Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Uniwersytetu Sztokholmskiego odkryli, że mech warnstorfia pływająca (Warnstorfia fluitans) usuwa z wody arsen. Co ważne, radzi sobie z takim zadaniem naprawdę szybko - po upływie godziny poziom arsenu jest już tak niski, że nie zagraża ludzkiemu zdrowiu. Warnstorfia pływająca rośnie w północnej Szwecji i potrafi zarówno absorbować, jak i adsorbować arsen z wody. Autorzy publikacji z pisma Environmental Pollution podkreślają, że ich odkrycie pozwala oczyszczać wodę w przyjazny środowisku sposób. Wg nich, można by np. hodować W. fluitans w ciekach wodnych z wysokim poziomem As. Zespół pracuje teraz nad specjalnym roślinnym systemem mokradłowym. Naukowcy przypominają, że w północnej Szwecji pierwiastek ten stwierdza się w wodzie kopalnianej. Dzieje się tak, gdyż w pewnych rejonach występuje on naturalnie w skale macierzystej. Koniec końców arsen dostaje się też do gruntu i jest wchłaniany przez rośliny. Nasze eksperymenty pokazują, że mech ma bardzo duże możliwości w zakresie usuwania arsenu. W zaledwie godzinę usuwa ze zbiornika wody aż 80% As - opowiada Arifin Sandhi. To, ile arsenu spożywamy, zależy od tego, ile jemy określonych pokarmów [w Szwecji np. warzyw korzeniowych czy liściastych, a w innych krajach - ryżu] i gdzie rośliny były uprawiane. Naszym celem jest opracowanie systemu mokradłowego, który odfiltrowywałby arsen, nim woda stanie się wodą pitną albo irygacyjną. W ten sposób nie trafi on do naszego pokarmu [organizmu] - podsumowuje Maria Greger. « powrót do artykułu
  2. Na Rugii znaleziono biżuterię i srebrne monety, m.in. duńskie z czasów panowania Haralda Sinozębego. W styczniu 2 archeologów amatorów natknęło się na pojedynczą srebrną monetę. Później sprawą zajęli się specjaliści z Biura Archeologicznego Meklemburgii-Pomorza Przedniego. W czasie wykopalisk z zeszłego weekendu odkryto największy zbiór takich monet w regionie południowo-wschodniego Bałtyku. Amatorów poproszono o zachowanie milczenia, by profesjonaliści mieli czas na zaplanowanie prac. Co ważne, mogli oni jednak uczestniczyć w samych wykopaliskach. To było odkrycie mojego życia - opowiada Rene Schoen, który razem z 13-letnim kolegą przeszukiwał pole w pobliżu Schaprode za pomocą wykrywacza metali. Wtedy właśnie Luca Malaschnitschenko trafił na fragment czegoś, co początkowo uznali za aluminiowy śmieć. Po oczyszczeniu okazało się jednak, że to o wiele bardziej wartościowy przedmiot. Archeolodzy ujawnili, że ok. 100 monet pochodzi z czasów panowania Haralda Sinozębego, króla Danii w latach 958–987 i Norwegii w latach 974–985. Oprócz tego koło Schaprode odkryto monety saksońskie, bizantyjskie czy osmańskie. Wśród biżuterii wyróżnia się zawieszka przedstawiająca młot Thora (Mjölnir). « powrót do artykułu
  3. Jérôme Hamon jest pierwszą na świecie osobą, która przeszła dwa przeszczepy twarzy. Trzy miesiące po ostatniej operacji 43-latek czuje się ponoć dobrze. Pierwszy przeszczep trzeba było usunąć w zeszłym roku. Po źle dobranym antybiotyku na przeziębienie pojawiły się bowiem symptomy odrzucenia. Mężczyzna przeleżał w Hôpital Européen Georges-Pompidou (HEGP) 2 miesiące, czekając na odpowiedniego dawcę. "Pierwszą twarz zaakceptowałem od razu. Teraz jest tak samo. Ja mam 43 lata, dawca miał 22 lata, teraz i ja mam więc [znowu] 22 lata". Hamon cierpi na nerwiakowłókniakowatość typu 1. (NF-1). Pierwszy przeszczep twarzy przeszedł w 2010 r. Przez dłuższy czas nic się nie działo. W 2015 r. z powodu przeziębienia podano mu jednak antybiotyk niekompatybilny z lekami immunosupresyjnymi. Pierwsze objawy odrzucenia przeszczepu wystąpiły w 2016 r., aż wreszcie w listopadzie zeszłego roku z powodu martwicy twarz trzeba było usunąć. Pozbawiony twarzy (niezdolny do słyszenia, mówienia czy widzenia) mężczyzna przeleżał w paryskim szpitalu 2 miesiące. By zapobiec kolejnemu odrzutowi, przed transplantacją 2. twarzy 43-latek przeszedł specjalne leczenie. Operację przeprowadził prof. Laurent Lantieri, specjalista, który 8 lat temu przeszczepił Hamonowi 1. twarz. Teraz wiemy, że podwójny przeszczep jest wykonalny. Jak wyjaśniają lekarze, na razie twarz mężczyzny jest gładka i nieruchoma. Na dopasowanie skóry, czaszki itp. trzeba jeszcze poczekać. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy pracujący przy Axion Dark Matter Experiment (ADMX) opublikowali nowe wyniki badań, z których wynika, że ADMX jest pierwszym i jedynym jak dotychczas projektem naukowym, który jest na tyle czuły, by zarejestrować ślady aksjonów. Koncepcja istnienia aksjonów pojawiła się przed 40 laty. Są to hipotetyczne cząstki, które mogą tworzyć ciemną materię. Nie można odkryć ich bezpośrednio, ale zaobserwowanie ich ma być możliwe dzięki efektowi Primakoffa. Najnowsze dane, uzyskane z drugiej kampanii badawczej ADMS, pozwoliły określić niewielki zakres częstotliwości, w których należy poszukiwać aksjonów. To początek prawdziwego polowania na aksjony. Jeśli aksjony ciemnej materii istnieją w określonych częstotliwościach, które będziemy przez najbliższe lata badali, to ich znalezienie jest tylko kwestią czasu, mówi Andrew Sonnenschein z Fermilat. ADMX to rodzaj dużego odbiornika radiowego, składającego się z wnęki, w której panują bardzo niskie temperatury i silne pole magnetyczne. W takich warunkach, jak przewiduje teoria, aksjon rozpada się na 2 fotony z części mikrofalowej widma elektrycznego. Zarejestrowanie takich fotonów będzie dowodem na istnienie aksjonów. W czasie pierwszej kampanii badawczej możliwości ADMX były ograniczone przez zakłócenia powodowane przez promieniowanie cieplna i elektronikę urządzenia. O ile poradzenie sobie z promieniowaniem cieplnym nie było trudno, to wyciszenie pracy elektroniki okazało się prawdziwym wyzwaniem. Naukowcy z ADMX poprosili o pomoc profesora Johna Clarke'a z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, który na ich potrzeby zaprojektował wzmacniacz kwantowy. Generuje on znacznie mniej zakłóceń niż wcześniej używane urządzenia i daje gwarancję, że jeśli każdy zarejestrowany sygnał będzie silny i czysty. W poprzedniej wersji ADMX, w której wykorzystywaliśmy wzmacniacze bazujące na tranzystorach, potrzebowalibyśmy setek lat by przeskanować częstotliwości, w którym mogą występować aksjony. Dzięki nowym nadprzewodzącym czujnikom możemy to zrobić w ciągu kilku lat, mówi Gianpaolo Carosi, rzecznik prasowy ADMS. Mamy odpowiednią czułość i szansą na odkrycie aksjonów. Nie potrzebujemy żadnej nowej technologii. Już nie potrzebujemy cudu. Potrzebujemy tylko czasu, dodaje profesor Leslie Rosenberg z University of Washington. Dzięki zwiększeniu czułości ADMX będzie mógł w rozsądnym czasie przeskanować miliony częstotliwości. Jeśli aksjony zostaną odnalezione, pozwoli to na wyjaśnienie wielu zagadek dotyczących ciemnej materii i nie tylko Jeśli zaś aksjony nie zostaną zarejestrowane, teoretycy będą musieli poszukać innych możliwych wyjaśnień dotyczących budowy wszechświata. « powrót do artykułu
  5. Leki na nadciśnienie działają silniej u pacjentów, którzy po ich zażyciu słuchają muzyki. Najlepsza do tego celu wydaje się muzyka klasyczna. Brazylijsko-brytyjski zespół spekuluje, że muzyka oddziałuje na układ parasympatyczny, zwiększając wchłanianie leku. Zaobserwowaliśmy, że muzyka poprawiała tętno i działanie leków przeciwnadciśnieniowych przez mniej więcej godzinę od ich zażycia - opowiada prof. Vitor Engrácia Valenti z Uniwersytetu Stanowego São Paulo w Marílii (UNESP Marília). Parę lat temu naukowcy z UNESP Marília zaczęli badać wpływ muzyki na serce w warunkach stresu. Stwierdzono m.in., że muzyka klasyczna obniża tętno. Zaobserwowaliśmy, że muzyka klasyczna pobudza układ parasympatyczny i zmniejsza aktywność układu sympatycznego. Układy parasympatyczny i sympatyczny (in. przywspółczulny i współczulny) są działającymi przeciwstawnie podukładami autonomicznego układu nerwowego. Przywspółczulny odpowiada za odpoczynek i poprawę trawienia, zaś współczulny za mobilizację organizmu. Bazując na wstępnych spostrzeżeniach, naukowcy postanowili sprawdzić, jak stymulacja muzyczna oddziałuje na zmienność rytmu zatokowego w codziennych sytuacjach, np. w ramach terapii nadciśnienia. Wcześniejsze badania wykazały, że muzykoterapia wywiera znaczący pozytywny wpływ na ciśnienie u pacjentów z nadciśnieniem. Nie było jednak jasne, czy muzyka może modulować oddziaływanie leków na zmienność rytmu zatokowego, a także na ciśnienia skurczowe i rozkurczowe - zaznacza Valenti. W najnowszym eksperymencie wzięło udział 37 osób z dobrze kontrolowanym nadciśnieniem. Pacjenci leczyli się od 6 miesięcy do 1 roku. Pomiary tętna i ciśnienia przeprowadzano 2-krotnie (w losowych dniach) w odstępie 48 godzin. Jednego dnia po zażyciu doustnego leku ochotnicy przez godzinę słuchali muzyki instrumentalnej przez słuchawki (głośność cały czas była taka sama). Innego dnia badani przechodzili ten sam protokół, ale słuchawki nie były włączone. Zmienność rytmu zatokowego mierzono w spoczynku 10 min przed połknięciem tabletki, a także 20, 40 i 60 min od zażycia leku. Analiza danych wykazała, że gdy pacjenci słuchali muzyki, tętno spadało znacząco w porównaniu do protokołu kontrolnego. Podczas słuchania muzyki ciśnienie także silniej reagowało na leki. Jedna z hipotez wysnutych przez autorów publikacji z pisma Scientific Reports jest taka, że muzyka stymuluje układ parasympatyczny, zwiększając aktywność układu trawiennego. To zaś przyspiesza wchłanianie leków, zwiększając ich wpływ na tętno. « powrót do artykułu
  6. Duża część radioaktywnego jodu 131 stosowanego w medycynie nuklearnej na świecie jest produkowana w Polsce. Działający w Narodowym Centrum Badań Jądrowych Ośrodek Radioizotopów Polatom eksportuje odczynniki jodowe i gotowe produkty lecznicze do odbiorców na sześciu kontynentach. Izotopy potrzebne do produkcji radiofarmaceutyków powstają w reaktorze badawczym Maria. Preparaty zawierające jod 131 używane są przede wszystkim w terapii i diagnostyce chorób tarczycy. Nadczynność tarczycy produkującej dwa ważne hormony (T3 i T4) to problem ok. 1%  ludzi. Choroba powoduje szereg nieprzyjemnych dolegliwości, a w niektórych przypadkach może stanowić zagrożenie dla życia. Choroba może być leczona radioizotopami, poprzez podawanie preparatów z radioaktywnym jodem oraz farmakologicznie lub chirurgicznie. Przewodnik Amerykańskiego Towarzystwa Tarczycy z 2016 r. w 7 na 15 rozważanych sytuacji klinicznych choroby Gravesa-Basedowa, będącej w 50-80%  przypadków przyczyną nadczynności tarczycy, wskazuje terapię radioizotopami jako najbardziej wskazaną (w 5 przypadkach, preferuje się interwencję chirurgiczną, a w trzech pozostałych farmakologiczną). Za przeciwwskazania do użycia radiofarmaceutyków uznaje się jedynie ciążę i zapalenie tarczycy. Do terapii radioizotopowej, a także do wcześniejszej diagnostyki zmian chorobowych, wykorzystuje się preparaty zawierające izotopy radioaktywne jodu – przede wszystkim jod 131 o ośmiodniowym czasie połowicznego rozpadu. Jod w naturalny sposób jest gromadzony w tarczycy. Jeśli jest to jod promieniotwórczy, to promieniowanie beta emitowane podczas rozpadów jego jąder, niszczy część komórek tkanki w swoim najbliższym otoczeniu i w ten sposób zmniejsza intensywność produkcji hormonów. Jod 131 otrzymuje się przede wszystkim w reaktorach jądrowych. Najczęściej stosowana technologia polega na napromieniowaniu telluru. Dwutlenek  telluru umieszczany jest w specjalnych zasobnikach, które następnie wkładane są do kanałów izotopowych reaktora – wyjaśnia mgr inż. Ireneusz Owsianko, kierownik reaktora badawczego Maria w NCBJ w Świerku. Neutrony pochodzące z reakcji rozszczepienia paliwa jądrowego (U235) w reaktorze, są absorbowane przez jądra telluru 130. Powstały tellur 131 w ciągu kilkudziesięciu minut rozpada się do jodu 131 poprzez rozpad beta. Proces napromieniania materiału trwa kilka dni, przy czym czas ten dobierany jest tak, by osiągnąć możliwie najbardziej optymalne nasycenie jodu. Otrzymany materiał jest silnie promieniotwórczy. Przeładowujemy go w komorach izotopowych do specjalnych pojemników i tak przygotowany wędruje kilkaset metrów dalej do naszego Ośrodka Radioizotopów Polatom, gdzie jest poddawany dalszej obróbce. OR Polatom jest koordynatorem i gospodarzem całego procesu wytwarzania produktów zawierających jod 131 w NCBJ w Świerku. Zajmuje się przygotowaniem materiału do napromieniania, a następnie wyodrębnianiem jodu z napromieniowanego materiału i nadawaniem mu użytkowych form w postaci odczynników chemicznych i finalnych preparatów radiofarmaceutycznych, a także sprzedażą do odbiorców na sześciu kontynentach. Jod wytworzony w reaktorze oddzielamy od pozostałości dwutlenku telluru w procesie sublimacji - opisuje dr Dariusz Socha, dyrektor OR Polatom. Większość uzyskanego radioaktywnego jodu 131 przekształcamy do postaci jodku sodu i w głównie tej formie dostarczany jest klientom. Służy on jako prekursor do wytwarzania radiofarmaceutyków w krajach odbiorców. Produkujmy także gotowe produkty lecznicze stosowane zarówno w zaawansowanej diagnostyce, jak i terapii. NCBJ jest ważnym światowym dostawcą jodu 131 i producentem radiofarmaceutyków, które go zawierają. Nasza tygodniowa produkcja jodu 131 zapewnia dawki terapeutyczne i diagnostyczne dla pół miliona pacjentów – podkreśla mgr inż. Krzysztof Bańko,  zastępca dyrektora OR Polatom ds. handlowych. Jesteśmy głównym producentem: dostarczamy na rynek światowy mniej więcej tyle jodu, ile w sumie dostarczają trzy pozostałe największe firmy. W całości zaspokajamy polskie zapotrzebowanie na gotowe preparaty jodowe, choć oczywiście dostawy na polski rynek to tylko część naszej produkcji. Niesłychanie ważną okolicznością w produkcji i dystrybucji jodu, jest fakt, że czas połowicznego rozpadu jodu 131 wynosi zaledwie 8 dni. Krótki czas rozpadu izotopu to bardzo dobra okoliczność dla pacjentów, gdyż źródła niszczącego promieniowania wprowadzonego do ich organizmów szybko tracą aktywność – wyjaśnia dyrektor Bańko. Jednocześnie jest to duże wyzwanie dla producentów i lekarzy, gdyż preparaty promieniotwórcze muszą być podane pacjentom w ciągu kilku dni od ich produkcji, a ich aktywność przypadająca na konkretny dzień musi być precyzyjnie znana. Radiofarmaceutyki tym różnią się od leków takich jak aspiryna, że nie można zgromadzić ich zapasów. Nasze produkty na bieżąco są rozwożone samolotami do odbiorców na obu półkulach. Produkcja musi odbywać się w sposób ciągły, a kilka tygodni ewentualnego przestoju oznacza, że kilka milionów pacjentów na całym świecie nie dostanie w tym czasie swoich leków. Jod 131 nie jest jedynym radioizotopem produkowanym w reaktorze Maria. NCBJ jest także m.in. znaczącym producentem izotopu molibdenu wykorzystywanego do otrzymywania technetu - najpopularniejszego pierwiastka stosowanego w medycynie nuklearnej. Nie wszystkie izotopy mające znaczenie medyczne można otrzymać w reaktorze. Niektóre powstać mogą jedynie poprzez napromienianie odpowiednich materiałów wiązkami cząstek naładowanych, takich jak protony, jądra deuteru czy cząski alfa. W zeszłym roku rozpoczęliśmy realizację projektu CERAD dofinansowanego ze środków Unii Europejskiej - mówi prof. Krzysztof Kurek, dyrektor NCBJ.  W Świerku powstanie nowe centrum badawczo-produkcyjne radiofarmaceutyków wyposażone w cyklotron pozwalający nam otrzymywać dotychczas niedostępne izotopy. Będziemy mogli wytwarzać między innymi jod 123, którego czas połowicznego rozpadu wynosi zaledwie pół dnia i dlatego jest zalecany w przypadku chorób tarczycy u dzieci. Nasz Ośrodek Radioizotopów już dziś produkuje radiofarmaceutyki zawierające ten izotop, ale na razie prekursory do jego produkcji musimy sprowadzać z Niemiec. Działania na rzecz ochrony zdrowia to ważny obszar pracy NCBJ. Jesteśmy instytutem badawczym więc naszym zadaniem jest także opracowywanie nowych radiofarmaceutyków – uzupełnia profesor Kurek. Od lat to robimy, a laboratoria CERAD będą dla nas nieocenioną pomocą. Wygraliśmy też wraz z partnerami konkurs na prowadzenie interdyscyplinarnych studiów doktoranckich Radiofarmaceutyki dla ukierunkowanej molekularnie diagnostyki i terapii medycznej. Pierwsi studenci będą mogli rozpocząć naukę w nowym roku akademickim. Pod koniec czteroletnich studiów CERAD będzie już na nich czekał. « powrót do artykułu
  7. Na University of Washington powstała interesująca metoda zapobiegania próchnicy zębów i leczenia uszkodzonego nią szkliwa. Metoda bazuje na produktach naturalnych, jest łatwa s stosowaniu i wykorzystuje proteiny do leczenia ubytków. Remineralizacja kontrolowana przez peptydy to zdrowa alternatywa dla obecnie stosowanych metod, mówi główny autor badań, profesor Mehmet Sarikaya. Zespół z University of Washington wykorzystali wiedzę o amelogeninach, białkach odpowiedzialnych za tworzenie się szkliwa na zębach, do stworzenia peptydów, które remineralizują uszkodzony ząb. Peptydy te przyczepiają się do powierzchni zęba wykorzystują jony wapnia i fosforu do jego odbudowy, mówi współautor badań Deniz Yucesoy. Po każdorazowym zastosowaniu wspomnianych peptydów na uszkodzonym utworzy się 10-50 mikrometrów nowego szkliwa. Twórcy nowej technologii mają nadzieję, że gdy ją w pełni opracują, wspomniane peptydy będzie można wykorzystywać w pastach do zębów, żelach i materiałach dentystycznych. Staną się łatwą w stosowaniu tanią alternatywą dla obecnych metod. Każdy będzie mógł, stosując pastę do zębów z peptydami, codziennie uzupełniać ewentualne ubytki w zębach. « powrót do artykułu
  8. Nowa książka autorów kultowej Trupiej Farmy! Nawet najostrożniejszy morderca zawsze pozostawi ślad, który go zdradzi. W skutecznym szukaniu tych śladów pomaga założona przez Billa Bassa słynna Trupia Farma – wyjątkowy naukowy projekt badania tego, co dzieje się z ludzkim ciałem po śmierci. Dzięki jego badaniom nauka jest w stanie wydrzeć zmarłym ich sekrety. Czy odgryziona końcówka cygara może wskazać mordercę? Jak zidentyfikować ciała ofiar eksplozji w nielegalnej fabryce fajerwerków? Dlaczego muchy i ich larwy są najlepszymi sprzymierzeńcami antropologa sądowego? Bill Bass, opisując najciekawsze i najdziwniejsze przypadki, jakie spotkał na swojej drodze, zabiera nas w mroczną i fascynującą podróż po świecie, gdzie nie ma zbrodni doskonałej. Trzynaście nowych spraw z archiwum legendarnego "detektywa kości"!
  9. Jak dowiedział się serwis TechCrunch, Gmail przygotowuje opcję samoniszczących się e-maili. Już teraz właściciele niektórych kont mogą skorzystać z ikonki niewielkiej kłódki pojawiające się przy tworzeniu nowej wiadomości. Po jej kliknięciu ustawimy w mailu tryb poufny, który uniemożliwi skopiowanie, przesłanie dalej i wydrukowanie wiadomości. Najprawdopodobniej można też ustawić wygaśnięcie informacji po zadanym czasie oraz wprowadzić wymóg uwierzytelnienia się odbiorcy za pomocą dwustopniowego systemu, w tym wiadomości SMS. Nie jest jasne, czy maile są automatycznie są szyfrowane po wybraniu trybu poufnego. Ponadto poufność jest tutaj dość umowna, gdyż nadal istnieje możliwość wykonania zrzutu ekranowego wiadomości, możliwe jest zatem jej późniejsze wydrukowanie czy przesłanie. Nie wiadomo też, czy opcja wygasających maili będzie działała tylko w obrębie kont Gmaila, czy też wiadomość wygaśnie nawet wówczas, gdy jej odbiorca ma pocztę w innym serwisie. « powrót do artykułu
  10. Surowe warzywa i owoce są dla naszego zdrowia psychicznego lepsze od przetworzonych (puszkowanych i gotowanych). Dr Tamlin Conner z Uniwersytetu Otago podkreśla, że dotąd kampanie dot. zdrowia publicznego koncentrowały się na ilości spożywanych owoców i warzyw (np. co najmniej 5 porcjach dziennie). Tymczasem badanie, którego wyniki ukazały się właśnie w piśmie Frontiers in Psychology, pokazują, że należałoby uwzględnić także sposób ich przygotowywania i spożywania. Nasze badanie pokazało, że spożywanie owoców i warzyw w niezmodyfikowanym stanie jest silniej związane z lepszym zdrowiem psychicznym niż konsumpcja warzyw i owoców gotowanych/puszkowanych/przetworzonych. Zapewne obróbka obniża zawartość składników koniecznych do optymalnego funkcjonowania emocjonalnego. W ramach studium przeprowadzono wywiady z ponad 400 dorosłymi z Nowej Zelandii i USA w wieku 18-25 lat. Wybrano tę grupę wiekową, bo młodzi dorośli jedzą zwykle najmniej warzyw i owoców i są zagrożeni zaburzeniami psychicznymi. Zespół Conner oceniał spożycie surowych vs. gotowanych/przetworzonych warzyw i owoców, stan zdrowia ochotników, ich tryb życia, a także zmienne demograficzne, które mogą wpłynąć na zależność między spożyciem warzyw i owoców i zdrowiem psychicznym, a więc np. choroby przewlekłe, status socjoekonomiczny, przynależność etniczną czy płeć. Kontrolując współzmienne, odkryliśmy, spożycie surowych warzyw i owoców stanowiło predyktor słabszego nasilenia symptomatologii choroby psychicznej, np. depresji, a także podwyższonego poziomu dobrostanu, np. dobrego nastroju czy zadowolenia z życia [...]. W przypadku warzyw i owoców przetworzonych korzyści te były znacznie zmniejszone. Psycholodzy pokusili się o sporządzenie listy 10 surowych topproduktów, związanych z lepszym zdrowiem psychicznym. Znalazły się na niej marchew, banany, jabłka, ciemne warzywa liściaste, grejpfruty, sałata, owoce cytrusowe, jagody, ogórki i kiwi. « powrót do artykułu
  11. Na podstawie wagi bocianiego gniazda można określić, ile ma ono lat – oceniają ornitolodzy z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, którzy w ramach projektu ochrony bocianów białych przebadali i zważyli blisko 90 takich gniazd. Wiedzę o ciężarze gniazd można na przykład wykorzystać w różnych kwestiach związanych z bezpieczeństwem budynków czy w energetyce – podkreśla Adam Zbyryt z PTOP, koordynator projektu. Bocianie gniazda ważono przed wiosną przy okazji przenoszenia ich z dachów budynków na bezpieczne słupy z platformami w miejscach, gdzie stanowią już zagrożenie dla budynków. To element projektu ochrony bociana białego, który realizuje PTOP wspólnie z innymi partnerami na obszarach Natura 2000 w dolinach kilku rzek w województwach: podlaskim, mazowieckim i warmińsko-mazurskim. Mimo że gatunek tego jest doskonale zbadany, to jednak do tej pory waga bocianich gniazd nie była przedmiotem wnikliwych badań. W literaturze znajdowały się dotychczas jedynie szczątkowe dane na ten temat. W Polsce zważono trzy gniazda, na świecie kilka – poinformował PAP Zbyryt. Ornitolodzy podali, że średnia waga zbadanych gniazd wynosiła ok. 349 kg. Najlżejsze miało 70 kg, najcięższe – rekordowe 1250 kg. Adam Zbyryt podkreśla, że to unikalne dane. Nasze wyniki mają niesłychane znaczenie praktyczne dla osób posiadających gniazdo bocianie na dachu budynku oraz dla zakładów energetycznych w przypadku gniazd na słupach, gdyż na ich podstawie są oni w stanie ocenić zagrożenie, jakie mogą one nieść dla tych konstrukcji – podkreśla Zbyryt. Ornitolodzy wyliczyli, że biorąc pod uwagę wysokość i objętość gniazda, można precyzyjnie oszacować jego wagę gniazda, bo wysokość i waga są ze sobą – jak podkreśla Zbyryt – bardzo silnie skorelowane. I tak gniazdo o wysokości pół metra waży ok. 300 kg, a gniazdo jednometrowe ok. 700 kg – podał. Ludzie intuicyjnie wiedzą, ile ważą bocianie gniazda, gdyż każdy gospodarz posiadający gniazdo na dachu budynku, co kilka lat dokonuje jego zmniejszenia poprzez zrzucenie części materiału – zauważył Zbyryt. Podkreślił przy tym, że najbardziej z wagą skorelowana jest objętość gniazda, podobna do wzoru na objętość walca. Zbyryt poinformował, że w przypadku kilku spośród badanych gniazd, takich, których nigdy nie zmniejszali ludzie - udało się sprecyzować wiek tych gniazd. Wyjaśnił, że pozwoliło to ocenić, ile gałęzi i innego materiału, z którego bociany budują gniazda, jest przynoszonych na gniazdo każdego roku. Oszacowano, że jest to 60 kg, czyli dwudziestokrotność wagi bociana. Najstarsze ze zbadanych gniazd mają powyżej dwudziestu lat. Projekt ochrony bociana białego jest realizowany od sierpnia 2016 r. do lipca 2020 r. Łącznie w tym czasie ornitolodzy zabezpieczą ok. 300 bocianich gniazd. Projekt jest realizowany w dolinach rzek: Narew, Biebrza, Bug, Nurzec, Liwiec, Omulew i Płodownica na dziesięciu obszarach Natura 2000. Wartość projektu to ok. 6 mln zł. Jest dofinansowany w 60 proc. przez UE z programu Life, także niemiecką organizację Vogelschutz Komitee e.V. PTOP podawał PAP wcześniej -powołując się na dane międzynarodowego spisu bocianów białych z, 2014 r. - że w Polsce jest nie więcej niż 45 tys. par lęgowych tych ptaków i jest to o 15-20 proc. mniej niż 10 lat wcześniej. W ramach projektu, w czerwcu, będą montowane specjalne odstraszacze (ok. 270 w ciągu dwóch lat), by bociany nie ulegały porażeniom prądem elektrycznym przy słupach energetycznych. « powrót do artykułu
  12. Fakt, że niektóre zwierzęta, np. tygrysy czy niedźwiedzie polarne, stały się popularnymi ikonami kultury masowej, sprawia, że są one bardziej zagrożone wyginięciem, bo ludzie sądzą, że ich status gwarantuje przetrwanie. Autorzy publikacji z pisma PLoS Biology wykorzystali sondaże internetowe, kwestionariusze, witryny ogrodów zoologicznych oraz filmy animowane, by zidentyfikować 10 najbardziej charyzmatycznych zwierząt. Na podium znalazły się tygrysy, lwy i słonie. Dalsze miejsca zajęły żyrafy, lamparty, pandy, gepardy, niedźwiedzie polarne, wilki i goryle. Byłem zaskoczony, że choć zwierzęta te uznawano za najbardziej charyzmatyczne i ukochane, głównym zagrożeniem dla prawie wszystkich było zabijanie przez ludzi, zwłaszcza w czasie polowań i zastawiania wnyków. To ironia losu [...] - podkreśla prof. William Ripple z Uniwersytetu Stanowego Oregonu. Współautor badania Franck Courchamp z Uniwersytetu Paryskiego uważa, że zwierzęta te są tak często pokazywane przez popkulturę i w materiałach marketingowych, że mogą tworzyć wprowadzającą w błąd "wirtualną populację". Naukowcy odkryli np., że przeciętny Francuz zobaczy w ciągu miesiąca więcej wirtualnych lwów ze zdjęć, kreskówek, logo itp., niż pozostało dzikich lwów w Afryce Zachodniej. [...] Firmy wykorzystujące do celów marketingowych żyrafy, gepardy czy niedźwiedzie polarne mogą się aktywnie przyczyniać do fałszywego postrzegania tych zwierząt jako niezagrożonych, a zatem niewymagających ochrony. Naukowcy postulują, by firmy wykorzystujące wizerunek zagrożonych gatunków w celach marketingowych podawały istotne informacje na ich temat. Wspominają też o przekazywaniu części zysku na ochronę. Ludzie mogą uznawać za pewnik, że robimy wszystko, by te zwierzęta ochronić, tymczasem my nawet nie umiemy powiedzieć, ile dokładnie słoni, goryli czy niedźwiedzi polarnych żyje na wolności. Ripple dodaje, że status większości charyzmatycznych gatunków jest alarmujący. Wyginęły co najmniej 3 podgatunki tygrysa (tygrys kaspijski, tygrys balijski i tygrys jawajski). Liczebność lwów spada w Afryce niemal wszędzie. W Eurazji, a właściwie w Indiach, pozostało tylko ok. 175 osobników. Liczebność słoni leśnych (Loxodonta cyclotis) zmniejszyła się w ostatnich 9 latach aż o 62%. Głównie przez kłusownictwo liczebność słoni afrykańskich wynosi zaś poniżej 10% poziomu historycznego. Biolodzy wyliczają, że pandy wielkie zajmują mniej niż 1% historycznego areału, a ich przyszłość jest niepewna z powodu zmiany klimatu. Na liście 10 charyzmatycznych zwierząt znajdują się same ssaki. To, że ludzie także są dużymi ssakami, może wyjaśniać, czemu czujemy z nimi taką więź [...]. Ripple i inni podkreślają, że niemal połowa (48,6%) sprzedawanych przez Amazon w USA pluszaków niebędących misiami to właśnie gatunki-ikony. W 2010 r. we Francji sprzedano zaś ok. 800 tys. gryzaków żyrafek Sophie (to ponad 8-krotność liczby żyraf w Afryce). « powrót do artykułu
  13. Meteorolodzy z 45. Skrzydła Kosmicznego Amerykańskich Sił Powietrznych prognozują, że istnieje 80-procentowe prawdopodobieństwo, iż pogoda pozwoli na wystrzelenie misji TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite). Głównym zmartwieniem meteorologów jest wiatr nad Przylądkiem Canaveral. Dla rakiety Falcon 9, która ma wynieść TESS, maksymalna dopuszczalna prędkość wiatru na wysokości 49 metrów nad stanowiskiem startowym to 56 km/h, a na większych wysokościach nie może pojawiać się wiatr gradientowy o takiej sile, by pojawiło się ryzyko utraty kontroli nad rakietą. Obecnie prędkość wiatru wynosi 21 km/h. Start misji TESS zaplanowano na dzisiaj, 16 kwietnia, na godzinę 18:32 czasu miejscowego, czyli na 0:32 następnego dnia czasu polskiego. Prognozowana prędkość wiatru ma wynieść wówczas 24 km/h. Pół godziny przed startem NASA rozpocznie bezpośrednią relację telewizyjną. Pojazdem misji TESS jest LEOStar-2/750 firmy Orbital ATK. To urządzenie, w którym można umieścić instrumenty badawcze różnego typu o łącznej wadze do 500 kilogramów. LEOStar zapewnia instrumentom do 2 kilowatów mocy, jest wyposażony w układy zapasowe, napęd, został wyposażony w łącze o przepustowości 100 Mb/s, pojazd można też pozycjonować z dokładnością poniżej 3 sekund kątowych.. To ósmy LEOStar-2 zbudowany na zlecenie NASA. Przy rozłożonych panelach słonecznych szerokość pojazdu wynosi 3,9 metra, wysokość to 1,5 metra, a głębokość – 1,2 metra. Instrument naukowy TESS to zestaw czterech identycznych kamer oraz jednostka przetwarzania danych. W skład każdej z kamer wchodzi siedem soczewek oraz czujnik składający się z czterech matryc CCD i oprzyrządowania. Pole widzenia każdej z kamer wynosi 24x24 stopnie, a efektywna średnica soczewki to 100 milimetrów. Kamery rejestrują światło o długości fali od 600 do 1000 nanometrów, wykorzystując w tym celu 16,8-megapikselowe czujniki CCID-80 wykonane w MIT Lincoln Lab. Teleskop będzie obserwował 200 000 najjaśniejszych gwiazd w pobliżu Słońca i szukał sygnałów, że na ich tle przeszła planeta. Naukowcy spodziewają się, że znajdzie on tysiące nieznanych dotychczas planet, z których około 300 będzie miało rozmiary zbliżone do rozmiarów Ziemi. Planety te, o średnicy nie większej niż dwukrotna średnica Błękitnej Planety, staną się celem badawczym przyszłych misji. Pracę TESS zaplanowano na dwa lata. W tym czasie teleskop ma obserwować 26 fragmentów nieboskłonu, każdy o wymiarach 24 x 96 stopni. Dla porównania, widziany z Ziemi Księżyc zajmuje pół stopnia nieboskłonu. Potężne aparaty umieszczone na TESS będą badały każdy z fragmentów przez co najmniej 27 dni, co 2 minuty przyglądając się każdej z najjaśniejszych gwiazd. Gwiazdy, które będą badane przez TESS są od 30 do 100 razy jaśniejsze niż gwiazdy badane za pomocą Teleskopu Keplera. To ułatwi prowadzenie badań. Ponadto TESS będzie obserwował obszar 400-krotnie większy niż ten obserwowany przez Keplera. Ponadto w ramach misji TESS prowadzony będzie też program Guest Investigator, dzięki któremu naukowcy niezatrudnieni przy misji będą mogli poprosić o przeprowadzenia badań dodatkowych 20 000 obiektów. Misja TESS będzie ściśle współpracowała z teleskopami naziemnymi. Po odkryciu kandydata na egzoplanetę dane będą weryfikowane przez obserwacje prowadzone z Ziemi. Celem tych obserwacji będzie określenie masy planety, a na podstawie ich rozmiarów, masy i orbity specjaliści będą w stanie określić ich skład, dzięki czemu dowiemy się czy mamy do czynienia z planetami skalistymi czy też zbudowanymi w inny sposób. W niedalekiej przyszłości, m.in. dzięki Teleskopowi Jamesa Webba, możliwe stanie się badanie atmosfery takich planet. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside wyizolowali z dzikich pszczół i kwiatów 3 nieznane dotąd gatunki bakterii z rodzaju Lactobacillus. Wydaje się, że odpowiadają one za konserwowanie pyłku i nektaru przechowywanego w ulu dla larw (czerwi). W ramach badań zespół prof. Quinna McFredericka schwytał dzikie pszczoły z 2 lokalizacji w Teksasie oraz z terenu kampusu macierzystej uczelni. Za pomocą sekwencjonowania DNA i analiz taksonomicznych potwierdzono wyizolowanie 3 nowych gatunków pałeczek. Są one blisko spokrewnione ze związanymi z pszczołą miodną bakteriami Lactobacillus kunkeei. Trzy nowe gatunki, to: Lactobacillus micheneri, L. timberlakei i L. quenuiae. Pałeczki Lactobacillus są przez ludzi wykorzystywane do konserwowani nabiału i innych produktów. Wiele wskazuje, że pszczoły robią z nich podobny użytek. Niewykluczone, że nowo odkryte bakterie hamują wzrost grzybów w zapasach pyłku. Obecnie zespół McFredericka bada tę hipotezę. McFrederick podkreśla, że to zaskakujące, że baterie opisane na łamach International Journal of Systematic and Evolutionary Microbiology są w stanie żyć zarówno na dzikich kwiatach, jak i na pszczołach. Gatunki, które wyizolowaliśmy, mają dość małe genomy. Genów jest mniej, niż spodziewalibyśmy się zobaczyć u czegoś, co jest w stanie przetrwać w 2 różnych środowiskach. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Uniwersytetu Tasmanii są pierwszymi, którym udało się zarejestrować zakłócenie w pracy pulsara. Daje to nadzieję na poznanie natury tajemniczych zakłóceń. Pulsary to szybko obracające się gwiazdy neutronowe, które z regularnych odstępach czasu wysyłają promieniowanie elektromagnetyczne. W 1969 roku naukowcy obserwujący pulsar Vela zauważyli pierwsze znane zakłócenie w tego typu gwieździe. Od tamtej pory wiemy, że niektóre pulsary nagle zmieniają tempo wirowania, nie znamy jednak przyczyn tego zjawiska. Naukowcy z Australii i Nowej Zelandii obserwowali pulsar Vela przez ostatnie cztery lata. Wiedzieliśmy, że do zakłóceń dochodzi co około trzy lata, ale nikt nie potrafił przewidzieć, kiedy nastąpi kolejne zakłócenie. Wiedzieliśmy, że jeśli uda nam się zarejestrować takie zjawisko, to zdobędziemy olbrzymią ilość informacji, w tym dane na temat zachowania materii w ekstremalnych temperaturach i przy ekstremalnym ciśnieniu, mówi Jim Palfreyman z University of Tasmania. Vela był obserwowany przez 26-metrowy radioteleskop w Mount Pleasant Obserwatory na Tasmanii i 30-metrowy radioteleskop w Ceduna na południu Australii. W ciągu każdej doby przez 19 godzin co 10 sekund rejestrowano dane, zbierając w ten sposób 640 megabajtów informacji dziennie. W sumie w ciągu czterech lat uzyskano 3 petabajty danych. Zakłócenie to bardzo skomplikowany proces. Nadpłynne jądro gwiazdy neutronowej obraca się bowiem inaczej, niż jej sztywna powłoka. Co około trzy lata jądro przechwytuje powłokę, która zwalnia, a następnie przyspiesza i wówczas dochodzi do zakłócenia, wyjaśnia Palfreyman. Pulsary możemy badać tylko za pomocą technik obserwacyjnych. Nie potrafimy bowiem odtworzyć w laboratorium ekstremalnych temperatur, ciśnień i potężnych pól magnetycznych, które działają na materię tworzącą pulsar. Badania pulsarów mogą posłużyć właśnie do stworzenia działających w ekstremalnych warunkach urządzeń, takich jak reaktory fuzyjne. « powrót do artykułu
  16. Sosny koło Kåfjord w Norwegii noszą ślady stacjonowania w tych okolicach niemieckiego pancernika Tirpitz. Był to bliźniaczy okręt Bismarcka, a także największa jednostka Kriegsmarine w latach 1941-44. By powstrzymać konwoje zaopatrzeniowe Lend-Lease Act wysyłane przez aliantów do ZSRR, na pewnym etapie wojny Niemcy postanowili przebazować Tirpitza do Norwegii. "Chemiczna mgła", którą wykorzystywano do maskowania pancernika, odcisnęła swoje piętno na wzroście okolicznych drzew. Dr Claudia Hartl z Uniwersytetu Johanna Gutenberga w Moguncji dokonała odkrycia zupełnie przypadkowo, badając sosny z okolic Kåfjord. Dendrochronolog zbierała rdzenie drzewne, na podstawie których zamierzała odtworzyć przeszły klimat. Niemka podkreśla, że bardzo niskie temperatury czy ataki owadów mogą znacząco zmniejszyć przyrost roczny, ale żadna z tych przyczyn nie wyjaśniała braku pierścieni przyrostu w latach 40. XX w. Kolega zasugerował, że może ma to coś wspólnego z Tirpitzem. Dokumenty archiwalne sugerują bowiem, że by zakamuflować swoją pozycję, pancernik wykorzystywał kwas chlorosulfonowy. Uważamy, że sztuczny dym uszkodził igły drzew. Bez igieł nie da się zaś prowadzić fotosyntezy i produkować biomasy. W zimozielonych sosnach igły utrzymują się ok. 3-7 lat. Jeśli więc drzewa stracą igły [z nienaturalnej przyczyny], regeneracja zajmuje dużo czasu. W jednym z drzew nie widać żadnego przyrostu przez 9 lat, poczynając od 1945 r. Później sosna się odrodziła, ale powrót do normalnego wzrostu zajął jej aż 30 lat. Nadal tam jest, nadal żyje i jest imponującym drzewem. W innych sosnach przyrosty są, ale bardzo małe, łatwe do przeoczenia. Wpływ malał z odległością od fiordu. Dopiero w odległości 4 km nie obserwowano żadnego efektu. Dr Hartl podejrzewa, że jej wojenna dendrochronologia pozwoli odkryć jeszcze więcej podobnych przypadków. https://ichef.bbci.co.uk/news/624/cpsprodpb/EBD2/production/_100807306_point-nc.png « powrót do artykułu
  17. Siedzący tryb życia jest zły nie tylko dla serca, ale i dla mózgu, a konkretnie dla obszarów pamięciowych. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles przypominają, że tak jak palenie, zbyt długie siedzenie zwiększa ryzyko chorób serca czy cukrzycy. Mając to na uwadze, Amerykanie postanowili sprawdzić, jak siedzący tryb życia wpływa na zdrowie mózgu, a zwłaszcza na jego obszary kluczowe dla tworzenia wspomnień. Do udziału w badaniu zwerbowano 35 osób w wieku 45-75 lat. Ochotników pytano o poziom aktywności fizycznej i średnią liczbę godzin spędzonych dziennie na siedzeniu w poprzednim tygodniu. Wszyscy przeszli rezonans magnetyczny w wysokiej rozdzielczości. W ten sposób uzyskano szczegółowy obraz płata skroniowego przyśrodkowego (ang. Medial Temporal Lobe, MTL), w którym znajdują się rejony ważne dla pamięci, w tym hipokamp. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE zauważyli, że siedzący tryb życia jest istotnym prognostykiem pocienienia MTL i że aktywność fizyczna, nawet wytężona, jest niewystarczająca, by skompensować skutki wydłużonych okresów siedzenia. Kalifornijczycy podkreślają, że ich badanie (przynajmniej na razie) nie pokazuje, że zbyt dużo siedzenia powoduje pocienienie, ale że większa liczba przesiedzianych godzin koreluje z cieńszymi rejonami. Poza tym autorzy badania skupili się na liczbie przesiedzianych godzin i nie pytali, czy ochotnicy robią sobie wtedy jakieś przerwy. W przyszłości akademicy chcieliby wydłużyć okres badania. Dzięki temu będą mogli określić, czy siedzenie skutkuje pocienieniem określonych rejonów mózgu oraz jaką rolę odgrywają tym wszystkim np. płeć, rasa lub waga. « powrót do artykułu
  18. Już w najbliższy poniedziałek, 16 kwietnia, może wystartować misja TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite), w ramach której w przestrzeń kosmiczną trafi teleskop poszukujący niewielkich skalistych planet w pobliżu Układu Słonecznego. TESS ma wyruszyć pomiędzy 16 kwietnia a czerwcem bieżącego roku. Teleskop będzie obserwował 200 000 najjaśniejszych gwiazd w pobliżu Słońca i szukał sygnałów, że na ich tle przeszła planeta. Naukowcy spodziewają się, że znajdzie on tysiące nieznanych dotychczas planet, z których około 300 będzie miało rozmiary zbliżone do rozmiarów Ziemi. Planety te, o średnicy nie większej niż dwukrotna średnica Błękitnej Planety, staną się celem badawczym przyszłych misji. Pracę TESS zaplanowano na dwa lata. W tym czasie teleskop ma obserwować 26 fragmentów nieboskłonu, każdy o wymiarach 24 x 96 stopni. Dla porównania, widziany z Ziemi Księżyc zajmuje pół stopnia nieboskłonu. Potężne aparaty umieszczone na TESS będą badały każdy z fragmentów przez co najmniej 27 dni, co 2 minuty przyglądając się każdej z najjaśniejszych gwiazd. Gwiazdy, które będą badane przez TESS są od 30 do 100 razy jaśniejsze niż gwiazdy badane za pomocą Teleskopu Keplera. To ułatwi prowadzenie badań. Ponadto TESS będzie obserwował obszar 400-krotnie większy niż ten obserwowany przez Keplera. Ponadto w ramach misji TESS prowadzony będzie też program Guest Investigator, dzięki któremu naukowcy niezatrudnieni przy misji będą mogli poprosić o przeprowadzenia badań dodatkowych 20 000 obiektów. Misja TESS będzie ściśle współpracowała z teleskopami naziemnymi. Po odkryciu kandydata na egzoplanetę dane będą weryfikowane przez obserwacje prowadzone z Ziemi. Celem tych obserwacji będzie określenie masy planety, a na podstawie ich rozmiarów, masy i orbity specjaliści będą w stanie określić ich skład, dzięki czemu dowiemy się czy mamy do czynienia z planetami skalistymi czy też zbudowanymi w inny sposób. W niedalekiej przyszłości, m.in. dzięki Teleskopowi Jamesa Webba, możliwe stanie się badanie atmosfery takich planet. « powrót do artykułu
  19. Błazenki (Amphiprion chrysopterus), które żyją wśród zbielałych ukwiałów, przejawiają oznaki stresu (wyższe tempo metabolizmu). Globalny wzrost temperatur prowadzi do masowego bielenia koralowców i ukwiałów. W zwykłych warunkach glony żyjące w symbiozie z ukwiałami powodują, że mają one zielony kolor. W cieplejszej wodzie algi jednak obumierają, a ukwiały stają się białe. Naukowcy zastanawiali się, czy brak zieleni wpływa w jakiś sposób na ryby. Stąd pomysł na badanie błazenków i ukwiałów Heteractis magnifica w laboratorium. Zespół z Uniwersytetu w Glasgow i Centre de Recherches Insulaires et Observatoire de l'Environnement z Francuskiej Polinezji oceniał standardowe tempo metabolizmu i zachowanie młodych ryb. Błazenki miały żyć w akwarium z zielonymi bądź zbielałymi ukwiałami przez 2 tygodnie. Później przenoszono je do niemal sterylnego zbiornika, do którego wpompowywano tlen. Dzięki temu można było wyliczyć zużycie tlenu przez ryby. Ponieważ nie było tam nic do jedzenia czy zrobienia, autorzy publikacji z pisma Proceedings of the Royal Society B mogli wyliczyć podstawową przemianę materii (PPM). Okazało się, że standardowa przemiana materii błazenków z akwarium ze zbielałymi ukwiałami była o 8,2% wyższa w porównaniu do ryb z drugiego zbiornika. Wg specjalistów, to oznaka stresu. Biolodzy nie zaobserwowali międzygrupowych różnic w zakresie zachowania. « powrót do artykułu
  20. Analiza zachowań niemal 600 000 osób wykazała, że spożywanie ponad 100 gramów alkoholu tygodniowo zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci. Pół litra alkoholu to odpowiednik około 2,5 litra piwa lub 0,9 litra wina. Analizą objęto mieszkańców 19 krajów, u których nie występowały wcześniej choroby układu krążenia. Wykazała ona, że alkohol wiąże się ze zwiększonym ryzykiem zgonu z jakiejkolwiek przyczyny. Autorzy studiów donoszą że np. 40-latkowie, którzy regularnie każdego tygodnia spożywają 200-350 gramów alkoholu (5-9 litrów piwa) żyją o 1-2 lat krócej niż ich rówieśnicy, którzy alkoholu nie piją. Picie takich ilości alkoholu powiązano z wyższym ryzykiem udaru i zawału serca. Badania te jasno pokazują, że spożywanie alkoholu nie wiąże się z żadnymi korzyściami zdrowotnymi, stwierdził Tim Chico z University of Sheffield. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z University of Washington i Allen Institute for AI nauczyli system sztucznej inteligencji reagować jak pies. Wykorzystali przy tym dane zebrane od prawdziwego zwierzęcia. Szczegóły badań zostaną przedstawione podczas Conference on Computer Vision and Pattern Recognition. Celem badaczy było stworzenie systemu reagującego w określonych warunkach jak prawdziwy pies. Modelowym zwierzęciem był malamut, którego wyposażono w kamerą GoPro i mikrofon na głowie, czujniki ruchu na całym ciele oraz komputer Arduino, który zbierał i przetwarzał dane. Na ich podstawie SI miała za zadanie przewidzieć przyszłe zachowania zwierzęcia, zaplanować zadanie i nauczyć się psiego zachowania. Naukowcy chcieli w ten sposób sprawdzić, czy ich SI będzie w stanie przewidzieć, co zrobi pies np. po spotkaniu w parku wiewiórki. W sumie nagrano 24500 klatek wideo, które zsynchronizowano z dźwiękiem i ruchmi ciała. Do nauki SI wykorzystano 21000 klatek, a resztę użyto podczas testów. Autorzy badań donoszą, że cały system działa bardzo dobrze, a zadania, które uznano za najbardziej wymagające, wykonuje lepiej niż przewidziano. Na razie jednak SI nie była połączona z żadnym robotem. Całość prac prowadzono na komputerze. Najprawdopodobniej jednak w niedalekiej przyszłości powstanie pies-robot, który dzięki systemowi sztucznej inteligencji będzie zachowywał się jak prawdziwy pies. « powrót do artykułu
  22. Trwająca od 5 lat sądowa batalia Microsoftu przeciwko rządowi USA dobiega końca. Departament Sprawiedliwości zwrócił się do Sądu Najwyższego o oddalenie sprawy, a wniosek został poparty przez Microsoft. Sprawa, o której mowa, sięga 2013 roku, kiedy to amerykańskie organa ścigania, prowadzące śledztwo w sprawie o przemyt narkotyków, zażądały od Microsoftu wydania e-maili przechowywanych w centrum bazodanowym w Dublinie. Microsoft odmówił, twierdząc, że jako iż dane są przechowywane poza granicami USA nie podlegają jurysdykcji amerykańskich władz. Z kolei prowadzący sprawę prokuratorzy twierdzili, że skoro dane są przechowywane przez amerykańską firmę to, na podstawie US Stored Communications Act z 1986 roku, podlegają amerykańskiej jurysdykcji. W ciągu pięciu lat walki sądowej sprawa trafiała do kolejnych instancji, Microsoft zyskiwał poparcie innych firm z branży IT, ostatecznie jednak pozostał sam na placu boju. W końcu skargę wniesiono do Sądu Najwyższego, który zgodził się jednoznacznie rozstrzygnąć spór. Całkiem niedawno, bo 27 lutego, Microsoft i Departament Sprawiedliwości przedstawiły swoje argumenty Sądowi Najwyższemu. Teraz wydaje się, że spór dobiegł końca. Departament Sprawiedliwości zwrócił się bowiem do Sądu Najwyższego z wnioskiem o oddalenie sprawy, a Microsoft wniosek poparł. Przyczyną takiej decyzji jest nowa ustawa, która została podpisana 22 marca przez prezydenta Trumpa. Obie strony uznały, że nowe prawo rozstrzyga spór. Ustawa, o której mowa, to CLOUD (Clarifying Lawful Overseas Use od Data) Act. Stanowi ona, że amerykańskie organa ścigania mają prawo uzyskiwać w sądach i egzekwować nakazy dotyczące wydania danych przechowywanych za granicą przez amerykańskie firmy. Jednocześnie jednak, firmy przechowujące takie dane mogą sprzeciwić się wydaniu takich danych, jeśli jest to sprzeczne z prawem kraju, w którym dane są przechowywane. We wniosku popierającym stanowisko Departamentu Sprawiedliwości prawnicy Microsoftu napisali, że Microsoft zgadza się ze stanowiskiem rządu, iż obecnie pomiędzy stronami nie ma sporu dotyczącego kwestii zaprezentowanych przed sądem. To jednak nie oznacza, że Microsoft przekaże dane, których domagają się śledczy. Co prawda Departament Sprawiedliwości uzyskał już nowy wydany na podstawie CLOUD Act, jednak Microsoft ma prawo, jak wspomnieliśmy, odwołać się od niego. Cały spór może więc rozpocząć się od nowa. « powrót do artykułu
  23. W grudniu zeszłego roku w Chinach dziecko urodziło się 4 lata po śmierci swoich rodziców. W 2013 r. para zginęła w wypadku samochodowym. Wcześniej ludzie ci leczyli się z powodu niepłodności i licząc na skuteczność metody in vitro, zdecydowali się na zamrożenie kilku zarodków w szpitalu w Nankinie. Po ich śmierci rodzice obojga walczyli w sądzie o prawo do ich wykorzystania. Ponieważ nie było wcześniej precedensu dziedziczenia embrionów, sprawa ciągnęła się latami. Wreszcie zgoda została wydana. Wbrew pozorom przyznanie praw do zarodków wcale nie zakończyło sprawy. Embriony można było bowiem zabrać z placówki w Nankinie tylko po wykazaniu, że będą przechowywane w innym szpitalu. Ze względu na niejasności prawne związane z nieprzetransferowanymi zarodkami trudno było jednak znaleźć instytucję, która by się na to zgodziła. Zważywszy na to, że macierzyństwo zastępcze jest w Chinach nielegalne, najrozsądniej było poszukać surogatki za granicą. Ostatecznie współpracujący z wyspecjalizowaną agencją dziadkowie zdecydowali się na Laos. Ponieważ żadna z linii lotniczych nie zgodziła się na transport pojemnika z ciekłym azotem, zarodki przewieziono samochodem. Wreszcie w grudniu ubiegłego roku matka zastępcza urodziła chłopca - Tiantiana. Dziecko urodziło się w Chinach, bo korzystając z wizy turystycznej, surogatka przyjechała do Państwa Środka. By udowodnić pokrewieństwo, wszyscy dziadkowie i babcie poddali się testom DNA. « powrót do artykułu
  24. Firma analityczna Gartner informuje, że I kwartał 2018 roku był 14. z kolei kwartałem, w którym sprzedaż pecetów spadała. W ciągu pierwszych trzech miesięcy bieżącego roku sprzedano 61,7 miliona pecetów, czyli o 1,4% mniej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Producentów komputerów może pocieszyć fakt, że ich średnia cena rośnie. Najwięcej maszyn sprzedało HP, do którego w I kwartale bieżącego roku należało 20,8% rynku pecetów. Na drugiej pozycji (20,0%) uplasowało sie Lenovo. Na miejscu trzecim (16,0%) znajdziemy Della, a na czwartym Apple'a (6,9%). Te cztery pierwsze firmy zanotowały wzrosty sprzedaży w porównaniu z rokiem ubiegłym. O największym sukcesie może mówić Dell, który sprzedał o 6,5% maszyn więcej. Sprzedaż HP wzrosła o 2,8%, Apple'a o 1,5%, a Lenovo o 0,3%. Największe spadki odnotował za to Asus. Sprzedaż komputerów tej firmy zmniejszyła się o 12,5%, a jego udział w rynku wyniósł 6,3%, wobec 7,1% w roku ubiegłym. Powodów do radości nie ma też Acer. Tutaj spadek sprzedaży to 8,6%, a udziały rynkowe zmniejszyły się z 6,7 do 6,2%. Za spadki odpowiedzialne są rynku Azji/Pacyfiku i USA. W innych regionach miały miejsce minimalne wzrosty, ale nie były one na tyle duże, by utrzymać sprzedaż. Rośnie średnia cena pecetów. Producenci komponentów, wobec spowolnienia na rynku smartfonów i niepewnej przyszłości rynku komputerów osobistych nie zwiększają swoich możliwości produkcyjnych. Przez to co jakiś czas dochodzi do niedoborów, co w połączeniu z rosnącą ceną materiałów prowadzi do podniesienia cen podzespołów. W obliczu rosnących cen komponentów producenci komputerów nie zmniejszają zamówień, a przerzucają ceny na konsumentów. Jako, że mniej ludzi kupuje nowe komputery, ich producenci muszą osiągnąć maksymalny zysk z każdej sprzedanej sztuki. Zwiększają więc cele sprzedażowe i starają się skupić nie na niskich cenach, a na postrzeganej przez konsumenta wartości sprzętu, mówi analityk Mikako Kitagawa. « powrót do artykułu
  25. Ćwiczenia fizyczne i umysłowe zapewniają korzyści nie tylko mózgowi aktywnego osobnika, ale i mózgom jego potomstwa. Okazuje się, że odpowiadają za to miRNA z plemników. Zespół prof. André Fischera z Niemieckiego Centrum Chorób Neurodegeneracyjnych w Getyndze wystawiał myszy na oddziaływanie stymulującego środowiska. Okazało się, że korzystały na tym zarówno aktywne myszy, jak i ich potomstwo. W porównaniu do grupy kontrolnej, gryzonie te osiągały lepsze rezultaty w testach uczenia i wykazywały większą plastyczność synaptyczną w hipokampie. Później naukowcy zabrali się za badanie mechanizmu leżącego u podłoża tego zjawiska. Skupili się na dziedziczności epigenetycznej ze strony ojca, dlatego analizowali plemniki. Plemniki zawierają zarówno DNA, jak i RNA, Niemcy postanowili więc określić, jaką rolę spełnia to RNA w dziedziczeniu zdolności uczenia. W tym celu ekipa wyekstrahowała RNA z plemników aktywnych fizycznie i mentalnie samców. Ekstrakt wprowadzono do zapłodnionych komórek jajowych. Okazało się, że młode myszy, które się z nich urodziły, także wykazywały większą plastyczność synaptyczną i lepiej się uczyły. W kolejnych eksperymentach ze wstrzykiwaniem wyekstrahowanego RNA autorzy publikacji z pisma Cell Reports zidentyfikowali cząsteczki RNA odpowiedzialne za dziedziczenie epigenetyczne. Wg nich, miRNA212 i miRNA132 odpowiadają za przynajmniej część odziedziczonej zdolności uczenia. Fisher i inni wykazali także, że po aktywności fizycznej i umysłowej miRNA212 i miRNA132 akumulują się w mózgu i plemnikach. Prawdopodobnie modyfikują one w bardzo subtelny sposób rozwój mózgu, poprawiając łączność między neuronami. To zaś przekłada się na korzyści poznawcze dla potomstwa. Kolejnym krokiem zespołu Fishera ma być ustalenie, czy po sesjach aktywności fizycznej i umysłowej miRNA212 i miRNA132 akumulują także w ludzkich plemnikach. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...