-
Liczba zawartości
37680 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
250
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Jeśli grobowce faraonów z Doliny Królów pozostaną otwarte dla turystów, znikną w ciągu 150-500 lat – prorokuje sekretarz generalny Egipskiej Służby Starożytności (SCA) Zahi Hawass. Zniszczą je narastająca wilgoć i grzyby. Hawass poinformował w poniedziałek media, że rzeźbom i malowidłom naściennym nie służą zarówno kiepska wentylacja, jak i para wodna, wydobywająca się z każdym wydechem z płuc milionów turystów. Doliny Królów i Królowych stanowią część nekropolii tebańskiej. Sekretarz SCA wyjawił, że władze postanowiły zamknąć część obiektów dla zwiedzających i zastąpić je replikami. Zarządzenie to objęło m.in. grobowce Nefertiti, Tutanchamona i Setiego I. Służba Starożytności już przedsięwzięła odpowiednie środki ostrożności, ograniczając na przykład liczbę turystów oraz instalując nowe systemy wentylacyjne. Obecnie zespół ekspertów prowadzi laserowe pomiary grobów, by móc zbudować wierne kopie oryginałów, które zostaną udostępnione chętnym w miejscu w pobliżu Doliny Królów.
-
Firma analityczna RBC Capital Market opublikowała raport, z którego wynika, że już wkrótce Microsoft może przestać liczyć się na rynku smartfonów. Zdaniem RBC w roku 2012 Apple sprzeda ponad 82 miliony iPhone'ów i wraz z firmami RIM oraz Palm opanuje rynek. Wbrew nadziejom Steve'a Ballmera, który publicznie wyśmiewał szanse na rynkowy sukces iPhone'a, nic nie wskazuje na to, by Microsoft miał jakikolwiek pomysł na zatrzymanie spadku rynkowych udziałów. Nadzieją firmy z Redmond może być system Windows 7 Mobile, ale trafi on na rynek dopiero wiosną przyszłego roku. Na razie koncern z Redmond może liczyć jedynie na Windows Mobile 6.5 oraz Windows Mobile Marketplace. Oba produkty mają jednak poważne wady. System Windows Mobile 6.5 nie obsługuje w pełni ekranu dotykowego, co stało się standardem na rynku smartfonów. Z kolei Windows Mobile Marketplace nie ma obecnie najmniejszych szans, by konkurować z App Store, z którego pobrano już ponad 1,5 miliarda aplikacji. Nic nie wskazuje też i na to, by developerzy mieli porzucić platformę iPhone na rzecz Windows Mobile. Apple uczy się traktować developerów coraz lepiej, a poza tym, z Microsoftem o ewentualnych zawiedzionych postępowaniem firmy Jobsa konkurują też Google i Sony. Zresztą część developerów, która odeszła od iPhone'a do Androida szybko powróciła, gdyż byli rozczarowani platformą Google'a.
-
Sony obniżyło cenę konsoli PlayStation 3. Zdaniem analityków, taki ruch powinien zwiększyć sprzedaż konsoli, jednak nie poprawi zbytnio sytuacji finansowej firmy. Przedsiębiorstwo zaprezentowało nieco cieńszą konsolę, w której pojemność dysku twardego zwiększono z 80 do 120 gigabajtów, a jednocześnie cenę zmniejszono o 100 dolarów. W USA nowa PS3 będzie kosztowała 299 dolarów, w Europie 299 euro. Mieszkańcy Japonii będą za PS 3 nadal płacili 39 980 jenów (420 USD). W Kraju Kwitnącej Wiśni nowa PS3 zadebiutuje za dwa tygodnie i wówczas jej cena zostanie obniżona do 29 980 jenów (315 dolarów). Sony szuka dróg wyjścia z ciężkiej sytuacji finansowej. Po raz pierwszy od 14 lat koncern zanotował roczną stratę. Wyniosła ona miliard dolarów. Prognozy na kolejny rok podatkowy, kończący się w marcu 2010 są jeszcze gorsze. Specjaliści przewidują stratę w wysokości 1,4 miliarda USD. Dotychczas na całym świecie Sony sprzedało 23,7 miliona konsoli PlayStation 3. To znacznie mniej niż rywale. Sprzedaż Nintendo Wii osiągnęła bowiem poziom 52,6 miliona sztuk, a Xboksa 360 - 31,4 miliona.
- 8 odpowiedzi
-
- PlayStation 3
- konsola
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ford ogłosił powstanie inteligentnego systemu zarządzania ładowaniem samochodów elektrycznych. Pomysł polega na wykorzystaniu technologii komunikacji bezprzewodowej do jak najtańszego tankowania samochodów elektrycznych oraz zapobiegania przeciążeniom sieci. System Forda po podłączeniu kabla zasilania do samochodu, komunikuje się z licznikami i sprawdza ceny prądu oraz przewidywany czas ładowania. Kierowca może wcześniej zdefiniować maksymalną cenę, którą jest skłonny zapłacić za jednostkę energii. Dzięki takiemu rozwiązaniu samochód zacznie ładować się np. dopiero poza godzinami szczytu. Ponadto sprawdzi, czy w okolicy nie ma jednocześnie podłączonych zbyt wielu pojazdów, by w ten sposób uniknąć przeciążenia sieci. Inteligentny system trafi do pojazdów Forda w 2011 roku.
- 2 odpowiedzi
-
- tankowanie
- energia
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mozilla rozpoczęła kampanię, w której domaga się od Microsoftu więcej, niż tylko zaprezentowania w systemie Windows możliwości wyboru przeglądarki, którą użytkownik chce zainstalować. Mitchell Baker, była szefowa Mozilli i obecna przewodnicząca Mozilla Foundation, oraz Harvey Anderson, główny prawnik firmy, opublikowali na swoich blogach wpisy, w których przedstawiają wątpliwości wokół propozycji Microsoftu. Z kolei John Lilly, obecny szef Mozilli, potwierdził, że wpisy te są częścią większej firmowej kampanii. Przypomnijmy, że Microsoft zgodził się, by w systemie Windows 7 podczas instalacji pojawił się ekran wyboru przeglądarki, której użytkownik będzie chciał używać. Do wyboru będą Internet Explorer, Firefox, Safari, Chrome i Opera. Być może na znajdą się tam też inne przeglądarki. Ekran wyboru miałby pojawiać się podczas instalacji wykonywanych przez najbliższe pięć lat, a więc trafiłby również do następcy Windows 7. Mitchel Baker twierdzi jednak, że i tak Internet Explorer będzie miał status najbardziej preferowanej przeglądarki. Nawet jeśli obecna propozycja zostanie zrealizowana w najbardziej pożądany sposób, to i tak IE będzie miał wyjątkowo uprzywilejowaną pozycję podczas instalacji Windows - pisze Baker. Miliony szczegółów powodują, że bardzo trudno jest przewidzieć, jaki będzie efekt propozycji Microsoftu - stwierdza. Baker ogólnie odnosi się do takich faktów jak obecność IE w systemie czy możliwość manipulowania przez Microsoft mechanizmem Windows Update tak, by użytkownik zaczął korzystać z Internet Explorera. Bardziej szczegółowo wypowiada się Anderson. Z jego wpisu wynika, że Mozilla domaga się, by mechanizm Windows Update był obsługiwany nie tylko przez Internet Explorera. Zdaniem Mozilli Microsoft może wykorzystać fakt, że uruchamia się wówczas IE do proponowania użytkownikowi, by powrócił on do IE jako domyślnej przeglądarki. Producent Firefoksa uważa też, że żadne programy Microsoftu nie powinny uruchamiać Internet Explorera o ile nie jest on domyślną przeglądarką w systemie. Może być to bowiem okazją do wywierania presji na użytkownika, by używał Explorera. Mozilli nie podoba się też sposób pobierania przeglądarek. Anderson pisze, że z badań jego firmy wynika, iż jedynie 55% użytkowników, którzy klikają na link z oprogramowaniem rzeczywiście instaluje to oprogramowanie. Przedstawiciele Mozilli twierdzą zatem, że skoro intencją użytkownika jest pobranie jakiejś przeglądarki i jej wypróbowanie, to Microsoft powinien tak przygotować ekran wyboru, by po kliknięciu dochodziło do pobrania i automatycznej instalacji wybranego oprogramowania. Drugą zmianą, jaką się domaga, jest zaprezentowanie użytkownikowi pobierającemu przeglądarkę witryny jej producenta z instrukcją instalacji. Andersonowi nie podoba się też sam ekran wyboru. Zauważa, że IE może być najczęściej wybieraną przeglądarką, może być wybierany automatycznie jeśli użytkownik w ogóle zignoruje ekran wyboru, może być wybierany przez użytkowników, którzy nie do końca będą wiedzieli, jak obsługiwać ekran wyboru. Może w końcu stać się domyślną przeglądarką, jeśli użytkownik wybierze inną przeglądarkę, ale tylko ją pobierze, a nie zainstaluje. Inne przeglądarki mają tylko jedną, trudną i podatną na niepowodzenia, drogę, by stać się domyślną przeglądarką. Nie wiem, jak można temu zaradzić w inny sposób, niż zobowiązanie użytkownika do dokonania wyboru, a nie uznawanie brak wyboru za wybór IE - czytamy na blogu Andersona. Prawnik Mozilli ma też problem z kolejnością przeglądarek na ekranie wyboru. Jego zdaniem, gdy użytkownikowi przerwie się proces instalacji po to, by obsłużył ekran wyboru, większość osób nie będzie rozważało wszystkich opcji. Użytkownicy będą chcieli jak najszybciej pozbyć się przeszkadzającego w instalacji ekranu. Z tego też powodu pozycja najbardziej po lewej stronie - obecnie znajduje się tam Internet Explorer - daje przewagę. Zdaniem Andersona należy to rozwiązać w inny sposób. Kolejna rzecz, którą krytykuje Mozilla jest propozycja Microsoftu, by użytkownik, który wybrał inną przeglądarkę niż IE otrzymał instrukcję, jak wyłączyć IE. Anderson twierdzi, że wyłączenie IE powinno odbywać się wówczas automatycznie. W przeciwnym razie większość użytkowników nie przeczyta instrukcji i wciąż będzie widziała w Menu systemu Windows ikonę Explorera. Mozilla chce również, by Microsoft wziął na siebie odpowiedzialność za edukację użytkowników. Zdaniem jej przedstawiciela na ekranie wyboru powinno znaleźć się wyjaśnienie czym jest przeglądarka internetowa oraz omówić znaczenie konkurencyjności dla rozwoju rynku. Anderson proponuje też, by co roku Komisja Europejska przyglądała się działaniu mechanizmu wyboru przeglądarek i badała efekty jego wprowadzenia. Na koniec Anderson zaznacza, że wymienił jedynie podstawowe warunki, które powinny być spełnione przed przyjęciem propozycji Microsoftu.
-
Popcorn i pełnoziarniste płatki śniadaniowe zawierają tyle samo przeciwutleniaczy (polifenoli), co warzywa i owoce – przekonują akademicy z University of Scranton w Pensylwanii. Od dawna powtarzano, że produkty z mąki z pełnego przemiału są zdrowe, wszyscy jednak sądzili, że dzieje się tak dzięki włóknom. Ostatnio Amerykanie ponownie zajęli się tym zagadnieniem i uważają, że za cudownym efektem stoją raczej polifenole. Byliśmy naprawdę zaskoczeni, kiedy stwierdziliśmy, jak dużo polifenoli jest w popcornie. Przypuszczam, że to dlatego, iż mamy do czynienia z czymś nieprzetworzonym. [Po uprażeniu] otrzymuje się wszystkie wspaniałe składniki kukurydzy w stanie nierozcieńczonym, w dodatku są one chronione przez skórkę – opowiada chemik dr Joe Vinson. Badacz podkreśla, że kubek popcornu zawiera tyle samo polifenoli, co jabłko. Naukowiec zachwala też płatki śniadaniowe, m.in. przygotowane na modłę włoskiej granoli. Gram pełnych ziaren odpowiada pod względem zawartości przeciwutleniaczy gramowi owoców i warzyw. Doktor Vinson uporządkował nawet płatki według stężenia antyutleniaczy. Najlepsze są te wyprodukowane z pszenicy, na kolejnych miejscach znalazły się zaś kukurydziane, owsiane i ryżowe. Najwięcej przeciwutleniaczy na porcję występuje w otrębach z rodzynkami. Akademicy przypuszczają, że dzieje się tak głównie za sprawą rodzynek. Wśród słonych przekąsek prym wiedzie pod tym względem popcorn. Amerykanie oceniali ilość przeciwutleniaczy, wykorzystując hydrolizę alkaliczną.
- 10 odpowiedzi
-
- dr Joe Vinson
- pełne ziarna
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z British Geological Survey znaleźli liczące sobie 155 milionów lat skamieniałości kałamarnicy. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że szczątki były zachowane tak dobrze, iż udało się pozyskać z nich atrament, który posłużył do narysowania zwierzęcia. Doktor Phil Wilby, szef zespołu badawczego, mówi: Proces rozkładu ciała oznacza, zwykle zachowują się tylko twarde części zwierzęcia. Wyjątkowo rzadko znajdujemy zachowane miękkie części. Nazywamy to efektem Meduzy - zwierzę kamienieje w ciągu kilku dni, zanim się rozłoży. Zwierzę z gatunku Belemnotheutis antiquus jest bardzo podobne do współczesnych kałamarnic. Skład jego atramentu był identyczny ze współcześnie żyjącymi zwierzętami. Znaleziony atrament był skamieniały, ale udało się go rozpuścić w amoniaku i wykorzystać do wykonania rysunku.
-
- Belemnotheutis antiquus
- skamielina
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Psycholodzy zajęli się ostatnio skutkami dwujęzyczności. Zastanawiali się, w jaki sposób mózg przełącza się między różnymi językami i czy potrafimy aktywować jeden z nich, całkowicie wyłączając drugi. Okazuje się, że nie. Eva Van Assche, Wouter Duyck, Robert Hartsuiker i Kevin Diependaele z Uniwersytetu w Gandawie wybrali 45 studentów, których językiem ojczystym był holenderski, a drugim angielski. Poprosili ich o odczytanie kilku zdań, składających się z wyrazów kontrolnych – prostych słów z języka holenderskiego – i kognatów. Kognaty są słowami o wspólnej etymologii, które mają zarówno podobną formę, jak i znaczenie w wielu językach. Często pochodzą one z tego samego starożytnego języka. Angielskie słowo "cold" (zimny) jest np. kognatem niemieckiego "kalt", oba wywodzą się z średnioangielskiego. Kiedy studenci czytali zdania, nagrywano ruchy ich oczu i ustalano punkty fiksacji, czyli rejony sentencji, gdzie oczy na chwilę się zatrzymywały. Okazało się, że ochotnicy przyglądali się kognatom krócej niż wyrazom kontrolnym. I tak w przykładowym zdaniu "Ben heeft een oude OVEN/LADE gevonden tussen de rommel op zolder", które po angielsku wyglądałoby tak: "Ben found an old OVEN/DRAWER among the rubbish in the attic" (Ben znalazł stary piekarnik/szufladę w śmieciach na strychu), osoby dwujęzyczne szybciej odczytywały wyraz "oven" niż "lade". Psycholodzy uważają, że to nakładanie się języków przyspiesza aktywację kognatów. Chociaż więc studenci nie potrzebowali drugiego języka do odcyfrowania języka ojczystego, nie mogli go zwyczajnie wyłączyć. Oznacza to, że drugi język jest cały czas aktywny i wpływa na pierwszy, nawet jeśli różnica w ich znajomości jest duża.
-
W przyszłym roku rozpoczną się testy kliniczne pierwszej wziewnej szczepionki na odrę. Będą one prowadzone w Indiach, ponieważ tutaj wiele dzieci nadal zapada na tę zaraźliwą chorobę wirusową. Co roku umiera na nią prawie 200 tys. maluchów. Szefem zespołu, który opracował szczepionkę na bazie proszku, jest dr Robert Sievers z University of Colorado w Boulder. Uważa on, że łatwy w użyciu inhalator jest idealnym rozwiązaniem dla odległych rejonów krajów rozwijających się, gdzie nie ma lodówek ani dostępu do czystej wody czy sterylnych igieł, za pomocą których można by wykonać tradycyjny zastrzyk. Jak wyjaśnia Amerykanin, testy na zwierzętach zakończyły się w tym roku. Wg niego, wziewne szczepionki zapewniłyby odporność niemowlętom, starszym dzieciom i dorosłym. Dziecięce szczepionki, które mogą być inhalowane i dostarczane bezpośrednio do śluzówek, mają przewagę nad iniekcjami. Nie tylko zmniejszają ryzyko zakażenia HIV, żółtaczką i innymi chorobami związanymi z użyciem skażonych igieł, lecz mogą się także okazać skuteczniejsze od swych tradycyjnych odpowiedników. Choć została opracowana dla krajów Trzeciego Świata, nowa technologia stanie się zapewne bazą kolejnej generacji szczepionek dla reszty świata. Dotąd opracowano bowiem tylko jedną wziewną szczepionkę – wilgotną mgiełkę na grypę. Sieversa zainspirowały badania dotyczące sposobu wdychania przez ludzi kropli zanieczyszczeń atmosferycznych. Wraz ze studentami i resztą ekipy stworzył, a następnie opatentował metodę CAN-BD (dosł. nebulizacji wspomaganej dwutlenkiem węgla z suszarką kropli). Osłabiony wirus odry jest mieszany z dwutlenkiem węgla w stanie nadkrytycznym, w wyniku czego powstają drobne krople. Całość jest potem suszona i powstaje przeznaczony do wdychania proszek. Wprowadza się go do cylindrycznego woreczka, zamykanego podobnie jak szyjka plastikowej butelki. Po wzięciu jednego głębokiego oddechu dziecko może być skutecznie zaszczepione. Podczas testów na zwierzętach wykazano, że szczepionka wziewna jest tak samo skuteczna, jak iniekcja. Obecnie trwają prace nad tanią wersją inhalatora. Twórcy technologii CAN-BD twierdzą, że dawkę szczepionki można by wyprodukować za 26 centów. Jeśli przyszłoroczne badania zakończą się sukcesem, wg Serum Institute of India Ltd., roczne zapotrzebowanie na szczepionkę sięgnie 400 mln dawek. Sievers opowiada, że gdy w latach 80. ubiegłego wieku w Meksyku wybuchła epidemia odry, 3 mln dzieci podano właśnie szczepionkę wziewną w postaci aerozolu. Te maluchy, które wzięły udział w testach, rzadziej się zarażały niż brzdące zaszczepione tradycyjnie. Problem polegał jednak na tym, że do uzyskania mgiełki potrzeba było zasilania bądź baterii. Poza tym płynne szczepionki powinny być świeżo sporządzone i trzymane w chłodzie, a sam nebulizer wymaga czyszczenia. Nowy i tani dozownik, w którym cząsteczkami koloidalnymi są substancje stałe, nie musi być czyszczony ani w jakikolwiek sposób zasilany.
-
- aerozol
- dwutlenek węgla
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Choć przeciwko wirusom wymyślono już setki leków, skuteczność wielu z nich pozostawia wiele do życzenia. Cząsteczki tradycyjnych preparatów nie są w stanie wykonać swojego zadania ze względu na niewielkie rozmiary, zaś leki nowej generacji, oparte na białkach lub ich fragmentach, są niewygodne w stosowaniu. Badacze z University of Wisconsin zsyntetyzowali jednak substancje, które mogą rozwiązać te niedogodności. Badane cząsteczki, wytworzone przez zespół prof. Samuela Gellmana, naśladują peptydy, czyli krótkie łańcuchy aminokwasów. Są one zdolne do "zwijania się" (stąd ich nazwa: foldamery, od ang. to fold - składać) i tworzenia w ten sposób struktur trójwymiarowych, idealnie dopasowanych do blokowanych przez nie protein. W przeciwieństwie do naturalnych peptydów, cząsteczki foldamerów są nieznacznie zmodyfikowane. Osłabia to zdolność enzymów trawiennych do ich rozpoznawania i rozkładu, co pozwala na zwiększenie czasu półtrwania wewnątrz organizmu. Jest to ważne, gdyż niska stabilność terapeutycznych peptydów była dotychczas uznawana za ich ogromną wadę. Kilka pierwszych foldamerów zsyntetyzowanych przez badaczy z University of Wisconsin zostało już przetestowanych. Ich zadaniem było blokowanie aktywności glikoproteiny (pochodnej białkowej wzbogaconej o łańcuchy węglowodanowe) zwanej gp41, kluczowej dla wnikania HIV do komórek. Już podczas wstępnych testów w warunkach in vitro wykazano, że nowe cząsteczki skutecznie blokują infekcję wirusem odpowiedzialnym za AIDS. Co prawda jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by mówić o możliwości przeprowadzenia testów na ludziach, lecz eksperyment przeprowadzony na amerykańskiej uczelni może otworzyć drogę ku zupełnie nowej klasie leków.
-
Jak pomóc osobom niewidomym postrzegać otaczający je świat? Pomysłów było dotychczas wiele, lecz rozwiązanie zaproponowane przez amerykańską firmę Wicab wydaje się wyjątkowo interesujące. Opracowane przez jej pracowników urządzenie rejestruje obraz otoczenia i przekazuje go... na język. To mózg jest tym, dzięki czemu widzisz, a nie oczy, opisuje podstawową zasadę działania wynalazku Erik Weihenmeyer, jeden z jego użytkowników. Rzeczywiście, jego mózg nauczył się analizować wrażenia dotykowe w sposób zarezerwowany zwykle dla bodźców wzrokowych. Co prawda rozdzielczość postrzeganego obrazu nie jest zbyt wielka i wynosi 400 punktów, lecz dla osoby niewidomej jest to nieoceniona pomoc. Urządzenie, obecnie znajdujące się w fazie testów, składa się z trzech zasadniczych elementów. Pierwszym jest zestaw kamer rejestrujących obraz z otoczenia. Drugi to niewielki komputer, przetwarzający zebrane informacje do postaci impulsów elektrycznych. Wytworzony w ten sposób sygnał jest następnie przekazywany do trzeciego elementu, którym jest "lizak" zaopatrzony w matrycę elektrod. Układa się go na języku, a każda z elektrod działa w sposób podobny do pojedynczego piksela na wyświetlaczu, drażniąc użytkownika w sposób przypominający uwalnianie się gazu z szampana. Choć odbieranie obrazów za pomocą języka może się wydawać trudne, autorzy urządzenia twierdzą, że nauka jego obsługi zajmuje od 2 do 10 godzin. Oczywiście można się jednak spodziewać, że z czasem zarówno jakość "widzianych" obrazów oraz umiejętność dostosowania do nich własnych zachowań będą ulegały poprawie. O tym, jak wielki potencjał tkwi w prototypie autorstwa firmy Wicab, przekona chyba każdego poniższy film:
-
NASA poinformowała o znalezieniu w przestrzeni kosmicznej składników niezbędnych do powstania życia. W próbkach pobranych z komety Wild 2 przez sondę Stardust odkryto glicynę czyli najprostszy z aminokwasów wchodzących w skład białek. Nasze odkrycie wspiera teorię mówiącą, że niektóre ze składników koniecznych do pojawienia się życia powstały w kosmosie i zostały dostarczone na Ziemię przez meteoryty lub komety - mówi doktor Jamie Elsila z Goddard Space Flight Center. Z jej opinią zgadza się doktor Carl Pilcher, dyrektor Instytutu Astrobiologii NASA. Sonda Stardust przeszła przez ogon komety Wild 2 w styczniu 2004 roku. Urządzenie wykorzystało aerożel do zebrania próbek gazu i pyłu tworzącego ogon komety. Dwa lata później, 15 stycznia 2006 roku próbki zostały dostarczone na Ziemię. Od tamtej pory są przedmiotem badań, które mają odpowiedzieć na pytania dotyczące formowania się komet i historii Układu Słonecznego. Zespołowi z NASA aż dwa lata zajęło testowanie i ulepszanie sprzętu tak, by możliwe było zbadanie mikroskopijnej ilości zachowanych próbek. Glicynę odkryto w nich już wcześniej, jednak nie było pewności, czy próbki nie zostały zanieczyszczone na Ziemi. Istniała obawa, że dostała się ona na pokład Stardusta w czasie budowy sondy. Dopiero najnowsze badania, podczas których wykonano analizy izotopów, wykazały, że aminokwas nie pochodzi z Ziemi. Okazało się bowiem, że znaleziona glicyna zawiera więcej izotopu węgla 13C niż glicyna pochodzenia ziemskiego.
-
Marc Andreessen postanowił rzucić wyzwanie Microsoftowi oraz Mozilli i zapowiedział powrót na rynek przeglądarek internetowych. Andreessen był jednym z twórców przeglądarek Mosaic i Netscape Navigatora. Do Navigatora przez jakiś czas należało co najmniej 80% rynku przeglądarek. Później przegrał on walkę o rynek z Internet Explorerem. Andreessen przestał interesować się przeglądarkami i został inwestorem w Krzemowej Dolinie. Teraz postanowił powrócić. Skrytykował Microsoft i Mozillę twierdząc, że oferują mało nowatorskie produkty i zamiast całkowicie przebudować przeglądarki oferują stopniowe zmiany. Andreessen zainwestował właśnie w firmę RockMelt, która chce zbudować od podstaw całkowicie nową przeglądarkę opartą na nowym silniku. Warto tutaj zauważyć, że silniki używane przez Internet Explorera i Firefoksa pochodzą jeszcze z ubiegłego wieku. Zdaniem Andreessena większość obecnych na rynku przeglądarek nie nadąża za zmianami, jakie zachodzą w Sieci. "Wiele rzeczy można zrobić inaczej, jeśli stworzy się przeglądarkę od podstaw" - stwierdził. O firmie RockMelt niewiele wiadomo. Została ona założona przez Erica Vishrię i Tima Howesa, byłych szefów Opsware, firmy, której współzałożycielem był Andreessen i którą w 2007 roku sprzedał HP za około 1,6 miliarda dolarów. Tim Howes pracował wcześniej nad Netscape Navigatorem. Pojawienie się Andreessena na rynku przeglądarek z pewnością spowoduje, że specjaliści będą z uwagą przyglądali się firmie RockMelt. Jednak podkreślają oni, że największym wyzwaniem dla każdej nowej przeglądarki będzie opracowanie sposobu jej dystrybucji. Przykład Google'a i fakt, że Chrome zdobyło dotychczas jedynie około 2% rynku pokazuje, iż nie jest to zadanie łatwe nawet dla tak potężnych firm znajdujących się w idealnej, wydawałoby się, sytuacji.
- 5 odpowiedzi
-
- Internet Explorer
- Mozilla
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mając do wyboru singla i mężczyznę pozostającego już z kimś w związku, samotne kobiety wolą tego drugiego. Potwierdza to podejrzenia zazdrosnych partnerek, które wietrzą czające się gdzieś za rogiem niebezpieczeństwo (Journal of Experimental Social Psychology). Melissa Burkley i Jessica Parker z Uniwersytetu Stanowego Oklahomy zwerbowały do udziału w eksperymencie 184 heteroseksualnych studentów. Powiedziano im, że program komputerowy wyszuka dla nich idealną drugą połówkę. Połowa ochotników była singlami, a połowa żyła w związkach, dodatkowo wyrównano liczbę kobiet i mężczyzn w grupach. Każdemu badanemu przedstawiono kandydata dostosowanego do jego potrzeb, marzeń i wymagań. Wszystkim kobietom pokazano zdjęcie tego samego mężczyzny, a wszystkim panom fotografię tej samej kobiety. Niektórych uczestników studium poinformowano, że kandydat jest samotny, a resztę przekonano, że jest zajęty. Wszystkie zmienne były identyczne, z wyjątkiem tego, czy idealny partner/partnerka zaangażował się już romantycznie, czy nie – wyjaśnia Burkley. Najciekawsze wyniki uzyskano w przypadku singielek. Kiedy zaprezentowano im samotnego mężczyznę, związać się z nim chciało 59% z nich. Gdy jednak temu samemu człowiekowi przyczepiano etykietę żonaty/zajęty, odsetek zainteresowanych szybował aż do 90%. Mężczyznom podobała się wizja zdobycia nowej kobiety, nie zaprzątali sobie przy tym głowy rozważaniami, czy jest wolna, czy ma partnera. Związane z kimś kobiety wykazywały najsłabsze zainteresowanie poszukiwaniem kogokolwiek, nieco silniej pociągali je jednak wolni panowie. Amerykanki uważają, że singielki wnioskują, że mężczyźni "sparowani" zostali już wstępnie przesiani i przetestowani przez inne kobiety. Okazali się dobrymi partnerami, podczas gdy jakość pozostałych nie jest jeszcze znana. Burkley wspomina, że podobnie jak kobiety zachowują się samice ryb i ptaków. W przyszłych badaniach panie psycholog zamierzają przetestować wszelkie hipotezy wyjaśniające zachowanie singielek, nie tylko wspomnianą wyżej. Niewykluczone, że w grę wchodzi wpajana dziewczynkom urodzonym w rejonach wpływów kultury zachodniej idea współzawodnictwa. W takich okolicznościach odbicie rywalce partnera byłoby sposobem na podbudowanie samooceny.
-
W prestiżowym piśmie Preceedings of the National Academy of Sciences ukazał się artykuł, w którym dwóch matematyków - Blake Temple z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davies i Joel Smoller z University of Michigan - dowodzi, że ciemna energia nie istnieje. Jeśli mają rację, ich teoria może całkowicie zmienić postrzeganie budowy wszechświata. Temple i Smoller postulują, że wszechświat nie rozszerza się coraz szybciej napędzany przez tajemniczą ciemną energię. Ich zdaniem rozszerzające się fale wędrujące przez czasoprzestrzeń powodują, że wydaje się nam, iż odległe galaktyki coraz szybciej uciekają. Istnienie tych fal, zainicjowanych przez Wielki Wybuch, wyjaśnia, dlaczego obiekty wydają się znajdować dalej, niż wynika to z Modelu Standardowego. Matematycy przedstawili serię wyliczeń, w których pokazują, jak teoria o fali pasuje do ogólnej teorii względności i jak powoduje ona względne przyspieszenie. Na tym etapie myślimy, że to bardzo ciekawa teoria. Naszym zdaniem nie ma żadnego przyspieszenia. Galaktyki są tam, gdzie być powinny, ale w wyniku działania fali widzimy je w nieco innej pozycji niż przypuszczaliśmy, że się znajdują - mówi Temple. Swoją teorię porównuje do wrzucenia kamienia do wody. Miejsce upadku kamienia to Wielki Wybuch. Od niego rozchodzą się koncentrycznie fale. Gdy formują się galaktyki, to znajdują się one w nieco innym miejscu, niż gdyby fali nie było. A więc znajdują się nie tam, gdzie możemy się ich spodziewać. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że z Ziemi wydaje się, iż obiekty uciekają równomiernie we wszystkich kierunkach. Teoria fali zmusza nas więc do przyjęcia jednego z dwóch założeń: albo Droga Mleczna znajduje się w pobliżu centrum wszechświata, niedaleko miejsca, gdzie doszło do Wielkiego Wybuchu, albo też że znajdujemy się znajdujemy się w centrum jakiejś mniejszej fali, a on wpływa na nasze postrzeganie innych obiektów. Z całym dowodem można zapoznać się na stronie domowej Blake'a Temple'a [PDF].
- 1 odpowiedź
-
- Wielki Wybuch
- fala
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Posługując się blankietami lotto, międzynarodowy zespół naukowców wykazał, że zespół jednostronnego pomijania wpływa na to, jak świat jest postrzegany, ale nie wyobrażany. Oznacza to, że sposób mentalnego reprezentowania świata może być niezależny od percepcji (Cortex). Opisywane zaburzenie polega na niezdawaniu sobie sprawy z istnienia czegokolwiek - zarówno przestrzeni, jak i części ciała - po stronie przeciwległej do uszkodzonej półkuli. Ignorowanie części świata nie jest skutkiem ślepoty/uszkodzenia układu wzrokowego, ale nieumiejętności zinterpretowania przez mózg docierających do niego sygnałów. U zdrowych osób występuje tzw. pseudopomijanie, które objawia się lekkim faworyzowaniem lewej strony (mamy do czynienia z naturalną asymetrią uwagi przestrzennej). U chorych po wylewach zjawisko to nasila się. Na podstawie danych klinicznych stwierdzono, że zaburzenie częściej dotyczy lewej połowy pola widzenia. Dzieje się tak wskutek uszkodzenia tylnej części kory ciemieniowej prawej półkuli. Dr Tobias Loetscher z Uniwersytetu w Melbourne, jeden z współautorów studium, opowiada o przypadkach pacjentów, którzy zjadali potrawy tylko z prawej strony talerza i nakładali makijaż wyłącznie po prawej stronie twarzy. Nie mieli przy tym świadomości, że coś jest nie w porządku. Australijczyk uważa, że problem pojawia się u ok. 45% osób po udarach obejmujących prawą półkulę i często bywa wskaźnikiem długoterminowych zaburzeń. U niektórych pomijanie rozciąga się także na reprezentacje umysłowe, przez co opis zapamiętanych scen zostaje pozbawiony lewej strony. Zespół Loetschera badał 37 Szwajcarów. Naukowcy chcieli sprawdzić, czy pomijanie wyobrażeniowe współwystępuje z pomijaniem przestrzennym. W tym celu posłużono się symulacją loterii. Loetscher wyjaśnia, że w ramach wcześniejszych badań ustalono, że kiedy wyobrażamy sobie liczby, po lewej znajdują się niższe, a po prawej wyższe. Podczas najnowszego eksperymentu porównano, jak chorzy wybierali liczby na fizycznie istniejących kuponach do totolotka i jak "skreślali" w głowie. Okazało się, że w większości przypadków (80%) pomijanie przestrzenne nie współwystępowało z pomijaniem wyobrażeniowym. Australijczyk zaznacza, że odkrycie to jest niezwykle ważne dla leczenia. Jeśli bowiem ktoś jest w stanie zwrócić w wyobraźni uwagę na pomijaną część pola widzenia, można go nakłaniać do zmiany zachowania i nieco wspomóc jego funkcjonowanie.
-
- pomijanie przestrzenne
- reprezentacje umysłowe
- (i 3 więcej)
-
Rozrastające się centra bazodanowe wymagają coraz większych ilości energii, a to pociąga za sobą kolosalne koszty. Według ostrożnych szacunków największe światowe firmy zajmujące się przetwarzaniem informacji wydają po 30 milionów dolarów rocznie na sam zakup energii elektrycznej. Badacze z MIT-u i Carnegie Mellon uważają, że przedsiębiorstwa takie mogą zaoszczędzić nawet 40% kosztów energii, jeśli tylko będą na bieżąco monitorowały jej ceny i przetwarzały dane tam, gdzie jest ona najtańsza. W październiku 2008 roku doktorant Asfandyar Qureshi z MIT-u wpadł na pomysł stworzenia takiego algorytmu przesyłania danych, który będzie kierował je do centrów korzystających w danej chwili z najtańszej energii. Wraz z kolegami zwrócił się do firmy Akamai o udostępnienie informacji dotyczących rutowania danych w czasie rzeczywistym. Akamai zapewnia obsługę informatyczną wielkim światowym firmom, a jej serwery przetwarzają każdego dnia około 275 miliardów zapytań. Dane z jej serwerów posłużyły młodym naukowcom do stworzenia modelu obrazującego zapotrzebowanie przemysłu na przepływ informacji. Uczeni przeanalizowali też informacje dotyczące zmian cen energii w 29 dużych amerykańskich miastach na przestrzeni ostatnich 39 miesięcy. Wahania cen i duże różnice występujące nawet pomiędzy bliskimi sobie obszarami geograficznymi były olbrzymie. Naukowcy stwierdzili, że nie ma jednego miejsca, w którym ceny byłyby najniższe. Stworzyli więc algorytm rutowania, który na bieżąco zbierał informacje o cenach i przesyłał dane do przetworzenia w tych serwerach, które korzystały akurat z najtańszej energii. Algorytm był też w stanie oszacować spodziewane oszczędności, a więc decydował, czy wysłanie danych na większą odległość, by trafiły tam, gdzie energia jest aktualnie tańsza na pewno będzie opłacalne. Bo mogło zdarzyć się tak, że koszty przesyłu danych były na tyle wysokie, iż bardziej opłacało się wysłać je tam, gdzie energia jest nieco droższa, ale odległość mniejsza, więc koszty wysłania niższe. Naukowcy osiągnęli zadziwiająco dobre wyniki. Okazało się, że dobre zarządzanie przepływem danych pozwala zmniejszyć rachunki za energię nawet o 40%. Co więcej, technologię tę można wykorzystać też w inny sposób. Firmy produkujące energię mogą, w sytuacji gdy popyt wzrośnie na tyle, iż nie będą mogły zaspokoić lokalnego zapotrzebowania, negocjować z właścicielami centrów bazodanowych przesłanie i przetwarzanie informacji w innym miejscu. Michael Manos, wiceprezes firmy Digital Realty Trust, która specjalizuje się w projektowaniu i budowie wielkich centrów bazodanowych, widzi pewien problem w zastosowaniu nowej techniki routingu. Przypomina, że sami jej twórcy mówią, iż oszczędności uda się osiągnąć pod warunkiem, że różnica w poborze mocy przez serwer pracujący i pozostający bezczynnym będzie duża. Obecnie jednak moc serwerów bardzo rzadko wykorzystywana jest w pełni, a maszyny, które nie przetwarzają danych zużywają w czasie bezczynności bardzo dużą ilość energii. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę rosnące koszty energii i widoczne obecnie dążenie do budowy coraz bardziej energooszczędnych maszyn, możemy przypuszczać, że w niedługim czasie wielkie koncerny zainteresują się zastosowaniem nowej techniki routingu.
- 3 odpowiedzi
-
- energia
- centra bazodanowe
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Australijscy naukowcy wpadli na trop superbrokułów, które są nie tylko słodsze, ale i zawierają o 40% więcej przeciwutleniaczy niż zwykła odmiana tego warzywa. Badacze z Department of Primary Industries (DPI) stanu Wiktoria odkryli nową odmianę brokułów i nadali im nazwę "Booster Broccoli". Jak zapewnia szef zespołu dr Rod Jones, roślina nie jest efektem manipulacji genetycznych. We współpracy z kilkoma dużymi firmami naukowcy przyjrzeli się temu, co ma do zaoferowania natura. Zbadali 400 odmian brokułów, by ostatecznie wybrać tę najsłodszą i jednocześnie zawierającą najwięcej antyutleniaczy. Booster Broccoli, czyli w wolnym tłumaczeniu Brokuły Wzmacniacze, będą teraz hodowane. Do tej pory realizacja projektu pochłonęła ponad 20 mln dolarów. W fazie testów komercyjnych znajduje się też 15 innych produktów, w tym pomidory, sałata i papryka. Kiedy się one zakończą i do tych warzyw dołączą kolejne badane, kalafior, cebula i marchew, nie sądzę, by trzeba było długo czekać na zwrot inwestycji. Dr Jones podkreśla, że Australia jest idealnym miejscem do hodowli odkrytych na nowo brokułów. Stres spowodowany niedoborem wody zwiększa bowiem produkcję przeciwutleniaczy.
-
- odmiana
- przeciwutleniacze
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pokazywanie kobietom dbającym o linię zdjęć słodyczy wzmacnia ich chęć do jedzenia zdrowo, a nie ulegania pokusie (Appetite). Floor M. Kroese z Uniwersytecie w Utrechcie opowiada, że reklamodawcy sądzą, że obrazy smakołyków nakłonią ludzi do dokonania zakupu, tymczasem wszystko wskazuje na to, że wodzenie na pokuszenie w rzeczywistości wzmacnia samokontrolę. Pod pretekstem przeprowadzania testu pamięciowego holenderski zespół poprosił 54 studentki o przyjrzenie się zdjęciu kawałka czekoladowego ciasta lub kwiatka. Potem ochotniczki wypytywano o plany dotyczące zdrowego odżywiania i zaoferowano do wyboru czekoladę bądź ciasteczko owsiane. Kobiety, które wcześniej oglądały czekoladowy tort, uznawały zdrowe jedzenie za ważniejsze niż te oglądające kwiat. Zdecydowanie częściej wybierały też ciastko owsiane, które jak ustalono na początku, jest postrzegane jako zdrowszy dietetycznie wariant. Kroese sądzi, że widok przedmiotu pożądania przypomina ludziom o ich głównym celu – dbałości o wagę – co pomaga im się zachować właściwie. Konflikt między natychmiastową satysfakcją a długoterminowym celem kończy się więc wygraną tego ostatniego (ze szczupłą sylwetką w tle). Pani psycholog sugeruje, że przestrzegające diety osoby mogłyby umieszczać na drzwiach lodówki zdjęcia smakowitych kąsków. Wyniki ekipy z Utrechtu odnoszą się jednak do kobiet zamierzających zrzucić kilka zbędnych kilogramów i nie wiadomo, jak zachowaliby się przedstawiciele populacji generalnej. Obecnie Holendrzy oszacowują wpływ pokus o różnym nasileniu. Na razie ustalili, że wyjątkowo apetyczne przypominają o zamiarze odchudzenia, natomiast niezbyt atrakcyjne widoki nie uruchamiają tego samego mechanizmu. Co ciekawe, może to oznaczać, że słabe pokusy są bardziej niebezpieczne.
-
- Floor M. Kroese
- odchudzanie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Japońska firma Flower Robotics produkuje roboty wystawowe, które wykrywają obecność widzów i zaczynają przybierać zaprogramowane wcześniej pozy. Mogą demonstrować odzież i biżuterię pod różnymi kątami. W przyszłości mają odróżniać płeć i wiek klienta, a nawet rozpoznawać logo z niesionych przez niego toreb. Zebrane dane będą wykorzystywane przez sklepowy dział marketingu. Produkt noszony przez poruszający się manekin wygląda atrakcyjniej, zwiększając u oglądających pokaz chęć dokonania zakupu – przekonuje Tatsuya Matsui, szef zespołu projektantów. Roboty prezentujące ubrania należą do serii Palette i wyglądają jak ludzka postać od bioder w górę. Maszyny dla jubilerów (linia Palette UT) to tylko tors. Te pierwsze wyposażono w 16 poruszających się części. Ważą 41 kg i mierzą 185 cm. Modele UT są sporo mniejsze, osiągają bowiem wysokość zaledwie 41 cm. W obu liniach wykorzystano technologię śledzenia ruchu, dzięki czemu można było odtworzyć sposób, w jaki poruszają się modelki. Roboty rozpoczynają swój pokaz tylko wtedy, gdy w pobliżu znajduje się człowiek. Nie mają twarzy, ponieważ projektanci obawiali się, że odwracałyby uwagę klientów, a powinni się oni koncentrować na czymś innym – ubraniach bądź biżuterii. Pozy są przyjmowane w przypadkowej kolejności. Inteligentny system manekina pozwala przechowywać informacje dotyczące reakcji obserwatorów na konkretne ustawienia. Robot uczy się i potem wykorzystuje świeżo zdobytą wiedzę w kontakcie z następnymi klientami. Roboty Flower Robotics pojawiały się japońskich sklepach już od jakiegoś czasu, teraz można je wynająć lub kupić. To spory wydatek, ponieważ chcąc mieć maszynę z serii Palette na własność, trzeba wygospodarować ok. 50 tys., a na Palette UT 7 tys. dolarów. Na żądanie producent oferuje dodatkowe opcje, takie jak zmiana koloru manekina. Oferta jest jednak przeznaczona wyłącznie dla mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Androidy "pokażą się" szerszej publiczności już wkrótce, bo na odbywającej się pod koniec sierpnia tokijskiej wystawie Good Design Expo 2009.
-
Choć trudno w to uwierzyć, od 1946 r. aż do pierwszych lat XXI wieku naukowcom udało się zidentyfikować i skomercjalizować tylko jeden związek skutecznie zwalczający komary i jednocześnie bezpieczny dla ludzi. Na szczęście w ostatnim czasie pojawiło się aż 10 nowych, bardzo obiecujących substancji. Jak dotąd jedyną substancją uznawaną za prawdziwie skuteczną i stosunkowo bezpieczną broń przeciwko komarom był N,N-Dietylo-meta-toluamid (DEET). Po 11 latach stosowania przez armię USA, w 1957 r. został on udostępniony cywilom. Szybko stał się popularnym środkiem chroniącym przed ukąszeniami owadów, a jego sprzedaż trwa do dziś. Niestety, pomimo wysokiej skuteczności, DEET miał także swoje wady, takie jak nieprzyjemny zapach oraz kleista konsystencja. Okazały się one jednak drobnostką, gdy niedawno okazało się, że ten popularny środek wykazuje działanie neurotoksyczne dla zwierząt (badań na ludziach jeszcze nie przeprowadzono). Dodatkowo wielu specjalistów obawia się, że komary mogą przestać reagować na DEET, w związku z czym poszukiwanie nowych repelentów (środków odstraszających) jest niemal koniecznością. Dr Ulrich Bernier, pracownik naukowy amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, postanowił poszukać potencjalnych następców DEET. Wykorzystał w tym celu oprogramowanie komputerowe. Na początku aplikację "nauczono" cech budowy cząsteczek dobrych repelentów na przykładzie 150 takich związków. Następnie przygotowany w ten sposób program wykorzystano do analizy molekuł 30000 związków testowanych jako potencjalne repelenty przez ostatnich 60 lat. Po zidentyfikowaniu 11 najbardziej obiecujących substancji, badacz "zaprojektował" na komputerze i zsyntetyzował 23 nowe. Spośród wytworzonych związków aż 10 wykazywało bardzo wysoką skuteczność. W porównaniu do DEET, który po nasączeniu kawałka tkaniny chronił okrytą nim rękę przed ukąszeniami przez 17,5 dnia, były one ponaddwukrotnie skuteczniejsze - czas ochrony wynosił w ich przypadku aż 40 dni. Co więcej, nie miały one ani nieprzyjemnego zapachu, ani kleistej konsystencji - cech charakterystycznych dla repelentu stosowanego dotychczas. Obecnie przed zespołem dr. Berniera stoi jeszcze jedno ciężkie zadanie. Naukowcy muszą przekonać przedstawicieli przemysłu, by przeprowadzili dalsze testy skuteczności i bezpieczeństwa odkrytych związków. Biorąc pod uwagę liczbę substancji badanych dotychczas oraz eksperymentów zakończonych niepowodzeniem, inwestorzy muszą się liczyć z wysokim ryzykiem niepowodzenia takiego przedsięwzięcia. Być może jednak przekona ich wizja potencjalnych zarobków...
-
Szczęście w nieszczęściu - tak najkrócej można opisać obecny stan zdrowia prezydenta Ukrainy, Wiktora Juszczenki. W 2004 roku, podczas kampanii wyborczej, polityk został otruty tak potężną dawką dioksyn, że wielu specjalistów obawiało się, iż może on zginąć. Na szczęście po pięciu latach od tego wydarzenia okazuje się, że organizm 55-letniego dziś mężczyzny usuwa truciznę znacznie szybciej, niż się spodziewano. Już podczas wstępnych badań zidentyfikowano związek, którego użyto do otrucia ukraińskiego prezydenta. Okazała się nim 2,3,7,8-tetrachlorodibenzo-p-dioksyna (TCDD) - substancja używana niegdyś jako pestycyd, której stosowanie jest obecnie zakazane. Ponieważ Juszczenko jest najprawdopodobniej pierwszą w historii ofiarą celowego otrucia tak wysoką dawką tego związku, badacze z szwajcarskiego instytutu Empa namówili głowę państwa ukraińskiego do przesyłania próbek własnych tkanek oraz płynów ustrojowych do badań nad metabolizmem toksyny. W czasopiśmie The Lancet opublikowano właśnie wyniki ponadtrzyletniego studium. Jak wykazały pierwsze testy, poziom TCDD w organizmie Juszczenki osiągnął niedługo po zatruciu poziom aż 108 ng/g tkanki tłuszczowej (dioksyny gromadzą się głównie w niej, toteż ich stężenia w organizmie są zwykle podawane właśnie w takiej formie). Jest to wartość przekraczająca średnią populacyjną aż 50000 razy(!). Na szczęście wszystko wskazuje na to, że ekspozycja na gigantyczną dawkę toksyny uruchomiła mechanizm jej szybkiego rozkładu i eliminacji. Ku zaskoczeniu badaczy z instytutu Empa okazało się, że czas półtrwania TCDD w organizmie ukraińskiego prezydenta wynosił nie 5-10 lat, jak ma to miejsce w przypadku typowego człowieka, lecz zaledwie 16 miesięcy. W świetle opublikowanych danych nie powinien więc dziwić fakt, że szpecące blizny na twarzy polityka są dzisiaj słabo widoczne. Autorom studium udało się także zidentyfikować produkty rozkładu TCDD w organizmie człowieka. Wiedza ta pozwoli na ulepszenie diagnostyki zatruć oraz sposobów ich leczenia.
-
Dzięki pracom uczonych z Purdue University do słownika techniki wejdzie słowo "spaser". Termin ten powstał w 2003 roku na opisanie zjawiska "wzmacniania plazmonów powierzchniowych poprzez wymuszoną emisję promieniowania" (Surface Plasmon Amplification by Stimulated Emission of Radiation). Spaser możemy uznać za rodzaj lasera, jednak jest urządzeniem tak małym, że równie niewielkiego lasera nie jesteśmy w stanie wybudować. Emituje on światło widzialne, a dzięki niewielkim rozmiarom możliwe będzie zintegrowanie go w układzie scalonym, co pozwoli na zbudowanie superszybkich komputerów wykorzystujących światło do przeprowadzania obliczeń, zaawansowanych czujników czy urządzeń do obrazowania. Spaser działa dzięki plazmonom powierzchniowym, czyli elektromagnetycznym falom powierzchniowym o polaryzacji typu p. Fale te rozprzestrzeniają się wzdłuż powierzchni styku dwóch materiałów, których stałe dielektryczne mają przeciwne znaki. Naukowcom udało się zaprzęgnąć te fale do stworzenia spasera. Dzięki temu zbudowali "nanolaser oparty na spaserze", który składał się ze sfer o średnicy 44 nanometrów. Spasery zawierały złoty rdzeń otoczony przez podobną do szkła powierzchnię, która była wypełniona zielonym barwnikiem. Po oświetleniu rdzenia, plazmony generowane przez złoto były wzmacniane przez barwnik, następnie konwertowano je na fotony i emitowano jak światło laserowe. Właśnie użycie plazmonów pozwoliło na stworzenie tak niewielkiego urządzenia. Tradycyjnych laserów nie można w nieskończoność pomniejszać, gdyż optyczny rezonator, konieczny do wzmocnienia fotonów, musi być wielkości co najmniej połowy długości fali emitowanego światła. Użycie plazmonów w miejsce fotonów pozwoliło na zastosowanie rezonatora wielkości 44 nanometrów, a więc kilkunastokrotnie mniejszego od 530-nanometrowej fali emitowanej przez spaser. W przyszłości naukowcy chcą generować plazmony za pomocą prądu elektrycznego, a nie światła, dzięki czemu umieszczenie spasera w układzie scalonym i jego wykorzystanie np. w komputerach będzie znacznie łatwiejsze. Prace te to ważny krok naprzód, który, dzięki zastosowaniu skali znacznie mniejszej niż długość fali światła widzialnego, może być początkiem rewolucji w nanofotonice - stwierdził Timothy D. Sands, dyrektor Birck Nanotechnology Center na Purdue Univeristy.
-
- nanofotonika
- laser
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Caño Cristales w Kolumbii jest nazywana rzeką pięciu kolorów. Wiele osób uznaje ją za najpiękniejszą rzekę świata. Nie tylko zachwyca oko barwami, ale i niesamowitą rzeźbą terenu. Przez większą część roku wygląda jak każda inna rzeka – toczy ciemną wodę, a głazy porastają zielone mchy. Przez chwilę wygląda jednak jak prawdziwa papuga. W porze deszczowej przybywa sporo wody, w dodatku płynie ona szybko, w wyniku czego mchy i glony z dna są pozbawione światła słonecznego. Pora sucha także nie sprzyja życiu, bo poziom wody staje się z kolei zbyt niski. W krótkim okresie między porą deszczową a suchą następuje zakwit mchów i glonów, co daje niesamowite kolory. Rozmaitość odcieni żółtego, zielonego, błękitu, czerwieni i szarości aż poraża. Rzeka ma zaledwie 100 km długości i 20 m szerokości. Czerwony kolor pochodzi od makrofitów Macarenia clavigera. Kolumbijskie biura podróży organizują wycieczki do znajdującego się w pobliżu Caño Cristales miasta La Macarena. Ponieważ do rzeki nie prowadzą drogi, trzeba się tam dostać konno.
-
Australijska organizacja NICTA ogłosiła powstanie pierwszego w historii jądra systemu operacyjnego, które nie tylko zostało w całości matematycznie opisane, ale również przeprowadzono matematyczne dowody na to, iż każda z linii kodu jest w pełni zgodna ze specyfikacją. Oznacza to, że mikrojądro Secure Embedded L4 (seL4) jest wolne od zdecydowanej większości błędów, jest zatem odporne na większość ataków. Prace nad seL4 trwały przez cztery lata, a osiągnięciem Australijczyków zainteresowali się liczni specjaliści. Tak bezpieczne mikrojądro przyda się wojsku, służbom specjalnym, przedsiębiorstwom czy organizacjom rządowym. Trudno przecenić znaczenie tego wydarzenia. Matematyczne udowodnienie bezbłędnego napisania 7500 linii kodu w języku C w jądrze systemu operacyjnego to coś wyjątkowego, co może prowadzić do powstania oprogramowania o niewyobrażalnej obecnie jakości - mówi profesor Lawrence C. Paulson, z laboratorium komputerowego Cambridge University. Formalne dowody jakości poszczególnych funkcji były przeprowadzana dla mniejszych jąder, a nam udało się przeprowadzić taki dowód dla ogólnych właściwości. Nikt wcześniej nie osiągnął tego samego dla tak wydajnego rozwiniętego kodu o takim stopniu skomplikowania - stwierdził doktor Gerwin Klein z NICTA. Matematyczny dowód na jakość jądra to również dowód na to, że jest ono całkowicie odporne na wiele typów ataków. Wiadomo na przykład, że seL4 jest całkowicie niewrażliwe na przepełnienie bufora. Sam dowód jest znacznie bardziej rozległy, niż jądro, którego dotyczy. Składa się on bowiem z 200 000 linii. Prawdziwość dowodu została zweryfikowana za pomocą wyspecjalizowanego oprogramowania Isabelle stworzonego na politechnice w Monachium. To jednocześnie jeden z najrozreglejszych matematycznych dowodów, które weryfikowano za pomocą maszyn. To niezwykłe wydarzenia. Oznacza ono znaczący krok na drodze stworzenia systemu, który będzie w stanie w pełni weryfikować oprogramowanie w celu uzyskania rozsądnych gwarancji jego rzetelności - stwierdził profesor Zhong Shao z Yale University. Prawa własności intelektualnej do stworzonej przez Australijczyków procedury zostaną przeniesione do należącej do NICTA firmy Open Kernel Labs.
- 2 odpowiedzi
-
- przepełnienie bufora
- dowód
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: