdy wcześniej tych 2 gatunków nie zidentyfikowano w tym basenie - podkreśla dr Camilla Speller z Uniwersytetu Yorku. Naukowcy z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Yorku zidentyfikowali wala szarego i wieloryba biskajskiego za pomocą analizy starożytnego DNA (ang. ancient DNA, aDNA); dokładnie rzecz ujmując, akademicy posłużyli się kodem kreskowym DNA. Podczas badań identyfikowano też białka z widm spektrometrów masowych PMF (ang. Peptide Mass Fingerprinting). [...] Metody molekularne dają nam zupełnie nowy wgląd w przeszłe ekosystemy. Walenie są często zaniedbywane w badaniach archeologicznych, bo ich kości uległy zbyt dużej fragmentacji, by dało się je rozpoznać na podstawie kształtu. Nasze badanie pokazuje, że niegdyś wal szary i wieloryb biskajski były częścią śródziemnomorskiego ekosystemu i prawdopodobnie wykorzystywały ten [stosunkowo] bezpieczny akwen do cielenia. Te wyniki to kolejny argument do debaty, czy Rzymianie ograniczali się do chwytania dużych ryb, np. tuńczyków, czy rozwinęli też jakąś formę wielorybnictwa. A może to dowody jedynie na oportunistyczne wykorzystywanie ssaków wyrzuconych na brzeg? W czasach rzymskich okolice Gibraltaru były centrum przetwórstwa rybnego. Do dziś zachowało się tu wiele ruin zakładów z dużymi zbiornikami do solenia. Dr Ana Rodrigues z Centre national de la recherche scientifique (CNRS) podkreśla, że Rzymianie nie dysponowali technikami koniecznymi do chwytania dużych waleni występujących obecnie w Morzu Śródziemnym (są one gatunkami z pełnego morza), ale wale szare i wieloryby biskajskie mogły podpływać z cielętami bardzo blisko brzegu, przez co stawały się kuszącym celem dla miejscowych rybaków. Możliwe, że na przedstawicieli obu gatunków polowano z małych łodzi wiosłowych za pomocą harpunów. Wg naukowców, przypominało to metody wykorzystywane w średniowieczu przez Basków. Nowo zdobyta wiedza wyjaśnia też sporo odnośnie do źródeł historycznych. Wreszcie rozumiemy urywek z Pliniusza Starszego, który wspominał o tym, że orki atakowały nowo narodzone cielęta waleni w Bahía de Cádiz. To nie pasuje do niczego, z czym można by się spotkać współcześnie, ale problemu by nie było, gdyby w przeszłości wale szare i wieloryby biskajskie tu występowały - opowiada Anne Charpentier z Uniwersytetu w Montpellier. « powrót do artykułu
  16. Z mózgami jest jak z odciskami palców: nie ma dwóch identycznych. Unikatowość to wynik połączenia czynników genetycznych oraz indywidualnych doświadczeń życiowych. Skoro udało się opracować metodę identyfikacji ludzi na podstawie odcisków palców, to czy na podstawie określonych cech anatomicznych da się stwierdzić, do kogo należy mózg? To pytanie, jakie postawił sobie zespół prof. Lutza Jänckego z Uniwersytetu w Zurychu. Wcześniej Jäncke wykazał, że indywidualne doświadczenia wpływają na anatomię mózgu. Profesjonalni muzycy, golfiści i szachiści różnią się np. od innych regionami mózgu, które odpowiadają za ich rozwinięte zdolności. Doświadczenia, które trwają krócej, także pozostawiają ślad w mózgu. Jeśli ktoś przez 2 tygodnie ma np. rękę na temblaku, dochodzi do "skurczenia" obszaru odpowiedzialnego za kontrolę unieruchomionej kończyny. Podejrzewaliśmy, że wpływające na mózg doświadczenia wchodzą w interakcje z genetyką i na przestrzeni lat u każdego człowieka wykształca się bardzo indywidualna anatomia mózgu. By się przekonać, czy tak rzeczywiście jest, Szwajcarzy wykonali rezonans magnetyczny mózgów niemal 200 zdrowych starszych ludzi. W ciągu 2 lat ochotnicy przeszli 3 badania. Oceniono ponad 450 anatomicznych cech mózgu, w tym te ogólne: objętość mózgu oraz objętość substancji białej i szarej, a także grubość kory. Okazało się, że w przypadku 191 osób naukowcy byli w stanie zidentyfikować indywidualną kombinację specyficznych cech anatomicznych. Trafność identyfikacji, nawet dla ogólnych cech anatomicznych mózgu, wynosiła ponad 90%. Dzięki naszemu badaniu byliśmy w stanie potwierdzić, że struktura ludzkiego mózgu jest czymś bardzo indywidualnym. Kombinacja wpływów genetycznych i niegenetycznych kształtuje nie tylko działanie mózgu, ale i anatomię. Naukowcy nie sądzą jednak, by w przyszłości daktyloskopia została zastąpiona rezonansem, bo w porównaniu do prostej metody pobierania odcisków palców, skanowanie jest zbyt drogie i czasochłonne. Tak czy siak Jäncke cieszy się z postępów poczynionych w ostatnich latach. Jeszcze 30 lat temu uważano, że ludzki mózg ma mało albo nie ma wcale cech indywidualnych. Identyfikacja na postawie cech anatomicznych mózgu była [więc] czymś niewyobrażalnym. Na szczęście w międzyczasie rozwinęły się metody obrazowania, a także oprogramowanie do oceny zdigitalizowanych skanów. « powrót do artykułu
  17. Prostą w obsłudze nawigację wewnątrz budynków, mającą ułatwić osobom niewidomym i słabo widzącym samodzielne dotarcie do celu zaprojektowali studenci Politechniki Łódzkiej. Rozwiązanie wykorzystuje beacony, czyli niewielkie nadajniki sygnału radiowego, mogące komunikować się ze smartfonami. Nasze rozwiązanie nie wymaga przebudowy budynku, a jedynie znajomości jego planów oraz montażu beaconów, które jest łatwe i tanie. Zaprojektowaliśmy też prosty interfejs z wysokim kontrastem barw oraz komunikatami głosowymi, aby dostosować naszą aplikację do możliwości osób słabowidzących i niewidomych - mówi Zofia Durys z International Faculty of Engineering (IFE) PŁ. Pomysł na aplikację zrodził się podczas zajęć w ramach PBL (Problem Based Learning) w grupie studentów kierunku inżyniera biomedyczna na IFE PŁ. PBL polega na losowym dobraniu międzynarodowych grup studentów i postawieniu przed nimi problemu, z którym nie spotkali się nigdy wcześniej. Taki projekt rozwija m.in. umiejętności pracy w grupie - dodała Durys. Studenci mieli zaprojektować inteligentne rozwiązania dla osób z niepełnosprawnościami (ang. Smart building for people with disabilities). Jak przyznają, jednym z najtrudniejszych aspektów zadania było powiązanie tematu ze ściśle określoną grupą społeczną. Po rozmowach z osobami niepełnosprawnymi i przeprowadzeniu ankiet online na międzynarodowych portalach związanych z osobami niepełnosprawnymi, studenci postanowili zaprojektować rozwiązane adresowane do osób niewidomych i słabo widzących, dla których dużym problemem jest poruszanie się w nieznanych miejscach. Postanowiliśmy zaprojektować prostą w obsłudze nawigację wewnątrz budynków, pozwalającą na całkowitą samodzielność w dotarciu do celu. Program nawigacyjny ma komunikować się z beaconami rozmieszczonymi w budynku i informować o dalszej drodze - wyjaśniła współtwórczyni rozwiązania Natalia Jędrzejczak. Gdy smartfon wejdzie w zasięg beacona, może dostać od niego informacje zwrotną, w tym przypadku - dalsze wskazówki nawigacyjne. Urządzenia mają zasięg do kilkudziesięciu metrów i mogą lokalizować użytkownika z dokładnością do metra. Według studentów, po uruchomieniu aplikacji smartfon zbiera sygnały od najbliższego beacona i namierza użytkownika. Po lokalizacji wyświetla się plan budynku, dostosowany do często używanych przez niewidomych aplikacji, odczytujących dane z ekranu. Osoba korzystająca z programu nawigacyjnego wprowadza cel wędrówki, może to zrobić głosowo lub ręcznie, zależnie od swoich możliwości. Po wyznaczeniu najkrótszej trasy, komunikaty głosowe prowadzą użytkownika do celu. Po dotarciu można wybrać opcję kontynuowania drogi lub wyjść z aplikacji. Zdaniem Jędrzejczak, odpowiednie rozstawienie beaconów sprawi, że precyzja nawigacji będzie duża. Zapewni to niepełnosprawnym większą swobodę i niezależność poruszania się po obiektach. Mamy nadzieję, że takimi rozwiązaniami zainteresują się międzynarodowe firmy i wesprą dostępność inteligentnych rozwiązań dla niepełnosprawnych - dodała. Obok Zofii Durys i Natalii Jędrzejczak w skład grupy wchodzą: Michał Żołdak i Fernando Espinosa z Hiszpanii. Opiekunami naukowymi i dydaktycznymi grupy byli: prof. Piotr Borkowski z Katedry Aparatów Elektrycznych PŁ i prof. Makoto Hasegawa z Chitose Institute of Science and Technology z Japonii. « powrót do artykułu
  18. Greckie Ministerstwo Kultury poinformowało, że odkryta niedawno gliniana tabliczka może być najstarszym w Grecji zabytkiem zawierającym tekst „Odysei” Homera. Tabliczka, znaleziona w pobliżu świątyni Zeusa w Olimpii jest datowana na czasy rzymskie. Zawiera ona 13 wersów z 14. Pieśni, w których Odyseusz zwraca się do przyjaciela Eumaeusa. „Odyseja”, skomponowana przez Homera w VIII wieku przed Chrystusem, była przez setki lat przekazywana drogą ustną. Dokładna data powstania tabliczki musi jeszcze zostać potwierdzona, ale już teraz wiadomo, że jest ona – jak stwierdziło Ministerstwo – wielkim historycznym, archeologicznym i literackim zabytkiem kultury Grecji. Cała „Odyseja” złożona jest z około 12 000 wersów. « powrót do artykułu
  19. Niedochodowa izraelska organizacja SpaceII poinformowała, że jeszcze w bieżącym roku wyśle na Księżyc lądownik. Jeśli misja się powiedzie, będzie to pierwsze miękkie lądowanie na Księżycu od 2013 roku. Pojazd ma wystartować w grudniu na pokładzie rakiety Falcon 9. Lądowanie przewidziano na 13 lutego przyszłego roku. Przez dwa dni po lądowaniu urządzenie ma przesyłać zdjęcia Księżyca oraz wykonywać pomiary pól magnetycznych. "Nasz pojazd będzie najmniejszym, jaki dotychczas wylądował na Księżycu", mówi Ido Anteby, dyrektor wykonawczy SpaceII. Organizacja została założona w 2011 roku przez grupę inżynierów. Dysponuje ona budżetem w wysokości około 90 milionów dolarów, a jej celem jest opracowanie technologii bardziej efektywnej podróży w przestrzeni kosmicznej. Sam pojazd, który właśnie został zaprezentowany, waży 585 kilogramów, a jego wysokość wynosi 1,5 metra. Plan lotu przewiduje, ze oddzieli się on od rakiety na wysokości 60 000 kilometrów nad Ziemią i zacznie okrążać nasza planetę po coraz szerszej orbicie eliptycznej. Dwa miesiące później przetnie orbitę Srebrnego Globu, zwolni i wyląduje. Lądowanie to najtrudniejszy element. Wybraliśmy płaski teren, a pojazd będzie widoczny z Ziemi, co ułatwi komunikację. Proces lądowania odbędzie całkowicie automatycznie, mówi Anteby. SpaceII jest finansowana głównie ze źródeł prywatnych. Wśród jej sponsorów są amerykański posiadacz kasyn Sheldon Adelson czy miliarder Morris Kahn, współzałożyciel jednej z największych izraelskich firm technologicznych, Amdocs. Pierwszym pojazdem, który dokonał udanego miękkiego lądowania na Księżycu była radziecka Luna-9. Dotknęła ona Srebrnego Globu 31 stycznia 1966 roku. W sumie ZSRR dokonał 7 udanych miękkich lądowań bezzałogowych na powierzchni satelity Ziemi. Ostatnie z nich zostało przeprowadzone przez Lunę-24 dnia 9 sierpnia 1976 roku. Stany Zjednoczone mają na swoim koncie 5 takich przedsięwzięć, a ostanie z nich to misja Surveyor-7 z 7 stycznia 1968 roku. Później przez kolejne dekady żaden bezzałogowy ziemski pojazd nie lądował na Księżycu. Dopiero 14 grudnia 2013 roku na Księżycu wylądował chiński Chang'e 3. « powrót do artykułu
  20. Bezzałogowy transportowy statek kosmiczny Progress pobił rekord czasu dotarcia do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (MSK): pojawił się tam po zaledwie 3 godz. 48 min. Roskosmos poinformował, że start z kosmodromu Bajkonur miał miejsce w poniedziałek, 9 lipca, o 21.51 czasu uniwersalnego, a dokowanie odbyło się o 1.39 we wtorek. Poprzedni rekord wynosił 5 godzin i 39 minut i został ustanowiony w 2013 roku przez Sojuza TMA-09M. Jak wyjaśniają Rosjanie, znaczne skrócenie czasu przelotu było możliwe dzięki nowemu systemowi nawigacyjnemu misji Progress MS-09, dokładnie zaplanowanemu dwuorbitowemu podejściu do MSK i ulepszeniom rakiety nośnej Sojuz. Wcześniej próby nowego manewru były 2-krotnie odwoływane: raz w październiku 2017 r. i raz w lutym br. W przeszłości dotarcie do MSK zajmowało statkom Progress 2 dni (Ziemia była w tym czasie okrążana ponad 30 razy). Statek dostarczył astronautom prawie 3 tony materiału: głównie paliwo, ale także tlen, wodę i rzeczy potrzebne do eksperymentów naukowych. Rzecznik NASA Rob Navias podkreśla, że nim 2-orbitowe podejście znajdzie zastosowanie w misjach załogowych Roskosmosu, najpierw manewr zostanie jeszcze parokrotnie powtórzony przez Progressy. « powrót do artykułu
  21. Kurkumina, żółto-pomarańczowy barwnik z bulw ostryżu długiego, wiąże się z kinazą DYRK2 i ją hamuje. Upośledza to namnażanie komórek i ogranicza negatywne następstwa nowotworów (ang. cancer burden). Dr Sourav Banerjee ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego przestrzega jednak, by nie uznawać suplementów z kurkuminą czy kurkumą za rozwiązanie problemu (kurkumina to substancja zawarta w kurkumie, która jest przyprawą wykorzystywaną samodzielnie lub jako składnik mieszanki curry). Generalnie kurkumina jest dość szybko wydalana z organizmu. By była skutecznym lekiem, trzeba ją tak zmodyfikować, żeby dostawała się do krwi i pozostawała w organizmie na tyle długo, by obrać nowotwór na cel. Przez różne przeszkody natury chemicznej kurkumina jako taka może nie wystarczyć, by poradzić sobie z nowotworami u ludzkich pacjentów. Przeprowadziwszy badania na myszach, naukowcy stwierdzili, że kurkumina hamuje DYRK2, co skutkuje zaburzeniem proteasomu. Choć kurkumina jest badana od ponad 250 lat i już wcześniej donoszono o jej przeciwnowotworowych właściwościach, dotąd żadna z grup badawczych nie opisała kokryształu kurkuminy związanej z kinazą DYRK2. Dotychczas za główne [przeciwnowotworowe] cele kurkuminy uznawano kinazy IKK i GSK3, ale kokryształ kurkuminy i DYRK2 oraz profilowanie [...] ujawniły, że barwnik wiąże się z miejscem aktywnym DYRK2 i hamuje ją aż 500-krotniej mocniej niż IKK czy GSK3. Banerjee i inni szukali regulatorów proteasomów, by wpłynąć na nowotwory zależne od proteasomów, np. trójujemne raki piersi czy szpiczaka mnogiego. Autorzy publikacji z pisma PNAS stwierdzili, że wybiórcze zahamowanie DYRK2 przez kurkuminę upośledza aktywność proteasomu i spowalnia tempo namnażania komórek nowotworu. Gdy kurkuminę zastosowano łącznie z karfilzomibem (inhibitorem proteasomu stosowanym w terapii szpiczaka mnogiego), osiągano wyższy wskaźnik śmierci komórek nowotworowych; wpływ na komórki zdrowe był zaś słabszy. « powrót do artykułu
  22. Ze skał z Afryki wyekstrahowano najstarsze jak dotąd kolory w zapisie geologicznym. Różowe pigmenty (porfiryny) mają aż 1,1 mld lat. Jak podkreśla dr Nur Gueneli z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego (ANU), morskie czarne łupki ilaste z syneklizy Taudeni w Mauretanii są o 600 mln lat starsze od poprzednich odkryć pigmentowych. Jaskraworóżowe pigmenty to skamieniałości molekularne chlorofilu, który był wytwarzany przez starożytne organizmy fotosyntetyzujące, zamieszkujące dawno nieistniejący ocean. Skamieniałości reprezentują całą gamę barw: w skoncentrowanej formie są krwistoczerwone-mocno fioletowe, a po rozcieńczeniu - jaskraworóżowe. Z naukowcami z ANU współpracowali koledzy po fachu z Japonii i USA. Zespół sproszkował starożytne skały, a następnie wyekstrahował występujące tam związki. Precyzyjne analizy starożytnych pigmentów potwierdziły, że przed miliardami lat podstawę łańcucha pokarmowego zdominowały sinice [...]. Prof. Jochen Brocks uważa, że pojawienie się dużych, aktywnych organizmów utrudniała ograniczona ilość większych cząsteczek pokarmowych, np. glonów. Choć nadal mikroskopijne, glony mają tysiące razy większą objętość od sinic i są bogatszym źródłem pokarmu. Początek zaniku sinicowych oceanów miał miejsce ok. 650 mln lat temu, gdy algi zaczęły się gwałtownie rozprzestrzeniać, zapewniając zastrzyk energii potrzebny do ewolucji złożonych ekosystemów [...]. « powrót do artykułu
  23. W laboratorium profesora Mikhaila Shapiro z Caltechu (California Institute of Technology), powstała metoda włączania i wyłączania poszczególnych obwodów mózgu bez potrzeby przeprowadzania interwencji chirurgicznej. W przyszłości technika ta może przydać się podczas leczenia chorób neurologicznych takich jak epilepsja czy choroba Parkinsona, związanych z nieprawidłowym działaniem szlaków sygnałowych w mózgu. Używając fal dźwiękowych i terapii genetycznych uzyskujemy, po raz pierwszy w historii, nieinwazyjną kontrolę nad konkretnymi obszarami mózgu i rodzajami komórek oraz uzyskujemy dostęp do informacji, kiedy neurony się włączają i wyłączają, mówi profesor Shapiro. Pomysł, by uzyskać wpływ na to, kiedy neurony są aktywne, a kiedy nie, nie jest nowy. Na przykład w rozwijającej się dopiero optogenetyce używa się światła do kontrolowania poszczególnych obszarów mózgu za pomocą wszczepionych światłowodów. Nowością w metodzie opracowanej przez zespół Shapiro jest wykorzystanie fal dźwiękowych. Były już one używane przez naukowców z Caltechu do obrazowania i kontroli funkcjonowania komórek wewnątrz ciała. Tym razem fale dźwiękowe są używane w połączeniu z małymi bąbelkami wprowadzanymi do krwi w celu czasowego otwarcia bariery krew–mózg. Gdy bąbelki są pobudzane przez fale dźwiękowe, zaczynają wibrować, a ich ruch na krótko otwiera barierę krew–mózg, wyjaśnia główny autor najnowszych badań doktor Jerzy Szablowski. Otwarcie bariery krew–mózg to pierwszy krok składającej się z 3 etapów techniki kontrolowania wybranych obszarów mózgu. Dzięki temu zespół może wykorzystać terapie genowe. Do krwi wprowadzany jest odpowiednio zmodyfikowany wirus, który przedostaje się przez barierę krew–mózg i dostarcza do wybranych komórek odpowiednie instrukcje. Instrukcje te kodują proteiny zwane chemoreceptorami, które w odpowiedni sposób reagują na leki przygotowane w laboratorium. Ostatnim etapem procesu jest podanie leków powodujących, że wybrane neurony się włączą lub wyłączą. Naukowcy zaprezentowali działanie swojej techniki na myszy, u której na cel wzięli neurony w hipokampie odpowiedzialne za tworzenie wspomnień. Gdy myszy podano leki wyłączające te neurony, nie była ona w stanie przez jakiś czas tworzyć nowych wspomnień. To odwracalna metoda, mówi Szablowski. Możesz podać leki wyłączające wybrane neurony, ale po jakimś czasie znowu się one włączą. Można też tak dobrać dawkę leku, by określić, na ile dany obszar mózgu ma zostać wyłączony, dodaje uczony. Nowa metoda zyskała nazwę akustycznie celowanej chemogenetyki (ATAC – acoustically targeted chemogenetics). « powrót do artykułu
  24. Projekt PolFEL polskiego lasera na swobodnych elektronach przygotowany przez konsorcjum ośmiu jednostek naukowych uzyska finansowanie z Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. Decyzja o przeznaczeniu na ten cel kwoty ponad 118 mln. zł dotarła do NCBJ, gdzie powstać ma nowe urządzenie badawcze. Polski projekt będzie wspierany naukowo i technicznie m.in. dzięki współpracy NCBJ z twórcami najpotężniejszego tego typu urządzenia na świecie pracującego od roku w Hamburgu. Lasery na swobodnych elektronach, których już kilkadziesiąt powstało na świecie, pozwalają badać z niedostępną innymi metodami precyzją materiały, molekuły chemiczne, cząsteczki biologiczne i dynamikę procesów, w których one uczestniczą. Wyniki badań prowadzonych przy użyciu tych urządzeń mogą mieć rewolucyjne znaczenie dla medycyny, chemii czy elektroniki. Mamy ambitny plan by zbudować PolFEL w ciągu najbliższych czterech lat - wyjaśnia dr Paweł Krawczyk (NCBJ), który kieruje projektem. W konstrukcji naszego lasera na swobodnych elektronach można wydzielić cztery zasadnicze elementy. Pierwszy z nich to źródło elektronów wyposażone w nadprzewodzącą fotokatodę. Kolejne, to cztery nadprzewodzące kriomoduły przyspieszające elektrony do energii osiągającej maksymalnie 180 MeV. Na drodze wiązek rozpędzonych elektronów zostaną umieszczone dwa undulatory, w których elektrony będą poruszać się slalomem w niejednorodnym, specjalnie ukształtowanym polu magnetycznym. W czasie wymuszonego ruchu oscylacyjnego nastąpi akcja laserowa i elektrony będą emitować fotony układające się w niezwykle krótkie, lecz intensywne impulsy spójnego promieniowania elektromagnetycznego, czyli światła. Na końcu układu znajdą się trzy stanowiska eksperymentalne, do których będą wyprowadzone wiązki fotonów i jedno wykorzystujące wiązkę elektronów. PolFEL będzie mógł wytwarzać światło o długości fali powyżej 100 nanometrów, a więc obejmującej część zakresu ultrafioletu. Badacze będą mieli do dyspozycji także promieniowanie o większej długości fali, w tym promieniowanie terahercowe i podczerwone. Planujemy, by PolFEL działał nie tylko w trybie impulsowym – tak jak wszystkie dotychczas istniejące lasery na swobodnych elektronach – ale również w trybie fali ciągłej, w którym pulsy promieniowania generowane są ze stałą częstością” – dodaje dr Krawczyk. „Pozwoli to na badanie niektórych rzadkich procesów, umykających dotychczas stosowanym metodom. ,PolFEL powstanie w przebudowanej, historycznej hali pierwszego zbudowanego w Świerku akceleratora protonów Andrzej. Obok niej wzniesiona zostanie nowa hala mieszcząca stanowiska badawcze. Do hali Andrzeja dobudowane zostaną pomieszczenia nowego laboratorium fotokatod nadprzewodzących. Realizacja przedsięwzięcia będzie możliwa dzięki ogromnemu doświadczeniu zdobytemu przez polskich naukowców i inżynierów podczas budowy lasera XFEL w Hamburgu. NCBJ jest współudziałowcem międzynarodowej spółki będącej jego właścicielem, a w budowie lasera obok NCBJ uczestniczyły także inne polskie instytucje w tym IFJ PAN i Wrocławski Park Technologiczny. Owocne partnerstwo NCBJ z laboratorium w Niemczech jest nadal podtrzymywane. 25 czerwca został podpisany aneks do umowy o współpracy pomiędzy NCBJ a European XFEL GmbH. Dotychczasowa umowa przewidywała współpracę przy przetwarzaniu danych zbieranych przez eksperymenty prowadzone w Hamburgu. W aneksie rozszerzono pole współpracy w dziedzinie przetwarzania danych oraz dodano wspólne prace nad technologiami wykorzystywanymi w laserach na swobodnych elektronach, a także zaplanowano udział NCBJ w przygotowywaniu koncepcji wykorzystania dwóch z pięciu tuneli wyprowadzających wiązki cząstek z akceleratora XFEL. Konsorcjum XFEL jest zainteresowane między innymi prowadzonymi u nas od kilku lat pracami nad ołowianymi fotokatodami nadprzewodzącymi - wyjaśnia dyrektor NCBJ, prof. Krzysztof Kurek. Opracowywane fotokatody mają umożliwić pracę laserów na swobodnych elektronach w trybie fali ciągłej lub w trybie długich impulsów. Takie katody chcemy zastosować także w laserze, który zostanie zbudowany w Świerku. Naukowcy z NCBJ zgłaszają również koncepcję wykorzystania nowatorskiej metody uzyskiwania monoenergetycznych wiązek fotonów gamma w jednym z kanałów XFELa. Fotony takie powstawałyby w wyniku zderzenia elektronów pochodzących z akceleratora lasera z wiązką fotonów emitowaną przez tradycyjny laser. Ta koncepcja ma być realizowana również w projekcie PolFEL. Laboratorium PolFEL, które powstanie w ośrodku jądrowym NCBJ w Świerku, będą współtworzyć gospodarze oraz specjaliści z Wojskowej Akademii Technicznej, Politechniki Warszawskiej, Politechniki Łódzkiej, Politechniki Wrocławskiej, Uniwersytetu Zielonogórskiego, Uniwersytetu w Białymstoku i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Polskich naukowców będą wspierać partnerzy NCBJ - m.in. laboratoria DESY, STFC Lab Daresbury, a także European XFEL GmbH i firmy RI Research Instruments GmbH i Kubara Lamina S.A. Większość środków będzie pochodziła z Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój ustanowionego przez Unię Europejską. Jednostką wdrażającą Program pośredniczącą w procesie finansowania przedsięwzięcia jest Ośrodek Przetwarzania Informacji (OPI) - Państwowy Instytut Badawczy. Akcelerator lasera PolFEL będzie działał w trybach fali ciągłej (cw) i długiego impulsu (lp). Elektrony będą rozpędzane przez cztery kriomoduły, mieszczące w 8 wnękach typu TESLA SRF. Wiązki o energii 120 MeV i 160 MeV w trybie cw i lp zostaną skierowane do undulatora VUV, podczas gdy niższe wiązki energii będą napędzać undulator THz. Wygenerowane promieniowanie w zakresie od 0,3 mm do 150 nm dla pierwszej harmonicznej (50 nm dla trzeciej harmonicznej) zostanie dostarczone do eksperymentów przeprowadzanych w dedykowanej sali eksperymentalnej. Oczekiwana energia impulsu będzie na poziomie 100 μJ dla VUV i dziesiątek mikrodżuli dla promieniowania THz. Maksymalna częstotliwość błysków fotonowych w wiązce wyniesie 100 kHz. Wiązka elektronów po przejściu przez undulator VUV będzie wtórnie wykorzystywana do generowania neutronów lub będzie używana do rozpraszania wstecznego Comptona. Część czasu pracy urządzenia zostanie poświęcona badaniom nad rozwojem technologii FEL i nowym komponentom akceleratora we współpracy ze STFC Daresbury, E-XFEL i DESY.Budowa rozpocznie się w styczniu 2019 r. i powinna zakończyć się w 2022 r. « powrót do artykułu
  25. Fizycy z Chińskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii poinformowali o splątaniu 18 kubitów. To największa jak dotychczas liczba splątanych kubitów z zachowaniem kontroli nad pojedynczym kubitem. Jako, że każdy z kubitów może reprezentować 2 stany, możemy w tym przypadku uzyskać 262 144 kombinacje ich stanów (218). Artykuł opisujący osiągnięcie Xi-Lin Wanga i jego kolegów został opublikowany na łamach Physical Review Letters. W artykule informujemy o splątaniu 18 kubitów, co rozszerza efektywną przestrzeń Hilberta do 262 144 wymiarów z pełną kontrolą o trzech stopniach swobody dla sześciu fotonów, w tym z kontrolą ich polaryzacji, orbitalnego momentu pędu oraz drogi, stwierdził współautor badań Chao-Yang Lu. To największa jak dotąd liczba splątanych kubitów. Splątywanie coraz większej liczby kubitów interesuje nie tylko specjalistów zajmujących się badaniami podstawowymi. Stanowi to jedno z głównych wyzwań informatyki kwantowej. Istnieją dwa sposoby na splątanie większej liczby kubitów. Można albo dodawać kolejne cząstki do już splątanych, albo wykorzystywać dodatkowe stopnie swobody splątanych cząstek. Gdy korzystamy z dodatkowych stopni swobody mówimy o hipersplątaniu. Jak dotychczas największymi osiągnięciami na tym polu było splątanie 14 jonów z jednym stopniem swobody oraz pięciu fotonów z dwoma stopniami swobody, co odpowiada 10 kubitom. Mimo, że przejście od dwóch do trzech stopni swobody stanowi poważne wyzwanie, chińskim naukowcom udało się uzyskać nie tylko trzy stopnie swobody, ale i zwiększyć liczbę fotonów do sześciu, przez co uzyskali 18 splątanych kubitów. Użycie dodatkowych stopni swobody niesie ze sobą liczne korzyści. Na przykład zwiększenie z dwóch do trzech stopni swobody oznacza, że każdy foton może znajdować się nie w czterech, a w ośmiu różnych stanach. Ponadto hipersplątany 18-kkubitowy stan z trzema stopniami swobody jest o 13 rzędów wielkości bardziej efektywny niż  18-kubitowy stan składający się z 18 fotonów o pojedynczym stopniu swobody. Dzięki naszej pracy uzyskaliśmy nową platformę do optycznego przetwarzania informacji kwantowej. Możliwość kontrolowania 18 kubitów pozwala nam na przeprowadzenie niedostępnych dotychczas badań, takich jak na przykład wykorzystanie kodu Raussendorfa-Harringtona-Goyala do korekcji błędów czy teleportacji trzech stopni swobody pojedynczego fotonu, mówi Lu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...