Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36961
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przechowywane pszenne ciasto podlega brązowieniu enzymatycznemu, przez co upieczone ciastka czy tarty nie wyglądają już tak apetycznie. Naukowcy wynaleźli jednak sposób, by w naturalny sposób zapobiec temu procesowi: wystarczy sięgnąć po białe wino i sok z cytryny. Koniecznie w połączeniu. Za brązowienie enzymatyczne odpowiada oksydaza polifenolowa (ang. polyphenol oxidase, PPO). To ten sam proces, w wyniku którego ciemnieją banany, a także inne owoce i warzywa. Piekarze często przygotowują ciasto z dużym wyprzedzeniem, a taka zmiana koloru oznacza nie tylko spadek walorów estetycznych, ale i wymierne straty ekonomiczne. Brązowieniu można zapobiegać za pomocą sztucznych dodatków, ale konsumenci są coraz bardziej świadomi zdrowotnie i wolą naturalny skład. Chcąc nie chcąc producenci musieli więc poszukać alternatywnych metod, które nie wpływałyby na właściwości samego ciasta, np. na smak. W pierwszym rzędzie zespół Petera Fischera z Politechniki Federalnej w Zurychu przetestował szereg sztucznych dodatków. Okazało się, że niektóre wywoływały lekkie przebarwienie po dodaniu i zapobiegały dalszemu przebarwieniu w trakcie przechowywania, inne zaś podtrzymywały biel ciasta od samego początku. Po serii eksperymentów z białym winem, sokiem winogronowym i sokiem z cytryny Szwajcarzy zaobserwowali, że aktywność PPO i brązowienie enzymatyczne najlepiej hamowało połączenie wina i soku z cytryny. « powrót do artykułu
  2. Wprowadzenie dodatkowego podatku na czerwone i przetworzone mięso uratowałoby życie około 220 000 ludzi rocznie i zaoszczędziło systemom opieki zdrowotnej około 40 miliardów dolarów, wynika z badań przeprowadzonych na Oxford University. W PLOS One ukazały się wyniki badań, których autorzy próbowali określić optymalny poziom opodatkowania mięsa w 149 regionach świata. Opodatkowanie to miałoby uwzględniać koszty opieki zdrowotnej oraz wymusić zmiany w zachowaniach konsumentów. Z badań wynika, że – aby osiągnąć powyższe cele – w krajach o wysokich dochodach mięso czerwone powinno być o 20% droższe niż obecnie, a mięso przetworzone, takie jak bekon, kiełbasa czy suszone (jerky) powinno być ponaddwukrotnie droższe, by zrównoważyć koszty opieki zdrowotnej spowodowanej jego konsumpcją. WHO klasyfikuje przetworzoną wołowinę, wieprzowinę i baraninę jako rakotwórcze, a w formie nieprzetworzonej jako potencjalnie rakotwórcze. Te trzy rodzaje mięsa są też powiązane ze zwiększonym zachorowaniem na cukrzycę typu 2., chorobę niedokrwienną serca i udary. W większości krajów o wysokich i średnich dochodach poziom konsumpcji czerwonego i przetworzonego mięsa jest wyższy niż zalecany. Ma to negatywny wpływ zarówno na zdrowie poszczególnych osób, jak i na systemy opieki zdrowotnej oraz gospodarkę. Naukowcy uważają, że na czerwone i przetworzone mięso należy wprowadzić podatki, podobne do tych, jakie wprowadza się na inne szkodliwe produkty, takie jak tytoń, alkohol czy cukier. W ten sposób można zachęcić konsumentów do wybierania zdrowszej żywności. Zdaniem uczonych, po wprowadzeniu takiego podatku konsumpcja przetworzonego mięsa w krajach o wysokich dochodach spadłaby o dwie porcje na tydzień, a spadek globalny sięgnąłby 16%. Konsumpcja czerwonego nieprzetworzonego mięsa pozostałaby na tym samym poziomie. Po wprowadzeniu podatku globalne wpływy z niego sięgnęłyby 172 miliardów dolarów i pokryłyby 70% kosztów ponoszonych przez systemy opieki zdrowotnej w związku z konsumpcją mięsa. Zmniejszenie spożycia czerwonego mięsa miałoby też korzystny wpływ na wagę ludzi i na klimat. Zdaniem naukowców emisja gazów cieplarnianych zmniejszyłaby się o około 100 milionów ton rocznie i spadłby też odsetek otyłych osób w społeczeństwie. Nikt nie chce, by rządy mówiły ludziom, co mogą, a czego nie mogą jeść. Jednak nasze wyliczenia jasno pokazują, że konsumpcja czerwonego i przetworzonego mięsa wiąże się z kosztami nie tylko dla zdrowia ludzi i całej planety, ale również dla systemów opieki zdrowotnej i gospodarki, podkreśla doktor Springmann. « powrót do artykułu
  3. W latrynie z Antiochii ad Cragum w Anatolii archeolodzy odkryli 2 mozaiki z II w. n.e. Jedna z nich przedstawia Narcyza zafascynowanego odbiciem swojego fallusa, a druga Ganimedesa, którego przyrodzenie jest czyszczone gąbką przez czaplę. Byliśmy zdumieni, patrząc na to. By zrozumieć, o co chodzi, trzeba znać mity, ale jak widać, humor łazienkowy jest czymś uniwersalnym - podkreśla Michael Hoff z Uniwersytetu Nebraski w Lincoln. Choć zwykle Narcyz jest opisywany jako piękny młodzieniec, ten z zachowanej w połowie mozaiki do przystojnych nie należy. Ma długi nos, który zdecydowanie nie pasował do ówczesnych kanonów piękna. Patrzy w dół i zapewne zamiast twarzy podziwia odbicie swojego penisa. W mitologii greckiej Zeus zakochał się w Ganimedesie, królewiczu trojańskim, i porwał go, przybierając postać orła. W sztuce Ganimedes jest często przedstawiany podczas toczenia obręczy za pomocą kijka. Na mozaice dzierży jednak szczypce, a w nich gąbkę, która również 1800 lat temu mogła się kojarzyć z czyszczeniem toalet. Zeus nie jest tu zaś orłem, ale czaplą, która trzyma w długim dziobie gąbkę i muska nią przyrodzenie Ganimedesa. Mozaiki odkryto w ostatnich dniach letnich wykopalisk. Dla bezpieczeństwa zespół musiał je ponownie zasłonić, ale jak podkreśla Hoff, następnego lata archeolodzy zajmą się nimi ponownie. Planowane są także prace konserwacyjne. Hoff uważa, że publiczna latryna była wykorzystywana głównie przez mężczyzn. Dzieliła bowiem ścianę z dużą łaźnią i znajdowała się przy buleuterionie, czyli budowli, w której odbywały się zebrania rady (bule). Birol Can, zajmujący się mozaikami ekspert z Uşak University, dodaje, że w związku z lokalizacją, musiały się przez nią przewijać tłumy. Oczywiście, wszystkie starożytne miasta miały latryny, ale nie wszystkie z nich odsłonięto i nie wszystkie przetrwały do dnia dzisiejszego. Liczba latryn z podłogą wyłożoną mozaiką jest bardzo mała. Latryna z Antiochii ad Cragum jest jednym z rzadkich przykładów. Jak dodają specjaliści, obie są jedynymi przykładami mozaiki figuratywnej z Antiochii ad Cragum. Co prawda wcześniej Hoff i inni odkryli przy basenie w kompleksie kąpielowym dużą mozaikę, ale przedstawia ona wyłącznie wzory geometryczne. « powrót do artykułu
  4. Turbiny wiatrowe stały się nowym „drapieżnikiem alfa”. Urządzenia te zabijają jastrzębie, myszołowy i inne drapieżne ptaki znajdujące się na szczycie łańcucha pokarmowego. Przeprowadzone w Indiach badania wykazały, że w okolicach farm wiatrowych liczba ptaków drapieżnych spada o 75%. Ma to katastrofalny wpływ na cały łańcuch pokarmowy, gdyż małe ssaki i gady zmieniają swoje zachowanie w reakcji na brak drapieżników. Wyniki najnowszych badań mogą tylko martwić. Pokazują one, że farmy wiatrowe mogą zniszczyć delikatną równowagę w przyrodzie, tym bardziej, że instalacje takie powstają na otwartych przestrzeniach, gdzie przebywają drapieżniki. Naukowcy z Indyjskiego Instytutu Nauk badali populacje jaszczurek i ptaków w okolicy trzech farm wiatrowych. Okazało się, że w pobliżu instalacji liczba ptaków drapieżnych zmniejszyła się o 75%. Tam, gdzie były turbiny w ciągu trzech godzin można było zauważyć około 5 drapieżników. W okolicach bez farm wiatrowych odnotowywano około 19 ptaków. Zmniejszenie się liczby drapieżników skutkowało wzrostem populacji jaszczurek. Ponadto u jaszczurek odnotowano zmniejszony poziom hormonu stresu i zauważono zmiany w ich zachowaniu. Na przykład ludzie mogli podejść do jaszczurek znacznie bliżej. W obecności ptaków drapieżnych zwierzęta wcześniej rozpoczynały ucieczkę. Profesor Maria Thaker, współautorka badań stwierdziła: Z wielu dotychczasowych badań wiemy, że farmy wiatrowe wpływają na ptaki i nietoperze. Zabijają je i przeszkadzają im się poruszać. My poszliśmy o krok dalej i odkryliśmy, że farmy wpływają też na jaszczurki. Za każdym razem gdy ze środowiska usuniemy lub dodamy doń drapieżnika alfa, dochodzi do nieoczekiwanych zmian w całym ekosystemie. Turbiny wiatrowe działają tak, jak drapieżnik alfa. « powrót do artykułu
  5. By nie stawać się kąskiem polujących nietoperzy, ćmy wyewoluowały "futerko" na tułowiu. Niektóre ćmy wiedzą, że zbliża się niebezpieczeństwo, dzięki narządom tympanalnym. Ponieważ jednak wiele ciem nie słyszy, musiały się u nich rozwinąć inne metody unikania drapieżników. Thomas Neil z Uniwersytetu Bristolskiego odkrył, że jedną z nich jest powłoka z włosków, która pełni funkcję kamuflażu akustycznego. Wykład nt. tego, jak "futro" z tułowia i stawów skrzydeł zapewnia maskowanie akustyczne, zmniejszając echo z tych części ciała, Neil miał wygłosić na 16. konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Akustycznego. Włoski z tułowia pełnią funkcję [...] maski akustycznej dla wszystkich istotnych ekologicznie częstotliwości ultradźwiękowych. Taka "sierść" stanowi leciutki porowaty pochłaniacz dźwięku, który ułatwia kamuflaż akustyczny [...]. Brytyjczyk dodaje, że usunięcie włosków z tułowia podwyższało ryzyko wykrycia aż o 38%. Do zbadania siły echa (jego właściwości przestrzennych i częstotliwościowych) u 2 gatunków niesłyszących ciem, które padają ofiarą nietoperzy i 2 gatunków motyli, które nie są kąskami tych ssaków, Neil wykorzystał tomografię akustyczną. Porównując skutki usunięcia włosków z tułowia pierwszych i drugich, biolog stwierdził, że "futerko" determinuje kamuflaż akustyczny ciem, lecz nie motyli. Odkryliśmy, że "futro" na tułowiu ciem jest grubsze i gęstsze niż u motyli. Te parametry kształtują osiągi absorpcyjne [...]. Włoski ciem są w stanie pochłonąć do 85% rzutowanej energii dźwięku. U motyli maksimum absorpcji wynosiło jedynie 20%. Wyniki badań Neila przydadzą się do opracowania biomimetycznych materiałów do ultracienkich absorberów dźwięku. "Futerko" ćmy jest [..] leciutkie i działa jak szerokopasmowy i wielokierunkowy absorber ultradźwiękowy, którego osiągi przypominają parametry współczesnych pianek pochłaniających dźwięki. « powrót do artykułu
  6. Waleń biskajski został w przeszłości niemal wytępiony przez człowieka. Po wielu dziesięcioleciach od wprowadzenia zakazu polowań populacja tego majestatycznego stworzenia zaczęła się powoli odradzać, zwiększając się od roku 1990 do 450 osobników. Jednak około roku 2010 zanotowano kolejny spadek. Jego przyczyną jest znowu działalność człowieka. Gdy samica walenia przez całe miesiące i lata usiłuje uwolnić się od sieci, w którą się zaplątała, nie pozostaje jej zbyt wiele energii na rozród i wychowanie młodych. Coraz większe zanieczyszczenie środowiska plastikowymi odpadami, kolizje ze statkami i inne formy działalności człowieka ponownie zagrażają waleniom. Naukowcy pracujący pod kierunkiem Petera Corkerona z NOAA stwierdzili, że gdyby w ciągu ostatnich 25 lat wody należące do USA i Kanady były wolne od żeglugi, to obecna populacja waleni biskajskich wynosiłaby niemal 900 osobników. Przede wszystkim zaś byłoby dwukrotnie więcej samic. Szanse na odrodzenie gatunku są uzależnione od śmiertelności wśród samic, stwierdzają naukowcy. Działalność człowieka wciąż nie pozwala odrodzić się gatunkowi, który niemal wytępiliśmy. Spośród 122 waleni biskajski, o których wiemy, że padły w latach 1970–2009 aż 80% zginęło wskutek działalności człowieka. Waleń nie może się odrodzić, mimo że od ponad 50 lat nie wolno na niego polować. Corkeron i jego zespół chcieli też dowiedzieć się, czy oprócz takich zjawisk jak kolizje ze statkami, ludzie mają jakiś inny negatywny wpływ na populację walenia biskajskiego. W tym celu przyjrzeli się blisko spokrewnionemu waleniowi południowemu. Populacja tych zwierząt liczy około 15 000 osobników, jest w znacznie lepszym stanie i znacznie mniej jest narażona na działalność człowieka. Zbierane od trzech dekad dane na temat narodzin młodych pozwoliły na określenie ich liczby w trzech podpopulacjach. Okazało się, że walenie południowe żyjące u wschodnich wybrzeży Ameryki Południowej, południowych wybrzeży Afryki i południowo-zachodnich wybrzeży Australii rodzą dwukrotnie więcej młodych niż ich krewni z północy. Dalsze badania wykazały, że to zanieczyszczenie środowiska powoduje problemy u waleni biskajskich. Od dawna wiadomo, że samice różnych gatunków rezygnują z reprodukcji jeśli są w złej kondycji fizycznej, stwierdzają autorzy. Co zaś może przyczyniać się do niższej wagi ciała i licznych ran u samic waleni biskajskich? Naukowcy stwierdzili, że najprawdopodobniej winne są porzucone sieci i inny sprzęt do połowów. Wykonany jest on z tworzyw sztucznych, jest bardzo wytrzymały i przez długi czas unosi się w wodzie. Wcześniejsze badania wykazały, że ponad 80% waleni biskajskich co najmniej raz w życiu zaplątało się w takie porzucone sieci, a około 50% doświadczyło tego co najmniej 2 razy. Mogą minąć miesiące lub lata zanim zwierzę uwolni się z takiej sieci. Powrót do zdrowia trwa drugie tyle, czytamy w Royal Society Open Science. Problemu z porzuconymi sieciami nie mają walenie południowe. Szacuje się, że zanim ludzie zaczęli je masowo zabijać, populacja waleni biskajskich liczyła setki tysięcy osobników. « powrót do artykułu
  7. Administracji prezydenta Trumpa nie udało się doprowadzić do odrzucenia pozwu złożonego przeciwko rządowi USA przez grupę młodych ludzi w wieku 11–22 lat. Oskarżają oni rządzących o brak odpowiednich działań przeciwko globalnemu ociepleniu, co narusza prawo najmłodszej generacji do życia, wolności i własności oraz oznacza, że rząd nie chroni powierzonych mu zasobów publicznych. Pozew został złożony w 2015 roku i wówczas wymieniono w nim prezydenta Obamę i jego administrację. Po wyborach pozwanym stał się prezydent Trump i jego rząd. Ani Obamie, ani Trumpowi nie udało się doprowadzić do oddalenia pozwu. Sąd Najwyższy USA odrzucił właśnie wniosek Białego Domu o oddalenie sprawy. Jesteśmy niezwykle zadowoleni z takiego orzeczenia. Jesteśmy gotowi na proces, oświadczył Philip Gragory, jeden z prawników reprezentujących młodych ludzi w sprawie Juliana v United States. W pozwie nie chodzi o brak działań rządu, ale o to, że działania rządu prowadzą do globalnego ocieplenia, stwierdziła organizacja Our Children's Trust, która wspiera powodów. Wśród powodów znajdziemy 15-letniego Jaydena Foytlina, którego rodzina musiała opuścić dom po tym, jak najpierw nadeszła „powódź 1000-lecia”, a później osiem „powodzi 500-lecia”. I to wszystko w ciągu dwóch lat. Z kolei najmłodszy z powodów, 11-letni Levi Draheim, mieszka na Flordzie, kilka metrów nad poziomem morza i wraz z innymi mieszkańcami Satellite Beach jest świadkiem coraz większej liczby sztormów i innych niekorzystnych zjawisk, jak np. zakwity alg. Pochodząca z plemienia Nawahów 17-letnia Jamie Lynn Butler musiała wraz z rodziną opuścić dom, gdyż wysechł pobliski strumień. Ważną rolę odgrywa tutaj wiek skarżących. To właśnie oni będą musieli za kilkadziesiąt lat mierzyć się z najpoważniejszymi skutkami zmian klimatycznych. « powrót do artykułu
  8. Analiza wyników badań szczątków 66 osób z plejstocenu- głównie ze środkowego i górnego paleolitu - ujawniła, że cierpiały one na zaskakująco dużą liczbę fizycznych deformacji (wad rozwojowych). Erik Trinkaus, antropolog z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis, sporządził kompilację wyników badań szczątków 2 niemowląt, 10 dzieci, 6 nastolatków (adolescentów), 30 dorosłych w sile wieku i 8 seniorów z późnego plejstocenu z kilku stanowisk archeologicznych ze świata. Odkrył, że wykazywały one cechy 75 anomalii szkieletowych bądź stomatologicznych. Opierając się na wskaźnikach podobnych zaburzeń we współczesnych populacjach, Trinkaus uznał, że prawdopodobieństwo, że liczba ta jest po prostu artefaktem niewielkiej wielkości próby, wydaje się bardzo małe. W artykule opublikowanym na łamach pisma PNAS antropolog stwierdza, że nie ma pojedynczego czynnika, który mógłby odpowiadać za tak dużą liczbę deformacji. Znacząca liczba tych anomalii odzwierciedla nieprawidłowe procesy rozwojowe, które były wynikiem wariantów genetycznych zmieniających ich przebieg albo skutkiem oddziaływania stresu środowiskowego bądź behawioralnego. Wśród wykrytych zmian znalazły się, m.in.: zmiękczenie kości (osteomalacja w wyniku hipofosfatemii), wodogłowie, karłowatość, a także szereg anomalii czaszki, żuchwy/szczęki czy zębów. O ile samo występowanie deformacji nie powinno dziwić, to zaskakująca jest ich olbrzymia liczba. Niektóre z tych deformacji rozwojowych są czymś rzadkim, ale nie wyjątkowym u ludzi współczesnych. Nie jest więc zaskakujące, że znajdujemy je w zabytkach paleontologicznych. Jednak inne z tych deformacji występują obecnie niezwykle rzadko i prawdopodobieństwo, że trafimy na wykazujące je szczątki sprzed tysięcy lat jest bardzo małe, zauważa naukowiec. Bazując na częstotliwości występowania deformacji u ludzi współczesnych uczony wylicza, że szansa na znalezienie ich w tak starych szczątkach wynosi w przypadku najczęstszych deformacji 5%, w przypadku rzadkich – 0,0001%. Natomiast prawdopodobieństwo, że odkryjemy je występujące wspólnie w szczątkach wielu analizowanych ludzi jest mikroskopijna. Prawdopodobieństwo odkrycia aż 75 deformacji jest znikome, stwierdza Trinkaus. Uczony przyznaje, że nie można przypadku 66 osób przekładać na całą populację, która żyła w plejstocenie i właściwą ocenę rozpowszechnienia się deformacji dotykających ówczesne społeczności można będzie dokonać po przeanalizowaniu znacznie większej liczby szczątków. Jeśli jednak odrzucimy hipotezę, że uczony przeanalizował niereprezentatywną próbkę szczątków, a nic na to nie wskazuje, bo nie mamy żadnych dowodów na to, by ludzi z deformacjami grzebano wspólnie lub by grzebano ich w inny sposób niż ludzi zdrowych, możemy wstępnie założyć, że w plejstocenie rzeczywiście występowała duża liczba deformacji rozwojowych. Mogło to być spowodowane wysokim poziomem stresu, jakiemu były poddane społeczności zbierackie, stwierdza naukowiec. Dodatkowym czynnikiem mogło być krzyżowanie się osób spokrewnionych. Niektóre z zauważonych wad są dziedziczne i jeśli dochodziło do chowu wsobnego, to znacznie zwiększała się szansa ich wystąpienia. « powrót do artykułu
  9. Średniowieczny szkielet zapewnił pierwsze fizyczne dowody, że paprocie były wykorzystywane w celach medycznych: w przypadku łysienia, łupieżu i kamieni nerkowych. Szkielet mężczyzny w wieku 21-30 lat pochodzi z nekropolii Can Reiners z Majorki. Znaleziono na nim ślady skrobi zbożowej oraz pierścienie zarodni paproci. Zarodnię porównano ze współczesnymi zarodniami, zebranymi na północy Majorki i na Półwyspie Iberyjskim. Stwierdzono, że przypomina ona sporangia zanokcicy skalnej (Asplenium trichomane). Analiza historycznej i współczesnej literatury botanicznej wykazała, że gatunek ten powszechnie uznawano za lekarstwo na kamienie nerkowe i łysienie. Paproć wykorzystywano też w roli środka wykrztuśnego, jako diuretyk, a także zioło na wywołanie menstruacji. Nie ma dowodów, by w jakimkolwiek okresie historycznym liście paproci wchodziły w skład diety. W źródłach pisanych, nawet tych z I w. n.e., są za to wzmianki o usuwaniu za ich pomocą objawów pewnych niezagrażających życiu chorób. Badając kamień nazębny szkieletu datującego się na, jak sądzimy, IX bądź X w., byliśmy w stanie określić, że zarodnia pochodziła z zanokcicy, rozpowszechnionego gatunku, który rośnie w skalistych rejonach na całym świecie. Te paprocie były przez stulecia wykorzystywane przez europejskich zielarzy, chirurgów, lekarzy i uzdrowicieli. Dotąd jednak dysponowaliśmy wyłącznie dokumentami opisującymi ich stosowanie - podkreśla dr Elena Fiorin z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Yorku. Ze zwykłego kamienia nazębnego dowiedzieliśmy się, że społeczności z tej części Hiszpanii miały świadomość właściwości leczniczych pewnych roślin. Wiedziały też, jak je podawać, by uzyskać pożądany efekt. Źródła pisane podają, że wodą zalewano świeże bądź suszone liście. Czasem smak mikstury poprawiano za pomocą kwiatów pomarańczy albo dosładzano cukrem czy miodem. W oparciu o szkielet nie da się co prawda powiedzieć, na co leczono młodego mężczyznę, ale można przypuszczać, że chodziło o chorobę skóry, układu moczowego albo o udrożnienie górnych dróg oddechowych. Autorzy publikacji z International Journal of Osteoarchaeology dodają, że zanokcice są nadal wykorzystywane w Europie do leczenia całej gamy chorób. Dzięki zapisowi archeologicznemu możemy zrozumieć, jak w trakcie ewolucji ludzie wykorzystywali środowisko naturalne [i jego zasoby] w opiece zdrowotnej. « powrót do artykułu
  10. Na University of Manchester uruchomiono SpiNNaker, najpotężniejszy na świecie komputer neuromorficzny, czyli maszynę, która ma naśladować pracę mózgu. Spiking Neutral Network Architecture składa się z miliona rdzeni obliczeniowych i 1200 połączonych płyt głównych. SpiNNaker nie tylko ma „myśleć” jak ludzki mózg. Jego zadaniem jest też tworzenie modeli neuronów i symulowanie w czasie rzeczywistym ich działania. Jego głównym zadaniem jest wspieranie częściowego modelowania mózgu. Na przykład modelowania kory mózgowej, jądra podstawnego czy innych regionów, mówi jeden z członków projektu, profesor Steve Furber. SpiNNaker wystartował po raz pierwszy w kwietniu 2016 roku. Teraz jednak został rozbudowany, zyskał dwukrotnie więcej rdzeni i stał się najpotężniejszym symulatorem mózgu. Urządzenie jest wspierane przez Human Brain Project prowadzony przez Unię Europejską. Obecnie jest ono w stanie prowadzić jednocześnie 200 kwadrylionów akcji. Oczywiście istnieją superkomputery korzystające z większej liczby rdzeni obliczeniowych, jednak tym, co wyróżnia SpiNNakera jest jego infrastruktura i sposób połączeń. W mózgu mamy 100 miliardów neuronów, które są w stanie jednocześnie przekazywać sygnały do tysięcy miejsc przeznaczenia. Architektura SpiNNakera, jak wyjaśnia profesor Furber, została przygotowana pod kątem zapewnienia wysokiego poziomu komunikacji pomiędzy poszczególnymi procesorami. Całość ma jak najbardziej przypominać połączenia między neuronami. Konwencjonalne superkomputery korzystają z architektury, która znacznie gorzej jest przystosowana do symulowania pracy mózgu. SpiNNaker jest, jak sądzę, lepszym modelem symulującym działanie sieci neuronów w czasie rzeczywistym niż jakakolwiek inna maszyna, dodaje Furber. SpiNNaker może też kontrolować robota o nazwie SpOmnibot, który wykorzystuje komputer do interpretacji danych z systemu wizyjnego i w czasie rzeczywistym wykorzystuje te informacje do nawigowania w otoczeniu. Twórcy SpiNNakera mówią, że jego zdolność do symulowania jądra podstawnego, obszaru, który wykazuje zaburzenia u osób cierpiących na chorobę Parkinsona, daje nadzieję na wykorzystanie maszyny do badania zaburzeń pracy mózgu. « powrót do artykułu
  11. Po urazach jamy ustnej tygrysy szablozębne jadły delikatniejsze pokarmy. Analiza mikroskopijnych wzorców uszkodzeń na zębach sfosylizowanych zwierząt wykazała, że zranione osobniki przestawiały się na dostarczane im przez zdrowe koty bardziej miękkie produkty (np. mięso zamiast kości). Jak podkreśla Larisa DeSantis, paleontolog z Vanderbilt University, tygrysy szablozębne doznawały urazów, powalając duże ofiary. Mogły one z łatwością złamać myśliwemu żuchwę/szczękę albo wybić zęby, co niekiedy prowadziło do śmiertelnego zakażenia. Fakt, że [tygrysy] spożywały pokarm, który nie powinien być dla nich dostępny [...] i że żyły z poważnymi urazami przez dłuższy czas, sugeruje, że inne koty się nimi opiekowały. Amerykanie tłumaczą, że utrwalone w szkliwie wzorce mikrouszkodzeń pozwalają odtworzyć historię diety zwierzęcia. Mając to na uwadze, zespół DeSantis porównywał wzorce mikrouszkodzeń zębów tygrysów z dwóch grup: z i bez urazów. Wykorzystano do tego bogatą kolekcję z La Brea Tar Pits and Museum w Los Angeles. Wiele skamieniałości nosi ślady długiej infekcji i wzrostu kości związanego z gojeniem (a to oznacza, że koty przeżyły coś, co bez wsparcia grupy byłoby urazem śmiertelnym). Nowo zdobyte dowody stanowią poparcie dla twierdzenia, że tygrysy szablozębne były zwierzętami społecznymi. Istnieje sporo dowodów, że smilodony były społecznymi, stadnymi zwierzętami. To sugeruje, że polowały one i żerowały razem. Omawiane studium wskazuje na ciekawy aspekt społeczności tych kotów i jako pierwsze dotyczy dowodów związanych z innymi opcjami pokarmowymi [...] zranionych członków grupy - podkreśla Christopher Shaw, emerytowany menedżer kolekcji z La Brea Tar Pits and Museum. DeSantis zainteresowała się tą kwestią w czasie wcześniejszych badań, gdy odkryła, że lwy ludojady mogły zacząć polować na ludzi po części z powodu urazów jamy ustnej. Zęby lwów ze zbiorów Muzeum Historii Naturalnej w Chicago, w przypadku których potwierdzono, że były ludojadami, wykazywały zbliżony wzorzec zniszczeń jak u lwów z zoo jedzących miękkie pokarmy, głównie wołowinę i koninę. « powrót do artykułu
  12. Badacze z Japonii opracowali kamizelkę ze źródłami światła, która pozwala zdalnie kontrolować przemieszczanie się psów. Jak wyjaśniają pomysłodawcy, bazuje ona na zamiłowaniu czworonogów do gonienia za światłem. Dzięki temu można ominąć przeszkody i doprowadzić psa do konkretnego celu bez użycia inwazyjnej technologii. Na nagraniu zamieszczonym na YouTube'ie widać pudla ubranego w kamizelkę z latarkami, które świecą na ziemię w kierunku, gdzie pies powinien pójść. Naukowcy z Tohoku University wyjaśniają, że w kamizelce znajduje się też kamera, która zapewnia człowiekowi widok z perspektywy psa. Film przedstawia, jak podążając za światłem, pudel przechodzi między biurkami i dociera do wybranego przez operatora punktu A. Japończycy zaznaczają, że takie podejście może pomóc w zwiększeniu skuteczności psów pracujących w trudnych środowiskach. Dodają, że choć psy poszukujące/ratownicze potrafią się przecisnąć przez wąskie przestrzenie i dotrzeć tam, gdzie nie dostanie się ich opiekun, trudno nimi wtedy pokierować. W takiej sytuacji pomógłby właśnie prosty system świetlny.   « powrót do artykułu
  13. Naukowców od zawsze zastanawiało, w jaki sposób starożytni Egipcjanie byli w stanie zbudować Wielką Piramidę w Gizie. Odpowiedź na to pytanie daje najnowsze odkrycie dokonane na stanowisku Hatnub, miejscu starożytnego kamieniołomu na Pustyni Arabskiej. Naukowcy z Francuskiego Instytutu Archeologii Wschodu i Uniwersytetu w Liverpoolu odkryli tam pozostałości rampy służącej do wciąganie wielkich bloków kamienia na duże wysokości. System ten składa się z centralnej rampy, po której obu stronach znajdują się schody i liczne dziury. Kamienny blok znajdował się na saniach. Do nich przyczepione były liny. W dziury wsadzano drewniane słupy. Dzięki nim starożytni Egipcjanie byli w stanie wyciągnąć z kamieniołomu na linach alabastrowe bloki pod kątem ponad 20 stopni, mówi Yannis Gourdon, jeden z kierowników wykopalisk. To system, którego dotychczas nie znaleźliśmy nigdzie indziej. Badania narzędzi oraz dwóch inskrypcji z czasów faraona Cheopsa pozwalają stwierdzić, że system taki pochodził co najmniej z okresu jego rządów, gdy powstawała Wielka Piramida w Gizie, dodaje uczony. To zaś oznacza, że w czasach Cheopsa Egipcjanie wiedzieli, jak przesuwać wielkie bloki kamienia po stromo nachylonych płaszczyznach. Mogli więc wykorzystać taki system do budowy piramidy. Dotychczas naukowcu jedynie domyślali się, że wykorzystano jakiś rodzaj systemu ramp. Teraz znaleziono jego szczątki, wiadomo więc, jak system taki działał. « powrót do artykułu
  14. Już 70 tys. haseł liczy Wielki słownik języka polskiego Polskiej Akademii Nauk, udostępniany bezpłatnie za pośrednictwem internetu. Ogólny słownik języka polskiego nie był dotychczas tak powszechnie dostępny - podkreślają jego twórcy. Drugi etap pracy nad WSJP PAN, opracowywanym w Instytucie Języka Polskiego PAN w Krakowie przez zespół językoznawców pod kierunkiem prof. dr. hab. Piotra Żmigrodzkiego, już się zakończył – poinformowała PAP w komunikacie dr Monika Szymańska z IJP PAN. Jak podkreśla, elektroniczna forma WSJP PAN daje możliwość sprawnego wyszukiwania słów wśród bogatego zbioru haseł, obejmującego nie tylko pojedyncze wyrazy, ale także jednostki wielowyrazowe, w tym związki frazeologiczne. Dr Szymańska wspomina o przewadze WSJP PAN nad słownikami wydawanymi w "papierowej" postaci. Decyduje o niej - jak mówi - powszechność dostępu, otwarta formuła i możliwość ustawicznego uzupełniania rejestru haseł oraz wzbogacania zasobu treści. Twórcy podkreślają, że tak opracowywany słownik może nadążać za zmianami w języku i reagować natychmiast. To pozwala odzwierciedlać rozmaite tendencje rozwojowe, będące konsekwencją przeobrażeń zachodzących w świecie. Neologizmy, w tym nowe zapożyczenia z języków obcych, nowe znaczenia starych wyrazów – wszystkie one zasilają rejestr słownictwa i domagają się zdefiniowania oraz objaśnienia. Taka jest przecież potrzeba użytkowników słownika. Aby tej potrzebie sprostać, publikuje się nowe hasła, reagując na dynamiczne zmiany w polszczyźnie. Istniejące już hasła aktualizuje się, dodając do nich nowo powstałe znaczenia - opowiada. WSJP PAN zawiera nie tylko objaśnienia znaczeń wyrazów. Hasła opatrzone są także innymi informacjami, dotyczącymi np. pochodzenia wyrazów, ich klasyfikacji tematycznej, właściwości składniowych. Można się z niego dowiedzieć m.in., jak odmienia się dany wyraz, jak go wymawiać, jakie relacje znaczeniowe łączą go z innymi słowami. Słownik dostarcza także informacji na temat poprawności językowej – informuje m.in. o tym, które wyrazy mają charakter potoczny i nie powinny być używane w sytuacjach oficjalnych oraz które warianty form gramatycznych są dopuszczalne tylko w komunikacji nieoficjalnej lub uznawane za zupełnie niezgodne z normą językową. WSJP PAN jest słownikiem dokumentacyjnym, opartym na autentycznej bazie materiałowej - głównie na zasobach Narodowego Korpusu Języka Polskiego. Znaczenie każdego objaśnianego w nim wyrazu jest zilustrowane kilkoma przykładami jego użycia – cytatami z autentycznych tekstów. « powrót do artykułu
  15. Muhammad Thaqif, 12-latek z Malezji, przez niemal rok pracował w kafejce internetowej nad grą, którą chciał sprzedać za 1 ringgita (równowartość 91 groszy), by wspomóc biedną matkę. Niestety, pracownicy omyłkowo wzięli grę za wirus komputerowy i ją skasowali. We wrześniu Muhammad zamieścił na facebookowej grupie PC Gaming Community Malaysia post, że pracuje nad zombi FPS, którą będzie chciał sprzedać. W październiku napisał, że grę skasowano. Na szczęście załodze kafejki udało się ją odzyskać. Dzięki kampanii społecznościowej chłopak dostał pieniądze i komputer od imama (wcześniej pytał członków grupy o poradę w sprawie laptopa, który kosztowałby poniżej 84 dol., czyli 320 PLN). Muhammad został też doceniony i pochwalony przez ministra ds. młodzieży i sportu Syeda Saddiqa, który nazwał go "najmłodszym malezyjskim deweloperem gier". Zdjęcie ze spotkania 25-letniego ministra z chłopcem znalazło się m.in. na Twitterze tego pierwszego (opatrzono je wymownym hasztagiem #youthpower). « powrót do artykułu
  16. Badacze z Instytutu Inteligentnych Systemów im. Maxa Plancka, we współpracy z naukowcami z Danii i Chin, stworzyli pierwszego nanorobota zdolnego do poruszania się w gęstej tkance oka. Robot o średnicy zaledwie 500 nanometrów jest pokryty nieprzywierającą powłoką i został wyposażony w wiertła, dzięki którym może przebić się przez tkankę. Jako, że wiertła mają średnicę 200-krotnie mniejszą od średnicy ludzkiego włosa, robot jest w stanie poruszać się nie uszkadzając otaczającej go tkanki. Po raz pierwszy udało się zademonstrować robota poruszającego się w tak gęstej tkance bez jej niszczenia. Dotychczas podobne roboty mogły poruszać się w płynach biologicznych lub w systemach testowych. Twórcy urządzenia mają nadzieję, że pewnego dnia ich robot zostanie wykorzystany do precyzyjnego dostarczania leków w określone miejsce. Dostawa leków do gęstych tkanek jest trudna, szczególnie w małej skali. Szczególnie trudne jest to w oku, ze względu na gęstość i lepkość tkanki. Nawet jeśli mamy odpowiednio małą porcję leku, to warunki panujące w oku są wyjątkowo nieprzyjazne. Badacze porównują próbę dostarczenia leku do podróży korkociągu przez gęsto upakowaną dwustronną taśmę klejącą. Osobnym wyzwaniem jest precyzyjne sterowanie robotem. W tym przypadku problem udało się rozwiązać dodając do niego magnetyczny materiał, jak na przykład żelazo, co pozwala na precyzyjne sterowanie wiertłami za pomocą pól magnetycznych. Olbrzymie znaczenie miało tutaj zastosowanie odpowiedniej nieprzylegającej powłoki. Inspirowaliśmy się naturą. Wykorzystaliśmy ciekłą warstwę podobną do tej, jakiej używają mięsożerne rośliny, dzięki której owady zsuwają się do ich wnętrza. Ta śliska powłoka jest kluczowym elementem napędu nanorobota we wnętrzu oka. Zmniejsza ona przywieranie pomiędzy tkanką a nanorobotem, mówi główny autor badań, Zhihuang Wu. « powrót do artykułu
  17. Jedzenie tłustych ryb, takich jak łosoś, pstrąg czy sardynki, zmniejsza objawy astmy u dzieci. Naukowcy odkryli, że u dzieci z astmą, które trzymały się zdrowej śródziemnomorskiej diety wzbogaconej tłustymi rybami, po 6 miesiącach obserwowano lepszą funkcję układu oddechowego (oceny dokonywano w oparciu o spirometrię i pomiar stężenia tlenku azotu w wydychanym powietrzu, FeNO). FeNO jest uważany za dobry i nieinwazyjny marker zapalenia dróg oddechowy w astmie. Wcześniej wiedzieliśmy, że dieta obfitująca w tłuszcz, cukier i sól może wpłynąć na rozwój i postępy astmy u dzieci, a teraz mamy dowody, że za pomocą zdrowego sposobu odżywiania można też kontrolować objawy tej choroby - podkreśla Maria Papamichael z La Trobe University. Tłuste ryby zawierają dużo kwasów omega-3, które wykazują właściwości przeciwzapalne. Nasze badanie pokazuje, że jedzenie ryb tylko 2 razy w tygodniu może znacząco zmniejszyć stan zapalny u dzieci z astmą. Stosowanie tradycyjnej diety śródziemnomorskiej, która zwiera dużo produktów roślinnych i tłustych ryb, może być prostym, bezpiecznym i skutecznym sposobem na zmniejszanie objawów astmy u dzieci - dodaje prof. Catherine Itsiopoulos. W testach klinicznych wzięło udział 64 dzieci z Aten. Miały one od 5 do 12 lat i łagodną astmę. Naukowcy podzieli je na 2 grupy. Połowę poinstruowano, by przez pół roku w ramach diety śródziemnomorskiej w każdym tygodniu zjeść ugotowaną tłustą rybę (co najmniej 150 g). Reszta uczestników miała jeść jak dotąd. Po upływie 6 miesięcy okazało się, że w grupie, która jadła ryby, znacząco zmniejszył się stan zapalny oskrzeli. « powrót do artykułu
  18. Chile zapowiedziało, że poprosi Muzeum Brytyjskie o zwrot szczątków mylodona - wymarłego ssaka, który żył w Patagonii ok. 10 tys. lat temu. Przodek leniwca mierzył ok. 2,5 m i ważył 3 tony. W ciągu 2 tygodni minister zasobów narodowych Felipe Ward pojedzie do Londynu na rozmowy. Mamy nadzieję na rozmowy z władzami muzeum i na zwrot szczątków mylodona. Kości i skóra znajdują się w magazynie, nie są nawet wystawiane - twierdzi Ward. Wg strony chilijskiej, w 1897 r. szczątki mylodona zostały zabrane do Wielkiej Brytanii na badania. Nigdy ich jednak nie zwrócono. W podróży ma towarzyszyć Wardowi delegacja zabiegająca o zwrot posągu ważnego dla rdzennych mieszkańców Wyspy Wielkanocnej. Chce ona zaproponować, by oryginał zastąpić specjalnie wyrzeźbioną repliką. Załoga HMS Topaze zabrała moai Hoa Hakananai'a z Orongo w listopadzie 1868 r. Do Wielkiej Brytanii figura dotarła w sierpniu 1869 r. O zwrot dużej kolekcji historycznych obiektów z Wyspy Wielkanocnej Chile zamierza też poprosić Muzeum Kont-Tiki w Oslo. « powrót do artykułu
  19. Usunięcie wyrostka robaczkowego w młodym wieku zmniejsza ryzyko rozwoju choroby Parkinsona (ChP) o 19-25%. Wyniki, które ukazały się na łamach pisma Science Translational Medicine, potwierdzają rolę jelit i układu odpornościowego w genezie ChP i ujawniają, że wyrostek robaczkowy spełnia rolę głównego rezerwuaru nieprawidłowo pofałdowanej α-synukleiny (ASN). Mimo rozpowszechnionego przekonania o bezużyteczności, w rzeczywistości wyrostek robaczkowy odgrywa ważną rolę w układzie odpornościowym, w regulacji składu mikrobiomu jelitowego i jak wykazaliśmy w naszej pracy, w chorobie Parkinsona - podkreśla prof. Viviane Labrie z Instytutu Badawczego Van Andelów. Zmniejszone ryzyko ChP było widoczne tylko wówczas, gdy wyrostek i zawartą w nim ASN usuwano w młodym wieku, co sugeruje, że wyrostek może mieć coś wspólnego z zapoczątkowaniem choroby. Usunięcie wyrostka po zapoczątkowaniu choroby nie miało wpływu na jej postępy. W populacji generalnej u osób, które przeszły appendektomię, ryzyko rozwoju ChP było o 19% niższe. Efekt był większy u ludzi z obszarów wiejskich, gdzie usunięcie wyrostka skutkowało spadkiem ryzyka parkinsona aż o 25%. ChP jest częstsza w populacjach wiejskich; trend ten wiąże się z podwyższoną ekspozycją na pestycydy. Appendektomia nie przynosiła korzyści pacjentom, u których choroba była związana z mutacjami przekazywanymi rodzinnie (grupa ta stanowi poniżej 10% przypadków). Zespół Labrie odkrył skupiska ASN zarówno w wyrostkach chorych z ChP, jak i w wyrostkach zdrowych ludzi w różnym wieku. Rodzi to pytania odnośnie do mechanizmów, które zapoczątkowują parkinsona i mają związek z jego postępami. Byliśmy zaskoczeni, widząc, że patogenne formy alfa-synukleiny były wszechobecne w wyrostkach ludzi z i bez ChP. Wydaje się, że zbitki, które w mózgu są toksyczne, w wyrostku są czymś całkiem normalnym. To jasna sugestia, że sama ich obecność nie może być przyczyną choroby. Parkinson jest dość rzadką chorobą - dotyczy mniej niż 1% populacji - dlatego musi istnieć inny mechanizm lub połączenie kilku czynników, które sprawiają, że wyrostek oddziałuje na ryzyko ChP. To kolejny etap naszych badań: sprawdzenie, jaki czynnik bądź czynniki przeważają szalę na korzyść parkinsona. Dane do studium zaczerpnięto z pogłębionej wizualizacji form ASN z wyrostka (w znacznym stopniu przypominały one zmiany widywane w mózgach parkinsoników), a także z dużych baz medycznych: Swedish National Patient Registry, Statistics Sweden i Parkinson's Progression Marker Initiative (PPMI).   « powrót do artykułu
  20. Trzecia faza badań klinicznych potwierdziła, że palbociclib (Ibrance) w połączeniu ze standardowym leczeniem, zwiększa przeżywalność kobiet cierpiących na dający przerzuty hormonozależny nowotwór piersi. Wyniki pokazują, że można poprawić i wydłużyć życie pacjentek z hormonozależnym metastatycznym nowotworem piersi. Mamy teraz solidne dane, by stwierdzić, że takie leczenie powinno stać się nowym standardem w medycynie, mówi główny autor badań, profesor Massimo Cristofanilli z Northwestern University. Większość nowotworów piersi, to nowotwory hormonozależne, co oznacza, że choroba rozwija się w odpowiedzi na działanie hormonów, takich jak estrogen. Leczenie polega głównie na terapii hormonalnej, która zapobiega łączniu się estrogenu z receptorami komórek i napędzaniu wzrostu nowotworu. Jednak z czasem u wielu pacjentek pojawia się oporność na takie leczenie. Pabociclib to selektywny inhibitor kinaz cyklinozależnych CDK4 i CDK6. To pierwszy tego typu lek zatwierdzony w terapii antynowotworowej. Dopuszczono go do użytku w grudniu ubiegłego roku. W ramach międzynarodowych testów klinicznych PALOMA-3 lek ten podano 521 kobietom z hormonozależnym nowotworem piersi, u których po wcześniejszym leczeniu hormonami doszło do wznowienia lub postępów choroby. Wszystkie pacjentki miały nowotwór HER2-ujemny, zatem bez nadekspresji HER2. Podczas testów części pacjentek podawano palbociclib oraz standardowy lek fulvestrant (Faslodex), a części placebo i fulvestrant. Mediana przeżycia pacjentek leczonych palbociclibem i fulvestrantem wynosiła 34,9 miesiąca, podczas gdy u kobiet, którym podawano placebo i fulvestrant mediana przeżycia wyniosła 28 miesięcy. Różnica, na korzyść leczenia palbociclibem i fulvestrantem, była jeszcze większa u pacjentek, które nie zyskały oporności na standardowe terapie hormonalne. Zwykle leczenie estrogenozależnego metastatycznego nowotworu piersi spowalnia postępy choroby, jednak niemal nigdy nie przedłuża życia pacjentek. Tutaj mamy do czynienia z pierwszą terapią, która wydłuża życie, mówi Cristofanilli. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Northwestern University wykonali pierwsze kroki w kierunku leczenia endometriozy za pomocą bioinżynierii. Jak pierwsi wykazali, że ludzkie pluripotencjalne komórki macierzyste można przeprogramować tak, by stały się zdrowymi komórkami endometrium. Niewykluczone, że komórki takie dałoby się zaszczepić w macicy i wyleczyć endometriozę. Jako, że byłyby one wykonane z własnych komórek pacjentki, nie istniałoby ryzyko odrzucenia. Endometrioza to bardzo bolesna choroba o nieznanej przyczynie, która powoduje, że komórki endometrium, wyściółki macicy, roznoszą się po ciele chorej i osadzają na różnych organach (nerki, żołądek, jelita, nerwy itd). Dochodzi do regularnych krwawień z tych organów, które z czasem mogą ulec zniszczeniu. Szacuje się, że na endometriozę cierpi około 10% światowej populacji kobiet w wieku rozrodczym, czyli około 200 milionów osób. Dotychczas nie istnieje żaden skuteczny sposób leczenia endometriozy, a choroba może z czasem przekształcić się w nowotwór jajników. Ponadto endometrioza może powodować bezpłodność, gdyż w nieprawidłowym endometrium nie zagnieżdża się jajo. Nowa metoda potencjalnie rodzi nadzieję na zastąpienie nieprawidłowych komórek endometrium prawidłowymi. To kolosalny postęp. Otworzyliśmy drzwi do leczenia endometriozy, mówi doktor Serdar Bulun, który od 25 lat poszukuje sposobu na leczenie endometriozy. Kobiety chorujące na endometriozę cierpią od bardzo młodego wieku. Widziałem nastolatki, które miały tak silne bóle, że już w liceum były uzależnione od opioidów. To niszczy ich zdrowie, życie społeczne i perspektywy na przyszłość, dodaje uczony. Zespół Buluna stworzył zdrowe, prawidłowo reagujące komórki endometrium. Następnym krokiem badań będzie zastąpienie chorych komórek zdrowymi. Mamy nadzieję, że pewnego dnia uda się całkowicie wyeliminować nieprawidłowe komórki z macicy i zastąpić je dobrze działającymi komórkami pozyskanymi z organizmu pacjentki, stwierdza Bulun. W dalekiej przyszłości, prognozuje naukowiec, być może uda się tworzyć z komórek pacjentki całą prawidłowo działającą macicę i wszczepiać ją w miejsce nieprawidłowej. « powrót do artykułu
  22. Przez ostatnie ćwierć wieku każdego roku światowe oceany pochłaniały 150-krotnie więcej energii niż ludzkość produkuje w formie energii elektrycznej. Badania przeprowadzone przez naukowców z Princeton University i Scripps Institution of Oceanography na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego wskazują, że oceany bardzo mocno się ogrzały, to zaś sugeruje, że Ziemia jest bardziej wrażliwa na emisję gazów cieplarnianych niż dotychczas sądzono. Na łamach Nature czytamy, że w latach 1991–2016 oceany wchłaniały każdego roku 13 zettadżuli (1021) energii. Jak mówi profesor Laure Resplandy, to o ponad 60% więcej niż szacunki przeprowadzone w 2014 roku przez IPCC. Wyobraźmy sobie, że oceany mają głębokość jedynie 10 metrów. W takiej sytuacji od 1991 roku ogrzewałyby się w każdej dekadzie o 6,5 stopnia Celsjusza. Tymczasem wedle szacunków IPCC byłoby to 4 stopnie Celsjusza co dekadę, wyjaśnia Resplandy. Oceany pochłaniają około 90% nadmiarowej energii pojawiającej się na Ziemi, zatem jeśli chcemy dokładnie szacować ich przyszłe tempo ogrzewania się, musimy jak najdokładniej znać ilość energii, którą pochłaniają. Uzyskane tutaj wyniki zwiększają dokładność naszych przewidywań dotyczących ogrzewania się oceanów, a tym samym pomagają zmniejszyć stopień niepewności modeli klimatycznych, mówi geofizyk i współautor badań Ralph Keeling. Lepsze modele klimatyczne pozwalają zaś na lepszą ocenę wpływu różnych źródeł emisji gazów cieplarnianych na klimat i umożliwiają opracowanie lepszej strategii walki ze zmianami klimatycznymi. Najnowsze wyliczenie pokazują też, że jeśli chcemy utrzymać globalne ocieplenie na poziomie poniżej 2 stopni Celsjusza w porównaniu z epoką preindustrialną, to musimy zredukować emisję o 25% bardziej niż dotychczas sądzono. Najnowsze badania to wynik zastosowania nowej techniki, niezależnej od dotychczas stosowanych. Dotychczas bowiem wykorzystywano dane z milionów punktów, w których mierzono temperaturę wód i na tej podstawie oceniano całkowitą ilość ciepła wchłoniętą przez oceany. Wykorzystuje się przy tym Argo, sieć automatycznych czujników umieszczonych w oceanach. Działa ona jednak dopiero od 2007 roku i mierzy tylko górną warstwę oceanu. Resplandy i jej zespół wykorzystali precyzyjne pomiary tlenu i dwutlenku węgla w powietrzu, co pozwala na ocenę ilości ciepła przechowywanych w oceanach. Łączną ilość tych gazów naukowcy nazwali „potencjalnym tlenem atmosferycznym” (APO). Metoda wykorzystuje fakt, że zarówno tlen, jak i dwutlenek węgla słabiej rozpuszczają się w cieplejszych wodach. W miarę ogrzewania się oceanów gazy te są z nich uwalniane, więc rośnie ich koncentracja w powietrzu nad oceanami. Na poziom APO wpływ ma również spalanie paliw kopalnych oraz proces, w wyniku którego oceany pochłaniają nadmiarowy dwutlenek węgla. Porównując mierzalne zmiany w poziomie APO ze zmianami, jakich należałoby się spodziewać ze spalania paliw kopalnych i wchłaniania CO2 przez oceany, naukowcy są w stanie precyzyjnie obliczyć, ile APO wydostało się z oceanów. Ilość ta jest wprost zależna od zawartości energii w oceanach. « powrót do artykułu
  23. We Francji zaczyna się ogólnonarodowe dochodzenie, dot. przypadków wad wrodzonych (amelii) występujących wśród dzieci urodzonych w 3 regionach. Pierwsze dochodzenie zakończyło się, bo urzędnikom nie udało się zidentyfikować wspólnej przyczyny. Kolejne śledztwo rozpoczęto, gdy nieco później w departamencie Ain odnotowano 11 kolejnych przypadków (wg epidemiologów, de facto nie były one nowe, ale nie zostały uwzględnione w poprzednim zestawieniu). Przypadki braku kończyn występują w Ain w pobliżu granicy ze Szwajcarią, a także w Bretanii i Loarze Atlantyckiej. W środowym wystąpieniu telewizyjnym minister zdrowia Agnès Buzyn zapowiedziała, że pierwsze wyniki ogólnonarodowego dochodzenia będą opublikowane już w styczniu. Na resztę trzeba zaś będzie poczekać do lata. Myślę, że cała Francja chciałaby wiedzieć [co się dzieje]. Nie chcemy niczego wykluczać. Może chodzi o coś ze środowiska, może o jedzenie albo picie, a może o jakąś wdychaną substancję. Na razie nic nie wiadomo. Wszystkie przypadki z Ain dotyczą osób zamieszkałych w promieniu 17 km od miejscowości Druillat, stąd spekulacje związane z pestycydami. Genetyk, dr Elizabeth Gnansia, podkreśla, że znacząca była liczba skupionych przypadków rzadkiej wady wrodzonej. [...] Możecie sobie wyobrazić, że siedmioro urodzonych między 2009 a 2014 r. dzieci z tą samą wadą dotyczącą przedramienia chodzi do tej samej wiejskiej szkoły? Nie potrzebujemy statystyk [by zauważyć, że coś jest na rzeczy]. To 50-krotność oczekiwanych wartości. Polegając na doniesieniach od lekarzy, regionalny rejestr wad wrodzonych Remera już w lipcu zgłaszał obawy związane z możliwym wzrostem przypadków z Ain (odkryto klaster 7 przypadków z okolic Druillat; dot. on okresu 6 lat). Mimo to we wstępnym raporcie z października Santé publique France stwierdziła, że przypadki z lat 2009-14 nie wykraczają poza narodową średnią. Chwilę później doszukano się jednak kolejnych 11 przypadków z Ain, do których doszło na przestrzeni 15 lat (od roku 2000). Specjaliści przyglądali się też 3 przypadkom z Loary Atlantyckiej i 4 z Bretanii. Choć przyznano, że liczby przewyższają średnią, nie udało się znaleźć wspólnej przyczyny. Ponieważ w raporcie wspominano, że monitoring wad wrodzonych był prowadzony tylko przez kilka rejestrów, które obejmują jedynie 19% urodzeń we Francji, pojawiły się obawy, że liczba przypadków tajemniczej amelii może być zaniżona. We wtorek (30 października) Santé publique France poinformowała, że dzięki analizie szpitalnych baz danych zidentyfikowano nowe przypadki. « powrót do artykułu
  24. Tylko 3% dzieci rusza się każdego dnia tyle, ile wynosi zalecany poziom aktywności fizycznej. Brytyjski naczelny lekarz kraju zaleca, by ludzie w wieku 5–18 lat mieli każdego dnia co najmniej 60 minut od umiarkowanej do intensywnej aktywności fizycznej. Dotychczasowe badania nad aktywnością fizyczną dzieci i młodzieży najczęściej obejmowały okres krótszy niż 7 dni i na tej podstawie tworzono uśrednione wyniki. Teraz naukowcy z Uniwersytetów w Exeter i Plymouth przeprowadzili dłużej trwające badania i stwierdzili, że o ile 30,6% dzieci zażywało odpowiedniej aktywności fizycznej średnio przez 60 minut dziennie, to jedynie 3,2% dzieci było tak aktywnych każdego dnia. Zauważono też, że dziewczynki są znacznie mniej aktywne niż chłopcy. Jedynie 1,2% młodych przedstawicielek płci pięknej codziennie spełniało zalecenia naczelnego lekarza kraju. W przypadku chłopców odsetek ten wynosił 5,5%. Poprzednie badania, bazujące na uśrednionej aktywności przeszacowywały odsetek dzieci aktywnych fizyczne, mów doktor Lisa Price. Nasze badania wskazują, że jedna trzecia dzieci zażywa uśrednionej 60-minutowej dawki ruchu dziennie, ale tylko 3,2% dzieci robi to codziennie. Byliśmy zaskoczeni tak olbrzymią różnicą. Nie wiemy, czy uśredniona 60-minutowa dawka ruchu różni się pod względem wpływu na zdrowie od 60-minutowej codziennej dawki ruchu. Konieczne są dalsze badania w tym kierunku. Wiemy jednak, że większość dzieci jest niewystarczająco aktywna fizycznie i ma to konsekwencje nie tylko w dzieciństwie, ale i w życiu dorosłym, dodaje uczona. « powrót do artykułu
  25. Jako pierwsze na świecie państwo Palau zakaże pewnych filtrów słonecznych, które są toksyczne dla raf. Z podobną inicjatywą wyszły wcześniej Hawaje, które jako 1. amerykański stan zakazały w maju sprzedaży filtrów zawierających 2 związki: oktynoksat i oksybenzon. Palau już wprowadziło zakaz stosowania syntetycznych filtrów w okolicach i w samym Jellyfish Lake, jeziorze położonym na wyspie Eil Malk (Echerchar). Jest ono jedną z największych atrakcji turystycznych tego kraju. W opublikowanym na początku zeszłego roku raporcie nt. skażenia Jellyfish Lake filtrami słonecznymi napisano, że na podstawie uzyskanych wyników zaleca się stosowanie ubrań chroniących przed słońcem i że z filtrów dozwolone powinny być tylko ekologiczne, niezawierające m.in. oksybenzonu (in. 2-hydroksy-4-metoksybenzofenonu, BP-3), oktynoksatu (in. 4-metoksycynamonianu 2-etyloheksylu, OMC) czy oktokrylenu. Na liczącej 11 pozycji liście znalazły się także środek przeciwgrzybiczy i bakteriobójczy triklosan oraz parabeny. W jednym z udzielonych wywiadów rzecznik rządu Olkeriil Kazuo powiedział, że urzędnicy mają nadzieję, że ograniczenia zahamują dopływ galonów filtrów do oceanu. Każdego dnia w słynnych miejscach do nurkowania i snorkellingu do oceanu dostają się całe galony filtrów. Zwykle w ciągu godziny dopływają tam 4 wypełnione turystami łodzie. To rodzi obawy, że nagromadzenie toksycznych substancji na rafie osiągnie krytyczny poziom. Krajowy zakaz zacznie obowiązywać 1 stycznia 2020 r. Stanowi część nowego Responsible Tourism Education Act. Sklepy sprzedające zakazane filtry zapłacą grzywny nie niższe niż 1000 dolarów. Przy wjeździe do kraju zakazane produkty będą konfiskowane. Zakaz ma związek z obawami, że zabronione związki zwiększają podatność koralowców na bielenie, upośledzają wzrost i że skażenie filtrami może wpływać na rafy w promieniu aż 5 km. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...