Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36957
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wczoraj, 24 października, Global Commission for the Certification of the Eradication of Poliomyelitis poinformowała o eradykacji dzikiego szczepu poliowirusa typu 3. Jako, że przed 4 laty udało się eradykować typ 2, na świecie pozostał jeszcze tylko typ 1. Tym samym polio może stać się drugą, po ospie prawdziwej, atakującą ludzi chorobą, którą całkowicie wyeliminowano, a której patogen nie występuje dłużej w środowisku. Oprócz ospy prawdziwej, którą uznano za eradykowaną w 1980 roku, dotychczas udało się wyeliminować jeszcze księgosusz, dotykający przeżuwaczy. Gdy w 2011 roku informowaliśmy, że Bill Gates dołączył do krucjaty przeciwko polio oferując 100 milionów USD na walkę z tą chorobą, Światowa Organizacja Zdrowia wyrażała nadzieję, że polio uda się całkowicie wyeliminować w 2012 roku. Jak widać, okazało się to trudniejsze, niż zakładano. W roku 2015 eradykowano PV2, teraz ludzkości przestał zagrażać PV3. Pozostał jeszcze PV1, który został ograniczony do najmniejszego historycznie zasięgu tej choroby. Ogniska tlą się jeszcze w Pakistanie i Afganistanie. Wysiłki na rzecz całkowitej eliminacji polio są prowadzone przez Global Polio Eradication Initiative (GPEI) od 1988 roku. Jej główni członkowie to WHO (odpowiedzialne za planowanie, doradztwo techniczne, monitoring i certyfikowanie eradykacji), Rotary International (zbieranie funduszy, działania edukacyjne, rekrutowanie ochotników), CDC (zapewnianie WHO i UNICEF-owi pomocy naukowców i ekspertów), UNICEF (dystrybucja szczepionek, pomoc krajom w edukacji), The Gates Foundation (dostarcza znacznej części funduszy). Obecnie organizacja zakłada, że polio zostanie całkowicie eradykowane do roku 2023. To bardzo ambitny cel, gdyż oznacza, że do ostatniego zachorowania na polio może dojść w przyszłym roku. Dotychczas w roku 2019 zanotowano na świecie 88 przypadków polio. Jeśli rzeczywiście ostatnie zachorowania będą miały miejsce w przyszłym roku, to po trzyletnim intensywnym monitorowaniu, jeśli na świecie nie pojawi się żaden nowy przypadek polio, w roku 2023 można będzie ogłosić eradykację choroby. Cel ambitny, ale nie niemożliwy do zrealizowania. Dość wspomnieć, że jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku w Indiach każdego dnia odnotowywano 500-1000 nowych przypadków paraliżu dziecięcego spowodowanego przez polio. W roku 2014 Indie stały się całkowicie wolne od tej choroby. Sukces odniesiono też w Nigerii i to wbrew takim przeciwnościom, jak zamordowanie w 2013 roku 9 kobiet, które zajmowały się szczepieniami dzieci. Dzięki prawdziwemu heroizmowi nigeryjskich pracowników opieki zdrowotnej w kraju tym od 3 lat nie zanotowano żadnego przypadku polio. To zaś oznacza, że w przyszłym roku Afryka może zostać ogłoszona wolną od polio. Obecnie do zachorowań na polio dochodzi jedynie w Pakistanie i Afganistanie. Kilka miesięcy temu talibowie zakazali prowadzenia programu szczepień, jednak w ubiegłym miesiącu na nie zezwolili, ale szczepić wolno tylko w klinikach, a nie w meczetach czy w domach. Z kolei w Pakistanie rząd uznał eradykację polio za priorytet. W przyszłym miesiącu rozpocznie się tam rządowa kampania, którą kierował będzie osobiście premier Imran Khan. Pomimo całego optymizmu członkowie GPEI obawiają się o sytuację w Afryce. W 2000 roku zauważono, że czasem osoba zaszczepiona może zarazić osobę podatną. Dzieje się tak, gdy osłabiony wirus z doustnej szczepionki Sabin trafi z odchodów osoby zaszczepionej do organizmu dziecka niezaszczepionego. Taki wirus, przekazywany z osoby na osobę, może mutować i zaczyna przypominać dzikiego poliwirusa. Jak informuje GPEI w ubiegłym roku w Afryce wirus ze szczepionki spowodował 105 przypadków paraliżu u dzieci. Nie ma jednak lepszego sposobu na szczepienie dzieci przeciwko polio niż stosowanie szczepionki doustnej. Jest ona wysoce efektywna. Problem pojawia się w miejscach o niskim stanie urządzeń sanitarnych, gdzie może dojść do kontaktu z fekaliami. Szczepionka doustna jest nie tylko tańsza i łatwiejsza w stosowaniu. Zapewnia ona też lepszą ochronę i istnieje znacznie mniejsze ryzyko, że wirus wydostanie się wraz z odchodami. Lepiej chroni więc całe społeczności. Naukowcy, chcąc jednak zapobiec zakażeniom powodowanym przez wirusa ze szczepionki, zidentyfikowali już geny odpowiedzialne za to, że poliowirus mutuje do bardziej zjadliwej formy. Obecnie testowane są dwie nowe szczepionki mające zapobiegać temu problemowi. Jeśli testy wypadną pomyślnie i szczepionki zostaną dopuszczone do użytku, mogą one trafić do potrzebujących już w czerwcu przyszłego roku. Kolejnym przeszkodą na drodze do całkowitej eradykacji choroby mogą okazać się pieniądze. Specjaliści zajmujący się wielkimi projektami szczepień mówią, że najtrudniejsze są ostatnie chwile. Wówczas, gdy problem jest już w dużej mierze rozwiązany wiele krajów, firm i społeczeństw przestaje go dostrzegać, zapomina o niebezpieczeństwach związanych z chorobą i mniej chętnie wspiera jej zwalczanie. Na najbliższe cztery lata, a zatem na ostatni etap na drodze ku całkowitemu wyeliminowaniu polio, GPEI potrzebuje 3,27 miliarda USD. W przyszłym miesiącu w Abu Zabi ma odbyć się konferencja, na której darczyńcy zostaną poproszeni o wsparcie. Proszenie o dodatkowe pieniądze jest zawsze problematyczne. Szczególnie w przypadku choroby, która w świadomości wielu ludzi już nie istnieje. Ludzie pytają wówczas Dlaczego to tyle kosztuje, skoro na świecie jest tak mało przypadków zachorowań. Jednak aby eradykować polio musimy zapobiec kolejnym przypadkom, a to oznacza, że każdego roku musimy zaszczepić 400 milionów dzieci i tak przez kolejnych 10 lat, by być pewnymi, że choroba znów się nie pojawi, mówi Michel Zaffran, odpowiedzialny w WHO za program eradykacji polio. Eradykacja oznacza też konieczność utrzymywania szerokiej złożonej sieci monitorowania zarówno ludzi, jak i systemów odprowadzania ścieków oraz cieków wodnych. Prowadzone są tam bowiem badania na obecność wirusa. Wielkim wyzwaniem jest też praca bezpośrednio ze społecznościami i rodzinami szczepionych dzieci. Tam, gdzie mamy do czynienia ze złym stanem sanitarnym, dzieci muszą otrzymać nawet 10 szczepionek nim zyskają odporność. Mieszkańcy zaś pytają, dlaczego służba zdrowia skupia się tylko na tym, podczas gdy brak jest dostępu do lekarza czy do podstawowych urządzeń sanitarnych. Wciąż też dochodzi do zabójstw osób zajmujących się szczepieniami. Polio warto jednak całkowicie wytępić. W roku 2007 ukazały się badania, których autorzy analizowali dwa scenariusze walki z polio: jeden zakładał eradykację, drugi zaś zmniejszenie liczby chorych i zakresu występowania choroby tak, by mieć ją pod kontrolą. Okazało się, że kontrola polio pochłaniałaby 3,5 miliarda dolarów rocznie, a każdego roku chorowało by 200 000 dzieci. Jeśli się zatrzymamy, choroba wróci. Szybko rozprzestrzeni się na Bliskim Wschodzie, w Afryce, może nawet w Europie i USA, jak ma to miejsce w przypadku odry, dodaje Zaffran. « powrót do artykułu
  2. Podczas prac gazowniczych w samym sercu Rzymu, na Via del Governo Vecchio w pobliżu Piazza Navona, znaleziono średniowieczne pochówki. Niestety, były one częściowo uszkodzone przez współczesną infrastrukturę. W pierwszym pochowano dwie osoby. Kobietę w wieku 25-30 lat z muszlą w dłoni, a także 30-40-letniego mężczyznę. Przy szkielecie kobiety odkryto monetę z brązu z późnego XI albo wczesnego XII w. oraz kawałki muszli. Drugi pochówek składa się z kilku grobów, zlokalizowanych przy ceglanej ścianie. Przy szkieletach odkryto muszle z dwoma otworami, co sugerowało, że były to muszle pielgrzymie (muszle św. Jakuba). Eksperci doszli więc do wniosku, że mają do czynienia z cmentarzem dla pątników. Archeolodzy sądzą, że pochówki przynależały do Kościoła św. Cecylii na Monte Giordano. Świątynię zbudowano w 1123 r. Została zburzona w XVII w.; na jej miejscu powstało Oratorio dei Filippini. « powrót do artykułu
  3. Żyjące w glebie skąposzczety, np. dżdżownice, to jedne z najważniejszych, a jednocześnie najmniej zauważanych, zwierząt na Ziemi. Spulchniają one i użyźniają glebę, prowadzą recykling składników odżywczych, dzięki nim woda i powietrze mogą sięgać większych głębokości. Bez pierścienic gleba byłaby w znacznie gorszym stanie, a jej produktywność by spadła. Teraz po raz pierwszy w historii stworzono mapę występowania tych zwierząt. W pracach brało udział ponad 140 naukowców, którzy w 6900 miejscach na świecie sprawdzili glebę i skatalogowali w niej setki gatunków. Mamy tutaj pierwszy globalny obraz występowania jednej z najważniejszych grup zwierząt, mówi Stefan Scheu z Uniwersytetu w Gottingen. Uczony, który nie brał udziału w badaniach, mówi, że dzięki tej wiedzy możliwe będzie opracowanie planu ochrony ekosystemu z uwzględnieniem zwierząt żyjących zarówno w gruncie jak i ponad nim. Już w XIX wieku naukowcy skatalogowali wiele zwierząt i roślin żyjących na Ziemi. Jednak nie dotyczyło to organizmów żyjących w glebie. Przez długi czas nie wiedzieliśmy, gdzie i jakie gatunki żyją, mówi ekolog gleby, Noah Fierer z University of Colorado w Boulder. Stworzenie mapy skąposzczetów zamieszkujących glebę do pomysł Helen Philips i jej kolegów z Niemieckiego Centrum Badań nad Bioróżnorodnością w Lipsku. Skontaktowali się oni ze specjalistami w tej dziedzinie i poprosili o przesłanie danych. Odpowiedziało 141 naukowców, którzy dostarczyli danych z ponad 6900 miejsc w 57 krajach. Dostaliśmy trzykrotnie więcej danych niż się spodziewałam, mówi Philips. Do tworzenia mapy wykorzystano modelowanie komputerowe i tutaj naukowców czekało spore zaskoczenie. Okazało się bowiem, że czynnikiem decydującym o tym, jak dobrze radzi sobie populacja skąposzczetów w glebie są temperatury i opady, a nie – jak sądzono – rodzaj gleby. Uczonych zaskoczyło, jak mały wpływ na populację miała gleba, w której zwierzęta żyją. Badania pokazują, że zmiany klimatu będą miały poważne konsekwencje również dla zwierząt żyjących pod ziemią. Zaskakujący był też rozkład gatunków. O ile flora i fauna na powierzchni naszej planety wykazuje największe zróżnicowanie w tropikach, to – przynajmniej w skali lokalnej – życie podziemne wygląda inaczej. Gleby Europy, północno-wschodnich USA, południowego krańca Ameryki Południowej oraz południowe regiony Nowej Zelandii i Australii mają na danym obszarze więcej gatunków podziemnych skąposzczetów niż tropiki. Występuje tam też więcej osobników. Modelowanie wykazało, że na każdy metr kwadratowy gleby w strefach umiarkowanych przypada do 150 takich organizmów, a w tropikach jest to zaledwie 5 sztuk. « powrót do artykułu
  4. W maju tego roku 41-letnia Bal Gill ze Slough w hrabstwie Berkshire wybrała się z rodziną do Camera Obscura & World of Illusions w Edynburgu. Nie miała pojęcia, że wizyta w muzeum uratuje jej życie. Okazało się bowiem, że kamera termowizyjna, która została tu zainstalowana w 2009 r., pokazała cieplejszą plamę w jednej piersi. Później lekarz stwierdził, że to rak na wczesnym etapie rozwoju. Chodząc po muzeum, dotarliśmy do pomieszczenia z kamerą termowizyjną. Jak chyba każda rodzina, po wejściu zaczęliśmy podnosić ręce i przyglądać się termogramom. Podczas zabawy zauważyłam w lewej piersi plamę ciepła. [...] Nikt inny nie miał czegoś takiego. Zrobiłam zdjęcie i poszliśmy obejrzeć resztę instalacji. Po powrocie do domu Bal oglądała zdjęcia z wycieczki. Zobaczywszy fotografię z Camera Obscura & World of Illusions, zaczęła szperać w Internecie, by sprawdzić, czym może być tajemnicza czerwona plama. Znalazła sporo artykułów dot. zastosowania termografii w diagnostyce nowotworów. Zaniepokojona umówiła się na wizytę u lekarza. Zdiagnozowano u niej raka piersi na wczesnym etapie rozwoju. Bal przeszła już 2 operacje, w tym mastektomię. Ostatni zabieg czeka ją w listopadzie. Onkolodzy powiedzieli, że chemio- i radioterapia nie będą potrzebne. Chciałbym podziękować - gdyby nie kamera, nie miałabym o niczym pojęcia. Wiem, że nie po to została zamontowana w muzeum, ale mnie ta wizyta odmieniła [i uratowała] życie - napisała Gill w liście do Camera Obscura & World of Illusions. « powrót do artykułu
  5. Brytyjski ARM będzie dostarczał swoje produkty Huawei Technologies. Prawnicy firmy doszli do wniosku, że technologia brytyjskiego pochodzenia nie jest objęta ograniczeniami nałożonymi na Huawei przez USA. Huawei, 2. największy na świecie producent smartfonów, wykorzystuje projekty ARM do budowy własnych procesorów dla telefonów komórkowych. W maju ARM, którego właścicielem jest japoński SoftBank, wstrzymał wszelkie relacje z Huawei po tym, jak Stany Zjednoczone zakazały amerykańskim firmom robienia interesów z chińskim koncernem. Amerykanie uważają, że Huawei ma powiązania z rządem w Pekinie, a sprzęt tej firmy ułatwia szpiegowanie jego użytkowników. Amerykańskie restrykcje to poważny cios dla Huawei. Co prawda wprowadzenie ograniczeń odroczono do listopada, jednak będą one stanowiły poważny cios dla Huawei, która może zostać odcięta od dostaw kluczowych podzespołów. Chińska firma jest teraz tym bardziej zainteresowana podpisywaniem umów z takimi firmami jak ARM, gdyż dzięki temu może się uniezależnić od amerykańskich dostawców. Taką próbą uniezależnienia się jest procesor Kirin 990 oraz chipset Ascend 910 AI. Architektura ARM w wersji 8. i 9. to w pełni brytyjska technologia. ARM może dostarczać firmie HiSilicon [to firma należąca do Huawei – red.] architekturę ARM v8-A oraz kolejną generację tej architektury. Doszliśmy do takiego wniosku po kompleksowym przyjrzeniu się obu rozwiązaniom i stwierdzeniu, że są to technologie pochodzące z Wielkiej Brytanii, stwierdziła rzecznik prasowa ARM. Na razie restrykcje nałożone na USA nie odbiły się negatywnie na wyniku finansowym Huawei. Przychody za pierwszych 9 miesięcy bieżącego roku zwiększyły się o 24,4% do 610,8 miliarda juanów. Na razie nie wiadomo, czy kolejne generacje poza przyszłą ARM v8-A będą objęte amerykańskim zakazem. « powrót do artykułu
  6. Tesla stała się najwyżej wycenianym amerykańskim producentem samochodów. Wczoraj ceny akcji firmy zwiększyły się aż o 17% po tym, jak okazało się, że przedsiębiorstwo dotrzymało słowa i w trzecim kwartale bieżącego roku zanotowało zysk. Obecnie pojedyncza akcja Tesli sprzedawana jest za 298 dolarów, co oznacza, że kapitalizacja rynkowa firmy wynosi 53 miliardy USD. Jest więc wyższa niż dotychcacowego lidera, General Motors, który jest wyceniany na 51 miliardów USD. Analitycy chwalą Teslę, jednak zauważają, iż firma musi udowodnić, że przyniesie zyski również długoterminowo. Na razie przedsiębiorstwo jest drugą, po Apple'u, firmą, której akcje są kupowane w celach krótkiej sprzedaży. Dobre wyniki zachęciły jednak co najmniej 8 domów brokerskich do optymizmu i zwiększenia prognoz odnośnie akcji Tesli w długim terminie. Mimo obecnie dobrych wyników musimy pamiętać, że obecna cena akcji jest wciąż dużo niższa niż w ubiegłym roku, kiedy to sprzedawano je po 390 USD. Poważne spadki to skutek ciągłego przesuwania terminów i niedotrzymywania słowa jeśli chodzi o realizację celów produkcyjnych i finansowych. Tesla wciąż zmaga się z minimalnym marginesem zysku. Ma to zmienić budowa nowej fabryki w Chinach, ale analitycy twierdzą, że wciąż nie jest przesądzone, czy pozwoli ona na osiągnięcie długoterminowego zysku. « powrót do artykułu
  7. Microsoft ostrzega przed niedawno wydaną przez siebie poprawką. Opublikowana 15 października opcjonalna niezwiązana z bezpieczeństwem KB45200062 może bowiem zaburzyć działanie usługi Windows Defender Advanced Threat Protection (ATP). Koncern z Redmond informuje, że po zainstalowaniu poprawki ATP może przestać działać i wysyłać raporty. Ponadto w podglądzie zdarzeń (Event Viewer) może zostać zarejestrowany błąd 0xc0000409. Błąd nie dotknie wszystkich użytkowników Windows, jednak jego występowanie to zła wiadomość dla wieru firm, które korzystają z Windows Defender ATP i zainstalowały KB4520062. Poprawka ta poprawia działanie modułów zarządzania energią, Bluetootha i wielu innych. Informacja, że może ona spowodować, iż firmowe komputery staną się mniej bezpieczne z pewnością nie ucieszy przedsiębiorców. Windows Defender ATP ma za zadanie chronić sieci firmowe przed zaawansowanymi atakami, wykrywać je, umożliwiać ich analizę i reakcję na nie. Mechanizm ten korzysta z narzędzi analitycznych i dla wielu firm jest istotnym elementem systemu bezpieczeństwa. Poprawka sprawia problemy w wersjach Windows 10 build 1809, Windows 10 Enterprise LTSC 2019, Windows Server build 1809 oraz Windows Server 2019. Jako, że jest to poprawka opcjonalna, niezwiązana z bezpieczeństwem bez większego problemu można z niej zrezygnować. Microsoft obiecuje udostępnienie pozbawionej błędów wersji poprawki około połowy listopada. « powrót do artykułu
  8. Nowy interfejs opracowany przez naukowców z University of Bristol, Télécom Paris i Uniwersytetu Sorbońskiego (Sorbonne Université) wprowadza interfejsy dotykowe na nowy poziom, oferując użytkownikowi membranę podobną do ludzkiej skóry. Za jej pomocą możemy wchodzić w interakcje z różnymi urządzeniami, jak smartfony, komputery czy elektronika ubieralna. Interfejs Skin-On przypomina skórę nie tylko wyglądem ale i dotykiem. Jest on zbudowany z wielu warstw silikonu, które naśladują warstwy w naszej skórze. Jest więc warstwa zewnętrzna, z odpowiednią teksturą, jest przewodząca warstwa, w której umieszczono elektrody oraz warstwa odpowiadająca tkance podskórnej. Taki materiał nie tylko odczuwa się jako bardziej naturalny niż gładziki czy powierzchnie ekranów, ale potrafi on też wykrywać całą gamę różnych gestów. Użytkownik może więc taki interfejs obejmować, ściskać, głaskać, naciskać oraz wykonywać wiele innych czynności pozwalających na sterowanie urządzeniem. Po raz pierwszy możemy dodać skórę do urządzeń interaktywnych. To może zaskakujący pomysł, ale skóra jest tym interfejsem, z którym jesteśmy dobrze zaznajomieni, dlaczego więc nie użyć właśnie jej i nie wzbogacić w ten sposób urządzeń, które na co dzień wykorzystujemy, mówi profesor Anne Roudaut z University of Bristol, która kierowała badaniami. Sztuczna skóra znajduje się w polu zainteresowań robotyki, jednak pracuje się nad nią pod kątem bezpieczeństwa, estetyki czy odczuwania otoczenia. My prowadzimy pierwsze, o ile nam wiadomo, badania nad sztuczną skórą na polu rzeczywistości rozszerzonej, dodaje jeden z autorów, Marc Teyssier. Na potrzeby badań stworzono obudowę na smartfona, komputerowy gładzik oraz inteligentny zegarek i na ich przykładzie demonstrowano możliwości nowego interfejsu. Jednym z głównych zastosowań smartfonów jest komunikacja za pomocą obrazu, tekstu, głosu i ich kombinacji. My dodaliśmy do tego możliwość przekazywania bogatych wrażeń dotykowych za pomocą sztucznej skóry. Intensywność dotyku ma swoje odbicie w emotikonkach. Silny uścisk powoduje wyświetlenie się emoji gniewu, gdy pogilgoczemy skórę zobaczymy emotikonkę śmiechu, a stuknięcie wyświetli symbol zdziwienia, opowiada Teyssier. W opublikowanym dokumencie Skin-on interfaces: a bio-driven approach for artificial skin design to cover interactive devices [PDF] autorzy badań szczegółowo opisali konstrukcję swojej skóry, zapraszają do jej rozwijania, a zainteresowanych deweloperów do kontaktu. W kolejnym etapie badań naukowcy chcą spowodować, by ich interfejs był jeszcze bardziej realistyczny. Zastanawiają się nad dodaniem włosków oraz wywoływaniem zmian temperatury, dzięki czemu zobaczymy, że sztuczna skóra ma... gęsią skórkę.   « powrót do artykułu
  9. Dopamina, serotonina, adrenalina... Od ich właściwych proporcji zależy płynne funkcjonowanie ludzkiego mózgu. Zaburzenia oznaczają choroby. Dlatego tak ważne jest, by umieć wykrywać takie zaburzenia jak najwcześniej. Zanim jeszcze pojawią się widoczne objawy. Można to będzie robić szybko, prosto i tanio, dzięki pracy zespołu pod kierunkiem prof. Martina Jönsson-Niedziółki z IChF PAN. Dążymy do tego, żeby wykrywać neuroprzekaźniki w jak najniższych stężeniach i bez dodatkowego przygotowania próbki - opowiada autorka pracy opublikowanej w Analytical Chemistry, mgr Magdalena Kundys-Siedlecka. W pracy, którą właśnie opublikowaliśmy, udowodniłam, że w mysim serum (czyli krwi bez czerwonych krwinek) potrafię wykryć serotoninę w stężeniu tak niskim, jakie można znaleźć fizjologicznie. Serotonina bywa nazywana hormonem szczęścia, zasadne wydało się zatem pytanie, czy chodziło o stężenie u myszy szczęśliwych czy nieszczęśliwych? Wydaje mi się, że badane przez nas myszy były takie... zwyczajne – uśmiecha się szef pracowni, prof. Martin Jönsson-Niedziółka - ani szczęśliwe, ani nieszczęśliwe, a poziom serotoniny u nich statystycznie wyrównany. A skąd w ogóle pomysł na taką metodę? Po pierwsze - chcieliśmy wykrywać wiele neuroprzekaźników równocześnie, w tej samej próbce - tłumaczy Magdalena Kundys. Po drugie – w niskich, fizjologicznych stężeniach, co pozwoliłoby wcześnie wykryć ewentualną chorobę. Po trzecie – w jak najmniej przetworzonej próbce: pobrać krew, ślinę, albo np. płyn mózgowo-rdzeniowy i bez dodatkowych przygotowań te neuroprzekaźniki tam ujawnić. Mówi się np., że choroba Alzheimera jest wywoływana przez niedobór dopaminy w konkretnych rejonach mózgu, ale w rzeczywistości mechanizmy chorobowe są dużo bardziej skomplikowane. Zwykle nie decyduje nadmiar lub niedobór tylko jednego neuroprzekaźnika, lecz raczej niewłaściwa ich mieszanina. Jeśli uda się dowiedzieć, jakie są stężenia różnych związków w jednej próbce, pobranej w tym samym momencie, z tego samego miejsca, można o wiele precyzyjniej wypowiadać się o tym, co tak naprawdę jest przyczyną takich czy innych objawów chorobowych. Jak naszym naukowcom udało się tego dokonać? Kluczem jest wirowanie próbki na elektrodzie. Dzięki temu wymuszany jest szybszy transport masy. Zwiększamy wielokrotnie wydajność reakcji i przyspieszamy pomiar - chwali się mgr Kundys-Siedlecka. Limit detekcji jest ekstremalnie niski. Jesteśmy przy tym w stanie wykryć wszystkie neuroprzekaźniki, które są elektrochemicznie aktywne, czyli podlegają procesom utleniania i redukcji. Ja pokazuję, jak jednocześnie oznaczać dwa z nich: dopaminę i serotoninę. Muszę dodać, że dopaminę identyfikujemy bez pudła, choć jest bardzo podobna do innych: adrenaliny, noradrenaliny i jeszcze paru katecholamin - uśmiecha się badaczka. Można by porównać te działania do szukania trawy w trawie. Próbka jest wielką łąką, a my chcemy na niej znaleźć, powiedzmy, kłosownicę wśród turówki. I to się udaje! To możliwe tylko dzięki dobrze zmodyfikowanym elektrodom, które odseparowują sygnały od różnych neuroprzekaźników. Oczywiście pomiar we krwi pozwala tylko na bardzo przybliżone określenie stężeń. Przecież wiadomo, że neuroprzekaźniki są wydzielane w różnych obszarach mózgu, a także poza mózgiem. Np. jeśli dany neuroprzekaźnik jest wydzielany w nerkach, to jego stężenie w moczu będzie inne niż we krwi czy łzach. W kolejnym etapie badań chcielibyśmy sprawdzić, czy nasza metoda tak samo precyzyjnie wykrywa neuroprzekaźniki we krwi człowieka, jak robi to u myszy - opowiada badaczka. Jeśli to się potwierdzi, będzie można pobierać od pacjenta mniej krwi –wystarczy praktycznie kropla (70 mikrolitrów), by oznaczyć wiele takich substancji, a dążymy do tego, by wykrywać jeszcze niższe stężenia, co dawałoby możliwość oznaczania np. dopaminy w płynach innych niż krew, takich, które w ogóle nie bolą przy pobieraniu. Serotoninę umiemy już wykrywać w stężeniach podobnych do ludzkich - precyzuje prof. Jönsson-Niedziółka. Z dopaminą – najciekawszym z neuroprzekaźników – jeszcze się nam nie udaje, a inne mają tak niskie stężenia, że potrzebujemy modyfikacji powierzchni elektrodowej, a zapewne i całej metody, żeby z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że wykrywamy je w nieprzygotowanej próbce. Wiemy natomiast, że przy wyższych stężeniach umiemy już odseparować sygnały serotoniny i dopaminy w tej samej próbce. Nasza metoda to dwie korzyści dla każdego szpitala, który zechce ją zastosować: po pierwsze, czas – w przypadku serotoniny to najszybsza znana metoda wykrywania, od pobrania do wyniku upływa mniej niż godzina; no, chyba że próbkę trzeba przewieźć” – precyzuje profesor. „Po drugie, koszt – metoda jest tania, a sprzęt może obsługiwać technik laborant po krótkim przeszkoleniu. Wymagana jest głównie cierpliwość – uśmiecha się mgr Kundys-Siedlecka. Pozostaje czekać, aż efekty badań zespołu IChF PAN trafią pod szpitalne strzechy, pomogą poznać mechanizmy rozwoju takich chorób, jak depresja czy alzheimer i usprawnią ich leczenie. « powrót do artykułu
  10. Nowym sposobem na poznanie przyczyn spadku liczebności pszczół jest podłączenie ula do Internetu i stworzenie czegoś w rodzaju scyfryzowanej jego wersji. Tieto, szwedzka firma zajmująca się konsultacjami z zakresu oprogramowania komputerowego, umieściła czujniki w 2 ulach (w każdym z uli mieszka ok. 80 tys. pszczół). Pierwszego października jeden scyfryzowany ul trafił do HSB Living Lab w Göteborgu. Drugi, prototyp, znajduje się w Kalmarze, przy siedzibie firmy. Zamontowano w nim czujniki do pomiaru liczebności owadów, wilgotności, ciśnienia czy temperatury w ulu. Ule są podłączone do Internetu i wysyłają dane na serwer. Jak tłumaczą twórcy, oznacza to zdalny dostęp do nich w czasie rzeczywistym. Analizą zajmą się algorytmy sztucznej inteligencji. Projekt ma pomoc w zarządzaniu ulem, tworzeniu zdrowych kolonii czy zachowaniu bioróżnorodności w bezpośrednim otoczeniu. Mikael Ekström, który po godzinach sam zajmuje się pszczelarstwem, wyjaśnia, że dzięki technologii można lepiej monitorować liczebność pszczół, żywotność kolonii, a także ilość wytwarzanego miodu. To również świetny sposób na zilustrowanie korzyści związanych ze scyfryzowanym społeczeństwem oraz na pokazanie, jak cyfrowe rozwiązania mogą stworzyć lepsze warunki zarówno dla ludzi, jak i dla pszczół. Ekström ma nadzieję, że w przyszłości technologia pomoże w wykrywaniu wybuchów epidemii różnych pszczelich chorób. Na razie skala projektu jest niewielka, ale Tieto prowadzi już rozmowy ze Szwedzkim Krajowym Stowarzyszeniem Pszczelarzy. Wspólnie być może uda się ustalić, jak go rozszerzyć na cały kraj. Szybki rozwój technologii działa na naszą korzyść. « powrót do artykułu
  11. To już piąta edycja międzynarodowego programu dla studentów z regionie Europy Wschodniej i Centralnej. Zapraszamy do rekrutacji wszystkich, tych których interesuje wykorzystanie nowych technologii w świecie finansów – sztucznej inteligencji, Big Data, Open Banking, cyberbezpieczeństwo, systemy płatności i ubezpieczeń w sieci, czy rozwój start-upów z tej branży w regionie CEE. Udział w programie jest bezpłatny a wszystkie spotkania odbywają się w Warszawie. 4 dni spotkań i dyskusji W tym roku CEE Fintech Leaders Forum trwa 4 dni, a każdy z nich poświęcony będzie innym tematom. Dzień I: AI & Big Data Dzień II: Technologia Blockchain & Open Banking Dzień III: Case Study (wykorzystanie nowych technologii w świecie finansów) Dzień IV: Debaty i dyskusje panelowe Celem wydarzenia jest stworzenie platformy komunikacji studentów z regionu CEE, gdzie będą mogli nawiązać znajomości, wymienić się doświadczeniami i wziąć udział w profesjonalnych warsztatach. Zajęcia, w których studenci wezmą udział łączą wiedzę teoretyczną z praktycznym doświadczeniem związanym z rynkiem kapitałowym. Fundacja im. Lesława A. Pagi ściśle współpracuje z Giełdą Papierów Wartościowych w Warszawie. Organizując Forum mamy nadzieję, na nawiązanie stałej międzyregionalnej współpracy w samym centrum Europy. Do udziału w Forum CEE Fintech Leaders zostali zaproszeni m.in. Anna Maj, Fintech Leader w PwC Karolina Marzentowicz, head of blockchain scounting group The Heart Tomasz Kozar, Cloud Technology Strategist w Microsoft Polska Zgłoszenia do pierwszego etapu rekrutacji są przyjmowane do 10 listopada 2019 r. Zainteresowane osoby prosimy o wypełnienie formularza zgłoszeniowego. Po więcej informacji zapraszamy na stronę programu: https://bit.ly/2n925PL W razie pytań prosimy o kontakt z koordynatorką projektu Justyną Florczak: jflorczak@paga.org.pl Partnerzy CEE Fintech Leaders Forum Alior Bank, Asseco, Beesfund, Millennium Bank, ING Bank Śląski, iWealth, KDPW Partnerzy Wspierający   Alliance4Europe, Czech Fintech Association, Institute for Politics and Society, Kraina Maybutniogo, Microsoft « powrót do artykułu
  12. Pojawiły się pogłoski, że Intel ma zamiar znacząco obniżyć ceny procesorów 9. generacji. Jak donosi TweakTown, w obliczu zbliżającej się premiery procesorów Cascade Lake-X koncern ma zamiar obciąć ceny układów Skylake-X nawet o 50%. W ten sposób firma chce szybciej opróżnić magazyny i lepiej konkurować z AMD. Jeśli rzeczywiście dojdzie do tak znaczącej obniżki, to najprawdopodobniej Intel będzie musiał dopłacić swoim dystrybutorom i innym parterom handlowym. To obniży firmowe zyski, jednak pozwoli lepiej konkurować z AMD. Obecnie AMD oferuje lepsze ceny procesorów z przeliczeniu na rdzeń, dlatego też wielu graczy wybiera układy Ryzen 5 3600/X lub Ryzen 7 3700X i cieszy się lepszą wydajnością w grach niż w przypadku układów Core i7-8700K czy Core i9-9900K, które są ponadto droższe. Doniesienia o potężnej obniżce opierają się na slajdzie, który prawdopodobnie wyciekł z Intela. Na slajdzie widzimy, że Intel przewiduje iż na obniżki przeznaczy w bieżącymm roku 3 miliardy dolarów. Porównuje się przy tym do AMD, pokazując, że konkurent jest znacznie mniejszą firmą, której cały zysk netto wyniósł w ubiegłym roku 0,3 miliarda USD. Mimo swojej olbrzymiej przewagi finansowej i pozycji na rynku Intel woli najwyraźniej dmuchać na zimne i poważnie traktuje AMD, które od czasu premiery architektury Zen umacnia się na rynku. « powrót do artykułu
  13. Szwedzcy naukowcy z Uniwersytetu Technologiczne Chalmers opracowali wydajną metodę rozbijania dowolnego tworzywa sztucznego na molekuły. Uzyskany w ten sposób gaz można następnie wykorzystać do produkcji tworzywa o takiej samej jakości, co produkt oryginalny. Nowa technologia nadaje się do zastosowania w już istniejących zakładach przeróbki odpadów sztucznych. Nie zapominajmy, że plastik to fantastyczny materiał. Dzięki niemu mamy produkty, o których bez niego moglibyśmy tylko pomarzyć. Problemem jest fakt, że jego produkcja jest tak tania, iż bardziej opłaca się wytwarzać nowe tworzywa sztuczne z ropy niż zajmować się recyklingiem plastikowych odpadów, mówi Henrik Thunman. Naukowcom udało się jednak opracować proces, który może to zmienić. Dzięki znalezieniu odpowiedniej temperatury, około 850 stopni Celsjusza, odpowiedniego tempa i czasu ogrzewania, wykazaliśmy, że w ciągu godziny możemy zamienić 200 kilogramów tworzyw sztucznych w użyteczny gaz. Ten można następnie przetworzyć na poziomie molekularnym i uzyskać plastik takiej samej jakości jak ten oryginalny, wyjaśnia Thunman. Obecnie na świecie przetwarza się jedynie niewielką część tworzyw sztucznych, a i tutaj zwykle po przetworzeniu uzyskuje się plastik niskiej jakości. Większość tego typu materiałów ląduje na wysypiskach lub jest spalana. Obecnie wykorzystywane technologie pozwalają przeważnie na uzyskiwanie po recyklingu tworzywa coraz gorszej jakości. W końcu jest ona tak zła, że nie pozostaje nic innego niż takie tworzywo wyrzucić lub spalić. My skupiliśmy się na przechwyceniu atomów węgla z plastiku i wykorzystaniu ich do stworzenia tworzywa o oryginalnej jakości. W ten sposób uzyskaliśmy rzeczywisty recykling, dodają Szwedzi. Twórcy nowej metody informują, że nie tylko nadaje się ona do pracy z każdym rodzajem tworzyw sztucznych, ale można ją stosować na wielką skalę, tam, gdzie trzeba przetwarzać dziesiątki tysięcy ton odpadów. Ze szczegółami szwedzkiej technologii można zapoznać się w artykule opublikowanym na łamach Sustainable Materials and Technologies. « powrót do artykułu
  14. Robotnicy pracujący w listopadzie zeszłego roku przy remoncie domu w Aberdeen odkryli w ogródku liczne ludzkie kości. Policja szybko wykluczyła działania przestępcze i poprosiła o rozwiązanie zagadki archeologów z Aberdeenshire Council i Uniwersytetu w Aberdeen. Po zbadaniu materiału i przeanalizowaniu danych z ostatnich 200 lat eksperci doszli do wniosku, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest student medycyny z XIX w., który próbował nie wejść w konflikt z prawem. Odkrycie tych kości ujawnia fragment utraconej historii miasta. To fascynująca opowieść - podkreśla Bruce Mann, archeolog z Aberdeenshire Council. Po zgłoszeniu odkrycia Alison Cameron spędziła kilka dni na wykopaliskach ogródka i zbieraniu kości. Po oczyszczeniu trafiły one do dr Rebeki Crozier z Uniwersytetu w Aberdeen. Ze 115 fragmentów kości dr Crozier złożyła 84 fragmenty. Kości należały do 5-7 osób, z których 2 miały tylko ok. 2-7 lat. Datowanie radiowęglowe pokazało, że z prawdopodobieństwem wynoszącym 95,4% są to kości ludzi żyjących między 1650 a 1750 r. Dr Crozier stwierdziła, że po śmierci kości 2 osób były wykorzystywane jako pomoce naukowe. Na czaszkach jednego dorosłego i jednego dziecka przeprowadzano ćwiczenia medyczne. W czaszce dziecka wywiercono otwór. Potrafiłam go nawet powiązać z konkretnym narzędziem. To nie była procedura, którą można by przeprowadzić za czyjegoś życia. U jednego z dorosłych występowały podobne ślady wiercenia w czaszce. Z danych z ksiąg adresowych wynikało, że ok. 1832 r. w domu przez Canal Street mieszkali lekarz stażysta Alexander Creyk i jego współlokatorzy, studenci medycyny. Warto przypomnieć, że w tym samym roku w Wielkiej Brytanii weszła w życie ustawa Anatomy Act, która umożliwiała lekarzom i studentom medycyny pozyskiwanie ciał z przytułków czy więzień do celów badawczych i medycznych. W teorii miała ona dotyczyć tylko i wyłącznie zmarłych bezimiennie, po których nie zgłosiła się rodzina. Praktyka wyglądała jednak czasem nieco inaczej... Mann i inni uważają, że winnym jest najprawdopodobniej Creyk, którego ojciec był chirurgiem z Elgin. W owym czasie niektórzy studenci mogli się obawiać, że zostaną złapani z ludzkimi szczątkami i wpadną przez to w tarapaty, możliwe więc, że Creyk zakopał kości w obrębie posesji. Przeleżały tam nieodkryte aż do listopada zeszłego roku. Archeolog dodaje, że w ogródku natrafiono także m.in. na porcelanę z początków XIX w. Po zakończeniu badań zostanie zorganizowany pochówek. Jak wyjaśnia Mann, w takich przypadkach wybiera się zazwyczaj cmentarz w pobliżu miejsca znalezienia. Średnio mamy 5 takich spraw rocznie. « powrót do artykułu
  15. W naszych komórkach odkryto nieznaną strukturę (organellę), która pomaga zapobiegać nowotworom, upewniając się, że podczas podziału materiał genetyczny jest prawidłowo sortowany. Nazwano ją organellą lub ciałkiem wewnętrznego regionu centromerowego (ang. inner centromere organelle lub inner centromere body). Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Wirginii połączyli problemy dotyczącej tej organelli z podzbiorem guzów piersi, w których występuje dużo błędów w segregacji chromosomów. Amerykanie mają nadzieję, że dzięki ich ustaleniom lekarze będą mogli lepiej personalizować leczenie. Pewien odsetek kobiet z rakiem sutka nie reaguje na chemioterapię. Chemia powoduje dużo skutków ubocznych, jeśli więc nie przynosi efektów, sytuacja pacjentek jest tragiczna. Jednym z naszych celów jest opracowanie nowych testów, które pokażą, czy dana osoba zareaguje na chemioterapię [...] - wyjaśnia dr P. Todd Stukenberg. Organella odkryta przez zespół Stukenberga jest tyleż niezbędna, co efemeryczna. Tworzy się tylko wtedy, gdy jest potrzebna do upewnienia się, że segregacja chromosomów zachodzi prawidłowo. Gdy wykona swoje zadanie, znika. To m.in. dlatego nie znaleziono jej wcześniej. Inną przyczyną jest jej unikatowa natura; Stukenberg porównuje ją do kropli cieczy, która kondensuje się w innej cieczy. Te krople działają jak "naczynia", które skupiają pewne składniki, tak by reakcje biochemiczne zaszły w konkretnym miejscu. Komórki wzbogacają [czy generalnie modyfikują] skład "mieszaniny" wewnątrz kropli i, ni stąd, ni zowąd, nowa reakcja pojawia się tylko w danej lokalizacji. To niesamowite. Naukowcy podkreślają, że choć kusi, by myśleć o tej kropli jak o oleju w wodzie, sprawy są o wiele bardziej skomplikowane. Kropla przypomina raczej żel, do którego składniki komórki mogą się dostawać i wychodzić, z miejscami wiązania, gdzie koncentruje się pewien niewielki ich zestaw. Właściwości organelli nadaje ciałku wewnętrznego regionu centromerowego białko CPC (ang. Chromosomal Passenger Complex) – kompleks wędrujący po chromosomach w czasie mitozy. O ile wcześniej wiedziano, że komórki tworzą podobne krople do innych procesów, o tyle dotąd nikt nie miał pojęcia, że spełniają one ważną rolę także w procesie segregacji chromosomów w czasie podziałów komórkowych. Wydaje się, że komórki wykorzystują te bezbłonowe organelle, by regulować wiele swoich działań. Stukenberg uważa, że nowo odkryte organelle nie tylko pozwolą lepiej zrozumieć mitozę, ale i rzucą nieco światła na nowotwory i ich powstawanie. Ich główną funkcją jest naprawa mikrotubul chromosomowych wrzeciona kariokinetycznego, które są połączone z odcinkiem chromosomów zwanym centromerem i biorą udział w rozdziale chromosomów. W komórkach nowotworowych proces naprawy jest defektywny. Akademik ma nadzieję, że uda się opracować test do mierzenia, ile chromosomów w guzie uległo nieprawidłowej segregacji. W ten sposób można by lepiej dobrać metodę leczenia do pacjenta. Mielibyśmy sposób na identyfikowanie guzów, w których komórki w większym stopniu źle segregują chromosomy. Dotąd naukowcy analizowali pod tym kątem raka sutka, teraz chcą się zająć rolą nowej organelli w raku jelita grubego. « powrót do artykułu
  16. Sigri Sandberg, norweska dziennikarka, autorka 15 książek, wielka miłośniczka skandynawskiej przyrody, postanawia przeprowadzić eksperyment i doświadczyć życia bez dostępu do światła. Walcząc z własnymi lękami, wyrusza w samotną podróż i na własnej skórze przekonuje się, jak zbawienny wpływ ma na nią prawdziwa, nieskażona mnóstwem świateł noc. Bez świateł, bez neonów, tabletów, smartfonów. I choć początkowo wciąż pragnie tę ciemność rozproszyć, choć ciemność budzi w niej wyłącznie lęk, to już niebawem przekonuje się, że bardziej przerażający od ciemności okazuje się jej brak. Powieść Sigri Sandberg to fascynujące, poruszające, ale także dające poczuć prawdziwy smak przygody doświadczenie pełnego zanurzenia w ciemności. Podróż na bezludzie, na którym można spodziewać się niemal wszystkiego. Bez światła, bez kontaktu z innymi, za to z nieograniczoną wyobraźnią. Astronomicznie ciekawa opowieść o tym, dlaczego aż tak bardzo potrzebujemy ciemności. Sandberg wie, o czym pisze. Sama przez cztery dekady zmagała się z wiatrem, zimnem i mrokiem, by teraz przyjrzeć się im z innej perspektywy. Zobaczyć w ciemności to, czego do tej pory nie postrzegała. A nie jest to łatwe z wielu powodów i o tym także jest ta książka. Ciemność to trudny towarzysz. Wymagający. Stawiający wyzwania jak cały świat natury. Jarosław Czechowicz, blog Krytycznym Okiem Sigri Sandberg – norweska pisarka i dziennikarka, od dwunastu lat freelancerka z doświadczeniem redaktorskim i kierowniczym w największych norweskich mediach. Autorka piętnastu książek, wyrażających jej miłość do kultury i norweskiej natury. Pisze także książki dla dzieci i młodzieży. Związana z branżą muzyczną jako autorka tekstów, jest także organizatorką i uczestniczką wielu festiwali literackich, autorką artykułów i prelegentką. Wspólnym mianownikiem wszystkich jej działań jest miłość do przyrody, norweskich gór, fiordów, lasów i ludzi, którzy prowadzą wśród nich codzienne życie. Jest autorką koncepcji jogi inspirowanej naturą i literaturą. Prowadzi kursy w opuszczonych górskich gospodarstwach, na festiwalach górskich i literackich, a nawet w bibliotece.
  17. Wczoraj Elon Musk wysłał ze swojego domu pierwszego tweeta przekazanego za pośrednictwem Starlinka. Firma SpaceX obiecuje, że do połowy lat 20. obecnego wieku zaoferuje Amerykanom szerokopasmowy internet satelitarny. Przed kilkoma miesiącami, 24 maja, SpaceX wystrzeliła pierwszych 60 satelitów komunikacyjnych sieci konstelacji Starlink. SpaceX, aby zrealizować swoje plany związane z przestrzenią kosmiczną, musi znaleźć dodatkowe źródła dochodu. Konstelacja Starlink, za pomocą której firma chce oferować dostęp do internetu na całym świecie, ma służyć właśnie zarobieniu pieniędzy na ambitne plany, obejmujące m.in. wysyłanie ludzi w przestrzeń kosmiczną. Starlink ma działać na niskiej orbicie okołoziemskiej. Po 12 startach i wyniesieniu na orbitę 800 satelitów Starlink ma objąć swoim zasięgiem całe terytorium USA, po 24 startach ma obejmować najgęściej zaludnione tereny globu, a po 30 startach ze Starlinka będzie można korzystać na całym świecie. SpaceX ma już plany zrealizowania przed końcem 2020 roku 24 lotów z satelitami Starlink. Wierzymy, że do połowy lat 20. zaoferujemy mieszkańcom USA szerokopasmowy dostęp do internetu za pośrednictwem konstelacji Starlink, powiedziała dyrektor wykonawcza SpaceX, Gwynne Shotwell. Plany SpaceX niepokoją jednak naukowców. Obecnie na niskiej orbicie okołoziemskiej znajduje się mniej niż 5000 satelitów, a konstelacja Starlink ma składać się z 12 000 satelitów. Podobne do SpaceX plany mają też inne firmy, a to oznacza, że w najbliższych latach na orbitę trafią tysiące sztucznych satelitów. Naukowcy obawiają się, że utrudni to lub uniemożliwi prowadzenie wielu badań. Ponadto znacznie wzrośnie ryzyko kolizji pomiędzy satelitami, wielokrotnie zwiększy się ilość odpadów na orbicie. Międzynarodowa Unia Astronomiczna już zaapelowała do producentów i właścicieli satelitów, by przyjrzeli się ich wpływowi na naukę i starali się wpływ ten zminimalizować. « powrót do artykułu
  18. Przezroczyste wiaty przystanków autobusowych bywają śmiertelnym zagrożeniem dla ptaków. Liczbę kolizji ptaków z szybami może zmniejszać obecne tam graffiti, a nawet błoto czy kurz – wynika z obserwacji prowadzonych w południowej Polsce. Transparentne powierzchnie stanowią zagrożenie dla ptaków, które nie rozpoznają szkła jako bariery fizycznej. Jeśli nie jest ono prawidłowo oznakowane, wówczas stanowi dla ptaków śmiertelne zagrożenie. Ptaki, próbując przelecieć przez szklaną powierzchnię, uderzają w nią, co na ogół prowadzi do urazów czaszki i śmierci – zwracają uwagę naukowcy z Wrocławia, Krakowa i Białowieży po serii badań dotyczących kolizji ptaków z szybami wiat. Naukowcy ci zbadali częstość kolizji ptaków ze szklanymi wiatami na Dolnym Śląsku. Podczas niemal 2,5 tysiąca kontroli, prowadzonych na 81 przystankach co ok. 10 dni (w ciągu całego roku) notowali obecność charakterystycznych śladów na szybach, wskazujących na kolizję, a także martwych ptaków w pobliżu szyb. Stwierdzili 155 kolizji ptaków z szybami przystanków, znaleźli też kilkadziesiąt martwych ptaków różnych gatunków: kosów, rudzików, wróbli, bogatek, śpiewaków i innych – łącznie 17 gatunków. Na najbardziej „kolizyjnej” wiacie przystankowej odnotowano aż 18 kolizji w ciągu roku. Autorzy badań podkreślają, że liczba kolizji z pewnością była większa, niż 155 opisanych przypadków, gdyż nie każde uderzenie ptaka w szybę zostawia na niej ślad, świadczący o zdarzeniu. Te badania – jak czytamy w informacji prasowej przesłanej PAP – stanowią pierwszy na świecie kompleksowy opis znaczenia szklanych wiat przystanków komunikacji zbiorowej w kontekście kolizji z ptakami. Jedna z autorek badania, dr Ewa Zyśk-Gorczyńska z fundacji „Szklane Pułapki” oraz Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie zwraca uwagę, że na przystankach w mieście liczba ptasich kolizji była przeciętnie mniejsza, niż na przystankach wiejskich. Przystanki na wsiach stoją bowiem w miejscach atrakcyjnych dla ptaków, wśród zieleni, tym samym stanowią barierę na trasach ich codziennych przelotów. Paradoksalnie większą liczbę uderzeń odnotowano na przystankach o mniejszej powierzchni przeszklonej. Wynika to prawdopodobnie z faktu – sugeruje dr Zyśk-Gorczyńska – że mniejsze przystanki znajdują się na obrzeżach miast, gdzie mniejsza jest liczba obsługiwanych przez nie pasażerów. Najciekawszym odkryciem było stwierdzenie, że przystanki, których szyby były pokryte graffiti – a także te z kurzem lub błotem – charakteryzowały się znacznie mniejszą liczbą kolizji z ptakami. Dzięki aktywności graficiarzy, którzy pokrywają farbami znaczną powierzchnię szyb, przystanki stały się dla ptaków lepiej widoczne – dodaje. Rozumiemy, że graffiti na przystankach jest na ogół nielegalne i nie namawiamy do aktów wandalizmu. Nasze badania jednak jasno pokazują, że z punktu widzenia ochrony ptaków warto jest zmienić sposób budowy wiat przystankowych, na przykład angażując różne grupy społeczne do działań artystycznych, lub rezygnując z całkowicie przezroczystych materiałów – podkreśliła dr Zyśk-Gorczyńska. Współautor badania, dr hab. Michał Żmihorski zwraca z kolei uwagę, że częstość kolizji zmieniała się wyraźnie w cyklu rocznym. Najwięcej kolizji miało miejsce późną wiosną i latem. Ten wzorzec dobrze koreluje z dużą liczebnością niedoświadczonych młodych ptaków opuszczających gniazda w tym okresie – zauważa. Ekstrapolacja naszych wyników na całą Polskę sugeruje, że rocznie w wyniku kolizji ze szklanymi wiatami przystanków może ginąć ok. miliona ptaków. Jest więc to bardzo poważne źródło ich śmiertelności – podkreślił dr Żmihorski. Artykuł został opublikowany w czasopiśmie „Landscape and Urban Planning”. Trzecim autorem badania był dr hab. Piotr Skórka z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie. Autorzy badania przypominają, że zagrażające ptakom duże szklane powierzchnie to również oszklone wieżowce, wysokie budynki, ekrany akustyczne, a także mniejsze elementy, np. szyby w oknach domów. Autorzy pracy podkreślają, że w ostatnich kilkunastu latach w Polsce i na świecie przybywa nowych elementów transparentnej infrastruktury. Szklane wiaty przystanków komunikacji zbiorowej zastępują nieestetyczne i niebezpieczne konstrukcje betonowe lub blaszane. Są one pozornie niewielkie, ale – z powodu swojej transparentności i obecności w różnych, często atrakcyjnych dla ptaków środowiskach – szklane wiaty mogą stanowić dla ptaków poważne zagrożenie. Wpływ szklanych wiat na populację ptaków może się wydawać niewielki. Szklane pułapki to jednak tylko jedno z zagrożeń, przez które populacja ptaków dramatycznie kurczy się, zwłaszcza w krajach rozwiniętych. Problemem jest intensyfikacja rolnictwa, masowe wylesianie i ekspansja miast, co prowadzi do ujednolicania krajobrazu i utraty siedlisk. Do tego dokłada się wiele mniejszych czynników, np. drapieżnictwo ze strony kotów. « powrót do artykułu
  19. Ze względu na swe korzystne właściwości (np. niską gęstość czy oporność na korozję) tytan jest często wykorzystywany w różnego rodzaju implantach: od stomatologicznych po endoprotezy stawów. Implanty, w których wykorzystuje się metal, mają jednak pewną wadę - akumulują się na nich mikroorganizmy, które wywołują infekcje i chroniczny stan zapalny otaczającej tkanki. Przez to, by zapobiec zakażeniu krwi, a później narządów, w ciągu 10-15 lat trzeba usuwać 5-10% implantów stomatologicznych. Nowe badanie dr. Tagbo Niepy z Uniwersytetu w Pittsburghu pokazało, że takie infekcje można skutecznie eliminować za pomocą terapii elektrochemicznej (ang. electrochemical therapy, ECT). ETC zwiększa bowiem zdolność leków do eliminowania patogenów. Żyjemy w czasach kryzysu antybiotyków [także przeciwgrzybicznych], gros z nich [przecież] nie działa. Z powodu oporności rozwijanej przez wiele mikroorganizmów leki przestają spełniać swoje zadanie; dzieje się tak zwłaszcza w przypadku nawracających infekcji. W opisywanej technice [...] prąd prowadzi do uszkodzenia ściany/błony komórkowej mikroorganizmu. [Jednym słowem] prawdopodobieństwo, że lek zadziała, rośnie, jeśli w okresie jego podawania prąd zwiększa przenikalność błony. W ten sposób nawet lekooporne komórki staną się wrażliwe na terapię i zostaną wyeliminowane. Autorzy artykułu z pisma ACS Applied Materials & Interfaces tłumaczą, że słaby prąd wpływa na przyczepione mikroorganizmy. Nie zaszkodzi jednak znajdującej się w pobliżu zdrowej tkance. Niepa i inni dodają, że większość antybiotyków działa lepiej na komórki, które aktywnie replikują. Niestety, nie wpływają one na komórki uśpione, przez co infekcja może nawracać. Co istotne, ETC wywołuje stres elektrochemiczny we wszystkich interesujących klinicystów komórkach. Przez to wzrasta ich wrażliwość na lek. Podczas eksperymentów zespół Niepy koncentrował się na bielniku białym (Candida albicans), drożdżaku, który wywołuje jedne z najczęstszych i najbardziej szkodliwych zakażeń grzybicznych związanych z implantami stomatologicznymi. Najpierw akademicy badali antygrzybiczne właściwości ETC, prowadzonej za pomocą tytanowych elektrod. Wykazali, że prąd może zmniejszyć liczbę żywotnych komórek planktonowych C. albicans nawet o 99,7%, a komórek biofilmu do 96,0-99,99%. Na dalszych etapach studium zespół oceniał skuteczność połączenia ETC z flukonazolem. Okazało się, że terapia elektrochemiczna znacząco zwiększa grzybobójcze działanie flukonazolu. O ile sam lek wykazuje niewielką skuteczność wobec komórek fazy stacjonarnej wzrostu C. albicans oraz biofilmów, o tyle połączenie flukonazolu z ETC daje świetne rezultaty. Analizy pokazały, że sekwencyjna terapia (najpierw ETC, potem lek) prowadzi do zaburzenia funkcji błony komórkowej, przepuszczalności, upośledzenia funkcji metabolicznych i zwiększonej wrażliwości na flukonazol (penetracja leku do komórki jest ułatwiona, dzięki czemu może on wejść w interakcje z kwasem nukleinowym). Co ważne, dochodzi do zmiany struktury biofilmu. Niepa widzi też inne zastosowania opisywanej metody. Wg niego, połączenie ETC i antybiotyków może się sprawdzić np. w przypadku opatrunków i leczenia ran. « powrót do artykułu
  20. Zaburzenia ze spektrum autyzmu nie mają ani wyraźnej patogenezy, ani nie istnieje dla nich leczenie farmaceutyczne, jednak coraz więcej badań sugeruje, że w ich przypadku mamy do czynienia z dysfunkcją układu odpornościowego i stanem zapalnym w konkretnych regionach mózgu. Amerykańsko-włoski zespół uczonych udowodnił, że kaskada cytokin jest powiązana z autyzmem. Do badań wykorzystano tkankę mózgową 8 zmarłych dzieci, u których przed śmiercią zdiagnozowano jedno z zaburzeń ze spektrum autyzmu. Na łamach PNAS naukowcy opisują unikatowy dla autyzmu sposób działania cytokin. Zaprezentowane przez nas dane wskazują na związek pomiędzy stanem zapalnym a chorobami ze spektrum autyzmu. Zauważyliśmy, że u dzieci z tymi zaburzeniami występuje w ciele migdałowatym i w grzbietowo-bocznej korze przedczołowej podwyższony poziom cytokiny przeciwzapalnej IL-37 oraz cytokiny prozapalnej IL-18 i jej receptora IL-18R, stwierdzają naukowcy z Boston University, Tufts University, Harvard University oraz Università degli Studi "Gabriele d'Annunzio" w Chieti. Uczeni podkreślili też, że skoro organizm próbuje zwalczać stan zapalny za pomocą IL-37, to właśnie na tej cytokinie, jako na potencjalnym środku leczącym autyzm powinny skupić się przyszłe badania. To o tyle słuszna uwaga, że już obecnie wykorzystuje się leki bazujące na interleukinach do walki z nowotworami. Aby udowodnić, że w autyzmie rzeczywiście mamy do czynienia z podniesionymi poziomami pro- i przeciwzapalnych cytokin, naukowcy porównali wspomniane wcześniej próbki tkanki mózgowej z tkanką mózgową pobraną od dzieci, które nie cierpiały na  autyzm. U nich nie stwierdzono zwiększonych poziomów cytokin. Irene Tsilioni i Susan Leeman mówią, że u dzieci z autyzmem występują również inne proteiny prozapalne. Cała gama molekuł, jak interleukina-1β, czynnik martwicy guza (TNF), interleukina-8 występuje w zwiększonej ilości w serum, płynie mózgowo-rdzeniowym i mózgu wielu pacjentów z autyzmem. Już wcześniej informowaliśmy o podniesionym poziomie neurotensyny u dzieci z autyzmem. W naszym laboratorium wykazaliśmy, że neurotensyna stymuluje geny i prowadzi do wydzielania prozapalnej cytokiny IL-1β oraz interleukiny-8 w komórkach mikrogleju. Wielu innych badaczy również informowało o aktywacji mikrogleju u dzieci z autyzmem, co wskazuje na stan zapalny, stwierdzili naukowcy. Leeman, Tsilioni i ich zespół jest przekonany, że stan zapalny jest niezwykle ważnym elementem rozwoju zaburzeń ze spektrum autyzmu, dlatego też uważają, że należy skupić się na opracowaniu leku na bazie IL-37, który mógłby stać się pierwszym lekarstwem je zwalczającym. « powrót do artykułu
  21. Niezwykłe wzorce pogodowe w górnych warstwach atmosfery nad Antarktyką znacząco zmniejszyły utratę ozonu powodując, że w ostatnim czasie dziura ozonowa była najmniejsza od czasu rozpoczęcia jej obserwowania w roku 1982, poinformowali naukowcy z NOAA i NASA. Największą tegoroczną powierzchnię dziura ozonowa osiągnęła 8 września, kiedy to obejmowała 16,4 miliona kilometrów kwadratowych. Później skurczyła się do 10 milionów km2 i tak już pozostało. Zwykle dziura ozonowa rozrasta się do niemal 21 milionów kilometrów kwadratowych i utrzymuje taką wielkość jeszcze na początku października. To świetna wiadomość dla ozonu na półkuli południowej. Musimy jednak pamiętać, że to, co obserwujemy, to skutek wyższych temperatur w stratosferze, a nie oznaka szybkiego odradzania się ozonu, mówi Paul Newman z Goddard Space Flight Center. Dziura ozonowa formuje się nad Antarktyką późną zimą, gdy wskutek promieniowania słonecznego w atmosferze rozpoczynają się reakcje pozbawiające ją ozonu. W reakcjach tych biorą udział wyemitowane przez człowieka aktywne formy związków chloru i bromu. Reakcja odpowiedzialne za niszczenie ozonu zachodzą na powierzchni chmur tworzących się w zimnych warstwach stratosfery. Gdy jest cieplej, formuje się mniej chmur, które są ponadto nietrwałe, dzięki czemu proces niszczenia ozonu jest mniej intensywny. Dziura ozonowa jest monitorowana za pomocą satelitów i balonów stratosferycznych. W tym roku podczas pomiarów ozonu nad Biegunem Południowym nie znaleziono żadnej części atmosfery, która byłaby całkowicie pozbawiona ozonu, mówi Bryan Johnson z Earth System Research Laboratory. W bieżącym roku po raz trzeci od niemal 40 lat zdarzyło się tak, że wyższe temperatury w stratosferze ograniczyły rozmiary dziury ozonowej. Dwa podobne takie wydarzenia miały miejsce w roku 1988 i 2002. To rzadki przypadek, który wciąż staramy się zrozumieć. Gdyby nie było tego ocieplenia, prawdopodobnie obserwowalibyśmy typową dziurę ozonową, mówi Susan Strahan z Universities Space Research Association. Naukowcy dotychczas nie znaleźli żadnego związku pomiędzy tymi trzema wydarzeniami, a zmianami klimatu. Warstwa ozonowa nad Antarktyką zaczęła powoli zmniejszać się w latach 70., a na początku lat 80. zaczęto rejestrować duże ubytki ozonu. W 1985 roku naukowcy z British Antarctic Survey odkryli dziurę ozonową, którą potwierdził później satelita NASA. W 1987 roku podpisano Protokół montrealski, który wszedł w życie w roku 1989. W jego ramach państwa zobowiązały się stopniowo ograniczać, a w końcu zaprzestać produkcji substancji niszczących warstwę ozonową. Protokół ten okazał się najbardziej skuteczną globalną umową w historii. Podpisało go 196 państw oraz Unia Europejska. Szczyt produkcji związków niszczących warstwę ozonową przypadł na rok 2000. Wtedy też dziura ozonowa była największa i sięgnęła niemal 30 milionów km2. Od tamtej pory się zmniejsza. Naukowcy oceniają, że do roku 2070 poziom ozonu nad Antarktyką powinien powrócić do poziomu z roku 1980. « powrót do artykułu
  22. Panel ekspertów złożony ze specjalistów z NASA i zewnętrznych instytucji zakończył przegląd założeń misji Lucy, pierwszej misji do planetoid trojańskich. Lucy Critical Design Review trwał od 15 do 18 października. W tym czasie eksperci zostali zapoznani ze wszelkimi szczegółami planowanej misji, w tym z budową pojazdu, jego wyposażeniem, szczegółami budowy, planowanych testów, systemów naziemnych, założeń naukowych misji itp. itd. Przegląd wypadł pomyślnie i eksperci dali zielone światło do kontynuowania misji. Tym samym misja Lucy wkroczyła w etap budowania odpowiedniego sprzętu. To bardzo ekscytujący moment, gdyż wykraczamy poza fazę planowania oraz projektowania i zaczynamy budować pojazd. W końcu staje się on rzeczywistością, mówi Hal Levison z Southwest Research Institute, główny naukowiec misji Lucy. Critical Design Review to ostatni etap planowania i projektowania. Jego celem jest zapewnienie, że wszystko przygotowano jak należy, a misja spełni stawiane przez nią cele, jest wsparta solidną wiedzą naukową, odpowiednimi analizami, dokumentacją i będzie przebiegała bezpieczne. Lusy będzie pierwszą misją do asteroid trojańskich. Zostanie wystrzelona w październiku 2021 rkou i w ciągu 12 lat odwiedzi siedem planetoid, jedną z pasa głównego – znajdującego się pomiędzy Marsem a Jowiszem – i sześć trojańczyków. Asteroidy trojańskie to pozostałości po formowaniu się planet. Są one uformowane w dwóch grupach znajdujących się na orbitach bardzo podobny do orbity Jowisza. Dotychczas nie odwiedził ich żaden wysłany z Ziemi pojazd. Od strony naukowej ze misję Lucy będzie odpowiedzialny Southwest Research Institute (SwRI) w Boulder w stanie Colorado. Pojazd zostanie zbudowany przez Lockheed Martin Space Systems, a zarządzanie całą misją, kwestie inżynieryjne oraz bezpieczeństwa spoczną na barkach specjalistów z Goddard Space Flight Center. Misje przygotowywane w ramach programu Discovery, takie jak Lucy, są stosunkowo tanie. Maksymalny koszt rozwoju każdej z nich określono na 450 milionów dolarów. Celem takich misji jest znalezienie kluczowych odpowiedzi na pytania dotyczące Układu Słonecznego. Są one zarządzane przez głównego badacza, który dobiera sobie zespół naukowców i inżynierów, a ich celem jest przygotowanie misji od początku do końca.   « powrót do artykułu
  23. Podczas wykopalisk na wyspie Marawah, która znajduje się ok. 100 km na zachód od stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich Abu Zabi, odkryto najstarszą naturalną perłę świata. Ma ona ok. 8 tys. lat i wg archeologów, stanowi dowód na to, że perłami handlowano w tym regionie już w neolicie. Od 30 października perła, nazwana Abu Dhabi Pearl, będzie stanowić ozdobę wystawy 10,000 Years of Luxury, organizowanej w muzeum Louvre Abu Dhabi. Datowanie radiowęglowe warstwy, w której znaleziono perłę, wskazało na 5600-5800 r. p.n.e. - opowiada Mohamed Khalifa Al Mubarak, szef Wydziału Kultury i Turystyki Abu Zabi. W owym czasie perły były prawdopodobnie noszone jako biżuteria. Wykorzystywano je też w handlu barterowym z Mezopotamią. Wg ekspertów, wymieniano je na ceramikę i inne dobra. Wenecki jubiler, kupiec i pisarz Gasparo Balbi, który podróżował przez te okolice, wspomina, że wyspy u wybrzeży Abu Zabi były w XVI w. źródłem pereł - podał Wydział Kultury. Wykopaliska na stanowisku na wyspie Marawah, które koncentrowały się na licznych zawalonych kamiennych neolitycznych strukturach, doprowadziły również do odkrycia ceramiki, koralików z muszli i kamieni oraz grotów z krzemienia. Warto przypomnieć, że w 1992 r. Abu Dhabi Islands Archaeological Survey (ADIAS) zakończył wstępne badania wyspy Marawah. Archeolodzy zidentyfikowali wtedy 13 stanowisk datujących się od neolitu po okres islamski.   « powrót do artykułu
  24. U pacyficznych wybrzeży Panamy odkryto nowy gatunek ośmiopromiennego koralowca. Nadano mu nazwę Psammogorgia pax. Jej drugi człon to sugestia międzynarodowego zespołu naukowców, że powinniśmy z naturą nawiązać pokojowe relacje i zakończyć niszczenie oceanów. P. pax zebrano na głębokości 63 m na Hannibal Bank - podwodnej górze w Parku Narodowym Coiba. "Pokojowy" koralowiec stanowi część słabo zbadanego ekosystemu - społeczności koralowców mezofotycznych. Te trudno dostępne habitaty znajdują się na głębokości 40-150 m, między rafami płytko- i głębokowodnymi. Choć coraz bardziej potrzebują ochrony, niewiele wiadomo o ich ekologii i bioróżnorodności. Ostatnimi czasy pojazdy podwodne pozwoliły naukowcom zbadać te społeczności i pobrać próbki. Dzięki temu można było zidentyfikować szereg nowych gatunków koralowców ośmiopromiennych z tropikalnego wschodniego Pacyfiku, w tym Adelogorgia hannibalis (2018), Thesea dalioi (2018) czy Eugorgia siedenburgae (2013). Wszystkie one pochodziły z Hannibal Bank. Eksplorowanie strefy mezofotycznej i stref położonych głębiej zawsze stanowiło wyzwanie dla naukowców. Do poszukiwania i pobierania próbek potrzebujemy zdalnie sterowanych pojazdów podwodnych (ROV). Nie zawsze mamy na to środki, ale za każdym razem, gdy schodzimy pod wodę, wynurzamy się z czymś nowym - podkreśla Héctor Guzmán ze Smithsonian Tropical Research Institute P. pax jest biały i ma wachlarzowaty kształt. Dotąd wschodniopacyficznych przedstawicieli rodzaju Psammogorgia napotykano w płytkich wodach, do głębokości 30 m, ale naukowcy spodziewali się, że głębiej również występują. Naukowcy obawiają się o przyszłość góry Hannibal Bank. Wg nich, jej bioróżnorodność wymaga lepszej ochrony. « powrót do artykułu
  25. Badacze z firmy ESET uważają, że nowy zaawansowany backdoor, który atakuje SQL Server to dzieło chińskiej grupy APT17. Szkodliwy kod daje napastnikowi dostęp do bazy danych w taki sposób, że połączenie nie jest zapisywane w logach systemu. Grupa APT17 znana jest też pod nazwami Winniti Group, Axiom i Ke3chang. Specjaliści z ESET twierdzą, że zbadana przez nich wersja backdoora, zwana Skip-2.0 jest podobna do wcześniejszych narzędzi produkowanych przez Winnti Group, takich jak backdoor PortReuse czy trojan ShadowPad. Ten backdoor pozwala napastnikowi na potajemne kopiowanie, modyfikowanie i kasowanie zawartości bazy danych. Może być użyty, na przykład, do manipulowania wirtualnymi pieniędzmi używanymi w grach. Już wcześniej informowano o takich atakach z wykorzystaniem narzędzi Winnti, ostrzega ESET. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku PortReuse i ShadowPad szkodliwy kod jest instalowany w C:\Windows\System32\TSVIPSrv.DLL. Testy wykazały, że skip-2.0 skutecznie atakuje różne wersje SQL Servera, w tym edycje 11 i 12. Wersja 12, która pojawiła się w roku 2014, wciąż jest najpopularniejszą edycją SQL Servera. Warto w tym miejscu przypomnieć, że PortReuse został znaleziony w komputerach sprzedawców oprogramowania i sprzętu w Azji Południowej, a ShadowPad zaatakował w 2017 roku południowokoreańskiego producenta oprogramowania, firmę NetSarang. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...