-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Nikt nie lubi, gdy siedząca obok w kinie osoba hałasuje czy co chwilę rozmawia przez komórkę. Okazuje się jednak, że obecność innych na seansie wzmacnia wrażenia wypływające z kontaktu z X muzą. W czasie oglądania filmu widzowie oddziałują na siebie wzajemnie i stopniowo synchronizują swoje reakcje emocjonalne (Journal of Consumer Research). Takie naśladownictwo wpływa także na ocenę filmu. W im większym stopniu ludzie się ze sobą zsynchronizują, tym bardziej im się on podoba. Naśladując ekspresję, ludzie "podłapują" nastroje innych, co prowadzi do uwspólnionego doświadczenia emocjonalnego. Widzowie dobrze się z tym czują i przypisują wrażenie jakości filmu – wyjaśniają Suresh Ramanathan i Ann L. McGill z Uniwersytetu w Chicago. W całej serii eksperymentów wolontariusze oglądali wideoklipy. Niektórzy robili to samotnie, inni w towarzystwie osób, których reakcji nie mogli dostrzec, bo oddzielało ich przepierzenie, a jeszcze inni w grupie dobrze widocznych badanych. Wszystkim dano dżojstik, którego mieli używać, by zakomunikować przeżywane w danym momencie emocje. Mimo że wolontariusze mogli się różnić w ocenie poszczególnych scen, naukowcy odkryli, że osoby oglądające razem film (3. grupa) poruszają się w obrębie emocji z określonego zakresu. W ramach innego studium badacze nagrywali zachowanie ludzi oglądających nagrania. Okazuje się, że dostosowanie się do czyichś reakcji poprzedza ukradkowe zerkanie na boki. Gdy stwierdza się zgodność, aktualne odczucia utrwalają się, kiedy zostanie wykryta niezgodność, uruchamia się proces adaptacji. Oddziaływania mają charakter wzajemny, nie są skutkiem naśladowania jednego lidera.
- 1 odpowiedź
-
- Suresh Ramanathan
- synchronizacja
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Spory o to czy i w jaki sposób oglądanie przemocy w telewizji wpływa na zachowania widzów, trwają od lat. Dotychczas wykazano pewną korelację pomiędzy wystawieniem na obrazy z przemocą, a zachowanie widza, jednak niewiele było twardych, bezpośrednich dowodów na taką zależność. Naukowcy z Columbia University przeprowadzili badania, które pomogą odpowiedzieć na pytanie, czy telewizja ma wpływ na nasze agresywne zachowania. Akademicy z uniwersyteckiego Medical Center’s Functional Magnetic Resonance Imaging Research Center wykazali, że obszary mózgu odpowiedzialne za wypieranie zachowań agresywnych (m.in.prawa kora okołooczodołowa i jądro migdałowate) stają się mniej aktywne po tym, jak dana osoba obejrzała kilka filmowych klipów zawierających sceny przemocy. Oznacza to, że po obejrzeniu takich scen obniża się nasza zdolność do kontrolowania agresji. U osób ze zmniejszoną aktywnością wymienionych obszarów mózgu nie od dzisiaj obserwuje się wyższy niż przeciętnie poziom agresji. Uczeni zauważyli też, że po wielokrotnym powtarzaniu scen z przemocą zwiększa się aktywność obszaru mózgu odpowiedzialnego za planowanie. To z kolei oznacza, że trudniej jest powstrzymać zaplanowane zachowania. Mamy więc do czynienia z samonapędzającym się mechanizmem, w którym zmniejsza się nasza kontrola nad agresją, a gdy już zaczniemy myśleć o zachowaniach agresywnych, trudniej nam powstrzymać się przed ich wykonaniem. Podobne zmiany nie zachodziły, gdy badani oglądali inne, równie angażujące sceny, nawet gdy były to fragmenty horrorów (ale pozbawione przemocy). Zmiany we fragmentach mózgu odpowiedzialnych za kontrolę zachowań były związane z wielokrotną ekspozycją na sceny przemocy – zauważył Joy Hirsch, profesor neuroradiologii, psychologii i neurologii. Nawet jeśli dynamika akcji w klipach była podobna, nie obserwowaliśmy takich zmian wtedy, gdy nie pokazywano scen przemocy – dodaje. Naukowcy uważają, że teraz należy zbadać, jak zaobserwowane zmiany w mózgu przekładają się na prawdziwe zachowania.
-
Muszki owocowe, których dietę uzupełniono o wyciąg z różeńca górskiego (Rhodiola rosea), żyły aż o 10% dłużej od owadów z pozostałych grup eksperymentalnych. Różeniec jest rośliną arktyczno-alpejską. Można ją spotkać w Eurazji i Ameryce Północnej. Rosjanie i Skandynawowie od dawna używają jej do walki ze stresem. Studium nie dostarcza dowodów na to, że Rhodiola rosea może wydłużyć również ludzkie życie. Jednak odkrycie, że robi to w przypadku modelu zwierzęcego, w połączeniu z wiedzą na temat korzystnego wpływu na zdrowie człowieka, czyni z tej rośliny obiecującego kandydata do dalszych badań nad spowolnieniem procesu starzenia się – uważa Mahtab Jafari, profesor nauk farmaceutycznych z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvin. Teraz Amerykanie sprawdzają, dlaczego właściwie różeniec wydłuża życie. Zespół Jafari analizuje molekularny mechanizm działania różeńca. Oceniany jest jego wpływ na metabolizm, stres oksydacyjny i obronę antyoksydacyjną. Rozpoczynają się też badania na myszach oraz kulturach komórek mysich i ludzkich. Podczas badań naukowcy podawali dorosłym muszkom owocowym różne dawki czterech ziół o właściwościach antystarzeniowych. Zioła mieszano z pastą drożdżową. Owady jadły ją aż do śmierci. Trzy zioła (znane pod chińskimi nazwami Lu Duo Wei, Bu Zhong Yi Qi Tang oraz San Zhi Pian) nie wpływały na długowieczność. Tymczasem suplementacja różeńcem w istotny sposób wydłużała życie. Średnio samce żyły o 3,5, a samice o 3,2 dnia dłużej (Rejuvenation Research). Różeniec jest także nazywany złotym korzeniem (ros. zołotoj koreń). Po usunięciu skórki oczom botanika ukazuje się bowiem cytrynowe kłącze. Ta sinozielona bylina z rodziny gruboszowatych (Crassulaceae) występuje zarówno w polarnej tundrze, jak i w wysokich górach. Wykazuje intensywnie badane właściwości przeciwutleniające. Pachnie różami, niestety, w smaku jest gorzka. Naukowcy z ZSRR od lat 40. XX wieku przyglądali się wpływowi Rhodiola rosea na organizmy sportowców i kosmonautów. Odkryli, że wzmacnia reakcję na stres. Wcześniej w tym roku na łamach Nordic Journal of Psychiatry opublikowano artykuł na temat skuteczności wyciągu z różeńca (SHR-5) w usuwaniu objawów lekkiej i umiarkowanej depresji. Okazało się, że pacjenci, którym go podawano, zaczynali się czuć lepiej od osób z grupy kontrolnej.
-
- wyciąg
- długowieczność
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Australijscy naukowcy, którzy zbadali kości protoplasty współczesnych kangurów, doszli do dość niespodziewanych wniosków. Według nich, kangury sprzed 25 milionów lat nie skakały, lecz biegały, używając czterech łap. Do tego miały zęby podobne do psich i prawdopodobnie umiały wspinać się na drzewa. Do takich wniosków doszedł zespół z La Trobe University, który przyjrzał się odkrytemu w latach 90-tych ubiegłego wieku, niemal kompletnemu szkieletowi nambaroo gillespieae - prakangura należącego do wymarłej grupy balbaridae. Zwierzę miało rozmiary małego psa, duże i umięśnione przednie łapy podobne jak u lisa workowatego (to właśnie wskazało na sposób poruszania się), natomiast giętkie stopy i przeciwstawne palce świadczą o umiejętnościach wspinaczkowych. Na dietę "nambura" składały się owoce i grzyby - pożywienie typowe dla mieszkańców gęsto zalesionych obszarów. Jak widać, szkielet ujawnił nie tylko informacje o ewolucji kangurów, lecz również związane ze zmianami klimatycznymi w Australii, jakie zaszły 10-15 milionów lat temu.
-
Tkanina auksetyczna to dość niezwykły materiał, który w trakcie rozciągania "puchnie" w kierunku poprzecznym do działającej nań siły. Okazało się, że tkanina o takich właściwościach świetnie nadaje się jako zabezpieczenie przed skutkami wybuchu. Dowodzi tego Zetix - materiał tak mocny, że bez szwanku wytrzymuje kilka eksplozji. Można z niego produkować m.in. kamizelki kuloodporne, zasłony do okien, namioty wojskowe, sprzęt chroniący w wypadku uderzenia huraganu, a nawet nici chirurgiczne, które nie powodują uszkodzeń tkanki. Istotą tkanin tego typu jest zastosowanie specjalnych podwójnych nici, z których jedna jest owinięta wokół drugiej. Jeśli nici te zaczniemy rozciągać, uzyskamy wspomniany już efekt: zaczną się robić coraz grubsze. Zetix ma też inną ciekawą właściwość - zawiera zaledwie jednoprocentową domieszkę materiałów stosowanych w klasycznych tkaninach ochronnych. Dodajmy, że bardzo drogich materiałów, które zwykle stanowią 100% składu owych tkanin. Zatem do możliwości wielokrotnego użytku dochodzi jeszcze niski koszt produkcji. Niestety, Zetiksu nie można nigdzie kupić, ani nie wiadomo, kiedy trafi on do handlu. Jego producent wciąż prowadzi rozmowy z potencjalnymi kontrahentami.
-
U samców amazońskich delfinów zaobserwowano zachowania, które dotychczas zauważono jedynie u ludzi i szympansów. Okazało się, że wodne ssaki przynoszą samicom prezenty, by je zdobyć. Grupa brytyjskich i brazylijskich naukowców badała ponad 6000 grup delfinów zamieszkujących rezerwat Mamiraua. Wśrod tych grup u 221 zauważono co najmniej jednego delfina, zwykle samca, który przynosił samicy wodorosty, patyk lub muł. W grupach, w których występowało takie zachowanie, znajdowała się przeważnie co najmniej jedna dorosła samica. Okazało się, że w tych grupach, w których samiec przynosił prezenty samicy, samce były bardziej agresywne wobec siebie, co świadczy o tym, iż prezenty nie były zachętą do zabawy, ale miały znaczenie seksualne. Taka interpretacja zachowań zwierząt została później poparta badaniami genetycznymi. Porównanie DNA dorosłych i młodych wykazało, że samce, które najczęściej przynosiły prezenty, najczęściej były też ojcami. Wyniki badań, prowadzonych przez Tony’ego Martina z British Antarctic Survey i Verę da Silva z Instituto Nacional de Pesquisas de Amazonia, zostały zaprezentowane podczas konferencji poświęconej ssakom wodnym.
-
W Interuniversity Micro-Electronic Centre (IMEC), niezależnym instytucie badawczym w Eindhoven, powstało urządzenie, które można uznać za nowocześniejszą wersję Holtera. Przypomnimy, że Holter służy do 24-godzinnego monitorowania rytmu serca. Składa się ono z szeregu elektrod przyczepianych do klatki piersiowej oraz połączonego z nimi dość sporego urządzenia rejestrującego, które pacjent nosi przy pasku. Używanie tradycyjnego Holtera nie jest więc zbyt wygodne. Nowe urządzenie spełnia identyczną rolę jak Holter, jednak jest zbudowane tak, że pacjent ma znacznie większą swobodę. Składa się ono z jednej części monitorującej, przyklejanej bezpośrednio do klatki piersiowej, oraz odbiornika wielkości karty kredytowej. Oba elementy komunikują się ze sobą bezprzewodowo. Odbiornik zapisuje dane i je analizuje. Jeśli wykryje nieprawidłowości w pracy serca, wzbudza alarm. Urządzenie może być wykorzystane np. do nadzorowania przez służby ratunkowe stanu zdrowia starszych pacjentów, którzy mieszkają samotnie. Część przyklejana do klatki piersiowej ma wymiary 2x6 centymetrów i wykorzystuje standardowy nadajnik radiowy, działający podobnie jak Bluetooth, jednak o znacznie mniejszej mocy. Z kolei odbiornik wyposażono w baterię i dwa gigabajty pamięci flash, w której przechowywane są dane z monitoringu. Może się on łączyć z komputerem czy telefonem komórkowym, za pomocą których dane są przekazywane do kliniki opiekującej się danym pacjentem. Na razie urządzenie opracowane przez IMEC nie rejestruje równie wielu parametrów pracy serca co EKG. Jednak daje znacznie więcej informacji niż stosowane dotychczas proste przenośne monitory. Naukowcy z IMEC pracują nad takim udoskonaleniem swojego urządzenia, by było ono w pełni przenośnym EKG.
-
Okazuje się, że wędruje dosłownie cały świat, a podróże odbywają się zarówno w skali mikro, jak i makro. Naukowcy z Uniwersytetu w Genewie oficjalnie potwierdzili, że mikroorganizmy mogą przebywać tysiące kilometrów, nawet między kontynentami, przyczepiając się do cząsteczek kurzu. Zespół profesora Williama Broughtona doszedł do takiego wniosku, badając próbki kurzu pobrane przez Karola Darwina i in. około 200 lat temu. Analizy geochemiczne wykazały, że kurz pochodzi z Afryki Zachodniej, a niektóre cząsteczki nawet z Karaibów. Oznacza to, że niektóre mikroby (m.in. eubakterie czy grzyby z klasy workowców, w przypadku tych ostatnich chodzi o przetrwalniki) mogą żyć kilkaset lat i odbywać naprawdę dalekie podróże. Rokrocznie burze pustynne wzniecają i zanoszą z Sahary do Amazonii aż 50 milionów ton kurzu. Uznaje się, że największym ziemskim rezerwuarem kurzu jest depresja Bodélé w północnym Czadzie. Tylko najmniejsze cząsteczki dostają się do troposfery i przemierzają Atlantyk. Podobne rozdzielanie na frakcje, z których cięższe są automatycznie eliminowane, odbywa się również w przypadku mikroorganizmów. Ocaleją tylko najmniejsze i to one mają szansę na zostanie globtroterem. Odkrycie to pozwala lepiej zrozumieć ekologię mikrobów w skali planetarnej – przekonuje profesor.
- 2 odpowiedzi
-
Obecnie onkolodzy, gdy chcą sprawdzić, czy chemioterapia, której poddany został pacjent, jest skuteczna, muszą odczekać kilka tygodni i sprawdzić czy guz się zmniejszył. Prace naukowców z MIT-u mogą przyczynić się z jednej strony do skrócenia tego procesu, a z drugiej – do zmniejszenia skutków ubocznych chemioterapii. Uczeni pracują bowiem nad zdalnie sterowanymi wielozadaniowymi cząsteczkami. Mają one działać jednocześnie jako transportery dla leków oraz kontrast dla rezonansu magnetycznego. W tej chwili akademicy potrafią już zmusić cząsteczki do uwalniania leku na żądanie. Wystarczy podgrzać je falami elektromagnetycznymi o niskiej częstotliwości. Źródło tych fal znajduje się, oczywiście, poza ciałem pacjenta. Opracowane przez Sangeeta Bhatię nanocząsteczki to kule z tlenków żelaza, powiązane z peptydami atakującymi guza i łańcuchem DNA. Z kolei DNA powiązane jest z lekami takimi jak np. cisplatyna. Gdy całość dotrze do guza, jest traktowana falami elektromagnetycznymi, nanocząsteczki rozgrzewają się i powodują, że łańcuch DNA się rozplątuje, uwalniając lek. Co więcej, tak skonstruowane cząstki są bardzo elastyczne. Temperatura, w której DNA się rozplątuje zależy od długości łańcucha. Można więc stworzyć cząstki, które reagują na różne temperatury. Poprzez zmianę częstotliwości fali elektromagnetycznej można rozgrzewać je w różnym stopniu, wielokrotnie stopniowo uwalniając lekarstwa. Wydaje się, że MIT osiągnął jak dotychczas największe postępy w tego typu chemioterapii. Podobne prace prowadzone są też przez inne instytuty naukowe, ale opracowane przez nie metody albo nie działają, albo nie dają kontroli nad tym, kiedy i ile leków jest uwalnianych. Jedna z konkurencyjnych metod zakłada rozpuszczanie metalowych nanocząsteczek za pomocą lasera. Jest to jednak metoda bardzo skomplikowana, gdyż odpowiednio trzeba dobrać moc lasera i precyzyjnie go nakierować. Tymczasem fale elektromagnetyczne nie wymagają precyzji i bez szkody dla pacjenta mogą być kierowane na całe ciało.
- 22 odpowiedzi
-
- chemioterapia
- cisplatyna
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Widniejący na Księżycu zarys twarzy od dawna fascynował ludzi. Teraz wiadomo, kiedy się tam pojawił. Powstał ponad 4 mld lat temu w wyniku erupcji wulkanicznej. Wyjaśnienie spadło, i to dosłownie, prosto z nieba... W naszego satelitę uderzyła asteroida, która odłupała kawałek srebrzysto-szarej skały. Została ona ściągnięta przez siłę ciążenia i spadła w 1999 roku na obszarze Botswany, a konkretnie kotliny Kalahari. Znaleźli ją mieszkańcy wioski Kuke. Kamień ważył 13,5 kg. Sprzedano go łowcom meteorytów. Naukowcy potwierdzili, że Kalahari 009 pochodzi z Księżyca. Świadczy o tym zawartość izotopów tlenu i stosunek żelaza do manganu w dwóch minerałach: oliwinie i (orto)piroksenie. Wszystko to spowodowało, że kamień zaliczono do grupy bazaltów morskich. Morza księżycowe są zbudowane z zastygłego bazaltu. Bazalt morski przypomina odmianę wyżynną, ale zawiera o wiele więcej żelaza oraz tytanu i prawie żadnych związków wodoru. Dlaczego nazwano je morzem, skoro nie mają nic wspólnego z wodą? Lawa wypłynęła z krateru i zastygła w ciemne plamy, które w przeszłości wzięto błędnie właśnie za morza. Wcześni astronomowie nazwali je maria (łac. morze). Są ciemniejsze, gdyż odbijają mniej światła niż pokryte regolitem lub glebą góry. Ponieważ skała liczy sobie 4,35 mld lat (plus minus 150 mln lat), zjawiska wulkaniczne typu morskiego pojawiły się już na początkowych etapach tworzenia się skorupy Księżyca. Zespołowi naukowców szefowali dr Kentaro Terada z Uniwersytetu w Hiroszimie i dr Mahesh Anand z Open University w Wielkiej Brytanii. Przypomnijmy, co składa się na księżycową twarz. Idąc od góry, oczy tworzą Morze Deszczu (Mare Ibrium) i Morze Jasności (Mare Serenitatis), nos – zatoka Sinus Aestuum, a usta – Morze Chmur (Mare Nubium) oraz Morze Poznane (Mare Cognitum).
- 80 odpowiedzi
-
- asteroida
- bazalt morski
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badacze IBM-a uważają, że w przyszłości możliwe będzie stworzenie superkomputera wielkości laptopa. Koncern uważa, że do komunikacji pomiędzy rdzeniami procesora można wykorzystać światło zamiast elektryczności, a to stukrotnie zwiększyłoby prędkość przesyłu danych. IBM pracuje nad technologią zwaną krzemową nanofotoniką. Ma ona pozwolić na zastąpienie miniaturowymi światłowodami przynajmniej części tradycyjnych połączeń w układzie scalonym. Jak zapewnia Will Green, jeden z badaczy IBM-a, takie rozwiązanie powoduje, że dane przesyłane są 100-krotnie szybciej, a do ich przekazania potrzeba 10-krotnie mniej energii. To z kolei niezwykle ważny czynnik, gdyż koszty związane z użytkowaniem superkomputerów są bardzo duże. Green dodaje, że podstawowe założenia krzemowej nanofotoniki są podobne do tych, na podstawie których stworzono kable optyczne wykorzystywane w Internecie. Różnica jest taka, że tutaj informacje przesyłane są na odległość liczoną w centymetrach. Zdaniem IBM-owskiego badacza dzięki nowej technologii laptopy i komputery biurkowe osiągną moc dzisiejszych superkomputerów. „Będziemy mogli w jednym układzie scalonym umieścić setki czy tysiące rdzeni” – mówi Green. Dodaje, że pierwsze układy korzystające z krzemowej nanofotoniki mogą powstać za 10-12 lat. Obwody elektryczne nie nadają się do budowania tak potężnych procesorów, o których wspomina Green. Wydzielają zbyt dużo ciepła, zbyt wolno przekazują dane, a sygnał elektryczny może w nich wędrować pomiędzy rdzeniami na odległość najwyżej kilku milimetrów. IBM-owskie badania nad krzemową nanofotoniką są współfinansowane przez DARPA.
- 1 odpowiedź
-
- światło
- krzemowa nanofotonika
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Japońska firma ForicaFoods produkuje tzw. żywność ratunkową, która przyda się zarówno podczas katastrof naturalnych, jak i zwykłego wyjazdu pod namiot. Rescue Foods zaopatrzono w dodatkowe opakowanie (przypomina zamykane na zatrzask plastikowe woreczki z mydłem w płynie czy szamponem), umożliwiające podgrzanie posiłku, gdy nie ma dostępu do wody ani prądu. Ciepło powstaje w wyniku reakcji między wodą a sproszkowanym glinem. W ten sposób udaje się osiągnąć temperaturę 98 stopni Celsjusza. Danie jest gotowe po 20-30 minutach. W skład każdego zestawu wchodzi zupa, np. miso, ryż i danie główne. Nie zapominano też o sztućcach. Gdy przechowuje się go w temperaturze pokojowej, nadaje się do użytku przez ok. 2,5 roku.
- 2 odpowiedzi
-
Obserwowane obecnie zmiany w środowisku oceanicznym i działalność ludzka prowadzą do systematycznego niszczenia raf koralowych. Okazuje się jednak, że człowiek może również przywrócić koralowcom część dawnej świetności. Dowodzą tego rafy w pobliżu wyspy Bali, do niedawna dewastowane przez rosnące temperatury wody oraz połów ryb z użyciem toksycznych chemikaliów czy materiałów wybuchowych. Ostatnio jednak koralowce mają się tam coraz lepiej, jednak pod warunkiem, że zostały przyczepione do podwodnych metalowych konstrukcji, przez które przepuszczono prąd elektryczny. Projekt budowania metalowych raf nosi nazwę Bio-Rock. Jego inicjatorami są naukowiec Thomas Goreau oraz nieżyjący już architekt Wolf Hilbertz. Ich pomysł polega na szybkim wytworzeniu powierzchni "przyjaznych" dla koralowców. W tym celu przez metalowe rusztowanie zanurzone w wodzie przepuszczany jest prąd. Dzięki temu na metalu następuje przyspieszone osadzanie się wapienia, a takie właśnie podłoże najlepiej służy rozwojowi koralowców. Uczestnicy projektu uważają też, że płynący prąd dodatkowo stymuluje wzrost tych organizmów. Niestety, koralowce należy ręcznie przenieść z niszczejącej rafy. Sztuczne rafy działają już w 20 krajach, przy czym ta w pobliżu Bali ma największe rozmiary. Jak twierdzi Goreau, jego metoda odtwarzania rafy jest jedyną, jaka sprawdziła się w tak trudnych warunkach (mieszkańcy nie zaprzestali rabunkowych połowów). Niestety, "elektryczne" rafy mają zbyt małe rozmiary, aby mogły rozwiązać problem wymierania koralowców. Większe instalacje byłyby po prostu zbyt drogie.
-
- Bio-Rock
- odtwarzanie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Japoński NEC informuje o opracowaniu najszybszych do tej pory układów pamięci MRAM (ang. Magnetoresistive Random Access Memory). Kości tego typu odznaczają się cechami, które mogą istotnie odmienić sposób, w jaki korzystamy z komputerów oraz wszelkich urządzeń cyfrowych. W obecnej postaci można już nimi bezpośrednio zastąpić pamięci statyczne (ang. Static RAM), odznaczające się sporą prędkością pracy, ale też dużym zużyciem mocy oraz stosunkowo niewielką pojemnością. Zaletą MRAM-ów jest nie tylko duża prędkość działania, ale też o połowę mniejsze zapotrzebowanie na energię elektryczną, a co najważniejsze – możliwość przechowywania informacji po wyłączeniu zasilania. Ich zastosowanie w komputerze pozwoliłoby na natychmiastowe przejście systemu do stanu hibernacji oraz powrót z niego. Wystarczy, że urządzenie po prostu wyłączymy lub włączymy niczym żarówkę. Podobne możliwości co MRAM-y oferują popularne pamięci flash, ale te pierwsze górują nad konkurentami nieograniczoną żywotnością oraz zdecydowanie większą prędkością działania. Najnowsze kości Japończyków mogą pracować z częstotliwością 250 MHz, czyli dwukrotnie szybciej niż poprzednie układy tego typu. Jedynym słabym punktem nowych pamięci jest ich pojemność, obecnie wynosząca jedynie megabit.
- 1 odpowiedź
-
- NEC
- najszybszy
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badacze z Virus Bulletin przeprowadzili kolejny już test VB100. Okazało się, że światowi giganci nie zdali egzaminu. Z testem nie poradziły sobie produkty Sophosa, Trend Micro i Kaspersky’ego. Badane programy musiały zmierzyć się ze 100 wirusami napisanymi dla systemu Windows 2000. Byliśmy zaskoczeni i skonsternowani faktem, że tak wiele produktów osiągnęło słabe wyniki – mówi John Hawes, konsultant techniczny Virus Bulletin. Szczególnie rozczarowało nasz, że programy wielkich firm nie radzą sobie z poważnymi realnie występujacymi zagrożeniami – dodał. Programy, by pozytywnie przejść test, musiały prawidłowo zidentyfikować wszystkie 100 wirusów oraz nie mogły podnosić fałszywych alarmów tam, gdzie szkodliwego kodu nie było. Oprogramowanie firmy Kaspersky nie rozpoznało jednego wirusa. Sophos pominął osiem. Po raz czwarty w ostatnich pięciu testach źle wypadło Trend Micro, którego oprogramowanie nie zidentyfikowało czterech wirusów. Jest to tym bardziej dziwne, że poprzednio pozytywnie przeszło ono 13 kolejnych testów. Wśród innych narzędzi, które nie zdały egzaminu można wymienić Spyware Doctora (dwa fałszywe alarmy) i Norman Virus Control (14 nierozpoznanych wirusów, sześć fałszywych alarmów). Z kolei pozytywnie VB100 przeszły produkty BitDefendera, Symanteca, McAfee, Sunbelta i Microsoftu.
- 3 odpowiedzi
-
- program antywirusowy
- wirus
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nowe badania kliniczne wykazały, że jeśli po chemioterapii guz piersi zostanie podgrzany za pomocą mikrofal, to terapia taka może go znacznie zmniejszyć lub nawet zabić. Okazało się, że termoterapia (bo tak nazywa się nowa metoda) w połączeniu z chemioterapią, daje o 50% lepsze wyniki, niż sama chemioterapia. Dzięki połączeniu obu metod większość pacjentek może uniknąć mastektomii. Częściowo zabijamy komórki rakowe ciepłem, a podgrzewając guza powodujemy, że lepiej krąży w nim krew i leki podane podczas chemioterapii mogą skuteczniej działać – mówi Alan J. Fenn, jeden z wynalazców termoterapii. Metoda ta jest podobna do stosowanej obecnie radioterapii, ale ma mniej efektów ubocznych. Podczas radioterapii naświetlana jest cała pierś. My próbujemy podgrzać sam guz – wyjaśnia Fenn. Podczas właśnie zakończonych testów klinicznych naukowcy zmniejszali guzy na tyle, by można było stosować u pacjentek lumpektomię (usunięcie guza piersi), a nie mastektomię (usunięcie całej piersi). W czasie testów 15 z 28 pacjentek najpierw przechodziło dwa cykle chemioterapii, a kilka godzin później było poddawanych termoterapii. W czasie jej trwania guz podgrzewano do temperatury 42,2 stopnia Celsjusza za pomocą 915-megahercowej mikrofali. Po takim leczeniu u 14 z 15 pacjentek guz zmniejszył się na tyle, że można było stosować lumpektomię. Średnio wielkość guza zmniejszyła się o 88%, podczas gdy u pacjentek poddawanych samej chemioterapii – o 59%. Profesor Paul Stauffer z wydziału radioonkologii Duke University Medical Center stwierdził, że termoterapia może okazać się najskuteczniejszą metodą leczenia raka piersi, gdyż obecnie lekarze nie mają zbyt wielkiego wyboru w przypadku rozległych guzów lub takich, które umiejscowione są głęboko w tkankach. Poddana leczeniu pierś jest delikatnie ściskana pomiędzy dwoma płytkami z tworzywa sztucznego, Umieszczona w niewielkiej odległości antena kieruje mikrofale na guza. Ten zawiera więcej wody i jonów, niż zdrowa tkanka, więc zaczyna się mocniej podgrzewać. Dotychczas przeprowadzono cztery serie testów klinicznych, podczas których około 100 pacjentek zostało poddanych termoterapii. W przyszłym roku rozpocznie się duży test, w którym weźmie udział 228 kobiet. Fenn uważa, że miną około dwa lata zanim nowa technologia zostanie dopuszczona przez FDA (Federal Drug Administration). Technika wykorzystana podczas termoterapii została wynaleziona na MIT jako technika wykrywania rakiet wroga.
- 1 odpowiedź
-
- termoterapia
- radioterapia
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Po raz pierwszy udało się wykazać, że mózgi osób z dysmorfofobią inaczej przetwarzają bodźce wzrokowe. Do tej pory nie znano przyczyn tego zaburzenia. Wyjaśniano je zarówno czynnikami genetycznymi, jak i środowiskowymi, np. wychowaniem. Dysmorfofobia (ang. Body Dysmorphic Disorder, BDD) to lęk, którego źródłem jest przekonanie o zniekształceniu ciała czy niekorzystnym wyglądzie. Z obiektywnego punktu widzenia jest ono nieuzasadnione. Na całym świecie na BDD cierpi od 1 do 2% ludzi. Aż jedna czwarta chorych popełnia samobójstwo. Wiele osób poddaje się licznym operacjom plastycznym. Efekt nigdy ich jednak nie zadowala. Dysmorfofobia występuje rodzinnie, zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet. Bardziej podatne są osoby z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Często chorzy nie mogą normalnie funkcjonować, np. chodzić do pracy. Ze względu na swoje obawy nie nawiązują prawidłowych kontaktów z innymi ludźmi. Myślą o swojej wyimaginowanej wadzie kilka, kilknaście, a nawet kilkadziesiąt razy dziennie. Oglądają się w lustrze. Zespół Jamie'ego Feusnera, profesora psychiatrii z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, zbadał za pomocą rezonansu magnetycznego 12 osób. W tym czasie przyglądały się one 3 czarno-białym przedstawieniom ludzkiej twarzy: zdjęciu neutralnego wyrazu twarzy, rozmazanej fotografii i fizjonomii wyrysowanej pojedynczą kreską, ale z zachowaniem wszelkich szczegółów. Wybrano twarz, ponieważ chorzy z dysmorfofobią koncentrują się właśnie na niej i na głowie, chociaż zaburzony obraz może dotyczyć również innych części ciała. Mimo braku różnic anatomicznych, zaobserwowano różnice w pracy zarówno lewej, jak i prawej półkuli. Okazało się, że chorzy z dysmorfofobią w większym stopniu polegali na swojej lewej niż na prawej półkuli (Archives of General Psychiatry). Lewa półkula specjalizuje się w dokonywaniu drobiazgowych analiz, podczas gdy prawa przetwarza informacje w sposób bardziej holistyczny, całościowy – wyjaśnia Feusner.
- 17 odpowiedzi
-
- informacje wzrokowe
- przetwarzanie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ponieważ hipoteza zupy nie sprawdziła się przy wyjaśnianiu początków życia na Ziemi, Helen Hansma, biochemik z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara, zdecydowała się na inne kulinarne porównanie: kanapkę. Wg niej, przypominające ciasto francuskie warstwy pewnego minerału, miki, stworzyły idealne warunki dla formowania się istotnych dla życia substancji. Koncepcję wyjaśniającą powstanie życia procesem zagęszczania bulionu pierwotnego, w wyniku czego utworzyły się koacerwaty, sformułował w 1924 roku Aleksander Oparin. Teoria ta doczekała się wielu wersji. Ostatecznie nauka zna ją jako teorię Oparina-Haldana. Zgodnie z jej założeniami, życie to wynik ewolucji materii, wszystkie organizmy żywe wywodzą się od wspólnych przodków, a życie koncentruje się w koacerwatach, czyli układach względnie odgraniczonych od swojego otoczenia, które wymieniają z nim zarówno materię, jak i energię. Teoria ta zainspirowała wiele późniejszych koncepcji biogenezy. Hansma po raz pierwszy zaprezentowała swoje rozwiązanie zagadki pochodzenia życia na 47. dorocznym spotkaniu Amerykańskiego Towarzystwa Biologii Komórkowej. Mika jest jak olbrzymia kanapka z milionami warstw, które przypominają kromki chleba. W zakątkach między nimi mogła się rozpocząć synteza istotnych dla życia związków. W dodatku blaszki miki stanowiły doskonałą ochronę. Hansma sądzi, że teoria bulionu nie wyznaczała dobrego miejsca, gdzie cząsteczki miałyby ze sobą reagować. Teoria pizzy już je uwzględniła. Miały się one formować na powierzchni naładowanych elektrycznie minerałów. Słabym punktem tej koncepcji jest jednak niewystarczające wyjaśnienie procesu łączenia się pierwotniejszych związków w RNA i inne kluczowe substancje. Teoria kanapki miała zapewnić powierzchnię reakcyjną (warstwę minerału) i substraty, które unosiły się w bulionie uwięzionym między blaszkami. Cały proces przebiegał w przestrzeni odgraniczonej strukturą miki. Skąd energia do przebiegu reakcji? Z przesuwania się warstw minerału, niewykluczone, że także z pływów oceanu czy promieniowania słonecznego. Hansma uważa, że jako pierwsza wykazała, czemu w naszych komórkach znajduje się tak dużo potasu. Mika jest bowiem uwodnionym krzemianem potasu. Na razie kalifornijski zespół przeprowadził tylko wstępne eksperymenty potwierdzające teorię. Pozostało jeszcze dużo pracy...
- 46 odpowiedzi
-
- życie
- pochodzenie
-
(i 11 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nadchodzi kolejna zima, a wraz z nią – następna fala ptasiej grypy. Zjawisko to nie byłoby może zbyt uciążliwe, gdyby udawało się szybko zidentyfikować szczep wirusów odpowiedzialnych za infekcje wykryte wśród zwierząt. Wtedy kosztowne procedury zaradcze byłyby stosowane jedynie w wypadku obecności niesławnego H5N1. Taką właśnie metodę wykrywania niebezpiecznego wirusa zaprezentowali naukowcy ze Stanów Zjednocznonych, Korei i Japonii. Podstawą "wykrywacza ptasiej grypy" okazały się elektrody wykonane z węglowej nanorurki, zakończonej kontaktami elektrycznymi z tytanu i złota. Po przecięciu rurki za pomocą strumienia jonów uzyskuje się z niej dwie elektrody oddalone od siebie o 27 nanometrów. Jest to odległość odpowiadająca odcinkowi DNA, zawierającemu jeden z podstawowych genów wirusa H5N1. Następnie naukowcy rozpięli między elektrodami jedną z nici tego genu i przepuścili przez układ prąd elektryczny. Okazało się, że gdy elektrody łączy pojedyncza nić DNA, płynący przez nią prąd osiąga natężenie mniejsze niż jeden pikoamper. Jeśli owa nić połączy się z inną połówką łańcucha DNA o sekwencji zasad pasującej do wzorca, pomiar prądu daje wynik aż 25 do 40 pikoamperów. Wartość tak okazała się dużo wyższa niż w przypadku przyłączenia nici o "niewłaściwej" sekwencji. Jak widać, wykorzystując nanorurki, można pokusić się o zbudowanie detektora DNA, który natychmiast po wprowadzeniu próbki mógłby dokonać pomiaru prądu i – w wypadku pozytywnego wyniku – uruchomić sygnał ostrzegawczy. W naukowym żargonie nazywałoby się to bezpośrednim pomiarem przepływu ładunków elektrycznych przez DNA.
-
Choć NIST (National Institute of Standards and Technology) oraz Joint Quantum Institute z University of Maryland to organizacje znane i poważane w świecie nauki, nie przeszkodziło im to w zbudowaniu... perpetuum mobile. Jednak zamiast dziwacznej maszyny, zaprezentowano aparaturę, której centralnym elementem jest tzw. kondensat Bosego-Einsteina. Ta niezwykła substancja, uważana z piąty (po plazmie) stan skupienia materii, zawiera atomy schłodzone do tego stopnia, że znajdują się one na najniższym poziomie energetycznym. Efekt jest taki, że tracą one swoje normalne właściwości i tworzą jeden "makroskopowy" atom, w którym można bezpośrednio zaobserwować efekty kwantowe. Jedną z charakterystycznych cech kondensatu jest nadpłynność – hydrauliczny odpowiednik nadprzewodnictwa – którą wykorzystano w opisywanym eksperymencie. Badacze do demonstracji wybrali atomy sodu schłodzone laserami (a właściwie unieruchomione) w odpowiednio przygotowanej pułapce o kształcie torusa. Po wprawieniu w ruch obrotowy, atomy utrzymywały swą prędkość bez pobierania energii z zewnątrz i bez jej utraty (np. poprzez tarcie). Co prawda stan taki udało się zachować najwyżej przez 10 sekund, jednak eksperyment dowiódł możliwości utrzymania kondensatu w "nieskończonym" ruchu. Jak informują naukowcy, obecnie trwają prace nad wydłużeniem czasu, w którym można obserwować wspomniane zjawisko. Jednak w przyszłości, po opanowaniu odpowiednich technologii, możliwe będzie wykorzystanie kondensatu w sprzęcie codziennego użytku, np. jako urządzenia do bezstratnego przechowywania energii, czy niezwykle dokładne czujniki dla systemów nawigacyjnych.
-
Włoscy archeolodzy poinformowali o odkryciu najcenniejszego drewnianego mebla odkopanego w Herkulanum. Drewniany tron pokryty kością słoniową znaleziono podczas wykopalisk w Willi Papirusów (Villa dei Papiri). Przed wiekami ten prywatny dom zbudowany na stokach Wezuwiusza należał do Luciusa Calpurniusa Piso Caesoniusa, teścia Juliusza Cezara. Swoją nazwę willa, która została pogrzebana pod popiołami wulkanu po jego sławnej erupcji z dnia 24 sierpnia 79 roku, zawdzięcza imponującej bibliotece, w której odkryto tysiące zwojów. Eksperci dokonują obecnie renowacji cennego mebla. Co prawda pod gruzami Pompejów odkryto sporo drewnianych mebli, ale żaden z nich nie może równać się ze wspaniałym ceremonialnym krzesłem. Specjaliści już w tej chwili potrafią sporo powiedzieć o tronie. Znajduje się na nim m.in. figura Attysa, boga życia, śmierci i ponownych narodzin, co symbolizuje coroczne odradzanie się przyrody. Bóg przedstawiony jest podczas zbierania szyszek pinii. Mebel ozdobiono również rzeźbami przedstawiającymi kwiaty i liście, co sugeruje związek z wiosną i płodnością. Skądinąd wiadomo, że w I wieku naszej ery kult Attysa był bardzo popularny w Herkulanum.
-
- Willa Papirusów
- Juliusz Cezar
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jeffrey R. Jones, dyrektor ds. strategii bezpieczeństwa w microsoftowej Trustworthy Computing Group, opublikował na swoim blogu analizę, z której wynika, że Internet Explorer jest bardziej bezpieczny od Firefoksa. Jones zbadał okres od pojawienia się listopadzie 2004 Firefoksa 1.0. Porównywał następnie wszystkie błędy, które poprawiono od tamtej pory w przeglądarkach Mozilli z błędami poprawionymi w przeglądarkach Microsoftu. Tak więc w okresie od listopada 2004 do października 2007 mieliśmy do czynienia z Firefoksem 1.0, 1.5 oraz 2.0. W tym samym czasie Microsoft udzielał wsparcia dla IE 5.01 SP3 i SP4, IE 6.0 Gold, SP1, SP2 i edycji dla Windows Server 2003, a także Internet Eksplorera 7.0. Jones informuje, że w badanym okresie Mozilla poprawiła 199 dziur w swoich produktach. W tym 75 luk oceniono jako bardzo groźne, 100 jako średnio groźne, a 24 zostały uznane za mało groźne. W tym samym czasie Microosft poprawił 87 dziur, w tym 54 bardzo groźne, 28 średnio groźnych i 5 mało groźnych. To jednak, zdaniem Jonesa, nie wszystkie powody, dla których IE ma być bezpieczniejszy od swojego głównego konkurenta. Zwraca on też uwagę na politykę wsparcia dla produktu. W analizie czytamy: Obecnie Mozilla publikuje poprawki bezpieczeństwa tylko dla Firefoksa 2.0, gdyż w ramach jej polityki wsparcie wygasa po 6 miesiącach od czasu opublikowania kolejnej wersji. Jako że początkowo Mozilla zapowiadała Firefoksa 3.0 na październik 2007, to wsparcie dla Firefoksa 2.0 wygasłoby w maju 2008. Jeśli podobnie działałby Microsoft, to wsparcie dla Internet Explorera 6 zakończyłoby się w maju 2007, a dla Internet Explorera 5.01 - w roku 2001. Pracownik Microsoftu przypomina, że obecnie jego firma zapewnia 10-letnie wsparcie bezpieczeństwa dla produktów biznesowych. Do głównych edycji Microsoft publikuje Service Packi i wspiera poprzedni SP co najmniej przez rok po ukazaniu się kolejnego – pisze Jones. Zwraca on uwagę na konsekwencje takiej polityki Mozilli. Gdy np. Red Hat udostępnił swój system operacyjny Red Hat Enterprise Linux Desktop 5 z Firefoksem 1.5, to dwa miesiące później Mozilla przestała zapewniać wsparcie dla tej wersji swojej przeglądarki. Zmusza to Red Hata i podobne mu firmy do takiego przerabiania poprawek Mozilli dla FF 2.0, by pasowały też do FF 1.5. Jones wymienia jeszcze wiele argumentów, które mają świadczyć na korzyść Internet Explorera. Z pełną ich listą można zapoznać się w Internecie. Krytycy twierdzą jednak, że jego analiza zawiera bardzo dużo błędów. Przypominają, że Microsoft zwykle w ramach jednej poprawki łata kilka błędów, więc liczenie poprawek nie odzwierciedla rzeczywistej liczby dziur załatanych w IE. Ponadto nie można też bezpośrednio porównywać ważności łatanych luk. Mozilla i Microsoft stosują różne sposoby oceniania luk, tak więc proste porównanie nie działa. To, co dla jednej firmy może być „bardzo niebezpieczną” dziurą, przez drugą może zostać uznane za „niebezpieczną” czy „średnio niebezpieczną”. Dodatkowo, jak zauważył Jonathen Oxer, dyrektor firmy Internet Vision Technology i prezydent Linux Australia, samo porównanie liczby dziur załatanych w danym okresie nie mówi nam nic o tym, przez jaki czas użytkownicy byli narażeni na niebezpieczeństwo. Oxer zwraca też uwagę na fakt, że w przypadku opensource’owego oprogramowania (a takim programem jest Firefox), zakończenie wsparcia przez jego twórcę nie oznacza, że użytkownicy nie otrzymają żadnych łatek. Te mogą bowiem zostać wydane przez inne firmy czy organizacje. Z kolei jeden z przedstawicieli Mozilli, podsumowując raport Jonesa, stwierdził: Czy fakt, że w USA dentyści naprawiają więcej zębów niż w Afryce oznacza, że Amerykanie mają uzębienie w gorszym stanie?.
- 3 odpowiedzi
-
- bezpieczeństwo
- przeglądarka
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Być może już za kilka lat chirurdzy zrezygnują z zakładania szwów na rzecz klejenia tkanek. Pomysły na to, jak wprowadzić zamiar w życie, naukowcy zaczerpnęli od małży, które potrafią przywierać zarówno do porowatych, jak i gładkich powierzchni. Wtedy przeszczepiane serce czy nerkę można by przykleić do tkanek biorcy, a miejsce połączenia utwardzić promieniowaniem ultrafioletowym. Po 30 sekundach procedura byłaby zakończona. Dr Klaus Rischka, chemik z Fraunhofer Institute for Manufacturing Engineering and Applied Materials Research (IFAM), jest przekonany, że niedługo idea ta stanie się czymś więcej niż tylko nagrodzonym projektem. Już wkrótce klej zostanie wykorzystany do zamocowania tytanowego implantu stomatologicznego. Obecnie implanty zębów są mocowane w kościach szczęki bez kleju. Wskutek tego między dziąsłem a metalem często pozostaje szczelina, w którą mogą wnikać bakterie. Wtedy rozwija się stan zapalny. Klej, który na stałe połączyłby implanty z dziąsłem, stanowiłby skuteczną barierę. Zwykłe produkty nie nadają się do tego celu, ponieważ z czasem by się rozpuściły. Naukowcy z IFAM zidentyfikowali substancję, która pozwala małżom na trwałe przyczepianie się do zanurzonych w wodzie obiektów. Siłę wiązania klej zawdzięcza pewnemu białku. Chemikom udało się je odtworzyć w warunkach laboratoryjnych. Rozwiązanie wykorzystano już do codziennych napraw, przeprowadzanych przez załogę obsługującą loty Europejskiej Agencji Kosmicznej. Zastosowania medyczne wymagają dodatku białka wzrostu, które może zostać wyprodukowane dzięki syntezie peptydów na fazie stałej. Miałoby ono stymulować wzrost tkanek gospodarza; związałyby się one jak najbliżej z wprowadzanym do organizmu ciałem obcym. Do opisanego wyżej duetu trzeba jeszcze dołączyć trzeci element: polimerowy nośnik. Naukowcy szacują, że dwa lata zajmą prace przygotowawcze do prób klinicznych. Potem potrzeba kolejnych 5-10 lat na testy.
-
- promieniowanie ultrafioletowe
- Fraunhofer Institute
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Firma Klausner Technologies złożyła pozew przeciwko Apple’owi i AT&T. Przedsiębiorstwo domaga się 360 milionów dolarów odszkodowania za to, że iPhone narusza ponoć należący do niego patent na pocztę głosową. W innym pozwie Klausner występuje w podobnej sprawie przeciwko Comcast Corp., Cablevision Systems Corp. oraz Skype’owi. Od tych trzech firm domaga się za naruszenie patentu 300 milionów dolarów. Pełna treść pozwu nie jest jeszcze znana, gdyż został złożony wczoraj. O ten sam patent (numer 5,572,576) Klausner spierał się od 2006 roku z firmą Vonage Holdings Corp. Sprawa zakończyła się ugodą w październiku bieżącego roku. Vonage nabyło licencję na korzystanie ze spornej technologii. Podobną licencję ma też AOL Voicemail. Żadna z właśnie pozwanych firm nie chciała ustosunkować się do żądań Klausnera. Jedne z nich mówią, że nie komentują spraw sądowych przed ich zakończeniem, inne nie otrzymały jeszcze odpowiednich dokumentów.
-
Samokontrola wymaga stałych dostaw paliwa w postaci cukru. Jeśli powstrzymujemy się od zrobienia czegoś, zapasy glukozy stopniowo się wyczerpują, a utrzymanie samego siebie w ryzach staje się o wiele trudniejsze. Podczas badań psycholog Roy F. Baumeister z Uniwersytetu Stanowego Florydy współpracował ze swoją koleżanką z uczelni Dianne M. Tice i Kathleen D. Vohs z University of Minnesota. W swoim eksperymencie wykorzystali zadanie Stroopa. Składa się ono z dwóch części. Najpierw należy zmierzyć czas odczytywania na głos słów (bez zwracania uwagi na kolor czcionki). Potem trzeba wymienić wszystkie barwy wykorzystane do wydrukowania słów, tym razem ignorując ich znaczenie. Pierwsze zadanie wykonuje się zupełnie bez wysiłku (lub wytężając się tylko w minimalnym stopniu). Przy drugim musimy zaangażować całą świadomą uwagę, wzrasta też czas reakcji oraz liczba popełnianych błędów. Dlaczego? Ponieważ trzeba sobie poradzić ze zjawiskiem interferencji poznawczej. Należy zaznaczyć, że słowa oznaczające kolory są wypisane innym niż nazywany kolorem tuszu, np. brązowy czy niebieski. Efekt ten został po raz pierwszy opisany w 1935 roku. Zespół Baumeistera zauważył, że z czasem ludzie coraz gorzej radzą sobie z wymienianiem barw. Oznacza to, że ich zdolność samokontroli wyczerpuje się. Naukowcy mierzyli poziom glukozy we krwi przed rozpoczęciem dwóch rodzajów zadań: wymagających i niewymagających samokontroli. W tym celu podzielili wolontariuszy na dwie grupy. U osób wykonujących zadania wymagające samokontroli wykryto po ich zakończeniu spadek zapasów cukru. W drugim z eksperymentów dwie grupy badanych dwukrotnie wykonywały zadanie Stroopa, wypijając w międzyczasie jeden z dwóch słodzonych napojów. Grupa kontrolna dostawała lemoniadę ze słodzikiem, pozostali picie z dodatkiem cukru. Ci ostatni lepiej wypadali w 2. teście (Current Directions in Psychological Science).
- 2 odpowiedzi
-
- zadanie Stroopa
- Roy F. Baumeister
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami: