Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nowa analiza lingwistyczna wykazała, że rodzina języków drawidyjskich, w skład których wchodzi 80 języków używanych przez 220 milionów ludzi w centralnych i południowych Indiach oraz na Sri Lance, liczy sobie 4500 lat. Takie dane przekazał międzynarodowy zespół, który zebrał dane od przedstawicieli wszystkich podgrup języków drawidyjskich. Wyniki badań, które opublikowano w Royal Society Open Science, dobrze pasują do wcześniejszych badań lingwistycznych i archeologicznych. Rodzina języków drawidyjskich to jedna z sześciu wielkich rodzin językowych z Azji Południowej. Cztery największe jej języki to kannada, malajalam, tamilski i telugu. Ich tradycje literackie sięgają setek lat, a czego najdłuższa jest tradycja języka tamilskiego. Najstarsze zachowane inskrypcje w tym języku pochodzą z III wieku, ale wiadomo, że tamilski literacki wykształcił się dwa wieki wcześniej. Język tamilski jest, obok sanskrytu, jednym z tamtejszych języków klasycznych. Jednak, w przeciwieństwie do sanskrytu, istnieje udokumentowana ciągłość pomiędzy jego formami klasycznymi a współczesnymi. Dysponujemy bowiem tamilskimi inskrypcjami, poematami, pieśniami, tekstami religijnymi i świeckimi. Badanie języków drawidyjskich jest kluczowe dla zrozumienia prehistorii Eurazji, gdyż języki te w znacznym stopniu wpływały na inne grupy językowe, mówi Annemarie Verkerk z Instytutu Nauki o Historii Człowieka im. Maxa Plancka. Sami Drawidowie wciąż stanowią zagadkę. Naukowcy są zgodni, że jest to ludność miejscowa, która zamieszkiwała subkontynent indyjski przed przybyciem Ariów (ok. 3500 lat temu). Wedle niektórych koncepcji to Drawidowie stworzyli cywilizację doliny Indusu z Harappą i Mohendżo-Daro. Być może są to potomkowie Dasów, o których wspomina Rygweda. Naukowcy pracujący pod kierunkiem Vishnupriya Kolipakama przeanalizowali zależności pomiędzy wszystkimi podgrupami językowymi rodziny drawidyjskiej. Użyli następnie zaawansowanych metod statystycznych, dzięki którym dowiedzieli się, że języki drawidyjskie pojawiły się 4000-4500 lat temu. Szacunek ten jest zgodny z dotychczasową wiedzą archeologiczną, z której wynika, że właśnie w tym czasie język drawidyjski, pod wpływem rozwoju kulturowego, zaczął dzielić się na grupy środkową, północną i południową. W przyszłości konieczne będzie dokładniejsze zbadanie zależności pomiędzy tymi grupami oraz prześledzenie ich historii geograficznej. Mamy okazję by zbadać interakcje pomiędzy tymi ludźmi oraz innymi ludami, takimi jak Indoeuropejczycy czy Austroazjaci. Relacje pomiędzy nimi należały do jednych z najważniejszych w ludzkiej prehistorii, mówi Simon Greenhill z Instytutu Maxa Plancka. « powrót do artykułu
  2. Wcześniejsze badania wskazywały, że otyłość zmniejsza wrażliwość na smak i że wszystko wraca do normy po utracie zbędnych kilogramów. Dotąd nie było wiadomo, jaki mechanizm leży u podłoża tego zjawiska, ale Andrew Kaufman i inni z Uniwersytetu Cornella wykazali, że stan zapalny wywołany otyłością zmniejsza liczbę kubków smakowych na języku myszy. Podczas badań Amerykanie podawali myszom normalną karmę, która zawierała 14% tłuszczu, albo karmili je paszą zawierającą aż 58% tłuszczu. Po 8 tygodniach gryzonie z 2. grupy ważyły o ok. 1/3 więcej od zwierząt z 1. grupy. Okazało się też, że otyłe myszy miały o ok. 25% mniej kubków smakowych. Nie zaobserwowano przy tym żadnych zmian w zakresie przeciętnego rozmiaru kubków czy rozmieszczenia komórek smakowych typu 1.-3. Kubki smakowe podlegają ciągłej przebudowie, która stanowi połączenie programowanej śmierci komórkowej (apoptozy) i powstawania nowych komórek ze specjalnych komórek progenitorowych. U otyłych myszy proces ten był zaburzony: wzrastał bowiem wskaźnik apoptozy, a jednocześnie spadała liczba komórek progenitorowych. U gryzoni genetycznie opornych na otyłość nic takiego się nie działo (nawet na wysokotłuszczowej diecie). Wg autorów publikacji z pisma PLoS Biology, nie chodzi zatem o samą konsumpcję tłuszczu, ale raczej o gromadzenie tkanki tłuszczowej. Otyłość wiąże się z przewlekłym stanem zapalnym o niewielkim natężeniu, a tkanka tłuszczowa produkuje cytokiny prozapalne, w tym TNF-α. Zespół Kaufmana zauważył, że dieta wyskotłuszczowa zwiększa ilość TNF-α w okolicach kubków smakowych. Co istotne, u myszy niezdolnych do wytwarzania TNF-α mimo wzrostu wagi nie następował spadek liczby kubków smakowych. Dla odmiany wstrzyknięcie TNF-α do języka szczupłych myszy powodowało zmniejszenie liczby kubków (nie miało znaczenia, że poziom otłuszczenia ciała był niewielki). « powrót do artykułu
  3. Astronomowie z Arizona State University (ASU) oraz Vanderbilt University uważają, że planety wokół gwiazdy TRAPPIST-1 mogą być zbyt wilgotne, by podtrzymać życie. W artykule opublikowanym na łamach Nature Astronomy zespół wykorzystał pochodzące z wcześniejszych badań dane dotyczące masy, średnicy i gęstości planet by określić ich skład. Gwiazda TRAPPIST-1 to czerwony karzeł położony w odległości 39 lat świetlnych od Ziemi. W ubiegłym roku odkryto jej układ planetarny. Okazało się, że składa się on z siedmiu planet podobnych do Ziemi. Nic więc dziwnego, że odkrycie wzbudziło sensację i pojawiły się pytania o możliwość istnienia tam życia. Jednak naukowcy z ASU i Vanderbilt twierdzą, że woda stanowi od 10 do 50 procent składu planet w systemie TRAPPIST-1. Dla porównania, na Ziemi stanowi ona 0,2% planety. Tak duża ilość wody, jaka występuje na planetach TRAPPIST-1 najprawdopodobniej oznacza, że nie ma tam wystających ponad powierzchnię mas lądowych, nie zachodzi więc proces geochemiczny, który mógłby prowadzić do powstania atmosfery. Ponadto na planetach pokrytych bardzo głębokimi oceanami ciśnienie wody uniemożliwia przesuwanie się skał ku górze. Bardzo więc prawdopodobne, że planety TRAPPIST-1 są śnieżnymi kulami. Wszystkie siedem planet to ciała skaliste, trzy z nich znajdują się w ekosferze swojej gwiazdy. Ta zaś świeci 2000 razy słabiej niż Słońce, co oznacza, że jeśli mogłoby powstać tam życie, to tylko na planetach bardzo bliskich gwieździe. To zaś rodzi kolejne problemy. Tak bliskie planety wskutek oddziaływania gwiazdy obracają się względem niej synchronicznie, zatem jedna strona planety jest zawsze skierowana w stronę gwiazdy. Ta strona będzie niezwykle gorąca, a druga strona – niezwykle zimna. Jakby jeszcze tego było mało, wiadomo, że na czerwonych karłach często dochodzi do rozbłysków, które mogłyby zabić wszelkie życie na pobliskich planetach. Naukowcy zauważają też, że badania TRAPPIST-1 mogą pogłębić naszą wiedzę o ewolucji układów planetarnych. Obecnie bowiem wszystkie siedem planet systemu leży przed linią śniegu, ale modele komputerowe sugerują, że zewnętrzne planety uformowały się poza nią i migrowały do wewnątrz linii śniegu. Linia śniegu to taka odległość od protogwiazdy, poza którą dysk protoplanetarny jest na tyle chłodny, że dochodzi do zamarzania wody. « powrót do artykułu
  4. Zaledwie 20% Amerykanów jest odpowiedzialnych za niemal 50% amerykańskiej emisji gazów cieplarnianych związanych z dietą. Główną przyczyną jest tutaj wysoki poziom konsumpcji wołowiny. Naukowcy z University of Michigan i Tulane University postanowili sprawdzić, jak wybór diety wpływa na emisję gazów cieplarnianych. Najpierw stworzyli bazę danych, w której umieścili informację o wpływie na środowisko ponad 300 rodzajów pożywienia. Następnie porównali tę bazę z ankietą, którą wypełniło ponad 16 000 dorosłych Amerykanów, a w której pytano posiłki spożywane w ciągu jednego dnia. Uczeni podzielili diety pod względem przyczynienia się do emisji gazów cieplarnianych, od najniższej do najwyższej emisji i przypisali je do pięciu grup. Okazało się, że 20% diet powiązanych z najwyższą emisją odpowiada za 46% całości emisji związanych z produkcją żywności. Dieta najbardziej szkodliwa dla środowiska była odpowiedzialna za ośmiokrotnie większą emisję niż dieta najmniej szkodliwa, a za 72% tej różnicy odpowiadała wołowina. Trzeba też wziąć pod uwagę, że naukowcy szacowali tylko emisję gazów cieplarnianych związanych z produkcją żywności, nie brali pod uwagę przetwarzania tej żywności, jej transportu, pakowania, przechowywania i przygotowywania posiłków. Główny autor badań, Martin Heller, szacuje, że gdyby i te czynniki wzięto pod uwagę, to szacowana emisja gazów cieplarnianych byłaby o co najmniej 30% większa. "Możemy zmniejszyć wpływ naszej diety na emisję gazów cieplarnianych. Wystarczy, że będziemy spożywali mniej kalorii i mniej produktów zwierzęcy. To może w znaczny sposób zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych z terenu USA. I jest to realny działanie, które może podjąć każdy z nas, gdyż to sami codziennie decydujemy, co będziemy jedli", dodaje Heller. Naukowcy wyliczyli też, o ile zmniejszyłaby się emisja gazów cieplarnianych. I trzeba przyznać, że wartości są imponujące. Okazuje się bowiem, że gdyby wszyscy Amerykanie spożywający dietę związaną z najwyższą emisją gazów cieplarnianych przeszli na przeciętną amerykańską dietę pod względem emisji, to dzienny spadek emisji byłby taki, jak gdyby samochody w USA przejeżdżały o milion kilometrów mniej. To z kolei oznacza, że zmiana przyzwyczajeń dietetycznych i związane z tym zmiany w produkcji żywności stanowiłyby aż 10% redukcji emisji, jakie USA muszą dokonać, by dotrzymać zobowiązań zawartych w paryskim porozumieniu klimatycznym. W 2010 roku produkcja żywności w USA odpowiadała za 8% krajowej emisji gazów cieplarnianych. Generalnie rzecz biorąc produkcja żywności pochodzenia zwierzęcego przyczynia się do większej emisji na kilogram produktu niż produkcja żywności pochodzenia roślinnego. Szczególnie dużą emisją odznacza się hodowla bydła i produkcja mleczarska. Dotychczasowe badania dotyczące diety i emisji gazów cieplarnianych skupiały się na porównywaniu przeciętnych diet w różnych krajach. My wykonaliśmy pierwsze w USA badania dotyczące codziennych wyborów dietetycznych reprezentatywnej próbki tysięcy Amerykanów, stwierdził Diego Rose z Tulane University. « powrót do artykułu
  5. Przed rokiem 2050 ponad 5 miliardów ludzi doświadczy problemów z dostępem do wody pitnej, ostrzega ONZ w swoim najnowszym raporcie. Problemy zostaną spowodowane globalnym ociepleniem, rosnącym popytem oraz zanieczyszczeniem źródeł. Jeśli nie zaczniemy bardziej dbać o rzeki, jeziora, tereny podmokłe, zbiorniki sztuczne i naturalne, to dojdzie do wojen o wodę, a dostęp do niej stanie się zagrożeniem cywilizacyjnym. W World Water Development Report czytamy, że pozytywne rozwiązanie problemów jest możliwe, jednak konieczne będzie stosowanie rozwiązań bardziej zgodnych z naturą, a mniej technicznych. Przez zbyt długi czas zarządzanie zasobami wodnymi opierało się wyłącznie na rozwiązaniach inżynieryjnych. Odrzucaliśmy bardziej zgodne z naturą rozwiązania oparte na tradycji. W obliczu rosnącej konsumpcji, zwiększającej się degradacji środowiska naturalnego i różnorodnych zagrożeń związanych ze zmianą klimatu potrzebujemy nowych rozwiązań w zakresie zarządzania zasobami wody pitnej, napisał we wstępie do 100-stronicowego raportu Gilbert Houngbo, szef UN Water. Każdego roku ludzkość zużywa około 4600 kilometrów sześciennych wody, z czego 70% jest wykorzystywane przez rolnictwo, 20% używa przemysł a 10% trafia do gospodarstw domowych. W ciągu ostatnich 100 lat zapotrzebowanie na wode zwiększyło się sześciokrotnie i każdego roku rośnie o kolejny 1%. Do roku 2050 na Ziemi będzie żyło 9,4-10,2 miliarda ludzi, z czego 2/3 będą stanowili mieszkańcy miast. To pokazuje skalę problemu. Zapotrzebowanie na wodę będzie najszybciej rosło w krajach rozwijających się. Jednocześnie ocieplenie klimatu spowoduje, że regiony wilgotne staną się bardziej wilgotne, a suche, bardziej suche. Specjaliści oceniają, że najpoważniejszym pojedynczym zagrożeniem związanym ze zmianami klimatu będą właśnie susze, prowadzące, między innymi, do degradacji ziemi uprawnej. W niektórych regionach ludzie już doświadczają poważnych problemów. Mieszkańcy Kapsztadu mają obecnie kłopoty z dostępem do wody pitnej, gdyż region nawiedziła najgorsza od 384 lat susza. W Brasili, gdzie zaprezentowano wspomniany raport, co 5 dni wyłączana jest woda, bo zapanowała tam wyjątkowo długa pora sucha. Ocieplenie klimatu będzie powodowało coraz większe problemy. Już teraz 3,6 miliarda ludzi żyje w regionach, w których przez co najmniej miesiąc w roku są problemy z dostępem do wody pitnej. Do roku 2050 w regionach takich będzie żyło 4,8-5,7 miliarda osób. Jednocześnie liczba osób narażonych na powodzie zwiększy się z obecnych 1,2 do 1,6 miliarda. Specjaliści przewidują, że w pasie suszy obejmującym Meksyk, zachodnią część Ameryki Południowej, południe Europy, Chiny, Australię i RPA dojdzie do zmniejszenia opadów. Problemów z wodą nie zrekompensują zasoby wody gruntowej, z których 1/3 jest już nadmiernie eksploatowana. Nie da się im zaradzić budując kolejne tamy czy zbiorniki, gdyż ich posadowienie jest uzależnione od warunków terenowych, a większość nadających się pod ich budowę miejsc już została wykorzystana. Pogarsza się też jakość wody pitnej. Od lat 90. w Afryce, Azji i Ameryce Południowej zwiększyło się zanieczyszczenie niemal każdej rzeki, a eksperci prognozują, że będzie jeszcze gorzej. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy są i będą zanieczyszczenia generowane przez rolnictwo. Prowadzą one do rozwoju patogenów i zakwitu alg. Problemem też są ścieki przemysłowe i bytowo-gospodarcze. Aż 80% takich ścieków nie jest oczyszczanych. Autorzy raportu podkreślają przede wszystkim, że jeśli chcemy uniknąć niedoborów wody na masową skalę, musimy zwrócić naszą uwagę na działanie natury, szerzej spojrzeć na geografię oraz na rolę lasów. Rolnicy od dawna postrzegają lasy, jako konkurenta w dostępie do wody, tymczasem coraz więcej badań wskazuje, że naturalna roślinność jest niezbędna w procesie recyklingu i dystrybucji wody. Stało się to nad wyraz jasne w latach 2014-2015 gdy okazało się, że za suszę w São Paulo odpowiada wycinanie puszczy amazońskiej. Kluczem do rozwiązania problemu muszą być szerokie zmiany w rolnictwie, które jest największym źródłem zanieczyszczeń wody i jej największym konsumentem. Autorzy raportu wzywają do wdrożenia naturalnych praktyk w rolnictwie. Mają on polegać na większym wykorzystywaniu wody z opadów, zmniejszeniu sztucznego nawadniania oraz wprowadzeniu odpowiedniej zmienności upraw. To niezbędne do ochrony przed erozją i degradacją, które to procesy dotyczą już 33% ziemi uprawnej. Wiele działań nie musi być prowadzonych na wielką skalę. Każdy z nas może starać się zaoszczędzić wodę, mamy też wiele pozytywnych przykładów działań lokalnych. W indyjskim Radżastanie ponad 1000 wsi, które zwykle cierpiały z powodu suszy, radzi sobie coraz lepiej od kiedy zbudowano tak niewielkie struktury do zbierania wody. Z kolei w basenie rzeki Zarqa z Jordanii doszło do poprawy jakości wody w lokalnych źródłach, gdyż rolnicy zaczęli stosować tradycyjne metody upraw. Oczywiście nie można zastąpić wszystkich wielkich rozwiązań inżynieryjnych przez metody naturalne. Jest wiele miejsc, gdzie takie struktury są konieczne, jednak w bardzo wielu miejscach możliwe jest stosowanie metod naturalnych, które są tańsze i lepiej sprawdzają się niż rozwiązania inżynieryjne. Jednym z takich rozwiązań jest zachowanie terenów podmokłych, które obecnie zanikają w zastraszającym tempie. Wiemy, że problemy z dostępem do wody mogą prowadzić do niepokojów społecznych, masowej migracji, a nawet do wojen domowych oraz wojen pomiędzy krajami. Odpowiedzialne korzystanie z zasobów planety to warunek konieczny dla zapewnienia pokoju i pomyślności, stwierdziła Audrey Azoulay, dyrektor generalna UNESCO. « powrót do artykułu
  6. Wykorzystanie podczas wędzenia filtrów zeolitowych pozwala wyeliminować szkodliwe związki. Co najważniejsze, zabieg poprawia smak uzyskiwany podczas obróbki. Dr Jane K. Parker z Uniwersytetu w Reading nawiązała współpracę z inżynierami z Besmoke, firmy specjalizującej się w naturalnym wędzeniu. Zmodyfikowali oni filtry zeolitowe, by zmaksymalizować usuwanie z dymu kancerogennych wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA). Najlepszy z opracowanych filtrów usuwał 93% rakotwórczego benzo[a]pirenu. Podjęto parę prób zmniejszenia zawartości związków rakotwórczych w dymie, ale żadna nie była tak skuteczna, jak nasze podejście - opowiada Parker. Skoro efektywność technologiczna była już znana, pozostało porównanie smaku i zapachu żywności wędzonej filtrowanym i "tradycyjnym" dymem. W tym celu naukowcy wędzili suszone płatki pomidorowe, olej kokosowy i wodę za pomocą dymów filtrowanego i kontrolnego. Uwędzone płatki pomidorowe dodano do serka, a wodę wykorzystano do zamarynowania kurczaka. Produktów próbowali wyszkoleni eksperci. Wg nich, goujon z kurczaka zamarynowanego w solance z wędzonej wody pachniał trochę jak bożonarodzeniowa szynka. Miał też bardziej zrównoważony smak. Parker dodaje, że produkty sporządzone z zastosowaniem kontrolnego dymu zdobywały za to więcej punktów m.in. w kategorii "gryzący dym". Próbując się dowiedzieć, czemu filtrowany dym smakował lepiej, naukowcy posłużyli się spektrometrią mas. Profile pokazały, że filtr zeolitowy usunął głównie związki o większej masie cząsteczkowej. W kolejnych etapach badań Parker chce ustalić, czemu filtry wybiórczo usuwają takie związki. Jeśli stwierdzimy, czemu cięższe związki do nich przywierają, będziemy mogli manipulować zeolitem, by jeszcze bardziej poprawić skuteczność procesu. « powrót do artykułu
  7. Betanina, czerwony barwnik z buraków, który występuje w ekstrakcie z tych warzyw, wydaje się hamować reakcje chemiczne odpowiadające za rozwój choroby Alzheimera (ChA). To na razie pierwszy krok, ale mamy nadzieję, że nasze wyniki zachęcą innych naukowców, by poszukali innych struktur podobnych do betaniny. Można by je wykorzystać do syntezy leków, które ułatwiłyby nieco życie pacjentom z ChA - podkreśla dr Li-June Ming z Uniwersytetu Południowej Florydy. Ming dodaje, że gdy beta-amyloid zwiąże się z metalami przejściowymi, np. miedzią, prowadzi to do niewłaściwego składania białka i tworzenia agregatów, które sprzyjają stanowi zapalnemu i utlenianiu sąsiednich neuronów. Ponieważ wcześniejsze badania innego zespołu wykazały, że sok z buraków poprawia dopływ tlenu do starzejącego się mózgu, co przekłada się na lepsze wyniki poznawcze, Ming, Darrell Cole Cerrato i inni postanowili sprawdzić, czy betanina, która łatwo wiąże się z metalami, może zablokować wpływ miedzi na beta-amyloid i w ten sposób zapobiec niewłaściwemu składaniu oraz utlenianiu neuronów (stresowi oksydacyjnemu). Amerykanie przeprowadzili eksperymenty z wykorzystaniem 3,5-di-tert-butylopirokatecholu (DTBC), związku modelowego do monitorowania utleniania. Posłużyli się też spektrofotometrią. Analizowali reakcję utleniania DTBC podczas ekspozycji 1) na beta-amyloid, 2) na beta-amyloid związany z miedzią (Cu2+-β-amyloid) oraz 3) na beta-amyloid związany z miedzią w mieszaninie zawierającej betaninę. Okazało się, że w pojedynkę beta-amyloid prowadził do niewielkiego utleniania DTBC, lecz już Cu2+-β-amyloid wywoływał znaczące utlenianie. Po dodaniu do mieszaniny betaniny utlenianie spadło jednak aż o 90%. Nie możemy powiedzieć, że betanina całkowicie hamuje nieprawidłowe składanie, ale możemy stwierdzić, że ogranicza utlenianie. Słabsze utlenianie może [zaś] do pewnego stopnia zapobiec nieprawidłowemu składaniu; niewykluczone, że prowadzi nawet do spowolnienia tworzenia neurotoksycznych agregatów [...] - podsumowuje Cerrato. « powrót do artykułu
  8. Microsoft obiecuje, że kolejna aktualizacja Windows 10, Spring Creators Update (Redstone 4), potrwa jedynie około 30 minut. Jeśli firma dotrzyma swojej obietnicy, to będziemy mogli mówić o sporym postępie jeśli chodzi o czas, w którym nie możemy korzystać z komputera instalującego aktualizację. Warto przypomnieć, że Creators Update wymagała 82 minut, ale Fall Creators Update odbierała nam władzę nad komputerem na 51 minut. Oczywiście nie powinniśmy oczekiwać, że w 30 minut wszystko zostanie pobranie i zaktualizowane. Te wspomniane pół godziny to czas, przez który nie będziemy mogli korzystać z komputera. Tak znacznie skrócenie tego czasu uzyskano zmieniając priorytet dwóch istotnych zadań. Przygotowywanie plików i dokumentów użytkownika do migracji oraz tworzenie czasowego folderu na nowy OS zostało oznaczone jako zadania o niskim priorytecie. Dzięki temu odpowiednie prace zostaną przeprowadzone w tle, nie będą miały wpływu na wydajność maszyny, a w czasie ich trwania użytkownik będzie mógł korzystać z komputera. W ten sposób czas, w którym komputer będzie zajęty tylko i wyłącznie aktualizacją został skrócony do pół godziny. Coraz sprawniej przebiegający i coraz krótszy proces aktualizacji to ulga dla wielu użytkowników. Pamiętamy czasy, gdy tego typu zadania zabierały całe godziny i trudno było znaleźć odpowiedni czas, by je wykonać. Teraz nawet duże aktualizacje będzie można dokonać praktycznie w każdej wolnej chwili. « powrót do artykułu
  9. Sylvia Moir, szefowa policji w Tempe, która obejrzała materiał wideo nagrany przez samochód Ubera, stwierdziła, że najprawdopodobniej autonomiczny pojazd nie był winnym wypadku, w którym zginęła 49-letnia kobieta. Kierowca zeznał, że stało się to w mgnieniu oka. Nagle człowiek znalazł się na jezdni. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym był sam moment kolizji, powiedziała Moir. Wstępne śledztwo wykazało, że pojazd Ubera jechał w trybie autonomicznym z prędkością 38 mil na godzinę w miejscu, w którym obowiązuje ograniczenie do 35 mph. Pojazd nawet nie próbował hamować przed zderzeniem. Jest jasne, że uniknięcie zderzenia byłoby bardzo trudne niezależnie od tego, czy samochód jechałby w trybie autonomicznym czy byłby kierowany przez człowieka, gdyż ofiara wyszła z zacienionego chodnika bezpośrednio na ulicę, powiedziała Moir. Wypadek miał miejsce około 100 metrów od dobrze oświetlonego przejścia dla pieszych. Elaine Herzberg, która prowadziła rower, na którym znajdowały się plastikowe worki, nagle weszła pod koła samochodu. Była prawdopodobnie bezdomna. Nieprzytomną kobietę odwieziono do szpitala, gdzie zmarła z powodu odniesionych obrażeń. Pani Moir mówi, że nie może w tej chwili wykluczyć postawienia zarzutów kierowcy samochodu. Pytana o to, co jeśli winna okaże się wada w samochodzie, powiedziała, że nie wie, gdyż to zupełnie nowa sytuacja, z którą policja się jeszcze nie spotkała. « powrót do artykułu
  10. W rezerwacie Ol Pejeta Conservancy w Kenii zmarł ostatni na Ziemi samiec nosorożca białego północnego. Sudan miał 45 lat i od wielu miesięcy chorował. W końcu zdecydowano się na uśpienie zwierzęcia. Na świecie żyją jeszcze tylko dwie samice nosorożca białego północnego, są to córka Sudana Najin i jego wnuczka Fatu. Przedstawiciele Ol Pejeta Conservancy poinformowali, że Sudan cierpiał na zmiany degeneracyjne w mięśniach i kościach, miał też poważne rany na skórze. Zwierzę nie było już w stanie stać i bardzo cierpiało w ciągu ostatnich 24 godzin życia. Wiek Sudana odpowiadał 90-letniemu człowiekowi. Zwierzę urodziło się w Sudanie i jest, o ile wiadomo, ostatnim urodzonym na wolności nosorożcem białym północnym. Cały gatunek został wymordowany przez ludzi. W latach 70. Sudan trafił do czeskiego ogrodu zoologicznego Dvur Kralove. W roku 2009 Sudan i trzy ostatnie samice przetransportowano do Kenii. Tam zwierzęta były chronione przez uzbrojonych strażników przez 24 godziny na dobę i karmione specjalną dietą. Niestety, nie udało się doprowadzić do ich rozmnożenia. Sudan, jako ojciec dwóch samic, znacząco przyczynił się do przedłużenia gatunku. Na dzień przed śmiercią pobrano od niego materiał genetyczny. Będzie on przechowywany w nadziei, że w przyszłości zaawansowane techniki pozwolą na odtworzenie gatunku. Śmierć Sudana to okrutny przykład tego, jak ludzie nie szanują przyrody. Zasmuciła ona wszystkich, którzy go znali. Ale nie możemy się poddać. To może brzmieć niewiarygodnie, ale dzięki nowym technikom Sudan może kiedyś doczekać się potomstwa – powiedział Jan Stejskal, dyrektor ds. projektów międzynarodowych w Dvur Kralove Zoo. W przeszłości biały nosorożec północny występował w Czadzie, Sudanie, Ugandzie i Republice Środkowoafrykańskiej. Podgatunek wyginął wskutek działalności kłusowników oraz przez toczące się przez dziesięciolecia wojny. Jeszcze w 2014 roku informowaliśmy, że po śmierci 2 zwierząt, na świecie pozostało 5 nosorożców białych północnych. Od listopada 2015 roku jedynymi przedstawicielami gatunku byli już tylko Sudan i jego potomstwo. Obecnie zagrożone są wszystkie gatunki nosorożców. Zwierzęta są zabijane przez kłusowników, którzy sprzedają ich rogi na rynkach azjatyckich. Azjaci wierzą, że róg nosorożca, składający się z keratyny, którą każdy z nas ma w paznokciach, jest cudownym remedium na wiele chorób. Walka o zachowanie nosorożców nie jest jednak skazana na porażkę. Obecnie w Afryce żyje około 20 000 nosorożców białych południowych. Na początku ubiegłego wieku liczba tych zwierząt spadła do poniżej 100, jednak południowoafrykański obrońca przyrody Ian Player rozpoczął starania o uratowanie gatunku i obecnie jest nadzieja, że się to uda. Jedną z organizacji walczących o zachowanie wielkich zwierząt Afryki jest VetPaw założona przez amerykańskich weteranów wojennych. « powrót do artykułu
  11. W Tempe w stanie Arizona kobieta zginęła po tym, jak została potrącona przez autonomiczny samochód firmy Uber. To prawdopodobnie pierwszy przypadek zabicia pieszego na drodze publicznej przez samodzielnie poruszający się samochód osobowy. Jak informuje policja z Tempe w chwili wypadku pojazd Ubera jechał w trybie autonomicznym, a za jego kierownicą siedział człowiek. Ofiara przechodziła przez jezdnię poza przejściem dla pieszych. Do wypadku doszło w niedzielę około godziny 22. Po wypadku Uber zawiesił testy autonomicznych pojazdów prowadzone w Tempe, Pittsburghu, San Francisco i Tempe. Przedstawiciele firmy złożyli kondolencje rodzinie ofiary i zadeklarowali pełną pomoc w śledztwie. Można się spodziewać, że wypadek ponownie sprowokuje dyskusję na temat bezpieczeństwa dopuszczenia do ruchu autonomicznych samochodów. Warto tutaj zauważyć, że obecnie podczas testów samochodów autonomicznych za ich kierownicą zawsze siedzi człowiek, który w razie niebezpieczeństwa ma przejąć stery pojazdu. Tymczasem Arizona już pozwala na testy samochodów bez kierowców, w Kalifornii takie pojazdy będą testowane od kwietnia. Trudno orzec, które z tych rozwiązań jest bardziej niebezpieczne. Psychologowie są bowiem sceptyczni, co do możliwości przejęcia przez człowieka kontroli nad samochodem w sytuacji awaryjnej. Uznaje się, że ostatecznie autonomiczne pojazdy będą bezpieczniejsze niż samochody kierowane przez ludzi, jednak technologia wciąż jest daleka od doskonałości. Przypomnijmy, że niemal dokładnie przed rokiem również w Tempe doszło do innego wypadku z udziałem autonomicznego samochodu Ubera. Przed dwoma laty zaś miał miejsce pierwszy znany śmiertelny wypadek z udziałem samochodu jadącego na autopilocie. Do Tempe wysłano zespół z Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), który ma zebrać informacje na temat wypadku. « powrót do artykułu
  12. Wiele przemawia za tym, że zły stan uzębienia wiąże się z podwyższonym ryzykiem cukrzycy. Stan twoich zębów może ujawniać jednostkowe ryzyko cukrzycy - podkreśla dr Raynald Samoa z City of Hope National Medical Center w Duarte. Nasze wyniki sugerują, że przeglądy stomatologiczne mogą być dobrym sposobem na zidentyfikowanie osób zagrożonych cukrzycą. Odkryliśmy postępujący dodatni związek między pogarszającą się tolerancją glukozy a liczbą brakujących zębów. Choć na podstawie tego przekrojowego badania nie da się wnioskować o zależności przyczynowo-skutkowej, pokazuje ono, że przed początkiem jawnej cukrzycy widoczny jest zły stan uzębienia. Samoa i inni przeglądali dokumentację medyczną 9670 dorosłych Amerykanów w wieku ponad 20 lat (20+). Wszyscy przechodzili badanie stomatologiczne w ramach 2009-2014 National Health and Nutrition Examination Survey. Naukowcy analizowali wskaźniki masy ciała (BMI), a także tolerancję glukozy (tę ostatnią określali na podstawie poziomu cukru na czczo, wyników uzyskiwanych w teście doustnego obciążenia glukozą i stężenia hemoglobiny glikowanej HbA1c). Oprócz tego naukowcy sprawdzali, czy u danej osoby zdiagnozowano cukrzycę, a jeśli tak, to czy była ona leczona tabletkami czy zastrzykami z insuliny. Zespół Samoy odnotowywał też liczbę zębów utraconych w wyniku próchnicy i chorób przyzębia. Okazało się, że w miarę spadku tolerancji glukozy rosła liczba pacjentów z brakującymi zębami. O ile w grupie z prawidłową tolerancją (NGT, od ang. normal gluose tolerance) odsetek ten wynosił 45,57%, o tyle w grupach z upośledzoną tolerancją (ang. abnormal glucose tolerance, AGT) i cukrzycą sięgał on już, odpowiednio, 67,61 i 82,87%. Średnia liczba brakujących zębów w grupach NGT, AGT i diabetyków wynosiła, odpowiednio, 2,26, 4,41 i 6,80. Różnice między średnimi były istotne statystycznie. Okazało się, że na liczbę brakujących zębów znacząco wpływało kilka współzmiennych: wiek, rasa/grupa etniczna, rodzinna historia cukrzycy, palenie, picie alkoholu, wykształcenie i wskaźnik ubóstwa. « powrót do artykułu
  13. W Regionie Autonomicznym Mongolii Wewnętrznej na stanowisku na górze Deling odkryto ruiny miasta sprzed ok. 2 tys. lat. Znajdowało się ono 1,3 km na północny zachód od fragmentu Wielkiego Muru wybudowanego za czasów Wschodniej Dynastii Han. Archeolodzy uważają, że władcy zbudowali miasto, by umieścić w nim schwytanych żołnierzy południowych Xiongnu. Otoczone ziemnym wałem o długości ponad 5,8 km miasto miało powierzchnię ok. 210 hektarów. Za jego murami znajdowała się fosa. Wewnątrz odkryto ponad 100 domostw. Ich uporządkowany układ przywodził na myśl obozy wojskowe grup etnicznych z północy Chin. Archeolodzy natrafili także na duży namiot o średnicy 32 m oraz typową dla kultury Xiongnu ceramikę z wzorami fal i otworkami w pobliżu podstawy. « powrót do artykułu
  14. Niewielkie przyjmowane codziennie dawki Viagry znacząco zmniejszają ryzyko wystąpienia raka jelita grubego. Przynajmniej w modelu zwierzęcym. Jak informuje doktor Darren D. Browning z Georgia Cancer Center, Viagra o połowę zmniejsza liczbę tworzących się polipów wyściółki jelit, które z czasem mogą przekształcać się w nowotwory. Doktor Browning chciałby w przyszłości rozpocząć testy kliniczne na pacjentach z wysokim ryzykiem wystąpienia raka jelita grubego. Pacjenci tacy to ci, w rodzinach których występował ten nowotwór, u których tworzą się liczne polipy oraz cierpią na chroniczne zapalenie jelit. Viagra jest bezpiecznym lekiem. Od lat jest stosowana zarówno u wcześniaków z nadciśnieniem płucnym, jak i u osób starszych z zaburzeniami erekcji. Zespół Browninga rozpuszczał Viagrę w wodzie, która były pojone myszy. Zwierzęta zmodyfikowano genetycznie tak, by występowała u nich taka sama mutacja jak u ludzi, co powodowało, że już we wczesnej młodości w jelitach pojawiała się olbrzymia liczba polipów, co z czasem prowadziło do rozwoju raka. Niewielka dawka Viagry zmniejszała o połowę liczbę polipów u zwierząt, mówi Browning. Viagra jest znana przede wszystkim z tego, że rozluźnia komórki mięśni gładkich wokół naczyń krwionośnych, dzięki czemu łatwiej wypełniają się one krwią. Pomaga to i przy nadciśnieniu płucnym i przy zaburzeniach erekcji. Grupa Browninga wykazała teraz, że zwiększa też poziom GMP (Cykliczny guanozyno-3′,5′-monofosforan), o którym wiadomo, że wpływa na wyściółkę jelit. Na razie naukowcy nie wiedzą dokładnie, jak działa Viagra działa na nabłonek, jednak zauważono, że zwiększone krążenie GMP prowadzi do stłumienia proliferacji komórek i poprawienia ich różnicowania oraz do eliminacji nieprawidłowych komórek poprzez apoptozę. Viagra nie wpływa jednak na już istniejące polipy. Zapobiega tworzeniu się nowych. Uczeni badali też wpływ Linaklotydu (Constella), o którym wiadomo, że podobnie jak Viagra wpływa na GMP. Okazało się, że co prawda również znacząco zmniejsza on liczbę polipów, jednak jego uciążliwe skutki uboczne – takie jak biegunka – raczej wykluczają go jako lek przyjmowany przez długi czas. W przypadku Viagry przyjmowanie niskich dawek przez długi czas nie daje żadnych znanych skutków ubocznych. « powrót do artykułu
  15. Liczba plemników w spermie jest wskaźnikiem ogólnego stanu zdrowia. Nasze badanie jasno pokazało, że niska liczba plemników wiąże się ze zmianami metabolicznymi, ryzykiem sercowo-naczyniowym i niską masą kostną - podkreśla dr Alberto Ferlin. Rezydując na Uniwersytecie w Padwie, Ferlin współpracował z prof. Carlem Forestą. Włosi przeanalizowali przypadki 5177 mężczyzn z niepłodnych par. Niepłodni mężczyźni często mają ważne współistniejące problemy zdrowotne lub czynniki ryzyka, które mogą obniżyć jakość życia bądź je skrócić. Włosi zauważyli, że wśród mężczyzn, którzy zgłosili się na badania do klinik leczenia niepłodności, u ok. 50% w ejakulacie występowała niska liczba plemników. W porównaniu do mężczyzn z prawidłową liczbą plemników, 1,2 razy częściej mieli oni większy obwód w pasie i wyższy wskaźnik masy ciała (BMI). Cechowało ich też wyższe ciśnienie skurczowe, większe stężenie złego cholesterolu LDL i trójglicerydów oraz niższy poziom dobrego cholesterolu HDL. Poza tym częściej występowały u nich zespół metaboliczny oraz insulinooporność. U panów z niską liczebnością plemników ryzyko wystąpienia hipogonadyzmu (i niskiego poziomu testosteronu) było aż 12-krotnie wyższe. Połowa mężczyzn z niską liczbą plemników miała osteoporozę lub niską masę kostną stanowiącą czynnik ryzyka osteoporozy. Ferlin podkreśla, że wg niego, niska liczebność plemników nie powoduje zmian metabolicznych, ale odzwierciedla raczej ogólny stan zdrowia. « powrót do artykułu
  16. Przyszła baza na Księżycu może zostać zbudowana w jednym w kraterów, co pozwoli osłonić ją od szkodliwego promieniowania kosmicznego. Dzięki sztucznej inteligencji liczba znanych nam kraterów księżycowych właśnie dwukrotnie się powiększyła. Ari Silburt z Penn State University i Mohamad Ali-Dib z University of Toronto najpierw nauczyli sztuczną inteligencję rozpoznawać kratery o średnicy większej niż 5 kilometrów, a następnie wgrali do systemu 90 000 zdjęć powierzchni Księżyca i nakazali sieci neuronowej poszukiwanie kraterów. W ciągu kilku godzin maszyna zidentyfikowała 6883 nieznane dotychczas kratery. Silburt i Ali-Dib uważają, że ich program ma znacznie większe możliwości. Po jego udoskonaleniu możemy odkryć setki tysięcy kraterów o średnicy mniejszej niż 5 kilometrów, powiedział doktor Silburt. Maszyna została nauczona rozpoznawania krawędzi krateru, a gdy takie zidentyfikowała, porównywała znalezisko z bazą danych zawierających informacje o znanych kraterach. Wykorzystywała te dane do potwierdzenia kształtu zauważonego obiektu oraz stwierdzenia, czy ma do czynienia z nowym czy już ze znanym kraterem. Dzięki temu była tez w stanie odróżnić kratery od innych struktur na powierzchni Srebrnego Globu. Praca nie przebiegała bezproblemowo. Wiadomo, że SI czasami się myliła, nie zauważała niektórych kraterów oraz identyfikowała jako kratery struktury, które kraterami nie były. W przypadku około 25% kraterów system podawał niedokładne dane co do ich lokalizacji. Błędy te zmusiły badaczy do weryfikowania każdej informacji przekazanej przez system. « powrót do artykułu
  17. Między 2014 a 2017 r. zespół prof. Christiana Laforscha z Uniwersytetu w Bayreuth pobierał próbki wody z 22 niemieckich rzek. Analizowano je pod kątem skażenia plastikiem. Pięćdziesiąt dwie próbki pobrano w południowych i zachodnich regionach Niemiec (różnią się one znacznie pod względem krajobrazowym, osadnictwa i gęstości przemysłu). Okazało się, że wśród ponad 19 tys. znalezionych obiektów 4335 to z pewnością cząstki plastiku. Ponieważ ok. 99% mierzyło mniej niż 5 mm, uznano je za mikroplastik. Najczęściej występowały fragmenty o średnicy 0,02-0,3 mm (20-300 mikrometrów). Wg autorów raportu, stanowiły one 62% "urobku". Niemcy podkreślają, że wyższe stężenia mikroplastiku występowały w małych i średnich dopływach. Wyłącznie niskie-umiarkowane poziomy stwierdzono w Renie, największym badanym cieku. W Europie najwyższe udziały w rynku mają polietylen i polipropylen. Nic więc dziwnego, że większość analizowanych cząstek także pochodziła z tych materiałów. W wielu próbkowanych miejscach wykrywano włókna. Inne postaci cząstek - resztki folii, granulki czy grudki - nie były już tak częste. Ponieważ pobieranie próbek wody przy powierzchni rzek nastręcza sporo problemów technicznych, naukowcy stworzyli na potrzeby badań włok zwany minimantą. Wbudowany przepływomierz określał ilość próbkowanej wody (dzięki temu można było precyzyjnie ustalić zawartość mikroplastiku). Następnie w laboratorium mierzono wielkość i skład chemiczny wykrytych cząstek. W tym celu akademicy posłużyli się spektroskopią w podczerwieni w mikroobszarze (ang. micro-FTIR spectroscopy). To badanie dało nam wstępny szczegółowy pogląd na skażenie niemieckich rzek mikroplastkiem. W ramach przyszłych studiów trzeba jednak precyzyjnie określić pochodzenie, czasową akumulację i ostateczne cele mikroplastiku - podsumowuje Laforsch. « powrót do artykułu
  18. Wspomnienie o największej w historii Islandii erupcji wulkanicznej, które znajdziemy w apokaliptycznym poemacie Voluspa, zostały wykorzystane podczas konwersji Islandczyków na chrześcijaństwo. Tak przynajmniej wynika z najnowszych badań, przeprowadzonych przez specjalistów pracujących pod kierunkiem naukowców z Uniwersytetu w Cambridge. Uczeni wykorzystali informacje z rdzeni lodowych i pierścieni drzew, co pozwoliło im na dokładne datowanie erupcji. Teraz wiemy, że miała ona miejsce niedługo po tym, jak na wyspie pojawili się pierwsi osadnicy. Gdy już udało się datować erupcję, uczeni stwierdzili, że najbardziej znany średniowieczny islandzki poemat, w którym opisano koniec pogańskich bogów i przybycie nowego jednego boga, opisuje tę właśnie erupcję i wykorzystuje wspomnienia do pomocy w chrystianizacji Islandii. W X wieku na Islandii doszło do erupcji lawowej wulkanu Eldgjá, podczas której na powierzchnię wydobyło się najwięcej lawy od czasu zasiedlenia Islandii przez człowieka. Lawa zaczęła wypływać wiosną 939 roku, a erupcja trwała jeszcze co najmniej do jesieni roku 940. Miała więc miejsce zaledwie kilkadziesiąt lat po tym, jak około roku 874 na południowej części Islandii pojawili się pierwsi osadnicy. I to właśnie głównie południe wyspy padło ofiarą kataklizmu, podczas którego na powierzchnię wydostało się około 20 kilometrów sześciennych lawy. To wystarczająca ilość by np. pokryć całą powierzchnię Polski warstwą o grubości około 6 centymetrów. Erupcji tej doświadczyły pierwsze dwa lub trzy pokolenia osadników. Jej świadkami mogli być ludzie z pierwszej fali migrantów, którzy trafili na wyspę jako dzieci, mówi doktor Clive Oppenheimer z Wydziału Geografii Cambridge University. Gdy już zdobyto dokładną datę wypływu lawy, można było przyjrzeć się konsekwencjom kataklizmu. A te wykraczały daleko poza granice Islandii. Do atmosfery musiały przedostać się olbrzymie ilości związków siarki, a potwierdzenie tego faktu znajdziemy w irlandzkich, niemieckich i włoskich kronikach, których autorzy piszą o słabiej świecącym niż zwykle czerwonym Słońcu. Doszło też do ochłodzenia klimatu, na co dowody znaleziono w pierścieniach drzew w na całej półkuli północnej. Badania pierścieni wykazały, że lato 940 roku było jednym z najchłodniejszych lat w ciągu ostatnich 1500 lat. Ochłodzenie było najbardziej odczuwane w Europie Środkowej, Skandynawii, kanadyjskich Górach Skalistych, na Alasce i w Azji Środkowej, gdzie średnie letnie temperatury obniżyły się o 2 stopnie Celsjusza, mówi profesor Markus Stoffel z Uniwersytetu w Genewie. Naukowcy przeanalizowali też średniowieczne kroniki, by sprawdzić, jak potężny wypływ lawy wpłynął na ludzi. Erupcja Eldgja przyniosła cierpienia na olbrzymich obszarach. Od północnej Europy po północne Chiny ludzie doświadczyli długotrwałych, ciężkich zim i wiosennych susz. Doszło do inwazji szarańczy i pomoru zwierząt hodowlanych. Nie wszędzie pojawił się głód, ale dokumenty z początków lat 40. X wieku mówią o głodzie i dużej śmiertelności w części współczesnych Niemiec, Iraku i Chinach, zauważa doktor Tim Newfield z Georgetown University. Erupcja Eldgjá musiała zdewastować młode kolonie na Islandii. Prawdopodobnie zniszczone zostały pola uprawne i doszło do wielkiego głodu. Nie dysponujemy jednak żadnym tekstem pisanym z tamtego okresu, stwierdza profesor Andy Orchard z University of Oxford. Voluspa (Przepowiednia wieszczki) to pierwszy i najbardziej znany poemat z Eddy Starszej. Poemat mógł powstać już w 961 roku. Opisuje on powstanie świata, wojny bogów, a wreszcie koniec świata i chaos, taki, jaki panował przed pojawieniem się świata. Z chaosu tego powstaje zmartwychwstały bóg, którzy tworzy nowy rajski świat bez zła i wojen. W poemacie widoczne są chrześcijańskie elementy, a Islandczycy porzucili religię przodków i stali się chrześcijanami na przełomie X i XI wieku. Część Voluspy opisuje też samą erupcję. Dowiadujemy się, że Słońce stało się czarne, ląd zatonął w morzu, w górę unosiła się para wodna i płomienie, które sięgały niebios. W poemacie jest też informacja o zimnym lecie. Całość opisuje gwałtowny koniec świata dawnych bogów. Badacze uważają, że wersy te celowo zostały dodane do poematu, by ożywić wspomnienia o kataklizmie i przyspieszyć kulturowe i religijne zmiany, jakie zachodziły na Islandii w ostatnich dekadach X wieku. Po ustaleniu dokładnej daty erupcji wiemy, że wiele informacji ze średniowiecznych kronik opisuje jej konsekwencje – zamglenie atmosfery widoczne w całej Europie, ciężkie zimy, zimne lata, słabe zbiory i niedobory żywności. Jednak najbardziej niezwykły opis kataklizmu znajdziemy w Voluspie. Interpretacja poematu jako przepowiedni końca pogańskiego świata i zastąpienia go przez świat jednego boga wskazuje, że tekst został celowo stworzony tak, by promować rozwój chrześcijaństwa na Islandii, twierdzi doktor Oppenheimer. « powrót do artykułu
  19. U kobiet w wieku pomenopauzalnym dieta śródziemnomorska wiąże się z większą masą mięśniową i gęstością kości. Dietę śródziemnomorską powiązano z niższym ryzykiem choroby serca, cukrzycy, nowotworów i innych przewlekłych chorób. Jak jednak podkreśla główna autorka studium, Thais Rasia Silva z Universidade Federal do Rio Grande do Sul, znacznie mniej badań dotyczyło jej wpływu na skład ciała po menopauzie. Tymczasem ma to duże znaczenie, bo spadek poziomu estrogenów przyspiesza utratę masy kostnej i zwiększa ryzyko osteoporozy. Menopauza i starzenie zmniejszają też masę mięśniową. Zespół Silvy prowadził badania na grupie 103 zdrowych kobiet z południowej Brazylii. Średni wiek wynosił 55 lat. Przeciętnie panie przeszły menopauzę 5,5 roku wcześniej. Ochotniczkom zbadano gęstość kości, określono też ogólne otłuszczenie oraz wskaźnik ALM (z ang. appendicular lean mass), który wyraża stosunek sumy beztłuszczowej masy ciała kończyn górnych i dolnych do kwadratu wzrostu i pomaga w ocenie zaniku mięśni. Dodatkowo panie wypełniały kwestionariusz żywieniowy dot. pokarmów jedzonych w zeszłym miesiącu. Wyższy wskaźnik diety śródziemnomorskiej (ang. Mediterranean diet score, MDS), a więc większy stopień jej przestrzegania, wiązał się z wyższą gęstością kości w kręgosłupie lędźwiowym i większą masą mięśniową. Korelacja była niezależna od tego, czy kobiety przechodziły wcześniej hormonalną terapię zastępczą lub paliły. Nie zależała też od aktualnego poziomu aktywności fizycznej (mierzoną ją przez 6 dni za pomocą krokomierza). Odkryliśmy, że dieta śródziemnomorska może być użyteczną niemedyczną strategią zapobiegania osteoporozie i złamaniom u kobiet w wieku pomenopauzalnym. « powrót do artykułu
  20. Nie od dzisiaj wiadomo, że spożycie alkoholu negatywnie wpływa na naszą zdolność do oceny, czujność oraz wydajność podczas wykonywania zadań wymagających zwiększonej uwagi. Dotychczas jednak nie był znany mechanizm, który stoi za tymi zjawiskami. Dzięki badaniom przeprowadzonym na Uniwersytecie Stanowym w San Diego dowiadujemy się, dlaczego ludzie po spożyciu alkoholu uważają, że mają pełną kontrolę nad swoimi działaniami, mimo, że jej nie mają. Ksenija Marinkovic i jej współpracownicy przeprowadzili badania, w których pomagało im 18 młodych zdrowych ochotników. Badani siedzieli w urządzeniu do magnetoencefalografii, które obrazowało czynności elektryczne ich mózgu i wykonywali zadania zlecone przez naukowców. Ochotnicy wpatrywali się w ekran, na którym najpierw po jednej ze stron pojawiały się dwa kwadraty w tym samym kolorze. Następnie na środku ekranu wyświetlany dodatkowy migający kwadrat. Ten środkowy kwadrat był czasami tego samego koloru, co kwadraty z boku, a czasami był innego koloru. Zadaniem badanych było zignorowanie bocznych kwadratów, skupienie się na kwadracie środkowym i uruchomienie przycisku, którego kolo odpowiadał kolorowi środkowego kwadratu. Mimo, że badani dobrze rozumieli swoje zdanie, zignorowanie bocznych kwadratów nie było łatwe. Podświadomie przygotowywali się do działania, gdy tylko pojawiały się boczne kwadraty, które uruchamiały odpowiedź zanim jeszcze pojawił się kwadrat środkowy. Dobre wykonanie tego zadania wymaga więc udanego uruchomienia mechanizmów kontroli poznawczej, mówi Lauren Beaton, współautorka badań. Badani mieli wykonać zadanie zarówno wtedy, gdy byli trzeźwi, gdy podano im alkohol oraz gdy spożyli placebo. W tym czasie cały czas obrazowano fale beta i theta w ich mózgach. Fale theta odpowiadają za komunikowanie się różnych obszarów mózgu podczas procesu podejmowania decyzji. Z kolei fale beta są odpowiedzialne za kontrolę motoryczną i przygotowują mięśnie do poruszenia się. Innymi słowy, w opisywanym eksperymencie fale theta odpowiadały za decyzję, który przycisk odpowiada kolorowi wyświetlanego kwadratu, a fale beta odpowiadały za wysłanie sygnałów do mięśni. Badacze odkryli, że po spożyciu alkoholu fale beta się nie zmieniły, jednak znacznie spadła częstotliwość fal theta. Po spożyciu alkoholu maksymalna częstotliwość fal theta była o połowę mniejsza niż po spożyciu placebo, informuje Beaton. Zauważono też, że po alkoholu liczba prawidłowych decyzji co do wyboru koloru spadła o 5% w sytuacji, gdy boczne kwadraty nie odpowiadały kolorowi kwadratu środkowego. Co interesujące, czas reakcji był mniej więcej taki sam. To wskazuje, że negatywny wpływ alkoholu ma miejsce w momencie podejmowania decyzji, a nie uruchamiania motoryki. Innymi słowy, mózgowi wydaje się, że podejmuje właściwe decyzje w momencie, gdy są one błędne. Wyniki badań potwierdzają zatem, że połączenie spożycia alkoholu z kierowaniem pojazdem jest szczególnie niebezpieczne. Gdy kierujemy, zwykle robimy to automatycznie, robimy to bez zbytniego zastanawiania się nad poszczególnymi działaniami. Czasem jednak musimy nagle zareagować na niespodziewaną sytuację, na przykład, gdy inny samochód zajedzie nam drogę. Do tego właśnie potrzebujemy dobrze działającego mechanizmu wyłączającego automatyzm i włączającego świadomą kontrolę, która pozwoli nam uniknąć niebezpieczeństwa. Jednak gdy kierowca jest pod wpływem alkoholu, zdolność do takich szybkich zmian jest upośledzona, dodaje Beaton. « powrót do artykułu
  21. Poziom kwasów omega-3 jest lepszym prognostykiem ryzyka zgonu niż stężenie cholesterolu w surowicy. Zespół Williama S. Harrisa ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda określał wskaźnik omega-3 (zawartość kwasów eikozapentaenowego EPA i dokozaheksaenowego DHA w błonie komórkowej erytrocytów) u 2500 osób z Framingham Offspring Study. Okazało się, że, w porównaniu do grupy z najniższym wskaźnikiem omega-3, w grupie z najwyższym indeksem ryzyko zgonu z jakiejkolwiek przyczyny było obniżone aż o 34%. Na początku studium wszystkie uwzględnione osoby nie miały znanych chorób sercowo-naczyniowych. Naukowcy przyglądali się śmiertelności całkowitej, ale także zgonom m.in. z powodu chorób sercowo-naczyniowych czy nowotworów. Autorzy publikacji z Journal of Clinical Lipidology śledzili też powiązania wskaźnika omega-3 i zdarzeń sercowo-naczyniowych (śmiertelnych bądź nie): zawałów lub udarów. Akademicy opowiadają, że na początku badania średnia wieku wynosiła 66 lat; 54% grupy stanowiły kobiety. Losy grupy śledzono do wieku ok. 73 lat. W tym czasie odnotowano 350 zgonów: 58 z powodu chorób sercowo-naczyniowych, 146 z powodu nowotworów, 128 z powodu innych znanych przyczyn i 18 z nieznanych powodów. Naukowcy doliczyli się też 245 zdarzeń sercowo-naczyniowych. Okazało się, że wyższy wskaźnik omega-3 korelował z niższym całkowitym ryzykiem zdarzeń sercowo-naczyniowych (a także, po rozbiciu na podczynniki, zdarzeń sercowych i naczyniowych), niższą ogólną śmiertelnością i śmiertelnością nie z powodu nowotworów. Związki były generalnie silniejsze dla DHA niż dla EPA. Choć o korelacji między wyższym poziomem kwasów omega-3 i niższym ryzykiem zgonu wspominano w co najmniej 3 niedawnych badaniach, Harris i inni jako pierwsi porównali 2 czynniki ryzyka chorób serca: poziom cholesterolu w surowicy i wskaźnik omega-3. Wszyscy wiemy, że cholesterol z surowicy to ważny czynnik ryzyka choroby niedokrwiennej serca, a ponieważ stanowi ona główną przyczynę zgonu mieszkańców Zachodu, należałoby się spodziewać, że wysoki cholesterol będzie zwiastować wyższe ryzyko przedwczesnego zgonu. W przypadku naszych badań tak jednak nie było. Kiedy w tym samym wieloczynnikowym modelu wyjściowy poziom cholesterolu podstawiono za wskaźnik omega-3, nie zaobserwowano istotnych związków ze śledzonymi rezultatami (w przypadku wskaźnika omega-3 występowały zaś korelacje z 4 z 5 rezultatów). « powrót do artykułu
  22. Antropolodzy ze Smithsonian National Museum of Natural History i współpracujący z nimi międzynarodowy zespól ekspertów informują, że już około 320 000 lat temu we Wschodniej Afryce oddalone od siebie grupy ludzkie prowadziły handel, wymieniając się pigmentami i produkując coraz bardziej złożone kamienne narzędzia. Ten handel zmienił technologie i sposób życia obowiązujące wcześniej przez setki tysięcy lat. Dowody na prowadzenie długodystansowego handlu zdobyto na stanowisku archeologicznym w Basenie Olorgesailie w południowej Kenii. Znajdujące się tam artefakty wskazują, że ludzie zamieszkiwali te tereny przez ponad milion lat. Najnowsze badania, których wyniki opublikowano w Science, dowodzą, że do rozpoczęcia aktywności handlowej doszło w momencie, gdy region przeżywał znaczące zmiany środowiskowe. Dochodziło wówczas do trzęsień ziemi, które zmieniały krajobraz, oraz zmian klimatycznych, wskutek których ludzie doświadczali na przemian bardziej suchego i bardziej wilgotnego klimatu. Rozpoczęcie aktywności handlowej, związane z tym zmiany technologiczne oraz rozwój symbolicznej komunikacji pomogły przetrwać i zdobyć surowce potrzebne w zmieniającym się środowisku. Zmiana prowadząca do bardzo złożonych zachowań, które wymagały większych zdolności umysłowych i bardziej złożonych stosunków społecznych mogła w efekcie doprowadzić do wyodrębnienia się Homo sapiens z wczesnych gatunków człowieka, mówi Rick Potts, dyrektor Human Origins Program prowadzonego przez Muzeum Historii Naturalnej. Potts, który we współpracy z Narodowymi Muzeami Kenii od 30 lat prowadzi badania w Olorgesailie jest autorem trzech publikacji w Science, które dotyczyły wyzwań środowiskowych, na jakie musieli zareagować wcześni ludzie. Z kolei Alison Brooks, profesor antropologii z Washington University to główna autorka artykułu opisującego dowody na najwcześniejszą wymianę zasobów oraz wykorzystanie pigmentów. Kolejny z artykułów, autorstwa specjalistów z Berkeley Geochronology Center opisuje chronologię odkryć ze środkowej epoki kamienia. Wiemy, że ludzie zamieszkiwali Basen Olorgesailie już przed 1,2 milionami lat. Przez setki tysięcy lat wytwarzali pięściaki. W 2002 roku Potts, Brooks i ich współpracownicy odkryli pierwsze mniejsze, dokładniej wykonane narzędzia. Badania wykazały, że liczą one sobie 305-320 tysięcy lat. Były to narzędzia bardziej wyspecjalizowane niż pięściaki. Część z nich mogła służyć jako groty strzał, inne jako narzędzia do skrobania. Okazało się, że o ile pięściaki były wytwarzane z lokalnych kamieni, to mniejsze narzędzia powstały z obsydianu, który w okolicy nie występował. Szczegółowe badania składu chemicznego skał wykazały, że narzędzia mogły pochodzić z wielu różnych źródeł, znajdujących się w odległości od 25 do 90 kilometrów od Olorgesailie. To zaś sugeruje istnienie rozbudowanej sieci wymiany cennego materiału. Archeolodzy znaleźli też skały, z których można produkowano czarny i czerwony barwnik, wraz z dowodami, że skały te były przetwarzane na barwniki. Nie wiemy, jak barwniki te były używane, ale archeolodzy uznają wykorzystywanie pigmentów za początki złożonej komunikacji symbolicznej. Tak, jak dzisiaj barwienie ubrań czy flag służy podkreślaniu tożsamości, tak i w przeszłości barwniki mogły być pomocne w sygnalizowaniu pozycji w sojuszu i utrzymywaniu kontaktów z odległymi grupami, mówi Potts. Z kolei liczne dowody geologiczne, geochemiczne i paleobotaniczne wskazują, że około 360 000 lat temu na badanym obszarze dochodziło do wielu zmian środowiskowych. Wbrew wcześniejszym hipotezom, mówiącym, że wcześni ludzie stopniowo przystosowywali się do zmian środowiskowych, Potts i jego zespół twierdzą, że zmiany te stanowiły poważne wyzwanie dla mieszkańców Olorgesailie, wymuszając na nich zmiany technologiczne i społeczne, dzięki którym w trudnych czasach mogli zapewnić sobie dostęp do potrzebnych surowców. « powrót do artykułu
  23. Błonnik sprzyja bakteriom jelitowym korzystnym dla kontroli poziomu cukru we krwi. Podczas badań na osobach z cukrzycą typu 2. promowanie pewnej grupy bakterii przez dietę bogatą w różnorodne włókna skutkowało lepszą kontrolą poziomu cukru, większą utratą wagi i korzystniejszym lipidogramem. Autorzy badania opisanego na łamach Science wykazali, że jedzenie właściwych włókien rerównoważy mikrobiom. Wiele bakterii z przewodu pokarmowego rozkłada węglowodany do krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych, które odżywiają wyściółkę jelit, zmniejszają stan zapalny i pomagają w kontroli apetytu. Niedobór krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych powiązano z różnymi chorobami, w tym z cukrzycą typu 2. Podczas badania prowadzonego w Chinach prof. Liping Zhao i Yan Lam z Rutgers University oraz badacze z Uniwersytetu Jiao Tong w Szanghaju wylosowali chorych z cukrzycą typu 2. do dwóch grup. Grupie kontrolnej przekazano standardowe zalecenia. Drugiej grupie dawano zaś dużą ilość błonnika (poza tym diety były izoenergetyczne). Wszyscy badani zażywali akarbozę. Dieta bogata w błonnik zawierała pełne ziarna, tradycyjne produkty medycyny chińskiej o dużej zawartości włókien oraz prebiotyki. Pod koniec studium u pacjentów z grupy wysokobłonnikowej odnotowano większe spadki w zakresie 3-miesięcznej średniej poziomu cukru we krwi. Zauważono także szybsze spadki poziomu cukru na czczo oraz większą redukcję wagi. Dieta bogatsza we włókna sprzyjała tylko 15 ze 141 zidentyfikowanych szczepów bakterii wytwarzających krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe. Wskutek podwyższenia poziomu maślanów i octanów powstało lekko kwaśne środowisko, które ograniczyło liczebność populacji szkodliwych bakterii. Co istotne, poprawiły się produkcja insuliny i kontrola glukozy (wzrósł bowiem poziom glukagonopodobnego peptydu 1, co z kolei przekładało się na spadek stężenia hemoglobiny glikowanej HbA1c). « powrót do artykułu
  24. Badacze z Microsoftu poinformowali na oficjalnym blogu o stworzeniu pierwszego automatycznego tłumacza, który przekłada tekst chiński na angielski równie szybko i dokładnie co człowiek. Stworzenie maszynowego systemu tłumaczącego, który będzie dorównywał człowiekowi to marzenie wielu ekspertów. Nie przypuszczaliśmy, że uda się je zrealizować tak szybko, mówi Xuedong Huang, jeden z badaczy Microsoftu. Eksperci od dekad pracują nad maszynowym tłumaczeniem języków i przez większość tego czasu uważano, że maszyny nigdy nie osiągną takiej biegłości jak ludzie. Teraz wiadomo, że jest to możliwe. To jednak nie koniec prac nad systemami automatycznego tłumaczenia. Ming Zhou, dyrektor odpowiedzialny w Microsoft Research Asia za wydział przetwarzania języków naturalnych mówi, że do rozwiązania pozostało jeszcze wiele wiele problemów. Specjaliści mają zamiar m.in. przetestować swój system podczas tłumaczenia informacji prasowych w czasie rzeczywistym. System automatycznego tłumaczenia sprawdzano za pomocą Newstest2014. To zestaw składający się z około 2000 przypadkowo wybranych zdań z różnych źródeł prasowych. Zdania te zostały wcześniej przetłumaczone przez ekspertów. Zautomatyzowany system poddano wielokrotnym testom, a do każdego z nich wybierano po kilkaset zdań. Microsoft zatrudnił też grupę dwujęzycznych osób, które porównywały tłumaczenia dokonane przez maszynę z tymi wykonanymi przez zawodowych tłumaczy. Warto pamiętać, że tłumaczenie tekstu jest trudniejsze niż rozpoznawanie mowy. W przypadku rozpoznawania mowy oczekujemy, że maszyna da nam taki sam wynik jak człowiek. W przypadku tłumaczenia jest jednak inaczej. Istnieje wiele sposobów na powiedzenie tego samego, więc dwóch profesjonalnych tłumaczy może przełożyć to samo zdanie w inny sposób i obaj będą mieli rację. Tłumaczenie maszynowe jest znacznie bardziej złożone niż proste rozpoznawanie wzorców. Ludzie mogą użyć różnych słów na powiedzenie tego samego i nie będzie można stwierdzić, że tylko jeden z tych sposobów jest właściwy, wyjaśnia Zhou. « powrót do artykułu
  25. Dr Deivis de Campos z Laboratorium Ludzkiej Anatomii Federalnego Uniwersytetu Nauk o Zdrowiu w Porto Alegre zaprezentował dowody na to, że Michał Anioł umieścił w portrecie bliskiej przyjaciółki Vittorii Colonny swój autoportret, a konkretnie autokarykaturę. Autor publikacji z pisma Clinical Anantomy opowiada, że na wysokości brzucha modelki, w fałdach jej sukni, widać silnie przechyloną do przodu postać (wygląda ona tak, jakby właśnie rysowała szkic). Portret z 1525 r. znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Brytyjskiego. De Campos podkreśla, że autoportret Michała Anioła można wykorzystać do analizy prawdopodobnych wymiarów ciała artysty i jego stanu zdrowia w tamtym okresie. Brazylijczyk przypomina, że w czasach Michała artyści nie mogli podpisywać swoich dzieł, niewykluczone więc, że autokarykatura była czymś w rodzaju sygnatury. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...