Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Po 4 latach wytężonych badań naukowcy z Indian Institute of Technology w Kharagpur zakończyli prace nad męskim środkiem antykoncepcyjnym. Nie wymaga on interwencji chirurgicznej, np. podwiązania nasieniowodów, i działa przez ok. 10 lat. Wystarczy jeden zastrzyk. Preparat nie wywołuje dużych zmian fizjologicznych, lecz hamuje zdolność plemników do zapładniania. Wcześniej naukowcy na całym świecie zajmowali się szczepionkami, które bazowały na zjawisku niepłodności immunologicznej. W organizmie kobiety lub mężczyzny miały w założeniu powstawać przeciwciała przeciwplemnikowe, które uniemożliwiałyby połączenie jaja z męską komórką rozrodczą. Technologia hinduskiego zespołu, którego pracom przewodniczył doktor Sanjoy Guha, jest już gotowa do komercjalizacji. Jej zakupem interesują się koncerny farmaceutyczne, także te zachodnie. Oczywiście, cena będzie wysoka. Otrzymywaliśmy propozycje od zagranicznych firm, ale odrzucaliśmy je, ponieważ chcemy, by nabywca pochodził z Indii – opowiada Partha Pratim Chakra-borty, dziekan Wydziału Badań Sponsorowanych i Doradztwa Przemysłowego. Na realizację projektu rząd wydał ok. 2,5 mln dolarów. Wkrótce zostaną najprawdopodobniej ujawnione szczegóły odkrycia badaczy.
  2. Chemicy z dwóch amerykańskich uniwersytetów, ulokowanych w Los Angeles oraz Waszyngtonie, po raz pierwszy w historii zaprojektowali i zsyntetyzowali funkcjonalne, całkowicie sztuczne enzymy. Jest to ważny krok naprzód w dziedzinie bioinformatyki, jak i potwierdzenie znaczącego rozwoju wiedzy na temat działania tych biologicznych katalizatorów. Zespół, prowadzony przez prof. Kendalla Houka, doniósł o swoim najnowszym dokonaniu w ostatnim numerze czasopisma Nature. Umiejętność projektowania enzymów zdolnych do przeprowadzania oczekiwanych reakcji niewątpliwie znajdzie ogromne zastosowanie. Ochrona przed bronią biologiczną, neutralizacja toksyn, udoskonalanie leków - to tylko kilka przykładów potencjalnych korzyści, jakie możemy już niedługo osiągnąć dzięki dalszym badaniom w tej dziedzinie. Prof. Houk komentuje dokonane przez jego zespół odkrycie: Nareszcie jesteśmy w stanie projektować i syntetyzować enzymy zdolne do przeprowadzania reakcji, których żaden znany z natury enzym nie potrafi katalizować. Naczelnym celem naszych badań jest używanie komputerowych metod obliczeniowych w celu takiego rozplanowania ułożenia przestrzennego aminokwasów w strukturze białka, by było ono w stanie przeprowadzić zaplanowaną przez nas reakcję. Kolejny autor badań, doktorant Jason DeChancie, tłumaczy korzyści płynące ze stosowania enzymów: Enzymy są niezwykle aktywnymi katalizatorami. Pracujemy nad tym, by ujarzmić ich unikalne zdolności i wykorzystać do własnych celów. Chcemy nauczyć się przeprowadzać reakcje, których żaden enzym w naturze nie potrafi katalizować. Te występujące w naturze mają swoje granice funkcjonalności, my zaś chcemy je rozszerzyć. Połączenie osiągnięć chemii, matematyki oraz fizyki umożliwiło naukowcom zsyntetyzowanie enzymu zdolnego do przeprowadzenia tzw. eliminacji Kempa, zachodzącej pomiędzy zasadami i związkiem organicznym zwanym benzoizooksazolem. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej ta sama grupa opublikowała wyniki eksperymentu, w którym udało się przeprowadzić w podobny sposób reakcję aldolową, wchodzącą w skład metabolizmu cukrów. Obecne badania są ogromnym krokiem naprzód. Jeszcze bowiem kilka lat temu zastosowanie technik obliczeniowych nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Zarówno moc obliczeniowa komputerów, jak i dokładność programów komputerowych symulujących kształt cząsteczek były zbyt niskie. Można jednak wierzyć, że kolejne lata udoskonalania wspomnianej technologii mogą przynieść jeszcze wiele ekscytujących wyników. Praca nad projektowaniem enzymów jest niezwykle złożonym procesem. Najcięższym jego fragmentem jest wirtualne stworzenie tzw. centrum aktywnego, czyli miejsca w cząsteczce białka, w którym przyłączane są reagujące związki i przeprowadzana jest reakcja. W przypadku przytoczonej wcześniej reakcji aldolowej zadanie było wyjątkowo ciężkie, gdyż na reakcję tę składa się aż sześć kolejnych etapów. Dodatkową trudnością jest potrzeba przeprowadzenia obliczeń o niesamowitej wręcz dokładności, sięgającej jednej setnej nanometra. Cały projekt, sponsorowany przez amerykańską Agencję Badawcza Zaawansowanych Projektów Obronnych (DARPA, od ang. Defense Advanced Research Projects Agency), trwał aż trzy lata. Zespół badaczy był podzielony na dwie grupy: jedna z nich przewidywała optymalny kształt miejsca aktywnego, a zadaniem drugiej było takie dobranie sekwencji aminokwasów w białku, by tę strukturę wytworzyć. Następnie syntetyzowano gotowy związek chemiczny według wskazań komputera i szukano odpowiedzi na pytanie, czy komputerowy algorytm rzeczywiście doprowadził do produkcji enzymu o oczekiwanej aktywności. Technologia opracowana przez Amerykanów znajdzie z pewnością wiele zastosowań. Wszystko wskazuje na to, że umożliwi przeprowadzanie licznych reakcji, które dziś są niemożliwe. Pozwoli także obniżyć koszty wielu innych, których wdrożenie na skalę przemysłową jest dziś nieopłacalne. Jak daleko jesteśmy na drodze do zrealizowania tego planu? Jason DeChancie odpowiada: Myślę, że właśnie do tego doszliśmy. Nasze publikacje dowodzą, że naprawdę stało się to możliwe.
  3. Nie wszyscy uczą się na błędach. Yahoo! miało już w przeszłości kłopoty w związku z wysługiwaniem się chińskim komunistom. Portal pomógł władzom w Pekinie dotrzeć do dziennikarza i opozycjonisty Shi Tao, który następnie został skazany na 10 lat więzienia za ujawnienie listu z wytycznymi dla dziennikarzy, mówiącymi o tym, w jaki sposób należy relacjonować rocznicowe obchody masakry na planu Tiananmen. Portal potępili wówczas dziennikarze, organizacje praw człowieka i zwykli ludzie, a jego władze musiały tłumaczyć się przed amerykańskim Senatem. To jednak nie powstrzymało ich od ponownej współpracy z komunistami. W chińskiej edycji Yahoo! pojawiły się właśnie zdjęcia poszukiwanych przez władze Tybetańczyków, którzy biorą udział w najgwałtowniejszych od lat protestach przeciwko okupacji Tybetu. Zdjęcia opublikował podobno też należący do Microsoftu MSN China, z tą tylko różnicą, że nie pokazano ich na stronie głównej. Tybet został podbity przez Chiny w 1950 roku. Co jakiś czas wybuchają protesty przeciwko brutalnej okupacji. Ich ostatnia fala, której właśnie jesteśmy świadkami, coraz bardziej się nasila. Chiny wyrzuciły właśnie z Tybetu ostatnich dziennikarzy i wysyłają coraz więcej wojska i paramilitarnych oddziałów milicji by stłumić zamieszki. Mówi się już o setkach ofiar.
  4. Niedobór snu zwiększa ryzyko sennowłóctwa, czyli lunatyzmu – zauważyli naukowcy z Uniwersytetu w Montrealu. Badacze obserwowali 40 osób podejrzanych o "uprawianie tego procederu" w dwóch sytuacjach: 1) podczas normalnego snu i 2) podczas odpoczynku po okresie długiej bezsenności. Okazało się, że w okolicznościach nr 2 znacznie wzrastała liczba przypadków zaburzonego snu, w tym lunatykowania. Deprywację senną łączono z somnambulizmem już wcześniej, ale badania nie dawały rozstrzygających rezultatów. Omawiane studium bazowało na przypadkach osób skierowanych do kliniki leczenia zaburzeń snu z podejrzeniem lunatyzmu między sierpniem 2003 a marcem 2007 roku (Annals of Neurology). Po wstępnych oględzinach pacjenci spędzali noc w laboratorium, wracali do swoich codziennych czynności i znowu pojawiali się w centrum, gdzie cały czas dbano o to, by nie zasnęli. Na zasłużony odpoczynek mogli się udać dopiero następnego ranka, po 25 godzinach czuwania. Podczas snu każdego człowieka filmowano. Lekarze obserwowali pojawiające się ruchy i oceniali je na 3-stopniowej skali stopnia złożoności (badani mogli się tylko rzucać w pościeli albo wstawać z łóżka). Podczas snu regenerującego ruchów było znacznie więcej niż podczas zwykłego odpoczynku. Ich liczba wzrastała z 32 do 92. Wzrastał też odsetek osób, u których wystąpił co najmniej jeden epizod złożonych ruchów. Lunatyzm pojawia się podczas snu głębokiego. Opisany eksperyment unaocznił, że uprzednie pozbawienie snu nasila problemy związane z przechodzeniem z tej do innych faz snu. Sen głęboki jest nam niezbędny do odzyskania pełnej zdolności do uczenia się, zapamiętywania, a także dobrego humoru.
  5. W końcu jest nadzieja, że tanie laptopy trafią też na Stary Kontynent. Przedstawiciele Intela oświadczyli, że Classmate PC będzie sprzedawany nie tylko w krajach rozwijających się, ale również w Europie i USA. Komputer ma kosztować od 250 do 350 dolarów, a jego pojawienie się może spowodować spadek cen na całym rynku komputerów przenośnych. Obecnie Classmate PC można kupić w Meksyku i Brazylii. Dostępne tam komputery są wyposażone w intelowski procesor Celeron-M i do 2 gigabajtów pamięci flash w której zainstalowany jest system operacyjny. Kosztują około 300 dolarów. Classmate PC jest wielkości połowy zwykłego notebooka, waży 1,3 kilograma, korzysta z 7-calowego kolorowego wyświetlacza i łącza Wi-Fi. Nie został natomiast wyposażony w napęd dysków optycznych. Komputery, które trafią do USA i Europy mogą różnić się specyfikacją. Na lokalnych rynkach będą je bowiem wytwarzali lokalni producenci, którzy zdecydują zarówno o ich cenie, jak i o zainstalowanym systemie operacyjnym.
  6. Apple prowadzi podobno rozmowy z koncernami muzycznymi, których wynikiem ma być nieograniczone udostępnienie plików muzycznych klientom iTunes. Pomysł Apple'a polega ponoć na tym, że właściciele niektórych modeli iPhone'ów i iPodów zyskaliby prawo do nieograniczonego bezpłatnego pobierania plików z iTunes przez cały okres sprawnego funkcjonowania ich urządzeń.Oczywiście wspomniane modele telefonów i odtwarzaczy byłyby droższe od innych.Jeśli Apple zawrze porozumienie z przemysłem muzycznym, mniejsi konkurenci iTunes mogą mieć olbrzymie kłopoty, gdyż klienci chętniej skorzystają z oferty firmy Jobsa.Niedawno Apple poinformowało, że przeciętny użytkownik iPoda kupił w iTunes zaledwie 22 pliki. Nie jest to wiele i dlatego ponoć Apple zaproponowało koncernom nagraniowym, że od każdego sprzedanego iPoda lub iPhone'a z prawem do nieograniczonego pobierania muzyki zapłaci im 20 USD.Nie wiadomo, czy koncerny się na to zgodzą, gdyż, jak zauważył jeden z ich przedstawiciele, badania wykazały, że konsumenci są skłonni zapłacić jednorazowo nawet 100 USD lub 7-8 dolarów miesięcznego abonamentu za prawo do nieograniczonego pobierania muzyki.Podobny pomysł dotyczący korzystania z muzyki ma też Nokia.Jeśli się on przyjmie to z jednej strony zagrozi małym graczom na rynku, a z drugiej może ograniczyć piractwo, gdyż osoby, które już zapłaciły za prawo do pobierania muzyki, nie będą szukały jej gdzie indziej.Pomysł taki może wpłynąć też na przemysł filmowy, gdyż coraz więcej konsumentów z zadowoleniem przywitałoby taki model sprzedaży wideo.
  7. Niedawno informowaliśmy o bumerangowych planach japońskiego astronauty. Takao Doi wyrzucił papierowy bumerang w przestrzeń kosmiczną. Okazało się, że... wraca, podobnie jak na Ziemi. Byłem bardzo zaskoczony i poruszony, widząc, że urządzenia działa jak na Błękitnej Planecie – napisał 53-letni kosmonauta podczas rozmowy z żoną na czacie. Eksperyment przeprowadził 18 marca w ramach swojego wolnego czasu. Film, na którym uwieczniono jego przebieg, zostanie najprawdopodobniej wkrótce udostępniony – deklaruje Japońska Agencja Eksploracji Kosmosu JAXA.
  8. Niektórzy ludzie dysponują wersją genu, która doprowadzając do mutacji, spowalnia namnażanie wirusa HIV. Dzięki temu obniża się jego zjadliwość (PLoS Pathogens). Jak każdy wirus, HIV nie może się rozmnażać sam, dlatego musi wykorzystać do tego celu komórki gospodarza. Niczym porywacz przejmuje kontrolę nad działaniem szeregu genów. Jednym z nich jest gen odporności HLA. Okazuje się jednak, że u części ludzi występują takie warianty genu HLA, które zmuszają wirusa HIV do tolerowania mutacji upośledzających jego zdolność do namnażania – tłumaczą Carolyn Williamson i Salim Abdool Karim z Centrum Programu Badań nad AIDS z RPA. Osłabienie wirusa spowalnia postępy choroby w organizmie. Jeśli zmieniony wirus zostanie przekazany kolejnej osobie, będzie się u niej zachowywać w podobny sposób, nawet jeśli nie ma ona korzystnej wersji genu HLA. Istotna różnica w stosunku do wcześniejszych badań jest taka, że nasze zaprezentowało profity uzyskiwane ze względu na urodę genetyczną samego wirusa. Wykazaliśmy, że szanse danej osoby na przeżycie wzrastają w sytuacji kontaktu z wirusem ze specyficzną sygnaturą genetyczną [...]. Williamson śledziła losy 21 kobiet, które niedawno zaraziły się osłabionym szczepem HIV. Po zbadaniu okazało się, że poziom wirusa w ich organizmie był znacznie niższy niż u osób, które stały się nosicielami jego niezmutowanej odmiany. Naukowcy badali panie w okresie od roku do 3 lat. Zauważyli, że gdy miano wirusa spadało, jednocześnie rosła liczba limfocytów CD4 T. Leczenie osób zakażonych ludzkim wirusem niedoboru odporności polega na takim spowolnieniu jego namnażania, by dać układowi odpornościowemu szansę na odtworzenie. Aby wyprodukować skuteczną szczepionkę, trzeba jeszcze wielu badań, które sprawdzają, czemu niektórzy ludzie żyją dłużej i dłużej zachowują zdrowie. Na razie naukowcy z RPA nie sprawdzili, o ile udało się spowolnić postępy choroby u kobiet, zanim nie pojawiło się pełnoobjawowe AIDS. W Sieci udostępniono ich pełny raport na ten temat.
  9. W związku z przypadającym na 20 marca Światowym Dniem Wody, Organizacja Narodów Zjednoczonych zwróciła uwagę opinii publicznej na poprawę warunków sanitarnych w krajach Trzeciego Świata. Jak twierdzą jej przedstawiciele, inwestycja w samą tylko masową instalację toalet w krajach ubogich przyniesie im zysk dziewięciokrotnie wyższy od poniesionych kosztów. Plan poprawy dostępu do sanitariatów jest częścią projektu nazwanego przez ONZ "Milenijnymi Celami Rozwojowymi" (ang. Millennium Development Goals - MDG). Składa się on z ośmiu zadań, określonych jako niezbędne dla poprawy dobrobytu całej ludzkości. Zgodnie z szacunkami Organizacji, sama budowa toalet w latach 2000-2015 powinna kosztować 38 miliardów dolarów. Tyle właśnie potrzeba, by w piętnaście lat zapewnić dostęp do sanitariatów połowie osób potrzebujących tego udogodnienia. To ogromna suma, lecz z drugiej strony to mniej niż 1% kwot wydanych przez ten czas na światowe zbrojenia. Dodatkowo inwestycja ta powinna przynieść niemal 350 miliardów dolarów zysku. Około 2,6 miliarda ludzi, czyli ponad jedna trzecia światowej populacji, nie ma dostępu do toalety zapewniającej odpowiedni poziom higieny. Szacuje się, że każdy z nich marnuje średnio 30 minut dziennie, stojąc w kolejce do ustępu publicznego lub szukając dowolnej innej formy zaspokojenia najprostszych potrzeb fizjologicznych. Daje to około dwóch dni roboczych na miesiąc. Kolejną stratą jest opuszczanie przez liczne kobiety stanowiska pracy w czasie, kiedy przechodzą miesiączkę. Jak twierdzą, boją się korzystać z toalety publicznej w trakcie okresu, gdyż grozi to ułatwieniem rozwoju chorób zakaźnych. Jednak największą związaną z tą dramatyczną sytuacją bolączką krajów Trzeciego Świata jest szalejąca epidemia chorób powodujących biegunkę. Pozbawiają one życia aż 1,8 miliona osób rocznie, z których większość to dzieci. Szacuje się, że wprowadzenie bardziej higienicznych sanitariatów mogłoby uratować życie aż 88% młodych ludzi umierających z powodu biegunki. Te maluchy, które przeżyją, często cierpią z powodu powikłań spowodowanych wspomnianymi chorobami. Powoduje to opóźnienie wzrostu, pogorszenie wyników w nauce i wiele innych niekorzystnych efektów. Realizacja zadań związanych z planami ONZ umożliwiłaby też osiągnięcie ogromnych oszczędności w służbie zdrowia. Skala problemu jest ogromna, gdyż np. w rejonie subsaharyjskiej Afryki aż połowa pacjentów przebywających w szpitalach trafia do nich z powodu chorób przenoszonych przez fekalia. Z kolei leczenie samej tylko biegunki generuje aż 12% kosztów ponoszonych przez służbę zdrowia tamtejszych krajów. W skali świata realizacja celów MDG pozwoliłaby szpitalom zaoszczędzić 552 miliony dolarów. Fatalny dostęp do toalet ma także przełożenie na pogorszenie wyników w nauce. Ze względu na brak oddzielnych sanitariatów liczne dziewczęta są zmuszane przez rodziców do porzucenia nauki w momencie rozpoczęcia przez nie miesiączkowania. W wyniku tego zjawiska aż jedna na cztery dziewczynki w najbiedniejszych krajach Trzeciego Świata nie kończy szkoły podstawowej. Wśród chłopców analogiczny odsetek wynosi ok. 15%. Eksperci ONZ szacują, że samo tylko pokonanie plagi biegunki pozwoliłoby zwiększyć liczbę dni spędzanych przez dzieci w szkole aż o 272 miliony w ciągu 15 lat. Na szczęście ogłoszono także pozytywne wiadomości. W latach 1990-2004 udało się zapewnić dostęp do toalety i czystej wody aż jednemu na pięciu mieszkańców Ziemi. Oznacza to przyśpieszenie tego procesu o 10 procent w stosunku do poprzednich piętnastu lat. Aby osiągnąć wyznaczony przez ONZ cel, konieczne byłoby przyśpieszenie tego procesu o jedną trzecią. Kolejne pozytywne wiadomości napływają ze Środkowego Wschodu, Afryki Północnej oraz Ameryki Łacińskiej. Jeśli kraje z powyższych regionów utrzymają aktualne tempo rozwoju, mają ogromną szansę spełnić założenia MDG. Niestety, znacznie gorsze wyniki osiągają kraje pozostałych rejonów Afryki oraz południowej Azji. Przy obecnym stopniu zaangażowania w projekt uda im się spełnić oczekiwania ONZ w zaledwie 58 procentach. Organizacja Narodów Zjednoczonych wykorzystała okazję i postanowiła wystosować apel do społeczności międzynarodowej. Nawołuje się w nim do powołania narodowych organów koordynujących tworzenie infrastruktury sanitarnej w ramach jednego wspólnego planu rozwoju. Organizacja kładzie także nacisk na stworzenie kampanii informacyjnych na temat korzyści płynących z poprawy warunków higienicznych w krajach Trzeciego Świata. Podobne akcje okazały się niezwykle skuteczne w wielu innych państwach, którym udało się wybrnąć z tego problemu. Aby umożliwić realną poprawę sytuacji, konieczne jest ułatwienie budowy własnych toalet przez rodziny, które byłoby na to stać. W tym celu potrzebny jest dostęp do podstawowej wiedzy technicznej mieszkańców krajów Trzeciego Świata. Mogłoby to pozwolić na znaczną poprawę jakości życia, której niewątpliwie bardzo im potrzeba.
  10. Spośród 4000 gatunków ssaków nasz jest jednym z nielicznych, których zdrowie uzależnione jest od przyjmowania wraz z pożywieniem kwasu askorbinowego, czyli witaminy C. Podobny los dzielą z nami takie gatunki, jak większość naczelnych, świnki morskie oraz niektóre gatunki nietoperzy. Okazuje się jednak, że w toku ewolucji nasze gatunki wypracowały zadziwiająco wydajny mechanizm kompensujący tę niedogodność. W organizmach pozbawionych zdolności syntezy kwasu askorbinowego występuje bardzo wydajny mechanizm wychwytu utlenionej formy witaminy C, czyli kwasu dehydroaskorbinowego (DHA). Związek ten powstaje z witaminy C w wyniku reakcji z utleniaczami - cząsteczki kwasu askorbinowego są "poświęcane" w obronie innych związków, krytycznych dla przeżycia. W efekcie tej reakcji powstaje utleniona forma kwasu askorbinowego, czyli właśnie DHA. W większości świata ożywionego DHA jest traktowany jak związek "zużyty" i przez to niepotrzebny. W organizmie człowieka zostaje on jednak pochłonięty przez czerwone krwinki (erytrocyty), a następnie powrotnie zredukowany do aktywnej formy. Tak przetworzony może zostać wydzielony z powrotem do krwi, skąd trafia do innych tkanek. Dr Naomi Taylor, pracująca na Uniwersytecie we francuskim Montpellier, jest pod wrażeniem skuteczności tego mechanizmu: Ewolucja jest niesamowita. Mówimy o naszej niezdolności do wytwarzania kwasu askorbinowego jak o "wrodzonym defekcie metabolicznym", a tymczasem wypracowaliśmy zadziwiający mechanizm kompensujący tę niedogodność. Co więcej, używamy do tego jednych z najliczniejszych i najbardziej rozsianych po całym ciele komórek. Warto zaznaczyć, że organizmy zdolne do syntezy witaminy C są niemal całkowicie niezdolne do wychwytywania z krwi DHA. Zamiast tego są zmuszone produkować "od zera" ogromne ilości kwasu askorbinowego, jednoczesnie zużywając na to mnóstwo energii. Dla przykładu: człowiekowi wystarcza pobranie wraz z dietą 1 mg witaminy C na kilogram masy ciała, tymczasem kozły są zmuszone wytwarzać we własnym ciele 200 razy większą ilość tego związku! W organizmie człowieka DHA jest pobierany do wnętrza erytrocytów przez białko zwane Glut1, które znane jest przede wszystkim ze zdolności do wchłaniania glukozy (stąd jego nazwa, pochodząca od angielskiego Glucose Transporter, type 1). Ciekawostką jest jednak fakt, że pomimo mylącej nazwy białka wykazuje ono znacznie większą zdolność do przenoszenia DHA niż glukozy. Efekt ten dodatkowo pogłębia się wraz z upływem życia komórki. Badacze twierdzą, że przyczyną tej "preferencji" przenośnika glukozy i DHA jest synteza innego białka zwanego stomatyną. Pojawia się ono w czerwonych krwinkach dopiero po pewnym czasie od powstania tych komórek. Brak tej proteiny powoduje odwrotne zjawisko, tzn. wzrost wydajności wchłaniania glukozy kosztem ilości pobieranego kwasu dehydroaskorbinowego. Kolejna niespodzianka: u myszy, które mają naturalną zdolność syntezy witaminy C, erytrocyty w ogóle nie wykazują obecności Glut1 na powierzchni. Zamiast tego posiadają na swojej powierzchni zupełnie inny przenośnik, zwany Glut4, praktycznie niezdolny do pobierania DHA z krwi. Istnieje bardzo wyraźna zależność pomiędzy obecnością na czerwonych krwinkach określonego transportera a zdolnością organizmu do wytwarzania witaminy C. Jak widać, w naturze samowystarczalność nie zawsze jest potrzebna. Czasem dużo cenniejszą zdolnością jest umiejętne wykorzystanie tego, co inni odrzucili jako niepotrzebne.
  11. W krajach Zachodu aż 40% kobiet i 15% mężczyzn to czekoladoholicy. Zespół włoskich badaczy z Cagliari pokazał, jak szybko rozwija się uzależnienie i że można je zwalczyć na drodze chemicznej. Giancarlo Colombo z ośrodka badawczego IN-CNR przeprowadził eksperymenty ze szczurami. Zwierzęta umieszczono w klatce z dozownikiem płynnej czekolady. Aby się do niej dobrać, należało 10 razy nacisnąć dźwignię. Wtedy napój bogów sączył się przez 5 sekund. Gryzonie bardzo szybko nauczyły się tej sztuczki. Doszło do tego, że w ciągu 20-minutowej sesji potrafiły nacisnąć dźwignię do ok. 1000 razy, wypijając ilość czekolady odpowiadającą ponad 1/10 masy ciała (Behavioural Pharmacology). Nawet gdy czekoladę usuwano, szczury długo nie traciły nadziei. Żeby wycisnąć choć kropelkę, szczególnie wytrwałe osobniki napierały na wajchę do 250 razy z rzędu! Po podaniu nowego leku przeciwko otyłości rimonabantu niemal całkowicie traciły jednak zainteresowanie czekoladą. Na podstawie prostego wnioskowania Colombo twierdzi, że przemożną chęć na czekoladę można zwalczyć, podając preparat oddziałujący na te same receptory, co rimonabant. Rimonabant jest pierwszym zaaprobowanym do użytku na całym świecie selektywnym blokerem receptorów CB1. W Europie przepisuje się go osobom ze wskaźnikiem masy ciała powyżej 30, z jednoczesnymi zaleceniami dietetycznymi i dotyczącymi aktywności fizycznej. Jeśli istnieją dodatkowe czynniki ryzyka, takie jak cukrzyca typu 2. czy dyslipidemia (nieprawidłowe stężenie we krwi jednego albo więcej lipidów, np. HDL), lek mogą zażywać pacjenci z BMI powyżej 27.
  12. Przed nadchodzącą Wielkanocą filipiński rząd wystosował ostrzeżenia zdrowotne dotyczące ukrzyżowania. Co roku telewizje z całego świata transmitują tamtejsze pochody pokutników, którzy biczują się aż do krwi, a potem zawisają na krzyżu, demonstrując wszystkim swoją wiarę. Władze zachęcają, by szczepić się na tężec i używać wyłącznie czystych biczów oraz gwoździ. Nie występujemy przeciwko tradycjom wielkopostnym, ponieważ dla części z nas biczowanie stało się pewną formą odpokutowania grzechów – podkreśla minister zdrowia Francisco Duque III. Ponieważ zadane rany bywają naprawdę głębokie, a wokół unosi się kurz i bakterie, należy się do tego odpowiednio przygotować. W San Fernando zaaranżowano trzy Golgoty. Na listę biczowników wpisały się 23 osoby, w tym dwie kobiety. Czterech ludzi będzie używać prawdziwych gwoździ. Wydarzenie jest sponsorowane przez Coca-colę i Smart Telecommunications. Uczestników zachęca się, by zabrali ze sobą zapas wody i nie kupowali jej po drodze, nie mając pewności, skąd pochodzi i czy nadaje się do spożycia. Podobne apele wystosowano do widzów, którzy, wg rządu, powinni sobie na własną rękę zapewnić prowiant. Dzięki temu nie zarażą się żółtaczką typu A czy durem brzusznym i nie dostaną biegunki.
  13. Intel opracował platformę o nazwie Rural Connectivity Platform (RCP), która daje nadzieję na tani dostęp do Internetu setkom milionów osób żyjących na wiejskich terenach państw słabo rozwiniętych. RCP korzysta ze standardu łączności bezprzewodowej IEEE 802.11, a więc wykorzystuje pasma 900 MHz, 2,4 GHz i 5,2-5,8 GHz. Posługuje się również zmodyfikowaną technologią TDMA (Time Division Multiple Access - wielodostęp z podziałem czasowym), wykorzystywaną w telefonii komórkowej. Pojedyncza stacja bazowa RCP może emitować sygnał na odległość do 100 kilometrów, a koszt zespołu dwóch stacji wraz z konieczną infrastrukturą do około 1000 dolarów. Co więcej system potrzebuje do pracy maksymalnie 5-6 watów, a więc może być zasilany energią słoneczną. Stacja zapewnia transmisję rzędu 6,5 megabita na sekundę. Nie jest to oszałamiająca prędkość, gdyż łącze jest dzielona na wszystkich użytkowników pozostających w jego zasięgu. Wystarczy jednak do odbierania poczty i przeglądania Sieci. RPC sprawdził się na razie w warunkach laboratoryjnych. Jeszcze w bieżącym roku rozpoczną się testy w Indiach. Jeśli wykażą one przydatność nowego systemu, to powinien się on szybko upowszechnić. Sporo krajów rozwijających się już wyraziło zainteresowanie technologią Intela.
  14. Wśród młodych mężczyzn zaczyna się ostatnio panoszyć nowe zaburzenie: athletica nervosa, czyli obsesja na punkcie ćwiczeń. Eksperci uważają, że napędzają ją magazyny dla panów. Choć o istnieniu tego fenomenu wiadomo już od jakiegoś czasu, dopiero teraz psycholodzy zaczęli je badać. Zauważyliśmy, że im więcej dany mężczyzna czyta takich magazynów, tym bardziej staje się zaniepokojony swoją fizycznością – opowiada szef zespołu naukowców, David Giles z Winchester University. Giles i Jessica Close przeprowadzili wywiady ze 161 mężczyznami w wieku od 18 do 36 lat. Pytali, ile magazynów czytają i od jak dawna, a także oceniali ich nawyki żywieniowe, stosunek do wyglądu oraz ilość ćwiczeń. Mężczyźni, którzy czytali najwięcej gazet dla panów, wydawali się internalizować [uwewnętrzniać] portretowane przez nie ideały wyglądu. Modele z tych wydawnictw wyglądają oszałamiająco dobrze, co może u czytelników wywoływać niepokój dotyczący własnego ciała. Czytanie takich tytułów wpływa na każdego mężczyznę, jednak oddziałuje silniej na singli niż na panów pozostających w związkach. Wg Gilesa, powody mogą być dwojakie: 1) "sparowani" mężczyźni stają się mniej lękowi lub 2) mają mniej czasu, by systematycznie biegać, chodzić na siłownię itp. Psycholodzy twierdzą, że mimo zapewnień i własnych przekonań, nikt z nas nie jest odporny na przekazywany przez media obraz idealnego mężczyzny/idealnej kobiety. Dwa lata temu Kristen Harrison i Bradley Bond z University of Illinois przeprowadzili inne badania, które wykazały, że czasopisma o grach komputerowych powodują, że już 8-letni chłopcy zaczynają pracować nad swoją muskulaturą. Niedawno naukowcy z Uniwersytetu Florydzkiego stwierdzili, że przekonania młodych mężczyzn dotyczące idealnego wyglądu zmieniły się w ciągu ostatnich 20 lat. Nie powinno to dziwić, bo podobne zjawisko zaszło także w przypadku kobiecej figury. Mężczyzna, który chce sobie znaleźć atrakcyjną partnerkę, powinien być teraz bardziej muskularny. Dorastający mężczyźni coraz częściej są niezadowoleni ze swojego ciała, co wpędza ich w zaburzenia odżywiania, zachęca do stosowania anabolików i nieprzetestowanych suplementów diety. Wszystko po to, żeby kontrolować wagę i wzrost masy mięśniowej. Takie zachowanie może mieć długoterminowy negatywny wpływ na zdrowie – opowiada Magdala Peixoto Labre. Mężczyźni zapadają na athletica nervosa, a wśród dążących do upragnionego rozmiaru zero kobiet z USA i Wielkiej Brytanii upowszechnia się tzw. alkoholoreksja (od ang. drunkorexia). Aby przyjmować jakiekolwiek kalorie, dziewczyny zastępują posiłki, np. lunch, lampką białego wina lub innego napoju z procentami. Może się to wydać dziwne, ponieważ alkohol zawiera dużo pustych kalorii, ale zaburzenie przyjmuje taką, a nie inną postać ze względu na dwie współwystępujące presje kulturowe: przymus pozostania szczupłą i nacisk na picie w towarzystwie. Nie chcesz przytyć, a powinnaś wypić jakiegoś drinka? Zastąp nim kolację. Eksperci alarmują, że grozi to wzrostem liczby uzależnionych od alkoholu kobiet, nie wspominając już o niebezpieczeństwach zdrowotnych związanych z takim zachowaniem. Na pewno ma ono więcej wspólnego z bulimią niż anoreksją.
  15. Kalifornijska firma Nanochip Inc. ogłosiła, że dokonała przełomu w rozwijanej przez siebie od 12 lat technologii "pamięci macierzowej". To technologia, która nie jest zależna od Prawa Moore'a - mówi Gordon Knight, dyrektor Nanochipa. Powinna ona wystarczyć na co najmniej 10 generacji - dodaje.Knight odniósł się w ten sposób do Prawa Moore'a, które mówi o tym, że co dwa lata liczba podzespołów w układzie scalonym ulega podwojeniu. Obecnie układy produkuje się dzięki technikom litograficznym. Oznacza to, że co dwa lata trzeba kupować kolejne maszyny do litografii, które poradzą sobie z nadrukowywaniem coraz mniejszych ścieżek. Uważa się, że możliwości współczesnych technologii produkcji pamięci flash skończą się przy wielkościach rzędu 32-45 nanometrów.Technika Nanochipa zakłada wykorzystanie matrycy mikroskopijnych próbników, które będą odczytywały i zapisywały dane.Już w tej chwili firma informuje, że przygotowała próbniki o średnicy 25 nanometrów i w przyszłym roku dostarczy swoim klientom pierwsze działające próbki układów pamięci. Na rynek mogłyby one trafić w 2010 roku. Teoretycznie już wówczas mogą być dostępne pojedyncze kości, których pojemność wyniesie 100 gigabajtów. Bardziej jednak realne jest, że pomieszczą one kilkadziesiąt gigabajtów danych. Czyli tyle, ile obecne pamięci flash. A musimy pamiętać, że to dopiero pierwsza generacja "pamięci macierzowych".Knight mówi, że w ciągu 10-12 lat średnica próbnika spadnie do 2-3 nanometrów, a pojemność pojedynczej kości pamięci będzie większa niż 1 terabajt.Nowa technologia ma tym większe szanse na przyjęcie się, że nie wymaga olbrzymich inwestycji. Oni wykorzystują używane w tej chwili narzędzia i przystosowują je do swoich celów. Te same maszyny, to samo wyposażenie, te same materiały, te same podstawy. Po prostu zamiast dwuwymiarowych oni tworzą trójwymiarowe obiekty - mówi Marlene Bourne, szefowa firmy analitycznej The Bourne Report.Nowe układy mogą zostać w przyszłości wykorzystane tam, gdzie i obecnie wykorzystywana jest pamięć flash - w klipsach USB czy dyskach SSD. Co więcej, przedstawiciele Nanochipa wierzą, że można je będzie nawet stosować w serwerach zamiast tradycyjnych dysków twardych. Knight mówi, że "pamięć macierzowa" bez problemu radzi sobie z problemem jednoczesnego dostępu wielu użytkowników do zasobów. Jeśli masz całą matrycę z tych układów, to masz jednocześnie wiele punktów dostępu do danych - twierdzi. Kontroler pamięci działa podobnie jak obecne kontrolery, jednak dane są rozproszone w wielu układach, więc jednoczesny dostęp do nich stanowi mniejszy problem.Pomysł Nanochipa nie jest nowy. Widać tu wyraźnie podobieństwa do IBM-owskiego projektu Millipede, który spotkał się z olbrzymim zainteresowaniem na przełomie ubiegłego i obecnego wieku. Jednak Błękitny Gigant zarzucił prace nad nim.Knight zauważa, że o ile Millipede korzystało z polimeru jako materiału przechowującego dane, to jego firma wykorzystuje lepszy materiał. Nie chciał jednak zdradzić, czym on jest. Powiedział tylko, że półtora roku temu jego przedsiębiorstwo dokonało przełomowego odkrycia opracowując materiał, który w ogóle się nie zużywa podczas zapisu i odczytu danych.Być może ma on coś wspólnego z materiałem zawierającym szkło chalkogenkowe, nad którym pracowała firma Ovonyx. W radzie technicznej Nanochipa pracuje bowiem Stefan Lai, menedżer w Ovonyx, który był też wiceprezesem wydziału Intela odpowiedzialnego za rozwój pamięci flash.Knight mówi też, że jego firma poradziła sobie z problemem zużywania się próbników odczytująco/zapisujących. Trzeba pamiętać bowiem, że mają one już obecnie średnicę zaledwie 25 nanometrów, więc mogą się błyskawicznie zużyć. A jeśli nowe układy pamięci mają trafić do serwerów, to wszystkie ich podzespoły muszą być na tyle wytrzymałe, by pracować nieprzerwanie przez co najmniej 6-7 lat.Jeśli Nanochipowi rzeczywiście uda się przygotować działające tanie prototypy, możemy być świadkami małej rewolucji. "Pamięć macierzowa" może zastąpić dyski twarde w notebookach, umożliwi powstanie tanich kilkusetgigabajtowych klipsów USB, zmniejszy zużycie energii przez farmy serwerowe.Analitykom nie przeszkadza nawet fakt, że IBM nie pracuje już nad Millipede. Część inżynierów, którzy tworzyli ten projekt, doradza obecnie Nanochipowi, a sam Błękitny Gigant nadal rozwija technologie coraz gęstszego upakowania danych, chociaż nie ma zamiaru tworzenia żadnego konkretnego produktu. Bardzo chętnie udzieli jednak licencji.Firma Nanochip Inc. powstała w 1996 roku i ma trzech inwestorów - wśród nich Intel Capital - którzy przekazali jej 14 milionów dolarów.
  16. Pierwsze systemy z czterordzeniową Barceloną firmy AMD trafią na rynek w kwietniu. Kevin Knox, wiceprezes AMD, powiedział, że kilku dużych producentów serwerów - HP, IBM, Sun Microsystems i Dell - rozpocznie sprzedaż maszyn z Barceloną jeszcze przed końcem II kwartału bieżącego roku. Szczególnie ambitne plany ma HP, które ogłosiło, że w maju będzie można kupić ośmioprocesorowy ProLiant DL785. Oznacza to, że na rynek trafi maszyna wykorzystująca 32 rdzenie. Będzie to największy komercyjny serwer x86. Knox zapowiedział również, że w drugiej połowie bieżącego roku pojawi się Opteron o nazwie kodowej Shanghai. Będzie to pierwszy procesor AMD wykonany w technologii 45 nanometrów.
  17. Krew przechowywana przez ponad dwa tygodnie nie jest bezpieczna dla pacjentów po operacjach serca. Lekarze z Cleveland Clinic w Ohio zauważyli, że ryzyko zgonu u osób, którym przetoczono ponaddwutygodniową krew, jest aż o dwie trzecie wyższe niż u chorych, którzy dostali świeższą krew. Po przeanalizowaniu ponad 9 tys. przypadków stwierdzili też, że u tych pierwszych częściej dochodzi do zakażeń krwi oraz niewydolności różnych narządów (New England Journal of Medicine). To skłoniło szefową zespołu, Colleen Koch, do stwierdzenia, że krew powinno się uznawać za przeterminowaną dużo szybciej, niż miało to miejsce dotychczas. W USA średni wiek przetaczanej krwi to ponad 14 dni, a transfuzję przeprowadza się u ok. połowy pacjentów kardiochirurgicznych. Wcześniejsze studia zasugerowały, że transfuzje zwiększają prawdopodobieństwo zgonu i poważnych komplikacji. Badanie ekipy Koch unaoczniło, że czynnikiem odpowiedzialnym za zaobserwowane zjawisko jest w głównej mierze wiek krwi. Amerykanie przypuszczali, że po dwóch tygodniach przechowywania rozpoczyna się rozkład erytrocytów. Wiąże się to ze spadkiem ich zdolności do przenoszenia tlenu i nasilonym czopowaniem naczyń krwionośnych. Zespół Koch przyjrzał się losom osób, które w latach 1998-2006 przeszły w Cleveland Clinic poważną operację serca. Dwa tysiące osiemset siedemdziesięciu dwóch pacjentów otrzymało krew przechowywaną przez dwa tygodnie lub krócej, a 3130 krew ponaddwutygodniową. Średni wiek przechowywania dla krwi świeższej wynosił 11 dni, a dla starszej – 20 dni. Wskaźnik śmiertelności szpitalnej był wyższy w grupie, której podano starszą krew. Wyniósł on 2,8% (a w grupie z "młodszą" krwią tylko 1,7%). W rok od operacji osoby te umierały niemal o 50% częściej: 11% vs 7,4%. Należy podkreślić, że wszystkim przetaczaną taką samą ilość płynnej tkanki. Bazując na powyższych obserwacjach, eksperci zalecają, by ponaddwutygodniową krew podawać tylko tym pacjentom kardiochirurgicznym, których życie jest bez tego zagrożone.
  18. Każda komórka w świecie ożywionym przypomina złożoną fabrykę. I jak każda fabryka potrzebuje sprawnego systemu transportowego. Dla sprawnego działania tej biochemicznej maszynerii potrzebny jest szybki i wydajny układ przenoszący "surowce" (nazywane substratami) i produkty reakcji. Do tej pory niewiele było wiadomo na temat działania tego mechanizmu, lecz oczywistym było, że musi być wysoce zorganizowany. Badacze z niemieckiego Instytutu Maksa Plancka przeprowadzili komputerowe symulacje działania takiego systemu, jednak ich wyniki są dość zaskakujące. Okazuje się bowiem, że procesy te bardziej niż transport po drodze szybkiego ruchu przypominają... przeciąganie liny. Większość substancji wewnątrz komórek wyższych organizmów transportowana jest na duże (oczywiście w skali pojedynczej komórki) odległości za pomocą włókien zwanych mikrotubulami. Są to nitkowate struktury obdarzone odmiennymi ładunkami elektrycznymi na obu końcach. Współpracują z nimi tzw. białka kroczące, z których najważniejsze dwa to kinezyna i dyneina. Każda z nich ma zdolność do zużywania energii wiązań chemicznych (zużywają do tego celu związek zwany ATP) i wykorzystywania jej do "kroczenia" po mikrotubuli tylko w jednym z kierunków (kinezyna zawsze kroczy w kierunku ładunku dodatniego, dyneina zaś przesuwa się do końca naładowanego negatywnie). Oba te białka posiadają też w swojej strukturze specjalne miejsce, do którego przyczepia się pęcherzyk zawierający transportowaną substancję. Dzięki temu możliwy jest wydajny transport substancji od miejsca wytworzenia do punktu, w którym są w danej chwili potrzebne. Okazuje się jednak, że białka te często konkurują ze sobą, zamiast współpracować. Dopiero po chwili "siłowania się" ze sobą zapada decyzja, w którym kierunku podąży pęcherzyk. Melanie Müller, jedna z autorek symulacji, tłumaczy: "Przeciąganie liny" to najprostszy wyobrażalny mechanizm. Badania niemieckich naukowców sugerują, że na powierzchni mikrotubuli dochodzi do "próby sił", w której cząsteczki kinezyny i dyneiny starają się "wyrwać" pęcherzyk i przejąć kontrolę nad kierunkiem jego przenoszenia. W wyniku nagłego oderwania pęcherzyka od cząsteczki proteiny wyzwalana jest duża ilość energii (na podobnej zasadzie zwycięzca przeciągania liny często upada na plecy), która powoduje oderwanie "przegranego" od włókna, co umożliwia z kolei transport wzdłuż "oczyszczonego" włókna. Najprawdopodobniej jednak proces ten nie jest w stu procentach zdezorganizowany - przypuszcza się, że istnieją białka regulujące ostateczny kierunek przenoszenia ładunku. Niemieccy badacze postanowili sprawdzić słuszność symulacji w warunkach in vivo czyli w żywych komórkach. Badali eksperymentalnie sposób transportu pęcherzyków tłuszczu wewnątrz komórek embrionu muszki owocowej (Drosophila melanogaster). Udało się ustalić, że proces ten nie jest jednostajny - rzeczywiście dochodzi do konkurencji pomiędzy molekułami kinezyny i dyneiny, której zwycięzca determinuje kierunek dalszej podróży ładunku. Wspomniany system z pozoru może się wydawać marnotrawstwem energii. Okazuje się jednak, że może on znakomicie sprawdzać się jako regulator prędkości przesuwu pęcherzyka wzdłuż włókna, spowalniajac go, gdy jego zawartość nie jest chwilowo potrzebna w miejscu przeznaczenia. Dzięki konkurencji na powierzchni mikrotubuli jest także możliwe odwrócenie kierunku transportu, gdy ładunek przedostanie się dalej, niż powinien. Zachodzące przy okazji konkurencji odrywanie białek od rdzenia jest także sposobem, dzięki któremu komórka zabezpiecza się przed nadmiernym nagromadzeniem protein na jego końcach. Należy bowiem pamiętać, że każde z białek może przesuwać się tylko w jedna stronę, więc niemożliwe byłoby ich ponowne wykorzystanie po dotarciu do naładowanego elektrycznie zakończenia mikrotubuli. Dzięki temu, że co pewien czas są odrywane od włókna, mogą przylgnąć do niego ponownie w innym miejscu. Badacze przewidują, że możliwe będzie zastosowanie wspomnianego mechanizmu w nanotechnologii. Uważają, że umiejętne wykorzystanie wewnątrzkomórkowego transportu może umozliwić transport drobnych cząsteczek do ściśle określonych miejsc w komórce. Melanie Müller tłumaczy: System 'przeciągania liny' mógłby zostać użyty do transportu mikroskopijnych 'laboratoriów na chipie'. Nasz model daje potencjalną możliwość optymalizacji tego procesu w zależności od potrzeb.
  19. Naukowcy od dawna pracowali nad stworzeniem maszyny imitującej trójwymiarową strukturę nowotworu. Skonstruowanie takiego urządzenia znacznie ułatwiłoby prace badawcze nad biologią guzów. Mogłoby także przyczynić się do skuteczniejszego testowania nowych leków w warunkach laboratoryjnych, co ułatwiłoby utrzymanie ścisłej kontroli nad eksperymentem, a także pozwoliłoby ograniczyć liczbę testów wykonywanych na zwierzętach.Dotychczas w laboratoriach stosowano masowo zaledwie dwie techniki hodowli. Pierwsza to hodowla zawiesinowa, tzn. taka, w której komórki unoszą się w pożywce podobnie jak krwinki we krwi. W ten sposób można jednak hodować tylko nieliczne typy komórek. Większość potrzebuje kontaktu z podłożem, do którego przylegają podobnie, jak w naturalnej tkance przylegają do tzw. macierzy pozakomórkowej. Największą wadą tego typu hodowli była jej dwuwymiarowa struktura - komórki są hodowane jako pojedyncza, jednolita warstwa, przez co wszystkie rosną w identycznych warunkach. W prawdziwym guzie sytuacja jest bardziej skomplikowana, gdyż ze względu na nierównomierne unaczynienie poszczególne fragmenty tkanki dysponują różnymi warunkami środowiska. Z tego powodu badania nad nowotworami in vitro często nie odzwierciedlały rzeczywistej sytuacji wewnątrz guza.W celu przezwyciężenia tej niedogodności naukowcy opracowali tzw. sferoidy. Są to nieduże pęcherzyki mieszczące w swoim wnętrzu hodowane komórki. Odzwierciedlało to częściowo architekturę guza, lecz technologia ta była ciężka do zastosowania w typowym laboratorium. Wymagała odpowiednich maszyn i stosowania skomplikowanego procesu opłaszczania komórek specjalną błoną, przez co niewiele zakładów badawczych pozwalało sobie na stosowanie tej techniki. Dodatkowo trudno było utrzymać identyczny rozmiar poszczególnych struktur. Mimo to technologia ta ma też swoje wielkie zalety - udowodniono na przykład, że stosowany często w terapii raka piersi lek, Taxol, jest dwukrotnie mniej skuteczny w zabijaniu komórek rosnących wewnątrz sferoidów, niż w przypadku hodowli jednowarstwowej. Osiagnięty w ten sposób wynik jest jednocześnie znacznie bardziej przybliżony do realnej skuteczności tego środka.Grupa naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley postanowiła poszukać łatwiejszej i tańszej metody hodowli symulującej strukturę tkanki. Opracowali oni specjalną trójwymiarową matrycę złożoną z licznych przedziałów, mieszczących zaledwie około dziesięciu komórek każdy. Gdy przepuści się przez nią roztwór komórek nowotworowych (komórki przylegające do podłoża tymczasowo odkleja się od niego, a następnie powstały roztwór wpuszcza do maszyny), wypełniają one poszczególne sektory, a następnie przylegają do ich ścianek. Gdy zasiedlenie matrycy jest zakończone, można do niej wpuścić standardową pożywkę hodowlaną. Luke Lee, główny twórca urządzenia, wyjaśnia sekret skuteczności opracowanego przez jego zespół systemu: Podanie komórek w roztworze pozwala na uzyskanie zbitych grup komórek rozsianych w trójwymiarowej sieci, co odgrywa ważną rolę w formowaniu równomiernych sferoidów.Maria Teresa Santini, niezwiązana z projektem włoska specjalistka w dziedzinie badań nad nowotworami, jest pod wrażeniem działania nowego systemu. To ważny krok naprzód. Do tej pory trudno było uformować sferoidy o identycznym kształcie i strukturze, co znacznie zmniejszało wiarygodność badań laboratoryjnych. Dzięki temu odkryciu możemy uzyskać znacznie większą powtarzalność wyników i jednocześnie pozbyć się błędów wynikających z nierównej wielkości poszczególnych pęcherzyków.Mniej entuzjastyczny jest Wolfgang Mueller Klieser, pracownik Uniwersytetu w Moguncji. Jego zdaniem, równie łatwo byłoby hodować sferoidy z użyciem dotychczas stosowanej technologii, wprowadzając jedynie dodatkowy krok sortowania ich według rozmiaru. Przyznaje jednak, że nowa technologia jest znacznie szybsza - pozwala bowiem wykonać w kilka godzin pracę, która do tej pory wymagała dziesięciu dni.Kontrowersje wzbudza także rozmiar pojedynczych zlepów komórek tworzonych przez maszynę opracowaną w Kalifornii. Luke Lee broni jednak swojego pomysłu, twierdząc, że eksperyment miał jedynie potwierdzić możliwość zastosowania wspomnianej metody. Twierdzi także, że liczba komórek w pojedynczym pęcherzyku odzwierciedla strukturę guza na wczesnym etapie rozwoju. Planuje jednak stworzenie nowych wersji urządzenia, które mogłyby być pomocne w badaniach nad bardziej zaawansowanymi nowotworami.
  20. Tlenek węgla, czyli czad, jest doskonale znaną toksyną. Każdego roku powoduje w naszym kraju śmierć kilkudziesięciu osób, a dodatkowo pogarsza stan zdrowia wielu kolejnych. Okazuje się jednak, że podawanie go w bardzo małych ilościach może być pomocne w leczeniu niektórych chorób płuc. Wśród potencjalnych celów takiej terapii wymienia się dwa bardzo częste schorzenia: astmę i przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP). Czad jest gazem niewidocznym, nie posiada także zapachu. Z tego powodu jest trudny do wykrycia bez odpowiedniego sprzętu. Jest to niezwykle groźne, gdyż wypiera on tlen z cząsteczek hemoglobiny, utrudniając jego transport do tkanek. Może to doprowadzić do groźnych zatruć, a nawet do śmierci. Możliwe jest jednak zastosowanie tego gazu do leczenia niektórych chorób płuc związanych z rozwojem stanu zapalnego. Odkryto bowiem, że podany w odpowiednio dobranych dawkach tlenek węgla może skutecznie ograniczyć zapalenie, poprawiając stan zdrowia chorego. Wykorzystali to holenderscy naukowcy, którzy w ramach eksperymentalnej terapii podawali czad osiemnastu pacjentom chorym na POChP. W ramach eksperymentu przez dwie godziny dziennie przez cztery kolejne dni podawano pacjentom powietrze z minimalną domieszką czadu. Po zakończeniu serii inhalacji pobrano od badanych osób próbkę wytwarzanego wewnątrz płuc śluzu i analizowano jego skład, aby określić liczbę i rodzaj komórek związanych ze stanem zapalnym. Okazało się, że zastosowanie nowatorskiej terapii pozwoliło obniżyć intensywność zapalenia aż o jedną trzecią. Dodatkowo ustalono, że podawanie tlenku węgla zwiększa oporność płuc na szkodliwe związki chemiczne. W planach Holendrów są dalsze badania, przeprowadzone na większą skalę. Trwają także prace nad tabletkami zdolnymi do powolnego uwalniania toksycznego gazu, co pozwalałoby na zrezygnowanie z podłączenia do butli ze specjalnie przygotowaną mieszanką gazów. Wielu lekarzy jest jednak bardzo ostrożnych. Dr Paolo Paredi, autorytet w dziedzinie chorób płuc, twierdzi, że zastosowanie tlenku węgla do celów terapeutycznych nie ma większej przyszłości. Jego zdaniem, już teraz istnieją znacznie lepsze leki przeciw POChP, a kolejne są na etapie badań klinicznych. Zdaniem dr. Parediego, niezwykle ciężko byłoby dobrać optymalną, tzn. skuteczną i jednocześnie bezpieczną, dawkę czadu. Z tego powodu uważa on, że czyni to terapię zbyt niebezpieczną dla pacjenta.
  21. Microsoft i Intel we współpracy z dwiema znanymi uczelniami - Uniwersytetem Kalifornijskim w Berkeley (UC Berkeley) i University of Illinois w Urbana-Champaign (UIUC) stworzą dwa Universal Parallel Computing Research Centers (UPCRC - Powszechne Centra Badawcze Przetwarzania Równoległego). Ich siedziby będą mieściły się na wspomnianych uczelniach. W ciągu najbliższych 5 lat oba centra zostaną przez obie firmy dofinansowane kwotą w wysokości 20 milionów dolarów. Ponadto UIUC wyda z własnych funduszy 8 milionów USD, a UC Berkeley złożył do władz stanowych wniosek o grant w wysokości 7 milionów dolarów. Głównym zadaniem UPCRC będą prace nad rozwojem oprogramowania, architektury i systemów operacyjnych wykorzystujących przetwarzanie równoległe. To największy tego typu projekt na terenie Stanów Zjednoczonych. Oba uniwersytety zatrudnią przy nim w sumie około 120 naukowców. Przetwarzanie równoległe powinno w najbliższym czasie stać się standardowym na rynku IT. Obecnie można już kupić 4-rdzeniowe procesory, Intel zapowiada na bieżący rok układ 6-rdzeniowy, jednak by wykorzystać moc tego typu kości konieczne jest wdrożenie na szeroką skalę przetwarzania równoległego. Tym bardziej, że na 6-rdzeniowcach się nie skończy. Warto przypomnieć, że przed rokiem opisywaliśmy 80-rdzeniowy układ Intela.
  22. Acer ogłosił, że zamierza wyprodukować "otwartą" konsolę do gier. Urządzenie ma konkurować z obecnie dostępnymi produktami Nintendo, Sony i Microsoftu.Przedstawiciele Acera wierzą w sukces przedsięwzięcia. Mają go zapewnić tanie gry. Jeśli każdy developer będzie mógł napisać grę dla "otwartej" konsoli, bez konieczności płacenia tantiem twórcy konsoli, to powinna być ona rzeczywiście tania.Acer wskazuje tutaj następujący przykład: gra Need for Speed ProStreet dla peceta kosztuje mniej niż 30 dolarów. Tymczasem ta sama gra na Xboksa 360 wyceniona została już na 43 dolary, wersja dla Wii kosztuje 50 USD, a za edycję dla PlayStation 3 trzeba zapłacić 60 dolarów.Sukces "otwartej" konsoli wydaje się więc oczywisty.Acer zapomina przy tym o jednym - producenci konsoli sprzedają je poniżej kosztów produkcji, a zarabiają na grach. Dotychczasowy model biznesowy Acera zakłada natomiast zarabianie na sprzęcie.
  23. Kobiety zażywające ecstasy (MDMA) są na silniejszym, intensywniejszym haju niż mężczyźni, a w następnych dniach przeżywają większe "doły" (Neuroscience and Biobehavioural Reviews). W ramach metaanalizy dr Kelly Allott i zespół z Uniwersytetu w Melbourne przejrzeli wyniki 29 badań z Australii i spoza niej. Trzy testy laboratoryjne wykazały, że panie silniej reagują na tabletkę: mają liczniejsze i bardziej przekonujące halucynacje, a także mocniejsze uczucie euforii. W następnych dniach ich nastrój jest jednak bardziej obniżony niż u panów. Studia dotyczące biologii zażywania tego narkotyku sugerują, że kobiety są silniej doświadczane przez negatywne skutki długoterminowe, ponadto w przypadku płci pięknej po zażyciu ecstasy istnieje podwyższone ryzyko zapadnięcia w śpiączkę. Mężczyźni częściej umierają, ale testy toksykologiczne wykazały, że jest to raczej skutek przyjmowania większej dawki i jednoczesnego zażywania kilku różnych narkotyków. Dr Allott podkreśla, że na razie nie wiadomo, czemu kobiety inaczej reagują na ecstasy, ale trwają badania sprawdzające kilka teorii. Możliwe, że estrogen zwiększa wrażliwość na takie narkotyki, jak MDMA, które oddziałując na układ serotoninergiczny, kształtują nastrój. Niewykluczone także, że istnieją międzypłciowe różnice w budowie mózgu lub sposobie metabolizowania narkotyku w organizmie.
  24. Adrianna Jenkins i zespół z Uniwersytetu Harvarda zajęli się zagadnieniem dokonywania oceny, o czym myśli (a właściwie może myśleć) dany człowiek. Okazuje się, że używamy do tego różnych części mózgu, w zależności od tego, czy uznamy, że ktoś jest do nas podobny, czy też nie. Nie ma tu znaczenia, czy chodzi o stosunek do posypywania w zimie ulic solą, czy o poważniejsze kwestie, np. światopoglądowo-religijne (Proceedings of the National Academy of Sciences). Gdy uznajemy, że dana osoba jest do nas podobna, posługujemy się obszarem wykorzystywanym do myślenia o samych sobie, czyli brzuszno-przyśrodkową korą przedczołową (ang. ventral medial prefrontal cortex, vMPFC). Jak wyjaśniają badacze, rejon ten uaktywnia się po zadaniu osobistego pytania, np. dotyczącego lubienia lub nielubienia czegoś. Aby stwierdzić, co dzieje się w mózgu człowieka rozważającego postawy i preferencje "innego", naukowcy zbadali studentów z Bostonu i okolic. Pokazywali im zdjęcia i opisy osób podobnych i niepodobnych do nich: młodych demokratów z północnego wschodu albo republikanów ze środkowego wschodu. Następnie psycholodzy zadali ochotnikom serię osobistych pytań (np. Czy lubisz grzyby na pizzy?) i poprosili o podywagowanie na temat odpowiedzi fikcyjnych ludzi z fotografii. Rejon vMPFC uaktywniał się tylko wtedy, gdy studenci myśleli o preferencjach smakowych ludzi o podobnych poglądach politycznych. Im bardziej uznajemy kogoś za podobnego, w tym większym stopniu się w niego wczuwamy [nasila się odczuwana empatia]. Osoby różne możemy postrzegać jako mniej ludzkie – wyjaśnia Jenkins, która podkreśla, że niewykluczone, iż właśnie udało się odkryć źródło konfliktów społecznych między grupami uznającymi się za bardzo różne od siebie. Gdy wnioskujemy o czyichś uczuciach, nie odwołując się do swoich własnych, korzystamy z wytrychów, jakimi są np. stereotypy. Obecnie zespół Jenkins bada zachowanie osób należących do różnych ras i grup etnicznych, często skonfliktowanych, np. Palestyńczyków i Żydów.
  25. Naukowcy z MIT opracowali ciekawą metodę produkcji antybiotyków. Zmusili bakterie do walki pomiędzy sobą i w ten sposób odkryli substancję, która zabija Helicobacter pylori. Biolog molekularny Philip Lessard zauważa, że laboratorium to dla bakterii bardzo przyjazne miejsce. Ich kolonie są zwykle odżywiane przez naukowców, więc nie muszą walczyć o przeżycie. Być może z tego powodu nie zauważono wielu istotnych czynników, jak np. toksyn, które produkują, by zwalczać konkurencję. Odkrycie uczonych z MIT-u może mieć olbrzymie znaczenie, gdyż coraz trudniej jest opracowywać skuteczne leki - mikroorganizmy szybko nabywają oporności na nie. Z amerykańskich statystyk wynika na przykład, że każdego roku w USA dochodzi do 2 milionów zakażeń szpitalnych, z których 90 000 kończy się śmiercią. W przypadku aż 70% z tych infekcji mamy do czynienia z opornością na przynajmniej jeden antybiotyk. Naukowcy od lat zmagają się z tym problemem, próbując opracować kolejne antybiotyki. Tymczasem okazuje się, że same bakterie potrafią wytworzyć świetną broń przeciwko przedstawicielom innych gatunków. Jednak w laboratoriach rzadko są ku temu warunki, dlatego też umknęło to uczonym. Akademicy z MIT-u zsekwencjonowali genom Rhodococcus fascians i ze zdumieniem odkryli, że zawiera on geny odpowiedzialne za syntezę związków podobnych do antybiotyków. Organizm ten nie był dotychczas znany z produkcji antybiotyków. W naturze bakteria wykorzystuje tę właściwość, by zrobić sobie miejsce w tłumie innych bakterii. Jednak w laboratoriach Rhodococcus fascians jest hodowany wśród takich samych mikroorganizmów, nie ma więc potrzeby produkowania swojej broni. Substancję wytwarzaną przez R. fascians nazwano rhodostreptomycyną. Należy ona do klasy aminoglikozydów. Jeszcze nie wiadomo, czy przyda się ona w medycynie, jednak testy wykazały, że rhodostreptomycyna zabija Helicobacter pylori, odpowiedzialny m.in. z powstawanie wrzodów żołądka, i działa w kwaśnym środowisku, takim, jakie panuje w żołądku. Odkrycie akademików z MIT poruszyło środowisko naukowe. Jest ono niezwykle obiecujące, gdyż dotychczas z sekwencjonowania genomu bakterii wynikało, że potrafią one produkować 20-30 antybiotyków, ale obserwowano jedynie produkcję 2-3 z nich. Zespół z MIT być może znalazł sposób na zmuszenie mikroorganizmów do podzielenia się swoimi umiejętnościami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...