Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Ranking


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 18.10.2011 uwzględniając wszystkie działy

  1. 5 punktów
    Po lewej czy po prawej stronie? Obecnie nie mamy tego dylematu i w większości krajów na świecie jeździmy po prawej. Jednak jeszcze niedawno liczba państw, w których obowiązywał ruch lewostronny była znacznie większa, niż obecnie. Po lewej stronie jeżdżono w Szwecji czy Danii, a w Austrii w pierwszej połowie XX wieku w części kraju obowiązywał ruch lewo-, a w części prawostronny. Teraz wszyscy Austriacy jeżdżą po prawej. Kto jednak ma rację i który sposób poruszania się jest bardziej właściwy czy uzasadniony? Tego droga, kto silniejszy Przez większość historii ludzkość nie potrzebowała przepisów dotyczących ruchu na drogach. Nawet w tak rozwiniętych państwach jak Imperium Rzymskie, z jego rozbudowaną siecią dróg, nie istniały odgórnie narzucone zasady poruszania się. Większość dróg było wąskich, więc wprowadzanie obowiązku jazdy po konkretnej stronie i tak mijało się z celem. Nawet na szerokich drogach jeżdżono środkiem, po koleinach, a pierwszeństwo miał ten, kto je wymusił. Większy, silniejszy czy znaczniejszy mógł więc zostać w wygodnych bezpiecznych koleinach, a mniejszy musiał zjechać wozem na bok i liczyć na to, że nie ugrzęźnie na poboczu. Jedynie na kilku szerokich mostach wprowadzono zasady mijania się po konkretnych stronach. Badania kolein na drogach w ruinach Pompejów sugerują, że w mieście tym jeżdżono po prawej stronie. Jednak była to preferencja kulturowa, a nie odgórny nakaz. Co nie znaczy, że rządzący w Imperium nie zajmowali się ruchem drogowym. Wiemy, że już w I wieku przed naszą erą ruch kołowy w Rzymie stanowił tak wielki problem, iż Juliusz Cezar wydał zakaz poruszania się powozów i rydwanów przed godziną 15. Wyjątek wprowadzono dla wozów z materiałami budowlanymi na potrzeby świątyń lub innych robót publicznych. Zarządzenie miało ułatwić ruch pieszy w mieście. Ruch może i ułatwiło, ale miało to swoje konsekwencje. Ponad 100 lat później poeta Juwenalis w jednej ze swoich satyr narzeka, że hałas czyniony przez wozy w nocy nie pozwala ludziom spać. Pierwsze zasady Najstarszy zapis zasad poruszania się po drodze znajdziemy prawdopodobnie w Zhou Li (Obyczaje Zhou) z II w. p.n.e. Dzieło opisuje organizację państwa zachodniej dynastii Zhou (1046 p.n.e. – 771 p.n.e.). W księdze czytamy, że na drogach mężczyźni zajmują prawą stronę, kobiety lewą, a wozy jadą środkiem. Jednak były to nie tyle przepisy ruchu drogowego, co opis struktury społecznej. Gdy zaś trzeba było się minąć, o tym, kto którą stronę zajmie, decydował przypadek lub obyczaj, nie nakaz prawny. I takie zwyczajowe zasady nie dotyczyły całości ruchu, a określały, kto komu ma ustąpić z drogi.  W niektórych miejscach władze dość wcześnie regulowały pewne zasady poruszania się. Sachsenspiegel, saksońskie prawo z początków XIII wieku, mówiło, że pieszy ma ustąpić konnemu, konny wozowi, a wóz pusty wozowi pełnemu. Taki sposób pojmowania ruchu utrzymał się przez wiele wieków. Jeszcze w 1930 roku w raporcie australijskiego rządu znalazło się zalecenie, by na wąskich brukowanych drogach pierwszeństwo miał pojazd cięższy, nawet gdyby oznaczało to, że pojazd lżejszy musi częściowo zjechać z drogi. Obyczaj najważniejszy Dla osób pieszych bardziej naturalnym jest trzymanie się prawej strony. Niektórzy twierdzą, że dzieje się tak, gdyż większość ludzi jest praworęczna, więc żołnierz niosący tarczę na lewym ramieniu, wolał mieć ewentualnego napastnika po swojej lewej stronie, zatem w niespokojnych czasach mijał idącego z naprzeciwka człowieka wybierając prawą stronę drogi. W sytuacji, gdy zbrojny nie miał tarczy, to mając przypasaną broń po lewej stronie mógł się nią szybciej zasłonić, gdy potencjalny napastnik również był po lewej. Mijając się z nim wybierał więc prawą stronę drogi. To jednak tylko dywagacje. Pewnym jest zaś, że wybór prawej strony jest jest naturalny podczas prowadzenia zwierząt. Trzymamy je prawą ręką, więc wygodniej jest iść z lewej strony zwierzęcia, wybierając prawą stronę drogi. W Japonii zaś savior-vivre wymagał, by mijać się tak, aby przypasany u boku miecz był dalej od mijanej osoby. Tym bardziej, że na wąskich uliczkach miast mijający się samurajowie, idąc prawą stroną, mogli przypadkiem zderzyć się mieczami co mogło zostać uznane za obrazę i powód do pojedynku. Rozsądnie więc było zejść na lewą stronę, by uniknąć przypadkowego zderzenia i nieporozumienia towarzyskiego. Zwyczaj ten został sformalizowany, gdy powstawała japońska sieć kolejowa.Była ona budowana przez Brytyjczyków, więc tutaj nałożyły zwyczaj obu krajów i pociągi jeździły lewym torem. Ostatecznie przepisy z 1924 roku uregulowały kwestię ruchu lewostronnego. Do dzisiaj Japonia jest jednym niewielu państw nie będących w przeszłości brytyjską kolonią, w których obowiązuje ruch lewostronny. Po drugiej stronie oceanu koloniści mieszkający na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych przywieźli ze sobą różne zwyczaje, więc brytyjskie kolonie w Ameryce Północnej nie zostały zdominowane przez brytyjski zwyczaj poruszania się lewą stroną. Co więcej, wszystkie dostępne dowody wskazują, że w kolonialnej Ameryce Północnej poruszano się zwykle po prawej stronie drogi. Wozy przesądziły sprawę Historycy zgadzają się co do tego, że najważniejszym impulsem utrwalenia ruchu prawostronnego było pojawienie się wozów typu Conestoga. Conestoga był ciężkim wozem, prototypem dla słynnych szkunerów prerii, zdolnym do przewożenia nawet do 6 ton ładunku i był ciągnięty przez 4-6 zwierząt. Po raz pierwszy wozy tego typu były używane do transportu pszenicy pomiędzy doliną Conestoga w Pennsylwanii a pobliskimi miastami. Wozy nie miały specjalnego siedziska. Woźnica albo szedł po lewej, albo siedział lub stał na tzw. lazy board umieszczonej z lewej strony pomiędzy osiami wozu, gdzie znajdował się hamulec, albo też jechał na oklep na ostatnim zwierzęciu po lewej. Lewa strona była naturalnym wyborem, gdyż większość ludzi jest praworęczna, więc lejce trzymali w prawej ręce. A skoro woźnica znajdował się po lewej, to naturalnym wyborem było mijanie się wozów na wąskich drogach po prawej stronie, dzięki czemu powożący mogli pilnować, by nie zahaczyć się wystającymi osiami. Wozy Conestoga pojawiły się około 1750 roku i sposób powożenia nimi miał tak wielki wpływ na obyczaj poruszania się po drogach, że prawostronny ruch przyjęto w najwcześniejszych amerykańskich przepisach regulujących tę kwestię. W 1792 roku władze Pennsylwanii nakazały, by wozy mijające się na Pennsylvania Turnpike pomiędzy miastami Lancaster i Filadelfia, wybierały prawą stronę drogi. Pierwsze prawo regulujące ruch na wszystkich drogach stanowych zostało przyjęte w Nowym Jorku w 1804 roku i nakazywało ono ruch prawostronny. W roku 1813 takie samo rozwiązanie przyjął stan New Jersey. Z czasem podobne zasady wprowadziły inne stany, gdy więc w USA zaczęły powstawać pierwsze samochody, ich twórcy umieszczali kierownice po lewej strony, by – podobnie jak w przypadku wozów Conestoga – kierowcy mogli mijać się jadąc po prawej stronie drogi. W Meksyku podróżowano głównie po prawej stronie, jeszcze zanim kraj uzyskał niepodległość od Hiszpanii. A prawostronną zasadę poruszania się tylko wzmocnił import samochodów z USA. Miały one kierownice z lewej strony, więc jeżdżono po prawej. Amerykańskie samochody prawdopodobnie miały też wpływ na kształtowanie się prawostronnego ruchu w Kanadzie, ale tam był to długotrwały proces. W prowincji Ontario jeżdżono po prawej stronie już w 1812 roku, ale na przykład w Nowej Szkocji jeszcze w roku 1922 poruszano się po lewej. W Europie sytuacja nie była tak klarowna. We Francji na przełomie XVIII i XIX wieku stosowano wozy dostawcze podobne do Conestoga. Woźnica siedział na ostatnim koniu po lewej. Zatem mijające się wozy zjeżdżały na prawo. Zasadę tę zaczęli stosować też i cywile. Wraz z podbojami Napoleona zasada ruchu prawostronnego zaczęła rozpowszechniać się w Europie. W 1852 roku wydano we Francji dekret, dotyczący głównych dróg i ulic miejskich, w którym nakazano ruch prawostronny. Reguły takie przyjmowały też inne kraje. W Rosji ruch prawostronny wprowadzono jeszcze za caratu, na Bliskim Wschodzie rozpowszechnił się on za czasów Imperium Osmańskiego, a w Chinach wprowadzono ją pod rządami Kuomintangu w 1946 roku. Przy zasadzie ruchu lewostronnego pozostała Wielka Brytania i jej kolonie. Ruch lewostronny Dlaczego więc Brytyjczycy jeżdżą inaczej niż reszta Europy? Poruszanie się lewą stroną drogi było na Wyspach powszechnym zwyczajem. A został on wzmocniony konstrukcją brytyjskich wozów z XVIII i XIX wieku. Były one mniejsze niż Conestoga i... miały z przodu ławkę. Ławka zaś dawała woźnicy więcej swobody. I zwykle woźnica siadał po prawej stronie koni, by móc swobodnie prawą dłonią operować batem, bez obawy, że zahaczy o ładunek z tyłu. Mijając inny wóz zjeżdżano więc na lewo. W powozach przewożących pasażerów woźnica również siadał po prawej, a obok niego siedział pomocnik, który mógł szybko zeskoczyć i pomóc pasażerom przy wysiadaniu. Pierwsze na Wyspach prawo nakazujące korzystanie z konkretnej strony drogi pojawiło się już w 1669 roku. I przepis ten mógł stać się prekursorem wszystkich brytyjskich praw dotyczących organizacji ruchu. Nakazano wówczas, by na London Bridge wozy trzymały się lewej strony. W 1772 roku Szkocja nakazała ruch lewostronny na wszystkich swoich drogach. A zasada ta została ostatecznie przypieczętowana w 1835 roku, kiedy to Highway Act narzucił ruch lewostronny na wszystkich drogach Wielkiej Brytanii. Gdy więc na Wyspach zaczęto produkować samochody, kierownice montowano z prawej strony. Zasada ruchu lewostronnego trafiła też do brytyjskich kolonii. Obecnie obowiązuje ona w ponad 60 państwach i terytoriach zależnych, głównie w Wielkiej Brytanii i części jej byłych kolonii. Z kolei na dwóch brytyjskich terytoriach zależnych – Gibraltarze i Brytyjskim Terytorium Oceanu Indyjskiego (BIOT) – obowiązuje ruch prawostronny. Gibraltar wybrał tę zasadę ze względu na granicę lądową z Hiszpanią. Z kolei BIOT składa się z niewielkiej wyspy Diego Garcia i tysięcy miniaturowych niezamieszkanych wysepek. Na Diego Garcia jest duża amerykańska baza wojskowa, więc wprowadzono tam ruch prawostronny. « powrót do artykułu
  2. 5 punktów
    A w tym mówieniu komuś nazwiska się nie pomerdały? Niedobór dopaminy jest znamienny dla choroby Parkinsona! Na skutek degeneracji komórek nerwowych w istocie czarnej wytwarzającej dopaminę. Dlatego nikotyniarze, którzy cały czas nikotyną stymulują jej wydzielanie, statystycznie rzadziej na nią zapadają. i tutaj dorzucę 3 grosze: jest hormonem szczęścia typu: leżę na kanapie, jest mi dobrze i nic mi się nie chce, bo nic nie muszę, bo przecież jest mi dobrze. Dopamina też jest hormonem szczęścia, ale w działaniu: jestem szczęśliwy(a), bo coś robię. Jest charakterystyczna dla działania w pasji. Generalnie szczęście, to wypadkowa koktajlu neuroprzekaźników.
  3. 4 punkty
    Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Radości, spokoju, rodziny i przyjaciół w otoczeniu, zdrowia i pomyślności. Ania, Jacek i Mariusz « powrót do artykułu
  4. 4 punkty
    Możesz jaśniej? O co ci chodzi? Kto ma wyłączyć ten telewizor? My, czy Rosjanie? A z czego ty czerpiesz wiedzę i prawdę? Z ksiąg objawionych? Właśnie włączyłem się w tą akcję. Zakładam konta na rosyjskich portalach (spróbuję też na białoruskich) i na wszelkich możliwych forach rosyjskich. Będę zamieszczał tam informacje o zbrodniach Putlera i kłamstwach jakimi karmi swoich obywateli. Rosjanie muszą wiedzieć, że są okłamywani. Jeśli my im tego nie uświadomimy, to dalej będą myśleć, że ich wódz, to bohater, gdy tymczasem jest zbrodniarzem i terrorystą. Owszem, jeden wpis na jakimś forum nic nie zmieni, ale tysiące takich wpisów może dać im do myślenia.
  5. 4 punkty
    Pączki średniowieczne były wykonane z ciasta chlebowego, nadziewane nie tylko słoniną, ale też w ogóle tłustym mięsem i dosmaczane przyprawami charakterystycznymi do mięs. W Małopolsce istniało nawet święto "Comber" - nawiązujące (nie do combrzenia się - jak chcą niektórzy), ale do przyprawy - czombru, która była afrodyzjakiem. Zwyczaj ten zanikł w XIX wieku po zakazaniu go przez zaborcę. W każdym razie jest to święto dużo starsze niż XVI wiek i przez wieki ulegało modyfikacjom. Słodkości wprowadzono w XVII wieku.
  6. 4 punkty
    Przykro patrzeć, gdy płonie taki piękny Park, gdy giną zwierzęta i rośliny. Wsparcie dla strażaków jest bardzo potrzebne, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju. Nie rozumiem, dlaczego straż pożarna musi w takich sytuacjach prosić zwykłych ludzi o pomoc? Co w tym czasie robi Rząd? Gdzie są środki finansowe, które powinny być w rezerwie na wypadek takich sytuacji? To nie jest sprawa tylko tego pożaru. Od kilku lat, jeśli nie kilkunastu sytuacja staje się coraz gorsza. Brakuje pieniędzy w służbie zdrowia, w ratownictwie, w tym w straży pożarnej i wielu innych służbach. Co chwila jakieś służby błagają zwykłych ludzi o pomoc! A co robią ludzie w urzędach, w ministerstwach w Rządzie? Dlaczego ta pomoc nie idzie z Budżetu Państwa? Co się dzieje z pieniędzmi, które wpłacamy w postaci podatków? Podatki to przecież ok. 50% zarobków każdego z nas! To OGROMNA ilość pieniędzy! Jak to jest, że na propagandę w TVP rząd jest w stanie wydać lekką ręką 2 miliardy zł, a nie ma 2 milionów zł aby dofinansować straż, która próbuje ratować nasze dziedzictwo narodowe? Jak to jest, że Rząd Polski wydaje w ciągu 10 lat na organizacje katolickie tyle pieniędzy, ile kosztował cały naukowy ośrodek CERN(!), a służby ratownicze muszą ŻEBRAĆ o pomoc u zwykłych ludzi? Jak to jest, że Rząd zapewnia wszystkich, że dysponuje rezerwami finansowymi, a tych rezerw nie uruchamia, gdy są rzeczywiście potrzebne? Jak można mieć zaufanie do Rządu, który na każdym kroku pokazuje swoją nieudolność, kłamstwa, arogancję i niegospodarność, żeby nie powiedzieć wręcz kradzież w imię samo-tworzonego prawa, a jednocześnie wmawia nam, że musimy płacić podatki? Po co płacimy te podatki, skoro te pieniądze są potem rozkradane, zamiast zostać rozdysponowane na finansowanie państwowych służb, a my musimy potem i tak wspierać te służby dodatkowymi wpłatami? Na co nam taki Rząd, który nie potrafi rządzić? Na co nam taki Rząd, który nie zna się na ekonomi, który nie potrafi gospodarować budżetem kraju, który nie potrafi zadbać o zapewnienie rezerw finansowych na wypadek klęsk żywiołowych? Jedyne co potrafią, to opowiadać nam bajki na dobranoc o 19:30, jacy to są wspaniali.
  7. 4 punkty
    Raczej były i są rzadkim widokiem. Abstrahując od tego, że obecnie wykorzystuje się maszyny, to typowe koniec pociągowe, zimnokrwistych ras, były i są raczej malo lub bardzo mało popularne w USA. Wzmiankowany clydesdale to koń rasy szkockiej. Na Dzikim Zachodzie wykorzystywano do zadań wymagających siły i wytrzymałości woły lub ewentualnie muły , konie raczej do tych z pogranicza szybkości/wytrzymałości. Oczywiście nie było to 100% regułą, ale w orce czy w westernowym wagon train, przemierzającym tysiace kilometrów bezdroży, używano przeważnie wołów, które nawet podkuwano, co było ponoć karkołomnym zajęciem. Swoją drogą, najbardziej przemyślany, praktyczny i wytrzymały wóz preriowy, conestogę, skonstruowali prawdopodobnie Niemcy. Mieli i mają skubańcy dryg do "motoryzacji". Typowy wagon train z Dzikiego Zachodu: Ps. A na przełomie XIX/XX w. w USA na masową skalę zaczęto w miejsce wołów (no i koni) wprowadzać w rolnictwie ciągniki parowe. Gdy się okazało, że taki ciągnik o mocy dochodzącej do 200 KM jest w stanie w dobę zaorać 25 ha pola, to zaczęto lamentować o bezrobociu jakie wyował mechanizacja...skąd my to znamy?
  8. 4 punkty
    Wesołych Świąt Bożego Narodzenia - dużo szczęścia, zdrowia, odpoczynku i radości - życzą przodkowi: Ania, Jacek i Mariusz :) « powrót do artykułu
  9. 4 punkty
    Tez mam wrażenie ze KW najbardziej traci w tym zestawieniu na tym ze link jest donstrony głównej. Wielokrotnie tracilem czas na szukanie źródła . Nie bylo moim celem umieszczać KW, uwazam ze jak na wielkosc zespołu który redaguje to jest to rewelacyjny wynik. Niemniej są pewne rzeczy które mozna by bylo poprawić. Głównym atutem KW są zaś komentatorzy, to oni skłaniaja do refleksji nad zasadnością tezy przedstawionej w artykułach. Gdyby wszystkie opinie były zgodne ze sobą niw zaglądał bym na ten portal, to różnorodność poglądów prowokuje ciekawe dyskusje. Ogolnie przy tej okazji chciałbym podziękować autorom za wysoki poziom i życzyć siły woli do kontynuacji.
  10. 3 punkty
    Widzę, że temat się trochę rozrósł i nawet zaognił, i już chciałem dolać oliwy do tego ognia, ale „ugryzłem się” w klawiaturę , bo jeśli temat schodzi na ideologie „lewacko-prawacko-katolicko-komunistyczne”, to kończy się merytoryczna dyskusja, a zaczyna tępa, bezmyślna indoktrynacja wyższości jednych nad drugimi. Dlatego każdego, kto prowokuje i zaczyna wyzywać innych od „lewaków”, „prawaków”, „komunistów” itp. najchętniej od razu bym zbanował, gdybym mógł tu to zrobić. Problem w tym, że część społeczeństwa skażona jest taką czy inną ideologią i posługuje się nią zamiast używać wiedzy i logiki. Mało tego! Ci ludzie wychowują potem w tej swojej ideologii swoje dzieci i nie da się całkiem od nich uciec. Na pocieszenie tych co twierdzą, że powodem spadku dzietności kobiet jest ich edukacja i samorozwój, pragnę poinformować, że ponoć powszechna komputeryzacja zaczyna „uwsteczniać” niektóre pokolenia, więc jest szansa na to, że niedługo ludzkość znów zejdzie do poziomu średniowiecza, co daje nadzieję, że demografia zwów wystrzeli w górę OK, ale popatrzmy na ten wykres: źródło: https://www.macrotrends.net/global-metrics/countries/POL/poland/fertility-rate Widać na nim wyraźny spadek dzietności od roku 1950. Mimo to ten spadek wyhamowywał pomimo rządów komunistów i tendencja hamowania utrzymywała się aż do roku 1983 (wychodząc nawet na plus!), kiedy to rządy komunistów zaczęły się chwiać. Po tym znów nastąpił „zjazd” aż do roku 1998, gdy nieco się poprawiło, a potem w 2003 nastąpił gwałtowny wzrost urodzeń (SLD doszło do władzy), który utrzymywał się aż do roku 2008. Wtedy znów nieco nam wskaźnik spadł, by w roku 2014 ponownie się podnieść wabiona perspektywą socjalu serwowanego przez PiS. Wnioski wydają się takie, że rządy „lewaków” jakoś nie przeszkadzają w dzietności kobiet, wręcz przeciwnie. Rząd SLD spowodował gwałtowny wzrost dzietności kobiet pomimo, że nie dawali ludziom gotówki w postaci 500+ itp. programów(!). Jak to się więc stało, że ludzie nagle postanowili mieć wtedy dzieci? W 2015 roku PiS postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i dać ludziom pieniądze „na dzieci” kupując sobie jednocześnie głosy wyborcze. To zadziałało, ale jak widać na krótką metę, bo już w 2018 roku nastąpił spadek (zaledwie po 3 latach od wprowadzenia 500+). Widać więc, że za pieniądze nie da się kupić dzietności, nie da się „kupić” dzieci (a jeśli się da to chwilowo). Co więc sprawia, że ludzie chcą mieć dzieci, skoro nie chodzi aż tak bardzo o pieniądze? Ale czy na pewno? Ciekawy byłem jak się ma dzietność do inflacji, więc położyłem na tym wykres inflacji: I rzeczywiście. Na tym wykresie widać, że wzrost inflacji spowodował stałą tendencję spadkową. Ale jest pewne zaskoczenie, bo w czasie największej inflacji w latach 1990-1991 powinna ona spowodować gwałtowny spadek dzietności, a tymczasem był on niewielki. Widać więc, że ludziom nie zupełnie o pieniądze chodzi i potwierdza to, że za pieniądze nie da się „kupić” dzieci. Dlatego ponowna korupcja polityczna PiS nie udała się i PiS przegrał „wygrane” wybory. Skoro więc nie chodzi aż tak bardzo o pieniądze, to o co chodzi? Co sprawiło, że dzietność za SLD zaczęła tak gwałtownie rosnąć? Jak już pisałem, nie przypominam sobie aby SLD zaczęło ludziom rozdawać kasę na dzieci. Myślę, że dzietność wzrosła, bo ludzie poczuli, że nadchodzą nowe lepsze czasy i wzrost bezpieczeństwa. Inflacja wyhamowała. W 1999 Polska przystąpiła do NATO, a w 2004 roku wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. Nastąpił wzrost swobód obywatelskich. Ludzie poczuli się wolni. Poczuli liberalizm. Zaczęto reformy szkolnictwa, budowę nowych żłobków i przedszkoli. Zaczęła poprawiać się opieka zdrowotna itp. itd. Dlaczego PiSowi udało się poprawić dzietność w tak słabym stopniu? Bo pieniądze to nie wszytko. Co z tego, że dali ludziom kasę, jak jednocześnie zabrali ją ze szkół, przedszkoli czy szpitali. Do tego zaczęli ograniczać swobody obywatelskie. Ograniczać dostęp matkom do podstawowych badań płodów. Zaczęli coraz bardziej ograniczać możliwość aborcji, nawet za cenę życia kobiet! To absurd, który sprawia, że kobiety naprawdę zaczęły bać się zachodzić w ciążę! Moje spostrzeżenia (chodzi głównie o Polską demografię) na ten temat są takie: Dawniej, gdy medycyna stała na niskim poziomie, umierało bardzo dużo dzieci (czasami kobieta rodziła 8-10 dzieci, a do dorosłości dożywało 2-3). Aborcje prawie nie były robione. Przetrwały tylko najzdrowsze i najmocniejsze dzieci. Śmierć dzieci była powszechna. Ludzie godzili się z tą sytuacją, bo nie mieli innego wyjścia. Ale wiedzieli też, że jeśli urodzi się dziecko kalekie, to nie przeżyje. Nie czuli więc też strachu, że całe życie będą musieli opiekować się niepełnosprawnym dzieckiem. Takie sytuacje zdarzały się rzadko. Ludzie żyli we wspólnotach wielorodzinnych i wielopokoleniowych. Wiedzieli, że w razie problemów mogą liczyć na pomoc. Obecnie medycyna stoi na tak wysokim poziomie, że możliwe jest utrzymanie przy życiu nawet bardzo chorych dzieci. Jednak ich utrzymywanie przy życiu zwykle jest bardzo kosztowne. (a wg mnie czasami nawet nieetyczne, a bywa, że wręcz barbarzyńskie) Ale medycyna obecnie pozwala też zwykle wykryć i usunąć ciążę, która nie daje szans na urodzenie zdrowego dziecka. Jeśli ogranicza się kobietom możliwość zbadania płodu i możliwość decydowania o tym, co począć z wadliwym płodem, to w kobietach (ale też w mężczyznach) narasta strach. (Do tego dochodzi „nakaz” rodzenia dzieci z gwałtów). Widmo takich sytuacji jest dla wielu rodzin trudne do zaakceptowania. Do tego brak jest ze strony państwa należytej pomocy dla rodzin opiekujących się niepełnosprawnymi osobami. Państwo nie chce brać na siebie tak dużych kosztów, więc rodziny są zostawiane samym sobie. To jest nie do zaakceptowania. W takich warunkach ludzie nie będą chcieli mieć dzieci. I nie pomogą w tym żadne 500+ czy 800+. Pary albo ograniczają możliwość posiadania potomstwa, albo uciekają za granicę, gdzie mają dostęp do nowoczesnej medycyny i lekarzy nie obciążonych prawnie i/lub religijnie. Dzietność Polek na emigracji jest dużo wyższa niż dzietność Polek w kraju. Tam gdzie kończy się liberalizm, a zaczyna zamordyzm, dzieci nie będzie. Jeśli to nie da polskim politykom nic do myślenia, to żadnej poprawy w tym względzie nie będzie. Potrzebna jest mądra polityka prorodzinna. Przede wszystkim możliwość decydowania Polaków o sobie (nie tylko kobiet). Inwestowanie w medycynę prenatalną. Dostęp do rzetelnej informacji medycznej. Dostęp do nowoczesnych leków zapobiegających niechcianej ciąży. Dostęp do nowoczesnych technik in-vitro. Inwestowanie w żłobki i przedszkola, aby rodzice mogli prowadzić życie zawodowe bez obaw o swoje dzieci. Inwestowanie w szkoły i zapewnienie dzieciom zdobywania rzetelnej wiedzy (a nie zabobonów i indoktrynacji). Rozwijanie programów pozaszkolnych dla dzieci i młodzieży. Dofinansowywanie i rozwijanie ośrodków pomocy społecznej, nastawionej na pomoc rodzinom, które z różnych powodów znalazły się w trudnej sytuacji. Dawanie kasy do ręki mobilizuje jedynie ludzi pazernych i leniwych. To jest droga donikąd. Dzieci to nie przedmioty. „Kupowanie” dzieci przez państwo to proceder wg mnie wręcz obrzydliwy. To element korupcji politycznej, która przypomina mi handel ludźmi. To patologia, która nie ma nic wspólnego z pomaganiem. To patologia. Chyba jednak trochę ulało mi się tej oliwy do ognia i pewnie narażę się wielu ludziom, zwłaszcza ludziom „kultury” i „antylewactwa”, ale tematu już ciągnął nie będę. Z mojej strony EOT ⛔ więc nie będę odpowiadał na żadne cytowania.
  11. 3 punkty
    Przed 50 laty w laboratorium ISOLDE w CERN-ie odkryto, że jądra atomów mogą zmieniać kształt. Wówczas zaobserwowano to zjawisko w odniesieniu do jąder rtęci, później również bizmutu. Teraz naukowcy stwierdzili, że również i jądro złota zmienia kształt, ale w inny sposób niż rtęć i bizmut. Najnowsze badania dowiodły więc, że zjawisko zmiany kształtu jądra atomowego wciąż stanowi wyzwanie dla naszego rozumienia fizyki na poziomie atomów. Wraz z utratą masy, jądra atomów mają tendencję do kurczenia się. Jednak trzeba pamiętać, że są one złożonymi systemami, zbudowanymi z protonów i neutronów, które są z kolei zbudowane z kwarków. Zwykle mają kształt sfery, ale gdy usuniemy cząstki z ich wnętrza niekoniecznie po prostu się skurczą, zachowując kształt. Z dotychczas przeprowadzonych badań wiemy, że jądra rtęci i bizmutu, których pozbawiono nawet pojedynczego neutronu, mogą dramatycznie zmieniać kształt z takiego przypominającego standardowa piłkę w podobny do piłki do rugby. Naukowcy z ISOLDE postanowili zbadać, jak przebiegają zmiany kształtu atomu złota pozbawianego neutronów. Przyjrzeli się więc atomom złota posiadającym od 104 do 97 neutronów. Stabilny naturalny atom złota posiada 118 neutronów i 79 protonów. Wyniki badań były zaskakujące. Jeszcze przy 108 neutronach atom złota był sferą. Przy 107 zmienił kształt na taki, jak piłka do rugby, i pozostawał takim do 101 neutronów w jądrze. Także i w przypadku złota – podobnie jak wcześniej w przypadku rtęci, bizmutu i ołowiu – doszło do zmiany średniego promienia kwadratowego atomu około liczby 104 neutronów. Jednak w przypadku złota pojawiła się jeszcze dodatkowa zmiana kształtu, do której doszło przy 99 neutronach. Takiego wzorca ewolucji kształtu jądra nie obserwowaliśmy nigdy wcześniej. W przeciwieństwie do rtęci i bizmutu, gdzie zmiany są równomiernie rozłożone, by zmniejszyć energię wiązań, w przypadku złota kształt piłki do rugby zdecydowanie wygrywa, gdy w jądrze jest około 104 neutronów. Później, przy 99 neutronach, jądro złota znowu wygląda jak piłka do rugby i nagle zmienia się w standardową piłkę, mówi główny autor badań, James Cubiss. Po przeprowadzonych badaniach do pracy usiedli teoretycy, którzy próbowali wyjaśnić zaobserwowane zjawisko na gruncie obowiązujących teorii. Stwierdzili, że model budowy jądra atomowego, którym się posługują, oddaje prawidłowo zmiany kształtu atomu złota tylko wówczas, jeśli do obliczeń wprowadzą dodatkowe dane. Tak więc po 50 latach od odkrycia fenomenu zmiany kształtu jądra atomu zjawisko to wciąż jest zagadką dla fizyki. « powrót do artykułu
  12. 3 punkty
    W społeczeństwo została wpompowana masa neurotycznych kalek myślowych powodujących, że jakiekolwiek słowo o "duchowości" od razu kojarzy się niemyślącym samodzielnie ludziom z przemocą, gwałtami, narzucaniem itp. Problem polega na tym, że nie potrafią ci ludzie przetworzyć informacji wynikającej z takiego artykułu. Ich własne neurotyczne skojarzenia wprowadzają ich momentalnie na wąską ścieżkę jednotorowego myślenia. Widać to od razu po niektórych komentarzach. Tymczasem kwestia duchowości jest ważna dla każdego człowieka. Człowiek potrzebuje mieć odniesienie do czegoś co jest dla niego transcendentne, niewzruszalne. Jeśli tego nie ma wzrasta poczucie niepewności - które szczególnie w sytuacja traumatycznych może prowadzić do tragedii. PS: raczej nie spodziewam się pozytywnego odbioru tego komentarza na tym forum
  13. 3 punkty
    Nie, to wynik doświadczeń ludzkości z pieniądzem zwiększający stabilność rynków finansowych. Kreacja pieniądza jest obecnie pod kontrolą banków centralnych z jednej strony a z drugiej jest dopasowywana do potrzeb rynku poprzez akcję kredytową - pieniądza potrzeba tyle na ile zaciągnięto długów. Oczywiście nie jest to jedyny możliwy algorytm, ale jest prosty i świetnie się sprawdza, nie należy zapominać że w finansach przez setki lat siedzieli "ci brakujący ludzie z prawego ogona krzywej Gaussa", w tym setki Einsteinów. Ja niczego nie muszę zakładać, w głębi duszy pozostałem fizykiem i opisuję rzeczywistość. Bitcoin w pewnych aspektach ma własności pieniądza w innych nie. Prawda III rodzaju. Ilość pieniądza w obiegu jest określana również przez to, ile jest on wart. W sytuacji, kiedy pojawiły się gro(sato)sze znikają efektywne przeszkody dla rozdrabniania, przez co "wzrost wartości" bitcoina jest równoważny niekontrolowanej emisji pieniądza fiducjarnego! Bilion $? W "obiegu" może pojawić się 100 razy tyle! To waluta, która dalej ma tę własność, że jedynymi beneficjentami "emisji" są posiadacze pieniądza. W przypadku banków ogranicznikiem poziomu zysków są stopy procentowe i wymagany procent rezerwy: jeśli na rynku pojawi się dodatkowy milion, to bank zarabia wyłącznie procenty od tego miliona, jednocześnie wykonując cholernie użyteczną społecznie robotę racjonalnie sterując akcją kredytową dla przedsiębiorców. W przypadku bitcoinów nie opłaca się ich pożyczać o ile nie mamy gwarancji większej stopy zwrotu niż przeciętna, a nie możemy tego mieć z powodów matematycznych! Bitcoin to pasożyt i nowotwór systemu finansowego, taki który przypadkiem sam wytwarza opiaty uśmierzające ból (i do tego sporo halucynogenów). Chorzy nie chą go wyciąć, bo wydaje im się że robią coraz bogatsi Pieniądz musi mieć stabilną wartość. To dlatego ludzie podają wartość BTC w dolarach, a nie ceny w BTC. Można przyjąć, że system został zhakowany. Gdyby bitcoin był fizyczny i zaczęto nim powszechnie płacić w sklepach, to najdalej po kilku miesiącach zostałby zdelegalizowany. Niematerialność pozwoliła na wymknięcie się mechanizmom obronnym. Równie dobrze mógłbym sam drukować takie "banknoty" w postaci elektronicznego papieru, tzn. byłyby to obligacje wyświetlające sobie swoją obecną wartość w dolarach. Wystarczyłoby, aby dostatecznie wiele ludzi uwierzyło w te deklaracje (obietnica kupna) aby swobodnie krążyły w obiegu. Już wtedy byłoby to dyskusyjne (obietnica bez pokrycia, no bo jaka jest różnica z punktu widzenia kupjących czy kopie je jedna osoba czy miliony oraz czy w przyszlości będzie jedna osoba która te obligacje wykupuje czy wiele). Do pewnego momentu takimi pieniędzmi by obracano, ale gdyby ich wartość zaczęła coraz szybciej rosnąć uznano by je za aktyw... Byłoby to oszustwo nawet gdybym wzorem Ponziego prawie do końca wypełniał swoje zobowiązanie. Schemat Ponziego który jest rozproszony dalej jest oszustwem, nawet jeśli za "sztamę" odpowiada blockchain. W jaskiniach dobrze zachowywały się kości przez co mamy wypaczony obraz. Obserwacje ludów prymitywnych pokazują, że prawie żaden w nich nie mieszka, to ekstremum dotyczące chłodnego klimatu. Dopiero teraz żyjemy w jaskiniach które sami budujemy, do jaskiń wprowadził nas postęp techniczny (beton). Jakby Ci to wyjaśnić... Twoja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się moja Zbyt długo rządy pozwalały na eksperyment w postaci kryptowalut, głównie z powodów tych samych dla których miały one taką popularność wśród "inwestorów": nikłego zrozumienia jak działa rzeczywistość Mój pradziadek też lubił postęp. Jako prosty chłop (o ile prosty chłop może znać biegle 4 języki obce w mowie i piśmie) wykupił od hrabiego pół wsi (choć w domu się nie dojadało), zawsze płacił złotem i uwielbiał papierowe pieniądze. W końcu kiedyś znaleziono siennik wypchany "nowoczesnymi" pieniędzmi, które wtedy były już warte dokładnie tyle samo ile siano które zastąpiły (jakby ktoś nie znał określenia etymologii określenia "siano" na pieniądze to już wie, odnośnie "kapusty" mam kilka hipotez ) . Jest kolega taki sam jak mój dziadek - cwany, obrotny i odnoszący sukcesy, do momentu zderzenia z tymi aspektami rzeczywistości których nie do końca rozumie z powodu własnych ograniczeń. Bitcoin zostanie zdelegalizowany, a kolega usłyszy coś takiego: Wystarczy kupić jakikolwiek aktyw. Zresztą podatek inflacyny nie jest taki zły, istotna jest suma wszystkich obciążeń podatkowych na społeczeństwie/gospodarce i jakość/ilość usług które za nie dostajemy z powrotem. Dlatego konto w banku ma przewagę nad materacem, ze względu na oprocentowanie. Nie pokrywa ono pompowanej inflacji, jednak minimalna uczciwość wymagałaby przynajmniej porównania zakumulowanych stóp procentowych dla jednego dolara. Szastanie gołą wartością to zwykła demagogia! Do tego warto uwzględnić rosnącą jakość towarów, za 1 obecnego dolara może kolega kupić rzeczy, które warte byłyby w 1900 setki $AD1900! BTW. Dodruk pieniądza jest pokazaniem wała Chinom które straciły możliwość kupowania czegokolwiek sensownego za swoje ciężko zarobione obligacje skarbowe rządu USA. Dokładnie z tego samego powodu, dla którego nie można wybudować fermy świń w środku osiedla mieszkaniowego. Przeszkadza innym. Jak ludziom nie przeszkadza (zazwyczaj) że ktoś w domu raczy się narkotykami, to wojny gangów, napady rabunkowe i akwizycja przed szkołami już tak. Bitcoin stał się problemem.
  14. 3 punkty
    Kłamstwo. (Owszem, teiści czasami coś tam badają, ale tylko po to, aby spróbować w jakikolwiek sposób "udowodnić" ateistom lub innowiercom swoją rację. Robią to więc dla nich, a nie dla siebie. Teiści nie potrzebują dowodów na poparcie swojej wiary, co zresztą sama potwierdziłaś, cytuję:) A to jest właśnie dowód na powyższe kłamstwo. To kolejne kłamstwo. A wynika to z tego, że teiści nie są w stanie zrozumieć, że ktoś może nie wierzyć i mylą wiarę z niewiedzą. Droga Ergo Sum. Ateiści nie wierzą. Ateiści albo coś wiedzą, albo nie wiedzą. Jeśli czegoś nie wiedzą, to stawiają tezy, pewne domysły, a potem je badają, czy mogą być prawdziwe, czy nie. Te, które da się udowodnić, że nie są prawdziwe, zostają odrzucone. A te, które uda się udowodnić jako prawdziwe, stają się wiedzą. Tezy to nie wierzenia, tylko zbiór możliwości, które następnie są badane. Tak samo jest z Bogiem/bogami. Ateiści nie mogą twierdzić, że Bóg/bogowie istnieją, bo nie ma dowodów na to istnienie. Ateista może jedynie założyć tezę, że Bóg istnieje i próbować tą tezę udowodnić, ale o ile wiem, jeszcze nikomu to się nie udało. A dopóki się to nie udało, można uznać, że nie istnieje, tak samo jak można uznać, że nie istniała i nie istnieje Calineczka, choć jej dzieje także zostały spisane w "księgach". Przykład. Ja stawiam tezę, że we wszechświecie istnieje życie poza Ziemią. Ty nazwiesz to wiarą. Ja też mogę to sobie potocznie nazwać wiarą, ale stricte wiarą to nie jest, to zasadnicza różnica. Dla mnie to teza, która stanie się wiedzą, gdy istnienie tego życia zostanie udowodnione. Wiarą byłoby to wtedy, gdybym powiedział, że nie potrzebuję dowodu na to, że takie życie istnieje. Ale ludzie są różni. Są osoby, które mówią, że wierzą w Boga, ale w ogóle nie przestrzegają zasad tej "swojej" wiary. Kłamią, kradną, nie chodzą do świątyń, nie odprawiają rytuałów itp. Są też ludzie, którzy twierdzą, że są ateistami, ale ciągle w coś wierzą, a nawet chodzą do wróżki (znam taką osobę). Jedni i drudzy kłamią, świadomie lub nieświadomie, ale kłamią. Nie możesz więc uważać, że ateiści też wierzą, robiąc to na podstawie osób, które kłamią. Tak samo i ja nie twierdzę, że teiści nie wierzą w Boga mimo, że znam takich, którzy mówią, że są wierzący, a nie celebrują w żaden sposób tej wiary. Powiem więcej, mógłbym uznać, że katolik, który dla siebie bada np. prawdziwość zapisów w Biblii, jest osobą niewierzącą! Dlaczego? Bo powinien bezwzględnie wierzyć, że te zapisy są prawdziwe, a próbując badać ich prawdziwość podważa swoją własną wiarę! To jest też dowód na to, że wiara nie jest prawdą, wręcz przeciwnie, wiara zamyka drogę do poznania i do prawdy (tak, to jest całkowite zaprzeczenie tego, co głoszą np. księża)! Z tego też powodu ateista nie może posługiwać się wiarą(!), ale prawdziwy ateista, a nie ten, któremu wydaje się, że nim jest. Życie nie jest czarno-białe. Wiele osób tkwi w różnych odcieniach kolorów i szarości. Twój problem polega na tym, że w ogóle nie masz pojęcia o ateizmie i o tym, co naprawdę czują ateiści (bo pewnie nigdy nie byłaś ateistką), ale nie przeszkadza ci to o nich mówić. W przeciwieństwie do ciebie, ja byłem kiedyś osobą wierzącą, praktykującym katolikiem, który, co niedziela chodził do kościoła, który celebrował wszystkie te rytuały itd. Moja przemiana w ateistę trwała ponad 20 lat! Wiem jak trudno jest oderwać się od sekty, do której wciąga cię otaczające środowisko, a nawet rodzice (więc nie dziwi mnie, że tak wielu ludzi w niej tkwi). Tak sekty, bo dla mnie kościół katolicki to także sekta jak każda inna, tylko że bardzo duża i mająca wpływy we władzach państwowych (wielu krajów niestety, nie tylko Polski). Ty nie jesteś w stanie zrozumieć, że KK to sekta, bo sama w niej tkwisz. Zrozumiesz to, jak z niej wyjdziesz (jeśli to kiedykolwiek nastąpi).
  15. 3 punkty
    Marks, jak każdy, czasem powiedział coś, co jest prawdą. Największy problem jest jednak w tym, że podstawa na której buduje swoją teorię jest fałszywa. Opierał się on na laborystycznej teorii wartości, która została w całości obalona i zastąpiona teorią użyteczności krańcowej. Z samego tego powodu większość jego tez można wyrzucić z marszu na śmietnik. W dodatku w celu lepszego zrozumienia tematu polecam rozdzielić rolę kapitalisty i przedsiębiorcy. Kapitalista to ktoś dostarczający kapitał, przedsiębiorca zarządza firmą. Często są to te same osoby, ale są rozdzielone, nas przykład gdy firma jest finansowana z kredytu. Wtedy kredytodawca jest kapitalistą, a właściciel firmy przedsiębiorcą. Rozdzielenie jest użyteczne, bo różna jest też natura zarobionych pieniędzy. Zysk kapitalisty wynika z oprocentowania, to jest z preferencji czasowej (wynagrodzenie za odłożenie konsumpcji na przyszłość i wypożyczenie kapitału), zarobek przedsiębiorcy wynika z umiejętności efektywnej alokacji zasobów. Nawet gdy to ta sama osoba, to ciągle musi podejmować decyzję za dwie role osobno, na przykład czy bardziej opłaca mu się inwestować pieniądze w swoją firmę, czy w coś innego. Nie ma żadnej wrogiej walki pomiędzy kapitalistą i robotnikiem. Kapitalista i robotnik podejmują się współpracy, a nie wrogiej walki. Nie toczę wrogiej walki z właścicielką kiosku, gdy idę od niej kupić gazetę. Niechybnymi zwycięzcami tej współpracy są oboje. Gdyby nie byli, nie podejmowaliby się jej. Bzdura. Strata polega na tym, że pomimo prowadzenia działalności i zaangażowania środków produkcji zamiast otrzymywać pieniądze, traci się je. Jeszcze nie słyszałem aby robotnicy zamiast otrzymywać wypłatę musieli dopłacać do tego, że pracują, a to by oznaczał podział strat z kapitalistą. Robotnik nie dzieli ani strat, ani zysków z kapitalistą. Zamiast tego oferuje swoje usługi na najlepszych warunkach jakie może na rynku znaleźć, a one są zależne od jego produktywności, która zależy od kompetencji. Przynajmniej w normalnej gospodarce, wiadomo że w budżetówce są różne patologie. Firma nie obniża pensji gdy jest na stracie. Firma obniża pensje, gdy pensja nawet po obniżce praca w tej firmie jest wciąż dla pracowników najlepszą opcją. W przeciwnym wypadku dostaje wypowiedzenia i zostaje bez pracowników, przynajmniej tych którzy są coś warci. Sztywność cen zależy od umowy. Faktycznie, w dzisiejszych czasach ceny pracy są dużo bardziej sztywne niż środków utrzymania. Duża w tym "zasługa" wyznawców Marksa w stylu lewicowych partii politycznych walczących o "poczucie bezpieczeństwa i pewność zatrudnienia" a także związków zawodowych. Jeśli Marks chciałby te instytucje zaorać, to chętnie się do niego przyłączę. Coś mi jednak mówi, że jest odwrotnie. Nie wiem w jakim świecie żyjesz, ale zarządzanie firmą nie polega na podnoszeniu cen towarów i nie podnoszeniu pensji pracownikom. Inflacja jest szkodliwa, zgadzam się. Najczęściej napędzają ją programy socjalne i żądania organizacji pracowniczych. Najbardziej hardkorowi wolnorynkowcy są zwolennikami wzrostu wartości pieniądza wynikającego ze zwiększania produktywności. Natomiast w żadnym wypadku nie zmusza ona do szukania innej pracy. Zbyt niska płaca w stosunku do wartości pieniądza zachęca do poszukiwania nowej pracy, ale sama inflacja nie jest w stanie tego zrobić gdy przedsiębiorca jest czujny. Nie ma żadnej rekompensaty straty. Wydając więcej pieniędzy tracisz nawet jeśli za całość ktoś kupi coś od Ciebie i nawet jeśli podatki wynoszą 0. Z prostego powodu. Jeśli chcesz aby te pieniądze do Ciebie wróciły, musisz oddać coś w zamian. Gdybyś ich nie wydał, miałbyś je i nie musiał oddawać niczego w zamian. Jako znawca myślałem, że znasz podstawy. Polecam poczytać Misesa zamiast Marksa. Tam jest opowieść o żebraku, który przyszedł do właściciela hotelu i próbował go przekonać, że zarobi on na przekazaniu pewnej sumy żebrakowi, bo żebrak zobowiązuje się do wydania całości tej kwoty w jego hotelu. Chyba nie muszę tłumaczyć, że właściciel hotelu byłby na tej operacji stratny, bo musiałby przygotować pokój dla żebraka itp? Nie prawdziwe. Nie da się nagromadzić i odłożyć na zapas pracy, co najwyżej bogactwo(ekonomia) lub energię(fizyka). Twierdzenie to opiera się na laborystycznej teorii wartości której pisałem na początku. Smithowi można to wybaczyć, za jego czasów ekonomia praktycznie nie istniała i pionierzy często robią błędy, a przynajmniej popełniają nieścisłości. Tak z ciekawości: obserwowałeś kiedyś jak faktycznie działa gospodarka? To działa całkiem odwrotnie i błąd wynika z braku rozróżnienia pomiędzy kapitalistą a przedsiębiorcą. Kapitał płynie do przedsiębiorstw, które są efektywniejsze. Jeśli firma z większym kapitałem jest zarządzania gorzej niż Twoja, a jedyną przewagę którą ma, to kapitał, to kapitał od niej odpłynie i przypłynie do Ciebie. Tak działają inwestorzy. Kompletnie nie interesuje ich, czy firma jako całość wygeneruje większe zyski niż Twoja, a jedynie jaki będą mieli procent zwrotu z inwestycji, więc dadzą Ci kapitał nawet jeśli ktoś inny zarobi nominalnie więcej niż Twoja firma. Zbyt daleko idące uogólnienie. Czasem tak, czasem nie. Pierwszy w miarę sensowny akapit, który napisałeś. Gigant zostaje gigantem tak długo jak taka forma organizacji w efektywny sposób organizuje produkcję i jest to mechanizm rynku regulujący wielkość organizacji. Dochodzi jeszcze jedna sprawa. Małą firmę założyć o wiele łatwiej niż dużą i gdy jeden mały konkurent zostanie zniszczony cenami dumpingowymi, kolejny jest już na horyzoncie i może się okazać, że aby zachować pozycję monopolisty gigant musi permanentnie ponosić stratę, co z natury rzeczy jest nieopłacalne.
  16. 3 punkty
    Ciekawostka: Raki zimowały ... w d*pie. I nie jest to przekleństwo, czy gwara. Jest to nazwa rzeki na Podolu, która brała początek w źródłach niegdyś gorących (do końca XVIII wieku), nie zamarzająca w zimie i bardzo czystej - słynącej z wielkich ilości raków, które można było łowić zimą. Stąd właśnie pochodzi powiedzenie "pokażę Ci gdzie raki zimują", albo też "jechać do d*py na raki". Rzeka ta dzisiaj nazywa się Zupa, a leży nad nią miejscowość Duplisko. (Nazwa powinna być pisana z dużej litery, ale automat rozpoznał ją jako brzydkie słowo i zamienił na pisane z małej i gwiazdką))
  17. 3 punkty
    Koncepcja graficzna bardzo ciekawa. Ważne że jest to poczet zupełnie nowy. W ten sposób możemy się na nowo skupić na ich historii. Naszej historii. Ta "draftowość" grafiki jest czymś co mi się podoba. Daje widzowi pole do wyobraźni, a jednak podpowiada mu na tyle dużo szczegółów że wciąż jest to rzecz edukacyjna. Nie jestem osobą, która hurra-optymistycznie wita każdą taką rzecz, co więcej mam ogromne obiekcje co do współczesnych form graficznych - ale tutaj daję pozytyw.. Należy jednak pamiętać że nie tylko Matejko z uczniami zrobili poczet władców. Są znane przynajmniej jeszcze trzy pełne poczty w tym - taki który niestety podoba mi się bardziej niż naszego mistrza - tj poczet wykonany przez Bacciarellego (choć jest tu więcej nieścisłości historycznych - np. Jadwiga jest u niego brunetką a była blondynką)
  18. 3 punkty
    Wystarczy nie unikać w diecie surowych warzyw i owoców lub przynajmniej używać często odrobinę świeżej naci pietruszki by nie mieć niedoboru wit. C. Podczas mrożenia rosnące kryształy wody dziurawią organelle komórkowe oraz same komórki. Podczas rozmrażania z uszkodzonych organelli komórkowych wycieka zawartość. Reakcje chem. z witaminą C zmniejszają zawartość tej ostatniej. Do transportu transoceanicznego statkami owoców (papryka to owoc) się nie mrozi! Efektem byłaby paćka po rozmrożeniu, co znamy z kuchni. Stosuje się trik oparty na wiedzy z zakresu fizjologii roślin. Wśród substancji pełniących rolę hormonów u roślin jest m.in. CO² oraz etylen. Zwiększenie stężenia CO² (na czas transportu) sprawia, że owoce przechodzą w stan "hibernacji". Przed wysłaniem do handlu umieszcza się je na kilka dni w pomieszczeniu z małym dodatkiem etylenu, co jest dla komórek owoców NATURALNYM sygnałem, by przyspieszać dojrzewanie. Zresztą dojrzewający owoc dodatkowo sam produkuje i wydziela etylen, który jeszcze przyspiesza dojrzewanie jego i sąsiednich owoców.
  19. 3 punkty
    Dokładnie ta granica to 9200-9400 m n.p.m. gdzie PO2 mm/Hg <40. Należy jednak pamietać, że wysokość ciśnieniowa jest różna od wysokości bezwględnej, a to ze względu na różną grubość troposfery. Szczyty położone blisko równika mają niższą wysokość ciśnieniową niż bezwględną, na odwrót przy biegunach. W dodatku wys. ciśnieniowa zmienia się wraz z porą roku (dokładnie wpływem temp.). Jest to szczególne istotne dla alpinistów, którzy chcą zdobyć najwyższe szczyty Ameryki Płn i Antarktydy, odpowiednio Denali i Mt Vinson. O Denali (Mt McKinley), który jest przecież niskim sześciotysięcznikiem mówi się, że "kopie" w głowę jak niski siedmiotysięcznik. Wg. modelu standardowego w oparciu o ISO 2533:1975, Denali (6190 m n.p.m.) ma ciśnieine 460 hPa, a Aconcagua (6961 m n.p.m.) ma 413 hPa. Jednak teoretyczny model atmosferyczny to jedno, a rzeczywista atmosfera to drugie. Zimą wysokość ciśnieniowa dla Denali jest jak dla szczytu ok. 6900 m n.pm. W przypadku Aconcagui te wahnięcia są bardziej łaskawe. Zimą to jest wys. 7000 m a latem wys. ciśniniowa spada w okolicy 6500 m. Ekstremalny jest przykład Mt Vinson (4892 m n.pm.). Szczyt niewiele wyższe niż Mt Blanc ma zimą wysokość ciśnieniową ok. 6000 m.np.m. W styczniu wys. ciśnieniowa K2 jest taka jak fizyczna wysokość Everestu, więc zimowe zdobycie K2 jest ogromnym wyzwaniem. Do 8611 trzeba jeszcze "doliczyć" w pewien sposob 200-300 m. Dodam, że spore zasługi dla badań nad wpływem wysokości ciśnieniowej na fizjologie człowieka miał i ma Wojskowy Insytut Medycyny Lotniczej w Warszawie. W trakcie przygotowań do II misji kosmicznej w ramach programu Interkosmos (lot Hermaszewskiego i Klimuka Sojuzem 30 na stacje Salut 6), opracowano urządzenie Fizjotest. Obecnie jest już IV generacji. Składa się min. z komory ciśnieniowej, ergometru rowerowego Siemens sterowanego przez Fizjotest IV produkcji WIML-Medipan i aparatu rejestrującego wskaźniki krążeniowo-oddechowe Ergo-Oxyscreen Jaeger. A wracając do tematu wątku: Pierwsze zdjęcie powierzchni Marsa przesłane przez sonde Mariner 4: To pierwsze zdjęcie Marsa z bliska. Uzmysławia jak jednak wielki postęp zrobiliśmy.
  20. 3 punkty
    @Jarosław Bakalarz, ale Ty bzdury piszesz. Co ma zapylenie do gazów cieplarnianych? Przecież powszechnie wiadomo, że wyższe zapylenie OBNIŻA temperaturę. Za Najważniejszy gaz cieplarniany wciąż uważany jest CO2, który zdecydowanie nie wygląda jak smog. A większość planktonu to jednak fitoplankton, który akurat bardziej produkuje O2 niż CO2. Nie wiem jak jest z pyłami, ale gazy cieplarniane wypuszczane przez największe wulkany podczas erupcji są porównywalne z tym, co produkuje ludzkość w ciągu kilku dni (źródło: https://naukaoklimacie.pl/fakty-i-mity/mit-wulkany-emituja-wiecej-dwutlenku-wegla-niz-czlowiek-58). A pyły z nich emitowane wciąż OBNIŻAJĄ temperaturę na Ziemi (był nawet rok bez lata w Europie przez wybuch jednego wulkanu w 1816) Aktywność Słońca spada, ale czytałem kiedyś na KW, że niektórzy naukowcy podejrzewają, iż właśnie niższa aktywność może prowadzić do większego nagrzewania się atmosfery, bo wtedy emisja Słońca przesuwa się bardziej w kierunku podczerwieni, a mniej ultrafioletu.
  21. 3 punkty
    Od swych początków mechanika kwantowa nie przestaje zadziwiać trudną do zrozumienia niezwykłością. Czemu jedna cząstka wydaje się przechodzić przez dwie szczeliny jednocześnie? Dlaczego zamiast konkretnych przewidywań możemy mówić tylko o ewolucji prawdopodobieństw? Zdaniem teoretyków z uniwersytetów w Warszawie i Oksfordzie, najważniejsze cechy świata kwantów mogą wynikać ze szczególnej teorii względności, która do tej pory z mechaniką kwantową wydawała się nie mieć wiele wspólnego. Od czasu pojawienia się mechaniki kwantowej i teorii względności fizykom spędza sen z powiek niekompatybilność tych trzech konstrukcji (trzech, bowiem teorie względności są dwie: szczególna i ogólna). Powszechnie przyjmowano, że opis mechaniki kwantowej jest bardziej fundamentalny i to teorię względności trzeba będzie do niego dopasować. Dr hab. Andrzej Dragan z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego (FUW) oraz prof. Artur Ekert z Uniwersytetu w Oksfordzie (UO) właśnie zaprezentowali rozumowanie prowadzące do innego wniosku. W artykule "Kwantowa zasada względności", opublikowanym w czasopiśmie New Journal of Physics, dowodzą oni, że cechy mechaniki kwantowej decydujące o jej unikatowości i tak nieintuicyjnej egzotyce, na dodatek przyjmowane w niej "na wiarę" (jako aksjomaty), można wyjaśnić w ramach szczególnej teorii względności. Trzeba się tylko zdecydować na pewien dość nieortodoksyjny krok. Albert Einstein zbudował szczególną teorię względności na dwóch postulatach. Pierwszy jest znany jako zasada względności Galileusza (która, notabene, jest szczególnym przypadkiem zasady kopernikańskiej). Mówi ona, że fizyka jest taka sama w każdym układzie inercjalnym (czyli albo pozostającym w spoczynku, albo poruszającym się ruchem jednostajnym prostoliniowym). Drugi postulat, zbudowany na wyniku słynnego eksperymentu Michelsona-Morleya, narzucał wymóg stałości prędkości światła w każdym układzie odniesienia. Einstein uważał drugi postulat za kluczowy. W rzeczywistości kluczowa jest zasada względności. Już w 1910 roku Władimir Ignatowski pokazał, że bazując tylko na niej, można odtworzyć wszystkie zjawiska relatywistyczne szczególnej teorii względności. Efektownie proste rozumowanie, prowadzące bezpośrednio od zasady względności do relatywistyki, przedstawił też w 1992 roku profesor Andrzej Szymacha z naszego wydziału - mówi dr Dragan. Szczególna teoria względności to spójna struktura, która dopuszcza trzy matematycznie poprawne rodzaje rozwiązań: świat cząstek poruszających się z prędkościami podświetlnymi, świat cząstek poruszających się z prędkością światła i świat cząstek poruszających się z prędkościami nadświetlnymi. Ten trzeci wariant zawsze odrzucano jako niemający nic wspólnego z rzeczywistością. Postawiliśmy pytanie: co się stanie, gdy – na razie bez wnikania w fizyczność czy niefizyczność rozwiązań – potraktujemy serio nie część szczególnej teorii względności, lecz ją całą, razem z reżimem nadświetlnym? Spodziewaliśmy się paradoksów przyczynowo-skutkowych. Tymczasem zobaczyliśmy dokładnie te efekty, które tworzą najgłębszy rdzeń mechaniki kwantowej - mówią dr Dragan i prof. Ekert. Początkowo obaj teoretycy rozważali przypadek uproszczony: czasoprzestrzeń ze wszystkimi trzema rodzinami rozwiązań, ale składającą się tylko z jednego wymiaru przestrzennego i jednego czasowego (1+1). Cząstka pozostająca tu w spoczynku w jednym reżimie rozwiązań, w drugim wydaje się poruszać nadświetlnie, co oznacza, że sama nadświetlność jest względna. W tak skonstruowanej czasoprzestrzeni w naturalny sposób pojawiają się wydarzenia niedeterministyczne. Jeśli bowiem w jednym reżimie w punkcie A dochodzi do nawet całkowicie przewidywalnego wygenerowania cząstki nadświetlnej emitowanej ku punktowi B, gdzie informacji o powodach emisji po prostu nie ma, to z punktu widzenia obserwatora w drugim reżimie wydarzenia przebiegają od punktu B do punktu A, a więc zaczynają się od wydarzenia zupełnie nieprzewidywalnego. Okazuje się, że analogiczne efekty pojawiają się także w przypadku emisji cząstek podświetlnych. Obaj teoretycy wykazali ponadto, że po uwzględnieniu rozwiązań nadświetlnych naturalnie pojawia się ruch cząstki po wielu torach jednocześnie, a opis przebiegu zdarzeń wymaga wprowadzenia sumy zespolonych amplitud prawdopodobieństwa świadczących o istnieniu superpozycji stanów, zjawiska dotychczas kojarzonego wyłącznie z mechaniką kwantową. W przypadku czasoprzestrzeni z trzema wymiarami przestrzennymi i jednym czasowym (3+1), czyli odpowiadającej naszej fizycznej rzeczywistości, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Zasada względności w swojej oryginalnej postaci nie jest zachowywana, reżimy podświetlny i nadświetlny są rozróżnialne. Jednak badacze zauważyli, że gdy zmodyfikuje się zasadę względności do postaci - "Możliwość opisu zdarzenia w sposób lokalny i deterministyczny nie powinna zależeć od wyboru inercjalnego układu odniesienia" - ograniczy ona rozwiązania do tych, w których wszystkie wnioski z rozważań w czasoprzestrzeni (1+1) pozostają ważne. Zwróciliśmy przy okazji uwagę na możliwość ciekawej interpretacji roli poszczególnych wymiarów. W reżimie wyglądającym dla obserwatora na nadświetlny niektóre wymiary czasoprzestrzenne wydają się zmieniać swoje fizyczne role. Tylko jeden wymiar świata nadświetlnego ma charakter przestrzenny: ten, wzdłuż którego porusza się cząstka. Pozostałe trzy wymiary wydają się wymiarami czasowymi - mówi dr Dragan. Charakterystyczną cechą wymiarów przestrzennych jest to, że cząstka może się w nich przemieszczać w każdą stronę lub pozostawać w spoczynku, podczas gdy w wymiarze czasowym zawsze propaguje się w jedną stronę (co w potocznym języku nazywamy starzeniem). Trzy wymiary czasowe reżimu nadświetlnego przy jednym przestrzennym (1+3) oznaczałyby więc, że cząstki w nieuchronny sposób starzeją się w trzech czasach jednocześnie. Proces starzenia się cząstki w reżimie nadświetlnym (1+3), obserwowany z reżimu podświetlnego (3+1), wyglądałby tak, jakby cząstka przemieszczała się jak fala kulista, prowadząc ku słynnej zasadzie Huygensa (każdy punkt ośrodka, do którego dotarło czoło fali, można traktować jako źródło nowej fali kulistej) oraz ku dualizmowi korpuskularno-falowemu. Cała dziwność, która pojawia się przy rozważaniu rozwiązań odnoszących się do reżimu wyglądającego na nadświetlny, okazuje się nie być dziwniejsza od tego, co od dawna mówi powszechnie akceptowana i doświadczalnie zweryfikowana teoria kwantowa. Przeciwnie, uwzględniając reżim nadświetlny, można – przynajmniej teoretycznie – wyprowadzić ze szczególnej teorii względności część postulatów mechaniki kwantowej, które zazwyczaj przyjmowano jako niewynikające z innych, bardziej fundamentalnych przyczyn – podsumowuje dr Dragan. Niemal od stu lat mechanika kwantowa czeka na głębszą teorię, która pozwoliłaby wyjaśnić naturę jej zagadkowych zjawisk. Gdyby rozumowanie zaprezentowane przez fizyków z FUW i UO oparło się próbie czasu, historia okrutnie zakpiłaby ze wszystkich fizyków. Poszukiwana od dekad "nieznana" teoria, wyjaśniająca niezwykłość mechaniki kwantowej, byłaby bowiem strukturą znaną już od pierwszych prac nad teorią kwantów. « powrót do artykułu
  22. 3 punkty
    Przepraszam, ja bez żadnego trybu.... Otóż film niesie ze sobą przymiotnik "cienki", podczas gdy słowo warstwa tego przymiotnika zwykle wymaga. Film jest bardzo użyteczny i wiele osób z upodobaniem go używa oraz rozumie, zwłaszcza kiedy opisuje warstwy o miąższości mniejszej niż jedna AU.
  23. 3 punkty
    Pozwólcie że dodam jeszcze jeden wynik badań na temat rozwoju https://www.medrxiv.org/content/10.1101/2020.03.05.20030502v1 I tutaj po polsku trochę z innego portalu : https://www.focus.pl/artykul/koronawirus-jest-zarazliwy-przed-wystapienia-symptomow-najgorszy-4-dzien
  24. 3 punkty
    Coby łatwiej było sobie to wyobrazić: Tutaj jest jeden elektron złapany w sztuczny atom (odpowiednio ukształtowane pole EM), ale więcej, kilka czy kilkanaście, zachowuje się podobnie - ich chmura pdp tworzy podobny dysk. Więcej szczegółów: https://www.unibas.ch/en/News-Events/News/Uni-Research/The-geometry-of-an-electron-determined-for-the-first-time.html
  25. 3 punkty
    http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C80546%2Cwynalazek-uczonego-uj-ogolnie-dostepny-google-nie-patentuje-rozwiazania.html Na KW był wątek wspierający dr Jarka Dudę. PS Tytuł zgodny z obowiązującym trendem.
  26. 3 punkty
    Albo jesteś naiwny albo ja coś przespałem. Podaj mi JEDEN przykład z postępu naukowo-technicznego który w ogólnym rozrachunku był/jest pozytywny dla Ziemi jako ekosystemu. Znajdź cokolwiek w przedziale od wynalezienia ognia do promu kosmicznego. Jak myślisz do czego będzie wykorzystanie 90% tego twojego taniego prądu z ogniw? Powiem ci, do jeszcze większej konsumpcji,eksploatacji złóż i wód gruntowych, wycinania lasów, betonowania gruntów. Czyli powiększenia problemów Twierdzisz że jak dasz alkoholikowi więcej pieniędzy to on sobie posadzi drzewko pod domem. Ja twierdzę że raczej zainwestuje w większą ilość flaszek.
  27. 3 punkty
    Dlatego od jakiegoś czasu (to już chyba ponad rok), na każdym spacerze i wycieczce rowerowej, zacząłem zbierać śmieci. Zbieram po lasach, łąkach itp. Pisałem o tym tu: https://forum.kopalniawiedzy.pl/topic/42343-plastik-zabija-miliony-krabów. Przecież nic mnie to nie kosztuje. Rowy przy drogach, parkingi itp. na razie zostawiam służbom, bo nie jestem w stanie zebrać wszystkiego. Tam gdzie najczęściej chodzę, albo jeżdżę rowerem, ilość śmieci wyraźnie się zmniejszyła. Na początku wstydziłem się, ale to powinni wstydzić się ci, którzy te śmieci wyrzucają, a nie ja. Samym gadaniem nic się nie zrobi. Myślę sobie, że gdyby każdy spacerowicz zabrał choć jednego śmiecia z lasu, to szybko zniknęłyby one z naszego środowiska. Ale na to raczej nadziei nie ma. Ale gdyby choć kilka osób zaczęło mnie naśladować to już byłby sukces. To naprawdę nic nie kosztuje. Biorę z domu zrywkę, albo kilka i po napełnieniu wyrzucam do najbliższego kosza. Nadal trochę mi wstyd te śmieci nosić, więc zabieram też jakąś nieprzezroczystą torbę, w której to trzymam zanim doniosę do kosza.
  28. 3 punkty
    Nie zrobili w źródle babola. Autor badań wyjaśnia to tak: Short answer: In a DNA context, PEG is the most hydrophobic cosolute available which does not precipitate DNA. I agree many people say PEG is hydrophilic. What they really mean is that PEG easily dissolves in water. But for example HPLC solvent data (for example https://sites.google.com/site/miller00828/in/solvent-polarity-table) lists dioxane, dimethoxy ethane, and diglyme (essentially very short PEG chains) among the more nonpolar solvents. Since we need a water solution to study DNA, we choose PEG-400, diglyme, and dioxane to be co-solutes. They provide the most hydrophobic environment possible, while also being DNA-compatible. Yes the wording in the press release could be misleading. Maybe they (and we in the manuscript) should be more careful when using “hydrophobic” as a shorthand for “reduced water concentration”/”environment with few water molecules”.
  29. 3 punkty
    Właśnie odebraliśmy wiadomość, że zostaliśmy Autorem Tygodnia na Patronite :) To dla nas olbrzymie i niezwykle miłe zaskoczenie. Mamy nadzieję, że ta nominacja ułatwi nam osiągnięcie założonych celów. O tym, jakie to cele możecie przeczytać na naszym profilu. Pochwalimy się też, że mamy już 25 Patronów, a miesięczne wpłaty przekroczyły 1000 pln, więc ponad połowę z pierwszego celu osiągnęliśmy. To naprawdę dodaje energii do pracy i pozwala optymistycznie spojrzeć na przyszłość KopalniWiedzy. Bardzo dziękujemy obecnym i przyszłym Patronom. Ania i Mariusz « powrót do artykułu
  30. 3 punkty
    Dobre powiedziane. Pytanie sformułowane jest w taki sposób że wyolbrzymiają problem. Gdyby pytania brzmiały: "Czy popierasz programy szczepień?" i "Czy zaszczepił byś swoje dziecko gdyby ta decyzja zależała od Ciebie?", to może wynik byłby zupełnie inny. Nie mam jednak zamiaru bagatelizować problemu. Ruchy antyszczepionkowe to realne zagrożenie i absolutne szaleństwo. Przynajmniej częściowo jest to efekt archaicznych systemów edukacji. Mamy problemy ze zrozumieniem tego co właściwie jest prawdziwe, a co nie i to na bardzo podstawowym poziomie. Wiedza wielu z nas ogranicza się do wąskiej specjalizacji. Większość ma podstawowe braki. Prawie nikt nie wie, na czym opiera się nauka i prawie nikt jej nie rozumie. Nie potrafimy odróżnić rzetelnych informacji od bełkotu ubranego w ładne słowa. Łatwo ufamy "autorytetom" i łatwo dajemy się nabierać. Charyzma i psychologiczne sztuczki są bardziej atrakcyjne niż prawda. Ktoś kto utonął w zalewie informacji nie może zaufać nawet sobe. Wyjście z tego stanu przypomina proces opuszczania sekty. Powszechnej sekty nieświadomości. Możemy się cieszyć że jako ludzkość robimy postępy i nasza wiedza o świecie się pogłębia. Problem w tym, że ta wiedza dla wielu jest niedostępna, pomimo tego że są otoczenie informacjami. Z perspektywy tych, którzy się pogubili świat już teraz wygląda, tak jakby przekroczył granicę technologicznej osobliwości. Przyśpieszające zmiany, sprzeczne informacje i skomplikowana technologia przypominająca magię. Po zastanowieniu przestaje mnie dziwić, że ktoś może wątpić w skuteczność i bezpieczeństwo szczepionek. Przestaje mnie nawet dziwić, że ktoś może zwątpić w kulistość Ziemi.
  31. 3 punkty
    Na starcie, zbytnio porównujesz mózg do dysku, a to zero wspólnego. Słabe, ale jednak się nie pośmieją. Robię analogię do sztucznej sieci neuronowej, polecam poczytać na czym polega jej pamięć i o jej pojemność. Nie nie musi znikać. A jak jest sztuczna sieć neuronowa to już "bajty informacji" są powiązane jeden z drugim, nieprawdaż? taaa i dlatego w sieciach neuronowych próbują obliczać właśnie tę pojemność. Udowodnij to wszyscy się pośmiejemy. (że tak zagadam w Twoim stylu). co to jest to skojarzenie? Informacja? Jeśli... A jeśli nie jest powiązana? Rozumiem, że potrafisz zapamiętać nieskończona liczbę jedynek, ale to trochę słaba nieskończona pamięć nie uważasz? Ustalmy pewne rzeczy. Ilość neuronów jest skończona w głowie, tak? Ilość połączeń między neuronami jest skończona, tak? Każda nowa informacja jest "wkomponowana" w sieć tak aby wzmacniania między kolejnymi neuronami zmieniły się jak najmniej, i to jest to właśnie pewna forma Twojego skojarzenia. Jednak każda nowa informacja(do zapamiętania) , nawet podobna, musi jednak zmienić jakoś system wzmocnień między neuronami, tak? I teraz mamy granicę pamięci która polega na tym, że każda nowa informacja, zmieni tak wzmocnienia między neurnoami, że któraś z poprzednio zapamiętanych informacji nie może zostać prawidłowo odtworzona. Otóż drogi kolego nieskończoność jest dość pojemna i każda nowa informacja nawet skojarzona z poprzednim trochę wpływa na cały stan. I własnie da się matematycznie udowodnić (i chyba nawet juz jest to udowodnione), że nie da się tak ustalić wzmocnień między naurnami, aby dokonać asocjacji między nieskończoną ilością różnych elementów. I na koniec, bo szkoda mojego czasu prosty eksperyment myślowy. Czy jak odejmę jeden neuron z mózgu to już nie będę w stanie zapamiętać tej nieskończoności? Będę? A jak jeszcze jeden odejmę to będę? Który neuron daje granicę nieskończoności?
  32. 3 punkty
    Temu tetrykowi obojętne już, co będzie za kilka lat i obojętna jest mu opinia o jego głupocie, bo ma swój żelazny elektorat i zwolenników (patrz niżej ). Aby pomniejszyć głupotę strzeloną przez swojego idola ( sympatia thikima dla Trumpa, to fakt znany), thikim jest gotów pomniejszyć wartość argumentu przez bezsensowne porównanie.
  33. 3 punkty
    Świadomość jest funkcją a nie materialnym tworem, wszystko jedno czy organicznych czy nieorganicznych elementów. Czy program nazwiesz zbiorem układów scalonych i rezystorów? Program to funkcja realizowana przez ten zbiór, ale nie ten zbiór.
  34. 3 punkty
    Twój post to same niejasności. By móc o tym konstruktywnie rozmawiać, należy wpierw przyjąć definicję świadomości. Dopiero na tej bazie można rozwijać pojęcia których użyłeś: kwantowa nieśmiertelność, , tuning mózgu etc. ... Na razie chyba ty tylko wiesz co się kryje pod tymi pojęciami. Sugeruję zacząć od początku: spróbować odpowiedzieć na pytanie: Czym jest świadomość i dopiero później to rozwijać. Sądząc po tym co napisałeś, przyjmujesz za punkt wyjścia, następujące twierdzenie: każdy kwantowy wybór rodzi nowy wszechświat. To bardzo kontrowersyjna teoria z pogranicza s-f, Jej podstawową wadą jest to że nie istnieje możliwość jej udowodnienia, co jednocześnie sprawia że nie można jej zaprzeczyć. Teorii obarczonych taką wadą, nie traktuję w sposób poważny. Mogę np: opracować teorię mówiąca że za każdy obserwowane zjawisko odpowiadają krasnoludki ukryte w szóstym wymiarze przestrzennym , i na tej podstawie stworzyć klasyfikację tych krasnoludków. Ich obecności nie można jednak wykryć : nie istnieje możliwość empirycznego udowodnienia ich obecności. Takiej teorii nikt nie potraktuje poważnie. To sztuka dla sztuki.
  35. 3 punkty
    To nie całkiem tak... Ale najpierw "przekrój czynny oddziaływania" (scattering cross section): https://pl.wikipedia.org/wiki/Przekrój_czynny Coby najprościej było (dla naszego przypadku): im mniejsza energia cząstki, tym mniejszy jej przekrój czynny, czyli mniejsze prawdopodobieństwo oddziaływania. No i teraz: "neutrino o energii pozwalającej na przemierzenie planety są tak rzadkie" - przeciwnie: jakieś 99,9999% słonecznych neutrin bez problemu przelatuje przez całą Ziemię. Te neutrina mają zbyt małą energię (= przekrój czynny), żeby zostały przechwycone w drodze przez Ziemię (z wyjątkiem minimalnej ilości), a tym bardziej nie mogłyby one być zarejestrowane przez detektor ANITA . Ten detektor mógłby zarejestrować wyłącznie superenergetyczne neutrina (duży przekrój czynny), ale takie wcześniej byłyby przechwycone przez Ziemię, zresztą praktycznie na jej powierzchni (tej od strony Słońca, czyli przeciwnej do detektorów). I na tym właśnie cała zabawa polega - ANITA zarejestrował wylatujące z Ziemi coś, czego by nie miał prawa zarejestrować, gdyby tym czymś były neutrina.
  36. 2 punkty
    Odkryto wsteczną propagację w neuronach (z 10-15 lat temu). To najważniejsze odkrycie odnośnie funkcjonowania mózgu w ostatnim półwieczu, i jakoś nie zdobyło szerszego rozgłosu. Detali nie pamiętam ( było ich zresztą bardzo mało) poza faktem, że jest znacznie słabsza niż propagacja w przód. Szkoda że tak późno, oszczędziłoby to mi bardzo wiele czasu zmarnowanego na szukanie zastępnika w sytuacji, gdy to właśnie wsteczna propagacja błędów jest najlepszym algorytmem z "hardwarowego" punktu widzenia. Generalnie szukałem sieci do trenowania sieci, mogących zastąpić wsteczną propagację. Czyli jakaś "ubersieć" pomaga tworzyć detale małych sieci. Teraz (czyli do momentu gdy mogłem się jeszcze zajmować takimi tematami) mam całkowicie odwróconą wizję - to wsteczna propagacja emergentnie tworzy struktury pobudzeń które mogą być analizowane za pomocą innych sieci. Rozumiem że to pochodna rozmyślań o dwukierunkowych komputerach kwantowych Największym problemem są szczeliny międzysynaptyczne, ich mechanizm działa w jedną stronę. Natomiast w ramach skomplikowanych nieliniowych struktur obliczeniowych w ramach jednego neuronu biologicznego obustronne wyładowania mogą być powszechne i kluczowe. Jedynym widocznym (co jest prawie tożsame z "możliwym") rozwiązaniem obejścia problemu jednokierunkowego funkcjonowania szczeliny międzysynaptycznej są astrocyty, które co do zasady mogą tworzyć "mostki", a może nawet bardziej skomplikowaną strukturę zajmującą się propagacją wsteczną. Idea sieci uczącej inne sieci może być ekstremalnie niskopoziomowa, a dodatkowa sieć ucząca nie musi być neuronowa w sensie biologicznym. Trudno aby nie - nie ma zatem zasobów aby sygnały mogły się poruszać w obu kierunkach bez wzajemnych zakłóceń, jeden niszczy polaryzację potrzebną drugiemu. Najważniejsze jest jednak to, że potencjalna dwukierukowość pozwala wykorzystywać identyczny schemat rozwojowy (neuron z mózgu wypuszcza akson) zarówno do czucia jak i sterowania ruchem, przez co drobne mutacje mogły dramatycznie zmieniać funkcjonalność podobnie budowanych połączeń. Działa działa. Poruszanie się po gradientach jest zbyt szybkie aby dało się zastąpić czymś innym, a wsteczna propagacja błędów jest idealnie dopasowana do właściwości mózgu. Na niskim poziomie (połączeń) nie ma żadnej introspektywności, więc jedynym obiektem który niesie informację o połączeniu neuronowym może być owo samo połączenie. Bardziej zaawansowane algorytmy uczące wymagają znajomości struktury sieci, podczas gdy wsteczna propagacja po prostu przekazuje informację do tyłu nie dbając o szczegóły których nie może znać. Wszystkie AI są trenowane z użyciem wstecznej propagacji, i co ważne - modele są ekstremalnie efektywne w stosunku do ilości parametrów. Ludzkie mózgi wciąż zawierają znacznie większą ilość niskopoziomowych informacji, natomiast zdają się być słabo uczone na tym najniższym poziomie. Możliwość stosowania milionów powtórzeń jest jednak nie do pobicia, również precyzja cyfrowa musi poprawiać działanie - stosujemy pseudolosowość gdy chcemy, ale nie jesteśmy na nią skazanie cały czas. Oczywiście są też inne całkowicie ortogonalne mechanizmy, przypominające dobór naturalny i mechanizmy rynkowe - generalnie każda część mózgu stara się robić absolutnie wszystko, ale te działania są powstrzymywane przez sukces lepiej realizujących określone zadanie rejonów i brak "dopaminowej zapłaty". Przejmowanie funkcjonalności po utracie pewnych rejonów mózgu jest całkowicie "emergentne". Jest to kluczowe dla powstawania różnych architekturalnych udoskonaleń, rejon który je posiada po prostu naturalnie wygrywa rywalizację z tymi które go nie posiadają. Ale nic nie jest wyryte w kamieniu, i czasami ośrodki znajdują się w "nieodpowiednich" miejscach.
  37. 2 punkty
    Też uważam, że można domniemywać, na podstawie przedstawionego fragmentu, że to niedźwiedź jaskiniowy. To byłoby cenne odkrycie gdyż przedstawień niedźwiedzia jaskiniowego, np. w postaci malowideł naskalnych, jest mało. Pojawiające się hipotezy o kulcie religijnym tego niedźwiedzia są kwestionowane np. przez taki autorytet w dziedzinie archeologicznych badań kultów religijnych, jak opinie archeologa Timothy Insolla. Gwałtowny spadek liczebności ursus spelaeus (ok. 40 tyś BC) jest zresztą zbieżny z pojawieniem się w Europie ludzi autonomicznie współczesnych, twórców kultury oryniackiej. Odrzuca się jednak raczej hipoteze, że to polowania na tego niedźwiedzia były główną przyczyną jego dosyć wczesnego wyginięcia (ok 24 tyś BC, choć oczywiście też, raczej okazjonalnie, polowano na nie). Wskazuje się tu przede wszystkim konkurencje siedliskową - zarówno nasi przodkowie, jak i neandertalczycy, oraz te niedźwiedzie, konkurowali ze sobą w dostępie do jaskiń. Wąska specjalizacja niedźwiedzia, ściśle związana z rozrodem i hibernacją w jaskiniach (w zasadzie nie mieszkał w gawrach i barłogach), wobec coraz częściej zajętych przez ludzi jaskiń, powodował spadek gatunku. Kurczące się zasoby siedliskowe, wobec kolejnego zlodowacenia (bałtyckiego) oraz pojawienie się coraz większych grup ludzi współczesnych, znikomy oportunizm żywieniowy (był roslinożercą, nieliczne udokumentowane przypadki padlinożernośći w tym kanibalistycznej), powodowały erozje gatunku. Badania genetyczne z Hiszpanii pokazały także zjawisko, które najprawdopoodbniej przyczyniło się znacznie także do wyginięcia neandertalczyka - wchów wsobny. Niedźwiedź, podobnie jak nasz kuzyn, został zagoniony przez szereg czynników, do tzw. refugiów. I tam wyginął. Także w okresie rozkwitu kulktur paleolitycznych, ten gatunek musiał być już rzadki ale oczywiście znany. I tu unikat - w Polsce na stanowisku Kraków-Spadzista odkryto dwie zawieszki wykonane z siekaczy niedźwiedzia jaskiniowego. Ps. Taka ciekawostka. W jaki sposób niedźwiedz wchodził i wychodził z jaskiń, w których panowały przecież absolutne ciemności? W Jaskini Nietoperzowej, pod Krakowem, bytował 200-300 m od otworu. Otóż, domniemuje się (a to jest najbarziej logiczne), że idąc, ocierał się o ściany jaskini, zostawiając fragmenty futra, a następnie wychodził po swoim zapachu.
  38. 2 punkty
  39. 2 punkty
    Zacytuj przepis, wykładnię, orzecznictwo - i wtedy pogadamy. A poza tym przecież nie wiadomo jeszcze czy ta sprawa w ogóle do sądu trafi! I jaki będzie wynik, jeśli trafi. Ale już teraz mogę przyjąć dowolny zakład, że wyrok, nawet gdyby był skazujący, będzie baaardzo daleki od tych 3 lat kryminału (nawet norweskiego), o których napisałeś. Ale to stronom (napisałem przecież), a nie prawodawcy czy sądowi, będzie prawdopodobnie zależało na przedłużaniu sprawy ile się da, bo na tym można za darmochę ugrać niezłą popularność. Nie jest to rzadkie w podobnych przypadkach. A proszę, np.: https://www.saos.org.pl/judgments/180797 Rozszyfruję inicjały: A.G. = Anna Grodzka, T.T. = Tomasz Terlikowski (A.G. wygrała, gdybyś miał problemy ze zrozumieniem tekstu). Sprawa była cywilna, ale na tych samych podstawach faktycznych by mogła być karna (oskarżenie prywatne). Kto "macie"? Ja, mój pies, kot i kury? Czy może to jakieś Twoje (Wasze) przyzwyczajenie z dawnych czasów? Hmm...? No to fajnie. Chociaż jeśli masz dzieci/wnuki, to jeszcze nic straconego
  40. 2 punkty
    To ciekawe, moje natychmiastowe skojarzenie to własnie "jedna samca", dopiero całe zdanie uzmysłowiło mi, że 1 jest w dopełniaczu rodzaju męskiego. Hmm..może to jakas analogia w osobniczej różnicy percepcji z tym: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wirująca_tancerka
  41. 2 punkty
    Nie takie to proste. 1. sprzedający mógł zdobyć wiedzę o tym co sprzedaje, wystarczyło zainwestować odpowiednią ilość czasu i pieniędzy, 2. kupujący raczej nie był tej klasy ekspertem, żeby mieć wystarczającą wiedzę, a w takich przypadkach zwykle nie tylko wiedza jest potrzebna, ale też laboratorium, możliwość porównania itd. 3. podobnej chińszczyzny, której wartość kolekcjonerska jest zerowa, jest masa, wystarczy przejść się na dowolną giełdę staroci. Gdyby ktoś próbował inwestować skupując podobne miski po 35 USD z nadzieją na taki strzał, pewnie by wydał parę milionów baksów bez szans odzyskania. Miałby trochę mniejszych trafień, coś by mu się zwróciło, ale bez ryzyka pomyłki można przyjąć, że taka inwestycja byłaby całkiem nieopłacalna. Specjalista od chińskiej porcelany miałby trochę lepszy wynik, ale i tak skupowanie fantów na sprzedażach garażowych czy pchlich targach byłoby dla niego całkiem nieopłacalne, więcej by zarobił na ekspertyzach, pośrednictwie w sprzedaży itp. 4. gość nie zarobi 500 000, nawet gdyby taka była cena przybicia. Nie chce mi się sprawdzać warunków Sotheby's, ale pewnie coś z tego będzie musiał im zostawić, chyba że 'młotkowe' i ew. inne koszty w całości płaci nabywca. 5. delikwent będzie musiał się z dochodu wyspowiadać w skarbówce, która odpowiednią pokutę mu nakaże, i to raczej niemałą. 6. gdyby chciał się resztą podzielić z poprzednim właścicielem, będzie to zakwalifikowane jako darowizna dla obcej osoby. Zwykle w takich przypadkach stawki podatkowe są dosyć paskudne. No i tyle.
  42. 2 punkty
    To co się dzieje z bitcointem jest przerażające, widać np. po https://www.dobreprogramy.pl/Karty-graficzne-GeForce-i-Radeon-stale-drozeja.-Wszystko-przez-gornikow-kryptowalut,News,113320.html - większość produkowanego sprzętu będzie nonstop podłączone: rozwiązując zadanie matematyczne które nie ma żadnego znaczenia - wrzucając coraz więcej bezcennych zasobów do pieca. Wzrost ceny przesuwa poziom opłacalności do coraz starszego, mniej efektywnego sprzętu, do tego coraz więcej ludzi dołącza do tego szaleństwa darmowych pieniędzy. Zużycie energii rośnie zgodnie z ceną waluty: https://www.cbeci.org/ ... chyba już przekraczając zużycie Polski ( https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_electricity_consumption ) za parę lat pewnie Europy. To zupełnie niweczy całą walkę z globalnym ociepleniem, czystą energią ... Musk jednym zakupem i reklamą cofnął wszystko dobre co zrobił dla ekologii ... wszystkie elektrownie węglowe będą działać pełną parą trując nas wszystkich ... Czy jest koniec tego szaleństwa?
  43. 2 punkty
    "odczytanie wymaga porównania stanu obu splątanych fotonów - co musi być dokonane z pomocą klasycznego kanału komunikacji" . No i to jest główna atrakcja. Nie ma żadnego splątania. Jest układ 'foton - kanał - foton' one są fizycznie połączone (odczyt w tym samym teoretycznym t). Przenikalność magnetyczna próżni i jej związek z prędkością światła to może być ten hipotetyczny eter.
  44. 2 punkty
    Człowieku, weź przestań pisać bzdury. Skąd ty czerpiesz te swoje "rewelacje". Sam je wymyślasz, czy czerpiesz "wiedzę" z tych samych źródeł co płaskoziemcy? Poszukaj sobie jakiegoś forum fejków, lub coś podobnego. Nawet nie chce mi się już komentować reszty twoich "wymysłów". Jeszcze chwila, a ludzie zaczną cię "obdarowywać" negatywami.
  45. 2 punkty
    Telefony i monitory. Mamy teraz ograniczone możliwości przebywania na słońcu, a dodatkowo jeszcze zaburzony rytm snu i przez to niską ilość melatoniny i witaminy d. O niebieskim świetle monitorów mamy kilka artykułów na kopalni wiedzy. Dodajmy jeszcze że ciągle patrzymy w smartfony i przy okazji są one miejscem idealnym dla wirusa. Ręce dezynfekujemy ale później bierzemy brudny telefon w dłoń i już ręce mają wirusa. To może brzmi jak anty 5g, ale smartfon działa tutaj w potrójny sposób. Mamy niebieskie światło, mamy miejsce na zapas wirusów i mamy czas zajęty do późnych godzin nocnych na gapienie się w ekran telefonów, co jeszcze bardziej osłabia odporność bo zaburza rytm snu. Telefon to takie combo. Wypadało by zrobić badanie i odebrać ludziom smartfony, a później badać ilość zakażeń. Swój telefon akurat myję często bo to pancerniak ip68. Ciekawe jak ilość spędzonych godzin w domu przed monitorem i ilość spędzonych godzin w telefonie wpływa na liczbę zakażeń w krajach rozwiniętych. Może Afryka faktycznie będzie miała mniejsza liczbę zakażeń bo mają inny tryb życia. Może Europa jest rozwinięta technologicznie ale to może być nasz problem w tym przypadku. Co sądzicie?
  46. 2 punkty
    Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym. Gdy nastała moda na kostkę Rubika, sam chciałem taką mieć, ale rodziców nie było stać na takie zabawki (kostki były wtedy bardzo drogie). Ale miałem kolegę, który taką kostkę miał i ją nawet przy mnie rozebrał. Dzięki temu, że wiedziałem jak wygląda w środku, to sobie taką kostkę sam zrobiłem. Zużyłem do tego drewnianą listwę o przekroju kwadratowym, a narzędzia jakie miałem to brzeszczot i dwa pilniki, zdzierak do drewna i gładzik do metalu. Po dwóch tygodniach obróbki i wielu plastrach na palcach miałem swoją własną kostkę , jak najbardziej 3D Szkoda tylko, że niestety nie zachowała mi się do dzisiaj Drewno zaczęło z czasem pękać, zwłaszcza na wypustkach i kostka w końcu trafiła do pieca Pamiętam jeszcze jak mój tata "zachęcał" mnie do tej roboty: "to ci się nie uda!". A potem zbierał szczękę z podłogi
  47. 2 punkty
    Po drugiej, ateistycznej stronie głupoty (innej) tyle samo.
  48. 2 punkty
    @Sławko Prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiem, bo skoro nie chcesz rozpatrywać z punktu widzenia jednostki, ani nie za pomocą badań naukowych, to jak inaczej? Zdroworozsądkowo, to wydaje mi się, że - jak to się często mówi - nasza cywilizacja jest oparta na trzech filarach: greckiej filozofii, rzymskim prawie i religii: chrześcijańskiej/judaistycznej. I jeśli chcieć ją jakoś oceniać, to właśnie porównując z innymi (można dyskutować, czy w ujęciu Konecznego to jest obiektywne, czy nie, albo czy pominięto coś itp. tu zgoda, można pewnie próbować tworzyć jakieś inne kryteria). W każdym razie wychodzi, że to chrześcijaństwo było "jakoś" potrzebne, żeby dojść do stanu dzisiejszego. Dokładniejszą analizą powinni się zająć chyba właśnie naukowcy:) Ale tak na szybko przychodzi mi do głowy, że: 1) Kościół pełnił funkcję pewnego rodzaju "władzy", ale też edukacji, nauki itp. (budował szpitale, mnisi przepisywali księgi itd.). 2) Jeśli chodzi o tę władzę, to mógł pomagać opozycji (tak było za czasów PRL, nie wiem, jak np. w średniowieczu). Tu można by znów wrócić do tego, na co zwracał uwagę Koneczny, czy poddani mają prawo oceniać moralnie władcę, czy nie. U nas akurat jest na "tak". 3) To nie jest tak, że ateista gdzieś w Polsce czy na Zachodzie posługuje się jakąś "obiektywną" etyką "ateistyczną". Z reguły używa przerobionej (np. zmienionej w sferze seksu - to b. częste;) ) etyki chrześcijańskiej. Dlaczego laicka Unia Europejska przyjmuje imigrantów? (można by odpowiedzieć na szybko, że w ramach "miłości bliźniego"). Tak naprawdę dużo z naszych nieuświadomionych ocen/zachowań bierze się z kultury ukształtowanej właśnie przez te trzy filary. I powstaje pole do ogromnej dyskusji, w jaki sposób ustalać, która etyka jest "lepsza", a która "gorsza" i kto ma to ustalać i jaki sposób ustalania jest "lepszy", i czy każdemu wolno jak mu się podoba itd. itp. Ja nie chcę w to wchodzić, wydaje mi się, że po prostu warto/trzeba uszanować, to co samo wyewoluowało (a wyewoluowało jakoś tak, że nawet najprymitywniejsze plemiona mają jakąś religię, więc chyba gdyby ją zabrać, przypuszczalnie byłoby gorzej). ja zbyt dobre zdaję sobie sprawę ze swoich ograniczeń, żeby uważać, że jestem w stanie samodzielnie wymyślić "lepszą" alternatywę (a na dodatek im dłużej żyję, tym więcej widzę swoich ograniczeń:) ) Więc IMHO dobrze by było, żeby naukowcy to zbadali zamiast mnie (jeśli potrafią, a czy potrafią, to zdaje się jest wątpliwe )
  49. 2 punkty
    Mam problem z tym, że walka idzie o gejów, a spektrum jest znacznie szersze. Ponadto nosi to cechy inżynierii społecznej - zmian rewolucyjnych, sztucznych, wymuszonych, a których skutków długofalowych nikt nie zna. Pisałeś w szkole obronę Jagny z Chłopów? Ja pisałem, byłem przeciw, dostałem pałę, ale nie zmieniło to mojej opinii - naruszanie norm obyczajowych konczy się wywiezieniem na taczce. Można się na to zżymać, psioczyć na ciemny lud, ale tak to jest. Prawo Natury. Dlatego im bardziej spektakularnie LGBT manifestują tym większy opór napotykają. Najpierw musi się zmienić obyczaj, a na to sobie poczekamy.
  50. 2 punkty
    Ludzie, ale o czym ta dyskusja ? Gartner nie bierze pod uwagę firm o obrocie niższym niż 1mld $ W artykule jest mowa o gotowych kompach, do których zaliczają się między innymi laptopy. Maszyny takie w krajach jak USA miały kiedyś nawet 90% udziałów, od prawie dwóch dekad ich udziały spadają, pecety "składają" coraz mniejsze firmy a ich sprzedaż nigdy nie była brana pod uwagę. Dowodem na to o czym piszę, jest ciągle rosnąca sprzedaż komponentów idących kanałami "detalicznymi". Lokalnie (przy skali o jakiej mowa) działające firmy podobne do naszych Moreli, Komputronika itp obecnie mają co raz większe udziały rynkach.
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Dodaj nową pozycję...