Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36796
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na skórze myszy odnaleziono receptory, które reagują na tlen. Takie same białka występują w skórze żab i płucach ssaków (Cell). Randall Johnson, biolog molekularny z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, przyznaje, "że nigdy ich tam nie szukano". Myszy i żaby są dalekimi krewniakami, dzieli je aż 350 mln lat ewolucji. Fakt, że i te, i te zwierzęta mają w skórze te same receptory, sugeruje, iż podobne struktury można znaleźć również w skórze innych ssaków, np. ludzi. Jak wykorzystać to odkrycie? Na wiele sposobów. Naukowcy wspominają, że dzięki niemu udałoby się np. zwiększyć poziom tlenu we krwi sportowców i osób chorych. Receptory nie tylko wykrywają tlen, ale są także w stanie wpływać na zwiększenie liczebności czerwonych krwinek. Kiedy jest za mało tlenu, organizm nasila produkcję erytrocytów, wydzielając hormon o nazwie erytropoetyna (EPO). U normalnych myszy, które oddychają powietrzem o 10-proc. zawartości O2 (warunki przypominające te panujące na szczycie Mount Everest), stężenie erytropoetyny wzrasta 30-krotnie. Kiedy jednak ze skóry gryzoni usunięto receptory HIF-1a, nie były one w stanie wytworzyć hormonu nawet po godzinach niedoboru tlenu. Johnson cieszy się, że choroby płuc czy anemię będzie można leczyć, zajmując się właściwościami skóry, bez konieczności wstrzykiwania leków naśladujących funkcje erytropoetyny. W przyszłości badacze chcą zbadać inne ssaki. Oczywiście, ssaki wodne będą się różnić od lądowych pod względem sposobu, w jaki ich skóra adaptuje się do zawartości tlenu. Podobnie jak w przypadku zwierząt żyjących wyżej i na poziomie morza.
  2. Przed kilkoma dniami dwie linuksowe potęgi, Red Hat i Novell, zgodnie przyznały, że Linux nie jest obecnie w stanie konkurować z Windows na biurkach użytkowników. Obie firmy mają zamiar jeszcze bardziej skupić się na rynku przedsiębiorstw. Tymczasem już za kilka dni zyskają kolejnego konkurenta. Firma Canonical, producent popularnego wśród klientów indywidualnych systemu Ubuntu, w najbliższy czwartek (24 kwietnia) udostępni Ubuntu Server 8.04. System został stworzony właśnie z myślą o zastosowaniu go w firmach. To drugi w historii Ubuntu, któremu nadano oznaczenie LTS (Long Time Support). Canonical obiecuje bowiem, że wersja 8.04 będzie wspierana przez pięć lat. Oznaczenie wersji nie powinno mylić. Canonical stosuje własną konwencję numerowania swojego systemu. Pierwsza cyfra oznacza rok wydania, a dwie ostatnie - miesiąc. Tak więc 8.04 to Ubuntu, którego premiera nastąpiła w kwietniu 2008. Poprzednią wersją LTS była 6.06 (czyli z czerwca 2006 roku). O tym, że Canonical poważnie myśli o rynku przedsiębiorstw może świadczyć chociażby fakt, że firma postarała się o oficjalny certyfikat Sun Microsystems. Jest to pierwszy producent serwerów, który wydał taki certyfikat dla Ubuntu. Obejmuje on m.in. serwery Sun Fire X2100 M2, X2200 M2 i Sun Fire X4150. Ubuntu 8.04 korzysta z oprogramowania firmy Likewise Software -Likewise Enterprise - dzięki któremu linuksowy system może łączyć się z microsoftowym Active Directory. Kluczową sprawą jest integracja z windowsowymi sieciami - mówi Mark Shuttleworth, prezes Canonical. W skład dystrybucji nowego Ubuntu wchodzi Open JDK oraz novellowski AppArmour, który ma zabezpieczać jądro systemu przed atakami. Użytkownik znajdzie w nim też system zarządzania treścią Alfresco, narzędzie archiwizujące Bacula oraz narzędzia do wirtualizacji. Shuttleworth zapowiada, że kolejne wersje LTS będą publikowane co dwa lata.
  3. Bazując na wynikach niewielkiego studium, irańscy naukowcy utrzymują, że szafran łagodzi objawy zespołu napięcia przedmiesiączkowego (ang. premenstrual syndrome, PMS). Przyprawa wpływa na poziom jednego z neuroprzekaźników, serotoniny, i w ten sposób "radzi sobie" z obniżonym nastrojem. Ponieważ wydaje się, że zmiany w zakresie jej stężenia odpowiadają, przynajmniej częściowo, za PMS, Irańczycy postanowili sprawdzić, na ile szafran zdoła się uporać z przykrym dla kobiet poczuciem poirytowania i chwiejnością emocjonalną. Zespół M. Aghy-Hosseiniego z Uniwersytetu Medycznego w Teheranie losowo przypisał 50 pań albo do grupy zażywającej kapsułki z szafranem, albo do grupy łykającej placebo. Tabletki należało przyjmować dwa razy dziennie w ciągu 2 cykli. Wszystkie kobiety, które wzięły udział w eksperymencie, w co najmniej 6 ostatnich miesiącach borykały się z zespołem napięcia przedmiesiączkowego. Pod koniec leczenia ¾ ochotniczek z grupy szafranowej donosiło o przynajmniej 50-proc. zelżeniu symptomów PMS (60% wspominało o wyeliminowaniu znacznej części, bo aż 50%, objawów depresji). Podobne zjawisko odnotowano tylko u 8% pań z grupy placebo. Wyniki badań opisano w czasopiśmie medycznym BJOG. Bardziej odporne na stres są te kobiety, których jajniki wytwarzają więcej estrogenu i progesteronu. W ich mózgu liczniej występują receptory wspomnianej wyżej serotoniny. To ważne, ponieważ wpływa ona na mózg uspokajająco. Te panie, które gorzej sobie radzą ze stresem, mają nie tylko mniej żeńskich hormonów płciowych, ale również receptorów sertoninergicznych. W sytuacji, gdy spada poziom hormonów i serotoniny, ich kora przedczołowa zaczyna funkcjonować dużo gorzej, a do głosu dochodzą starsze, prymitywne, części mózgu. Stąd niekontrolowane wybuchy emocji, płacz i wykłócanie się o byle głupstwo. Szafran jest najdroższą przyprawą świata. Tradycyjnie zalecano jej zażywanie na bóle żołądka i zaburzenia trawienia. Ponieważ Irańczycy jako pierwsi zajęli się zagadnieniem wpływu szafranu na PMS, trzeba będzie powtórzyć eksperyment na większej próbie. Powinien on też potrwać dłużej niż zaledwie dwa miesiące.
  4. Karłowate słonie z Borneo od dawna intrygowały naukowców. Mają one wyraźnie inną budowę i są mniej agresywne, niż ich więksi kuzyni z kontynentu azjatyckiego. Najnowsze badania wykazały, że słonie z Borneo to uratowane karłowate słonie z Jawy. Na Jawie zostały one dawno wytępione. Obecnie na Borneo mieszka około 1000 słoni, a ich populacja jest zagrożona z powodu wycinania lasów pod uprawy. Uczeni zastanawiali się, dlaczego słonie te nie rozprzestrzeniły się po całej wyspie. Teraz rozwiązano zagadkę. Prawdziwe okazały się ludowe przekazy mówiące o tym, że przed setkami lat słonie zostały przywiezione z Jawy na polecenie sułtana Sulu. Sułtan wypuścił je na Borneo. W międzyczasie słonie zostały wytępione na Jawie. Wszystko wskazuje na to, że władca, przewożąc słonie na Borneo, chciał uchronić gatunek przed wyginięciem. W ciągu ostatnich kilku lat organizacje ochrony przyrody badały słonie z Borneo. Testy DNA wykluczyły, że pochodzą one z Azji lub z Sumatry, a dowody archeologiczne wskazują, iż nie są lokalnym gatunkiem. Wszystko wskazuje więc na to, że na Borneo żyje ostatnia populacja słoni, które zasiedlały niegdyś Jawę. Junaidi Payne, jeden z badaczy, mówi, że jedna samica w wieku rozrodczym i jeden samiec w podobnym wieku, jeśli znajdą dobre warunki, mogą, przynajmniej teoretycznie, dać początek populacji, która po mniej niż 300 latach będzie liczyła około 2000 osobników.
  5. PETA, amerykańska organizacja obrony praw zwierząt, oferuje milion dolarów za opracowanie technologii produkcji mięsa in vitro. Konkurs trwa do 30 czerwca 2012 roku. Aby otrzymać nagrodę należy:wyprodukować metodą in-vitro mięso, które smakiem i wyglądem nie będzie różniło się od prawdziwego mięsa kurzego i będzie nierozróżnialne zarówno dla wegetarian, jak i osób jedzących mięso;technika produkcji takiego mięsa musi zostać zatwierdzona i na tyle wydajna oraz tania, by opłacało się je wytwarzać na masową skalę, a produkt końcowy musi znajdować się w sklepach w co najmniej 10 stanach USA. Prace nad sztucznym mięsem trwają od lat. Specjaliści mówią, że gdyby udało się je stworzyć, rozwiązalibyśmy sporo problemów. Takim mięsem można by łatwo manipulować, decydując o jego własnościach odżywczych. Ponadto do jego produkcji nie trzeba by przeznaczać dużych areałów pod uprawę roślin na pasze, zniknąłby zatem problem olbrzymich zanieczyszczeń powodowanych zarówno nawożeniem takich pól, jak i budowaniem i utrzymaniem olbrzymich zwierzęcych ferm. Ponadto konsumentom tego typu mięsa nie groziłyby infekcje odzwierzęce. Ogłoszenie konkursu spowodowało ostre starcia wewnątrz samej PETA. Niektórzy członkowie organizacji twierdzą, że należy promować porzucenie mięsa w ogóle, a ludzie nie powinni go jeść nawet wtedy, gdy jego produkcja nie wiąże się z cierpieniem zwierząt. Inicjatywę PETA chwalą za to specjaliści. Profesor Henk Haagsman z uniwersytetu w Utrechcie, jeden z pionierów badań nad sztucznym mięsem, mówi, że milionowa nagroda przyciągnie większą liczbę badaczy i zachęci ich do zainteresowania tą problematyką. Sama Holandia przeznaczyła na badania nad mięsem in-vitro 5 milionów dolarów. Z kolei inny naukowiec z Utrechtu, Bernard Roelen, wątpi, czy do 2012 roku zostanie opracowana odpowiednia technika, pozwalająca na masową produkcję. Mówi też, że milion dolarów nagrody nie robi na nim wrażenia. "Prowadzę badania, bo chcę zrozumieć pewne mechanizmy, a nie po to, by zdobyć fortunę" - stwierdził. Profesor Haagsman zauważył przy okazji, że prace nad sztucznym mięsem nie są prowadzone ze względu na dobro zwierząt, ale dlatego, że mogą przyczynić się do poprawy ludzkiego zdrowia i jakości środowiska naturalnego.
  6. Kiedy ludzie wykonują monotonne zadanie, ich mózg przełącza się na tryb spoczynkowy. Dzieje się tak bez udziału woli podmiotu. Monitorując aktywność mózgu, można przewidzieć, kiedy ktoś jest bliski popełnienia błędu, zanim jeszcze do tego dojdzie (Proceedings of the National Academy of Sciences). Norwescy naukowcy twierdzą, że pomyłki nie są efektem chwilowych zmian w aktywności mózgu lub koncentracji uwagi. Zamiast tego dr Tom Eichele z Uniwersytetu w Bergen przekonuje, że w pewnym momencie mózg stwierdza, że potrzebuje małej przerwy. Prawdopodobnie każdy zna to uczucie, że mózg nie jest tak chłonny, nastawiony na odbiór czy wydajny, mimo że nie zrobiliśmy nic, by do tego doprowadzić. Kiedy dochodzi do takiego przełączenia, następują zmiany w dopływie krwi. Otrzymują jej więcej te obszary, które uaktywniają się podczas odpoczynku. Taki stan mniej więcej o 30 sekund wyprzedza moment popełnienia błędu. Dysponując tą wiedzą, można by zaprojektować system wczesnego ostrzegania, który powiadamiałby ludzi, że powinni się skupić na wykonywanej czynności. Eichele współpracował z badaczami z USA, Wielkiej Brytanii oraz Niemiec. Zmiany w przepływie krwi odnotowali dzięki wykorzystaniu aparatu do rezonansu magnetycznego. Urządzenie do użytku codziennego musi być jednak mniejsze i sporo lżejsze (będzie przecież noszone na głowie). Teraz akademicy sprawdzają, czy EEG także potrafi wykryć zmianę trybu działania mózgu. Jeśli tak, bezprzewodowy i poręczny elektroencefalograf powinien się pojawić na rynku za 10-15 lat.
  7. Dwudziestego kwietnia 2008 roku rozpoczęło się niezwykłe spotkanie specjalistów związanych z naukami o życiu (ang. life science). Tematem spotkania jest jeden z najambitniejszych i jednocześnie najbardziej kontrowersyjnych projektów badawczych nadchodzących lat - biologia syntetyczna, czyli próba stworzenia całkowicie nowego życia w laboratorium. Nowa dyscyplina, za której ojca uznaje się jednego z najważniejszych badaczy ludzkiego genomu, Craiga Ventera, stawia sobie za cel "okrojenie" genomów mikroorganizmów do absolutnego minimum, a następnie stworzenie nowego gatunku o możliwie prostej informacji genetycznej. Pozwoliłoby to (przynajmniej teoretycznie) na stworzenie taniego w utrzymaniu i bardzo wydajnego "narzędzia" do takich zadań, jak produkcja leków czy neutralizowanie zanieczyszczeń. Krytycy biologii syntetycznej upatrują w niej wielkie zagrożenie dla ludzkości i środowiska naturalnego. Przestrzegają oni, że już teraz jest możliwe zamówienie przez Internet odpowiednich sekwencji DNA, a następnie zsyntetyzowanie na ich podstawie groźnych białek lub nawet - potencjalnie - całych wirusów (interesujący artykuł opublikowało czasopismo New Scientist). Zdaniem przeciwników tej dyscypliny, jej rozwój jest potencjalnie niebezpieczny i powinien zostać zabroniony. Pracujący dla Laboratorium Biologii Molekularnej Uniwersytetu Cambridge dr Philipp Holliger ocenia swoją pracę następująco: Naukowcy uczą się, jak projektować życie aż do najdrobniejszych szczegółów. Nie wiemy jeszcze wystarczająco wiele, by stworzyć wyrafinowane dzieła, lecz nasza wiedza wciąż się rozwija. Naukowiec będzie jednym z prelegentów w czasie konferencji. Większość badaczy zajmujących się biologią syntetyczną, co oczywiste, broni swoich działań. Podkreślają przede wszystkim możliwe korzyści osiągalne dzięki ich odkryciom. Richard Kitney, pracownik Imperial College London: Biologia syntetyczna reprezentuje nowe podejście do inżynierii. Pomogła nam stanąć na czele nowej rewolucji przemysłowej, w czasie której nowe paliwa, leki, terapie i czujniki mogą być wytwarzane z materiałów biologicznych. Jako przykład podawane są np. mikroorganizmy, których zadaniem byłoby wchłanianie z powietrza dwutlenku węgla i przetwarzanie go na paliwa węglowodorowe. Historia manipulacji genetycznych nie jest nowością. Do tej pory jednak przedsięwzięcia z nimi związane, takie jak tworzenie roślin genetycznie zmodyfikowanych, były stosunkowo proste. W większości przypadków polegały na zwiększeniu genomu organizmu o zaledwie jeden gen, którego białkowy produkt spełniałby pożądane zadania. Zupełnie nowym wyzwaniem jest przeprowadzenie procesu odwrotnego: jak najsilniejsze "okrojenie" genomu bakterii aż do stanu, w którym pozostają w nim jedynie geny absolutnie niezbędne do przeżycia. Tak przygotowana "minimalna" forma życia mogłaby być wzbogacona o dodatkowe geny, tworząc w ten sposób tanią i łatwą do wykorzystania "matrycę" do produkcji organizmów zmodyfikowanych na potrzeby nowoczesnej biotechnologii. Spotkanie, które odbywa się w siedzibie Imperial College London, zakończy się jutro.
  8. Angielscy naukowcy odkryli, że samice myszy wybierają jako partnerów do rozrodu samce o możliwie dużej różnorodności białek determinujących zapach ich moczu. Potwierdza to tym samym dokonane wcześniej odkrycie, zgodnie z którym zwierzęta te unikają kontaktów seksualnych z osobnikami z tzw. chowu wsobnego, tzn. powstałymi w wyniku wielokrotnego krzyżowania myszy z blisko spokrewnionymi partnerami. Proteiny, które decydują o wyborze, to tzw. główne białka moczowe (MUP, od ang. Major Urinary Proteins). Naukowcy z Uniwersytetu w Liverpoolu odkryli, że z punktu widzenia samicy idealny partner do spółkowania to osobnik, którego mocz ma złożony i jednocześnie odmienny od własnego zapach. Obserwacja ta dowodzi jednocześnie, że poszukując ojca dla swojego przyszłego potomstwa, samiczki są zdolne do odczytywania danych niezwiązanych bezpośrednio ze stanem jego zdrowia. Preferencja na korzyść złożoności zapachu moczu ma swoje podstawy w genetyce. Każdy z genów jest zapisany w DNA w dwóch kopiach (nie licząc komórek rozrodczych, gdzie występuje pojedynczy zestaw genów) zwanych allelami. Jeżeli są one identyczne, na ich podstawie produkowane jest identyczne białko. Jeżeli oba allele różnią się sekwencją, powstające z nich białka mają różną budowę. Niekiedy osobnik posiada jeden niekorzystny allel, lecz jego negatywny wpływ jest maskowany przez drugi (mówimy wówczas, że jest to cecha recesywna). Jeżeli jednak spotkają się dwa zdrowe osobniki niosące po jednym "wadliwym" allelu, część z ich potomstwa może nie przeżyć, gdyż nie będzie u nich występował prawidłowy allel, na podstawie którego możliwa byłaby synteza prawidłowego białka. W sytuacji, gdy samica jest blisko spokrewniona z samcem, ryzyko akumulacji dwóch wadliwych alleli u potomstwa wzrasta. Z tego powodu korzystne jest unikanie partnera o wysokim podobieństwie genetycznym. Odkrycie dokonane przez Anglików po raz pierwszy tłumaczy dokładnie, w jaki sposób myszy wykrywają stopień wzajemnego pokrewieństwa. Swoją publikację na temat tego odkrycia naukowcy podsumowują następująco: Otrzymaliśmy dowód, że samice są wrażliwe nie tylko na stopień podobieństwa własnych MUP do MUP samca, lecz także na to, jak bardzo różnorodne są u niego allele tych genów. Centralna rola głównych białek moczowych w rozpoznawaniu osobników, unikaniu krzyżowania ze spokrewnionymi organizmami oraz preferencja na korzyść osobników zróżnicowanych genetycznie czyni z tego systemu idealną metodę wymiany informacji na temat własnego genomu w życiu społecznym oraz doborze partnerów do kopulacji wśród kręgowców.
  9. Badania tysięcy próbek zamrożonego ludzkiego moczu ujawniły wiele na temat zróżnicowania metabolizmu mieszkańców różnych rejonów globu. Do tej pory przeprowadzono wiele studiów, które dotyczyły związków określonych wariantów genów z chorobami i czynnikami je poprzedzającymi, np. określonymi parametrami ciśnienia krwi czy wagi. Geny nie odpowiadają jednak w całości za stan naszego zdrowia, duże znaczenie mają wpływy środowiskowe, w tym prowadzony tryb życia, dieta i mikroorganizmy zasiedlające nasze jelita. To dlatego badacze zainteresowali się wydalanymi produktami przemiany materii. Zespół naukowców z Imperial College London, którego pracami kierowali Elaine Holemes i Ruey Leng Loo, skorzystał z próbek moczu zebranych w latach 1997-1999 od 4680 osób. Badano wtedy związki diety i ciśnienia krwi. Wyniki opublikowano w 2003 roku, a próbki zabezpieczono kwasem bornym, a następnie zamrożono. Za pomocą spektroskopii jądrowego rezonansu magnetycznego protonów (ang. proton nuclear magnetic resonance spectroscopy) Brytyjczycy zidentyfikowali wszystkie związki występujące w moczu. Uzyskali wykres odzwierciedlający zawartość konkretnych substancji. Porównano profile 17 populacji z Chin, Japonii, Wielkiej Brytanii i USA. Odnotowano różnice w zakresie stężeń kilkudziesięciu metabolitów. Dzięki spektroskopii jądrowego rezonansu magnetycznego protonów naukowcy mogą nie tylko połączyć określone choroby ze specyficznymi metabolitami, ale także porównać metabolom (metaboliczny odpowiednik genomu) poszczególnych grup. Nasze studium pokazuje, jak bardzo ludzie są metabolicznie zróżnicowani. Metabolomy brytyjski i amerykański są niemal identyczne. Japończycy i Chińczycy są natomiast kompletnie różni metabolicznie, mimo że pod względem genetycznym prawie identyczni – ujawnia Jeremy Nicholson. Metabolom ludności Hawajów w równym stopniu przypomina ten mieszkańców kontynentalnych Stanów Zjednoczonych i Japonii. Najbardziej różni od pozostałych 16 grup byli mieszkańcy południowych Chin. Muszą oni mieć zupełnie odmienną i urozmaiconą dietę. [...] Ci ludzie są najzdrowsi, a najbardziej chorzy – obywatele południowego Teksasu. Brytyjscy naukowcy zaobserwowali szereg zależności między wysokim ciśnieniem tętniczym a stężeniami metabolitów, m.in. mrówczanów i hipuranów. Osoby z wysokim ciśnieniem mają wysoki poziom mrówczanów i niski hipuranów.
  10. Największa jaszczurka świata, waran z Komodo (Varanus komodoensis), cieszy się złą sławą. Opowiada się o zagrożeniach związanych z jej ugryzieniem, ale niebezpieczeństwo wiąże się raczej z działaniem bakterii ze śliny gada, a nie z siłą samego ukąszenia. Okazuje się bowiem, że olbrzym gryzie słabiej od domowego kota... Jak donosi serwis National Geographic News, naukowcy z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii wykorzystali modele komputerowe, aby przeanalizować możliwości okazu warana przechowywanego w Muzeum Australijskim w Sydney. Szczęki gada nie są zaprojektowane z myślą o kruszeniu. Siła ugryzienia jest niewiarygodnie mała jak na tak dużą jaszczurkę – mniejsza, niż spodziewalibyśmy się po przeciętnym kocie domowym – twierdzi Stephen Wroe. Gdyby waran naprawdę spróbował zmiażdżyć ofiarę szczękami, tak jak to robią krokodyle, połamałby sobie czaszkę. Peter Harlow, specjalista ds. gadów z Taronga Zoo w Sydney, sądzi, że opisane odkrycie potwierdza to, co zoolodzy od dawna wiedzą o zachowaniu waranów z Komodo. Nie oczekiwaliśmy, że jaszczurki będą mieć miażdżący zgryz, ale nikt dotąd nie badał szczegółowo tego zagadnienia. Dobrze więc, że ktoś to określił ilościowo. Szefowa zespołu, Karen Moreno, wyjaśnia, że tę samą technikę określania parametrów ciała można zastosować do gatunków, które już wyginęły. Obecnie akademicy zajmują się prehistorycznymi przodkami waranów, m.in. allozaurami i gigantozaurami. Chociaż waran nie dysponuje możliwościami szczęk krokodyla, natura wyposażyła go w parę cech, które uczyniły z niego drapieżnika. Gad ma co prawda lekką czaszkę, ale jej budowa i rodzaj "użytego" materiału zostały zoptymalizowane (Journal of Anatomy). Porównując czaszkę warana do konstrukcji mostu, Wroe tłumaczy, że do opierania się działaniu sił wykorzystano minimalną ilość materiału. Model komputerowy wykazał, że różne fragmenty czaszki cechuje różna gęstość. Niektóre części mają strukturę gąbczastą. Dzięki temu są elastyczne i jaszczurka może szerzej otworzyć pysk. Ponadto w połączeniu z ostrym językiem zapewniają one efekt dźwigni. Układ ten jest świetnie przystosowany do gryzienia i ciągnięcia. Kiedy więc waran jednocześnie gryzie i ciągnie, wymaga to włożenia mniejszej siły, niż gdyby gryzł, nie ciągnąc. Wykorzystując łącznie ostre zęby, delikatną czaszkę i silne mięśnie karku, jaszczurka działa na zasadzie otwieracza do butelek. Waran wyrywa rany w ciele ofiary i ta umiera z powodu utraty krwi. To dzięki temu może upolować zwierzęta sporo od siebie większe.
  11. Z przeprowadzonej przez firmę NPD ankiety wynika, że Amerykanie nie płacą aż za 58% muzyki. NPD co roku przeprowadza badania pt. "Music Acquisition". Jeszcze w ubiegłym roku 41% muzyki, którą obywatele USA posiadali w domach, stanowiła muzyka kupiona na płytach CD. Obecnie odsetek ten spadł do 32%. Z kolei muzyka pobrana z legalnych serwisów internetowych, za którą zapłacono, stanowiła 7%, a obecnie stanowi 10%. Z 14% do 19% wzrósł odsetek plików pobranych z sieci P2P. Zauważono też wzrost (z 17% do 19%) muzyki zgranych z płyt innych osób na własny komputer, a spadł (z 21% do 19%) odsetek muzyki przegranych od znajomych na własne płyty CD. NPD uważa, że nie zwiększyła się liczba użytkowników sieci P2P. Jednak spora ich część zaczęła korzystać z protokołu BitTorrent zamiast Limewier. A że ten pierwszy zapewnia szybszy transfer, przeciętny amerykański użytkownik P2P pobiera też więcej plików muzycznych. Amerykanie najchętniej słuchają muzyki nadawanej przez rozgłośnie radiowe. Na drugim miejscu uplasowało się słuchanie z CD, a na trzecim - odtwarzanie muzyki na komputerze. Kolejną pozycję zajmuje korzystanie z przenośnych odtwarzaczy.
  12. Wszystkie postaci słynnej armii terakotowej pokryto rozbitymi jajami. Nie jest to bynajmniej zemsta konkurencyjnego artysty, ale zabieg pozwalający na lepsze związanie farby. Niemieccy i włoscy chemicy przeanalizowali próbki pobrane z kilku figur. Okazało się, że jajeczna farba była nakładana na warstwę lakieru. Farba jajeczna jest zazwyczaj bardzo trwała i nie rozpuszcza się w wodzie. To powoduje, że jest bardziej odporna na oddziaływania wilgoci – opowiada Catharina Blaensdorf z Politechniki w Monachium. Dzięki białkom jaja farba lepiej przylegała do lakieru, co z kolei pozwalało na nałożenie grubszej jej warstwy (Journal of Cultural Heritage). Próbki farby pochodziły z twarzy żołnierzy, figur łabędzi i klęczących łuczników, łuski podniesiono także z ziemi. Za pomocą odpowiednich odczynników doprowadzono do rozkładu barwnika, a następnie mieszaninę wprowadzono do maszyny analizującej skład chemiczny. Wśród zastosowanych pigmentów znalazły się: biel ołowiowa, cerusyt, kwarc, cynober, malachit, sadza, sole miedzi, azuryt i chiński fiolet (ang. Chinese purple). Figury były solidnie wykonane, a farby jaskrawe, by cesarska armia wygrała walkę z czasem. Mauzoleum aż jeżyło się od licznych zabezpieczeń. W środku znajdowały się wybuchające pułapki, na złodziei czekały też gotowe do strzału kusze. Na figurach znaleziono podpisy osiemdziesięciu rzeźbiarzy. Niektórzy byli rzemieślnikami na usługach władcy, inni należeli do grona szanowanych artystów miejscowych. Odkrycie pozostałości jaj w farbie jest bardzo ważne. Okazuje się bowiem, że Chińczycy postępowali podobnie jak artyści ze starożytnego Rzymu lub Grecji, którzy w tym samym czasie tworzyli malowidła na murach czy kamieniu. Ponadto nowa wiedza pozwoli lepiej zrekonstruować zniszczone figury.
  13. Firma Millward Brown opublikowała swój kolejny raport "BrandZ Top 100", w którym wymienia 100 najbardziej wartościowych brandów świata. W 2008 roku wartość wszystkich brandów z Top 100 wzrosła o 21%, z 1,6 biliona USD do 1,94 biliona USD.Na liście 10 najbardziej wartościowych marek znajdziemy cztery firmy (Google, Microsoft, IBM i Apple) ściśle związane z przemysłem IT. Na pierwszym miejscu uplasowało się Google. Wartość tej marki to 86,057 miliarda USD (wzrost o 30%). Drugie miejsce należy do GE (71,379 mld, +15%). Na trzecim miejscu znajdziemy Microsoft (70,887 mld, +29%), a na czwartym Coca-Colę (58,208 mld, +17%). Kolejna jest pierwsza w tym zestawieniu chińska firma - China Mobile. Wartość tego brandu oszacowano na 57,225 mld, co oznacza 39-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem ubiegłym. Na szóstym miejscu uplasował się IBM (55,335 mld, +65%), a na siódmym - Apple (55,206 mld), który zanotował najwyższy spośród wszystkich 100 firm wzrost wartości marki. Pomiędzy rokiem 2007 a 2008 zyskała ona aż 123%.Kolejne trzy miejsca należą do McDonald'sa (49,499 mld, +49%), Nokii (43,975 mld, +39%) oraz Marlboro (37,324 mld, -5%).Branża technologiczna przeżywa obecnie olbrzymi rozkwit. Należy do niej 28 firm na 100 wymienionych w BrandZ. Wartość ich marek zwiększyła się w ciągu roku łącznie o 187,5 miliarda dolarów, co stanowi ponad połowę wzrostu wszystkich firm z listy.Wśród BrandZ Top 100 nie wymieniono żadnej polskiej firmy.
  14. Zdaniem Dana Kaminsky'ego z firmy IOActive, olbrzymia liczba internautów jest narażona na niebezpieczeństwo z powodu działań jednej firmy. Brytyjskie przedsiębiorstwo Barefruit zarejestrowało wiele domen łudząco podobnych do domen znanych firm. Wystarczy, by użytkownik pomylił się wpisując znany sobie adres, a może połączyć się z serwerami Barefruit. Tam zobaczy liczne reklamy oraz sugestie dotyczące właściwych witryn, które miał zamiar odwiedzić. Co więcej, Barefrui sugeruje, w przypadku gdy pomyliliśmy się przy wpisywaniu adresu podstrony w danej domenie, że znajdujemy się na tej podstronie. Część użytkowników, może więc ufać zawartości witryny i kliknąć w pokazywane odnośniki. Problem w tym, że serwery Barefruit, jak mówi Kaminsky, są bardzo słabo zabezpieczony. Firmowym informatykom brakuje sporo wiedzy. Dlatego też firma z łatwością może paść ofiarą cyberprzestępców, którzy umieszczą na jej stronach szkodliwe linki. A że internauci dość często mylą się przy wpisywaniu adresów i wielu z nich może trafiać na witryny Barefruit, to, jak uważa IOActive, działania jednej tylko firmy zagrażają bezpieczeństwu olbrzymiej rzeszy internautów.
  15. Zespół policystycznych jajników (ang. polycystic ovary syndrome, PCOS) to zaburzenie endokrynne, na które cierpi ok. 5-10% kobiet. Ze względu na cykle bezowulacyjne jest najczęstszą przyczyną niepłodności. Okazuje się jednak, że choroba ta może wspomagać osiągnięcia kobiet, które zawodowo uprawiają sport. Do tej pory sądzono, że brak lub nieregularne miesiączki sportsmenek są skutkiem intensywnego treningu i diety. Niewykluczone jednak, że zależność ta może mieć także odwrotny kierunek. Naukowcy z Karolinska Institutet przekonują, że zwiększając poziom męskich hormonów płciowych, PCOS poprawia wyniki uzyskiwane w uprawianej dyscyplinie. W przypadku wielu kobiet zespół policystycznych jajników nie daje żadnych "zewnętrznych" objawów poza zaburzeniami cyklu miesiączkowego. Inne panie uskarżają się jednak na nadmierne owłosienie ciała (hirsutyzm), przedłużony czas trwania napięcia przedmiesiączkowego, trądzik czy tzw. centralną otyłość (tłuszcz jest zlokalizowany przede wszystkim w dolnej części tułowia). Magnus Hagmar uważa, że niektóre zaburzenia miesiączkowania czołowych atletek świata można wyjaśnić właśnie PCOS. Szwed odkrył, że opisywany zespół jest o wiele częstszy wśród sportsmenek trenujących do olimpiady niż w grupie zwykłych kobiet. Stwierdzano go u 37% pań uprawiających wyczynowo sport i u jednej na 5 przedstawicielek populacji generalnej. Co więcej, PCOS występuje dużo częściej u kobiet trenujących sporty siłowe, np. hokej na lodzie czy zapasy, niż u przedstawicielek dyscyplin, w których ważną rolę spełnia technika, np. curlingu lub łucznictwa. Mamy do czynienia z niewielkim wzrostem stężenia [testosteronu], który ułatwia zwiększanie masy mięśniowej i absorbowanie tlenu. Oznacza to, że podczas treningów kobiety z PCOS szybciej uzyskują pożądane rezultaty, dlatego zachęca się je do jeszcze bardziej wytężonego i częstszego ćwiczenia. Wyniki badań szwedzkiego zespołu zmieniają nieco stereotypowy pogląd na zależności między zachowaniem sportsmenek a stanem ich zdrowia. Do tej pory dużo mówiono o zaburzeniach odżywiania, które miały być skutkiem skrupulatnego przestrzegania drakońskiej diety, związanym z tym zaniku miesiączki oraz zwiększonej łamliwości kości, będącej wynikiem spadku stężenia żeńskich hormonów płciowych. Tymczasem u żadnej z badanych przez Hagmara atletek nie stwierdzono zmian o charakterze osteoporotycznym. Inni eksperci podkreślają, że naukowcy z Karolinska Institutet nie udowodnili swoich tez dotyczących PCOS. Stephen Franks, profesor biologii reprodukcyjnej z Imperial College London, zaznacza, że zgromadzono wiele dowodów na to, że u kobiet uprawiających sporty wytrzymałościowe, np. biorących udział w maratonach, zaburzenia miesiączkowania są związane z wpływem wysiłku na przysadkę mózgową (zaburzeniu ulega działanie tzw. osi podwzgórzowo-przysadkowo-jajnikowej). Brytyjczyk nie wyklucza też, że sporty siłowe przyciągają po prostu kobiety, które mają lekko podwyższony poziom testosteronu.
  16. Radykalne obniżenie poziomu cholesterolu oraz ciśnienia krwi ma wielką szansę znacząco poprawić stan zdrowia osób chorych na cukrzycę typu 2. - donoszą naukowcy z amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań nad Sercem, Płucami i Krwią (NHLBI, od ang. National Heart, Lung, and Blood Institute). Udowodniono, że poprawa tych dwóch parametrów może zatrzymać lub nawet odwrócić rozwój niekorzystnego dla naczyń krwionośnych twardnienia ich ścian (arteriosklerozę). Zmiana ta jest istotnym czynnikiem ryzyka rozwoju ataku serca oraz wielu innych chorób związanych z nieprawidłowym przepływem krwi, które mogą prowadzić bezpośrednio do śmierci. Wspomniane badanie trwało trzy lata i objęło 499 pacjentów w wieku powyżej 40 lat. Wszyscy należeli do grupy amerykańskich Indian - populacji o bardzo wysokiej częstotliwości występowania cukrzycy typu 2. Jest to pierwsza wykonana dotychczas szeroko zakrojona analiza wpływu obniżenia zawartości niekorzystnej frakcji cholesterolu (LDL, tzw. "złego cholesterolu") oraz ciśnienia tętniczego na zdrowie osób z tą chorobą. U osób nią obarczonych ryzyko wystąpienia chorób serca wzrasta dwu-, a niekiedy nawet czterokrotnie. Jak informuje dr Elizabeth G. Nabel, dyrektor NHLBI, po raz pierwszy wykazano, że obniżenie poziomu LDL oraz ciśnienia tętniczego może nawet odwrócić uszkodzenia naczyń krwionośnych u dorosłych w średnim wieku cierpiących na cukrzycę. W ramach eksperymentu dwustu czterdziestu siedmiu pacjentów (a więc około połowy badanych) otrzymało zadanie obniżenia poziomu "złego cholesterolu" do wartości uznanych powszechnie za prawidłowe (oznacza to obniżenie stężenia LDL do 100 mg/dl oraz ciśnienia skurczowego krwi do 130 mmHg). Drugą połowę badanych skierowano na terapię mającą na celu silniejsze obniżenie tych parametrów: było to odpowiednio 70 mg/dl oraz 115 mmHg. Jednocześnie zalecono im kontynuowanie dotychczasowych procedur obejmujących m.in. zmianę diety, rzucenie palenia oraz standardowe leczenie cukrzycy. Uczestnicy testu byli regularnie badani: najpierw po miesiącu od jego rozpoczęcia, a następnie co trzy miesiące. Za każdym razem badano poziom LDL we krwi oraz ciśnienie tętnicze. Przeprowadzano także wywiad w celu ustalenia ogólnego samopoczucia. Na bieżąco korygowano także terapię mającą na celu osiągnięcie założonych w eksperymencie parametrów oraz zachęcano pacjentów do przestrzegania zasad zdrowego stylu życia, który miał w założeniu ułatwić im osiągnięcie ustalonego celu. Aby ocenić wpływ stosowanych metod na stan naczyń krwionośnych stosowano badanie ultrasonograficzne (USG) w celu ustalenia grubości ścian tętnicy szyjnej. Z użyciem tej samej techniki analizowano także rozmiar oraz funkcjonowanie lewej komory serca, której przerost jest znaczącym czynnikiem ryzyka ataku serca. Badanie USG wykonano trzykrotnie: na początku badania, w jego połowie (po 18 miesiącach) oraz na końcu, czyli po trzech latach od pierwszego dnia eksperymentu. Po trzech latach badań przyszedł czas na analizę ich wyników. Okazało się, że choć ilość zawałów serca w obu grupach była podobna, ich częstotliwość była wyraźnie niższa od spodziewanej. Dodatkowo w grupie objętej agresywnym trybem leczenia stwierdzono inne pozytywne efekty terapii. Przede wszystkim potwierdzono, że ściany tętnicy szyjnej u pacjentów z tej grupy były cieńsze, co przekłada się na ich - niezwykle pożądaną - wiekszą elastyczność. Zauważono także, że u osób, którym udało się osiągnąć większą poprawę w zakresie LDL i ciśnienia krwi, doszło do zmniejszenia lewej komory serca, która w wyniku choroby osiągnęła zbyt duży, niekorzystny dla harmonijnego przepływu krwi rozmiar. Niestety terapia przyniosła także negatywne efekty. Zauważono, że pacjenci, u których stosowano bardziej agresywną terapię, wykazywali bardziej nasilone objawy niepożądane przyjmowania leków. Co ciekawe jednak, dotyczyło to wyłącznie leków obniżających ciśnienie krwi. Preparaty obniżające stężenie frakcji LDL nie powodowały silniejszych efektów ubocznych u osób, które przyjmowały je w większej ilości. Dr Jerome L. Fleg, jeden z autorów badań, mówi: Te zachęcające wyniki sugerują, że terapia obniżająca ciśnienie krwi oraz poziom cholesterolu bardziej zaostrzona w stosunku do stosowanej obecnie może redukować ryzyko zapadnięcia w przyszłości na choroby sercowo-naczyniowe. Dłuższy czas obserwacji oraz wykonanie dodatkowych badań na innych populacjach są potrzebne, by potwierdzić korzyść oraz opłacalność ekonomiczną takiego zaostrzenia rygoru leczenia. W Stanach Zjednoczonych na cukrzycę cierpi około 21 milionów osób, z których ok. 284 000 umrze w ciągu najbliższego roku. Przyczyną 65% zgonów będą choroby serca i naczyń krwionośnych. Dokonane przez naukowców z NHLBI odkrycie ma szansę poprawić tę zatrważającą statystykę.
  17. Tygrysy trzymane na całym świecie w niewoli mogą okazać się niezwykle ważne dla zachowania tego gatunku oraz różnorodności genetycznej w jego obrębie - donoszą badacze w najnowszym numerze czasopisma Current Biology. Ku zaskoczeniu naukowców okazało się, że znaczna część tygrysów trzymanych w niewoli - w ogrodach zoologicznych, cyrkach, a nawet prywatnych domach - pochodzi w prostej linii od okazów przedstawicieli poszczególnych odmian tego gatunku. Oznacza to, że noszą - zupełnie jak rasowe psy - "czysty" zestaw genów, w tym wypadku charakterystyczny dla osobników zamieszkujących dany obszar. Zwierzęta te mogą się okazać ratunkiem dla populacji, które w przyrodzie są na skraju wyginięcia lub nawet wyginęły całkowicie, a ostatni (i jedyni) ich przedstawiciele żyją utrzymywani przez człowieka. Być może uda się także nakłonić je do reprodukcji łatwiej niż ich krewniaków żyjących na wolności. Tygrysy należą do gatunków wyjątkowo szybko znikających z powierzchni naszej planety. Na początku XX wieku ich liczebność na świecie szacowano na 100 000, zaś obecnie żyje ich na wolności najprawdopodobniej około 3000. Z drugiej strony jednak szybko przybywa tych szlachetnych zwierząt żyjących w niewoli - szacuje się, że na całym świecie żyje ich 15 do 20 tysięcy. Spośród nich zaledwie około tysiąca wykorzystywanych jest w rozmaitych programach sztucznego rozrodu. Być może dzięki odkryciu amerykańskich naukowców uda się nakłonić hodowców do przyłączenia do tego typu przedsięwzięć. Aby ustalić rodowód tych pięknych kotów, opracowano specjalny test genetyczny. Na podstawie analizy materiału pobranego od 134 tygrysów żyjących w niewoli ustalono "genetyczne odciski palca" każdej z odmian. Następnie porównano je ze stu pięcioma zwierzętami żyjącymi w niewoli w czternastu krajach. Spośród nich aż 49, czyli niemal połowa, należało do jednego z pięciu znanych podgatunków. Zdefiniowano je jako "zwierzęta o zweryfikowanym podgatunkowym rodowodzie" (VSA, od ang. Verified Subspecies Ancestry). Reszta okazała się mieszańcami przedstawicieli poszczególnych grup. Badacze oceniają, że mało prawdopodobnym jest, aby wśród wszystkich trzymanych w niewoli tygrysów odsetek zwierząt VSA był tak wysoki. Mimo to szacuje się, że nawet wynik na poziomie 14-23 procent byłby w zupełności wystarczający, by umożliwić efektywne działania na rzecz zachowania tego szlachetnego gatunku kotowatych. Co ciekawe, natrafiono także na hodowane przez ludzi okazy, u których wykryto znaczniki genetyczne niespotykane u przedstawicieli żadnego znanego podgatunku tygrysa. Dokładniejsze badania oraz umiejętne wykorzystanie tych osobników do rozrodu mogłyby dodatkowo zwiększyć różnorodność osobników, które w wyniku kontrolowanego rozmnażania trafiałyby do środowiska naturalnego.
  18. Specjaliści z amerykańskich Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC, od ang. Centers for Disease Control and Prevention) przyznają, że tegoroczny sezon był najgorszym od czterech lat pod względem ilości zachorowań na grypę oraz ich skutków. Przyczyny tego stanu rzeczy upatruje się w dużym stopniu w mylnym doborze wirusów, które stały się podstawą przygotowanej na ten rok szczepionki na tę chorobę. Skład szczepionki jest co roku zmieniany. Na podstawie analizy danych z poprzedniego sezonu i prognoz na nadchodzący naukowcy starają się przewidzieć, jaki wirus będzie najbardziej aktywny w najbliższym czasie i w ten sposób komponują preparat, który ma za zadanie nie dopuścić do rozwoju infekcji. W tym roku jednak przewidywania te okazały się w dużym stopniu błędne. Szczepy wirusa grypy są ściśle sklasyfikowane. Po pierwsze, dzielą się one na trzy typy: A (najgroźniejszy), B oraz C (bardzo łagodny). Podawany kod literowo-cyfrowy (np. H5N1 dla słynnego wirusa ptasiej grypy) oznacza numer kolejny wariantu dwóch głównych białek wirusa: hemaglutyniny oraz neuraminidazy, które są w dużym stopniu odpowiedzialne za zdolność wirusa do infekcji i jednocześnie - za odpowiedź organizmu docelowego na dany szczep wirusa. Dodatkowo często podawane są nazwy miejsc, w których po raz pierwszy zaobserwowano dany szczep (stąd właśnie wzięła się np. nazwa słynnej grypy "hiszpanki"). W mijającym "sezonie grypowym" dominował wirus A szczepu H3N2. Stosowana w USA szczepionka osiągała skuteczność 58%, co oznacza, że osoby zaszczepione chorowały na grypę spowodowaną przez ten szczep o ponad połowę rzadziej w porównaniu do porównywalnej (pod względem wieku, płci, stylu życia itp.) grupy osób nieszczepionych. Niestety w odniesieniu do wirusa typu B skuteczność zabezpieczenia była równa zeru. Daje to całkowitą skuteczność wynoszącą 44%. Jest to jeden z czterech przypadków w ciągu ostatnich dwudziestu lat, kiedy ten - zwykle skuteczny - środek prewencyjny nie wypełnił swojego zadania. Badaczom z CDC nie umknął sprzed oczu fakt, że aż dwa spośród trzech najbardziej chorobotwórczych w tym roku szczepów wirusa nie znalazły się w składzie przygotowanej na ten rok szczepionki. Wnioski takie opracowano na podstawie obserwacji chorych przyjmowanych do szpitala w Marshfield w stanie Wisconsin. Na szczęście pojawiły się ostatnio także bardziej optymistyczne informacje. Niedawno opublikowano bowiem pracę, która prawdopodobnie pomoże naukowcom przewidywać, jaki szczep wirusa grypy będzie dominował w kolejnym sezonie. Należy bowiem pamiętać, że przygotowanie odpowiedniej ilości tego preparatu zajmuje ponad pół roku. Zgodnie z artykułem, opublikowanym w czasopiśmie Science, każdego roku rozprzestrzenianie się wirusa rozpoczyna się na terenie Azji osiem do dziewięciu miesięcy przed jego pojawieniem się w Europie i Ameryce Północnej. Oznacza to wystarczającą (przynamniej teoretycznie) ilość czasu, by producenci szczepionki zdążyli z jej produkcją na czas. Zgodnie z publikowanymi przez CDC danymi, każdego roku 5-20% Amerykanów przechodzi grypę. Z tej grupy ponad 200 000 osób trafia z powodu choroby do szpitala, a niemal co piąty hospitalizowany pacjent umiera. Najbardziej narażeni na poważne komplikacje są, z uwagi na obniżony poziom odporności, ludzie starsi oraz dzieci, a także osoby z zaburzeniami układu odpornościowego.
  19. Zespół badaczy z Uniwersytetu Arizona oraz Uniwersytetu Columbia odkrył cechę, dzięki której powodująca rzeżączkę bakteria zasługuje nie tylko na miano mikroorganizmu szkodliwego dla człowieka, ale też... jednego z największych siłaczy świata, oczywiście w porównaniu do rozmiarów własnego ciała, czyli pojedynczej komórki. Najważniejszą obserwacją Amerykanów było dostrzeżenie, że wyrastające z powierzchni komórki miniaturowe wypustki, zwane pilami typu IV, mogą łączyć się w wiązki i w ten sposób oddziaływać na znajdujące się w otoczeniu przedmioty ze znacznie zwiększoną siłą. Dotychczas sądzono, że proces chwytania obiektów przez pile i ich przyciągania nie podlega wyraźnej kontroli i że każda z wypustek robi to samodzielnie. W obserwacjach posłużono się jako modelem bakterią zwaną dwoinką rzeżączki (łac. Neisseria gonorrhoeae). Dzięki badaniom odkryto, że znajdujące się na powierzchni komórki wypustki, przypominające kończyny organizmów wielokomórkowych, są w stanie działać w sposób zorganizowany i w ten sposób zwiększać siłę, z jaką oddziałuje on na elementy otaczającego go środowiska. Kiedy powstała wiązka pili typu IV kurczy się w sposób zsynchronizowany, jest w stanie - o ile jest przyczepiona do stabilnego podłoża - przesuwać obiekty cięższe nawet do 100 000 razy! To dziesięciokrotnie większa wartość, niż wydawało się do tej pory. Zdaniem jednej z osób uczestniczących w badaniach, Magdaleny 'Maggie' So, siła ta może sięgać nawet 1 nanoniutona, co jest ogromną wartością w porównaniu do rozmiarów pojedynczej komórki bakteryjnej. Stawia to N. gonorrhoeae w ścisłej czołówce najsilniejszych organizmów świata, a być może nawet na pierszym miejscu tej listy. W toku badań okazało się, że skurcz pili jest dla dwoinki rzeżączki niezwykle istotny w momencie rozpoczęcia infekcji. Co ciekawe, bakteria ta rozpoczyna atak na komórki ludzkie poprzez... naciąganie jej błony komórkowej. W ten sposób zakłócany jest naturalny przepływ informacji wewnątrz komórki, co wpływa negatywnie na naturalne systemy obrony przed atakiem patogenów. Aby zmierzyć siłę, z jaką N. gonorrhoeae przyciąga do siebie znajdujące się w pobliżu obiekty, zastosowano nowatorską technikę. Bakterie wysiewa się na powierzchni specjalnie przygotowanej szczotki, a następnie pozwala jej na przyłączenie pili do elastycznych wypustek odstających od podłoża. Kiedy dwoinka zaczyna kurczyć swoje pile, elementy szczotki zostają wygięte w przeciwną stronę, dzięki czemu możliwy jest pomiar siły używanej przez bakterię. Odkrycie Amerykanów może mieć co najmniej dwa zastosowania. Pierwsze to potencjalna możliwość użycia tego niezwykle sprawnego mechanizmu do konstrukcji układów odpowiedzialnych za ruch w nanomaszynach. Drugie zaś to szansa na wykorzystanie tej wiedzy w leczeniu rzeżączki - być może umiejętność powstrzymania "naciągania błony" atakowanych komórek pozwoli na powstrzymanie infekcji. Aby to jednak potwierdzić, potrzeba będzie z pewnością jeszcze wiele czasu.
  20. Turbulencje są zmorą zarówno inżynierów, jak i osób podróżujących czy pilotujących samoloty. Zespół Dimitrisa Lagoudasa z Texas A&M University skonstruował rodzaj powłoki, która pod wpływem chaotycznych ruchów powietrza przyjmuje odpowiednio pofalowany kształt. Podobny trik, tyle że w wodzie, stosują delfiny (Smart materials and structures). Tego rodzaju powłoka zmniejszyłaby turbulencje nie tylko w samolotach, ale także w łodziach podwodnych. Odpowiednie pofalowanie wytłumia ruch cząsteczek gazu lub cieczy. Wbrew pozorom odnalezienie odpowiedniej formy wcale nie jest proste. Powierzchnia skrzydła lub burty musi przyjąć kształt idealny, to znaczy wymuszany przez napierające na nią siły. Dodatkowo żądana forma zmienia się wraz z prędkością. A jak robią to delfiny? By zredukować "rzucanie" w czasie pływania, marszczą skórę. Dzięki temu woda przestaje przywierać do ich ciała. Wzorując się na naturze, Amerykanie najpierw przeprowadzili odpowiednie wyliczenia, potem postanowili przetestować prototyp powłoki. Pod aktywnie reagującą "skórą" znajdują się specjalne piezoceramiczne nóżki. Wydłużają się one pod wpływem działania pola elektrycznego. Kontrolując jego parametry, ekipa Lagoudasa może uzyskać konfigurację powłoki, która odpowiada długości oraz amplitudzie fali działającej na powierzchnię materiału i w ten sposób wyeliminować wstrząsy. Powstające wybrzuszenie może mieć do 30 mikrometrów wysokości. Othon Rediniotis, jeden z członków zespołu, podkreśla, że drgania powłoki zmniejszono aż o połowę. Wg Lagoudasa, wynalazek jego zespołu sprawdzi się najlepiej w łodziach podwodnych. Wykorzystanie go w samolotach będzie wymagało wyeliminowania wielu przeszkód. Samolot porusza się z większą prędkością, dlatego powstające fale muszą mieć większą częstotliwość. Na razie "skórę" przetestowano jedynie w warunkach laboratoryjnych. Przed zaimplementowaniem w prawdziwej flocie, morskiej czy powietrznej, musi być całkowicie niezawodna.
  21. Sonda Cassini, która zbiera informacje o Saturnie, dostarczyła dotychczas tak olbrzymią ilość danych i jest w tak dobrym stanie, że NASA postanowiła przedłużyć jej misję o dwa lata. Początkowo planowano przerwanie misji w lipcu 2008 roku. Cassini wystartowała 15 października 1997 roku i w czerwcu 2004 osiągnęła orbitę Saturna. Zaczęła okrążać planetę, dostarczając naukowcom informacji o niej samej, jej pierścieniach i olbrzymiej liczbie księżyców. Astronomowie dowiedzieli się dzięki niej wielu nowych rzeczy na temat planet. Dotychczas Cassini okrążyła Saturna 62 razy i 55 razy przeleciała w pobliżu jego księżyców, w tym 43 razy mijała Tytana. Ostatnio bardzo zbliżyła się do niewielkiego Enceladusa, księżyca o średnicy zaledwie 500 kilometrów, na powierzchni którego znajduje się olbrzymie lodowo-wodny gejzer, wyrzucający materiał na odległość 1500 km. NASA przed końcem misji postanowiła przeprowadzić testy samej sondy i okazało się, że jedynie trzy znajdujące się na niej instrumenty uległy niewielkim awariom. Agencja zdecydowała więc o przedłużeniu misji sondy o kolejne dwa lata. W tym czasie okrąży ona Saturna kolejne 60 razy, 26 razy przeleci obok Tytana, siedmiokrotnie zbliży się do Encladusa i po jednym razie do księżyców Rea, Diona i Helena. Cassini przeprowadzi też badania magnetosfery i pierścieni planety. Jednym z jej najważniejszych zadań będą badania Encladusa. Naukowcu sądzą, że pod jego powierzchnią znajduje się woda. Zdecydowano więc, że Cassini zbliży się do księżyca na odległość zaledwie 25 kilometrów. Co więcej, w swoim oświadczeniu prasowym NASA zaznaczyła, że za dwa lata sonda będzie miała jeszcze na tyle dużo paliwa, że możliwe będzie ewentualne kolejne przedłużenie jej misji.
  22. Brytyjscy naukowcy z University of Manchester stworzyli najmniejszy tranzystor na świecie. Do jego zbudowania wykorzystali grafen. Tranzystor jest wspólnym dziełem doktora Kostyi Novoselova i profesora Andre Geima, jednego z wynalazców grafenu. To kolejny wynalazek tej dwójki. Tym razem ich tranzystor ma grubość 1 atomu i szerokość 10. Obecnie wciąż udaje się zmniejszyć rozmiary podzespołów elektronicznych budowanych z tradycyjnych materiałów, jednak wiadomo, że taka sytuacja nie będzie trwała bez końca. Głównym problemem jest stabilność materiałów, jeśli wytworzone z nich elementy są mniejsze niż 10 nanometrów (przypomnijmy, że nanometr to 1/1000000 milimetra, a grubość ludzkiego włosa to około 100 000 nanometrów). Obecnie wykorzystywane półprzewodniki tracą przy takiej skali stabilność i zaczynają przemieszczać się po powierzchni w sposób niekontrolowany. Przypomina to ruch kropelek wody na rozgarznej blasze. Brytyjscy naukowcy udowodnili właśnie, że grafen pozostaje stabilny, gdy wytnie się z niego elementy o rozmiarach mniejszych niż 10 nanometrów. Ich tranzystor nie tylko ma szerokość 1 nanometra, ale działa w temperaturze pokojowej. To bardzo ważne, gdyż wcześniej uzyskiwano podobne tranzystory, ale mogły one pracować tylko w bardzo niskich temperaturach. Grafen, od czasu jego odkrycia przed trzema laty, wzbudza olbrzymie zainteresowanie i wiąże się z nim coraz większe nadzieje. Wszystko wskazuje na to, że będzie on materiałem przyszłości, który zastąpi krzem. Profesor Geim jest jednak ostrożny. Jest zbyt wcześnie by obiecywać, że w przyszłości grafen posłuży np. do budowy superkomputerów. W naszej pracy skupiliśmy się tylko na sprawdzeniu, czy istnieją szanse na to, że powstaną tak małe tranzystory. Niestety, obecnie nie dysponujemy technologią, która rzeczywiście pozwoliłaby nam tworzyć podzespoły z dokładnością co do jednego nanometra. Ale to problem, z którym zmaga się cała "pokrzemowa" elektronika przyszłości. Przynajmniej wiemy, że mamy materiał, który podoła temu zadaniu - mówi naukowiec.
  23. Węch jest niedocenianym, lecz bardzo ważnym zmysłem. Zespół Roberta Henkina z Center for Molecular Nutrition and Sensory Disorders w Waszyngtonie zaobserwował, że osobom z upośledzonym węchem można pomóc, podając leki stosowane do leczenia astmy oskrzelowej. U pacjentów ze zmniejszoną wrażliwością na jeden lub wiele bodźców zapachowych (łac. hyposmia) wykryto w błonie śluzowej nosa obniżone stężenia dwóch związków: cAMP (cyklicznego AMP) i cGMP (cyklicznego GMP). W związku z tym Amerykanie zdecydowali się na ordynowanie w okresie od 2 do 6 miesięcy leku hamującego rozkład tych dwóch związków, a mianowicie teofiliny. Teofilina jest alkaloidem purynowym obecnym np. w liściach herbaty (stąd jej nazwa). Wpływa na metabolizm cyklicznych nukleotydów, oddziałując na receptory purynergiczne. Za pomocą standardowego testu odnotowano zwiększoną czułość powonienia aż u 70% osób. Podczas wywiadu do zauważania różnic przyznawało się jedynie 47% pacjentów. Skąd taka różnica w ocenie? Chcieli być całkowicie normalni – wyjaśnia Henkin. Poprawa zanikała, gdy ochotnicy przestawali przyjmować lek.
  24. W Sieci pojawiły się głosy domagające się uznania języka fascynatów IT (tzw. geeków) za... oficjalny język. Najnowsze badania wykazały, że każdego roku do języka technologii (zwanego Nerdic) dodawanych jest około 100 nowych słów. Tymczasem w języku angielskim tworzonych jest rocznie 30 wyrazów, które zyskują uznanie specjalistów i trafiają do Oxford English Dictionary. Zwolennicy uznania Nerdic za język twierdzą, że posiada on wszystkie cechy języka - słowa, frazy i sposób wymowy. Najwięksi fascynaci nowych technologii uważają nawet, że są w stanie przeprowadzić całą rozmowę w Nerdic. Dla kogoś z zewnątrz mogłaby ona być do końca zrozumiała. Zapominają chyba przy tym, że podobne rozmowy, niezrozumiałe dla osób postronnych, mogą prowadzić specjaliści w każdej innej dziedzinie.
  25. Naukowcy z Virgina Polytechnic Institute i Virginia State University opublikowali statystyki pokazujące, jak wiele wody trzeba zużyć, by wyprodukować i dostarczyć różne rodzaje energii. Wynika z nich, że jeśli przez cały rok, po 12 godzin każdego dnia, będziemy palili 60-watową żarówkę, to zużyjemy w ciągu roku niemal 23 000 litrów wody. Najbardziej oszczędnymi paliwami, pod względem zużycia wody potrzebnej do ich produkcji, są gaz ziemny i syntetyczne paliwa powstające na drodze gazyfikacji węgla. Natomiast najwięcej wody zużywane jest do wytworzenia etanolu i biodiesla. Naukowcy porównali też stosunek wygenerowanej mocy do zużytej wody. Okazuje się, że najkorzystniejszymi źródłami energii są w tym przypadku źródła geotermalne oraz elektrownie wodne. Najbardziej rozrzutną technologią jest natomiast energetyka atomowa. Do zapewnienia energii całym Stanom Zjednoczonym potrzeba rocznie około 2,5 biliona litrów wody (2,5 kilometra sześciennego). Profesor Tamim Younos z Virginia Tech mówi: Istnieje wiele zmiennych, takich jak warunki geograficzne i klimatyczne, rodzaj i wydajność technologii czy też dokłaność pomiarów. Jednak dzięki wykorzystaniu standardowych jednostek (BTU) mogliśmy wyliczyć ilość wody zużywaną podczas produkcji różnych rodzajów energii. Należy zwrócić uwagę na to, że coraz częściej krytyce poddawane są biopaliwa. Z jednej strony charakteryzują się one, w porównaniu z paliwami kopalnymi, mniejszą emisją gazów cieplarnianych, jednak do ich produkcji potrzeba więcej wody, a przeznaczanie pól pod uprawę roślin na biopaliwa przyczynia się do wzrostu cen żywności.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...