Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37677
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    250

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dlaczego ludzie decydują się na udział w maratonie? Mężczyźni z powodu współzawodnictwa, a do kobiet przemówi zapewne perspektywa poprawy nastroju przez wydzielające się podczas wysiłku endorfiny oraz możliwość zrzucenia paru kilogramów. Elizabeth Loughren z Temple University analizowała online'owe kwestionariusze, wypełnione przez ponad 900 osób, które właśnie ukończyły swój pierwszy bieg. Psycholog pytała, co skłoniło je do uczestnictwa, czy zdecydują się na to ponownie, a jeśli tak, to co stanowi główny motyw. Okazało się, że niektóre powody wzięcia udziału w maratonie były wspólne dla obu płci, np. chęć poczucia dumy z siebie czy ukończenie trasy w określonym czasie. Było też jednak widać, że mężczyzn interesowało, jak daleko mogliby zajść, a kobietom zależało na poprawie nastroju, niebagatelną rolę odgrywało również zmniejszenie wagi podczas przygotowań do biegu. Nieco więcej panów niż pań deklarowało chęć ponownego startu oraz wspominało o polepszeniu rezultatów. Autorka badań, która przedstawiła wyniki swoich analiz na konferencji Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego, uważa, że kobietom bardziej zależy na samym doświadczeniu, a nie na współzawodnictwie. Kiedy opowiadam mężczyznom o biegu w maratonie, pytają mnie, jaki czas uzyskałam albo na którym miejscu go ukończyłam, podczas gdy kobiety dociekają, jak się wtedy czułam. Psycholodzy sportu podkreślają, że płeć jest zaledwie jednym z wielu czynników oddziałujących na motywy uczestnictwa w maratonie. Dr John Kremer z Queen's University Belfast wspomina też np. o wieku. Wyjaśnia, że młodsi się ścigają, a osoby starsze biegną ze względów zdrowotnych.
  2. Mężczyźni i kobiety inaczej reagują na przeprosiny. O ile po usłyszeniu magicznego słowa "przepraszam" ciśnienie krwi pań powraca do normy o 20% szybciej, u panów jest dokładnie na odwrót. Zanim się unormuje, upływa o 20% więcej czasu. Wg naukowców ze Szkoły Medycznej University of Massachusetts, czyjeś przyznanie się do winy nasila u mężczyzn podniecenie, przez co dłużej się uspokajają. Amerykanie mierzyli ciśnienie rozkurczowe 59 kobiet i 29 mężczyzn. Obie grupy poproszono o rozwiązanie w ciągu 5 minut testu matematycznego. W tym czasie trzykrotnie im przerywano, prosząc ze złością w głosie o pośpiech. Na samym końcu wszystkim powiedziano: Oczywiście, nie wypadłeś/nie wypadłaś zbyt dobrze. Po dwóch minutach eksperymentatorzy przepraszali po połowie męskiej i żeńskiej grupy. Okazało się, że przeproszeni mężczyźni uspokajali się wolniej, a kobiety szybciej. To niezwykle ważne spostrzeżenie, ponieważ wysokie rozkurczowe ciśnienie krwi stanowi czynnik ryzyka udarów i choroby wieńcowej.
  3. Cevat Yerli, prezes niezależnego studio Crytek, producent takich gier jak Far Cry i serii Crysis, przewiduje koniec darmowych wersji demo gier. Podczas ostatniego wywiadu Yerli stwierdził, że nie jet pewien, czy gracze będą mogli zapoznać się z demo Crysis 2. Dodał, że przygotowywanie demo to niezwykle kosztowny luksus, na który producenci coraz rzadziej mogą sobie pozwolić. Darmowe wersje demo to luksus, nieobecny w innych branżach, takich jak np. branża filmowa. Ponieważ luksus taki obecny jest od dawna, a teraz ma się to zmienić, ludzie siś skarżą. Ale rzeczywistość jest taka, że w ujęciu długoterminowym darmowe wersje demo mogą zniknąć - uważa Yerli. Wypowiedź taka ma związek z podjętą przez Electronic Arts decyzją dotyczącą udostępniania wersji demo za 10-15 dolarów. EA zostało ostro skrytykowane przez wielu graczy, jednak Yerli popiera takie działanie i uważa, że przyniesie ono wiele korzyści. Ludzie skarżą się, że będą płacili za wersję beta. Myślę, że strategia EA jest interesująca. Problem w tym, że za każdym razem, gdy wydawca chce coś zmienić, ulepszyć, spowodować, by coś było łatwiej komercyjnie dostępne, by rozszerzyć rynek, ludzie uważają, że to spisek mający na celu wyciągnięcie od nich pieniędzy - dodaje Yerli. Jego zdaniem, znacznie bardziej korzystne jest wydawanie bardziej rozbudowanych wersji demo i pobieranie za to pieniędzy, niż wersji uboższych ale darmowych. W miarę, jak udoskonalane są łącza internetowe, przemysł traci coraz więcej pieniędzy w związku z piractwem. Dlatego też musi opracowywać nowe strategie biznesowe. Być może bardzo rozbudowana wersja demonstracyjna, sprzedawana za niewielkie kwoty, zachęci użytkowników do częstszego kupowania gier.
  4. Naukowcy z 3 amerykańskich uniwersytetów skonstruowali implant mózgowy, składający się po części z jedwabiu. Jest bardzo cienki, a zastosowanie giętkich elektrod sprawia, że urządzenie doskonale stapia się z otoczeniem. Testy na kotach wykazały, że dokładniej zapisuje aktywność neuronów niż aparat grubszy i sztywniejszy. Specjaliści z University of Illinois, Uniwersytetu Pensylwanii oraz Tufts University uważają, że ich wynalazek polepszy stan zdrowia i jakość życia m.in. pacjentów z padaczką czy uszkodzeniami rdzenia kręgowego, a także ułatwi posługiwanie się protezami rąk i nóg. W implancie do utworzenia macierzy elektrod wykorzystano białka jedwabiu. Na tym wzorze rozmieszczono miniaturowe metalowe elektrody. Jako że jedwab jest materiałem biokompatybilnym i rozpuszczalnym w wodzie, po jakimś czasie od wszczepienia znika, a na powierzchni mózgu pozostaje jedynie sieć obwodów. Zastosowany materiał pozostaje przezroczysty, giętki i wytrzymały, ponadto można regulować tempo jego rozpuszczania. Amerykanie testowali swoje urządzenie na kotach. Zwierzęta były znieczulone, ich oczy jednak nadal funkcjonowały. Ssakom pokazywano różne obrazy i utrwalano, jak na nie reagują. Eksperci doceniają rozwiązanie, podkreślając, że zmniejszając kontakt z tkanką mózgu, ogranicza ono jego uszkodzenia.
  5. Przetrzymywanie książek wypożyczonych z biblioteki zdarza się nie tylko współcześnie i nie tylko przeciętnemu Kowalskiemu. Nowojorska New York Society Library ujawniła właśnie, że niemal równo 220 lat temu, bo 5 października 1789 r., w bibliotece na Manhattanie zjawił się Jerzy Waszyngton. Wypożyczył 2 woluminy, których nigdy nie oddał. Kara za zwłokę wraz z odsetkami i uwzględnioną stopą inflacji wynosi obecnie ok. 300 tys. dolarów. Władze biblioteki zapewniają, że nie chodzi o pieniądze, lecz o odzyskanie książek, które, niestety, przepadły jak kamień w wodę. Uwagę pierwszego prezydenta USA przykuła rozprawa pt. "Prawo narodów" (Law of Nations), a także protokoły z posiedzeń brytyjskiej Izby Gmin. W bibliotecznej księdze nie wpisał zresztą imienia i nazwiska, obok tytułów widnieje tylko nazwa sprawowanego urzędu: "prezydent". Wypożyczone pozycje należało oddać po upływie miesiąca, ale jak wiadomo, nigdy do tego nie doszło. Przewinienie Waszyngtona wyszło na jaw, gdy przeprowadzano digitalizację zbiorów z XVIII wieku.
  6. Czterdzieści lat po lądowaniu ludzi na Księżycu nasz satelita wciąż pozostaje mało zbadany, a ostatnio wręcz regularnie nas zadziwia. Wszystko to dlatego, że nareszcie zabrano się za systematyczne i porządne jego badanie. Nie tak dawno potwierdziły się doniesienia o sporej ilości wykrytej wody w księżycowym gruncie oraz że głębokie kratery mogą być prawdziwymi rezerwuarami wody. Teraz okazuje się, że najprawdopodobniej w polarnych kraterach Księżyca znajduje się... elektryczność. Przypomnijmy, że za powstawanie cząsteczek wody w księżycowej glebie miałyby być odpowiedzialne reakcje powodowane przez wiatr słoneczny - czyli rozrzedzony, ale nieustanny strumień cząstek: protonów i elektronów, emitowany przez Słońce. Ten sam wiatr słoneczny prawdopodobnie powoduje powstawanie w księżycowych kraterach ładunków elektrycznych, które mogą sięgać setek volt. Księżyc jest ustawiony względem Słońca w ten sposób, że wiatr słoneczny przepływa nad biegunowymi kraterami, ocierając się o ich krawędzie. Komputerowe symulacje pokazują, że taki strumień cząstek zachowuje się podobnie, jak zwykły ziemski wiatr: załamuje się na krawędziach i „zawiewa" do środka dolin i głębokich kraterów, sięgając ich dna. Różnie jednak zachowują się cząstki słonecznego wiatru, wielokrotnie lżejsze elektrony docierają w większości do dna i przeciwległej ściany krateru, przekazując im swój ujemny ładunek elektryczny. Dodatnio naładowane protony są znacznie cięższe i nie zmieniają tak bardzo kierunku lotu; wpadają do wewnątrz znacznie rzadziej, co powoduje nierównowagę i powstawanie na wewnętrznych ścianach krateru silnego ładunku elektrostatycznego. Wg symulacji najsilniejszy ładunek powstaje po zawietrznej stronie krateru. Oczywiście taki ładunek nie gromadzi się w nieskończoność. W końcu oddziaływanie ujemnego ładunku z dodatnimi cząstkami wiatru słonecznego spowoduje przepływ prądu i rozładowanie napięcia. Przewodnikiem dla takiego przepływu może być naładowany ujemnie i unoszący się księżycowy pył. Odkrycie to może wyjaśnić niektóre zjawiska widziane przez astronautów programu Apollo. Orbitujący w Module Dowodzenia widzieli delikatne rozbłyski światła na księżycowym horyzoncie podczas wschodu Słońca. Pozostawione w dolinie Taurus-Littrow przez misję Apollo 17 instrumenty Lunar Ejecta i Meteorite Experiment rejestrowały uderzenia pyłu podczas przekraczania linii terminatora (kiedy wiatr słoneczny wieje poziomo ponad gruntem), które mogły być spowodowane takim właśnie rozładowywaniem się ładunków. Kiedy wreszcie ponowna misja załogowa na Księżyc dojdzie do skutku, takie zgromadzone w kraterach i dolinach ładunki elektryczne mogą być niebezpieczne dla elektronicznego wyposażenia, a być może nawet ludzi. Dlatego konieczne jest ich wcześniejsze zbadanie. W najbliższym czasie naukowcy biorący udział w projekcie Dynamic Response of the Environment at the Moon (DREAM) z NASA Lunar Science Institute chcą przeprowadzić dokładniejsze, trójwymiarowe symulacje efektu „elektryzowania się" kraterów i dowiedzieć się dokładniej, jak rozłożenie ładunków przebiega w rzeczywistości.
  7. Kod genetyczny to odkrycie z początku lat sześćdziesiątych, od tego czasu na jego poznawaniu spędzają czas - i fundusze - niezliczone rzesze naukowców. Potrafimy już nim nieco manipulować, regularne stały się doniesienia - chwalenie się - o odczytaniu pełnej sekwencji kodu DNA już to człowieka, już to innych gatunków. Laikowi może się wydawać, że wiemy wszystko, w rzeczywistości przed nami wciąż ogromne pole do odkryć przełomowych. Takich jak to, którego dokonali szwajcarscy uczeni: prof. Yves Barral, prof. Gaston Gonnet oraz informatyk, dr Gina Cannarozzi. Każda komórka organizmu zawiera kompletną informację genetyczną - ciąg deoksyrybonukleotydów. Konieczne dla rozwoju i zachowania organizmu fragmenty kodu są przeznaczone dla różnych protein, w tym celu komórki potrafią rozszyfrować kod, dzięki któremu wiadomo, który jego fragment tworzy plan której proteiny. Niestety, ta wiedza nie wystarczała nam do pełnego zrozumienia, jak działa cała maszyneria. Nieznany dotąd genetyczny subkod jaki odkryto, pozwoli na niespotykany dotąd wgląd w sposób działania DNA i pozwoli lepiej go zrozumieć. Odpowiada on za szybkość, z jaką konkretny „produkt" jest wytwarzany przez komórkę. W pewnych warunkach reakcja komórki musi być natychmiastowa - na przykład w przypadku uszkodzenia samego DNA, czy stanu zatrucia. W innych geny reagują powoli. Teraz ta wiedza stała się dostępna. Nowo odkryty subkod pozwoli też nareszcie zrozumieć procesy życiowe komórek na poziomie molekularnym, zajrzeć w komórkowe specjalistyczne „fabryki" - rybosomy. Poza wiedzą teoretyczną jego odkrycie przełoży się również na bardzo konkretne, pragmatyczne korzyści - odczytywanie informacji o ekspresji genów stanie się możliwe bezpośrednio przy pomocy analizy kodu genetycznego. Zbędne staną się, konieczne dotychczas, drogie i czasochłonne badania laboratoryjne. To bezcenne odkrycie pozwoli wpływać nam na działanie wewnątrzkomórkowej maszynerii i umożliwi produkcję lepszych, skuteczniejszych, a także tańszych terapii genowych. Zastosowań będzie wiele i trudno wszystkie wyliczać, ale na przykład ingerencja we wspomniany fragment kodu DNA w komórkach produkujących insulinę pozwoli łatwo zwiększyć jej produkcję. Odkrycie powstało dzięki współpracy dwóch placówek: Eidgenössische Technische Hochschule Zürich (Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologi w Zurychu) oraz Swiss Institute of Bioinformatics (Szwajcarskiego Instytutu Bioinformatyki), stanowi doskonały przykład uzupełniania się nauk biologicznych i informatycznych.
  8. Wykrywanie neutrin - bardzo przenikliwych cząstek elementarnych - to wciąż niespełnione marzenie wielu dziedzin nauki. Już w latach sześćdziesiątych, kiedy udało się złapać pierwsze sztuki, marzono np. o astronomii neutrinowej. Niestety, w XXI detekcja neutrin wciąż jest trudnym zagadnieniem, a neutrinowa astronomia - w powijakach. Neutrino - to cząstka o prawie zerowej masie i wielkiej przenikliwości, nie ulegająca tzw. oddziaływaniom silnym i elektromagnetycznym. Pędzące neutrino przechodzi przez całą naszą planetę łatwiej, niż światło przez szkło. Polowanie na neutrina przypomina więc łapanie komarów siatką na motyle, a cząstki te, przebywające bez trudu największe odległości, mogłyby nam wiele zdradzić z tajemnic Wszechświata. Jak więc w ogóle można takie neutrino zarejestrować? Jedyną przeszkodą dla nich są jądra atomowe, uderzenie neutrina powoduje rozpad jądra, który można zarejestrować. Problem w tym, że szansa na to jest niezwykle mała. Drugi problem w tym, że znacznie częściej w jądra trafiają inne cząstki. Dlatego detektory neutrin buduje się głęboko pod ziemią lub pod wodą, w opuszczonych kopalniach. Staranna izolacja pomaga izolować aparaturę od promieniowania kosmicznego, choć nadal problemem są „fałszywe alarmy", powodowane np. przez rozpad promieniotwórczych izotopów w materiałach, z których zbudowany jest detektor. Nieoczekiwaną pomocą w skonstruowaniu nowego detektora neutrin we Włoszech będzie... ołów wydobyty z zatopionego dwa tysiące lat temu rzymskiego okrętu, który zostanie użyty do ekranowania aparatury. Może budzić nasze zdziwienie, czemu ten ołów ma być lepszy? Chodzi właśnie o izotopy. Ołów zawsze zawiera pewną ilość swojego radioaktywnego izotopu, ołowiu-210. Rozpad jego cząstek może, jak powiedzieliśmy, zakłócać działanie precyzyjnych detektorów. Ponieważ okres połowicznego rozpadu ołowiu-210 wynosi 22 lata, po dwóch tysiącleciach jego ilość zmalała sto tysięcy razy, więc praktycznie w ogóle już go nie ma. To czyni go idealnym do ekranowania wyjątkowo precyzyjnej aparatury. Okręt wydobyto dwadzieścia lat temu i już wtedy 150 ołowianych sztabek otrzymał Włoski Narodowy Instytut Fizyki Nuklearnej (INFN), który sfinansował wydostanie okrętu z ładunkiem kwotą 300 milionów lirów. Teraz otrzymał dodatkowo sto dwadzieścia ołowianych sztabek. Z powodów historycznych z każdej sztabki zostanie odcięta część z napisami, pozostałość będzie przetopiona i wykorzystana do budowy podziemnych laboratoriów w Gran Sasso, w Apeninach, półtora kilometra pod ziemią, gdzie zbudowany będzie detektor neutrin. Przy okazji zostaną przeprowadzone badania próbek wydobytych materiałów: ołowiu i miedzi, które pozwolą dowiedzieć się więcej o technologiach, jakie stosowano w starożytnym Rzymie.
  9. Już w wieku 9 miesięcy dzieci są bardziej zainteresowane zabawkami stereotypowo łączonymi z ich płcią. I tak chłopcy wybierają koparki, samochody i piłkę, nie zwracając uwagi na misie czy lalki. Dziewczynki wręcz przeciwnie – preferują pluszaki lub zabawkowe wyposażenie kuchni. Doktor Brenda Todd i Sara Amalie O'Toole Thommessen z City University w Londynie zaprezentowały wyniki swoich eksperymentów na dorocznej konferencji Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego w Stratford nad Avonem. Panie pokazały 90 maluchom w wieku od 9 do 36 miesięcy 7 różnych zabawek: niektóre stereotypowo chłopięce (samochód, koparkę, piłkę i niebieskiego misia), niektóre dziewczęce (różowego misia, lalkę i zestaw do gotowania). Niemowlęta sadzano metr od zabawek, tak że mogły wybrać z zestawu coś w sam raz dla siebie. Odnotowywano wybory każdego dziecka i czas spędzany na zabawie danym przedmiotem. Brzdące wykazywały silną preferencję w stosunku do zabawek stereotypowo reprezentatywnych dla ich płci. W najmłodszej grupie (9-14 miesięcy) dziewczynki spędzały znacznie więcej czasu na zabawie lalkami niż chłopcy, a chłopcy o wiele intensywniej zajmowali się samochodem i piłką od rówieśnic. Nie miało znaczenia, jakie zabawki były przez rodziców uznawane za odpowiednie dla danej płci i jak wyglądał podział obowiązków w rodzinie. Z wiekiem preferencje były coraz silniej zaznaczone – 27-36-miesięczne dziewczynki przez 50% czasu zajmowały się lalkami, a miś zaczynał leżeć w kącie (zainteresowanie nim spadało praktycznie do zera), o innych zabawkach nie wspominając. Chłopcy przez 87% czasu bawili się zaś samochodem i koparką, ignorując lubianą wcześniej piłkę. Było całkiem oczywiste, że nawet najmłodsze dzieci szły "jak w dym" po typowe dla płci zabawki i kolory. Chłopcy decydowali się na piłki i czarne auto, a dziewczynki wolały misia i lalkę – opowiada O'Toole Thommessen. Todd dodaje, że wszyscy byli zaskoczeni, że różnice pojawiły się na tak wczesnym etapie rozwoju. Dzieci w tym wieku podlegają już silnym wpływom środowiskowym, lecz podobne rezultaty uzyskano w badaniach z udziałem małp. Nasuwa to skojarzenie, że być może opisywane zjawisko, przynajmniej częściowo, ma podłoże biologiczne. Na razie trudno jednak cokolwiek potwierdzić bądź wykluczyć. W latach 70. i 80. prowadzono sporo badań mających rozstrzygnąć spór "natura czy wychowanie", ale nie uzyskano rezultatów, które by na to pozwoliły. W dodatku w międzyczasie doszło do pewnego rozmycia ról: ojcowie coraz częściej zajmowali się dziećmi, a matki pracowały poza domem. Co ciekawe, zabawki dla dzieci cały czas reklamowano tradycyjnie. Wpływu środowiska z pewnością nie można pominąć, gdyż psycholodzy zaobserwowali, że nawet w niemowlęctwie ojcowie często bardziej zachęcają chłopców do aktywnej zabawy, łaskocząc ich i lekko poszturchując. Z dziewczynkami obchodzą się zaś delikatniej, trzymając je podczas przytulania bliżej własnego ciała. Oboje rodzice więcej mówią do córek niż do synów. Gdy dzieci podrastają, chłopcy są zachęcani do czynnego poznawania otoczenia, a dziewczynki raczej do spokojnej zabawy. Warto o tym pamiętać, by w swoim stylu bycia rodzicem osiągnąć rozsądną równowagę. Zabawki do brytyjskich badań wybrano po przeprowadzeniu wywiadów z 300 dorosłymi. Pytano o zabawkę, która jako pierwsza przychodzi na myśl, kiedy chodzi o dziewczynkę lub chłopca. Ok. 90% respondentów wybrało dla dziewczynek lalkę, a dla chłopców samochód. Zespół zastanawiał się, czy chłopcy wykazują pociąg do jakiegoś koloru, stąd pomysł na misia niebieskiego i różowego. Okazało się jednak, że w ogóle nie interesowali się pluszakami.
  10. Kolor koszulki bramkarza może wpłynąć na skuteczność strzału napastnika. Okazuje się, że w rzucie karnym rzadziej udaje się mu zdobyć gola, jeśli w bramce stoi osoba w czerwonym stroju. Naukowcy z University of Chichester zaprezentowali wyniki swoich badań na dorocznej konferencji Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego. Sugerowali oni, że czerwień wywołuje na poziomie podświadomym skojarzenia z porażką, przez co uderzający gorzej się spisuje. Doktorzy Iain Greenlees i Michael Eynon sprawdzali, jak w przypadku 40 piłkarzy z drużyny uniwersyteckiej wyglądała skuteczność strzału i w jakim stopniu spodziewali się oni sukcesu, stojąc przed bramkarzem ubranym w czarną, niebieską, zieloną, żółtą lub czerwoną koszulkę. Każdy z napastników wykonywał w sumie 20 karnych: 10 przeciwko bramkarzowi w czarnym T-shircie i 10 przeciwko bramkarzowi w stroju innego koloru. Sportowcy mieli oszacować, ile strzałów na 10 im wyjdzie i podać subiektywną pewność tej wyceny. Psycholodzy stwierdzili, że choć nie było różnicy w podawanych wartościach, najmniej bramek padało w starciu z bramkarzem w czerwonej koszulce (54-proc. skuteczność). Nieco lepiej kształtowała się strzelność przeciwko golkiperowi w żółci (69%). Nie odnotowano różnic w wynikach spotkań z bramkarzami w niebieskim i zielonym stroju: strzelcom udawało się ich zmylić w, odpowiednio, 72 i 75% przypadków. Odkrycia te wspierają pomysł, że czerwone ubrania dają sportowcowi lub drużynie niewielką, ale znaczącą przewagę (przy jednym rzucie karnym na 5). Ma to również implikacje dla sportów, w których kolory narożników są losowane, np. w boksie – podsumowuje Greenlees.
  11. A przynajmniej nie tak, jak się spodziewano. Co prawda literatura naukowa na ten temat jest bardzo skąpa, ale istnieją liczne anegdotyczne relacje o poważnych problemach z zasypianiem po wieczornej sesji grania na komputerze. Za przeprowadzenie miarodajnych testów zabrano się w Amerykańskiej Akademii Medycyny Snu i Laboratorium Snu Uniwersytetu Flindersa. W badaniu wzięło udział trzynastu dorastających nastolatków w wieku od 14 do 18 lat. Wybrano osoby śpiące na co dzień dobrze, tzw. „nocne sowy" bez rozpoznanych zaburzeń snu. Przed rozpoczęciem cyklu badań wszyscy przez tydzień prowadzili dziennik zasypiania, który pozwolił rozpoznać ich zwyczaje - dzięki temu podczas samego badania ustalono godziny tak, aby mogli zasypiać o normalnej porze. Czas do zaśnięcia i sam sen mierzono przy pomocy wielu parametrów. Wykorzystano elektroencefalografię (EEG), elektromiografię (EMG), elektrookulografię (EOG). Ponadto przy pomocy EEG mierzono czujność poznawczą. Przy pomocy oksymetru monitorowano tempo pracy serca, jako wskaźnik pobudzenia fizycznego. Subiektywną senność oznaczano przy pomocy Skali Stanforda. Samo badanie w laboratorium snu polegało na kontrolowanej, pięćdziesięciominutowej sesji gry w „Call of Duty 4: Modern Warfare" przed snem. Te same osoby w tygodniowym odstępie czasu odbywały kontrolną sesję, która polegała - zamiast gry - na oglądaniu przez analogiczny czas filmu dokumentalnego „Marsz pingwinów". Wyniki badań zaskoczyły naukowców. Okazało się, że po sesji gry w mocno stymulującą grę czas zasypiania nastolatków wzrósł średnio zaledwie z trzech minut do siedmiu i pół minuty - w porównaniu z zasypianiem po seansie filmowym. Subiektywne wrażenie senności również niewiele się zmieniało i było tylko nieco niższe, zaś czujność poznawcza nieco wyższa. W badanym pobudzeniu fizycznym i jakości samego snu nie odnotowano znaczących różnic. Należy dodać, że prawie jednej trzeciej badanych zdarzyło się zasnąć podczas oglądania filmu, co oczywiście podczas sesji grania nie miało miejsca. Początkowo zdziwiło nas, że gra w brutalną grę wideo nie prowadzi do poważnych problemów z zasypianiem - przyznał dr Michael Gradisar, starszy wykładowca na Uniwersytecie Flingersa w australijskiej Adelajdzie. - I to pomimo celowego skontrastowania gry ze spokojnym filmem, dla podkreślenia różnic. Sami autorzy badań przestrzegają jednak przed nadmiernym generalizowaniem wyników badań, z wielu powodów. Mimo niewielkich różnic w postrzeganej senności, w rzeczywistych warunkach mogą one być wystarczające do przeciągania wieczornej aktywności. Ponadto zaledwie pięćdziesięciominutowa sesja nie odzwierciedla zwyczajów nastolatków, z których większość w warunkach domowych nie ograniczy się do tak krótkiej gry. Dłuższa aktywność może zwiększać poziom emocji i zaangażowania. Podkreślono także, że średnia wieku badanych wynosiła powyżej 16 lat, w przypadku młodszych nastolatków różnice mogą być bardziej znaczące. Inne wyniki mogłoby też przynieść wykorzystanie gier wymagających fizycznej aktywności, jak tytuły sportowe na Nintendo Wii, czy popularne „Guitar Hero". Ostateczne wskazówki dla rodziców w kwestii kontrolowania czasu spędzanego przez nastolatków na wieczornym graniu ograniczyły się do mało odkrywczego „wszystko z umiarem". Wyniki badań opublikowano wczoraj (15 kwietnia) w czasopiśmie Journal of Clinical Sleep Medicine.
  12. Zoo w Bristolu postanowiło ocalić jedyną ocalałą kolonię nadrzewnych ślimaków Partula faba. W naturze mięczaki z należącej do Polinezji Francuskiej wyspy Raiatea zostały niemal wytępione przez kanibali z własnej gromady. Poza tym ich habitat jest niszczony przez inwazyjne gatunki roślin, np. południowoamerykańską mikonię (Miconia calvescens). P. faba osiągają zaledwie centymetr długości. Władze ogrodu mają nadzieję, że maluchy uda się uchronić przed wyginięciem. W Bristolu dla grupy 88 osobników wygospodarowano klimatyzowane pomieszczenie. Pojawiło się już nawet 15 młodych. Najmniejsze mierzy 2 mm. Polinezyjską populację ślimaków, podarowaną przez Durrell Wildlife Trust oraz Imperial College London, zoo dołączyło do własnej kolonii. Ostatni transport P. faba dotarł tu w lutym. Szacuje się, że inwazyjne gatunki ślimaków, które wprowadzono do Polinezji Francuskiej w latach 70. ubiegłego wieku, doprowadziły do znacznego ograniczenia "pogłowia" miejscowych mięczaków. Od połowy lat 70. do połowy lat 90. wymarło aż 80% gatunków nadrzewnych ślimaków.
  13. Intel zdradził szczegóły Tunnel Creek. To rozwiązanie typu SoC (System on Chip), które będzie następcą obecnie wykorzystywanej Menlow i ma stanowić część platformy Queens Bay. W Tunnel Creek zostanie zintegrowany procesor Atom, kontroler pamięci, kontroler układu graficznego oraz układ audio. Kość będzie dostępna w kilku wersjach różniących się zegarem procesora (600 MHz, 1,1 GHz i 1,3 GHz) oraz obsługiwanymi układami DDR2 SDRAM (667 i 800 MHz). W przeciwieństwie do układu Menlow, w którym rdzeń procesora łączy się z chipsetem za pomocą FSB, w Tunnel Creek został on ściśle zintegrowany na jednej kości, którą wyposażono też w interfejs PCI Express. Dzięki temu nowy układ Intela może współpracować z każdym urządzeniem obsługującym ten standard, co pozwoli na znaczne obniżenie kosztów projektowania urządzeń oraz umożliwi wykorzystanie procesora Atom w jeszcze mniejszych urządzeniach niż dotychczas. Może on trafić do telefonów VoIP czy samochodowych systemów multimedialnych. Przeprowadzone przez Intela testy wykazały, że w porównaniu z rozwiązaniami bazującymi na procesorze Atom Z5xx Tunnel Creek oferuje do 50% bardziej wydajne przetwarzania grafiki 3D. Zastosowano tam też technologię Splash, która aktywuje silnik graficzny już na etapie uruchamiania BIOS-u, jeszcze przed startem systemu operacyjnego.
  14. Niezdolność do zajmowania się więcej niż dwoma zadaniami naraz jest zakorzeniona w naszym mózgu – postulują naukowcy z École Normale Supérieure oraz instytutu badawczego INSERM w Paryżu. Dr Etienne Koechlin wyjaśnia, że kiedy wykonujemy dwie czynności jednocześnie, każdą zajmuje się inna półkula. Podział pracy może zatem wyjaśnić, czemu tak trudno zostać wielozadaniowcem. Można gotować i w tym samym czasie rozmawiać przez telefon, ale bardzo trudno byłoby się zająć czymś trzecim, np. czytaniem gazety. Jeśli jesteś obarczony 3 lub więcej zadaniami, tracisz nad jednym kontrolę. Francuzi przeprowadzili eksperyment, w ramach którego 32 ochotników (16 kobiet i 16 mężczyzn w wieku od 19 do 32 lat) wykonywało zadania związane z dopasowywaniem liter. Komputer losowo wybierał litery z wyrazu – wszystkie było albo małe, albo wielkie – a badani mieli stwierdzić, czy dwie następujące po sobie pojawiły się w takiej kolejności jak w słowie. Sprawy komplikowały się, kiedy jednocześnie należało się zajmować wielkimi i małymi literami i ich dopasowywaniem do wszystkich wyrazów zapisanych w schemacie XXXXX lub xxxxx. Za poprawne odpowiedzi badani otrzymywali niewielkie sumy pieniędzy. W tym czasie aktywność ich mózgów monitorowano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Naukowcy koncentrowali się w szczególności na odpowiadającej za kontrolę impulsów korze przedczołowej. W przedniej części tego obszaru dochodzi do sformułowania celu, a tylna komunikuje się z resztą mózgu. Gdy wolontariusze zajmowali się w danym czasie tylko jednym zadaniem, w oczekiwaniu nagrody rozświetlała się przyśrodkowa kora czołowa (ang. medial frontal cortex, MFC) po obu stronach mózgu. Kiedy jednak konkretna osoba pracowała nad dwoma zadaniami naraz, półkule dzieliły się nimi i spodziewaną nagrodą. Mózg radził sobie z przełączaniem między półkulami przy dwóch zadaniach, lecz gdy dołączało się jeszcze trzecie, bardzo spadała dokładność. Innym 16 osobom polecono, by poza zadaniem poruczonym poprzednikom starały się też grupować litery tego samego koloru. Okazało się, że ludzie nie tylko ustawicznie zapominali o jednym z zadań, ale także popełniali 3-krotnie więcej błędów. Koechlin uważa, że w ten właśnie sposób można wyjaśnić, czemu dość często podejmujemy irracjonalne decyzje, gdy mamy wybierać z ponad dwóch opcji. Jest to związane z międzypółkulowym podziałem pracy, by śledzić dwa zadania lub dwie alternatywy, ale nie więcej. Scott Huettel z Duke University sądzi, że dualizm zadaniowy mózgu nie musi się ujawniać w każdej sytuacji. Wg niego, dobrze opanowane czynności ruchowe, np. jedzenie, nie wpływają znacząco choćby na interpretację wskazówek wzrokowych czy kontrolę języka.
  15. Brytyjska firma GameStation poinformowała, że jest prawnym posiadaczem 7500 dusz swoich klientów. Ten sprzedawca gier dodał do umowy, na którą zgadzają się klienci przed skorzystaniem z jego online'owego serwisu, punkt mówiący o sprzedaży duszy. Umowę o takiej treści zaakceptowały tysiące osób. Składając pierwszego dnia czwartego miesiąca Anno Domini 2010 zamówienie, zgadzasz się na przekazanie nam nieprzechodnich praw do przejęcia, teraz i na zawsze, swojej nieśmiertelnej duszy. Gdy tylko wezwiemy cię do wypełnienia umowy, przekażesz nam swoją nieśmiertelną duszę i wszelkie prawa do niej w ciągu 5 dni od otrzymania pisemnego żądania ze strony gamestation.co.uk albo jednego z naszych autoryzowanych przedstawicieli - czytamy w umowie. Zarezerwowano w niej również prawo do tego, by wspomniane pisemne żądanie miało postać listu długości 2 metrów, pisanego ognistymi literami. Jednocześnie zaznaczono, że firma nie będzie ponosiła żadnej odpowiedzialności za wszelkie straty i uszkodzenia spowodowane takim listem. Co prawda punkty do umowy zostały dodane 1 kwietnia, jako żart, jednak firma chciała w ten sposób przestrzec użytkowników przed powszechnie spotykaną praktyką nieczytania umów, które się akceptuje. GameStation zapowiada, że nie będzie egzekwowało swoich praw, a do wszystkich osób, które podpisały umowę o przekazaniu duszy zostaną wysłane e-maile unieważniające ten punkt.
  16. Trudno policzyć, ile ludzkich wynalazków i technologii jest kopiowaniem bądź naśladowaniem natury. Nic dziwnego, przecież pierwsi ludzie to właśnie na naturze się wzorowali. Ale okazuje się, że wielkie współczesne technologie, o których sądzimy, że są naszym oryginalnym wynalazkiem, również występują w naturze. Naszą dumę z z umiejętności przyspieszania cząstek elementarnych w akceleratorach chyba przyćmi fakt, że akceleratory w naturze występują od dawna. Do tego często tuż nad naszymi głowami. Naturalne akceleratory cząstek przebadał i opisał dr Martin Füllekrug z Wydziału Inżynierii Elektrycznej i Elektronicznej angielskiego Uniwersytetu w Bath. Odkrył on, że tworzą się one naturalnie 40 kilometrów nad ziemią podczas burz. Do swojego powstania potrzebują tylko jednego warunku: aby podczas wyładowania pioruna jednocześnie nad Ziemię dotarły wysokoenergetyczne cząstki promieniowania kosmicznego - ponad chmurami burzowymi tworzy się wówczas gigantyczny akcelerator. Jak powiedział - zdumiewające, że natura tworzy akceleratory cząstek zaledwie parę kilometrów nad naszymi głowami. Kiedy przebadamy je dokładniej, będziemy mieli znacznie lepsze pojęcie, jak dokładnie działają. W badaniach uczestniczył zespół europejskich naukowców z Danii, Francji, Hiszpanii, i Wielkiej Brytanii, a także współpracownik dra Füllekruga z amerykańskiego Narodowego Laboratorium w Los Alamos. Europejscy uczeni obserwowali obszary burzowe przy pomocy kamer, wyszukując wyładowania o mocy dostatecznie dużej, by wywołać zjawisko świecenia powietrza powyżej chmur burzowych, zwane duszkami. Niewielka część takich duszków zbiega się z przebiegiem wiązki przyspieszonych elektronów. Jak to działa? Wysokoenergetyczne promieniowanie kosmiczne wybija z molekuł powietrza elektrony, które są następnie wybijane w górę i przyspieszane przez pole elektryczne, towarzyszące wyładowaniu pioruna. Przyspieszone wolne elektrony łączą się w skoncentrowany strumień cząstek - jak w akceleratorze - i rozchodzą z troposfery (czyli najniższej warstwy atmosfery) do jej górnych części, aż do obszaru bliskiego kosmosu. Tam są więzione i zakrzywiane przez pole radiacyjne Ziemi. Te trwające mgnienie oka zjawiska niosą ze sobą energię porównywalną z mocą małej elektrowni atomowej! Dr Füllekrug wyjaśnia też, w jaki sposób je badano - sztuka polegała na tym, jak określić wysokość takiego naturalnego akceleratora cząstek, było to możliwe dzięki falom radiowym emitowanym przez wiązkę przyspieszanych elektronów. Istnienie towarzyszących zjawisku fal radiowych przewidział dr Robert Roussel-Dupré z Los Alamos, który zajmuje się symulacjami komputerowymi zjawisk. Co ciekawe, zjawisko to przewidziano teoretycznie już dawno. Szkocki naukowiec, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, Charles Thomson Rees Wilson wspominał o możliwości przyspieszania cząstek ponad chmurami burzowymi w wyniku wyładowań już w roku 1925. W ciągu najbliższych kilku lat pięć planowanych misji kosmicznych (satelity TARANIS, ASIM, CHIBIS, IBUKI oraz FIREFLY) będzie miało wśród swoich zadań dokładne i bezpośrednie badania przyspieszanych tak wysokoenergetycznych strumieni cząstek. Badania będą mieć istotne znaczenie, ponieważ strumienie te stanowią potencjalne zagrożenie dla satelitów. Jak powiedział autor badań: to cudowny przykład współzależności Ziemi i szerokiego Kosmosu. Wyniki badań ogłoszono 14 kwietnia na Narodowym Spotkaniu Astronomicznym Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego (Royal Astronomical Society National Astronomy Meeting) w Glasgow.
  17. Cisplatyna to jeden z szeroko stosowanych leków w terapii nowotworowej. Używana od 30 lat w leczeniu m.in. raka płuc, jajników czy szyjki macicy ma jednak pewien poważny minus - nowotwór może się na nią uodpornić i zacząć znowu rosnąć. Biolodzy z MIT-u dowiedzieli się właśnie, jak wygląda mechanizm uodparniania się guza nowotworowego na działanie cysplatyny. Ich odkrycie może pomóc w stworzeniu nowych leków, które spowodują, że guzy nie będą się uodparniały. Cisplatyna, podobnie jak inne bazujące na platynie leki, niszczy komórki nowotworowe łącząc się z ich DNA i uniemożliwiając replikację. Komórka próbuje się naprawić, jednak gdy zniszczenia są nieodwracalne, zachodzi proces apoptozy. Badania prowadzone przez zespół Tylera Jacksa wykazały, że komórki nowotworowe, poddane działaniu cisplatyny, udoskonalają swoje mechanizmy obronne. To ważne odkrycie, gdyż wcześniejsze badania na laboratoryjnych koloniach komórek dawały niejednoznaczne rezultaty i uczeni wysuwali różne teorie: od ulepszenia mechanizmu naprawczego komórek, poprzez utratę właściwości przez lek, aż po zmianę sposobu transportu cisplatyny w komórce. Trudy Oliver, współautorka badań, przeprowadzała eksperymenty na myszach ze zmutowanym genem Kras. Mutacja wywoływała u zwierząt raka płuc. Użyto takie modelu, gdyż u 30% ludzi chorujących na ten nowotwór występuje mutacja Kras. Ponadto u niektórych myszy wywołano nieprawidłowości w działaniu supresora guza, genu p53. Tego typu błąd w działaniu genu występuje u około 50% chorujących. Naukowcy dowiedzieli się, że cisplatyna działała skutecznie u obu grup myszy, jednak były zasadnicze różnice. U myszy z prawidłowo działającym p53 guz zmniejszał się, natomiast tam, gdzie p53 zostało uszkodzone dochodziło tylko do spowolnienia jego wzrostu. Po czterech dawkach cisplatyny u myszy z prawidłowym p53 guz uodpornił się na lek i zaczął rosnąć szybciej. Naukowcy przeprowadzili wówczas badania genetyczne i zidentyfikowali kilkanaście genów biorących udział w naprawie DNA. Ich uwagę przykuł szczególnie gen PIDD. Jest on aktywowany przez p53 i jest powiązany z procesem apoptozy, jednak jego dokładne działanie nie jest znane. Wiadomo, że komórki w których sztucznie podniesiono poziom PIDD stają się bardziej odporne na cisplatynę. Doktor Olivier bada teraz komórki z usuniętym PIDD by sprawdzić, jak będą reagowały one na cisplatynę.
  18. Po ponad stu latach od właściwego odkrycia międzynarodowy zespół naukowców ponownie wpadł na ślad jedynej znanej populacji nocnego lemurka Cheirogaleus sibreei. To gatunek endemiczny dla wschodniego Madagaskaru, a grupa dostrzeżona przez biologów składa się z ok. 1000 osobników (Molecular Phylogenetics and Evolution). Gatunek opisano w 1896 r., ale przez cały XX wiek w ogóle go nie badano. Ponieważ leśny habitat zwierzęcia został zniszczony, nie było wiadomo, czy małpiatki nadal występują na wolności. Sprawdzenia tego podjęli się Mitchell Irwin z McGill University oraz jego współpracownicy z Centrum Prymatologicznego w Getyndze, Université d’Antananarivo oraz University of Massachusetts. Kanadyjczyk po raz pierwszy obserwował lemurki w 2001 r. w Tsinjoarivo, tuż po założeniu terenowego ośrodka badawczego. Już wtedy wiedzieliśmy, że są niezwykłe. Nasz lemurek nie przypominał bowiem gatunków z lasów deszczowych, jakie spodziewaliśmy się ujrzeć, lecz raczej gatunki znane z suchych lasów na zachodzie. Z jedną tylko różnicą: był dużo większy. W 2006 roku Irwin nawiązał współpracę z Mariną Blanco z University of Massachusetts, która łapała lemurki w kilku miejscach w okolicach Tsinjoarivo. Okazało się, że obok siebie żyły dwa morfologicznie odmienne gatunki. Genetyk Linn Groeneveld z Getyngi wykazała, że jeden to popularniejszy Cheirogaleus crossleyi, a drugi to Cheirogaleus sibreei. Tajemnicze lemurki okazały się bardzo podobne do jedynego egzemplarza lemurka Sibree'a, przechowywanego w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Dalsze analizy genetyczne unaoczniły, że tajemnicza małpiatka w znacznym stopniu różni się od innych znanych gatunków. Spośród wszystkich, a jest ich zaledwie kilku, przedstawicieli rodzaju Cheirogaleus najprawdopodobniej w największym stopniu przypomina wspólnego praprzodka. Zespół ma nadzieję, że po ponownym odkryciu lemurki doczekają się odpowiedniej ochrony. Oby się nie mylili...
  19. Islandzki wulkan o pięknej nazwie Eyjafjallajökull spłatał brzydkiego figla całej północnej Europie. Na co dzień pokryty lodowcem, obudził się 20 marca tego roku, a w środę rozruszał się na dobre. Woda ze stopionego lodowca spowodowała lokalne powodzie i zniszczenia, zmuszając mieszkańców do ewakuacji. Bijący na jedenaście kilometrów w górę słup pyłu i dymu zwiewany jest przez wiatry nad północną Europę. Na wyspach Brytyjskich i w Skandynawii odwołano w ciągu dnia większość połączeń lotniczych. Wieczorem pył dotarł nad północną Polskę, gdzie też wstrzymano do odwołania ruch lotniczy. Wulkaniczny pył jest niebezpieczny dla samolotów z dwóch powodów. Po pierwsze, nie tylko ogranicza widoczność niemal do zera, ale oblepiając szyby powoduje, że nawet po wyjściu z chmury piloci niemal nic nie widzą. Drugim zagrożeniem jest uszkodzenie silników spowodowane przez grubsze cząstki pyłu. Obok można zobaczyć zdjęcie Wysp Brytyjskich, wykonane przez europejskiego satelitę Envisat w czwartek przed południem: nie widać nawet zarysów wysp. Wulkaniczne wyziewy zasłoniły całe niebo. W takich warunkach ruch lotniczy nie jest możliwy. Szczegółowe zdjęcie w wysokiej rozdzielczości można zobaczyć tutaj. Poniżej film nakręcony amatorsko, pokazujący erupcję wulkanu Eyjafjallajökull, widać bijący w górę ogień i spływające języki lawy. Na niewielkiej Islandii znajduje się wiele wulkanów, gejzerów i źródeł geotermalnych.
  20. W lutym część użytkowników systemu Windows XP zobaczyła tzw. niebieski ekran śmierci (BSOD) po zainstalowaniu najnowszych poprawek. Spowodowany on był, jak się okazało, wcześniejszym zainfekowaniem komputera przez rootkit. Dlatego też Microsoft podjął obecnie kontrowersyjną decyzję dotyczącą sposobu instalowania poprawek. Koncern uznał, że posiadacze Windows XP, których komputer został zainfekowany rootkitem nie będą mogli zainstalować poprawek. Firma informuje, że mechanizm poprawek zawiera pewne funkcje, które uniemożliwiają instalację jeśli w 32-bitowej wersji systemu zostaną wykryte nieprawidłowości. Teraz użytkownik Windows XP będzie wiedział, że jeśli poprawki nie zostały zainstalowane to z jego komputerem dzieje się coś niepokojącego.
  21. Telefony komórkowe przez ostatnie lata obrosły w tyle dodatkowych możliwości, że w zasadzie trudno nazywać je telefonami. Funkcje multimedialne, aparaty i kamery cyfrowe, dekodery kodów kreskowych, odbiorniki GPS, nawigacje, czujniki drgań... Każdy producent myśli, co by tu jeszcze dołożyć dla zwiększenia atrakcyjności. I nie tylko producent. Myśli o tym również oddział naukowy amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. Według zaprezentowanej koncepcji telefony komórkowe miałyby wykrywać skażenie powietrza trującymi gazami i niebezpiecznymi chemikaliami. Służyć ma temu projekt Cell-All, prowadzony w Homeland Security's Science and Technology Directorate (Wydziale Nauki i Technologii Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego). Celem jest wyposażenie wszystkich komórek w czip diagnostyczny, wykrywający niebezpieczne substancje. Oprócz natychmiastowego alarmu w przypadku skażenia powietrza, komórki z tym rozwiązaniem byłyby w obustronnej łączności z centralnym systemem. Pozwoliłoby to takiej centrali otrzymywać natychmiast wiadomość o wypadkach, czy atakach terrorystycznych, a jednocześnie eliminowałoby fałszywe alarmy. Z drugiej strony, możliwe byłoby również centralne i natychmiastowe powiadamianie ludności o konieczności ewakuacji z zagrożonego miejsca. Nieuniknione są głosy osób obawiających się o swoją prywatność, w przypadku telefonu, który regularnie łączy się z jakąś centralą. Ale przecież i tak każda komórka regularnie łączy się z punktem dostępowym (BTS), a w przypadku nowoczesnych telefonów i tak trudno być pewnym, co dokładnie robi zainstalowane oprogramowanie. Nie jest to całkowicie nowy pomysł. Naukowcy, inżynierowie, a nawet domorośli majsterkowicze sugerują wiele analogicznych, zdumiewających zastosowań smartfonów. Często wystarczy odpowiednie oprogramowanie, aby np. wykorzystać wbudowaną kamerę do analizy różnych substancji. Istnieje pomysł wykorzystania czujników drgań w laptopach Apple do wykrywania trzęsień ziemi. Są modele telefonów dla kobiet, które sygnalizują nadejście owulacji. Są komórki dla seniorów, które same alarmują pogotowie w razie upadku. Możliwości jest wiele, ogranicza nas tylko pomysłowość. U nas, co roku podczas zimy, wiele osób ulega śmiertelnemu zatruciu czadem. Tych ludzi uratowałaby komórka z czujnikiem, którą przecież prawie każdy trzyma przy sobie. Po sławetnym ataku na WTC 11 września Ameryka żyje w ciągłym strachu przed kolejnymi zamachami. Obawa, że terroryści użyją broni chemicznej lub biologicznej jest powszechna. Ataki takie miały już przecież miejsce w Japonii. Nic więc dziwnego, że poszukuje się wszelkich możliwych sposobów obrony. Opracowanie i wdrożenie powszechnego systemu czujników wymagałoby horrendalnych kosztów, przerzucenie tego na dostępne powszechnie gadżety zredukowałoby je do minimum. Jak miałoby to być wdrożone? Planowana cena takiego diagnostycznego układu to mniej niż jeden dolar. Spekulując, można śmiało założyć, że prawdopodobne jest dofinansowanie kosztu jego wbudowania do nowych modeli aparatów, lub podatkowe ulgi dla producentów chętnych do jego wprowadzenia. W dalszej przyszłości możliwy zapewne byłby nawet ustawowy nakaz. Nad stworzeniem i komercjalizacją systemu pracują trzy zespoły: Qualcomm, National Aeronautics and Space Administration (NASA) oraz Rhevision Technology. Zainteresowane dołączeniem są również LG, Apple i Samsung, co gwarantowałoby szybkie rozpowszechnienie rozwiązania. Być może do wdrożenia upłynie jeszcze kilka lat, ale założenia są w pełni wykonalne i przy obecnym rozwoju techniki wkrótce możemy ujrzeć przynajmniej prototypy.
  22. Największa na świecie biblioteka - Biblioteka Kongresu USA - będzie gromadziła w swoich zbiorach... wpisy z Twittera. Właśnie podpisano odpowiednią umowę z serwisem, w którym każdego dnia powstaje 55 milionów tzw. twittów. Przedstawiciele Biblioteki wyjaśniają, że to kolejny krok w kierunku archiwizowania przez nią publikacji elektronicznych. Swoje zadowolenie wyrazili przedstawiciele świata akademickiego. Podkreślają oni, że dotychczas archiwa historyczne były czymś elitarnym z tego względu, że w książkach czy gazetach mogli publikować tylko wybrani. Obecnie sytuacja uległa zmianie. "To coś nowego w dziejach archiwów historycznych. Notowana sekundę po sekundzie historia zwykłych ludzi" - mówi Fred R. Shapiro bibliotekarz i wykładowca z Yale Law School. Archiwizowanie Twittera będzie odbywało się z inicjatywy Biblioteki. Jej przedstawiciele skontaktowali się z serwisem przed kilkoma miesiącami i argumentowali, że ma on "znaczny wpływ na historię i kulturę". Przypomnieli, jaką rolę odegrał Twitter w wyborze Baracka Obamy na prezydenta, zauważyli, że jest on ważnym narzędziem używanym np. przez irańskich dysydentów. Teksty z Twittera będą stanowiły część projektu "Web capture", który Biblioteka Kongresu rozpoczęła około 10 lat temu. Przedstawiciele Biblioteki zapewniają, że nie dojdzie do naruszenia prywatności użytkowników. Przede wszystkim dlatego, że archiwum będzie udostępniane tylko do celów badawczych. Ponadto wszystko odbywa się zgodnie z regulaminem Twittera.
  23. Doktorantka Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego opracowała nowy sposób dostarczania w leczeniu trądziku kwasu laurynowego, występującego m.in. w oleju orzechów kokosowych czy ludzkim mleku. Wypełnione nim nanobomby zbliżają do wywołujących zmiany skórne Gram-dodatnich bakterii Propionibacterium acnes. Dissaya "Nu" Pornpattananangkul ma zaprezentować wyniki swoich badań na dorocznej konferencji Research Expo, która odbywa się na jej macierzystej uczelni. Wybór kwasu laurynowego nie był przypadkowy, gdyż wg Kalifornijczyków, pozwoli on uniknąć efektów ubocznych stosowania innych leków przeciwtrądzikowych, w tym zaczerwienienia i pieczenia skóry. Nowatorski system dostarczania leku składa się ze złotych nanocząstek, przyczepionych do wypełnionych kwasem laurynowym liposomów (nanobomb). Złoto nie dopuszcza do zlewania się pęcherzyków. Poza tym nanocząstki pomagają liposomom zlokalizować bakterie na podstawie specyficznego mikrośrodowiska skórnego, w tym pH. Kiedy nanobomby dotrą do błon komórkowych P. acnes, przy kwasowym odczynie nanocząstki złota odłączają się od kapsułek. Dzięki temu liposomy mogą się zlać z bakteryjnymi błonami i uwolnić swoją zawartość. Profesor Liangfang Zhang, w której laboratorium pracuje Pornpattananangkul, cieszy się z możliwości poprawy jakości leczenia zakażeń skórnych. Preparat stosowany jest powierzchniowo, w dodatku obiera sobie za cel wyłącznie P. acnes. Wszystkie składniki nanobomb są naturalne lub zostały dopuszczone do użytku klinicznego, co oznacza, że liposomy będą już w najbliższej przyszłości testowane na ludziach.
  24. W 2004 roku na wzgórzu Cut Hill w Parku Narodowym Dartmoor w południowej Anglii odkryto rząd 9 kamieni. Ze względu na podobieństwo formy i niezbyt dużą odległość (180 km na wschód) archeolodzy sugerują, że to dzieło budowniczych Stonehenge. Po całym rezerwacie są zresztą rozrzucone podobne konstrukcje – w sumie ok. 80 - przyjmujące postać kręgów bądź rzędów. Cut Hill to jedno z najwyższych wzniesień, w dodatku zlokalizowane na uboczu. To z pewnością najbardziej spektakularne wzgórze na północy Dartmoor. Jeśli szukasz lokalizacji pod odległą świątynię w centrum wrzosowiska, wspomniana okolica jest wręcz wymarzona – przekonuje Andrew Fleming, szef Archeologicznego Stowarzyszenia Hrabstwa Devon. Ralph Fyfe z Uniwersytetu w Plymouth i niezależny archeolog Tom Greeves przeprowadzają obecnie datowanie węglowe otaczającego kamienie torfu. Na tej podstawie ustalili, że jeden z kamieni upadł bądź został położony na płask między 3600 a 3440 r. p.n.e., a drugi między 3350 a 3100 r. p.n.e. Bazując na znajdowanych wcześniej w pobliżu artefaktach, naukowcy zakładali, że Cut Hill i Stall Moor datują się na epokę brązu (ok. 2100-1600 p.n.e.), lecz wyniki Fyfe'a wiąże je raczej z neolitem, czyli okresem powstania słynnego na cały świat Stonehenge. W odróżnieniu od Stonehenge, kamienie z Cut Hill nie stoją, lecz leżą równolegle do siebie w odległości od 19 do 34,5 m. Przy końcu jednego z megalitów znaleziono stabilizujące kamienie, co sugeruje, że przynajmniej on był w pewnym momencie wzniesiony. Ponieważ jednak budowla w swej obecnej postaci prezentuje się harmonijnie, przewrócenie kamieni należy raczej uznać za celowy zabieg. Ułożenie kamieni w stosunku do przesileń letniego i zimowego jest identyczne jak w Stonehenge czy Newgrange w Irlandii. Archeolodzy uważają, że wyznaczenie początku europejskich budowli megalitycznych jest niezwykle ważne, stąd wysiłek wkładany przez nich w jak najdokładniejsze datowanie. Artykuł na temat konstrukcji z Dartmoor został opublikowany w piśmie Antiquity.
  25. Cztery lata po debiucie konsoli Wii okazuje się, że to rynkowi giganci - Sony i Microsoft - muszą nadrabiać zaległości dzielące ich do produktu Nintendo. W ubiegłym roku aż 43% wszystkich sprzedanych konsoli zostało wyprodukowanych przez mniejszą z japońskich firm. Te sukcesy skłoniły Sony i Microsoft do przemyślenia swojej strategii i wypuszczenia na rynek produktów, które mają zainteresować osoby, które używają gier wideo od czasu do czasu. Takimi produktami będą microsoftowy Natal oraz przygotowany przez Sony kontroler Move - zdaniem firmy iSuppli w znaczący sposób zmienią one rynek konsoli. Oba urządzenia powinny trafić do klientów w ciągu najbliższych miesięcy i będą kompatybilne z obecnie dostępnymi konsolami. iSuppli nie spodziewa się, by przyczyniły się one do dużego wzrostu sprzedaży Xboksa 360 i PlayStation 3 w bieżącym roku. Wywrą jednak duży długoterminowy wpływ na rynek konsoli. Należy tutaj bowiem zauważyć, że dotychczas spodziewano się, iż w latach 2011-2012 zadebiutuje kolejna generacja konsoli. Tymczasem użytkownicy dostaną nowe urządzenia, rozszerzające funkcjonalność już obecnych konsoli.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...