Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36961
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Badania zębów dwóch neandertalczyków żyjących przed 250 000 lat, których szczątki znaleziono w południowo-wschodniej Francji dostarczyły dowodów na najwcześniejszy znany nam przypadek wystawienia przedstawiciele gatunku Homo na zanieczyszczenie ołowiem. To pierwszy znany przykład oddziaływania ołowiu na neandertalczyków, a przy okazji pierwsze badania, w których wykorzystano zęby do rekonstrukcji klimatu w czasie, gdy badane osobniki były karmione piersią. Międzynarodowa grupa naukowa zmierzyła poziom baru, ołowiu i tlenu w zębach, co miało pokazać, jak długo dziecko było karmione piersią, z jakimi związkami chemicznymi się zetknęło oraz jak zmieniał się klimat w czasie jego życia. Badania wykazały, że w chłodniejszych porach roku dochodziło do zwiększonego kontaktu z ołowiem, który pochodził prawdopodobnie z zanieczyszczonej żywności lub wody, albo też był wdychany wraz z dymem z ognisk. W dzieciństwie co roku tworzy się nowa warsttwa na zębach. Te swoiste „pierścienie wzrostu” wiele mówią o organizmie, gdyż zostają w nich uwięzione związki chemiczne w nim krążące, co pozostawia chronologiczny ślad wystawienia na działanie różnych czynników środowiskowych. Dzięki temu badacze byli w stanie odnieść poszczególne etapy rozwoju neandertalczyka do pór roku. Stwierdzili, że jeden z badanych urodził się wiosną, a obaj prawdopodobnie byli narażeni na choroby w chłodniejszych porach roku. Odkrycie jest zgodne z tym, co wiemy o ssakach, które zwykle rodzą młode w okresach, gdy jest dużo żywności. Jedno z dzieci było karmione piersią przez 2,5 roku, co odpowiada średniej u ludzi z epoki preindustrialnej. Badacze zastrzegają jednak, że ze względu na małą zbadaną próbkę, ich odkryć nie można przekładać na całą populację neandertalczyków. Zwykle uważa się, że wystawienie na działanie ołowiu to zjawisko, które pojawiło się dopiero po uprzemysłowieniu. Ale nasze badania pokazują, że zachodziło ono również w prehistorii, zanim jeszcze człowiek uwolnił do środowiska duże ilości ołowiu. Chcemy przeanalizować więce zębów naszych przodków, by zbadań, jak ołów wpływał na ich zdrowie i jak ma się to do współczesnej reakcji naszych organizmów na obecność ołowiu, mówi doktor Christine Austin z Icahn School of Medicine. Zwyczaje żywieniowe mają dalekosiężne konsekwencje dla naszego zdrowia. Zrozumienie jak ewoluowało karmienie piersią może pomóc w opracowaniu odpowiednich zaleceń dla współczesnych matek. Chcemy wykorzystać nasze odkrycia do badań nad wpływem karmienia piersią na zdrowie układu nerwowego czy układu krążenia, dodaje profesor Manish Arora. « powrót do artykułu
  2. Bakterie jelitowe kontrolują ruchy muszek owocowych (Drosophila melanogaster). To badanie zapewnia dodatkowe dowody na powiązania jelita i mózgu, a w szczególności wskazuje, w jaki sposób bakterie mogą wpływać na zachowanie, w tym na ruchy - podkreśla dr Margaret Sutherland z amerykańskiego Narodowego Instytutu Zaburzeń Neurologicznych i Udaru (NINDS). Zespół prof. Sarkisa K. Mazmaniana z Kalifornijskiego Instytutu Technologii i Catherine E. Schretter zaobserwował, że pozbawione bakterii sterylne muszki były nadaktywne: chodziły szybciej, pokonywały większe odległości i robiły sobie krótsze przerwy niż owady z normalnym poziomem bakterii. Mazmanian badał, jakie bakterie jelitowe mogą oddziaływać na zachowanie D. melanogaster. Lokomocja jest ważna dla wielu aktywności, w tym dla spółkowania i poszukiwania pokarmu. Okazuje się [więc], że bakterie mogą być krytyczne dla podstawowych zachowań zwierząt. U owocówek występuje 5-20 gatunków bakterii, dlatego ekipa Mazmaniana podawała sterylnym (aksenicznym) muszkom pojedyncze szczepy bakterii. Gdy podano Lactobacillus brevis, ruchy powróciły do normalnej prędkości (L. brevis to jeden z 2 gatunków, które przywracały normalne zachowanie). Amerykanie ustalili także, że krytyczna dla tego procesu może być izomeraza ksylozy (ksylozoizomeraza, Xi), występujący u L. brevis enzym rozkładający cukier. Wyizolowanie ksylozoizomerazy i podanie jej muszkom wystarczyło, by spowolnić ruchy. Dodatkowe eksperymenty pokazały, że Xi może wpływać ruchy, precyzyjnie regulując poziom określonych węglowodanów, np. trehalozy, która jest podstawowym cukrem owocówek (to główny cukier krążący w hemolimfie owadów). Okazało się, że owocówki, którym podano Xi, miały niższe poziomy trehalozy niż muszki akseniczne z grupy kontrolnej. Gdy muszkom potraktowanym Xi, które po tym zabiegu przejawiały normalne zachowanie, dawano trehalozę, ponownie pojawiały się szybkie ruchy. To sugeruje, że cukier odwraca działanie Xi. W kolejnym etapie badań autorzy publikacji z Nature przyglądali się układowi nerwowemu, by sprawdzić, które z neuronów mają coś wspólnego z ruchami sterowanymi przez bakterie. W ten sposób stwierdzono, że aktywacja neuronów wytwarzających oktopaminę wyłączała wpływ L. brevis na muszki. W efekcie muszki, które zwolniły po podaniu bakterii lub ksylozoizomerazy, znowu stawały się hiperaktywne. Aktywacja neuronów oktodopaminergicznych (produkujących oktodopaminę) u D. melanogaster z normalnym poziomem bakterii także sprawiała, że poruszały się one szybciej. Włączenie neuronów wytwarzających inne neuroprzekaźniki nie wpływało na ruchy owadów. Mazmanian i inni uważają, że Xi może monitorować stan metaboliczny muszek, w tym poziom składników odżywczych, a później sygnalizować neuronom oktodopaminergicznym, czy powinny się włączyć, czy wyłączyć, prowadząc do określonych zmian w zachowaniu. Amerykanie dodają, że zamiast oktodopaminy ssaki produkują noradrenalinę, która, jak wykazano, również kontroluje ruchy. Mikrobiom jelitowy może odgrywać podobną rolę w lokomocji ssaków, a także w zaburzeniach poruszania, takich jak choroba Parkinsona - podsumowuje Mazmanian.   « powrót do artykułu
  3. Aż 82 proc. rodziców dzieci w wieku 6–10 lat, biorących udział w badaniu Fundacji WWF Polska* chciałoby, aby ich dzieci otrzymywały w szkole więcej informacji na temat przyrody i ochrony środowiska. Jest to związane z rosnącą świadomością postępującej degradacji środowiska naturalnego. Dorośli zdają sobie sprawę, że ich obowiązkiem jest wykształcenie także u przyszłego pokolenia odpowiedzialności za los naszej planety. Dlatego Fundacja daje rodzicom możliwość czynnego udziału w procesie zgłaszania klas swoich dzieci do programu edukacji ekologicznej „Przyjaciele Pandy”. Program, w wersji podstawowej lub rozszerzonej, jest wyjątkową pomocą dla nauczycieli, którzy w atrakcyjny sposób chcą kształtować postawy proekologiczne swoich uczniów. Zgłoszenia klas do programu przyjmowane są na stronie edukacja.wwf.pl. Edukacja przyrodnicza może być przygodą „Przyjaciele Pandy” to wyjątkowy program edukacji ekologicznej dla klas I–III szkół podstawowych oraz świetlic opracowany przez WWF Polska. Jego celem jest zachęcenie dzieci do odkrywania świata przyrody i inspirowanie do jego ochrony. Do programu można przystąpić, wybierając jedną z dwóch wersji – podstawową lub rozszerzoną. Program to trzy bloki tematyczne – „Las”, „Woda” oraz „Ja i środowisko”. Dzieci poznają m.in. gatunki zwierząt i roślin, specyfikę środowisk, w których żyją, ciekawostki na ich temat i – co bardzo ważne – uczą się, jak szanować i chronić otaczającą je przyrodę. „Przyjaciele Pandy” to nie tylko ciekawie podana wiedza przyrodnicza, ale także ćwiczenia z pisowni i matematyki, prace plastyczne, zadania ruchowe i dostęp do narzędzi multimedialnych. Edukacja przyrodnicza może być przygodą, co udowadniają ambasadorzy programu w zamieszczonych na stronie inspirujących lekcjach pokazowych. Anna Dereszowska rysuje dźwięki ptaków, Paulina Holtz sprawdza z dziećmi, ile zbędnych opakowań kupujemy w sklepie razem z produktami, Kamila Szczawińska nazywa jadalne części roślin w codziennych posiłkach, a Piotr Zelt uczy rozpoznawania tropów zwierząt. Projekt „Przyjaciele Pandy” został stworzony w oparciu o aktualnie obowiązującą podstawę programową edukacji wczesnoszkolnej MEN. Dzięki temu stanowi bardzo cenne uzupełnienie treści podręcznikowych. Przygotowując program edukacyjny dla szkół podstawowych, skorzystaliśmy z wieloletniego doświadczenia  i najlepszych praktyk w edukacji przyrodniczej, jakimi dysponuje WWF na świecie. Połączyliśmy je z doświadczeniem polskich nauczycieli i najnowszymi technologiami edukacyjnymi. Tak, aby zapewnić zarówno merytoryczne wsparcie nauczycielom, jak i atrakcyjne materiały dla dzieci. Chcemy, aby nauka o przyrodzie była dla nich przygodą, wciągającym odkrywaniem świata i inspiracją do ekologicznych wyborów na co dzień – mówi Irka Jazukiewicz, koordynatorka programu edukacji ekologicznej „Przyjaciele Pandy” w Fundacji WWF Polska. Program uzyskał pozytywną ocenę Ośrodka Rozwoju Edukacji oraz 90 proc. nauczycieli biorących udział w pilotażu, który przeprowadzono w klasach I–III w 46 szkołach podstawowych w całej Polsce. Wariant podstawowy czy rozszerzony? Do programu można przystąpić, wybierając jedną z dwóch wersji – podstawową lub rozszerzoną. W wersji podstawowej program stanowi wsparcie merytoryczne dla nauczyciela w postaci dostępu do materiałów dydaktycznych na platformie edukacyjnej edukacja.wwf.pl i pozwala przeprowadzić 15 lekcji o charakterze uzupełniającym lub utrwalającym wiedzę przyrodniczą. W wersji rozszerzonej klasa, przystępując do realizacji konkretnego bloku tematycznego, staje się ambasadorem wybranej sprawy. Ma możliwość korzystania z atrakcyjnego pakietu całorocznych materiałów dydaktycznych, ale przede wszystkim udziela prawdziwej pomocy zagrożonym gatunkom. Ta ścieżka wiąże się z przekazaniem darowizny na konkretny cel przyrodniczy realizowany przez WWF. Wybierając blok „Las”, klasa wesprze program ochrony dużych drapieżników: rysia, wilka i niedźwiedzia. Decydując się na blok „Woda”, dzieci pomogą ssakom morskim Bałtyku, czyli foce szarej i morświnowi. Zaś w ramach bloku „Ja i środowisko” klasa zajmie się ochroną klimatu i najbardziej wrażliwych na jego zmianę gatunków, m.in. niedźwiedzia polarnego. Środki finansowe na darowiznę mogą pochodzić z budżetu klasy bądź szkoły lub być zebrane np. podczas szkolnego kiermaszu, na który dzieci przygotują własnoręcznie wykonane ekologiczne gadżety czy wypieki. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Fundację WWF Polska blisko połowa ankietowanych rodziców deklaruje, że ich pociechy angażowały się w ubiegłym roku w takie aktywności społeczne jak wolontariat, akcje na rzecz potrzebujących, przyrody lub zwierząt. Badania podkreślają, że dzieci statystycznie najchętniej (39 proc.) brały udział w działaniach na rzecz organizacji związanych z ochroną środowiska. Te wyniki utwierdzają nas w przekonaniu, że w dzieciach tkwi ogromny potencjał, który warto dobrze ukierunkować. Wybierając rozszerzony wariant programu „Przyjaciele Pandy”, uczniowie wraz z nauczycielem otrzymują możliwość udzielenia realnej pomocy zagrożonym gatunkom, a tym samym zyskują poczucie sprawczości. Edukacja poprzez aktywizację społeczną najmłodszych np. wolontariat, w sposób naturalny i trwały wspomaga budowanie postaw naszych dzieci. Motywuje i utwierdza w przekonaniu, że warto się zaangażować. Tylko w ten sposób mamy szansę wykształcić bardzo świadome i wrażliwe na kwestie środowiskowe pokolenie – mówi Jazukiewicz. « powrót do artykułu
  4. Po 9 latach pracy Teleskop Kosmiczny Keplera zużył całe paliwo potrzebne mu do prowadzenia operacji w przestrzeni kosmicznej. NASA zdecydowała o zakończeniu pracy teleskopu i o pozostawieniu go na obecnej, bezpiecznej dla Ziemi orbicie. Kepler był pierwszą misją NASA przeznaczoną do poszukiwania planet pozasłonecznych. Jego odkrycia znacznie przekroczyły nasze oczekiwania i przetarły drogę dalszym poszukiwaniom życia w Układzie Słonecznym i poza nim, powiedział Thomas Zurbuchen, administrator Dyrektoriatu Misji Naukowych NASA. On nie tylko pokazał nam, ile planet jest poza Układem Słonecznym, ale zainicjował całkowicie nowe pole badań, które szturmem podbiło środowisko naukowe. Jego odkrycia rzuciły nowe światło na nasze miejsce we wszechświecie i pokazały, ile niezwykłych tajemnic i możliwości kryje się wśród gwiazd. Teleskop Keplera odkrył ponad 2800 planet. Najnowsza analiza przesłanych przezeń danych wskazuje, że od 20 do 50 procent widocznych gwiazd prawdopodobnie posiada w swojej ekosferze niewielkie skaliste planety o rozmiarach podobnych do rozmiarów Ziemi. To zaś oznacza, że istnieje bardzo dużo podobnych do Ziemi planet, na powierzchni których może znajdować się woda w stanie ciekłym. Dzięki Keplerowi dowiedzieliśmy się też, że najczęściej spotykanym typem planet są obiekty o wielkości pomiędzy rozmiarami Ziemi a Neptuna. W Układzie Słonecznym planety takie nie występują. Warto więc dowiedzieć się o nich więcej. Kepler odkrył również, że wiele układów planetarnych jest niezwykle gęsto upakowanych. Planety znajdują się w nich bardzo blisko siebie. Gdy przed 35 laty zaczęliśmy pracować nad misją Keplera nie znaliśmy ani jednej pozasłonecznej planety. Teraz wiemy, że planety są wszędzie. Kepler wyznaczył drogę, którą będą podążały kolejne pokolenia badające naszą galaktykę, powiedział William Borucki, jeden z głównych twórców misji Keplera. Teleskop Kosmiczny Keplera został wystrzelony 6 marca 2009 roku. Jego początkowym celem było ciągłe monitorowanie 150 000 gwiazd położonych w kierunku Gwiazdozbioru Łabędzia. Cztery lata po wystrzeleniu, gdy Kepler wykonał wszystkie stawiane przed nim zadania, teleskop zaczęły nękać awarie. Przed urządzeniem postawiono więc nowe cele. W ramach rozszerzonej misji K2 Kepler miał co trzy miesiące obserwować inny fragment nieba. W ten sposób teleskop przyjrzał się kolejnym ponad 500 000 gwiazdom. Dzięki niemu naukowcy lepiej zrozumieli zachowanie i właściwości gwiazd, co jest niezbędną wiedzą do badania planet je obiegających. Odesłanie teleskopu na emeryturę nie oznacza końca odkryć dokonywanych przez Keplera. Jestem podekscytowany tym, co dopiero odkryjemy dzięki analizie danych i przyszłym misjom opartym na osiągnięciach Keplera, mówi Jessie Dotson z Ames Research Center. Teleskop Keplera nadesłał tyle danych, że naukowcy spodziewają się, iż będą je analizowali i dokonywali odkryć przez kolejną dekadę lub dłużej. Gdy na Ziemię nadeszły pierwsze sygnały ostrzegające o wyczerpującym się paliwie, NASA uruchomiła pełną moc Keplera kończąc wszystkie zaplanowane projekty i pobrała z teleskopu wszystkie dane. « powrót do artykułu
  5. Nowatorskie podejście do leczenia łuszczycy proponują naukowcy z Politechniki Krakowskiej. Zespół chemików z Wydziału Inżynierii i Technologii Chemicznej PK pracuje nad biohybrydowymi materiałami hydrożelowymi, inkorporowanymi systemem nanośnik-lek. Krakowskie rozwiązanie ma chronić pacjentów z łuszczycą przed urazami mechanicznymi skóry i wydłużać działanie podawanych miejscowo leków. To zmniejszy uciążliwości choroby i obniży koszty terapii. Szacuje się, że na świecie łuszczyca dotyka ok. 2-5% ludzi, tj. ok. 140-210 milionów pacjentów. To poważne schorzenie objawia się uciążliwymi zmianami skórnymi o różnym nasileniu i rozległości. Miejsca dotknięte chorobą są pokryte nieestetycznymi plamami, przypominającymi łuski i zrogowaciały naskórek. Towarzyszą im często stany zapalne, swędzenie i trudno gojące się rany. Gdy wyróżniające się nietypowym kolorem zmiany pokrywają większe i widoczne części ciała chorych, są dla nich dolegliwe także ze względów społecznych. Choć choroba jest niezakaźna, pacjenci z łuszczycą są często stygmatyzowani i spotykają się ze środowiskowym odrzuceniem. Do tej pory nie udało się znaleźć skutecznego sposobu leczenia choroby, naukowcy i lekarze skupiają się jednak na poszukiwaniu jak najlepszych sposobów łagodzenia jej objawów, by podnieść komfort życia pacjentów. Mamy nadzieję, że nasze prace także się do tego przyczynią – mówi dr inż. Katarzyna Bialik-Wąs z Wydziału Inżynierii i Technologii Chemicznej Politechniki Krakowskiej. Pod jej kierunkiem prowadzone są na PK badania nad stworzeniem biohybrydowego materiału hydrożelowego, który wykorzystując system nanonośnik-lek, może stanowić nowatorskie podejście do leczenia łuszczycy. Najczęściej w leczeniu miejscowym choroby stosuje się różnego rodzaju maści, które zawierają m.in. kortykosteroidy, analogi witaminy D3, dziegieć, retinoidy czy też inhibitory kalcyneuryny. Istotnym mankamentem tego typu zaopatrywania zmienionych chorobowo obszarów skóry jest konieczność częstej aplikacji leku, mała skuteczność działania, a niejednokrotnie także krótkotrwały efekt. Rozwiązaniem wspomnianych problemów może być zastosowanie materiałów, nad którymi pracujemy – mówi Katarzyna Bialik-Wąs. Jak wyjaśnia, biohybrydowa kompozycja hydrożeli z PK będzie się składać z polimerów pochodzenia naturalnego, a dodatkowo zostanie wyposażona w system nanonośnik-lek. Dzięki zastosowaniu takiego połączenia stworzymy nowy rodzaj opatrunku z innowacyjnym systemem aplikacji preparatów leczniczych, wykorzystywanych w terapii łuszczycy. Taki materiał zapewni ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi i odpowiednie środowisko dla skóry objętej łuszczycą, a podwójny system uwalniania leku umożliwi stopniowe dostarczanie substancji czynnej do chorej skóry. Wydłuży się przez to efekt terapeutyczny leku, a zmniejszą koszty leczenia, ponieważ tego rodzaju opatrunki mogą pozostać na skórze nawet do 7 dni – mówi badaczka PK. Na projekt pt. Opracowanie metody otrzymywania biohybrydowych materiałów hydrożelowych inkorporowanych systemem nanonośnik-lek jako wielokompartmentowych opatrunków umożliwiających leczenie Psoriasis zespół dr inż. Katarzyny Bialik-Wąs otrzymał 1,2 mln zł z programu Lider Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Finał prac planowany jest na grudzień 2021. Po zakończeniu naszego projektu, na podstawie oceny cytotoksyczności, zostanie wybrany prototyp materiału do dalszych badań wdrożeniowych. Biorąc pod uwagę, że biohybrydowe materiały hydrożelowe są wyrobami medycznymi, wprowadzenie ich na rynek muszą poprzedzić dalsze badania - in vivo, przedkliniczne i kliniczne – wyjaśnia badaczka. Jak przewiduje, w dalszej perspektywie najkorzystniejszym modelem komercjalizacji rozwiązania może być partnerstwo strategiczne z podmiotami z rynku farmaceutycznego. « powrót do artykułu
  6. Kurtis Baute zamknął się w mierzącym 3 na 3 m foliowym hermetycznym namiocie, by sprawdzić, czy 200 znajdujących się w środku roślin wystarczy, by przekształcić CO2 w tlen na tyle szybko, by utrzymać go przy życiu przez co najmniej 3 dni. Szalony "naukowiec" rozpoczął eksperyment w zeszłym tygodniu w ogródku swojego brata w Kolumbii Brytyjskiej, ale związane z nim plany snuł na YouTube'ie już w sierpniu. Test miał trwać 3 dni, został jednak przerwany już po 15 godzinach, gdyż poziom dwutlenku węgla osiągnął krytyczny poziom, grożący uszkodzeniem mózgu czy zapadnięciem w śpiączkę. Prawdopodobnie mógłbym przeżyć tam 3 dni, jednak nie chodziło mi o to, by po prostu nie umrzeć. Moim celem było zakończenie projektu bez niebieskiego zabarwienia powłok skórnych, uszkodzenia mózgu, udaru cieplnego czy generalnie trwałego uszkodzenia ciała. We wpisie z Twittera z 24 października Kanadyjczyk spekuluje, że z powodu zachmurzenia rośliny nie miały dostępu do wystarczającej ilości światła, co upośledziło ich osiągi fotosyntetyczne. Mimo wycofania się z eksperymentu już po 15 godzinach, Baute nadal twierdzi, że to sukces. Zależało mu bowiem głównie na pokazaniu skutków zmiany klimatu.   « powrót do artykułu
  7. Na chorobę Alzheimera cierpi na całym świecie około 50 milionów osób, a do roku 2050 zachoruje kolejnych 100 milionów. Nic więc dziwnego, że decyzja firm farmakologicznych, w tym Pfizera, o zaprzestaniu badań nad nowymi lekami na alzheimera była szokująca. Miliony osób mogą zostać bez nowoczesnych leków. Problem jednak w tym, że obecne wysiłki na rzecz zwalczania tej choroby nie przyniosły praktycznie żadnych rezultatów. W ciągu ostatnich dwóch dekad giganci farmaceutyczni przeznaczyli miliardy dolarów na badania nad chorobą Alzheimera. Powstały takie inicjatywy jak założona przez przemysł i rząd USA Dementia Discovery Fund. Jednak olbrzymie inwestycje skończyły się porażką. Prowadzono niemal 400 różnych badań klinicznych, których skuteczność wyniosła niemal 0%. Tymczasem, na przykład, skuteczność badań klinicznych nad nowotworami wynosi 19%. Od kilkunastu lat nie zatwierdzono żadnego nowego leku na alzheimera. Trudno się więc dziwić koncernom farmaceutycznym, że nie chcą więcej marnować pieniędzy. Jednocześnie jednak pojawiła się nowa nowa nadzieja dla chorych i szansa na stworzenie całkowicie nowej klasy leków. Dotychczasowe badania nad lekami skupiały się głównie na jednym szlaku molekularnym i były związane z hipotezą o blaszkach amyloidowych będących przyczyną choroby Alzheimera. Najnowsze badania wskazują, że ćwiczenia fizyczne mogą oczyścić mózg myszy, promując wzrost nowych komórek nerwowych w hipokampie, co wspomaga rozwój zdolności poznawczych takich jak pamięć i uczenie się. Badania te sugerują, że leki, których celem byłoby takie wzbogacenie środowiska hipokampu, by promować wzrost i przetrwanie neuronów, mogą pomóc w odzyskaniu funkcji utraconych przez alzheimera. Mózg osoby cierpiącej na chorobę Alzheimera to nieprzyjazne miejsce wypełnione niewłaściwymi połączeniami między neuronami, pełne blaszek amyloidowych i splątków neurofibrynalnych. Prowadzi to do utraty neuronów i poważnego spadku zdolności poznawczych, takiego jak np. utrata pamięci. Wiele dotychczasowych nieudanych prób klinicznych było związanych z próbą zniszczenia tego bałaganu, przede wszystkim zaś z próbą oczyszczenia mózgu z blaszek amyloidowych. W centrum teorii o chorobie Alzheimera znajduje się pogląd o szkodliwości blaszek amyloidowych. Obecnie coraz częściej zaczyna się ten dogmat kwestionować. Blaszki amyloidowe znaleziono bowiem też w mózgach zdrowych osób. Jednocześnie kolejne badania pokazują, że ćwiczenia fizyczne zapobiegają rozwojowi choroby. Jednak mechanizm tego zjawiska nie był znany. Wykazano, że ćwiczenia fizyczne prowadzą do takich zmian biochemicznych w mózgu, w wyniku których pojawia się w nim bardziej bogate środowisko promujące rozwój neuronów. Ponadto zauważono, że w hipokampach dorosłych aktywnych fizycznie osób dochodziło do neurogenezy, czyli powstawania neuronów. Profesor Se Hoon Choi z Wydziału Medycyny Uniwersytetu Harvarda i jego współpracownicy postanowili sprawdzić, czy powyższe zjawiska można wykorzystać do stworzenia leku na chorobę Alzheimera. Naukowcy odkryli, że cierpiące na alzheimera myszy, które poddawano ćwiczeniom fizycznym miały znacznie lepszą pamięć, niż myszy, które nie ćwiczyły. Przyczyną takiego stanu rzeczy była zwięszona neurogeneza w ich hipokampach oraz wzrost ilości molekuły BNDF (neurotroficzny czynnik pochodzenia mózgowego). To wydzielane przez neurony białko, które jest czynnikiem wzrostu nerwów. Co więcej, naukowcy z Harvarda spowodowali, że nawet niećwiczące myszy z alzheimerem odzyskały funkcje mózgu, przede wszystkim pamięć, a osiągnęli to doprowadzając za pomocą środków chemicznych do zwiększonej neurogenezy i wydzielania się BNDF. Z drugiej strony, gdy u myszy na wczesnym etapie alzheimera zablokowali neurogenezę w hipokampie, doprowadziło to do dodatkowego pogorszenia się funkcji poznawczych na późniejszym etapie choroby. Doświadczenia te są dowodem, że kombinacja leków zwiększających neurogenezę w hipokampie i poziom BNDF może pomagać chorym z alzheimerem lub w ogóle zapobiegać rozwojowi choroby. Ponadto powyższa praca prowadzi do dalszego kwestionowania hipotezy amyloidowej. Uczeni z Harvarda wykazali bowiem, że wyeliminowanie błaszek amyloidowych nie jest konieczne do odzyskania utraconych funkcji poznawczych. Z badań tych może potencjalnie narodzić się teoria mówiąca, że promowanie zdrowszego środowiska w mózgu i neurogenezy w hipokampie są sposobami na zapobieganie i leczenie choroby Alzheimera. Chociaż badania z Harvardu wyglądają obiecująco, trzeba mieć jednak na uwadze fakt, że mysie modele alzheimera wielokrotnie już zawodziły. Nie raz słyszeliśmy o nowej metodzie leczenia, która działała w przypadku modeli mysich, ale nie sprawdzała się ludzi. Nawet jeśli powyższe badania znajdą zastosowanie w leczeniu ludzi, to może się okazać, że dotyczy to tylko pewnego odsetka chorych z kodem genetycznym podobnym do tego, jakiego użyto w modelach mysich. Konieczne jest też opracowanie środków leczniczych, które sprawdzą się u ludzi. Obecnie BNDF podaje się zwierzętom bezpośrednio do mózgu, co nie jest zbyt praktycznym podejściem w przypadku ludzi. Trudno jest też o działające u ludzi środki stymulujące neurogenezę w hipokampie. « powrót do artykułu
  8. W Indiach w stanie Gudźarat odsłonięto najwyższą na świecie statuę. Budowa mierzącego 182 m pomnika Vallabhbhai Jhaverbhai Patela, prawnika, polityka i działacza niepodległościowego, kosztowała 29,9 mld rupii (czyli 430 mln dol.). Premier Narendra Modi twierdzi, że statua z brązu przyciągnie turystów, jednak tutejsi mieszkańcy są sceptyczni i uważają, że to strata publicznych pieniędzy i że można je było lepiej wykorzystać. W związku z protestami zmobilizowano policjantów z regionu. Modi uroczyście odsłonił statuę będącą "symbolem integralności Indii", a samoloty Indyjskich Sił Powietrznych zrzuciły na nią kwiaty. Pomnik projektu Rama V. Sutara stał się punktem zbornym dla rolników, którzy domagają się rekompensat za ziemię przejętą przez rząd pod różne projekty. Rząd Gudźaratu sfinansował budowę pomnika w połowie. Reszta funduszy pochodziła od rządu federalnego i z darowizn. Statua Patela jest niemal 2-krotnie wyższa od Statuy Wolności, która z cokołem mierzy 93 m. Przewyższa też poprzedniego rekordzistę - 128-m Wielkiego Buddę z Lushan. Co ciekawe, wydaje się, że statua Patela nie będzie najwyższa przez zbyt długi czas, bo rząd stanu Maharasztra buduje 190-m pomnik Śiwadźiego, założyciela Imperium Marathów w Indiach. Statua Patela znajduje się ok. 200 km od historycznej stolicy i największego miasta Gudźaratu - Ahmadabadu. Władze liczą, że przyciągnie ona rocznie ok. 2,5 mln turystów. Zwiedzający będą mogli podziwiać okolicę z tarasu zlokalizowanego na wysokości 153 m (na poziomie klatki piersiowej postaci).   « powrót do artykułu
  9. Analiza odlewów wnętrza czaszki 2 gatunków mamutaków (Aepyornis maximus i A. hildebrandti) pokazała, że część mózgu odpowiadająca za wzrok była niewielka. To wskazuje, że prowadziły one nocny tryb życia i mogły być ślepe. Nocny tryb życia łączy je z najbliższymi żyjącymi krewnymi, kiwi z Nowej Zelandii, i pozwala naukowcom wnioskować o zachowaniu i habitacie mamutaków - podkreśla Christopher Torres, doktorant z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Badanie pokroju mózgu to użyteczny sposób na połączenie ekologii [...] i anatomii. Odkrycia takie jak to dają nam niesamowity wgląd w życie tych dziwnych i słabo poznanych ptaków. Mamutaki, endemity z Madagaskaru, były olbrzymimi nielotami. Żyły współcześnie z ludźmi. Nie wiadomo, kiedy dokładnie wyginęły, ale miało to miejsce między X a XVI w. Doprowadziła to tego mieszanina czynników, w tym utrata habitatu. Dotąd naukowcy zakładali, że mamutaki przypominały inne duże nieloty - strusie i emu, które są aktywne za dnia i mają dobry wzrok. Torres i prof. Julia Clarke udowodnili jednak, że to nieprawda. Na podstawie skanów czaszki z tomografii komputerowej Amerykanie uzyskali cyfrowe endokasty (odlew wnętrza czaszki w pewnym stopniu odzwierciedla rozmiary poszczególnych okolic mózgowych). Ten sam zabieg zastosowano u mamutaków i u bliskich krewnych (zarówno żyjących, jak i wymarłych). Płat wzrokowy A. maximus i A. hildebrandti był bardzo mały. Najbardziej przypominał ten występujący u kiwi, co jak podkreśla Torres, było kompletnym szokiem, bo kiwi widzi słabo i prowadzi nocny tryb życia. Nikt nie podejrzewał, że mamutaki były stworzeniami nocnymi. Kilka dostępnych badań nt. zachowania otwarcie zakładało, że mamutaki prowadziły dzienny tryb życia. Endokasty opuszki węchowej rzuciły nieco światła na habitaty mamutaków. Większy z nich - A. maximus - miał większą opuszkę i żył najprawdopodobniej w lesie, zaś mniejszy - A. hildebrandti - miał mniejszą opuszkę i występował na łąkach. Wydaje się, że wzrok A. hildebrandti był nieco lepszy, co sugeruje, że pozostawał aktywny raczej o zmierzchu, a nie ciemną nocą. « powrót do artykułu
  10. W naczyniach sprzed 5300 lat pochodzących z ekwadorskiej części Amazonii znaleziono ślady kakao. To najstarszy znany przykład użycia tej rośliny. Dotychczas najstarsze ślady użycia kakao jakimi dysponowaliśmy pochodziły sprzed około 3800 lat i były związane z kulturami Majów oraz Olmeków. Dowody na znacznie wcześniejsze użycie tej rośliny znaleziono na stanowisku archeologicznym Santa Ana La Florida w pobliżu Palandy. Zostało ono odkryte przed 16 laty. Teraz wiemy, że przedstawiciele kultury Mayo Chinchipe, najstarszej znanej nam cywilizacji z górnego biegu Amazonki, używali kakao niemal bez przerwy od 5300 do 2100 lat temu. Dowody na użycie kakao zdobyliśmy analizując pozostałości po ziarnach z rodzaju Theobroma, resztki teobrominy oraz badając DNA znalezione w ceramicznych naczyniach, z których niektóre pochodziły sprzed ponad 5300 lat, mówi Claire Lanaud, genetyk specjalizująca się w badaniu kakao. Naczynia pochodziły z grobów oraz z domów. Jasno wskazuje to, że kakao było używane zarówno w rytuałach pogrzebowych, jak i w codziennym życiu, dodaje uczona. Oprócz śladów kakao znaleziono też muszle pochodzące z wybrzeża Pacyfiku, co dowodzi, iż istniała łączność pomiędzy kulturą Mayo Chinchipe, a ludami zamieszkującymi wybrzeża. Stanowisko Santa Ana La Florida leży w regionie, z którego pochodzą najlepsze rodzaje kawy uprawiane w Ekwadorze. « powrót do artykułu
  11. Jak poinformowała NASA, wystrzelona niedawno Parker Solar Probe, ustanowiła nowy rekord dla wysłanego przez człowieka obiektu, który znajduje się najbliżej Słońca. Zadaniem Parker Solar Probe jest, jak szczegółowo informowaliśmy, „dotknięcie” naszej gwiazdy. Dnia 29 października 2018 roku około godziny 13:04 czasu EDT (17:04 GMT) pojazd pokonał obecny rekord i przekroczył granicę 42,73 miliona kilometrów od powierzchni Słońca. Dotychczasowy rekord największego zbliżenia do Słońca został ustanowiony w kwietniu 1976 roku przez niemiecko-amerykański pojazd Helios 2, czytamy w oświadczeniu NASA. Parker Solar Probe została wystrzelona przed zaledwie 78 dniami, a już zbliżyła się do Słońca na mniejszą odległość niż jakikolwiek inny pojazd, powiedział menedżer projektu, Andy Driesman. Kilka godzin później, o 22:54 EDT (02:54 GMT, 30 października) Parker Solar probe pobiła rekord prędkości, stając się najszybszym wysłanym przez człowieka pojazdem. Poruszała się ona względem Słońca z prędkością większa niż 246 960 km/h. Pobiła w ten sposób drugi rekord ustanowiony przez Heliosa 2. PSP ma dokonać 24 przelotów blisko Słońca. Pierwszy z nich rozpocznie się jutro, 31 października, a pierwszy peryhelion, punkt najbliższy Słońcu, zostanie osiągnięty 5 listopada. Najbliżej naszej gwiazdy sonda znajdzie się w 2024 roku, kiedy to będzie ją dzieliło zaledwie 6,16 miliona kilometrów od jej powierzchni. « powrót do artykułu
  12. W małym pomieszczeniu w Pompejach - najprawdopodobniej sypialni - odkryto szkielety 2 kobiet i 3 dzieci. Grupa szukała zapewne schronienia. Niestety, wszyscy zginęli przygnieceni dachem, pod wpływem wysokich temperatur spływu piroklastycznego albo połączenia jednego z drugim. Uciekinierzy znajdowali się w domu, gdzie niedawno natrafiono na inskrypcję, która pomogła w ustaleniu, że Wezuwiusz zniszczył Pompeje później niż dotychczas sądzono. Drzwi pomieszczenia próbowano zablokować meblem - łóżkiem bądź sofą. Prof. Massimo Osanna, archeolog, który od paru lat sprawuje nadzór nad pozostałościami zniszczonego w 79 r. przez Wezuwiusz miasta, stwierdził, że znalezisko jest szokujące, ale bardzo ważne dla historii. Podkreślił, że szkielety pozostały nienaruszone, mimo że miejsce splądrowano kilkaset lat temu. Archeolodzy wspominają o rabusiach, bo nieopodal szkieletów znaleziono XVII-wieczną monetę (oficjalne wykopaliska rozpoczęły się dopiero w 1748 r.). Ludzie ci pozostawili po sobie także inne "pamiątki" w postaci śladów kopania. « powrót do artykułu
  13. W ostatnich latach dzięki teleskopom kosmicznym udało się zidentyfikować nowe obszary powstawania gwiazd, znajdujące się na obrzeżach naszej Galaktyki. Te właśnie miejsca znajdują się w centrum zainteresowania astronomów z Centrum Astronomii UMK w Toruniu. Populacja młodych gwiazd na obrzeżach naszej Galaktyki nie jest jeszcze dobrze poznana - przede wszystkim dlatego, że o ich istnieniu wiemy tak naprawdę od niedawna - opowiada w rozmowie z PAP dr Agata Karska, liderka zespołu, który prowadzi badania w ramach Grupy Astrofizyki Molekularnej działającej przy Centrum Astronomii Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Celem astronomów jest przede wszystkim potwierdzenie, że wspomniane obiekty naprawdę są protogwiazdami - czyli gwiazdami wciąż znajdującymi się w fazie budowy. Będziemy badać, w jaki sposób oddziałują one na otoczenie - i porównywać te wyniki z pobliskimi, znacznie lepiej nam znanymi obszarami - dodaje badaczka. Jak podkreśla, warunki panujące na obrzeżach Galaktyki różnią się od tego, co obserwujemy bliżej centrum, również pod względem chemicznym. Daje nam to szansę lepszego zrozumienia, w jaki sposób powstawały gwiazdy, kiedy Wszechświat był młodszy. Czyli badając obiekty, które nie są tak naprawdę daleko, mamy wgląd w to, w jaki sposób te najdalsze obiekty powstawały - a przynajmniej kierunek, w jakim te zmiany mogły iść - stwierdza dr Karska. Na obrzeżach Galaktyki materia jest znacznie bardziej rozrzedzona, niż w centrum, niższa jest też tam temperatura gazu. Toruńska grupa badawcza chce z kolei sprawdzić m.in., czy to samo dotyczy znajdującego się w tych rejonach pyłu kosmicznego. Okazuje się bowiem, że nie jest to oczywiste. Jak tłumaczy dr Karska, w Wielkim Obłoku Magellana - najbliższej nam galaktyce formującej gwiazdy - temperatura pyłu jest wyższa, niż w analogicznych obszarach w naszej Galaktyce. Przekłada się to na skład chemiczny powłok lodowych na ziarenkach pyłu i na pewno ma również wpływ na chemię ośrodka w fazie gazowej - podkreśla badaczka. Najważniejsza dla grupy dr Karskiej jest jednak kwestia tzw. metaliczności - czyli zawartości pierwiastków cięższych niż wodór i hel w obszarach powstawania gwiazd. Chodzi o to, że metaliczność zwiększa się wraz z ewolucją Wszechświata: ciężkie pierwiastki powstają we wnętrzach gwiazd, więc późniejsze generacje gwiazd korzystają już z tego zasobu ciężkich pierwiastków, które zostały wygenerowane przez ich poprzedniczki. We wczesnym Wszechświecie metaliczność była bardzo niska - niewiele gwiazd osiągnęło bowiem taki etap ewolucji, że było w stanie zasilić ośrodek międzygwiazdowy ciężkimi pierwiastkami. Tych zaczęło przybywać dopiero w miarę starzenia się gwiazd: ciężkie pierwiastki mogą pojawiać się w ośrodku międzygwiazdowym wskutek wybuchu supernowej lub poprzez wiatry gwiazdowe z czerwonych olbrzymów. W zewnętrznych częściach Galaktyki rzeczywiście jest mniej gwiazd, niż w centrum, w związku z czym stopień wzbogacenia ośrodka w metale też jest mniejszy. To właśnie czyni ten region ciekawym obiektem badań - tłumaczy dr Karska. Moment na podjęcie tego rodzaju badań jest szczególnie sprzyjający: nowe generacje teleskopów pozwalają bowiem badać indywidualnie nawet bardzo odległe gwiazdy. Dotychczas przy badaniu odległych obiektów obserwowało się cały wielki obłok molekularny lub jego fragment. Widoczne były wówczas przede wszystkim masywne obiekty i nie można było powiedzieć za wiele o obiektach mniejszych, takich jak protogwiazdy, które później staną się takimi gwiazdami jak nasze Słońce. Co prawda nadal nie możemy badać pojedynczych obiektów w innych galaktykach - ale już obserwacja pojedynczych gwiazd na skraju naszej Galaktyki jest jak najbardziej możliwa - stwierdza astronomka. Dr Karska podkreśla przy tym, że Uniwersytet Mikołaja Kopernika, na którym zdecydowała się prowadzić nowe badania, jest dla nich idealnym miejscem. Astrochemia to taka nietypowa działka astronomii, gdzie kluczowe są nie tylko obserwacje gwiazd, ale też cała znajdująca się tam materia - gaz i pył. W Toruniu fizycy zajmują się w dużej mierze fizyką atomową i molekularną - co oznacza, że mamy na miejscu specjalistów mogących pomóc w interpretacji naszych wyników - mówi badaczka. « powrót do artykułu
  14. W przypadku pewnych nowotworów szanse na przeżycie są u mężczyzn niższe niż u kobiet. Naukowcy z Uniwersytetu w Melbourne analizowali 25 typów nowotworów. Rokowania mężczyzn były gorsze w 11 z nich. Generalnie różnice międzypłciowe były największe u ludzi zdiagnozowanych w młodszym wieku. Oprócz tego autorzy publikacji z pisma Cancer Causes & Control stwierdzili, że wskaźnik przeżycia jest gorszy dla kobiet w przypadku raka miedniczki nerkowej i moczowodu oraz pęcherza i że dla 12 nowotworów nie ma różnic względnego przeżycia. Naukowcy wykorzystali bazę danych pacjentów w wieku 15-99 lat (240.801 mężczyzn i 173.773 kobiet) z Wiktorii, u których wybrane pierwsze nowotwory pierwotne zdiagnozowano w latach 1982-2015. Nie uwzględniono nieczerniakowych nowotworów skóry, nowotworów płciowospecyficznych, raków sutka, a także nowotworów zgłoszonych tylko w sekcjach zwłok i aktach zgonu. Okazało się, że wskaźnik 5-letniego względnego przeżycia dla wszystkich 25 typów nowotworów łącznie był niższy dla mężczyzn. Wskaźnik nadumieralności mężczyzn (z poprawką m.in. na wiek) wynosił 1,13. Rokowania gorsze dla mężczyzn stwierdzono w przypadku: nowotworów głowy i szyi, raka przełyku, raka jelita grubego/odbytnicy, raka trzustki, raka płuc, nowotworów kości, czerniaka, międzybłoniaka, chłoniaka nieziarniczego, raka nerki oraz nowotworów tarczycy. Rokowania kobiet były gorsze w przypadku raka miedniczki nerkowej i moczowodu oraz pęcherza. Międzypłciowe różnice w zakresie przeżywalności raków jelita grubego i trzustki spadły od 1982 r. do tego stopnia, że nie są już oczywiste. Dla odmiany w przypadku raka płuc rokowania są teraz dla mężczyzn bardziej niekorzystne. Jak widać, przeżywalność jest u mężczyzn niższa w przypadku wielu nowotworów. Powody nie są znane, ale naukowcy mają parę teorii. Wspominają m.in. o różnicach dotyczących udziału w badaniach przesiewowych, etapie zaawansowania choroby w momencie postawienia diagnozy, częstości występowania chorób towarzyszących, opcjach leczenia, a także zachowaniach związanych ze zdrowiem (trybie życia). Identyfikacja i zrozumienie złożonych mechanizmów leżących u podłoża międzypłciowych różnic w przeżywalności pomoże opracować skuteczne interwencje [...], które poprawią rokowania zarówno mężczyzn, jak i kobiet - podsumowuje Nina Afshar. « powrót do artykułu
  15. Producenci elektronicznych papierosów i liquidów znaleźli kolejny sposób na zareklamowanie swoich produktów. Twierdzą, że wzbogacili liquidu witaminami, co ma pozwolić na uzupełnienie ewentualnych niedoborów. Naukowcy sceptycznie podchodzą jednak do tych stwierdzeń podkreślając, że badania, na które powołują się producenci w swoich sloganach marketingowych są albo przestarzałe, albo wyjęte z kontekstu. Jedna z firm twierdzi, że wystarczy kilka pociągnięć, by dostarczyć do płuc – oczywiście dzięki jej liquidowi – 10-krotną dzienną dawkę witaminy B12. Inne liquidy zawierają całe koktajle z witamin A, C, D oraz aminokwasy czy kolagen. Użycie witamin i składników odżywczych w liquidach to nic więcej jak działanie marketingowe, by produkty te wyglądały na zdrowe. Konsumenci kojarza witaminy ze zdrowiem. Takie liquidy mogą być bezpieczne, ale mogą być też niebezpiecznie. Absolutnie nic nie wiadomo o ich bezpieczeństwie czy o efektywności wdychania witamin, mówi epidemiolog odżywiania Regan Bailey z Purdue University. Z kolei Guenter Hochhaus, farmakolog z University of Florida, który specjalizuje się w zagadnieniu dostarczania leków poprzez płuca stwierdza, że teoretycznie wdychanie witamin powinno być możliwe. Musiałyby one dotrzeć do głębokich partii płuc, tam gdzie błony są najcieńsze i najbardziej przenikliwe. Jednak wciąż nie wiadomo, brak bowiem badań na ten temat, czy witaminy i inne składniki odżywcze mogą przenikać przez płuca. Mimo braku jakichkolwiek dowodów naukowcy, producenci zarzekają się, że ich produkt działa, a oni mają na względzie tylko dobro klienta. W tej branży jest pełno oszustów. A my chcemy ludziom pomóc, mówi George Michalopoulos, założyciel firmy VitaminVape. Dodaje, że stworzył firmę, gdy weganie, tacy jak on, potrzebują dodatkowych dawek witaminy B12. Jednak zdecydował, że do liquidu nie będzie dodawał witaminy C czy D, gdyż to niebezpieczne. Mógłbym dodać witaminę D, gdyż ludziom jej brakuje, ale okazało się, że wdychanie witaminy D może być toksyczne. Stwierdziliśmy więc, że prawdziwa nauka wspiera jedynie dodawanie witaminy B12. Inni producenci są innego zdania. Moglibyśmy dodawać witaminy B, ale trzymamy się od nich z daleka, mówi Avi Kwitel, założyciel firmy Sparq produkującej Vitamin Air. Są doniesienia, że duże dawki witaminy B12 podawane ustnie powodują nowotwory płuc u mężczyzn. Kwitel ma tu na myśli badania, które wykazały korelację pomiędzy suplementacją witaminami B6 i B12, a częstszym występowaniem nowotworów. Mężczyzna dodaje, że w liquidzie jego firmy znajdziemy witaminę D, gdyż przeprowadzone na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA) badania wykazały, że młode szczury wdychające witaminę D mogły potencjalnie odnosić z tego korzyści. Jednak Virender Rehan z UCLA, który prowadził wspomniane badania, odpowiada: Jestem zaszokowany, że ktoś mógł wziąć nasze badania i na ich podstawie stwierdzić, że wdychanie witamin może mieć pozytywny wpływ na zdrowie, szczególnie u dorosłych. Rehan dodaje, że cel jego badań był zupełnie inny. Otóż wiadomo, że niedobory witaminy D mogą prowadzić do problemów z rozwojem płuc u noworodków. Zespół z UCLA chciał sprawdzić, czy problem ten można u szczurów rozwiązać poprzez wdychanie witaminy D. Jednocześnie upewnialiśmy się, że zwierzęta nie przyjmą w ten sposób zbyt wysokich dawek witaminy, dodaje. Nadmiar witaminy D jest bowiem toksyczny, szczególnie dla noworodków. Co więcej, większość badań, na jakie powołują się producenci witaminowych e-papierosów czy liquidów było prowadzonych w latach 50. i 60., liczą sobie już ponad pół wieku i część z nich jest nieaktualnych. Ponadto podczas większości z nich używano nebulizerów, urządzeń dostarczających leków rozproszonych w chłodnej mgiełce. Tymczasem e-papierosy podgrzewają roztwór za pomocą metalowych grzałek. Od lat 50. i 60. w nauce zaszła rewolucja. Więc niezbędnym minimum, jakie powinno zostać zrobione, to eksperymenty oceniające bezpieczeństwo tych produktów, mówi Bailey. Naukowcy nie tylko sceptycznie podchodzą do kwestii podawania witamin przez płuca, ale również zwracają uwagę, że może być to niebezpieczne. Na przykład witamina C to kwas, zauważa Hochhaus, pytając o wpływ wdychania kwasu na tkankę płuc. Kwitel przyznaje, że mogą istnieć nierozpoznane ryzyka związane z wdychaniem witaminowych liquidów. Wiemy, że niektóre składniki nie są zdrowe, ale my trzymamy się od nich z daleka. Chcemy dać ludziom zdrową alternatywę. Czy czipsy zabierając o połowę mniej tłuszczu są zdrowe? Oczywiście, że nie. Ale czy są lepszym rozwiązaniem niż pełnotłuste czipsy? Jasne, że tak, stwierdza. Dodaje, że produkowany przez jego firmę liquid był testowany przez niezależne laboratoriu, które miało stwierdzić, czy witaminy i inne składniki zostają zniszczone podczas podgrzewania bądź czy zmieniają się w szkodliwe środki. Przeznaczyliśmy na to dużo czasu i pieniędzy, zapewnia. « powrót do artykułu
  16. Migające światła i melodie wygrywane przez automaty w kasynach sprzyjają ryzykownemu podejmowaniu decyzji. Badanie psychologów z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej, którego wyniki ukazały się w piśmie JNeurosci, pokazują, że cechy audiowizualne kasyn mogą bezpośrednio wpływać na decyzje gracza i sprzyjać podejmowaniu bardziej ryzykownych decyzji. Odkryliśmy, że gdy naszej laboratoryjnej grze hazardowej towarzyszyły cechy audiowizualne kasyn, wybory ludzi były w mniejszym stopniu podyktowane szansą wygranej. Ogólnie, bez względu na prawdopodobieństwo wygranej, ludzie podejmują większe ryzyko w grach bardziej przypominających te dostępne w kasynach - podkreśla dr Mariya Cherkasova. Opisywane badanie to pokłosie wcześniejszych ustaleń z eksperymentów na szczurach. Okazało się bowiem, że gryzonie są skłonne podjąć większe ryzyko, gdy nagrodom w postaci jedzenia towarzyszą migające światła i wygrywanie melodyjki. By sprawdzić, czy ludzie zachowują się tak samo, Kanadyjczycy poprosili ponad 100 dorosłych, żeby zagrali w gry hazardowe z czuciową informacją zwrotną wzorowaną na dzwonkach i gwizdkach wykorzystywanych do sygnalizowania wygranej w przypadku jednorękich bandytów. Okazało się, że obrazy związane z pieniędzmi i dźwięki wydawane przez automaty mogą bezpośrednio wpływać na decyzje. Wykorzystując technologie śledzenia ścieżki wzroku, byliśmy w stanie wykazać, że gdy wygranej towarzyszą wyobrażenia pieniędzy i melodyjki z kasyna, ludzie zwracają mniejszą uwagę na informacje o szansach na wygraną w konkretnym zakładzie. Zauważyliśmy też, że u ochotników występowało większe rozszerzenie źrenic, co sugeruje, że ludzie są bardziej pobudzeni, kiedy wygrana jest sparowana ze wskazówkami czuciowymi - wyjaśnia prof. Catharine Winstanley. Kanadyjczycy stwierdzili, że gdy nie było wskazówek sensorycznych, podejmując decyzje, badani byli bardziej powściągliwi. Uzyskane wyniki pokazują, czemu osobom z tendencjami do hazardu tak trudno oprzeć się urokowi kasyna. Nasze rezultaty stanowią ważną część układanki, która wyjaśnia, w jaki sposób tworzy się i utrzymuje uzależnienie od patologicznego hazardu. Choć bodźce świetlne i dźwiękowe mogą się wydawać nieszkodliwe, teraz widzimy, że wskazówki tego rodzaju mogą wywoływać tendencyjność uwagi i sprzyjać ryzykownemu zachowaniu - podsumowuje Winstanley.   « powrót do artykułu
  17. Grupa naukowców z Uniwersytetu w Oksfordzie donosi o udanym splątaniu bakterii z fotonami. W październikowym numerze Journal of Physics ukazał się artykuł zespołu pracującego pod kierunkiem Chiary Marletto, który przeanalizował eksperyment przeprowadzony w 2016 roku przez Davida Colesa i jego kolegów z University of Sheffield. Podczas wspomnianego eksperymentu Coles wraz z zespołem umieścili kilkaset chlorobakterii pomiędzy dwoma lustrami i stopniowo zmniejszali odległość pomiędzy nimi tak, aż dzieliło je zaledwie kilkaset nanometrów. Odbijając białe światło pomiędzy lustrami naukowcy chcieli spowodować, by fotosyntetyczne molekuły w bakteriach weszły w interakcje z dziurą, innymi słowy, bakterie miały ciągle absorbować, emitować i ponownie absorbować odbijające się fotony. Eksperyment okazał się sukcesem. Sześć bakterii zostało w ten sposób splątanych z dziurą. Jednak Marletto i jej zespół twierdzą, że podczas eksperymentu zaszło coś więcej, niż jedynie połączenie bakterii z dziurą. Przeprowadzone analizy wykazały, że sygnatura energetyczna pojawiająca się podczas eksperymentu jest właściwa dla splątania molekuł wewnątrz bakterii e światłem. Wydaje się, że niektóre fotony jednocześnie trafiały w molekuły i je omijały, a to właśnie dowód na splątanie. Nasze modele dowodzą, że zanotowano sygnaturę splątania pomiędzy światłem a bakterią, mówi pani Marletto. Po raz pierwszy udało się dokonać splątania kwantowego w żywym organizmie. Istnieje jednak wiele zastrzeżeń, mogących podważać wnioski grupy Marletto. Po pierwsze i najważniejsze, dowód na splątanie zależy od tego, w jaki sposób zinterpretujemy interakcję światła z bakterią. Marletto i jej grupa zauważają, że zjawisko to można opisać też na gruncie klasycznego modelu, bez potrzeby odwoływania się do efektów kwantowych. Jednak, jak zauważają, nie można tego opisać modelem „półklasycznym”, w którym do bakterii stosujemy zasady fizyki newtonowskiej, a do fotonu fizykę kwantową To zaś wskazuje, że mieliśmy do czynienia z efektami kwantowymi dotyczącymi zarówno bakterii jak i fotonu. To trochę dowód nie wprost, ale sądzę, że wynika to z faktu, iż oni próbowali bardzo rygorystycznie podejść do tematu i nie wysuwali twierdzeń na wyrost, mówi James Wootton z IBM Zurich Research Laboratory, który nie był zaangażowany w badania. Z kolei Simon Gröblacher z Uniwersytetu Technologicznego w Delft zwraca uwagę na kolejne zastrzeżenie. Otóż energię bakterii i fotonu zmierzono wspólnie, nie osobno. To pewne ograniczenie, ale wydaje się, że miały tam miejsce zjawiska kwantowe. Zwykle jednak gdy chcemy dowieść splątania, musimy osobno zbadać oba systemy. Wiele zespołów naukowych próbuje dokonać splątania z udziałem organizmów żywych. Sam Gröblacher zaprojektował eksperyment, w którym chce umieścić niesporczaki w superpozycji. Chodzi o to, by zrozumieć nature rzeczy i sprawdzić czy efekty kwantowe są wykorzystywane przez życie. W końcu u swoich podstaw wszystko jest kwantem, wyjaśnia współpracownik Marletto, Tristan Farrow. « powrót do artykułu
  18. Rada Państwa poinformowała, że Chiny dopuszczają handel częściami ciała nosorożców i tygrysów w celach naukowych, medycznych i kulturowych (w tym ostatnim przypadku chodzi np. o sprzedaż zabytków). Handel w nowo wyodrębnionych obszarach ma być ściśle uregulowany. Sproszkowanych rogów nosorożca i kości tygrysa będą mogli używać wyłącznie lekarze ze szpitali uznawanych przez Państwową Administrację Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Organizacje turystyczne i dziedzictwa narodowego będą zaś wyrażać zgodę na produkty tygrysie/z nosorożca wykorzystywane w ramach wymiany kulturowej. Rada Państwa podkreśla, że kontroli podlegać będzie także wolumen handlu. Chiny zakazały handlu rogami nosorożców i kośćmi tygrysów w 1993 r. Czarny rynek jednak kwitł i sporo produktów docierało do Państwa Środka przez Wietnam. Organizacje ekologiczne obawiają się, że pozwolenie na ograniczony handel produktami z nosorożców i tygrysów pobudzi ogólne zapotrzebowanie na pokrewne produkty, niwecząc wysiłki zmierzające do opanowania przemytu. Taki ruch może zwiększać ryzyko, że legalny handel stanie się przykrywką dla nielegalnych poczynań. Niewykluczone też, że nowe zasady pobudzą zapotrzebowanie, które spadło po wprowadzeniu pierwotnego zakazu - uważa Margaret Kinnaird z WWF-u. « powrót do artykułu
  19. IBM poinformował o podpisaniu porozumienia, w ramach którego Błękitny Gigant przejmie znanego producenta jednej z dystrybucji Linuksa, firmę Red Hat. Transakcja będzie warta 34 miliardy dolarów. Jeśli do niej dojdzie będzie to trzecia największa w historii akwizycja na rynku IT. Umowa przewiduje, że IBM wykupi akcje Red Hata, płacąc za każdą z nich 190 dolarów. Na zamknięciu ostatniej sesji giełdowej przed ogłoszeniem transakcji akcje Red Hata kosztowały 116,68 USD. Przejęcie Red Hata zmieni zasady gry. Całkowicie zmieni rynek chmur obliczeniowych, mówi szef IBM-a Ginni Rometty. "IBM stanie się największym na świecie dostawcą dla hybrydowych chmur i zaoferuje przedsiębiorcom jedyną otwartą architekturę chmur, dzięki której klient będzie mógł uzyskać z niej maksimum korzyści", dodał. Zdaniem menedżera obenie większość firm wstrzymuje się z rozwojem własnych chmur ze względu na zamknięte architektury takich rozwiązań. Jeszcze przed kilku laty IBM zajmował się głównie produkcją sprzętu komputerowego. W ostatnim czasie firma zdecydowanie weszła na takie rynki jak analityczny czy bezpieczeństwa. Teraz ma zamiar konkurować z Microsoftem, Amazonem czy Google'em na rynku chmur obliczeniowych. Po przejęciu Red Hat będzie niezależną jednostką zarządzaną przez obecnego szefa Jima Whitehursta i obecny zespół menedżerów. To ważny dzień dla świata open source. Doszło do największej transakcji w historii rynku oprogramowania i bierze w tym udział firma zajmująca się otwartym oprogramowaniem. Tworzymy historię, dodał Paul Cormier, wiceprezes Red Hata. Obecnie Red Hat ma siedziby w 35 krajach, zatrudnia około 12 000 osób je jest jednym z największych oraz najbardziej znanych graczy na rynku open source. W roku 2018 zysk firmy wyniósł 259 milionów dolarów czy przychodach rzędu 2,9 miliarda USD. Dla porównania, w 2017 roku przychody IBM-a zamknęły się kwotą 79 miliardów dolarów, a zysk to 5,8 miliarda USD. Na przejęcie muszą się jeszcze zgodzić akcjonariusze Red Hata oraz odpowiednie urzędy antymonopolowe. « powrót do artykułu
  20. W kompleksie Utzh An (wcześniej zwanym Gran Chimú) na terenie strefy archeologicznej Chan Chan, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa miasta epoki prekolumbijskiej, odkryto przejście, wypełnione 20 czarnymi drewnianymi figurkami (idolami) sprzed ok. 800 lat. Mają one 70 cm wysokości. Twarze niektórych z nich nadal zakrywają maski. Poszczególne figurki są umieszczone w ciasno dopasowanych niszach. Niestety, stan jednej z rzeźb jest bardzo zły. Rzeźby znajdują się w prowadzącym na plac ceremonialny 33-m korytarzu. Prawdopodobnie miały pełnić funkcję strażników. Wg zespołu archeologów, korytarz reprezentuje unikatową fazę historii regionu. Idole są prawdopodobnie najstarszymi rzeźbami odkrytymi na stanowisku. Podczas prac archeolodzy odsłonili także 5 murali. Maski idoli są wykonane z gliny, ewentualnie z pokruszonych beżowych muszli. W jednej dłoni idola znajduje się berło, a w drugiej okrągły obiekt, być może tarcza. Alejandra Rengifo Chunga tłumaczy, że berło to oznaka statusu, a tarcza symbolizuje ochronę. I rzeźby, i przedstawiające m.in. sieci rybackie czy fale murale odkryto w lipcu, ale Ministerstwo Kultury poinformowało o tym dopiero ostatnio. Wykopaliska rozpoczęły się w czerwcu zeszłego roku i potrwają do maja 2020 r.   « powrót do artykułu
  21. Studenci z Uniwersytetu w Kapsztadzie stworzyli cegły z... ludzkiego moczu. Niezwykły materiał budowlany powstał dzięki naturalnemu procesowi o nazwie mikrobowe wytrącanie węglanów. Jest on podobny do procesu, w którym powstają muszle stworzeń morskich. Południowoafrykańscy studenci wykorzystali luźny piasek i bakterie, wytwarzające ureazę. Gdy pojawi się mocz, ureaza rozkłada mocznik, tworząc w złożonym procesie chemicznym węglan wapnia. To wiąże piasek i możemy otrzymać zadany kształt, na przykład cegłę. Osiągamy tutaj podwójną korzyść. Z jednej strony pozbywamy się moczu, z drugiej zaś otrzymujemy materiał budowlany, który powstaje w temperaturze pokojowej. Tradycyjne cegły wymagają wypalania w bardzo wysokich temperaturach, co jest procesem energochłonnym i wiąże się z emisją dużych ilości dwutlenku węgla. Nowe cegły można dobierać pod wymagania klienta. Jeśli klient chce mieć cegłę o 40% bardziej wytrzymałą niż wapień, to po prostu dajemy bakteriom więcej czasu na działanie. Im dłużej one pracują, tym bardziej wytrzymały jest materiał końcowy. Możemy więc optymalizować ten proces, mówi doktor Dyllon Randall, który nadzorował badania swoich studentów. Pomysł wykorzystania mocznika do wytwarzania cegieł testowano kilka lat temu w USA. Wówczas jednak użyto syntetycznych roztworów, a Suzanne Lambert i Vukheta Mukhari postanowili wykorzystać ludzki mocz. Dodatkową zaletą opracowanego przez nie procesu jest fakt, że produktami ubocznymi produkcji cegieł są azot i potas, ważne składniki komercyjnych nawozów sztucznych. Jak informuje Randall, mocz stanowi mniej niż 1% objętości ścieków bytowych, ale znajduje się w nim 80% azotu, 56% fosforu i 63% potasu obecnych w ściekach. Około 97% fosforu z moczu można wykorzystać do produkcji fosforanu wapnia, ważnego składnika nawozów, którego naturalne światowe rezerwy powoli się wyczerpują. W Kapsztadzie powstała nowatorska metoda, która pozwala na całkowity recykling moczu. Najpierw jest on zbierany w specjalnych pojemnikach, gdzie powstaje nawóz w stanie stałym. Pozostały płyn jest wykorzystywany do produkcji cegieł, a to, co pozostaje, służy do wyprodukowania drugiego nawozu. Całość moczu jest zamieniana w trzy użyteczne produkty. Kolejnym krokiem jest zoptymalizowanie całego procesu tak, by przynosił on zysk, mówi doktor Randall. Wykorzystanie powyższego pomysłu nie będzie proste. Trzeba by rozstrzygnąć kwestię zbierania i transportu moczu oraz zadbać o społeczną akceptację dla produktów z niego uzyskanych. « powrót do artykułu
  22. Białko FGFBP3 (BP3), które zespół z Georgetown University badał pod kątem nowotworów, okazało się silnym regulatorem metabolizmu. Wszystko wskazuje na to, że może odwracać zaburzenia związane z zespołem metabolicznym, np. cukrzycę typu 2. czy stłuszczenie wątroby. Podczas eksperymentów Amerykanie stwierdzili, że wymuszona ekspresja tego białka u laboratoryjnego szczepu otyłych myszy prowadziła do dużego spadku masy tłuszczowej mimo genetycznej predyspozycji do nieustannego jedzenia (gryzonie nie miały hormonu sytości - leptyny). Ponieważ BP3 jest naturalnym białkiem, testy kliniczne rekombinowanego ludzkiego BP3 mogłyby się zacząć stosunkowo szybko po zakończeniu badań przedklinicznych. Naukowcy dostarczali wektor ekspresyjny (plazmid) BP3 kilkakrotnie na przestrzeni 18 dni. To wystarczyło, by masa tłuszczowa otyłych myszy zmniejszyła się o ponad 1/3 - podkreśla dr Anton Wellstein. Zabieg wpływał też na różne powikłania związane z otyłością, np. na hiperglikemię (zbyt wysoki poziom cukru we krwi) i stłuszczenie wątroby. Badania, w tym mikroskopowe, nie wykryły żadnych efektów ubocznych. BP3 należy do rodziny białek wiążących czynniki wzrostu fibroblastów. Czynniki wzrostu fibroblastów (ang. fibroblast growth factors, FGFs) występują u wielu organizmów i biorą udział w różnych procesach, np. regulacji wzrostu komórek, gojeniu ran czy reakcji na zranienie. Niektóre FGSs działają jak hormony. BP1 i BP3 są białkami opiekuńczymi (szaperonami), które wiążą się z FGFs i zwiększają ich aktywność w organizmie. Wellstein od dawna badał gen BP1, bo produkcja tego białka jest podwyższona w wielu nowotworach, co sugeruje, że wzrost niektórych nowotworów ma związek z nadmiernymi dostawami FGFs. Amerykanie dopiero niedawno zwrócili uwagę i zajęli się także BP3. Ich badania wykazały, że szaperon wiąże się z 3 czynnikami wzrostu fibroblastów (19, 21 i 23), które kontrolują metabolizm. Sygnalizacja FGF19 i FGF 21 reguluje magazynowanie i wykorzystanie węglowodanów i lipidów, a FGF23 kontroluje metabolizm fosforanów. Odkryliśmy, że BP3 ma znaczący wkład w metabolizm. Kiedy ma się dostęp do większej ilości tego szaperonu, przez nasilenie sygnalizacji zwiększają się skutki działania FGF19 i FGF 21. Wskutek "podkręcenia" metabolizmu cukier z krwi i tłuszcz z wątroby są zużywane w celach energetycznych, nie ma więc mowy o ich magazynowaniu. « powrót do artykułu
  23. W krajach Europy Wschodniej odsetek osób cierpiących z powodu zanieczyszczenia powietrza jest większy niż w Chinach czy Indiach. Co prawda, jak informuje, Europejska Agencja Ochrony Środowiska (EEA), jakość powietrza nad Europą powoli się poprawia, jednak nadal jest ono śmiertelnie niebezpieczne i zabija niemal 500 000 osób rocznie. Z wyliczeń EEA wynika, że w 2015 roku same tylko zanieczyszczenia pyłem zawieszonym PM2.5 zabiły w UE 391 000 osób. Śmierć kolejnych 76 000 została spowodowana przez ditlenek azotu, a 16 400 zmarło z powodu ozonu. Jednocześnie dowiadujemy się, że od roku 1990 liczba zgonów spowodowanych przez PM2.5 zmniejszyła się o około pół miliona. EEA informuje, że taką poprawę osiągnięto dzięki wprowadzaniu i egzekwowaniu nowych przepisów dotyczących przede wszystkim emisji z transportu, przemysłu i produkcji energii. Zanieczyszczenie powietrza to niewidzialny zabójca. Musimy zintensyfikować wysiłki w walce z nim, mówi dyrektor EEA Hans Bruyninckx. Zanieczyszczenie powietrza nad większością krajów UE jest wciąż większe niż standardy zalecane przez Unię Europejską i Światową Organizację Zdrowia. « powrót do artykułu
  24. Tak jak ludzie, zwierzęta dzielą świat na obiekty ożywione i nieożywione i są bardziej zaskoczone, gdy coś, co należy do tej 2. kategorii, zaczyna się poruszać. Naukowcy z Uniwersytetów w Exeter i Cambridge sprawdzali, jak kawki zwyczajne reagują na poruszające się ptaki, np. zięby, węże i patyki. Okazało się, że najbardziej wystrzegały się one patyków. Brytyjczycy posłużyli się zdalnie sterowanymi obiektami. Umieszczali je w gnieździe kawek. Dzięki temu można było zrozumieć, jak ptaki postrzegają potencjalne zagrożenia. My, ludzie, intuicyjnie postrzegamy świat jako podzielony na obiekty ożywione i nieożywione. Mamy jednak bardzo mało dowodów, czy dzikie zwierzęta również postrzegają świat w ten sposób - opowiada dr Alison Greggor. Zakłada się, że zdolność ta wyewoluowała, by wspierać kontakty społeczne, jednak jej roli u dzikich zwierząt nigdy dotąd nie badano. Nasz eksperyment rozszerza funkcje tej umiejętności poza realia społeczne. Z tego względu może ona być bardziej rozpowszechniona niż sądzono. Podczas testów autorzy Royal Society Open Science stwierdzili, że choć kawki są zaskoczone jakimkolwiek ruchem i wydają wtedy ostrzegawcze dźwięki, najdłużej zwlekają z powrotem do budki lęgowej, gdy stykają się z poruszającym się obiektem nieożywionym (zdalnie sterowanym kijem). To sugeruje, że rozpoznają ten ruch jako nieoczekiwany i odwlekają powrót do gniazda, dając sobie więcej czasu na zebranie dodatkowych informacji o sytuacji. « powrót do artykułu
  25. Profesor Andreas Malikopoulos z University of Delaware wykorzystuje teorię kontroli do opracowania algorytmów dla autonomicznych samochodów. Pojazdy zarządzanie tymi algorytmami nie tylko pozwolą na pozbycie się sygnalizacji świetlnej i będą przestrzegały ograniczeń prędkości, ale również zaoszczędzą paliwo i szybciej dotrą na miejsce. Malikopoulos i jego współpracownicy z Boston University opracowali ostatnio metodę kontroli i minimalizacji zużycia energii przez pojazdy przejeżdżające przez skrzyżowania, na których nie ma sygnalizacji świetlnej. Następnie przeprowadzili symulację komputerową, która wykazała, że ich algorytmy pozwalają komunikującym się ze sobą samochodom na zachowanie pędu, zaoszczędzenie paliwa i skrócenie czasu podróży. Pomysł Malikopoulosa polga m.in. na dobraniu optymalnego sposobu przyspieszania i spowalniania samochodu. Ma być to możliwe dzięki temu, że pojazdy będą się ze sobą komunikowały. Dzięki temu, jak wykazały obliczenia, takie pojazdy zuzyją o 19–22 procent mniej paliwa i dotrą na miejsce o 26–30 procent szybciej niż samochody kierowane przez ludzi. Profesor Malikopoulos jest głównym naukowcem przewidzianego na 3 lata projektu finansowanego przez Advanced Research Projects Agency for Energy (ARPA-E). Celem NEXT-Generation Energy Technologies for Connected and Automated On-Road Vehicles (NEXTCAR) jest opracowanie takich rozwiązań z dziedziny automatyzacji pojazdu, dzięki którym testowy Audi A3 będzie zużywał o co najmniej 20% mniej paliwa, niż standardowa wersja. W pracach biorą też udział naukowcy z firmy Bosch i Oak Ridge National Laboratory. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...