Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36789
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    210

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Podczas corocznego spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego, profesor Thomas Müller i doktor Toshiyasu Sakakukra przedstawili nowatorską metodę produkcji tworzyw sztucznych z dwutlenku węgla. Dzięki niej mogą powstać na przykład płyty CD czy butelki do napojów, które nie tylko będą tańsze, ale również bardziej ekologiczne, niż obecnie produkowane. Ekologiczne dlatego, że będą tworzone z gazu emitowanego podczas spalania paliw kopalnych. Usunięcie ze spalin dwutlenku węgla to jeden ze sposobów na walkę z globalnym ociepleniem. Dwutlenek węgla jest bardzo łatwo dostępny, szczególnie w tych gałęziach przemysłu, które spalają gaz i inne paliwa kopalne. Stamtąd można pozyskać go bardzo tanim kosztem. Dzięki temu będziemy mieli tani surowiec do dalszej produkcji. To obniży jej koszty - mówi profesor Müller, na co dzień pracownik uniwersytetu z Aachen. Zauważa on, że każdego roku na świecie sprzedaje się miliony ton poliwęglanów, a zapotrzebowanie na nie ciągle rośnie. Doktor Sakakura z Narodowego Instytutu Zaawansowanych Badań i Technologii Przemysłowych w Tsukubie mówi, że nowa metoda to najprostszy i najszybszy spośród wszystkich obecnie stosowanych sposobów tworzenia węglanów i uretanów z dwutlenku węgla.
  2. Na University of Texas powstał najpotężniejszy laser na świecie. Ma on moc jednego petawata, czyli kwadryliona (1024) watów. To 2000 razy więcej niż łączna moc wszystkich elektrowni na terenie USA. Laser jest jaśniejszy niż powierzchnia Słońca. Po jego włączeniu uniwersytet nie staje w płomieniach dlatego, że urządzenie uruchamiane jest na 10 trylionowych (0,0000000000001) części sekundy. Potężny laser zostanie wykorzystany do badania materii w niezwykle ekstremalnych warunkach. Amerykańscy naukowcy zbadają dzięki niemu gazy poddane temperaturom wyższym niż panujące na Słońcu czy ciała stałe poddane ciśnieniu rzędu miliardów atmosfer. Dzięki temu możliwe będzie symulowanie w laboratorium wielu procesów zachodzących w przestrzeni kosmicznej. Akademicy będą w stanie symulować narodziny supernowych czy badać to, co dzieje się wewnątrz brązowych karłów. Możliwe też będzie sprawdzanie teorii dotyczących nowych metod produkcji energii.
  3. U mężczyzn w średnim wieku, którzy tygodniowo jedzą 7 lub więcej jajek, zwiększa się prawdopodobieństwo wcześniejszej śmierci. Wg autorów artykułu z American Journal of Clinical Nutrition, podczas 20 lat trwania studium wcześniejszym zgonem ryzykowali wszyscy mężczyźni z cukrzycą, którzy jedli jakiekolwiek jajka. Badania dotyczyły bezpieczeństwa spożywania jaj. Nie dociekano, co konkretnie zwiększa ryzyko zgonu. Doktorzy Luc Djousse i J. Michael Gaziano z Harvardu twierdzą, że panowie bez cukrzycy mogą bez obaw o swoje zdrowie jeść do 6 jaj tygodniowo. O ile konsumpcja do 6 jajek tygodniowo nie zwiększa szans zgonu z jakiegokolwiek powodu, o tyle spożywanie siedmiu lub więcej jaj w tygodniu wiąże się z 23-proc. wzrostem ryzyka śmierci. Jeśli jednak mężczyzna choruje na cukrzycę, pałaszowanie jakichkolwiek jajek 2-krotnie zwiększa ryzyko zgonu. Naukowcy postulują, by przeprowadzić badania na większej i bardzie zróżnicowanej próbie osób z populacji generalnej. Eksperci komentujący uzyskane wyniki zachowują pewien sceptycyzm. Tłumaczą np., że do jaj trzeba podchodzić tak samo, jak do innych produktów spożywczych. Same w sobie nie są ani złe, ani dobre i mogą stanowić część zdrowej dla serca diety. Zespół badał 21.327 mężczyzn, którzy przez 20 lat, od 1981 roku, brali udział w Physicians' Health Study (Studium Stanu Zdrowia Lekarzy). Ochotnicy regularnie opisywali swój stan zdrowia oraz styl życia (nawyki żywieniowe, aktywność fizyczną itp.). W ciągu dwóch dekad odnotowano 1550 zawałów serca, 1342 wlewy i ponad 5 tysięcy zgonów. Spożywanie jajek nie wiązało się z zawałem serca czy wylewem. Panowie spożywający najwięcej jaj, byli natomiast starsi, grubsi, jedli więcej warzyw, ale mniej płatków śniadaniowych, mieli tendencje do spożywania alkoholu, palenia oraz mniejszej aktywności fizycznej. Wszystkie te czynniki zwiększają ryzyko zawału i/lub wylewu.
  4. Naukowcy z Uniwersytetu Narodowego w Singapurze potwierdzili istnienie niemal nieznanego dotychczas, choć niezwykle interesującego gatunku żab. Spośród swoich krewniaków zwierzę to wyróżnia się... całkowitym brakiem płuc. Płaz o łacińskiej nazwie Barbourula kalimantanensis przeprowadza wymianę gazową wyłącznie przez powierzchnię skóry. Dotychczas jedynymi znanymi czworonożnymi zwierzętami pozbawionymi płuc byli niektórzy przedstawiciele rodziny salamandrowatych. Do tej pory w historii zbadano tylko dwa okazy tego zwierzęcia, jednak niedawna ekspedycja na Borneo zaowocowała dalszymi odkryciami. David Bickford, naukowiec z Uniwersytetu Narodowego w Singapurze, mówi o odkryciu: Próbowano tego od trzydziestu lat. Ale kiedy wykonaliśmy sekcję zwłok schwytanych zwierząt - zupełnie "na dziko", w terenie - byliśmy bardzo sceptyczni, muszę to przyznać. To wręcz nie wyglądało na możliwe. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że wszystkie osobniki tego gatunku są pozbawione płuc. Barboroula kalimantanensis, odnaleziona w należącej do Indonezji części wyspy Borneo, żyje w zimnych, szybko płynących strumieniach. Najprawdopodobniej zanik płuc jest przede wszystkim efektem współdziałania wysokiego nasycenia wody tlenem (rozpuszcza się on lepiej w zimnej, wartko płynącej wodzie) i obniżenia tempa metabolizmu, co zmniejsza zapotrzebowanie organizmu na ten życiodajny gaz. Dodatkowo u płazów tych doszło do znacznego spłaszczenia ciała, co zwiększa stosunek powierzchni skóry do objętości ciała i w ten sposób ułatwia wymianę gazową. Naukowcy podkreślają, że dalsze badania tego niezwykłego gatunku będą najprawdopodobniej bardzo trudne. Obserwacja naukowców z Singapuru była zaledwie drugą w historii i jednocześnie pierwszą od trzydziestu lat, poczas której udało się odnaleźć to niesamowite zwierzę. Nie wiadomo, ile okazów Barbourula kalimantanensis żyje jeszcze na wolności. Przykład tego zwierzęcia wyraźnie pokazuje jednak, jak ważna jest pielęgnacja naturalnych miejsc pobytu rzadkich zwierząt. Wysiłek badaczy może zostać zniweczony przez nielegalnych poszukiwaczy złota, w które obfitują okoliczne tereny. Szczegółowe dane na temat odkrycia są dostępne w najnowszym wydaniu czasopisma Current Biology.
  5. Zestaw pozwalający na wykrycie we krwi markerów wczesnego stadium choroby Parkinsona oraz Alzheimera prawdopodobnie wejdzie na rynek już w czerwcu. Test, nazwany przez producenta NuroPro, stałby się w ten sposób pierwszym na świecie dostępnym powszechnie badaniem umożliwiającym wczesne diagnozowanie tych schorzeń. Działanie NuroPro opiera się na wykrywaniu w osoczu krwi i określaniu stężeń pięćdziesięciu dziewięciu białek, których obecność wskazuje na patologiczne zmiany w obrębie mózgu. Stosunek stężeń wspomnianych protein pozwala na odróżnienie od siebie znanych powszechnie chorób Parkinsona i Alzheimera oraz trzeciej, rzadszej, znanej jako stwardnienie boczne zanikowe (choroba Lou Gehriga). Z użyciem zestawu możliwe jest także wykluczenie u badanej osoby którejkolwiek ze wspomnianych przypadłości. Czułość testu (zdolność do poprawnego wykrycia choroby) oraz jego specyficzność (czyli możliwość stwierdzenia zmian u osób chorych, ale nie u zdrowych) są bardzo wysokie, tzn. wynoszą około 95%. Mimo to badająca chorobę Parkinsona Kieran Breen przestrzega: [test] rzeczywiście jest obiecujący, lecz wciąż potrzeba szeroko zakrojonych badań, zanim będzie można uznać go za naprawdę wiarygodny. Producent zestawu, amerykańska firma Power3 Medical Products, może odnieść ogromny sukces. W samej tylko Wielkiej Brytanii, liczącej ok. 60 milionów mieszkańców, związane z wiekiem otępienie umysłowe (demencja) dotyka aż 700 000 osób. Wśród nich około 400 000 cierpi z powodu choroby Alzheimera. Dodatkowo, w związku z ogólnym starzeniem się społeczeństw w krajach rozwiniętych, szacuje się, że do 2020 roku liczby te podwoją się. Oznacza to wzrost zapotrzebowania na łatwy, tani i wiarygodny test, pozwalający na możliwie wczesne wykrycie zmian i wprowadzenie odpowiedniego leczenia, gdy będzie ono dostępne. Dziś, niestety, terapia chorób neurodegeneracyjnych daje co najwyżej możliwość spowolnienia ich rozwoju. NuroPro powstał dzięki burzliwemu rozwojowi dziedziny zwanej proteomiką. Jej zadaniem jest zdefiniowanie ludzkiego proteomu, tzn. kompletnej listy białek wchodzących w skład określonych tkanek. Wszystkie te proteiny powstają na podstawie instrukcji zapisanych w DNA, którego sekwencja jest "przepisywana" na RNA w procesie zwanym transkrypcją, a następnie zapisana w RNA informacja jest "tłumaczona" na kolejność jednostek budulcowych, czyli aminokwasów, w strukturze białka. Jest to proces niezwykle złożony, toteż określenie proteomu tkanki jest bez porównania trudniejsze od badania genomu, czyli zbioru genów. Dotychczas kompletny (przynajmniej tak się uważa) proteom ustalono właśnie dla krwi, lecz analogiczne badania innych tkanek wciąż trwają. Nowatorski test przechodzi obecnie badania w dwóch szpitalach: jednym w amerykańskiej Arizonie i drugim w Tesalonikach w Grecji. Ich celem jest ostateczne potwierdzenie na odpowiednio dużej grupie pacjentów jego skuteczności. Pozytywne przejście tego procesu, zwanego walidacją, niemal na pewno doprowadzi do wprowadzenia produktu na rynek.
  6. Jak donosi serwis Hexus.net, Jeff Ravencraft, przewodniczący grupy pracującej nad standardem USB 3.0 poinformował, że pierwsza wersja specyfikacji nowego standardu ukaże się na przełomie 3. i 4. kwartału bieżącego roku. Pierwsze urządzenia korzystające z USB 3.0 mają trafić na rynek w drugim kwartale przyszłego roku. SuperSpeed USB, czyli USB 3.0, zapewnia transfer rzędu nawet do 5 gigabitów na sekundę na kablu o długości nie większej niż 3 metry. Rodzi się tutaj pytanie, czy współczesne dyski twarde będą w stanie tak szybko zapisać dostarczane dane. Obok szybszego przesyłania danych zaletą SuperSpeed USB jest fakt, iż łączy się z urządzeniem, do którego został wsadzony, tylko wówczas, gdy wymienia z nim dane. Obecnie wykorzystywany USB 2.0 bez przerwy sprawdza, czy dane przepływają, przez co ciągle zużywa energię. Ta zaś, szczególnie w przypadku urządzeń przenośnych, jest bardzo cenna.
  7. Cornell Ranger, robot z Uniwersytetu Cornella, pobił (na razie nieoficjalny) rekord dystansu przebytego przez maszynę. Trzeciego kwietnia przeszedł bez zatrzymywania 45 okrążeń, w sumie nieco ponad 9 kilometrów. Wydarzenie miało miejsce na bieżni Barton Hall. Robot jest dziełem grupy studentów, którzy pracowali z Andym Ruiną, profesorem mechaniki teoretycznej i praktycznej. Robot szedł, aż zatrzymał się i przewrócił do tyłu. Prawdopodobnie z powodu wyczerpania baterii. Musimy przeprowadzić szczegółowe analizy, żeby się upewnić co do przyczyny – wyjaśnia Greg Stiesberg. Opiekun ekipy podaje parę statystyk. Wcześniejsza wersja robota z Cornell także ustanowiła rekord w swobodnym chodzie, ale był on zdecydowanie mniej imponujący (trochę ponad 1 km). Inny robot "ćwiczył" na elektrycznej bieżni i przebył w ten sposób 2,5 km. Profesor przyznaje, że nie ustalono reguł bicia takich rekordów, nie bierze w nich także udziału żaden przedstawiciel Księgi rekordów Guinnessa. Robot Cornella miał zademonstrować swoją wydajność energetyczną. W innych kroczących robotach każdy ruch był kontrolowany silnikami. Ranger naśladuje ludzki chód, dlatego do przesuwania nóg wykorzystuje również grawitację. Urządzenie nie zostało wyposażone w kolana, ma natomiast stopy, które mogą zmieniać pozycję. Cornell Ranger powstał nie tylko po to, by udoskonalać same roboty. Celem jego twórców są też badania nad mechaniką ludzkiego chodu. Przydadzą się one np. podczas prac na lepszymi protezami kończyn, przy tworzeniu nowych procedur rehabilitacyjnych czy w medycynie sportowej. Profesor Ruina to weteran budowy kroczących robotów. W jego laboratorium powstało kilka maszyn o różnej budowie kończyn. Jest wśród nich i taka, która ma elastyczne kolana. Naukowiec mówi, że uwzględniając jej wagę oraz przebyty dystans, zużywa ona podczas ruchu podobną ilość energii co człowiek. Tymczasem słynny Asimo Hondy potrzebuje, jak ocenia Ruina, około 10-krotnie więcej energii do poruszania się.
  8. Zaczątkiem sieci komputerowych był wojskowy Arpanet, jednak współczesny Internet powstał w Europejskim Ośrodku Badań Nuklearnych (CERN). Teraz powstaje w nim Internet przyszłości - sieć, która zapewni transmisję nawet 10 000 razy szybszą, niż współczesne sieci szerokopasmowe. Wszystko to dzięki projektowi Grid, który powstaje przy okazji Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC). Urządzenie to wymaga olbrzymich mocy obliczeniowych, a jego zdaniem jest znalezienie bozonów Higgsa - teoretycznie przewidzianych cząstek elementarnych, zwanych też "boskimi cząsteczkami". LHC będzie generował olbrzymie ilości danych, które trzeba będzie przetwarzać i przechowywać. Dlatego też konieczne było wdrożenie projektu Grid. Jak wyjaśnił profesor Tony Doyle, dyrektor techniczny projektu, Wielki Zderzacz potrzebuje tak olbrzymiej mocy obliczeniowej, że gdyby nawet w CERN-ie ustawić odpowiednią liczbę komputerów, to ośrodek nie byłby w stanie zapewnić im energii elektrycznej. Jedynym rozwiązaniem jest więc korzystanie z mocy obliczeniowych innych centrów naukowych. Ze względu na olbrzymią ilość danych, które trzeba będzie przesyłać, musi powstać superszybka sieć obsługiwana przez bardzo wydajne maszyny. Obecnie wykorzystywane łącza nie poradziłyby sobie z tym zadaniem, konieczne więc jest tworzenie osobnej dedykowanej sieci komputerowej. LHC zostanie uruchomiony latem bieżącego roku i wówczas też pełną parą ruszy Grid. Obecnie w jego skład wchodzi 55 000 serwerów, a w ciągu dwóch lat ich liczba na całym świecie wzrośnie do 200 000. Sieć korzysta z nowoczesnych światłowodów i centrów routingu. Jest tak wydajna, że np. przesłanie filmu HD pomiędzy Wielką Brytanią a Japonią trwa krócej niż 2 sekundy. David Britton, profesor fizyki z Glasgow University uważa, że Grid zrewolucjonizuje całe społeczeństwo. Przy tak olbrzymiej mocy obliczeniowej, przyszłe pokolenia będą mogły komunikować się w współpracować w sposób, którego starsi ludzie, tacy jak ja, nie potrafią sobie nawet wyobrazić - mówi Britton. W tej chwili CERN jest połączony za pomocą Grida z 11 centrami naukowymi w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Europie, Azji i w innych częściach świata. Każde z tych centrów rozbudowuje swoją własną sieć, czyniąc Grid jeszcze bardziej rozległym. Nowa sieć jest tak potężna, że niektórzy uważają, iż z czasem ludzie zrezygnują z komputerów stacjonarnych i będą przechowywali wszystkie informacje w Internecie przyszłości. O mocy obliczeniowej nowej sieci może świadczyć chociażby fakt, że na potrzeby medycyny przeanalizowano dzięki niemu już 140 milionów różnych związków chemicznych. Jeśli uczeni chcieliby do tego samego celu wykorzystać współczesny Internet, analiza tej samej ilości danych trwałaby 420 lat.
  9. Od setek lat gejszami były tylko kobiety, które dotrzymywały towarzystwa mężczyznom. Teraz sytuacja uległa zmianie i z tego typu usług zaczynają też korzystać przedstawicielki płci pięknej. W Tokio jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne kluby nocne, gdzie można wynająć prawiącego komplementy kompana. Kosztuje to od 1 do 50 tys. dolarów. Nie ma nic złego w tym, że kobieta płaci mężczyźnie za zabawianie. To kolejny krok na drodze do równouprawnienia – przekonuje jedna z klientek męskich gejsz. Kobiety cenią sobie to, że uwaga mężczyzny gejszy jest skupiona wyłącznie na nich. Dwudziestoczteroletni Yunosuke tłumaczy, że zapewnia paniom to, czego panowie zazwyczaj nie robią: prawi komplementy na temat wyglądu. Uszczęśliwiam je. Kobiety traktują nas jak swoje inne akcesoria. Lubią nosić ładne rzeczy, dlatego, dla nich, staram się wyglądać atrakcyjnie. W zeszłym roku Yunosuke zarobił ponad 200 tysięcy dolarów. Wg Air Group, właściciela sieci klubów z męskimi gejszami, boom na tego typu usługi to skutek wzrostu liczby dobrze zarabiających Japonek. Dużo i ciężko pracują, chcą się więc zrelaksować. Nie cierpi przy tym ich miłość własna, ponieważ spotkanie z gejszą traktują inaczej niż randkę. To jak prezent dla siebie samej. Podobnie jak wydawanie pieniędzy w podróży lub kupowanie sobie czegoś.
  10. NTT DoCoMo rozpocznie w czwartek testy technologii, która umożliwia przesyłanie zapachów za pomocą telefonu komórkowego. Będą one emitowane przez generator zapachów wbudowany w telefon komórkowy. W testach weźmie udział 20 osób i jeśli zakończą się one powodzeniem, to nowa usługa jeszcze w bieżącym roku trafi na rynek. Będzie ona powiązana z pobieraniem na telefon klipów muzycznych i filmowych. Użytkownik, podczas ich odtwarzania, poczuje związany z danym klipem zapach. W Japonii przesyłanie zapachów zaoferowano po raz pierwszy w 2005 roku. Wówczas mogli z nich korzystać użytkownicy komputerów stacjonarnych, którzy zakupili generator zapachów, kosztujący nie mniej niż 50 000 jenów (ok 490 dolarów). Jego mobilna wersja, dołączana do telefonu komórkowego, będzie kosztowała mniej niż 20 000 jenów (poniżej 200 USD). Jest ona w stanie przechować 16 zapachów bazowych, z których może powstać 700 innych aromatów.
  11. Część społeczności blogerów zaczyna zastanawiać się, czy blogowanie nie staje się w pewnym momencie niebezpieczne. Ostatnimi czasy na ataki serca zmarło kilku znanych blogerów. Blogowanie może być groźne w momencie, gdy bloger zaczyna zdobywać sławę i pieniądze. Presja na codzienne umieszczanie nowej porcji ekscytujących informacji jest tak ogromna, że ciągłe podwyższanie sobie poprzeczki staje się niebezpieczne. Niedawno zmarli 60-letni Russel Shaw oraz 50-letni Marc Orchant. Obaj byli popularnymi blogerami i obu zabił zawał. Oczywiście pisanie bloga nie było bezpośrednią przyczyną ich śmierci. Jednak stres i godziny spędzone przed komputerem na pewno pogorszyły ich zdrowie. Problemy zauważa u siebie Michael Arrington, twórca i współwydawca popularnego serwisu TechCrunch. W wywiadzie dla The New York Timesa przyznaje, że w od czasu gdy prowadzi swój serwis przytył około 15 kilogramów i ma poważne problemy ze snem. Pewnego dnia będę miał załamanie nerwowe albo coś podobnego i odwiozą mnie do szpitala. Na dłuższą metę tego się nie da wytrzymać - mówi Arrington. Dodaje, że prowadząc popularny serwis, człowiek bez przerwy o tym myśli. Ciągle martwi się, że może pominąć jakąś istotną informację. Czy nie byłoby wspaniale, gdyby np. wszyscy blogerzy lub dziennikarze umówili się, że pomiędzy godziną 20 a wczesnym rankiem, nie będą pisali? Że wszyscy zrobią sobie przerwę? Ale to się nigdy nie zdarzy - dodaje Arrington.
  12. Anne Adams to kanadyjska artystka, która namalowała obraz Rozwikływanie bolera (w angielskim mamy do czynienia z grą językową, ponieważ tytuł Unravelling Boléro nawiązuje także do nazwiska autora utworu Maurice'a Ravela). Ukończyła swoje dzieło w 1994 r., nie wiedząc, że dokumentuje pierwsze objawy choroby neurodegeneracyjnej, a mianowicie pierwotnej afazji postępującej (ang. primary progressive aphasia, PPA). Co ciekawe, w momencie tworzenia utworu kompozytor cierpiał dokładnie na tę samą chorobę (Brain). PPA to skutek zmian zwyrodnieniowych w okolicach czołowo-skroniowych. Głównym objawem jest wybiórczy deficyt językowy, któremu nie towarzyszy całościowe zaburzenie funkcjonowania poznawczego. Po pewnym czasie pojawia się demencja. Pierwotna afazja postępująca bywa inaczej nazywana zespołem Mesulama lub afazją postępującą bez płynności mowy. Początek PPA jest zazwyczaj niezauważalny. Pacjent zaczyna mieć problemy z przypominaniem odpowiednich wyrazów czy nazywaniem obiektów. Zmiany ogniskowe są zlokalizowane w półkuli dominującej dla mowy (zazwyczaj lewej). Na początkowych etapach choroby zwiększa się aktywność neuronów w rejonie mózgu, który odpowiada za integrację informacji z różnych zmysłów. Praca Adams oddaje Bolero takt po takcie. Podobnie jak w muzyce, pojawiają się nawracające motywy. Wysokość wieżyczki czy, jak kto woli, bloczków odpowiada głośności fragmentu, a kolor - wysokości ulubionej nuty malarki w danym takcie. Całość narasta aż do pomarańczowo-różowej kulminacji. Przez większą część życia Adams zajmowała się nauką (chemią, a następnie biologią komórki). Gdy po wypadku samochodowym opiekowała się synem, nagle pochłonęła ją sztuka. Nie zarzuciła nowej pasji nawet po jego powrocie do zdrowia. Z perspektywy czasu skany z rezonansu magnetycznego z 1997 roku, wykonane, by monitorować rozwój łagodnego guza na nerwie słuchowym, ujawniają zmiany w korze czołowej. Są to rejony odpowiedzialne za przetwarzanie informacji językowych. Doktor Bruce Miller z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco nie dziwi się, że radiolog ich nie zauważył, były bowiem nieznaczne. W ciągu 3 lat zaburzenia językowe bardzo się nasiliły. W 2002 roku Dean Foti, neurolog z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej, zdiagnozował u Adams pierwotną afazję postępującą. Gdy dowiedział się o jej rysunkach, zwrócił się do Millera, który wykazał, że u niektórych pacjentów z PPA rozwija się zamiłowanie do sztuki. Jest ono konsekwencją wzmożonej aktywności obszarów, których działanie jest w normalnych warunkach maskowane przez dominujące płaty czołowe (obecnie objęte zmianami chorobowymi). Zespół neurologów uznał Anne Adams za doskonały przykład badanego zjawiska. Obrazy mózgu wykazały, że rejon odpowiedzialny za integrację informacji z różnych zmysłów nie tylko zwiększył swoją aktywność, lecz gdy rozpoczęło się postępujące zwyrodnienie centrów językowych, powstały tam nowe połączenia między neuronami. Degeneracja objęła lewą półkulę, natomiast w korze nowej półkuli prawej nastąpił m.in. wzrost objętości istoty szarej. William Seeley podkreśla, że malarka nie doświadczała synestezji, ale po prostu pomysłowo łączyła ze sobą dane z różnych modalności zmysłowych. Wg niego, Bolero Ravela i jej obraz stanowią dwie części jednej całości. Kobieta sama znalazła publikację naukową, w której napisano, że muzyk cierpiał na tę samą chorobę, co ona (European Journal of Neurology). Zmarła, a jej dzieło wisi na ścianie gabinetu Millera. W późniejszych obrazach Adams, z okresu, gdy była właściwie niema, zauważalne jest przejście od prac konceptualnych do fotograficznego realizmu. Stało się tak być może dlatego, że wzrok został najważniejszym źródłem jej doznań.
  13. Doktorzy Subhash Appidi i Ajoy Sarkar, dwaj chemicy z Uniwersytetu Stanowego Kolorado, pracują nad ulepszeniem ubiorów z bambusa. Zależy im, by tkaniny wytwarzane z tej wieloletniej trawy zapewniały ochronę przed promieniowaniem UV oraz miały właściwości antybakteryjne. Materiały z bambusa są bardzo popularne w Japonii, Indiach i Chinach. Ceni się je ze względu na delikatność, elastyczność i trwałość. Bambusoideae to jedne z najszybciej rosnących roślin świata. Osiągają dojrzałość po 3-4 latach, podczas gdy innym gatunkom zajmuje to od 25 do 70 lat. Są przyjazne środowisku, ponieważ na uprawach nie stosuje się pestycydów ani innych chemikaliów. Zwyczajnie nie ma takiej potrzeby... Niestety, jest też kilka minusów. Surowa tkanina bambusowa przepuszcza niemal całe promieniowanie ultrafioletowe. W dodatku wszystkie włókna celulozowe pozwalają wnikać wilgoci [nie tylko wodzie, ale i potowi – przyp. red.], dostarczając bakteriom pożywki. To dlatego mają się one znacznie lepiej na włóknach naturalnych niż sztucznych – wyjaśnia Appidi. Bakterie się namnażają, rozkładają pot i powstaje nieprzyjemny zapach. Amerykanie pracują nad bambusową tkaniną na ubiory dla personelu medycznego, niemal w 100% antybakteryjną i zabezpieczającą przed promieniowaniem UV. To drugie da się uzyskać, zanurzając dostępne w sprzedaży bambusowe ubrania w barwniku z domieszką związków absorbujących promienie ultrafioletowe. Appidi sprawdzał, jaką ich ilość należy optymalnie zastosować. Przeprowadził w związku z tym serię testów. W porównaniu do zwykłej tkaniny bambusowej, dzięki Tinosanowi liczbę bakterii udało się zmniejszyć aż o 75-80%. Uzyskano też znaczną poprawę ochrony przed UV. Za wskaźnik stopnia ochrony wyrobów włókienniczych przed promieniowaniem ultrafioletowym uznaje się wskaźnik UPF (ang. ultraviolet protection factor). Gdy jest on mniejszy od 50, tkanina jest całkowicie bezpieczna. Chemikom z Kolorado udało się zejść do wartości 56. Obecnie trwają testy innych związków antybakteryjnych. Appidi ma nadzieję, że dzięki nim osiągnie 99% ochronę przed drobnoustrojami. Trzeba też sprawdzić, co dzieje się z właściwościami tkaniny po wielokrotnym praniu. Wstępne badania wykazały, że nie ulegają one zmianie.
  14. Naukowcy z Uniwersytetu Hebrajskiego odkryli, że istnieje związek między egoizmem i bezwzględnością a genem AVPR1a. Ujawnili to podczas gry ekonomicznej Dyktator. Daje ona możliwość bycia bezinteresownym lub zagarniania wszystkiego dla siebie. Nie wiadomo, za pośrednictwem jakiego mechanizmu działa gen. Efekt jest jednak taki, że dla niektórych twierdzenie, że lepiej dawać niż brać, jest zwyczajnie nieprawdziwe – wyjaśnia szef zespołu Richard Ebstein. Ich centra nagrody mogą dostarczać mniej przyjemności w odpowiedzi na działania altruistyczne, co z kolei powoduje, że zachowują się bardziej samolubnie... Czemu izraelska ekipa zdecydowała się badać gen AVPR1a? Stało się tak, ponieważ koduje on receptory wazopresyny, czyli neurohormonu wywierającego duży wpływ na zachowania prospołeczne. Akademicy z Uniwersytetu Hebrajskiego postanowili sprawdzić, czy różnice w ekspresji genu kodującego te receptory mogą wpływać na stopień przejawianej wspaniałomyślności (Genes, Brain and Behavior). W eksperymencie wzięło udział 200 studentów. Najpierw zbadano próbki ich DNA, potem poproszono o udział w grze. Nie ujawniono, oczywiście, jej tytułu, ponieważ z pewnością wpłynęłoby to na uzyskane wyniki. Ochotników przydzielono do jednej z dwóch grup: 1) dyktatorów (grupa A) lub 2) odbiorców (grupa B). Każdy dyktator otrzymywał 50 szekli (ok. 14 dol.). Od jego woli zależało, czy i ewentualnie jaką część tej kwoty przekaże odbiorcy, z którym nie będzie się nigdy widzieć. Stan posiadania członków 2. grupy zależał więc całkowicie od hojności dyktatorów. Okazało się, że 18 procent dyktatorów zatrzymało całą sumę dla siebie, jedna trzecia podzieliła ją pół na pół, a 6% oddało całość. Zachowanie nie zależało od płci badanego, wiązało się jednak z długością genu AVPR1a. Im był on krótszy, tym silniej egoistyczne zachowanie prezentował jego posiadacz. Nie wiadomo, jak długość genu wpływa na receptory wazopresyny. Naukowcy przypuszczają, ze determinuje to nie tyle liczbę receptorów, co ich rozmieszczenie w mózgu. Ebstein mówi, że byłoby łatwiej zbadać genetyczne podstawy dyktatury, gdyby znane z historii postaci, np. Adolf Hitler czy Joseph Désiré Mobutu, miały żyjące bliźnięta. Wyniki uzyskane przez Izraelczyków prezentują się zachęcająco, ale Nicholas Bardsley z Uniwersytetu w Southampton, który specjalizuje się w grach typu Dyktator, przestrzega przed wyciąganiem na tej podstawie ostatecznych wniosków. Jego studia sugerują bowiem, że osoby, które w Dyktatorze chętnie szastają pieniędzmi, w innych grach polegających na braniu potrafią bez żadnych skrupułów sprzątnąć sprzed nosa pieniądze innym uczestnikom zabawy. Zachowują się tak, jak się tego od nich, w ich mniemaniu, oczekuje. Gdyby rzeczywiście tak było, oznaczałoby to, że dyktatorom z prawdziwego życia brak umiejętności społecznych, pozwalających wysondować oczekiwania innych ludzi w konkretnej sytuacji.
  15. Po raz pierwszy od 50 lat archeolodzy wbili swoje łopaty w Stonehenge. Obowiązujący od dziesięcioleci zakaz prowadzenia prac badawczych został uchylony i uczeni mogą ponownie spróbować odkryć zagadkę najsłynniejszego kamiennego kręgu świata. Wykopaliska poprowadzą profesorowie Geoff Wainwright i Tim Darvill. Obaj mają za sobą setki podobnych prac, jednak przyznają, że ta jest wyjątkowa. Stonehenge to najlepiej rozpoznawalny zabytek Wielkiej Brytanii, ma olbrzymie znaczenie kulturowe i wciąż okrywa go tajemnica. Ciągle nie wiemy kiedy i po co powstał. Rozpoczęte właśnie prace mogą dać odpowiedź przynajmniej na pierwsze z tych pytań. Wainwright i Darvill interesują się Stonehenge od dawna. Przed sześciu laty rozpoczęli badania w walijskim Carn Menyn, miejsca, z którego wydobywano kamienie na budowę Stonehenge. Ponadto profesorowie odkryli podobieństwa pomiędzy lokalnym kręgiem Bedd Arthur a Stonehenge. Obaj naukowcy wiedzą, że wykorzystywanemu kamieniowi przypisywano dawniej właściwości uzdrawiające. Skojarzyli to z faktem, iż wokół Stonehenge odkryto wiele grobów ludzi, którzy cierpieli na różne rany i choroby. Na tej podstawie Wainwright i Darvill wysunęli własną teorię dotyczącą przeznaczenia Stonehenge. Ich zdaniem krąg był "neolitycznym Lourdes", miejscem, do którego przybywano, by się uleczyć. Z czasem jego znaczenie rosło i rozszerzyło się na całą Brytanię.
  16. Kilka lat załogowego lotu na Marsa lub inną planetę to nie lada wyzwanie, a powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze, trzeba zabrać ze sobą zapasy pożywienia, tlenu, a także płuczki wieżowe, by usunąć z pomieszczeń mieszkalnych dwutlenek węgla. Po drugie, należy rozwiązać kwestię odchodów. Po trzecie, trzeba jakoś wytrzymać z tymi samymi ludźmi przez tysiące dni. Nie jest to łatwe nawet w przypadku zgranej ekipy. Zespół anestezjologa dr. Warrena Zapola z Uniwersytetu Harvardzkiego zaproponował, by rozwiązać wszystkie te problemy za pomocą... siarkowodoru. Lekarze z Massachusetts General Hospital rozważyli wcześniej kilka możliwych scenariuszy. Zastanawiali się np. nad obniżeniem temperatury w pomieszczeniu. Okazało się jednak, że gdy ciepłota ciała spada poniżej 30°C, może to zaburzać pracę serca. Tak ukochane przez twórców filmów SF zamrażanie nie jest więc najlepszym, przynajmniej obecnie, rozwiązaniem. Inna możliwość to wdychanie przez astronautów siarkowodoru (sulfanu, H2S), gazu powstającego podczas gnicia białek. Zespół Zapola prowadził eksperymenty na myszach. Udało się wykazać, że H2S zwalnia metabolizm, ale nie odcina dopływu krwi do mózgu (Anesthesiology). Myszy nie były uśpione. Reagowały na uszczypnięcia w ogon. Nie mam pojęcia, jak się czuły. Prawdopodobnie jak na zwolnionym filmie. Parametry życiowe gryzoni zmieniły się już w 10 minut po podaniu siarkowodoru. Zwierzęta zużywały mniej tlenu i wydychały mniej dwutlenku węgla. Ich metabolizm pozostawał spowolniony tak długo, jak długo podawano im gaz. Do normalnego stanu powracały po upływie półgodziny od zakończenia inhalacji. Podczas eksperymentu tętno spadło o połowę. Nie zmieniło się jednak ciśnienie krwi ani siła uderzeń serca. Zmalała częstotliwość oddechu, lecz stężenie tlenu we krwi pozostało takie samo. Oznacza to, że narządy wewnętrzne miały go nadal pod dostatkiem. Teraz Amerykanie zamierzają powtórzyć zabiegi na większych zwierzętach, najprawdopodobniej na owcach. Jak zwykle w przypadku tego typu odkryć, trzeba jeszcze przeprowadzić wiele badań. Dopiero wtedy rozpoczną się testy kliniczne na zdrowych jak rydze astronautach. Wcześniej będzie można wykorzystać metodę przy udzielaniu pomocy ofiarom wypadków. Zapol wylicza, że na wojnie aż 60% rannych umiera poza szpitalem. Nie można im podać krwi ani uzupełnić płynów. Gdybyśmy mogli w tym krótkim czasie od urazu zamrozić cię lub zwolnić twój metabolizm, zrestartowalibyśmy cię po naprawieniu aorty lub innej uszkodzonej części. Ratownicy medyczni próbowali ochładzać rannych wodą, ale potrzeba jej było tyle, że w warunkach polowych, a zwłaszcza wojennych, było to zupełnie niepraktyczne.
  17. Na jednym z hiszpańskich lotnisk położonych na południe od Madrytu, odbyła się ostatnio prezentacja niezwykłego samolotu. Wyprodukowana przez Boeinga maszyna to pierwszy pilotowany przez człowieka samolot zasilany wodorem. Korzysta on z ogniw paliwowych, a ubocznymi produktami spalania są woda i ciepło. Dwumiejscowy samolot latał przez nieco ponad 20 minut, pomimo że już w chwili obecnej ogniwa pozwoliłyby mu na 45-minutowy lot. Odbyły się trzy tego typu próby. Testy wypadły pomyślnie, ale Boeing twierdzi, że wielkie pasażerskie samoloty nigdy nie będą napędzane za pomocą ogniw paliwowych. Ogniwa mogą jednak stać się dodatkowym źródłem energii dla tego typu maszyn. Nieves Lapena, która była odpowiedzialna za przeprowadzenie wspomnianych testów, mówi, że ogniwa paliwowe trafią na pokłady samolotów za około 20 lat. Maszyny na wodór już wcześniej wznosiły się w powietrze, zawsze jednak były to samoloty bezzałogowe. Boeing jako pierwszy umieścił człowieka w takim pojeździe. Do testów wykorzystano zmodyfikowany dwuosobowy samolot Dimona austriackiej firmy Diamond Aircraft Industries. Pojazd wzniósł się na wysokość 1000 metrów dzięki współpracy akumulatorów i ogniwa paliwowego. Następnie akumulatory zostały odłączone i Dimona przez 20 minut leciała z prędkością 100 kilometrów na godzinę.
  18. Firma Topaz Labs jest pierwszym przedsiębiorstwem, które rozpowszechnia technologię obróbki obrazu dostępną dotychczas jedynie służbom wywiadowczym. Technologia Super Resolution (SRT) pozwala zwiększyć rozdzielczość zdjęć oraz filmów wideo. Może się przydać przede wszystkim niezależnym filmowcom, którzy będą mogli nakręcić obraz w standardowej rozdzielczości 720x480 pikseli, a następnie zwiększyć ją do 1920x1080. SRT będzie można też wykorzystać do poprawienia rozdzielczości wszystkich tych filmów i programów telewizyjnych, które zostały nakręcone w rozdzielczości 720x480. Co więcej, obrazy sfilmowane w rozdzielczości 1920x1080 mogą zostać przekonwertowane do rozdzielczości 4000 pikseli. SRT analizuje kolejne klatki filmu, zbiera możliwie jak najwięcej informacji, a następnie wykorzystuje je do zwiększenia rozdzielczości każdej klatki. Powstał już pierwszy film, do obróbki którego wykorzystano SRT. Demonstrację możliwości wspomnianej technologii można zobaczyć w Sieci.
  19. Czy naprawdę dziewczynki lubią lalki, a chłopcy bawią się głównie samochodami? Wydawałoby się, że to stereotypy związane z płcią, lecz w czasie badań z udziałem rezusów okazało się, że samce tych naczelnych również preferują chłopięce zabawki. Wg Kima Wallena, psychologa z Centrum Badań nad Naczelnymi Yerkes w Atlancie, oznacza to, że wszystkie samce mają predyspozycje biologiczne do bawienia się sprzętami określonego rodzaju (Hormones and Behavior). W eksperymentach Amerykanów wzięło udział 11 samców i 23 samice. Samce wolały się bawić zabawkami z kołami, np. wywrotkami, niż pluszowymi, podczas gdy samice bawiły się i tymi, i tymi. Wallen podkreśla, że czynniki społeczne także, oczywiście, wpływają na dziecięce preferencje, ale zazwyczaj chłopcy są bardziej wybredni, jeśli chodzi o zabawki. Wiadomo też, że chłopiec, który woli się bawić z dziewczynkami lub ma swoją baterię lalek zamiast żołnierzyków, naraża się na kpiny ze strony rówieśników. Do badań wybrano trzymane w niewoli rezusy, ponieważ prymatolodzy przypuszczali, że w ich przypadku naciski kulturowe nie będą miały aż takiego znaczenia, a ujawnią się ewentualne uwarunkowania biologiczne. Wiek zwierząt był bardzo różny. Najliczniejszą część grupy stanowiły osobniki 1-4-letnie, ale uwzględniono też młodzież i dorosłych. Małpom dano do dyspozycji dwa rodzaje zabawek: 1) z kołami (samochody i inne pojazdy) oraz 2) pluszowe, np. lalki i maskotki Kubusia Puchatka. Dwie zabawki, po jednej z każdego rodzaju, umieszczano w odległości 10 metrów od małp. Na początku zwierzęta tworzyły dookoła nich krąg, ale w końcu jedno zbierało się na odwagę i porywało wybrany obiekt. Potem inne osobniki dołączały się do gry. Naukowcy nagrywali przebieg wydarzeń, a następnie oceniali, ile czasu każda małpa bawiła się każdym z typów zabawek. Naukowcy podkreślają, że do uzyskanych wyników trzeba podchodzić z pewną rezerwą. Może małpom wcale nie chodziło o męskość samochodów lub o kobiecość pluszaków, ale o inne cechy zabawek, np. kolor czy rozmiary. Wallen nie wyklucza też, że samce mogą po prostu szukać zabawek, którymi można więcej manipulować i wykazywać większą aktywność fizyczną w kontakcie z nimi. Opisane wyniki są jednak zgodne z rezultatami wcześniejszych eksperymentów z werwetami. Tam samce także wybierały zabawki uznawane powszechnie za męskie.
  20. Microsoft postawił Yahoo! ultimatum dotyczące przejęcia portalu internetowego. W wysłanym wczoraj (5 kwietnia) liście, Steven Ballmer, prezes koncernu z Redmond, daje zarządowi Yahoo! trzy tygodnie na podjęcie decyzji. Ballmer pisze, że jeśli w tym terminie obie strony nie dojdą do porozumienia, to Microsoft zwróci się bezpośrednio do akcjonariuszy Yahoo!. Przedstawiciel koncernu Gatesa zapowiada, że nie cofnie się też przed próbą wymiany zarządu Yahoo!. Co więcej, Ballmer zapowiedział, że jeśli dojdzie do starcia podczas Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Yahoo! i jego firmie uda się doprowadzić do wymiany zarządu portalu, to złożona w lutym pierwotna propozycja może zostać zmieniona na mniej korzystną. Przypomnijmy, że wówczas Microsoft proponował za akcje Yahoo! o 62% więcej, niż były one warte na giełdzie. Od chwili złożenia pierwotnej propozycji, przedstawiciele Microsoftu i Yahoo! spotkali się nieoficjalnie dwa razy, ale nie doszli do żadnego porozumienia. Możemy się spodziewać, że w ciągu kilku najbliższych dni Yahoo! oficjalnie ustosunkuje się do ultimatum Microsoftu. Tymczasem, jak zauważają specjaliści, Microsoftowi zaczyna się spieszyć. Firma chciałaby przejąć Yahoo! jeszcze za prezydentury George'a W. Busha. Na przejęcie będzie bowiem musiał się zgodzić Departament Sprawiedliwości. Zwykle na rozpatrzenie podobnych spraw jego urzędnicy potrzebują 6-8 miesięcy. Kadencja Busha kończy się za 8 miesięcy i nie wiadomo, jak administracja przyszłego prezydenta będzie podchodziła do połączeń wielkich koncernów. Microsoft woli więc nie ryzykować i korzystać z faktu, że obecna administracja jest zwolennikiem mniejszej ingerencji w rynek. Czas działa jednak również na niekorzyść zarządu Yahoo!. Inwestorzy coraz bardziej się niecierpliwią. Do sądów trafiło już kilka pozwów przeciwko zarządowi. Akcjonariusze skarżą się w nich, że zarząd nie dopełnia swojego obowiązku dbania o ich interesy i, chcąc zachować stanowiska, odrzuca korzystną propozycję Microsoftu. Niezadowolony jest też jeden z anonimowych wielkich inwestorów instytucjonalnych, który od początku doradzał zarządowi przyjęcie propozycji koncernu Gatesa. W wywiadzie dla prasy stwierdził on, że rozmawiał z kilkoma dyrektorami i zagroził poparciem wymiany zarządu, jeśli obecny nie zgodzi się na przejęcie.
  21. Firma Eurovia ma bardzo interesujący pomysł na poprawienie bezpieczeństwa na drogach. Przedsiębiorstwo pracuje nad farbą, która zmienia kolor, gdy droga staje się oblodzona i ostrzega w ten sposób kierowców przed niebezpieczeństwem. Farba zawiera termochromatyczne pigmenty, które wykorzystuje się obecnie np. w termometrach. Pigmenty te reagują na zmiany temperatury zmieniając barwę. Specjaliści z Eurovia wpadli na pomysł malowania na powierzchni dróg białych kwadratów. Gdy temperatura drogi spada poniżej 1 stopnia Celsjusza, kwadrat staje się różowy. Z powodzeniem przeprowadzono już pierwsze testy na ulicach w różnych regionach Francji. Wykazały one, że farba jest odporna na ścieranie i różne warunki pogodowe. Prawdziwy test jednak dopiero przed nami. Najważniejszym pytaniem jest bowiem, jak farba przetrwa lato. W miesiącach, gdy Słońce operuje najbardziej, będzie na nią padało dużo promieni ultrafioletowych. Specjaliści zastanawiają się, czy nie zniszczą one termochromatycznych pigmentów.
  22. Jak donosi PC World Komputer, na Politechnice Gdańskiej stanął najpotężniejszy komputer w Polsce i 9. pod względem wydajności w Europie. W uroczystości uruchomienia Galery wzięli udział m.in. Lech Wałęsa i prezes Intela Paul Otellini. Moc obliczeniowa 7-tonowego komputera to 50 teraflopsów. Superkomputer korzysta z 1344 czterordzeniowych Xeonów Intela. Tworzą one 336 węzłów, a każdy węzeł składa się z dwóch płyt głównych, na których umieszczono po dwa procesory. Całość umieszczono w 27 szafach połączonych siecią InfinoBand o przepustowości 20 Gb/s. Galera ma do dyspozycji 5,3 terabajta pamięci operacyjnej i 107,5 TB przestrzeni dyskowej. Superkomputer będzie wykorzystywany przede wszystkim do modelowania procesów zwijania białek oraz badań związanych z lotnictwem.
  23. Fizycy z Uniwersytetu Hebrajskiego eksplorują nową metodę zdalnego monitorowania ciśnienia krwi, tętna i pocenia się. Można by ją wykorzystać do badania parametrów życiowych na odległość lub jako wykrywacz kłamstw. Na razie rozważania naukowców są w dużej mierze czysto teoretyczne. Opierają się one na niezwykłym kształcie przewodów potowych znajdujących się pomiędzy gruczołami potowymi a powierzchnią skóry. Najnowsze badania wykazały, że mają one kształt korkociągu, a trzeba tu wspomnieć, iż identyczne kształty mają niektóre anteny. Akademicy określili już, że kształt przewodów odpowiada częstotliwościom bliskim terahercom. To częstotliwości nieszkodliwe dla organizmów żywych. Wystarczy więc skonstruować urządzenie, które byłoby w stanie odebrać "przekaz" z przewodów, by określić, jak bardzo i w których częściach ciała dana osoba się poci. A pocimy się bardzo różnie, w zależności od czynnika, który wywołuje pocenie. Naukowcy sądzą, że dalsze badania nad poceniem się i jego związkiem z ciśnieniem krwi, rytmem serca oraz chorobami pozwoli skonstruować urządzenie, które na podstawie pomiaru sposobu pocenia się określi stan zdrowia pacjenta. Izraelscy naukowcy już teraz byli w stanie zdalnie zbadać puls i ciśnienie dzięki monitorowaniu tych rodzajów pocenia się, które są związane ze zmianami w układzie krążenia. Obecnie możliwe jest mierzenie stanu układu krążenia oraz pocenia się jedynie wówczas, gdy pacjent jest podłączony do odpowiedniej aparatury. Nowa metoda pozwala nie tylko zrobić to zdalnie, ale również bez przerwy. Być może znajdzie ona cały szereg zastosowań, o których jeszcze nie wiemy. Dotychczas bowiem nikt nawet nie zastanawiał się nad tym, że pocenie się czy ciśnienie krwi można zmierzyć zdalnie.
  24. Grupa niemieckich naukowców opracowała technikę włamania do samochodów, bram garażowych, drzwi wejściowych i wszystkich innych miejsc, w których do zabezpieczenia łącza pomiędzy otwierającym je pilotem, a urządzeniem, wykorzystywana jest popularna technologia firmy Keeloq. Przedsiębiorstwo to dostarcza rozwiązań dla takich firm jak Honda, Toyota, Volvo, Volkswagen i wielu innych producentów samochodów. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku również przełamano zabezpieczenia Keeloqa, jednak technika była bardzo trudna do zastosowania w rzeczywistości. Wymagała bowiem, by transmisja pomiędzy nadajnikiem a odbiornikiem została nagrana z niewielkiej odległości, a następnie konieczna była jeszcze godzina pracy, by się włamać np. do samochodu. Obecnie zaprezentowany sposób jest znacznie bardziej bezpieczny dla włamywacza. Jak poinformowali uczeni z Ruhr-Universität, włamanie jest możliwe dzięki złemu zarządzaniu kluczami szyfrującymi. Są one przechowywane w urządzeniu odbiorczym i przed 18 miesiącami wyciekło wiele szczegółów na ich temat. Wcześniej Keeloq przez 20 lat utrzymywał je w tajemnicy. Wszystko, czego potrzebuje potencjalny włamywacz, to sprzęt wartości około 3000 USD oraz sporo wiedzy. Może dzięki nim zdobyć unikatowy klucz główny, który działa na każdym urządzeniu Keeloqa. Po rozszyfrowaniu tego klucza konieczne jest poznanie klucza indywidualnego urządzenia. W tym celu należy nagrać komunikację pomiędzy np. samochodem, do którego chcemy się włamać, a pilotem, którym właściciel go otwiera. Co ważne, nagrania można dokonać nawet z odległości większej niż 100 metrów. To daje włamywaczowi pewność, że nie zostanie zauważony. Nagrany sygnał należy następnie przeanalizować na komputerze, używając do tego celu rozszyfrowany wcześniej klucz główny. Przedstawiciele Keeloqa mówią, że zaprezentowany przez Niemców sposób włamania jest bardzo trudny do przeprowadzenia i nazywają go "teoretycznym". Przypominają, że dodatkowym zabezpieczeniem jest konieczność wygenerowania nowego klucza szyfrującego przy każdym połączeniu pomiędzy urządzeniami. Problem jednak w tym, że technologia firmy Keeloq używana jest np. w ponad 90% bram garażowych na całym świecie. Przeprowadzenie odpowiednich badań nad jej złamaniem mogą więc być bardzo opłacalne dla grup przestępczych.
  25. W Jaskiniach Paisley w Oregonie znaleziono najstarsze ślady człowieka w Ameryce Północnej. Są to koprolity, czyli skamieniałe ludzkie ekskrementy. Metodą datowania węglowego ustalono, że mają ok. 14.300 lat, a analizy DNA wskazują na przodków pochodzących ze wschodniej Azji. Nie można jednak ostatecznie rozstrzygnąć sporu, skąd przywędrowali pierwsi Amerykanie: z Azji czy z Europy. Powód? Skażenie próbek podczas wykopalisk (Science). Uzyskane dane sugerują, że ludzie przybyli do Ameryki na mniej więcej 1200 lat przed rozwojem prehistorycznej kultury Clovis (zwanej też kulturą Llano). Archeolodzy od dziesięcioleci poszukiwali śladów wcześniejszych kultur. Na stanowisku Monte Verde w Chile od 1976 roku znaleziono szereg artefaktów. Dopiero niedawno naukowcy doszli jednak do konsensusu, że ludzie żyli tam jakieś 14.600 lat temu. Wydawałoby się, że znalezisko z Chile jest starsze od oregońskiego, ale w obu przypadkach trzeba było uwzględnić duży margines błędu. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że ich wiek z grubsza się pokrywa. Podążając takim tokiem rozumowania, dałoby się logicznie uzasadnić, że wcześni osadnicy dłużej wędrowali do Monte Verde. Zakładając, że dostali się do Ameryki mostem lądowym w Cieśninie Beringa, najpierw pojawili się w Oregonie. W Monte Verde znaleziono same artefakty (żadnych kości ani ludzkich pozostałości), a w Jaskiniach Paisley sporo kości zwierząt z epoki lodowcowej. Nie ma tam za to żadnych innych niż koprolity śladów po pierwszych Amerykanach. Najstarsze kości w Amerykach pochodzą dopiero z kultury Clovis – tłumaczy Dennis Jenkins, który prowadził wykopaliska na stanowisku w Oregonie. Archeolog wyjaśnił, że skamieniałe fekalia zachowały się dzięki suchemu klimatowi w części jaskini. Wraz z kośćmi leżały one w kopcu usypanym pod otworem, który przed kilkunastoma tysiącami lat spełniał zapewne funkcję latryny. Badanie DNA koprolitów prowadził Eske Willerslev z Uniwersytetu Kopenhaskiego. We wszystkich 14 próbkach znalazł mitochondrialne DNA człowieka. Niestety, najprawdopodobniej zostały one skażone podczas wykopalisk. Dalsze testy ujawniły w 6 próbkach obecność markerów genetycznych A2 i B2. Występują one u Indian, ale nie u Europejczyków. Willerslev tłumaczy, że nieskażone próbki mogłyby dużo powiedzieć o zróżnicowaniu genetycznym prehistorycznej społeczności oraz o ówczesnej diecie. Jenkins zamierza wrócić do jaskiń i ponownie pobrać próbki. Tym razem w sterylnych warunkach.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...